Colletti Lucio Marksizm i dialektyka

background image

Lucio Colletti

Marksizm i dialektyka

Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)

WARSZAWA 2005

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 2 -

www.skfm-uw.w.pl

Tekst Lucio Collettiego „Marksizm i dialektyka”

(„Marxismo e dialettica”) ukazał się po raz

pierwszy w książce Collettiego „Intervista politico-

filosofica” w 1974 roku.

Podstawa niniejszego wydania: antologia tekstów

„Marksizm XX wieku”, red. Janusz Dobieszewski i

Marek J. Siemek, tom 2, Warszawa 1990.

Podstawa tłumaczenia: Lucio Colletti, „Intervista

politico-filosofica”, wydanie 5, Bari 1981.

Z języka włoskiego tekst przetłumaczył Bogusław

Ponikowski. Korekta przekładu: Piotr Strębski.

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

1

Spróbuję wprowadzić pewne wyjaśnienie (aczkolwiek jest to przedsięwzięcie karkołomne, aby

dokonać tego w jednym szkicu) na temat różnicy między „opozycją realną” (Realoposition czy

Realrepugnanza Kanta) a „sprzecznością dialektyczną”. W obu tych wypadkach chodzi o dwa typy

opozycji. Są to radykalnie różne opozycje. „Opozycja realna” (czy „przeciwstawność” przeciwieństw nie

dających się połączyć) jest opozycją „bez sprzeczności” (ohne Widerspruch). Nie narusza ona zasady (nie-)

sprzeczności i pozostaje w zgodzie z logiką formalną. Natomiast drugi typ opozycji jest „ze sprzecznością”

(durch die Widerspruch) i powoduje opozycję dialektyczną.

Marksizm, jak zobaczymy, nie miał nigdy w tej kwestii jasnego poglądu. W ogromnej większości

nie przyjmował myśli o istnieniu dwóch radykalnie różnych opozycji. Tylko w rzadkich przypadkach, co

należy odnotować, zmieniając znaczenie, ujmował jako przykład i wyraz dialektyki także „opozycję

realną”, która jest przecież opozycją „bez sprzeczności”, a więc jest a-dialektyczna.

2

Teraz bardzo zwięźle o strukturze tych dwóch typów opozycji.

a) Opozycja „ze sprzecznością”, czyli opozycja dialektyczna.

Wyraża ją tradycyjnie formuła „A i nie-A”. Mamy tutaj do czynienia z przypadkiem, w którym

jedno przeciwieństwo nie istnieje bez drugiego i na odwrót (wzajemne przyciąganie się przeciwieństw).

Nie-A jest negacją A. Samo w sobie i przez siebie jest ono niczym: stanowi tylko negację drugiego. Stąd

też, aby oddać znaczenie nie-A, trzeba wiedzieć, czym jest A, czyli przeciwieństwo stanowiące jego

negację. Ale z kolei także A jest również negacją. Tak jak nie-A jest własną negacją, tak i A jest negacją

drugiego. I dlatego mówić, że jest A, to tyle, co powiedzieć, że jest nie-nie-A. Również A, żeby miało

znaczenie, musi być odniesione do drugiego, którego jest negacją. Oba te bieguny same w sobie i dla siebie

są niczym, są negatywne. Ale każdy z nich jest negacją-relacją. Faktycznie, aby dowiedzieć się, czym jest

jedna skrajność, musimy wiedzieć jednocześnie, czym jest ta druga, której pierwsza jest negacją. Każda

skrajność, żeby być sama sobą, musi pozostawać w stosunku negacji z drugą, czyli musi być jednością

(jednością przeciwieństw). I tylko wewnątrz tej jedności jest każda z nich negacją drugiej.

Dialektyka ma pochodzenie platońskie. Obydwa przeciwieństwa są negatywne w tym sensie, że są

one ir-realne, nie-rzeczami (Undinge), czy ideami. „Pojęcie prawdy dialektycznej – mówi Hegel, odwołując

się do Platona – tym się charakteryzuje, że ukazuje konieczny ruch czystych pojęć, nie jak by się one

rozpuszczały w nicości, ale w taki sposób, że rezultatem – wyrażając się prosto – jest to właśnie, iż same

pojęcia są tym ruchem, a to, co uniwersalne jest właśnie jednością tego typu pojęć”

1

.

W tym ruchu pojęcia czyste wzajemnie się przenikają. Jedno przechodzi w drugie, a to z powrotem

w pierwsze. I w rzeczywistości każde jest tylko nie drugiego. Samo dla siebie jest niczym. Własną istotę ma

poza sobą, w swoim przeciwieństwie. Aby móc być sobą i oddać sens we własnym nie, niezbędne jest

odniesienie się jego do istoty drugiego, którego jest negacją. Opozycja – inkluzja. W tym tkwi sedno

wszystkich kluczowych pojęć dialektyki platońskiej: symploke eidon

2

, czyli wzajemnego powiązania lub

przenikania idei, koinonia ton genon, czyli wspólność najwyższych rodzajów, magistai gena (w języku

Hegla: „pojęcia czyste”), diaireris, czyli podziału

3

.

Chodzi oczywiście o późnego Platona. Różnicę z poprzednim stanowiskiem właściwie ujął w swej

całościowej ocenie Cassirer

4

: „Pierwsza koncepcja platońskiej doktryny o ideach oddzielała jedność i

1

G. W. F. Hegel, Lezioni sulla storia dell filosofia, Firenze 1932, t. 2. s. 205.

2

Zob. W. G. Runciman, Platon’s later Epistemology, Cambridge 1962, s. 111 i nast.

3

Warto zajrzeć do dawnej książki A. Dies Autour du Platon, Paris 1926, t. 2, ss. 420-422; a ponadto do fundamentalnej pracy J.

Stenzel, Studien zur Entwicklung der Platonischen. Dialektik von Sokrates zu Aristoteles, Stuttgart 1931 i obecnie Darmstad

1974, s. 71 i nast. Zob. także W. C. Kneale i M. Kneale, Storia della logica, Torino 1972, ss. 28-9.

4

E. Cassirer, Storia della filosofia moderna, Torino 1955, ss. 3, 389.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 3 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

wielość, ideę i zjawisko. Przypisuje je do dwóch różnych światów. Bycie i stawanie, ousia i genesis

przeciwstawiają się jak przeciwieństwa, które po prostu wykluczają się. Później myśl platońska postępuje w

kierunku całkiem nowej problematyki: faktycznie została odkryta forma «ruchu», uinesis, która nie odnosi

się do zdarzenia i istnienia zmysłowego, ale do samej idei. Jeżeli jeden i ten sam fenomen musi

«uczestniczyć» w różnych ideach, jeżeli te idee muszą w nim wzajemnie się przenikać, to jest to możliwe

tylko wtedy, gdy między ideami istnieje już pierwotna «wspólność», na mocy której jedna określa drugą i

jedna zmienia się w drugą. Jak to już pokazuje Sofista, żadna wiedza, żadne poznanie nie jest możliwe bez

tej czysto idealnej wspólności, bez koinonia ton genon. Ale ponieważ stawanie obejmuje jako swe

konieczne momenty byt i nie-byt, to z faktu tego wynika, że także nie-byt nie jest po prostu irrealny, ale jest

wpisany w istotę, w samą ideę czystą. Wbrew doktrynie eleatów o jedności i niezmienności wszystkiego,

która opiera się na absolutnej opozycji «bytu» i «nie-bytu», musi się teraz przyjąć twierdzenie, według

którego «w pewien sposób nie-byt jest, a byt nie jest»”.

Na tym przerwiemy te rozważania i przejdziemy do innych. W tym paragrafie przedmiotem

rozważań jest struktura opozycji-sprzeczności. Ponieważ każdy biegun sprzeczności jest sam dla siebie

negatywny, jest po prostu nie drugiego i posiada swoją istotę na zewnątrz w przeciwieństwie, to wynika

stąd, że aby być sobą, musi pozostać w relacji do drugiego, czyli w jedności przeciwieństw, i że tylko w

wewnątrz tej jedności czy inkluzji stanowi negację czy eskluzję drugiego.

Te dwa momenty stosunku dialektycznego u Hegla – pisał N. Hartmann – posiadają podwójne

znaczenie i jest ono dla nich istotne: po pierwsze – każdy z nich stanowi jeden z momentów, po drugie –

oba stanowią jedność

5

. Filozofia Hegla „pokazała, że poszczególne idee wzięte same w sobie są

abstrakcjami, że w ogóle posiadają ważność tylko razem, w stosunku wzajemnego oznaczenia, a więc że ich

«wspólność» czy «współzależność» («wzajemne przenikanie się») stanowi prius wobec poszczególnych

idei”

6

.

Nieco dalej, trochę więcej o różnicy między Heglem i Platonem. Tutaj krańcowy schematyzm

wykładu pozostawia w cieniu całą tę różnicę. Z drugiej strony jest oczywiste, że odwołania się do Platona

można dokonać, wychodząc jedynie od dialektyczno-nowożytnego stanowiska Hegla, które nas właśnie

interesuje.

3

A teraz drugi typ opozycji.

b) Opozycja realna, czyli „bez sprzeczności”.

Tutaj wszystko wygląda inaczej. „A i B” – to formuła, która ją wyraża. Przeciwieństwa są tu realne,

pozytywne. Każde istnieje samo w sobie. I dlatego, żeby być sobą, nie ma potrzeby odnosić się do

drugiego. Mamy tu relację wzajemnego odpychania się. Opozycja – ekskluzja przed opozycją – inkluzją.

Jak w poprzednim typie mówiło się o przyciąganiu przeciwieństw, tak w tym przypadku chodzi o wzajemne

ich odpychanie się. Realrepugnanza.

Jest tekst Marksa, w którym właściwie przedstawia się charakter „opozycji realnej” jako antytezy

dialektycznej. Krytyka 1843: „Między dwoma rzeczywistymi skrajnościami nie może być pośredniczenia, a

to właśnie dlatego, że są one rzeczywistymi skrajnościami. Ale też nie potrzeba im wcale żadnego

pośredniczenia, gdyż są one sobie przeciwstawne ze swej istoty. Nie mają one ze sobą nic wspólnego, nie

ciążą ku sobie wzajem, nie uzupełniają się wzajem. Żadna ze skrajności nie nosi w swym łonie tęsknoty za

drugą, nie potrzebuje jej ani jej nie antycypuje”

7

.

Tak więc skrajności realne nie zapośredniczają się. Tym samym jest nieuzasadnioną rzeczą (a co

więcej najgorszą) mówić o dialektyce rzeczy. W przypadku opozycji-sprzeczności, która stanowi opozycję

5

N. Hartmann, La filosofia dell’idealismo tedesco, Milano 1972, s. 427.

6

Tamże, s. 381.

7

K. Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła (MED), Warszawa 1960, t. 1, s.

355.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 4 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

dialektyczną „najwyższych rodzajów”, tj. idei czy „pojęć czystych”, mamy do czynienia ze stosunkiem

wzajemnego przenikania się miłości i pożądania – koinonia to genon, jednością jako prius. Natomiast w

tym przypadku nie potrzeba żadnego zapośredniczenia dialektycznego; realne przeciwieństwa „nie mają

jedno z drugim nic wspólnego”

8

.

Nie bez znaczenia jest teraz zbadać, skąd u Marksa pojawiła się ta koncepcja opozycji realnej, czyli

przeciwstawności wykluczających się przeciwieństw. Badanie to kieruje nas bezpośrednio do

arystotelesowskiej teorii przeciwieństw, a pośrednio do L. Feuerbacha, który wielokrotnie nawiązywał do

niej. Nie ulega zaś wątpliwości, że nowożytnym ojcem teorii opozycji realnej jest I. Kant. Najpierw wyłożył

ją w Beweisgrund

9

, następnie jeszcze wyraźniej w Szkicu wprowadzającym do filozofii pojęcia wielkości

negatywnej

10

i wreszcie na wspaniałych stronicach Krytyki czystego rozumu w dodatku Uwagi dotyczące

dwuznaczności pojęć refleksyjnych.

W tym miejscu tylko pokrótce zajmę się rozdziałem pierwszym Versuch. Tekst ten ze wzglądu na

swoją prostotę i jasność jest wzorowy. Kant potwierdza to, co już wcześniej zostało powiedziane,

dokonując ostatecznych wyjaśnień i rozwinięć. Pierwsza teza dotyczy dwoistego charakteru opozycji.

