ANTYK
ANTYGONA – STRESZCZENIE
PROLOG
Prolog dramatu wprowadza czytelnika w najważniejsze wydarzenia. Rzecz dzieje się w Tebach,
którymi włada Kreon. Niedawno miała miejsce bitwa, w której naprzeciwko siebie stanęli dwaj
bracia, walczący o władzę – Eteokles i Polinejkes. Obaj zginęli w bitwie, Kreon zaś nakazał
pochować Eteoklesa (który bronił miasta) z honorami, a Polinejkesa, najeżdżającego na Teby z
pomocą obcej armii, surowo zakazał grzebać. ...
Antygona (siostra Eteoklesa i Polinejkesa) żali się swojej młodszej siostrze Ismenie z powodu
nieszczęść, jakie spadają na ich ród. Z miłości do brata chce go pogrzebać mimo zakazu Kreona.
Antygonie bardzo zależy na pochówku brata, ponieważ – zgodnie z wierzeniami Greków – nie
pogrzebanie ciała zmarłego uniemożliwiało mu podróż do Hadesu i skazywało go na wieczną
tułaczkę po ziemi. Ismena boi się gniewu Kreona, nie chce postąpić niezgodnie
z prawem i mimo namów Antygony nie decyduje się pomóc jej w pochowaniu brata. Rozżalona, ale
zdecydowana pomóc zmarłemu bratu w potrzebie Antygona postanawia dokonać tego sama.
PARODOS
Na scenie pojawia się Chór, złożony ze starców tebańskich. Przybyli oni na wezwanie Kreona, aby
odbyć z nim naradę. Chór śpiewa pieśń triumfalną, sławiącą Eteoklesa, który pokonał w walce
najeźdźcę Polinejkesa.
EPEJSODION I
Na scenie pojawia się Kreon w towarzystwie dwóch heroldów. Przypomina, że jako brat matki
Edypa powinien po śmierci jego dwóch synów przejąć władzę. Przedstawia swoją wizję
sprawowania władzy: dobro państwa jest dla niego ważniejsze od rodziny. Obwieszcza on
zebranym starcom tebańskim swoją decyzję o zakazie chowania ciała Polinejkesa i prosi ich o
pomoc w egzekwowaniu swojego postanowienia.
Nagle na scenę wbiega Strażnik, którego zadaniem było pilnowanie, aby nikt nie pochował ciała
zdrajcy. Oznajmia Kreonowi, pełen obaw o własne życie, że ktoś przed chwilą wbrew jego
zakazowi pochował ciało. Strażnik nie wie, kto jest winowajcą. Kreon gniewa się bardzo, uznaje ten
czyn jako sprzeciw wobec jego władzy i oskarża strażnika o to, że winowajca przekupił go złotem.
Grozi, że uśmierci strażników, jeśli go nie znajdą.
STASIMON I
Chór śpiewa pieśń, opiewającą dokonania człowieka i jego rozumu. Człowiek jest w niej
przedstawiony jako ujarzmiający naturę. Ostatnia zwrotka dotyczy stosunku człowieka do władzy.
Kto strzeże praw ojczyzny, zasługuje na pochwałę, a kto łamie praworządność – na naganę. Chór
nie mówi o poszanowaniu praw władcy, ale kraju. Nie opowiada się więc otwarcie po stronie
Kreona, staje raczej po stronie demokracji w stylu ateńskim.
EPEJSODION II
Strażnik wprowadza na scenę schwytaną przez siebie Antygonę, którą przyłapał na gorącym
uczynku, gdy próbowała ponownie pogrzebać ciało Polinejkesa, odkopane z ziemi na polecenie
Kreona. Na scenie pojawia się Kreon, któremu Strażnik opowiada, jak Antygona grzebała ciało
brata. Dziewczyna przyznaje się do popełnionego czynu z premedytacją – wiedziała o wydanym
zakazie, miała więc świadomość, że łamie prawo. Zasłania się prawem boskim, które nakazuje
grzebać zmarłych. Dla niej jest ono ważniejsze od ludzkich zakazów, także od tego wydanego przez
króla. Dziewczyna gotowa jest na karę śmierci. Nie wykazuje skruchy, jest dumna ze swojego
czynu. ..
W pewnym momencie na scenie pojawia się Ismena. Kreon oskarża ją o współudział w złamaniu
zakazu, ta nie zaprzecza, a wręcz chce wziąć na siebie część winy, chce iść z nią na śmierć.
Antygona nie zgadza się na to, zaprzeczając udziałowi Ismeny w grzebaniu Polinejkesa. Ismena,
chcąc ocalić siostrę, odwołuje się do jej związku narzeczeńskiego z Hajmonem, synem Kreona.
Kreon stwierdza jednak, że nie chce takiej żony dla swojego syna i zarządza dla obu kobiet areszt
domowy.
STASIMON II
Starcy biadają nad nieszczęściami prześladującymi rodzinę królewską. Przestrzegają też przed
zbytnią pychą, co jest aluzją do postępowania Kreona i sposobu, w jaki egzekwuje swoje prawa.
EPEJSODION III
Na scenie pojawia się Hajmon, który wie już o losie narzeczonej. Kreon radzi mu, żeby znalazł
sobie inną kobietę, godną jego, ponieważ Antygona jest dla niego nieodpowiednia. Hajmon
opowiada ojcu, jak lud komentuje jego postępowanie. Ludzie żałują Antygony, uważają, że władca
nie powinien wydawać takiego zakazu. Kreon złości się. Wydaje mu się, że syn jest przeciwko
niemu i że będzie próbował ratować ukochaną.
Władca nie chce splamić się zabójstwem krewnej i tym samym ściągnąć na miasto nieszczęścia.
Dlatego postanawia zamurować ją żywcem, pozostawiając trochę jedzenia. Normalnie takie
nieposłuszeństwo karało się ukamienowaniem.
STASIMON III
Hymn na cześć Erosa. Ta pieśń zastępuje scenę miłosnego spotkania Antygony z Hajmonem, której
nie ma w utworze.
EPEJSODION IV
Antygona jest prowadzona na stracenie. Epejsodion to wypełnia kommos – lament głównej
bohaterki, przeplatany partiami chóru. Po zakończeniu lamentu Antygona jest wyprowadzana za
miasto.
STASIMON IV
Chór wspomina innych, którzy cierpieli i zginęli podobnie jak Antygona.
EPEJSODION V
Pojawia się wieszcz Tejrezjasz, który namawia Kreona do zmiany decyzji, argumentując, że jeśli
tego nie zrobi, ściągnie nieszczęście na siebie i miasto. Władca zgadza się ułaskawić Antygonę i
pochować Polinejkesa, jest więc nadzieja na szczęśliwe zakończenie. Kreon wybiega ze sceny, aby
uwolnić Antygonę z jej zamurowanego więzienia...
STASIMON V
Modlitwa z prośbą o pomoc do Dionizosa-Bakchusa, patrona Teb.
EKSODOS
Posłaniec oznajmia, że Hajmon z rozpaczy popełnił samobójstwo, a Antygona się powiesiła. Na
wieść o śmierci Hajmona zabija się Eurydyka – żona Kreona. Władca Teb rozpacza po stracie
najbliższych.
Na koniec chór podkreśla, że należy pełnić wolę bożą i wystrzegać się dumy.
ANTYGONA – OPRACOWANIE
Mit rodu Labdakidów.
Król Teb, Lajos usłyszał w Delfach przepowiednię, że zginie z rąk własnego syna. Kiedy jego żona
- Jokasta urodziła potomka, postanowił go zgładzić. Rozkazał służącemu, aby wyniósł dziecko w
góry i tam je porzucił. Ten jednak nie wykonał do końca rozkazu i przekazał niemowlę
pochodzącemu z Koryntu pasterzowi, który z kolei oddał je na wychowanie bezdzietnym władcom
swej krainy - Polibosowi i Meropie. Edyp nie czuł się szczęśliwy. Rówieśnicy nazywali go
podrzutkiem, choć nikt nie chciał wyjawić tajemnicy jego pochodzenia. Aby dowiedzieć się
prawdy, Edyp udał się do wyroczni delfickiej. Usłyszał tam straszną przepowiednię, sugerującą, że
zabije własnego ojca i ożeni się z własną matką. Po tych informacjach Edyp był pewien, że Polibos
i Meropa to jego prawdziwi rodzice, więc postanowił udać się do Teb, aby zapobiec spełnieniu się
przepowiedni. ...
W drodze spotkał Lajosa, pokłócił się z nim i nie zdając sobie z tego sprawy, iż jest to jego ojciec -
zabił go. Następnie spełniła się druga część przepowiedni. W Tebach pojawił się sfinks - dziwny
potwór, mający twarz i piesi kobiety, a resztę ciała lwa, ze skrzydłami jak u ptaka. Porywał on ludzi
i rzucał w przepaść. Powiedział, że dopiero wtedy ustąpi z ziemi tebańskiej, jeśli ktoś rozwiąże jego
zagadkę. Tej zagadki nauczył się od muz, a brzmiała ona następująco: "Co to za zwierzę, obdarzone
głosem, które z rana chodzi na czworakach, w południe na dwóch nogach, a wieczorem na trzech?".
Król Kreon, który objął rządy po śmieri Lajosa ogłosił, że kto wyjaśni zagadkę otrzyma królestwo
tebańskie i ożeni się z Jokastą, wdową po zamordowanym Lajosie.
W tym właśnie dniu do stolicy przybył Edyp. Odgadł zagadkę Sfinksa i poślubił Jokastę. Przez
szereg lat potomek rodu Labdakidów panował szczęśliwie nie zdając sobie sprawy z ciążącej na
nim klątwy. Jokasta urodziła mu w tym czasie czworo dzieci: Eteoklesa, Polinejkesa, Antygonę i
Ismenę. Zupełnie niespodziewanie zaraza zaczęła dziesiątkować Tebanczyków. Ziarno rzucone w
glebę nie wzrastało, więc ziemia leżała ugorem. Dzieci przychodziły na świat martwe, zwierzęta nie
rozmnażały się.
Na pomoc wezwano wróżbitę - Terezjasza, ślepego starca z długą, białą brodą. Utracił on wzrok w
młodości, gdy ujrzał w kąpieli nagą Atenę. Zeus dał mu życie siedem razy dłuższe niż przeciętnego
człowieka. Pozbawiony widoku ziemskich rzeczy, znał tajemnice przyszłości i rozumiał mowę
ptaków. Kiedy Terezjasz zjawił się w pałacu Edypa, oznajmił nieświadomemu swych win królowi,
że jest to kara za jego ojcobójstwo i kazirodztwo. Na wieść o tym Jokasta powiesiła się, a Edyp
wykłuł sobie oczy i wyruszył w świat, aby odpokutować swe winy. Prowadziły go córki. Szukał
krainy, w której spokojnie zostałby pochowany. Zaszedł do miejscowości Kolonos niedaleko Aten i
tam umarł. Pochowano go w gaju, do którego wiosną przylatywały słowiki.
W Tebach zostali dwaj bracia: Eteokles i Polinejkes. Ustalili, że władzę będą sprawować na
przemian, w ten sposób, że każdy będzie panował przez rok. Eteokles pierwszy wziął berło, lecz po
upływie roku nie chciał ustąpić bratu i wygnał go z kraju. Rozgoryczony Polinejkes schronił się na
dworze władcy Argos, Adratosa. Tam ożenił się z jego córką i namówił teścia, aby najechał na Teby.
Adratos zebrał wojsko i obległ miasto. Ale Tebańczycy uczynili wypad i odnieśli zwycięstwo. Obaj
bracia zginęli na polu walki. ..
Władzę w państwie ponownie przejął Kreon, brat Jokasty. Nie pozwolił pochować Polinejkesa.
Ciało jego kazał wyrzucić krukom na pożarcie i zabronił pod karą śmierci uczcić go pogrzebem.
Siostra zmarłego, Antygona nie usłuchała rozkazu. Własnymi rękami wykopała grób i pochowała
zwłoki brata. Za karę zamurowano ją w piwnicy.
W dziesięć lat później synowie wodzów pokonanych pod Tebami przygotowali nową wyprawę.
Miasto nie miało sił do obrony. Terezjasz doradził Tebańczykom wysłać do nieprzyjaciół poselstwo
z prośbą o pokój, a tymczasem, korzystając z rozejmu uciec z oblężonych murów. Tak się stało.
Kiedy rozważono warunki pokoju, wszyscy mieszkańcy naładowali wozy dobytkiem, wsadzili na
nie żony i dzieci i opuścili miasto. Po drodze Terezjasz umarł napiwszy się wody z pewnego źródła.
Tymczasem wojska nieprzyjacielskie weszły do Teb, zburzyły je doszczętnie, a pozostałe skarby
posłały w ofierze świątyni delfickiej.
Konflikt tragiczny w „Antygonie” – problem władzy
Konflikt tragiczny w Antygonie opiera się na problemie: które prawo jest ważniejsze, naturalne
(boskie) czy umowne (ludzkie)? I czy człowiek może wydawać zakazy niezgodne z tym
pierwszym. Warto zwrócić uwagę, że odpowiedź Sofoklesa jest głosem osoby pobożnej. Prawo
boskie mówi, że zmarłego należy pogrzebać – żeby nie budzić odrazy bogów i żeby jego dusza nie
błąkała się po ziemi. Prawo ludzkie wydane zostało przez Kreona. Polinejkes jest zdrajcą, za karę
więc nie będzie pochowany – ani w ziemi ojczystej, ani w obcej.
Kreon odmówił mu nawet skromnego pogrzebu, o który upominała się Antygona. Uważała ona, że
Kreon nie miał prawa wydawać takiego zakazu. Dla niej najważniejsze jest prawo naturalne i
posłuszeństwo wobec bogów. Nie boi się kary. „Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić” to
jej hasło – miłość do brata jest dla niej najważniejsza, nie złamała zakazu ze względu na nienawiść
do Kreona.
Warto zwrócić uwagę na to, że Kreon także ma w dramacie swoje racje. Wydając swoje
rozporządzenie nie miał złej woli, chciał jedynie ukarać Polinejkesa, który w jego oczach był
zdrajcą. Chciał, aby ludzie szanowali go jako nowo obranego władcę, by nie posądzali go o
pobłażliwe traktowanie członków swojej rodziny.
Ismena przyznaje Antygonie rację, ale powstrzymuje się od czynów. Wybiera modlitwę o
przebaczenie i pozostaje wierna nakazowi władcy. Antygona uznaje taką postawę za maskowane
tchórzostwo.
Chór starców to głos doradczy, ale nie decydujący. Sugeruje Kreonowi niewłaściwość zakazu.
Władca oburza się i nie przyznaje mu racji. Wreszcie chór uznaje go za pana życia i śmierci,
któremu obywatele mają być posłuszni. Nie ma odwagi bronić przy nim praw boskich. Zrobi to
dopiero Tejrezjasz, ale wtedy będzie już za późno. Tylko on miał odwagę otwarcie sprzeciwić się
Kreonowi i tylko jego władca posłuchał. Wieszcz zagroził mu utratą rodziny. Wskazał
postępowanie, które może sprowadzić na miasto nieszczęście. Nie wypowiadał się na temat
Antygony.
Hajmon wyraża głos opinii publicznej, która jest oburzona postępowaniem Kreona i stoi po stronie
poszanowania praw boskich.
Ogólna wymowa utworu jest następująca: Kreon nie miał prawa sprzeciwiać się prawom
boskim, nie uczynił tego jednak ze złej woli. Poniósł za to karę, ale ukarana została też
Antygona. Oboje padli ofiarą hybris, czyli zaślepienia, pychy, zbytniej wiary w siebie. Autor
ukazuje dwa konflikty:
1. Kreon a prawo boskie
2. Antygona a prawo ludzkie
Właściwie sprowadza się to do jednego konfliktu: prawo boskie a prawo ludzkie.
