kich skrawków i molekuł świata w postaci wybranych kultur i środowisk, które podobne ambicje stawiają pod znakiem zapytania. Jak przejść od Portretu marginaliów do pejzażu, gdy zakłada się, iż każde ogólniejsze stwierdzenie na temat kultury i społeczeństwa jest „spekulatywne”, kiedy n*e jest poparte autopsją? A może warto spróbować postępowania jeśli nie odwracającego kolejność, to zakładającego równoległość i niesprzecz-ność obu tych sposobów obrazowania?
Jedna z propozycji, którą tutaj pragnę naszkicować, wychodzi z podstawowej przesłanki, iż tożsamość antropologa jest dzisiaj paradoksalna [zob. Burszta, Kuligowski, 1999]. Jest ona kształtowana przez czynniki układające się w serie wywodzące się z rozmaitych źródeł tyleż uniwersałach, co i przygodnych, osobistych. Zyskujemy coraz większą pewność,
kurczy się sfera stylów życia, które są obce, odległe pozostają w odosobnieniu. Dany bywa nam zawód, jakiego doświadczył bohater powieki Saula Bellowa, któremu wódz „nieznanego” afrykańskiego plemienia, n,ejaki Itelo, w nienagannej angielszczyźnie, krótko oznajmił: „Pan myś-*ał, że pierwszy ślad stopy? Że nowa ziemia? Bardzo mi przykro. Już nas odkryli” [Bellów, 1983: 58]. Sposoby życia nie są dziś porozdzielane nie-2r*anymi morzami, połaciami śmiertelnych pustyń i nieprzebytymi puszkami, ale rozdzielają je dające się łatwo przekroczyć częstotliwości mediów i ramy stron internetowych. Żyjemy we wspólnej ekumenie, ekume-nie wyobraźni, której wyznacznikiem staje się wszędobylska kultura Popularna. Johannes Fabian nie waha się powiedzieć, iż nie da się zrozumieć współczesnej kultury afrykańskiej bez pojęcia kultury popularnej, do Połowy lat siedemdziesiątych XX wieku całkowicie ignorowanej, jako c°ś, co jedynie „psuło” obraz tradycyjnych społeczeństw [Fabian, 1998; 2001]. Im mniej kultury tradycyjnej, tym gorzej, tym mniej interesująco
tak do niedawna jawił się obiekt badań antropologicznych jako rzeczywistość nieustannie „umykająca”.
I dzisiaj nastawienie wielu antropologów do kultury popularnej jest aibo niechętne, albo wojowniczo wrogie. Kultura ta bowiem nie formuje 2adnej klarownej całości, nie dysponuje „systemami wierzeniowymi” 1 ^wartościami”, nie da się w niej wyodrębnić „dziedzin” i „aspektów” (?ob. rozdz. II pt. „Dole i niedole pojęcia kultury”). Nie jest — jak lubi mówić Geertz — starannie pokrojonym ciasteczkiem — tutaj to, tutaj lamto, w sumie system.
To wszystko prawda. Jak pisałem wcześniej, kultura popularna nie jest kytem ontologicznym, ale oznacza określone strategie dyskursywne 1 sPołecznąpraxis, w której mieszczą się sprzeczności, kontestacja, ekspe-tymentowanie, negacja, wolność — słowem to wszystko, co stanowi
87