Opozycja (Entgegensetzung) jest albo „logiczna ze sprzecznością (durch die Widerspruch), albo realna,

czyli bez sprzeczności (ohne Widerspruch)”. „Pierwsza opozycja, ta logiczna – dodaje Kant – jest jedyną, z

której zdano sobie sprawę”

11

.

Później następują rozważania odnośnie struktury opozycji realnej i jej zasadniczej odmienności od

opozycji-sprzeczności. Opozycja realna „jest to taka, w której dwa określenia jednej rzeczy są przeciwne,

ale nie ze względu na zasadę sprzeczności. (...) Dwie siły, z których jedna porusza ciało w pewnym

kierunku, a druga porusza go w przeciwnym, nie stanowią sprzeczności i są możliwe jako określenia

jednego ciała. Skutkiem tego jest spoczynek, który jest czymś (repraesentabile). Mamy tu do czynienia z

opozycją prawdziwą. W rzeczywistości to, co zostaje spowodowane przez jedną z dwóch tendencji, jeśli

byłaby ona sama, jest zniesione przez drugą i obie te tendencje są określeniami prawdziwymi jednej rzeczy i

występują równocześnie”

12

.

W opozycji realnej również zawiera się negacja, znoszenie, ale faktycznie jest ona odmiennego

rodzaju niż w sprzeczności. Przeciwieństwa realne nie są tak, jak w sprzeczności, samymi w sobie

negatywnościami, to jest nie są tylko nie drugiego: są one pozytywne i realne. Kant powiada tutaj:

„predykaty A i B są obydwa twierdzące”

13

. Negacja jaką spełniają jeden wobec drugiego polega na tym, że

nawzajem znoszą własne efekty. Mówiąc krótko, w opozycji realnej czy stosunku przeciwstawności

(Gegenverhältnis) obie skrajności są także pozytywne wtedy, gdy występują jako przeciwieństwa negujące

jedno drugie. „W opozycji realnej żadne z przeciwstawnych określeń – pisze Kant – nie może być nigdy

przeciwieństwem kontradyktoryjnym w stosunku do siebie, ponieważ w innym przypadku kontrast

musiałby mieć naturę logiczną. (...) Dlatego rzeczy, z których jedna jest rozpatrywana jako zaprzeczenie

drugiej, obie są same w sobie pozytywne”

14

.

A więc czym jest wielkość negatywna, wielkość oznaczana w matematyce przez znaki + i –?

Zdaniem Kanta nazwa ta jest nieścisła. Tak zwane wielkości negatywne są faktycznie same w sobie

pozytywne. „Wielkości oznaczone – (minusem) mają ten znak tylko jako termin opozycyjny wtedy, gdy

chcą być rozpatrywane z wielkościami noszącymi znak + (plus): a więc kiedy ich stosunek z wielkościami

mającymi jednakowy znak – (minus) nie stanowi już opozycji, ponieważ jest ona stosunkiem przeciwieństw

występujących tylko między znakami + i –. Ponieważ odejmowanie jest znoszeniem mającym miejsce

wtedy, gdy wielkości o znakach przeciwnych są rozpatrywane w połączeniu, to jest rzeczą jasną, że minus

8

R. Kroner, Von Kant bis Hegel, Tübingen 1924, t. II, s. 352; przyp. 1 zajmujący się przeciwieństwami empirycznymi daje

kilka wartościowych wyjaśnień, pokazując właśnie jak empiryczne przeciwieństwa wykluczają się, a nie łączą między sobą itp.

9

I. Kant, Die einzige möglich Beweisgrund zu einer Demonstration des Deseins Gottes, 1763 (przyp. tłum.).

10

I. Kant, Versuch, den Begriff der negativen Grossen in die Welweiheit einzufuhren, 1763 (przyp. tłum.).

11

I. Kant, Scritti procritici, Bari 1953, s. 263.

12

Tamże.

13

Tamże, s. 264.

14

Tamże, s. 268.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 5 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

nie jest znakiem odejmowania, jak to się powszechnie sądzi, ale że odejmowanie może mieć miejsce tylko

przy połączeniu dwóch znaków + i –. W konsekwencji –4 –5 = –9 nie jest wcale żadnym odejmowaniem,

ale prawdziwym i właściwym dodawaniem i łączeniem jednorodnych wielkości. Ale już +9 –5 = 4 jest

odejmowaniem, gdyż znaki przeciwne wskazują, że jedna wielkość odejmuje od innej własną wartość.

Analogicznie również znak plus wzięty sam w sobie nie oznacza dodawania – (dowodem tego będzie to, że

–9 +5 = –4), dodawanie ma miejsce tylko wtedy, gdy wielkość oznaczana przez ten znak zostanie

połączona z inną wielkością, przy której postawiono, lub dla której można pomyśleć, znak plus. Natomiast

kiedy chce się ją połączyć z inną wielkością oznaczaną minusem, to może to nastąpić poprzez opozycję; w

takim przypadku dwa znaki wzięte razem wskazują na odejmowanie (...)”

15

.

Innymi słowy, w stosunku przeciwstawności, jakim jest opozycja realna, zawiera się negacja, ale nie

w tym sensie, iżby jeden z dwóch terminów mógł być rozpatrywany sam w sobie jako negatywny, czyli

jako nie-byt. „Byłoby – mówi Kant – «błędem» wyobrazić sobie gatunek rzeczy i nazywać go rzeczą

negatywną”. Faktycznie „rzeczy negatywne oznaczałyby negację (negationes) w ogóle, nie jest to wcale

pojęcie, które chcemy wyjaśnić”. „Wystarczy nam już samo wyjaśnienie – kontynuuje on – stosunków

przeciwstawności, które konstytuują całe to pojęcie i zawierają się w opozycji realnej. Niemniej jednak,

żeby wskazać już tylko na terminy, z których jeden z dwu przeciwstawnych nie jest kontradyktoryjnym

przeciwieństwem drugiego i jakkolwiek będzie pozytywny, to drugi nie jest czystą negacją oraz

przeciwstawia się mu (...) jako coś twierdzącego, będziemy postępowali według metody matematyków i

nazywali zachód negacją wschodu, upadek negacją podniesienia, powrót negacją odejścia. W ten sposób

sam termin natychmiast wyjaśnia, że na przykład upadek nie różni się od podniesienia w taki sam sposób,

jak nie-A od A, ale jest on tak samo czymś pozytywnym, jak podniesienie, i zawiera w sobie moment

negacji tylko w połączeniu z podniesieniem. Oczywiście, co widać wyraźnie, wszystko sprowadza się do

stosunku przeciwieństwa, który pozwala na nazywanie wschodu negacją zachodu. Podobnie kapitały są

negacjami długów, jak i długi są negacjami kapitałów. Wszelako sam zdrowy rozum mówi nam, że lepiej

nazwać terminem negatywnym to, co zazwyczaj rozumie się, kiedy chce się wskazać na realne

przeciwieństwo. Tak więc na przykład słuszniej nazywa się długi negacją kapitałów niż odwrotnie,

aczkolwiek w samym stosunku przeciwieństwa nie ma tu żadnej różnicy (...)”

16

.

Konkludując stwierdzimy, że nie istnieją rzeczy, które byłyby negatywne same w sobie, i stąd nie

istnieją nie-byty, o ile dotyczyłoby to wewnętrznej konstytucji tych rzeczy. To, co neguje czy znosi efekt

czegoś innego, jest samo w sobie „przyczyną pozytywną”. Tak zwane wielkości negatywne nie są negacją

wielkości, czyli nie-wielkościami, a przeto nie są one nie-bytami czy absolutnymi zerami. Rzeczy,

przedmioty, dane zmysłowe są zawsze pozytywne, czyli istniejące i realne. To, co w matematyce nazywa

się wielkościami negatywnymi, stanowi w sobie samym wielkości pozytywne nawet wtedy, gdy posiada

znak minus. Gdyby „sławny doktor Crusius mógł zapoznać się ze znaczeniem tego pojęcia u matematyków,

to wówczas nie miałby za błąd tego, iż Newton żywił najwyższy podziw dla tego porównania, kiedy

wskazywał, że siła przyciągania, działając z dystansu, zbliża ciała, stopniowo przekształcając się w siłę

odpychania i zestawiał to z seriami, w których znikają pozytywne wielkości i zaczynają się wielkości

negatywne. Albowiem wielkości negatywne nie są negacjami wielkości, jak może to sugerować

podobieństwo w terminologii, ale są czymś, co samo w sobie jest faktycznie pozytywne, a tylko

przeciwstawione innej rzeczy”

17

.

Podsumujmy. Konflikty sił w przyrodzie i w rzeczywistości, takie jak: przyciąganie i odpychanie w

fizyce Newtona, walki przeciwstawnych tendencji, starcia przeciwstawnych sił itp., wszystko to nie tylko,

że nie podważa, ale wprost potwierdza zasadę nie-sprzeczności. Faktycznie chodzi tu o opozycje, które są

15

Tamże, s. 265.

16

Tamże, ss. 267-268.

17

Tamże, s. 261. Potraktowanie Kantowskiego rozróżnienia między opozycją logiczną i opozycją realną ze strony

interpretatorów jest generalnie bardzo niedostateczne i to nie tylko w odniesieniu do pism przedkrytycznych, ale także do

Krytyki czystego rozumu. Zob. np. N. Kemp Smith, A Commentary to Kant’s Critique of Pure Reason, wyd. 2, New York

1962, s. 421-423. Natomiast pożyteczne rozważania zawarto w: E. Cassirer, Kants Leben und Lehre, Berlin 1918 oraz obecne

wyd. Darmstadt 1972, ss. 77-78.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 6 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

realne „bez sprzeczności”, sprzeczności dialektyczne nie mają w nich nic do roboty. Bieguny tych opozycji

– mówiąc słowami Marksa – „nie mogą zapośredniczać się między sobą” ani „nie potrzebują żadnych

zapośredniczeń”, „jeden z drugim nie ma nic wspólnego, nie są koniecznie potrzebne jeden drugiemu, nie

integrują się jeden z drugim”. Jeszcze raz upada stary komunał metafizyczny (jest to metafizyka, którą nosi

na swym karku ruch robotniczy), że bez dialektyki nie ma walki ani ruchu, ale jedynie inercja i

niewzruszona śmierć.

4

Poprzednio już zaznaczyłem, że marksizm – mówiąc na każdym kroku o przeciwieństwach i

sprzecznościach – nie posiada w tej kwestii jasnego poglądu. W ogromnej większości przypadków

marksiści nie dopuszczają w ogóle myśli o istnieniu dwóch typów opozycji i to zasadniczo

przeciwstawnych sobie. Obecnie spoczywa na mnie obowiązek dowiedzenia tego.

Nie spotykamy ani słowa o różnicy między opozycją realną i opozycją-sprzecznością (lub między

przeciwstawnością i sprzecznością) u Engelsa. Ani słowa o tym u Plechanowa. Także ani słowa o tym u

Lukácsa, filozofa zawodowego, który przyrządzał dialektykę w różnych sosach. W przypadku Lenina

rzeczywiste pomieszanie jawi się jak na dłoni.

W Zeszytach filozoficznych jest nota zatytułowana W sprawie dialektyki. Na początku tekst ten

odwołuje się do pojęcia dialektyki platońskiego teologa czy neoplatońskiego ante litteram Filona

Hebrajczyka: „Rozdwojenie tego, co jest jednym, i poznanie sprzecznych jego części (zob. cytat z Filona

dotyczący Heraklita, na początku części III (O poznaniu) Lassalowskiego Heraklita) jest istotą (...)

dialektyki. Tak właśnie ujmuje również zagadnienie i Hegel”

18

.

Tutaj więc dialektyka jest jednością, która zawiera sprzeczności i które następnie oddzielają się od

siebie. Nasuwa się przypadek, który powyżej wskazaliśmy (zob. § 2): każde przeciwieństwo zawiera w

sobie i odsyła do jedności czy inkluzji przeciwieństw i tylko wewnątrz tej jedności czy prius stanowi

negację lub ekskluzję drugiego. Słowem, mamy tu całą dialektykę platońską: „jedno dzielące się na dwa”

(sławne hasło chińskiej rewolucji kulturalnej). Nic w tym złego: nic przecież nikomu nie zabrania być

platonikiem.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby po tym nie nastąpiło zaraz wyliczenie przykładów

dialektycznych, będących opozycjami realnymi, czyli opozycjami bez sprzeczności, w których przypadku

dialektyka niczego nie wnosi. „W matematyce + i –. Różniczka i całka. W mechanice działanie i

przeciwdziałanie. W fizyce elektryczność dodatnia i ujemna. W chemii łączenie się i dysocjacja gazów”

19

.