Antygona i Kreon to równorzędni bohaterowie, tragiczni, ponoszą klęskę. Śmierć Antygony
pociąga za sobą śmierć Hajmona, ta z kolei powoduje śmierć Eurydyki. Wszystko to prowadzi do
klęski Kreona – stracił najbliższych, został sam i musi żyć ze świadomością, że doprowadził do
śmierci tych, których kochał.
Charakterystyka Antygony
Antygona jest tytułową bohaterką tragedii Sofoklesa, córką króla Edypa, na którym ciąży klątwa.
Tragiczne wydarzenia rodzinne – najazd jednego z braci na drugiego w walce o władzę – postawiły
ją w sytuacji trudnego wyboru. Jeden z braci, Polinejkes, został uznany przez obecnego władcę,
Kreona, za zdrajcę i z tego powodu zakazano jego pochówku. W tej trudnej dla kobiety sytuacji
dowiadujemy się wiele o jej cechach charakteru
Antygona jest osobą dumną, porywczą, zdecydowaną i energiczną. Te cechy jej charakteru
decydują o tym, że buntuje się przeciwko zakazowi Kreona, który uznaje za sprzeczny z własnym
sumieniem i braterską miłością. Nie pobłaża swojej siostrze Ismenie, która boi się złamać zakazu,
otwarcie ją krytykuje, mówiąc, że takie postępowanie jest znieważaniem czci bogów. Uważa, że
Ismena zasłania się swoją słabą naturą, nazywa ją otwarcie wrogiem, mówi, że ją nienawidzi. Jest
więc Antygona bardzo zdeterminowana i butna.
O odwadze bohaterki przekonujemy się w epejsodionie II, kiedy Strażnik przyprowadza ją do
Kreona, złapawszy wcześniej na gorącym uczynku. Otwarcie przyznaje się, że to ona pochowała
Polinejkesa, że znany jej był zakaz króla. Nie próbuje się usprawiedliwiać, a wręcz otwarcie
występuje przeciwko Kreonowi, krytykując wydane przez niego rozporządzenie, które uznaje za
niezgodne z wolą bogów. Nie boi się śmierci, niestraszny jej potencjalny wyrok Kreona:Wiem, że
mam umrzeć. Bo jakżeż inaczej?
I bez rozkazu twego! A że trochę
Wcześniej śmierć przyjdzie, to tylko zysk dla mnie
Otwarcie nazywa także Kreona głupim:A jeśli ci się zda, że głupstwo robię,
Nic to – głupiemu wydawać się głupią
Nie przedstawił jednak Sofokles Antygony jako fanatyczki, bezwzględnie postępującej zgodnie ze
swoimi zasadami. Nie jest ona pozbawiona delikatniejszych uczuć, wrażliwości – gdy idzie na
stracenie, płacze, ale nie nad sobą, ale nad losem swoich najbliższych. Rodzina jest więc dla niej
najważniejsza, ważniejsza niż władza i ryzyko własnej śmierci. Nie jest negatywnie nastawiona do
Kreona, jej zamiarem nie był bunt sam w sobie – po to, aby po prostu sprzeciwić się władcy. Jak
sama mówi: Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić
Podobnie żal jest jej Ismeny, nie chce, aby siostra cierpiała wraz z nią, skoro nic nie zawiniła.
Antygona reprezentuje postawę osoby, które zawsze postępuje zgodnie ze swoimi zasadami, choćby
te zasady miały mieć dla niej tragiczne skutki.
Charakterystyka Kreona
Kreon po śmierci Edypa, Eteoklesa i Polinejkesa, jako brat żony Edypa, Jokasty, został władcą Teb.
Jego sytuacja jest więc trudna – dopiero co zakończyła się bratobójcza wojna zagrażająca Tebom, w
której stracił jednego z synów. Na jego barki spadła ogromna odpowiedzialność za los miasta, stara
się jak najlepiej wypełnić swoje zadanie. Jest niepewny siebie w roli władcy, podejrzliwy i dlatego
ucieka się do stosowania terroru: zakazuje grzebać ciało Polinejkesa. Można dyskutować z jego
rozporządzeniem, ponieważ ma ono charakter moralny – Kreon sam ocenił, że Polinejkes jest
zdrajcą, a jest to sprawa problematyczna. Kreon ośmielił się osądzać postępowanie obydwu braci,
postawił się więc niejako na miejscu bogów
Niepewność Kreona co do jego pozycji jako władcy jest jednak nieuzasadniona – do wydania
zakazu nikt przeciwko władzy Kreona nie występuje, wręcz przeciwnie, chór potwierdza ją
słowami „przy tobie cała moc i prawo nad umarłymi i żywymi.”
Kreona prześladuje więc podejrzliwość. Działa nerwowo, gwałtownie, ale trudne okoliczności nie
usprawiedliwiają jednak jego zaślepienia, stosowany przez niego terror świadczy o jego skłonności
do tyranii. Podejrzliwie patrzy nawet na własnego syna, który sprzeciwia się jego zakazowi
przecież w imieniu całego ludu Teb, a Kreon widzi w nim zuchwalca, który daje mu nauki i
podważa jego kompetencje jako władcy. W rozmowie z synem ujawniają się kolejne cechy
charakteru władcy. Gdy Hajmon powołuje się na głos opinii publicznej, Kreon oburza się, że lud
chce mu dyktować, co ma czynić, pokazuje też swoją rządzę władzy: Innym, nie sobie, mam
władać tą ziemią?
Kreon jest osobą upartą, trwa przy swojej decyzji bardzo długo, mimo że wiele osób próbuje mu ją
wyperswadować. Jest osobą dumną i dlatego nie chce się z niej wycofać aż do ostatniej chwili.
Dopiero gdy wieszcz Terezjasz zagroził mu utratą syna, na Kreonie zrobiło to silne wrażenie i
pomogło mu najbardziej w uspokojeniu się, zastanowieniu i przełamaniu się do zmiany decyzji.
Pozytywnie świadczy o Kreonie właśnie jego miłość do Hajmona i Eurydyki oraz dobre intencje –
mimo zapalczywości i zaślepienia starał się działać dla dobra ojczyzny, cały czas był przekonany,
że jego wybór jest słuszny. Czy to jednak usprawiedliwia jego postępowanie? Trudno jest
odpowiedzieć na to pytanie. Karą dla władcy jest ogromne cierpienie, związane ze śmiercią
najbliższych – Hajmona i Eurydyki. Fatum ukarało go za jego winy.
Antygona i Ismena - charakterystyka porównawcza
Dwie córki Edypa, Antygona i Ismena, są zestawione ze sobą w dramacie na zasadzie kontrastu.
Wobec tego samego wydarzenia – zakazu chowania przez Kreona jednego z braci – Antygona i
Ismena zachowują się zupełnie inaczej, choć przecież obie kochały brata, jednej i drugiej był on
bardzo bliski. Sofokles ukazał więc nam w osobach sióstr dwie reprezentacyjne postawy: z jednej
strony odważny bunt wobec władzy w imię miłości (Antygona), z drugiej – strach, uległość i
rezygnacja z miłości w imię posłuszeństwa (Ismena).
Antygona jest osobą dumną, porywczą, zdecydowaną i energiczną. Te cechy jej charakteru
decydują o tym, że buntuje się przeciwko zakazowi Kreona, który uznaje za sprzeczny z własnym
sumieniem i braterską miłością. Nie pobłaża Ismenie, która boi się złamać zakazu, otwarcie ją
krytykuje, mówiąc, że takie postępowanie jest znieważaniem czci bogów. Uważa, że Ismena
zasłania się swoją słabą naturą, nazywa ją otwarcie wrogiem, mówi, że ją nienawidzi. Jest więc
Antygona bardzo zdeterminowana i butna.
I rzeczywiście, postać Ismeny wypada w dramacie stosunkowo niekorzystnie. Jest ona
sportretowana jako osoba mało przedsiębiorcza, której brak odwagi, aby pomóc siostrze w
pochowaniu brata. Uznaje władzę Kreona i nie chce się jej sprzeciwić, nawet w imię miłości i troski
o rodzinę. Jest postacią pomocniczą – na jej tle uwidaczniają się cechy Antygony.
Mimo to we wzajemnej relacji sióstr staniemy raczej po stronie Ismeny. Antygona nie wyraża chęci
zrozumienia jej motywacji i charakteru, nie chce jej w żaden sposób pomóc, jest trochę zaślepiona
swoimi przekonaniami, traktuję Ismenę zbyt surowo. Młodsza siostra pokornie przyjmuje krytykę
starszej, przyznając jej rację moralną, ale zwraca także uwagę na nieroztropność jej czynu: Więc
idź, gdyś pewna... Lecz krok twój niemądry...
Choć widać – kochasz prawdziwie swych drogich
Ciekawą sceną jest moment, w którym Ismena chce pójść na szafot razem z Antygoną. Co skłoniło
ją do takiego czynu? Na pewno podziwia siostrę za jej odwagę, bardzo ją kocha i w imię tej miłości
chce podzielić z nią tragiczny los. A może stwierdziła, że źle zrobiła, nie pomagając jej? Może ma
teraz wyrzuty sumienia? W dramacie nie znajdziemy wyraźnej odpowiedzi na to pytanie. Wyrazem
miłości Ismeny do Antygony są jej słowa, w których wyraża motywację pragnienia śmierci wraz z
siostrą: Tak! Bo czym bez niej dla mnie samej życie?
Gdy Antygona sprzeciwia się ofierze siostry, ta próbuje ją ratować. Rozmawia z Kreonem,
powołuje się na związek narzeczeński siostry z Hajmonem, chwali cnoty Antygony. Postawa której
siostry jest słuszniejsza – bunt Antygony czy pokorne podporządkowanie się Ismeny? Wydaje się,
że każda z sióstr zawiniła – Antygona zbytnią porywczością, a Ismena zbytnią zachowawczością.
Oskarżenie i obrona Antygony
Kwestia potępienia bądź usprawiedliwiania Antygony jest sprawą problematyczną. Bohaterka
została postawiona w sytuacji trudnego wyboru – wyboru, w którym każde posunięcie jest złe.
Potępić Antygonę można przede wszystkim za złamanie rozporządzenia Kreona. Jakby na to nie
patrzeć, dziewczyna postąpiła niezgodnie z rozkazem władcy, i zrobiła to świadomie. Zlekceważyła
prawo stanowione. Stanęła w obronie zmarłego Polinejkesa, który w oczach Kreona był zdrajcą, a
tym samym niejako przyłączyła się do niego. Postąpiła impulsywnie, nie zważając na rozsądne
uwagi Ismeny.
Mogła obrać drogę młodszej siostry i podporządkować się władcy, postanowiła jednak inaczej,
wbrew wszystkiemu. W momencie schwytania jej nie wyraziła skruchy, nie wykazała się pokorą,
lecz butą, a nawet zuchwalstwem.
Wszystkie inne argumenty świadczą jednak na korzyść Antygony. Motywacją do złamania zakazu
była jej miłość do brata – dobre, szlachetne uczucie. Ogłoszenie przez Kreona Polinejkesa zdrajcą
nie było wcale takie oczywiste, poza tym Kreon nie miał moralnego prawa tego robić. Za wyborem
Antygony stoją prawa boskie, które nakazują grzebać zmarłych. Gdyby Antygona nie pochowała
brata, mogłaby więc ściągnąć na siebie gniew bogów. Po jej stronie stają wszyscy poza Kreonem
bohaterowie – Hajmon, lud tebański, Terezjasz, nawet Ismena, która podkreśla dobre intencje
siostry. Wszyscy oni widzą błąd postępowania Kreona.
Łamiąc zakaz Antygona nie chciała wystąpić przeciwko władzy, chodziło jej tylko o poszanowanie
dwóch wartości: rodziny oraz religii. Wykazała się ogromną odwagą i poświęceniem, a wydany na
nią wyrok można uznać za niesłuszny.
ANTYGONA- PLAN WYDARZEŃ
1. Antygona rozmawia z Ismeną, która decyduje się nie pomagać siostrze w pochowaniu
Polinejkesa.
2. Antygona chowa ciało zmarłego brata.
3. Strażnik oznajmia Kreonowi, że ktoś pochował ciało, Kreon wpada we wściekłość i grozi
strażnikowi śmiercią.
4. Strażnik przyłapuje Antygonę na gorącym uczynku i przyprowadza ją do Kreona. Dziewczyna
przyznaje się do winy. Ismena próbuje wziąć część winy na siebie, lecz Antygona nie zgadza się na
to.
5. Z Kreonem rozmawia Hajmon, próbując przekonać go do rezygnacji z wprowadzonego zakazu.
Kreon nie zgadza się i postanawia zamurować Antygonę w grocie.
6. Terezjaszowi udaje się namówić Kreona do zmiany decyzji, lecz już jest za późno – Antygona
powiesiła się, samobójstwo popełnił także Hajmon oraz żona Kreona, Eurydyka. Kreon rozpacza po
stracie najbliższych.
Horacy - Exegi Monumentum
Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu
strzelający nad ogrom królewskich piramid
nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy
oszalały Akwilon oszczędzi go nawet
łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków
Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu
cząstka nie byle jaka i rosnąca w sławę
potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol
ma wstępować z milczącą westalką pontifeks
I niech mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy
z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus
rządził ludem rubasznym ja z nizin wyrosły
pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni
od Italów przebiwszy najpewniejszą drogę
Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem
Melpomeno łaskawie opleć moje włosy
exegi monumentum są ostatnim utworem umieszczonym w III księdze zbioru Pieśni. Stanowią
monumentalne ukoronowanie tego dzieła. Horacy, pisząc swoje Pieśni, znajdował się u szczytu
sławy – był znanym i cenionym poetą zarówno wśród elity kulturalnej Rzymu, jak i w kręgach
przedstawicieli władzy państwowej. Pozostając pod możnym wpływem dostojnika, Gajusza
Cylniusza Mecenasa i uwolniony od trosk materialnych, całkowicie poświęcił się twórczości
poetyckiej. Jej owocem stały się m.in. Pieśni, zwane inaczej Carmina.
Tytuł utworu sugeruje, że mamy do czynienia z pieśnią, jednak w rzeczywistości Exegi
monumentum są odą (oda to utwór o charakterze pochwalnym, utrzymany w patetycznym stylu,
opiewający wybitną postać – wiersz Horacego realizuje wszystkie te cechy). Tekst składa się z
czterech strof. Jego lektura jest nieco utrudniona, gdyż występują tutaj przerzutnie – nie tylko
wewnątrzzwrotkowe, ale i międzystroficzne. Pierwsze słowa podmiotu lirycznego, którym jest sam
autor, przemawiający w pierwszej osobie liczby pojedynczej, obwieszczają zakończenie pracy nad
wspaniałym dziełem:
Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu
strzelający nad ogrom królewskich piramid
Poeta mówi o sobie jak o budowniczym, który ukończył pracę i prezentuje wszystkim jej owoc –
potężny pomnik, który postawił sobie już za życia. Jego monument jest bardziej imponujący niż
wszystkie dotychczas powstałe budowle. To gmach trwalszy niż spiż (tworzywo tradycyjnych
pomników) i przewyższający królewskie piramidy. Horacy, zachwycony swoim osiągnięciem, jest
przekonany, że nawet monumenty ku czci wybitnych osobistości i grobowce faraonów (którzy byli
czczeni jak bogowie) nie są tak fenomenalne jak jego statua sławy. Swoją chwalebną nowiną dzieli
się ze wszystkimi ludźmi. Jego wypowiedź utrzymana jest w radosnym, ale i poważnym,
triumfalnym tonie.
