nicczność wspólnego wysiłku dla wspólnego celu podkreśla Boisko. Ton nadziei 1 optymizmu wprowadza wiersz finałowy pt Przed pomnikiem Wielkiego Człowieka.
‘ Dlatego też zaskakuje w tym kontekście wstrząsający wizerunek konia, który spełnia swe obowiązki względem człowieka
tak bardzo cierpliwie, tak chętnie i tak uczciuńet
W całym tomie uderza powaga wypowiedzi, powaga aż do bólu, na szczęście jednak bez patosu i celebry. Powaga ta jest dyktowana uświadomieniem sobie przez małego bohatera sytuacji, położenia i warunków, w jakich wypadło mu egzy-stowsó.
Może się tu nasunąć pytanie, czy kreowane przez poetkę postacie dziecięce nie są aby miniaturkami ludzi dorosłych, pochylonych i przytłoczonych troskami życia, stawiających ciężko swój krok i spoglądających zmęczonym wzrokiem?
Przekonaniu temu przeczy jednak świeżość wypowiedzi, serdeczny stosunek do matki, ojca i rodzeństwa, szczerość lirycznego wyznania.
Małych mieszkańców „czarnych podwórzy" zadumanych nad „czarną wodą życia", a znanych nam zarówno z nowelistyki Marii Dąbrowskiej jak i reportaży Haliny Górskiej, nie widzimy wprawdzie biegających po wygracowanych alejkach miejskiego parku ani też beztrosko kopiących piłkę-szmacian-kę, ale wiemy, że wracają „w wieczór śpiewający", cieszą się nadchodzącą wiosną i słońcem jak „każdy z przechodniów^, delektują łykiem sodowej wody „za jeden pieniążek maleńki", marzą o upiększeniu własnych podwórek i o zawodzie strażaka i uganiają po szkolnym boisku.
W tych wierszach poetka konsekwentnie przestrzega takich form gramatycznych jak „my'’, „nas”, „naszego", „naszej", „ja", „moja", „mój", „ze mną". Monolog liryczny przeplata się z wypowiedzią podmiotu zbiorowego np.:
W dzień powszedni widzimy go rzadko.
Czasem spyta nas, jak się uczymy?
(Oiciec)
Matka rano wcześniej od nas wstaje i szykuje grube kromki chleba...
(Matka)
Moja starsza siostra Bronka, ma robotę:
(Starsza siostra)
A gdy ze szkoły przyszedłem do domu, widziałem:
mama czerwone miała oczy.
...płakała, widać, po kryjomu.
V nas jest teraz ciężko w domu...
(Uśmiecham si« do mamy)
Obok monologu i zwierzenia raz jeden pojawia się list (List do kolegi). Wydaje się jednak, iż na tle tekstów pozostałych, czerpiących szczodrze z zasobów mowy codziennej, sięgających słusznie do zwrotów i konstrukcji języka potocznego on
jeden razi nieco pewnym wyszukaniem sformułowań, jest w tym kontekście zbyt literacki.
Niejaka sztuczność, powiedziałabym — pewna deklaratyw-n — przeziera również z wierszy Nasze Itoięto 1 Boisko. Oba teksty są wprawdzie sygnowane lirycznym „my”, ale trudno obronić się przed przekonaniem, iż owe deklaracje składa w imieniu małych sama poetka, która już jawnie i bezpośrednio, przy użyciu lirycznego „ty" zwraca się do dziecka w wierszach Samolot i Przed pomnikiem Wielkiego Człowieka
Pisarka zrezygnowała tu całkowicie z tak ulubionego daw-baśniowo-balladowego. Język tomu oszczędny i zwięzły zbliża się do języka prozy. Uderza siła ekspresji przy lapidarności poetyckiej wypowiedzi.
M hater przeżywa swoje radości i smutki. Których jest więcej?
Oto cię bajka spotyka w biały dzień na zwykłej miejskiej ulicy.
Pij zdrów?
Bajek jest bardzo dużo w naszym mieście.
Któż je policzy? — czytamy w Żywej wodzie.
Oto w upalny, wielkomiejski letni dzień radosną „bajka" je się szklaneczka „z wodą zimną jak lód", atrakcją nie-zwykłą mknący nagle wóz strażacki i prujący powietrze amolot, a wręcz marzeniem — kolorowy balonik „do kupienia dla dzieci".
Terenem tych doznań, przeżyć, myśli i refleksji małych zarówno dom rodzinny jak miasto, dodajmy — wielkie miasto. Jak buduje poetka jego scenerię7
Pejzaz miasta Zarembiny jest ubogi i surowy, niemal zgrze-jego stosunkową „kompletność" składają się takie motywy jak „ulice kamienne" i „podwórza studzienne", małe
„rozprażone chodniki" i „rozgrzane mu* iragm nt paricu z kwitnącymi klombami, klonowe drzewka i „umarłe kasztany" na rogach ulic, kopczyk grabionych liści, suche, podwórkowe drzewo z pękającą korą. Szkicują go głównie takie wiersze jak Nasz dom. Jadą strażacy. Jesień Latarnie, Tramwaj, Baloniki, Żebrak.
Masto nie trwa w bezruchu, ale żyje; widzimy sylwetko * „godnej" sklepowej, stróża zmiatającego opadłe liście, jadący ulicą rozdzwoniony tramwaj i przemyka-
ącą tra ogmową. Wieczorem świecą się latarnie i połyskują witryny a
... nad pustą miseczką
siwy żebrak klęczy jak skarcone dziecko
Człowiecze troski i smutki dzieli przyroda, owe rachityczne, obumierające drzewa oraz zwierzęta: bezradny i zagubiony piesek jak tez spracowany, ślepnący koń.
o kościach wciąż rachowanych batem, to twarde chomąto i dyszle zakuty zimą i latem...
W uzyskaniu sugestywności i plastyki tego pejzażu miej-odgrywają barwy, których paleta iest stosunkowo zróżnicowana: podwórka bywają szare, klonowe drzewka — płowe, a kasztany — czarne; po podwórku chodzi „kot
1