W ten sam sposób postąpił przewodniczący Mao w znanym artykule O sprzeczności, w którym

powtarza to wyliczenie Lenina

20

. Nie chciałbym wydać się nieoględnym: jednakże Lenin popełnił błąd.

Wszystkie te przykłady sprzeczności dialektycznych są faktycznie przykładami opozycji bez sprzeczności.

Przejdźmy teraz do drugiego typu marksistów, czyli tych rzadkich przypadków, w których zwraca

się uwagę na „opozycję realną”, uwzględnia teksty Kanta i zarazem interpretuje się ją jako „sprzeczność”

dialektyczną.

K. Korsch w pracy Empiryzm w filozofii Hegla pisał: „(...) należy traktować opozycję dialektyki nie

jako twierdzenia przeciwstawne, ale jako przedmioty przeciwne, czy używając wyrażenia kantowskiego,

jako «odpychające się realności». O tego typu przeciwstawnościach mówi się nie tylko w filozofii

dialektycznej Hegla, ale także znacznie głębiej i jaśniej mówią o nich tacy myśliciele, jak Kant czy

Bolzano, którzy z pewnością nie kierowali się w tym pobudkami dialektycznymi (...). Pobieżna analiza

definiowanego przez Kanta i Bolzana pojęcia opozycji pokazuje, że stosunki zachodzące między takimi

18

W. I. Lenin, Zeszyty filozoficzne, Dzieła, t. 38, Warszawa 1973, s. 315.

19

Tamże.

20

Mao Tse-Tung, O sprzeczności, Dzieła, Warszawa 1954, t. 2.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 7 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

«przeciwstawnościami» i formacje powstające z «jedności» tego rodzaju przeciwstawności posiadają

wszystkie te istotne cechy, które Hegel wskazywał w swojej dialektyce”

21

.

I na koniec ostatni casus, który prowadzi nas do Włoch: C. Luporini Przestrzeń i materia u Kanta

(książka, mówiąc na marginesie, nie pozbawiona rzeczy interesujących i użytecznych). Po słusznej uwadze,

że dodatek O dwuznaczności pojęć refleksyjnych „jest autentycznym Leitfaden w Krytyce czystego

rozumu

22

, Luporini interpretuje Kantowską krytykę zasady nieodróżnialności Leibniza i podjętą przez

Kanta w dodatku O dwuznaczności teorię opozycji realnej jako „zarodki dialektyki materialistycznej”

23

.

Polemizując z H. Leyem, który słusznie zauważył, że Realrepugnanza nie daje się sprowadzić do

„sprzeczności dialektycznej” (oczywiście, że Ley ma całkowitą rację: Realrepugnanza jest Realopositione i

dlatego jest ona bez sprzeczności, ohne Widerspruch, skąd też nie wydaje się, żeby mogła być

sprzecznością dialektyczną), Luporini z naciskiem podkreśla w długim wywodzie, nieco mdłym i mętnym,

prowadząc desperacką batalię, że w opozycji realnej Kanta „jest zarodek dialektyki materialistycznej”

24

.

Jeżeli pozwolilibyśmy sobie na żarty, to nie obrażając nikogo, moglibyśmy powiedzieć, że zderzenie

samochodów, które jest typowym przypadkiem „opozycji realnej”, czyli dwóch sił działających w

przeciwnym kierunku, stanowi codzienną weryfikację materializmu dialektycznego.

5

A teraz bardzo krótko o Heglu. Specyficzną cechą jest to, że jego dialektyka idei jest zarazem także

dialektyką materii. O ile u Platona zawsze był zachowany, nawet w późniejszych dialogach, rozdział

między dwoma światami – idei i rzeczy, o tyle u Hegla ten rozdział znika.

Nie będę powtarzał spraw już powiedzianych. Klucz do wszystkiego tkwi w Uwadze o idealizmie w

księdze I Nauki Logiki: „Idealizm filozofii nie polega na niczym innym, jak tylko na nieuznawaniu

skończoności za coś, co ma prawdziwy byt”

25

. Skończoność ze względu na brak własnej realności musi ją

uzyskać od Idei: „Twierdzenie, że skończoność jest idealnością, stanowi to, co nazywamy idealizmem”.

Ponieważ jednak, filozofia jest prawdziwym idealizmem, to potrzeba, żeby „zasada ta została rzeczywiście

przeprowadzona”

26

, czyli żeby Idea stała się realnością.

Jeżeli przyjrzymy się uważniej temu, to natychmiast się dostrzega, że stosunek skończoność-

nieskończoność, byt-myślenie zachodzi według wzoru sprzeczności „A i nie-A”. Jedno bez drugiego, czyli

bez jedności, skończoność bez nieskończoności są jednakowo abstrakcyjne, nierealne

27

. Skończoność wzięta

sama w sobie nie jest prawdziwym bytem, jest nie-bytem: nieskończoność ze swej strony jest pusta bez

skończoności, jest pozbawiona realnego istnienia. Każdy biegun sprzeczności sam w sobie jest negatywny,

stanowi po prostu nie drugiego i posiada swą istotę na zewnątrz siebie, w tym, co przeciwne.

Z tym postawieniem problemu wiąże się też jego rozwiązanie. Jeżeli skończoność wzięta sama w

sobie, taka jaka ona jest z siebie samej, czyli poza myśleniem nie posiada prawdziwej realności, to jest

oczywiste, że musi ją posiadać w stosunku do tego drugiego, czyli z i w nieskończoności, słowem w Idei

czy Rozumie. W ten sposób każda rzecz rozpuszcza się w jedności zarazem „bytu” i „nie-bytu” (megista

gene dialektyki Platona), w której rzecz podlega teraz sprzeczności logicznej. Nie ma już bytu, ale tylko

myślenie (według formuły Marksa z 1844 roku jest to idealizm „akrytyczny” filozofii Heglowskiej).

Natomiast, z drugiej strony, tak, jak skończoność czy to, co szczegółowe zostało rozpuszczone w

sprzeczności logicznej, również ta ostatnia została przeniesiona w skończoność, w obiektywność, jednym

słowem została urzeczywistniona, czyli przetransformowana „z tamtej” Idei „w ten” świat. W ten sposób

21

K. Korsch, Dialettica e scienza nel marxismo, Bari 1974, ss. 31-32.

22

C. Luporini, Spazio e materia in Kant, Firenze 1961, s. 59.

23

Tamże, s. 74.

24

Tamże, s. 116.

25

G. W. F. Hegel, Nauka Logiki, Warszawa 1967, t. 1, s. 216.

26

Tamże, s. 216.

27

R. Kroner, Von Kant bis Hegel, dz. cyt., t. 2, s. 360.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 8 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

wszystko to, co istnieje, staje się obecnie jej przejawem i pozytywnym wyrażeniem (wciąż według Marksa

z 1844 roku jest to „akrytyczny pozytywizm” filozofii Hegla).

Jest faktem, wydobytym z filologicznej analizy tekstów, że dialektyka materii, dialektyka samych

rzeczy (która miała stanowić „specyfikę” marksizmu) jest już w całości zawarta w dziełach Hegla. I nie

pozostaje ona w sprzeczności z jej idealizmem, ale stanowi jego narzędzie i środek. Sam Hegel pokazuje w

wielu miejscach, że ta „dialektyka rzeczy” wywodzi się ze sceptycyzmu antycznego, pirronizmu, oraz

schodząc jeszcze dalej z Parmenidesa Platona (zob. jego pracę z 1801 roku o Stosunku sceptycyzmu do

filozofii oraz wszystkie prace z okresu dojrzałego).

Według Hegla istotny stosunek łączący pirronizm i filozofię (idealizm) polega na tym, że w swych

założeniach sceptycyzm antyczny zwrócił się przeciwko wierze zdrowego rozsądku w istnienie rzeczy, w

materialność świata, że jest on wątpieniem przeciwko materii. Sceptycyzm ten – zdaniem Hegla –

dialektyzując rzeczy, pokazując, że to, co wydaje się „tak a tak” określonym, zarazem „jest” i „nie jest”

takim, podważa pewność zdrowego rozsądku w istnienie przedmiotów, oczyszcza pole z materializmu i

przygotowuje w ten sposób zarodek prawdziwej filozofii. Jego niedostatkiem jest to, że po dokonaniu dzieła

destrukcji pirronizm doszedł do negatywnych konkluzji, podczas gdy prawdziwa filozofia – powiada Hegel

– czyli idealizm idzie dalej poza to: rekonstruuje skończoność, pierwotnie pominiętą i przekroczoną,

przedstawiając ją jako obiektywizację Idei, czyli jako ucieleśnienie Rozumu dialektycznego (w ten sposób

Logos schodzi w świat).

W odróżnieniu od sceptycyzmu antycznego, który był „filozoficzny”, ponieważ wątpił w materię,

Hegel traktuje nowożytny sceptycyzm Hume’a i Kanta jako „niefilozoficzny” (czyli zabrudzony

materializmem zdrowego rozsądku), ponieważ związany jeszcze z wiarą w pewność zmysłowości. Jest

zresztą faktem, że podczas gdy Hegel głosił, że skończoność jest nie-bytem i rzeczy nie posiadają

prawdziwej realności, to Kant, również na tych kilku stronach tutaj przeanalizowanych, twierdził coś

przeciwnego: nie istnieją rzeczy będące same w sobie negatywne, negacje w ogóle i tzw. wielkości

negatywne nie są zaprzeczeniem wielkości, nie-bytami, czy niczym, ale są one istotami pozytywnymi.

Otóż dramatem marksizmu jest to, że w pewnym momencie (i to z całego szeregu przyczyn, których

wymienienie tu jest niemożliwe, ale o jednej z nich, ważnej, będzie dalej mowa) przyjął on dosłownie (zob.

Dialektyka przyrody Engelsa) Hegla „dialektykę materii”, traktując ją jako najwyższą formę materializmu.

Można postawić mi zarzut, że dotyczy to nie tylko Engelsa, lecz także Marksa. Odpowiem – jeżeli nawet

po części jest to prawda – to nie widzę żadnej siły tego argumentu. Albo udowodni się, że diamat trzyma się

na nogach (a ciężar wykazania tego spada dziś w całości na Geymonatę

28

), albo ryzykuje się w taki sposób

obciążeniem odpowiedzialnością za diamat obu współzałożycieli marksizmu.

Powiedziałem „dramat marksizmu”. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że przynajmniej częściowo

dramat ten dotyczy dziś również stosunku marksizmu do nauki, zaczynając oczywiście od nauk

przyrodniczych. Nie jest to tylko problem teoretyczny, ale także polityczny i strategiczny. Nauka stanowi

głębokie unerwienie nowożytnego świata. I tu pojawia się problem rozwoju, stosunek do ideologii

Trzeciego Świata i w ogóle potężna, choć chaotyczna masa problemów praktycznych i etycznych, z którymi

mamy do czynienia w ostatnich latach. Jaką postawę wobec nich zajmuje marksizm?

Często okrąża się ten problem czyniąc przedmiotem krytyki pozytywizm i scjentyzm. Oręż ten jest

chętnie wykorzystywany przez niektórych „młodych marksistów” z Bari. Ale argument ten nie jest wart

funta kłaków. Pozytywizm i nauka to nie jedno i to samo. Uderzyć przeciwko scjentyzmowi bez

wyjaśnienia, co się sądzi o nauce, to polityka niebezpieczna. Przykładem tego jest książka L.

Kołakowskiego o historii pozytywizmu od Hume’a do Koła Wiedeńskiego. Nauka postawiona została w tej

książce na równi z pozytywizmem. W ten sposób nauka została zredukowana do ideologii, a co więcej

nauka została zastąpiona przez ideologię. Tytuł tej książki w wydaniu amerykańskim mówi sam za siebie:

28

L. Geymonat (i skupieni wokół niego uczniowie) należy obecnie do czołowych przedstawicieli tego nurtu w marksizmie

włoskim, który w pełni uznaje aktualność materializmu dialektycznego i jego naukową zasadność. W tym czasie, gdy L.

Colletti pisał tę rozprawę i postanowił zerwać z marksizmem w filozofii, ukazała się książka: G. Bellone, L. Geymonat, E.

