BENTE PEDERSEN
BEZ KORZENI
1
Byli w drodze od dawna, lecz nie zaszli daleko. Raija, wyczerpana torturami w
twierdzy Vardohus, opadała z sił po paru godzinach marszu.
Otwarte rany na ciele dziewczyny zrazu pokryły się twardą skorupą, która pękała przy
nagłym ruchu, by wraz z upływem czasu znowu się zabliźnić. Mimo to wciąż posuwali się w
ż
ółwim tempie. Noga Mikkala nie chciała się goić. Wyglądało na to, że na zawsze już
zostanie sztywna.
Starannie omijali ten temat w rozmowach.
Oboje wiedzieli, gdzie się znajdują. Krajobraz, monotonny dla niewprawnego oka,
budził w nich wspomnienia. Drogie, lecz nie chciane wspomnienia.
Od tygodni nie spotkali żywej duszy.
Byli sami, złączeni dręczącym oczekiwaniem na coś nieokreślonego.
Obawa, by się nie spłoszyć zbytnią natarczywością, kazała im trzymać się na dystans.
Fizycznie blisko siebie, żyli w oddaleniu. Co za ironia! Kiedy rozdzielały tych dwoje rozległe
północne płaskowyże, niewidzialna nić zdawała się łączyć ich mocniej.
Wędrowali, jedli wspólnie posiłek, kładli się razem na spoczynek. Mimo to nic ich nie
łączyło. Uciekając przed karzącą ręką sprawiedliwości, jednocześnie oddalali się od siebie,
skrywali głęboko uczucia.
Kolejny poranek nie różnił się niczym od poprzednich. Był ciepły, skąpany w
promieniach słońca. Powietrze rozbrzmiewało bzyczeniem owadów. Co raz jakiś ptak
wyciągał dziób ku niebu i oznajmiał, że bierze w panowanie swój skrawek głuszy.
Raija zwlekała z ruszeniem w drogę. Jeszcze nie była gotowa na spotkanie z tym, co
leżało o jeden dzień marszu od ich obozowiska.
Czy Mikkal uwierzy w wymówkę, którą sobie obmyśliła?
Czy zechce uwierzyć?
Czy równie mocno jak ona pragnie odwlec czas?
Raija odwróciła się plecami do Mikkala i zlustrowała blizny po oparzeniach na udach.
Mikkal widział je jeden raz, wtedy gdy razem z Reijo opatrywali dziewczynę.
Od tamtej chwili Raija skrywała je przed wzrokiem ukochanego mężczyzny. Wszak
pamiętał doskonałość jej ciała.
Nie była nawet w stanie znieść myśli o tym, jak by zareagował na ten widok.
Współczucia nie potrzebowała. Wszystkiego, tylko nie współczucia.
- Boli? - W głosie Mikkala pobrzmiewała troska. - Może przeznaczymy dzisiejszy
dzień na odpoczynek?
Raija wstrzymała oddech. Odnosiła wrażenie, że w pytaniu Mikkala czai się jakiś
podtekst.
- Czemu nie? - Usiłowała nadać odpowiedzi ton niefrasobliwy, ale bez powodzenia.
Mikkal zapewne to dostrzegł.
Opuściła skraj sukni i odwróciła się w jego stronę. Mikkal spojrzał na nią, a serce
dziewczyny przepełniło to samo uczucie jak tamtego dnia, kiedy zrozumiała, że ją kocha. W
Skibotn całą wieczność temu.
Mikkal poklepał się po chorej nodze.
- Mnie też przyda się chwila wytchnienia - uśmiechnął się krzywo. - Dużo wody
upłynęło od czasów, kiedy mogłem biegać z tobą w zawody po wrzosowiskach, Raiju...
Zajrzeli sobie w oczy.
Oboje wiedzieli o nieszczerości własnych słów i zachowań. Mieli ostatnią szansę, by
zbliżyć się do siebie.
- Chodzi o coś więcej? - Mikkal wyciągnął nóż zza pasa i zaczął dłubać w szczapie
drewna, którą wydobył z ogniska. Raiji przypomniało się, jak tym samym nożem wycinał dla
niej ptaszka w kawałku kości.
Ona pasła wtedy reny. I od tamtej chwili minęły całe wieki.
- Tak, Mikkal - odrzekła. - Jest coś więcej. Oboje się boimy.
Przerwał na chwilę zajęcie i skinął głową. Potem jego smukłe palce podjęły pracę.
Zawsze lubiła mu się przyglądać, podziwiać precyzję ruchów.
- Wiesz, gdzie jesteśmy? Raija potwierdziła.
- Niedaleko stąd cięłam turzycę.
- Pamiętasz kościanego ptaszka? - Mikkal zdawał się czytać w myślach ukochanej.
- Sądzisz, że zapomniałabym chwile, które znaczą dla mnie tak wiele, Mikkal?
- Wielkie nieba, już wtedy kochałem cię nieprzytomnie. - Uśmiechnął się do
wspomnień. - I czułem się nieprzyzwoicie, wszak byłaś jeszcze dzieckiem...
- A teraz?
- Wątpisz? - zdziwił się. - Nie jesteś pewna moich uczuć? Czy dałem ci powody do
zwątpienia?
- Dałeś - odrzekła. - Oboje dawaliśmy... Mikkal opuścił wzrok i westchnął.
- Znów masz rację. Nic to jednak nie znaczy wobec przyszłości. Co z nami będzie,
Raiju?
Przed tym pytaniem nie mogli uciec.
- Zawsze potrafiłeś snuć dalekosiężne plany, Mikkal. Czyżbyś utracił tę umiejętność?
- Nie drwij ze mnie - odrzekł rozczarowany. Raija splotła palce.
- Nie drwię. Bronię się. Czuję pustkę wokół siebie, nie mam już nic. Ty masz
wszystko, rodzinę, do której możesz wrócić...
- Nie wszystko...
- Ona czeka na ciebie, prawda? Twoja kobieta? Mikkal wytrzymał pytający wzrok
Raiji.
- Tak, czeka. Tylko że nic nas od dawna nie łączy, nie dopuściłem się podłości ani
zdrady wobec ciebie. Nie obiecywaliśmy sobie takiej wierności, czyż nie, dziecino?
Postępowałaś podobnie, Raiju, Kalle i Reijo to dwie strony tego samego medalu. Nie
wspominając o tym potworze, którego wzięłaś za męża... Nie pojmuję jedynie, co cię wiązało
z rosyjskim marynarzem. I co wznieciło ogień pożądania między tobą a Petrim...
- Więc dostrzegłeś i to?
- Ty umiesz się maskować - uśmiechnął się Mikkal. - On nie potrafi.
- Nadeszła chwila szczerości?
- Potrzebujemy jej oboje, nie sądzisz? - spytał Mikkal. Słaby uśmiech wciąż błądził
mu po wargach.
- Aleksiej był odbiciem mej duszy - zaczęła Raija. - Nie tak jak ty, Mikkal. My nie
jesteśmy podobni do siebie, przynajmniej nie w taki sposób. Aleksiej rozumiał jak ja, czuł jak
ja, przeżywał tak jak ja. Zupełnie jakbym zajrzała w głąb własnego serca.
- I to nazywasz miłością? - zdziwił się.
- Tak - odrzekła. - To szczególny rodzaj miłości...
Mikkal odwrócił wzrok i zaczął grzebać w palenisku. Z trudem opanował drżenie
warg, nie chciał wybuchem złości przerwać cienkiej nici porozumienia, którą zdołali
nawiązać.
- Mówisz o tylu rodzajach miłości, Raiju. Czy i nas łączy jakaś miłość?
- Nie jakaś, Mikkal, dobrze wiesz, co nas łączy. Nie wiem, jak nazwać tę miłość.
Wiem za to, co noszę w sercu. To jedyne uczucie, przed którym nie zdołam uciec. Którego
nie zdołam zapomnieć...
- Ja zawsze nazywałem je miłością - Mikkal poczuł się lekko urażony. - Może nie
potrafię dobierać słów jak ty... - Wstrzymał oddech i dodał z drżeniem: - A Petri?
Raija odgarnęła włosy z czoła. Długa grzywka była jedynym wspomnieniem ich
dawnej urody.
- Gdyby nie ty, zostałabym z Petrim do końca życia. Mikkal przełknął ślinę. Słowa
Raiji sprawiły mu ból. Wolałby usłyszeć, że Petriemu oddala ciało i nic więcej. Ubrał tę myśl
w słowa.
- Wiem - przyznała Raija - ale żądałeś szczerości. Brnijmy więc dalej... - zaczerpnęła
tchu: - Aleksanteri miał tylko moje ciało.
- On też?
- Cóż to zmienia? Mikkal jęknął bezsilnie.
- Chyba nie jestem aż tak wyrozumiały. Cierpię na myśl o tym, że ktoś inny trzymał
cię w ramionach. Choćby chodziło o Reijo, mojego serdecznego druha...
- A ty? - zdziwiła się. - Masz czyste sumienie? Sigga nie była jedyna. Znam cię
dobrze, nie udawaj cnotliwego.
- Tak, Sigga nie była jedyna. - Mikkal wbił nóż w kępki mchu pod stopami. - Ale
pamiętam tylko twarz Ingi. Pozostałe nic nie znaczyły. Krótkie spotkania, parę chwil w
ciemności, by zaspokoić potrzeby ciała. A później pustka, dotkliwsza po kolejnej ulotnej
miłostce. Porzucałem je, czując, jak wzbiera we mnie samotność. Jesteś dla mnie jak krew,
Raiju. Tamte mogą obdarować mnie jedynie ciałem. A wiem, że istnieje coś więcej, coś, co
daje mi pełnię szczęścia. - Spojrzał smutno na dziewczynę. - Nie mam czystego sumienia.
Może niektóre z nich robiły sobie jakieś nadzieje. Nie wiem. Nie pamiętam ich twarzy. Może
szeptały mi swoje imiona, ale ja nie pamiętam żadnych imion. Miałem więcej przygód niż ty,
moja miła, lecz znaczyły dla mnie znacznie mniej. Kochałaś Kallego i Reijo. Kochałaś
Rosjanina, Petriego...
- Nie czułabym takiej odrazy, gdybyś darzył tamte dziewczęta uczuciem - syknęła
Raija z pobladłą twarzą.
- Co masz na myśli? Nie rozumiem cię, Raiju.
- Trzymałeś je w ramionach, dawałeś im cząstkę siebie, Mikkal. Zrozumiałabym to,
gdyby znaczyły dla ciebie cokolwiek. Moje uczucia dla innych nie umniejszają miłości do
ciebie. Mierzi mnie myśl, że znajdujesz zaspokojenie u pierwszej lepszej...
- Może bardziej niż ty tęskniłem? - przerwał jej, nie podnosząc wzroku. - Twój dom
jest tam gdzie ty, ja tak nie potrafię. Nie mam twej woli przetrwania. Nie umiem żyć
marzeniami.
- Ja żyłam na przekór marzeniom - poprawiła go cichym głosem. - Żyłam, na swój
sposób szczęśliwa, wbrew marzeniom. Wbrew pewności, że gdzieś jesteś. Nie mogę karmić
się samą tęsknotą, zadowalam się tym, co odrobinę gorsze. To też jest szczęście, to też rodzaj
miłości. Nie kocham cię przez to mniej. Nie pojmujesz tej prostej prawdy?
Mikkal potrząsnął głową.
- Nie. Zawsze czułem się skalany, będąc z inną kobietą. Myślę, że robiłem to, by się
upodlić, by samego siebie ukarać. By się wstydzić... Tego pewnie ty nie potrafisz pojąć.
Tym razem Raija pokręciła przecząco głową.
- A Inga? - zapytała. Twarz Mikkala ściągnęła się.
- Żal mi jej - westchnął. - Ona mnie kocha.
- I wie o mnie? Potwierdził.
- Nic, co powiem lub uczynię, nie budzi w niej złości. Nie potrafi mnie znienawidzić,
trwa przy mnie...
- A ty nie masz serca jej odtrącić? - spytała Raija z czułością w glosie.
- Nie.
- Sprawiasz jej większą przykrość obelgami i drwinami...
- Więc sądzisz, że tak się zachowuję wobec niej?
- Wiem, że tak jest.
- I ja wiem. - Niecierpliwym ruchem wbił nóż w ziemię. - Myślisz, że nie zdaję sobie
sprawy z własnej podłości? Myślisz, że jestem dumny z moich postępków? Wiem jednak, że
Inga mnie nie opuści, nawet jeśli poproszę ją o to. Zostanie, chwytając się strzępków nadziei.
Jej błagalny wzrok doprowadza mnie do szaleństwa.
- Co będzie, gdy zobaczy nas razem? Mikkal zamknął oczy.
- Nie wiem, Raiju. Dlatego opóźniam marsz. To zależy ode mnie. I od ciebie... -
Zaczerpnął tchu i wyrzucił: - Od tego, co postanowimy. Wiesz, o czym mówię?
- Ja nie mam domu - Raija rozłożyła ramiona. - Nie mam nic, Mikkal. Tylko ciebie i
to, co do ciebie należy. Dla mnie sprawa jest prosta.
- Możesz sama wybrać chwilę, kiedy dotrzemy do obozowiska. Możemy zawrócić do
osady. Możemy zamieszkać razem lub osobno. Uszanuję każdy twój wybór, przecież nie
potrafiłbym nagiąć twej woli. Jeśli wybierzesz samotne życie, będę pomagać ci ze wszystkich
sil. Nie przyjmę innej kobiety do mojej jurty. Pozostanę twoim przyjacielem. Zawsze będę cię
kochać, ale nie zmuszę, byś przyjęła mą miłość, jeśli nie jesteś gotowa...
- Chyba nigdy nie będę mogła wrócić na fińskie i norweskie trakty...
- Może nie - odrzekł z powagą. - Oskarżono cię o ciężkie przewinienia. Ucieczką
ośmieszyłaś oprawców. Z pewnością nigdy nie zaprzestaną pościgu.
- Więc mówimy o całym przyszłym życiu. O naszej przyszłości.
Mikkal skinął głową.
- Tak. Myślałem o tym. To, co powiem, nie dotyczy jutra czy przyszłego lata. Dotyczy
całego życia.
- Bez błogosławieństwa...
- Czy ma to jakieś znaczenie? Ściągnęła usta.
- Nie dla mnie. Nie dla nas. Dzieci...
- Poślemy po nie, kiedy sprawa twojej ucieczki przycichnie.
Raija skinęła głową. To było możliwe.
- Wciąż się wahasz, bo szkoda ci tamtego życia? Tego, co może dać ci Reijo? Tego,
czego ja ci dać nie mogę, bo jestem Lapończykiem i żyję inaczej niż Norwegowie i wy,
Finowie?
Roześmiała się cicho.
- Tęskniłam za waszym światem od chwili, kiedy go opuściłam. Teraz jednak myśl o
powrocie mnie przeraża. Zwłaszcza myśl o powrocie na całe życie.
- Nie masz wyboru, miła - stwierdził Mikkal ze smutkiem w oczach. - Musisz tu
zostać. Zdecyduj tylko, czy masz dość odwagi, by dzielić życie ze mną, czy wolisz czekać
samotnie, aż miłość przyjdzie z innej strony...
Wzdrygnęła się na te słowa.
- Kopiesz leżącego, Mikkal.
- Bo się boję - bronił się Mikkal. - Śmiertelnie się boję, że mnie odtrącisz.
- A ja się lękam, że nie damy rady. Przez hardość i upór zaprzepaściliśmy już tyle
pięknych chwil.
- Teraz będzie inaczej - zapewnił ukochaną. - Mieliśmy dla siebie tylko krótkie chwile
i korzystaliśmy z nich zbyt łapczywie. Łatwo pobłądzić, jeśli chcesz odnaleźć raj w jeden
dzień.
- Najczęściej trafialiśmy do piekła - zasmuciła się. - Raniliśmy się, Mikkal...
- Zapomnijmy o tym.
- Potrafisz? Milczał dłuższą chwilę, zanim odrzekł stanowczo:
- Tak sądzę. Bardzo pragnę zapomnieć, Mały Kruku.
- Potrafisz zapanować nad gniewem, zazdrością...?
- Może. - Uśmiechnął się. Przez dym z ogniska niewyraźnie widziała jego twarz. - Nie
odmienisz mnie. Stałem się mężczyzną, żyjąc bez ciebie. Niełatwo wychować od nowa
dojrzałego człowieka. Uczynię jednak wszystko, by cię uszczęśliwić, Raiju. Daj mi szansę.
- Życie nauczyło mnie ostrożności. Nie mogę sobie pozwolić na kolejne
rozczarowanie, Mikkal. A już najmniej na to, byś ty stał się jego źródłem.
- Dlaczego?
- Dlatego, że zawsze byłeś moim marzeniem - odrzekła z zamglonym wzrokiem. -
Bohaterem ze snów, który dodawał mi sił w najgorszych chwilach życia. Wiedziałam, że
istnieje mężczyzna, który mnie rozumie, kocha i nigdy nie zawiedzie. Jeślibym teraz doznała
zawodu, straciłabym nawet marzenia. A bez marzeń nie mogłabym żyć.
- Powinnaś staranniej dobierać sobie bohaterów - uśmiechnął się blado.
- Nie dręczą cię wątpliwości? - zdziwiła się. Mikkal potrząsnął stanowczo głową.
- Dlaczego miałbym zwątpić w ciebie?
- Byli inni...
- Oni nie przywiodą mnie do zwątpienia. Wzbudzają zazdrość, przyznaję, moją duszę
przenika zazdrość o nich, ale nie zwątpiłem. Nie odeszłaś z żadnym z nich. Mogłaś ruszyć z
Petrim. W Finlandii nie dopadliby cię urzędnicy królewscy, nawet na myśl by im nie
przyszło, by was tam szukać. W gruncie rzeczy tutaj grozi ci większe niebezpieczeństwo.
- Petri jest żonaty - uśmiechnęła się Raija. Mikkal zbladł, ale uznał wnet, że Raija
ż
artuje, i odetchnął z ulgą.
- Nie strasz mnie!
- Nie mogłam żyć z nikim innym, Mikkal. Może z Reijo, ale dla niego jestem kulą u
nogi. Reijo potrzebuje innej kobiety. Takiej, którą mógłby obdarzyć prawdziwą miłością.
- Znalazł ją...
- Reijo nie jest taki jak ty - powiedziała stanowczo. - Znajdzie inną. Nikt w świecie
bardziej nie zasługuje na szczęście niż Reijo.
- A ja? - Mikkal poczuł się urażony. - A ty?
- My? Zasługujemy na siebie nawzajem. I tyle dostaniemy.
- To cała odpowiedź? Skinęła lekko głową.
- Innej nie mam, Mikkal. Zaryzykujmy. Przecież za tą chwilą tęskniliśmy całe życie?
Mikkal wyprostował się powoli, nie do końca świadomy tego, co się dzieje.
Nawet nie zauważył, że upuścił nóż. Patrzył na Raiję. Dziewczyna podniosła się z
takim samym ociąganiem. Obserwował, jak na jej twarzy rozkwita uśmiech, zaczyna się od
lekkiego drżenia w kącikach ust, by rozlać się po całej twarzy.
Przedtem dzieliło ich tysiące mil, wieki całe. Teraz parę kroków.
Tak niewiele trzeba, by je zrobić, a jednak zwlekali całymi tygodniami.
Stracili niewybaczalnie dużo czasu.
Najpierw spotkały się dłonie, splotły palce. Unieśli twarze ku niebu i zaśmiali się,
wypełniając przestrzeń wokół siebie radością.
Potem ich dłonie rozłączyły się, by opleść ukochane ramiona, szyję. Przywarli do
siebie, dając upust długo tłumionym uczuciom. Przestali udawać.
Raija wtuliła policzek w zagłębienie na szyi Mikkala, pożądliwie chłonąc zapach jego
ciała, zapach mężczyzny i dzikiej natury, włosów i rozgrzanej skóry. Tego wszystkiego, czym
był. Do czego tęskniła w każdej świadomej sekundzie życia, do czego biegła w wyobraźni
podczas nie kończących się dni w lochu czarownic.
Mikkal.
Jej miłość.
Wędrowali przez tyle tygodni, uciekając przed wyrokami prawa i oddalając się od
siebie.
Teraz się wszystko odmieni.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej nie będą dławić uczuć w sobie.
Suchymi wargami dotknęła pulsującej skóry na szyi Mikkala. Pocałunkami budziła
długo uśpiony ogień, po brzegi napełniała serce rozkoszą. Czuł tę rozkosz po same czubki
palców, które dotykały miękkiej krągłości ramion dziewczyny, kreśliły tajemne znaki miłości
na jej biodrach.
A ich miłość rosła, nie było w niej nic niszczącego. Rosła i piękniała...
- Wielkie nieba - szepnął jej łagodnie do ucha - jak ty to robisz, kobieto? Nic innego
się nie liczy, póki trzymasz mnie w ramionach. Nawet to, że nie mogę biegać i przez resztę
ż
ycia będę wlókł za sobą niesprawną nogę. Jeśli tylko mnie kochasz, całujesz... Czegóż
więcej mogę pragnąć?
Raija uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Ją też przepełniała zmysłowa rozkosz.
- Kocham cię - powiedziała z prostotą, wodząc palcem wskazującym po obrysie
twarzy Mikkala. - Tęsknię i żałuję, iż wcześniej tego nie dostrzegłam. Nie uciekniemy od
siebie. Zmarnowaliśmy tyle czasu, mój miły.
- Mały Kruku, Raiju, najdroższa moja - wychrypiał. W jego wzroku kryło się morze
czułości i ciepła. Twarz rozjaśniła się w uśmiechu, rysy złagodniały. Na powrót był
Mikkalem sprzed lat, który wierzył, że miłość wypełni mu całe życie.
Ż
e blask bijący od tej dziewczyny opromieni codzienność.
Wiara powróciła.
Przytulił Raiję do siebie. Słyszał bicie serc zespolonych w równym rytmie.
- Pamiętasz ten pierwszy raz? - spytał cicho. - Pamiętasz zawstydzenie? Niezdarność i
strach, że będzie nie tak?
- Ty się bałeś - poprawiła go. - Ja pragnęłam. Chciałam, byś to był ty.
- Teraz czuję się podobnie - przyznał, odsuwając Raiję na wyciągnięcie ramion. -
Niedoświadczony i głupi... - Schylił kark. - Boję się, że nie wytrzymam porównania z
tamtymi...
Delikatna dłoń ujęła go za podbródek i zmusiła, by uniósł głowę. Para ciemnych oczu
przyglądała się mu badawczo.
- Nikt nie jest taki jak ty, Mikkal. Z nikim nie może być tak dobrze jak z tobą. To nie
płomień, który rozpala się na ulotną chwilę. To prawdziwe i trwałe uczucie... - Uśmiechnęła
się słabo. - Chcę cię prosić o coś...
- O co?
- Przytul mnie - odrzekła. - Przytul mocno! I kochaj mnie, Mikkal! Trzeba mi tego
bardziej, niż możesz sobie wyobrazić!
2
Mikkal płakał.
Pożądał jej, tęsknił za fizycznym spełnieniem miłości.
Ciało Raiji nie było już ciałem młodziutkiej dziewczyny o jedwabistej skórze.
Nie tym samym ciałem, które kiedyś tulił i pieścił.
- Jak zdołałaś wytrzymać to wszystko? - pytał wzburzony. Wargami dotknął
stwardniałej blizny po oparzeniu. - Ile siły tkwi jeszcze w tobie, moja miła?
- Niewiele, Mikkal - szepnęła. - Nie dość, by przetrwać, jeśli mnie teraz odtrącisz...
Mikkal podniósł głowę i spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę. W oczach ukochanej
wyczytał bezbronność, jej czerwone wargi drżały. Zrozumiał, że jego łzy wyzwoliły strach,
który drzemał w niej od dawna.
Raija też się rozpłakała. Nie na wspomnienie strasznych cierpień, raczej z lęku, że
rany wzbudzą w nim odrazę.
Mikkal położył ciepłą dłoń na zapłakanym policzku Raiji. Dziewczyna chwyciła ją
pożądliwie i przycisnęła do twarzy.
- Więc sądzisz, że jestem małostkowy? - zdumiał się i zasmucił. - Nie znasz wagi
moich słów, Mały Kruku? Myślisz, że kilka blizn oszpeci cię w mych oczach?
Nic nie odpowiedziała. Łzy płynęły strumieniami.
- Przestałaś mnie kochać, ujrzawszy, że kuleję? Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się
przez łzy. Jakby promyk słońca przedarł się przez ścianę deszczu.
- Nie sądzisz, że darzę cię równie wielką miłością, Raiju? Myślisz, że kocham
oczami? - Nie dał jej czasu na odpowiedź. - Kochałbym cię, gdybyś chodziła przygięta do
ziemi i miała pryszcze na twarzy. Kochałbym cię pomimo zmarszczek, nawet gdybyś straciła
wzrok, słuch i zdolność chodzenia. Kochałbym cię nie za przymioty ciała.
Chłodna dłoń łagodnie wytarła łzy płynące po policzkach Mikkala.
- Więc skąd się biorą? - spytała Raija. - Dlaczego nie przestają płynąć?
Mikkal ucałował ją w oba policzki. Przytknął wargi do blizny na obnażonej piersi
Raiji.
- Dlatego - odrzekł ze ściśniętym gardłem - że przypominają o piekle, przez które
przeszłaś. I o mojej bezsilności.
- Będę musiała żyć z nimi - westchnęła. Przypominała teraz tę małą dziewczynkę,
która trzynaście lat wcześniej wpatrywała się bezradnie w plecy odchodzącego ojca. - Nie
pozbędę się blizn, Mikkal, nie wystarczy zamknąć powieki. Wspomnienia zblakną za jakiś
czas. Oszalałabym, gdybym musiała wciąż spoglądać wstecz. Trzeba żyć. - Zgięła szyję i
oparła głowę o czoło ukochanego. - Jeśli mnie pragniesz, musisz mnie wziąć z bliznami i
całym bagażem wspomnień...
- Nie potrafię żyć bez ciebie - wyszeptał - lecz jeszcze nie raz uronię łzę na widok
twoich ran.
- Od bólu można uciec. - Wzrok Raiji był poważny, ale dziewczyna nie patrzyła na
Mikkala. Jej spojrzenie uleciało z wiatrem, tam gdzie nikt nie mógł go wyśledzić.
I mówiła dalej, tonem głuchym i bezbarwnym, jakby bała się tchnąć uczucia w słowa.
Jakby bała się ich siły.
- Możesz wyzwolić ciało z władzy zmysłów. I żyć marzeniami...
- Nie umiem uciec od twego bólu - zaprzeczył. - Ja się nie liczę. Wytrzymam sporo,
zacisnę zęby. Lecz nie mogę znieść myśli o twoim cierpieniu. Najdroższa moja, to, że inni cię
ranili, przywodzi mnie do obłędu...
- Zapomnij. - Raija potrząsnęła głową. Mikkal uśmiechnął się mimo smutku. Nie
zdążył jeszcze przywyknąć do widoku jej twarzy nie okolonej bujnymi lokami.
W trakcie wędrówki poprawiła fryzurę. Ujrzawszy swe odbicie w spokojnej toni
jakiegoś jeziorka, wyrwała Mikkalowi nóż zza pasa i wyrównała krzywo obcięte kosmyki.
Upłynie jeszcze sporo czasu, zanim włosy spłyną długimi kaskadami.
- Nie myśl o tym, Mikkal! Bądź ze mną! Nie proszę o nic więcej. Kochaj mnie!
Głos Raiji brzmiał żałośnie i bezradnie. Jej oczy pociemniały, drżały usta.
Położyła dłonie na ramionach Mikkala i spojrzała nań wzrokiem osieroconego
dziecka, wydanego na pastwę nieznanego losu.
Poruszyła wargami, formowała słowa.
- Nie każ mi błagać, Mikkal.
Mikkal nigdy nie potrafił się oprzeć temu spojrzeniu, mieściło bowiem wszystko, co
uznawał za święte, czego pragnął, czego nie dostał.
Powiedziała „błagać”...?
Dobry Boże, to on gotów był paść na kolana i błagać o jej względy!
Przełknął łzy i przyciągnął dziewczynę do siebie. Czas nie zagoi wszystkich ran, nie
usunie blizn. Lecz kiedy trzymał ją w ramionach tak blisko, że mógł słyszeć bicie jej serca w
takt własnego oszalałego pulsu, liczyli się tylko oni i nieskończone niebo ponad głowami.
- Nie musisz błagać, kochana - powiedział głosem dławionym przez wzruszenie. -
Całe życie napełniałem serce miłością do ciebie. Wystarczy czerpać z niej...
- Więc czerp! - szepnęła, gorącym tchnieniem omiatając jego policzek.
Mikkal całował rany Raiji. Oczy wciąż zachodziły mu łzami na widok
sponiewieranego ciała ukochanej, ale tym razem były to łzy miłości.
Mikkal zamknął ją w ramionach i pociągnął na wrzosy i mchy. Płaskowyż sięgał aż po
horyzont i nic nie mogło skryć ich przed wzrokiem innych ludzi, ale na mile wokół nie było
ż
ywej duszy. Niebo ich nie potępiało. Siewka, krzycząca gdzieś w pobliżu, ich nie potępiała.
Wiatr nie chłostał, tylko pieścił życzliwie. Przyroda stała po stronie kochanków.
Mikkal zrzucił kurtę i wyzwolił Raiję z sukni, nie bez pomocy chętnych dłoni
dziewczyny.
Roześmieli się, kiedy jednocześnie sięgnęli do jego paska.
- Niecierpliwiłem się - uśmiechnął się wesoło, pozwalając jej dokończyć dzieła - ale
nie sądziłem, że i ty nie możesz się doczekać.
Raija zdarła z niego spodnie i buty. Nago klęczeli wśród porozrzucanych części
garderoby, tak blisko, że mogli się dotknąć. Lecz nie uczynili tego.
Pieścili się wzrokiem.
Samotne chwile poszły w niepamięć, wspomnienia zblakły. Żyli chwilą.
Raija bała się oddychać, zakłócić uroczystą ciszę. Pragnęła na całą wieczność
zachować ten moment nabrzmiały uczuciami, którym mieli dać upust.
A jednocześnie chciała krzyczeć z radości.
By niebiosa usłyszały, że zwyciężyła, nie dała się ukorzyć. Że miłość Mikkala nie
wygasła i że ona kocha go równie gorąco.
Ż
e jest szczęśliwa.
Bezgranicznie szczęśliwa.
Położyła się na piersi ukochanego, utonęła w jego silnych objęciach. Oparła policzek
na muskularnym ramieniu mężczyzny, wtuliła wargi w pulsującą skórę na szyi i nie mogła
powstrzymać łez. Tak bezradna i tak szczęśliwa.
Tylko z nim czuła się wolna i radosna, tylko przed nim mogła w pełni obnażyć duszę,
nie lękając się, iż straci coś z •własnej godności.
Mikkal rozumiał łzy, rozumiał pocałunki, którymi gwałtownie obsypała jego policzki,
i odpowiedział tym samym.
- Zawsze się spieszyliśmy - mruknęła, niechętnie odrywając wargi od warg kochanka.
Chciała czuć go każdym porem skóry, niczego nie pominąć, by znów gorzko nie żałować,
jeśli los miałby ich rozłączyć. - Zawsze się spieszyliśmy, Mikkal. Kradliśmy czas na krótkie
chwile miłości... nie mogliśmy się napawać kochaniem.
Odsunął się odrobinę, tyle tylko by wargami musnąć policzki i czoło dziewczyny.
Pieszczotliwie odsunął kosmyki włosów z twarzy ukochanej.
Jego miodowe oczy były samą łagodnością, kiedy powiedział:
- Tym razem mamy mnóstwo czasu, Mały Kruku. Dość, by w każdą sekundę tchnąć
uczucia. Nie musimy kraść. To nasz czas. Zasłużyliśmy nań za wszystkie cierpienia i
tęsknoty, za chwile zwątpienia, że tak może być. Za brak wiary, iż życie się odmieni. Zasłu-
ż
yliśmy na każdą sekundę szczęścia.
Raija zamrugała powiekami, by odgonić łzy, a Mikkal uczynił to samo. Jego głos
przenikało wzruszenie. W tym twardym, zgorzkniałym mężczyźnie kryły się niezwykłe
pokłady czułości. Kochała go nad życie, niecierpliwymi dłońmi przyciągnęła jego twarz ku
sobie.
- Nic nie mów, Mikkal - mruknęła niezrozumiale. - Daj mi to, na co zasłużyliśmy. I
mnie pozwól dawać...
Ręce przesuwały się w badawczym pląsie, pożądliwe dłonie wprawiały w drżenie
każdy skrawek skóry. Oboje pragnęli ofiarować sobie nawzajem jak najwięcej, utopić się w
morzu pieszczot.
Mieli przed sobą tyle czasu, a skończyli seans miłości, zanim się zaczął na dobre.
Tłumiona tęsknota okazała się zbyt silna. Bali się poruszyć, by nie zmyła ich fala
pożądania.
Mieli smakować każdą chwilę, a na jednej się skończyło.
Na jednej chwili pod niebieskim niebem.
Odnaleźli się i stali jednym ciałem. Ramiona Raiji zacisnęły się na szyi Mikkala, on
objął mocno jej talię.
Pocałunek trwał jeszcze, kiedy nadeszło spełnienie.
Raija poczuła, jak ciało kochanka wyprężyło się, drżąc. Nie zamknęła oczu. Nie
chciała skryć tego wspomnienia w cieniu przysłoniętych powiek.
Odbierała go każdą cząstką swego ciała, ale pragnęła więcej. Chciała zapamiętać
emocje, dźwięki, zapachy, wyraz twarzy Mikkala. Chciała zachować na zawsze widok jego
poszerzonych, pociemniałych źrenic, kiedy rozkosz pozbawiła go tchu. Zmarszczki wokół
oczu. Ściągnięte brwi, kiedy przymknął powieki i dał się ponieść cudownej, zmysłowej fali
spełnienia, którą znajdował tylko u niej.
Chciała zapamiętać kąciki ust kochanka, które uniosły się w uśmiechu, kiedy zabrakło
im sił do pocałunków.
Grzywkę, która przykleiła się do szerokiego, kanciastego czoła, czarniejszą niż
zwykle, bo zroszoną kropelkami potu.
Raija chciała pamiętać.
Wszystko.
Ostatnie pchnięcie w głąb jej ciała, kiedy stali się jednością. Wyraz szczęścia
wypisany w rysach kochanej twarzy...
I falę uniesienia, która odpływała. Wolno, jak drapieżny ptak na rozpostartych
skrzydłach, szukający nowej ofiary. Nie dlatego, że jest głodny, lecz że ma taką naturę.
Zamknęła oczy dopiero wtedy, kiedy skryła głowę na ramieniu Mikkala. Wsłuchała
się w ciszę, czując, jak leniwa ociężałość ogarnia ciało.
Zapomniała o własnej rozkoszy. Przeżyła ją, ale nie dała się jej ponieść, zbyt zajęta
obserwowaniem przeżyć ukochanego.
Taka szczodrość nie leżała w naturze Raiji. Przestraszyła się trochę, nie zwykła
usuwać się w cień.
Nie żałowała jednak ani sekundy...
- Co się stało? - Mikkal zsunął się w bok, nie puszczając jej z objęć. Leżeli ciasno
spleceni. - Byłaś ze mną, ale jakby w oddaleniu - dodał rozczarowany. Szorstkim palcem
gładził ledwie widoczną zmarszczkę na czole Raiji. W jego oczach niezwykłej barwy
dostrzegła cień smutku. - Miało być tak pięknie, Raiju. Mieliśmy się dzielić. Okazałem się
samolubny. Oddałaś mi się, Raiju, zapominając o sobie...
Raija wsparła się na łokciu i odwróciła twarz ku niemu z promiennym uśmiechem.
- To było piękne, Mikkal.
- Nie okłamuj mnie - przerwał jej z powagą. - Przecież umówiliśmy się, że nie
będziemy się okłamywać.
Skinęła głową. Szukała słów wyjaśnienia.
Jakie to trudne!
W myślach potrafiła wytłumaczyć mu wszystko. Za młodu rozumieli się bez słów, w
fantazjach zawsze zwracała się do Mikkala z dawnych lat. W rzeczywistości jednak nie mieli
czasu na rozmowy, na to, by się nauczyć czytać z uczynków i niedopowiedzeń.
- Chciałam... chciałam dać ci to, co najlepsze - zaczęła niezdarnie. - Chciałam ci się
przyglądać, Mikkal. Żeby poznać i tę stronę twojej natury...
Położył się na wrzosach. Odsunął się nieco od dziewczyny, tylko jedną dłonią
obejmując ją za kark i ramię. Wpatrywał się w niebo.
- Na to przyjdzie czas - wyrzekł ciężko. - Miało być pięknie. Na dobry początek. Nie
wierzysz w trwałość naszego związku? Wciąż się spieszysz?
Znów to znienawidzone słowo.
Raija pojęła, że jej tłumaczenia na nic się nie zdały.
Mikkal nic nie zrozumiał. Zawiodła go, zraniła, lecz w głębi duszy poczuła ukłucie
ż
alu. Nie tak miało być. Mikkal ze snów i marzeń zachowywał się inaczej.
Zmierzali w złym kierunku.
- Okaż cierpliwość - westchnęła i odwróciła od niego twarz, nie dbając, co o tym
pomyśli. Opadło ją zwątpienie.
Nie miała siły walczyć z Mikkalem, ze sobą, nie miała sił wciąż się tłumaczyć.
- Powiedziałeś, że trzeba ci czasu, by przyzwyczaić się do widoku moich blizn... -
Nabrała oddechu i zamknęła oczy. - I ja potrzebuję czasu. Mnie też to przerasta, jestem
okaleczona na ciele i na duszy. - Westchnęła gwałtownie i zadrżała. - Nie mówmy o tym,
Mikkal. Tyle powinno ci wystarczyć. Nie zmuszaj mnie do wyznań, dobrze?
Kątem oka dostrzegła, jak Mikkal poruszył nerwowo ustami. Był wrażliwym
człowiekiem, pod maską twardości skrywał morze uczuć, o które nikt by go nie podejrzewał.
Raija znała prawdziwą naturę Mikkala...
- Nie będę wymagał od ciebie więcej, niż możesz ofiarować - wydusił po dłuższym
milczeniu. Raija poczuła, jak napinają się mięśnie na jego przedramieniu. - Może zaczęliśmy
zbyt gwałtownie. Może powinniśmy dołączyć do moich, zanim rozerwiemy się na strzępy...
Raija usiadła. Nie była pewna, czy się z nim zgadza. Teraz nie miała ochoty na miłość.
Ani z Mikkalem, ani z nikim innym.
Ale wiedziała, że przyjdzie czas, że znów go będzie potrzebować.
I to wkrótce.
Jako kochanka, nie tylko najlepszego przyjaciela. Nie mogła traktować Mikkala
wyłącznie jako przyjaciela.
Potrafił zaspokoić wszystkie potrzeby, których zaspokojenia kobieta szuka u
mężczyzny.
I musiał dzielić się z nią każdą cząstką swego istnienia!
Raija pomyślała tak, ale nie powiedziała ani słowa.
Mikkal wstał i przeciągnął się, nie okazując zażenowania. Raija pochłaniała wzrokiem
każdy skrawek jego pięknie zbudowanego ciała.
Ubierał się odwrócony bokiem do dziewczyny.
Nie wiedziała, czy dlatego, by nie patrzeć na nią, czy może by ukryć rozczarowanie.
- Nie będę cię naciskał, Raiju - powiedział, jakby zapominając, że błagała go o to, by
ją kochał.
To ona uczyniła pierwszy krok...
- Zaczekam - dodał łagodnie. - Mnie też się to przyda. Dojrzeję... - Wzruszył
ramionami w geście zagubienia. - Tak długo czekaliśmy, tęskniliśmy... Dzień w tę, dzień w
tamtą stronę... I tak jesteśmy ze sobą...
Nie dokończył.
Raija chciała krzyknąć, ale nie zrobiła tego.
Przerzuciła koszulkę przez głowę, ze złością wciągnęła spodnie i zacisnęła je mocno w
talii. Zbyt mocno, ale nie popuściła.
Za pierwszą próbą krzywo zapięła bluzkę. Spódnicę założyła odwrotnie...
Wykonała te czynności dumnie wyprostowana.
- Więc dobrze - powiedziała spokojnym, bezbarwnym tonem.
Mikkal spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc. Między jego brwiami pojawiła się pionowa
zmarszczka.
Kapryśne dziewczę...
Nie sposób ganić kogoś, kto przeszedł przez piekło. Nie można otwierać ran dopiero
co zagojonych.
Położył ostrożnie dłoń na ramieniu Raiji. Spodziewał się, że odtrąci ją gniewnie.
Nic takiego nie nastąpiło.
Nie poruszyła się, jakby nie poczuła, że jej dotyka.
Obrócił ją ku sobie. Jego wzrok wyrażał zaniepokojenie.
- Co takiego uczyniłem? - spytał cicho, usiłując wyczytać odpowiedź z wyrazu twarzy
Raiji. - Powiedziałem coś niestosownego?
Spojrzeli na siebie przeciągle.
Nie dzieliła ich przepaść.
Raiji też zdarzało się mylić.
Na szczęście.
Złapała jego dłonie i przycisnęła je do piersi.
- Nie lekceważ mnie, Mikkal! Nie pozwalam! Nie chcę żyć z tobą, jeśli nie masz
ochoty wziąć mnie w ramiona. Wolę odejść.
Położył obie dłonie na jej policzkach.
- Miałem być troskliwy - westchnął. - Stawiamy sobie cele ponad siły...
- To nic, Mikkal. Skończmy z głupimi obietnicami.
Mikkal zgodził się całym sercem. Nie przyznał się jednak, że jest skonsternowany.
- Nie za każdym razem można znaleźć się w niebie - usiłowała przemówić mu do
rozsądku. - Ustaliliśmy, że trzeba nam czasu, zanim jeszcze doświadczyliśmy, jak silna
tęsknota w nas drzemie...
