doświadczenia. Potrzeba więc dużo czasu na zbadanie sytuacji i na znalezienie sposobu nakłonienia graczy do zmiany zapisu.
Następnym razem spotkaliśmy się z Rogowskim na Wielkanoc 1955; w zasadzie akceptował mój plan, z tym jednak, że powinienem możliwie szybko zorganizować rozgrywki w Warszawie, Krakowie i może jeszcze gdzieś, aby przedstawiciele tych ośrodków mogli powołać komitet organizacyjny przyszłego związku. Uważał także, że sprawę zapisu można podzielić na 2 etapy: rozgrywki przed powołaniem komitetu powinny być prowadzone zapisem międzynarodowym, czy to się komuś podoba, czy też nie, zaś przekonywanie całej Polski do nowego zapisu należy rozpocząć jednocześnie z kampanią prasową.
Znaleźliśmy wielu brydżystów warszawskich i od razu z wieloma przeprowadziliśmy rozmowy; zagrać po nowemu chciał każdy, ale popracować społecznie przy organizacji rozgrywek tylko jeden: Jerzy Czekański, pracownik ambasady amerykańskiej, znacznie starszy od nas (1908), biegle władający językiem angielskim - reszta nie chciała lub nie mogła. Pozostawiłem więc sprawy organizacyjne na głowie Czekańskiego i szwagra, a sam wróciłem do Krakowa, gdzie także trzeba było znaleźć chętnych do pracy za darmo. I tu też materia była bardzo oporna. Jedynie Stefan Michalski, z którym często grywaliśmy, z ochotą wziął się za organizację krakowskiej - jak to zaproponował - Ligi Brydżowej (nazwa przyjęła się i wszystkie te nielegalne organizacje powstające w poszczególnych miastach zaczęliśmy nazywać ligami).
Wszystko zaczęło się układać prawie jak w zegarku. Urząd, w którym pracowałem został zlikwidowany z końcem czerwca i na okres lipca i sierpnia pojechałem do Sopotu, gdzie spotkałem mnóstwo znajomych brydżystów oraz poznałem wielu nowych. Całe lato poświęciłem nie tylko na grę (plus nadmorskie przyjemności), ale także, a może przede wszystkim, na znalezienie rozwiązania problemu zapisu, wykorzystując rady i pomoc tych wszystkich, którzy właśnie mieli być podmiotem zmian. A okazało się to niesłychanie trudne, bowiem wymagało przełamania utrwalonej od lat procedury, która pokrótce wyglądała tak: gdy tylko czwórka zasiądzie do stolika, wszyscy chcą grać, zaraz i natychmiast, wszystkim szkoda czasu i ze sprawą zapisu, chociaż niezwykle ważną, rozprawiają się po macoszemu; pada pytanie: kto zapisuje, ktoś się zgłasza lub kogoś zmuszają - wówczas delikwent, głosem nie dopuszczającym sprzeciwu mówi, np.: Ja zawsze zapisuję: partię 1000 - robra 2000, czasem dodaje - szlemik 1000, szlem 2000 (to że tę premię, w razie wpadki, zapisuje przeciwnik ryzykanta - rozumie się samo przez się), niekiedy jeszcze: Piszę dobrą grę 100, po partii 200. Zwykle ktoś z pozostałej trójki mówi: Nieważne!Byle wszystkim jednakowo. I grają. Przed rozpoczęciem gry zapis nie stanowi żadnego problemu, nikt się nad tym nie zastanawia.
Niektórzy opowiadali, jak to się odbywa na Zachodzie: czwórka siada przy stoliku, każdy wyciąga kartkę i prowadzi zapis dla siebie (pytanie o stan zapisu jest wykroczeniem przeciwko dobrym obyczajom), wiadomo też, jaki jest zapis, gdyż ustaliła go Światowa Federacja Brydża. Zdawaliśmy sobie sprawę, że u nas nieprędko do tego dojdzie, bowiem „przyzwyczajenie jest drugą naturą” - ale coś trzeba zrobić! Przede wszystkim należy spowodować, aby zapis stał się problemem przed grą, aby trzeba było dokonywać jakiegoś wyboru, co znając naszych graczy, z których każdy wie wszystko najlepiej, spowoduje większe lub mniejsze - zależnie od temperamentu - spory. Na tym tle wyraźnie zarysuje się świetlana droga spokoju w postaci zapisu międzynarodowego, zapisu, którym grają na całym świecie. I tak doszliśmy do wniosku, że potrzebny jest trzeci zapis, który jak gdyby przybliży oba zapisy do siebie i najlepiej by było, aby przy opracowaniu takiego zapisu wzięło udział wielu graczy, aby tworzenie go odbywało się na oczach wszystkich, w ogniu zażartej dyskusji.
I znowu ciąg zdarzeń okazał się pomyślny. We wrześniu podjąłem pracę i żyłem sobie spokojnie. Kiedyś po brydżowych Andrzejkach '55 wróciłem do domu przed północą; chwilę potem zadzwonił z Warszawy mój szwagier, który zaczął od wymówek, że całe popołudnie mnie nie było, a sprawa była ważna: Rogowski ma dla ciebie pracę w Warszawie i jutro ol7°° mamy przyjść do klubu Stowarzyszę-