badaczy respektujących dokumentację i krytykę źródeł O wielu tych autorach trzeba powiedzieć, że cechuje ich plus de confidence que dc connaisance. Nie brak również entuzjazmu dla legendy. A wiadomo, że każda wojna, każdy pizewról dziejowy mnożą legendy i mity. Właśnie temu urokowi ulegają przede wszystkim młodzi: na stu kandydatów prac dyplomowych magisterskich, nawet doktorskich — oczywiście z dziejów najnowszych — co najmniej połowa bez namysłu zgłasza chęć do opracowań z doby okupacji Poza mitomanią działa w tej gotowości zapewne i przeświadczenie, że brak źródeł łatwo zastąpią opowiadania starszych ludzi, gazety i pamiętniki. Na szczęście co rozsądniejsi preceptorzy uniwersyteccy redukują te zapędy.
Rozległym perspektywom wydawniczym nie towarzyszą, w momencie gdy to piszę. odpowiednie warunki wydawnicze. Druk książek w Polsce nigdy za mego życia, a więc zarówno przed 1939 r., jak i po wojnie, nie dorównywał — poza sporadycznymi wyjątkami - drukarstwu nie tylko niemieckiemu czy francuskiemu, ale nawet czeskiemu. Ale to. co dzieje się od szeregu lat. jeśli chodzi o druk książek z dziedziny nauk humanistycznych, urąga nawet średniemu poziomowi światowemu; tylko nieliczne publikacje o charakterze jubileuszowym czy eksportowym wyłamują się z tej negatywnej sytuacji. Brak papieru „dziełowego" i ilustracyjnego urósł do bolączki naszych czasów. A przecież miała go Polska pod dostatkiem, co prawda przy nieco skromniejszym ruchu wydawniczym Wzrosła — trzeba przyznać — ogólna produkcja książek, ale o bardzo niskich nakładach; z niedostatku papieru na wydawnictwa naukowe. Tak więc i książki o treści historycznej znikają z lad księprskich w ciągu kilku godzin lub kilku dni od momentu ich ukazania się
Przyzwoicie ilustrowane dzieła należały od lat 1970-tych do białych kruków. Pracownicy poligrafii przekładający druki beletrystyczne i inne
0 nieskomplikowanym doborze czcionki nad skład tekstów trudniejszych i bardziej czasochłonnych, a więc pomniejszających zarobki i premie zależne od „wykonania planu", odmawiali nawet takiej roboty, jak wcinanie klisz ilustracyjnych w arkusze. Wydawcy dla utrzymania swego planu rocznego — tak ważnego w całej produkcji — przyjęli nieomal za zasadę umieszczanie wszystkich rycin na osobnym arkuszu na końcu książki, co w publikacjach historycznych oraz z dziejów kultury i sztuki jest praktyką karygodną! Tylko uparci spośród nich i świadomi bezsensu tej praktyki umieli czasem wywojować właściwą lokalizację rycin w kontekście z treścią. Piszę tu o tym. bo należałem do „gniewnych” przy druku mej ostatniej książki z dziejów dziennikarstwa
1 czasopiśmiennictwa galicyjskiego, zagroziłem raczej zerwaniem umowy niż zgodą na takie potraktowanie szaty ilustracyjnej, zgromadzonej nieraz z wielkim wysiłkiem
Pomimo wspomnianych negatywnych tendencji wydawniczych z każdym rokiem od początków lat 1960-tych wzrastał prestiż książki historycznej, a kręgi młodych historyków rosły. Wprawdzie w niektórych dziedzinach specjaliści narzekali na „ucieczkę historyków” od tematu (jak np w dziedzinie najnowszej historii gospodarczej), za to w innej pomnażały się ich szeregi nadspodziewanie, szczególnie w rcgionalistyce lub w dziejach najazdu hitlerowskiego i walki z okupacją. To prawda, że przyrost ilościowy tytułów w corocznych bibliografiach nie pokrywa się z walotami poznawczymi i metodologicznymi Wiadomo jednak: nihil est ab omne parte beatum. czyli nie każdy rozwój kulturalny rodzi tylko najpiękniejsze i najsmaczniejsze owoce. Niewątpliwie jednak pozycja moralna historyka jako naukowca nieporównanie jest korzystniejsza niż w okresie międzywojennym i przejściowej fazie czyli w tzw. okresie stalinowskim. Wyrównała się z czasem „płaszczyzna tarcia” między tzw burżuazyjnymi a marksistowskimi badaczami — pierwsi z nich (tak nieściśle i pejoratywnie określeni przez marksistów) zrezygnowali z przesadnego i ciasnego traktowania rodzimej przeszłości.
wzbogacali ją kategoriami materializmu historycznego, drudzy pragnąc zabłysnąć nowatorstwem doszukiwali się go przede wszystkim w rozważaniach teoretycznych i filozoficznych. Fenomeny emulacji dwóch kierunków ujawniały się ostro na kolejnych „sejmach historyków", jak nazywano organizowane co cżtery lata ogólnokrajowe ich zjazdy. Marksiści brylowali oryginalnością, ale w szczupłych kręgach specjalistów. historycy, nazwijmy ich śmiało, tradycyjni nie szokowali co prawda odkryciami na miarę „wydarzeń stulecia", ale cieszyli się recepcją swych dzid w szerszych rzeszach czytelniczych.
Mówiąc o moralnym rezonansie twórczości dztejopisarskiej w społeczeństwie, odróżniam oczywiście snobów, zachłystujących się nowościami i quasi-bibliofilów (szczycących się rzędami pięknie oprawionych książek} kolekcjonerów specjalizujących się bądź to w pamiętnikach, bądź leksykonach i encyklopediach, od rzetelnych miłośników historii, szczerze zagłębiających się w odlegle czy najnowsze dzieje. Antykwariaty polskie chyba nigdy nie cieszyły się takim zainteresowaniem jak obecnie, bo też i głód książki historycznej gnębi publiczność czytającą więcej niż w lalach przedwojennych. Zaczął atoli zaskakiwać mnie rażący fakt. że prasa codzienna, ba nawet czasopisma fachowe nic troszczą się zbytnio o zaspokojenie głodu czytelniczego. Wskształcila się rażąca praktyka w tq dziedzinie Pomijam tu fakt reklamowania pewnych wydawnictw ze względów politycznych; to zjawisko występuje wszędzie Ale poważną produkcję naukową redaktorzy dzienników wyraźnie ignorują, czasem tłumacząc się brakiem miejsca na adnotacje i omówienia, kiedy indziej „fachowego recenzenta”: oba sformułowania są tylko wykrętami. W redakcjach czasopism historycznych, które bibliografowie około 1980 r liczyli na setkę z okładem, wytworzył się sui genem protekcjonizm, a trudności z cenzurą i drukarniami przedłużyły termin ukazywania się recenzji na dwa. trzy lata od złożenia jej w redakqi. Cierpi na tym nic tylko popularność książki, ale i kroniki życia naukowego tak bujnego, jak nigdy dotąd A tymczasem książki sa poszukiwane, wykupywane w mig. czytane Takiego pędu do lektury powtarzam — nie obserwowałem w czasach przedwojennych. Oczywiście odbiorcą książek historycznych była kiedyś elita intelektualna; ustrój socjalistyczny rozbudził powszechne zainteresowanie dla zagadnień przeszłości. Nawet Siara baśń J. I. Kraszewskiego w Polsce Ludowej osiągnęła około 40 wydań, do 1975 r. w 1200000 egzemplarzach. Czy to fenomen wymowny?
Marian Tyrawie:
160