- Nie szukam nieba - odrzekł, uśmiechając się niewyraźnie. Tulił ją lekko,
zdecydowany nie popełnić kolejnego błędu. - Wystarczą mi drobne radości, jeśli tylko mogę
dzielić je z tobą. Jeśli tylko nie będziemy mieć przed sobą tajemnic.
Raija skinęła głową. Dzień znów nabrał urody. Wszystko zmieniało się tak szybko.
Może to przez dni spędzone w tym strasznym lochu? Tortury? Odmieniły ją, taka przedtem
nie była...
- Chcę dzielić z tobą tę chwilę - powiedział i pocałował ją. Delikatnie...
Potem odpiął guziki bluzki, ale nie po to, by dopełnić pieszczoty. Zapiął je ponownie,
tyle że we właściwy sposób.
- O takie drobne uczynki mi chodzi - uśmiechnął się. - Pragnę dzielić z tobą normalne
ż
ycie, Raiju. Nie tylko niebo i marzenia...
3
Nie sposób było dłużej skracać dziennych przemarszów, by odsunąć chwilę, której
oboje się bali. Znaleźli się tak blisko namiotów, że mogli ujrzeć je lada chwila. I sami zostać
zauważeni.
Mikkal zrzucił zawiniątko z własnymi rzeczami i rzeczami Raiji pod stopy. Minęło
wiele dni od chwili, kiedy ofiarował się nieść tobołek dziewczyny pod pretekstem, by ulżyć
jej w cierpieniach. Jakby chciał odzyskać tę cząstkę godności, którą utracił, odkąd stał się
kaleką.
Zatrzymali się na wzgórzu ponad obozowiskiem. Jak zwykle mieściło się w
zagłębieniu doliny, które chroniło jurty przed uderzeniami porywistego wiatru hulającego nad
płaskowyżem.
Mikkal chwycił dłoń Raiji i ścisnął ją. Zrozumiał bez słów, że dziewczyna potrzebuje
wsparcia.
Dzielił się z nią swą siłą.
Raija czuła się słaba i bezradna.
Stąd ją kiedyś odesłano. Po raz drugi w życiu ktoś zdecydował wbrew jej woli.
Przysunęła się bliżej Mikkala, oparła głowę na jego ramieniu. Byli razem.
Raija Alatalo nie ruszała samotnie na spotkanie wrogiego świata. Mikkal stal u jej
boku.
- Nie sądziłam, że znów ujrzę to miejsce - powiedziała cichym, drżącym głosem.
Mokrymi od łez oczyma spojrzała ku horyzontowi. - Myślałam o nim, fantazjowałam.
Marzyłam o nim, o tobie, o nas. Lecz nie myślałam, że zobaczę je ponownie.
Mikkal otoczył ją ramieniem, puszczając kij. Nie potrzebował go. Byli ze sobą,
wspierali się nawzajem.
Tworzyli wspólnotę, do której tęsknił przez te wszystkie trudne lata.
- Boisz się zejść do nich, Mały Kruku? - spytał łagodnie z ustami wtulonymi w jej
włosy. Dłonie splótł wokół talii dziewczyny i oparł podbródek na jej skroni.
Raija potrząsnęła głową.
- Nie. Nikt z nich nie wyrządził mi krzywdy. Poza twoim ojcem. Gdyby żył, nie
stalibyśmy tutaj.
Mikkal nie odpowiedział. Raija znów miała rację. Jego ojciec przekreślił szanse na ich
szczęście. Teraz nie mógł już stanąć im na drodze. Umarli nie mogą rozdzielić żywych.
- Co ona powie? - Raija odwróciła ku niemu twarz.
- Inga? - Mikkal zadrżał i schylił głowę. - Nie wiem.
- Nie chcesz o tym myśleć? - Raija nie spodziewała się odpowiedzi, znała ją.
Pogłaskała go po policzku jak matka, która próbuje dodać otuchy dziecku. - Mikkal, mój
mały! Tak bardzo nie chcesz krzywdzić innych ludzi, że w swej niezdarności to właśnie czy-
nisz. Nie masz pojęcia, jakimi drogami biegną myśli kobiety!
- Skąd miałbym wiedzieć? - spytał z lekkim rozdrażnieniem. - Przez większą część
ż
ycia mogłem jedynie marzyć o tobie. Nie było cię u mego boku, by mnie uczyć. Sigga nie
wtajemniczała mnie w swoje sprawy. Jesteś jedyną kobietą, która się mi zwierzała, ale spo-
tykaliśmy się jedynie na krótkie chwile. Sama wiesz najlepiej. - Nabrał powietrza i dorzucił: -
Może stąd bierze się moje niezrozumienie kobiecej natury.
Raija ze śmiechem poczochrała mu włosy, palcem wskazującym wygładziła
zmarszczki, które pojawiły się na jego czole.
- O nic cię nie oskarżam, Mikkal - odrzekła z zadziwiającym u niej spokojem i
cierpliwością.
Mikkal też się roześmiał i przyłożył policzek do jej policzka.
- Musisz okazać mi wiele wyrozumiałości - powiedział pokornie. - Nie jestem już tym
młodzieńcem, którego stawiałaś sobie za wzór. Nie jestem ani taki miły, ani taki cierpliwy jak
kiedyś. Zmieniłem się, może wbrew własnej woli, nieświadomie, ale tak się właśnie stało.
Teraz nie pragnę niczego innego, jak tylko sprostać twoim oczekiwaniom, Raiju.
Na ułamek sekundy zesztywniała w jego ramionach. Mikkal dostrzegł tę ledwie
uchwytną zmianę w zachowaniu dziewczyny, ale nie nadał jej żadnego znaczenia.
Raija miała na czubku języka ciętą uwagę, ale się powstrzymała. Mikkal formułował
słowa pod wpływem chwili, spontanicznie. Mikkal z marzeń i snów był silny i rozsądny.
Rzeczywistość raz jeszcze okazała się zdradliwa.
- To ciebie kocham - oznajmiła Raija, tak rozkładając akcenty, by pojął, ale Mikkal
nie zauważył podtekstu. - Nie chcę cię zmieniać. Pragnę stać się cząstką twego życia, nie
odmieniając go za bardzo. Nie musisz się zmieniać, by mnie zadowolić. Wtedy staniesz się
obcy.
- A ja wolałbym nie obnażać duszy przed tobą - mruknął zażenowany. - Bałbym się,
ż
e mną wzgardzisz, a tego bym nie zniósł. Nie mógłbym spojrzeć ci w oczy...
Raija popatrzyła nań z powagą.
- Sądzisz, że zdolna byłabym tobą wzgardzić? Wzruszył ramionami.
- Być może zdołałbyś wzbudzić we mnie nienawiść - ciągnęła - choć musiałbyś się
bardzo starać, mój miły, ale nigdy nie zasłużysz na wzgardę. Miłość łatwo zmienić w
nienawiść, znacznie trudniej obrócić w pogardę. Chyba nie rozumiesz, co do ciebie czuję?
- Staram się. - Mikkal przytulił ją mocniej. - Wciąż to sobie powtarzam. Wszystko jest
takie nowe, takie inne. Jesteśmy razem, razem kładziemy się spać, budzimy się obok siebie...
Wciąż nie mogę uwierzyć, że to szczęście trwać będzie wiecznie. Że to nie sen. Ja też
marzyłem, Raiju.
- Boisz się zejść do nich? - Raija wskazała jurty ruchem głowy. Słupy dymu wznosiły
się ku niebu. Dzień miał się ku wieczorowi. Byli tak niedaleko, że Raija rozróżniała sylwetki
ludzi.
Widzieli ich i zostali dostrzeżeni.
- Boisz się tak bardzo jak ja - stwierdziła. - Może bardziej. To twój lud, twoja rodzina.
Ailo pewnie przywiązał się do Ingi. Sądzisz, że mają ci za złe, iż odszedłeś z Reijo?
- Nie potrzebowali mnie - odrzekł gorzko Mikkal. Raija nie lubiła, kiedy przybierał
ten ton. - Kaleka nie na wiele się zda... - Miał inne argumenty, ale wiedział, że Raija i tak
przejrzy go na wylot. - Tak - przyznał niechętnie. - Boję się. Zawiodłem ich. Gnębią mnie
wyrzuty sumienia wobec Ailo. Chłopak pewnie nie pamięta własnego ojca. Nie wiem też, jak
to wytłumaczyć Indze. Nie obiecywałem jej niczego, ale przecież brałem, nie dając nic w
zamian. Czuję się podle, bo zrzuciłem wiele obowiązków na ich barki. Wykorzystałem ich na
tyle sposobów. Nie powiedzą tego głośno... ale starczy, że pomyślą.
- To nie tylko twoja wina, Mikkal. Zawsze musiałeś wybierać między nimi a mną... -
Raija westchnęła. Nie skończyła, ale oboje wiedzieli, co chciała powiedzieć. Mikkal dawno
już podjął decyzję. Trudną, to prawda, lecz od tamtej tragicznej pomyłki, kiedy to poślubił
Siggę, nie myślał o innej kobiecie, tylko o Raiji. Zawsze była najważniejsza.
Wcale nie musiał wybierać.
- Nikt nie będzie cię o nic oskarżać. - Mikkal uśmiechnął się i pogłaskał dziewczynę
po włosach. - Zresztą nie ma o co. Odpowiadam za własne czyny.
Podniósł kij i tobołki.
- Nie damy po sobie poznać, że się boimy, prawda? - skrzywił się i ruszył w dół.
Raija odrzuciła głowę. Wiatr pogłaskał ją po policzkach, potargał krótkie kosmyki.
Wyglądała teraz naprawdę jak nieopierzony mały kruk, który jeszcze nie rozwinął skrzydeł do
lotu.
A mimo to ją kochał. Była jego Małym Krukiem.
Nie można nienawidzić kogoś, kogo kocha się ponad życie.
Jakaś tajemna siła, z której istnienia Inga nie zdawała sobie dotąd sprawy, kazała jej
skierować wzrok na wzgórze. Dostrzegła dwoje ludzi złączonych uściskiem.
Od razu rozpoznała Mikkala. Kij i nierówny chód wyróżniały go spośród wędrowców,
zresztą Inga poznałaby go w każdych okolicznościach.
Opuścił ich bez słowa pożegnania. Nie poprosił jej, by została, nie obiecał, że wróci.
Inga wiedziała, dlaczego odszedł i czego szukał.
A właściwie kogo...
Znalazł ją.
Inga z trudem powstrzymała łzy, widok tych dwojga sprawił jej ból. Rozróżniała
postaci, wciąż jeszcze nie widziała twarzy. Na całe szczęście.
Wystarczyło zobaczyć, z jaką troską obejmował tę drobną dziewczynę.
Poruszał się inaczej. To nie był ten Mikkal, którego znała.
Ona go odmieniła.
Raija...
Byli pochłonięci rozmową.
Inga nie mogła oderwać od nich wzroku.
Cierpiała, kaleczyła własną duszę, ale nie mogła oderwać od nich wzroku.
Jego ręce kreśliły miękkie łuki w powietrzu. Pieściły. Pamiętała, z jaką brutalnością te
same dłonie traktowały jej ciało.
Jak mocno mogłaby pokochać tego mężczyznę! Tę stronę jego natury. Tyle że nigdy
jej nie odsłonił.
Reijo miał rację. Związku Mikkala z Raiją nie rozerwie żadna ludzka siła.
Nawet z tej odległości Inga dostrzegała, że tamtych dwoje łączy magia.
Wciąż trzymali się w objęciach.
Inga odwróciła się, łykając łzy.
Została z własnej woli. Wiedziała, że nie walczy z cieniem.
Otworzyła się przed nim, obnażyła, nie ukrywała uczuć.
Im pewniejszy był jej miłości, tym mniej dla niego znaczyła. Może dała mu zbyt
wiele?
Inga odrzuciła tę myśl. Wcale nie zamierzała się unicestwić, ale kochała do
szaleństwa.
W takim stanie trudno się opanować.
Mikkal o nic nie prosił.
Sama chciała, w swej naiwności wierząc, że przywiąże go do siebie.
A w istocie odpychała go gwałtownością uczucia.
Teraz wszystko się skończyło.
Ujrzała tę prawdę w całej jasności.
Nie zamierzała czepiać się wspomnień.
Raz po raz Mikkal poświęcał wszystko, by ruszyć na pomoc Raiji, gotów był dla niej
skoczyć w ogień.
Nawet Ailo odsuwał na drugi plan.
Związek tych dwojga opierał się na żarliwości, której Inga nigdy nie zdołałaby
zrozumieć.
Nie mogła stanąć im na drodze.
To było niebezpieczne.
Oczy piekły ją od łez, kiedy szybko spakowała swoje rzeczy i wyniosła z jurty
Mikkala, w której mieszkała podczas nieobecności mężczyzny. Opiekowała się Ailo jak
matka.
Mikkal nigdy jej o to nie prosił, ale Inga lubiła chłopca. Nie miała dzieci. No a Ailo
był synem Mikkala.
Ravna zdumiała się, kiedy Inga weszła do jej namiotu z całym swym dobytkiem.
- Co to znaczy? - spytała na swój zrównoważony sposób. Inga nigdy nie zwątpiła w
przywiązanie tej starej kobiety. Ravna powiedziała nawet kiedyś, że Mikkal powinien zostać
z nią. Że byłaby dla niego dobrą żoną.
Inga dobrze to zapamiętała. Wtedy słowa Ravny rozgrzały jej serce i nadal niosły
pociechę.
Mikkal kochał Raiję do szaleństwa, ale nawet jego matka uważała, że w Indze
znalazłby lepszą towarzyszkę życia.
- Twój syn wrócił - powiedziała Inga, nie patrząc na Ravnę. Bała się, że od wzroku
kobiety pęknie ta wątła tama, którą postawiła uczuciom.
Chciała zachować chociaż godność.
- Mikkal wrócił i nie jest sam - ciągnęła. - Z nią.
- Z Raiją?
Ravna puściła kawałek skóry, nad którym pracowała.
- Przyprowadził Raiję? - powtórzyła niedowierzająco.
Inga skinęła głową, wciąż nie patrząc na Ravnę. Pamiętała, że Ravna darzy tę
czarnowłosą dziewczynę uczuciem. Nie chciała zobaczyć błysku radości w oczach kobiety.
Wolała traktować ją jak sojuszniczkę.
- Czy ten chłopak oszalał?
Inga nie odpowiedziała. Usłyszała, że Ravna wstaje i wychodzi z namiotu.
I usłyszała, jak wraca po chwili.
- Masz rację, to oni - rzekła Ravna. - Bóg jeden wie, gdzie ją znalazł. Tak nie może
być, Ingo. Oni zawsze wracają do siebie. Nie wiem, dlaczego, ale się boję!
Zamilkły i usiadły, ukrywając się w półmroku namiotu.
Obie miały sporo do przemyślenia, obie przywołały wspomnienia z przeszłości.
Czekały.
Zbliżając się do obozowiska, Raija coraz wolniej stawiała kroki, jakby
powstrzymywała ją jakaś niewidzialna siła.
Gdyby mogła, ruszyłaby w dalszą wędrówkę z Mikkalem. Tylko we dwoje, unikając
towarzystwa ludzi, które zawsze oznaczało kłopoty.
Rozsądek podpowiadał jej jednak, że takie życie nie byłoby pełne.
- Znienawidzą mnie - mruknęła, ponaglana przez Mikkala.
Mikkal też poruszał się wolniej, ale w przeciwieństwie do dziewczyny coś ciągnęło go
ku namiotom. Tam była jego rodzina. Jego lud.
- Nikt nie darzy cię nienawiścią - powiedział z pełnym przekonaniem. Nie można
nienawidzić Raiji, jeśli poznało się ją bliżej. - Matka się ucieszy - dodał. - Ailo z pewnością
cię polubi.
Słowa Mikkala nie dodały Raiji otuchy, ale zmusiła się, by w nie uwierzyć.
A życie pewnie znów da jej po głowie.
Mikkal bez trudu odnalazł drogę do namiotu matki. Odrzucił płachtę ruchem ręki i
wskazał Raiji drogę do środka.
Raija stanęła. Pobladłe wargi dziewczyny zacisnęły się w wąską kreseczkę. Zajrzała w
półmrok namiotu i dostrzegła, że Ravna nie jest sama.
Powoli potrząsnęła głową, napotkawszy pytający wzrok Mikkala.
Nie pomyślał.
On wracał do swoich.
W pojęciu Mikkala Raija zawsze należała do jego ludu. Ona jednak dawno już utraciła
poczucie przynależności do Lapończyków.
Dla nich też była obca.
Mikkal zrozumiał swój błąd i jego twarz ściągnęła się. Nie miał zamiaru jej
zawstydzać. Wzrokiem poprosił ją o wybaczenie, nie było czasu na słowa.
Raija skinęła lekko głową i uśmiechnęła się. Pojął, że odpuszcza mu jego
bezmyślność.
Wszedł pierwszy do namiotu.
Nie było go długo. Za długo. Tę prawdę wyczytał od razu z twarzy Ravny. Matka nie
przyzna się do tego, ale syn zrozumiał wszystko bez słów.
Nie odważył się spojrzeć na Ingę, choć domyślał się, że ukrywa się gdzieś w mroku.
Zobaczył jej cień, przekroczywszy próg jurty.
Ailo poszukał schronienia u Ravny.
Ramiona babki były najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. To, że wrócił ojciec, nie
miało wielkiego znaczenia.
Długo nie wracał, Ailo przestał wierzyć, że ujrzy go ponownie, i płakał.
Nikt o tym nie wiedział, że płakał. Ojciec też się nigdy nie dowie.
Gotów by powiedzieć, że nigdy nie zostanie mężczyzną. Płaczą tylko baby.
Tata też raz płakał, ale wtedy bardzo cierpiał. Po tym, jak dopadł go ten straszny
niedźwiedź, o którym Ailo nawet bał się pomyśleć. Wyrzucił go z pamięci, potwór pojawiał
się tylko czasami w snach chłopca.
Poza tym tata nigdy nie lał łez.
Może z jego winy wyjechał? Może Ailo uczynił coś złego?
Nie chciał znów popełnić błędu, nie chciał ponownie stracić ojca.
Dlatego siedział cichutko na kolanach babki i nie przeszkadzał.
Może teraz tata zostanie.
Patrzcie, Inga uczyniła dokładnie to samo. Stała nieruchomo, nie patrząc na tatę.
Pewnie bała się, że tata przez nią ich opuścił.
Ailo chciał powiedzieć Indze, by się nie bała. To wszystko jego wina...
Ale Inga gapiła się tylko na tę dziwną panią, którą przyprowadził tata.
Ailo nie był pewien, czy ta pani mu się podoba.
Babka ją znała.
Powiedziała do niej „Raiju, dziecko moje”. Choć ta pani była całkiem dorosła.
Ailo wydawało się, że ta pani jest chora. I zrobiło się mu jej żal. Ale tylko troszkę.
Nie podobało mu się, że tato stoi tak blisko niej, jakby chciał ją przed czymś obronić.
Jakby zupełnie zapomniał o Ailo. Jakby tylko ją otaczał opieką.
Nawet objął ją ramieniem.
Ailo dostrzegł, że to nie spodobało się Indze, jemu więc też nie. Inga jest miła.
Cichym głosem Mikkal opowiedział o przeżyciach Raiji w twierdzy Vardohus.
Nie używał wielkich słów, ale wzbudził współczucie u obu kobiet. Nawet u Ingi.
Nie sądziła, że stać ją na współczucie wobec rywalki, ale nie mogła się opanować.
Wszak była człowiekiem.
Mikkal opowiedział o ucieczce.
- Nie mieliśmy wyboru - zakończył, szukając wzroku matki. - Musieliśmy tu przyjść.
To dla Raiji jedyna szansa ocalenia.
Ravna westchnęła.
Przepełniała ją litość dla Raiji. Nie pochwalała związku syna z dziewczyną z
Tornedalen, ale lubiła Raiję. Była dla niej jak córka, a przecież kocha się własne dzieci
niezależnie od tego, jak postępują.
- Biedaczko - zaczęła łagodnie - jakżeś się w to wplątała? Nie dość ci zwykłych
kłopotów? Jaka to siła ściąga na ciebie wszystkie nieszczęścia tego świata?
Raija siedziała skulona u boku Mikkala. Przechyliła na bok głowę i bez wahania
spojrzała Ravnie prosto w oczy.
- Nie wiem, matko - westchnęła szczerze. - Nie wiem. Po prostu tak się dzieje.
- Jak Mikkal cię odnalazł?
- Tak wyszło - powtórzyła, rzucając Mikkalowi ukradkowe spojrzenie i dając
kobietom do zrozumienia, co ją z nim łączy. - Jest między nami jakaś więź. Pomimo
wszystko.
Ravna zrezygnowała. Nie sposób walczyć z tą tajemną mocą.
Pehr próbował, na próżno.
Wtedy pragnęła ich związku, teraz nie była już taka pewna.
Nie potrafiłaby jednak ich rozdzielić.
- Minie sporo czasu, zanim będziesz mogła wrócić do swoich - powiedziała poważnie.
- Obawiam się, że tu też nie jesteś całkiem bezpieczna.
- Bardziej niż gdziekolwiek indziej - odrzekła Raija. - Będę wdzięczna, jeśli
pozwolicie mi zostać.
A więc nie była tego pewna, pomyślała Ravna i poczuła ukłucie żalu.
Dziewczyna wciąż nosiła zadrę w sercu, ale nikt nie mógł zarzucić jej braku dobrego
wychowania.
- Chcę wrócić - dokończyła Raija. - Mam do czego wrócić.
Ravna domyśliła się.
- Dzieci zostały z Reijo? Raija skinęła głową.
- Powiedział, że tak będzie najlepiej. Ravna musiała przyznać Reijo rację. Nie wolno
narażać dzieci bez potrzeby.
U Reijo jest im jak u Pana Boga za piecem. To dobry chłopak.
Przeniosła wzrok na Mikkala. Musiała powiedzieć najważniejsze, a nie chciała zranić
nikogo.
- Rozumiesz chyba, że Inga zostanie? Mikkal przełknął ślinę. Dopiero teraz odważył
się spojrzeć na dziewczynę, która cały czas pozostawała w cieniu.
- Inga wiele dla mnie znaczy - ciągnęła Ravna. - Zostanie z nami.
- Nawet mi na myśl nie przyszło, by ją... oddalić - wychrypiał Mikkal.
Głos Raiji zabrzmiał piskliwe, ale zdołała nad nim zapanować:
- Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz, Ingo. - Nie prosiłam, by czuć to, co czuję.
Tak po prostu jest.
Inga schyliła głowę.
Nie mogła nic przeciwstawić tej kobiecie.
Nawet nienawiści.
4
Raija wyniosła wszystkie skóry z jurty Mikkala i przetrzepała je solidnie.
W ten sposób dała ujście uczuciom.
Nikt nie okazał jej niechęci, ale Raija czuła, że coś wisi w powietrzu.
Inga stała się jedną z nich, traktowali ją niemal jak krewną w nadziei, że Mikkal
połączy z nią swój los.
Raija zniszczyła wszystko.
Historia zatoczyła koło.
Niewielu pamiętało, że fińska dziewczyna żyła kiedyś wśród nich. Minęło sporo lat,
była wtedy jeszcze dzieckiem. Nikomu, oprócz Mikkala, nie zapadła w pamięć. Nie mogli
pojąć, dlaczego tych dwoje połączyła taka silna więź.
Nie odtrącili jej, ale też nie przygarnęli do serca.
Znów była obca.
Nawet w Ravnie nie znalazła oparcia.
Został jej tylko Mikkal.
Kazała mu wrócić do namiotu matki.
Wtedy razem go opuścili.
Sami.
Kiedy Mikkal chciał wziąć Ailo na ręce, chłopiec ukrył twarz w fałdach babcinej
sukni i zaprotestował krzykiem.
To musiało zaboleć. Mikkal nic nie powiedział, ale Raija widziała wyraźnie, że
zachowanie chłopca raniło mu serce. Znała to uczucie.
Zdążyła poznać jego gorzki smak, Maja odtrącała ją wszak tyle razy...
Maja...
Knut. Elise. Ida...
Raija zamknęła oczy na dłuższą chwilę.
Boże, czy musi tak cierpieć?
Czy tęsknota nie może przybrać łagodniejszej formy? Czy zawsze musi być tak
bezgraniczna, otwierać się w niej przepastną głębią, w której toną wspomnienia o ukochanych
osobach?
Usta jej zadrżały, zagryzła dolną wargę tak mocno, że poczuła smak krwi.
Ale nie rozpłakała się.
Jeszcze raz opanowała łzy.
Nie zawsze tak było. Czasami musiała zgiąć kark i oddać się łkaniu i wspomnieniom,
nieskończonemu strumieniowi obrazków z życia jej dzieci.
Takie chwile zdarzały się jednak coraz rzadziej. Nauczyła się regulować oddech,
napełniać płuca czystym powietrzem, a rozum przywoływać do rzeczywistości.
Wiedziała, które myśli stłumić, by obrazy się nie pojawiały.
Wiedziała, jak mocno wbić paznokcie w skórę dłoni, jak silnie zagryźć wargę, by
bólem fizycznym zagłuszyć wspomnienia.
Raija czyniła postępy.
Kiedyś być może nauczy się, jak z tym żyć.
Kończyła pracę, kiedy zjawił się Mikkal. Z uśmiechem rozbawienia wskazał na stertę
skór.
- Wielkie porządki? Gdybym nie znał cię tak dobrze, uznałbym, że wybrałaś dziwny
moment na sprzątanie...
- Lubię kłaść się na czystym posłaniu - oświadczyła stanowczo.
- Wyniosłaś wszystkie derki. Niemiła ci chyba myśl, iż spała kiedyś na nich inna
kobieta...
Raija nie odpowiedziała, tylko z większą zaciętością biła w skóry. Mikkal zawsze
potrafił dostrzec w niej to, co starała się ukryć.
- Wytrzepiesz z nich najmniejszy ślad i zapach Ingi - dodał. Zbliżył się,
zdecydowanym ruchem odebrał Raiji skórę renifera i chwycił dziewczynę za ramiona. - Inga
wyniosła się z tej jurty - szepnął. - I nie wróci. Nic tutaj do niej nie należy.
- Nie lubię przejmować po obcych. Słowa Raiji potoczyły się jak kamienie. Mikkal
odsunął ją na odległość ramion. Przyjrzał się badawczo ukochanej, wciąż uśmiechając się
kącikiem ust, ale z powagą we wzroku.
- Wiesz, że te słowa świadczą o pewnym podłym uczuciu, które i mnie czasami
prześladuje? - spytał łagodnie. - Nazywasz je zazdrością i twierdzisz, że nigdy nie dałaś mu
przystępu...
Raija spuściła oczy. Poczuła się niewypowiedzianie głupio.
Mikkal miał rację. Usiłowała zatrzeć ślady po Indze.
- Nie jestem przyzwyczajona do tego - powiedziała cicho - by zajmować miejsce po
innej kobiecie...
- Przecież dzieliłaś mnie z Siggą - zdziwił się. Raija podniosła wzrok.
- Jej do tego nie mieszaj. Wtedy było inaczej, oboje żyliśmy w związku. Mieliśmy dla
siebie krótkie chwile. Nie mogliśmy wybrzydzać.
Mikkal roześmiał się.
- Potrafisz tak ubarwić rzeczywistość, że dla ciebie staje się piękna, Raiju.
- Czuję się tylko taka bezbronna - tłumaczyła się. - Inga żyje obok mnie. Patrzę na nią
co dzień, kobietę z krwi i kości, i widzę, że jest dobra. Rozumiem, że mogłeś się z nią
związać, a jednocześnie nie rozumiem. Zastanawiam się, co myślisz na jej widok. O czym
rozmawiacie. Czy w głębi duszy porównujesz nas ze sobą...
Mikkal spoważniał.
- Czy twe słowa nie brzmią znajomo? - zapytał z napięciem. - Zastanów się, Mały
Kruku. Nie słyszałaś ich wcześniej?
Spojrzała nań ze zdumieniem.
- Tak właśnie się czułem - ciągnął. - Byłem równie bezbronny, zaglądając w twarze
mężczyzn, bo wiedziałem, że zbyt wielu z nich cię posiadło. Przez głowę przebiegały mi te
same myśli. Jednego z tych mężczyzn uważam za mojego najlepszego przyjaciela.
Raija zarzuciła Mikkalowi ramiona na szyję i ukryła twarz na jego piersi.
Nigdy dotąd nie myślała w ten sposób.
- A więc to zazdrość? - Pociągnęła nosem, nie wycierając łez. - Byłam dumna i
wyrozumiała, tak uważałam - dodała samokrytycznie. - Wszystko pojmowałam, potrafiłam
wybaczać. Tyle że wyrozumiałość miałam jedynie dla własnych uczuć. Tego, kogo kocham
najbardziej, obdarzałam zazdrością. Otarła oczy skrawkiem jego kaftana.
- Wybaczysz? - spytała, unosząc lekko głowę. - Czy kiedyś mi wybaczysz, Mikkal?
Zrozumiałam swój błąd. Takie myśli niszczą.
Mikkal ucałował zaczerwienione powieki dziewczyny.
- Wybaczam - odrzekł pogodnie. - Cóż byłby ze mnie za mężczyzna, gdybym nie
potrafił wybaczyć ukochanej? - Roześmiał się i dodał: - Poza tym to mi pochlebia. Bałem się
kiedyś, że nie kochasz mnie równie mocno jak ja ciebie, skoro nie odczuwasz zazdrości.
Byłaś zbyt pobłażliwa, mimo wdzięczności dla ciebie cierpiałem...
Raija skinęła głową.
Zrozumiała.
Wreszcie zrozumiała.
Przełknęła łzy, osuszyła policzki, oswajając się z tym nowym uczuciem. Dopiero
wtedy zajrzała mu w oczy.
Mikkal nie patrzył na nią z wyrzutem. Kochał ją, nic innego nie wyczytała z jego
twarzy.
- Czy Ailo nie chciał rozmawiać z tobą? - spytała. - Wracasz sam.
Mikkal puścił dziewczynę, podniósł kilka skór i kulejąc, ruszył z nimi do namiotu.
Odpowiedział, kiedy wrócił po następne:
- Chciał zostać z matką. Z matką i z Ingą. Raija położyła mu obie dłonie na
policzkach. Zauważyła, że szybko poruszył powiekami, by odgonić łzy.
Nikt nie wiedział lepiej niż ona, jak bardzo Mikkal cieszył się na spotkanie z synem.
Nie był może zbyt troskliwym ojcem, ale kochał Ailo bezgranicznie.
I chciał się do niego zbliżyć.
A Raija pragnęła pomóc mu w nauce ojcostwa. Jeśli potrafię, pomyślała gorzko.
Mikkal nie był najlepszym z ojców, ale ona też nie zasługiwała na miano idealnej matki.
Mógłby znaleźć lepszą nauczycielkę.
- Jesteś jego ojcem, Mikkal. Ailo zwątpił w twój powrót. Teraz chce cię ukarać, choć
wcale nie pragnie wyrządzić ci krzywdy. Dzieci kierują się odmiennym poczuciem
sprawiedliwości. Potrafią ranić, jeśli czują się skrzywdzone.
- Mam więc go przyprowadzić? Raija skinęła głową i opuściła ręce. Mikkal zawahał
się. Miał wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie, a Raija każe mu iść dalej.
- Przecież nie przyciągnę go siłą. - Nabrał powietrza w płuca. - Poza tym dajmy mu
trochę czasu. Nie zna ciebie. Trudno mu będzie przyzwyczaić się do nowej mamy...
Raija dała mu kuksańca w ramię.
- Dlatego właśnie musisz go przyprowadzić - powiedziała stanowczo. - Chłopiec mnie
nie zna, więc nie wie, jak się zachować. Z Ravną i Ingą czuje się bezpiecznie. Jeśli zostanie z
nimi, nabierze pewności, że to ja trzymam cię od niego z daleka. Pomyśli, że kochasz mnie
bardziej niż jego.
- Tak jest na pewien sposób - jęknął Mikkal, rozkładając bezradnie ramiona. - Nie
można porównywać uczuć do dziecka i miłości do dorosłej osoby.
- Wiem. Ty też. Ale Ailo nie wie, jest jeszcze dzieckiem. Musisz pokazać, że zależy ci
na nim i dlatego chcesz sprowadzić go do domu.
- Namiot matki to też jego dom.
- Ale musi wiedzieć, że należy do ciebie. Że w tobie ma oparcie.
Mikkal wciąż się wahał.
- Nie mogę go przyprowadzić. Raija użyła ostatecznych argumentów.
- Chcę, żeby zamieszkał z nami, ale przecież nie mogę sama po niego pójść. Musi
zrozumieć, że czynisz to z własnej woli.
- Sprzeciwi mi się.
Raija uśmiechnęła się. Na jej policzki wrócił rumieniec, w oczach zamigotały iskierki.
- Jest podobny do ojca - stwierdziła, unosząc kąciki ust. - Przyprowadź go, Mikkal.
Nie wiem, jak długo trwać będzie moja rozłąka z dziećmi, więc nie krzywdź choć chłopca.
Należycie do siebie, a ja chciałabym zyskać zaufanie was obu. - Podniosła resztę skór. - Jeśli
mam coś znaczyć dla ciebie, muszę przekonać do siebie Ailo. W przeciwnym razie znów
przegramy.
Mikkal westchnął. Pieścił Raiję wzrokiem, zauważył tę zmarszczkę, oznakę
stanowczości, która pojawiła się między brwiami dziewczyny. Zabawne, wcześniej jej nie
dostrzegał.
Wcześniej nie musiała go tak strofować.
- Chciałem pierwszą noc w naszym namiocie spędzić tylko z tobą.
- Zadowolę się myślą, że tego pragnąłeś. Jesteśmy dorośli, Mikkal, i jakoś zniesiemy
to, że nie wszystko układa się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Ailo natomiast jest mały,
będzie rozczarowany, smutny i nieszczęśliwy.
Mikkal skinął głową.
Słowa Raiji trafiły mu do przekonania.
- Pójdę po syna - postanowił nagle przekonany, że postępuje właściwie i
sprawiedliwie wobec siebie i Ailo.
To przekonanie potwierdziło się, kiedy ponownie przekroczył próg namiotu Ravny.
Ailo bawił się, udając, że nie widzi ojca. Mikkal wiedział jednak, że chłopiec śledzi
ukradkiem każdy jego ruch.
- Wróciłeś? - spytała Ravna, unosząc brew. Inga podniosła oczy.
Mikkal wykrzywił się, zadowolony, że pod pokryciem namiotu panuje półmrok.
- Przychodzę po Ailo.
Chłopiec przerwał zabawę.
Nie spojrzał na ojca, ale wyprostował się jak struna. Ani jedno słowo, ani jeden gest
Mikkala nie uszły jego uwagi.
Mikkal był tego świadomy.
Tego między innymi nauczyła go Raija. Ze dzieci rozumieją więcej, niż się wydaje
dorosłym.
- Myślałam, że już ustaliliśmy - powiedziała Ravna. - Miałeś z tym zaczekać. -
Nabrała tchu i dodała gwałtownie: - Chłopak potrzebuje oparcia. Jeśli weźmiesz go ze sobą,
przejmiesz pieczę nad nim. Teraz i na zawsze. Nie licz na mnie ani na Ingę, jeśli znów
przyjdzie ci ochota wyjechać.
Była śmiertelnie poważna. Od dawna układała w głowie tę przemowę.
Mikkal skinął głową, choć słowa matki dały mu do myślenia. Dotąd Ailo nie zaprzątał
jego uwagi. Nie był prawdziwym ojcem.
- Rozumiem - odrzekł. - Ailo to mój syn, jego miejsce jest w moim namiocie. Pojąłem
wreszcie, że ponoszę za niego odpowiedzialność. Wyrażam wdzięczność za to, co
uczyniłyście dla niego i dla mnie. Odtąd o nic już nie poproszę. Jestem dorosły.
Ravna obrzuciła go długim, badawczym spojrzeniem. Uwierzyła w szczerość syna.
Nigdy dotąd nie zachowywał się tak dojrzale. Więc Raija musiała mieć na niego wielki
wpływ.
Choć może wcale tak nie było. Rozsądek i dojrzałość to ostatnie cechy, które Ravna
przypisałaby tej fińskiej dziewczynie.
Powaga Mikkala nie uszła uwagi Ingi. Wstała i bez słowa zaczęła pakować rzeczy
Ailo.
Czyniła to z ciężkim sercem.
Przywiązała Ailo do siebie. Posłużyła się chłopcem, by zbliżyć się do Mikkala.
Popełniła straszny błąd!
I tylko ona na tym straciła. Była pusta, odarta ze wszystkiego, niezdolna nawet do
nienawiści.
- Jest nie tylko piękna, ale i mądra - powiedziała, wręczając Mikkalowi zawiniątko z
rzeczami chłopca.
Mikkal spróbował się uśmiechnąć. Nie był mu miły widok tych jasnych oczu, które
patrzyły nań z wyrzutem i cierpieniem, lecz bez śladu nienawiści.
Inga zawsze okazywała mu bezinteresowną dobroć, tyle że Mikkal nie potrafił jej
przyjąć.
Tak ubogie prowadził życie. Uważał, że nie musi za każdy przejaw uczucia kobiety
płacić tym samym. Związek z Siggą oparł na tej zasadzie i machinalnie przeniósł tę zasadę na
kontakty z Ingą.
Teraz żałował, zdał sobie sprawę, jak bardzo ją ranił.
Inga kochała i dawała.
On prowadził szczególną buchalterie, nigdy nie dawał więcej, niż sam chciał dać.
Za późno, by się przyznać do tego objawienia. Teraz nie mógł już Indze nic ofiarować.
- Jesteś za dobra, Ingo - powiedział, odbierając zawiniątko. Ich oczy spotkały się na
ułamek sekundy.
Skinęła głową.
- Chyba tak, Mikkal. I odwróciła się do niego plecami. Przygarbiła się nieco, Mikkal
wiedział, że to z jego przyczyny.
Inga uklękła i objęła ramionami czarnowłosego syna Mikkala. Każdy jej ruch
ś
wiadczył, jak wielkim uczuciem darzy chłopca.
- Byłeś ze mną i babcią, kiedy tato wędrował - zaczęła mówić. - Tata szukał kogoś, za
kim bardzo tęsknił. Musiał cię opuścić, chociaż cię bardzo, bardzo kocha. Myślał o tobie
codziennie, ale był tak daleko, że nawet nie mógł cię odwiedzić. Teraz wrócił, więc nie
musisz już mieszkać z nami. Możesz nas odwiedzać, ale twój dom jest u taty i Raiji.
Ailo wysunął dolną wargę w geście bezradności.
Spojrzał z ukosa na ojca, po czym objął Ingę za szyję.
To, co szepnął jej na ucho, miało na zawsze pozostać tajemnicą tych dwojga.
Mikkal niczego nie dosłyszał.
Ze wzruszeniem obserwował spokojne poczynania Ingi. Słuchał słów, które sam
chętnie by wypowiedział. Słów o przywiązaniu, rodzinie, miłości.
Często myślał w ten sposób, ale nigdy głośno tego nie mówił. Te sprawy załatwiały
one, kobiety jego życia. Te silne istoty, których zawsze się trzymał. Inga też miała w sobie tę
moc, większą nawet, niż dotąd sądził.
Inga puściła Ailo. Chłopiec potruchtał ku ojcu ze zwieszoną głową.
Nie sięgał mu nawet do pasa. Przechylił głowę i spojrzał na Mikkala. Tym ruchem
bardzo przypominał matkę. Mikkalowi ciarki przebiegły po plecach. Pozdrowienie z
zaświatów.
- Chcesz mnie? - spytał mały z dziecięcą bezpośredniością.
Mikkal skinął głową. Wzruszenie dławiło mu gardło.
Drobna rączka wyciągnęła się w jego kierunku i Mikkal zamknął ją w swojej dłoni.
Powieki nabrzmiały mu łzami.
Nie pamiętał już, ile radości daje uścisk dłoni dziecka. Jak napełnia serce ciepłem i
wzbogaca.
Wszystkim zwilgotniały oczy, kiedy Ailo się żegnał:
- Do widzenia, babciu. Do widzenia, Ingo. Przenoszę się do taty, ale przyjdę znów w
odwiedziny. Nie płaczcie, że mnie nie ma.
Na widok Mikkala prowadzącego chłopca za rękę Raija pokraśniała ze szczęścia.
Przez ułamek sekundy nawet mu zazdrościła. Ona wciąż musiała karmić się tęsknotą.
Zdusiła to gorzkie uczucie w zarodku. Powinna się cieszyć, nie psuć radości Mikkala.
I nie robić min, które Ailo mógłby pojąć opacznie.
To śliczne dziecko było przyrodnim bratem Mai, a przecież znała kapryśną i zmienną
naturę córki.
Znała niechęć dziewczynki do wszystkich, którzy rywalizowali z nią o względy matki.
Drugie dziecko Mikkala mogło przejawiać podobne skłonności.
Musiała się strzec, by nie odtrącić chłopca nieprzemyślanym zachowaniem. Wszak nie
chciała utracić Mikkala.
Trzymała się na uboczu, była jedynie tłem dla ojca i syna. Tylko w taki sposób mogła
przełamać nieufność małego. Zżyć się z nim, dać mu do zrozumienia, że nie stanowi dlań
zagrożenia.
Chłopcu nie wolno pomyśleć, że Raija staje pomiędzy nim a ojcem.
Dopiero kiedy Ailo zasnął, zmęczony wydarzeniami długiego dnia, odważyła się
zbliżyć do Mikkala.
Z radością patrzyła w błyszczące oczy ukochanego, na jego uśmiech, złagodniałe rysy
twarzy.
Usiedli przy palenisku, rozkoszując się ciszą i wzajemną bliskością.
- Jesteś szczęśliwy, prawda?
Mikkal skinął głową. Przelotny uśmiech rozświetlił mu oblicze.
- To wspaniałe dziecko, czyż nie?
Odwrócił się i spojrzał na syna. Głos pobrzmiewał mu dumą. Dotąd nie doświadczał
podobnych uczuć.