Giorello, S. Tagliagambe, Attualita del materialismo dialettico, wyd. Riuniti, Roma 1974 (przyp. tłum.).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 9 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

The alienation of reason. Nauka jest alienacją rozumu. Nie przypadkowo w zakończeniu jej pojawiają się

Bergson i Husserl, a wraz z nimi cała transcendencja.

Innym przykładem może być przedmowa E. Paciego z 1968 roku do Kryzysu nauk europejskich

Husserla. Także Paci prowadzi batalię przeciwko „tym naukom i technikom, które przekształcają żywego

człowieka w rzecz, w przedmiot, w dodatek do machiny przemysłowej”. Jest przy tym sprawą znaczącą, że

w konkluzji zapowiada on nadejście nowej teologii: „Żywej prawdy w świecie, ale nie należącej do niego;

nie należącej do świata i nie będącej światem. Jest tak przez to, że podstawowa zasada teologii znajdującej

się w stadium narodzin stanowi z racji dialektycznych taką teologię właśnie, którą wcześniej zrozumieją

ludzie prości i ubodzy niż bogaci, sofiści i uczeni. Teologia ta głosi rzecz najprostszą: Bóg jest życiem, ale

nie jest rzeczywistością”

29

.

Przeciwko sceptycyzmowi jesteśmy wszyscy. Problem polega jednak na tym, jak być przeciwko

pozytywizmowi i scjentyzmowi, zachowując poważny i realny stosunek do nauki: czyli jak uniknąć tego, co

Lenin nazwał Pfaffentum. Otóż diamat nie przynosi tu żadnej korzyści. Wołanie o fizykę dialektyczną,

chemię dialektyczną, itd. czy przywoływanie Lenina do rozwiązania problemów fizyki teoretycznej (jak

czyni to – nie bez szczypty demagogii – Geymonata) zakłada (czy pobudza) krytyczno-negatywny stosunek

do istniejących nauk, co zbiega się obiektywnie (czuję, że wiele razy także do mnie będzie użyty ten fatalny

przysłówek) z egzorcyzmami wobec nauki nowej teologii, którą zapowiedział Paci. Wszystko, co diamat

mógł dać, to dał już wraz z Łysenką.

6

Obecne rozważania mają na celu wprowadzenie dyskursu o wysiłku, w pewnym sensie desperackim

i nade wszystko tak bardzo znaczącym, który został podjęty w latach nie tak bardzo odległych przez

niektórych filozofów i logików polskich i wschodnioniemieckich (materialistów, ale nie „materialistów

dialektycznych”) poważnie zajmujących się problemami współczesnej nauki.

Współczesna nauka nie zna i nie poznaje tego, czym zajmuje się dialektyka przyrody. Słusznie

traktuje ją jako romantyczną filozofię przyrody. Kiedy Engels pisał, że księżyc jest „negatywnością” ziemi

30

albo że „jak elektryczność, magnetyzm itd. polaryzują się i ruch ich odbywa się poprzez przeciwieństwa,

tak samo jak i myślenie”

31

, czy wreszcie, że „jeżeli natomiast przetnie się robaka, to na biegunie dodatnim

zachowa on otwór gębowy pobierający pokarm, a na drugim końcu wytwarza nowy biegun ujemny z

otworem odbytowym; ale dotychczasowy biegun ujemny (otwór odbytowy) staje się teraz biegunem

dodatnim, tj. zmienia się w otwór gębowy, a na zranionym końcu tworzy się nowy otwór odbytowy, czyli

biegun ujemny. Oto przemiana pozytywnego w negatywne”

32

, to uczony współczesny (przyjmując, że

jeszcze nie natknął się na tego rodzaju lekturę) śmieje się i myśli o F. Schellingu czy F. Baaderze.

Nauka nie może funkcjonować, opierając się na trzech ogólnych prawach dialektyki. Ona posługuje

się zasadą niesprzeczności. To jest właśnie ta zasada, którą „materialiści dialektyczni” uważają za zasadę

metafizyki, a którą każdy uczony, przeciwnie, traktuje jako zasadę materialnej określoności i zarazem jako

zasadę poprawnego dyskursu. (Zresztą – nawiasem mówiąc – nie chodzi tu o jakiś motyw skandalu czy

lęku: leninowska teoria odbicia – poważnie rozpatrywana – raz jeszcze odsyła do klasycznej teorii

„korespondencji”, teorii, która w tak małym stopniu kontrastuje z nauką współczesną, że nawet sam Tarski

powołuje się na nią: „Pragniemy, żeby nasza definicja potwierdziła te intuicje, które wiążą się z

arystotelesowską klasyczną koncepcją prawdy”

33

).

29

(Nie udało się nam dotrzeć do tego wydania – przyp. red. nauk.)

30

F. Engels, Dialektyka przyrody, MED, Warszawa 1972, t. 20, s. 604.

31

Tamże, s. 569.

32

Tamże, s. 573.

33

A. Tarski, La concezione semantica della veritas e i fondamenti della semantica, w: AA. VV., Semantica e filosofia del

linguaggio, Milano 1969, s. 29. Włoskie tłumaczenie zmodyfikowane.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 10 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

Co robią więc obecni uczeni i filozofowie zajmujący się problemami nauki, chcąc zachować

związek z marksizmem? Oto kontekst wysiłku, który wyłonił się w trakcie długiej (i w dużym stopniu

daremnej) dyskusji Üeber Fragen der Logic, którą gościło na swych łamach od 1953 roku „Deutsche

Zeitschrift für Philosophie”

34

; uczestnikami tego wysiłku – daremnie mówić – była znikoma mniejszość,

szybko zagłuszona przez chaotyczny krzyk wieszczy reżymowych, która mimo wszystko pozostawiła

pewne ślady w kilku książkach.

Jak przebiegała ta dyskusja? Uczestnicy jej odwoływali się do Realopositions Kanta. Nie po to

jednak, żeby pokazywać, jak Luporini, to, co nie daje się w żaden sposób dowieść: czyli, że także w

opozycji realnej Kanta tkwi „zarodek dialektyki materialistycznej”, ale po to, żeby wykazać coś bardziej

fundamentalnego, że to, co „materialiści dialektyczni” przedstawiają jako sprzeczności w przyrodzie,

stanowi faktycznie przeciwstawność, czyli opozycje ohne Widerspruch; że więc marksizm może doskonale

zajmować się konfliktami i opozycjami obiektywnymi bez potrzeby tego wymuszonego deklarowania

wojny przeciwko zasadzie (nie-)sprzeczności i zerwania z nauką.

„Termin «sprzeczność» (Widerspruch) – rozpoczynał swoje wywody W. Harich (który później z

powodów politycznych został skazany na dziesięć lat więzienia) – jest u Hegla obciążony wieloznacznością

wynikającą z idealistycznego charakteru dialektyki heglowskiej. (...) Jeżeli weźmie się wyraz «sprzeczność»

w jego literalnym znaczeniu – i nie w innym niż go rozumie logika – to sprzeczności są wyłącznie związane

z sądami (Sache des Urteils), występują tylko w myśleniu i języku tych, którzy popadają w sprzeczności.

Jeżeli natomiast rozumie się przez sprzeczność coś innego niż w prostym i zwykłym znaczeniu tego

terminu, czyli konflikt (Widerstreit), walkę przeciwieństw, walkę między starym i nowym, opozycję między

dwoma stronami jednej rzeczy, to chodzi tu faktycznie o Realrepugnanza

35

.

Dla wzmocnienia stanowiska Haricha (ale także w celu sprostowania pewnych konfuzji i

niepewności powstałych w jego rozważaniach prawdopodobnie z oportunizmu politycznego) wystąpił P.

Link z Jeny artykułem znacznie krótszym, ale bardziej stanowczym i poprawnym. Po podkreśleniu

obiektywnego i materialistycznego charakteru zasady niesprzeczności oraz po polemice „z

powierzchownymi poglądami rozpowszechnionymi tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie co do istnienia

jakoby sprzeczności w rzeczywistości”

36

, co wymagałoby posłużenia się koniecznie „specjalną logiką

dialektyczną”, „wyższą niż logika potoczna i formalna”, także Link kończy na odwołaniu się do Kanta.

Zauważając na wstępie, że „Hegel obciążył termin «sprzeczność» poważnymi dwuznacznościami, które do

dziś pozostawiają swe ślady”, Link konkluduje, że „należałoby ostatecznie zaprzestać używania tego słowa

w powiązaniach, które faktycznie implikują coś całkowicie innego: to znaczy walką przeciwieństw oraz

wszystko to, co Kant nazywał Realrepugnanza i co nie ma nic wspólnego ze sprzecznością logiczną”

37

.

Nie ma tutaj możliwości zatrzymywania się nad innymi, bogatymi uwagami i implikacjami

sformułowanymi przez Linka w zakończeniu artykułu. W ścisłym związku z wcześniej poruszonymi

problemami zarysował historię argumentu ontologicznego, przypominając, w jaki sposób ten argument był

rekonstruowany i przywracany w życiu filozofii nowożytnej: „Descartes, Spinoza i w pewnym stopniu

Leibniz są to te nazwiska, które to robiły”. Natomiast „Hume był pierwszym filozofem w czasach

nowożytnych, który go zwalczał, czy też który co najmniej stworzył materiał do skutecznej walki z nim.

Kant rozwinął tę walkę, ale na gruncie teorii tak bardzo dyskusyjnej, że jego spadkobiercy mogli

podejmować tę osobliwą doktrynę jedynie w mniej czy bardziej zamaskowanej formie. Dopiero od Hegla

pojawiła się ona w sposób całkowicie jasny i otwarty”

38

.

Stanowisko zajęte przez wybitnego polskiego logika materialistycznego K. Ajdukiewicza (biorącego

także udział w dyskusji na łamach czasopisma niemieckiego) w książce Zarys logiki jest szczególnie

34

Obszerne przedstawienie tej dyskusji w: N. Marker, Le orgini della logica hegeliana, Milano 1961, ss. 120, 358-360 i nast.

35

W. Harich, w: „Deutsche Zeitschrift für Philosophie”, 1953, nr 1, s. 205.

36

P. F. Linke, w: „Deutsche Zeitschrift für Philosophie”, 1953, nr 2, s. 358. Twierdzeniu, że rzeczywistość jest niesprzeczna i

że więc nie istnieją sprzeczności w rzeczywistości, towarzyszy oczywiście uznanie, że w rzeczywistości są konflikty i

przeciwieństwa realne.

37

Tamże, s. 359.

38

Tamże.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 11 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

interesujące: „Zasada sprzeczności – pisze on – wyklucza, aby dwa zdania sprzeczne mogły być zarazem

prawdziwe. Tym samym wyklucza ona, aby w rzeczywistości mogły współistnieć sprzeczne stany rzeczy,

aby zarazem mogło jakoś być i tak właśnie nie być. Nie znaczy to jednak bynajmniej, jakoby zasada

sprzeczności zaprzeczała istnieniu w świecie sprzeczności rozumianych jako siły przeciwdziałające, jako

tendencje antagonistyczne. Akcja i reakcja, działanie i przeciwdziałanie nie pozostają do siebie w takim

stosunku, jak obecność i nieobecność czegoś: reakcja nie polega na braku akcji, a przeciwdziałanie – na

braku działania: przeciwnie, jeśli akcja czy działanie jest jakąś siłą, to reakcja czy też przeciwdziałanie jest

też siłą, a nie brakiem siły. Toteż czwarta zasada dialektyki, zasada jedności i walki przeciwieństw, która

głosi, że wszystkim przedmiotom i zjawiskom właściwe są wewnętrzne sprzeczności, których walka jest

motorem procesu ich rozwoju i postępu, nie popada wcale w konflikt z zasadą sprzeczności, albowiem owe

«wewnętrzne sprzeczności», o których mówi dialektyka, to nie sprzeczne stany rzeczy, z których jeden

polega na tym, że jakoś jest, a drugi na tym, że właśnie tak nie jest, ale owe «wewnętrzne sprzeczności» –

to zwalczające się wzajemnie tendencje, to działające w przeciwnym kierunku siły. W innym więc

znaczeniu rozumie czwarta zasada dialektyki, a w innym zasada sprzeczności termin «sprzeczność». Pozory

konfliktu pomiędzy czwartą zasadą dialektyki a zasadą sprzeczności mają więc swe źródło w

dwuznaczności terminu «sprzeczność»”

39

.

