Lessa, Oblicza Smoka 05 - Kraina Szczęścia, Oblicz Smoka V - Kraina Szczęścia


Oblicza Smoka - Kraina Szczęścia - rozdział IV

Sharra razem z Amaranth leciały nad rozległą, zieloną równiną, którą upiększał blask słońca. Były razem, wolne i szczęśliwe. Ale to szczęście było jakieś sztuczne i niepokojące. Nagle promienie słońca zaczęły zamieniać się w ciemność, która ogarnęła równinę i wszystko w około.

Sharra rozejrzała się, ale niczego nie mogła zobaczyć, tylko ciemność. Nagle zaczęła spadać. Amaranth gdzieś znikła, nie było jej przy niej. Poczuła pustkę w sercu i strach, przed samotnością, upadkiem... przed tym czymś złym co czaiło się na dnie.

...arro...Sharro...

-Sharro- usłyszała czyjś głos, otworzyła oczy i zobaczyła Zelgadisa.

-Gdzie Amaranth?- zapytała, siadając gwałtownie.

-Tam- wskazał miejsce, gdzie spokojnie spała smoczyca.

Sharra uspokoiła się i rozejrzała po pomieszczeniu, w którym się znajdowali.

Był to duży pokój, w którym prawie nie było mebli, jedna szafka, bardzo niski stół i barek z jakimiś napojami. Na podłodze leżało mnóstwo poduszek różnych rozmiarów.

Łóżko, na którym siedziała, ułożone było z wielu dużych poduszek i umieszczone pod ścianą, spod sufitu, na wzór moskitiery, opadała na nie delikatna tkanina. Łóżko było bardzo duże i tylko jedno, więc wszyscy na nim leżeli.

Zelgadis siedział obok Sharry, po jej prawej. Po lewej leżał Xellos z rękoma założonymi za głowę, wpatrywał się w sufit. Za Zelgadisem siedział Gourry, trzymający w objęciach płaczącą Linę.

Wszyscy byli ubrani jednakowo, ktoś musiał ich przebrać. Mieli na sobie białe tuniki z krótkim rękawem i białe spodnie z nogawkami sięgającymi połowy łydek, w pasie byli przewiązani czerwonymi szarfami.

-Złe sny?- odezwał się Xellos.

-Gdzie jesteśmy?- zapytała Sharra, ignorując jego pytanie.

-Prawdopodobnie na wyspie- odparł Zelgadis.- Poza tym wiem tyle co ty.

-Ten pokój spowija jakaś osłona, która nas tu więzi- powiedział Xellos.

-Pewnie nie możesz przedostać się przez nią?- zapytała Sharra.

-Nie- odpowiedział lekko poirytowany.

-Spokojnie - usłyszeli łagodny głos Gourrego.

-Jak mogę być spokojna?- jęknęła Lina.- Amelia...- jej głos się załamał i rozpłakała się jeszcze mocniej.

Sharra poczuła, że gardło ściska jej żal i smutek, pamiętała bardzo wyraźnie co stało się z Amelią. Wiedziała co Lina czuła. Mimo że była z nimi krótko zdążyła polubić małą księżniczkę. Sposób w jaki ta syrena ją zamordowała był okrutny... potworny...

Jej mętne, od wzbierających łez, spojrzenie spoczęło na barku z napojami. Uświadomiła sobie, że bardzo chce jej się pić, podeszła do barku i sprawdziła zawartość butelek i dzbanów.

Było tam coś co przypominało zapachem wino, jakiś sok o zielonym kolorze, ostro pachnące alkoholem napoje i zwykła woda. Sharra wzięła dzbanek z wodą i kilka kryształowych szklanek, po czym postawiła je na stole.

Po chwili reszta dołączyła do niej. Stół był niski, więc siedzieli na poduszkach na podłodze.

-Nie ma tam wina?- zapytał Xellos.

-Jest coś co przypomina wino, ale lepiej tego nie ruszać- odpowiedziała.

Siedzieli w ciszy przez parę minut, Gourry ciągle przytulał Linę, która powoli zaczęła się uspokajać.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna.

Był bardzo przystojny, średniego wzrostu, miał białe włosy, czerwone oczy, jasną cerę i spiczaste uszy. Ubrany był w dość dziwny strój. Miał na sobie biało zieloną koszulę z krótkim rękawem, kremowy bezrękawnik z wyszytym znakiem przenikania się dobra i zła, szerokie spodnie z nogawkami do połowy łydek i brązowe buty.

-Witajcie- odezwał się.

Nikt mu nie odpowiedział ani nie podniósł się, czego wymagałyby zasady dobrego wychowania.

Mężczyzna wcale się tym nie przejął i mówił dalej.

-Znajdujecie się na wyspie Dafris, zamieszkałej przez Daen Maana- starożytny ród Elfów. Ja nazywam się Blaze, jestem tu w imieniu królowej Athampathis. Tymczasowo będziecie przebywać w tym pomieszczeniu dopóki królowa uzna, że nie jesteście groźni dla jej ludu i wyda zgodę aby was uwolnić- przerwał na moment.- Czy zechcielibyście się przedstawić?

-Sharra Telgar.

-Xellos Metallium.

-Zelgadis Greywords.

-Gourry Gabriev.

Lina milczała, nieprzytomnie wpatrywała się w podłogę.

-Ta pani to z pewnością sławna Lina Inverse- powiedział Blaze.- A smok zapewne jest przedstawicielem Kolorowych Smoków.

-Brawo, skąd wiedziałeś?- zapytała lekko ironicznie Sharra.

-Niektóre wieści docierają na wyspę, panno Telgar.

-Jak długo tu jesteśmy?- zapytał Xellos.

-Dwa dni. Wokół wyspy rozpostarta jest bariera, kiedy ją przekroczyliście wasza życiowa energia została zredukowana do minimum. Przez cały czas spaliście, odzyskując siły.

-Po co ta bariera?- kontynuował Xellos.

-Daen Maana postanowili odseparować się od świata po agresji ze strony ludzi i wielkiej wojnie, która zniszczyła ich państwo Erudię, nie życzą sobie żadnych niespodziewanych gości i nie chcą ryzykować ponownego ataku.

-A ta syrena i przerośnięty homar też chronią Dafris?- zapytał Zelgadis ze złością w głosie.

-Di'attis i Lewiathan nie służą Daen Maana, działają na własną rękę. Chociaż ich działalność można nazwać ochroną.

-To są potwory!- wybuchła nagle Lina, a jej wzrok odzyskał ostrość.- Wy też jesteście potworami skoro pozwalacie im zabijać! Ta ryba zabiła Amelię! Oni ja zamordowali...- oczy Liny zaczęły tracić wyraz.- Mała, słodka Amelia... krew... ona nie żyje... ona ją zabiła...- jej ciało zwiotczało i byłaby upadła gdyby Gourry jej nie złapał. Zaczęła płakać.

W pokoju zapadła cisza, nikt się nie odzywał.

Zelgadisa dręczyły wyrzuty sumienia. "To moja wina." Powtarzał w myślach. "Przeze mnie Amelia nie żyje, to wszystko moja wina." Zacisnął pięści.

-W jaki sposób możemy udowodnić, że nie mamy złych zamiarów?- przerwała ciszę Sharra.

-W jakim celu przybyliście za wyspę?- odpowiedział Blaze pytaniem na pytanie.

-Chciałem prosić Elfy żeby przywróciły mi w pełni ludzką postać- odezwał się Zelgadis, jego ton był pełen winy i bólu.- Moi przyjaciele postanowili mi towarzyszyć. Teraz żałuję, że ta wyprawa doszła do skutku.

-Nie obwiniaj się Zel- powiedział cicho Gourry.

-Jesteś chimerą- raczej stwierdził niż zapytał Blaze.- Kto cię takim uformował i jakie są twoje składniki?

-Zmienił mnie Czerwony Kapłan Rezo i jestem po części człowiekiem, golemem i demonem.

-Królowa Athampathis zadecyduje o waszym dalszym losie- oświadczył Blaze.- Pewnie jesteście głodni- pstryknął palcami i po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wbiegło kilkanaście małych stworzeń.

