120 Z ŻAŁOBNF.J KARTY
Zawsze porywała się na rzeczy wielkie i niemal niemożliwe. Kiedy objęła kierownictwo Powiatowej Biblioteki Publicznej w domu zamieszkałym przez wielu lokatorów, w dwuizbowym lokalu ze stolikiem podpartym cegłą i wypożyczalnią książek „przez okienko'’, nikt nie dałby wiary, że po latach żmudnych zabiegów, starań, remontów i rozbudowy, stworzy jedną z najpiękniejszych placówek bibliotecznych w kraju.
A przecież energia M. Bielawskiej zwrócona była na wiele pól działania. Głównym zadaniem PBP było tworzenie sieci bibliotek wiejskich (gminnych i gromadzkich). Pani Maria z wielką sumiennością przystąpiła do tworzenia sieci terenowej. Każda nowa placówka wiejskia sprawiała założycielce radość, ale i przysparzała problemów w pracy. Dla ich organizatorki znaczenie miał jedynie fakt, że ludzie mają dostęp do książki.
Z entuzjazmem odnotowywała w kronikach bibliotecznych fakty otwierania nowych bibliotek, opisywała przebieg tych uroczystości przeżywanych przez prostych ludzi z ogromnym wzruszeniem i radością.
Do reorganizacji administracyjnej sieć bibliotek założona przez M. Bielawską liczyła w powiecie bocheńskim 41 placówek i 122 punkty biblioteczne. Ich twórczyni rozumiała, że książce trzeba pomóc, aby mogła dać czytającemu jak największe pożytki. I tak zaczęła się prawdziwa walka
0 rząd dusz nad czytelnikiem.
Głód słowa polskiego i książki był ogromny na wsi, która przez całe lata była upośledzona pod względem dostępu do kultury i oświaty. Jakże cieszyła Panią Marię ta zmiana i fakt, że można ludziom przybliżać dobro, jakim jest książka.
Do PiMBP w Bochni oraz placówek wiejskich docierali nauczyciele poloniści, dziennikarze, pisarze, aktorzy, muzycy, historycy sztuki, naukowcy, lekarze, działacze społeczni słowem ci, którzy mogli znacznie poszerzyć wiedzę słuchaczy, przybliżyć istotne problemy praktyczne
1 tendencje w sztuce czy literaturze. Pomógł tym wędrówkom bibliobus bocheńskiej biblioteki, który był pierwszą w Polsce biblioteką na kółkach. Dzięki niemu stworzono objazdową sieć punktów' bibliotecznych związaną z solidną propagandą wypożyczanej literatury. W tej pracy * działacza oświatowego propagującego książkę - czuła się M. Bielawska najlepiej i wykonywała
ją z głębokim przeświadczeniem, że jest to zbliżanie się do modelu propagowanego przez Helenę Radlińską. Z radością tym większą przyjęła w 1975 r. nagrodę Jej imienia.
Maria Bielawska uczestniczyła także w trudnym eksperymencie organizacyjnym, któremu patronowało Ministerstwo Kultury i Sztuki. Otóż w 1. 1957-1964 kierowała placówką o nazwie: Biblioteka — Dom Kultury. Był to prawdziwy kombinat kulturalny, propagujący wiedzę od dobrych manier począwszy (zajęcia prowadziła b. ziemianka spod Bochni) poprzez teatr, działalność hobbystów', plastyków, pracę Koła Młodych Twórców, gdzie m.in. aspirujący wówczas do literatury I. Iredyński i B. Loebl prezentowali swoje utwory w wydanej przez Bibliotekę publikacji.
W tak wszechstronnie prowadzonej placówce każdy mógł coś znaleźć dla siebie, nic więc dziwnego, że Biblioteka stała się pierwszym salonem miasta, a styl pracy przyciągał dziennikarzy, studentów, bibliotekarzy oraz liczne delegacje, nierzadko zagraniczne.
Do dzisiaj zresztą — dzieło serca i umysłu Marii Bielawskiej — Bocheńska Biblioteka przyciąga ludzi i nadal fascynuje. Dzięki wybitnej pracowitości, talentom organizacyjnym, konsekwencji działania i wyobraźni mogła M. Bielawska zdziałać i osiągnąć tak wiele. Praca była Jej powołaniem i miłością. W Jej poczynaniach — oczywiście musiało uczestniczyć wielu ludzi, a głównie zespół pracowników Biblioteki, dla których była zarówno przełożoną, koleżanką, jak i świetnym wychowawcą. Odmieniała ludzi, fascynowała (jeśli taka fascynacja im odpowiadała) rolą, jaką mogą odegrać dzięki upowszechnianiu czytelnictwa, wymagała olbrzymiego wysiłku i solidności, ale także umiała dawać satysfakcję nawet z drobnych osiągnięć, chętnie podkreślała dobre cechy wyróżniające pracownika. Kochała ludzi młodych i chętnie z nimi — mimo często odmiennych poglądów — rozmawiała i dyskutowała, zawsze szanowała innych.
Miałam to szczęście, że była moją pierwszą przełożoną i mimo, że przyszłam do Biblioteki „na chwilę”, dzięki niezwykłej osobowości M. Bielawskiej związałam się (chyba na trwałe) z zawodem.
Przeglądając opasłe tomy Kroniki Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bochni zapisane ręką M. Bielawskiej, stanowiące dokument tych już mocno odległych lat — za-