Proszę mi wybaczyć ten długi cytat, ale myślę, że uważny czytelnik dostrzegł zawartą w nim

doniosłość. Tutaj, poza tym, że kontynuuje się wysiłek w dyskusji na łamach „Deutsche Zeitschrift für

Philosophie”, posuwa się naprzód nowy element porządku politycznego, który posiada duże znaczenie. W

zasadniczej części swego wywodu Ajdukiewicz podkreśla to, co już zostało powiedziane przez Haricha i

lepiej przez Linka. Arystotelesowska zasada niesprzeczności nie zaprzecza istnieniu sprzeczności w

rzeczywistości, ale „pod warunkiem, że przez «sprzeczność» rozumie się antagonistyczne tendencje”, czyli

pod warunkiem, że przez „sprzeczność” nie rozumie się sprzeczności, ale przeciwstawność, nie-

sprzeczność, „opozycję realną” Kanta. Jest to tym bardziej prawdziwe, że wszystko to, co Ajdukiewicz

mówi słusznie o działaniu i przeciwdziałaniu, akcji i reakcji, jest prawie dosłownym powtórzeniem

wywodów Kanta o podniesieniu i upadku, o wzejściu i zmierzchu oraz w ogóle o tak zwanych wielkościach

negatywnych. „Upadek nie różni się od podniesienia – powiada Kant – tak, jak nie-A od A, ale przeciwnie,

jest on tak samo czymś pozytywnym, jak podniesienie”; „wielkości negatywne nie są zaprzeczeniami

wielkości”, czyli nie-wielkościami i stąd też nie-bytami, nie są niczym, ale są to wielkości pozytywne same

w sobie.

W tej kwestii wszystko jest postawione na swoim miejscu i nie istnieje żaden problem. Natomiast

taki problem powstaje, kiedy idziemy do przodu, do tego, co nazwałem elementem „politycznym”, czyli

kiedy – po powiedzeniu tego, co zostało powiedziane – Ajdukiewicz wyraża przekonanie, że jego wywody

są zgodne z tym, co nazywa dziwacznie czwartą zasadą dialektyki (Engels, jak wiemy, wymienia trzy),

czyli zasadą dialektyczną walki i jedności przeciwieństw. Chociaż w zakończeniu Ajdukiewicz podkreśla,

że w istocie chodzi tu o metaforyczne rozumienie „sprzeczności” (czyli nie jako sprzeczności, ale jako

niekontradyktoryjnej przeciwstawności), to jest oczywiste, że była to osobowość zbyt skrupulatna i

inteligentna, aby nie musiała ulec natręctwu „momentu” koncesji politycznej, jeśli nawet nie wie się, czy

dobrowolnie czy z namowy.

Należałoby się jeszcze zatrzymać nad innym echem dyskusji rozwiniętej na łamach tego czasopisma

filozoficznego, a mianowicie nad książką G. Klausa Einführung in die formale Logik. Uczynimy to bardzo

krótko. Z punktu widzenia problemów interesujących nas tutaj najważniejszymi czy znaczącymi

stwierdzeniami są następujące:

a) Ponowne podkreślenie charakteru obiektywnego, ontycznego (czy – jak mówi Klaus –

„ontologicznego”) arystotelesowskiej zasady niesprzeczności. „Na tej zasadzie – mówi Klaus – opiera się

fundamentalne prawo rzeczywistości i ono odbija się w naszym umyśle jako zasada wykluczająca

sprzeczność (vom ausgeschlossenen Widerspruch)”

40

.

39

K. Ajdukiewicz, Zarys logiki, Warszawa 1960, s. 76.

40

C. Klaus, Einführung in die formal Logik, Berlin 1959, s. 50.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 12 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

b) Powtórzenie oskarżenia przeciwko Heglowi, że obciążył dwuznacznością termin „sprzeczność”,

mieszając go z terminem „przeciwstawność”) jakkolwiek na następnych stronach Klaus nieco gmatwa tę

kwestię polemizując z poglądem zawartym w książce M. Aebi, Pouvoire de l'Esprit sur le Real)

41

.

c) Terminem „sprzeczność”, podobnie jak Ajdukiewicz, posługuje się w sensie polityczno-

metaforycznym

42

.

7

Zatrzymałem się trochę dłużej na wysiłku podjętym w dyskusji na łamach „Deutsche Zeitschrift für

Philosophie”, ponieważ w niektórych punktach zbiegał się on z wynikami, do których doszedł kilka lat

wcześniej i na własną rękę, w kulminacyjnym punkcie długiego, oryginalnego i biegnącego pod prąd

doświadczenia filozoficznego, Della Volpe w książce Logika jako nauka pozytywna.

Oprócz różnicy, która teraz nas nie interesuje, polegającej na zachowaniu przez Della Volpego

sprzeczności dialektycznej jako racjonalnego narzędzia służącego poznaniu opozycji obiektywnej czy

realnej, rzucają się w oczy zbieżne przesłanki z logikami polskimi i wschodnioniemieckimi. Należą do nich:

a) Żądanie przywrócenia arystotelesowskiej zasady determinacji, czyli charakteru „ścisłego” czy

niekontradyktoryjnego subjectum lub materialnej treści sądu.

b) Krytyka heglowskich procesów hipostazacyjnych, czyli spekulatywnej wymiany między

rozumem i materią, a stąd też pomieszania przez Hegla sprzeczności logicznej z przeciwstawnością

materialną czy opozycji-inkluzji z opozycją-ekskluzją jako przeciwstawnością wykluczających się

przeciwieństw (wymiana ta, jak to już widzieliśmy, polega – z jednej strony – na sprowadzeniu różnic

materialnych do różnic wewnętrznych Rozumu, czyli do momentu sprzeczności logiczno-dialektycznej, i

następnie – z drugiej strony – na ponownym potajemnym przywróceniu niesprzeczności materialnej, czyli

początkowo przekroczonej opozycji realnej w celu przedstawienia jej jako wyrazu czy sposobu istnienia

przeciwieństw, czyli sprzeczności lub tak usubstancjalizowanego Rozumu dialektycznego).

c) Żądanie przywrócenia elementów krytyki antyspekulatywnej, antymetafizycznej Kanta, a w

szczególności jego wprost kapitalnej krytyki Leibniza: żądanie przywrócenia – mówiąc dokładniej – tego,

co jeszcze dziś uchodzi za skandal i nieporozumienie, a co już w Materializmie a empiriokrytycyzmie

Lenin, który co prawda nie czytał Krytyki czystego rozumu, wyczuł (zob. cały rozdział „Krytyka kantyzmu

z lewa i z prawa”), że pod pewnymi względami „Kant jest materialistą”, czy co najmniej „zbliża się do

materializmu”.

Nie będę tutaj wspominał, ze względów patriotycznych i zresztą jest to już sprawa przebrzmiała,

uznania i powagi (i na przemian wymyślań i kpin bardziej czy mniej pobrzmiewających), z jaką dziewicze

niedorzeczności włoskiego marksizmu Croceańskiego (przeświadczenia, że z marksizmu mogą wyrastać

jedynie idee mające „ręce i nogi”) spotkały się w rozważaniach Della Volpego. W tym miejscu wystarczy

jednym słowem wspomnieć, że nawet Togliatti, zakasawszy rękawy, zabrał się ex abrupto (później zostawił

to na szczęście niedokończone) do badań nad stosunkiem Marksa do Hegla.

Natomiast nie od rzeczy będzie podkreślić, że prawie nikomu nie przyszło do głowy, iż do tego, co

wydawało się być wysiłkiem filozofa dziwacznego i zwróconego w przeszłość (wyobraźmy sobie –

ponowne zajmowanie się Arystotelesem i Kantem) został włączony problem najaktualniejszy i życiowo

doniosły, czyli problem stosunku marksizmu do nauki. Obowiązkowym krokiem było ugruntowanie zasady

niesprzeczności. Ale, żeby na nowo ugruntować tę zasadę, należało uwolnić ją od wszelkich

dwuznaczności, jakimi obciążył Hegel termin „sprzeczność” oraz zdać sobie sprawę z sensu dialektyki

idealistycznej. Della Volpe podjął i wykonał tę pracę, zapoczątkowując dzieło odbarykadowania starego i

obmurszałego diamatu, a ponieważ działo się to we Włoszech, a nie NRD, inni zatroszczyli się o

doprowadzenie go do samego końca.

41

Tamże, ss. 52-53.

42

Tamże, ss. 50-51, 54-55.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 13 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

O tym, jaki był wynik tej operacji, łatwo powiedzieć. W dużej części ulegało likwidacji filozoficzne

dzieło Engelsa i to nie ze wzglądu na jego znaczenie, ale ponieważ właśnie ono było źródłem diamatu, czyli

tej metafizycznej kosmogonii, prawdziwej i właściwej „powieści filozoficznej”, do jakiej był sprowadzany

marksizm (od epoki III Międzynarodówki), przy jednoczesnym sparaliżowaniu marksizmu jako

materializmu historycznego, jako ekonomiczno-politycznej analizy społeczeństwa i współczesnego świata.

I przechodząc do porządku nad kilkoma i to oderwanymi twierdzeniami mogącymi świadczyć, że również

Marks opowiadał się za „dialektyką materii”, nadawało się szczególną wartość temu naocznemu faktowi,

wielkiemu i niepodważalnemu, że Marks pozostawił Kapitał, Grundrisse, Teorię wartości dodatkowej, czyli

nie kosmogonię, ale analizę współczesnego kapitalizmu. Cały pozornie zawiły i dziwaczny wywód Della

Volpego o dialektyce, o sprzeczności i o przeciwieństwie zmierzał do ściśle określonego celu. Ponieważ to,

co diamatykier przedstawiał i przedstawia jako sprzeczność istniejącą w rzeczywistości, stanowi jedynie

przeciwstawność, czyli opozycję realną, a więc nie-sprzeczność, zatem marksizm może i nadal musi

zajmować się konfliktami i obiektywnymi opozycjami rzeczywistości. Ale z tego powodu nie może

domagać się dla siebie (a tym bardziej narzucać nauce) jakiejś własnej specjalnej logiki (dialektycznej),

różnej i przeciwnej tej logice, która wynika z istniejących nauk. A co więcej: marksizm może stale

zajmować się walkami i konfliktami obiektywnymi w przyrodzie i w społeczeństwie, posługując się

naukową logiką niesprzeczności, czy lepiej: będąc czy czyniąc sam siebie nauką.

Tego rodzaju rozważania stanowią podstawę Dellavolpijskiego określenia Marksa „Galileuszem

świata moralnego” (określenie sugestywne i wspaniałe, tylko chodzi o to, żeby było prawdziwe). W ten

sposób w nowoczesnym języku i z nadzwyczaj bogatymi odniesieniami historyczno-filozoficznymi doszło

do ponownego podjęcia dawnych i głębokich aspiracji marksizmu, które zostały już wyrażone przez

Engelsa nad grobem Marksa, przez Lenina w Co to są przyjaciele ludu, przez Hilferdinga w Kapitale

finansowym i później przez tysiące innych: aspiracji marksizmu do ukonstytuowania się jako założyciela

nauk społecznych, czyli nauki o społeczeństwie i to nauki nie w metaforycznym, ale ścisłym tego słowa

znaczeniu, nauki na modłę (chociaż o innych technikach) samych nauk przyrodniczych.

Wydawało się, że Hegel nie ma nic wspólnego z tym, co robi się w Kapitale. Konflikt między

kapitałem i pracą najemną jest po prostu Realoposition, czyli kontrastem odmiennych sił, które od czasów

Galileusza i Newtona były analizowane zgodnie z zasadą niesprzeczności. Jest to konflikt ostry i

zasadniczy, ale niemniej jednak (czy, co więcej, właśnie dlatego) nie daje się pomieszać ze sprzecznością

dialektyczną. W ten sposób doszło do tego, co Labriola – nie będąc za to oskarżony o pozytywizm – nazwał

„uprzyrodniczeniem” historii dokonanym przez marksizm. Pojawiło się tutaj pojęcie „formacji społeczno-

ekonomicznej”. Marks był uczonym, który analizował czy odtwarzał na drodze analizy takie gatunki

„nienaturalne” czy historyczne, które stanowią różne typy społeczne pojawiające się w toku dziejów

ludzkich.