Każde miało około metra wysokości, ich skóra była zielona i bezwłosa, miały pałąkowate nogi, dłonie o długich palcach, a ich oczy były duże i wyłupiaste. Każde stworzenie było ubrane w pomarańczową tunikę związaną w pasie zieloną szarfą i niosło naczynie z jakąś potrawą.

Stworzonka szybko zastawiły stół najróżniejszymi daniami oraz napojami i wybiegły z pokoju. Wszyscy wpatrzyli się z lekkim zdziwieniem w stół.

-Jedzcie spokojnie, nie chcemy was otruć ani nic z tych rzeczy. Do zobaczenia- po tych słowach Blaze wyszedł z pokoju.

Jeszcze przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, po czym nieco opornie rozpoczęli posiłek. Niektóre potrawy smakowały dziwnie, ale były dobre.

Lina nawet nie zareagowała na jedzenie, Gourry musiał ją karmić, a i wtedy nie chciała jeść. Udało mu się jednak wmusić w nią trochę białego mięsa z owocami.

-Z Liną nie jest najlepiej- stwierdził Xellos.

-Ale co możemy zrobić?- spytał Gourry.

-Amaranth może się nią zająć- zaproponowała Sharra.- Lina przeżyła wielki szok, tak jak my wszyscy, ale ona wybrała inny sposób żeby poradzić sobie ze swoim bólem. Zamknęła się w sobie, niedługo przestanie reagować na otoczenie. Amaranth może jej pomóc.

-Jak?- zapytał Gourry.

-Wniknie do jej umysłu i przywróci ją do rzeczywistości.

-Czy to jest bezpieczne?- kontynuował Gourry.

-Najzupełniej- odpowiedziała Sharra.- Amaranth jest silna, poradzi sobie. Linie nic się nie stanie.

-To wszystko przeze mnie- powiedział cicho Zelgadis, zaciskając mocniej pięści.- To moja wina.

-Nie obwiniaj siebie- powiedziała Sharra.- To nie twoja wina, skąd mogłeś wiedzieć, że coś takiego się nam przytrafi?- spiorunowała wzrokiem Xellosa, który już otwierał usta żeby rzucić jakąś kąśliwą uwagę.

-Wszystko będzie dobrze- powiedziała, kładąc dłoń na ramieniu Zelgadisa.

-Nie będzie dobrze, Amelia nie żyje przeze mnie- odparł, próbując powstrzymać łzy.

-No i co z tego?- odezwał się Xellos nie zwracając uwagi na Sharrę.- Myślisz, że jej pomożesz tym swoim "to moja wina"? Teraz pewnie Pani Koszmarów decyduje gdzie wysłać jej duszę, na pewno będzie to raj albo coś w tym stylu- ton jego głosu zabrzmiał lekko ironicznie.

-Zamknij się!- wybuchnął Zelgadis i podniósł się z miejsca, co wyglądało jakby zaraz miał rzucić się na Xellosa.- Ciebie w ogóle nie obchodzi, że ona nie żyje!

-Ależ oczywiście, że mnie obchodzi, w końcu była jedną z moich ulubionych księżniczek.

-Uciszcie się oboje!- rozkazała Sharra.- Mam dość wysłuchiwania waszych kłótni!- wstała i podeszła do śpiącej Amaranth. Dotknęła myślami jej umysłu, próbując obudzić smoczycę.

Po paru minutach, gdy Amaranth była już w pełni przytomna, Sharra przekazała jej co dzieje się z Liną i poprosiła żeby zajęła się nią.

-Gourry połóż tu Linę- poleciła Sharra.

Po chwili Lina leżała na poduszkach przed smoczycą, której złote ciało zaczęło emanować pomarańczową poświatą. Wszyscy odsunęli się trochę. Powoli aura zaczęła spowijać Linę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Morze.

Zdewastowany statek.

Syrena i wielki potwór, który miażdży delikatne ciało Amelii.

Lina stoi unieruchomiona i bezsilna na pokładzie.

Syrena umaczała rękę w krwi dziewczyny, napisała jakiś znak na swoim ciele i zaczęła coś inkantować. Rana Amelii przestała krwawić, a jej ciało z każdą chwilą robiła się coraz bledsze. Patrzyła w kierunku swoich przyjaciół z oczami coraz bardziej mętnymi i pełnymi łez. Jej wargi zadrgały jakby coś usiłowała powiedzieć.

-Nie!!! Co ty jej robisz!!! Zostaw ją!! Amelio!!!- krzyczała Lina.

Nagle wszystko znieruchomiało. Ustał szum morza, słowa syreny, łopot wiatru i skrzypienie połamanych desek. Lina rozejrzała się dookoła, twarze jej przyjaciół zastygły w bezruchu, wszystko się zatrzymało. Zobaczyła złoty błysk. Amaranth się poruszyła, jej skóra błyszczała, a oczy powoli wirowały zielenią.

-Co się dzieje?- zapytała Lina.

"Chcę Ci pomóc." Usłyszała głos smoczycy.

-Ja nie potrzebuję pomocy! Trzeba uratować Amelię!!

"To co widzisz nie dzieje się naprawdę." Mówiła łagodnie Amaranth. "To są twoje wspomnienia, to już się wydarzyło. Nic nie jest w stanie tego zmienić."

-Nie! To nieprawda! Uratuję Amelię! Nic jej nie będzie!

"Młoda kobieta o imieniu Amelia opuściła ten świat. Już nic tego nie zmieni, musisz pogodzić się z jej śmiercią."

-Nie... nie... NIE!!- krzyknęła Lina, a z jej ciała nagle eksplodowała fala energii.

Wszystko wokół znikło, zapadła ciemność i pustka. Nagle przestała pamiętać co się stało, czemu jest sama i jak się znalazła w tym miejscu. Czuła, że chce tu zostać, zapomnieć o wszystkim i wszystkich.

W pewnym momencie w ciemności pojawiło się pomarańczowe światełko, które zaczynało świecić coraz jaśniej, odpędzając mrok.

"Jak się nazywasz?" Zabrzmiał znajomy głos.

-Nie wiem- odpowiedziała.

"Czemu tu jesteś?"

-Nie wiem.

"Kim jesteś?"

-Nie wiem.

"Chcesz się dowiedzieć?"

-Nie wiem.

"Pokażę ci coś."

Jasność zaczęła formować się w obraz.

Lina leciała nad wodą, wielkim morzem. Obok niej unosiło się pomarańczowe światełko. W pewnym momencie Lina coś zauważyła, zniszczony statek z kilkoma ludźmi na pokładzie i wielkiego potwora przypominającego homara, na którym siedziała syrena, a przed nią wisiało zmasakrowane ciało dziewczyny.

-Amelia...- szepnęła Lina, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.- Ta syrena ją zabiła, małą Amelię... NIE!!!!

Morze, potwór, statek. Wszystko znikło, została tylko jasność i pomarańczowe światełko.

"Ona nie żyje."

Lina płakała.

"Ty żyjesz."

-Ona była moją przyjaciółką, moją małą siostrzyczką- powiedziała Lina przez łzy.

"A on?"

Jasność zaczęła przybierać inną formę.

Lina rozejrzała się.

Stała w ciemnym pokoju, oświetlonym jedynie przez wpadające przez okno blade światło księżyca. Usłyszała jęk. Spojrzała w kierunku, z którego dochodził.

Na łóżku leżała ruda dziewczyna i chłopak o długich, blond włosach. Oboje byli pochłonięci wzajemnymi pieszczotami.

"Pamiętasz?"

-Wtedy po przyjęciu Gourry i ja kochaliśmy się pierwszy raz- powiedziała cicho, a w jej oczach widać było przebłysk miłości.

Pokój znikł, a w jego miejscu pojawił się las.

Niebiesko skóry chłopak i ruda dziewczyna przedzierali się przez poszycie. Byli niespokojni jakby groziło im jakieś niebezpieczeństwo. W pewnym momencie doszli do skraju lasu i wyszli na polanę. Momentalnie zostali zaatakowani przez piątkę Mazoku. Dwa demony rzuciły się na chłopaka, a trzy na dziewczynę. Po chwili wszystko się zatrzymało.

"Pamiętasz?" Odezwało się pomarańczowe światełko.

