Problemem dla zachodu byt fakt, że niewiele wiedziano o rebeliantach, kim tak naprawdę są. Libia to społeczeństwo różnorodne na tyle, że trudno określić czy wśród teoretycznie prodemokratycznych buntowników nagle nie wyłoni się premier radykalny, który będzie nowym Kadafim. Sama rada tymczasowa musiała przyznać, że nie zawsze w pełni kontrolowała rewolucję, przez co również rewolucjoniści łamali prawa człowieka wobec lojalistów Kadafiego. Zachodowi trudno było nieść pomoc nie do końca pewnym sojusznikom. Tożsamości przywódców są już lepiej znane, m.in. dzięki ich spotkaniu z Hilary Clinton.
Kadafi i jego reżim mogli czerpać nadzieję z faktu, że jedność natowskiej koalicji budziła wątpliwości, gdy w czerwu Włosi proponowali by zaprzestać ataki na Libię aby dostarczyć cywilom większej pomocy humanitarnej. W podobnym czasie Izba Reprezentantów USA odrzuciła rezolucję autoryzującą dalszy udział USA w tej akmpanii militarnej. Jednak jak sie okazło, te rozbieżności nie zagroziły misji libijskiej. W pewnym sensie przełom w konflicie był konsekwencją pozornego imoasu jaki panował na polu walki przez długie miesiące, ale który w dłuższej perspektywie faworyzował rebeliantów. Ciaała aktywność lotnictwa NATO uniemożliwiała wojskom Kadafiego podejmowanie szeroko zakrojonych akcji zaczepnych przy użyciu broni ciężkiej i przynosiła stopniową degradację ich siły bojowej oraz zaplecza logistycznego. Z drugiej strony, rebelianci zyskiwali cenne doświadczenie bojowe oraz wiedzę taktyczną, rezygnując z bezmyślnego parcia do przodu jak miało to miejsce w początkowej fazie wojny i dbając o zabezpieczenie zdobytych terenów; wykazywali przy tym niesłabnące morale, podczas gdy poszczególni dowódcy Kadafiego podobno skarżyli się na niedobory amunicji, paliwa i żywności. Ponadto reżim Kadafiego dość niespodziewanie dla siebie musiał walczyć na kilku frontach równocześnie, nie doceniając najwidoczniej sił przeciwników. Ofensywę rebeliancką na pewno w dużym stopniu umożliwiło nasilenie amerykańskiej aktywności w powietrzu wokół Trypolisu.