Pod metaforą pomnika kryje się oczywiście twórczość poetycka Horacego i jego przeświadczenie o
uniwersalnym i ponadczasowym wymiarze sztuki. Exegi monumentum wpisują się zatem w nurt
liryki autotematycznej (poezji o samej poezji).
Pod metaforą pomnika kryje się oczywiście twórczość poetycka Horacego i jego przeświadczenie o
uniwersalnym i ponadczasowym wymiarze sztuki. Exegi monumentum wpisują się zatem w nurt
liryki autotematycznej (poezji o samej poezji).
Porównanie niematerialnej liryki do potężnej budowli służy wyrażeniu następującego przekonania:
niewidzialna literatura okazuje się trwalsza od spiżu monumentów i kamienia piramid.
Pomnik Horacego oprze się wszelkim niszczycielskim siłom. Nie zniszczy go natura – deszcz ani
Akwilon (porywisty północny wiatr), nie obejmą go także prawa czasu:
nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy
oszalały Akwilon oszczędzi go nawet
łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków
Stanie się tak, ponieważ spiżowe pomniki i inne materialne dowody uznania z czasem niszczeją, a
poezja jest nieśmiertelna i trwa wiecznie w sercach potomnych. Skoro dzieła Horacego przetrwają
w pamięci ludzi, przetrwa również on sam, jako ich twórca:
Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu
cząstka nie byle jaka (…)
Będzie bowiem wspominany w czasie lektury jego utworów. Poeta mówi z przekonaniem Nie
wszystek umrę (łac. non omnis moriar), ponieważ w swoich dziełach pozostawił część siebie i
dzięki temu następne pokolenia będą o nim pamiętać. Umrze jako człowiek, ale jako artysta będzie
trwać wiecznie.
Horacy artykułuje niezachwianą pewność, że osiągnie wieczną, nieprzemijającą sławę – największe
marzenie wszystkich artystów, gdyż jego spuścizna literacka jest doskonała:
(…) rosnący w sławę
potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol
ma wstępować z milczącą westalką pontifeks
Sława poety będzie trwać wiecznie, jednak w przedstawionej koncepcji wieczności dochodzi do
głosu dusza prawdziwego Rzymianina, który do wszystkiego przykłada miarę swojego państwa.
Horacy prorokuje zatem, że jego chwała będzie utrzymywać się dopóty, dopóki istnieć będzie
Rzym (w domyśle: zawsze). W przedstawionym obrazie wykorzystuje dwa prastare i czczone
symbole: Kapitol – miejsce będące kolebką rzymskiej państwowości i westalkę – kapłankę bogini
Westy, która wstępuje tam z pontifeksem (naczelnym kapłanem sprawującym surowy nadzór nad
westalkami). Autor będzie zatem triumfować dotąd, dokąd przetrwa Rzym i dokąd przetrwają
obrzędy ku czci bogini Westy na jednym z siedmiu rzymskich wzgórz, Kapitolu.
Po zarysowaniu świetlanej wizji przyszłości poeta wspomina swą „małą ojczyznę” –
prowincjonalną Wenuzję, położoną nad rzeką Aufidus w krainie Apulla, gdzie legendarny Daunus
niegdyś rządził ludem rubasznym:
I niech mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy
Z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus
rządził ludem rubasznym (…)
Horacy pochodził z nizin społecznych – był synem wyzwoleńca (byłego niewolnika), jednak nigdy
tego nie ukrywał. Wprost przeciwnie: mówił o tym otwarcie, podkreślając, że udało mu się pokonać
bariery oddzielające prowincjusza od elit kulturalnych Rzymu dzięki swojemu talentowi i
pracowitości. Teraz jest dumny, że przyczyni się do rozsławienia rodzinnego miasta.
ja z nizin wyrosły
pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni
do Italów przebiwszy najpewniejszą drogę
Jak wiadomo, rozwój poezji rzymskiej był późniejszy w stosunku do liryki greckiej. Eolska pieśń to
teksty poetyckie z VII-VI w. p.n.e., pisane m.in. przez Alkajosa i Safonę na terenach greckiej Jonii i
Eolidy. Zamierzeniem Horacego było wykorzystanie tej tradycji i twórcze przeszczepienie na grunt
Rzymu. Stanowiło to ogromne wyzwanie, gdyż poeta musiał przystosować wzory metryczne oraz
język Greków do potrzeb i możliwości języka łacińskiego. Jego wiekopomnym dokonaniem było
nie tylko wybrnięcie z tego wyzwania z pełnym sukcesem, ale i fakt, że te utwory nie są prostym
naśladownictwem wzorów, lecz jakością nową, twórczą i oryginalną. (Trzeba pamiętać, że
umiejętne wykorzystanie wzorów uznawano w starożytności za przejaw doskonałości gustu i
warsztatu poetyckiego.) Osiągnięcie to było kamieniem milowym w rozwoju italskiej poezji,
dlatego też Horacy słusznie przypisuje sobie miano prekursora rzymskiej liryki.
Na koniec poeta z dumą zwraca się do muzy Melpomeny, największego autorytetu w dziedzinie
tragedii, żądając, aby zwieńczyła jego sukces, nakładając na jego głowę wieniec laurowy – symbol
uznania wielkości talentu przez samego Apollina, patrona sztuki i artystów czczonego w świątyni w
greckich Delfach:
Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem
Melpomeno łaskawie opleć moje włosy
Pragnie bowiem potwierdzenia swoich zasług przez boski autorytet, przekonany że zasługuje na ten
dowód uznania. Istotnie, Melpomena może czuć się dumna z wyczynów Horacego, które po dziś
dzień świecą triumfy.
Warto zwrócić uwagę, że w starożytności bardzo często rozpoczynano utwory od zwrotu do boga
lub bóstwa z prośbą o natchnienie i pomoc w akcie twórczym.
Horacy odszedł od tego zwyczaju i wkomponował swą inwokację dopiero na końcu tekstu – być
może dlatego, że Exegi monumentum występują na końcu III księgi Pieśni, więc poeta nie musiał
szukać wsparcia w siłach wyższych w sytuacji, kiedy dzieło zostało już zrealizowane.
Jeśli by postrzegać utwór Horacego – zgodnie z jego własną wizją – jako potężny i niezniszczalny
pomnik, to tekst wiersza byłby napisem umieszczonym na ścianie tego monumentu. Wszakże
pojawiają się tutaj elementy tradycyjnego epitafium (epitafium to napis nagrobkowy lub wiersz
poświęcony osobie zmarłej) – dane biograficzne oraz informacje o dokonaniach człowieka
upamiętnionego napisem.
Omawiana oda zainspirowała wielu poetów z różnych epok i krajów. Nawiązał do niej m.in. Jan
Kochanowski w Pieśni XXIV (rozpoczynającej się od słów Niezwykłym i nie leda piórem
opatrzony), którą uważa się za swobodną przeróbkę utworu Horacego. Ponadto Exegi monumentum
zapoczątkowały całą falę testamentów poetyckich (np. Testament mój Juliusza Słowackiego,
Klaskaniem mając obrzękłe prawice Cypriana Kamila Norwida czy Nagrobek Wisławy
Szymborskiej).
Dzięki Horacemu porównywanie poetyckiego aktu tworzenia do wznoszenia niezniszczalnego
gmachu stało się tak znane, że zaczęło powszechnie funkcjonować w literaturze różnych epok i
krajów jako topos exegi monumentum. Legendą obrosło także zdanie nie wszystek umrę (w języku
łacińskim non omnis moriar), które zaczęło funkcjonować jako samodzielny cytat i stało się mottem
wielu twórców.
Można się zastanawiać, czy utwór chwalący własny geniusz nie jest przejawem megalomanii
Horacego. Otóż warto wiedzieć, że w starożytności szczególnie ceniono artystów. Wysławianie
własnych dzieł, prezentowanie swoich umiejętności nie tylko nie było czymś niewłaściwym –
należało wręcz do dobrego tonu. Poeta nie złamał zatem reguł obowiązujących w jego czasach.
Otwarcie opowiedział o tym, jak bardzo docenia swą twórczość i – mimo upływu dwóch tysięcy
lat! – trudno się z nim nie zgodzić. Jego poezja nadal świeci triumfy, a on jest wspominany jako
wybitny poeta i prekursor rzymskiej liryki.
ŚREDNIOWIECZE
LEGENDA O ŚW. ALEKSYM
Historia św. Aleksego, przedstawia losy młodego człowieka, który był synem króla Eufamijana i w
czas nocy poślubnej ze swoją "świeżo upieczoną" żoną - Famijaną, poczuł że to właśnie teraz
wzywa go Bóg. Tak więc św. Aleksy opuszcza swój rodzinny dom oraz żonę jeszcze przed
skonsumowaniem małżeństwa. Z tego powodu w całej rodzinie nastał smutek i wszyscy uważali, że
ich najdroższy syn jak i małżonek nie żyje.
Ten młody mężczyzna pochodzący z królewskiej, tym samym zamożnej rodziny zostawia to
wszystko dla służby Bogu. Zaczyna nowe życie, skromniejsze, biedniejsze. Cały dobytek oddał
ludziom ubogim i sam przyjął taką postać. Był uważany za zwykłego żebraka. Pewnego dnia gdy
leżał na zimnym dworze, z kościelnego obrazu zstąpiła Matka Boska i za sprawą klucznika
otworzyła mu drzwi świątyni. Gdy czyn ten powtarzał się, klucznik przejęty tym co się dzieje,
opowiedział tę historię ludziom w mieście.
Jego pobożność wzbudziła wielkie zainteresowanie wśród ludzi i Aleksy aby uniknąć większego
rozgłosu opuścił miasto. Po długiej tułaczce, wrócił do ojczyzny. Nie został rozpoznany przez swoją
byłą służbę jak i przez całą rodzinę. Mieszkał przez 16 lat pod schodami w komórce. Był
prawdziwym ascetą, czego dowodzi jego umartwianie się i znoszenie wszelkich przykrości przez
taki długi czas.
Pewnego dnia poczuł, że nadchodzi kres jego życia i w liście spisał wszystko co działo się podczas
jego nieobecności. Zaraz po jego śmierci zdarzył się cud - dzwony zaczęły same bić. Ludzie byli
zdziwieni i licznie przybywali do jego zwłok, wraz z kapłanami, biskupami, nawet cesarz chciał
zobaczyć go na własne oczy.
Kolejnym cudem był fakt, że ludzie przychodzący do ciała zmarłego zaraz zostawali uzdrowieni.
Aleksy trzymał w dłoni list, którego nikt nie był w stanie wyciągnąć z jego rąk, mogła to zrobić
jedynie jego żona. Po przeczytaniu całej historii z listu, wszyscy dowiedzieli się kim był ten
człowiek. Był przecież tym ukochanym, zaginionym synem króla Eufamijana.
Święty Aleksy jest przykładem człowieka, który w pełni oddał swe życie w ręce Boga, żył
dokładnie tak jak on sobie tego życzył. Jego droga do świętości była długa i "kręta", ale wszystko
znosił tak jak na ascetę przystało.
PIEŚŃ O ROLANDZIE
Ogólnie mówiąc opowieść dotyczy wyprawy władcy Francji, Karola Wielkiego, do Hiszpanii, gdzie
chrześcijański król-rycerz walczył z niewiernymi (saracenami), czyli wyznawcami wiary
muzułmańskiej. Król niewiernych, Marsyl, wraz z francuskim posłem, Ganelonem, knują spisek
przeciwko Rolandowi, ukochanemu rycerzowi Karola. Ganelon okłamuje władcę, że Marsyl jest
gotów się poddać i wręcza cesarzowi symboliczny klucz do Saragossy. Karol Wielki wystawia tylną
straż i wyrusza w stronę miasta. Musi się przeprawić przez góry. Tylną strażą dowodzi Roland.
Kiedy Karol z wojskami oddala się dostatecznie, na rycerzy Rolanda napadają wojska Marsyla.
Choć rycerz dzielnie się broni, nie udaje mu się przeżyć. Giną także jego rycerze. Karol Wielki
mści śmierć ukochanego rycerza. Jest wielkim zwycięzcą, który poskromił Maurów. Zdrajca
Ganelon został ukarany.
W utworze został opisany ideał rycerza średniowiecznego. Takim rycerzem jest hrabia Roland -
waleczny, odważny, wierny Bogu i królowi, bohater. Podobnym rycerzem, a w dodatku
namiestnikiem Boga na ziemi jest cesarz Karol Wielki. Tematem eposu jest bohaterska walka
w obronie wiary i honoru.
RENESANS
MAKBET – WILLIAM SZEKSPIR
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Na otwartej przestrzeni, gdzieś na szkockich polach, podczas wielkiej burzy z piorunami, pojawiły
się trzy czarownice. Pierwsza z nich zapytała pozostałe o to, kiedy ponownie spotkają się przy
takiej pogodzie. Druga odpowiedziała, że już niedługo, zaraz po zakończonej wielkiej bitwie. Na
miejsce kolejnego spotkania wyznaczyły wrzosowisko, na którym miały się spotkać z Makbetem i
przeprowadzić z nim rozmowę:
„Tam Makbet z naszych ust
Dowie się o swych losach”.
Pierwsza z wiedźm usłyszała odgłosy ropuchy, co wszystkie trzy kobiety odczytały jako sygnał do
zniknięcia. Zanim to zrobiły zakrzyczały wspólnym głosem:
„Ropucha skrzeczy. Jedźmy!
Szpetność upięknia, piękność szpeci;
Nuże przez mgły i par zamieci!”.
Po tych słowach czarownice zniknęły.
SCENA DRUGA
W obozie wojennym w Forres słychać było wrzawę wojenną. Król Szkocji Dunkan wraz ze swoimi
synami Malkolmem i Donalbeinem oraz dostojnikiem Lennoxem i orszakiem, spotkał na swej
drodze rannego Żołnierza.
Król uważał, że od wojownika pozna szczegóły toczącej się bitwy. Malkolm wychwalał
zakrwawionego Żołnierza mówiąc, że jest on mężnym wojownikiem i nazwał go swoim
przyjacielem. Podobnie jak ojciec, poprosił rannego mężczyznę o zdanie relacji z poczynań
wojennych. Żołnierz nie miał dobrych wieści: według niego losy walki nie układały się po myśli
króla. Zrelacjonował, że okrutny Makdonwald („Godzien haniebnej nazwy buntownika”) dostał
wsparcie od Kemów z zachodnich wysp i był już bliski wygrania wielkiej bitwy.
Na szczęście dla ludzi Dunkana, wspaniały szturm przeprowadził Makbet. Dzielny wódz utorował
sobie mieczem drogę do samego Makdonwalda i zabił zdrajcę w taki oto sposób:
„Nieubłagane zadawał mu cięcia,
Aż go rozrąbał od czaszki do szczęki
I głowę jego zatknął u blank naszych”.
Dunkan był zachwycony postawą wodza swoich wojsk – Makbeta. Żołnierz mówił dalej o tym, że
do walki po wrogiej stronie przystąpił wielki norweski wódz ze swoją armią. Król zapytał rannego
mężczyznę, czy Makbet i Banko (przyjaciel Makbeta) nie wystraszyli się posiłków wroga. Żołnierz
odpowiedział, że wręcz przeciwnie - natarli ze zdwojoną siłą na nieprzyjaciół. Dalszych losów
bitwy ranny wojownik już nie znał, bo musiał się wycofać z powodu obrażeń, jakich doznał. Król
nakazał opatrzyć rany dzielnego Żołnierza i pochwalił jego męstwo.
