97
100 ZESZYTÓW PRASOZNAWCZYCH
1971/72 (...) Nie interesowała go treść tych tekstów. Interesował go ich język, to w szczególności, co w tym języku służy bezpośrednio do rozprawiania się z atakowanym tekstem i jego autorem. (...) Rezultat badań przedstawił w artykule „Perswazyjność języka w polemikach prasowych”, który ukazał się w .ostatnim zeszłorocznym numerze kwartalnika Zeszyty Prasoznawcze, a powinien się ukazać zupełnie gdzie indziej, w Literaturze albo wręcz Życiu Warszawy — bo zawiera obserwacje pożyteczne nie tylko dla wszystkich pisujących, ale i dla wszystkich czytujących, bo jest tekstem wyjątkowo ciekawym, bo jest tekstem ważnym. (...) Marzy mi się jaikaś polemika, w której byłoby po prostu tak: „X napisał, że (...), ale on nie ma racji, bo (...) a ja uważam, że (...), więc ponieważ (...), słuszność jest po mojej stronie”. Wiem jednak, że taka polemika, ascetycznie oszczędna w formie, musiałaby spełniać jeden szczegółowy warunek: musiałoby chodzić w niej o rzecz ważną, o różnicę zdań istotną, o kontrowersję nie zastępczą. Im więcej treści, tym mniej istotna forma. Im mniej treści, tym większa rola chwytów, pomysłów, schematów.
Literatura, 7 II1974
Zdarzały się nam też, jako poważnemu pismu,
ataki z lewa i z prawa
Tak, tak, właśnie i z lewa, i z prawa warunkują wiarygodność, ponieważ ataki wyłącznie jednokierunkowe muszą budzić podejrzenie bądź o tendencyjność, bądź brak obiektywizmu czy przynależność do jakiejś prasowej koterii (bywają takie, owszem...). Przykładem ataku z dwóch przeciwstawnych zasadniczo stron — stał się artykuł Barbary Kolowcy w numerze 1 ZP z 1975 r. pt. „Aspekty prawne polemik prasowych”.
Pierwszy ruszył do ataku — oczywiście! — Jerzy Urban:
Redaktor naczelny periodyku Zeszyty Prasoznawcze, p. Paweł Dubiel przesłał mi uprzejmie pismo przewodnie nr 110/75 a także wydrukowany w jego kwartalniku naukowym artykuł Barbary Kolcowej [zniekształcenie nazwiska autorki przez J. Urbana] „Aspekty prawne polemik prasowych”. Znalazłem w nim radosną wiadomość, umieszczoną w przypisie, iż nie będzie mi wytoczony proces o to, iż wyśmiewając w Szpilkach poprzedni artykuł p. mgr Kolcowej nazwałem ją uczoną prasoznawczynią, a relację z jej badań dziełem. Komplementowanie, w którym skomplementowany dopatruje się ironii, jest bowiem — zapewnia p. Kolcowa — wykroczeniem przeciw trzem kodeksom: Cywilnemu, Karnemu i Dziennikarskiemu. Obok ironii kodeksy te zakazują, pisze p. Kolcowa, m. in. posługiwania się w polemikach aluzjami i żartami. Jedźmy więc dalej już bez żartów, gdyż mgr Kolcowa podaje nawet cennik. Za żart płaci się 500 zł grzywny do 5000 zł za dobry (...) Działalność zawodowa prasoznawcy, podobnie jak astronoma, lekarza, nauczyciela, sędziego, nie znajduje weryfikacji na rynku. Ponieważ jest społecznie użyteczna, więc należy ją kultywować z pieniędzy bezpośrednio zarobionych przez innych. Umyślnie zestawiłem prasoznawcę z przedstawicielami zawodów bez wątpienia pożytecznych — dla wskazania, że w samym źródle powstawania jego dochodu nie ma niczego zdrożnego, dwuznacznego, mogącego samoistnie wpędzać w kompleksy. Sądzę jednak, że pożyteczność tych prac, za
7 — Zeszyty Prasoznawcze