388
GUSTAYE THIBON
turą, ale znajdowali w tej walce upojenie, odpoczynek, bezpieczeństwo nam już obecnie nieznane. Ich konflikty nie miały tego charakteru wprost, bezpośrednio niszczącego i zatruwającego, który cechuje konflikty nowoczesne: grzech nie zakaził w nich jeszcze głębokich złoży witalnych i natura, pełna jeszcze zdrowych rezerw, lepiej niż dziś znosiła ekscesy i szaleństwa. W nas, jeśli konflikt — jutro może — wygaśnie, to z nadmiaru wycieńczenia. Powrót do jedności narzuca się nam jako konieczność witalna. Wyobrażam sobie, że niedaleki jest czas, kiedy życie i duch znajdą się we wzajemnym stosunku przymusowej symbiozy ślepego i paralityka...
Bóg jest duchem. I chrześcijaństwo jest religią ducha. Ale ta pełnia • duchowa, którą człowiekowi przyniosło chrześcijaństwo, nie może być przeciwstawiana życiu: łaska „obejmuje" i wchłania życie, skoro pochodzi od Twórcy życia. Wcielenie Słowa — zejście w serce samo rzeczywistości dotykalnej ducha czystego, ducha absolutnego — świadczy z niewymowną mocą o tej pokrewności, o tej jedności ducha i rzeczywistości życiowej, która jest jedną z cech podstawowych prawdy chrześcijańskiej.
Wyrywając człowieka bożyszczom, łaska jednocześnie stara się go wyrwać z konfliktów. Następstwem nieuchronnym zjednoczenia z Bogiem jest harmonia wewnętrzna. Nie istnieje dla człowieka zbawienie częściowe. A dogmat zmartwychwstanie ciał jest koniecznym uzupełnieniem dogmatu nieśmiertelności duszy.
Łatwo jest oczywiście przeciwstawiać się itej tezie na podstawie pozorów. Właśnie najgorsze konflikty ludzkości zdają się korzeniami tkwić w chrześcijaństwie. I tacy myśliciele jak Nietzsche czy Klages widzieli w chystianizmie „dzieło śmierci", narzędzie okaleczenia i nieuleczalnego zatrucia ludzkiej natury.
Według nas problem „konfliktu chrześcijańskiego" nie jest jednoznacz-ny i może być rozpatrywany w bardzo różnych aspektach:
a) Wydaje się rzeczą pewną, że stan niedostatku i napięcia wewnętrznego stanowi warunek sprzyjający narodzinom i rozwojowi chrześcijaństwa afektywnego. Tu występuje cały problem tego, co nazywamy „anima naturaliter Christiana". Jego przesłanki i rozwiązanie różnią się ogromnie w zależności od czasów i osób. Nie chodzi tu o podawanie w wątpliwość, że równowaga i pełnia psycho-fizyczna może przedstawiać — i niekiedy przedstawia — sprzyjający grunt dla Łaski. Ale nie da się również zaprzeczyć, że w człowieku upadłym (a więc pozbawionym samorzutnego poznania i miłości Boga, a natomiast hołdującym bożyszczom) nadmiar ziemskiej harmonii i pewności siebie przygłusza często i osłabia Boże wezwanie. Rozpatrzmy temperament afektywny takich ludzi, jak św. Augustyn, Pascal, Baudelaire czy Dostojewski (zestawiam