-Szukaliśmy magicznego artefaktu, który prawdopodobnie mógłby przywrócić Zegadisa do ludzkiej postaci. Kiedy znaleźliśmy artefakt napadły na nas Mazoku. Rozdzieliliśmy się, ja i Zel trafiliśmy do lasu. Na tej polanie dopadli nas. Gdyby nie Zelgadis mogłabym nie wyjść cało z tej walki.

Polana zawirowała i pojawił się las. Niebiesko skóry chłopak niósł ranną, rudą dziewczynę na plecach.

-Dziękuję- powiedziała słabo dziewczyna.

-Cicho, nie marnuj sił- odpowiedział.

-Myślałam, że już po mnie- uśmiechnęła się słabo.- Byłeś świetny.

-Choć raz mogłem ci pomóc.

Wszystko się zatrzymało.

-Zel mi zawsze pomagał, zawsze był dobrym przyjacielem- powiedziała cicho Lina.

Las zawirował.

Pojawiła się gospoda. Mazoku w purpurowych włosach naśmiewał się z niebiesko skórego chłopaka, za co oberwał ogryzioną kością od rudej dziewczyny.

Lina uśmiechnęła się lekko.

-Xellos lubi udawać i ma pełno tajemnic, ale jaki by nie był, lubię go.

Gospoda znikła. Pojawił się las.

Czworo ludzi i jeden Mazoku siedziało przy ognisku. W pewnym momencie usłyszeli śpiew, a po chwili nie mogli się ruszyć. Z ciemności wyłoniło się kilkanaście upiornych postaci.

Wszystko się zatrzymało.

-Szliśmy przez lasy Shosonna, kiedy zaatakowały nas belleniny, krwiopijcy. Ich śpiew nie działał na Xellosa, uratował nas wtedy. Czasami można na nim polegać.

Las zawirował i zniknął.

Pomarańczowe światełko zmieniło się w złotą smoczycę, a koło niej pojawiła się dziewczyna o czerwonych oczach i blond włosach przyprószonych czerwonymi pasemkami.

"Możesz na nas polegać." Powiedziała smoczyca. "My też ci pomożemy."

Koło smoczycy pojawili się Gourry, Zelgadis i Xellos.

"Wracaj do nas."

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ciało Amaranth przestało emanować poświatą. Sharra podeszła do smoczycy.

"Wraca."

"Dziękuję." Powiedziała Sharra i podrapała ją po łuku brwiowym. "Śpij teraz, kochanie."

Po chwili Lina otworzyła oczy. Gourry przyklęknął przy niej niepewnie. Kiedy uśmiechnęła się do niego, objął ją i przytulił.

-Myślałem, że mnie zostawiłaś- szepnął.

-Przepraszam- odpowiedziała cicho.- Już nigdy więcej.

Na zewnątrz słońce już prawie zaszło i pokój zaczął pogrążać się w ciemnościach, więc ułożyli się do snu. Nie porozsuwali poduszek na oddzielne posłania, nikogo to nie obchodziło.

Rano obudził ich Blaze.

-Cześć- przywitał ich.- Wstawajcie szybko, bo czeka was dzień pełen wrażeń. Królowa zdecydowała, że nie jesteście groźni i Daen Maana pomogą chimerze. Jesteście teraz gośćmi królowej Athampathis- oznajmił z uśmiechem.

Nie przypominał już tego wyniosłego typa, którego poznali poprzedniego dnia, teraz był bardziej odprężony i na pewno mniej przejmował się etykietą.

-On ma imię- burknęła Lina.

-Co?- zapytał Blaze.

-Powiedziałam, że on ma imię!- wrzasnęła.- Nazywa się Zelgadis, a nie 'chimera'.

-Ho ho, widzę, że pogłoski o temperamencie Liny Inverse są prawdziwe- śmiał się Blaze.

-Żebyś wiedział- odpowiedziała ze złowrogą miną.

-Pewnie jesteście głodni- pstryknął palcami i do pokoju wbiegło kilkanaście małych stworzeń i zastawiło stół jedzeniem.

-To są jakieś skrzaty?- zapytała Sharra.

-Można i tak je nazwać, ale my mówimy na nie stworzątka- wytłumaczył rozsiadając się przy stole.

Przystąpili do śniadania. Gourremu i Linie apetyty dopisywały, jednak Lina nie wykazywała swojej zwykłej żarłoczności i zjadła mniej niż zwykle. Oczywiście nie umknęło to uwadze Zelgadisa.

-Źle się czujesz?- zapytał.

-Nie, czemu?

-Zwykle kłócisz się z Gourrym o każdy kęs.

-Dzisiaj nie mam ochoty się kłócić- odpowiedziała.

Gourremu z wrażenia wypadł widelec.

-Czy Amaranth jej czegoś nie poprzestawiała w głowie?- zwrócił się Xellos do Sharry.

-Zamknij się dobrze!- warknęła Lina, celując w niego widelcem.

Blaze siedział z boku popijając zielony sok i przyglądając się im z wyraźnym rozbawieniem.

"Będzie niezły ubaw." Pomyślał.

-Przepraszam- zwróciła się do niego Sharra.- Czy mogłabym prosić o miskę świeżego, czerwonego mięsa? Najlepiej surowego.

-Nie lubisz gotowanych potraw?

-Niee, to dla Amaranth- wskazała smoczycę.

-To chyba tego mięsa musi być trochę więcej niż miska- stwierdził.

-Miska wystarczy- zapewniła.

-Jak chcesz- pstryknął palcami, a po kilku minutach wbiegło stworzątko z mięsem.

-Dzięki- powiedziała Sharra.- Amaranth, kochanie, wystarczy ci energii?

"Tak." Usłyszeli mentalną odpowiedź.

-Zasłońcie oczy- poinstruowała Sharra.

Po chwili ciało smoka rozbłysło złotym światłem, a kiedy błysk zniknął zobaczyli miniaturową smoczycę.

Amaranth podleciała do Sharry, która zaczęła karmić ją mięsem.

-Nie wiedziałem, że Kolorowe Smoki mogą zmieniać rozmiary swojego ciała- Blaze przyglądał się z zainteresowaniem Amaranth.

-No to teraz już wiesz- powiedziała Sharra uśmiechając się szeroko.

Kiedy smoczyca najadła się, umościła się wygodnie na ramieniu Sharry, oplatając swój ogon wokół jej szyi i mrużąc powieki z zadowolenia.

-Kiedy będziemy mogli stąd wyjść?- zapytała Lina.

-Już możecie- odpowiedział Blaze.- Mam was zaprowadzić do królowej Athampathis. Tylko najpierw musicie się przebrać- pstryknął, a po chwili do pokoju wbiegła cała gromadka stworzątek, które przyniosły pięć parawanów i pięć kompletów ubrań.

-Wasze ciuchy nie nadają się do noszenia w tym klimacie, więc załatwiłem wam lepsze ubranka.

Lina zaczęła coś mamrotać pod nosem o braku gustu i bezczelności, ale poszła się przebrać.

Kiedy byli już gotowi, Zelgadis marudził, że wolałby swoje ubranie, bo to odsłania zbyt wiele ciała. Miał na sobie beżową koszulę bez rękawów, jasnoniebieskie spodnie z nogawkami do połowy łydek, białe skarpety i buty w kolorze przytłumionej żółci, na prawej piersi miał wyszyty znak, który przedstawiał heksagram z wrysowaną żółtą błyskawicą.

-Przestań marudzić- ofuknęła go Lina.

Miała na sobie jasnobrązową, obcisłą bluzkę bez rękawów z trójkątnym dekoltem, czerwone spodnie dopasowane do ciała i szare buty. Na bluzce widniał wyszyty emblemat przedstawiający sześcioramienną gwiazdę z czerwoną błyskawicą.

-Co to za znaczki?- Zapytała Sharra, wskazując na swój przedstawiający trzy fale w zielonym trójkącie z czerwoną obwódką, wpisanym w pięcioramienną gwiazdę.

-To są emblematy przedstawiające status lub zawód- wytłumaczył Blaze.- Twój znaczy, że władasz magią i jesteś jeźdźcem smoka, Liny symbolizuje czarodziejkę o nieprzeciętnej mocy, Zelgadisa oznacza chimerę, miecz w złotym kole- wskazał na Gourrego- symbolizuje szermierza, a czarne koło z pięcioramienną, odwróconą gwiazdą- Mazoku.

