57
wody. Wnet wokół niego zbiegną się lekkie łódki rybackie, które niby łupinki kołyszą się wokół wielkiego statku. Zdała, niby ptaki skrzydlate, bieleją rozwinięte maszty żaglowców, bujających po rozhukanem przestworzu. Na szaro-zielonych falach wypoczywa ogromny okręt, już naładowany towarem, gotowy do odjazdu. Podróżni, Europejczycy, a także Japończycy i Murzyni o czarnych, opalonych twarzach, wychylają się z pokładu, by raz jeszcze przyglądnąć się przepięknej zatoce, z trzech stron okolonej wysokiemi wzgórzami, na których wśród mnóstwa ogrodów wznoszą się budynki miasta, wystrzelają wysmukłe wieżyce i zgrabne wieżyczki w błękitne przestworze.
Życie tu przedstawia się inaczej niż nasze, w porcie uwijają się marynarze, rybacy zapuszczają sieci na ryby, inni znowu stojąc w opróżnionych łodziach gestem i wołaniem „Barca“,— „Schiff" zachęcają nas do przejażdżki po ich ukochanem morzu. Na brzegu uwija się mnóstwo kwieciarek z kiściami żółtych rumianków, olbrzymich goździków lub wonnych, purpurowych róż w rękach. Głośno wykrzykując cenę „venti, cinque soldi", sprzedają kwiaty przechodniom.
Ruch żywy nie tylko w porcie, ale i w mieście panuje. Ze względu na dzień niedzielny tłumy Genueńczyków, przystojnych Włoszek, dążyły bądźto na nabożeństwo do wspaniałej z białego i czarnego marmuru w stylu romańskim zbudowanej katedry, bądźto kolejką linową do cudownego parku a zarazem ogrodu zoologicznego, tonącego wśród bujnej zieleni, białych, różowych i liliowych krzewów kwitnących. Cały park położony na zboczu gór-skiem. Wydostajemy się na wzgórze, zamienione dzięki okalającym krzewom w przepyszną altankę. Prawdziwe, włoskie „Belvedere“. „Bella veduta“ w całej pełni roztacza się przed oczyma naszemi. Tuż u naszych stóp spada wodospad z potężną siłą i szumem. Strumień rwący ginie w zaroślach a o krok dalej widać już gwarne miasto, dalej zaś morze. Daleko, daleko rozlewa swe fale w nieskończoność, z jednej tylko strony wciskają się w nie genueńskie wzgórza. Zachodzące słońce rumieńcem krwawym