Do orszaku i towarzyszy króla podbiegł drugi posłaniec – tan Rosse (czyli szlachcic), będący
dziedzicznym naczelnikiem hrabstwa. Król powitał mężczyznę i zapytał skąd przybywa, po czym
usłyszał, że z hrabstwa Fajf. Rosse zrelacjonował przebieg stoczonej tam bitwy, w trakcie której
Makbet pokonał wielkiego norweskiego wodza (tego samego, o którym opowiadał wcześniej
Żołnierz).
Wieści te bardzo ucieszyły Króla Dunkana. Rosse mówił dalej, że król Sweno (norweski wódz)
poprosił o zawarcie pokoju. Postawiono mu warunek: będzie to możliwe, ale dopiero jak wpłaci
dziesięć tysięcy dolarów do skarbca na wyspie Sankt Kolmes. Wówczas też miał otrzymać
pozwolenie na pochowanie ciał poległych żołnierzy. Król nakazał ogłosić Makbeta tanem Kawdoru.
Dotychczasowego naczelnika tego hrabstwa rozkazał zabić, ponieważ zdradził swojego władcę.
SCENA TRZECIA
W dzikiej okolicy przy akompaniamencie piorunów i huku burzy ponownie zebrały się trzy
czarownice. Jedna z nich opowiedziała o swoim spotkaniu z młodą kobietą. Dziewczyna, którą
wiedźma poprosiła o podarowanie jednego kasztana, których miała cały dzban, przepędziła ją,
nazywając „czopem” i „flądrą”. Wiedźma postanowiła, że za tę zniewagę zapłaci mąż kobiety, który
płynie na statku do Damaszku. Czarownica zapowiedziała, że niedługo wyruszy, by „dopaść”
ukochanego młodej kobiety. Pozostałe dwie wiedźmy zadeklarowały swoją pomoc w ukaraniu
młódki i jej męża. Urażona czarownica zapowiedziała, co zrobi z mężczyzną, gdy go już znajdzie:
„Kłuć go będę, szczypać, dręczyć,
Cherlać musi i kawęczyć;
Snu nie znajdzie w noc i we dnie”.
Wiedźma zapowiedziała także, że statkowi, na którym płynie mężczyzna, nie będzie dane dotrzeć
do portu, a na dowód tego pokazała odcięty palec sternika.
Jedna z czarownic zauważyła, że zbliża się Makbet (zerwał się silny wiatr i słychać było dźwięk
trąb). Trzy wiedźmy wypowiedziały zaklęcie, a potem stanęły w czarodziejskim kręgu.
Makbet zachwycał się ponurością dnia. Jego kompan – Banko, zauważył trzy wiedźmy. Od razu
spostrzegł, że nie są to ludzkie istoty, nie wiedział też, z czym lub z kim mają do czynienia,
powątpiewał w płeć wiedźm, ponieważ miały one długie brody. Makbet zab nakazał, by dziwne
istoty przedstawiły się, na co pierwsza wiedźma przywitała go:
„Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Glamis!”.
Druga zaś:
„Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Kawdor!”,
a trzecia:
„Cześć ci, Makbecie! Przyszły królu, cześć ci!”.
Banko dziwił się zachowaniem Makbeta, który nie cieszył się z tak pochwalnych słów, po czym
zapytał wiedźmy, dlaczego jego nie powitały w ten sposób. Czarownice pozdrowiły więc i Banka,
mówiąc po kolei:
„Mniej wielkim będziesz niż Makbet, a większym”,
„Nie tak szczęśliwym, a przecie szczęśliwszym”,
„Nie będąc królem, królów płodzić będziesz:
Cześć wam więc obu, Makbecie i Banko!”
Makbet zapytał, dlaczego nazywają go tanem Kawdoru, bogatego hrabstwa, ponieważ dawna
śmierć Sinela – jego ojca, uczyniła z niego tana Glamis. Najbardziej zdziwiła go jednak
przepowiednia o tym, że ma zostać królem. Gdy rozkazał czarownicom odpowiedzieć na pytanie,
skąd mają takie informacje - wiedźmy zniknęły.
Banko i Makbet zastanawiali się, czy spotkanie z czarownicami nie było przywidzeniem
wywołanym spożyciem jakiejś zatrutej rośliny. Przypominali sobie, co przepowiedziały im zjawy,
zanim rozpłynęły się w powietrzu.
Banko zauważył zbliżających się w ich kierunku dwóch mężczyzn, którymi okazali się Rosse i
Angus. Pierwszy z nich opowiedział Makbetowi o zachwycie króla nad jego walecznością i
osiągnięciami w boju. Angus dodał, że przysłał ich tu Dunkan, by przekazali Makbetowi
podziękowania i w nagrodę za męstwo ogłosili go tanem Kawdoru. Banko zareagował na te słowa
gwałtownie, krzycząc, że szatańskie słowa się potwierdziły. Makbet zapytał Rossego, dlaczego
ogłoszono go naczelnikiem Kawdoru, skoro jego poprzedni tan wciąż żyje, na co usłyszał, że
mężczyzna ten dopuścił się zdrady własnego państwa i, że ciąży na nim za to wyrok śmierci.
Makbet na stronie zapytał Banka, czy ten wierzył w przepowiednie wiedźm, z których już jedna się
sprawdziła. Ten odpowiedział, że wiara w słowa zjaw mogłaby wzbudzić u jego przyjaciela żądzę
korony królewskiej. Przyznał, że według niego przepowiednie były próbą, którą wymyśliło piekło,
by zmącić ludzki świat. Makbet mówił do siebie, że wróżby już zaczęły się spełniać i że może to
być prolog do jego świetlistej przyszłości jako wielkiego króla Szkocji. Nie mógł rozstrzygnąć, czy
wróżby były złem czy dobrem:
„To nadprzyrodzone
Proroctwo złym być nie może, nie może
Także być dobrym”.
Przeżywał wewnętrzne rozdarcie. Gdy myślał, że proroctwo jest dobrem - nasuwały mu się w
wyobraźni krwawe sceny:
„Mordercze widma, bytujące dotąd
Tylko w fantazji mojej, tak dalece
Wstrząsają moje jestestwo (…)”.
W końcu uznał, że jeżeli los chciał, by został królem, to się stanie tak bez zabiegania o zaszczyt z
jego strony:
„Niech będzie, co będzie”.
Oprzytomniał i podziękował dostojnikom za ich informacje. Nakazał zgromadzonym wspólne
udanie się do króla, a do Banka powiedział, by nie zapominał o wydarzeniach, które miały miejsca
na wrzosowisku.
SCENA CZWARTA
W komnacie pałacu w Forres słychać odgłos trąb. Do sali wchodzi Dunkan, a za nim Malkolm,
Donalbein, Lennox i cały orszak. Król zapytał Malkolma, czy wyrok na tanie Kadoru został już
wykonany i czy powrócili już ci, którzy mieli go przeprowadzić. Syn odparł, że jeszcze ich nie ma,
ale wyrok podobno został już wykonany. Z relacji świadków wynikało, że skazany przyznał się do
zdrady i błagał o przebaczenie. Król wspominał o zaufaniu, jakim obdarzył tana Kawdoru.
Wspomnienia przerwało mu pojawienie się Makbeta z towarzyszami. Dunkan przywitał go
słowami:
„Witaj, przezacny kuzynie”.
Król wyznał swojemu krewnemu, że nie ma odpowiedniej nagrody dla jego zasług. Makbet
odpowiedział, że służba przy jego boku stanowi wystarczające wynagrodzenie, a jego czyny były
zawsze dyktowane miłością do ojczyzny. Dunkan był także bardzo wdzięczny Bankowi i, po
przywołaniu go do siebie, serdecznie uściskał młodzieńca.
Król wykorzystał tę niezwykle wzniosłą chwilę, by wyznaczyć na swojego następcę Malkolma,
najstarszego syna, który od tej pory został księciem Kumberland. Dunkan ogłosił także wymarsz do
Inverness, zamku, który był siedzibą Makbeta. Kuzyn króla był rad na tę wieść i postanowił
pojechać do pałacu pierwszy, aby powiadomić swoją żonę o rychłym przybyciu władcy Szkocji.
Gdy chciał się już oddalić, przyszła mu do głowy pewna myśl: będzie musiał usunąć księcia
Kumberland ze swojej drogi po koronę królewską. Choć próbował odegnać od siebie ten straszny
pomysł, on już zaświtał w jego umyśle. Gdy opuścił komnatę, Dunkan zwrócił się do Banka,
zachwalając pod niebiosa swojego kuzyna:
„Nieporównany to skarb taki krewny”.
SCENA PIĄTA
Na zamku w Inverness, w komnacie należącej do Makbeta, siedzi jego żona – Lady Makbet i czyta
list od swojego męża. W liście jej ukochany pisał o swoim spotkaniu z trzema wiedźmami i o ich
przepowiedniach. Dalej informował, że jak tylko zjawy rozpłynęły się w powietrzu, dostojnicy
Rosse i Angus powitali go, nazywając nowym tanem Kawdoru (co świadczyło o tym, że słowa
czarownic się sprawdzały). Makbet poinformował także małżonkę o ostatniej, najważniejszej
przepowiedni: będzie królem. Na zakończenie listu pozdrowił ukochaną.
Lady Makbet rozmyślała o przyszłości męża i swojej. Miała nadzieję, że Makbet, wbrew swojej
łagodnej naturze, obierze najszybszą drogę do przejęcia tronu. Zdawała sobie sprawę, że jej mąż to
człowiek uczciwy i prawy: wobec tego na niej będzie spoczywał obowiązek przekonania go, by
przemocą i siłą upomniał się o swoje przeznaczenie.
Do komnaty wszedł sługa i zapowiedział, że w zamku będzie nocował sam król, czym zaskoczył
Lady Makbet, ponieważ mąż nie wspomniał jej w liście o swym powrocie, a tym bardziej, że
towarzyszyć mu będzie król. Sługa powiedział swojej pani, że taką nowinę przyniósł posłaniec.
Lady Makbet nakazała przygotować zamek na przyjęcie króla Dunkana.
Gdy została sama, wezwała duchy:
„Przybądźcie, o wy duchy, karmiciele
Zabójczych myśli, z płci mej mię wyzujcie
I napełnijcie mię od stóp do głowy
Nieubłaganym okrucieństwem!”.
Lady Makbet potrzebowała wsparcia sił nadprzyrodzonych, aby zagłuszyć w sobie sumienie i
kobiece instynkty. Potrzebowała sił, aby popchnąć swojego męża do popełnienia zbrodni, która
zarówno jemu, jak i jej, utoruje drogę do tronu Szkocji.
Gdy do komnaty wszedł Makbet, żona powitała go mówiąc, że jego list przeniósł ją w świetlistą
przyszłość. Gdy mężczyzna powiedział, że Dunkan ma spędzić w ich zamku jedną noc i nazajutrz
odjechać, Lady Makbet zawyrokowała, że tak się nie stanie: król miał nie obudzić się następnego
ranka, a ta noc miała być jego ostatnią. Plan kobiety polegał na tym, by jak najgodniej przyjąć króla
i zrobić na nim możliwe najlepsze wrażenie. Poradziła mężowi:
„Wyglądaj jako kwiat niewinny, ale
Niechaj pod kwiatem tym wąż się ukrywa”.
Powiedziała, by skoncentrował się na wywarciu jak najlepszego wrażenia na królu, a jej pozostawił
całą „resztę”.
SCENA SZÓSTA
Przed zamkiem Inverness doszło do powitania króla i jego orszaku przez służbę Makbeta.
Dunkanowi towarzyszyli: Malkolm, Donalbein, Banko, Lennox, Makduf, Rosse i Angus. Królowi
bardzo spodobało się miejsce, w którym usytuowany był zamek Makbeta. Do zgromadzonych przed
zamkiem mężczyzn wyszła małżonka gospodarza zamku. Lady Makbet wyraziła zaszczyt, jaki
czuła z możliwości goszczenia tak zacnego gościa. Po wymianie uprzejmości, Dunkan poprosił, by
zaprowadziła go do Makbeta.
SCENA SIÓDMA
Na cześć Dunkana zorganizowano wielką ucztę. Makbet po pewnym czasie wstał od biesiadnego
stołu i udał się do pustej komnaty. Przeżywał tam wewnętrzne rozterki. Mówił sam do siebie:
„Jeśli to, co się ma stać, stać się musi,
Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie”.
Zdawał sobie sprawę, że jego czyn będzie potępiony w przyszłości - Dunkan był władcą
nieskazitelnym, wspaniałym. Wiedział, że morderstwo króla pociągnie za sobą lawinę krwawych
wydarzeń, ale istniało coś, co zmuszało go do popełnienia tej zbrodni:
„Jeden, wyłącznie jeden tylko bodziec
Podżega we mnie tę pokusę, to jest
Ambicja, która przeskakując siebie
Spada po drugiej stronie”.
Do komnaty weszła Lady Makbet i zapytała o powód jego odejścia od stołu. Powinien przecież
robić jak najlepsze wrażenie na królu, a nie uciekać od niego. Makbet wyznał małżonce swoje
obawy. Nie chciał postępować w zbrodniczy sposób. Uważał, że nie może odrzucać uczciwie
zdobytego blasku chwały, a królowi powinien być wdzięczny za godności, którymi ten go obdarzył.
To szczere wyznanie nie znalazło uznania u żony bohatera. Lady Makbet wytknęła mu słabość i
nieumiejętność walczenia o spełnienie swoich marzeń. Kobieta nazwała Makbeta tchórzem.
Powiedziała, że w jego przypadku:
„«Nie śmiem» przeważa «chciałbym»”.
Świeżo upieczony tan Kawdoru kazał żonie przestać mówić w taki sposób i zapewnił ją, że nie jest
tchórzem, ale „mężem”, na co usłyszał, że prawdziwym mężem był wtedy, gdy otwarcie mówił o
chęci zabicia Dunkana dla przejęcia pełni władzy. Kobieta zapewniła Makbeta, że jeżeli byłaby
zobowiązana do tak strasznego czynu, popełniłaby go bez wahania. Lady Makbet dała przykład
swojej bezwzględności wyznaniem, że roztrzaskałaby czaszkę własnemu dziecku, gdyby wcześniej
się do tego zobowiązała.
Makbet zapytał, czy jego żona rozważa możliwość niepowodzenia zabójstwa króla. Kobieta
odpowiedziała, że nie ma takiej możliwości, ponieważ gdy Dunkan i jego służba zasną zmęczeni i
pijani, państwo Makbet będą mogli zrobić z królem, co zechcą, a winę zrzucić na służbę króla. Tan
Kawdoru był zachwycony męstwem swojej małżonki i rzekł do niej:
„Rodź mi samych chłopców!
Bo męstwa twego nieugięty kruszec
Nic niewieściego od dziś dnia nie spłodzi”.
Małżeństwo postanowiło, że dokona mordu wykorzystując sztylet któregoś z członków służby
króla. Po krwawym czynie pogrążą się w wielkiej żałobie, żeby odwrócić od siebie ewentualne
podejrzenia. Makbet zgodził się w końcu ze swoją żoną:
„Niech się więc stanie! Wszystkie moje siły
Nagnę do tego okropnego czynu.
Idźmy i szydźmy z świata jasnym czołem:
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem”.
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
Na dziedziniec zamku w Inverness wyszli Banko i oświetlający mu pochodnią drogę Fleance - jego
syn. Z ich rozmowy wynikało, że jest późna pora. Wkrótce dołączył do nich Makbet. Banko w
rozmowie z gospodarzem zamku przekazał mu pierścień od króla - podarunek dla Lady Makbet w
podzięce za wspaniałą gościnę, którego Dunkan nie mógł wręczyć osobiście, ponieważ poczuł się
bardzo zmęczony i zasnął.
Banko powiedział też, że zastanawiał się nad słowami wróżb spotkanych wcześniej trzech zjaw.
