Skromny w rozmiarach tom Nałkowskiej „Medaliony" jest jednak tak uderzającym zjawiskiem literackim, że zmusza krytyka, by najpierw wyzwolił się od sądu: cóż to za wspaniała książka! Tych kilkadziesiąt stron oszczędnej prozy, tak ściśliwej i zwartej, jakby wydobytej spod prasy wszystkich ciśnień obozowej grozy, to na pewno najbardziej wartościowy artystycznie i przejmujący moralnie dokument, przeciwstawiony tej grozie przez nasze piśmiennictwo powojenne.
Nie ma nic bardziej kuszącego, ale też i niebezpiecznego jak temat okrucieństwa i obozów. Czy umiemy odróżnić, nawet u najlepszych, pokąd sięga ich kunszt pisarski, a gdzie się rozpoczyna żywe, nieprzetrawlone mięso tematu? Nałkowska nie daje się wciągnąć w lej owego tematu. Staje na jego brzegach, obchodzi z wolna i dociekliwie poszarpaną linię spustoszenia uczynionego przez okupację w ludzkich sercach, a Jeśli nawet pochyla się nad głębią, to z twarzą czystą od czadu tych okrutnych lat. W tym temacie i dyskrecji jest jej wielki zwycięstwo artystyczne. Po „Medalionach" proszę przeczytać którekolwiek z opowiadań Zalewskiego czy Bratnego, zrozumiecie, co znaczą słowa o twarzy wolnej od czadu..
Nałkowska osiąga wrażenie powszechności przedstawionych przez siebie wydarzeń. Wynik, jakiego nikomu z piszących o okupacji nie udało się osiągnąć w sposób prosty, a mistrzowski.
Fakty, tylko fakty - lecz ujęte przez wielki artyzm, tak, że każdy z nich, nie zatracając niczego ze swej jednostkowej i jednokrotnej wyrazistości, daje obraz typowy, staje się syntezą.
Technika Nałkowskiej jest przy swojej przejrzystości bardzo misterna. Jednopłaszczyznowy świat okrucieństwa i barbarzyństwa niemieckiego - przy dokładniejszej analizie - okazuje się kilkuwarstwową kondygnacją, która przecinając się wielokrotnie, tworzy wypukłą i doskonale bryłowatą, trójwymiarową całość. Mamy w tej całości niejako trzy warstwy, trzy wymiary tej rzeczywistości.
Jedna warstwa to bezpośrednio w pierwsze osobie, podawane relacje uczestników koszmarnych wydarzeń. Jest to pierwsza, podstawowa rzeczywistość widziana na pół ślepymi oczyma tych prostych ludzi różnej narodowości i płci, ale tego samego pochodzenia klasowego: dzieci ludu. Wszyscy oni ujawniają tylko najdostępniejsze im fragmenty przeżyć, wszyscy, pełni spokoju i rzeczywistości, jaki jest im dostępny, a którego związku z całością nie ogarniają i nie usiłują ogarnąć.
Pomiędzy warstwy opowiadań, włożonych w usta zeznających, wdziera się inna warstwa, odautorski komentarz: wymiar obiektywnej rzeczywistości. Nałkowska konkretyzuje tło i urealnia obraz przedstawionego świata.
Ten upiorny spokój zewnętrznej rzeczywistości w połączeniu z wewnętrznym światem przesłuchiwanych, zawierającym tylko zastygłe szczątki zobojętniałych już przeżyć, stwarza przejście do trzeciej rzeczywistości.. Namiętność, oskarżenie, trzymane na uwięzi artystycznego umiaru, są jak dynamit zmagazynowany w warstwach podziemnych, który wybucha, kiedy przyłożyć do lont myśli. Trzecia rzeczywistość Nałkowskiej nie leży na powierzchni. Mieści się poza tekstem. Jest to rzeczywistość myśli, która zbiera odłamki zaobserwowanych scen i przeżyć, unieruchamia je w rzeźbionym kształcie medalionów, po czym naucza rozumieć i potępiać. Ten trzeci wymiar, który wyrasta z dwóch poprzednich, cząstkowych, jest już wymiarem całości. Ogarnia całość wojennej rzeczywistości szerzej niż by to zdołał uczynić najbardziej skrupulatny i dokładny reportaż. Przemawia milczeniem. Milczenie ma wartość tam, gdzie najmocniejsze nawet słowo będzie za słabe.
Już na pierwszy rzut oka widać, że wiedza o epoce w „Medalionach" powstaje z sumowania się, nakładania się na siebie surowych, konkretnych, ostro zarysowanych obrazów mających walor autentyczności. W opisie tych sytuacji nie ma żadnej ekspresji, patetycznych wyrazów współczucia dla mordowanych, lirycznych refleksji, zbyt rozległego komentarza autorskiego. Wszędzie dominuje rzeczowa, pozornie beznamiętna, ścisła relacja o zdarzeniach, protokolarny opis miejsc, ludzi, ich zachowania się. Zestawienie obrazów bardzo często na zasadzie kontrastu, miało w swoim założeniu być, i było rzeczywiście, najbardziej wymowne.
Nikt dotąd nie opisał Niemców tak, jak to uczyniła Nałkowska w „Medalionach". Nie spotykamy niebieskookich cherubinów z panieńską cerą i kańczugiem w ręku, jasnowłosych esesmanów z twarzami pięknych diabłów. Maniera okupacyjnej prozy przedstawiająca hitleryzm