KURIER WILEŃSKI. Piątek, 1? lipca 2015 r. WYDARZENIA 5
ze sir. 4 » Jubileuszowa XXV pielgrzymka Ejszyszki-Ostra Brama
Od pewnego czasu pielgrzymka Ejszyszki-Ostra Brama stała się międzynarodową. Uczestniczy w niej młodzież litewska, młodzież z Polski.
Spotkanie pątników, błogosławieństwo i pokropienie wodą święconą
Krótka chwila wytchnienia przed Mszą św.
Natomiast ks. Jan Stein z Niemiec tak ją pokochał, że specjalnie na tę pielgrzymkę przyjeżdża do Wilna. Przypadła mu do serca ta cała atmosfera pielgrzymki: modlitwa, śpiewy, sposób obcowania pomiędzy
— Tu panuje poniekąd szczególna atmosfera. Jest jakiś bardzo fajny duch. Duch modlitwy, pokory, wzajemnej pomocy - powiedział „Kurierowi" ks. Jan. Tuż obok spotkaliśmy grupkę litewskiej młodzieży, młodzieży, która już od kilku lat bierze udział w tej pielgrzymce. Jak sobie radzą, czy dobrze w tym towarzystwie się czują, czy nie ma bariery językowej?
— Czujemy się bardzo dobrze. Doskonale potrafimy się porozumieć w obu językach. Modlimy się, śpiewamy, mamy tu już nawet swoich przyjaciół. Tam gdzie jest miłość i dobra wola, tam nie bywa żadnych barier - powiedział „Kurierowi" Gintaras Balćiunas, miody ojciec rodziny, który już piąty raz bierze udział w tej pielgrzymce. — Potrzebuję właśnie czegoś takiego, potrzebuję bliższego spotkania z Bogiem i z ludźmi, którzy podobnie jak ja myślą - dodaje.
W pielgrzymce wzięła udział również młodzież z Bujwidz-kiego Gimnazjum pod czujnym okiem i opieką swojej katechetki — siostry od Aniołów Olgi Czepukoit. Wszyscy uśmiechnięci, radośni, pełni werwy i wielkiej nadziei na dobre wrażenia, na odnowienie ducha wiary i wzmocnienie swojej kondycji fizycznej. Najbardziej zadowolona wydawała się siostra Olga, która miała kolejną okazję do wykonania podstawowej ze swoich reguł „Ora et labora” (módl się i pracuj). A podczas pielgrzymki trzeba się i jednym i drugim wykazać.
Wśród młodych chłopców wyróżniał się Andrzej Karpowicz z Turgiel. Wszędzie go było pełno: i do tańca, i do różańca był pierwszy. Z pielgrzymką idzie już piąty raz.
— To prawdziwa duchowa frajda: modlitwa, śpiew, emocje, przeżycia, a w sercu wielka radość. Podczas takiej pielgrzymki można na cały rok „naładować swój akumulatora potem znowu na kolejną pielgrzymkę! -mówi Andrzej.
Grażyna Radzewicz ma jakby dwie parafie, bo mieszka w Rzeszy, gdzie też jest kościół i wspólnota. Jednak są momenty, kiedy tęskni za Wileńską Kalwarią i tu często uczestniczy w najważniejszych świętach i uroczystościach, należy do wolontariuszy kalwaryjskich. Zresztą nie tylko w Kalwarii, gdziekolwiek w wileńskich kościołach coś się dzieje, tam często można spotkać Grażynę. Na pielgrzymkę wybrała się już po raz dziewiąty. Jak sama mówi, potrzebuje tego jak wody i powietrza.
Prócz ogólnej intencji, młodzi ludzie mieli też własne intencje. Ci mniej wierzący szli z modlitwą na ustach: „Jeszcze się kiedyś rozsmucę/Jeszcze do Ciebie powrócę/O Chryste’.’ Bardziej utwierdzeni w wierze prosili Boga o wsparcie i wytrwanie w wierze. Ilu było pątników, tyle było intencji. Każda inna i każda bardzo osobista.
Inni mówili: „O Panie, o Panie. Boże nasz/Nie pamiętaj, że czasem było źle/ Wiesz dobrze, że zawsze jestem Twój/I tylko Twoją drogą pragnę zawsze iść’.’
Podczas pielgrzymki było też sporo fachowych odczytów na tematy psychologiczne dotyczące kochania Boga, ludzi, siebie i wszystkiego, co nas otacza od dzieciństwa aż po śmierć.
— W pewnym momencie myślałem, że się już znalazłem na dnie moralnym. Rswien ksiądz namówił mnie na tę pielgrzymkę. I to okazało się zbawienne, bo Bóg obdarzył mnie wielkimi łaskami. Właśnie dlatego leżę tu u stóp Matki Bożej krzyżem, żeby Bogu i Jej powiedzieć swoje skromne i jakże nieudolne „dziękuję” — zwierzył się student Uniwersytetu Wileńskiego, który, niestety, nie chciał się przedstawić. Zziajani, zmęczeni, niejednokrotnie solidnie skropieni deszczem, ale jakże szczęśliwi i zadowoleni.
Wdzięczni kapłanom, siostrom zakonnym, uczestnikom pielgrzymki i przede wszystkim mieszkańcom, którzy ich spotykali po drodze z poczęstunkiem i błogosławieństwem oraz sponsorom. Po uroczystej Mszy św. dziękczynnej rozjechali się do domów wyrazami na ustach: „Do następnego spotkania!'.’ 0
Julitta Tryk Fot. Justyna Giedrojć
— Czujemy się bardzo dobrze. Doskonale potrafimy się porozumieć w obu językach. Modlimy się, śpiewamy, mamy tu już nawet swoich przyjaciół. Tam gdzie jest miłość i dobra wola, tam nie bywa żadnych barier
- powiedział „Kurierowi” Gintaras Balćiunas, młody ojciec rodziny