Makbet skłamał, że zupełnie o tym zapomniał, ale chętnie porozmawiałby o tych proroctwach z
przyjacielem przy innej okazji. Mężczyźni postanowili, że gdy nadejdzie odpowiedni moment
(wyznaczy go Makbet) spotkają się i zastanowią się nad treścią przepowiedni, po czym pożegnali
się. Banko odszedł razem z Fleancem, zostawiając Makbeta samego na dziedzińcu.
Tytułowy bohater przywołał swojego sługę i nakazał mu, by udał się do Lady Makbet i powiedział
jej, żeby dała znać dzwonkiem, kiedy przygotowywany przez nią napój zacznie działać. Gdy
Makbet ponownie pozostał sam na dziedzińcu w wyobraźni ujrzał sztylet, który miał wskazać mu
drogę do ofiary. Wyimaginowane narzędzie zbrodni po czasie zaczęło ociekać czerwoną posoką.
Makbet zdał sobie sprawę, że to jego krwawe myśli stworzyły taki obraz. Mężczyzna w swoim
monologu zauważył, że ta noc nie będzie zwykłą, ale czarodziejską. Poprosił ziemię, by go nie
zdradziła:
„Aby kamienie nie wypowiedziały,
Gdzie idę, i nie zdradziły alarmem
Tej zgrozy,co ma nastąpić”.
Nagle zabrzmiał dźwięk dzwonka – sygnał od jego żony. Mężczyzna uznał, że moment wysłania
Dunkana do nieba, lub do piekła, nieuchronnie się zbliżył.
SCENA DRUGA
Lady Makbet wyszła na dziedziniec i była z siebie bardzo dumna, ponieważ wiedziała, że cała świta
króla śpi mocnym snem. Jej duma wynikała z tego, że żołnierze zasnęli spojeni jej eliksirem.
Kobieta usłyszała krzyk dobiegający z oddali:
„Kto tu? hej!”
Lady przestraszyła się, że to któryś z członków orszaku króla obudził się i zamach na Dunkana się
nie powiódł. Nie mogła w to uwierzyć, ponieważ wszystko przygotowała perfekcyjnie, nawet
sztylety leżały w widocznym miejscu w komnacie króla, tak, by jej mąż nie miał żadnych kłopotów
z ich znalezieniem. Lady Makbet żałowała, że sama nie podjęła się zadania zamordowania króla.
Nagle pojawił się mąż kobiety i rzekł do niej, że wykonał swoją tragiczną powinność. Makbet
spojrzał na swoje zakrwawione ręce i uznał to za żałosny widok. Małżonka od razu skarciła go, że
tylko tchórze tak się zachowują. Makbet opowiedział jej, że dwóch ze strażników króla zbudziło
się. Nie trwało to jednak długo i zasnęli ponownie modląc się razem na głos przez sen. Bohater
przyglądał się im w trwodze, że zbudzą się ponownie i próbował skwitować ich pacierz zwrotem:
amen, ale słowo to nie mogło mu przejść przez gardło.
Lady Makbet uspokoiła męża i powiedziała, że nie może rozmyślać o takich rzeczach, ponieważ
może doprowadzić go to do obłędu. Mężczyzna wyjawił małżonce, że zaraz po dokonaniu zbrodni
wydawało mu się, iż słyszał głos mówiący: „Nie zaśniesz już więcej!”. Lady Makbet uznała, że coś
musiało się przesłyszeć jej mężowi. Makbet uparcie jednak twierdził, że słyszał ten głos. Kobieta
nie chciała nawet tego słuchać. Zdziwiło ją, że mąż przyniósł ze sobą narzędzia zbrodni.
Nakazała mu zanieść sztylety do komnaty króla i umazać krwią jego strażników. Makbet
powiedział jej, że jego noga już tam nie postanie. Czuł do siebie odrazę przez to, czego dokonał.
Lady postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, sama udała się do komnaty Dunkana, by podłożyć
sługom króla sztylety i dodatkowo upozorować ich zbrodnię.
Makbet pozostawiony sam sobie bał się. Każdy najmniejszy szmer wzbudzał w nim dreszcze.
Mężczyznę najbardziej przerażał widok zakrwawionych rąk, zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie
mógł ich obmyć.
Gdy Lady Makbet powróciła, pokazała mężowi swoje zakrwawione ręce i wyznała, że nie czuje
wstydu z tego powodu. Nagle para usłyszała donośne kołatanie do południowej bramy zamku.
Kobieta zarządziła, że udadzą się szybko do swoich komnat i obmyją ręce i przebiorą się w nocne
ubrania, aby nie budzić żadnych podejrzeń. Makbet wyraźnie się pogubił i nie wiedział, co ma ze
sobą zrobić. Jego żona wyraziła swoją pogardę:
„Przestańże gubić się tak nędznie w myślach”.
Makbet żałował swojego czynu i marzył o tym, aby coraz głośniejsze kołatanie zbudziło Dunkana.
Wiedział jednak, że tak się nie stanie.
SCENA TRZECIA
Gdy odźwierny otworzył bramę okazało się, że to Makduf i Lennox kołatali. Mężczyźni nawiązali
krótką rozmowę z członkiem służby. Odźwierny wyjaśnił im, że wszyscy mieszkańcy zamku brali
udział w wielkiej uczcie na cześć króla, dlatego on sam był jeszcze pod wpływem alkoholu.
Nieoczekiwani goście zauważyli, że w ich kierunku podąża sam Makbet. Uznali, że ich głośne
kołatanie musiało obudzić tana Kawdoru. Makduf wyjawił, że przybili tutaj po króla, który chciał,
aby odebrać go z samego rana.
Makbet odparł, że Dunkan jeszcze się nie obudził. Gospodarz zamku wskazał drzwi do komnaty
króla i zaproponował Makdufowi, by wszedł tam i obudził władcę. Dostojnik skorzystał z tej
propozycji. Makbet wdał się w rozmowę z Lennoxem. Gość mówił o zeszłej nocy, która była
nadzwyczaj burzliwa. Mężczyzna opowiadał o silnym wietrze i dźwiękach, przypominających jęki,
jakby nie z tego świata. Lennox mówił, że zdawało mu się, że słyszał ostatniej nocy:
„(…) głośnym głosem zwiastowane wieszczby
Straszliwych pożóg i różnych wypadków
Znamionujących opłakane czasy”.
Mężczyzna powiedział też, że wszystkim tym zjawiskom towarzyszyło lekkie trzęsienie ziemi.
Makbet zgodził się ze swoim rozmówcą:
„W istocie,
Straszna to była noc”.
Makduf powrócił przerażony, nie mógł powiedzieć o tym, co zobaczył w komnacie króla. Makbet
(symulujący przerażenie i zdziwienie) z Lennoxem udają się do pokoju Dunkana, by przekonać się
na własne oczy, co tak wstrząsnęło mężczyzną. Makduf wykrzykiwał:
„Hola! Wstawajcie! Przybywajcie! Bijcie
W dzwony na alarm. Mord! piekielna zdrada!
Banko! Donalbein, Malkolm! Przybywajcie!”.
Jednak pierwszą osobą, jaką udało mu się przywołać była Lady Makbet. Kobieta, która podobnie
jak jej mąż, udawała zdziwienie, zapytała Makdufa, dlaczego ten chce wszystkich obudzić.
Mężczyzna nie chciał powiedzieć
Lady o śmierci króla, ponieważ uważał, że ta wiadomość jest zbyt straszna dla niewieścich uszu.
Gdy pojawił się Banko, Makduf, stojący przy Lady Makbet, krzyknął, że król został zamordowany.
Kobieta słysząc to udała przerażenie. Banko nie mógł uwierzyć w tę okropną wiadomość. Z
komnaty Dunkana wracają Makbet z Lennoxem. Tan Glamis i Kawdoru z wielkim rozrzewnieniem
powiedział, że:
„Nic szanownego na tym świecie; wszystko
Jest tylko blichtrem; wielkość, świętość znikły,
Scedzone wino życia, same tylko
Męty zostały w tym lochu marności”.
Do zgromadzonych na dziedzińcu dołączyli synowie króla. Makbet z Makdufem powiedzieli im, że
ich ojciec został zamordowany. Na pytanie Malkolma, kto dokonał tego straszliwego przestępstwa,
Lennox odpowiedział, że najprawdopodobniej dwaj służący króla. Przy obydwu mężczyznach
znaleziono sztylety, a na ich twarzach i szatach widać było plamy królewskiej krwi. Do rozmowy
wtrącił się Makbet i wyznał Malkolmowi, że w uniesieniu zabił obydwu domniemanych
morderców. Mężczyzna wytłumaczył swoje zachowanie:
„Któż jednocześnie może być roztropnym
I przerażonym, łagodnym i gniewnym,
Wiernym i obojętnym? Nikt zaiste”.
Makbet kontynuując, powiedział, że emocje wzięły nad nim górę: widząc zamordowanego króla i
jego oprawców, nie mógł pohamować swojej złości. Z pomocą przyszła mu żona. Lady Makbet
udała, że zaraz zasłabnie, co odwróciło uwagę Makdufa, który miał za złe gospodarzowi zamku, że
zabił dwóch głównych podejrzanych w sprawie zabójstwa króla. Synowie króla rozmawiali ze sobą
na stronie. Donalbein uznał, że nie są bezpieczni w tym miejscu i powinni jak najszybciej stąd
uciekać w trosce o własne życia. Oddadzą się żałobie, kiedy będą już bezpieczni.
Banko nakazał sługom odprowadzenie Lady Makbet do jej komnaty. Mężczyzna zaproponował
także specjalne zebranie, którego celem będzie dokładnie zbadanie sprawy morderstwa Dunkana.
Makbet zaproponował, że spotkają się w głównej sali zamku. Wszyscy się z nim zgodzili i udali się
do swoich komnat, by odziać się, jak przystało na mężów.
Wszyscy, prócz synów króla, którzy zostali sami na dziedzińcu. Bracia naradzili się i uznali, że
uciekną w dwóch kierunkach. Malkolm będzie szukał schronienia w Anglii, a Donalbein w Irlandii.
Bracia zdawali sobie sprawę, że na zamku w Inverness mogłoby dojść do swoistego polowania na
potomków króla, świadczyły o tym słowa Donalbeina:
„Tu każdy uśmiech jest nożem.
Im kto krwią bliższy, tym bliższy krwotoku”.
Malkolm uznał, że powinni dosiąść koni i opuścić Szkocję bez pożegnania się i oglądania się za
siebie.
SCENA CZWARTA
Przed zamkiem Rosse rozmawiał ze Starcem. Mężczyźni uznali, że ostatnia noc była niezwykłym
zjawiskiem, zauważyli też, że dzień był bardzo mroczny. Rosse uznał, że to wyraz wstydu, jaki
odczuwa natura za wydarzenia, które zaszły minionej nocy, ciemność nie chce dopuścić słońca do
ziemi. Starzec zgodził się ze swoim rozmówcą. Wyjawił także, że minionego wtorku widział
wspaniałego sokoła, którego zaatakowała „nędzna sowa” i zadziobała go.
Starzec zrozumiał, że był to zwiastun wydarzeń, które miały miejsce w nocy na zamku. Rosse
powiedział, że królewskie rumaki, najlepsze w kraju, minionej nocy zupełnie zdziczały i pożarły się
między sobą. Do rozmawiających mężczyzn dołączył Makduf. Mężczyzna podzielił się
najnowszymi doniesieniami ze specjalnego zebrania – podejrzenie padło na synów króla, którzy
mieli namówić strażników do zabicia go. O ich winie miał świadczyć fakt, że uciekli z Inverness,
nie oglądając się za siebie. Rosse był zaszokowany tą wiadomością. Uznał, że jeżeli potomkowie
króla byli zdrajcami to władzę królewską przejmie Makbet. Makduf powiedział na to:
„Już go obrano, i ruszył do Skony
Na koronację”.
Rosse zapytał, gdzie pochowany będzie Dunkan. Dostojnik odparł mu, że w Kolmes-hill, w
grobowcu przodków króla. Makduf nie miał zamiaru wybierać się na koronację Makbeta,
powiedział, że uda się do Fajf. Rosse uznał, że powinien jednak pojechać do Skony i osobiście
pokłonić się nowemu królowi Szkocji.
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
Do sali królewskiego zamku w Forres, wszedł Banko. Mężczyzna na głos zastanawiał się na głos
nad przepowiedniami trzech wiedźm. Uznał, że wszystkie wróżby sprawdziły się w przypadku
Makbeta, ale nie był przekonany do sposobu, w jakim jego przyjaciel osiągnął władzę. Nie mógł
zrozumieć, dlaczego Makbetowi tak bardzo zależało na przejęciu tronu. Wiedźmy powiedziały
przecież, że to właśnie on – Banko będzie płodził następców króla, co oznacza, że obecny władca
Szkocji nie odda swojej władzy swojemu potomkowi.
Banko zamilkł natychmiast, gdy do komnaty wszedł wraz z żoną Makbet, a za nimi Lennox, Rosse,
lordowie, damy i cały orszak. Nowy król przywitał Banka, jako swojego głównego gościa. Makbet
zaprosił przyjaciela na wielką ucztę, ale ten nie mógł obiecać, że zdąży wrócić na czas, ponieważ
udawał się tego dnia w podróż w interesach wraz ze swoim synem Fleancem. Makbet chciałby, aby
Banko został do następnego dnia, ponieważ miała odbyć się specjalna narada. Jednym z tematów
poruszonych na obradach miały być doniesienia o dalszych losach zdrajców narodu – Malkolma i
Donelbeina, którzy w Anglii i Irlandii mieli szerzyć fałszywe informacje na temat morderstwa
popełnionego na ich ojcu. Banko pożegnał się z Makbetem i opuścił Forres.
Król ogłosił, że wieczerza odbędzie się o godzinie siódmej i do tego czasu zebrani mogą się rozejść
i zająć swoimi sprawami. Makbet zapytał jednego ze swoich podwładnych, czy mężczyźni, z
którymi chciał się spotkać, są już na zamku. Sługa odparł, że tak i poszedł po nich.
Gdy Makbet pozostał sam, zastanawiał się nad zagrożeniem ze strony Banka:
„Prócz niego nie ma na świecie człowieka,
Którego bym się lękał: obok niego”.
Mężczyzna porównał siebie do Antoniusza, a Banka do Cezara. Przypomniał sobie jak podczas
spotkania z wiedźmami, jego przyjaciel podporządkował sobie zjawy i nakazał im siebie
pozdrowić. Wciąż pamiętał, że czarownice powitały Banka jako ojca szeregu królów. Makbet zdał
sobie sprawę, że swoim niecnym czynem utorował drogę do tronu nie swoim potomkom:
„Dla rodu Banka, dla jego korzyści
Zamordowałem zacnego Dunkana;
(…) żeby
Ukoronować ród, nasienie Banka!”.
Postanowił, że nie dopuści do takiej sytuacji. Do komnaty króla wszedł sługa z dwoma zbójami, a
Makbet nakazał swojemu podwładnemu oddalić się i czekać na rozkaz. Król w rozmowie z
najętymi zbirami przekonywał ich, że to właśnie Banko kiedyś ich upokorzył, a teraz mają
możliwość zemszczenia się na nim. Makbet tłumaczył zbójom, że mają wspólnego wroga w postaci
Banka. Powiedział im, że sam mógłby go „go sprzątnąć otwarcie”, ale ze względu na przychylność
wspólnych przyjaciół nie uczyni tego. Król w końcu zleca zbirom zabicie Banka i Fleancea. Zbóje
zgodzili się wykonać zadanie.
