Było to w czasach, gdy towary "luksusowe" jak mięso, cukier, jajka kupowało się na "kartki żywnościowe", ale z kartek mięso trzeba było oddać do stołówki, aby można było wykupić obiady. Został więc problem śniadań i kolacji, które organizowano z dostaw domowych, szybko się ulatniających.
Mieszkałem wtedy ze Zbyszkiem B., który zarzekał się, że nigdy nie tknie końskiego mięsa, bo się brzydzi. Wtedy w sklepach mięsnych bez kartek była końska kiełbasa nazywana szumnie "belgijska". Kupiłem belgijskiej, usmażyłem z cebulą i zjadłem swoją część. Wieczorem po wykładach wpada do domu głodny Zbyszek i wcina resztę belgijskiej z cebulą. Po zjedzeniu dojrzał umysłowo i pyta?
- Skąd wziąłeś kiełbasę ? - Jako odpowiedź zarżałem, jak belgijski koń.
- Niezłe to było - zakończył.
Było to w okresie uświadamiania mieszkańców wsi o zaletach kolektywizacji. W PGR-ze, gdzie pomagaliśmy przy wykopkach ziemniaków, taki oto widoczek: woźnica okłada batem zabiedzonego konia wołając - Ja cię uświadomię.
Fortunat ułożył dwuwiersz do piosenki "Mazowsza", którą śpiewaliśmy:
- Ja cię uświadomię, ty stara kobyło, wtedy będziesz ciągnąć z jeszcze większą siłą.
Na wykładzie z urbanistyki prof. Teodorowicz-Todorowski rysuje na tablicy ślimakowy zjazd z autostrady i wyjaśnia zasady użytkowania. Chcąc sprawdzić, czy studenci zrozumieli wykład, wzywa do tablicy naszą koleżankę i prosi o zjechanie palcem po ślimacznicy. Niestety pytana gubi się w tej technice zjazdu.
- Proszę się lepiej nie wybierać z wózkiem dziecinnym na autostradę - skomentował profesor.
32