Sundhat, Czerwone i czarne
ter (i autor!), więc za czynione przezeń zło (nieuczciwość) winić należy otoczenie, nie bohatera. Pod tym względem Stendhal jest nieodrodnym synem romantyzmu...
Podobnie jak wówczas, gdy opisuje nieco histeryczną scenę nocnej wizyty Juliana u pani de Renal po ponadrocznym pobycie w seminarium. Nie sposób odmówić autorowi tym razem przenikliwości w analizowaniu dręczących bohatera myśli, podobnie jak nie sposób uwierzyć mu, gdy maluje nagłą miłość Juliana. Ta przemiana -ambicjonata w namiętnego kochanka - nie jest zbyt przekonująca...
Znacznie subtelniej prowadzi Stendhal narrację dotyczącą powolnego zadomowiania się Juliana w pałacu margrabiego de la Mole, u którego został sekretarzem; szczególnie pomysł tego ostatniego, by traktować Juliana jako swego sekretarza, gdy ten nosi surdut czarny, zaś - jako człowieka dobrze urodzonego, gdy nosi niebieski, wprowadza do powieści wiele interesujących sytuacji. Nade wszystko jednak rozwój romansu między panną de la Mole a Julianem jest dowodem talentu i znajomości ludzi Stendhala. Poczynając od początkowej niechęci i braku zainteresowania zimną panną, której uroda nie zrobiła na Julianie wrażenia, poprzez jego uświadomienie sobie, że podoba się ona innym, podczas gdy sama ich odpycha i gardzi nimi - zaczyna się w nim budzić zarówno ambicja zdobycia jej, jak pewien rodzaj uczucia do niej.
Stendhal zdaje się podziwiać coraz bardziej swego bohatera i, zarazem, nieco gubić w argumentach. To, jak Julian odpowiada na komplement panny de Mole, wygłoszony publicznie, na balu:
Jest pan filozofem (...) patrzysz na te bale, festyny, jak mędrzec, jak Jan Jakub Rousseau. Szaleństwa te raczej dziwią cię, niż pociągają. Jedno słowo ugodziło wyobraźnię Juliana i wypędziło z jego serca wszelką iluzję. Usta jego przybrały wyraz przesadnej może wzgardy. - Jan Jakub jest dla mnie głupcem, kiedy sili się wyrokować o wielkim świecie; nie rozumiał go i mierzył go duszą lokaja i parweniusza (rozdz. XXXVIII, s. 247)l94.
Vous etes un sagę (...) reprit-on avec un intćret plus marąuć; vous voyez tenis ces bals, toutes cesfetes, comme un philosophe, comrne J.-J. Rousseau. Ces folies vous eton-nent sans vous sćduire. Un mot venait d’ćteindre 1’imagination de Julien, et de chasser de son coeur toute illusion. Sa bouche prit l’expression d’un dćdain un peu exagćrćpeut--etre. - J.-J. Rousseau, rćpondit-il, West a mesyeux qu’un sot, lorsqu’il s’avise de juger le grand monde; il ne le comprenait pas, ety portrait le coeur d’un laąuais parvenu.
135