SCENA DRUGA
W innej komnacie zamku Foress Lady Makbet nakazała swojej służącej, by ta wezwała do niej
króla. Zanim Makbet zjawił się w pokoju żony, ta zastanawiała się nad sensem przejęcia przez nich
władzy, skoro w każdej chwili musieli drżeć w obawie przed jej utratą. Gdy król zjawił się w
komnacie żony, ta natychmiast zauważyła, że był ponury i zmartwiony. Lady Makbet usilnie
próbowała nakłonić męża, by ten pogodził się przeszłością:
„Nad tym się nie ma i co zastanawiać;
Co się raz stało, już się nie odstanie”.
Król wyznał, że męczy go sumienie, a koszmarne sny nie dają mu spać. Powiedział nawet, że
wolałby umrzeć, niż tak żyć. W pewnym sensie zazdrościł Dunkanowi, ponieważ jemu:
„(…) stal, trucizna,
Domowy zamach ani obcy najazd
Nic mu zaszkodzić już nie może”.
Lady Makbet próbowała podnieść męża na duchu. Chciała, by był on miły i radosny na wieczornej
uczcie. Makbet zapewnił żonę, że postara się udawać radosnego i poprosił ją o to samo.
Zaapelował, aby była szczególnie uprzejma i miła dla Banka (nie powiedział małżonce o tym, że
zlecił jego zabójstwo), ponieważ potrzebne im były jego względy. Lady Makbet zdawała sobie
sprawę, że to właśnie Banko i Fleance byli największym zagrożeniem dla jej męża. Król nie
zdradził małżonce swojego planu, ponieważ chciał wziąć cały ciężar kolejnej zbrodni na siebie.
SCENA TRZECIA
W otaczającym zamek Forres lesie zaczaili się na powracającego Banka zbójcy. Do dwóch zbirów
dołączył trzeci, który powiedział, że przysłał go sam król Makbet. Trzej mężczyźni w ukryciu
oczekiwali schyłku dnia i podróżujących Banka i Fleancea. Nagle zbójcy usłyszeli tętent koni. Byli
przekonani, że to ich ofiary zbliżały się do zamku.
Mężczyźni zauważyli, że Banko z synem zeszli z koni, ponieważ ostatni odcinek drogi do zamku
trzeba było pokonać pieszo. Do dwójki mężczyzn dołączył pachołek, który przyświecał im drogę
pochodnią, ponieważ było już ciemno. W świetle ognia zamachowcy rozpoznali twarz Banka.
Zbójcy napadli na idących mężczyzn. Udało im się zabić Banka, ale Fleance zdołał zbiec.
SCENA CZWARTA
W zamku Foress miała odbyć się wielka uczta. Przed biesiadnym stołem stali Makbet, jego żona,
Rosse, Lennox, lordowie i inne osoby. Król nakazał, by wszyscy zasiedli do wieczerzy na miejscach
zgodnych ze swoimi stopniami. Makbet postanowił, że na głównym miejscu przy stole zasiądzie
jego żona, co było dowodem jego uznania dla kobiety.
Gdy wszyscy zasiedli do biesiadnego stołu w wyśmienitych nastrojach, Makbet zauważył jednego
ze zbójów, najętych do zabicia Banka. Król przeprosił swoich gości i podszedł do mężczyzny.
Razem udali się na stronę. Makbet zauważył czerwone plamy na twarzy zbira, ten zapewnił go, że
to krew Banka. Zbój zdał relację z wydarzeń i powiedział, że nie udało im się zabić Fleancea, który
uciekł. Króla zasmuciła ta wiadomość:
„Moja więc choroba
Powraca znowu. Byłbym, gdyby nie to,
Zdrów jak lew, silny jak marmur, jak skała
Nieporuszony, lekki jak powietrze,
Które ogarnia wszystko; tak zaś jestem
Spętany ,wątły, ścieśniony, oddany
Na łup kapryśnych trosk i niepewności”.
Zabójca uspokoił króla, że ciało Banka leży rowie, a twarz ofiary jest zmasakrowana tuzinem ran.
Ta wiadomość ucieszyła Makbeta. Obiecał zbójcy, że porozmawiają o wszystkim ponownie
następnego dnia. Po tych słowach zbir opuścił komnatę.
Lady Makbet wzywała swojego męża do stołu, mówiąc, że nie zachowuje się wystarczająco
gościnnie, każąc swoim gościom czekać na siebie. Król powrócił do stołu i stojąc wyraził swoje
zaniepokojenie nieobecnością Banka. W tym momencie na miejscu króla przy stole zasiadł duch
zamordowanego. Gdy Rosse zapytał Makbeta, czemu ten nie zasiada do wspólnej biesiady, król
odpowiedział, że przecież nie ma wolnych miejsc. Lennox wskazał na miejsce, gdzie siedział duch
Banka, i powiedział, że przecież to jest wolne. Król wystraszył się upiora, którego nikt poza nim nie
widział.
Biesiadnicy chcieli wstać od stołu, ponieważ uznali, że Makbet źle się czuje. Małżonka króla
poprosiła wszystkich, by pozostali na swych miejscach. Usprawiedliwiła zachowanie męża mówiąc,
że często mu się zdarza tak postępować. Uspokoiła biesiadników, że ten stan wkrótce minie i król
wróci do siebie. Wstała od stołu i zabrała Makbeta na stronę. Lady Makbet zarzuciła małżonkowi,
że znowu poddaje się tchórzostwu. Król odpowiedział jej:
„Jestem (mężem),
I to odważnym, kiedy mogę patrzeć
Na coś, na widok czego sam Lucyper
Musiałby zblednąć”.
Lady Makbet uznała, że ponownie coś się przewidziało jej mężowi, podobnie jak kiedyś
zakrwawiony sztylet, który wskazywał mu drogę do Dunkana. Kobieta uważała zachowanie króla
za dziecinadę, nie mogła zrozumieć, dlaczego wpatrywał się w puste krzesło z przerażeniem w
oczach. Gdy Makbet wyjawiał żonie, co widział przy stole spostrzegł, że duch Banka już zniknął.
Małżonka uznała, że to, co widział król to:
„Nędzne,
Śmiechu i wzgardy godne przywidzenie!”.
Makbet powiedział, że od zarania dziejów ludzie mordowali się nawzajem, ale dopiero teraz duchy
zmarłych nawiedzały swoich oprawców. Małżonkowie powrócili do wieczerzy. Król wytłumaczył
zgromadzonym swoje dziwne zachowanie osobliwą przypadłością. Nalegał, by wzniesiono toast za
nieobecnego, zacnego Banka i kontynuowano ucztę. Makbetowi ponownie ukazał się duch
dawnego przyjaciela. Król zareagował bardzo gwałtownie, krzyczał:
„Precz z moich oczu! Zapadnij się w ziemię!
Krew twoja zimna, kości twe bez szpiku,
Nie ma już siły widzenia w tych oczach,
Którymi błyszczysz”.
Lady uspokoiła lordów, by nie zwracali uwagi na dziwaczne zachowanie króla, ponieważ dość
często mu się ono zdarza. Makbet postanowił wyzwać ducha do walki, co spowodowało, że zjawa
zniknęła, a król poczuł się pewniej. Żona powiedziała mu, że swoimi napadami krępuje
biesiadników. Makbet nie może uwierzyć, że pozostali zgromadzeni ludzie nie widzieli ducha,
który dopiero co siedział wśród nich jak żywy. Gdy Rosse zapytał o czyjego ducha chodzi Lady
Makbet nakazała wszystkim rozejść się i nie pogarszać stanu zdrowia króla głupimi pytaniami.
Goście pożegnali się i zostawili parę królewską samą.
Makbet uznał, że przewidzenia wzięły się stąd, że ktoś jest żądny jego krwi. Wspomniał żonie, że
Makduf unika jego towarzystwa, być może planuje jakiś spisek przeciwko niemu. Król zaplanował,
że następnego dnia uda się do czarownic po informacje dotyczące jego dalszych losów:
„Wesprzyjcie czary,
Czarne, drzemiące w mym mózgu zamiary!”.
Lady Makbet zgodziła się z mężem, że to dobry pomysł. Małżeństwo udało się do swojej komnaty
na spoczynek.
SCENA PIĄTA
Hekate
W mitologii greckiej to bogini czarów i magii, a także ciemności i świata widm. Córka tytana
Peresa i tytanidy Asterii (wg innej wersji Zeusa i Demeter). Czasem uważano ją za boginię pokuty i
zemsty. W greckiej sztuce Hekate była przedstawiana jako kobieta o trzech twarzach - psa, węża i
konia.
Podczas burzy, na wrzosowiskach Hekatespotkała się z trzema wiedźmami. Miała im za złe, że nie
czarownice zaprosiły jej do intrygi związanej z Makbetem:
„A mnie, mistrzynię waszą, mnie,
Krzewiącą głównie wszystko złe,
Nie wezwać nawet do udziału
W tym dziele śmierci i zakału?”.
Bogini wytknęła wiedźmom błąd. Uznała, że w wyniku ich psoty Makbet za dużo skorzystał i
uważał, że wszystko zawdzięcza sobie. Hekate postanowiła, że sama zajmie się dalszymi losami
króla. Zapowiedziała, że będzie czekała nad Acheronem (mityczną rzeką smutku, płynącą przez
Hades), gdzie przybędzie Makbet, by poznać swoje przeznaczenie. Bogini nakazała wiedźmom, by
przygotowały wielki kocioł, ponieważ ma ona niecny zamiar. Hekate chciała sporządzić magiczny
wywar, o jego najważniejszym składniku powiedziała:
„Miesiąc dziś w sutej czapce lisiej;
Przy jednym jego rogu wisi
Zaklęta kropla (…)”.
Pod wpływem tego napoju Makbet miałby postradać zmysły. Mityczna bogini usłyszała
przywołujące ją śpiewy i udała się po składniki potrzebne do sporządzenia napoju dla króla.
SCENA SZÓSTA
W jednej z komnat zamku w Forres spotkali się Lennox z Lordem. Mężczyźni rozmawiali o
wydarzeniach mających ostatnio miejsce w ich kraju. Lennox ubolewał nad losami Dunkana i
Banka, najprawdopodobniej zgładzonych przez własnych synów. Dostojnik naśmiewał się z
postawy Makbeta, który zbytnio rozczulał się nad odejściem tych dwóch mężów. Mężczyźni
poruszyli temat Makdufa, który udał się do Anglii na dwór króla Edwarda. Plotka głosiła, że
właśnie tam schronienie znalazł Malkolm. Tan Fajfu podobno prosił władcę sąsiedniego państwa,
by zaatakował
Szkocję i pozbawiając Makbeta władzy, przywrócił dawny ład i porządek w kraju.
Lord powiedział, że nowy król Szkocji wysyłał posłańca do Makdufa z rozkazem powrotu do
ojczyzny, ale dostojnik odmówił, co bardzo rozgniewało Makbeta. Rozmawiający mężczyźni mieli
nadzieję, że tyran (jak nazywali obecnego króla Szkocji) zostanie zgładzony.
AKT CZWARTY
SCENA PIERWSZA
W ciemnej jaskini, jak zwykle przy akompaniamencie grzmotów, trzy czarownice przygotowywały
w kotle magiczny wywar. Wiedźmy kolejno wypowiadały zaklęcia i dodawały składniki do
gotującego się w saganie eliksiru. W jaskini pojawiła się Hekate i pochwaliła czarownice. Nakazała
swoim podwładnym kontynuowanie rzucania zaklęć i stworzenie magicznego kręgu wokół kotła.
Bogini opuściła pieczarę na kilka chwil przed przybyciem do niej Makbeta.
Król rozkazał wiedźmom odpowiedzieć na pytania. Wiedźmy zaproponowały, by odpowiedzi
udzieliły mu wezwane przez nie bóstwa. Makbet zgodził się. Pierwszą zjawą wywołaną przez
wiedźmy była głowa w hełmie. Widmo ostrzegło króla, by zważał na Makdufa, ponieważ to
właśnie z jego strony grozi mu największe niebezpieczeństwo.
Drugą zjawą wywołaną przez czarownice było zakrwawione dziecko, które nakazało bohaterowi
być mężnym, nieugiętym, srogim. Widmo powiedziało także, że nikt zrodzony z kobiety nie pokona
Makbeta. Król usłyszawszy to rzekł, że daruje życie Makdufowi, skoro ten nie odbierze mu korony.
Po chwili jednak zmienił zdanie i zapowiedział, że zgładzi konkurenta dla świętego spokoju.
Trzecim widmem było dziecko w koronie i z małym drzewkiem w dłoni. Zjawa przepowiedziała
bohaterowi:
„Bądź jak lew śmiały ,dumny, przedsiębierczy;
Nie tknie Makbeta żaden cios morderczy,
Póki las Birnam ku dunzynańskiemu
Wzgórzu nie pójdzie walczyć przeciw niemu”.
Król był zadowolony z takiej przepowiedni, ponieważ uznał za niemożliwe to, że las Birnamski
podejdzie pod zamek Dunzynam. Ostatnim pytaniem, jakie Makbet miał do czarownic było, czy
potomstwo Banka będzie kiedykolwiek rządzić krajem. Wszystkie trzy wiedźmy odmówiły
odpowiedzi, ale wezwały kolejne widma. Makbetowi ukazało się ośmiu królów, ostatni z nich
trzyma w ręku zwierciadło. Za ósemką władców ukazał się… Banko. Zaszokowany bohater
zauważył podobieństwo wszystkich postaci, nie mógł zrozumieć jak to było możliwe. Zbroczony
krwią Banko śmiał się z Makbeta i zdawał się mówić, że to wszystko jego potomkowie.
Czarownice zauważyły poruszenie i strach w oczach króla, dlatego postanowiły tchnąć w niego
świeży, magiczny zapał. Po chwili wszystkie trzy zniknęły. Makbet ocknął się i okazało się, że nie
był w jaskini, ale w jednej z komnat zamku Forres. Do pokoju wszedł zaniepokojony Lennox, który
usłyszał krzyki króla. Bohater zapytał dostojnika, czy ten widział wiedźmy. Mężczyzna odparł, że
nie.
Lennox doniósł, że do zamku przybyli dwaj rycerze z wiadomością, że Makduf zbiegł do Anglii.
Makbet postanowił, ze od tej chwili będzie przekładał na czyny wszystkie swoje, najczarniejsze
nawet, myśli (czar wiedźm zadziałał). Król postanowił, że napadnie na zamek tana Fajf i zamorduje
wszystkich spokrewnionych z Makdufem, na czele z jego żoną i synem.
SCENA DRUGA
Na zamku w Fajf Lady Makduf rozmawiała z Rosse. Kobieta nie mogła zrozumieć, co takiego
uczynił jej mąż, że był zmuszony do ucieczki z kraju. Zarzucała swojemu małżonkowi, że uciekł
pozostawiając ją z dzieckiem. Rosse próbował uspokoić kobietę. Bronił Makdufa, nazywając go
najmężniejszym i najroztropniejszym mężem w Szkocji. Mężczyzna pożegnał się z Lady Makduf i
jej małym synkiem.
Tłumaczył, że jego dłuższy pobyt na zamku mógł ściągnąć na wszystkich jego mieszkańców
niebezpieczeństwo. Matka wdała się w rozmowę z synkiem na temat jego ojca. Lady Makduf
otwarcie nazwała swojego męża zdrajcą i uważała, że każdemu zdrajcy należy śmierć przez
powieszenie. Chłopczyk uznał, że zdrajców jest więcej na świecie niż poczciwych ludzi, więc nie
możliwe jest, aby ich wszystkich wieszać.
Ich rozmowę przerwał nagle nieznajomy mężczyzna. Przybysz ostrzegł Lady Makduf przed
wielkim niebezpieczeństwem, w jakim znajdowała się ona i jej syn. Prosił kobietę, by jak
najszybciej uciekła z zamku, po czym wyszedł.