I „zupełnie tak samo, jak idea transformizmu sprawdzona na dostatecznej liczbie faktów rozciąga

się na całą dziedzinę biologii, choćby w stosunku do poszczególnych gatunków zwierząt i roślin jeszcze nie

można było ustalić ściśle faktu ich transformacji”; właśnie „jak transformizm nie rości sobie bynajmniej

pretensji do wytłumaczenia «całej» historii powstawania gatunków, lecz tylko do powstawania metody tego

wytłumaczenia na poziomie naukowym, tak samo i materializm w historii nigdy nie pretendował do

wytłumaczenia wszystkiego, lecz tylko do wskazania «jedynie metody naukowej» wyjaśnienia historii”

43

.

Wraz z tym wszystkim – wraz z ideą marksizmu jako socjologii materialistycznej – na plan

pierwszy wysunęła się idea i zainteresowanie koncepcją uogólnień i powtarzalności naukowej w dziedzinie

historii (na ten temat, w tym czasie, również Luporini napisał artykuł, który wspomina się z przyjemnością).

Idea wzajemnego powiązania socjologii i historii właśnie w kategoriach, w których została sformułowana

kilka lat potem przez E. H. Carra, kiedy w pracy Sześć wykładów o historii pisał, że „twierdzić, iż

uogólnienia są czymś zewnętrznym wobec aktywności historii, jest głupotą, historia karmi się

43

W. I. Lenin, Co to są przyjaciele ludu..., Dzieła, t. 1, Warszawa 1950, s. 146.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 14 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

uogólnieniami” i „że im bardziej historia stawać się będzie socjologiczna, a socjologia historyczna, tym

lepiej będzie dla obu”

44

.

W ten to sposób instrument teoretyczny został odbudowany i naprawiony (w każdym razie

wydawało się): gotowy, żeby służyć ruchowi, który właśnie (śmierć Stalina i nade wszystko „Referat

niejawny”) zdążał, choć nie bez trudności i głębokich rozdarć, do radykalnej odnowy i tym samym

odzyskania nowej żywotności. Wydawało się, że nadchodzi wiosna świata. W rzeczywistości, i skromniej,

była to tylko wiosna niektórych z nas.

8

Dojrzewał powoli moment, w którym cały ten dyskurs musiał popaść w kryzys. Czytając i

ponownie odczytując Kapitał, a przede wszystkim pierwsze jego działy, które – jak przypuszczał sam

Marks – są bardzo trudne (i w pewnych punktach po prostu egzoteryczne), zacząłem rozumieć, że teoria

wartości była jednym i tym samym, co teoria alienacji i fetyszyzmu. „Praca abstrakcyjna” czy tworząca

„wartość” była tym samym, co praca wyalienowana

45

. W ten sposób silniej podjęte zostało to, co

wyczuwałem kilka lat wcześniej (na początku rozdz. VI mojego Wprowadzenia do Zeszytów

filozoficznych Lenina) i co nie mogło mi się ujawnić tak wyraźnie w ramach dyskursu Della Volpego, a

następnie to dopiero po uwolnieniu się od niego i odkryciu poza nim, że procesy hipostatyzacji,

substancjalizacji tego, co abstrakcyjne, odwrócenie podmiotu i predykatu itp. nie były dla Marksa tylko

zdefektowanymi metodami logiki Hegla wyjaśnienia rzeczywistości, ale tym, co Marks odkrywał (czy

sądził, że odkrywa – różnica mało istotna) w samej strukturze i sposobie funkcjonowania społeczeństwa

kapitalistycznego. W tym uświadomieniu było coś prawdziwego, co wydaje się mi niepodważalne: Della

Volpe nie zdawał sobie sprawy z teorii fetyszyzmu u Marksa. Nie dlatego naturalnie, że nie chciał, ale

dlatego, że teoria ta nie mogła znaleźć miejsca w przyjętym przez niego schemacie dyskursu. Niemniej

(pomimo okropnej nazwy, z której chętnie bym zrezygnował, jeżeli byłoby to możliwe) teoria ta jest istotna

w całym ekonomicznym dyskursie Marksa. Jak wskazuje na to, żeby już nie wymieniać innych, część VII

księgi III Teorii wartości dodatkowej, począwszy od paragrafu zatytułowanego Fetysz kapitału, teoria ta

stanowi element konstrukcji teorii kapitału, zysku, procentu i renty gruntowej.

„Forma dochodu i źródła dochodu wyrażają stosunki produkcji kapitalistycznej w najbardziej

sfetyszyzowanej formie. Jest to ich byt w takiej postaci, w jakiej występuje on na powierzchni zjawisk, w

oderwaniu od ukrytych powiązań i ogniw pośrednich. Tak więc ziemia staje się źródłem renty gruntowej,

kapitał – źródłem zysku, a praca – źródłem płacy roboczej”. Nie chodzi tu o to, że ekonomiści rozumieją

rzeczywistość na opak, ale o sposób, w jaki sama rzeczywistość przejawia się. Tym bardziej jest to

prawdziwe, że Marks natychmiast dodaje: „Wypaczona forma, w jakiej wyraża się rzeczywiste

zniekształcenie, znajduje naturalne odzwierciedlenie w wyobrażeniach agentów tego sposobu produkcji”.

„Procent jest tylko pewną częścią zysku, ustaloną pod szczególną nazwą, ale tu występuje on w charakterze

towaru właściwego kapitałowi jako takiemu, oddzielonemu od procesu produkcji, a za tym w charakterze

towaru zawdzięczającego swe powstanie samemu tytułowi własności do kapitału, samemu tytułowi

własności do pieniądza i towaru, w oderwaniu od stosunków, które tej własności nadają charakter własności

kapitalistycznej, nadają jej bowiem antagonistyczny stosunek do pracy”

46

. Także tutaj wywody te nie

dotyczą sposobu, w jaki rzeczy przedstawia Vulgaroekonomie, ale sposobu, w jaki jawi się sama

rzeczywistość kapitalistyczna. „Kompletne uprzedmiotowienie (Versachlichung: lepiej „reifikacja” – L.C.),

zniekształcenie i obłęd kapitału, jako kapitału przynoszącego zysk”

47

, jest tutaj przypisane przez Marksa –

44

E. H. Carr, Sei lezioni sulla storia, Torino 1966, ss. 71 i 73.

45

Ten punkt moich badań został podjęty i rozwinięty przez C. Napoleoniego we wprowadzeniu do pracy P. M. Sweezy’ego La

teoria dello sviluppo capitalistico (Torino 1970) oraz w nie mniej ważnej jego pracy Lezioni sul Capitolo sesto inedito di Marx

(Torino 1972). Całościowa rekonstrukcja tego przedsięwzięcia teoretycznego jest zawarta we wprowadzeniu C. Pannavaja do

pracy: C. Napoleoni, Ricardo und Marx, Frankfurt a. M., 1974, ss. 20-26.

46

K. Marks, Teorie wartości dodatkowej, cz. 3, Warszawa 1963. s. 527.

47

Tamże, s. 537.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 15 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

ten sposób widzenia może być kłopotliwy - rzeczywistości samego kapitału, a nie koncepcji formułowanej

przez ekonomistów. W istocie teza Marksa jest taka, że „w tym sposobie produkcji wszystko zjawia się

zniekształcone”

48

.

Ten sposób ujęcia rzeczy, który leży u podstaw samego pojęcia wartości, pieniądza, kapitału, nie ma

nic wspólnego ze sposobem widzenia ekonomii Smitha i Ricarda. U Ricarda pieniądz jest to brzęcząca

moneta. Natomiast, aby zrozumieć, czym jest on u Marksa, należy przeczytać rozdział o pieniądzu w

Grundrisse. Podczas gdy u Ricarda pieniądz jest miarą, u Marksa jawi się on jako wytwór alienacji („Bóg

towarów”): alienacja u Marksa jest pojmowana analogicznie jak u Feuerbacha, u którego z kolei jest

pojmowana analogicznie (pomimo odwrócenia) jak alienacja u Hegla. Cała dyskusja zainicjowana przez

Bortkiewicza i zakończona przez Strafa jest z tego wzglądu bezprzedmiotowa: Bortkiewicz przyjął, że

„pieniądz” u Marksa jest tym samym, co „pieniądz” u Ricarda. Być może z punktu widzenia ekonomisty

należy tak robić: jest to jednak bezsensowne w świetle rozumienia rzeczy przez Marksa.

Nie chcę dalej kontynuować tego wywodu, aby się nie rozwlekać. Z tego, co zostało powiedziane,

wynika, że istnieje dwóch Marksów. Z jednej strony jest Marks przedmów do Kapitału, który przedstawia

się jako kontynuator i nobilitator ekonomii politycznej jako nauki zapoczątkowanej przez Smitha i Ricarda.

Z drugiej strony jest Marks jako krytyk ekonomii politycznej (nie burżuazyjnej ekonomii politycznej, ale

ekonomii politycznej tout court), którą za pośrednictwem alienacji, nie znanej wcale ekonomistom,

powikłał (i zubożył) wywody Smitha i Ricarda. W pierwszym przypadku wywody ekonomiczno-naukowe

odnoszą się do rzeczywistości, która zostaje przedstawiona – tak jak ją ujmuje każda nauka – w sposób

pozytywny. Natomiast w drugim przypadku rzeczywistość jest rozpatrywana jako postawiona do góry

nogami, „stojąca na głowie”. Nie jest to rzeczywistość sic et semplicer, ale stanowi ona urzeczywistnienie

alienacji. Nie jest to rzeczywistość pozytywna, ale taka, którą należy burzyć i znieść.

Nie potrzeba chyba mówić, jak głęboka jest tutaj różnica. Z jednej strony ekonomia polityczna jako

nauka bada i odkrywa obiektywne prawa ekonomiczne (znane: „ekonomiczne prawa ruchu nowoczesnego

społeczeństwa”), które w zupełności są analogiczne do praw przyrodniczych, a które sam Marks nazywał w

przedmowie do KapitałuNaturgesetze. („W istocie rzeczy nie chodzi tu o wyższy lub niższy stopień

rozwoju antagonizmów społecznych, które mają swe źródła w naturalnych prawach produkcji

kapitalistycznej, ale o same tego rodzaju prawa, o tego rodzaju tendencje, które działają i urzeczywistniają

się z żelazną koniecznością”

49

). W istocie ekonomia polityczna postępuje tutaj tak samo jak nauki

przyrodnicze. „Prawa ekonomiczne, o których mówiła klasyczna ekonomia polityczna – pisze Dobb – były

prawami obiektywnymi, które w dziedzinie społecznej ściskają ludzi – niezależnie od tego, jakie były ich

świadome projekty i «niewidzialna ręka» królestwa prawa, podobnie jak królestwa determinizmu w

naukach przyrodniczych. Te prawa, te tendencje obiektywne istnieją albo nie istnieją: w tym ostatnim

wypadku tradycyjnie pojmowana ekonomia polityczna jest czystą iluzją”

50

.

Jednak te prawa przejawiające się materialnie czy obiektywnie są tylko sfetyszyzowanym

uprzedmiotowieniem ludzkich stosunków społecznych, które nie podlegają już kontroli samych ludzi. Nie

jest to przedmiotowość naturalna, ale wyalienowana. W tym miejscu Marks może napisać, że same

rozważania Ricarda o spadkowej stopie zysku są tylko przedstawieniami „w terminach czysto

ekonomicznych – tzn. z burżuazyjnego punktu widzenia, w granicach kapitalistycznego pojmowania

zjawisk, z punktu widzenia samej produkcji kapitalistycznej – granic tej produkcji, jej względnego

charakteru”

51

.

Można zauważyć, że właśnie rozważania powyżej rozwinięte uwalniają Della Volpego od krytyki,

której najpierw dokonałem. W jego interpretacji Marksa nie mieściła się teoria fetyszyzmu, ponieważ

próbował on odczytywać Marksa jako „uczonego”. Innymi słowy, powtórzyło się u niego to, co w całej

historii interpretacji Marksa wystąpiło już u Kautsky’ego, Hilferdinga, Lenina, Bucharina itp.: jeśli wyjdzie

48

Tamże, s. 531.

49

Tamże, s. 555.

