Z ŻAŁOBNEJ KARTY 523
w XX w., Warszawa Wydaw. UW 2000; Kultura szlachty polskiej 1864-2001, Pułtusk Wyższa Szkoła Humanistyczna 2003; Książka we współczesnej kulturze polskiej, Pułtusk Wyższa Szkoła Humanistyczna 2006.
Oprócz książek publikował Staszek liczne artykuły, na łamach takich czasopism jak: „Tygodnik Kulturalny”, „Księgarz”, „Bibliotekarz”, „Nowe Książki”. To była swego rodzaju kontynuacja publicystyki uprawianej przez czołowych polskich bibliotekarzy okresu międzywojennego: Jana Muszkowskiego, Adama Łysakowskiego, Józefa Janiczka, Heleny Radlińskiej. Uważał, że wnioski płynące z badań należy upowszechniać, gdzie się tylko da, tworząc w ten sposób opinię sprzyjającą książce i bibliotekom. Brakuje dziś kontynuatorów działalności publicystycznej, ale czasy się zmieniły.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przeszedł na emeryturę, ale dalej był aktywny w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku. Organizował tam Bibliotekę uczelnianą, prowadził seminaria, wykładał. Żadnej przerwy, żadnego odpoczynku, ale On inaczej nie umiał.
W wielu publikowanych wspomnieniach o ludziach związanych z książką i biblioteką pomija się ich polityczne zaangażowanie. Malując przesłodzone i nieprawdziwe portrety, zubaża się ich biografie. Ze Staszkiem Siekierskim to się nie uda. Jego stosunek do rzeczywistości politycznej był indywidualny i niedający się tak po prostu sklasyfikować. Poza epizodyczną przynależnością do ZMP nigdy nie był członkiem PZPR i nie ułatwiał swojej zawodowej kariery jakąś przynależnością. Był wnikliwym i sceptycznym obserwatorem tego, co się wokół działo. Ułatwiło mu to współżycie z instytutowym zespołem, w którym prawie wszyscy mieli przedwojenne inteligenckie pochodzenie i byli raczej przeciw niż za. Był przez kolegów szanowany na zasadzie, że czuło się w nim autentyczność. Polegała ona na głębokim przeświadczeniu, że Polska Ludowa, jemu chłopskiemu synowi dała szansę zdobycia wykształcenia i wejścia na drogę kariery akademickiej. To nie było jakieś płytkie poczucie wdzięczności, które u wielu pryska w nowych sytuacjach. Coś jest w naturze ludzkiej, że najwięcej nie lubimy wczorajszych dobroczyńców. To było coś znacznie głębszego, coś w rodzaju prostej lojalności wobec głoszonych oficjalnie idei, które traktowało się serio i przyjęło za własne. Chodziło o cały proces historyczny, który zmienił radykalnie struktury społeczne, w programach głosił powszechność dostępu do kultury, oświaty i co najważniejsze do książki.
Ta lojalność nakazywała mu nie tylko chłodne i obiektywne opisywanie książkowej rzeczywistości, ale również aktywny udział w dokonujących się zmianach, zaangażowanie w działalność społeczną. Okazja nadarzyła się po 1956 r. kiedy to uaktywniła się Organizacja Młodzieży Wiejskiej „Wici”. W jej programie tradycyjnie znalazło się upowszechnianie czytelnictwa, prowadzenie punktów bibliotecznych, udział w życiu klubowym na wsi. Staszek wspierał tę organizację radą, uczestniczył w pracach Zarządu Głównego, a wszystko to czynił dyskretnie, bez rozgłosu. Związany z „Wici” duchem nie lubił wymądrzania się na tematy wiejskie. Zbyt dużo o tej wsi wiedział nie tylko z własnego doświadczenia, ale również na podstawie prac pamiętnikarskich, których redagowaniu poświęcał wiele czasu.
Zycie nie oszczędziło mu gorzkich doświadczeń. W 1986 r. zginął w Tatrach jego syn Paweł, świetnie zapowiadający się polonista. Nie ma chyba gorszej trau-my, jak przeżycie własnego dziecka. Staszek długo wracał do normalności, a musiał wspierać żonę Krystynę, kruchą i wrażliwą, jak rzadko kto.
Podczas tego żałobnego nabożeństwa nie można było wyzbyć się refleksji, że rzadko komu życie układa się gładko i że Staszek szedł z uporem pod górę i takim wędrowcem pozostanie w pamięci przyjaciół. To był przecież nasz „Stasi-nek”, który miał takie świeże spojrzenie.
Jadwiga Kołodziejska
Tekst wpłynął do redakcji 13 sierpnia 2008 r.