Lady Makduf była zdezorientowana, nie mogła pojąć, co takiego uczyniła, że groziło jej śmiertelne
niebezpieczeństwo. Gdy chciała uciekać na zamku zjawił się mężczyzna, który nazwał męża
kobiety zdrajcą i zabił na jej oczach jej synka. Chłopczyk zdążył jeszcze krzyknąć do matki, by
uciekała. Morderca rzucił się w pogoń za krzyczącą w panice Lady Makduf.
SCENA TRZECIA
W pałacu króla Edwarda w Anglii rozmawiają Makduf i Malkolm. Tan Fajf chciał namówić
Malkolma, by ten pomógł mu wyzwolić Szkocję spod tyrańskich rządów Makbeta. Syn Dunkana
był powściągliwy, ponieważ wiedział, że Makduf przyjaźnił się niegdyś z obecnym królem Szkocji
i mógł zawrzeć z nim pakt. Malkolm powiedział, że nie może nikomu zaufać, nawet jemu. Makduf
słysząc to stracił nadzieję na obalenie tyrana, który uciskał ludność w jego kraju:
„Brocz się, brocz, biedny nasz kraju!
Gruntuj spokojnie fundament bezprawia,
Tyranio! cnota nie wstrząśnie już tobą!”.
Zawiedziony tan Fajfu pożegnał się z prawowitym władcą Szkocji. Malkolm prosił o wybaczenie
Makdufa. Tłumaczył, że jemu też jest ciężko patrzeć na upadek ojczyzny. Powiedział, że uzyskał
już wsparcie króla Anglii, który powierzył mu liczną armię, ale obalenie tyrana nie pomogłoby
Szkocji. Malkolm uważał, że gdyby przejął tron po Makbecie, to dopuściłby się jeszcze
straszliwszych zbrodni. Syn Dunkana uważał się za potencjalnego rozpustnika:
„To prawda,
Że on (Makbet) jest krwawy, gwałtowny, złośliwy,
Fałszywy, chytry, drapieżny, wszeteczny,
Pełen wszelkiego rodzaju ohydy,
Noszącej znaną nazwę, ale moja
Rozpusta nie ma granic. Wasze żony,
Córy, dziewice, ba! nawet matrony
Nie napełniłyby studni żądz moich.
Chuci me wszelką zerwałyby tamę
Stawioną mojej woli. Lepszy Makbet
Niż taki władca”.
Makduf odpowiedział, że bywali już władcy o podobnych problemach. Według niego możliwe było
pogodzenie pożądania z władzą królewską. W dodatku możliwe byłoby zaspokojenie jego popędu,
ponieważ w Szkocji nie brakowało pięknych kobiet, chętnych spełniać zachcianki swojego króla.
Malkolm wyznał swoją drugą słabość, której się obawiał. Była nią chciwość. Obawiał się, że przez
nią zapewne wymordowałby szlachtę dla zagarnięcia jej bogactw. Makduf uznał tę wadę za większą
niż rozpusta. Zapewnił jednak, że Szkocja jest wystarczająco zamożna, by zaspokoić jego
zachłanność. Dostojnik zapewnił, że z pewnością cnoty Malkolma wezmą górę nad wadami. Syn
Dunkana odparł, że nie ma żadnej z cech idealnego władcy:
„Sprawiedliwość, prawość,
Umiarkowanie, łaskawość, wspaniałość,
Stałość, uprzejmość, pobożność, cierpliwość,
Męstwo, energia te wszystkie przymioty
Właściwe królom są mi całkiem obce”.
Makduf utracił całą nadzieję. Uznał, że Malkolm nie jest godny władzy, a nawet życia! Mężczyzna
ubolewał nad losem swojej ukochanej Szkocji, dla której nie było żadnych dobrych perspektyw.
Malkolm dostrzegł, że Makduf byłby doskonałym władcą i postanowił, że zawierzy wybór nowego
króla Szkocji Bogu. Syn Dunkana zdecydował powierzyć swoje losy tanowi Fajfu. Powiedział, ze
wyrzeka się swoich grzechów, których jeszcze nie popełnił:
„Bom w gruncie od nich wolny. Nigdym jeszcze
Nie tknął kobiety, nigdym nie pożądał
Cudzego mienia, rzadkom nawet sięgnął
Po własne, nigdy nie złamałem słowa”.
Wyznał, że Siward już dawno proponował mu zbrojne wyruszenie na Szkocję. Teraz postanowił, że
jest gotów przyjąć tę propozycję i wraz z Makdufem pokonać tyrana.
Do komnaty wszedł lekarz. Malkolm zapytał go, czy król Edward szybko wyzdrowieje. Medyk
odpowiedział, że już wkrótce władca będzie mógł spotkać się ze swoimi poddanymi, zebranymi
tłumnie przed zamkiem, czekającymi na uzdrowienie. Malkolm wytłumaczył Makdufowi, że król
Edward ma nadprzyrodzoną zdolność leczenia swoich poddanych z tzw. skrofułów – choroby,
której cechą jest opuchlizna szyi. Do tego władca Anglii posiadał dar przewidywania.
Do komnaty wszedł Rosse, który przyniósł najświeższe wiadomości ze Szkocji. Mężczyzna
powiedział, że w ojczyźnie dzieją się straszne rzeczy, w kraju panuje terror, a morderstwa są na
porządku dziennym. Makduf zapytał o swoją rodzinę, czy nic im się nie stało. Rosse odparł, że
kiedy ich opuszczał wszyscy mieli się dobrze. Mężczyzna powiedział, że w kraju coraz głośniej
słychać głosy żądające obalenia tyrana, a powrót Makdufa byłby wielkim sygnałem do rozpoczęcia
powstania. Malkolm powiedział, że już niedługo do tego dojdzie, ponieważ Anglia udzieliła im
wsparcia w postaci dziesięciotysięcznej armii pod dowództwem wielkiego Siwarda.
Rosse chciał się odwdzięczyć podobnie wspaniałą nowiną, ale zamiast tego musiał powiedzieć
Makdufowi, że doszły go słuchy, iż wojska Makbeta najechały na zamek w Fajf i wymordowały
wszystkich jego mieszkańców. Mężczyzna usłyszawszy te słowa wpadł w wielki gniew, obiecał
tyranowi krwawą zemstę. Makduf obwiniał się, że to przez niego jego najbliżsi ponieśli śmierć.
Postanowił wykorzystać wszystkie negatywne emocje, jakie w tej chwili nim targały w walce
przeciwko Makbetowi:
„Stawcie mię naprzeciw
Tego szatana Szkocji oko w oko,
Tylko na długość miecza mi go dajcie:
Jeżeli zdoła ujść, niechże mu wtedy
Pan Bóg przebaczy”.
Malkolm uznał, że nadszedł czas, by pożegnać się z królem Edwardem i przeprowadzić natarcie na
Szkocję.
AKT PIĄTY
SCENA PIERWSZA
Nocą, w komnacie zamku Dunzynan nadworny lekarz rozmawiał z jedną z dam. Kobieta
zrelacjonowała medykowi, że była świadkiem, jak Lady Makbet, pod nieobecność swojego męża
lunatykowała i we śnie napisała coś na kawałku papieru. Lekarza bardzo zdziwiło takie
zachowanie. Do tego dama powiedziała, że podczas pisania, Lady Makbet wypowiadała takie
rzeczy, których jej nie wypada powtórzyć.
Nagle zauważyli żonę króla przechadzającą się ze świecą w ręku. Lady Makbet wydawała się być
na wpół przytomna. Lekarz zauważył, że żona króla obciera sobie ręce, jakby chciała coś z nich
zmyć. Dama powiedziała, że widziała już kiedyś takie zachowanie swojej pani. Gdy Lady Makbet
odezwała się, medyk postanowił spisać każde jej słowo. Kobieta próbowała pozbyć się plam krwi
ze swoich rąk. Wykrzykiwała, że zbyt dużo krwi przyniosły działania jej i jej męża. Lady Makbet
miała za złe, że zamordowano żonę Makdufa i jego syna. Uznała, że wszystkiemu winien jest obłęd
Makbeta. Lekarz i dama byli zaszokowani wiadomościami, jakie nieświadomie wyjawiła przed
nimi pani. Lady krzyknęła:
„Ciągle ten zapach krwi! Wszystkie wonie
Arabii nie odejmą tego zapachu z tej małej ręki.
Och! och! och!”.
Podsłuchujący ją w ukryciu uznali, że jej na sumieniu ciążą wielkie grzechy. Lady Makbet nakazała
samej sobie nałożyć szlafrok i położyć się do łóżka. Lekarz powiedział damie, że nie wie jak pomóc
władczyni. Uznał, że bardziej potrzebuje pomocy duchowej niż medycznej. Mężczyzna wyraził
nadzieję, iż Lady Makbet nie targnie się na własne życie.
SCENA DRUGA
W pobliże zamku Dunzynan zbliżała się wielka angielska armia dowodzona przez Malkolma,
Siwarda i Makdufa. Menteith, Caithness, Angus i Lennox chcieli do niej dołączyć. Zaplanowali, że
ich drogi skrzyżują się pod lasem Birnam.
Caitness powiedział, że w tym czasie Makbet obwarowywał swój zamek. Mężczyzna mówił, że
krążą wieści o szaleństwie tyrana. Angus twierdził, że król poprzez swoje liczne zbrodnie zasłużył
sobie na brutalne obalenie. Caithness uważał, że nie ma co tracić czasu na rozmowy, ale trzeba jak
najszybciej dostać się pod las Birnam i tam pokłonić się zbawcy ich ojczyzny. Wszyscy czterej
przyśpieszają.
SCENA TRZECIA
Do jednej z komnat w zamku Dunzynan wszedł Makbet, a za nim przyboczny orszak. Król miał już
dość wieści o zbliżającej się armii angielskiej. Przypomniał sobie przypowieści czarownic i uznał,
że dopóki las Birnam nie podejdzie pod jego zamek, nie ma się czego obawiać. Uważał też, że
Malkolm nie może go pokonać, bo zrodziła go przecież kobieta (według wróżby nikt, kogo zrodziła
niewiasta nie zada śmiertelnego ciosu Makbetowi). Do sali wbiegł kolejny sługa. Mężczyzna miał
bardzo przerażoną minę i powiedział, że do zamku zbliża się dziesięciotysięczna armia. Makbet
zadrwił:
„Gęsi, hultaju? hę?”
Sługa odparł, że chodziło mu o żołnierzy angielskich. Król nakazał mu umalować twarz ćwikłą, aby
do reszty upodobnił się do błazna.
Makbet wezwał Sejtona, swojego oficera. Król uważał, że najazd wojsk angielskich albo go
zniszczy albo wyniesie na wyżyny chwały. Gdy zjawił się oficer i potwierdził doniesienia gońca,
Makbet nakazał przyniesienie sobie zbroi. Bohater miał zamiar walczyć do ostatnich sił. Nakazał
Sejtonowi zmobilizować swoje wojska, zalecił też, by żołnierzy odmawiających walki karać
śmiercią przez powieszenie.
Do komnaty wszedł lekarz i poinformował króla o stanie zdrowia jego małżonki. Medyk uważał, iż
Lady Makbet cierpi na halucynacje i urojenia, wywołane złym stanem psychicznym. Król
powiedział, że lekarz ma zrobić wszystko, co w jego mocy, by wyleczyć panią dworu. Medyk
powiedział, że w takich przypadkach chory musi radzić sobie sam.
Makbet ponaglał Sejtona, by ten podał mu zbroję, w międzyczasie mówił lekarzowi o tym, jak
zdradzili go tanowie i przeszli na stronę Malkolma. Król rzekł:
„Drwię z klęsk i śmierci, póki cię, Birnamie,
Przy dunzynańskiej nie zobaczę bramie”,
po czym wyszedł wraz całym orszakiem z komnaty, pozostawiając lekarza samego. Mężczyzna
powiedział sam do siebie:
„Gdybym się za tę bramę raz wydostał,
Sam diabeł by mnie zawrócić nie sprostał”.
SCENA CZWARTA
Pod lasem doszło do spotkania czterech tanów z armią Siwarda. Malkolm zapytał o nazwę lasu, pod
którym się znajdują, Menteith odparł – Birnam. Syn Dunkana rozkazał żołnierzom, aby każdy z
nich uciął gałąź z tego lasu i niósł ją przed sobą, miało to ukryć liczebność armii i wprowadzić w
błąd szpiegów tyrana. Malkolm zapewnił Siwarda, że Makbetowi służą już wyłącznie najemnicy.
Dzielny angielski dowódca odparł, że to nie ma znaczenia, ponieważ nikt nie oprze się ich sile.
SCENA PIĄTA
Wewnątrz zamku Dunzynan Makbet zarządził całkowitą mobilizację. Nakazał zatknąć sztandar
wysoko. Król nie obawiał się siły przeciwnika, ponieważ jego zamek warowny był niezwykle
mocny. Do Makbeta dobiegły krzyki przerażonych kobiet z sąsiedniej sali. Podczas gdy Sejton
poszedł sprawdzić, co się stało, bohater wspominał, że już dawno nie odczuwał strachu, chociaż
wcześniej uczucie to towarzyszyło mu na każdym kroku. Sejton powrócił ze straszną nowiną:
„Panie, królowa umarła!”.
Makbeta wieść ta przede wszystkim zdziwiła. Król powiedział, że powinna ona umrzeć „nieco
później”. Bohater zastanawiał się nad kruchością ludzkiego życia i przyrównał je do teatru:
„Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą”.
Do komnaty wszedł żołnierz i powiedział królowi o zjawisku, które dostrzegł na dworze i nie może
w nie uwierzyć. Otóż wartownik zauważył, że do zamku zbliża się… las Birnam. Makbet
zareagował bardzo gwałtownie – chwycił żołnierza za ubranie i nazwał go kłamcą. Mężczyzna
broniąc się zaproponował, by pan sam wyjrzał i przekonał się na własne oczy. Król powiedział, że
jeżeli jest okłamywany, to wartownika czeka straszna śmierć. Wiedział też, że jeżeli to prawda, to
sam zginie. Makbet przypomniał sobie przepowiednię, którą wyjawiło mu dziecko w koronie z
drzewkiem w ręku. Wiedział, że zbliżał się jego koniec, ale zapowiedział, że umrze w walce.
SCENA SZÓSTA
Na równinę przed zamkiem Makbeta wyszli Malkolm, Siward i Makduf, a za nimi bojownicy
trzymający gałęzie w rękach. Syn Dunkana rozkazał, by żołnierze odrzucili kamuflaż i ukazali się w
pełnym blasku tyranowi. Malkolm wyznaczył Siwarda i jego syna, by dowodzili wstępną bitwą.
Makduf nakazał zadąć w trąby. Wszechogarniającemu dźwiękowi instrumentów towarzyszyły
okrzyki bojowe zgromadzonych żołnierzy.
SCENA SIÓDMA
Na drugim skraju równiny stanął Makbet i jego wojsko. Król zdawał sobie sprawę, że jedynie ktoś
niezrodzony z kobiety może go pokonać. Młody Siward stanął naprzeciw Makbeta i zapytał go o
imię. Gdy dostał odpowiedź powiedział:
„Makbet! Sam szatan nie mógł wyrzec nazwy
Nienawistniejszej dla mojego ucha”.
Między mężczyznami doszło do pojedynku, z którego zwycięsko wyszedł tytułowy bohater.
Makduf przemierzał pole walki w poszukiwaniu Makbeta. Zaprzysiągł mu zemstę za zabicie żony i
synka. Mężczyzna zamierzał zabić tylko jednego człowieka, jeśliby tego nie dokonał, to schowałby
do pochwy miecz niezbroczony niczyją krwią. Zorientował się, że nieopodal panuje wielki zgiełk,
co oznaczało, że walczy tam ktoś nietuzinkowy.
