Twarz księżyca — Drogi błądzenia 35
Jeśli umie on pomieścić w jednej postaci tyle serio i tyle groteski, to dlatego, że postaci od początku do końca wyraźnie i konsekwentnie narysowanych u niego nie ma20.
Pierwsza część trylogii najwyraźniej nie spotkała się z uznaniem recenzentów. Wyzwanie rzucone przez Parnickiego tradycji powieści historycznej, a przede wszystkim koncepcji głębokich praw historii, trafiło na nieprzygotowanego recenzenta. Oczekiwania krytyków wobec epiki historycznej lokowały się gdzie indziej, ich wyrazem byl na przykład bardzo chwalony Boski Juliusz Jacka Bocheńskiego, który ukazał się w tym samym roku. Nie mogło być inaczej. W przeciwieństwie do tej książki, w Twarzy księżyca nic znajdziemy gotowego sensu historii, którą oferuje Bocheński. U Parnickiego sens jest wpisany w błąd, kłamstwo, zapomnienie, które towarzyszy lekturze jego powieści, dzięki czemu czytelnik zostaje wytrącony z pozycji obcowania z antykwariuszem dziejów.
Druga część trylogii ukazała się jeszcze tego samego roku, z podtytułem: Opowieść bizantyńska z roku 450. Inna tematyka, kompozycja, bohaterowie, tlo historyczne, czas akcji odległy od pierwszej części o prawie dwieście lat. Rzucał się w oczy brak troski o ciągłość losów- postaci. Jedynym łącznikiem pozostawał ród Mitroanidów, ale bardziej w postaci mitu rodowego niż ilustracji dziejów żywych spadkobierców posłannictwa Mitroanii.
Siedząc reakcję krytyki zauważamy, że zmiana była jeszcze bardziej zasadnicza. Ci sami często autorzy recenzji, wcześniej negatywnych, teraz nie szczędzili autorowi pochwal i komplementów:
Od strony „warsztatowej” jest ta druga część trylogii zrobiona na pewno lepiej niż pierwsza. [... | Na miarę najlepszych osiągnięć autora jest zwłaszcza wyodrębniona w osobny Prolog ekspozycja, będąca swego rodzaju arcydziełem, jeśli chodzi o umiejętność stopniowania napięcia, a zarazem doskonale zarysowująca główne kontury sceny, na której rozegrają się dalsze wypadki21.
(idy się pozwoli ponieść prądowi zdań i słów, spięć akcji oraz myśli, wyprowadzą one wreszcie prosto do portu fabuły, gdzie wyłoni się niespodziewanie, jak latarnia morska, rozwiązanie
AA
zagadki, oświetlające całość. To dobra lektura, „wciągająca” .
Niektórzy nawet wycofywali się z wcześniejszych ostrych sądów:
Po lekturze II tomu wydaje mi się, że można już owe konstrukcje klasyfikacyjne odrzucić. Jest to dzieło beletrystyczne o trudnej — jak współczesna muzyka — wielowarstwowej budowie, o skomplikowanym — co wcale nic znaczy niewidocznym — rysunku, o złożonych spięciach narracyjnych i nowoczesnej, o przyszłość zahaczającej interpretacji intelektualnych pobudek ludzkiego działania. I nie jest „ahistoryczna”23.
Cóż się zatem stało? Odpowiedź jest pozornie prosta. Krytycy wskazują na takie pozytywne aspekty, jak: „napięcie", „wciągająca lektura", „doskonale zarysowane główne kontury", „port fabuły", „rozwiązanie zagadki oświetlające całość". Tc określenia pochodzące z dwóch tekstów krytycznych, dobrze obrazują oczekiwania krytyków co do kształtu twórczości Parnickiego. W myśl tego, jej wartość mogłoby podnieść scalenie splątanego świata przeszłości poprzez dominującą narrację i wyraźnie zarysowany kształt fabuły. Jeśli uzupełnimy to wielością metafizycznych dysput, jakie prowadzą bohaterowie tej powieści, otrzymujemy w efekcie model historyczno-metafizycznego kryminału w stylu Dostojewskiego. Drugi tom potraktowano zatem jako powrót na stanowiska zbliżone do głównego nurtu tradycji powieści historycznej.
Ale byli i tacy, którzy także w tej części widzieli słabości zauważone wcześniej. Jak można przypuszczać, znowu przedmiotem ataku była postać:
211 Z. Szpota ński, Teodora Parnickiego „Twarz księżyca", „Więź” 1969, nr 1, s. 134. 21 W'. Billip. „Twarzy księżyca" ciąg dalszy. „Nowe Książki”, 1962, nr 12, s. 726.
AA •
* Jerzy J. Piechowski, Świat dymów, „Kierunki” 1962 nr 21. s. 6.
2' K. Kłoś. „Twarzy księżyca " nowy> blask, „Słowo Powszechne” 1962. nr 61, s. 3.