- Nie wiem wiele o dzieciach, Raiju. Ailo spał słodko, oddychając równomiernie.
Lekki uśmiech błąkał się po jego wargach.
- Przez te pierwsze lata ledwie zdawałem sobie sprawę z jego istnienia. - Mikkal
rozłożył ręce. - Sigga nie dopuszczała mnie do niego, a ja nie miałem nic przeciwko temu.
Dzieci to była sprawa kobiet. Nie takich silnych mężczyzn jak ja... - Skrzywił się. - Teraz
wiem, co straciłem. I żałuję tych lat. Jest taki otwarty, taki ufny. Taki dobry...
Mikkal nie potrafił znaleźć właściwych słów. - Jest wspaniały - dopowiedziała cicho
Raija. W jej głosie była nutka żalu, ale Mikkal tego nie dostrzegł. I całe szczęście. Nie chciała
psuć ojcowskiej radości.
- Nie można cofnąć czasu. Możesz jednak ofiarować sobie i jemu piękną przyszłość.
To ważniejsze, niż zamartwiać się przeszłością. Co się stało, to się nie odstanie. Poza tym
Sigga buntowała chłopca przeciw tobie.
Mikkal uchwycił dłoń dziewczyny. Spletli palce. Raija oparła mu głowę na ramieniu.
Siedzieli tak długo, nie poruszając się, jak wyciosani z jednego kawałka drewna, pełni
nadziei na jasne wspólne dni. Na normalne życie, zwykłą codzienność.
Niebo poczerwieniało na wschodzie, jakby wstydząc się, że los znów zażąda zapłaty
za chwile szczęścia.
Miało jeszcze minąć wiele ranków i wieczorów, zanim okrutny świat upomni się o
dwoje kochanków.
Zdążą uwierzyć w zwyczajność losu, nieomal zapomnieć o przeszłości.
Dopiero pewien Fin, jeden z wielu wędrowców przemierzających płaskowyż, znów
wlał niepokój w ich serca.
Zjawił się popołudniem i dołączył do mężczyzn siedzących wokół ognia na środku
obozowiska.
Przyjął poczęstunek i odpłacił opowieściami o świecie, w którym przebywał.
Mikkal nie słuchał uważnie, dopóki do jego uszu nie dotarły następujące słowa:
- ...królewscy rozbierają lapońskie dziewczęta na całym płaskowyżu. Z każdej
czarnowłosej piękności zdzierają kaftan. Nie miałbym nic przeciwko temu, by wstąpić do
nich na służbę. Mówią, że jakaś czarownica uciekła im ze stosu...
5
Raija pomagała Ravnie i Indze przygotować buty na zimę. Wraz z upływem lat nie
zyskała wprawdzie biegłości w domowych zajęciach, ale nie chciała przerzucać wszystkich
obowiązków na barki innych kobiet.
Pomagała tam, gdzie starczało jej umiejętności.
O przyjaźni z Ingą nie mogło być mowy, ale nie stanowiło to wielkiej przeszkody.
Wspólna praca to coś innego. Nie musiały rozmawiać. Łączyło je jedynie zajęcie.
Krępowało to Ravnę, ale stara kobieta dobrze skrywała uczucia.
Wszystkie trzy schyliły się nad robotą.
Tylko Ailo nie zważał na nic. Chłopiec bawił się w pobliżu, paplał do siebie i do
kobiet, przerywał ciszę radosnym szczebiotem. Być może z biegiem czasu śmiech dziecka
wymazałby różnice, napełnił dzielącą je przepaść. Może.
Tyle że los chciał inaczej.
Zjawił się Mikkal i usiadł między nimi. Twarz miał poszarzałą, niecierpliwym ruchem
odtrącił synka, który usiłował wdrapać się na jego kolana.
- Poszukaj Andersa - polecił, usiłując nadać głosowi łagodne brzmienie.
Ailo przyjrzał się mu tak, jak miał w zwyczaju, badawczo i poważnie, po czym włożył
nie całkiem czysty kciuk do buzi i obrócił się bezradnie do kobiet.
Ravna nie poruszyła się. Inga skinęła lekko głową, nie odrywając wzroku od Mikkala.
Przez te dni spędzone razem Raija stała się na tyle ważna dla Ailo, że chłopiec dla
pewności spojrzał i na nią.
Dopiero kiedy Raija spokojnie powtórzyła słowa ojca, chłopczyk podreptał ku
wyjściu.
Uczynił to z wielką niechęcią, kopiąc gniewnie każdą kępkę wrzosu, która znalazła się
na jego drodze. Mruczał coś niedosłyszalnie pod nosem.
Mikkal przysunął się do Raiji. Jego wzrok był pełen lęku i troski o dziewczynę.
- Już nie jesteśmy tutaj bezpieczni - powiedział ciężko i objął jej wątłe ramiona.
Raija zesztywniała. Oczyma pociemniałymi ze zdumienia spojrzała na Mikkala. Inga
zadrżała na dźwięk słowa „my”. Oznaczało to wszystko, czego pragnęła od Mikkala.
Wspólnotę.
Jedność i miłość.
- Szukają cię, Raiju. - Mikkal zwracał się tylko do niej, lekceważąc pozostałe dwie
kobiety. Zawęził świat do siebie i ukochanej, trzymał ją w objęciach i tylko na nią kierował
wzrok. Całą moc swych uczuć przelewał na Raiję, aby znów nie zawładnęły nią osamotnienie
i bezradność. Jakby pragnął ją zapewnić, że tym razem nie zawiedzie.
- Pekka opowiada, że królewscy węszą wśród Lapończyków. - Ruchem głowy
skierował uwagę kobiet na starszawego mężczyznę, który wciąż zabawiał swoimi
opowieściami ludzi przy ognisku. Nawet Ailo nie zawędrował daleko, zatrzymał się
wsłuchany w głos przybysza.
Raija zamknęła oczy, zacisnęła pięści. Po jej twarzy przemknął grymas bólu.
O bliznach zdążyła zapomnieć, lecz rany na duszy wciąż były świeże.
Prześladowały ją wspomnienia z lochu czarownic.
Wciąż żywa była pamięć fizycznych cierpień.
Pamiętała każde słowo oskarżeń, ton, jakim je wypowiedziano.
Czyżby przeszłość miała się o nią upomnieć?
Głos Mikkala wyrwał ją z odrętwienia.
- Dowiedzieli się o mnie? - spytał z niepokojem. - A może coś stało się Reijo?
Raija wciągnęła z trudem powietrze.
- Nie - odrzekła. - Nie trwóż się o Reijo. Oni myślą, że jestem Laponką.
Przerwała.
Pytające spojrzenia domagały się wyjaśnienia.
- Zapomniałam o tym - ciągnęła ze szczerym żalem w głosie. - Nie sądziłam, że to ma
znaczenie. Chciałam zapomnieć.
Wyprostowała się i wbiła wzrok w jakiś punkt przed sobą, jakby ujrzała coś
niewyobrażalnie przerażającego. Na sam widok twarzy dziewczyny obecni wzdrygnęli się.
- On - powiedziała nieswoim głosem - kapitan Feldt sądził cały czas, że jestem
Laponką.
Zapadła długa cisza.
- Nie zaprzeczałam.
- A więc mamy wytłumaczenie - mruknął Mikkal. - To ich jedyny trop.
Raija odwróciła się do niego i ścisnęła za przedramię z taką siłą, że jej palce odcisnęły
białe plamy na ciemnej skórze mężczyzny.
- Ale i tak grozi nam niebezpieczeństwo, Mikkal! Nie chcę tam wrócić! Raczej
odbiorę sobie życie! Hans Fredrik Feldt już nie wypuści mnie z łap!
Mówiła z taką żarliwością, że Mikkalowi ciarki przebiegły po plecach. Nawet Inga
opuściła głowę i samotna łza spłynęła po jej szerokim policzku.
Raija miała Mikkala, ale i mnóstwo kłopotów.
W tej chwili Inga nie zamieniłaby się z nią miejscami.
Nawet za cenę miłości Mikkala.
Mikkal pokiwał głową. Szybko i niezdarnie pogłaskał Raiję po krótkich włosach.
Bóg jeden wie, kiedy dziewczyna zapomni o strasznych przeżyciach w twierdzy.
- Wiem, że nie jesteśmy bezpieczni - wyrzekł ze smutkiem. - Nie możemy liczyć na
to, że ludzie zarządcy ominą nasz obóz. Ciało cię zdradza. Wystarczy im jedno spojrzenie, by
zakończyć poszukiwania.
Raija pochyliła głowę.
- Więc trzeba znów ruszyć w drogę? - spytała żałośnie. - Więc nie jest nam pisane
zwyczajne życie tutaj...
Ich spojrzenia się spotkały. Jeszcze tak niedawno pełne nadziei, teraz smutne,
zmartwiałe.
- Chyba nie, miła.
- Dokąd pójdziemy?
Mikkal instynktownie spojrzał ku horyzontowi.
- Nie mamy wielkiego wyboru - rzucił ponuro. - Ruszymy na południowy wschód.
Tam gdzie kończy się władza króla.
- Suomi. - Wargi Raiji ułożyły się w jedno słowo. Mikkal skinął głową.
- Tak, do Finlandii. Raija westchnęła.
Smutno, ale i z nutką wiary i oczekiwania. Chciała zostać na dłużej, nieustanne
zmiany źle na nią wpływały, zaczęła tracić grunt pod nogami.
Tu na płaskowyżu był jej dom. Marzenia nie sięgały dalej.
I nagle otwarła się przed Raiją kraina na południowym wschodzie. Uciekając przed
oskarżeniami, wracała do punktu wyjścia.
Do Finlandii.
Do ojczyzny, do swojego ludu.
Tęsknota zdusiła obawy. Bolesna tęsknota.
Znów więc zobaczy swój kraj, będzie stąpać po ojczystej ziemi.
I w głowie zadźwięczała jej nazwa łąk dzieciństwa.
Zadźwięczała na nutę słodką i gorzką, rzewną i wesołą. Pieśnią o rozłogach i
niebieskim niebie, soczyście zielonych lasach świerkowych, które skrywały tysiącletnie
tajemnice i w jesienne wieczory budziły najdziwniejsze obrazy w rozpalonej wyobraźni
dziecka.
O małych, szarych chatach z bali, w których rozbrzmiewały znajome głosy. O rękach
niosących dobroć i pociechę.
O zimowych wieczorach pod rozgwieżdżonym niebem, którego próżno szukać w
innym miejscu na ziemi.
Pieśnią o skutych lodem wodach, których nikt nie odważył się przekroczyć. I o
opuszczonym dziecku, które wiosennym rankiem stało po kolana w topniejącym śniegu i
suszyło załzawione policzki na wietrze.
To była pieśń o Raiji, samotnej na tym świecie.
I o krajobrazie wyrytym w duszy dziewczyny po kres dni.
Tego krajobrazu Ruija nie mogła zastąpić.
Przedziwnej mieszanki lekkości i jasnych barw, śmiechu i humoru, ale i melancholii,
smutku, porywczości nawet.
Ziemia dzieciństwa, cząstka duszy. Tornedalen.
- Nie dałeś nic poznać po sobie? - spytała spokojnie Ravna. - Nie uczyniłeś nic, co by
mogło wzbudzić podejrzliwość Pekki? Wiemy, że nie można mu ufać. Wciąż papla o
bogactwach, które pragnie odnaleźć. Sprzedałby matkę za garść miedziaków...
Mikkal potrząsnął głową powoli.
- Pozwoliłem mu się wygadać, zanim odszedłem. Nie zwrócił na mnie uwagi.
Raija spoważniała.
- Miejmy nadzieję - powiedziała - choć Pekka jest zapewne spostrzegawczym
człowiekiem i ma dobrą pamięć, inaczej skąd by znał tyle opowieści? Ludzie zarządcy
chętnie posłuchają, co ma do powiedzenia...
- Wyprawimy go stąd jeszcze dzisiaj - stwierdził stanowczo Mikkal. - Sami ruszymy
w nocy.
- Co z Ailo? - spytała Ravna. Mikkal sapnął z irytacją.
- Już to uzgodniliśmy, prawda? - Wyprostował się. - Ailo jest moim synem,
odpowiadam za niego. Nie rozdzielę się z nim, aż dorośnie i wybierze własną drogę.
Ravna skinęła głową. Nie sposób było poznać po niej, czy odpowiedź Mikkala ją
zadowoliła.
Raiji zdawało się, że widzi cień uśmiechu na ustach przybranej matki. Dziwne,
sytuacja nie skłaniała do śmiechu...
- Potrzebujecie jucznych reniferów. - Matka Mikkala wstała. Było coś władczego w jej
drobnej postaci. - Załatwię to po cichu. Pekka nie zorientuje się, że ktoś wybiera się w drogę.
Musicie mieć jedzenie, tym też się zajmę.
- Z resztą sobie poradzimy - przerwał jej Mikkal. Nie chciał przyjmować za dużo. To
była ich sprawa, jego i Raiji.
Inga chrząknęła i odłożyła robótkę.
- Ja też się przydam. Może uda mi się wyprawić stąd Pekkę... - Wygładziła suknie,
przerzucając wzrok z Mikkala na Raiję. - Pragnę wam pomóc. To niewiele, ale chcę poczuć
się użyteczna. Żeby zło znów nie dosięgło Raiji.
Raija wyślizgnęła się z opiekuńczych objęć Mikkala. Zamrugała powiekami i położyła
dłonie na ramionach Ingi.
- Dziękuję - powiedziała. - Szkoda, że nie mogłyśmy się bliżej poznać. Kto wie, może
mamy więcej wspólnego, niż się to wszystkim zdaje.
Inga uśmiechnęła się boleśnie.
- Kto wie - powtórzyła bez przekonania.
Ravna skierowała kroki ku namiotom na skraju obozowiska, nie zwracając niczyjej
uwagi.
Mikkal i Raija przechodzili koło ogniska. Ku zdumieniu Mikkala Raija przykucnęła w
kręgu słuchaczy. Kiedy Pekka zaczerpnął oddechu, wtrąciła parę słów po fińsku. Zapytała
mężczyznę o wieści z ojczyzny.
Pomarszczona twarz Pekki rozjaśniła się w uśmiechu.
- Fiński kwiatuszek! - wykrzyknął i wykonał ruch, jakby chciał przytulić i pocałować
dziewczynę. Powstrzymał się na widok groźnej miny Mikkala.
- Twoja kobieta? - spytał go. Mikkal skinął głową bez słowa. Pekka uśmiechnął się
szerzej i poklepał Lapończyka jowialnie po ramieniu.
- Masz dobre oko!
I odwrócił się od niego, poświęcając całą uwagę Raiji.
Długi czas rozmawiali z ożywieniem, aż Mikkal zaczął się niecierpliwić. Raija
całkowicie oczarowała Pekkę. Na koniec kazała mu pozdrowić wszystkich, jeśli zdarzy mu
się znów wrócić w rodzime strony. Wymieniła wiele nazwisk, nie zapomniała o Petrim ani
Aleksanterim. Pekka powtórzył nazwiska i przyrzekł solennie, że przekaże miłe słowa.
Kiedy Raija odeszła, Inga zajęła jej miejsce. Usiadła obok Pekki, kierując rozmowę na
inne tory.
Ailo bawił się beztrosko. Jeszcze nic nie wiedział. I nie miał się dowiedzieć o
prawdziwej przyczynie wędrówki.
Raija pakowała się, płacząc. Brała tylko najniezbędniejsze rzeczy, wydarzenia
ostatnich miesięcy sprawiły, że opanowała umiejętność pakowania do perfekcji. Zaczynała się
przyzwyczajać do nagłych odmian losu.
Mikkal czynił niezdarne próby, by ją pocieszyć. Położył dłonie na mokrych od łez
policzkach ukochanej.
- Nie bądź smutna - poprosił, ale w jego głosie pobrzmiewało zwątpienie. - To nie jest
koniec. To początek czegoś nowego.
- Płaczę ze złości. - Raija wpychała z pasją jakieś rzeczy do skórzanego worka, który
odziedziczyła po Karlu. Wciąż go miała, choć narysowana na nim mapa nie doprowadziła jej
do bogactw, które obiecywał pierwszy mąż.
Teraz przynajmniej się na coś przyda!
- Złoszczę się, bo nie mogę decydować o własnym życiu - warknęła. - Zawsze robi to
ktoś inny, rodzice, przybrany ojciec, mężczyźni, urzędnicy... Walczę, ale nie mam nic, by się
im przeciwstawić. To właśnie doprowadza mnie do szaleństwa!
Mikkal rozumiał, ale nic nie mógł na to poradzić. Też nie kierował się własną wolą.
- Tym razem musimy ustąpić - westchnął. - Tutaj zrobiło się zbyt niebezpiecznie.
Moglibyśmy, rzecz jasna, ruszyć na wschód...
- Do Rosji? - Raija potrząsnęła głową. - Oboje mamy dość Rosji na jakiś czas. - Wbiła
wzrok w płachtę namiotu. - Finlandia trochę mnie pociąga, Mikkal, nigdy nie przestałam
tęsknić. Ale też i nigdy nie sądziłam, że dane mi będzie tam wrócić.
- Kiedyś rozmawialiśmy o tym - przypomniał jej. To było dawno, wtedy snuli
marzenia, bawili się tą myślą. Teraz Mikkal też zaglądał w przeszłość, oczami wyobraźni
widział Tornedalen.
- Obiecałem ci, że kiedyś ruszymy tam oboje. Mieliśmy odszukać twoją rodzinę, a ja
chciałem zapewnić twego ojca, że dobrze się opiekowałem jego córką w Ruiji... - Zaśmiał się
ponuro. - Nie byłbym zupełnie w zgodzie z prawdą, ale moglibyśmy udawać. Powiedzieć, że
Ailo to nasze dziecko...
- Nie potrafiłabym kłamać - odrzekła poważnie Raija. - Może wobec mamy, ale nie
wobec ojca. Jesteśmy do siebie tak podobni. Teraz mogłabym mu powiedzieć, że nie chowam
już urazy. Zrobiłam to samo, a i przyczyna była podobna. Wreszcie go zrozumiałam, Mikkal.
- Chcesz wrócić? - spytał cicho. - Do domu? Do Tornedalen?
Raija odsunęła się odrobinę, na tyle, że mógł ujrzeć jej wzrok, twarz ściągniętą w
nienaturalnym uśmiechu.
- Nie wiem - odpowiedziała drżąco. - Nie wiem, czy znajdę w sobie dość odwagi. Nie
każ mi teraz podejmować decyzji. Najpierw muszę znaleźć się w Finlandii, odetchnąć tamtym
powietrzem. Może wtedy odnajdę pewność.
- Jesteś dziwna - uśmiechnął się i potargał dziewczynę po włosach. Znajdywał w tym
coraz większą przyjemność. Kiedyś lubił bawić się ciężkimi lokami Raiji. Teraz, kiedy po ich
dawnej świetności został nikły ślad, z rosnącą radością dotykał jedwabistych kosmyków.
Nazywał to miłością.
Przygotowania do wymarszu nie zabrały im wiele czasu. Opowiedzieli Ailo o
przygodzie, która go czeka, i chłopiec bez trudu dał się przekonać. Zwłaszcza kiedy usłyszał,
ż
e niebawem powrócą i znów ujrzy Ravnę i Ingę.
- Muszę się nimi opiekować, jak przyjdzie zima - wyrzekł z powagą. - Nie dadzą sobie
rady beze mnie, tato.
I Mikkal obiecał solennie, że wrócą przed zimą. Ailo zadowolił się tą obietnicą.
- Do tego czasu zagrożenie minie! - dodała Raija z nadzieją w głosie.
Wtedy zjawiła się Ravna. Chwyciła Mikkala za ramiona i powiedziała drżącymi
wargami:
- Wiesz, co się dzieje? Czy zdajesz sobie sprawę, jakie ofiary inni składają za ciebie?
Mikkal ujął dłonie matki i uwolnił się łagodnie z uchwytu.
- O czym mówisz? Ravna mimowolnie podniosła ręce do twarzy.
- Inga - rzuciła. - Porozmawiaj z Ingą, Mikkal. Nie pozwól jej zrobić tego, co
zamierza! Słyszysz?
- Gdzie jest Inga? - spytał, uznając, że od dziewczyny dowie się więcej. Nie widział
matki równie roztrzęsionej od czasu, kiedy umarła Laila. Tamtej zimy, gdy Raija przybyła do
Ruiji.
Ravna pociągnęła syna za sobą.
Znaleźli Ingę zajętą pakowaniem. Ravna wycofała się bez słowa, upewniwszy się, że
Mikkal zamierza rozpocząć rozmowę.
- Nie musisz nas opuszczać. Inga uśmiechnęła się gorzko.
- Nie muszę, lecz powinnam. Dla spokoju własnej duszy. Dla ciebie i dla Raiji.
- Matka cię potrzebuje. Inga złagodniała na twarzy. Lubiła Ravnę, ale teraz musiała
zająć się swoim życiem.
- Ravna powinna wreszcie przestać myśleć o innych, całe życie jej na tym zeszło. Za
to ze sobą nie może sobie dać rady. Opiekowałam się Ravną całą zimę. To nie jest dobre dla
twojej matki, to ją rozleniwia. Czas, by zajęła się wyłącznie sobą, by nauczyła się samotności.
Mikkal cofnął się pod ścianę namiotu. Nie mógł się o nią mocno oprzeć, ale
przynajmniej zdołał ustać.
- Dokąd pójdziesz?
- Po co ci to wiedzieć? Wzruszył ramionami.
- Nigdy nie chciałem twojej krzywdy. Co się stało, to się już nie odstanie, ale nigdy
nie chciałem cię zranić.
Inga nie podniosła wzroku.
- Już dawno zrozumiałam - odrzekła cicho. - Nic na to nie mogłeś poradzić, prawda?
Raija przyćmiła nas wszystkie. Wiesz, nawet zaczynam ją lubić. To mnie przeraża, nigdy nie
spotkałam kogoś takiego jak ona. Musi mieć wszystko albo nic...
- Więc zrozumiałaś. Dokąd wyruszasz? Tym razem Inga wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, Mikkal, naprawdę. Poprosiłam Pekkę, by mi pozwolił iść z sobą.
Przekonałam go, by jeszcze dziś ruszyć w drogę. Pekka jest jak wiatr...
- Nie możesz iść z nim. - Mikkal pojął wreszcie wzburzenie Ravny i zareagował
równie gwałtownie jak matka. - To stary człowiek, Ingo! Nie weźmie cię ze sobą z czystej
sympatii. Zażąda zapłaty.
- Wiem - odrzekła Inga ze zmęczeniem - nie jestem dzieckiem. Żyję na tym świecie
równie długo jak ty i też niejedno widziałam. Dawno utraciłam niewinność.
- Więc dlaczego?
- Bo w ten sposób zdobędę nad nim niewielką przewagę. Będę wiedzieć, co mówi,
skieruję jego myśli na inne sprawy. - Uśmiechnęła się smutno. - Kto wie, może Pekka
znajdzie skarby, o których nieustannie gada. Nie miałabym nic przeciw temu, by się
wzbogacić. Nie uważasz, że zasłużyłam sobie na to?
Mikkal skinął głową. Zrobił kilka kroków w kierunku Ingi, ale dziewczyna zatrzymała
go ruchem dłoni, po czym położyła zwiniętą pięść na piersiach.
- Nie dotykaj mnie, Mikkal! - powiedziała z powagą. - Nie dotykaj mnie! Jestem tylko
człowiekiem i podjęłam decyzję, która przyniesie więcej dobrego innym niż mnie. Nic mnie
tu już nie trzyma. Zajęliście się mną, daliście więcej niż dach nad głową, kiedy najbardziej
potrzebowałam opieki. Odchodzę bogatsza - uśmiechnęła się - o miłość. Nie oddam jej za nic
na świecie. Możesz się śmiać, Mikkal, ale jesteś moją Raiją.
Mikkal nie znalazł słów. Ogrom uczuć Ingi go przerastał.
- Odejdź. Powiedz matce, że mnie nie powstrzyma, nikt nie jest w stanie mnie
powstrzymać. Mam nadzieję, że los się do was uśmiechnie. Do ciebie i do Ailo. Nigdy nie
widziałam cię równie szczęśliwym, Mikkal, równie spokojnym. Ailo potrzebuje ojca... i
matki.
Mikkal odszedł.
Nie powstrzymali Ingi, dziewczyna była głucha na prośby Ravny. Mikkal milczał.
Raija walczyła z wyrzutami sumienia, czuła, że wina znów leży po jej stronie. Inga
poświęcała się dla nich.
Ailo popłakiwał, ale Inga obiecała mu, że wróci.
- Pomyśl, jak wiele będziemy mieli sobie do powiedzenia - mówiła z ożywieniem. -
Przeżyjesz wiele przygód w Finlandii, a ja zobaczę nowe strony. Dnia nam nie starczy na
opowieści. Rozglądaj się dobrze wokół, by wszystko zapamiętać.
Ailo obiecał solennie, że tak uczyni.
Zapadła noc, powietrze ochłodziło się i owady przestały dokuczać.
Dla wędrowców przygotowano dwa juczne renifery i niezbędny ekwipunek. Namiot,
trochę mniejszy niż używano w stałych obozowiskach, skóry i derki do spania, odzież, sprzęt
do gotowania, połowu ryb i zwierząt.
I mnóstwo jedzenia.
- Inga nic nie chciała - powiedziała szorstko Ravna. - Wy nie odmawiajcie. Macie ze
sobą małe dziecko.
Raija trzymała Ailo w nosidłach na plecach. Chłopiec ciążył jej, ale nie przyznała się
do tego. Nie chciała, by Mikkal nadwerężał nogę.
Ubrali się w odzienie odpowiednie do podróży, lekkie skórzane bluzy, które chłodzą w
upale, trzymają ciepło w chłodzie i chronią przed ukąszeniami owadów.
Ravna przytuliła syna, jakby żegnała się z nim na zawsze.
Pogłaskała wnuka po okrągłych policzkach wnuka, światło jej oczu, i objęła Raiję.
- Nigdy nie sądziłam, że spotka cię taki los - powiedziała. - Mogę się już tylko modlić.
- Uczyń to! - Raija odwzajemniła uścisk. - Potrzebujemy twych modlitw.
Opuścili letnie leże. Znów uciekali.
Mężczyzna, kobieta i dziecko ruszali w wędrówkę ku nieznanym horyzontom.
6
Pierwsza noc nie dała się wędrowcom we znaki, następne dwie minęły
niezauważalnie.
Dopiero kiedy zmierzchy i poranki zlały się w jeden ciąg, trudy wyprawy zaczęły im
doskwierać.
- Sądziłam, że będzie inaczej - wyrzuciła z siebie Raija, kiedy późną porą rozbijali
obóz pod otwartym niebem.
Ognisko strzelało iskrami pomiędzy dziewczyną a Mikkalem, renifery pasły się
spokojnie na mchach i wrzosach, które z wolna okrywały się płomiennymi barwami jesieni.
Ailo spał zawinięty w dwie skóry. Mijał kolejny wieczór. Przed zaśnięciem pełen
wrażeń chłopiec po raz kolejny zapytał ich, kiedy dotrą do celu.
Raija i Mikkal myśleli o tym samym, ale żadne nie postawiło głośno tego pytania.
Woleli milczeć.
Dla siebie nawzajem.
Dla Ailo.
- Więc to jest Finlandia - westchnęła Raija z rezygnacją. Rozłożyła ramiona, ale w tym
geście nie było czułości dla kraju, o którym marzyła przez długie lata. - Suomi, moja
Finlandia - dodała gorzko. - Niczym się nie różni od twojego płaskowyżu.
- Lapońskie wyżyny są do siebie podobne po obu stronach granicy - odrzekł rzeczowo
Mikkal. Wiedział o tym od dawna, ale nie spodziewał się, że Raiję to rozczaruje. - Tornedalen
wygląda inaczej, ale płaskowyż ma właśnie takie oblicze.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak rozległy - westchnęła. - Myślałam, że
przekroczymy go w parę dni, a dookoła wciąż pustkowie.
- Ludzie tu nie mieszkają.
Skinęła głową, zdążyła już to pojąć. Dotąd Finnmark wydawał się jej ogromną krainą,
ale teraz skurczył się gwałtownie.
- Dlaczego nie moglibyśmy tu zostać? - spytała.
- Aż minie niebezpieczeństwo? Potwierdziła.
- Moglibyśmy - odrzekł Mikkal - tyle że nie byłoby to zbyt rozsądne. Trzeba jedzenia,
zapasów, ludzkiego towarzystwa. Lato szybko minie, a zimy tutaj zdają się wiecznością. Noc
polarna dałaby się nam we znaki.
Zrozumiała.
- Więc trzeba iść dalej? Bez celu, bez niczego.
- Mamy siebie - odrzekł urażony. - Poza tym sądziłem, że wybieramy się do
Tornedalen. Przecież nigdy nie przestałaś o niej myśleć, prawda?
- Nie wiem, czy starczy mi odwagi - przyznała. - Chcę i nie chcę jednocześnie.
Miotam się między dwoma skrajnościami. Zdążamy na południowy wschód, to na razie mój
jedyny cel. - Zamilkła na chwilę i dodała: - Wkrótce zasłużę na miano jatkę. Już tak się czuję.
Wyobcowana, pozbawiona domu i oparcia...
- Jak drwal? - przetłumaczył dosłownie Mikkal. - Cóż masz wspólnego z drwalem?
- W Vardo używali tego słowa w innym znaczeniu - wyjaśniła Raija. - Gardzili
przybyszami, włóczęgami z Finlandii. To ich nazywali jatkę.
Ż
al w głosie Raiji tłumaczył wszystko. Życie w drodze musiało jej bardzo ciążyć,
wciąż karmiła się nadzieją i marzeniami. Mikkal rozumiał ukochaną, ale jej cichy żal, który
przesłaniał oczy dziewczyny ciemną chmurą, go niepokoił. Zamykała się, budowała mur
wokół siebie. Nawet on nie potrafił go przebić.
Mikkal potarł oczy grzbietem przybrudzonej dłoni.
Wiedział, co to oznacza, znał ten stan.
Jako dziecko Raija często odgradzała się od ludzi tą niewidzialną zasłoną, zwłaszcza
wtedy, gdy zmuszano ją do czegoś wbrew jej woli, traktowano niesprawiedliwie... W obliczu
zagrożenia Raija zamykała się w sobie.
Wtedy jednak zostawiała dla niego furtki. Razem spędzali czas w świecie marzeń i
zabawy, do którego nikt inny nie miał dostępu.
Mikkal otworzył oczy i poprzez palce spojrzał z lękiem na dziewczynę.
Wzrok Raiji nie wyrażał nic, przebijał go, jakby był powietrzem.
Strach jak zimny głaz przytłoczył mu serce, wyciskał zeń dobre i ciepłe uczucia, które
chował dla Raiji. Jakby chciał powiedzieć: Pozbądź się jej.
Ona cię już nie dostrzega.
Czyżby było za późno? Czyżby zasłona we wzroku dziewczyny miała na zawsze
odgrodzić ich od siebie?
Mikkal nie zamierzał do tego dopuścić. Życie straciłoby wtedy wszelką wartość.
Wszedł wprost w ognisko, poczuł żar pod kumagami.
Raija zasłoniła się instynktownie przed snopem iskier. Czy Mikkal oszalał? Zerwała
się na równe nogi. Gdyby została na miejscu, zaplątałby się w fałdy jej sukni i niechybnie
podpalił oboje.
- Rozum ci odjęło! - krzyknęła z wściekłością, odpychając wyciągnięte ramiona
Mikkala. - Po co to zrobiłeś? - prychnęła, usuwając się na bok. Popatrzyła nań, by sprawdzić,
czy nie doznał uszczerbku. - Nikt rozsądny nie skacze w ogień bez przyczyny!
Mikkal złożył ręce i podniósł twarz ku niebu. Noc była klarowna jak kryształ, gdyby
tylko dość wpatrywać się w przejrzysty firmament, ujrzeć można by było całą wieczność.
Chmury nie przesłaniały horyzontu, żaden nocny drapieżnik nie przecinał nieboskłonu.
- Dziękuję - wyrzekł w wieczność - dziękuję za to, że wciąż nie broni mi przystępu do
siebie, Panie!
- Skończ przedstawienie, Mikkal - warknęła Raija. - Jesteś takim samym
bezbożnikiem jak ja.
- Zastanawiam się czasami, co to oznacza - odrzekł tajemniczo.
Raija nic nie powiedziała.
Zarzucił jej ramiona na szyję i przyciągnął do siebie, nie dbając o to, że stawia lekki
opór. W ostrych słowach domagała się wyjaśnień.
- Odgrodziłaś się ode mnie - powiedział, wspierając się na ramionach dziewczyny. W
ten sposób łatwiej mu było utrzymać się w pozycji stojącej. Ćwiczył gorliwie zdrową nogę i
starał się mimo bólu używać chorej kończyny. Panował nad swoim ciałem, dotąd nigdy go nie
zawiodło. Po wypadku jednak zgnuśniał, zaczaj rozczulać się nad samym sobą. I został
kaleką, w równym stopniu z powodu nogi, co przez chmurne myśli. Został kaleką na duszy aż
do chwili, kiedy odzyskał Raiję.
- Zatopiłaś się w rozmyślaniach - szepnął, nie odrywając wzroku od dziewczyny. - Nie
dostrzegałaś mnie. Nie mogłem pozwolić, by ci to weszło w nawyk. Musiałem cię obudzić.
Uniosła głowę, patrząc z upodobaniem, jak wargi Mikkala układają się w słowa.
Nigdy przedtem nie zwracała na to uwagi.
- Myślałam - przyznała, nawet nie próbując się bronić. - Nawet nie pamiętam o czym.
To bez znaczenia.
Mikkal potrząsnął głową. Jego włosy były czarniejsze od nocy. Trochę za długie, lecz
Raija lubiła go takim.
- Dla mnie ma znaczenie, Raiju. Nie dopuszczałaś mnie do siebie. Bardzo mnie to
zraniło.
Raija położyła dłonie na wychudłych policzkach ukochanego. Palcami wskazującymi
muskała jego wargi, jakby chciała nimi zapamiętać jego oddech, ruchy ust, głos. Choć
przecież nie było to możliwe.
Wobec Mikkala Raija nigdy nie kierowała się zasadami rozsądku.
Czasami wydawało się jej, że szczęście, które od niego otrzymywała, jest nie z tego
ś
wiata. Czarowne uczucie, z którego zbudzi się pewnego ranka.
Jeszcze nie teraz.
- Nie chciałam cię zranić - zapewniła go. Czubki palców przyłożyła do skroni Mikkala
wzdłuż pulsującej tętnicy, napełniając całe ciało biciem jego serca. - Dałam się ponieść
uczuciu rezygnacji. Wciąż wędrujemy, nie ma dla nas przyszłości. Niebiosa jedynie wiedzą,
czy dane nam będzie wrócić do Ruiji. Może trzeba czekać, aż zmieni się komendant twierdzy
i pojawi nowy zarządca... Znienawidzimy się, przemierzając nieustannie ten płaskowyż jak...
jatkę.
Mikkal pocałował ją w czoło.
- Nigdy się nie znienawidzimy - rzekł z przekonaniem. - To niemożliwe. We wszystko
gotów jestem uwierzyć, tylko nie w to.
Jeszcze raz ją pocałował, zsunął dłonie na miękką krągłość jej bioder.
Uwielbiał jej dotykać. Nie tylko dlatego, że bliskość ciała Raiji budziła w nim
podniecenie. Także dlatego, że napełniała go nieziemskim spokojem.
Krew zawrzała mu w żyłach, czuł, jak pożądanie budzi do życia zmęczone marszem
ciało.
Nie spali ze sobą od wielu nocy. Mikkal tęsknił, ale tylko trochę.
Noc stała się mniej ważną częścią doby. Wędrowali, jedli, kładli się na spoczynek.
Blisko siebie, czasami spleceni ramionami, czasami tuląc Ailo.
Odmawiając sobie cielesnego spełnienia.
To było groźne. Oddalali się od siebie, musieli znaleźć drogę powrotną, zanim stanie
się za późno.
Raija pociągnęła Mikkala za włosy, nie za mocno, by nie sprawić mu bólu, lecz by
podsycić rosnące pożądanie.
Mikkal jęknął z zachwytu. Czubkiem języka muskał szyję dziewczyny za uchem, czuł
lekką słoność i ten niepowtarzalny smak ciała ukochanej.
- Nie nadwerężaj nogi - mruknęła i pociągnęła go na skóry. Jedną ręką rozpostarła je
na ziemi, drugą coraz mocniej obejmowała go za kark.
Mikkal nie protestował.
Nie mógł, nie umiał. Poddawał się jej woli, nie czując poniżenia. W ich słowniku
miłości nie było takiego pojęcia, przeogromne, niepojęte uczucie nie potrzebowało ofiary.
Naciągnęli na siebie derki, choć rozum podpowiadał, że to niepotrzebne.
Kochankom niebo wystarczy za przykrycie.
Mikkal obsypał ciało dziewczyny pocałunkami, jakby nie miał go dość. Upojony,
oszołomiony, szalony z tęsknoty...
- Nie tak mocno! - wydusiła z siebie Raija. Sama miała ognisty temperament, ale tym
razem Mikkal ją prześcignął.
Podniósł głowę lekko zaskoczony, musiał zamrugać, by ujrzeć ją wyraźnie, ale i tak
nie uwolnił się od tej cudownej ociężałości zmysłów i ciała, bezgranicznego, upajającego
szczęścia.
- Zbyt długo zwlekaliśmy - wyszeptał, zdumiony, że potrafił wyrzec tyle słów, na tak
długo oderwać się od jej policzków, szyi, warg...
Zatonął wzrokiem w ustach dziewczyny, podobnych do kwiatu na letniej łące,
przyciągających go z taką siłą, że nie mógł pojąć, dlaczego opierał im się tak nieludzko długo.
- Wiem, Mikkal - szepnęła w odpowiedzi, a jej oczy błyszczały z niewypowiedzianej
tęsknoty. - Tylko nie kochaj mnie z zaciśniętymi pięściami, jakbyś mnie nienawidził. Przyjdź
do mnie z rozwartymi dłońmi.
Ujęła mały palec ukochanego, uniosła go do warg i pocałowała ze zmysłową
lekkością, która przyprawiła Mikkala o drżenie.
I dopiero teraz ze zdumieniem zauważył, że kurczowo zaciskał dłonie.
- Będziemy kochać się łagodnie - rzekła, dotykając kącików jego ust wargami tak
delikatnie, że ledwie je czuł. - Tak jak kiedyś. Nie będzie między nami zła, jedynie czysta,
dobra miłość.
Mikkal zgadzał się z tym, co powiedziała. Sam tego pragnął, tyle że nie potrafił
znaleźć odpowiednich słów ani równie zręcznie ich wyrazić.
Ręka Raiji zbłądziła pod jego odzienie, zanim zdążył zdjąć dłonie z jej ramion,
wsunęła się zręcznym ruchem za pasek spodni i spoczęła na płaskim brzuchu. Dziewczyna
przylgnęła doń bezwstydnie i zmysłowo ocierała o jego ciało.
- Wciąż przerażają cię blizny? - spytała między jednym gorącym oddechem a drugim.
- Mam zostać w ubraniu?
Poczuł ukłucie bólu mimo pożądania. Tyle gotowa była dać i zadowolić się ledwie
namiastką miłości.
- Chcę cię widzieć - ciągnęła drżąco - ale jeśli moje rany cię odpychają, nie musisz ich
oglądać!
W odpowiedzi zadarł jej koszulę nad ramiona, ledwie się opanowując, kiedy dwa
guziki stawiły opór. Zaczął je odpinać niezdarnymi palcami, odpychając pomocną dłoń
dziewczyny.
- Połóż ją tam, gdzie przedtem. Dam sobie radę - wychrypiał.
Dotknął ustami wgłębienia między piersiami Raiji. Oporny guzik odskoczył. Mikkal
odsłonił mlecznobiałe piersi o sutkach nabrzmiewających od najlżejszego dotknięcia,
słodszych od dojrzałych malin, i blizny...
Stwardniałe skrawki skóry, szorstkie pod dotykiem jego dłoni, o ciemniejszym
zabarwieniu. Pamiątka niesprawiedliwości, której rozum ludzki nie jest w stanie objąć.
Kiedyś zapłakał na ich widok. Budziły wspomnienie prześladowań, nie budziły
pożądania.
Oddaliły ich od siebie, choć wszak nie przestał jej kochać.
Teraz mógł całować i blizny.
Dotykać ich wargami i pieścić równie zmysłowo, bez chwili wahania.
Wreszcie pojął, że zawsze znajdzie je pod palcami. I że przecież z tego powodu nie
przerwie pieszczoty.
Nie przestanie jej kochać.
Pożądać.
Jęknął, kiedy rozpięła mu spodnie. Nie zdziwił się, że to uczyniła, ale znów
zaskoczyła go intensywność doznań.
Wciąż nie mógł zrozumieć, jak to robi. Każdy kolejny akt miłosny przeżywał silniej i
to napawało go oczekiwaniem i strachem.
Przecież tak nie może być wiecznie. Przecież kiedyś się to skończy, nie można wciąż
wspinać się po drabinie rozkoszy. Kiedyś trzeba dojść na szczyt.
Nie tym razem.
Raija ściągnęła mu spodnie do łydek, ale nie poradziła sobie ze sznurowaniem butów.
Rzuciła się więc na skórzany kaftan Mikkala i zdjęła mu go przez głowę, zanim zdążył
pomyśleć o tym, by jej pomóc.
Raija nie potrzebowała pomocy.
- Zrobię to sama - powiedziała zdecydowanie. - Tak chcę.
I zabrała się za sznurowadła, które napęczniały wilgocią podczas marszu i zacisnęły
się w twardy supeł. Złamała dwa paznokcie, zanim dała sobie radę z pierwszym rzemykiem.
Drugi kosztował ją utratę kolejnych paznokci, ale powetowała to sobie, przeklinając siar-
czyście. Odzienie Mikkala wylądowało poza skórami, a Raija z zachwytem wślizgnęła się na
jego silne ciało.
