i słynne Messerschmitty i F. W. 190 jedynie z daleka. Doskonale rozumiem każdego pilota, który pomimo największych chęci i marzeń
0 zwycięstwie miał podobne przeżycie, do pierwszego zwycięstwa. Miałem za sobą już 98 lotów bojowych. Następny miał być99-tym. Cyfrę 99 lubiłem, bo związana była z okresem miłych wspomnień, kiedy stawiałem pierwsze kroki w Anglii. Pamiętam jak kiedyś obchodząc imieniny przyjaciółki jednego z kolegów, zawędrowaliśmy do nocnego lokalu „99th Club" i jak ktoś z towarzystwa zamówił u kelnera między innymi 99 kanapek. Chyba nigdy nie zapomnę twarzy kelnera. Ale zamówienie wykonał i w rezultacie jedli wszyscy od orkiestry do kelnera włącznie. Tracąc już powoli nadzieję, na okazję zestrzelenia, pomyślałem, że może ta liczba 99 przyniesie mi szczęście. Zdaje się, że to jest normalne, że jak się zaczyna tracić nadzieję, staje się przesądnym. Obudzili nas tego dnia wcześnie, bo jeszcze przed wschodem słońca. Uśmiechnięty Intelligence Officer z latarką w ręku budził nas i zapowiedział ładny dzień. Kilka minut na mycie
1 ubranie, następnie kilkanaście minut na doskonałe śniadanie jeszcze nie obudziły nas całkowicie. To też jadąc samochodem na odprawę pilotów, każdy jeden drzemał i wcale nie wyczuwało się najmniejszego podniecenia, tak normalnego przed każdym lotem bojowym. Do Sali odpraw weszliśmy razem z pilotami z innych dywizjonów. Na głównej ścianie duża mapa Francji i Niemiec, silnie oświetlona. Z prawej strony mapa Anglii z całym systemem obrony. Z lewej duża tablica do podania czasów całej operacji. Bliżej grup krzeseł, które zajmowaliśmy dość głośno, przyglądając się głównej mapie, na której umieszczona już była cała operacja. Wszystkie twarze zwrócone były na tę mapę i wzrok śledził poszczególne kolorowe nici, którymi wytyczane były trasy poszczególnych grup. Oczywiście wszystkich najbardziej interesowała czerwona nitka, która jak zwykle oznaczony był nasz lot. Lot zapowiadał się ciekawie. 500 Fortec szło głęboko w centrum Niemiec, a myśmy mieli je osłaniać między Osnabruck [Osna-bruck] a Bremen. Odprawę jak zwykle rozpoczął Oficer Meterolog, zapowiadając piękną pogodę na całej trasie (był to maj 1940 r.) /autor podaje tu błędnie datę był to 29 V1944 r. -przyp. A.O.j. Następnie Intelligence Officer zapoznał pilotów z ogólną sytuacją, spodziewanym oporem Niemców i innymi szczegółami z jego resortu. Wreszcie D-ca wyprawy płk. Francis Gabreski omówił szyki i szczegóły całego lotu. Tradycyjne „ Good luck boys ” i oficjalna część odprawy zakończyła się. Z boku, w wolnej części Sali, czekał na nas, katolików, ksiądz z Komunią Świętą. Uklękliśmy naokoło i po kilku minutach przyjęliśmy Św. Sakrament i błogosławieństwo z rąk kapelana. Mieliśmy jeszcze godzinę czasu do startu. Nareszcie nie trzeba było się spieszyć. Szedłem w kie-
Mysliwski P-47 „THunderbolt" z godłem kpt. pil. Witolda Łanowskiego
Konspekt nr 2/2007 (29)