-A twój emblemat co oznacza?- zapytał Zelgadis.

-Wampira- odpowiedział Blaze prezentując dwa lśniące kły.

Lina wytrzeszczyła oczy, Sharra się uśmiechnęła, a Zelgadis zrobił groźną minę.

Gourry popukał Linę w ramię.

-Co to jest wampir?- zapytał.

Gleba.

-Gourry idioto!- wrzasnęła Lina podnosząc się z podłogi.- Wampiry piją ludzką krew!

-Elfią też- powiedział Blaze wyraźnie uradowany całym przedstawieniem.- Nie musicie się obawiać, nie mam zamiaru pić waszej krwi, przynajmniej przez jakieś kilka dni- uśmiechnął się złowrogo.

Sharra świdrowała go wzrokiem z wyraźnym zachwytem.

-Można wiedzieć czemu mu się tak przyglądasz?- zapytała Lina.

-Ponieważ pierwszy raz widzę wampira Suwanara.

-Czego?- Zdziwiła się Lina.

-Wampira równowagi- wytłumaczyła Sharra.- Suwanara stworzyli Cephied i Shabranigdo, gdy doszło do konfrontacji ich mocy. To właśnie przedstawia ten emblemat, wzajemne przenikanie się mocy ciemności i jasności.

-Brawo- pochwalił ją Blaze.- Całkiem nieźle to wytłumaczyłaś.

-Coś kiedyś słyszałam o Suwanara- powiedziała Lina.- Między innymi to jak można je zabić.

-Plotki głoszą różne rzeczy, nie koniecznie prawdziwe- naśmiewał się Blaze.

-Jeśli spróbujesz mnie ugryźć to się przekonamy czy prawdziwe, czy nie- powiedziała Lina niezbyt przyjaźnie.

-Oj daj spokój- rzuciła Sharra Linie.- A ty przestałbyś już suszyć zęby- zwróciła się do Blaze'a.- Mięliśmy gdzieś iść.

-Tak jest, proszę pani- przekomarzał się Blaze.- Proszę za mną.

Szli długim korytarzem z mnóstwem drzwi. Ściany były zdobione pięknymi płaskorzeźbami. Posadzka wyglądała na kamienną, była jednolita i gładka, a nie ułożona z płyt, co było trochę dziwne.

Skręcili w prawo i ścianę po prawej stronie zastąpił rząd kolumn, za którym znajdował się piękny ogród, Blaze poprowadził ich dalej i weszli w następny korytarz, nieco szerszy i przestronniejszy, po chwili trafili do wielkiej sali z wysokim sklepieniem z pięknym freskiem przedstawiającym mnóstwo Elfów w bajecznej scenerii. Minęli salę i weszli do następnego korytarza, na podłodze leżał czerwony dywan ze złotymi frędzlami. Po chwili doszli do wielkich mahoniowych drzwi. Blaze przystanął.

-Za chwilę staniecie przed obliczem królowej- uprzedził, a następnie popchnął drzwi.

Weszli do dużej komnaty z wieloma oknami przysłoniętymi cienkimi zielonymi zasłonami przepuszczającymi sporą ilość światła. Przy ścianach znajdowały się kolumny z roślinnymi motywami. Sklepienie miało kształt kopuły i był na nim wymalowany kolejny wspaniały fresk.

W komnacie znajdowało się kilka kobiet, siedzących na poduszkach. Były Elfami. Pierwszymi jakie do tej pory widzieli. Ich uroda była zachwycająca, miały długie włosy, szpiczaste uszy, smukłe figury i długie nogi. Nosiły zwiewne szaty z delikatnych materiałów.

Na przeciw wejścia ułożone było siedzisko z mnóstwa poduszek, nad nim rozpostarty był baldachim z jasnozielonej tkaniny.

Na tym tronie siedziała bardzo piękna Elfka.

Miała długie, kasztanowe włosy opadające na gładkie ramiona, szmaragdowe oczy w kształcie migdałów, kremową cerę oraz smukłe ciało. Ubrana była w zwiewne szaty z delikatnego materiału, w kolorze karminowym i zielonym. Na jej czole widniał złoty diadem misternie zdobiony klejnotami. Miała również naszyjnik wysadzany rubinami, a na nadgarstkach złote bransolety.

Kiedy weszli zwróciła na nich spojrzenie, które wydawało się przenikać ich na wskroś. Blaze poprowadził ich bliżej tronu z poduszek i ukłonił się, reszta poszła w jego ślady.

-Witaj królowo- powiedział kłaniając się.- Zgodnie z twoim życzeniem przyprowadziłem twych gości.

Królowała uśmiechnęła się lekko. Roztaczała wokół siebie majestatyczną aurę.

-Witajcie- powiedziała, jej głos był delikatny i władczy.- Przybyliście na Dafris, aby prosić nas o pomoc. Wasza prośba zostanie spełniona. Powiedz- zwróciła się do Zelgadisa- dlaczego nie chcesz pozostać chimerą?

-Chcę być normalnym człowiekiem- odpowiedział, spuszczając wzrok.- Mieć zwykłą skórę zamiast kamiennej i włosy, które nie są żelazem.

-Czy zdajesz sobie sprawę, że kiedy utracisz swoje dwa składniki, twoja moc ulegnie redukcji?

-Tak.

-Wolisz być marnym człowiekiem niż potężną chimerą?

-Tak.

-Wy ludzie przywiązujecie zbyt dużą wagę do wyglądu- rzekła, ciągle się uśmiechając. Zamilkła na chwilę i przyjrzała się każdemu z nich.- Na Dafris dociera wiele ciekawych wiadomości. Wiemy o walce z Shabranigdo, Phibrizzo i Dark Starem, miło jest mi gościć tak znanych ludzi, och przepraszam, jest wśród was jeden Mazoku. Xellos Metallium, słyszałam o tobie wiele złego.

-Niezmiernie się z tego cieszę- powiedział Xellos z bezczelnym uśmiechem, lekko się kłaniając.

-Mam nadzieję, że Mazoku pozostawią nas w spokoju, tak jak to czynili przez wiele stuleci.

-Nie musisz się o to martwić, pani- odpowiedział z nieco tajemniczym uśmiechem.

Królowa ponownie zwróciła się do Zelgadisa.

-Ceremonia przemiany odbędzie się za trzy dni, w czasie pełni. Uformował cię Czerwony Kapłan i używał do tego mrocznej mocy Shabranigdo. Musimy podjąć specjalne środki do odwrócenia czaru, dlatego musisz się przygotować.

-Przepraszam, że się wtrącę, ale mam pytanie. Zadacie sobie tyle trudu z czystej przyjemności? Gdzie jest 'ale'?- zapytała Lina.

-Jak zwykle bardzo rzeczowa- zaśmiała się królowa.- Oczywiście, że nie robimy tego wyłącznie z dobrego serca. Przysługa za przysługę- zwróciła się do Zelgadisa.- Chcę dziecka, twojego i mojego.

Wszyscy wybałuszyli na nią oczy. Blaze zaczął chichotać, zawtórowały mu obecne Elfki.

-Królowo Ahi, on chyba się nie zgodzi na dziecko- powiedział Blaze, dławiąc się ze śmiechu.

-Tak uważasz? A na dwoje dzieci?- zapytała również z pewnym rozbawieniem w oczach.

Blaze wybuchnął głośnym śmiechem. Zelgadisowi szczęka opadła do podłogi. Xellos wyglądał na wyraźnie ubawionego zmieszaniem Zela.

-No Zel możesz się wykazać, przecież chcesz być z powrotem człowiekiem, przy okazji możesz zostać prawdziwym mężczyzną i tatusiem- zaczął się z niego nabijać.

-Czy to jedyna możliwość?- zapytał oszołomiony Zelgadis.

-W zasadzie masz jeszcze jedną opcję- odpowiedziała mu.- Wyruszysz w podróż i przyniesiesz mi kilka przedmiotów, których zażądam. Uważam jednak, że pierwsza możliwość jest o wiele łatwiejsza i przyjemniejsza. Dam ci czas do namysłu, jutro o tej porze dasz mi odpowiedź.

-Czy to znaczy, że najpierw go zmienicie, a dopiero później będzie musiał się odwdzięczyć?- zapytał lekko zdziwiona Lina.

