108
rządku rzeczy, wydostają się na wierzch wady i zachwaszczają życie publiczne tak długo, aż się charakter narodowy spaczy.
Niezmierną ma doniosłość studyum wad ludowy cli. Niema to najmniejszego sensu, szukać w ludzie jakiegoś idy-licznego śpichrza cnót. Lud jest materyalistą na wskróś, a wyjątki od hołdowania grubemu materyalizmowi są na wsi jeszcze rzadsze, niż w mieście; więcej też na wsi jest rozpusty i rozluźnienia obyczajów, a we wschodniej Galicyi są okolice cuchnące Sodomą i Gomorą; istnieją też wsie, które sam lud nazywa złodziejskiemi; zbójectwo, opryszkostwo, jako poważane rzemiosło, istniało do niedawna, a odżyłoby niezawodnie, gdyby nie należycie wyćwiczona żandarmerya; mściwość, zaciekłość i skłonność do rozbestwienia są po wsiach u siebie w domu.
Polityczna monografia wsi nie potrzebuje jednak tego wszystkiego zbierać i klasyfikować, bo to są rzeczy rozumiejące się samo przez się, z któremi liczyć się trzeba tak samo, jak się liczymy z klęskami elementarnemu z deszczem, śniegiem i mrozem. Byle tylko nie być doktrynerem, będzie się patrzało na to wszystko z zimną krwią, a o ludzie, jako takim, nie można z tego wysnuwać żadnych wniosków. Nie jeslto bowiem sprawa ludowa, lecz ogólna ludzka. Człowiek jest skłonniejszy do złego, niż do dobrego i pod każdym włoskiem na jego czaszce tkwi jakiś zły instynkt; walczy z niemi rcli-gia, a wspierać ją w tej walce jest rzeczą cywilizacyi. Czem mniej cywilizacyi, czem płytsze pojęcie religii, tern więcej skłonności do złego. Jestto już tryumfem religii, gdy skłonność do dobrego równoważy się ze skłonnością do złego, a tryumfem cywilizacyi, gdy tak urządzi stosunki, żeby zło musiało się wstydzić i nie uważało się za czynnik panujący. Kto zaś ma więcej skłonności do dobrego, niż do złego (o ile go się nie wyrzeka jedynie przez obawę publicznego wstydu), ten jest już wykwitem wielkiej cywilizacyi; a jeżeli ktoś skłonność do złego wyrwał z siebie całkiem, taki jest aże świętym i kanonizuje go się, jako rzadki przykład udoskonalenia i opatrznościowy dowód, że człowiek stworzony jest jednak na podobieństwo
Stwórcy, skoro zdoła wznieść się tak wysoko. Z tego ogólnoludzkiego stanowiska spojrzeć wypada na etyczne wady ludu; lud musi być gorszym etycznie od uczonych i artystów, bo mniej koło niego pracowały Kościół i cywilizacya. A więc nie gorszmy się, że lud jest tak dalekim nielylko od świętości, ale nawet od przyzwoitości etycznej; jest takim, jakim go uczyniło zaniedbanie historyi. Nie wykryto zresztą dotychczas na wsi ani jednej takiej podłości, któraby nie znalazła sobie koleżanki w mieście i to nie wśród ludu miejskiego, ale wśród »dobrze wychowanych1. Te sprawy tedy nie nadają się dla polityka na żadne, a żadne kryteryum.
Chodzi nam jedynie o te wady, które wpływają bezpośrednio na tok publicznego życia. Na pierwszem miejscu wypada tu zadać sobie pytanie, czy wieśniak ma odwagę cywilną, czy też wtenczas tylko zuchem się staje, gdy się widzi w licznej kompanii? Nie o to tu chodzi, żeby skonsygnować, ilu jest w kraju takich, którzy potrafią w cztery oczy >postawić się panu staroście1, nie czekając, aż nadejdzie wiec i oklaskiem lub krzykiem będzie można tanim kosztem złożyć całopalenie swemu przekonaniu; tu się rozchodzi o rzecz bez porównania głębszą. Oto odwaga cywilna jest charakterystyczną cechą wybijającej się i świadomej siebie indywidualności, czem więcej zaś indywidualności w społeczeństwie, tern mniej pospólstwa. Gdyby tedy okazało się, że odwaga cywilna staje się w danej okolicy rzeczą zwyczajną, wnosilibyśmy stąd, że lud tamtejszy już nie jest pospólstwem. Odwagę cywilną uważam za najprzedniejszą cnotę polityczną, za znicz historycznego postępu Ł). Nawiasem mówiąc, najwyższym jej stopniem jest odwaga okazana względem równych sobie. Czy zdarza się gdzie na wsi, że włościanin oponuje całej gromadzie, na niepopularność się
Rarytasem była ta cnota u szlachty XVIII wieku; dziś rarytasem jest u mieszczaństwa. Antytezą odwagi cywilnej jest manija popularności, która niegdyś kwitnęla na szlacheckich sejmikach, a dziś porwała nasze miasta w opętany taniec.