Perspektywy socjologiczne
Zanim przejdziemy do dyskusji nad tym, jakie korzyści może wnieść podejście socjologiczne do naszego rozumienia muzyki, pomocnych może się okazać kilka wstępnych uwag na temat teorii socjologicznych. To ważne, przede wszystkim dlatego, że niektóre z nich mogą pojawić się w wielu punktach tej książki, ale też dlatego, że, jak wynika z mojego doświadczenia, niektóre idee w ich podstawowych założeniach nie zawsze są poprawnie rozumiane. W rzeczy samej, niezwykle żywa jest opinia, że wszystko, co się mówi i pisze o społeczeństwie jest socjologią. Wszyscy samozwańczy krytycy i „naprawiacze świata” są notorycznie przedstawiani przez media jako socjologowie, pomimo ich braku kwalifikacji w tej dziedzinie i ewidentnego braku znajomości rzeczy. Smutne jest również to (musi to zostać wreszcie powiedziane), że czasami sami socjologowie prezentują iście ułańską fantazję w kwestiach dotyczących granic swej dyscypliny. Działalność wszystkich tych ludzi tylko wpływa na rozpowszechnienie opinii o socjologii, że jest mniej niż spójnym przedmiotem, do którego wszystko „się nadaje”.
Ja nie podzielam tego stanowiska. Moje wstępne założenia są takie, że jeśli socjologia, tak jak każda inna dziedzina, chce być nazywana dyscypliną akademicką, to zarówno jej cele, jak i specyficzna natura zjawisk, którymi się zajmuje, musi zostać dokładnie zdefiniowana. Może to się odbyć poprzez rozpatrzenie pozycji socjologii wśród innych dyscyplin humanistycznych.
Socjologia nie jest, jak np. ekonomia, nauki polityczne czy prawo, związana z pewnym dokładnie określonym zestawem działań społecznych. Dostarcza raczej konkretną perspektywę patrzenia na wszystkie te działania umożliwiającą wzrost świadomości o nich i ich rozumienie. Tak więc skoro mamy socjologię procesów ekonomicznych, polityki, prawa i ia, dlaczego więc nie może istnieć socjologia muzyki? Zasadnicze pytanie dotyczy natury tej koncepcji: co determinuje spojrzenie socjologa badającego ludzką aktywność i
społeczeństwa, w których żyje człowiek? Na pierwszy rzut oka niemożliwe wydaje się, by dać na to pytanie prostą i jasną odpowiedź. Będzie się tak działo dopóty, dopóki socjologowie nie pogodzą się w kwestiach, w których notorycznie wiodą spory, a mianowicie odnośnie celów dyscypliny, teorii, które powinny inspirować badania społeczne, oraz metod, według któiych takie studia powinny być prowadzone. Tego typu skazy dotyczą nie tylko socjologii, ale spotykane są na gruncie każdej nauki, wśród praktyków każdej dyscypliny, przenikają także do opinii publicznej (co więcej, może być to metoda obrony socjologii przed zarzutem „niedojrzałości”; intensywność takich dyskusji odzwierciedla poziom teoretycznego zaawansowania nie zawsze spotykany w ekonomii czy psychologii). Oprócz głębokich sporów konieczne jest, by zidentyfikować też strach towarzyszący pracy każdego, nawet najmniej wytrenowanego socjologa.
Tego typu badania, począwszy od analizy apokaliptycznych wielkich teorii jak strukturalistyczny marksizm po szczegółowe badania struktury dialogu, prowadzone są na bazie podstawowego wrażenia, że słowa, myśli i czyny każdego pojedynczego bytu ludzkiego są ufundowane na głęboko zakorzenionej naturze warunków społecznych, w których się pojawiają. Co za tym idzie, po to, by zrozumieć to co wcześniejsze, musimy badać to co zdarzyło się ostatnio.
Jak będziemy mogli zauważyć, taka perspektywa nie prezentuje koncepcji, według której byty ludzkie postrzegane są jako marionetki, za których sznurki pociągają wielkie mechanizmy rządzące społeczeństwami lub że każdy indywidualnie kopiuje cliarakterystyczne elementy kontekstu kulturowego, w jakim się porusza. Myśliciele socjologii wkładają duży trud, by wyrazić zakres, jaki musimy wchłonąć lub „zinternalizować” elementy naszej kultury i że sposoby myślenia, działania i odczuwania, któiych się dopuszczamy, są normalne i naturalne i że stają się prawdziwie widoczne w
2