Artykulacja i akceptacja poszczególnych stanów rzeczy dostrzegalnych w perspektywie badanych kultur, w tym wartości, uzależniona jest od stosownego kontekstu kulturowego. To oczywiste. Ale kiedy powiemy nadto, że takim rodzajem kontekstu jest także naukowy sposób myślenia oraz epistemologiczna refleksja dotycząca jego prawomocności, choć ta ostatnia nie musi wchodzić w skład kontekstu postępowania badawczego
— wówczas sprawa ulega komplikacji. W ramach takiego usytuowania antropologicznych badań nad kulturą nie ma bowiem sposobu na uzasadnienie stosowanych w nim wartościowań epistemologicznych. Taka jest, między innymi, konsekwencja przyjęcia postmodernistycznego postulatu, iż prawdy naukowe to zawsze „prawdy wytworzone” dla jakichś celów bądź funkcji.
Metodologia modernistyczna, stosowana przecież także w badaniach antropologicznych, poszukiwała zawsze epistemologicznych uprawomocnień dla samej siebie i wyników badań uzyskiwanych na jej podstawie. Każdy nowy kierunek, a funkcjonalizm Malinowskiego jest tego najbardziej sztandarowym przykładem, traktował swój sposób widzenia kultury jako mający przewagę poznawczą nad sposobami alternatywnymi. Jak pisałem w rozdz. I pt. „W kręgu teorii poznania antropologicznego”
— antropologia była traktowana jako odrębna, zobiektywizowana forma wiedzy, niezależna zarówno od kontekstu kultury, z której się wywodziła, jak i od kultur, które badała.
Jeśli jednak potraktować antropologię jako dziedzinę kultury oraz zrzec się pretensji do wartościowań epistemologicznych, status badań nad kulturą i status samej antropologii jawi się odmiennie. Po pierwsze, skoro wybory metodologiczne zawsze mają charakter wyborów kulturowych, należy odsłonić założenia tych uregulowań, które „podpowiadają” nam opowiedzenie się za taką, a nie inną formą myślenia o kulturze. Jest to rodzaj autorefleksji, której celem jest naprowadzenie nas na pewne — milcząco przez nas przyjmowane — założenia kierujące naszym (antropologicznym) oglądem świata. I nie chodzi tutaj o taki typ autorefleksji, który mylnie rości sobie prawo do epistemologicznej samowiedzy. Chodzi o stale aktualizowane pytanie: czy moje założenia, kulturowo mi narzucone, dają się jakoś — pozaepistemologicznie — uzasadnić?
Po drugie, ten autorefleksyjny sposób myślenia nie prowadzi do wniosku, że decydując się na wybór określonej teorii, zdając sobie sprawę z własnego uwikłania w kulturę, osiągam jakąkolwiek „przewagę poznawczą” nad tymi wszystkimi, których sposób widzenia kultury jest odmienny. Tę kwestię można jedynie postawić warunkowo: na podstawie namysłu o charakterze autorefleksyjnym dochodzę do wniosku, że odpowiada mi taka to