Dłoń dziewczyny zatrzymała się dłużej na udzie, zaznaczonym długim, chropowatym
wgłębieniem.
Za pierwszym razem serce ścisnęło się jej na widok blizny Mikkala, ale tylko dlatego,
ż
e wyobraziła sobie, jak cierpiał. I jak niewiele brakowało, by go utraciła.
Teraz to był po prostu skrawek jego ciała i dotykała go z równą przyjemnością.
Wobec Mikkala nie mogłaby czuć odrazy.
- Grzeczne dziewczynki zamykają oczy i stają się ulegle - uśmiechnął się Mikkal.
Znów poczuł rosnące pożądanie, które osłabło nieco, kiedy Raija toczyła walkę ze
sznurowadłami.
Pragnął jej każdym nerwem ciała, ale w ich grze miłosnej znalazło się miejsce na żart.
Raija uniosła zachwyconą twarz. Dłonie szukały nowych punktów na ciele kochanka,
znalazły muskularne ramiona i podążyły aż do czubków palców, wsunęły pod pachy ruchem
lekkim jak tchnienie wiatru, by wreszcie spocząć na piersi unoszącej się w takt dzikiego
łomotu serca.
- Grzeczne dziewczynki nie uciekają przed zarządcą królewskim - odrzekła Raija z
filuternym błyskiem w ciemnych oczach. - Grzeczne dziewczynki nie muszą uciekać z
niezwykle pociągającym mężczyzną...
Obsypała jego pierś lekkimi pocałunkami, przesunęła usta na płaski brzuch, skubiąc
pasemko włosów. I uśmiechając się, pieściła ustami i dłońmi najczulsze miejsca na jego ciele.
- Grzeczne dziewczynki nie robią takich rzeczy, mój Mikkalu - droczyła się z nim,
kiedy znów znalazła się w jego objęciach.
- Komu potrzebne są grzeczne dziewczynki? - spytał głosem ochrypłym z pożądania. -
Po co one, skoro można mieć ciebie?
Musiał powściągnąć siłę swych mięśni, kiedy odwrócił ją na bok i przykrywając
ciałem, pozbawił sukni i bielizny. Raija pomagała mu gwałtownymi kopnięciami. Oboje byli
teraz głodni miłości, rozpaleni i równie spragnieni, by znów odkryć tę dzikość i rozkosz, jaką
potrafili obdarzać się nawzajem.
Mikkal podłożył silną dłoń pod kark Raiji, drugą wsunął pod łagodne wygięcie jej
pleców w miejscu, gdzie biodra zaokrąglają się miękkim łukiem.
Kolanem rozchylił nogi dziewczyny. Raija otarła się pożądliwie udem o jego udo, aż
jęknął głucho. Wiedziała, że doprowadza go do szaleństwa.
Uśmiechnęła się. Znała swą władzę nad nim.
Mikkal przykrył uśmiech dziewczyny pocałunkiem. Języki kochanków złączyły się w
szalonym tańcu.
Szum w uszach stłumił wszelkie odgłosy przyrody. W tej chwili nie usłyszeliby nawet
grzmotu nadciągającej burzy.
Mikkal nie wiedział już, gdzie kończy się jego ciało, a gdzie zaczyna ciało kochanki.
I wtedy odkrył, że zbliża się do szczytu, a Raija poczuła to samo. Nie odrywając warg
od ust Mikkala, wypchnęła biodra, wygięła się w łuk i pomogła mu znaleźć drogę. Mikkal z
jękiem odsunął się od gorących warg dziewczyny, by w nagłym porywie zacząć całować całe
jej ciało, smakować ją całą. Jego usta obiegły kark, zatonęły w miękkim zagłębieniu na szyi,
chłonęły zapach ciepłej, drżącej skóry. Opadał w nią i wznosił się, chwytał rytm ciała, które
poruszało się pod nim jak morska fala. On jak morski wicher wybiegł jej na spotkanie.
I jak morze, równie nagle i cudownie, opadli z sił.
Leniwymi ruchami zakopali się w skóry, rozgrzani, pachnący miłością. Zasnęli objęci.
Szczęśliwi.
Tej nocy wyrzucili zło ze swego świata. Nie wiedzieli nawet, że istnieje. Nie
wiedzieli, że chciało wtargnąć w ich życie i wędrówkę.
Nie wiedzieli, że było blisko.
Nawet sny mieli szczęśliwe.
Lecz po nocy wstaje świt.
7
Kraina pomiędzy morzem a rzekami Tornio
∗
i Kemi była ziemią niczyją.
Wrota do Finlandii należały do wszystkich i do nikogo. W stolicach państw
ościennych odkurzano czasem stare mapy, ale nie znajdywano na tych obszarach naturalnych
linii podziału.
Między Norwegią a Szwecją przebiegają góry Kjolen, co do tego wszyscy byli zgodni,
choć i tam spierano się o własność spłachetków ziemi.
Dalej na północ konflikty graniczne wybuchały z pełną mocą. Trzy królestwa
dochodziły swych praw, powołując się na dawne traktaty. Każde z nich na własne.
Kraina rozciągała się ku północy jednostajnym krajobrazem, w którym nie wprawione
oko rozeznać się nie mogło, by urwać się na koniec kamienistym wybrzeżem.
Pogranicze, lapoński płaskowyż, czapa północy...
Ź
ródło bogactw poborców podatkowych.
Raj dla wyrzutków społeczeństwa, którzy tutaj mogli zerwać więzi z przeszłością.
Bezpieczna przystań dla takich jak Raija.
I dla takich jak Kalevi.
Raiję oskarżono niesłusznie.
Kalevi zrobił to, co mu zarzucano. Miał zresztą znacznie więcej na sumieniu, ale
potrafił trzymać język za zębami.
Nie należał do ludzi, którzy sami sobie kręcą stryczek na szyję.
Nogami mógł poruszać w ograniczonym zakresie, na tyle na ile pozwalały solidne
łańcuchy. Kajdany, którymi skuto mu ręce, przymocowane były do wiekowej ściany z bali i
choć wściekłość zwielokrotniała jego siły, nie potrafiłby się uwolnić. Siedział w niewygodnej
pozycji, dłonie bowiem spętano mu wysoko nad głową. Cały czas wyprężał tułów, by
odciążyć nadgarstki.
Bał się o dłonie, nie chciał stracić w nich władzy.
Bez pomocy z zewnątrz nie ucieknie. Pozostawało czekać cierpliwie, czekać, aż będą
go przewozić. To był ich słaby punkt. Z pewnością nadarzy się sposobność, by wykorzystać
chwilę nieuwagi strażników.
Czekać.
∗
Na terenie Szwecji rzeka ta nosi nazwę
„
Tome
”
(przyp. red.)
.
To jedyna szansa, by ujść przeznaczeniu. Jeśli zdoła wyprowadzić w pole swoich
prześladowców, nikt go nie znajdzie. Na północy rozciągały się lapońskie płaskowyże,
idealne schronienie.
Nie zamierzał pozwolić zaciągnąć się do Sztokholmu. Nie podda się decyzji obcego
sądu.
Szwedzki sędzia nie odczyta mu wyroku śmierci.
Kalevi był Finem.
I mordercą, ale to akurat napawało go dumą.
Był silnym mężczyzną. Zabijał w słusznej sprawie.
Za każdym razem.
No, może nie za każdym razem. Nie zawsze walczył z jednym przeciwnikiem.
Te dwie dziewczyny...
Kalevi skrzywił się. Głupie gęsi, same sobie winne. Nie żądał od nich więcej ponad to,
co należy się mężczyźnie. Mogły się zgodzić, same by miały trochę uciechy. Kobiety wcale
nie są takie oporne, to tylko gra. Kalevi je przejrzał, dlatego zaczęły się dąsać.
I tak dostał, czego chciał. Potem wściekłość przyćmiła mu zmysły.
Nic go to nie kosztowało. Objąć rękami szczupłą szyję i poczuć własną siłę.
O tych morderstwach nie wiedzieli.
Przynajmniej nie wspomnieli o nich ani jednym słowem.
Poza tym sprawili się nieźle, znali pozostałe sprawki Kaleviego. Tyle że w ich
relacjach brakowało najważniejszych szczegółów. Nic nie pojmowali. Nie wiedzieli, dlaczego
to robił.
Tylko go oskarżali, krzyczeli, by się przyznał. Przyznać się? A po co? Brali go za
skruszonego grzesznika. O, święta naiwności!
Nawet pastora sprowadzili. Biedak musiał o nim słyszeć, bo stanął na progu i nie
odważył się wejść do środka. Drepcząc w miejscu, usiłował go nawrócić i uchronić przed
wiecznym potępieniem i ogniami piekielnymi.
Kalevi nie zaszczycił duchownego rozmową, za to jego strach bardzo go rozbawił.
Ciarki zadowolenia przeszły mu po plecach. Sława jego czynów wzbudzała lęk.
To oznaczało uznanie.
Zdawało mu się, że czuje zapach potu klechy, i to jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
Mógł wiele wytrzymać, karmiąc się tym wspomnieniem.
Byleby tylko wydostać się z tego przeklętego lochu!
Nazywał się Kalevi Moutka i urodził się w okolicach jeziora Mieko. Jego dom
rodzinny znajdował się przy małej zatoce w środku świerkowego lasu na wschód od rzeki
Tornio.
Dzieciństwa nie pamiętał.
Nie chciał pamiętać.
Ż
ycie zaczęło się, kiedy skończył osiemnaście lat.
I zabił po raz pierwszy.
Teraz dobiegał trzydziestki, zresztą stracił dawno rachubę czasu. Datę urodzin
zapisano w księgach kościelnych miasta Tornio, ale niewiele go to obchodziło. Wiek nie miał
ż
adnego znaczenia.
Po prostu żył.
I jak tylko uwolni się z tych przeklętych łańcuchów, a klął się na Boga, że to uczyni,
to znów będzie żył.
Nie nudno i przyzwoicie jak mieszczuchy, tylko dziko, bez zahamowań, jak przystoi
prawdziwemu mężczyźnie. Jak drapieżne zwierzę.
Z nożem u gardła, w nieustannym zagrożeniu, od którego drży każdy nerw ciała.
Był nieostrożny, dlatego go pojmali.
Ubzdurał sobie, że jest mądrzejszy od nich wszystkich, i los go pokarał.
Napadał bez celu, bez planu, popisywał się, droczył. I w końcu zapłacił za własne
zadufanie.
Tę starą babę zabił przez przypadek. Nie był wcale w nastroju, by odbierać komuś
ż
ycie. Zwłaszcza jej. Ten jeden postępek nie napawał Kaleviego zadowoleniem.
Morderstwo nie sprawiło mu nawet satysfakcji i było zupełnie niepotrzebne. W tym
jednym Kalevi przyznawał rację ludziom lensmana, poza tym nie przejmował się ich
gadaniem.
Wykazał się nieostrożnością, zaczaj chlapać językiem.
Stróże prawa wszędzie mają uszy. Kalevi sam był sobie winny, że wylądował w lochu.
Jak wyjdzie, będzie ostrożniejszy. Nigdy jednak nie przestanie szukać
niebezpieczeństw, to one bowiem sprawiają, że krew szybciej krąży w żyłach.
Musiał odpoczywać, szykować się na właściwy moment. Podniósł się na kolana i
oparł o chłodną ścianę. Zapach drewna wciąż był intensywny, przez szpary dochodziły
odgłosy z zewnątrz i wiało zimne powietrze.
Kalevi zamknął oczy. Żelastwo wpijało się w nadgarstki, ale chłód metalu koił ból.
Nie przejmował się bólem. Umiał znieść wiele, zagryźć zęby.
Zapadł w sen, który uniósł go wąskimi, zarośniętymi ścieżkami ku lapońskim
płaskowyżom.
Obudzili się tak, jak zasnęli. Nadzy, wtuleni w siebie, rozgrzani.
O tym właśnie śnili. O tym, co wydawało się niemożliwe.
O tym, co Raija w myślach nazywała szczęściem.
Tylko w myślach. Nie chciała wyzywać losu.
- Jesteś piękna o poranku - uśmiechnął się Mikkal, całując ją lekko. - Będę ci to
powtarzał codziennie do końca życia.
Raija nie odpowiedziała. To była cudowna, lecz niebezpieczna obietnica. Żadne z nich
nie wiedziało, czy resztę życia spędzą razem. Nic już nie było pewne.
- Prześliczny poranek na dalszą wędrówkę - odrzekła. - Do Tornedalen.
Mikkal zacisnął pasek i spojrzał badawczo na dziewczynę. Zastanawiał się, co kazało
jej podjąć decyzję, skoro poprzedniego wieczora się wahała.
- Mówię poważnie - zapewniła. - Muszę się dowiedzieć, jak im się wiedzie, a jeszcze
nigdy nie byłam tak blisko. Boję się, ale już się nie cofnę. Nie wybaczyłabym sobie. Chcę ich
zapewnić, że mimo wszystko jest mi dobrze. Że jakoś żyję...
Mikkal nie mógł się oprzeć, by jej nie dotknąć, nie przytulić.
- Więc jest ci dobrze? - spytał smutno, całując skroń dziewczyny. - Potrafisz zmienić
noc w dzień. Tak ci dobrze, że uciekasz z Ruiji przed stosem. Masz męża, którego nie
kochasz i który ciebie nie kocha. Małe dzieci, których może nigdy już nie zobaczysz... -
Westchnął głęboko i przytulił ją mocniej. - Dobry Boże, co z tobą będzie? Co będzie z nami?
- W ogóle o tym nie myślę - szepnęła. - Po prostu żyję.
Długo stali przytuleni, mimo chmurnych myśli, dając sobie nawzajem odwagę i siłę,
by stawić czoło kolejnemu dniu, dalszej wędrówce. By śmiać się razem z Ailo i zapomnieć o
troskach.
Mieli cel.
Tornedalen. Na północ od Ylitornio, gdzie krajobraz otwiera się szeroko, gdzie rosną
nieprzebyte bory. Gdzie rzeka Tornio toczy się strugą błękitniejszą od nieba. Niedaleko
jeziora Mieko, największej wody, jaką widziały oczy Raiji, zanim wyruszyła na północ.
Teraz mogła już wypowiedzieć te słowa.
- Wracam do domu.
Ludzie wiedzieli, gdzie go przetrzymują, a zła sława jego uczynków rozniosła się aż
do Kaliksu.
Kalevi widział grupki ludzi gromadzące się pod więzieniem o każdej niemal porze
dnia.
Czasami przystawali na tyle blisko, że przyłożywszy ucho do drewnianej ściany,
słyszał strzępy rozmów. Głosy, w których pobrzmiewała bojaźń.
Napawał się nimi. Napawał się przesyconą lękiem ciszą, która zapadała, kiedy
wymienili się opowieściami.
To mu starczało. Kiedy głosy podnosiły się w ekscytacji, dzwonił łańcuchami, drapał
podeszwą buta o nierówności podłogi, odsuwał się od ściany. Nucił jakąś sprośną piosenkę...
Umiał śpiewać. Nikt mu tego nigdy nie mówił, ale wiedział, że ma dobry głos.
Rozmowy już nie milkły. Ludzie nabrali odwagi, ufni w bezsilność więźnia. Był
przykuty do ściany, nie mógł ich skrzywdzić.
Do samosądu jednak nie doszło.
Kalevi był mordercą, złodziejem, zadawał gwałt i kłamał... Trudno by znaleźć
przestępstwo, którego się nie dopuścił.
Czuli odrazę do człowieka i postępków, ale jego obecność dodawała smaczku ich
monotonnemu życiu.
Tyle że była tymczasowa. Trzymano go w więzieniu w oczekiwaniu na odpowiedni
ś
rodek transportu.
Bano się wieźć go w odkrytym wozie, czekano na solidną budę pozbawioną okien i
wyposażoną w mocne zamki.
Mimo wzburzenia miejscowej ludności stróże prawa nie zdecydowali się skazać
Kaleviego na miejscu. Miało się to dokonać w stolicy. Dopóki tkwił w lochu, mógł czuć się
bezpieczny.
Bezpieczeństwo było jednakże dla niego pojęciem nieznanym. Nienawidził tego
słowa, bo równało się słabości, a Kalevi nie okazywał tak niskich uczuć.
Był silny i samotny.
Samotny...
W tym tkwiła siła Kaleviego, w samotności i chorobliwej wręcz podejrzliwości.
Gdyby jednak miał choć jednego sojusznika za kratami... Wyprowadziłby w pole tych
zadufanych w sobie strażników. Choć jedną bratnią i lojalną duszę...
Słyszał szum lasu, czuł zapach łąk leżących na północ od Kaliksu...
Do diabła z tym!
Przecież się nie rozklei tylko dlatego, że może nigdy już nie ujrzeć wód jeziora Mieko.
Będzie żyć! Ucieknie, a jego prześladowcy trząść będą portkami. Wszyscy, strażnicy i
klecha, lensman i ten żądny sensacji tłumek!
Będą ogryzać paznokcie i oglądać się ze strachem, czy nie nadchodzi Kalevi Moutka!
Oparł się o ścianę i wbił wzrok w powałę. Ujrzał bezmiar płaskowyżu, wyśniony raj.
Wróci tam.
Choćby miał znów zabić.
Okazja nadarzyła się szybciej, niż przypuszczał. Tego samego wieczora w celi zjawiło
się dwóch strażników.
Mieli na sobie odzież podróżną.
W twarzy Kaleviego nie drgnął żaden mięsień. Strażnicy byli wprawdzie uzbrojeni,
ale nie uznał tego za fakt szczególnie godny uwagi.
- No, bestio - warknął jeden z przybyłych, wkładając klucz do zamka, który spinał
kajdany ze ścianą. - Nie zestarzałeś się w tej dziurze, ale nie żal nam, że z niej znikniesz.
Postawili Kaleviego brutalnie na nogi i rzuciwszy na ścianę, jeszcze raz starannie
przeszukali jego ubranie.
Zrobili to już, wtrącając Fina do lochu, i choć wiedzieli, że nikt od tamtej chwili nie
miał przystępu do więźnia, powtórzyli rewizję z niekłamaną przyjemnością.
- Nie zapytasz, dokąd cię zabieramy? - spytał drugi strażnik, pchając Kaleviego ku
drzwiom.
Morderca wzruszył ramionami z obojętnością.
- A po co? - odrzekł znudzonym tonem. - Przecież wiem.
Mężczyznom zdało się, że nie ma na myśli stolicy i stryczka. Niepojęte, skąd brał tę
niezachwianą pewność siebie.
- Do piekła - zarechotał drugi strażnik, wzbudzając rozbawienie kompana.
Kalevi poczłapał między nimi drobnymi kroczkami, łańcuchy u nóg bowiem znacznie
ograniczały swobodę ruchu.
Mimo że zapadał zmierzch, przed więzieniem zebrał się tłumek gapiów.
Kiedy Kaleviego prowadzono do lochu, jego kroki śledzili wszyscy mieszkańcy
Kaliksu, widać jednak nie mieli dość. Rzadko zdarza się okazja, by zobaczyć mordercę z
bliska, niemal otrzeć się o niego. Będzie co opowiadać wnukom.
Kalevi spoglądał wrogo ku ciżbie, nie rozróżniając twarzy.
Zimne, pozbawione uczuć spojrzenie budziło w duszach naiwnych i romantycznych
uczucia zgoła niespodziewane.
Kalevi czuł na sobie wzrok kobiet i uśmiechał się kpiąco.
Wiedział, co myślą.
Kiedy mijał grupkę młodych dziewcząt, które odważnie ustawiły się bliżej niż reszta
gapiów, poczuł na sobie dotyk płochliwych dłoni.
Obejrzał się i popatrzył na dziewczęta, przybierając dostojną, królewską nieomal pozę,
po czym odwrócił wzrok.
Dobiegły go podniecone szepty.
- Spojrzał na mnie! Widziałaś te oczy?
- Jest taki przystojny! I taki straszny!
- Zgadłabyś, że to morderca?
Marzenia dziewcząt długo miały krążyć wokół Kaleviego. Zabójcy o niebieskich,
wąskich, lekko skośnych oczach i ładnie rzeźbionych rysach twarzy.
Brud i kilkudniowy zarost dodawały mu tragicznego uroku.
Taki piękniś nie mógł być zły do szpiku kości, myślała niejedna z panien, przekonana,
ż
e zdołałaby ocalić skazaną na zatracenie duszę przestępcy.
Kalevi znał te marzenia.
Kobiety go nie interesowały.
Kobiety to dla silnego mężczyzny niepotrzebny ciężar.
Nadawały się tylko do jednego.
Poza tym nie miały znaczenia.
Słuchał kiedyś słów o miłości i uczuciu. Słuchał tylko po to, by skwitować je
szyderczym śmiechem.
Dziewczyny miały pusto w głowie. Wierzyły w słowa i obietnice, dawały się omamić
ładnym wyglądem. Nie było dla nich miejsca w życiu Kaleviego. Gardził kobietami.
Czekali na niego z otwartym wozem.
Serce Kaleviego podskoczyło z radości.
- Jedziesz do Tóre - poinformował jeden ze strażników. - Stolica się niecierpliwi.
Wóz, który wysłali po ciebie, zajedzie jutro do Tóre...
Kalevi nie wyrzekł ani jednego słowa.
Tym razem okazał większą roztropność. Gdyby nie te przeklęte kajdany u nóg!
Miał jeden wieczór na działanie.
Coś się wydarzy.
Czuł to.
Dojeżdżali na miejsce, kiedy modlitwy Kaleviego zostały wysłuchane.
Pękła oś wozu.
Strażnicy z trudem powściągnęli konie. Tył wozu wydrapał długą bruzdę w ziemi.
Kalevi wstrzymał oddech.
Zmysły miał napięte do granic ostateczności.
Nadeszła sposobność, której wyglądał.
- Złaź z wozu! - ryknął jeden ze strażników. - I bez ciebie jest diabelnie ciężki!
Kalevi przerzucił nogi przez bok wozu i wyskoczył. Szurając nogami, usunął się z
drogi strażnikom, którzy w pocie czoła usiłowali połączyć złamane części ośki. Wyraźnie
mieli nadzieję, że uda im się naprawić uszkodzenie.
Rzut oka wystarczył Kaleviemu, by stwierdzić, że sprawa jest beznadziejna. Nawet do
głowy mu nie przyszło, by pomóc stróżom prawa. Zwłaszcza że ci sami stróże prawa z
lubością patrzyliby, jak dynda na stryczku.
Rozejrzał się wokół i uznał, że wypadek nie mógł się zdarzyć w odpowiedniejszym
miejscu.
Ż
adnych zabudowań w pobliżu, ani śladu ludzi. Krajobraz w sam raz nadawał się do
ucieczki, otaczały ich pagórki, pokryte lasem wzgórza, strumyki i niewielkie jeziora.
Tylko pęta u nóg stanowiły przeszkodę.
- Gdzie łazisz? - Jeden ze strażników zawrócił go na drogę i kazał oprzeć się plecami o
uszkodzony wóz. Kalevi nie posłuchałby, gdyby tamten nie poparł rozkazu, przytykając mu
lufę do brzucha.
Kalevi wiedział, że strażnik się go boi. Przestraszeni ludzie nie powinni trzymać tak
niebezpiecznej broni.
Kalevi potrafiłby wykorzystać siłę i przewagę, jaką daje strzelba. Jeśliby strzelił, to w
jasno określonym celu. By zabić. Nigdy jednak nie posiadał strzelby.
Strażnik zaś gotów jest pociągnąć za spust ze strachu.
Bandyta oparł się o wóz i spod przymkniętych powiek przyglądał się niezdarnym
poczynaniom obu mężczyzn.
Wyprzęgli konie.
Wymieniali nerwowe uwagi, niepewni, jak się zachować. Obaj, nawykli do słuchania,
nie potrafili podejmować decyzji.
I żaden z nich nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności. Nie tutaj. Za to z
rozkoszą przyznaliby sobie zasługę doprowadzenia więźnia do celu.
Kalevi uznał, że ich szanse zmalały nieomal do zera.
Zamknął oczy i czekał.
- Poluźnimy ci łańcuchy - zdecydował starszy. Jego znacznie młodszy i znacznie
bardziej przestraszony kolega dobrowolnie zrzekł się przywództwa.
- Nie boicie się? - zakpił Kalevi.
- Za co się uważasz? Za wysłannika piekieł? Potrafimy nauczyć cię moresu. Mrugnij
tylko, a zastrzelimy cię na miejscu. Wszystko nam jedno, czy zdechniesz tu czy w stolicy.
Wciąż wierzyli, że mają nad nim przewagę.
To dobrze.
Zdjęli mu kajdany z kostek. Kalevi z trudem powstrzymał okrzyk radości.
Zaprowadzili go do koni i wybrali tego, który wydał im się najcięższy i
najpowolniejszy.
W ogóle nie znali się na koniach, Kalevi zaś wzrastał ze zwierzętami.
Poczuł skurcz w żołądku na to wspomnienie z dzieciństwa, ale zdusił je w sobie.
Musiał zachować klarowność myśli.
- Mam go dosiąść? - spytał, udając, że boi się koni. Strażnicy zaśmiali się złośliwie.
Kalevi nie zareagował, dobrze wiedział, kto będzie śmiać się ostatni.
- Chyba że chcesz biec za nim aż do Tóre. Z pętlą na szyi. Przynajmniej zaoszczędzisz
sobie podróży na południe.
Kalevi stawiał opór, kiedy ładowali go na grzbiet zwierzęcia. Konie nie były
osiodłane, więc musiał chwycić się grzywy. Kajdanki u rąk trochę go uwierały, ale wiedział,
ż
e da sobie radę. Poklepał zwierzę uspokajająco, cały czas obserwując strażników...
Oni zaś nie zwracali na niego uwagi, zajęci dosiadaniem wierzchowców.
Kalevi wbił obcasy butów w boki konia, pochylił się nad jego karkiem i w ułamku
sekundy odsądził się od zdumionych mężczyzn.
Nagłość, z jaką to uczynił, dała mu przewagę.
Chwilę jeszcze słyszał głosy strażników za sobą, dobiegały go trzaśnięcia bicza, które
z wolna cichły w oddali.
Tylko wiatr szumiał tajemniczo pośród melancholijnych świerków.
Wtedy dopiero przyhamował wierzchowca.
Roześmiał się w noc, upojony wolnością.
I zaczął śpiewać piosenkę, jedną z tych, która treścią urąga prawu i sprawiedliwości.
Na własny rachunek dodał parę zwrotek.
Był wolny.
Zdążał na północ, ku lapońskiemu pograniczu.
Najpierw jednak pragnął raz jeszcze ujrzeć wody jeziora Mieko.
8
- Zbliżamy się. - Mikkal spojrzał z ukosa na Raiję. - Poznajesz okolicę?
Na twarzy Raiji pojawił się wyraz napięcia.
Ailo siedział na grzbiecie renifera. Był zmęczony, kaprysił, tego dnia bowiem przebyli
znacznie dłuższy niż poprzednio odcinek drogi. Bliskość celu sprawiła, że nie zatrzymali się
na wieczorny odpoczynek. Rozglądali się wokół, szukając czegoś, co obudziłoby
wspomnienia.
- Minęło trzynaście lat - powiedziała wolno i ostrożnie. Dotąd nie wątpiła, że pamięć
jej nie zawiedzie. - Wszystko wygląda inaczej. - Nie ukrywała rozczarowania. Zmarszczyła
brwi i zatrzymała się. Krajobraz zdawał się jej obcy.
Jeziora po obu stronach... Płaski, żyzny teren. Lasy. To miejsce niczym nie różniło się
od tych, które mijali w ostatnich dniach.
Lasy, jeziora, pola...
Raija doznała nawet lekkiego zawodu, że jej wzrok nie może spocząć choćby na
niewielkim wzgórzu.
Ona, która szczerą nienawiścią darzyła strome, straszne skały w Ruiji opadające
wprost do morza.
Miała wtedy osiem lat...
Oglądała świat z innej perspektywy. We wspomnieniach była to kraina słońca, ciepła i
dobrej pogody.
Teraz w powietrzu leżała gęsta mgła, wisiała nad nimi lepka i mokra, wymazując
znaki rozpoznawcze w krajobrazie. Zniekształcała okolicę nie do poznania.
Raija wytężyła myśli i wydobyła z mroków pamięci na wpół zapomniane nazwy.
Półwysep Iso - Vietonen. Jezioro Raanu... Kształt się zgadzał. Długi cypel wrzynający
się w toń wody. Minęli inne jezioro tej samej wielkości. Raanu.
A więc z prawej strony leżało Mieko!
Serce zabiło jej gwałtownym rytmem. Mogłaby upaść na kolana w objęcia wody, ale
nie ruszyła się z miejsca, przepełniona cichym szczęściem, oczekiwaniem, dręczącą
niepewnością.
Zsadziła Ailo z renifera i przytuliła chłopca, który objął ją ufnie za szyję.
- Dalej już dziś nie pójdziemy - pocieszyła malca i podnosząc twarz, napotkała
pytające spojrzenie Mikkala.
- Tak - potwierdziła. - Jesteśmy prawie u celu. To jezioro Mieko.
Mikkal przypuszczał od pewnego czasu, że dotarli do rodzinnych stron Raiji. Bywał tu
kilkakrotnie. Czekał jednak, aż sama mu to powie.
- Już niedaleko - dodała. - Potrzebuję czasu. To... - zawahała się, szukając właściwych
słów, ale żadne nie odpowiadały temu, co czuła - ...silne przeżycie - dokończyła banalnie.
Mikkal rozjuczył renifery i spętał je. Nie musiał karmić zwierząt, wokół ciągnęły się
bujne, zielone pastwiska. Patrząc po okolicy, nie sposób było uwierzyć, że osiadłym tu
ludziom głód kiedykolwiek zaglądał w oczy.
A jednak los Raiji stanowił żywe przypomnienie o latach nędzy i nieurodzaju.
Mikkal przygotowywał obozowisko, w nagłym odruchu postanowił rozstawić namiot.
Może zrobił tak ze względu na mgłę, spoczynek w chłodnym, wilgotnym powietrzu nie
należałby do przyjemności.
A może uczynił tak z innego powodu, którego nawet nie potrafił nazwać. Miał dziwne
przeczucie.
Nie przyznał się do niczego wobec Raiji, ale zauważył, że dziewczyna też rozgląda się
wokół.
Nie miał odwagi zapytać, czy coś ją niepokoi. Może po prostu przypatruje się okolicy.
Nie chciał jej straszyć. Jeśli coś ją gryzie, nie omieszka o tym powiedzieć.
Raija nie odezwała się.
Przygotowała posiłek, zajęła się Ailo. Mówiła do chłopca, trzymała go za rękę, póki
nie zasnął wtulony w skórzane derki.
Mikkal odtrącił złe myśli od siebie. Musiał mieć przywidzenia. Wszak Raija była
znacznie wrażliwsza od niego, a niczego nie zauważyła.
Ognisko wygasało z wolna. Nie podsycali ognia, w okolicy nie kręciła się dzika
zwierzyna, a w namiocie panowało przyjemne ciepło. Mieli siebie i derki.
Raija leżała w ramionach Mikkala. Sen nie przychodził, zbyt wiele myśli kłębiło się
jej w głowie, zbyt wiele wrażeń.
- Miła moja... - Głos Mikkala zabrzmiał lekko jak tchnienie wiatru. - Podziel się tym,
co czujesz.
Bliskość była ważna, ważne było to, że mogli patrzeć na siebie. Mówili do siebie nie
tylko słowami, ale i wyrazem twarzy, z których potrafili wychwycić niejedną ulotną myśl.
Raija i Mikkal rozmawiali wieloma językami.
- Przeżywam to od nowa - szepnęła drżąco. - Znów mam osiem lat, czuję się
zdradzona i opuszczona. Dorosła Raija wie, że uczynili to w dobrej wierze, ale nie potrafię
myśleć inaczej. Znów mam osiem lat. Wiatr pieści moje policzki. Mam mokre stopy, och, ta
przeklęta mgła! I tylko ciebie na tym świecie.
Mikkal słuchał w milczeniu, głaszcząc ukochaną po głowie. Widział, że tak samo
postępowała z Ailo, kiedy chłopiec się smucił. Głaskała go po głowie i słuchała.
Teraz równie chętnie poddawała się podobnym zabiegom.
- Wiem, co chcę im przekazać, nie wiem tylko, czy się odważę. Boję się, że kiedy
stanę z nimi twarzą w twarz, znów poczuję się jak to opuszczone dziecko. I nie będę umiała
im powiedzieć, że zrozumiałam...
Uspokoiła się. Dłonie Mikkala działały kojąco, łagodnie masowały kark dziewczyny,
przesuwały się po ramionach, po włosach. Pieściły bez ukrytego zamiaru, bez pożądliwości.
Mikkal mówił jej poprzez dotyk, że jest obok niej. Że nie musi samotnie zmagać się z
przeszłością.
Pieszczoty to jeszcze jeden język, równie bogaty jak ten złożony ze słów.
Na końcu wyjawiła, czego obawiała się najbardziej.
- Co będzie, jeśli nie żyją, Mikkal?
- Czy to ma aż takie znaczenie? - spytał. - By wiedzieli, że zrozumiałaś?
Raija pokiwała głową.
- Ogromne. - I leżała długo w milczeniu, zanim dokończyła myśl. - Nie chcę być
niczyim wyrzutem sumienia. Muszą wiedzieć, że nie chowam urazy. Że dałam sobie radę.
Mikkal pomodlił się w duchu za rodziców Raiji. Tak bardzo pragnęła znów ich ujrzeć,
odnaleźć własne korzenie i miejsce na ziemi. Miejsce, które zwie się domem. Nadmorska
kraina ofiarowała jej wiele, ale nigdy nie stała się prawdziwą przystanią.
Mikkal myślał o tym z ciężkim sercem. Sam też nie potrafił stworzyć jej domu.
Choć uśmiechała się i mówiła, że jej dom jest tam, gdzie on, dobrze wiedział, iż szuka
czegoś stałego. Pokojów, w których mogłaby się krzątać, wnętrz, które mogłaby przyozdobić.
Mikkal miał niespokojną duszę wędrowcy, która zwiędłaby zamknięta w czterech
ś
cianach domostwa. Jego życie wiodło ścieżkami reniferów.
Bolał z tego powodu, bo gotów był ofiarować jej wszystko. Wszystko, tylko nie to.
Kochał włóczęgę, niepewność, nieprzewidywalność losu. Nie potrafił żyć inaczej.
Niebo i namiot były mu dachem. Nie mógł dać jej więcej. Oboje rozumieli to bez słów.
- Jutro ich poszukamy - obiecał i przyciągnął ją do siebie. - Nie spoczniemy, póki ich
nie odnajdziemy. Pamiętam dobrze twoje rodzinne strony, choć wtedy leżał śnieg.
- Ja też pamiętam - odrzekła Raija. Ułożyła się wygodnie i skryła twarz w zagłębieniu
na szyi Mikkala. Tam czuła się bezpiecznie i dobrze.
Potrzebowała ciepła jego ciała. Drżała, choć noc nie była chłodna.
- Kocham cię, Raiju - szepnął Mikkal. - Od samego początku byłaś mi bliska, ale któż
mógł wiedzieć, że staniesz się moim przeznaczeniem? Że ta obdarta dziewczynka przemieni
się w najpiękniejszą istotę, jaką nosiła ziemia? Kto mógł przewidzieć, że tamta ośmiolatka w
za dużej chuście na głowie stanie się jedyną kobietą, którą obdarzę miłością?
Ciepła dłoń zacisnęła się na ręce Mikkala.
- Dziękuję za te słowa, mój miły! - wyrzekła cicho. - Zawsze wiesz, kiedy ich
potrzebuję najbardziej. Raija Alatalo miałaby smutne życie, gdybyś nie istniał. Wtedy nigdy
nie odnalazłaby miłości. Tej prawdziwej i jedynej. Największego i najdziwniejszego uczucia
ze wszystkich.
- Mina rakastan sin ua - zakończyła. - Mon rakastan do. Kocham cię, Mikkal.
Kalevi dostrzegł ich, zanim stanęli na popas. Coś kazało mu się zatrzymać i przyjrzeć
rozwojowi wydarzeń.
Lapończycy, sądząc po odzieniu i reniferach. Kalevi nie znał bliżej tego ludu.
Widywał ich na spędach reniferów i targowiskach, ich wolny i niczym nie skrępowany
sposób życia budził w nim zazdrość i uznanie.
Nie dlatego, że chciałby być jednym z nich! Prychnął na samą myśl. Wiedzieli jednak,
jak przetrwać na pustkowiu, a on wkrótce będzie musiał opuścić utarte szlaki. Ziemia paliła
się mu pod stopami.
Wiedział, że go szukają, tylko nie tam, gdzie trzeba. Nie przeliczył się, nie
spodziewali się, iż podąży ku rodzinnym stronom, gdzie wszyscy znali jego twarz.
Wszystko poszło jak z płatka.
Ruszył najpierw na zachód wzdłuż rzeki, przekraczając ją kilkakrotnie na wypadek,
gdyby użyli psów. Kiedy koń zaczął powłóczyć nogami, pozostawił go na pastwę losu. Kalevi
niewiele dbał o czworonożne stworzenia.
Kajdanki stanowiły powód do niepokoju, z nimi nie mógł pokazać się wśród ludzi,
poza tym przeszkadzały w zdobywaniu pożywienia.
Oddaliwszy się na wschód od rzeki, natknął się na leżącą na uboczu zagrodę. W nocy
zajrzał do wszystkich pomieszczeń i ku swemu zadowoleniu w jednym z nich znalazł
prymitywną kuźnię.
Kolejny uśmiech losu, w zagrodzie mieszkał samotny mężczyzna. Kalevi zbudził
chłopa i zmusił go, by rozpiłował żelazne obręcze.
Mężczyzna uczynił to bez słów, a na jego twarzy nie było znać strachu. Kaleviego
korciło, by wyznać mu swoje imię, ale się powstrzymał. Starzec i tak nie będzie miał się
komu pochwalić.
Ogłuszył go jego własnym młotem, potem zaniósł na łódź i odpłynął nią od brzegu.
Nawet się nie zmęczył, staruszek był wątłej postury, a Kalevi odznaczał się nadzwyczajną
siłą.
Nie czuł nic, kiedy spuścił ciało do wody i przyglądał się, jak niknie w głębinie. Potem
wyrzucił jedno wiosło, skoczył w toń i popłynął do brzegu.
Lato dobiegało końca i woda zdążyła się już ochłodzić, ale Kalevi nie zważał na to.
Nocna kąpiel orzeźwiła go i przywołała wspomnienia. Nie widział okolicy, ale czuł, że jest
blisko domu.
Został w zagrodzie do rana, by osuszyć rzeczy i najeść się. Rozpalił ogień i grzał się
przy nim aż do świtu.
Domu nie splądrował, choć ledwie oparł się pokusie.
Tym razem słuchał głosu rozsądku.
Mieli sądzić, że stary się utopił. Łańcuchy leżały na dnie jeziora razem z ciałem
chłopa. Kalevi skrzętnie usunął wszelkie ślady swego pobytu w izbie. Tym razem nie
wpadnie przez chciwość.
To miał być jeden z tych złych postępków, których nikt mu nie przypisze.
Potem ruszył na wschód, ku rodzinnym stronom, i bez trudu dotarł na miejsce.
Przebywał tu już od tygodnia i codziennie budził się z myślą, że czas odejść. Na lapońskie
pogranicze, gdzie czeka prawdziwa wolność. I codziennie zwlekał z decyzją.
Wtedy zjawiła się ta para. Kobieta była piękna. Właściwie nie miało to żadnego
znaczenia. Kobiety nadawały się do jednego.
Raz obróciła się w jego kierunku. Stanęła nieruchomo. Kalevi wstrzymał oddech,
pewny, że go dostrzegła skrytego w rzadkich brzozowych zaroślach.
Jednak nie. Co innego zwróciło jej uwagę.
Kalevi poczuł niepokój. Sprawiły to oczy dziewczyny, ciemne, przejrzyste, mądre
oczy.
Ich spojrzenie przywoływało coś z odległej przeszłości, jakieś dręczące wspomnienie.
Poczuł ból w sercu i cicho się oddalił. Wiedział już, że następnego ranka też nie ruszy
na północ.
Zostanie tak długo, jak długo będzie tu ta kobieta. Nie chciał przypomnieć sobie,
dlaczego przejął go jej widok, a jednocześnie nie potrafił zapomnieć.
Zjedli posiłek i spakowali rzeczy. Raija zajęła się swoim wyglądem. Mimo że ranek
był chłodny, a powietrze wciąż wilgotne, wykąpała się w zimnej wodzie jeziora. Mikkal
obserwował jej starania. Wyjęła jedyną ładną bluzkę, jaką miała ze sobą, i najlepszą spódnicę.
Lapoński kaftan, którego używała w podróży, zwinęła starannie i schowała. Nie uczyniła
tego, by zranić Mikkala. Chciała się pokazać w tym, co najlepiej podkreślało jej urodę.
Raija uważała, że najlepiej wygląda w norweskim stroju. Bo przypominał ubiór
fińskich kobiet.
Bardzo uradowała jego serce, kiedy wyjęła broszę z zawiniątka i przypięła do bluzki.
Raija nie zdradziła żadnej ze swoich ojczyzn.
- Wyglądasz pięknie - stwierdził, zanim zdążyła zapytać. Naprawdę tak myślał.
Była piękna. Miała lekko zaróżowione z emocji policzki. Włosy zdążyły trochę
odrosnąć, przykryły uszy i skręcały się w krótkie loki na karku, dodając jej dziewczęcego
uroku. Bluzkę o bufiastych rękawach zapięła pod samą szyję. Czarna spódnica z przedniej
wełny, wąska na biodrach, opadała w dół szerokimi fałdami.
Uroczysty strój i srebrna ozdoba na piersi uwydatniały jej kobiecość.
- Spodobasz się im! - Mikkal zakręcił Raiją, by nacieszyć oczy.
Pęczniał z dumy. Sam też zadbał o wygląd, choć wcześniej nie miał takiego zamiaru.
