Chińska Wenecja
Fol. Michał Rybak
Widząc grupę spacerujących turystów, momentalnie siedmiu zjawiło się wokół nas. Zapytani, ile kosztuje taka przejażdżka, rozpoczęli od zawrotnej kwoty 200 juanów od osoby. Umiejętnie „negocjując”, cenę tę udało się zbić do 3 juanów! Przy czym nie byl to nasz warunek, ale oferta „przebiegłych” przewoźników. Godząc się na nią, przeczuwaliśmy, że kłopoty wiszą w powietrzu. Tak też się stało. Po tym, jak trzej panowie obwieźli nasza piątkę, dobrowolnie nadkładając drogi po to, by pokazać nam to i owo, nadszedł czas rozliczeń. Z uzgodnionych 3 juanów nagle zrobiło się 30, no bo przecież strasznie się zmęczyli, pokazując nam więcej niż chcieliśmy. Ostatecznie przekazana im uzgodniona początkowo kwota wylądowała na ulicy, a my postanowiliśmy czym prędzej rozpłynąć się w mieście, zanim trzej rozzłoszczeni panowie sprowadzą kolegów, w celu wyegzekwowania rzekomej należności.
Zrelaksowaliśmy się dopiero w Ogrodzie Mistrza Sieci, dokarmiając gigantyczne karpie pływające w stawie malowniczo otoczonym zielenią i zabudowaniami. W drodze powrotnej na stację kolejową, naszą uwagę kilkakrotnie zwracały kanały, za sprawą których miasto okrzyknięto Wenecją Wschodu. Poczuliśmy się trochę oszukani, bo określenie to wydaje się mocno na wyrost.
W Chinach, jak i w Polsce, 1 września kojarzy się z początkiem szkoły. Dzieci śmigały na lekcje, a my do elektrowni atomowej, oddalonej o 125 km od Shangha-ju. Qinshan Heavy-water Nnclear Power Station to siódma w tej technologii na świecie i wykonana we współpracy z Kanadyjczykami wodna elektrownia jądrowa. Obecnie składa się z trzech części, gdzie pierwsza z nich powstała w 1995 roku. Z uwagi na stale rosnące zapotrzebowanie na energię wschodnich regionów Chin, czwarta część jest w trakcie budowy, a piąta w planach.
Po południu niemile zaskoczyły nas roboty na py łonowym moście Nanpn. Od razu przypomniały nam się pekińsko-olimpij-skie klimaty. W 1991 roku, kiedy to oddano go do użytku, stanowił jedyne połączenie pomiędzy wschodnim i zachodnim brzegiem rzeki Htiemgpii. Będąc tam, nie sposób nie wspomnieć o wielopoziomowych arteriach komunikacyjnych. Rozmach przedsięwzięcia budzi respekt i szacunek dla tamtejszych inżynierów.
Wizyta w Konsulacie Generalnym uświetniła nam wieczór. Milo było powymieniać się już jakimiś doświadczeniami i posłuchać anegdotek. Pan Konsul Generalny RP Sylwester Szafarz przyjął nas bardzo ciepło, oprowadzi! po konsulacie i opowiedział, na czym polega praca konsula. Żal nam było opuszczać skrawek polskiej ziemi.
Kolejnego dnia względy bezpieczeństwa znowu dały o sobie znać. Instytut Badań Satelitarnych przeprowadzał jakiś arcyważny projekt i do czasu jego ukończenia wizytacje zostały odwołane. Korzystając z wolnego czasu, udaliśmy się do pokazowej części tego instytutu. Przywitano nas bardzo oficjalnie, opowiedziano o planach podboju kosmosu i rakietowej sile rażenia.
Dzień skończyliśmy zwiedzaniem Muzeum Shanghaju. Zachwyciło nas zarówno swoimi starym zdjęciami, jak i doskonałym replikami całych osiedli i domów ludzi żyjących w Shanghaju w latach 20.-40. XX wieku.
Dzień XVIII - 3 września 2005 Ostatni dzień pobytu w Państwie Środka dostarczył nam nie lada atrakcji. Przejażdżka na lotnisko „pociągiem magnetycznej lewitacji” (Magicy Train) z pręd-
Przed wejściem do elektrowni jądrowej