obowiązek publiczny. Ale to nie jest sprawa polityczna, więc jej tu nie rozwijam; zaznaczam tylko, że jeżeli wobec wzrastającej oświaty ludności męskiej płeć biała będzie na wsi dalej taką samą, wisi nad narodem poważne niebezpieczeństwo zdemoralizowania ludu wiejskiego.
Oto rejestr szeregu pytań wymagających odpowiedzi, zanim będziemy dostatecznie przygotowani do kierowania ludem w imię dobra pospolitego.
Praca to olbrzymia. Byłaby mozolną i trudną nawet w takim razie, gdyby polityczna nasza mapa znajdowała się w stanie normalnym; kilkakroć inozolniejszą staje się przez to, że mamy do czynienia z prowincyą utworzoną sztucznie z okrawków kilku prowincyj historycznych. Galicya jest pod tym względem czeniś monstrualnie nienaturalnem; dopóki w polityce przeważa zasada centralizacyi, prowincyą ta musi niedomagać. Przy dokładniejszem badaniu pojęć ludowych okaże się, co za szalone różnice są między Podhalem a Mazurami, Grębowiakami, Głuchoniemcami, Krakowiakami i t. d., nie mówiąc już o znanej zresztą powszechnie zasadniczej różnicy Polaków a Rusinów, (pracowitych a próżniaków, spieszących na pole o świcie, a wlokących się tam o godzinie ósmej).
Byłoby wielkim błędem, poznawszy jednę okolicę, generalizować i wysnuwać wnioski tyczące się całego kraju, a choćby tylko zachodniej Galicyi. Trzeba poznać -wszystkie okolice, zebrać podobieństwa, a pooddzielać różnice. Zaiste olbrzymia praca, ale innej drogi do znawstwa ludu niema.
Metodyczne rozpatrzenie sprawy ludowej wiodło nas często daleko poza chłopskie szranki; metodyczne jej załatwienie odczułby błogo cały naród, wszystkie jego warstwy i wszystkie narodowe sprawy. Cokolwiek ma związek z imieniem pol-skiem, wszystko się zepsuje lub poprawi stosownie do tego, jak tę kwestyę załatwimy. Same zaś dobre chęci gotowe nam wybrukować istne piekło, jeżeli nie wysuniemy na pierwszy plan w życiu publicznem litylko znawstwa przedmiotu.
Obłóżmy klątwą uważanie ruchu ludowego za rewolucyjny; klątwą też obywatelską obłóżmy wzajemne zarzucanie sobie złej woli; patrzmy objektywnie i na sprawę całą i na siebie samych wzajemnie. Niechaj sprawa ludowa przestanie być przedmiotem szykany stronniczej, środkiem dokuczania sobie, a lud narzędziem w politycznej walce. Bierzmy rzeczy takiemi, jakiemi one są na wsi; a gdy dla nich wszelkie libe-ralizmy, konserwatyzmy i t. p., są czwartym wymiarem, bądźmy z tego radzi i nie utrudniajmy sprawy. Dobrze nam, póki lud jest nieczułym na takie hasła abstrakcyjne; gdyby je przyjął do swego toku myśli, przekręci je w straszliwy sposób. Nie wprowadzajmy ludu lekkomyślnie na równię pochyłą, na której któż go potem powstrzyma?
Nie załatwiajmy za pomocą ludu swoich własnych (często urojonych) politycznych potrzeb, ale odłóżmy swoje krewkości i polityczne nawyczki, żeby się poświęcić spokojnemu
8