W żadnym stroju nie ukryłby pochodzenia, ale też nie chciał tego czynić. Był Lapończykiem,
nie wstydził się swego ludu.
Nie wykąpał się wprawdzie, ale się przebrał. Założył strój z miękkiego brązowego
zamszu, łydki obwiązał misternie tkanymi onucami o żywych barwach. Zacisnął klamrę pasa
na wąskich biodrach, a na szyi zawiązał jedwabną chustę.
Potem wystroili Ailo. Wyglądał jak miniaturka swego ojca.
Byli gotowi na spotkanie z rodziną Raiji.
Mikkal nie miał pojęcia, czy to wystarczy, by zareagowali przychylnością. Bał się, że
go odtrącą. Nie ze względu na siebie czy na Ailo, chodziło o Raiję.
Raija drżała, strach ścisnął jej serce i nie chciał odstąpić.
Mogli się jej wyrzec...
Mogli okazać rozczarowanie.
Mogli otworzyć im drzwi.
Kiedy w jakiś czas potem okrążyli południowy kraniec jeziora Mieko, Raija
rozpoznała okolicę. Wiedziała już, którą drogę wybrać.
Przypominała sobie nazwiska właścicieli zagród, które mijali.
Wiele z nich wyglądało na opuszczone. Nie zwiezione siano żółkło na polach, których
dawno już nikt nie obsiewał.
Tyle się zmieniło.
Pobudowano nowe domy, niektóre miały smołowane dachy i szyby w oknach. W
innych gospodarstwach przybyło zabudowań. Raija pamiętała twarze przyjaciół z
dzieciństwa, którzy tam mieszkali, wciąż dźwięczał jej w uszach ich śmiech.
A więc zostali na ojcowiźnie. Najstarszy syn przejmował majątek, młodsi dostawali
po kawałku roli. Taki porządek obowiązywał od pokoleń i zwiastował nadejście trudnych
czasów. Jeszcze nie brakowało ziemi uprawnej, ale kiedyś nie będzie czego dzielić.
Rodzinną zagrodę przejmie Matti. Raija myślała o tym z zadumą. Śliczny chłopczyk,
którego ucałowała na pożegnanie, skończył już trzynaście lat. Niedługo wejdzie w dorosłość,
a ona nawet nie widziała, jak wzrasta.
Tyle straciła!
Ź
le ocenili odległość. Równiny i pola rozciągały się dalej, niż oko mogło sięgnąć.
Maszerowali już cały dzień, z wolna tracąc nadzieję, że dotrą na miejsce przed wieczorem.
Raija była bliska płaczu. Tak szykowała się na to spotkanie, podekscytowana jego
bliskością. Teraz czuła się zmęczona i spocona, nie wyglądała już tak świeżo.
- Już niedaleko - syknęła przez zęby bardziej do siebie niż do Mikkala.
Mikkal nie odzywał się od dłuższego czasu. Raija podejrzewała, że rozgląda się za
miejscem odpowiednim na nocleg.
Niedoczekanie!
Była tak blisko domu!
Mikkal wcale nie miał takiego zamiaru. Zgadzał się z Raiją, byli niemal u celu.
Kolejny zakręt ścieżki wydał się Raiji znajomy. Nogi same ją poniosły, zostawiła
Mikkala i Ailo daleko w tyle. Wbiła wzrok w drogę, która wiła się przed nią, oddalając od
innych domów ku szarym zabudowaniom, które pamiętała tak dobrze.
Obiegła kamienny murek i zatrzymała się.
Ukazał się widok bliski jej sercu, który przez lata pobytu w Ruiji wyparła z pamięci.
Podwórko rodzinnej zagrody.
Rozejrzała się wokół ze zdumieniem. Nagle przypomniała sobie wszystko, jedynie
skala się zmieniła. We wspomnieniach dom znajdował się blisko rzeki, w rzeczywistości leżał
z dala od niej, u podnóża lesistego pagórka, skąd otwierała się panorama na całą osadę.
Ojciec opowiadał, że wykarczował ten kawałek ziemi własnymi rękami. Płot powstał
z kamieni, które wykopał.
- To tutaj. - Mikkal zjawił się u boku Raiji i położył rękę na jej ramieniu. Dławiony
wzruszeniem więcej nie zdołał wykrztusić.
Wróciła do domu po trzynastu latach.
Z ośmioletniej dziewczynki przerodziła się w dwudziestojednoletnią kobietę.
Musiała silnie to przeżywać.
Radość, że odnalazła miejsce. I rozczarowanie.
Mikkal zobaczył więcej niż Raija. Zaślepiona szczęściem dziewczyna nie przyjrzała
się dokładnie zabudowaniom, które pogrążały się w zapadającym zmierzchu.
To on musiał powiedzieć jej prawdę. Wciąż trzymając dłoń na ramieniu ukochanej, by
dodać jej siły.
- Odnalazłaś dom, Raiju, ale nie znajdziesz w nim swojej rodziny.
Zwróciła na niego zdumiony wzrok, potem odwróciła się ku zabudowaniom i pojęła,
co ma na myśli.
Dom był opuszczony. Od dawna nikt w nim nie mieszkał.
Kalevi podążał za wędrowcami, starannie kryjąc się przed ich wzrokiem. Oczy
kobiety wciąż go prześladowały.
Usiłował sobie przypomnieć dlaczego, ale nie potrafił.
Dopiero kiedy zrozumiał, dokąd zdążali, doznał olśnienia.
Oczywiście.
Tamte oczy.
Tamta dziewczynka.
Stał na skraju zabudowań, ukryty za ścianą stodoły.
Wiedział już, kim jest dziewczyna. Wiedział, gdzie jej szukać. Jeszcze nie może
wyjechać.
Kalevi miał pewien dług do spłacenia.
9
Drzwi do zabudowań stały otworem, w środku nie było nic cennego. Puste ściany.
Mikkal wziął Ailo na ręce i razem z Raiją obeszli wszystkie pomieszczenia. Nie mieli
wprawdzie światła, ale zmrok jeszcze nie zapadł.
Raija zatrzymała się w izbie, która służyła kiedyś za kuchnię. Stanęła na środku i
złożyła ramiona na piersiach, jakby broniła się przed wspomnieniami.
- Tu był stół - powiedziała. - W kącie koło paleniska stał kołowrotek. Kołyska
Mattiego blisko stołu...
Mikkal ujrzał tę scenę oczyma wyobraźni. Szczęśliwa rodzina przy posiłku. Zanim
przyszedł nieurodzaj. Zanim Erkki Alatalo utonął w długach.
- Rodzice spali w kuchni, mnie zostawiali izbę. Ojciec mówił, że potrzebuję własnego
kąta. Nazywał mnie swoją księżniczką, a małe księżniczki muszą mieć osobną komnatę. Tak
mówił, Mikkal, komnatę... - Raija rozpłakała się.
Mikkal objął ją wolnym ramieniem. Kij upadł na ziemię, ale wsparł ją i bez niego.
Ailb też pocieszał Raiję. Naśladując ojca, klepał ją po ramionach i włosach.
- Nie płacz, Raiju. Znajdziemy ładniejszy dom.
Raija uśmiechnęła się przez łzy i uścisnęła malca. Pociągając nosem, ucałowała go w
oba policzki. Potem musnęła policzek Mikkala. Tak na wszelki wypadek, by nie poczuł się
pokrzywdzony.
Ailo nie rozumiał zbyt wiele, więc nie przejął się zbytnio wydarzeniami wieczoru.
Wiedział, że uśmiech rozjaśnia najczarniejszą noc.
- Popytamy ludzi - zdecydował Mikkal. - Jutro, teraz już na to za późno. Ktoś musi
wiedzieć, co się z nimi stało.
Raija kiwnęła głową, ale nie wykrztusiła ni słowa. Nie teraz. Ktoś musi wiedzieć.
- Zostaniemy tu na spoczynek? Tym razem, ku zdumieniu Mikkala, potrząsnęła głową.
- To już nie jest mój dom - stwierdziła i przygarbiwszy się nieco, ruszyła do drzwi.
Znalazł ją za progiem, stała na schodach i wpatrywała się w szarzejący horyzont. Wydawało
się, że przygląda się okolicy, ale nie było to możliwe. Najbliższe zabudowania leżały na tyle
daleko, że gubiły się w zapadających ciemnościach.
Dobiegał ich jedynie cichy szum rzeki Tornio. Wsłuchiwała się w jej pieśń?
- Postawimy namiot koło kamiennego płotu. Tam na dole - wskazała palcem, a Mikkal
bardziej wyczuł, niż dostrzegł łukowate zakole muru. - To była moja samotnia - mówiła,
kiedy szli przez porośnięte zeszłoroczną trawą podwórze. - Dojrzewające późnym latem żyto
skrywało mnie przed wzrokiem dorosłych. Zaszywałam się tam po skończeniu zajęć i
oddawałam marzeniom. Ty i Reijo nazwalibyście je fantazjami. Dla mnie to była zabawa.
Siadywałam cichutko, słuchałam szumu rzeki, wiatru hulającego w zbożu, śpiewu ptaków...
Mikkalowi stanął przed oczyma obraz małej dziewczynki, wspartej plecami o płot,
który jej ojciec zbudował własnymi rękami.
Wzruszenie rozlało się mu po sercu ciepłą falą. Nabrał nieprzepartej ochoty, by
przytulić ją do siebie, odegnać precz wszystkie smutki i zmartwienia. Nie potrafił. Był tylko
człowiekiem.
Ustawili namiot tak, by część samotni Raiji znalazła się pod dachem. Mikkal wpadł na
ten pomysł. Nie uszło jego uwagi, że sprawił tym dziewczynie przyjemność.
Raija tłumiła lęk i niepokój, dopóki Ailo nie zasnął wtulony w derki i rozgrzany
opowieścią na dobranoc. Wtedy dopiero przygarbiła się, kąciki jej ust opadły, a szeroko
rozwarte oczy wypełniły smutkiem.
Tego się nie spodziewała. Tej ewentualności nie brała pod uwagę.
Zdjęła odświętny strój i złożyła starannie, jakby nie zamierzała go używać przez
dłuższy czas.
Mikkal zapłakałby nad jej losem, ale nie uczynił tego. Wiedział, że Raija nie
potrzebuje współczucia.
Ś
ciągnął buty i skórzany kaftan, zostawił spodnie. W obcych stronach należało mieć
się na baczności. Nóż położył po prawej stronie posłania, na wysokości piersi. Mikkal był
ostrożnym człowiekiem.
Zanim wyruszyli w tę podróż, sprawił Raiji nóż. Niewielki i poręczny, o dość ciężkim
trzonku i krótszej niż zwykle klindze, na tyle długiej jednak, by Raija mogła się nim posłużyć
w pracy i obronić w razie niebezpieczeństwa. Dziewczyna przyjęła go dość niechętnie, ale
Mikkal uparcie obstawał przy swoim i zmusił, by nosiła go na rzemyku przywiązanym pod
podszewką sukni. Nikt by się nie domyślił, że kobieta taka jak ona ma broń.
Mikkal poczuł się pewniej, choć nie potrafił sobie wyobrazić, że Raija może kogoś
skrzywdzić.
Usiadł plecami do skórzanej ściany namiotu, czując chropowatość kamiennego murku
z drugiej strony. Raija przywarła do niego.
Mikkal objął ukochaną ramionami. Raija położyła mu głowę na piersi.
- Jak myślisz, co się z nimi stało? - spytała cienkim głosem, w którym czuło się
bezradność. - Pomarli? - Wypowiedziała głośno słowo, którego bała się najbardziej. -
Wszyscy pomarli?
Jeśli przyszedł kolejny nieurodzaj...
- Mogli się przenieść w inne miejsce - odrzekł niepewnie.
- Tatko miał długi. - Raija uczepiła się tej myśli z nadzieją. - W najgorszym razie
zabraliby mu ziemię... - I sama odrzuciła tę ewentualność. - Tylko że wtedy ktoś by tutaj
mieszkał. Ziemia jest cenna. Dlaczego nikt jej nie przejął? Tak być nie może! - krzyknęła z
pasją i uderzyła się pięściami w kolana. Zaciskała dłonie aż do bólu. Bardziej ją to dotknęło,
niż Mikkal się obawiał. - Wszystko na próżno. Chcę ich zobaczyć, tatę, mamę i małego
Mattiego!
- Widzisz świat w czarnych barwach. Zaczekaj do jutra. Popytamy o nich. - Mikkal
nie potrafił znaleźć lepszej pociechy.
Raija straciła nadzieję. Mikkal przekonał się o tym rankiem, kiedy dziewczyna
wdziała swój codzienny strój. Nic nie powiedział, ale bardzo się zasmucił.
Wstali wcześnie, ale nie byli pierwsi na nogach. Jakiś potężny mężczyzna wielkimi
krokami zdążał w ich kierunku. Wyraźnie nie po to, by się przywitać.
- To prywatna własność - odezwał się szorstko, podchodząc bliżej. Dłonie wsparł na
biodrach. - Nie trzeba nam tu włóczęgów - dodał i spojrzał na nich podejrzliwie.
Raija westchnęła, rozdziawiła usta i podeszła kilka kroków. Powoli, ostrożnie.
To był prawdziwy kolos. Miał ogromne ramiona, szeroką klatkę piersiową, ręce jak
bochny chleba, trochę przykrótkie nogi jak na tak potężny korpus. Wyłysiał, ale Raija
pamiętała jasnowłosą czuprynę i sumiasty wąs, którego resztki wciąż okrywały górną wargę
mężczyzny. I łagodne niebieskie oczy, teraz lekko spłowiałe jak dzwonki, z których jesień
wycisnęła soki.
Mężczyzna poczuł siłę jej wzroku i zmarszczył brwi.
Pamięć podsuwała mu obrazy, z których nie rozumiał zbyt wiele.
Te oczy... te niezwykłe oczy. To poważne spojrzenie.
- Pentti? - Głos Raiji drżał. Jeszcze nie wierzyła, jeszcze się bała. - Wujek Pentti?
Krzaczaste brwi mężczyzny ściągnęły się mocniej. Wspomnienia nabrały jasności, ale
nie wydały się przez to bardziej prawdopodobne.
Silne ramiona rozpostarły się. Objął dziewczynę, zanim uświadomił sobie całą
prawdę.
Raija śmiała się i płakała na przemian w niedźwiedzim uścisku Penttiego. Pentti nie
był członkiem rodziny, ale najbliższym przyjacielem ojca i najmilszym człowiekiem pod
słońcem. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie pomyślała o nim poprzedniego wieczora.
Rozczarowanie widokiem opustoszałego domostwa sprawiło, że przestała myśleć
rozsądnie.
Pentti odsunął dziewczynę na wyciągnięcie ramion. Na jego zdumionym obliczu
rozlał się szeroki uśmiech.
- Raija - powiedział z nabożeństwem. - Córka Erkkiego! Dobry Boże, dziewczyno!
Gdzie się podziewałaś? Skąd przybywasz?
- Przyszliśmy wczoraj - odrzekła cicho Raija. Uśmiechnęła się do Mikkala i stanęła u
jego boku, pokazując, że są razem, że należą do siebie.
- Twój mąż? - spytał Pentti z chłopską nieufnością wobec nomady, wobec
Lapończyka.
Raija skinęła głową, nie usiłując nawet tłumaczyć Penttiemu kolei swych losów.
Przedstawiła obu mężczyzn sobie. Mikkal przywitał się serdecznie, Pentti z ociąganiem. Nie
da się wymazać uprzedzeń całego pokolenia w jeden niedzielny letni ranek.
- Chcieliśmy ich odnaleźć... - Raija skinęła ku zabudowaniom, unikając
bezpośredniego zapytania. Podejrzenia dziewczyny potwierdziły się, kiedy twarz Penttiego
pociemniała i ściągnęła się.
- Biedna mała Raiju - przemówił do niej jak do dziecka - masz za sobą ciężką noc!
Oparł łokcie o kamienny plot Erkkiego i spojrzał poza rzekę, która oddzielała
Tornedalen od Szwecji. Finlandia należała wprawdzie do korony szwedzkiej, ale starzejący
się mężczyzna nigdy nie uważał się za Szweda. W głębi duszy zawsze czuł się Finem.
- Nie powinni byli cię odsyłać - wyrzekł cicho. - Ojciec gorzko żałował, nigdy się z
tym nie pogodził. Mój najcięższy grzech, mawiał. Nie zapomniał o tobie, Raiju.
- Co się z nimi stało? - spytał Mikkal. Wiedział, że Raija chce znać prawdę. -
Dlaczego opuścili dom? Dlaczego ziemia leży odłogiem?
- Erkki zginął w lesie - odrzekł Pentti. - Wiele lat temu. Drzewo go przygniotło.
Raija pobladła. Zachwiała się, Mikkal ją podtrzymał. Nic jednak nie rzekła, tylko
twarz jej stężała, wzrok pociemniał odrobinę. To wszystko.
- A mama? Matti?
- Pomagaliśmy jej, ale nie dawała sobie rady z pracą na roli. To wątła, słaba kobieta,
Raiju. Póki żył twój ojciec, harował za dwóch. Ta ziemia nigdy nie była zbyt żyzna, dawała
owoce tylko dzięki uporowi Erkkiego. Samotna kobieta nie może unieść takiego ciężaru. -
Wbił wzrok w Raiję. - Wyszła za mąż jakiś czas temu. Ma gospodarstwo, prawdziwe
gospodarstwo, nie taką nędzną zagrodę jak ta. Smalił do niej cholewki za młodu, ale wtedy
Erkki go ubiegł.
- Gdzie?
- W Ylitornio.
- O kogo pytać? - powiedziała Raija martwym głosem. - Jak się teraz nazywa?
- Mar ja Kivijarvi.
Pentti nie poruszył się, nie wiedział, co powiedzieć, co uczynić.
- Wybieramy się do kościoła - stwierdził w końcu. - Do Ylitornio... - Nie znalazł
ś
wiatła w twarzy Raiji. - Jedźcie z nami, miejsca na wozie jest dość. - Zamilkł i dodał po
chwili: - Tam znajdziesz grób ojca.
Raija skinęła głową z roztargnieniem. Wyraz jej twarzy przestraszył Mikkala. Była
zbyt spokojna, znał ją na tyle, by wiedzieć, że wiadomość o śmierci ojca bardzo ją poruszyła.
O nim zawsze wyrażała się najcieplej, jemu pragnęła wybaczyć, jemu zwierzyć się ze
wszystkiego...
O matce Mikkal wiedział niewiele. Większość córek wiąże się najsilniej z matką, ale
Raija nie była zwykłym dzieckiem. Życie statecznej gospodyni nigdy jej nie pociągało.
Bardziej przypominała Erkkiego niż Marję.
- Matti ma się dobrze? - spytała beznamiętnym głosem.
Pentti skinął głową.
- Aki nie traktuje go źle, ale Matti nie jest jego synem... - Przerwał, by dokończyć po
chwili: - Mar ja i Aki doczekali się potomka zeszłej zimy, dziedzica majątku. Dali mu na imię
Kari. Masz brata, Raiju.
Raija wyciągnęła odświętny strój, ale tym razem nie towarzyszyła temu atmosfera
radosnego oczekiwania. Mikkal usiłował pocieszyć Raiję, ale nie zwracała nań uwagi, więc
wycofał się urażony. Raija zamknęła się w sobie.
To opuszczone miejsce, zaniedbane izby, małżeństwo matki, dziecko - wszystko to
wstrząsnęło nią do głębi.
Ponownie pozbawiono ją domu.
Pentti nie miał dzieci. Jego żona, Liisa, była silnie zbudowaną, pełną wigoru i
serdeczności kobietą.
Łzy płynęły jej ciurkiem po policzkach, kiedy witała się z Raiją. Przytuliła Mikkala i
Ailo, jakby znała ich całe życie.
Potem długo pociągała nosem, nawet kiedy znaleźli się już na wozie, który dwie
leniwe szkapy ciągnęły drogą wiodącą do kościoła.
- Że też twój ojciec nie doczekał - powtarzała raz po raz. - Uradowałabyś jego serce!
Wróciłaś z mężem i pięknym synkiem!
Raija nie sprostowała.
- Erkki mówił o tobie bez przerwy - ciągnęła Liisa. - Codziennie. Nigdy o tobie nie
zapomnieli, ani on, ani matka. Samotnej kobiecie niełatwo żyć, a Aki to dobry człowiek.
Trochę surowy, ale dobry.
- Niech dziewczyna sama oceni, żono - burknął Pentti. - Po co strzępić język po
próżnicy. - Chrząknął i dodał: - Nie spotkaliście nikogo po drodze?
- Kilku wędrowców z mego ludu - odrzekł Mikkal. - Płaskowyż jest ogromny.
Dlaczego pytasz?
Pentti wahał się przez chwilę, a po chwili zwrócił się do Raiji.
- Pamiętasz najmłodszego z rodziny Moutka? Kalevi, był w twoim wieku.
Raija z najwyższym trudem oderwała się od własnych myśli.
- Moutka? - zapytała. - Nie pamiętam...
- Mieszkali nad jeziorem Mieko - ciągnął Pentti twardym głosem - niedaleko od was.
Gromadka dzieci, matka wcześnie im odumarła. Ojciec został sam, miał ośmiu czy dziesięciu
synów i jedną córkę... - Przerwał na moment. - Ponura historia, przydarzyła się po tym, jak
nas opuściłaś.
Raija pamiętała jak przez mgłę. Dzieciaki o jasnych czuprynach, bose, licho odziane.
W jej wieku.
Tak, chłopak o ciemnoniebieskich oczach, prawie czarnych, ale w inny sposób niż jej.
Też miał jasne włosy jak jego bracia. Siostry nie mogła sobie przypomnieć.
- Kalevi. Tak, chyba go pamiętam. Czemu pytasz?
- Zszedł na psy. Jeden się ostał z całej rodziny, teraz szukają go w całej prowincji.
Sądzą, że zapuścił się w te strony... - Pentti wzruszył ramionami. - Myślę, że się mylą. Po co
miałby wracać? Zaszył się pewnie gdzieś w jakiejś dziurze.
- Dlaczego? - W twarzy Raiji pojawił się wyraz zaciekawienia.
- Wieźli go do Sztokholmu, kiedy uciekł. W stolicy czekał na niego kat.
- Co uczynił?
- Mordował - wycedził Pentti. - Zaczął od ojca i dwóch braci, jak miał osiemnaście lat.
Raija wzdrygnęła się. Przez ułamek sekundy przypomniała sobie tamten wieczór nad
jeziorem... Jakieś przeczucie, lodowaty powiew...
Znów ta skłonność do fantazjowania!
- Nie dziwota, że chłopak się zmarnował - mruknęła Liisa. - Ojciec i najstarsi zasłużyli
na swój los, jeśliby się mnie kto pytał. Szkoda tylko, że padli z ręki Kaleviego. Był z nich
najdelikatniejszy, nie licząc siostry, biednej duszyczki.
- Co się z nią stało? - spytała Raija. Pentti zesztywniał.
- Nie godzi się o tym mówić w drodze do kościoła - mruknął zażenowany.
- Dojdzie to do waszych uszu - dodała szybko Liisa. - Wszyscy gadają o starych
sprawkach. Mam nadzieję, że go złapią i powieszą! Co to za życie, wciąż zabijać... - Raija
odniosła wrażenie, że Liisa nie potępia w czambuł mordercy, choć wie, jakich niegodziwości
się dopuścił. Dziwne.
Zajechali pod kościół na długo przed nabożeństwem.
Pentti wskazał ostrożnie palcem na parę starszych ludzi pod drzwiami świątyni. Chciał
pociągnąć Raiję za sobą, ale dziewczyna zesztywniała na ich widok.
- Nie dam rady - szepnęła. - Nie od razu. Poczekamy, aż skończy się nabożeństwo...
Pentti ustąpił pod ostrym wzrokiem żony.
Raija stanęła blisko Mikkala i z całych sil ścisnęła jego dłoń.
Nie mogła wzroku oderwać od tamtej pary. Nie dowierzała własnym oczom. Marja
Erkkiego była chuda, miała zapadnięte policzki. Zawsze ubrana schludnie, lecz prosto. I
piękna.
Urody nie straciła, mimo że skończyła już czterdzieści jeden lat. Przytyła, zaokrągliła
się w biodrach. Czarna suknia z króciutkim serdakiem i białym kołnierzykiem była ładniejsza
niż wszystkie matczyne stroje, które Raija miała w pamięci. Włosy schowała pod chustą, ale
Raija dostrzegła, że pokryły się siwizną. Matka zaczesała je starannie po obu stronach twarzy
i upięła w kok na karku, jak przystoi zamężnej kobiecie.
Policzki Marji wypełniły się. Raija pomyślała, że tak właśnie będzie wyglądać za
dwadzieścia lat. Dotąd nie uważała, że wyglądem przypomina matkę. Teraz musiała
przyznać, że po ojcu odziedziczyła jedynie karnację i kolor włosów.
Mężczyzna u jej boku miał na sobie równie dostojny i elegancki ubiór. Stali pogrążeni
w rozmowie z pastorem. Towarzysz matki zdjął kapelusz, jego włosy też były przyprószone
siwizną.
Raija nie widziała wyraźnie jego twarzy, ale sądząc po ruchach i zachowaniu, nie miał
wiele wspólnego z Mar ją.
Marja zawsze podejmowała trudne decyzje, poza tą jedną o odesłaniu córki, ale nigdy
nie odznaczała się surowością. Była miła. Silna, lecz mila.
Aki Kivijarvi wydał się Raiji oschły, choć nie wiedziała, skąd bierze to
przypuszczenie.
Powiodła wzrokiem w prawo i jej serce przestało bić.
Jasna czupryna. Zwisające, jakby za długie ręce, zgarbione ramiona. Długie ciało, już
wyrośnięte, musiało nabrać mięśni, by chłopiec przemienił się w mężczyznę.
Raija podniosła wzrok i ujrzała brata. Obrócił się w tej samej chwili i ich spojrzenia
zetknęły się na ułamek sekundy. Zmarszczył brwi, zaskoczony intensywnością wejrzenia
dziewczyny, ale przecież nie znał jej, więc odwrócił oczy.
- Boże - mruknęła. - Wygląda zupełnie jak tata! Brak mu tylko czarnej grzywki.
Pentti uśmiechnął się szeroko.
- Nieodrodny syn Erkkiego...
Raija przyznała mu rację. Na widok brata serce ścisnęło się jej z żalu. Tak by chciała
znać go bliżej, chłopca, którego ucałowała na pożegnanie trzynaście lat wcześniej. Wtedy nie
wiedziała, że minie tyle czasu, zanim ujrzy go ponownie.
Nie ochłonęła jeszcze z szoku, kiedy zadzwoniono na nabożeństwo. Raija i Mikkal
znaleźli sobie miejsce z tyłu kościoła. I tak ściągali zbyt wiele ciekawskich spojrzeń. Trudno
się dziwić. Wszędzie zwracaliby uwagę. Byli młodzi i piękni. Mikkal nie ukrywał
lapońskiego pochodzenia.
Wystarczy, by znaleźć się pod ostrzałem oczu.
Pastor należał do tego gatunku osób duchownych, który uwielbia wsłuchiwać się w
brzmienie własnego głosu i syci się rzucaniem klątw. Widok pobladłych twarzy parafian
przerażonych wizjami potępienia sprawiał mu wyraźną satysfakcję.
Raija w całym swoim życiu nie słyszała tylu słów o siarce, ogniu piekielnym, siłach
nieczystych i wiecznej karze.
Budził się w niej cichy gniew na tego zadufanego człowieka, który z mocy, jaką
dawały mu czarna szata i biała kryza, wpędzał ludzi w lęk przed Bogiem, zamiast uczyć ich
wiary w Najwyższego.
Nienawidziła pychy, ale potrafiła powściągnąć złość.
Miała spotkać się z matką, a to był jej świat. Nie mogła zawstydzać jej swoim
zachowaniem.
Raija odwróciła uwagę od pastora i przyjrzała się jego owieczkom.
Stroje wiernych mówiły jej, że w Tornedalen dobrze się działo. Większość obecnych
w kościele nosiło odświętne niedzielne odzienie z dobrego sukna. W Ruiji należało to do
rzadkości.
Matka i jej mąż mieli się jeszcze lepiej.
Siedzieli z przodu, w ławce, która wyraźnie była im przeznaczona, ubrani równie
dostojnie jak duchowny. Niewielu chłopców miało równie szykowne niebieskie wdzianko jak
Matti.
Marja zasłużyła na swój los. Całe życie ciężko harowała na gospodarstwie najmity, a
przecież była włościańską córką, wyszła za mąż za kogoś z niższego stanu. Raija zastanawiała
się, czy matka jest szczęśliwa.
Powiodła wzrokiem po ławkach i zesztywniała.
Dobry Boże, te ramiona. Silny kark... wzrostem górował nad pozostałymi ludźmi
siedzącymi w tej samej ławce. Włosy czarniejsze od jej włosów...
Raija zamknęła oczy i szybko znów je otworzyła.
Wciąż tam siedział. Nie zniknął...
Powiedział, że mieszka nad Zatoką Botnicką...
Z perspektywy Vardo Ylitornio leżało prawie nad Zatoką Botnicką. Ogromne
odległości północnej krainy przyćmiewały wszystko.
Jasna czupryna kobiety u jego boku sięgała mu ledwie do ramienia. Kobieta nie nosiła
chusty jak inne żony. Raija zdziwiła się, zawsze uważała Eiję za wzorzec tradycyjności.
Taką ją przedstawiał.
Mikkal zauważył nienaturalne zachowanie Raiji. Nie patrzyła na matkę, tylko w
zupełnie innym kierunku.
Podążył za jej wzrokiem.
I poczuł, jak serce zamienia się mu w kamień.
Petri!
Następna myśl była zła.
Wiedziała, że tu mieszka? Dlatego...?
10
Po skończonym nabożeństwie Raija pierwsza pospieszyła do wyjścia. To jej dawało
psychiczną przewagę, a bardzo jej teraz potrzebowała.
Czekające ją spotkanie z rodziną było wystarczająco trudnym wyzwaniem. Obecność
Petriego wzburzyła ją i przestraszyła.
- Widziałaś go? - W tonie Mikkala krył się cień podejrzliwości, ale Raija nie miała
ochoty na rozmowę. Skinęła jedynie głową. Niech sobie myśli, co chce. Wcale nie chciała
spotkać się z Petrim. Wtedy na płaskowyżu pożegnali się ostatecznie.
Wypatrując matki, starała się nie rzucać w oczy, by jej nie spostrzegł. Z pewnością
wyjdą na końcu, utną jeszcze jedną pogawędkę z pastorem. Raija pamiętała z dzieciństwa, że
tak właśnie robili zamożni chłopi, a przecież czasy nie zmieniły się aż tak bardzo.
Petri dostrzegł ją i stanął jak wryty.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
A potem ku zdumieniu obserwujących go sąsiadów zostawił Eiję i rzucił się ku tej
niewielkiej wzrostem dziewczynie, która może wyróżniała się urodą, ale z pewnością nie
ubiorem. Widzieli, jak zatrzymuje się przed nieznajomą, kładzie jej dłonie na biodrach i unosi
w górę, po czym bierze w ramiona i nieomal wyśpiewuje jej imię:
- Raija! Na Boga, Raija! Co porabiasz w Tornedalen?
- Twojej żonie się to nie spodoba - szepnęła Raija, paląc się ze wstydu.
Petri opamiętał się. Puścił Raiję i śmiechem usiłował pokryć zmieszanie.
Kiedy zbliżyła się Eija, nadąsana i obrażona, przedstawił Raiję jako „naszą kucharkę z
północy” i nazwał ją „wspaniałym kompanem”, po czym jednym tchem dodał, że Mikkal jest
jej mężem. Eija nie wyglądała na przekonaną. Mikkal rozumiał zachowanie Petriego, ale cała
sytuacja wprawiła go w rozdrażnienie. Ten człowiek miał przecież zniknąć z życia Raiji!
Ktoś zatrzymał się na schodach kościoła i był świadkiem całego zdarzenia. Ktoś, kto
ujrzał, jak Petri Aalto traci rozsądek i wystawia siebie i swoją żonę na pośmiewisko. Ktoś, kto
usłyszał, jak Petri z nabożeństwem wypowiada imię, które łączy się z najboleśniejszym
wspomnieniem.
Kiedy młoda kobieta uśmiechnęła się do Petriego, prysły ostatnie wątpliwości.
Matka nie zapomina twarzy swego dziecka.
Marja poruszała się jak we śnie. Nie słyszała napomnień męża, nie zwracała uwagi na
syna, ruszyła przez tłumek parafian nieprzytomnie, potrącając przygodne osoby.
Widziała tylko tę niezwykłą twarz, ciemne oczy, doskonałe łuki brwi, usta, które
potrafiły ułożyć się w najpiękniejszy uśmiech, zgrabną, drobną sylwetkę. Postawa, ruchy
ramion, wszystko się zgadzało. Tylko nie włosy. Była krótko ostrzyżona, przypominała
bardziej dorastającą panienkę niż dojrzałą kobietę.
To nie może być prawda! To niemożliwe!
To musi być prawda!
Marja dotarła na miejsce zdyszana, z rumieńcem podniecenia na policzkach. Jej oczy
przybrały wyraz niemej prośby, by obraz, który widziały, nie zniknął.
Petri pierwszy ją dostrzegł. Otworzył usta, ale nie powiedział ani słowa i cofnął się o
parę kroków. Przez tłum przeszedł szmer zaciekawienia.
Dwie kobiety stanęły twarzą w twarz. Jedna po czterdziestce, druga skończyła
dwadzieścia wiosen.
Podobieństwo było uderzające. Te same rysy twarzy, tylko inna karnacja.
Raija uśmiechnęła się niepewnie. Psychiczna przewaga zniknęła, była równie
bezbronna jak matka. Równie przestraszona i równie szczęśliwa.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała, nie odrywając od niej wzroku.
- Raija? - Wciąż ze znakiem zapytania, wciąż niepewnie. A potem już tylko radość i
ś
miech przez łzy. Marja przytuliła dziewczynę do piersi, śmiała się i płakała na przemian,
całując jej policzki. Położyła dłonie na twarzy córki, wciąż nie dowierzając własnemu
szczęściu. Powtarzała ukochane imię w nieskończoność, jakby chciała odzyskać stracone lata.
Raija miała suche oczy. Potrafiła płakać nad zranionym ptaszkiem, lecz trzymając
matkę w kurczowym uścisku, nie umiała zdobyć się na łzy.
Ktoś wyrwał Marję z objęć dziewczyny. Powolny głos spytał z podejrzliwością:
- Co z tobą, kobieto? Cała wioska ci się przygląda. Chcesz, by wzięli nas na języki?
Kim jest ta lapońska dziewczyna?
Dopiero teraz Marja zauważyła Mikkala. Przyciągnął opiekuńczo Raiję do siebie i
posłał Akiemu Kivijarvi gniewne spojrzenie, gotowy skoczyć mu do oczu.
Marji spodobało się to, co zobaczyła, choć mężczyzna niewątpliwie był
Lapończykiem.
Odwróciła się do męża.
- To moja córka, Aki. Raija.
Aki spojrzał na Raiję. Świdrował ją wzrokiem, wyglądał jak łupacz wyciągnięty z
głębiny.
Były podobne jak dwie krople wody. Aki zamrugał, miał wrażenie, że czas cofnął się
o dwadzieścia lat.
A mimo to zareagował opryskliwie. Strach, który nie miał racjonalnego uzasadnienia,
kazał mu prychnąć z pogardą i potraktować słowa żony jak kiepski dowcip.
- Twoja córka, Marjo? Nie mów głupstw. Myślisz o niej tak często, że już masz
zwidy. Wszyscy widzą, że ta tutaj to nie twoja córka. Ty...
Pentti nie wytrzymał. Aki był twardym człowiekiem i wszystko to, co łączyło się z
Erkkim, dręczyło go niepomiernie, ale przecież mściwość też ma swoje granice.
- Nie nadymaj się, Aki - powiedział, klepiąc tamtego po plecach. - To córka Marji.
Widzisz to samo, co my. Znam dziewczynę od kołyski. Przyjmij ją jak swoją.
Aki spojrzał z ukosa na Raiję. Mikkala i Ailo nie zaszczycił ani jednym spojrzeniem.
W końcu wzruszył ramionami, w obecności mieszkańców wioski nie mógł postąpić inaczej.
Ale też nie okazał zbytniej ustępliwości.
Ta wyprostowana dumnie dziewczyna, która patrzyła na niego oczami Erkkiego
Alatalo, nie pokona go na oczach sąsiadów, z którymi żył i żyć będzie do końca swoich dni.
Dla takich jak ona stałość nie ma żadnego znaczenia. Lapońskie powsinogi!
- Zabierz ją ze sobą - rzucił hardo przez ramię. - Zabierz ich ze sobą!
I długimi krokami ruszył do wozu.
Mar ja uśmiechnęła się. Zdawała sobie sprawę, że mąż zachował się głupio, i nie
wiedziała, czy podążyć za nim czy zostać z córką.
Została. Chwyciła dłoń Raiji i ścisnęła ją. Na jej wargach znów wykwitł uśmiech, tak
dobrze znany dziewczynie.
- Tacy są mężczyźni, Raiju, czuli na punkcie własnego honoru. Ale to dobry człowiek.
Raija skrzywiła się. Miała pewność, że nigdy nie polubi Akiego. Reprezentował to,
czego nienawidziła u płci przeciwnej: próżność, upór, krótkowzroczność, zazdrość...
Lista nie była zamknięta.
- To nic - powiedziała. - Jestem ulepiona z solidnej gliny, prawda, matko?
Matti wdrapał się na wóz, zanim jeszcze matka i Aki wdali się w rozmowę z pastorem.
Nie znosił słuchać tego obłudnika, Akiego zresztą też nie. Teraz cieszył się, że uniknął
zamieszania. Co też matce przyszło do głowy? Zachowywać się tak na oczach ludzi?
Matti nie wiedział, co myśleć.
Ta dziewczyna... Właściwie już nie dziewczyna. Miała ponad dwadzieścia lat, a dla
trzynastolatka taka różnica to przepaść.
Przypominała mu kogoś. A może nie... Te oczy, bał się spojrzeć jej w oczy. Czuł
wtedy dziwny ucisk w gardle.
Matti się pogubił.
Wtedy wtrącił się Aki, a chłopiec zacisnął dłonie ze złości. W domu Aki był panem i
nieraz pokazywał Marji, gdzie jej miejsce. Nie odznaczał się większą brutalnością niż inni.
Ale tu na oczach mieszkańców wsi nie powinien jej poniżać.
Nie powinien tak traktować jego matki!
Kiedy dorośnie...
Matti nie mógł jeszcze obrócić się przeciw Akiemu, choć często tego pragnął. Po
stokroć jednak obiecywał sobie, że wszystko zmieni się, jak dorośnie. Kiedy uniezależni się
od ojczyma. Zerwie z nim...
Teraz mógł jedynie patrzeć, zagryzać zęby i marzyć o przyszłej zemście.
Aki zbliżał się do wozu wielkimi krokami.
Ależ był zły! Matti instynktownie skulił się w sobie, jakby chciał nie drażnić ojczyma
swoim widokiem.
Aki nie zauważył go. Usiadł na koźle i drżącymi z wściekłości dłońmi wyjął laskę
tytoniu. Odgryzł potężny kawałek i przez przypadek połknął odrobinę. Ledwie się
powstrzymał, by nie zwymiotować, a jego kark pokrył się intensywną czerwienią. Matti z
jeszcze większym trudem walczył, by nie wybuchnąć śmiechem.
Ojczym niecierpliwie bębnił palcami w deskę. Nie oglądał się za żoną, za to rzucił
Mattiemu obojętne spojrzenie i powiedział, przeciągając sylaby:
- Nie przywitasz się z siostrą? Zbłąkaną owieczką - dodał złośliwie, nawiązując do
Biblii. - Co za związek. Więzy krwi widać silniejsze od wody. Mam nadzieję, że nie mają
wszy.
Z siostrą?
Niewiele się namyślając, Matti zeskoczył z wozu.
- I niech się spieszą - rzucił za nim Aki - inaczej będą musieli iść pieszo. Marji też to
dotyczy.
Matti nie słuchał.
Te oczy! Zupełnie jak oczy ojca. Że też od razu tego nie dostrzegł. Tyle o niej słyszał.
O starszej siostrze, Raiji z nadmorskiej krainy. W końcu wydała mu się postacią z bajki, a
teraz zjawia się. Istota z krwi i kości. Na dodatek ma takie oczy jak ojciec!
Trzynastoletni chłopcy nie przytulają się. Uciekają przed matczynymi wyrazami
miłości, wstydzą się dotykać i nie chcą być dotykani.
Pod tym względem Matti nie różnił się od rówieśników.
Coś ciągnęło go do tej nieznanej dziewczyny, która była jego siostrą, ale bał się, że
obejmie go ramionami, tak jak uczyniła z matką. Wokół wciąż stało sporo ludzi...
Raija puściła dłoń matki i wyszła chłopcu na powitanie.
Stanęli naprzeciw siebie na odległość wyciągniętego ramienia.
Brat i siostra.
Obcy, a jednocześnie nierozerwalnie związani ze sobą.
- Matti - powiedziała miękko i ciepło, a jej głos od razu wzbudził sympatię chłopca.
Spodobała mu się szczera, przyjazna twarz i ciemne oczy jak u ojca. Poczuł, że jej mógłby
zawierzyć i spotkać się ze zrozumieniem.
Nie zawstydziła go wobec ludzi. Nie objęła, nie wystawiła na pośmiewisko uściskami
i pocałunkami. Później mógł ją przytulić. Nie ma nic złego w przytulaniu siostry.
Tylko nie wtedy, kiedy inni patrzą.
- Siostro... - Chciał nadać swoim słowom ton dorosłości i powagi, ale głos załamał mu
się chłopięcym dyszkantem. Oblał się rumieńcem, ale Raija uratowała sytuację. Ledwie
dostrzegalnym ruchem dotknęła policzka Mattiego. Uśmiechnęła się, a potem uszczęśliwiła
słowami, które przydały mu powagi: - Ale wyrosłeś. Wyglądasz na mojego starszego brata!
