uważać (Przyjdź o piątej; To znaczy o trzeciej?; Nie!
0 siódmej!); mój ojciec został asystentem swojego asystenta, który za niego został profesorem Akademii; ja zamiast do I licealnej dostałem się do IX klasy sowieckiej diesiatiletki. W ogłoszonym 22.10.1939 plebiscycie wzięło udział 99% uprawnionych, z których na pytanie: Czy chcesz, aby Lwów został przyłączony do ZSRR? 99,9% odpowiedziało TAK (J.W. Stalin: Nie ważno kak Ijudigołosujut, no ważno, kto gołosa sczitajet.) Tylko brydż jako taki się nie zmienił i został najważniejszą rozrywką; sowieckie filmy nie nadawały się do oglądania, a w teatrze ciekawe były tylko nocne koszule zakładane przez sowieckie „damy” zamiast wieczorowych toalet. Zmienił się natomiast sposób organizowania spotkań przy brydżowym stoliku.
Partnerów mieliśmy bez liku (uciekinierzy z Zachodniej i Centralnej Polski), ale codziennie kogoś ubywało; jedni wyjeżdżali na zachód do domu, inni
- z pomocą NKWD (czyli Narodnowo Komissariata Wnutriennych Diet) - na wschód, a tylko nieliczni na południe, przez zieloną granicę na Węgry i dalej
- umawiać się można było tylko z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. A pierwsze 4 miesiące 1940 były w ogóle bezbrydżowe. W czasie przeznaczonym zwykle na brydża, o piątej popołudniu (tzn. o siódmej), każdy z nas, mając spakowany plecak, kładł się spać, aby zbudzić się o dwunastej (tzn. o drugiej)
1 przez okno obserwować czy ciężarówka zatrzyma się przed naszą, czy sąsiednią kamienicą, i czy to my, czy sąsiedzi zostaną „zaproszeni na wycieczkę” do Kazachstanu. Po drugiej (tzn. czwartej) można było już zagrać roberka, jeżeli ktoś nie potrafił zasnąć.
Przez następnych 12 miesięcy było już normalnie, jeżeli użycie tego wyrazu jest na miejscu. Potem była matura z dwoma językami „obcymi" - ukraińskim i rosyjskim, których znajomość była konieczna, jeżeli ktoś chciał iść na wyższe studia. Ten dylemat rozwiązali Niemcy w czerwcu 1941, zamieniając Lwów na Lemberg. Zaskoczenie było ogromne - do tego stopnia, że wracając z brydża do domu, 21 czerwca przed północą, założyłem się z Andrzejem Rzeszotar-skim (w przyszłości znanym oryginałem) o tabliczkę czekolady, że w ciągu najbliższych 6 miesięcy żadnej wojny nie będzie... - zaczęła się nazajutrz!
Sowieci i duża część Żydów uciekła na wschód, Ukraińcy witali Niemców kwiatami, a my ucieszyliśmy się bardzo z tego dawaj nazad (przecież nie może być już gorzej?), pamiętając o wywiezieniu 150000 osób na wschód i o ostatniej rozgrywce Sowietów polegającej na wymordowaniu około 10000 więźniów w 3 lwowskich więzieniach (przez 3 dni chodziliśmy z chusteczkami przy nosach - upał 30°C) oraz kolejno, znacząc szlak ucieczki, w więzieniach powiatowych Podola: w Złoczowie, Trembowli, Czortkowie, Buczaczu, Tarnopolu... Drugi Katyń. A jednak zamienił stryjek...
Niemcy zajmując Lwów, uszkodzili wodociągi i nie mieliśmy wody w kranach; dzięki temu kiedyś w kolejce do studni artezyjskiej poznałem pana, starszego ode mnie o około 50 lat. Pomogłem mu zanieść wiadro wody i zostałem zaproszony na brydża w najbliższą sobotę na trzecią po południu - oczywiście stawiłem się punktualnie, gdyż nie miałem już sowieckich wątpliwości: cały Lwów przestawił zegarki na niemiecki czas letni, dodając do dawnego polskiego tylko 1 godzinę lub odejmując od moskiewskiego też tylko 1 godzinę (bo byli i tacy). Oprócz gospodarza było dwóch 40-latków: jego syn z kolegą. Zagraliśmy 2 tury, czyli 6 robrów, nikt na mnie nie krzyczał, sobie też nie zwracali żadnych uwag - byli cały czas przeraźliwie poważni. Na pożegnanie gospodarz wręczył mi grubą paczkę ze słowami: Chciałbym, żeby pan to przeczytał.
Były to - wydane tuż przed wojną przez M. Arcta - 2 bestsellery Culbertsona: Jak grać w brydża (The Contract Bridge Blue Book of1933 - dot. licytacji) i Brydż. Rozgrywka (The Contract Bridge Red Book on Play). W miarę czytania byłem coraz bardziej sfrustrowany, dotąd wydawało mi się - jak to nastolatkowi - że w brydża gram doskonale. Tymczasem w miarę połykania kolejnych stron, dochodziłem do wniosku, że o brydżu wiem niewiele, a bardzo dobrze rozróżniam tylko króla od damy! Ta przykra świadomość pogłębiła się znacznie, gdy dowiedziałem się, że syn gospodarza to sławny Jan Kuczyński, guru lwowskiego brydża (w przyszłości zawodnik jednej ze śląskich drużyn).
Przy okazji składania życzeń przed świętami Bożego Narodzenia w 1941 zwróciłem senioro-