Magdalena Gołębiowska-Śmialek
szy bynajmniej się nie skończyła. Przeciwnie - według obowiązującego wówczas przekonania, że pakty obronne przystosują się do nowych uwarunkowań i znajdą podstawy do dalszego funkcjonowania - stały się obiektem narodowych aspiracji państw wyzwalających się spod kontroli Moskwy, dla których zwycięstwo zachodniego modelu demokracji stało się magnesem przyciągającym silniej niż refleksja nad nowym porządkiem świata.
Zapowiedziany przez Francisa Fukuyamę „koniec historii” czyli harmonijny rozwój wspólnoty międzynarodowej w ramach haseł demokracji liberalnej, bynajmniej jednak nie nastąpił. Napięcia lat 90., zapoczątkowane konfliktem w rejonie Zatoki Perskiej, udowodniły, że Stany Zjednoczone są, co prawda, jedynym supermocarstwem zdolnym do ingerencji w każdym zakątku świata, niemniej fakt ten dosyć szybko zaczął budzić sprzeciw lub krytykę nie tylko dawnych wrogów, ale również dotychczasowych sojuszników. Clinton nie zdołał zapobiec dynamicznie rozwijającym się konfliktom lokalnym, które odżyły z chwilą rozpadu dotychczasowego porządku i które z czasem poważnie nadszarpnęły amerykański prestiż.
Amerykański system bezpieczeństwa oparty o zimnowojenne sojusze zaczął się chwiać wraz z pojawieniem się nowych zagrożeń, jakimi są: terroryzm międzynarodowy, a szczególnie bunt islamskich fundamentalistów, oraz utrata kontroli nad możliwością wykorzystania broni nuklearnej przez państwa pretendujące do roli mocarstw lokalnych, takie jak Pakistan, Iran i Korea Północna. Bez wątpienia te dwa aspekty dotyczą wszystkich członków wspólnoty międzynarodowej, podobnie jak przedłużający się stan zapalny na Środkowym Wschodzie, chęć dominacji Iranu w rejonie Zatoki Perskiej, polityka Chin zmierzających do stworzenia bloku państw Azji Wschodniej, rosnąca izolacja Japonii w Azji i załamanie się układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Trzeba jednak dokonać rozróżnienia jeśli chodzi o poziom podatności na te zagrożenia między Stanami Zjednoczonymi a innymi państwami zachodnimi, które nie budzą równie wrogich co Ameryka emocji, przede wszystkim dlatego, że nie są bezpośrednio zaangażowane w procesy zachodzące w wyżej wymienionych regionach. Dodatkowo na Amerykę spadają problem fali populizmu antyame-rykańskiego w Ameryce Łacińskiej i zniechęcenie Europy1.
Ten ostatni czynnik ma szczególnie istotne znaczenie, jako że przez minione dekady to właśnie sojusz transatlantycki odgrywał rolę filaru w amerykańskim systemie bezpieczeństwa. Tymczasem posiadająca wszelkie instrumenty potrzebne do skutecznego rozwiązania wymienionych wyzwań wspólnota euroatlantycka, w skład której wchodzą najbogatsze państwa świata, rozwijające się w duchu za-
62
Z. Brzeziński, Second Chance, Three Presidents and the Crisis of American Superpower, New York 2007.