DALSZE LOSY EDWARDA I BELLI <!>
Historia została napisana i wymyślona przeze mnie są to dalsze losy Edwarda & Belli. Miłego czytania.
ROZDZIAŁ I
Ranek jak to ranek w Forks rozpoczął się gęstą mgłą. Powoli mam dosyć tej pogody- pomyślałam gładząc ręką różowe policzki śpiącej Renesme. Była taka mała… tak delikatna jak pierwsze płatki śniegu. Boję się ją skrzywdzić. Nie panuje jeszcze do końca nad moimi wampirzymi zdolnościami. Dokucza mi cały czas pragnienie, które pali moje gardło. Jej serce bije w równym tempie, które koi moje myśli. Spojrzałam na zegarek.
Już późno. Czas ją obudzić… jednak nie chce. Chcę żeby, choć na chwilę zapomniała o niebezpieczeństwach czających się na każdym kroku. - Nessie - cichutko zadźwięczał mój głos. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że moje ciało wygląda jak u supermodelki a głos brzmi tak melodyjnie… - Nessie - powtórzyłam już trochę głośniej. -Kochanie pora wstawać.- Powoli zaczęła otwierać swoje oczka. - Już wstaje- ziewnieła. Uśmiechnęłam się na widok jej determinacji w stosunku do porannej pobudki. Wzięłam ją na ręce była lekka jak piórko.- Gdzie tata? - Spytała. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jestem sama w domu. Nikogo nie było oprócz mnie i Renesme. Hmmm…, ale gdzie może być Edward? - Nie wiem kochanie.- Nie było sensu jej okłamywać.
- Ah…westchnęła na moją odpowiedź. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Szłyśmy właśnie do salonu, gdy usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi. To Alice … pomyślałam. Posadziłam Renesme na kanapie w salonie a sama poszłam otworzyć drzwi. Tak naprawdę to wiedziałam, że nie ma sensu to całe pukanie i otwieranie drzwi, bo Alice mogłaby z łatwością je wywarzyć. Jednak szanują moją prywatność. To miło z jej strony. Otworzyłam drzwi. Alice uśmiechnęła się do mnie łobuzersko. Niestety… wiedziałam, co to oznacza. Zakupy. Czyli rutyna. Co piątek rano jeździmy z Alice do Syattle. Nie sprawia mi to przyjemności, ale Alice jest wniebowzięta, że ma, z kim buszować po sklepach. Rosalie woli majsterkować przy samochodach garażu. Odwzajemniłam jej uśmiechem.- Gotowa?- Zadygotała ze szczęścia/podniecenia.
-Nie.-Odpowiedziałam ze złowrogim uśmieszkiem.-Gdzie Edward?- Zorientowała się nagle Alice.- Nie wiem- Odpowiedziałam szczerze.- Nie możemy jechać na zakupy, ponieważ nie ma, kto zająć się Nessie… -Mimowolnie się uśmiechnęłam.- Eh…-warknęła Alice.- Tego nie przewidziałam. A Carlise?- Spytała z nutką nadziei-Nie, on jest w pracy głupolu.- Zachichotałam.- Esme? -Na polowaniu z Jasparem i …na śmierć zapomniałam.! Z Edwardem.- Taaak… faktycznie. Ale jest Emmet! - Nie!- Stanowczo zaprotestowałam.- Nie z nim. Ma zbyt głupie pomysły! Nie nadaje się na niańkę!- Warknęłam. Nagle coś ciepłego dotknęło moich nóg. Nessie przydreptała do nas ucieszona od ucha do ucha. Byłam zbyt zajęta przekłucaniem się z, Alice, że na śmierć o niej zapomniałam.- Chcę zostać z wujkiem Emmetem!- Zażądała stanowczo Renesme. Alice wzięła ją na ręce i niemal, że w tym samym momencie zrobiły minę bezdomnego psa.- Nie tylko nie to!- Zaśmiałam się. Jednak one pozostały w tej samej pozycji. Kurcze….- Pomyślałam. Ta mina działa na mnie jak narkotyk. Podwójna dawka to stanowczo za dużo jak na jeden dzień.- No już dobrze, zgadzam się, ale przestańcie robić tą głupią minę!- Zaśmiałam się. Alice aż podskoczyła z radości omal nie upuszczając Nessie. Obie zaczęły tańczyć w holu. Zabawne, nawet jako wampir nie mogę oprzeć się temu spojrzeniu. Wzięłam Nessie na ręce i zaniosłam do jej pokoju. Szłam wolno, jak na moje wampirze zdolności. Musiałam ćwiczyć, chciałam iść na studia a tam musiałam się w pełni kontrolować i zachowywać jak człowiek. Edward odradza mi żebym już w tym semestrze zaczęła szkołę, ale ja myślę, że jestem już dość silna. Najwyżej ucieknę. Rozbawiła mnie ta myśl i uśmiechnęłam się sama do siebie. Położyłam Nessie na łóżku i podbiegłam do komody. Ja nie potrzebowałam ubrań, ponieważ nawet w temperaturze ujemnej nie jest mi zimno. Co innego Renesme. Jest w połowie człowiekiem w połowie wampirem. Trzeba ją ubrać jak należy, bo inaczej się przeziębi. Ubrałam ją w gruby sweter, kurtkę, ocieplane spodnie, gumowce, i czapkę z daszkiem. Wyglądała uroczo. Podobny kuplecik zapakowałam do torby. Nigdy nie wiadomo, co ten zgrywus wymyśli. Wzięłam małą na ramiona i zeszłam na dół gdzie czekała Alice.- Gotowa?- Spytała podniecona.- Tak- odparłam ze wstrętem w głosie. Wiedziałam, co mnie teraz czeka…