p
ojciec natomiast odgrywał rolę wychowawcy, który wnosił zasady, formy zachowania, obowiązku, wywiązywania się z niego. Tak, że była to, powiedziałbym, taka gra „mądrego” wychowania i wychowania opartego o wartości i o pewne zasady i rygory.
- Jakie książki pan czytał w dzieciństwie?
• To, co zapamiętałem z najwcześniejszego dzieciństwa, to nie były książki czytane przeze mnie, ale były to długie opowieści mojej mamy, także bajki przez nią samą tworzone. Mama potrafiła opowiadać bardzo barwnie, przed naszym snem. Działało to kojąco, jednocześnie niosło prawdy o święcie, o pożądanych zachowaniach, o wartościach.
- A czy w tych bajecznych opowieściach mamy był też wsad faktograficzny?
• Tak to teraz oceniam. To chyba po matce, w dużej mierze, odziedziczyłem takie tęsknoty, na przykład pewną predylek-cję, dość długo się ciągnącą, do poezji...
- Pisał pan wiersze?
• Tak, były publikowane także w „Wiadomościach Uniwersyteckich”. Gdy miałem siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście lat, startowały w konkursach radiowych. Niezłe recenzje miałem, Szemiota na przykład. Te literackie geny mojej mamy przeszły na mnie, a nawet dalej, bo teraz odezwały się w mojej młodszej córce. Studiuje w tej chwili na Uniwersytecie Warszawskim polonistykę.
- A dlaczego nie na UMCS? To zły uniwersytet?
• Nie, nie jest zły, uważam nawet, że bardzo dobry w wielu dziedzinach. Ale dajemy córkom wolność. Młodsza córka, Natalia, wybrała UW, ponieważ chciała się zanurzyć w pewne określone środowisko literackie. Jej następnym marzeniem jest pojawienie się w amerykańskim środowisku twórczym.
- A nie namawiał pan jej, żeby studiowała na „pańskim” uniwersytecie?
• Pierwotnie namawiałem. Opierając się na ocenach mojej najbliższej współpracownicy, pani profesor Pajdzińskiej, tłumaczyłem, że nasza polonistyka ma bardzo ciekawą ofertę. No, ale przeważyła, być może, chęć niezależności.
- A starsza córka?
• Starsza, Agnieszka, jest w tej chwili w Hiszpanii, studiuje tam historię i filozofię na uniwersytecie w San Sebastian. Wyjechała na wymianę w ramach Erasmusa na cały rok.
- Czyli rodzina się zhumanizowała...
• Nie używałbym określenia „zhumanizowała” My z żoną jesteśmy przyrodnikami, a córki mają zainteresowania humanistyczne, być może na zasadzie reakcji, ale, być może, jest to kwestia „rzeki genów”.
- A z urody bardziej się wdały w tatę czy w mamę? Śliczne są?
• Pewnie, że śliczne, nie może być inaczej!
- A z charakteru?
• Trudno powiedzieć. Ja może jestem bardziej stanowczy i one też coś z tego wzięły, widać to po ich decyzjach.
- Czym zajmuje się żona pana rektora?
• Jest mikrobiologiem, na naszym uniwersytecie. Pracuje w Zakładzie Wirusologii i Immunologii. Natomiast, wracając, córki wzięły ze mnie jeszcze inne cechy. Pierwsza jest bardzo ciekawa świata, lubi wdawać się w przygody, co i mnie też bardzo pociągało. Dużo chodziłem po górach, uprawiałem wiele sportów, między innymi lotniarstwo.
- Latał pan? Tam wysoko, nad Lublinem?
• Byłem, nie chwaląc się, jednym z pierwszych lotniarzy w Lublinie, po Jurku Grycie. Chyba córka wzięła ze mnie potrzebę wdawania się w niebezpieczne przygody, na przykład kiedyś chciała zrobić coś, czego nie pochwalaliśmy - skoczyć na bungee. I pojechała do Włoch na wakacje, i tam właśnie skoczyła.
- Rozmawialiśmy do tej pory o wpływach rodzinnych, natomiast mnie interesuje, co tak naprawdę sprawia, że człowiek staje się tym, kim jest. Poza genami i, oczywiście, poza rodziną. Mircea Eliade, jeden z najtęższych intelektów dwudziestego wieku, opowiada, jak to w lesie pod Bukaresztem zobaczył zjawisko porażające grozą i fascynujące pięknem - niebieską jaszczurkę. We wspomnieniach Eliade mówi, że to pozornie nieistotne zdarzenie z bardzo wczesnego dzieciństwa przesądziło o jego wszystkich późniejszych zmaganiach z Tajemnicą. Czy w Pańskim życiu był może podobny moment? Taki Mickiewiczowy dźwięk, co uderza i sprawia, że dzieją się w nas sprawy dziwne, a czasem wielkie?
• Były takie momenty, które do tej „jaszczurki” mógłbym porównać. Miałem szczęście, a i możliwości bezpośredniego obcowania z przyrodą. W dużej mierze kształtowała mnie atmosfera rodziny leśnika; dziadek i ojciec byli leśnikami, również mój brat wykonuje ten zawód. Wychowywałem się bardzo blisko przyrody i jej zjawisk, które bardzo często rzucały mnie na kolana. Pamiętam takie „bycie" nad ranem, przy wschodzącym słońcu, wśród mgieł i bagien, kiedy zaczyna się chłonąć całą przyrodę, budzącą się do życia. Nasuwają się pytania - jak
V—' ^JTTł. IOC?
73
Wiadomości uniwersyteckie: grudzień 2000