-Oczywiście. Wolę mieć dziecko półelfa, niż hybrydę golema, demona, człowieka i Elfa.

Blaze znowu zaczął się śmiać.

-A jeżeli Zel wybierze podróż, to jeśli go przemienicie może odejść i już nie wrócić- ciągnęła podejrzliwie Lina.

-Są odpowiednie zaklęcia, które nie pozwolą na porzucenie zadania- odpowiedziała królowa.- Poza tym chyba Lina Inverse wie co to jest honor.

Lina spojrzała na nią beznamiętnie.

-Jesteście bardzo zabawni- powiedziała królowa.- Blaze bądź tak dobry i zajmij się nimi.

-Oczywiście, Wasza Wysokość- ukłonił się i skinął na resztę.

Ukłonili się i wyszli za nim.

Gdy byli w wielkiej sali z freskiem Blaze zatrzymał się.

-Pewnie nie macie szczególnych planów na dzisiejsze popołudnie- odezwał się.- Co w takim razie powiecie na zwiedzanie miasta?

-Miasta?- zapytała Lina.

-Co w tym dziwnego? Dafris to duża wyspa, jest tutaj kilka miast i osiedli, my znajdujemy się w Ampris- stolicy Dafris.

-No to idziemy- powiedziała Lina.- Chętnie sobie obejrzę tą waszą stolicę.

Ampris okazało się bardzo niezwykłym miastem, niczym nie przypominającym żadnego z ludzkich miast. Wszędzie pełno było bardzo wysokich drzew. Wokół pni pięły się schody, które prowadziły do koron, gdzie znajdowały się elfie domy zbudowane z materiału, który przypominał drewno. Korony drzew były ze sobą połączone mostami z drewno-podobnego materiału. Wydawało się, że konary rosły tak, żeby udostępnić miejsca budowlom, ale Blaze wytłumaczył im, że Elfy za pomocą magii zmieniają ułożenie gałęzi. W ten sposób nie muszą wycinać drzew ani pozbawiać konarów żeby wybudować domy.

O ile elfie mieszkania znajdowały się wysoko na drzewach, to na ziemi również stały budynki, jedne większe drugie mniejsze. Zgodnie z tym co mówił Blaze były to różnego rodzaju warsztaty rzemieślnicze.

-Daen Maana nie muszą pracować, w końcu mają stworzątka, ale ich życie byłoby nudne. Społeczeństwo pozbawione obowiązków jest jak przejrzały owoc, w końcu zaczyna gnić. Elfy nie zrezygnowały z pracy, można powiedzieć, że traktują ją jak rozrywkę- tłumaczył Blaze.

Przechodzili uliczkami, zielonymi i przestronnymi, gdzieniegdzie promienie słońca przedostawały się przez gęste konary.

Koło nich przechodziły Elfy, wszystkie były piękne, zwinne i w jakiś sposób nierealne. Przypatrywały im się z zaciekawieniem, ale nie natarczywie.

Ampris tętniło życiem, ale różniło się od ludzkich miast. Nie tylko architekturą. Było czyste, pełne ładu i harmonii, nikt się nie kłócił, nie wrzeszczał, od wszystkiego emanował spokój. Panowała tam leśna cisza, z oddali słychać było szum morza.

W pewnym momencie wyszli na otwartą przestrzeń. Część polany była ogrodzona i zastawiona stołami.

-Szykujecie się do jakiegoś festynu?- zapytała Lina.

-Nie to karn, czyli gospoda- wyjaśnił Blaze.- Chcecie coś zjeść?

-Nie dzięki- odpowiedziała Lina.

Wszyscy wyglądali jakby przeżyli szok.

-Ona jednak nie czuje się dobrze- powiedział Xellos.

-Masz rację- przytaknął Gourry.

-Na śniadanie też mało zjadła- odezwał się Zelgadis.

-Może się rozchorowała?- zastanawiał się Gourry.

-To musi być jakaś paskudna choroba- komentował Xellos.

-Zamknijcie się!!- zirytowała się Lina.

-Oni tak zawsze?- zapytał cicho Blaze Sharry, kiedy Lina dawała wykład na temat delikatności kobiecych żołądków.

-Od kiedy ich znam to, tak- odpowiedziała.

-Lubisz ich?

-Ich nie można nie lubić.

-Nawet tego Mazoku?- zapytał.

-Uważasz, że Mazoku nie można darzyć pozytywnymi uczuciami?

-Tego nie powiedziałem. Ale wiem, że Mazoku to bardzo fałszywe stworzenia.

-Mało które stworzenie jest zawsze szczere- Sharra lekko posmutniała.- Xellos jest w porządku. Czy Elfy mają jakieś uprzedzenia do Mazoku?

-Daen Maana są bardzo potężnym ludem, a Mazoku lubią kolekcjonować potężne istoty i wcielać w swoje szeregi. Xellos jest Kapłanem Władczyni Bestii Zellas Metallium, to że nalazł się na wyspie i wie jak się na nią dostać nie wróży zbyt dobrze.

-Ale chyba Elfy potrafią się obronić przed Mazoku?

-Oczywiście, ale nie chcą wojny. Odizolowały się od świata i tak ma pozostać- powiedział, po czym zwrócił się do Liny, która skończyła swój wykład.- Idziemy dalej? Chciałbym wam jeszcze pokazać coś ciekawego.

Nagle usłyszeli za swoimi plecami dziewczęcy głos.

-Można wiedzieć gdzie się podziewałeś przez całą noc?

Odwrócili się i zobaczyli smukłą Elfkę o karminowych oczach i brązowo- białych włosach. Miała na sobie pastelowo pomarańczową sukienkę z delikatnego, zwiewnego materiału. Ręce skrzyżowała na piersi. Wyglądała na zdenerwowaną.

-Cześć- powiedział Blaze.- Coś nie tak? Wyglądasz jakby coś cię zdenerwowało.

-Pewnie, że tak. TY!- wybuchła.

-Eeeee... co ja takiego zrobiłem?- Blaze uniósł ręce w obronnym geście.- Pamiętaj, że złość piękności szkodzi.

-Co zrobiłeś?! Obiecałeś, że wieczorem pójdziemy razem zobaczyć turniej! Nie było cię!! Gdzie się podziewałeś?!!

-No bo wiesz... eee... musiałem porozmawiać z królową Ahi po południu, o przybyszach z zewnątrz... to trochę potrwało... no a później Ceril... wiesz jedna z imhrim królowej... była chętna dać mi swoją krew, no i tak jakoś....

-No i wolałeś iść do łóżka z Ceril niż zabrać mnie na turniej, jesteś okropny! Ostatnio w ogóle się mną nie zajmujesz!

-Nie bądź dzieckiem, poświęcam ci dużo uwagi. No i właśnie idziemy na turniej, przyłączysz się?- Blaze starał się udobruchać Elfkę.

-To są ci przybysze?- zapytała jakby zapominając, że przed chwilą trwała kłótnia.

-Taa..

Dziewczyna obrzuciła ich taksującym spojrzeniem.

-Myślałam, że ludzie zza oceanu będą się trochę lepiej prezentować, no, ale to tylko krótko-żyjący, no i w dodatku jeden Mazoku.

-A ja myślałam, że wszystkie Elfki są miłe- parsknęła Lina.

-Kiedy ma się jego krew- wskazała na Blaze'a- nie można być miłym.

-To teraz twój charakterek to moja wina?- oburzył się Blaze.

-Jesteś jego córką?- zapytała Sharra.

-Oczywiście, że nie- odpowiedziała Elfka.

-Czy panna przemądrzała ma jakieś imię?- wtrącił Xellos.

-Jestem Mesea, a wy?

Przedstawili się.

-Ciekawe towarzystwo, każde z was jest dość znane, a ciebie wszędzie szuka cała Ruatha- Mesea zwróciła się do Sharry.

-Co?- zdziwiła się Lina.

-Nie wiecie, że księżniczka Ruathy zniknęła dwa lata temu?

-Mówiłaś, że jesteś posłem - Zelgadis zwrócił się do Sharry.

Sharra milczała.

-Później ją wypytacie, teraz musimy iść, bo turniej zacznie się lada chwila- powiedział Blaze, uśmiechając się.

Mesea wzięła go pod ramię.