Marja znalazła się między rodzeństwem, położyła dłoń na ramieniu Raiji. Matti
przezornie usunął się na bok. Nie chciał, by traktowała go jak młokosa.
Trudno. Życie Marji znów osiągnęło pełnię. Rodzina połączyła się.
Marja zerknęła ku niebu, na niebieski prostokąt, który otwierał się pośród płynących
obłoków, jakby ktoś celowo rozsunął je na bok... Że też Erkki nie doczekał!
Byłby szczęśliwy, widząc ich razem. Nigdy nie wybaczył sobie tamtej decyzji. Klepali
biedę przez wiele lat, ale strach, który kazał mu odesłać córkę, miał zbyt wielkie oczy.
Erkki Alatalo zszedł do grobu w poczuciu winy i niepewności o los córki.
Marja poczerwieniała. Aki nie powinien dowiedzieć się, jakim torem biegną jej myśli.
Nie powinien zobaczyć, że spogląda ku niebu.
Nie lubił, kiedy wracała pamięcią do dawnych czasów.
Przez ostatnie lata nie mogła nawet pielęgnować grobu męża i przelała ten obowiązek
na syna.
Aki nie pozwalał, twierdził, że teraz należy do niego. Jego małostkowość, zazdrość o
zmarłego napawała Marję smutkiem, ale Aki nie ustąpił. Poza tym był dobry dla nich,
zapewnił im dach nad głową, wikt i opierunek. Nie musieli martwić się o urodzaj.
Uczynił ich życie łatwiejszym i dostatniejszym.
Erkki zrozumiałby. Marja znajdowała w tej pewności pociechę w ciężkich chwilach.
A teraz, obejmując ramieniem córkę, odmłodniała o wiele lat.
- Masz jeszcze jednego brata, Raiju - powiedziała i zrobiło się jej ciepło na sercu. Kari
był jak promyk słońca. Rodziła go z niepokojem, tyle czasu upłynęło od chwili, kiedy dawała
ż
ycie Mattiemu.
A przecież nie była jedyną kobietą, która decydowała się na dziecko w wieku
dojrzałym. Kari odjął jej lat, związał mocniej z mężem. Aki miał wreszcie syna, o którym
marzył całe życie. Zapewniła mu ciągłość rodu i nazwiska, a sobie pociechę na stare lata.
Małą istotę, dla której warto żyć...
- Słyszałam o Karim - uśmiechnęła się Raija. - Cieszę się, że go zobaczę.
Mar ja spojrzała na Ailo, który dreptał u boku Mikkala.
- I pomyśleć, że zostałam babcią - rzuciła z zachwytem.
Raija nie odrzekła nic. Walczyła ze sobą. Miała wybór: mogła opowiedzieć matce o
wszystkim i rozczarować ją lub milczeć. Kłamać. Pozwolić, by uwierzyła, że Ailo jest jej
wnukiem. Żadna z tych ewentualności nie przypadła jej do gustu.
Musi najpierw porozmawiać z Mikkalem. Mają czas. Raija zdawała sobie sprawę, że
mąż Marji nie okaże im nadzwyczajnej gościnności, ale zdecydowała już nie wyjeżdżać, póki
sama nie uzna tego za właściwe.
Aki przyglądał się im spod zmarszczonych brwi, kiedy ładowali się na tył wozu.
Marja zajęła miejsce u boku męża na koźle. Była ożywiona, miała zaczerwienione policzki.
Aki nie odezwał się ani słowem.
Raija przytuliła się do Mikkala. Drżała w środku, potrzebowała jego spokoju, by
opanować tę kaskadę uczuć. Mikkal wsparł ją, był dumny, cieszył się jej radością.
- Dobrze poszło, skarbie - zapewnił ją po lapońsku. - Kochają cię wszyscy z
wyjątkiem jednej osoby. I nic nie możesz na to poradzić, bo on kocha wyłącznie siebie.
Raija skrzywiła się. Kątem oka obserwowała, jak Ailo przymila się do Mattiego.
Chłopczyk ulokował się obok młodszego brata Raiji i wspinając na paluszki, wychylał za
krawędź wozu. Przewracałby się za każdym razem, gdyby nie chwytały go silne dłonie
trzynastolatka. Okrągła twarzyczka malca rozjaśniała się raz po raz w promiennym uśmiechu,
od którego miękło serce Mattiego. Matti nie lubił dzieci. Nie lubił tego krzykliwego
niemowlaka, którego zostawili w domu.
Z tym małym urwisem było inaczej.
Kto wie, może to miłe uczucie zostać wujkiem...
Dom był wspaniały i zamożny. Ziemia otaczająca gospodarstwo ciągnęła się aż po
horyzont. Raija nie mogła dostrzec sąsiednich zagród. Cała okolica należała do ojczyma.
O, nie, tak nigdy nie będzie go nazywać!
Nie miała z nim nic wspólnego.
Zeszli z wozu. Aki złagodniał nieco, widząc niemy podziw na twarzy Raiji. Nie
udawała. Obejście świadczyło o zamożności gospodarza. Dom mieszkalny starannie
wysmołowano, torfowy dach pokrył się świeżą zielenią. Dom był obszerny, za duży na po-
trzeby tak małej rodziny. Raija domyślała się, że wiele pomieszczeń świeciło pustką.
Kiedy na progu pojawiła się pulchna kobieta z krzyczącym niemowlęciem na ręku,
dziewczyna doznała kolejnego zaskoczenia.
Mieli służbę!
Matka, która całe życie urabiała sobie ręce po łokcie, rozporządzała służbą we
własnym domu.
Zasłużyła na taki los. Cicha skarga rozbrzmiewała jednak w sercu Raiji jedną żałosną
nutą...
Ojciec.
Aki wziął potomka na ręce. Raija mogła przysiąc, że zajmowanie się dziećmi leżało
poniżej jego godności, ale jedynak z pewnością stanowił wyjątek.
Marja zamierzała przejąć dziecko i z dumą pokazać najmłodszego córce.
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy i wbił ostry wzrok w Marję.
- Chcesz, by oblazło go robactwo?
I ruszył dostojnie do domu, całym ciąłem zasłaniając syna przed domniemanymi
niebezpieczeństwami, które groziły mu ze strony Mikkala, Raiji i Ailo.
Marja bezskutecznie usiłowała ukryć łzy. Raija dotknęła ramienia matki.
- To nic - powiedziała trochę sztucznie i bez przekonania. - Zrozumie w końcu, że źle
nas ocenia. Puszczam jego słowa mimo uszu, a twój chłopiec i tak jeszcze nic nie pojmuje.
Marja pociągnęła nosem i otarła oczy. Nie mogła pozwolić sobie na słabość na oczach
służby. Aki skarciłby ją za to.
Matti zacisnął pięści. Do wszystkich krzywd dołączył jeszcze niesprawiedliwość
wobec siostry. Aki nie może jej tak traktować. Nie jest zawszoną dziewką.
To Raija.
Siostra Mattiego.
Córka Erkkiego Alatalo.
Pewnego dnia Aki będzie musiał przyjąć to do wiadomości.
Aki Kivijarvi nie miał zamiaru zaakceptować córki Marji. Gotów był wpuścić ją i tego
dzikusa do domu, ale nie oznaczało to wcale, że otoczy ich opieką.
Przystanie na rozmowę Marji z córką, jeśli żona nie zapomni o innych obowiązkach.
Miała małe dziecko, które potrzebowało jej bardziej niż Raija. Dziewczyna dawała sobie radę
sama przez tyle lat. Aki nie rozumiał, skąd brała się radość Marji z jej powrotu. W dodatku w
towarzystwie zapchlonego Lapończyka.
Całe życie spędziła wśród tych włóczęgów, nic ponad to nie osiągnęła. Na dodatek
jednego sobie przygruchała. Aki mógł się tylko śmiać.
Marja nie widziała w tym nic śmiesznego.
- Nic nie wiemy o jej życiu - powiedziała tonem ostrzejszym niż zazwyczaj. - To moja
córka. Nie możesz wyrzucić jej z domu.
Aki odwrócił się do żony. Oczy zwęziły mu się w dwie szparki. Nie lubił, gdy ktoś
mówił mu, co ma robić. Zwłaszcza Marja.
- Doprawdy? - wycedził zimno. - Znikną stąd, zanim minie połowa tygodnia. Nie daję
schronienia śmieciom i nie dbam o to, czyje to dzieci. Śmieć to śmieć, choćby jego rodzice
podcierali się jedwabną chustką.
Marja zmilczała. Znała dobrze Akiego, zanim poszła z nim do ołtarza. Nie zmienił się
wcale od czasów młodości, kiedy odrzuciła jego względy.
Erkki nie miał nic, tylko dwie spracowane dłonie, ale za to najpiękniejszą duszę i
najłagodniejszą naturę pod słońcem.
Zdjęła sztywny odświętny strój i włożyła coś prostszego. Aki dbał o to, by wyglądała
stosownie do swej pozycji, ale nie lubił rozrzutności. W domu nosili się inaczej, niż kiedy szli
do ludzi.
Szkoda marnować czas na mrzonki i wspomnienia. Trzeba żyć dniem dzisiejszym i
przyszłością. Oby jak najdłuższą i dostatnią. Tylko Aki mógł jej to zapewnić.
Mężczyzn takich jak Erkki szukać ze świecą. Należał do tego rzadkiego gatunku,
który kobieta spotyka tylko raz w życiu. Lub wcale. I tak mogła mówić o szczęściu.
Coś jej szeptało, że mąż Raiji, choć Lapończyk, miał w sobie podobne przymioty.
Taką przynajmniej żywiła nadzieję. Przez wzgląd na Raiję.
Najpierw zajmie się Karim. I wybije mężowi te głupie myśli o pchłach.
Potem porozmawia z Raiją. W komorze, rzecz jasna, Aki nie pozwoliłby wpuścić
Raiji do paradnej izby.
Raija zrozumie.
Widać było, że córka otrzymała właściwe wychowanie. Marja poczuła ukłucie w
sercu. Nawet nie wiedziała, komu to zawdzięcza.
Matti wskazał Raiji i Mikkalowi drogę do maleńkiego pomieszczenia na samym
końcu skrzydła domu, tuż obok pokoiku, który sam zajmował.
- Potomka rodziny Alatalo trzeba trzymać z dala od dziedzica rodu Kivijarvi -
skomentował ironicznie.
- Nie lubisz go? Matti potrząsnął głową. Wobec siostry mógł sobie pozwolić na
szczerość.
- Przecież dobrze się wam tu żyje - powiedziała Raija, choć rozumiała niechęć brata.
Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że mają identyczne usposobienie. - Po śmierci
taty pewnie się wam nie przelewało...
Matti oparł się o framugę drzwi.
- Przymieraliśmy głodem - odrzekł szczerze. - Harowaliśmy. Ale lepiej mi było tam
niż tu.
- Jesteś prawie dorosły - uśmiechnęła się Raija. - Niedługo będziesz mógł odejść, sam
zadbać o swój los.
Myślał już o tym, widziała to po jego twarzy. Wciąż jednak miał za mało lat.
Trzynaście wiosen to niewiele w świecie, który foruje ludzi silnych i twardych.
- Ty miałaś ledwie osiem - zaprotestował Matti. Tym razem on odczytał odpowiedź w
oczach siostry, zanim ją jeszcze ubrała w słowa.
- Nie byłam sama. - Raija ścisnęła dłoń Mikkala. - Nigdy nie byłam sama. Rodzina
Mikkala zajmowała się mną przez pięć lat, to oni zabrali mnie na północ. Później różnie się
działo. Nie zawsze świeciło słońce...
- Porozmawiasz o tym z mamą? Będę mógł posłuchać?
Raija uśmiechnęła się i nie mogła oprzeć się pokusie, by nie pogłaskać brata po płowej
czuprynie. Odsunął się, ale tylko troszeczkę. Z Raiją mógł sobie pozwolić na drobną
pieszczotę.
- Jak się jej żyje? - Raija spoważniała. - Aki dobrze ją traktuje?
Twarz chłopca spochmurniała.
- Dlaczego pytasz? Nie widzisz? Raija schyliła głowę.
- Tego się obawiałam - szepnęła. - W takim razie nie powiem jej prawdy.
Oczy Mattiego, dokładna kopia oczu siostry, rozszerzyły się z ciekawości.
- Nie mogę przysparzać matce zmartwień - ciągnęła. - Nie zasłużyła na to. Upiększę
moją opowieść, ofiaruję jej coś, czym będzie mogła się radować. Gdyby, nie daj Boże,
prawda doszła do uszu Akiego, wykorzystałby ją przeciw Marji. Zadałby jej większy ból, a
tego nie pragnę. To moja matka.
- Tak będzie najlepiej, Raiju - przyznał Mikkal. - Szczerość za wszelką cenę nie
popłaca. Jest tyle rodzajów kłamstw, daj jej to najlepsze. Dość się wycierpiała.
Matti zrozumiał, że siostra skrywa jakieś tajemnice.
- Mnie też okłamiesz? - spytał lekko urażony.
- A jesteś wystarczająco dorosły, by dochować sekretu?
Skinął głową.
- Więc cię nie okłamię. Tylko że to długa i niezbyt piękna historia. Kłopoty lgną do
mnie jak muchy do miodu.
Matti wykrzywił twarz.
- Tata tak mówił - przypomniał sobie. - O rodzinie mamy. Powiadał, że kobiety z tego
rodu są tak piękne, że mężczyźni i kłopoty lgną do nich jak muchy do miodu.
- Miał rację. Szkoda, że nie spotkałam go, nim umarł.
- Możemy tam pójść - ożywił się Matti. - Możemy pójść na jego grób. Opowiesz mi
wszystko po drodze.
- Dobrze - zgodziła się. - Opowiem na miejscu. Będzie tak, jakbym mówiła do niego.
Matti zaczerwienił się z dumy. Więc dobrze to wymyślił. Wcale z niego nie drwiła!
Zanim wyszedł, uśmiechnął się krzywo i powiedział:
- Założę się, że Aki nie wpuści was do paradnej izby.
Nie wpuścił.
Kiedy Raija siedziała z matką i z okruchów przeżyć składała wiarygodną mozaikę
ż
ycia, ktoś inny, równie bezdomny i pozbawiony korzeni, wpatrywał się w toń jeziora.
Widział ją pod kościołem, śledził każdy jej krok.
Wzbudziła sensację. Nie pomylił się co do niej. Ekscytował się tym i dyszał z
wściekłości jednocześnie.
Nie lubił kobiet, które wyróżniały się z tłumu.
Pamiętał upokorzenie. Ogromne oczy i upokorzenie.
Może mylił te oczy z oczami siostry. Też były ciemne i duże. Szeroko rozwarte, kiedy
wyciągali ją z wody.
Wbite w jeden punkt martwe oczy kobiety.
Prześladowały go całe życie.
Musiał ją śledzić, chodzić za nią krok w krok. Zastanawiał się, czy ludzie opowiedzieli
jej o nim. Zastanawiał się, czy dziewczyna się boi.
To była podniecająca myśl.
Powinna się bać.
Musi się ukorzyć.
I już nigdy nie patrzeć na niego w taki sposób.
Nikt nie miał prawa patrzeć na niego takim wzrokiem.
Najprościej zgasić ich blask.
Kalevi był spokojny i opanowany. Wiedział już, co musi uczynić.
Potem ruszy na północ.
Zasnął.
Ś
nił o ciemnych oczach i upokorzeniu.
11
Mieli łóżko dla siebie i osobne dla Ailo. Dla chłopca było to tak niezwykłe przeżycie,
ż
e nie mógł zasnąć przez kilka godzin. Bez przerwy siadał na posłaniu i spuszczał nóżki w
dół. Perlisty śmiech malca brzmiał jak najpiękniejsza muzyka w uszach Raiji, choć cały czas
spoglądała z niepokojem na drzwi. Żeby tylko nie usłyszał go Aki!
Nie pamiętała, by oglądanie własnych stóp z wysokości łóżka sprawiało jej
kiedykolwiek taką przyjemność. Tyle że Ailo całe swoje krótkie życie przemieszkał w
namiocie.
W końcu zasnął zmęczony zabawą.
- Nie wszystko odbyło się tak, jak się spodziewałaś - powiedział Mikkal. Leżał u boku
dziewczyny z ręką podłożoną pod jej kark.
Raija skuliła się, podciągnęła w górę kolana. Musiała przyznać mu rację.
- Jedynie z Mattim czuję się związana. Z matką nigdy nie łączyła mnie wielka
zażyłość. Liczył się tylko ojciec...
Mikkal uśmiechnął się blado.
- Aki przyprawia mnie o dreszcze - rzekł. - Gdyby mógł, wyrzuciłby nas.
- I myślę, że to samo chciałby uczynić z Mattim - szepnęła. - Matti nie jest tutaj
szczęśliwy.
Mikkal miał wrażenie, że i Marja nie jest szczęśliwa, ale nie powiedział tego głośno.
- Zabrałabym go ze sobą - rozmarzyła się Raija.
- Dokąd?
- No właśnie - posmutniała. - Nie mam nic. Jestem biedniejsza od niego.
- Powiesz mu całą prawdę?
- Czemu nie?
- To jeszcze dziecko.
- Pokochałeś mnie, kiedy miałam trzynaście lat - przypomniała. - Nie dlatego, że
byłam czarującym dzieckiem.
Przytulił ją, ucałował kąciki jej ust.
- To zupełnie inna historia, Mały Kruku. Ty musiałaś szybko stać się dorosła.
- Matti też... Zostaniesz tutaj? - spytała. - Chcę sama pojechać z Mattim na cmentarz.
Mikkalowi myśl ta wydała się niemiła. Marja okazywała mu sympatię, choć wcale nie
miała Lapończyków w wielkim poważaniu. Aki nie zamienił z nim ani jednego słowa.
Poczerwieniał, kiedy Marja, zapewne wbrew jego zaleceniom, pozwoliła potrzymać Raiji
niemowlę. Po kilku sekundach wyrwał nieomal syna z ramion dziewczyny. Tego wieczora
więcej już się nie pokazał.
- Damy sobie z Ailo radę - powiedział. - Polubiłaś brata, prawda?
Skinęła głową, zadowolona, że to dostrzegł.
- Żal będzie odjeżdżać od niego. Nie wiem, czy kiedyś znów się spotkamy. Dni są
krótkie, a Aki wyrzuci nas, jak tylko nadarzy się okazja.
- Mam krewnych na południe stąd - mruknął Mikkal. - Moglibyśmy pojechać do nich i
wstąpić tu w drodze powrotnej.
- Możemy jechać - odrzekła - ale już nigdy tu nie wrócimy. To nie jest mój dom.
- Twoja matka chce dobrze.
- Ale niewiele ma do powiedzenia! Wyciągnęła się na łóżku i przysunęła do niego.
A potem powiedziała coś, co sprawiło Mikkalowi niesłychaną radość:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nigdy nie będziemy tak mieszkać. -
Wzdrygnęła się na samą myśl. - Ściany, dachy, drzwi odgradzają ludzi od siebie... To mnie
przeraża, Mikkal. Żyjemy lepiej. Jesteśmy razem, nasz dom jest tam, gdzie my. Troszczymy
się o siebie. Zrozumiałam nareszcie, że tak ma wyglądać nasze życie...
Objęła Mikkala za szyję i przytuliła się spontanicznie. Mikkal chwycił ją mocniej,
nasunął na siebie, całował z uśmiechem.
- Kiedy ostatni raz leżeliśmy razem w łóżku? - spytał. - Chyba wtedy na targu. Kiedy
wymyśliłaś tę niestworzoną historyjkę, a ja zjawiłem się w samym środku zamieszania...
Raija wsparła się łokciami o jego pierś i uśmiechnęła do wspomnień. Wiedziała,
dokąd zmierza.
- Uważasz, że powinniśmy to wykorzystać?
- Bez dwóch zdań. - Położył ciemne dłonie na ramionach dziewczyny i przyciągnął ją
do siebie. Nie miała nic przeciwko temu, by być całowana. Prawdę mówiąc, szybko sama
przejmowała inicjatywę. Tym razem Mikkal przytrzymał Raiję za nadgarstki, kiedy chciała
zająć się jego ciałem.
- Myślałam, że to lubisz - drażniła się. - Myślałam, że lubisz, jak cię dotykam.
- Wszystko w swoim czasie - szepnął chrapliwie. Wargami śledził linię podbródka,
miał gorący oddech. W pokoju zrobiło się w jednej chwili duszno. - Tym razem tego nie
potrzebuję, Raiju. Chcę cię mieć jak najszybciej. Rozumiesz?
Skinęła głową.
Pocałunek nie był prawdziwym pocałunkiem. Ledwie musnęła jego usta, ale to
starczyło, by w obojgu wzbudzić płomień rozkoszy. Raija uwolniła ręce. Bez trudu pozbyła
się części garderoby, które oddzielały ich od siebie, i wcisnęła je pod kołdrę. O, tak, spali pod
prawdziwą kołdrą, nie pod skórzaną derką jak większość ludzi.
Mikkal nawet nie rozpiął jej koszuli. Położył ręce na piersiach dziewczyny i przez
delikatną tkaninę poczuł, jak budzą się pod jego dotykiem.
Uwolniła go ze spodni, wiedziała, że jest bardzo podniecony. Mikkal jęknął i zacisnął
dłonie na biodrach ukochanej, kiedy ta uniosła się nad nim, rozchyliła nogi i pozwoliła mu
zanurzyć się w jej ciele... A potem tonęła, póki nie znalazła rytmu, który wyznaczał
poruszeniami, kreśląc łuki w powietrzu.
Ręce Mikkala przesunęły się na plecy Raiji, zatrzymały taniec ciał na długą chwilę, by
mogli rozkoszować się wzajemną bliskością.
Potem wygiął się w górę, aż przeszył ją dreszcz rozkoszy, który z jednego małego
punktu rozlał się po całym ciele. Zadygotała, stłumiła krzyk, opierając się o ramię
ukochanego. Chyba go ugryzła. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale później dostrzegła ślady
swych zębów.
I kiedy odpływała na ostatniej, najpotężniejszej fali, Mikkal wyprężył się gwałtownie,
zatopił palce w jej skórze i wykrzywił twarz, jak ona tłumiąc jęk. Westchnął tylko przez
drżące wargi.
Znów leżeli w bezruchu, przytuleni, wciąż złączeni, w dzikim nieładzie ubrań. Raija
położyła twarz na spoconej piersi Mikkala.
Ż
adne z nich nie powiedziało ani jednego słowa. Czuli, jak spokój ogarnia ich ciała,
przyjemne znużenie rozlewa się po wszystkich członkach. Wsłuchiwali się w trzepot serc, nie
pojmując, dlaczego nie biją do taktu. Wszystko inne robili tak zgodnie.
Mogli zamknąć oczy i zapaść w sen. Mogli, lecz nie chcieli.
Przeżyli razem tyle wyczerpujących tygodni, nerwowych dni w próżnej nadziei, że da
się cofnąć czas.
Mikkal pierwszy złamał ciszę.
Poruszył biodrami, drażniąc się z nią.
- Gdybym nie był taki stary, znów bym cię uwiódł - powiedział z błyskiem w oku. -
Zupełnie jednak opadłem z sił, a może to ty straciłaś dawny czar?
- Co? - Otworzyła oczy i wdzięcznie otarła się o niego, po czym rozluźniła zapięcie
koszuli i rozchyliła ją na spotkanie ochoczych dłoni kochanka.
Tego się spodziewał, tego pragnął. Nie przyznał się jednak, tylko obsypał ją
pocałunkami. Słowa przyniosłyby odwrotny efekt. Raija nie lubiła, by ktoś nią kierował.
Przewrócił dziewczynę na plecy, zamknął pomiędzy łokciami.
Pożądanie wróciło. Ręka Mikkala przemknęła po białej koszulce Raiji. Widok skóry
prześwitującej przez delikatną tkaninę wystarczył, by zapragnął nowej wyprawy na szczyt
rozkoszy.
Poruszała się powoli, jej oczy skryły się za mgłą. Usta prosiły o pocałunki, ale Mikkal
zdradził je dla pełnych, nabrzmiałych piersi.
Złożyła ręce pomiędzy nimi, doprowadzała go do szaleństwa. Kołdra unosiła się nad
nimi jak morze.
Nie spieszyli się.
Mieli mnóstwo czasu.
Kochali się dłońmi i ustami, zmieniali rytm, bawili ruchem, szukali nowych doznań.
I przyszło spełnienie, które intensywnością przewyższyło wszystkie poprzednie.
Minęło wiele minut, zanim wyrównali oddech. Przewrócili się na bok, leżeli twarzami
do siebie, lekko dotykając się koniuszkami nosów.
Skąpani w pocie, potargani i piękni. Ludzie pięknieją od miłości.
- Zmęczona? - spytał z uśmiechem.
- Czy może być jeszcze lepiej? - odrzekła. Nie odpowiedział, tylko znów się
uśmiechnął.
- Spijmy już, Raiju. Nie mam sił, teraz mówię poważnie. Trzeba wypocząć.
Spletli palce. Zakochani, tak szaleńczo w sobie zakochani, że nie mogli dotykać się,
nie czując drżenia. Złączeni więzią, której moc czasami napawała ich strachem.
Raija nie wiedziała, czy potrafiłaby żyć bez Mikkala, bez jego miłości i siły... Gdyby
przestał ją kochać, umarłaby.
Wtedy nie miałaby już nic.
- Kocham cię - powiedziała. Dlatego, że lubiła te słowa. Dlatego, że mówiła prawdę. I
dlatego, że chciała zobaczyć twarz Mikkala, kiedy ten je usłyszy.
A rysy jego twarzy wygładzały się, jakby spal. Wyglądał jak tamten młodzieniec
sprzed lat. Miłość też młodniała i nabierała świeżości. Raiji zdawało się, że mają całą
wieczność przed sobą.
I musiał odwzajemnić się jej tym samym.
Zobaczyła, jak wargi mężczyzny rozchylają się, odsłaniając białe zęby, i układają w te
same słowa, jakby składały się do pocałunku.
- Ja też cię kocham, Raiju. Mógłbym umrzeć dla ciebie.
Ta wizja wydała się jej zbyt ponura.
- Nie masz dla mnie umierać, Mikkalu. Masz żyć dla mnie. Ze mną. - Bawiła się
rzemykiem, na którym wisiał jego amulet. Paznokciem kreśliła delikatne kółka na jego
skórze.
Pamiętała, że skórzany woreczek jest znakiem więzi, która ich połączyła. Od ośmiu lat
nosił w nim pukiel jej włosów.
- Oczywiście - odrzekł. - Dla kogo innego miałbym żyć?
Ich wargi spotkały się na sekundę. Dłonie pozostały splecione.
Lecz zanim Raija zapadła w sen, ścisnęła mocniej rękę Mikkala. Dziwne przeczucie
jak chłodny wiatr przemknęło przez jej serce. Coś ulotnego jak pierwsze letnie motyle.
- Wyjedziemy stąd, Mikkal - powiedziała. - Odwiedzę z Mattim grób ojca, a później
wyjedziemy. To nie jest mój dom.
Lęk, jaki krył się w tych słowach, kazał Mikkalowi przytulić ją mocniej. Zrobiłby dla
niej wszystko. Obiecał, że sprowadzi renifery.
Uspokoiła się i zasnęła wsparta o jego ramię. Mikkal zaś leżał długo z rozwartymi
oczyma i zastanawiał się, czy Raiję przeraził sen, czy może znów odezwała się w niej ta
magiczna umiejętność przewidywania przyszłości.
Nie chciał zasypiać z ciężkim sercem. Nie chciał, by cienie położyły się na świeżym
wspomnieniu upojnej miłości, ale nie potrafił odegnać strachu z własnej nocy.
Gospodarz pożyczył Mikkalowi konia i wóz. Raija i Mikkal zdziwili się niepomiernie.
Aki promieniał życzliwością.
- Mikkal nie będzie musiał maszerować. Ciężko mu się poruszać, a jeszcze bierze
chłopca ze sobą. Możesz wszak przywiązać zwierzęta do wozu?
Mikkal zapewnił go, że tak. Mrugnął porozumiewawczo do Raiji i ruszył z malcem w
drogę.
Renifery zostały w zagrodzie Penttiego. Mikkal ochoczo oddalał się od dusznej
atmosfery w gospodarstwie Kivijarvi.
Matti i Raija skierowali się do Ylitornio, na grób ojca. Chłopak miał własne
wytłumaczenie niespodziewanej przychylności ojczyma.
- Zaciera ręce, robi wszystko, żeby się was pozbyć. Chciałbym, żebyście zostali!
Raija miała ochotę wziąć go za rękę, ale wiedziała, że trzynastolatkowi nie przypadnie
to do gustu.
- Nie możemy - odrzekła spokojnie. Droga była długa i prosta, dzień zaledwie wstał.
Słońce świeciło spomiędzy obłoków. Spośród innych dźwięków Raija łowiła szum rzeki,
rzeki dzieciństwa. - Nie mogę zostawać długo w jednym miejscu. Uciekam, Matti.
- Uciekasz? - spytał niedowierzająco. - A co zrobiłaś? Kalevi Moutka ucieka, ale on
przecież jest mordercą. Ludzie mówią, że nie ma piątej klepki. Tylko tacy uciekają.
- Uważają mnie za czarownicę - odrzekła i odchyliwszy skrawek koszuli, pokazała
bratu bliznę. - To ślad po torturach, Matti. Siedziałam w lochu. Mieli spalić mnie na stosie...
Chłopiec zatrzymał się raptownie i położył dłonie na uszach. Nie chciał słuchać. Raija
stanowczo rozsunęła ręce brata.
- Będziesz słuchał - powiedziała - niczego nie zmyślam. Sprowadziłam na siebie wiele
kłopotów, ale miałam też chwile szczęścia. Teraz kilka zaledwie chmur przesłania moje
niebo, razem z Mikkalem gotowa jestem stawić czoło przeciwnościom. Kiedyś spotkasz
dziewczynę, która obudzi w tobie właściwą strunę i zagra tę jedną, najpiękniejszą melodię,
która życiu nadaje sens... - Przerwała. - Wyrażam się zbyt górnolotnie. Powinnam trzymać się
tematu.
Włożyła dłonie do kieszeni kaftana.
A potem opowiedziała mu wszystko, niczego nie pominęła, nie ubarwiła. Był jej
bratem. Skończyła opowieść przed bramą cmentarza. Przeszłość Raiji nie kryła już dla
Mattiego żadnych tajemnic. A przyszłości wydrzeć tajemnic nie sposób.
- Co poczniecie? - spytał Matti po dłuższej chwili. Barwność i niezwykłość losów
siostry przytłoczyły go. Była osiem lat starsza od niego, a doświadczeniem i przeżyciami
górowała nad nim o całe pokolenie. U jej boku czuł się jak smarkacz. - Jak długo będą was
szukać?
Raija wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia, nikt tego nie wie. W końcu sprawa przyschnie. Musimy przedostać
się do Ruiji, posłuchać, co ludzie gadają.
- Więc nawet nie wiesz, gdzie przebywa twój mąż?
Matti nie mógł pojąć, że Mikkal nie jest prawowitym małżonkiem Raiji. Wpojono mu,
gdzie przebiega granica między grzechem i dobrym uczynkiem, a teraz siostra zasiała w nim
zwątpienie. Raija żyła w grzechu, ale ani ona, ani Mikkal zdawali się na to nie zważać.
- Odnajdziemy się - stwierdziła z niezachwianą pewnością. - Boleję, że rozdzielono
mnie z dziećmi. To właśnie te czarne chmury na moim niebie. Reijo wie jednak, gdzie
odnaleźć pobratymców Mikkala. Przywiezie dzieci, kiedy czas dojrzeje.
Matti tego też nie rozumiał. Widać dorosłość to nie taka prosta sprawa.
- Reijo jest moim najlepszym przyjacielem - wyjaśniła. - Mikkal to moje życie, Reijo
to przyjaźń.
- Dobrze, że nie powiedziałaś nic - mamie - rzekł Matti. Nawet nie potrafił sobie
wyobrazić, jak by zareagowała.
Prowadził siostrę między grobami, aż zatrzymali się przy prostym krzyżu, na którym
własnoręcznie wyżłobił imię ojca.
„Erkki Alatalo”.
I daty. 1686 - 1727.
Raija upadła na kolana przed krzyżem. Półokrąg z otoczaków zniesionych znad rzeki
okalał morze polnych kwiatów we wszystkich kolorach tęczy. Stokrotki, dzwonki,
wierzbówki, jaskry, koniczyny, krwawniki...
Po policzkach dziewczyny spłynęły gorące łzy. Złożyła dłonie, zagryzła kostki, by nie
krzyknąć z żalu za tym wspaniałym człowiekiem, który spoczywał pod prostym krzyżem.
- O cztery lata za późno, Matti. Tylko cztery lata. Nie odczułam, że zmarł. Nie
dopuszczałam do siebie takiej myśli.
Matti nie miał pojęcia, co powiedzieć. Już wypłakał swój żal. Grób ojca stanowił dla
niego najpiękniejsze miejsce na ziemi. Tutaj czuł się wolny. Tutaj przychodził, by
porozmawiać ze sobą samym. Czasami zwracał się do Erkkiego, zupełnie jakby ojciec wciąż
ż
ył i mógł udzielić mu rady.
- To ty doglądasz grobu? - pociągnęła nosem Raija.
Skinął głową.
- Jest piękny. Tego właśnie tata by sobie życzył. Kochał przyrodę, ubóstwiał kwiaty...
Matti pamiętał. Uważał zresztą ojcowską miłość do kwiatów za rzecz niemęską. Erkki
schylał się z uwielbieniem i zachwytem nad najdrobniejszą roślinką.
Erkki Alatalo był jednak mężczyzną w każdym calu, a ta jedna słabość w niczym nie
ujmowała mu męskości.
Wręcz przeciwnie.
Kwiaty, którymi Matti obsiał grób, były dowodem szacunku dla ojca, znakiem, że
spoczywał tu człowiek, którego nie da się zastąpić. Jedyny i wyjątkowy, jak wyjątkowe są
kwiaty.
- Tak za nim tęsknię - szepnęła Raija. - A ty? Matti pokiwał głową.
- Nie mam już nikogo - zwierzył się siostrze. - Kiedy mama wyszła za mąż, zostałem
sam. Ona ma Akiego i dziecko. Przychodzę tutaj, by nabrać sił, ale nie mogę przecież spędzić
reszty życia nad grobem.
- Masz mnie, braciszku. Uśmiechnął się krzywo.
- Wyjedziesz. Będę wiedział o twoim istnieniu, ale zostanę sam.
Raija westchnęła i spojrzała Mattiemu prosto w oczy. Tak bardzo przypominał ojca.
- Żywiłeś nadzieję, że pojedziesz z nami, prawda? Pochylił głowę, grzywka
przesłoniła mu pół twarzy.
- Rozumiesz teraz, że to niemożliwe? - spytała żałośnie. - Zabrałabym cię ze sobą z
największą radością, mnie także nachodzi poczucie osamotnienia. Brak mi rodziny, kogoś,
kto wygląda jak ja, myśli jak ja...
- Nie boję się niebezpieczeństw.
- Nie mogłabym cię narażać - potrząsnęła głową. - To moje życie, moje kłopoty. Nie
chcę cię w nie wciągać. Zasługujesz na lepszy los.
- Jeśli stanie się wola Akiego, nic dobrego mnie nie czeka - odrzekł ponuro. -
Nienawidzi mnie, bo jestem podobny do ojca. Tata zwyciężył, kiedy obaj za młodu stawali w
konkury do matki.
To wyjaśniało wszystko.
Siedzieli nad grobem, rozmawiając. Brat z siostrą. Gotowali się na kolejne rozstanie,
być może ostateczne.
Ż
adne z nich nie dostrzegło mężczyzny, który stal na kościelnej drodze. Nie poczuło
jego wzroku.
Nie wiedzieli, że czeka na nich.
12
Nie rozumiał, o czym można rozmawiać na cmentarzu. Zawsze unikał tego miejsca,
był na nim tylko raz, kiedy zmarła matka. Potem przez wiele nocy nawiedzał go koszmar,
ś
niła mu się dziura w ziemi, w której znika drewniana trumna z ciałem matki.
Wtedy jeszcze ją kochał, nie znal całej prawdy.
Zanim okrył się hańbą, a życie dobre i uczciwe straciło wszelki sens.
Grzech śmiertelny wisiał nad nim jak topór kata. Nic, co by uczynił dla ludzi, nie
mogło uchronić go od wiecznego potępienia.
Skąd brały się te myśli?
Długo tam będą siedzieć?
Mur cmentarny stanowił dla niego granicę, nigdy nie przekroczyłby bramy. Na
cmentarzu złożono szczątki jego ojca i czterech braci. Siostra utopiła się, a samobójców nie
chowano w poświęconej ziemi.
Nie wiedział, co zrobiono z jej ciałem.
Niewiele go to obchodziło.
Była tylko kobietą.
Kościół wraz z przyległym cmentarzem leżał w środku wsi. Nie czuł się tu całkowicie
bezpieczny, ale dłużej nie mógł się opanować. Druga okazja może się nie nadarzyć. Teraz
dziewczyna była sama.
Chłopcem się nie przejmował. Zwykły niedorostek.
Bardziej obawiał się Lapończyka. Wprawdzie towarzysz dziewczyny kulał, ale mimo
niewielkiego wzrostu sprawiał wrażenie silnego fizycznie. Zresztą z Lapończykami nigdy nic
nie wiadomo.
Powiadano, że mają nadludzkie zdolności...
Wzdrygnął się, takie sprawy przekraczały zdolność pojmowania. Najbardziej bał się
myśli, że ktoś mógłby sterować jego wolą...
Teraz była sama.
Drobna, bezbronna kobieta.
Drobna kobieta przepełniona współczuciem.
Zacisnął pięści, żeby powstrzymać drżenie. Tak się zawsze zaczynało, pierwszy znak
tego, co miało nastąpić.
Czasami potrafił się opanować.
Póki nie zrozumiał, że to nie ma sensu.
I tak tkwił w tym po uszy i skończyć mógł tylko w jeden sposób. Ale go nie dostaną!
A nawet jeśli - to cóż z tego?
Teraz czuł się mocny, spokojny i opanowany. Gotowy na to, co musiało się stać.
Gotowy, by wykorzystać moment zaskoczenia.
Okna kościoła były zamknięte. Nie pomyślał o tym wcześniej.
Teraz powinien czekać.
Nieważne. Miał przewagę. Nic nie mogło pokrzyżować jego planów.
Pozostawało uzbroić się w cierpliwość, kiedyś wreszcie skończą.
Wzdrygał się na sam widok. Siedzieć przy grobie... Rozmawiać pośród zmarłych.
Kalevi nie mógł tego pojąć.
Opowieść Raiji zrobiła ogromne wrażenie na Mattim. W ciągu tych trzynastu lat
dziewczyna przeżyła więcej niż niejeden człowiek przez całe życie.
Własne losy nie wydawały się Mattiemu zbyt dramatyczne. Poza tym że stracił ojca, a
matka znalazła sobie drugiego męża.
Przyjazd Raiji był ze wszystkich zdarzeń najbardziej ekscytujący.
Nie zamieniłby się z siostrą, ale życzyłby sobie jakiejś odmiany w szarej codzienności,
by móc pokazać, na co go stać.
- Dobrze byłoby mieć cię u swego boku - powiedziała smutno Raija. - Czasami brak
mi rodziny, kogoś, z kim wiążą mnie więzy krwi. Przyjaźń tego nie zastąpi, rozumiesz?
Matti skinął głową. Siostra mówiła o poważnych sprawach, ale pojmował sens jej
słów. Nigdy nie poruszał takich kwestii w rozmowach z rówieśnikami, ale z Raiją wszystko
wyglądało inaczej.
- Czasami tak właśnie myślę - przyznał się. - Kiedy dorosnę, pojadę do Ruiji. Nic
mnie tu nie trzyma. Kari odziedziczy gospodarstwo ojca, a ja nic od Akiego nie chcę. Wiesz,
ż
e kupił naszą ziemię?
Raija zaprzeczyła.
- Od tego czasu nikt jej nie uprawia. Myślę, że to rodzaj zemsty, z zazdrości o tatę.
Aki twierdzi, że ziemia będzie należeć do mnie, lecz ja wiem swoje.
On rozkoszuje się tym, że zagroda ojca niszczeje.
Raija musiała przyznać w duchu, że Matti jest niezwykle dojrzały jak na swój wiek.
- Ta rozmowa dobrze mi zrobiła - powiedziała z uśmiechem i podniosła się. Strzepnęła
kurz z kaftana i rzuciła ostatnie spojrzenie na krzyż. Zegnała się z ojcem, zamykała ten
rozdział w życiu.
- Był taki dobry - szepnęła - a ty bardzo go przypominasz.
Pokiwał głową.
- Aki stale to mówi, ale w twoich ustach te słowa brzmią inaczej.
- Mam pewność, że byłby z ciebie dumny.
- Zawsze opowiadał mi o tobie - dodał Matti - tak jakby opowiadał bajki. Siostra i
Ruija, kraina na północy, były moimi bajkami.
Raija wzruszyła się.
Więc nie zapomnieli o niej.
Łatwiej było teraz pogodzić się z samotnym życiem, skoro wiedziała, że odesłali ją z
miłości. Ze tęsknili równie mocno jak ona.
Wiele by dała, by móc powiedzieć to tacie...
- Ruszajmy powoli z powrotem - rzekła. Nie dodała „do domu”, bo to słowo nie miało
nic wspólnego z gospodarstwem Akiego. Nie było tam dla niej miejsca. Obca pośród swoich.
- Niedługo Mikkal przyprowadzi wóz i renifery, nie będziemy musieli przebyć całej drogi na
piechotę.
- Więc moja siostra jest leniuchem? - roześmiał się.
- Nie jestem leniwa, tylko stara - wyznała, sama bliska śmiechu.
