Szwedzki Falconer nigdy nie był zespołem, o którym byłoby bardzo głośno. Wydawać by się mogło, że ukoronowanie ich wysiłków i większa rozpoznawalność, kilka razy były już za zakrętem, ale widocznie czegoś zabrakło by wejść weń ze zdecydowaną pewnością. Nie chodzi o muzykę, by ich power metal o folkowym zabarwieniu ujmy nie przynosi. Może to kwestia pecha? Nie dana im będzie zmiana tej sytuacji, gdyż zespół niedawno ogłosił definitywne sprzątnięcie zabawek i zejście ze sceny. Zegnają się udanym albumem "From A Dying Ember". Przy owej okazji rozmawiamy z założycielem grupy, Stefanem Weinerhallem.
(Coś, co mną pokieruje
HMP: Zakładając Falconer wszyscy mieliście już doświadczenie w innych zespołach. Jakie założenie przyświecało tej grupie?
Stefan Weinerhall: Masz rację, zarówno Karsten (Larsson, perkusja - przyp. red.) jak i ja występowaliśmy wcześniej w zespole Mithotyn. Było nam w nim zupełnie dobrze, ale chciałem grać coś bardziej heavy metalowego, z czystymi wokalami. Nasza wytwórnia płytowa zamknęła się w 1999 roku więc poczuliśmy, że była to okazja do rozwiązania zespołu i zajęcia się muzyką której naprawdę słuchałem.
Początkowo nie planowaliście grania koncertów/ ale zmieniło się po sukcesie pierwszego albumu.
Występy na żywo nigdy nie mnie pociągały. Nie należę do ekstrawertyków, nie lubię się lansować i skupiać na sobie uwagę. Chcę pisać muzykę, tylko tyle. Sukces debiutu był jednak na tyle duży, że dostaliśmy powrażne oferty ze strony różnych festiwali i trudno było odmówić. Połechtali nasze ego i zdecydowaliśmy się iść za ciosem.
Zaskoczyło was to, jak dobrze został przyjęty wasz debiut?
Tak, zwłaszcza, że nie byłem przekonany co do tego, czy udało mi się taką muzykę jaką chciałem. Było w tym niej dużo melodii, a Mathias (Blad, wokal - przyp. red.) swroim śpiewrent wcale nie czynił całości bardziej metalową. Uważałem, że album jest dobry, ale nie brzmi tak mocno jakbym chciał. Z pokorą muszę jednak zauważyć, że pewnie to było powodem, dla którego się wyróżniał.
Niedługo po wydaniu drugiego krążka Mathias opuścił zespół. Przyczyną był rzeczywiście konflikt harmonogramów/ jak to wtedy komunikowaliście?
Wiesz, nie byłoby żadnych problemów' z kalendarzem, gdybyśmy nie zdecydowali się wtedy na pow'ażnie zostać zespołem koncertującym. Dostawaliśmy propozycje z Wack-en Open Air. Bang Your Head i od różnych kapel oferujących nam miejsce supportu. Chcieliśmy z tego skorzystać! Pragnęliśmy sprawdzić, czy będziemy w stanie wykorzystać taką szansę. Mathias pracował w owym czasie z wieloma projektami oraz w teatrze, więc nie miał dla nas czasu wr wreekendy.
Stawaliśmy się coraz bardziej sfrustrowani. Zdecydowaliśmy, że chcemy grać i skorzystać z możliwości i, że jest to ważniejsze od Mathiasa. Zmieniliśmy wokalistę a chwilę po tym przestaliśmy dostawać propozycję koncertów', (śmiech)
Jakie inspiracje wpłynęły na wykształcenie się stylu Falconer jaki znamy, z silnie zaznaczonymi elementami folklorystycznymi?
Właściwie to żadne zewnętrzne inspiracje mi nie przyświecały. Folk zawsze był moim stylem i jedyne co zmieniło się w podejściu do komponowania pomiędzy Mithotyn a Falconer. było to, że zacząłem się pisać więcej melodii dla wokalisty oraz dbać o bardziej rozsądne tempa. Sprężyć musiałbym się, gdybym miał tworzyć muzykę nie nasiąkniętą folkiem. Nie byłoby to w moim stylu.
Szwecja posiada bogatą tradycję zespołów rockowych i metalowych. Myślisz/ że to dobre miejsce do prowadzenia zespołu?
Chyba nie korzystamy z tych wszystkich dobrodziejstw' - mieszkając w małym miasteczku prawie nie gramy na żywo i rzadko mamy kontakt z innymi zespołami. Podziemna scena death metalowa w latach 90-tych była całkiem spora, i w dużej mierze opierała się na pisaniu do siebie listów'. Działo to się jednak zanim na dobre zacząłem odnosić jakiekolwiek sukces)' w muzyce.
W ioii roku wydaliście album "Armod" zaśpiewany w języku szwedzkim. Opowiesz jak do tego doszło?
Pomyślałem, że musimy zrobić coś nowego aby nie powtarzać się po raz kolejny. Muzyka folk zawrze była w nas silna i zdarzało nam się wcześniej wtrącić coś w tym stylu po szwedzku. Dlaczego więc nie pójść na całość i nie wydać materiału w całości zaśpiewanego w naszym języku? Tak zrobiliśmy i dzięki temu osiągniemy pewną oryginalność. Przy kolejnej płycie znowu robiliśmy coś innego, bo "Black Moon Rising" to nasz najbardziej metalowy, a jednocześnie najmniej folkowy materiał.
Niedawno Opeth zrobili coś podobnego/ ich ostatnia płyta ma swoją szwedzką wersję. Obecnie jest to niczym przełomowym. Wydając "Armod" obawialiście się potencjalnej reakcji odbiorców?
Nie, raczej nie. Czułem, że płyta może sprzedać się nieco mniej egzemplarzy ze w-zględu na język oraz na to, że fani power metalu preferują raczej szybkie tempa których "Armod" był pozbawiony. Niczego poza tym się nie obawiałem.
FALCONER