-Kaarvan wygrał wczoraj z Desseną- zaczęła opowiadać- było niezłe widowisko, obydwoje reprezentowali ten sam poziom, ale Dessena straciła kontrolę nas Ray Wing i spadła z wysoka. Złamała nogę. Kaarvan załatwił ją Digu Voltem i odebrał jej gemu, ma już sześć. Jak będzie mu dalej szło tak dobrze, to ma szansę wygrać.

-Biedna Dessena, pewnie nie była specjalnie szczęśliwa- skomentował Blaze.

-Akurat- parsknęła Mesea.- Po walce szybko ulotniła się z Kaarvanem, pewnie bardzo gorąco mu gratulowała.

-Co to w ogóle za turniej?- wtrąciła Lina.

-Kithrilim, zawody w pojedynkach magicznych- wyjaśnił Blaze.

-Co można wygrać?- Lina przeszła do konkretów.

-Główną nagrodą jest jajo.

-Co się z niego wykluje?- zapytał Zelgadis.

-Nie wiadomo, to może być cokolwiek. Jakiś miesiąc temu królowa znalazła je na jednej z zachodnich wysp. Postanowiła nagrodzić nim zwycięzcę Kithrilim.

-Myślisz, że może się z niego wykluć coś cennego?- wypytywała Lina.

-To musi być jakieś rzadkie stworzenie skoro nawet Elfy nie wiedzą co złożyło to jajo- powiedział Blaze.

-Mogę wsiąść udział w turnieju?- w oczach Liny pojawił się błysk chciwości.

-Pewnie, jeśli czujesz się na siłach. Kithrilim trwa dopiero kilka dni, więc jeszcze przyjmują nowych zawodników.

-Wy też weźmiecie udział- rozkazała Lina Sharrze i Zelgadisowi.

-Ale...- zaczął się bronić Zel.

-Przepraszam? Chyba słyszałam jakiś opór- ton Liny sugerował, że dziewczyna nie uznaje sprzeciwu.

-Niezłe z niej ziółko- skomentowała Mesea.- Wyjaśnię wam zasady. Każdy zawodnik dostaje swojego duszka na łańcuszku, czyli gemu, którego zawiesza na szyi. Uczestnicy toczą ze sobą pojedynki jeden na jednego, walka trwa dopóki jedno zemdleje lub się podda. Zwycięzca zabiera duszka pokonanego. Gemu to zapasowe źródło energii. Można ich użyć w trakcie walki żeby odzyskać siły, ale jednego zawsze trzeba mieć przy sobie. Ja bym jednak radziła oszczędzać duszki, bo w pojedynkach finałowych są najbardziej potrzebne.

-To wszystko?- Lina była trochę zdziwiona.- Tak mało zasad?

-Jest ich wystarczająco- odezwał się Blaze.

-Dużo osób ginie w trakcie turnieju?- zapytał Zelgadis.

-Nikt- powiedziała Mesea.- Kiedy jakiś czar jest zbyt silny i może uśmiercić zawodnika zaczynają działać specjalne zaklęcia obronne, które redukują moc czaru, tak żeby przeciwnik stracił jedynie przytomność.

W trakcie rozmowy opuścili polanę i ponownie weszli w leśne uliczki. Drzew było coraz więcej, a domów mniej. W pewnym momencie doszli do wielkiej skały z wydrążonym wejściem, nie było widać żadnych okien. Do środka wchodziło wiele Elfów, Blaze również ich tam zaprowadził. Skalny korytarz o gładkich ścianach oświetlały kule dające biało-żółte światło, podobne do słonecznego. Powietrze było świeże jakby wcale nie znajdowali się w skalnym przejściu. Kiedy doszli do rozwidlenia korytarza Gourry i Xellos poszli za Meseą w prawo, a Lina, Sharra i Zelgadis za Blazem w lewo.

-Musicie się zapisać- powiedział Blaze.- Pewnie od razu wam każą walczyć żeby sprawdzić ile umiecie.

-Gdzie poszła Mesea z Gourrym i Xellosem?- zapytała Lina.

-Na górę, skąd będą mieli lepszy widok na pole walki. Kithrilim jest wielkim widowiskiem.

-A jeśli jakieś zaklęcie przypadkowo trafi w widzów?- spytał Zel.

-Nie trafi- zapewnił Blaze.

Wyszli z korytarza do wnęki skalnej, która nie miała jednej ściany i widać było zieloną łąkę. We wnęce było mnóstwo Elfów. Niedaleko wylotu korytarza stał stolik, przy którym siedział ubrany z długie szaty Elf. Przed nim leżały zwoje pergaminów, a w ręku trzymał białe pióro.

Blaze zaprowadził ich do stolika.

-Cześć Zequi- przywitał go wesoło.- Kto ma najwięcej gemu od wczoraj?

-Witaj- odpowiedział tamten uśmiechając się.- Dziesięć ma Uwial i dwanaście Val Allen. Większość sądzi, że jednak Arakiel wygra. Mesea stawia na Ixmucane'a.

-Może tym razem nie zwycięży żaden z Daen Maana.

-Co?- zdziwił się Zequi, ale po chwili zauważył trójkę stojącą za Blazem.- No tak, goście królowej. Panna Lina Inverse, Sharra Telgar i Zelgadis Greywords, rozumiem, że chcecie wsiąść udział w turnieju- sięgnął do koszyka, który stał za krzesłem i podał im trzy wisiorki.- Mam nadzieję, że znacie zasady, walczycie tak długo aż stracicie swojego gemu albo odbierzecie go przeciwnikowi.

Lina wzięła swojego duszka.

Był mały, mniej więcej wielkości kciuka, biały, miał dużą okrągłą główkę i dwa czarne oczka. Jego dłonie i stopy nie miały palców. Srebrny łańcuszek przymocowany był do jego główki, wyglądało to tak jakby zatopiony był w ciele duszka.

Lina uznała, że jest całkiem fajny. Kiedy zawiesiła go na szyi, duszek zaczął się lekko szamotać, a po chwili próbował wejść Linie pod bluzkę.

-Hej! Co ty wyprawiasz mały zbereźniku!- ofuknęła go szarpiąc za łańcuszek.

Sharra zaczęła się śmiać.

Usłyszeli dźwięk gongu. Z zewnątrz dobiegł ich głos.

-W pierwszym pojedynku zmierzą się Lina Inverse i Ange.

-Pospiesz się, nie ładnie jest kazać na siebie czekać przeciwnikowi- powiedział Blaze do Liny wskazując jej łąkę.

Kiedy wyszła z kamiennej wnęki usłyszała głośne oklaski i wiwaty. Po chwili zrównał się z nią wysoki Elf o jasnych włosach sięgających do ramion, błękitnych oczach i pięknych rysach twarzy. Na jego szyi wisiały trzy duszki, które usiłowały wgramolić się za koszulę.

"To pewnie ten Ange." Pomyślała Lina.

Elf spojrzał na nią i uśmiechnął się.

-Zapowiada się ciekawa walka- powiedział i wyciągnął rękę w jej kierunku.

-Mam nadzieję- odpowiedziała Lina i uścisnęła jego dłoń.

Wyszli na środek polany i stanęli naprzeciw siebie. Czarodziejka rozejrzała się dookoła. Polana była całkiem spora. Po prawej stronie znajdowała się skała z mnóstwem półek i występów skalnych, na których usadowili się widzowie. Niemal na samej górze dostrzegła Gourrego, Xellosa i Meseę. Pomachała im.

Polanę otaczało półkole drzew. Według Liny to nie było odpowiednie miejsce na turniej, bo czar ognisty, który trafiłby w las spowodowałby pożar. Ale skoro Elfy nie boją się o las, no to czemu ona miała by się niepokoić?

Pomimo tłumu obserwującego turniej na polanie panowała całkowita cisza, przerywana jedynie śpiewami ptaków.

Na jednej z półek skalnych znajdował się gong. Dwóch Elfów kolejno uderzyło w niego pałkami. Pojedynek się zaczął.

Ange stał nieruchomo, czekając na ruch Liny.

-Fireball!- zaczęła tradycyjnie.

Kula poleciała w kierunku Elfa i wybuchła rozbijając się o magiczną barierę.

-Bomb Di Wind!- wykrzyknął Ange zanim dym zdążył się rozwiać.

