FRANCUZ AV SYBERYI, 201
pod względem etnograficznym i geograficznym, zaczem opatrzony w odpowiednie polecenia i pasporta wyruszył w drogę z wiosną 1881 r. Lekkomyślność francuska cechuje jego zapiski, ustalona chęć przychlebianiu się Rosyi krępuje swobodę krytyki, stąd książka, której tytuł wypisaliśmy powyżej dość jest powierzchowną, wystarcza jednak aby czytelnikowi drastycznie przedstawić całkiem różną krainę od Sybiru Grottgera, Słowackiego, Malczewskiego i Szymańskiego, bez śniegu i zórz północnych, w cieple i świetle krótkiego lata, umajającego mnóstwem kwiecia mroźne przestrzenie Uralskie.
W Aleksandrowie przebył nasz Francuz granicę rosyjską. Acz nie skory do zastanawiania się głębszego, uważa, iż w dwa dni potrafił dotrzeć do zachodniej granicy olbrzymiego państwa , a długie czekały go jeszcze miesiące, zanim miał stanąć u wschodnich onego kresów carstwa. Prawda, że odbył po trochu swą podróż a la Verne, a choć nie dokazał sztuki objechania całego świata w ośmdziesięciu dniach, starczyło mu ich dziewięćdziesiąt, aby przelecieć jak strzała niemal przez cały obszar starego kontynentu, od Paryża do wybrzeży Oceanu Spokojnego, przebywając 14.680 kilometrów, z których 3.940 koleją żelazną, 3.240 tarantasem, a 7.500 statkami parowymi na jeziorach i rzekach syberyjskich. Z podziwienia godną, prawdziwie francuską skrzętnością, całą tą daleką wyprawę p. Cotteau opędził 2500 frankami; dodaje zaś, iż gdyby nie zupełna nieznajomość rosyjskiego języka, byłby potrafił jeszcze znacznie oszczędniej odbyć długą swą drogę.
Nie będziemy towarzyszyć naszemu podróżnemu w europejskiej części jego wędrówki. Wystarczy wspomnieć, że przejechawszy Warszawę i Petersburg, ruszył dalej aby w Rybińsku zamienić drogę żelazną na wodną i Wołgą płynąć aż do Permu. Potężna ta arterya handlowa łączy poniekąd z sobą dwa światy, wschodni i zachodni. Systemat spławny Wołgi i jej dopływów wynosi 12.000 kilometrów, a samaż rzeka, matka „matuszka Wołga% jak ją lud rosyjski nazywa, ma około czterech tysięcy kilometrów długości. W Permie nasz podróżny zastał całą kolonią francuską skupiającą się około dyrektora spółki kuźnic Uralskich, p. de Richemont. Tam też po raz pierwszy zetknął się z pocztem wygnańców okutych w kajdany i pędzonych w Sybir. Powiedziano mu, iż co ty-