- Więc ścigajmy się do drogi. - Matti spojrzał na Raiję i mrugnął. - Dam ci pięć
kroków przewagi!
Dziewczyna podwinęła suknię i przyjęła wyzwanie. Nie zamierzała poddawać się bez
walki.
- Wystarczą mi trzy!
Matti wzruszył ramionami i cofnął się o pięć kroków. Siostra miała ponad dwadzieścia
lat, toż to staruszka nieomal, choć niewątpliwie trzymała się dobrze. Kobiety w jej typie długo
zachowują urodę, pomyślał z wyżyn swego młodzieńczego doświadczenia.
Raija lubiła biegać. Za młodu stawała często z wiatrem w zawody, lecz wiatr zawsze
wygrywał.
Nie miała brata, z którym mogłaby się ścigać. To było nowe, mile doświadczenie.
Nawet gdyby Matti wygrał. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, ile ta rodzinna potyczka
znaczyła dla Raiji.
A może wiedział?
Sam wychowywał się bez rodzeństwa. Młodszy o przeszło dziesięć lat przyrodni brat
nie mógł wzbudzić w chłopcu żadnego zainteresowania.
Czuła oddech Mattiego na plecach. Wiedział, że zwycięży, i śmiał się głośno.
Raija nie miała zamiaru podarować bratu łatwego zwycięstwa. Na ostatnim odcinku
koło kościoła wytężyła resztkę sił.
Jakiś głos wypowiedział jej imię.
Matti?
Rozejrzała się wokół. Matti przemknął obok niej, a w tej samej chwili jakieś ramię
zacisnęło się żelaznym uściskiem wokół talii dziewczyny, jakaś dłoń przycisnęła jej usta.
Rozległ się brzęk tłuczonej szyby, kiedy napastnik wciągnął Raiję pod ścianę kościoła.
Nie widziała jego twarzy, ale domyśliła się, kto to.
Morderca, postrach chłopów z Tornedalen.
Kalevi Moutka.
Nie zobaczyła go także wtedy, kiedy uniósł ją jak piórko i wrzucił do kościoła. Serce
Raiji skurczyło się ze strachu, że pokaleczy się o odpryski szyby tkwiące w ramie okiennej,
ale tak się nie stało.
Kalevi znał swój fach.
Dobiegł ją głos Mattiego:
- Raija, to Kalevi! Zostaw ją, słyszysz? Zostaw moją siostrę!
Głos chłopca łamał się z przerażenia.
Raija cofnęła się na widok ciemnej dłoni, która uchwyciła się ościeżnicy. Dziewczyna
rozejrzała się wokół w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć jej do obrony.
Ś
wieczniki na ołtarzu wyglądały na solidne, ale znajdowały się za daleko. Nie zdąży.
Mężczyzna zwinnie przesadził parapet i lekceważąc Raiję, krzyknął do chłopca:
- Słyszysz mnie, smarkaczu? Wiesz, kim jestem, więc nie udawaj bohatera, bo twoja
siostra zginie. To moja gra, ja ustanawiam w niej reguły. Możesz sprowadzić kogo chcesz, ale
nie próbuj wywieść mnie w pole! Zabiję ją, uduszę albo potraktuję nożem.
Wyciągnął długą klingę i pokazał ją Mattiemu.
- Mówię poważnie. Kalevi Moutka nigdy nie żartuje na temat śmierci.
Raija wzdrygnęła się i opadła bezsilnie na ławkę.
Pod spódnicą miała nóż, który dał jej Mikkal. Bandyta o tym nie wiedział i to dawało
dziewczynie niewielką psychiczną przewagę. Jeśli miałaby go użyć, musiałaby to zrobić raz a
dobrze. Nie dostałaby drugiej szansy.
- Tu nie możesz siedzieć. - Tak brzmiały pierwsze słowa, które skierował do niej. - Za
dużo okien, mogą mnie zaskoczyć.
Raija wstała.
Posłuszeństwo mogło się opłacić. Musiała trzymać go na dystans, by nie wykrył
ukrytej broni.
- Więc gdzie? - spytała głucho. Bała się, ale po przeżyciach w twierdzy potrafiła
utrzymać strach na wodzy. Kalevi o tym nie wiedział, więc w jego oczach zachowanie
dziewczyny wyglądało na przejaw niezwykłego opanowania.
- Na dzwonnicę - odrzekł krótko i pokazał na wąskie, strome schody wiodące na górę.
Ponaglił ją nożem.
Niepotrzebnie.
Raija rozumiała powagę chwili i bez zastanowienia zaczęła wspinać się w górę. Kalevi
ruszył za nią. Gdyby uniósł wzrok, mógłby dostrzec nóż kołyszący się pod spódnicą
dziewczyny.
Coś jej jednak mówiło, że nie należy do tego typu mężczyzn. Nie wiedziała o nim
wiele, nie znała szczegółów dramatu, o którym opowiadali ludzie w okolicy.
Był mordercą, bił od niego chłód. Ani Ole Edvard, ani kapitan Feldt z twierdzy nie
mieli tak lodowatego spojrzenia.
Był groźny, bardzo groźny, ale nie należał do mężczyzn, którzy zaglądają kobiecie
pod spódnicę. Pchnął Raiję tak, że potknęła się i upadła na kolana. Zaniósł się pustym
ś
miechem, w którym jednak nie było złośliwości.
Raija podczołgała się pod ścianę. Nad nią na wysokości piersi znajdowała się klapa,
którą otwierano, by wezwać wiernych na nabożeństwo. W środku pomieszczenia wisiał
dzwon tak duży, że zajmował niemal całe wnętrze. Można go było obejść, choć z trudem,
dach dzwonnicy bowiem opadał ukośnie.
W środku panował półmrok, słaby snop światła sączył się jedynie przez otwór w
podłodze, przez który dostali się do środka. Kalevi usiadł tak, by odciąć dziewczynie jedyną
drogę ucieczki.
- Co chcesz osiągnąć? - spytała. Bandyta nie wyglądał na rozmownego, ale Raija
musiała poznać przyczynę, dla której ją pojmał.
Głos mężczyzny miał zaskakująco miłe brzmienie. Zimny, wyrachowany ton, którym
zwracał się do Mattiego, zniknął. Kalevi wyraźnie się odprężył i uspokoił.
- Doskonale wiem, co chcę osiągnąć. Mam wobec ciebie szczególne plany, Raiju
Alatalo.
- Znasz moje nazwisko? - Raija nie ukrywała zdumienia. Imię mógł posłyszeć gdzie
bądź. To, że znał nazwisko, spotęgowało jej strach.
- Dawno stąd wyjechałem - uśmiechnął się - ale mam dobrą pamięć. Może i ty
wygrzebiesz coś ze wspomnień, jeśli ci pomogę...
Raija nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna myśli o konkretnym wydarzeniu,
ale nie naprowadził jej na trop. Wiedziała, kim jest, ale nigdy nie znała go zbyt dobrze. Ich
ojcowie wymieniali się pozdrowieniami. Dzieci kąpały się w tym samym jeziorze i bawiły w
tych samych miejscach. Tylko tyle pamiętała, miała zaledwie siedem lat, kiedy widziała go po
raz ostatni.
- Znam twoje imię - powiedziała, usiłując odnaleźć punkt zaczepienia. - Pamiętam cię
jako dziecko. Byłeś szczupły, niski i miałeś ogromne błękitne oczy. Zawsze się śmiałeś.
- Wtedy tak, teraz nie mam już się z czego śmiać. Chyba że poddasz mi jakiś dobry
powód.
Raija nie pojmowała, dokąd Kalevi zmierza.
- Jak mnie znalazłeś? Założył ogromne dłonie na kolana. Kąciki jego ust uniosły się w
szyderczym grymasie.
- Wcale cię nie szukałem - zapewnił z mocą. - Nie liczysz się. Wróciłem zobaczyć
ziemię dzieciństwa. Nie chciałem z nikim rozmawiać, ale wdarliście się w mój świat... -
Wzruszył ramionami. Nie przyznał się, że w pierwszej chwili jej nie poznał. Zwodził ją, by
zmiękła, by straciła tę pewność siebie, pozorną obojętność...
By okazała strach.
Nazywał się Kalevi Moutka i miał na sumieniu więcej ludzi niż Raija palców. Wszak
musi o tym wiedzieć.
Powinna się go bać.
Nie powinna rozmawiać tak spokojnie! Zadawać pytania, udawać troskę. Stwarzać
pozory, że ma coś w głowie. Kobiety nic nie mają w głowie. Mają coś, ale w zupełnie innym
miejscu.
Powinna stosować się do reguł gry.
- A więc przypadek - westchnęła. - Śledziłeś nas?
- Po co? - zbył ją. - Wiedziałem, kim jesteś i gdzie się spotkamy.
Raija pojęła tok myśli mężczyzny, ale nadal błądziła we mgle. Musiała za wszelką
cenę podtrzymać rozmowę.
- Wyjeżdżam - wyjaśniła. - W niczym ci nie zagrażam, zniknę stąd jeszcze dziś.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Oczy Kaleviego zwęziły się. - A więc dopadłem cię
w ostatniej chwili?
Zadra, którą do niej czuł, musiała tkwić głęboko. Nie pamiętała, czym go uraziła.
Czyżby była aż tak złośliwym dzieckiem?
Cóż mogła uczynić siedmioletnia dziewczynka, by zostawić ślad w pamięci dorosłego
mężczyzny?
Po prawdzie, dość nietypowego mężczyzny, który miał oddać głowę, bo nie okazał
należytego szacunku ludzkiemu życiu.
Był mordercą.
Raija musiała pamiętać o tym nieustannie.
Trudno liczyć na to, że morderca zachowa się w przewidywalny sposób. Trzeba
uważać na słowa, czytać z jego ust i gestów.
Czuła ucisk w gardle, tętnienie w skroniach. Nieznośny ból napiętych mięśni kazał jej
zmienić pozycję, ale Raija bała się poruszyć.
Opanowała przyspieszony oddech, starając się myśleć jasno, nie okazać strachu.
Wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że jest gotów na wszystko.
Raija o tym wiedziała, ale nie zdradziła się ani jednym drgnieniem twarzy.
Miała większe szanse, by przeżyć, niż ktokolwiek inny na jej miejscu.
Co za ironia! Kto mógł przypuścić, że doświadczenia z norweskiej twierdzy przydadzą
się jej tak szybko. Rzeczywiście potrafiła ściągać nieszczęścia na własną głowę...
Mikkal spieszył się, ale Pentti poprosił go do środka na poczęstunek. Tytoniu też nie
zbrakło. Stary przyjaciel Erkkiego Alatalo z błyskiem w oku stwierdził, że znajdzie się i
szklaneczka, mimo że był poranek po dniu świątecznym. Patrząc na to z innej strony,
perorował, do następnej niedzieli zostało dość czasu, by wzbudzić żal za tak drobny grzech.
Mikkal polubił go serdecznie. Ailo przejęty był gościnnością gospodarzy.
Nikt nie patrzył na nich krzywym okiem.
Pentti prosił, by został dłużej.
Raija i Matti mają tyle spraw do omówienia. Nad grobem ojca nie godzi się spieszyć.
Mikkal nie mógł usiedzieć na miejscu. Niewytłumaczalny niepokój mącił mu umysł.
Strach chwycił go w swoje kleszcze i nie puszczał.
Nie po raz pierwszy nawiedzało go to dziwne uczucie. Zerwał się do wyjścia, nie
podając gospodarzom przyczyny. Nawet nie usiłował tłumaczyć, bo nie spodziewał się
znaleźć u nich zrozumienia. Tylko z Raiją wiązała go ta niezwykła więź, której nawet nie
potrafił określić słowami.
Raija nazywała ją miłością, niewidzialną nicią, która łączyła dwie bliźniacze dusze.
Kiedy jedno z nich znajdowało się w niebezpieczeństwie, drugie czuło je mimo oddalenia,
byli bowiem dwoma kawałkami nierozerwalnej całości. Nazywała ją pomostem utkanym z
zorzy polarnej. Mówiła, że zorza splotła dla nich nitki ze świetlistych promieni i połączyła
nimi dwoje kochanków.
Pięknie powiedziane. Mikkal nie był jednak pewien, czy nici z zorzy polarnej
pozwoliłyby mu czuć ból Raiji.
To właśnie czul.
Strach.
Bal się.
Raija się bala.
Co mogło zajść na cmentarzu? Mieli tylko odwiedzić grób ojca!
Poganiał konie, które opieszale reagowały na jego polecenia. Nie pojmował, co chłopi
widzą w tych zwierzętach...
Zimą pokazałby im stworzenia, które potrafią służyć człowiekowi. Stworzenia piękne
i szybkie jak wiatr.
Ż
adna czworonożna istota nie mogła mierzyć się z reniferem.
Mikkal rozpoznał Mattiego, kiedy chłopiec był jeszcze małą kropką na horyzoncie.
Nie miał najmniejszych wątpliwość, że to brat Raiji.
Przeczucie stało się pewnością. Jeszcze raz Mikkal i Raija, w sposób niepojęty dla
ludzkiego umysłu, porozumieli się na odległość.
Matti zawisł w ramionach Mikkala. Miał przerażenie w oczach, bieg wyczerpał go do
granic możliwości, nie mógł złapać tchu.
Dopiero po kilkudziesięciu sekundach chaotycznie zdał relację z wydarzeń.
Mikkal zmartwiał.
A więc wtedy nad jeziorem Mieko przeczucie go nie myliło. Ktoś ich obserwował.
Gdyby wówczas zachował się inaczej, może uniknęliby tego, co się stało. Szaleniec
porwał Raiję, ukochanego Małego Kruka. Szukano go nad całą Zatoką Botnicką, a on zamiast
uciec na bezdroża północy, porwał dziewczynę Mikkala.
- Niepotrzebnie się z nią ścigałem - wyrzucał sobie Matti. - Zeszlibyśmy spokojnie
polami, omijając kościół.
- Obserwował was - przerwał mu Mikkal. - Zaatakowałby prędzej czy później.
- Złapał pierwszą dziewczynę, która wpadła mu w ręce - upierał się Matti. - Minąłem
go i nic mi się nie stało.
Mikkal odczuwał strach, swój własny, nie Raiji. Od czasu pobytu w twierdzy Raija
opanowała umiejętność skrywania lęków i obaw wobec otoczenia. Nawet wobec niego.
Sprawiło mu to zawód, uznał bowiem, że broni mu dostępu do jakiejś cząstki swej duszy.
- Wydostaniemy ją stamtąd - rzucił z zaciętością. - Wyciągniemy ją całą i zdrową,
Matti.
Brat Raiji wciąż wątpił.
- On ma nóż. Ja się na wiele nie przydam, a ty kulejesz. Kalevi jest silny i ma nad
nami przewagę. No i nie możemy narażać Ailo.
Mikkal skrzywił twarz w grymasie.
- Zabiję go, niech tylko wpadnie mi w ręce. Matti uwierzył. W oczach mężczyzny,
który kochał Raiję, pojawił się niebezpieczny błysk.
Kochanie, to słowo dla chłopca miało ckliwy posmak. Jeśli jednak miłość każe
mężczyźnie mówić takie słowa, to może nie jest tylko ckliwością.
Podjechali pod kościół. Wokół panowała cisza, jedynie zbite okno świadczyło, że ktoś
zakłócił powagę świątyni.
Jednak Matti i Mikkal wiedzieli, co kryją solidne ściany.
- Znasz człowieka o nazwisku Petri Aalto? - spytał Mikkal.
Matti skinął głową. Nie wiedział, co Mikkal zamierza, ale nagle przypomniał sobie
epizod na wzgórzu kościelnym i zaczerwienił się. Aalto zapomniał wtedy o wszelkich
zasadach i na oczach wszystkich wziął Raiję w ramiona.
Raija wspominała, że go zna. Wiele nie powiedziała, ale Matti zaczął się domyślać.
- Wiesz, że on jest żonaty? Mikkal potwierdził.
- Trudno. Masz rację, Matti, we dwóch nie damy rady. Jeśli będzie nas więcej, może
znajdziemy sposób, by go przechytrzyć. Potrzebujemy pomocy Petriego. Myślisz, że czynię
to z przyjemnością? Muszę. Tam, gdzie chodzi o życie Raiji, kończy się moja duma.
Otworzyła im Eija. Nawet nie usiłowała ukryć niechęci na widok Mikkala, tylko
obecność Mattiego powstrzymała ją przed trzaśnięciem drzwiami.
- Muszę pomówić z Petrim - oświadczył Mikkal.
- Niedoczekanie! - odszczeknęła. - Petri nie ma tobie nic do powiedzenia! Ani tej
twojej dziwce! Wynoś się!
Mikkal wstawił zdrową nogę w szczelinę między drzwiami a futryną.
- Chcę to usłyszeć z jego ust - oznajmił z niezwykłym spokojem. - Gdzie go znajdę?
Petri pojawił się przy drzwiach. Dotarły do niego odgłosy zamieszania i usłyszał głos
Mikkala. Wszystkich mógłby się spodziewać, tylko nie jego.
Z twarzy Lapończyka wyczytał niepokój.
- Czy coś stało się Raiji? - spytał, nie zważając na obecność żony.
Od wizyty w kościele setki razy pytała go o Raiję. I choć zaprzeczał, nie uwierzyła, że
nie był jej kochankiem.
- Kalevi Moutka zamknął się z nią w kościele - wyjaśnił ponurym głosem Mikkal. -
Wydostanę ją stamtąd żywą i zabiję go. - Zaczerpnął tchu i dodał: - Ale potrzebuję twojej
pomocy.
Eija rzuciła się na Petriego, kiedy ten zaczął naciągać buty i kurtkę.
- Nie wolno ci! - krzyknęła. - Nie możesz mi tego robić, Petri! On jest niebezpieczny,
zabije cię. To szaleniec. Nie zrobisz tego, nie dla tej dziwki!
Petri uwolnił się zdecydowanie z objęć żony. Spojrzał na nią przez ułamek sekundy,
który wydał się wiecznością.
- Zrobię to - odrzekł. - Dla niej, dla Raiji. Miałaś rację, Eiju. Łączyło nas coś więcej
niż przyjaźń.
Ruszył za Mikkalem. Dwóch mężczyzn gotowych oddać życie za ukochaną kobietę.
13
Matti zrelacjonował Petriemu przebieg wydarzeń. Był zażenowany tym, co usłyszał z
ust mężczyzny. Petri otwarcie przyznał się wobec żony do swoich uczuć, a przecież wybuchy
zazdrości Eiji obrosły legendą w całej wiosce.
Matti nie rozumiał Raiji. Jak mogła? Przecież kochała Mikkala...
I była zamężna...
Mężczyźni mieli wiele kobiet, to mieściło się w granicach przyzwoitości. Ale kobiety?
Tylko... ladacznice zadawały się z kilkoma naraz. Raija nie jest ladacznicą...
Matti nie chciał stracić szacunku dla siostry.
Nie rozumiał też Mikkala. Ani Petriego. Obaj wiedzieli o sobie nawzajem, a jednak
wciąż troszczyli się o nią. Obaj byli gotowi na spotkanie z mordercą, gotowi poświęcić życie
dla dziewczyny.
Czy można aż tak bardzo kochać?
Matti nie poznał jeszcze mocy tego uczucia. Zaczął oglądać się za dziewczynami, lecz
ich obojętność nie zakłócała mu jeszcze nocnego snu.
Nie pojmował, co takiego mężczyźni widzą w jego siostrze.
Nie rozumiał Kaleviego. Czyżby porwał Raiję z miłości?
- Jesteś pewien, że wypowiedział jej imię? - dopytywał się Petri.
Matti skinął głową.
- Dlatego się zatrzymała. Wtedy ją złapał i wrzucił do kościoła przez okno z wybitą
szybą. Raija była tak zaskoczona, że nie stawiła oporu. Potem sam skoczył do środka,
wszystko nie trwało minuty. Wrzasnął do mnie, bym nie próbował bawić się w bohatera. -
Matti wzdrygnął się na wspomnienie klingi i zimnego głosu bandyty. - Mówił poważnie.
Powiedział, że ją zadławi lub użyje noża.
Petri podrapał się po czole.
- Z pewnością nie żartował - westchnął ciężko. - Ten człowiek nie odróżnia dobra od
zła. Gnębi mnie jedno. Znał Raiję, ale czego od niej chce? Ile miała lat, kiedy opuściła
dolinę?
- Osiem - odrzekł Mikkal.
- W takim razie nic nie mogła mu uczynić - powiedział z rezygnacją Petri. - Od
tamtego czasu już się nie spotkali. Kalevi ruszył w świat, kiedy miał osiemnaście lat, ale nie
przypuszczam, by kiedykolwiek zawędrował tak daleko na północ.
Mikkal potrząsnął głową.
- Opowiadano nam o nim, ale Raija ledwie go pamiętała... - Zamilkł na chwilę i dodał
gorzko: - Sądzę, że znam wszystkich jej... przyjaciół. Nic przede mną nie tai, ale o Kalevim
nie wspomniała ani jednym słowem.
Petri napotkał spokojne, niezwykłe spojrzenie Lapończyka i opuścił głowę.
- Kto by tam zrozumiał szaleńca - mruknął. - Może Santeri... - ożywił się. -
Aleksanteri znał Kaleviego, choć wiele wody upłynęło od tamtych dni. Jeszcze zanim...
Kalevi się odmienił.
- Jest tutaj? - Mikkal nie skłamał, tłumacząc Mattiemu, że zapomina o dumie, jeśli w
grę wchodzi życie Raiji.
- Widziałem go wczoraj - odrzekł Petri. - Chciał się zobaczyć z moją córką. Twierdzi,
ż
e się z nią ożeni. Eija nie jest mu przychylna, więc nic nie uzyskał. Mówił, że idzie się upić...
- Znajdziesz go? Petri wzruszył ramionami.
- Wiem, gdzie chodzi zalewać robaka. Znaleźli Aleksanteriego za czwartą próbą. Matti
bliski już był rezygnacji, zupełnie nie rozumiał, dlaczego ważna była obecność tamtego
człowieka. Zamiast pomóc siostrze, kręcili się po wiosce w poszukiwaniu nieznajomego
mężczyzny, który zapewne odsypiał gdzieś pijaństwo z poprzedniego dnia.
Aki złoiłby mu skórę, gdyby się dowiedział. Mąż Marji miał jedno określenie na
miejsce, w którym znaleźli Aleksanteriego. Sodoma i Gomora.
W obskurnej chacie mieszkały dwie kobiety, które nie splamiły się żadną pracą. Cały
tydzień spędzały na zabawach, przyjmując każdego, kto przychodził z pieniędzmi i wódką.
Aleksanteri był blady i zmęczony. Wyszedł im na spotkanie, niezdarnie naciągając
kaftan, w czapce krzywo nasuniętej na głowę.
- Po co ten pośpiech, Petri? - spytał i zdumiał się na widok Mikkala. - A on co tutaj
robi? Coś się stało Raiji?
Petri nie wspomniał, że Raija jest w dolinie, ale Aleksanteri instynktownie pomyślał o
dziewczynie.
Tylko ona mogła połączyć tych dwóch mężczyzn.
Wytrzeźwiał momentalnie.
- Coś się stało z Raiją! Nie żyje?
Matti z niechęcią przyglądał się jasnowłosemu obdartusowi. Z pewnością nie należał
do lepszego towarzystwa, ale widocznie łączył go z Raiją podobny związek.
Matt i nawet nie chciał o tym myśleć. Nie chciał umieścić siostry w jednym szeregu z
kobietami w chacie, w której znaleźli Aleksanteriego.
- Kalevi Moutka ją porwał - wyjaśnił ponuro Petri. - Zamknął się z nią w kościele i
grozi dziewczynie śmiercią, gdyby ktoś usiłował ją odbić. Zna ją z dzieciństwa.
- Dobry Boże! - Aleksanteri pobladł. Jego roześmiane oczy przesłonił cień lęku. -
Kalevi nienawidzi kobiet.
- Raija opuściła dolinę, będąc dzieckiem - tłumaczył Mikkal. - Kalevi nie może
chować do niej żadnej urazy. Nie sposób nienawidzić ośmioletniej dziewczynki. Sam nie był
wtedy dużo starszy...
- Ma teraz dwadzieścia dwa lata - przerwał mu Aleksanteri. - To, że pamięta Raiję z
dzieciństwa, pogarsza sprawę. Tylko wtedy Kalevi naprawdę był szczęśliwy. Dlatego pragnie
zapomnieć, nie potrafi żyć z tymi wspomnieniami...
- Skąd o tym wiesz?
Aleksanteri masował się po policzkach, by pobudzić przytępiony pijaństwem umysł.
- Znałem go kiedyś. Czasami nachodziła go ochota do zwierzeń... - Zaczerpnął tchu. -
Zresztą później też się spotkaliśmy. Nie widziałem powodu, by go wydać. Ojciec i bracia
zasłużyli na swój los. Szkoda, że Kalevi sam z sobą nie skończył. Myślał o tym, ale zabrakło
mu odwagi.
- Co się za tym kryje? - spytał Mikkal. - Słyszałem same plotki. Chcę wiedzieć, o co
chodzi człowiekowi, który porwał Raiję. Chcę wiedzieć, dlaczego to zrobił.
Aleksanteri skrzywił się.
- Porządni ludzi nie gadają o takich sprawach, Mikkal. Ja nie jestem porządny. Matka
Kaleviego zmarła młodo, miała tyle lat co Raija, zresztą nie pamiętam dokładnie, a Kalevi
dawno się jej wyparł. Ojciec został z dziewięciorgiem potomstwa, ośmioma synami i jedną
córką. Był trochę starszy, niż Kalevi jest teraz. Przez długi czas ludzie uważali, że z god-
nością znosi żałobę. Nie szukał nowej kobiety, ani do domu, ani do łoża. Chłopcy też nikomu
za skórę nie zaleźli. Mieszkali w domu na uboczu, nad jeziorem Mieko. Nie domyślano się
niczego do chwili, kiedy dziewczyna weszła do jeziora i się utopiła. Wieśniacy znaleźli ciało
topielczyni. Była w ciąży. I wtedy pomału rozniosła się wieść o okropnościach. Któryś z
synów wygadał się przy wódce. Powiedział, że ojciec i bracia nie muszą szukać tego, co mają
w domu. Wykorzystywali siostrę, jak dawno mógł sięgnąć pamięcią. Zanim zamknęli mu
usta, zdążył opowiedzieć najohydniejsze szczegóły. Przyznał się, że Kalevi odmówił udziału
w tym okropieństwie, ale i jego przymusili, by pohańbił siostrę...
Aleksanteri przerwał. Petri pociągnął dalej jego opowieść:
- Pobili go. Był środek zimy, wyrzucili go z domu zbitego jak psa, sponiewieranego.
Niedługo potem Kalevi zamordował ojca i dwóch braci. Kolejny zginął w jakiejś bójce,
następny sam dźgnął się nożem. Jeszcze jeden zmarł stratowany przez konia, którego ukradł.
Któryś nie wrócił z polowania, spadł, może skoczył, ze skały... Został on, Kalevi.
- Teraz już rozumiesz - dodał z bólem Aleksanteri. - Kalevi nie odróżnia dobra od zła.
Działa pod wpływem impulsu.
- Raija potrafi rozmawiać. - Mikkal bez przekonania usiłował dodać sobie otuchy.
Jego ukochana była w rękach szaleńca. Krasomówczymi popisami się z nich nie uwolni. - I
ma nóż - dodał, choć nie bardzo wiedział, co to zmienia.
- On też - wtrącił się Matti. - I przypuszczam, że lepiej nim włada niż Raija.
Mikkal posłał mu dziwne spojrzenie. Zastanawiał się, czy Raija opowiedziała bratu
wszystko. I doszedł do przekonania, że parę szczegółów pominęła.
- Nie bądź tego taki pewien - rzucił krótko. - Raija niejedno potrafi.
- Porozmawiam z nim - zaofiarował się Aleksanteri. - Może zdołam go przekonać, by
puścił Raiję...
- przerwał, przenosząc wzrok z Petriego na Mikkala.
- Zapomnimy o wszystkim? - spytał. - Jeśli ją uwolni? Pozwolimy mu odejść?
Zapadła cisza.
Mikkal zacisnął pięści. Rozum mu odjęło? Chciał zwrócić wolność szaleńcowi?
Mordercy? Będą współwinni, jeśli znów zacznie zabijać...
- Musimy mu coś zaproponować - przekonywał, nienawidząc siebie za te słowa. - Jest
inne wyjście?
Nie odpowiedzieli.
- Pozwolimy mu odejść, jeśli uwolni Raiję - zdecydował Aleksanteri. - Nie możemy
więc zwracać na siebie uwagi. Jeśli ludzie się dowiedzą, zbiegną się pod kościół. Czy Eija
wie, dokąd wyszedłeś? - spytał Petriego.
- Nie - odrzekł zapytany. - Tylko tyle, że coś przytrafiło się Raiji. Nie wie, gdzie i co.
Aleksanteri miał wyraźnie ochotę wygłosić jakiś komentarz, ale się powstrzymał.
- Co zrobisz z małym? - Petri zwrócił się do Mikkala.
- Niech śpi na wozie. Nie mam go gdzie odwieźć, zresztą brak na to czasu.
- Zostawmy wóz przy cmentarzu - zasugerował Aleksanteri - żeby nie ściągał
ciekawskich pod kościół. Jeśli któreś z okien jest otwarte, wejdziemy do środka.
- Wtedy Kalevi zabije Raiję! Aleksanteri odwrócił się do Mattiego, który wykrzyknął
te słowa.
- A ty kim jesteś? Za młodyś, by należeć do licznego grona wielbicieli Raiji.
- To jej brat - wyjaśnił sucho Mikkal. Aleksanteri nie przejął się swoją gafą. Przyjrzał
się chłopakowi spod przymrużonych powiek, dostrzegł podobieństwo i zaakceptował
wyjaśnienie.
- Kalevi nie jest głupi - oznajmił. - Szalony, ale nie głupi. Zostalibyście z
zakładnikiem w kościele?
Nawet Mani pokręcił przecząco głową. Odpowiedź na pytanie Aleksanteriego była
oczywista. Okna.
- Założę się, że wciągnął ją na dzwonnicę - mówił dalej Aleksanteri, a klarowność
jego wywodu kazała zapomnieć, że mężczyzna spędził poprzednią noc na pijackiej orgii. -
Stamtąd Kalevi nie będzie w stanie śledzić naszych ruchów, rzecz jasna, jeśli nie dowie się,
ilu nas jest.
- Domyśla się, że Matti sprowadzi Mikkala.
- Porozmawiam z nim. Jeśli zdołam wzbudzić jego zaufanie, wpuści mnie do środka.
Przez klapę w podłodze łatwiej prowadzić rozmowę. Nie musi jednak wiedzieć, że jest z nami
Petri. Jeśli Petri wślizgnie się niepostrzeżenie do kościoła, zdobędziemy niewielką przewagę.
Kalevi wciąż rozdaje karty, póki siedzi na wieży, niewiele możemy zdziałać, nie ryzykując
ż
ycia Raiji. No, ale sytuacja nie będzie już taka beznadziejna.
Zaczęli mu wierzyć. Chcieli wierzyć.
Kościół leżał przed nimi. Nic w jego otoczeniu nie wskazywało na dramat, który
rozgrywał się wewnątrz.
Okno, które zbił Kalevi, kryło się w cieniu na tyłach budowli.
Gdyby Matti nie był świadkiem zdarzenia, nikt nie szukałby Raiji w kościele. Kościół
to nie miejsce, które kojarzy się z przestępstwem.
Takie rzeczy nie zdarzają się w domu bożym.
Kalevi nie miał żadnych skrupułów. Dla niego był to budynek jak każdy inny.
Okiennica na wieży rozwarła się. Kilka chwil wcześniej Petri zeskoczył z wozu i ukrył
się w cieniu kościelnej ściany tuż koło wybitego okna.
Mikkal skierował konie na cmentarz. Ailo spał. Ojciec zdjął kaftan i przykrył syna.
Miał nadzieję, że chłopczyk nie obudzi się, póki nie będzie po wszystkim.
Aleksanteri zeskoczył z wozu i wielkimi krokami ruszył do kościoła. Okiennica na
wieży nie zamknęła się. Matti nie potrafił zapanować nad emocjami i ruszył za Aleksanterim.
Każdy ruch chłopca zdradzał napięcie i strach.
Mikkal też nie mógł usiedzieć spokojnie. Chwycił kij i kuśtykając, podążył tą samą
drogą. Chciał znaleźć się jak najbliżej Raiji. Może go zobaczy, może on swym widokiem
doda jej otuchy.
Zaczęło się.
Głos Aleksanteriego przerwał ciszę. Nie krzyczał, ale jego dobitne, wyraźne słowa
musiały zostać usłyszane na dzwonnicy.
- Wiem, że tam jesteś, Kalevi. To ja, Aleksanteri, znasz mnie. Możesz mi wierzyć,
przecież jesteśmy kumplami. Nie wydałem cię i teraz też tego nie zrobię...
Cisza.
- Wiem, że Raija jest z tobą. Puść ją. Nic ci po niej. Czekali, wstrzymując oddech.
Ż
adnej odpowiedzi. W otworze na wieży nikt się nie poruszył.
- Zabił ją - szepnął Mikkal, choć wiedział, że to nieprawda. Strach podpowiadał mu te
słowa.
Wyczułby śmierć dziewczyny. Pękłaby istniejąca między nimi więź.
Kalevi dawno ich dostrzegł. Wyostrzonymi zmysłami zarejestrował ruch wozu,
otworzył okiennicę, by śledzić ruchy przybyłych. Nie da się podejść.
Chłopak sprowadził Lapończyka.
Tego się właśnie spodziewał.
Widok rudawej czupryny Aleksanteriego zaskoczył go.
Czego, do diabła, chce ten Aleksanteri?
Sam ma niejedno za uszami.
Ś
ciskał nóż w garści, dając Raiji do zrozumienia, że w każdej chwili gotowy jest do
działania.
Widział, że zostawili wóz w pobliżu cmentarza. Dostrzegł śpiące na wozie dziecko i
skrzywił się z obrzydzeniem.
Ż
ywych trzeba oddzielać od zmarłych. Nie godzi się, by dziecko spało w towarzystwie
nieboszczyków.
Ludzie w ogóle nie myślą!
Kiedy zbliżyli się, wbijając wzrok w czarny otwór na dzwonnicy, Kalevi cofnął się,
chwycił Raiję i zmusił ją, by wstała.
Ujął ją mocno w talii, przyciągnął do siebie, czując, jak miękkie biodro dziewczyny
dotyka napiętych mięśni na jego udzie. Dotyk sprawił mu przyjemność, lecz tylko przez
chwilę.
To, co działo się na zewnątrz, było ważniejsze.
Przytknął nóż do piersi Raiji.
Gardło to pewniejsze miejsce dla klingi, ale ten gest wystarczy, by trzymać
dziewczynę w szachu.
By ją przerazić.
- Znasz kogoś o nazwisku Kilpi? - szepnął. - Aleksanteri Kilpi?
- Santeri? - zapytała głośno.
- Ciszej, do diaska! - Przysunął ostrze do szyi Raiji. Doprawdy, pozwala sobie na zbyt
wiele. - Mów ciszej. A więc znasz Aleksanteriego... - Zaśmiał się. - Z nim też się puszczałaś?
No tak, to pies na kobiety, nie spodziewałem się jednak, że wstawi się za tobą. Już raczej
oczekiwałem, że ten twój Japoński włóczęga ukorzy się i będzie błagać o życie ukochanej.
- Aleksanteri czeka na zewnątrz? - zdążyła spytać, zanim dobiegł ją jego glos.
- Kalevi, wiem, że jesteś w środku. Znasz mnie, możesz mi zaufać. Jesteśmy
kamratami. Nie wydałem cię wcześniej, teraz też cię nie wydam...
Kalevi wykrzywił twarz w ordynarnym uśmiechu.
- Co też słyszę z ust Aleksanteriego? - szepnął. - Wiele dla niego znaczysz, co?
Aleksanteri zmienia panny jak rękawiczki, ale ty musiałaś zrobić na nim piorunujące
wrażenie.
Raija nie odpowiedziała.
Znów zabrzmiał głos Aleksanteriego, równie donośnie i równie przyjaźnie.
- Kalevi, wiem, że masz Raiję. Puść ją. Nic ci po niej.
- W kółko to samo - mruknął Kalevi i spojrzał na twarz dziewczyny.
Była piękna, niezwykle piękna.
Pewnie dlatego Aleksanteri tak się stara.
Nie mógł pojąć, dlaczego się tak ośmiesza. Cenił Santeriego za jego bezczelny i
bezwstydny egoizm.
Nawet się zaprzyjaźnili. Nie pamiętał, o czym rozmawiali, ale z pewnością
Aleksanteri Kilpi poznał więcej jego tajemnic niż ktokolwiek inny na tej ziemi.
Traktował kobiety tak podle, że Kalevi uznał, iż odnalazł w nim bratnią duszę.
Nareszcie ktoś, kto przejrzał kobiety na wylot!
Ktoś, kto znał ich prawdziwą wartość!
Nigdy by nie przypuszczał, że dawny kompan wstawi się za dziewczyną.
Aleksanteri nie odezwał się więcej.
Kalevi czekał. Czekał na jeszcze jedną błagalną prośbę. Ciekaw był, jak daleko tamten
się posunie.
Jak bardzo się poniży dla tej dziewki.
Na dziedzińcu kościelnym panowała cisza.
Chyba nie sądzą, że są w stanie go przechytrzyć?
Ż
e zdołają dostać się do kościoła? Aleksanteri zdolny był do najbardziej szalonych
posunięć.
- Pokażemy się - syknął przez zęby. Podciągnął dziewczynę do okiennicy, zorientował
się, że jest zbyt niska, by dosięgnąć do parapetu, i zaklął szpetnie.
Podniósł ją i oparł o ścianę.
- Pomóż mi, diablico! Nie chcesz pokazać się swoim kochankom? Nie pragniesz
zobaczyć ich przed śmiercią?
Raija postawiła stopę na zgiętym kolanie Kaleviego i podciągnęła się w górę. Bliskość
bandyty, dotyk jego rąk wzbudziły w niej obrzydzenie. Bała się, że przesunie dłonie i odkryje
nóż ukryty w fałdach sukni.
Wyjrzała na zewnątrz.
Mikkal, Matti, Aleksanteri...
Skąd tu się wziął Aleksanteri?
Jego obecność była jej miła, ale nie pojmowała, kto ściągnął go pod kościół.
Spodziewała się raczej ujrzeć Petriego...
Petri jest żonaty. Mikkal znowu okazał takt...
- Żyjesz, Bogu dzięki! - krzyknął Matti. Mikkal nie odezwał się, ale nie odrywał
wzroku od dziewczyny. Spojrzeniem dodawał jej otuchy. Wiedział, że Raija żyje. Więź
pozostała nienaruszona.
- Czy Kalevi nie chce ze mną gadać? - krzyknął Aleksanteri. - Ja mam ochotę, ale nie
z głową zadartą do góry. Zaraz zleci się tu cała wieś. Kalevi wolałby tego uniknąć...
- Nie jestem pewna... - zdążyła odpowiedzieć, zanim Kalevi ściągnął ją w dół.
W ciemnym otworze pojawiła się nowa postać.
Po raz pierwszy Mikkal ujrzał mężczyznę, który porwał jego ukochaną.
Miał włosy jaśniejsze niż łany zbóż, które mijali. Nie obcinał ich, ale widać było, że
starannie je pielęgnuje. Już tym wyróżniał się spośród innych mężczyzn.
W smagłej twarzy o rysach ładnych i regularnych tkwiła para ciemnych oczu.
Glos Kaleviego brzmiał miło. Przynajmniej nie tak Mikkal wyobrażał sobie głos
mordercy.
- Mogę z tobą porozmawiać, Aleksanteri - powiedział hardo - ale nie sądź, że to coś
da. Nie wpuszczę cię do środka i nie dbam o to, że rozbolał cię kark Nie obchodzi mnie też,
czy zbiegną się ludzie. Zabiję ją, jeśli zmusicie mnie do tego kroku.
- Raija nic dla ciebie nie znaczy - odrzekł Aleksanteri. - Wypuść ją, weź mnie.
Będziesz mieć swojego zakładnika.
Ś
miech z wieży był złowieszczy.
- Nie zastąpisz jej, Aleksanteri, nawet o tym nie myśl. Zastanawiam się, czy rzuciła na
ciebie czar. Była lepsza w łóżku niż inne? Może i ja spróbuję?
- Zostaw Raiję w spokoju! To Matti. Lapończyk się nie odezwał. Stał bliżej, nie
odrywał wzroku od Raiji.
Kalevi poczuł się nieswojo. Przypomniał sobie opowieści o magicznych
umiejętnościach Lapończyków.
Nie chciał ich pamiętać.
Nie chciał w nie wierzyć.
Może tamten usiłował odbić ją czarodziejską sztuczką?
Dlatego Aleksanteri go zagadywał? Dlatego udawał, że zależy mu na dziewczynie?
- Puść ją! - poprosił Aleksanteri raz jeszcze. - Znałeś ją, jak była dzieckiem. Nic dla
ciebie nie znaczy.
Twarz Kaleviego ściągnęła się w kamienną maskę.
- Skończyłem - powiedział. - I ostrzegam, zabiję ją, jeśli któryś z was spróbuje dostać
się do środka! To nie jest czcza pogróżka. - Przerwał na ułamek sekundy i dodał: - Poza tym
mylisz się, Kilpi. Ona coś dla mnie znaczy.
14
- Co, do diabła, miał na myśli? - dziwił się Mikkal. Matti i Aleksanteri wyglądali na
równie zaskoczonych.
Okiennica na wieży została zamknięta.
- Chciał nam powiedzieć, że nie przypadkiem więzi Raiję. - Aleksanteri zacisnął zęby.
Kiwnął ostrzegawczo do Petriego, który słyszał wymianę zdań. - Ma plan. Nie wiem tylko,
czy powstał w szalonej czy rozsądnej części jego umysłu..
- Pozostaje nadzieja, że Raija rozumie - mruknął Mikkal. - Może skłoni go do
wyznań... Może sama sobie przypomni. Nie pojmuję jednak, co jako dziecko mogła mu
uczynić...