Fala wiatru uderzyła w Linę. Czarodziejkę zmiotło w tył i zatrzymała się dopiero na drzewie. Uderzenie było bardzo mocne. Lina osunęła się na ziemię i wyglądała na nieprzytomną.

Elf odczekał chwilę i zaczął powoli do niej podchodzić. Tymczasem Lina zaczęła cicho inkantować.

-Duchy, co żyjecie w ziemi, jako mówi wasza obietnica. Poddajcie się mej woli i stańcie się mi mocą...Dill Brando!- krzyknęła, w mgnieniu oka stając na równe nogi.

Ziemia pod Angem rozbłysła i wybuchła, wysyłając Elfa wysoko w powietrze.

Zdołał opanować lot Lewitacją, ale Lina już wystrzeliła w jego kierunku Flare Lance. Ognisty oszczep nie chybił celu i Ange krzyknął z bólu. Utrzymał jednak kontrolę nad Levitation i powoli opuścił się na ziemię. Mruczał coś pod nosem, a po chwili powiedział głośno:

-Demona Crystal!

Z ziemi, wokół Liny wyłoniła się mgła, która zamieniła się w lód unieruchamiając nogi dziewczyny.

-Dust Chip!- atakował dalej Elf, z jego dłoni wystrzeliło mnóstwo małych lodowych pocisków.

-Holy Resist!- Lina wzniosła tarczę ochronną lecz niedostatecznie szybko i kilka lodowych odłamków wbiło się w jej ciało.- Cholera- zaklęła czując ostry ból.

Ange atakował nieprzerwanie.

-Czas na kontratak- wymamrotała Lina.- Flare Bit!- Wokół niej pojawiło się kilka tuzinów niewielkich kul światła, które falami zaczęły nacierać w kierunku Ange'a, zatrzymując Dust Chip.

-Duchy drzemiące wśród wiatrów i ziemi- zaczęła inkantować.- Przeistoczcie gniew swój w piorun i złączcie niebo z ziemią w jedność! Arc Brass!- Wokół Liny spadł deszcz piorunów, z których co najmniej dwa trafiły Ange'a. Elf padł nieruchomo na ziemię.

W dłoni Liny pojawiła się czerwona, pulsująca kula, którą zbliżyła do lodu skuwającego jej stopy. Po dłuższej chwili lód się roztopił i Lina była wolna. Zdezintegrowała kulę i podeszła do nieprzytomnego Elfa. Był poparzony i oddychał płytko, ale żył. Ściągnęła mu z szyi trzy duszki.

Po chwili do Liny i Ange'a podbiegły trzy Elfki, jedna wyleczyła obrażenia czarodziejki, a pozostałe dwie zajęły się Angem. Po paru minutach Elf gratulował Linie zwycięstwa.

-W drugim pojedynku zmierzą się Zelgadis Greywords i Sherris- ogłosił Elf w powłóczystych szatach, nadzorujący przebieg pojedynków.

Zelgadis wyszedł na polanę, na przeciw niego stanęła długonoga Elfka o włosach koloru miedzi i zielonych oczach. Ubrana była w przylegające do ciała szorty i krótką bluzkę z niewielkim dekoltem, pod bluzką schowały się trzy duszki.

Zabrzmiał gong.

Pierwsza zaatakowała Elfka rzucając lodowym oszczepem w Zelgadisa. Uniknął z łatwością ciosu, rzucając w zamian Fireballem. Sherris zablokowała czar tarczą ochronną.

Zelgadis nie marnował czasu i zanim dym zdążył opaść znalazł się po prawej stronie Elfki.

-Val-Flare- cisnął w nią ognistą strzałą.

Sherris uskoczyła, ale niezbyt szybko i eksplozja oparzyła jej prawe ramię, czyniąc je bezwładnym.

-Dmący wietrze, który przenikasz wieczność; Udziel się mym dłoniom i bądź mi mocą! Bram Gush!- Zelgadis posłał na Elfkę strzałę wiatru.

-Levitation!- Sherris uniknęła pocisku wznosząc się w powietrze- Digu Volt!

-Defense!- Zel wzniósł tarczę ochronną.- Freez Arrow!

-Flare Arrow!

Elfka ciężko wylądowała na ziemi. Zelgadis wykorzystał moment nieuwagi.

-Laphas Seed!- zaklęcie unieruchomiło Sherris, nie mogła nawet rzucić żadnego czaru.

Zel podszedł do niej i ściągnął z jej szyi trzy duszki.

-Zelgadis Greywords wygrywa pojedynek!- ogłosił sędzia.

-Przepraszam, że w taki sposób cię potraktowałem- powiedział Zelgadis do Elfki, zdejmując zaklęcie.

-Nie szkodzi- odpowiedziała.- Dobry jesteś. Naprawdę chcesz się wyrzec swojej mocy dla wyglądu? To głupie.

-Wieści rozchodzą się u was bardzo szybko- skomentował.

Do Sherris podeszły dwie Elfki i uleczyły jej rany.

-Powodzenia w następnych walkach- Elfka pocałowała go w policzek i odeszła.

Zelgadis spłonął rumieńcem.

-Trzecią walkę stoczą Sharra Telgar i Snowdrop.

Sharra wyszła na polanę i stanęła na przeciw pięknej Elfki o śnieżnobiałych włosach, błękitnych oczach i mlecznej cerze, odzianej w białą bluzkę wiązaną na boku i błękitne getry. Jej trzy duszki spokojnie wisiały na łańcuszkach i nawet nie próbowały się chować.

Zabrzmiał gong.

-Balam- Quitze!- pierwsza zaatakowała Sharra.

Z jej otwartych dłoni wystrzelił zielony pył.

Jednak nikt nie dowiedział się jak działa, bo Snowdrop zdmuchnęła go Gauli Wind.

-Dead Wind!- zaatakowała Elfka.

Powietrze wokół Sharry zaczęło się szybko poruszać i w mgnieniu oka powstało niewielkie tornado. Sharra stała w jego samym środku. Po chwili poczuła, że się dusi, powietrza było coraz mniej. Jej skóra zaczęła pękać, a przed oczami pociemniało. Osunęła się na kolano. Wpadła w pułapkę.

Nagle w jej głowie zaświtał pewien pomysł. Spojrzała w górę.

"Oczywiście!" Pomyślała.

-Ray Wing!- Sharra uniosła się w górę i wyleciała z wnętrza tornada, łapczywie oddychając.

Snowdrop jednak nie próżnowała, rzuciła w Sharrę Fireballem.

"Uważaj!" W głowie dziewczyny zabrzmiał głos smoczycy.

Sharra podniosła głowę i ledwo zdążyła uniknąć ognistej kuli, straciła niestety panowanie nad Ray Wing i spadła na ziemię ze sporej wysokości. Uderzyła plecami o grunt. Nie ruszała się.

-Bamu Rod!- w ręku Snowdrop pojawił się ognisty bicz.

Elfka smagnęła nim Sharrę, ale dziewczyna przeturlała się w bok i o włos uniknęła uderzenia.

Bicz znowu świsnął w powietrzu, ale chybił celu.

Sharra stanęła na nogi.

-Windy Shield!- krzyknęła i bicz zatrzymał się na tarczy z wiatru.- Mega Brando!

-Ray Wing!- Elfka uniosła się w górę ułamek sekundy przed tym jak spora część polany wyleciała w powietrze. Ziemia i kamienie zatrzymywały się na tarczy, którą zapewniał Ray Wing, nie raniąc Elfki.

Całą polanę ogarnęła potworna kurzawa i nie było niczego widać.

Sharra ledwo utrzymywała się na nogach, kurz zapewniał jej chwilę odpoczynku. Nagle wśród pyłu zauważyła postać Snowdrop, postanowiła wykorzystać sytuację.

Rozpoczęła inkantować:

-Dwie przeciwności w naturze drzemiące- przed dziewczyną pojawiły się dwie kule, czerwona i biała- połączcie się w jedno i pogrążcie wroga mego! Ice Flame!- Sharra złączyła obie kule i rzuciła w Elfkę.

Snowdrop usłyszała okrzyk Sharry, ale nie zdążyła uniknąć zaklęcia.

