RYNEK WIDEO W POLSCE 237
najczęściej przekupywali właściciela kina, który wypożyczał im jego kopię na kilka godzin. Zdobywano także robocze kopie, które służyć miały np. tłumaczom do opracowania polskiej wersji językowej. Gdy to się nie udawało, pozostawał prostszy sposób — przegranie filmu kamerą wideo prosto z ekranu, co oczywiście odbywało się kosztem jakości. Firma wypuszczająca taki film na rynek miała przewagę nad legałnym dystrybutorem, który premierę wideo organizował zwykle po upływie 4-6 miesięcy od premiery kinowej.
Najbardziej poszkodowani panującą sytuacją byli na pewno właściciele wypożyczalni, którym często trudno było zorientować się, czy kupowana w oficjalnie działającej hurtowni kaseta jest legalna, czy nie. A w przypadku kontroli właśnie oni byli pociągani do odpowiedzialności. Ich żądania dostępu do materiałów dotyczących legalności dystrybutorów oraz wydawanych przez nich filmów nie zostały spełnione. Jedyną pomocą mogła być lista firm zajmujących się piractwem, publikowana i systematycznie auktualniana przez RAPiD na łamach branżowego miesięcznika Videoteka.
Ale zwykle właściciele wypożyczalni byli świadomi tego, co robią. Nikt rozsądnie myślący nie mógł oczekiwać, że kaseta z aktualnym przebojem filmowym, dopiero wchodzącym na ekrany kin jest legalna. Równie oczywiste wydaje się dokonywanie zakupów u uprawiających handel obwoźny akwizytorów, którzy często jako dodatkową zachętę do kupienia od nich towaru proponowali wystawianie zawyżonych rachunków.
Oprócz opisanego zjawiska, które można było określić nazwą „wideo-podziemie”, nie mniej groźne było piractwo dystrybucyjne, oparte na stwarzaniu formalno-prawnych pozorów legalności. I nie chodziło tu jedynie o uzyskiwanie od Komitetu Kinematografii zezwoleń przez fikcyjne firmy (zezwoleniem takim można było się podeprzeć przy sprzedaży filmu hurtowni czy przy kontroli), lecz głównie o kontrowersyjną działalność niektórych oficjalnych dystrybutorów. Polegała ona zazwyczaj na wydawaniu filmów, do których prawa mieli inni dystrybutorzy. Było to konsekwencją braku zdecydowanych działań ze strony organów ścigania. Niektóre filmy zaczęły pojawiać się na rynku jednocześnie w ofercie dwóch czy więcej dystrybutorów, przy czym tylko jedna strona mogła mieć tu legalne prawa do danego tytułu — filmy zawsze sprzedawano z prawem wyłączności na dany teren. Jednak nie zawsze jednoznacznie stwierdzić można było, że nastąpiło świadome naruszenie prawa. Na porządku dziennym było bowiem wykorzystywanie przez zachodnich oszustów naiwności i braku doświadczenia polskich nabywców. Najczęściej była to sprzedaż na teren Polski tytułu, do którego sprzedający posiadał prawa np. wyłącznie na obszary niemieckojęzyczne, czy też umowa z firmą, która znikała natychmiast po dokonaniu transakcji.
Kolejnym elementem nielegalnej działalności oficjalnych dystrybutorów było kierowanie części nakładu na czarny rynek. Chociaż w tym przypadku opierać można się jedynie na domysłach (nikomu takiego procederu nie udowodniono), to panowała powszechna opinia, że wiele firm wypuszczało