143
Recenzje
i w odległości kilkuset metrów gaz ten nie jest już zbyt groźny. Tymczasem wadomo, że przy tej wysokości kominów, w terenie płaskim w przeciętnych warunkach pogodowych maksymalne stężenie S02 występuje w odległości 8—10 km, a :atem początkowo rośnie w miarę oddalania się od emitora. K. F. Wentzel* pisząc o rozprzestrzenianiu się zanieczyszczeń posługuje się określeniem „emisje”, co jest dziś niedopuszczalne, bowiem całkowicie inaczej rozprzestrzeniają się pyły a inaczej gazy, o czym autor nie wspomina. W efekcie nie bardzo wiadomo, o co chodzi np w stwierdzeniu, że „maksymalne wydalanie emisji” następuje na odległość bęiąca 10—15-krotnością wysokości komina (nieprecyzyjny przykład stwarza tu jeszcze dodatkowe niejasności — czy na tej odległości występuje maksimum stę-żeiia czy jest to maksymalny zasięg?).
Między innymi z powyżczych przyczyn wiele dalszych wywodów K. F. Wen-tzela jest nie do przyjęcia. Przykładowo postulując zakładanie na terenach przemysłowych „jak najwięcej ciągów zieleni” dla ochrony przed zanieczyszczeniami, nie wspomina o dziś już powszechnie znanym fakcie, że ciągi takie często przyczyniają się do lokalnego wzrostu zanieczyszczenia, bowiem hamują przewiewność, a zwiększają wilgotność i nierzadko większą korzyść odnosi się, wycinając zieleń ju: istniejącą.
O dezaktualizacji omawianej pracy można też mówić w sensie ogólniejszym. Wiele w zamieszczonych w niej luźnych faktów doczekało się już zsyntetyzowa-nia, pewne zjawiska widzi się we wzajemnym powiązaniu. Na przykład autorzy piszący na temat stosowania pestycydów w rolnictwie nie dostrzegają problemu ogólnej chemizacji krajobrazów, który obecnie rozpatruje się w skali globalnej.
Drugi mankament omawianej pracy to jej „zaściankowość”. Autorzy zachod-nicniemieccy jedynie w kilku przypadkach powołują się na wyniki badań przeprowadzonych poza RFN. Być może chodziło o ułatwienie rodzimemu czytelnikowi pogłębienia wiedzy o interesujących go zagadnieniach szczegółowych.
Z kolei zauważyć trzeba, że publikacja ta pod względem treściowym jest wyjątkowo niespójna. Najlepszym na to przykładem jest fakt, że nie widać w niej jecnolitej percepcji pojęciowej krajobrazu. Na wstępie co prawda mówi się
0 ekologicznej koncepcji krajobrazu C. Trolla, ale najwyraźniej bez zrozumienia jej sensu. W efekcie każdy z autorów jak się można zorientować, rozumie krajobraz inaczej, przy czym wielu w sposób skrajnie fizjonomiczny. O. Berninger na końcu pierwszego rozdziału, w którym wiele pomieszania pojęć i dziwnych prób pogodzenia poglądów K. Paffena iC. Trolla z poglądami H. C a r o 1 a, zapowiada ujęcie tematu z punktu widzenia ekologii krajobrazu, ale już w następnym rozdziale (Historia krajobrazu) sam przechodzi na pozycję fizjonomiczną.
Ze wszystkich tych niedoskonałości dobrze zdał sobie sprawę redaktor wydania polskiego Z. Obmiński i opatrzył pracę licznymi przypisami. Niestety, przypisy te nie ratują książki, raczej obnażają jej słabe strony.
Pora ustosunkować się do wkładu polskich autorów. Rozdziały napisane przez A. S. Kostrowickiego, S. Kozłowskiego, L. Jastrzębskiego
1 E. W i ę c k o korzystnie wyróżniają się na tle opracowań autorów zagranicznych. Zademonstrowali oni ujęcia w pełni nowoczesne, oparte na wszechstronnej znajomości interdyscyplinarnych problemów sozologicznych, zawierające wiele ciekawych poglądów na temat obecnego stanu wiedzy o ochronie i kształtowaniu krajobrazu oraz wynikających stąd potrzeb działania praktycznego i naukowego. Warto podkreślić, że są to ujęcia odmienne od tych, jakie inni autorzy pod zbliżonymi tytułami pomieścili w zbiorowym dziele Ochrona przyrodniczego środowiska człowieka, pod red. W. Szafera i W. Michajłowa.
Nie ma tu możliwości ustosunkowania się do pracy każdego autora z osobna, dla:ego ograniczę się do kilku uwag na temat rozdziału Problemy gospodarki środowiskiem przyrodniczym a ochrona krajobrazu w Polsce napisanego przez S. Ko-