Widzowie najpierw usłyszeli krzyk agonii, a po chwili, gdy kurz nieco opadł, zobaczyli Elfkę, którą pali czerwono-biały ogień. Na skórze Snowdrop widoczne były oparzenia, ale jej ciało zaczęło pokrywać się lodem. Nagle płomienie znikły, a zamrożone ciało zwaliło się na ziemię.

Sharra podeszła powoli do Elfki, jej prawa dłoń rozbłysła czerwonym światem, gdy przysunęła ją do szyi Snowdrop lód stopniał i Sharra zerwała z niej trzy duszki.

Zabrzmiał gong.

-Wygrała Sharra Telgar!- zabrzmiał głos sędziego.

W oka mgnieniu przy Snowdrop i Sharrze znalazły się Elfki, które uleczyły ich rany. Pojawiła się również Amaranth, której oczy wirowały na żółto.

Kiedy Snowdrop stała już na nogach o własnych siłach, pogratulowała Sharrze zwycięstwa i szybko opuściła polanę.

-Co to było za zaklęcie?- zapytała Lina, gdy Sharra weszła do skalnej wnęki.

-Ice Flame, kula ognia i lodu- zaczęła tłumaczyć.- Kiedy trafi w cel, zapala go zimnymi płomieniami, które palą jak ogień, a przy tym zamrażają. Proces jest bardzo bolesny, ale musiałam się jej zrewanżować za upadek- w oczach Sharry pojawił się dziwny błysk, który równie szybko zniknął jak się pojawił.

Lina rzuciła jej badawcze spojrzenie.

-Chcecie obejrzeć pozostałe walki czy zwiedzić inny kawałek wyspy?- zaproponował Blaze.

-Popatrzymy. W końcu musimy poznać możliwości naszych potencjalnych przeciwników- odpowiedziała Lina.

-W takim razie chodźmy na górę, będziemy mieli lepszy widok- powiedział.

Zanim zdążyli odnaleźć Xellosa, Gourrego i Meseę, następny pojedynek już się rozpoczął.

Walczyło dwóch Elfów, których wieku oczywiście nie można było określić, bo wszystkie Elfy były bardzo piękne i wieczne młode.

W pewnym momencie jeden z nich rzucił Flare Arrow, która nie trafiła w cel i leciała prosto na widownię. Lina już chciała rzucić na nią Freez Arrow, gdy ognista strzała jakby zderzyła się z jakąś barierą i znikła.

-Co?- Lina zamrugała ze zdziwienia.

-Przecież mówiłem, że widzom nic się nie stanie. Pole walki otacza bariera, która zapobiega zniszczeniu trybun albo drzew- wytłumaczył Blaze.

Odbyły się jeszcze trzy pojedynki, bardzo ciekawe i dynamiczne, po czym zarządzono przerwę do wieczora.

-Będziecie walczyć dopiero za dwie godziny- powiedział Blaze.- Może w między czasie chcecie jeszcze pozwiedzać?

-Ja bym coś zjadła- odparła Sharra.

-Świetny pomysł!- ucieszył się Gourry.

-Ja nie jestem głodna- powiedziała Lina.

W tym momencie szczęki jej przyjaciół opadły nisko, a oczy wyglądały jakby zaraz miały wypaść na ziemię.

Lina ich zignorowała.

-Idźcie z Blazem- powiedziała.- Meseo, zaprowadziłabyś mnie na plażę?

-Jeśli chcesz- Elfka wzruszyła ramionami.

-No to chodźmy.

Oddaliły się zostawiając za sobą kilka oszołomionych osób.

Szły przez las. Już nie było domów i Elfów, tylko po tym można było poznać, że nie są już w mieście.

-Co miałaś na myśli mówiąc, że masz w sobie krew Blaze'a?- zapytała nagle Lina.

-To, że jestem wampirem- odpowiedziała Mesea.- Kiedy miałam cztery latka spadłam ze skały, Blaze znalazł mnie umierającą. Wampiry nie mogą rzucać czarów uzdrawiających, a żadnego Elfa nie było w pobliżu. Blaze dał mi swoją krew i w ten sposób ocalił.

-Przepraszam, że zapytałam- powiedziała cicho Lina.

-Gdybym nie chciała odpowiadać, nie zrobiłabym tego.

-Długo z nim mieszkasz?

-Od tego wypadku, czyli przez jakieś piętnaście lat, dla mnie to jest jeszcze długo, ale dla starszych Elfów to zaledwie chwila.

-Czyli to prawda, że Elfy są nieśmiertelne?

-Nie, Elfy są długowieczne, ale nie nieśmiertelne. Co prawda nie umierają od chorób czy starości, ale można je zabić.

Wyłoniły się z lasu. Przed nimi rozciągał się pas białego piasku, a za nim błękitny ocean. Słońce chyliło się ku zachodowi, bryza niosła ze sobą orzeźwiające morskie powietrze, wokół było słychać szum fal i krzyk mew.

-Pięknie tutaj- powiedziała Lina, siadając na piasku.

-Czemu chciałaś tu przyjść?- zapytała Mesea.

-Miałam nadzieję, że coś zobaczę.

-No i?

-Jeszcze nie widzę- Lina na chwilę umilkła.- Gdyby powstała wielka fala, która mogłaby zniszczyć część wyspy, to czy bariera by ją zatrzymała?

-Tak, a czemu pytasz?

-Zaraz zobaczysz.

Nagle z morskich głębin wyłonił się ogromny czarny kształt, a obok niego dużo mniejszy. Znajdowały się w dużej odległości od brzegu, ale Lina wiedziała co to było. Wstała i zaczęła inkantację.

"Ciemniejszy od zmroku

Czerwieńszy niźli płynąca krew

Pogrzebany w strumieniu czasu

Wzywam cię

i oddaję siebie,

aby głupcy, którzy stoją przede mną

zniszczeni zostali przez moją i twoją potęgę!

Dragon Slave!"

Z dłoni Liny wystrzeliła ogromna czerwona kula, która pomknęła ku czarnemu olbrzymowi i uderzyła w niego. Nastąpiła eksplozja. Rozległ się potworny huk i ryk bólu. Na powierzchni wody utworzyła się ogromna czerwona kula, a kiedy znikła nie było widać już Lewiathana i syreny. Ale była wielka fala, która z każdą sekundą coraz bardziej zbliżała się do wyspy. Kiedy już miała rozbić się o ląd, rozprysła się na niewidzialnej kopule. Przez chwilę miało się wrażenie, że niebo zamieniło się w ocean.

Kiedy wszystko się uspokoiło, powietrze było bardzo wilgotne, jakby dopiero przestało padać.

Lina wyciągnęła nóż schowany w bucie i obcięła swoje włosy.

-Po co to zrobiłaś?- zapytała zdezorientowana Mesea.

-Oni zabili Amelię, teraz ją pomściłam- odpowiedziała Lina z błyskiem tryumfu w oczach.

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lessa, Oblicza Smoka 02 - Birth Destroyer, Oblicz Smoka II - Birth Destroyer
Lessa, Oblicza Smoka 09 - The Real Vampire Blues , Oblicz Smoka IX - „The Real Vampire Blues&r
Lessa, Oblicza Smoka 11 - Gorzka Prawda, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
Lessa, Oblicza Smoka 13 - Ścieżki przeznaczenia, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
Lessa, Oblicza Smoka 08 - Trzecie Życie, Oblicz Smoka VIII - Trzecie Życie
Lessa, Oblicza Smoka 01 - Dzieci Sefieeda, Oblicz Smoka I - Dzieci Sefieeda
Lessa, Oblicza Smoka 15 - Początek Końca - Preview, Witam
Lessa, Oblicza Smoka 14 - Więzienie, Oblicz Smoka XI - Gorzka Prawda
#05 Księga o Szczęściu Bo Yin Ra
Lab 05 Obliczenia w C id 257534 Nieznany
2007 05 Mechanizm koncepcji w języku C nowe oblicze szablonów [Inzynieria Oprogramowania]
05 Obliczanie OEE
TPL WYK 13 04 05 Obliczenia recepturowe
05 ObliczanieUkladowid 5765 Nieznany
05 Obliczanie OEE
05 Obliczanie OEE
05 Obliczenia konstrukcji nawierzchni
obliczenia 18 05
Lab 05 Obliczenia w C id 257534 Nieznany

więcej podobnych podstron