Raija też nic nie rozumiała.
Kalevi rzucił ją w kąt. Nie zauważył noża.
Raija uczepiła się tej myśli. Nóż był ostatnią nadzieją na ocalenie.
Nie użyje go, póki nie wyczerpie innych możliwości. Spojrzała na Kaleviego. Stał
oparty o ścianę, swój nóż schował do pochwy. Czy zdawał sobie sprawę, że bałaby się go,
nawet gdyby nie był uzbrojony?
Miała wrażenie, że cały czas bada jej reakcje, dawkuje groźby, straszy na różne
sposoby, by wymusić określone zachowanie.
I że wciąż nie jest zadowolony z tego, co osiągnął.
A więc bolesne doświadczenia z twierdzy na coś się przydały. Trzymając strach w
ryzach, pozbawiała Kaleviego złośliwej satysfakcji.
Ż
eby tylko jeszcze potrafiła zmusić go do mówienia.
Twierdził, że coś dla niego znaczy.
Co miał na myśli?
Szukała we wspomnieniach, usiłowała wywołać sceny, w których Kalevi brał udział,
ale dzieciństwo skrywało się za mgłą niepamięci.
Przez tyle lat starała się zapomnieć, zapomnieć wszystko poza twarzami matki, ojca i
brata. Resztę spychała w głąb i teraz nie miała wiele, najmniejszego punktu zaczepienia, który
mógł naprowadzić ją na trop.
Nie pamiętała.
- Powiesz mi, dlaczego mnie więzisz? - spytała, podciągając kolana pod brodę.
Spojrzał na nią zimnym, pogardliwym wzrokiem i nagle uśmiechnął się, obnażając
białe zęby jak drapieżne zwierzę.
- Chcę, żebyś sama sobie przypomniała - odrzekł. - Uznam to za okoliczność
łagodzącą.
Nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Górował nad nią, w ciemności zdawał się
potężniejszy. Widziała jedynie zarys postaci, blask oczu, błysk zębów...
Równie niewyraźny w rzeczywistości jak we wspomnieniach. Bawił się przeszłością i
dniem dzisiejszym, a ta zabawa sprawiała mu satysfakcję.
- A miałeś liczne rodzeństwo - powiedziała z namysłem. - To pamiętam. Twoja matka
już nie żyła. Nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył.
- Co się z nimi stało?
- Zginęli - odrzekł szybko i twardo. - Sam zabiłem dwóch. Zadowolona?
To się zgadzało, Kalevi zamordował ojca i dwóch braci. Dlaczego? Bała się zapytać.
- Nie chcesz wiedzieć, za co? - spytał zjadliwie. - Zżera cię ciekawość, ale udajesz
delikatną. Powiem ci, nic mnie to nie kosztuje. Zabiłem ich, bo na to zasługiwali. Łajdaczyli
się z moją siostrą.
Raija zamknęła oczy. Więc o to chodziło.
- Wszyscy to robiliśmy - ciągnął. - Ośmiu braci i ojciec. Szczęśliwa rodzinka -
zarechotał.
- Ty przynajmniej wiedziałeś, że źle postępujesz - wydusiła, szukając jasnych
punktów w jego życiu. - Musiałeś wiedzieć, inaczej byś ich nie zabił.
- Zła odpowiedź! - syknął. - Obłudnica! Nic się nie zmieniłaś!
Milczała, więc zasypał ją gradem przekleństw, kilkakrotnie powtórzył, że zawsze
uważała się za lepszą od innych. Więc to go gryzło? Wciąż nie odnajdywała w pamięci
wydarzenia, które mogło wzbudzić w nim takie myśli.
Nie widywali się często.
Małe dziecko nie zważa na słowa.
Po czternastu latach miała zdać z nich rachunek?
Kalevi przerwał potok oskarżeń. Na kilka minut zapadła cisza.
Raija nie wiedziała, co zamierzają Mikkal i Aleksanteri. Wolała nie myśleć o tym. Z
pewnością nie uczynią nic, by ją narazić, ale też nie będą siedzieć z założonymi rękoma.
- Spodziewała się dziecka - rzucił nagle bez żadnych wstępów. - Moja siostra. Ojcem
mógł być każdy z nich, ja miałem ją ledwie kilka razy. To mógł być każdy z nich. Chcieli
pozbyć się dziecka. Ona też go nie pragnęła, ale nie dała się tknąć. Zaczęli pić, grali o to, kto
będzie ją trzymać, kto... - Był roztrzęsiony, ale nie przerwał: - Wyszła. Nawet nie zwrócili-
ś
my na to uwagi. Ludzie znaleźli jej ciało. Głupia dziewka, rzuciła się do wody!
- Kochałeś ją - szepnęła Raija.
- Co też, do diabła, sobie wyobrażasz? - ryknął wściekły. - Kochałem? Była dziwką,
nie rozumiesz? Jak można kochać dziwkę? - Zaczerpnął tchu, by się uspokoić. -
Nienawidziłem jej, pojmujesz? Była taka sama jak wszystkie. Nienawidziłem jej.
- Dobrze, wierzę ci - powiedziała. - Dlaczego więc zabiłeś ojca i braci?
Wzruszył ramionami.
- Zasłużyli na śmierć. Pili, rozmawiali o wstrętnych rzeczach. Nie mogłem tego
słuchać, robiło mi się niedobrze od ich gadania. Musiałem ich powstrzymać i zrobiłem to.
Raija nie zapytała, czy rozmawiali o siostrze. I tak by się nie przyznał.
Powinna pamiętać, że sama znalazła się w niebezpiecznej sytuacji. Przez chwilę
historia Kaleviego zafascynowała ją do tego stopnia, że zapomniała o bożym świecie.
- Nie bałeś się?
- Bać się? - prychnął. - Strach dobry jest dla małych dzieci. Niczego się nie boję.
Czego miałem się obawiać?
- Że cię złapią - rzuciła, trąc podbródkiem o podkurczone kolana. - Wciąż cię szukają,
prawda? Teraz masz więcej na sumieniu, ale tamte trzy morderstwa wystarczyłyby, by wydać
cię katu. Nie bałeś się?
- Nie.
- A teraz się boisz? - Nie.
- Śmierć cię nie przeraża? - zdziwiła się, znów bardziej przejęta losem Kaleviego niż
swoim położeniem.
- Dlaczego miałbym lękać się śmierci? - Był nie mniej zdziwiony niż Raija. - Przecież
wszyscy kiedyś umrzemy. Prędzej czy później... - Zamyślił się i dodał: - Nie chcę zginąć od
sznura lub od kuli, nie chcę, by mi odcięli głowę. Pragnę umrzeć wolny, reszta nie ma
ż
adnego znaczenia.
- Wierzysz w życie po śmierci?
- Czy wierzę? Wiem, że istnieje, ale nie myślę o nim.
- Dlaczego? Cierpliwość Kaleviego się wyczerpała.
- Za dużo pytasz.
- Ile razy mnie widziałeś? - zmieniła szybko temat. - Wtedy, kiedy byliśmy dziećmi.
- Osiem, może dziewięć. - Nie był pewien. Pamiętał jednak tę jedną chwilę, której
Raija nie potrafiła wydobyć z pamięci.
- Umiałeś pływać - powiedziała. - Umiałeś pływać, a ja nie. Zazdrościłam ci, ojciec
pocieszał mnie przez całą drogę powrotną do domu. Tłumaczył mi, że w końcu się nauczę...
- I nauczyłaś się, prawda? - spytał oschle. - Szybko się uczyłaś. Ja miałem przewagę,
mieszkaliśmy nad wodą. Ty przychodziłaś tylko od czasu do czasu.
- Nie pozwalano mi kąpać się w rzece - przypomniała sobie. - Mama mówiła, że to za
daleko i że dziewczynki nie muszą umieć pływać. Twierdziła, że zachowuję się jak chłopak,
wyglądam jak chłopak.
- Nieprawda - odrzekł, nie odrywając wzroku od Raiji. - Teraz też wyglądasz kobieco.
Ton głosu Kaleviego nie pozostawiał wątpliwości, że to marny komplement.
Naprawdę nienawidził kobiet.
Tragedia siostry nie mogła być jedynym tego powodem.
- Siostra miała brązowe oczy - mruknął, wpatrzony w twarz Raiji. Dopiero po chwili
zorientował się, że popełnił błąd.
Raija zmarszczyła brwi.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby ujrzał w niej odbicie tamtej
dziewczyny?
Bezskutecznie wytężała pamięć. Nie potrafiła sobie przypomnieć siostry Kaleviego.
Chyba nigdy się z nią nie spotkała.
Zdawało jej się jednak, że coś jeszcze poza rodzinną tragedią ukształtowało nędzny
los tego człowieka.
Między roześmianym, rozbawionym dzieckiem a tym zimnym mężczyzną otwierała
się bezdenna przepaść.
- Ilu ludzi zabiłeś?
- Nie liczyłem.
- Więcej niż dziesięciu?
- Z pewnością.
- Żałujesz?
- Zasłużyli na śmierć.
Raiję przeszył zimny dreszcz. Kalevi był przekonany o własnej niewinności.
- Wiedzieli? - spytała ostrożnie, bojąc się, że przekroczy tę cienką linię, granicę jego
cierpliwości. Nie mogła zbytnio go naciskać. - Wiedzieli, dlaczego mają umrzeć?
- Na pewno - odrzekł z tym samym niezachwianym przekonaniem o słuszności swych
postępków.
- Nie powiesz mi, dlaczego zapadłam ci w pamięć?
- Wciąż się nie domyślasz? - Znów był jak kot, który bawi się ze swoją ofiarą.
- Nie możesz trzymać mnie tutaj całą wieczność - westchnęła. - Potrzebujesz jedzenia,
wody... W końcu będziesz musiał dać za wygraną. Nie, nie domyślam się. - Wyciągnęła nogi i
oparła dłonie o chłodną podłogę. - Nie pamiętam.
- Pomyśl! Żeby zapewnić go o swojej życzliwości i chęci współpracy, zaczęła myśleć
głośno.
- Chyba ostatni raz widzieliśmy się latem, kiedy skończyłam ósmy rok życia. Nad
jezioro Mieko chodziliśmy wyłącznie w ciepłe dni. Byłam z ojcem, mama spodziewała się
Mattiego. Nie lubiła rodziny ojca, kochała go, ale uważała, że pochodzi z godniejszego rodu.
Zawsze wynajdywała tysiące powodów, by nie iść z nami. Tata smucił się z tego powodu,
choć starał się tego nie okazywać. Lubiłam spędzać z nim takie dni, pozwalał mi na wiele,
miał łagodniejsze usposobienie niż matka... - Raija przerwała. Zdała sobie sprawę, że mówi
bardziej o sobie. - Nauczyłam się pływać - podjęła opowieść innym, nie tak osobistym,
tonem.
- Ty bawiłeś się w wodzie z braćmi, pozwoliliście mi przyłączyć się do zabawy.
Ś
cigaliśmy się do lilii wodnych. Pamiętam, że najbardziej oddalony kwiat był żółty. Bardzo
chciałam go zerwać, ale nie potrafiłam wypłynąć tak daleko. - Raija uśmiechnęła się raptow-
nie i spojrzała na Kaleviego. Mężczyzna zmarszczył brwi. To, co dla Raiji było miłym
wspomnieniem, w nim budziło złość. - Przyniosłeś mi ten kwiat, teraz pamiętam. Bałam się,
ż
e chwyci cię kurcz, bo woda była chłodna, a musiałeś wypłynąć daleko. Przypominam sobie,
jak walczyłeś, by zerwać oporną łodygę.
- Nie spodobał ci się, kiedy ci go dałem - powiedział szorstko. Tak było, pewnie
dlatego zapomniała o lilii.
- Nie wyglądał już jak prawdziwy kwiat - odrzekła, wstydząc się za tę małą
dziewczynkę, która odtrąciła podarek. - Śliska łodyga, brzydkie płatki. W mojej dłoni
przedstawiał się żałośnie, nie tak jak na wodzie. - Spojrzała na Kaleviego. - Więc dlatego
mnie więzisz? Bo odrzuciłam twój dar?
- Co mnie to obchodzi? - prychnął pogardliwie.
- Potem jedliśmy - ciągnęła. - Mama przygotowała nam ogromny kosz z jedzeniem,
wtedy jeszcze na niczym nam nie zbywało. Nie byłam głodna, tata też nie chciał jeść, więc
podzieliliśmy się z wami.
Kalevi otworzył usta ze zdumienia.
- Podzieliliście? Więc tak to widzisz? Doprawdy, pamięć masz szczególną! To była
jałmużna, Raiju Alatalo! Wyraźnie dałaś nam do zrozumienia!
- Więc chodzi o kosz z jedzeniem? - Raija chciała mieć pewność.
- Tak ci było żal tych brudnych, biednych łachmaniarzy - syknął. - Ty, córka najmity,
uważałaś się za lepszą, za bogatszą od nas. Podzieliłaś się resztkami z nędzarzami, którzy
mieszkali w rozpadającym się, zapuszczonym domu. Mieli tylko ojca, brakowało im matki,
która mogłaby przygotować coś do jedzenia.
- Nieprawda - zaprotestowała z przerażeniem. A więc nawet pomagając innym, trzeba
wykazać się roztropnością. Miała wtedy siedem lat, nie kierowała się uprzedzeniami. -
Lubiłam was, lubiłam ciebie, Kalevi. Chętnie dzieliłam się jedzeniem, musiałam tylko
przekonać ojca, że nie warto zabierać pełnego kosza w powrotną drogę. Chciałam, byście
spróbowali maminych przysmaków. Ona dobrze gotowała. I było mi was żal, bo nie mieliście
matki. Nigdy ci jej nie brak?
- Nie.
Raija nie pojmowała.
- Nie wierzysz mi? - zapytała. - Uczyniłam to bez cienia złośliwości. Chciałam się
podzielić z wami. To nie była jałmużna, nie uważałam się za lepszą od was.
- Jesteś taka jak wszystkie - mruknął. - Zakłamana. Potrafisz żonglować słowami.
- Poznałeś chyba tylko jeden typ kobiet.
- Jest tylko jeden typ. Był oschły i odpychający, nie przyjmował tłumaczeń
dziewczyny. Nie chciał już z nią rozmawiać, nie lubił jej.
- Przejąłeś się losem siostry - dodała Raija. - I matki. Z całej siły uderzył pięścią w
ś
cianę. Raija wstrzymała oddech. Posunęła się za daleko?
Przemieściła ostrożnie prawą dłoń. Jeśli Kalevi rzuci się na nią, będzie zmuszona użyć
noża.
- Nie dbałem o nie! Nic mnie nie obchodziły te dziwki! Słyszysz? Dziwki!
Raija nie odważyła się odezwać.
- Moja siostra nie nadawała się do niczego - wyrzekł twardo - a matka była
spokrewniona z ojcem. Zrodzony plugawo, żyłem plugawo. Przejrzałem kobiety. Nie
opowiadaj, że są inne, znam je wszystkie.
Raija pobladła.
Wielki Boże, wstrętny los przypadł Kaleviemu w udziale. Nie dziwota, że nie potrafił
ż
yć inaczej.
- Przez kobiety ciąży na mnie grzech śmiertelny - ciągnął. - Nic nie odmieni mego
przeznaczenia i nie uratuje duszy. I tak trafię do piekła. Nie boję się. I nie boję się zabijać -
dodał. - Jedno istnienie mniej czy więcej nie znaczy wiele. Rozumiesz?
Raija zrozumiała i przeraziła się niepomiernie. Kalevi mówił poważnie. Wierzył w
grzech.
Nic nie mogło go powstrzymać.
Może Mikkal i Aleksanteri ułożyli jakiś plan. Może przyjdą jej z pomocą. Przestała
ufać we własne siły. Kalevi zamknął się w świecie, do którego nie miała przystępu.
Muszą jej pomóc albo zginie.
A chciała żyć. Tak bardzo pragnęła żyć!
Trzymali się w cieniu, nie ściągając na siebie uwagi ludzi z wioski.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Tarcza słoneczna zdawała się tkwić nieruchomo na
niebie.
- Musimy podjąć jeszcze jedną próbę - stwierdził Mikkal. Instynktownie czuł, że
strach dziewczyny uległ spotęgowaniu.
- Mogę tylko z nim porozmawiać - odrzekł Aleksanteri - ale nie wiem, jak to przyjmie.
Skąd możemy wiedzieć, co zamierza.
- Usłyszelibyśmy, gdyby rzucił się na nią - powiedział Petri. - Trzeba liczyć na to, że
Raija zdoła przemówić mu do rozsądku.
- Nikt nie potrafi robić tego lepiej od Raiji - przyznał Mikkal z pozorną obojętnością. -
Tym razem jednak nie ma szans.
- Zabronił mi wchodzić na górę... - zamyślił się Aleksanteri.
- Co nie oznacza, że wpuści cię do środka - zaprotestował Mikkal, który pojął zamiar
Aleksanteriego.
- Nie będę prosić o pozwolenie - odrzekł Aleksanteri. - Najpierw Petri wślizgnie się do
kościoła, cicho jak ryś na polowaniu, ja natomiast narobię mnóstwo hałasu. To pozwoli
Petriemu znaleźć jakąś kryjówkę. Był nieraz w świątyni, więc przyjdzie mu to bez trudu.
Może uda się nam zaskoczyć Kaleviego...
- Albo Kalevi zabije Raiję - skomentował sucho Matti.
- Mamy inne rozwiązanie? - spytał bezradnie Aleksanteri. - Będziemy stać i czekać, aż
zrzuci jej martwe ciało?
- Wchodzicie do środka - zdecydował Mikkal. On kochał Raiję, on był jej najbliższy.
Wyciągnął nóż z pochwy i wręczył go Petriemu.
- Weź go i użyj, jeśli nadarzy się sposobność. Zrób to, co ja bym zrobił!
Petri milcząco skinął głową. Był gotowy.
Gotowy zabić.
Dla Raiji uczyniłby wszystko.
Aleksanteri podniósł się i dokładnie obejrzał ramę okienną, po czym powyjmował
okruchy szkła, które mogłyby utrudnić Petriemu bezszelestne dostanie się do wnętrza.
- Nie ma co zwlekać. Kalevi nie uśnie ze zmęczenia. Byłem kiedyś świadkiem, jak
dwie doby wytrzymał bez snu. - Stanął na czworakach pod oknem. - Dalej, Petri! Pokaż nam,
ż
e w starym ciele wciąż mieszka młody duch!
Petri uśmiechnął się i przeciągnął kułakiem po czarnych włosach. W drugiej dłoni
zacisnął nóż. Postawił stopę na plecach Aleksanteriego, drugą na parapecie okiennym i
podciągnął się, łapiąc ręką za futrynę. Skaleczył się przy tym w kciuk, zaczepiwszy o
niewielki kawałek szkła, który Aleksanteri przeoczył, ale nie miało to wielkiego znaczenia.
Cicho zsunął się do wnętrza, rozejrzał wokół i natychmiast wybrał najodpowiedniejsze
miejsce. Pod schodami prowadzącymi do wieży.
Schody wspinały się stromo, niemal jak drabina, ale z tyłu obito je deskami. Kryjówka
była idealna. Aleksanteri podniósł się i kopnął z całej siły w ścianę. Mikkal i Matti pomogli
mu wspiąć się na okno, lecz mężczyzna czynił przy tym tyle hałasu, jakby musiał radzić sobie
sam.
Właśnie przekładał nogi przez parapet, kiedy otwarła się klapa u szczytu schodów i w
otworze pojawiła się twarz Kaleviego.
- Wchodzę! - wrzasnął Aleksanteri zupełnie niepotrzebnie. Widać było, jaki ma
zamiar.
Hałas zaskoczył oboje. Rozmowa uśpiła nieco czujność Kaleviego.
Raija wstrzymała oddech. Bandyta uczynił dokładnie to, o co się modliła.
Przeklinając, podniósł klapę w podłodze i nachylił się nad nią.
Raija nie ruszyła się z miejsca. Wciągnęła brzuch i wsunęła dłoń pod spódnicę,
Natrafiwszy na rękojeść noża, odzyskała zimną krew.
- Wchodzę! - Usłyszała głos Aleksanteriego.
- Nie, do wszystkich diabłów! - Kalevi dyszał wściekłością. - Zabroniłem ci.
- Powiedziałeś, że nie mam wchodzić na górę - krzyknął Aleksanteri. - Nie
zamierzam, nie jestem głupi. Będzie nam łatwiej rozmawiać, kiedy znajdę się w środku.
Raija pojęła zdenerwowanie Kaleviego. Tej ewentualności nie przewidział.
Uklękła. Od bandyty oddzielał ją niecały metr podłogi.
Nie mogła wstać z obawy, że trzeszczenie desek zdradzi jej ruch. Usłyszałby, miał
niezwykle wyczulone zmysły. Została jedna szansa. Ta, na którą czekała.
- Nie będę z tobą gadać, Aleksanteri! - ryknął Kalevi, dygocząc z gniewu. - Ani teraz,
ani...
Raija wykorzystała moment, kiedy Kalevi słyszał tylko swój własny głos.
Z klęczek rzuciła się do przodu, kierując nóż w punkt na karku bandyty.
Wsparła cios całym ciężarem ciała. Trafiła dokładnie tam, gdzie zamierzała, i
zamknęła oczy.
Kalevi urwał w pół zdania.
Aleksanteri zobaczył jakiś cień, zanim przebrzmiały słowa. Nie wiedział jeszcze, co to
było, kiedy na twarzy Kaleviego odmalował się wyraz zdumienia, źrenice rozszerzyły...
Usiłował chwycić się jedną ręką, a drugą, uzbrojoną w nóż, machnął w tył, broniąc się przed
nieoczekiwanym napastnikiem.
Aleksanteri nie zdążył ostrzec Petriego. Nie zdążył właściwie nic uczynić, kiedy ciało
Kaleviego zsunęło się przez krawędź otworu, rąbnęło o schody i poleciało w dół. Spadło na
plecy. Nóż wbił się głębiej.
Petri i Aleksanteri znaleźli się przy Kalevim w okamgnieniu. Był martwy.
Z wieży spoglądała na nich blada Raija.
- Musiałam go zabić - powiedziała. - Albo on, albo ja.
15
Wszyscy traktowali Raiję jak bohaterkę. Wszyscy oprócz Akiego i żony Petriego.
Aki pomstował, że jego nazwisko wiązano z wydarzeniami. W końcu chodziło o córkę
Marji.
Winą obarczał Raiję. To, że została porwana przez przestępcę, nie miało dla niego
ż
adnego znaczenia.
Raija zakłuła człowieka, na dodatek w kościele.
Eija nie nazywała Raiji inaczej, jak suką i ladacznicą. Petri przyznał się do związku z
dziewczyną. Eija nie zapomniała, nie zamierzała wybaczyć ani mężowi, ani jego nałożnicy.
W głębi duszy skrywała nadzieję, że Kalevi Moutka zabierze Raiję ze sobą do grobu.
W końcu tyle miał istnień na sumieniu...
Wbrew woli Raiji i Mikkala trzeba było odłożyć wyjazd. Aki złościł się najbardziej, to
on zapewniał im dach nad głową.
Nie owijając w bawełnę, Raija powiedziała mu, że wobec tego znajdą sobie inne
schronienie, na co Aki z miejsca spotulniał.
Ludzie gadaliby, że wygnał córkę Marji jak psa. Ludzie zaś traktowali Raiję nieomal
jak boginię.
Aki wyrzekał na upadek chrześcijańskich obyczajów. Jak można otaczać czcią kogoś,
kto zabił? Na dodatek kobietę?
Trzymał Kariego z daleka od Raiji. Nie mógł pozwolić, by splamione krwią ręce
dotykały chłopca.
Uważał, że nie można się obmyć z przelanej krwi. Zarzucił dziewczynę cytatami z
Biblii, wyraźnie rozkoszując się rolą sędziego.
Mówiono we wsi, że ujdzie jej to płazem. Co więcej, spodziewano się, że Raiji
przypadnie nagroda wyznaczona za głowę Kaleviego.
To przerastało zdolność pojmowania Akiego. Mieli jej płacić za to, że zabiła?
Ś
wiat zmierza ku przepaści, był tego bardziej niż pewny. Prawo i porządek przestały
obowiązywać.
Ludzie lensmana przesłuchali Raiję i puścili ją wolno. Nie mieli innego wyjścia, ta
drobna i piękna istota w pojedynkę dokonała rzeczy, nad którą czas jakiś głowili się wszyscy
okoliczni stróże prawa.
Poza tym dziewczyna zauroczyła ich. Nie rozumieli, jak taki delikatny kwiatuszek
zdołał przechytrzyć mordercę, ale to tylko potęgowało ich podziw.
- Urządzimy zabawę na twoją cześć - zapewnili Raiję. - Dostaniesz nagrodę. Niezłą
sumkę, jego głowa była sporo warta.
Nie zwrócili uwagi na grymas niechęci na twarzy Raiji. Pomysł zabawy i nagrody
wcale nie przypadł jej do gustu.
Ludzie w wiosce zaś zapalili się do tego projektu. Należało uczcić dziewczynę, która
zdjęła z nich brzemię strachu.
Nadszedł wieczór przed uroczystością. W tajemnicy przed Akim Marja
przygotowywała odświętne stroje dla Raiji i Mikkala. Nie przyznała się mężowi, że jest
dumna z córki.
Zdawała sobie sprawę, że Aki nie pozwoli jej na udział w zabawie, chciała się więc
choć w taki sposób przysłużyć Raiji.
Dowiedziała się po wszystkim, więc oszczędzono jej strachu. Słuchając opowieści
Raiji, nie rozumiała, skąd córka wzięła siłę, by przetrwać. Skąd wzięła odwagę, by użyć noża.
Spodziewała się zastać Raiję w izbie. Zapewne kładła Ailo spać.
Raija najchętniej przebywała w pomieszczeniu, które wyznaczył im gospodarz. Jak
ognia unikała spotkania z Akim. Marja myślała o tym z bólem, ale nie potrafiła przeciwstawić
się woli męża. Wspierała córkę za jego plecami.
Zapukała delikatnie do drzwi i weszła do środka, usłyszawszy przyzwalający glos.
Raija siedziała na krawędzi łóżka Ailo i trzymała chłopca za rączkę. Dziecko spało,
zaciskając dłoń wokół dwóch palców Raiji. Pieszczotliwy gest dziecka sprawiał dziewczynie
wyraźną przyjemność.
Była dobrą matką. Marji podobał się sposób, w jaki chowała chłopca. Żałowała, że
córka nie wyszła za mąż za któregoś z chłopskich synów. Widywałyby się codziennie.
Mogłaby często trzymać wnuka w ramionach...
Położyła ubranie na drugim łóżku i przycupnęła na skraju.
- Przygotowałam to dla was - powiedziała cicho - na jutrzejszą uroczystość. Musicie
wziąć w niej udział, choć wiem, że Aki jest temu przeciwny.
Raija nie odpowiedziała.
- Wszyscy są z was dumni - dodała Marja, rumieniąc się. - Ja też. Wiem, że nielekko
ci na sercu, w końcu zabiłaś człowieka. On jednak uczynił wiele zła, uwolniłaś nas od groźby,
która wisiała nad naszymi głowami.
Poklepała stroje, które złożyła na pościeli.
- Nie są tak piękne, jak chciałam. Miałam niewiele czasu. - Opuściła głowę. - I
musiałam szyć w tajemnicy przed Akim...
- Jesteś szczęśliwa, mamo? - spytała raptownie Raija. Marja skuliła się pod wzrokiem
córki. Przypominał jej wzrok Erkkiego, przeszywał ją na wylot.
- Za stara jestem na szczęście - odrzekła i wstała pospiesznie. Nie chciała o tym
mówić, nie mogła przyznać się do myśli, które kłębiły się jej w głowie. Do wyborów, których
dokonała.
Szeleszcząc sukniami, ruszyła do drzwi. Słowa córki kazały się jej zatrzymać.
- Kocham cię, mamo. Nie zapominaj o tym. Nie żywię do was nienawiści za to, że
odesłaliście mnie do obcych ludzi.
Marja odwróciła się. Po chwili trzymała córkę w ramionach. Rozpłakały się obie.
Raija odważyła się poruszyć temat, którego dotąd starannie unikały.
- Dawniej nienawidziłam was - przyznała dziewczyna. - Nienawidziłam Mattiego za
to, że zatrzymaliście go przy sobie. Sądziłam, że bardziej go kochacie, że dlatego odsuwacie
mnie od siebie. Długo uważałam, że potraktowaliście go lepiej, bo jest chłopcem. Łzy płynęły
strugami po policzkach Marji.
- Więc kiedy zrozumiałaś? - pociągnęła nosem, otwierając przed córką możliwość
wyznania prawdy.
- Dojrzałam - przyznała Raija. - Urodziłam dzieci. Spostrzegłam, że człowiek odsuwa
własne dobro i uczucia na plan dalszy. I zrozumiałam...
Marja otarła oczy.
- Dziękuję za te słowa - powiedziała, uśmiechając się. - Sama chciałam spytać, lecz
nie miałam odwagi.
- Cieszę się, że zdobyłam się na to - odrzekła Raija. - Szkoda, że tata nie doczekał.
Marja połknęła łzy. Raija przypominała Erkkiego we wszystkim. Otwierała starą ranę,
której Marja dawno już pozwoliła się zabliźnić.
- Erkki wiedział, że kiedyś zrozumiesz. Zostaliście wszak ulepieni z jednej gliny. Miał
pewność, że wybaczysz mu, jak dorośniesz. I się nie pomylił.
- Raduję się, że byliście moimi rodzicami - zakończyła Raija.
Mikkal znalazł Raiję zajętą pakowaniem.
- Nie wybierasz się na uroczystość? Potrząsnęła głową.
- Sądziłeś, że pójdę?
- Nie. Nie wiedziałem jednak, kiedy zamierzasz ruszyć w drogę.
- Dzisiejsza noc jest równie dobra jak inne. Mikkal przytaknął.
- Nikomu nie powiesz?
- Nie. Nie lubię pożegnań. - Uśmiechnęła się lekko. - Rozmawiałam z matką.
Wyznałam jej to, o czym myślałam od dawna. Zbliżyłyśmy się do siebie bardziej niż
kiedykolwiek. Kiedyś zrozumie, że w ten sposób żegnałam się z nią.
- Co z Mattim? Nie sądzisz, że ma prawo wiedzieć?
Mikkal dotknął czułej struny. Raija nie chciała rozstawać się z bratem.
- Polubiłeś Mattiego? Mikkal skinął głową.
- Życzyłbym sobie, byśmy mogli zabrać go ze sobą. Ma miłe usposobienie, jest
dojrzały i rozsądny. Trudno nie lubić tego chłopca.
- Możemy zabrać go ze sobą? - spytała, choć z góry znała odpowiedź.
Mikkal zamilkł.
- A dokąd ruszamy? - zapytał po chwili. - Jakie masz plany?
- Może do twoich krewnych? - zaproponowała niepewnie.
- A później?
- Do Laponii.
- Na jak długo? Raija domyślała się, do czego zmierza. Marzenie, by mieć brata u
swego boku, przesłoniło jej rzeczywistość.
Jak w dzieciństwie, kiedy mieszała fantazje ze światem realnym, nie odróżniając w
końcu jednego od drugiego.
- Masz rację - westchnęła. - Zawsze masz rację. Ta twoja cecha drażni mnie
najbardziej, ty jesteś rozsądny, ja kieruję się kaprysami...
- Słodka kapryśnica z ciebie. - Mikkal pogłaskał ukochaną po włosach.
- Nie mamy wiele rzeczy - uśmiechnęła się. - Mama uszyła dla nas stroje na jutrzejszą
zabawę. Zabiorę je ze sobą, zrobiła je wszak dla nas. Gdybyśmy je zostawili, znalazłby je Aki
i zrobił Marji awanturę. Wszystko już spakowałam. Renifery gotowe do drogi?
Skinął głową.
- A co z jedzeniem?
- Splądrowałam spiżarnię. - Raija uśmiechnęła się szeroko. - Aki oszaleje ze złości.
Nie dość że morduję, to jeszcze kradnę!
- Czekamy więc, aż zapadnie zmierzch?
- Tak. Nie budźmy Ailo. Niech chłopiec wyśpi się przed podróżą.
Mikkal odchylił kołdrę i usiadł na brzegu łóżka. W jego oczach zamigotały iskierki,
które Raija dobrze znała.
- Minie sporo czasu, zanim znów położymy się na spoczynek w prawdziwym łożu -
powiedział, przeciągając sylaby. Odnalazł dłoń Raiji, pogładził kciukiem jej skórę. - Nie
sądzisz, że powinniśmy skorzystać z ostatniej okazji, Mały Kruku?
Przewróciła niewinnie oczami, udając, że nie rozumie.
- Skorzystać z okazji, Mikkal? Jesteś śpiący? Roześmiał się ciepło, objął ją ramionami
i pociągnął w miękką pościel.
Wargami śledził linię szyi Raiji, sięgnął dłonią do guzików koszuli.
- Nie lubię tych twoich zbytkownych strojów - mruknął, ale zdołał rozpiąć guziki bez
pomocy dziewczyny. Potem z mozołem zabrał się za haftki i wstążki.
- Jesteś szalony - zaśmiała się.
- Dlatego tak mnie kochasz - droczył się. Pocałował ją w koniuszek nosa, a potem
zsunął twarz pomiędzy rozchylone poły koszuli i znalazł ustami piersi dziewczyny, po czym,
nie przerywając pocałunków, wsunął dłonie pod spódnicę i zdjął z Raiji bieliznę.
Tym razem poszło mu nieźle. Zaczynał nabierać wprawy.
Zresztą Raija nie stawiała oporu. Wręcz przeciwnie, pomagała mu zręcznymi ruchami
ciała, odpowiadała na pieszczoty z równą pasją i zachwytem.
Dłonie Mikkala rozpoczęły wędrówkę wzdłuż uda dziewczyny.
- Nie wiedziałem, że tak łatwo cię rozbudzić - szepnął jej do ucha i uszczypnął w sam
koniuszek.
Raija zamknęła ukochanego w ramionach, przylgnęła do niego, wygięła w luk. Wstyd
nie miał do nich przystępu.
- A ciebie? - uśmiechnęła się, czując, jak rośnie w nim pożądanie.
Nie odpowiedział bezpośrednio na pytanie, zbyt przejęty doznaniami, jakie mu
ofiarowała.
- To był mój pomysł - mruknął pomiędzy pocałunkami. Z niepojętą rozkoszą utonął w
jej ustach, dłońmi penetrując najskrytsze zakamarki ciała dziewczyny. Raija odpowiadała
pieszczotami. - To był mój pomysł, ja decyduję.
Odwrócił ją tyłem do siebie i całował miękkie zagłębienie, w którym szyja przechodzi
w smukłe ramię. Zamknął dłonie na jej piersiach, po czym opuścił ręce w dół i przesunął po
jedwabistej gładzi brzucha. Niecierpliwym gestem podwinął suknie ukochanej i rozpiął
spodnie, wreszcie poczuł jej rozpaloną skórę na swojej. Odnalazł wspólny rytm z ruchem bio-
der kochanki i wtedy jego dłonie mogły zająć się czymś innym.
Jedna wsunęła się pod koszulę, druga odszukała tajemne centrum rozkoszy. Ruszyli
ku gwiazdom w coraz szybszym, oszalałym pędzie.
Raija odrzuciła głowę w tył i zagryzła wargi. Odtrąciła pożądliwą dłoń Mikkala, by
odwlec ten moment i razem dotrzeć na szczyt. Potem przechyliła głowę i znalazła jego usta.
Całowali się niesieni falą spełnienia.
- Cały ty! - powiedziała Raija, oporządziwszy się nieco.
- I nawzajem! Roześmiał się.
We wszystkim tworzyli wspólnotę. W słowach, ruchach, w każdym spojrzeniu.
Raija uklękła w nogach łóżka. Rozpalona, potargana. Młoda i bezbronna.
- Wiesz, Mikkal - zaczęła - choć musimy uciekać, choć zdarzyło się tyle złego, jest
dobrze. Bo jesteś ze mną. Czuję się taka szczęśliwa i taka spełniona. Kocham cię! I wiem, że
z wzajemnością.
Mikkal wyciągnął dłoń. Raija uścisnęła ją.
- Byłem zazdrosny - odrzekł. - Myślałem, że padnę trupem, kiedy Petri objął cię na
kościelnym dziedzińcu. Niełatwo było prosić go o pomoc, ale moja duma i próżność kończą
się tam, gdzie zaczyna troska o ciebie. Odkryłem, że mogę rozmawiać z Petrim i
Aleksanterim, wiem bowiem, kogo obdarzyłaś miłością. Wiele się nauczyłem.
Nigdy dotąd nie znaleźli się tak blisko siebie. Dojrzałość nie osłabia uczuć, raczej je
wzmacnia.
- Pójdę pożegnać się z Mattim. - Raija przeczesała włosy palcami. - Dobrze
wyglądam?
- Trzynastolatek nie pozna, że przed chwilą szalałaś w pościeli... - Wyszczerzył zęby
w uśmiechu.
Rzuciła w niego poduszką i zamknęła za sobą drzwi.
Ś
miech Mikkala gonił ją aż do izby Mattiego.
Chłopak siedział przed oknem i wpatrywał się marzycielsko w zapadający zmierzch.
Raiji zrobiło się ciepło na sercu. Miała ochotę powiedzieć mu, jak bardzo go kocha,
ale się powstrzymała.
Chłopcy w tym wieku nie lubią rozprawiać o uczuciach.
Wzdrygnął się, kiedy cicho zamknęła drzwi za sobą.
- Nie słyszałem, jak wchodzisz.
- Mogę usiąść? Milcząco wskazał na łóżko. Raija usiadła. Miała wrażenie, że Matti
wie, z czym przyszła.
Dlatego nie wiedziała, jak zacząć. Źle jest żyć bez korzeni, równie źle odrywać się od
nich.
- Wyjeżdżacie? Twarz chłopca pociemniała. Erkki miał takie same oczy, kiedy się
smucił.
- Nie wybieram się na zabawę - przyznała szczerze. - Uważam, że nie przystoi, w
końcu on też był człowiekiem. Zszedł na złą drogę, ale nie bez przyczyny. - Tylko
mężczyznom, którzy przyszli jej na ratunek, powtórzyła słowa Kaleviego. Nikt inny nie
musiał znać całej prawdy. - Nie chcę nagrody za jego śmierć. Zamierzałam go tylko zranić,
choć może lepiej dla niego, że tak się skończyło. Powiesiliby go, a marzył, by umrzeć
wolny...
- Zacząłem wierzyć, że zostaniecie tutaj na zawsze - uśmiechnął się Matti. - Było nam
dobrze, ale dobre dni nie trwają wiecznie, prawda?
- Nie w moim przypadku - odrzekła smutno. Więc przyjdzie czas, gdy straci Mikkala?
- Nie mogę zostać, prędzej czy później i tak ruszyłabym na północ, do dzieci. Nie chcę się z
nimi rozłączyć na zawsze. W końcu przestaną mnie ścigać. Wtedy znajdę bezpieczne miejsce
dla całej mojej rodziny. Nie wiem gdzie, ale nie ma to większego znaczenia. Mój dom jest
tam, gdzie Mikkal. Niech tylko Maja, Knut, Ida i Elise się tam znajdą...
Przerwała, usiłując zapanować nad łzami. Matti spojrzał na siostrę i dokończył jej
myśl.
- A dla mnie znajdzie się tam miejsce? Raija otoczyła ramionami jego szyję i
przytuliła go.
- Niczego bardziej nie pragnę! Po czym zarzuciła Mattiego siostrzanymi napo-
mnieniami. Przyjmował je ze śmiechem.
- Powiedz mamie, że to było najlepsze rozwiązanie - powtórzyła wielokrotnie. - Ona
wie, że ją kocham.
Matti przyrzekł, że to uczyni.
- Kiedy ruszacie? - spytał. - W jakim kierunku? Choć tyle powiedz bratu.
Poczochrała go po włosach.
- Jak się ściemni. Na południe. Zadowolony? Skinął głową.
- Do zobaczenia, starsza siostro - powiedział i zrobił rzecz niebywałą jak na chłopca w
tym wieku.
Pocałował Raiję w policzek.
Opuścili dom Akiego nie zauważeni przez nikogo. Ailo uznał, że skradanie się to
znakomita zabawa. Kiedy oddalili się od zabudowań, roześmiał się na cały głos z
zadowolenia.
Wtedy nikt już nie mógł go usłyszeć.
Odnaleźli renifery tam, gdzie zostawił je Mikkal. Sprawnie i szybko objuczyli je
ładunkiem i wsadzili chłopca na grzbiet jednego ze zwierząt.
I znów ruszyli w drogę. Na południe. Tym razem nie szukali korzeni.
Ujechali spory kawałek, kiedy dostrzegli jakiś cień u skraju drogi.
Raija nabrała złych przeczuć.
- Nie możesz jechać z nami, Matti - krzyknęła. - Wiesz, co nas czeka. Masz ledwie
trzynaście lat!
- Wystarczy, by decydować o sobie - odpowiedział.
- Co z mamą? Będzie się zamartwiać. Matti potrząsnął głową.
- Napisałem długi list do niej. Aki w ogóle nie zauważy mej nieobecności. To nie jest
mój dom. Mówiłaś, że zależy ci na mnie.
Raija i Mikkal spojrzeli po sobie i z westchnieniem równocześnie rozłożyli ramiona.
- Jeśli naprawdę chcesz - zaczęła powoli - to możesz iść z nami. Pamiętaj jednak, że to
nie zabawa.
- Pragnę jedynie być razem z wami - oznajmił. - Znaleźć coś więcej, niż Tornedalen
może mi zaofiarować. Nic mnie tam nie trzyma.
Raija chwyciła dłoń brata.
- Więc ruszajmy, my bez korzeni, w drogę. Bóg jeden wie, dokąd nas ona zaprowadzi.
Niepewna jutra, Raija w tej chwili była szczęśliwa.