194 DRUGI ZJAZD
racli francuskich Krasińskiego, mających rzucić światło na „najmniej znaną, a przecież arcyważną epoki] w życiu poety, jego półtrzccio-lctni pobyt w Genewie od jesieni 1829 do maja 1832 r.“ Mają one być zupełnie naturalnem organieznem przejściem od A ga j-H a u a do Nieboskiej K o m e d y i i Irydyona. Autor, zastrzegając sobie publikacyą owych dziewięciu utworów francuzkich, a zatem poniekąd zobowiązując się do ich ogłoszenia, a nawet zapowiadając je, w końcu referatu, mającego pozór jakiegoś prospektu wydawniczego, robi zapytania, niby wnioski w rodzaju tych: „Czy nie należałoby wreszcie sporządzić wydania, f ranc u z k i c li pism Z. Krasińskiego?'4 lub „Jakiej w tern wydaniu trzymać się zasady przy uporządkowaniu dzieł i oczyszczaniu tekstu?11
Autor, wchodząc na trybunę, puścił się na wielce rezykowuą improwizacyą, mającą niby stanowić charakterystykę wielkiego poety. Czego tam w tym niby wykładzie nie było? P. Antoniewicz przedewszystkiem oznajmił, że już przedtem na podstawie krytyki wewnętrznej udało mu się omawiać w czasopismach niemieckich kilka zagubionych (?) i nie znanych dotychczas uworów francuzkich Z. Krasińskiego, wyraził przy tern przekonanie, że „czas, by kongres historyków’ Krasińskiego poruszył kwestya Krasińskiego, by przypomniał narodowi tę postać (przez kogo zapomnianą?), która zmartwychwstanie (w literaturze przecież nic umierała) nie jako poeto, lecz jako myśliciel (1).
Trudno nam śledzić za całym przebiegiem tego wykładu, pełnego skoków, frazesów nie łatwo pochwytuych, wypowiedzianego stvlem, wielce zaniedbanym. Pan Antoniewicz zastanawia się nad chwilą, kiedy Krasiński wystąpił; mówi. że było to pod koniec wielkiej c >o-ki poetycznej, wszczętej w r. 1770, której—zjawisko to szczegó ue (dla czego?)—Goethe był główną osią, inieyatorem, symbolem (?) i ostatnim piewcą (!). W r. 1882 umiera c o r c o r d i u m, Percy Bysshy Sheley, w r. 1824 Byron, wr. 1833 Goethe—a r. 1833 stwarza Pana T a deus z a, ale staje się zarazem kopcem granicznym tej epoki44. Odciąwszy nową epokę niby tasakiem rzeźniczym, p. Antoniewicz słusznie zapytuje sam siebie: „Jak się to stało? Któż może powiedzieć, dla czego się wyczerpała siła, kształtująca geniuszów poetyckich?44 Na to znajduje p. Antoniewicz odpowiedź we frazesie, że „i w liistoryi sztuki i poezyi musi istnieć jakiś turnus gospodarczy, jakiś płodozmiau artystyczny14.
Że pomiar graniczny epok poezyi przez rok 1833 był'fortunnym pomysłem, powinno p. Antoniewicza przekonać już to samo, co w dalszym ciągu mówi o Krasińskim, któremu w każdym razie „indywidualność genialną1' przyznaje, dodając wprawdzie, że była ona za słaba, jeśli nie w związku, to z ideą, tyczącą się ogółu świata...“
Dalej p. Antoniewicz powołał niespodziewanie dramat fantastyczny ,,n Goethego, u Byrona, u Shelleya (Prometeusz) i u Mickiewicza (Dziady). Dwaj tylko poeci według niego zdołali ten dramat