50

M. H. Dobb, w: Dobb, Langes, Lernen, Teoria economica e economia socialista, Milano 1972, ss. 49-50.

51

K. Marks, Kapitał, t. 3, cz. 1, MED, t. 25, s. 393.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 16 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

się od oceny Marksa jako uczonego, niemożliwe jest odkrycie i dopuszczenie do głosu innych aspektów

jego myśli (także tak bardzo głęboko zakorzenionych w dziełach dojrzałych), które są związane z teorią

fetyszyzmu i alienacji. Nie przypadkowo zresztą Althusser, traktując tę teorię jako dziedzictwo

feuerbachowskie i młodzieńcze, znajdował ją z czasem nie tylko w Rękopisach z 1844 roku, ale we

wszystkich kolejnych dziełach Marksa, i był zmuszony do przesuwania daty coupure coraz bardziej do

przodu, tak że ostatecznym punktem ocalenia całego dzieła Marksa stało się tych kilka stron napisanych

przed śmiercią, które zostały wydane pod tytułem Uwagi na marginesie książki Adolfa Wagnera.

(Odwrócone potwierdzenie tego stanu rzeczy jest zbyt znane: Lukácsa Historia i świadomość klasowa,

Korscha Marksizm i filozofia i idąca ich tropem cała Szkoła Frankfurcka oparła się na teorii fetyszyzmu i

na interpretacji Marksa jako „krytyka ekonomii politycznej”. Wszyscy musieli zerwać wszelkie mosty z

tezą o marksizmie jako nauce).

Jednak w przypadku Della Volpego widoczne są ewidentne filologiczne i teoretyczne

ograniczoności jego lektury Marksa. Nie dostrzegając dwóch stron dzieła Marksa (stron przeciwnych i

sprzecznych, ale skądinąd nierozłącznych jedna od drugiej, dwoistość ta została sproblematyzowana,

chociaż nie jest łatwo spostrzec, z czego ona się składa), Della Volpe pozostawał pod wpływem aporii

oznaczającej historię interpretacji. Kiedy marksizm jest naukową teorią rozwoju społeczeństwa, to może

być co najwyżej „teorią krachu”, ale nie teorią rewolucji; natomiast kiedy jest teorią rewolucji, stanowi

tylko „krytykę ekonomii politycznej”, ryzykując popadnięcie w projekt utopijnej podmiotowości. Aporia ta

odzwierciedla się w dziele Della Volpego w postaci zasadniczej niepewności odnośnie natury marksizmu

jako nauki społecznej. O ile w Logice jako nauce pozytywnej natura ta wyraża się w tezie o tożsamości

między nauką o przyrodzie i nauką o społeczeństwie (tożsamości logicznej, jeśli nie technicznej), o tyle w

pismach następnych tożsamość ta została zniesiona (zob. np. pracę O dialektyce z 1962 roku), co

ostatecznie przypieczętowane zostało decyzją Della Volpego o zmianie tytułu jego fundamentalnego dzieła

(Logika jako nauka historyczna).

9

Obecnie ponownie podejmiemy główny wątek wywodu. Sprzeczności kapitalizmu – poczynając od

sprzeczności między kapitałem i pracą najemną, a kończąc na wszystkich pozostałych – nie są dla Marksa

opozycjami realnymi (jak, idąc za Della Volpem, także i ja sądziłem do wczoraj) tzn. opozycjami

obiektywnymi „bez sprzeczności”, ale sprzecznościami dialektycznymi w pełnym tego słowa znaczeniu.

Pozostało mi przede wszystkim udowodnienie tego twierdzenia. Następnie na podstawie tego, co zostanie

tutaj powiedziane, spróbuję wyciągnąć wnioski.

Teksty, których będę potrzebował tutaj, zawierają niektóre twierdzenia jednego z największych

rozstrzygnięć pozostawionych przez Marksa o teorii kryzysu (teorii, jak wiemy, nie dokończonej) z

końcowej części Księgi II Teorii wartości. Chodzi zwłaszcza o pojęcie możliwości (abstrakcyjnej) kryzysu,

które K. Marks przeciwstawia tak zwanemu „prawu zbytu” J. Milla i J. B. Saya, którzy negowali nawet

prostą możliwość. Natomiast według Marksa, jak wiemy, „możliwość” taka wyrasta już z prostego

oddzielenia towaru (T) i pieniądza (P). Gdy tylko pojawia się pieniądz, kupno i sprzedaż połączone w

bezpośredniej wymianie muszą się oddzielić tak w czasie, jak i przestrzeni. Polega to na tym, że

sprzedawca nie jest zmuszony do bezpośredniego kupowania ponownego ani też (przypuśćmy, że chce

zrobić to zaraz) do dokonania tego na tym samym rynku, na którym sprzedawał. Otóż to oddzielenie kupna

i sprzedaży, w czym zawiera się cyrkulacja czy metamorfoza towaru (T-P-T), tworzy – zdaniem Marksa –

pierwszą abstrakcyjną możliwość kryzysu. Abstrakcyjna w tym sensie, że kategorie towaru i pieniądza,

wspólne wszystkim prawie społeczeństwom przedkapitalistycznym, nie wystarczają z pewnością do tego,

żeby wyjaśnić kryzys będący zjawiskiem typowo współczesnym. Z drugiej strony jest to możliwość w tym

sensie, że aczkolwiek oddzielenie sprzedaży i kupna, towaru i pieniądza jest warunkiem koniecznym, który

może określać kryzys, ale nie stanowi warunku wystarczającego.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 17 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

Antycypowane tu sformułowania są obecne także na stronicach Księgi I Kapitału, szczególnie

skomplikowanej, stąd też ograniczymy się do zrelacjonowania i do pewnych wyjaśnień. „Nikt nie może

sprzedać, jeżeli ktoś inny nie kupi. Ale nikt natychmiast nie musi kupować dlatego tylko, że sam sprzedał.

Cyrkulacja obala czasowe, przestrzenne i indywidualne szranki wymiany produktów właśnie przez to, że

istniejącą tu bezpośrednią tożsamość zbywania produktu pracy z nabywaniem produktu cudzego

rozszczepia na przeciwieństwo sprzedaży i kupna. Fakt, że samodzielnie się sobie przeciwstawiające

procesy stanowią wewnętrzną jedność, oznacza zarazem, że ich wewnętrzna jedność porusza się w

zewnętrznych przeciwieństwach. Jeśli to zewnętrzne usamodzielnienie aktów wewnętrznie

niesamodzielnych, bo wzajemnie się uzupełniających, dojdzie do pewnego punktu, jedność daje gwałtownie

znać o sobie przez — kryzys. Immanentne towarowi przeciwieństwo (Gegensatz) wartości użytkowej i

wartości pracy prywatnej, która musi występować jako praca bezpośrednio społeczna, szczególnej pracy

konkretnej, która liczy się tylko jako praca abstrakcyjnie ogólna, przeciwieństwo między uosobieniem

przedmiotu i uprzedmiotowieniem (Versachlichung: lepiej reifikacją – L.C.) osoby – cała ta immanentna

sprzeczność (Widerspruch) osiąga swe rozwinięte formy ruchu w przeciwieństwach metamorfozy towaru.

Formy te zawierają więc możliwość kryzysu, ale tylko możliwość. Aby ta możliwość stała się

rzeczywistością, trzeba całego układu stosunków, które nie istnieją jeszcze wcale, póki rozpatrujemy tylko

prostą cyrkulację towarów”

52

.

Wszystkie więc sprzeczności kapitalistyczne są według Marksa rozwinięciem wewnętrznej

sprzeczności towaru między wartością użytkową i wartością, między pracą użyteczną, czyli indywidualną, i

abstrakcyjną pracą społeczną. Ta wewnętrzna sprzeczność towaru wyraża się w sprzeczności towaru (T) i

pieniądza (P). Sprzeczność towaru i pieniądza rozwija się swoją drogą w sprzeczności między kapitałem i

pracą najemną, czyli między posiadaczem pieniądza (P) i posiadaczem tego szczególnego towaru (T), jakim

jest siła robocza, której wartość użytkowa posiada właściwość bycia źródłem wartości i przeto samego

kapitału.

Ze względu na to, że towar i pieniądz, czyli byty, które posiadają rzeczywiste istnienie i które

istnieją jeden niezależnie od drugiego, są skrajnościami, biegunami przeciwieństwa, w ramach których

rozwija się „możliwość” kryzysu, jest oczywiste, że gdybyśmy zastosowali wywód (zob. paragraf 3)

Marksa z Kritik 1843 roku, wówczas musielibyśmy dojść do wniosku, że chodzi tu o skrajności realne, że

towar i pieniądz nie tylko „nie muszą posiadać między sobą zapośredniczenia”, ale „też nie potrzeba im

wcale pośredniczenia, gdyż są one sobie przeciwstawne ze swej istoty, nie mają one ze sobą nic wspólnego,

nie ciążą ku sobie wzajem, nie uzupełniają się wzajemnie”. I byłaby w istocie to ta konkluzja, którą

wyciągnąłem ostatecznie sam (w ślad za Della Volpem) odnośnie natury przeciwieństw kapitalistycznych.

Ale, jak teksty o kryzysie (co zobaczymy) pokazują to ab abundatiam, jest oczywiste, że konkluzja ta jest

fałszywa. Faktycznie cytowana stronica Kapitału pokazuje nam, że jeżeli jest prawdą, iż towar i pieniądz

nawet są „zewnętrznie niezależne”, to „wewnętrznie nie są niezależne, ponieważ wzajemnie się

uzupełniają”; tym bardziej jest prawdą, że gdy ich niezależność wykroczy poza pewien punkt, wówczas

„jedność daje gwałtownie znać o sobie poprzez kryzys”.

Wyobrażam już sobie, jak w tym momencie „materialiści dialektyczni” zacierają ręce z

zadowoleniem. Ale obawiam się, że także tym razem nie rozumują oni właściwie. Jeżeli faktycznie jest

prawdą, że u Marksa oddzielenie towaru i pieniądza jest dialektyczną sprzecznością przeciwieństw

wzajemnie się uzupełniających, i jeżeli jest też prawdą, że ta sprzeczność rozwija się między realnymi

przeciwieństwami, tj. niezależnymi od siebie (wydaje się to zgodne ze wszystkim, co dotychczas

utrzymywaliśmy), jest także prawdą, że realność tych skrajności jest szczególnego rodzaju.

W Teorii wartości dodatkowej Marks wyjaśnia, że „możliwość kryzysu” jest „możliwością tego, iż

należące do siebie, nierozłącznie ze sobą związane momenty oddzielają się od siebie, i dlatego ich

zjednoczenie dokonuje się w sposób gwałtowny, ich spójnia przewrócona zostaje w drodze gwałtu, który

zadaje się wzajemnej ich samodzielności”

53

.

52

K. Marks, Kapitał, t. 1, MED t. 23, s. 130.

53

K. Marks, Teorie wartości dodatkowej, cz. 2, MED, t. 26.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 18 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

Należy zauważyć: bieguny sprzeczności są niezależne, oddzielone – i zarazem nie-oddzielone,

unterennbar. Jeżeli są oddzielone, stają się rzeczywistością; jeśli jednak są nieoddzielone, to stają się

rzeczywiste, niezależne jeden od drugiego, chociaż nie są one takimi naprawdę. Nie będąc rzeczą, są one

faktami realnymi jak rzecz: zwięźle mówiąc są one produktem alienacji, są one same w sobie bytami

irrealnymi, jeśli nawet zreifikowanymi.

I ten właśnie wątek przebiega wszystkie stronice o kryzysie. „Gdyby jednak wymiana nastąpiła, to

jej momenty nie byłyby od siebie oddzielone”; stąd „możliwość kryzysu” jest „możliwością rozerwania i

oddzielenia się momentów, które uzupełniają się w sposób istotny (wesentlich sich eganzender

Momente)”

54

.

Należy jeszcze zauważyć: kryzys przychodzi, gdy momenty wymiany (towar i pieniądz, kupno i

sprzedaż) – będąc momentami „istotnie” powiązanymi, które wzajemnie się uzupełniają i które nie istnieją

jeden na zewnątrz drugiego – oddzielają się, zmierzając do tego, żeby być jeden bez drugiego, czyli do

stania się realnością niezależną; kryzys jest więc, gdy ich „wewnętrzna jedność” zostaje gwałtownie

przywrócona i ponownie potwierdza ona przez kryzys niepodzielność oddzielonych momentów.

Zaoszczędzimy czytelnikowi komentarza do innych ustępów. Wszystkie one powtarzają z niezbitą

jasnością ten sam wywód. Pozwolę sobie jedynie na zwięzłe pokazanie, dlaczego „materialista

dialektyczny” myli się srodze, kiedy usiłuje znaleźć potwierdzenie własnych tez w Marksowskiej teorii

sprzeczności kapitalistycznej. Otóż według materialisty dialektycznego sprzeczność jest wymogiem każdej i

wszelkiej rzeczywistości. Kardynalną zasadą jego są twierdzenia podane przez Hegla w Księdze II Nauki

Logiki: „Wszystkie rzeczy są same w sobie sprzeczne

55

, „coś jest więc żywe tylko o tyle, o ile zawiera w

sobie sprzeczność, o ile jest mianowicie tą siłą, która potrafi sprzeczność sobą ogarnąć i wytrzymać ją”

56

.

Z tych to przesłanek materializm dialektyczny wydobywa, jak już mówiłem, tezę, że

„rzeczywistość” i „sprzeczność dialektyczna” są to te same rzeczy, czyli są wzajemnie zamienialnymi

terminami i pojęciami. Według niego wszystko jest sprzecznością. Sprzecznością jest tak samo ruch

mechaniczny i komórka, działanie i przeciwdziałanie w fizyce, jak i stosunek między pracą najemną i

kapitałem; nie istnieją rzeczy czy realności, które nie zawierałyby w sobie sprzeczności.

W przypadku wywodu Marksa, którym obecnie się zajmowaliśmy, jest całkiem inaczej. Według

niego sprzeczność kapitalistyczna nie wynika z faktu, że kapitalizm jest „realnością”

57

. Przeciwnie:

kapitalizm jest dla Marksa sprzecznością, ponieważ jest to rzeczywistość odwrócona do góry nogami, tj.

„postawiona na głowie”. Krótko: podczas gdy według materializmu dialektycznego można stwierdzić z

aksjomatyczną pewnością i przed wszelką analizą, że każdy przedmiot, jak i wszystkie rzeczy wszechświata

charakteryzują się sprzecznością, to według Marksa sprzeczność jest specyficzną właściwością kapitalizmu,

cechą lub jakością, która indywidualizuje i wyodrębnia go nie tylko w stosunku do wszystkich innych form

społeczeństwa, ale także do wszystkich zjawisk kosmosu. „W takim społeczeństwie oddzielenie (Trennung)

występuje jako stosunek normalny. Zakłada się więc jego istnienie nawet tam, gdzie go faktycznie nie ma, i

jak to wyżej wykazaliśmy, so far słusznie: albowiem (w odróżnieniu na przykład od stosunków

starorzymskich lub norweskich, czy też amerykańskich na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych)

zespolenie występuje tu przypadkowo, a oddzielenie jako stan normalny, przeto stosunek oddzielenia

przyjmuje się za podstawę nawet wtedy, gdy jedna osoba łączy w sobie różne funkcje”

58

. Znowu: Trennung,

czyli podział czy oddzielenie tego, co jest nierozdzielne (untrennbar), to znaczy „momentów z istoty się

uzupełniających”, a które stają się jeden od drugiego niezależne. Przez to oddzielenie (Trennung czy

Zertrennung) następuje zniekształcenie czy odwrócenie do góry nogami: dlatego to, co jest istotne

(jedność), staje się akcydentalne, i odwrotnie, akcydentalne staje się normalne. Tutaj ściśle spajają się teoria

54

Tamże.

55

G. W. F. Hegel, Nauka logiki, t. 2, tłum. A. Landman, Warszawa 1968, s. 91.

56

Tamże, s. 94.

57

Natomiast jest tak u Lenina (Zeszyty filozoficzne, dz. cyt., s. 317), który stwierdza z całym spokojem, że „u Marksa

dialektyka społeczeństwa burżuazyjnego jest tylko szczególnym przypadkiem dialektyki ogólnej”.

58

K. Marks, Teorie wartości dodatkowej, cz. 1, MED, t. 26. ss. 473-474.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 19 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

fetyszyzmu czy alienacji kapitalistycznej i teoria sprzeczności: jawią się tylko jako różne sposoby

określania jednej i tej samej rzeczy. Jak to zresztą wynikało z cytowanej na początku tego paragrafu

stronicy Kapitału: gdzie istnieje sprzeczność zrodzona z faktu, że w kryzysie przeciwstawiają się jako

„zewnętrznie usamodzielnione” jeden od drugiego „dwa momenty, które wewnętrznie są niesamodzielne,

bo wzajemnie się uzupełniające”, powstaje zniekształcenie czy fetyszyzm, który wytwarza „uosobienie

przedmiotu” i „uprzedmiotowienie czy reifikację osoby”.

Tak więc teoria alienacji i teoria sprzeczności są jedną i tą samą teorią, która (możemy teraz

uzupełnić) obejmuje i zawiera sama w sobie teorię wartości, ponieważ sprzecznością, w gruncie rzeczy

(zob. ponownie stronicę Kapitału) stanowiącą początek wszystkiego, jest oddzielenie wewnątrz towaru

„wartości użytkowej i wartości pracy prywatnej, która musi zarazem występować jako praca bezpośrednio

społeczna, szczególnej pracy konkretnej, która zarazem liczy się tylko jako praca abstrakcyjnie ogólna”

59

.

Sprzeczność bierze się z faktu, że aspekt indywidualny i aspekt społeczny „wewnętrznie powiązane”

(ponieważ są aspektami pracy, w której to, co indywidualne spełnia się w tym, co społeczne) występują w

przedstawieniu i w egzystencji jako oddzielne jeden od drugiego: indywidualny aspekt pracy czy konkretny

w postaci „wartości użytkowej” towaru, natomiast aspekt społeczny, inna egzystencja jej szczegółowości –

oddzielona i przez to wyabstrahowana z tej pierwszej – w postaci „wartości” towaru.

Sprzeczność stanowi początek zarówno w samej przyrodzie, jak i społeczeństwie, gdzie, chociaż

żyjąc zrzeszone, jednostki są nie tylko podzielone i rywalizują jedna z drugą, ale właśnie dlatego, iż są

oddzielone jedna od drugiej, są także oddzielone od społeczeństwa, czyli od swego całościowego stosunku.

Tam bowiem, gdzie wszyscy są niezależni od siebie, wzajemne stosunki jednostkowe również stają się

niezależne od nich. To znaczy, że stosunki społeczne (społeczeństwo) nabywają swej własnej egzystencji,

oddzielonej czy samej w sobie, w pieniądzu i w kapitale. Dlatego właśnie, że jest to egzystencja

samodzielna, nie podlega kontroli ze strony tych samych ludzi, którzy te stosunki wytwarzają. Jednym

słowem jest to sprzeczność między indywiduum i rodzajem, przyrodą i kulturą podnoszona przez

wszystkich wielkich analityków burżuazyjnego „społeczeństwa obywatelskiego” osiemnastego wieku, od

Rousseau poprzez Kanta do Hegla, i która występuje (chociaż z głębokimi modyfikacjami) we wszystkich

dziełach Marksa. Społeczeństwo nowoczesne jest społeczeństwem podziału (alienacji, sprzeczności). To, co

niegdyś było jednością, teraz zostało rozerwane i oddzielone. „Pierwotna jedność” człowieka z przyrodą i

człowieka z człowiekiem pękła. Dla Marksa przedmiotem wyjaśnienia nie jest jedność, ponieważ jest ona

pierwotna i przez to „dana”, ale jest nim podział czy oddzielenie, które nastąpiło wraz z rozwojem w historii

kapitalizmu i „społeczeństwa obywatelskiego”. „Nie jedność żywych i czynnych ludzi z przyrodniczymi,

nieorganicznymi warunkami ich wymiany materii z przyrodą – a zatem zawłaszczenie przez nich przyrody

– wymaga wyjaśnienia, a zresztą jedność ta nie jest wynikiem procesu historycznego, lecz rozdział między

tymi nieorganicznymi warunkami bytowania ludzkiego a tym czynnym bytowaniem, tak jak on występuje

w pełni dopiero w stosunku między kapitałem a pracą najemną”

60

. „Człowiek odosobnia się dopiero –

dodaje Marks – w procesie historycznym. Pojawia się pierwotnie jako istota przynależna do gatunku, do

szczepu, jako zwierzę żyjące gromadnie (...) Sama wymiana jest głównym środkiem tego odosobnienia.

Czyni życie gromadne zbędnym i rozkłada je”

61

. I Marks konkluduje: „Treścią procesu historycznego było

rozdzielenie powiązanych dotąd elementów; jego rezultat nie polega więc na tym, że jeden z elementów

znika, lecz na tym, że każdy z nich występuje w stosunku negatywnym do drugiego: po jednej stronie

(potencjalnie) wolny robotnik, po drugiej (potencjalnie) kapitał. Tak samo odłączenie obiektywnych

warunków od klas przekształconych w wolnych robotników musi na przeciwległym biegunie wystąpić jako

usamodzielnienie się tych warunków”

62

.

Pierwotna jedność, która ulegała w dziejach stopniowemu pęknięciu i rozdzieleniu, osiągnęła swe

przeznaczenie ostateczne w kapitalizmie: a następnie, na gruncie nowych i bardziej rozwiniętych warunków

59

(Nie udało się nam odszukać tego fragmentu – przyp. red. nauk.)

60

K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1986, s. 383.

61

Tamże, s. 388.

62

Tamże, s. 395.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 20 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Lucio Colletti – Marksizm i dialektyka (1974 rok)

zostanie wyeliminowana sprzeczność między jednostką a gatunkiem, czyli przezwyciężone oddzielenie

człowieka od człowieka, tak jak i człowieka od przyrody. Ponownie zakwitł tu, jakkolwiek zmodyfikowany,

schemat filozofii historii Hegla. W tym właśnie ujawnia nam się drugie oblicze Marksa, obok oblicza

uczonego, naturalisty i empirysty.

Spróbujemy podsumować całe nasze rozumowanie:

a) Fundamentalną zasadą materializmu i nauki – jak to już widzieliśmy – jest zasada

niesprzeczności. Rzeczywistość nie zna sprzeczności dialektycznych, ale tylko opozycje realne, konflikty

sił, stosunki przeciwieństwa. Są to opozycje ohne Widerspruch, czyli nie-sprzeczności, a tym bardziej

sprzeczności dialektyczne.

Nie mogę wyrzec się tych twierdzeń, ponieważ stanowią one zasadę nauki. A nauka jest jedynym

sposobem poznawania rzeczywistości, jedynym sposobem poznawania świata. Nie może być dwóch form

(jakościowo różnych) poznania. Filozofia, która pretendowałaby do nadania sobie jakiegoś statusu różnego

od statusu nauki, byłaby filozofią budującą, a więc (ledwie zamaskowaną) religią.

b) Z drugiej strony, przeciwieństwa kapitalistyczne są dla Marksa sprzecznościami dialektycznymi,

a nie opozycjami realnymi.

Widzieliśmy, że to nie wystarcza do rehabilitacji diamatu. Kapitalizm jest – według Marksa –

sprzeczny nie dlatego, że jest realnością, i nie dlatego, że wszystko, co rzeczywiste, jest wewnętrznie

sprzeczne, ale dlatego, że jest rzeczywistością odwróconą na opak (alienacją, fetyszyzmem).

c) W każdym razie, jeśli to nie rehabilituje diamatu, trzeba przyznać, że potwierdza istnienie dwóch

oblicz Marksa: oblicza uczonego i oblicza filozofa.

Ograniczę się na razie do tych ustaleń. Nie przypisuję im żadnego konkluzywnego znaczenia. Nauki

społeczne nie znalazły jeszcze swego prawdziwego fundamentu. Stąd też nie potrafię powiedzieć, czy ta

dwoistość będzie istotna lub korzystna. Faktem pewnym jest to, że trzeba będzie zobaczyć, czy i jak te dwa

oblicza dadzą się ponownie połączyć. Zobaczyć to poważnie, a nie za pomocą jakichś werbalnych

wybiegów.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 21 -

www.skfm-uw.w.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Systemy teoretyczne socjologii naturalistycznej – pozytywizm, ewolucjonizm, marksizm, socjologizm pp
DIALEKT WIELKOPOLSKI
platon dialektyka
Kieleckie, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
SPISZ teksty, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
Deutsche Dialekte
Dialektologia
Marksizm mity i wypaczenia
Dialektyka relacji
Dialekte in Sachsen Anhalt
Hegla rekonstrukcja platonskiej dialektyki, Filozofia
SUWALSZCZYZNA, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
Dialekt mazowiecki, Język polski
DIALEKT MAŁOPOLSKI, Filologia polska UWM, Dialektologia
Marksizm praca filozofia
83 Co to jest materializm dialektyczny
Powitania a dialekty

więcej podobnych podstron