Siward prowadził Malkolma do zamku, nie napotykali po drodze wielkiego oporu, ponieważ
większość żołnierzy tyrana przeszła na ich stronę. Makdufowi udało się odnaleźć Makbeta na polu
bitwy. Tyran wyznał, że tan Fajfu był jedynym rywalem, którego się obawiał. Podczas pojedynku
Makbet powiedział, że trudy jego rywala są daremne, ponieważ jego życie jest chronione przez
magię i jedynie ktoś niezrodzony z kobiety może go zgładzić. Makduf odpowiedział:
„Zwątp więc w czary!
Zapytaj tego anioła, któremu
Sprzedałeś duszę, toć powie, że Makduf
Przedwcześnie z łona matki był wypruty”.
Makbet usłyszawszy to zrozumiał, że nie pokona przeciwnika. Tan Fajfu zaproponował, by tyran
się poddał, ale ten nawet tego nie rozważył. Bohater powiedział, że, mimo iż wszystkie
przepowiednie mówiące o jego upadku się sprawdziły, to będzie walczył do końca o swoje życie.
Przy odgłosie trąb i kotłów do komnaty królewskiej w zamku weszli Malkolm, Siward, Rosse,
Lennox, Angus, Menteith i Caithness oraz towarzyszący im żołnierze. Malkolm ubolewał, że tej
chwili nie doczekali wszyscy zacni mężowie. Syn Dunkana zauważył, że nie ma Makdufa i syna
Siwarda. Rosse dodał, że syn angielskiego dowódcy zginął bohaterską śmiercią w pojedynku z
Makbetem. Siward ubolewał nad stratą dzielnego syna i był bardzo dumny ze sposobu, w jakim
zginął jego potomek.
Do komnaty wszedł Makduf, niosąc przed sobą włócznię z nabitą na nią głową Makbeta. Dzielny
tan Fajfu powitał Malkolma, jako nowego króla Szkocji. Na ten widok wszyscy zgromadzeni
wznosili huczne wiwaty.
Malkolm w podzięce tanom za pomoc nadał im tytuły hrabiów, których nikt poza nimi w Szkocji
nie nosił. Postanowił, że pierwszym zadaniem dla nowej władzy będzie sprowadzenie do kraju
uchodźców, którzy opuścili kraj w strachu przed tyranem i jego żoną, która, jak mu doniesiono,
popełniła samobójstwo. Malkolm podziękował zgromadzonym za pomoc w odzyskaniu władzy i
zaprosił wszystkich na koronację do Skony.
BOHATEROWIE
Makbet - wódz wojsk szkockich, kuzyn króla Dunkana. Jego autentyczny pierwowzór opisywany
przez kronikarzy miał być: „człowiekiem mężnym który gdyby nie był nieco okrutny z natury,
mógłby uchodzić za najbardziej godnego sprawowania władzy królewskiej w kraju”. Makbet
Szekspira ma podobne cechy: jest mężny, odważny, umie podejmować szybkie i trafne decyzje, co
jest powodem jego militarnych zwycięstw, cieszy się opinią honorowego żołnierza i nieskazitelnego
szlachcica. Druga strona natury Makbeta ujawnia się po przepowiedniach czarownic dotyczących
władzy, która ma się stać jego udziałem. Okazuje się, że Makbet bardzo pragnie zostać królem, co
wykorzystuje żona nakłaniając go do zbrodni. Zabójstwo Dunkana jest tym straszniejsze, że dotyka
króla, człowieka najważniejszego w państwie, namaszczonego podczas koronacji świętymi olejami,
boskiego namiestnika, istotę szlachetną i pełną godności. Mimo to Makbet nie jest w stanie
pohamować żądzy władzy. Jedna zbrodnia rodzi następną, a bohater coraz głębiej zanurza się
w występku. Pokonawszy Dunkana musi się zabezpieczyć przed dziedzicem tronu - jego synem
Malkolmem. Następnie zabija swego przyjaciela Banka, dlatego, że ten słyszał przepowiednię,
a poza tym ma się stać ojcem królów. Zbrodnia jednak, jak we wszystkich dramatach Szekspira, nie
pozostaje bez wpływu na psychikę jej sprawcy. Makbet popada w obłęd, ma halucynacje, wraz
z zaszczytami rośnie jego przerażenie. Stopniowo zwiększa się świadomość bohatera dotycząca
jego własnej natury i nieodwracalności czynów, które popełnił. Nie można przy tym mówić o losie,
który wywiera decydujący wpływ na postępowanie Makbeta. Przepowiednia czarownic nie ma nic
wspólnego z antycznym przeznaczeniem (fatum). Makbet przez cały czas dysponuje wolną wolą,
od niego zależy, jaką decyzję podejmie. Wybiera szlak zbrodni, który w końcu jego samego
doprowadza do śmierci. Śmierć jest przy tym nie tylko karą dla Makbeta - mordercy i tyrana, ale
także wyzwoleniem od jego obsesji i ostatecznym zakończeniem pasma zbrodni.
Lady Makbet - J. Komorowski pisze, że jest ona „największą i najnieszczęśliwszą”
spośród zbrodniarek wykreowanych przez Szekspira. Charakteryzują ją przede wszystkim
wyjątkowo silne namiętności. Jest kobietą gotową na wszystko. Kocha i nienawidzi z równą siłą.
Nie można jej oceniać w kategoriach dobra i zła, chociaż niektórzy szekspirolodzy przedstawiali ją
jako uosobienie zła, kobietę-demona, czwartą czarownicę. Jako żona Lady Makbet jest czuła,
troskliwa, opiekuńcza, bardzo lojalna wobec męża, którego jest partnerką. Głęboko przeżywa nie
spełnione macierzyństwo - wiadomo, że miała dziecko, którego śmierć pozostaje nie wyjaśniona.
Pragnie spełnienia, nie potrafi zamknąć się w kręgu domowych spraw i problemów. Gdyby
była mężczyzną, pewnie znalazłaby satysfakcję na polu walki. Jako kobieta jest skazana na
spokojne, nudne życie. Tymczasem Lady Makbet za wszelką cenę poszukuje mocnych wrażeń.
Perspektywa zostania królową całkowicie ją zaślepia. Nakłania męża do zbrodni, potem go chroni,
wydaje się być psychicznie silniejsza, zachowuje opanowanie i zimną krew nawet w sytuacjach tak
niebezpiecznych, jak zdarzenie na uczcie, kiedy Makbet niemal ujawnia zbrodnię. Jednak
szaleństwo, które dotyka Lady Makbet, jest o wiele silniejsze i bardziej przejmujące niż choroba
Makbeta. Jest ono wynikiem niespokojnej natury, samotności, osobistych klęsk, tragicznego
macierzyństwa, tłumienia uczuć i popędów, które w końcu ze zdwojoną siłą dały o sobie znać. Tak
jak dla Makbeta, również dla jego żony śmierć jest ucieczką od własnej natury. Lady Makbet
popełnia samobójstwo, ginie jako samotna, nieszczęśliwa kobieta.
Banko - bohater epizodyczny; przyjaciel Makbeta do czasu spotkania z czarownicami. Bankowi
wiedźmy przepowiadają, że będzie ojcem królów. Dla Makbeta oznacza to konieczność zabicia
przyjaciela. Robią to zbójcy na jego wyraźny rozkaz. Banko zjawia się potem na uczcie w zamku
Makbeta jako duch.
Makduf - bohater epizodyczny; zabójca Makbeta. Nie narodził się w sposób naturalny, ale przez
cesarskie cięcie - jest więc tym człowiekiem, którego „nie urodziła niewiasta”.
Lady Makduf - bohaterka epizodyczna; żona Makdufa, zginęła na polecenie Makbeta.
Czarownice - bohaterki epizodyczne; ukazują się Makbetowi i Bankowi na wrzosowisku
w pobliżu Forres i przepowiadają pierwszemu królewską władzę, drugiemu spłodzenie królów.
Wyglądają dziwacznie, odrażająco, są wychudzone, mają długie brody, nawet nie wiadomo, czy to
rzeczywiście kobiety. Omawiając te postacie nie można ignorować faktu, że w czasach Szekspira
panowała swoista psychoza dotycząca opętanych rzekomo przez szatana kobiet. Właśnie w czasach,
kiedy żył dramaturg odbywały się polowania na czarownice, dla XVI-wiecznych widzów Makbeta
postacie te były realnym zagrożeniem, ich słów nie można było nie traktować poważnie.
Czarownice przepowiadają bohaterom przyszłość. Robią to jednak w specyficzny sposób - nie
ujawniają całej prawdy, ich przepowiednie są niejasne, wiedźmy ujawniają przy tym swoją
przewrotność, złośliwość, zwodniczość (zwłaszcza podczas drugiego spotkania z Makbetem, kiedy
zapewniają go, że może czuć się bezpiecznie). Słowa Czarownic są bardzo wieloznaczne, co
umożliwia skrajnie różną interpretację. Czarownice mogą być uważane za symbol zła drzemiącego
w Makbecie lub uosobienie zła istniejącego na świecie. Nie można jednak zapomnieć, że są to
pełnoprawne bohaterki dramatu i z pewnością tak były odbierane przez widzów teatru „The Globe”.
1. Czas i miejsce akcji
Pod spisem bohaterów tragedii Szekspir umieścił informację: „Miejsce: Pod koniec aktu czwartego
- w Anglii; pozostałych części sztuki - w Szkocji”. Już ta wiadomość określa przestrzeń utworu,
geograficznie rozciągającą się na dwa państwa. O klasycznej zasadzie jedności miejsca akcji
utworu nie ma więc mowy. Jednak przytoczony powyżej tekst z didaskaliów (tekstu pobocznego,
odautorskiego) warto doprecyzować o konkretne miejsca, w których rozgrywają się losy
bohaterów dramatu. Są to między innymi: wrzosowiska znajdujące się gdzieś w Szkocji, pole bitwy
i obóz wojskowy pod Forres, szkockie zamki (Makbeta w Inverness, królewski w Forres, Makdufa
w Fife, wreszcie oblegany przez wojska angielskie w Dunsinane), różne parki, lasy i drogi, komnata
w pałacu królewskim w Anglii, wreszcie tajemnicze domostwo - siedziba czarownic.
Czas akcji Makbeta, to - w największym przybliżeniu - wiek XI.
1. Geneza utworu i gatunek
GENEZA: biografowie Szekspira wskazują, że jednym z istotniejszych bodźców do napisania
dramatu była dynastyczna zmiana na tronie Anglii. W roku 1603, po śmierci Elżbiety, królem został
pochodzący ze szkockiej dynastii Stuartów Jakub I, monarcha uważający się za potomka Banka,
jednego z bohaterów Makbeta (zgodnie z przepowiednią czarownic Banko miał być protoplastą
całego, wielopokoleniowego rodu królewskiego). Włączenie do akcji utworu postaci Banka oraz
przepowiedni czarownic można by więc traktować jako komplement pod adresem króla. Fakt ten
dobitnie dowodzi, że Szekspir musiał napisać Makbeta po roku 1603, już za rządów Jakuba I.
GATUNEK - DRAMAT SZEKSPIROWSKI: Twórczość dramatyczna Williama Szekspira
dała początek nowoczesnemu teatrowi europejskiemu. Szekspir dokonał na przełomie XVI i XVII
stulecia prawdziwej rewolucji w dramacie tworząc własną, oryginalną jego odmianę, zwaną
dramatem szekspirowskim.
Najważniejszymi cechami dramatu szekspirowskiego są:
zerwanie z zasadą trzech jedności (czasu, miejsca i akcji), ustaloną jeszcze w antyku i uważaną za
kanon dramatu klasycznego;
wprowadzenie na scenę duchów, czyli złamanie zasady ukazywania świata przedstawionego
w jednej tylko, realistycznej konwencji. Teraz wydarzenia mogą mieć uzasadnienie również
pozarozumowe, fantastyczne;
zerwanie z zasadą decorum, zmuszającą twórców do stosowania jednego tylko, odpowiedniego do
wybranego gatunku, stylu (na przykład tragedia mogła być pisana wyłącznie stylem wysokim, zaś
komedia - średnim albo niskim). Szekspir wprowadza do tragedii słownictwo potoczne, nierzadko
wulgarne;
sceny zbiorowe, wynikające z wprowadzenia na scenę tłumu. W dramacie antycznym na scenie
mogły przebywać tylko trzy osoby;
zerwanie z zasadą jedności estetyki - u Szekspira sceny komiczne mogą przeplatać się
z tragicznymi, co w dramacie antycznym było nie do pomyślenia.
1. Problematyka
Treść utworu oparta jest na faktach. W roku 1040 pierwszy historyczny król Szkocji został
zamordowany przez swego generała Makbeta. W roku 1057 natomiast Makbet zginął
z rąk Malkolma, który wstąpił na tron jako Malkolm III. Inną historyczną postacią jest tu
król Anglii Edward Wyznawca, który panował w latach 1004-1066 i był przez mu współczesnych
uważany za świętego. Szekspir zawarł w tej sztuce kilka bardzo ważnych myśli, poruszył kilka
niezwykle istotnych problemów. Przede wszystkim ukazał na przykładzie głównego bohatera, jak
żądza władzy może przemienić osobowość i wpłynąć na zmianę postępowania człowieka. Dla
Makbeta zbrodnia początkowo jest czynem zupełnie abstrakcyjnym i niemożliwym do popełnienia.
Jednak pod wpływem pierwszej popełnionej zbrodni z wzorowego wasala i rycerza króla
szkockiego staje się żądnym krwi i władzy królobójcą. Po zamordowaniu króla i zdobyciu korony
Makbet zostaje wplątany w nie kończący się łańcuch kolejnych zbrodni, które musi popełniać
z obawy przed ujawnieniem prawdy o swym czynie. Z normalnego człowieka staje się bestią,
tyranem i zbrodniarzem, znienawidzonym przez lud, który nazywa go „psem z piekła” oraz
„podłym zbójem”. Makbet wydaje rozkaz zamordowania Banka, później Makdufa i syna Banka,
a gdy tym dwóm udaje się uciec, ofiarą strasznego króla pada żona Makdufa. Od tej pory morderca
jednak nie zazna już spokoju, prześladować go będą halucynacje, zjawy i koszmary.
Widziadła zamordowanych przez niego ofiar oraz tajemnicze głosy będą wieściły mu jego zgubę
(jak choćby postać zakrwawionego, zmasakrowanego Banka). Również i krwawa Lady Makbet,
zachęcająca męża do popełniania zbrodni, popadnie w obłęd, w którym będzie usiłowała zmyć
z rąk krew zabitych. Lady Makbet popełni samobójstwo, zaś jej mąż stanie się bezwolnym cieniem
człowieka oczekującym na śmierć.
Głównym problemem, na który Szekspir zwraca uwagę, jest wzajemny stosunek człowieka i zła.
Autor wyraża przekonanie, że każde zło wyrządzone innym ludziom powraca po pewnym czasie
i godzi w tego, który je na świat wyprowadził. Zabójcę musi spotkać zasłużona kara, Makbet
zostaje zabity przez Makdufa, który wraca z wygnania na czele wojsk, by pomścić śmierć ofiar
tyrana.
William Szekspir stworzył w Makbecie świetne studium psychologiczne człowieka opętanego
żądzą władzy i bezustannie borykającego się z wyrzutami sumienia.
ROMEO I JULIA – WILLIAM SZEKSPIR
Akt I
Scena I
Na głównym placu w Weronie rozmawiają dwaj słudzy Kapuleta: Grzegorz i Samson. Samson
próbuje przekonać Grzegorza o swojej odwadze i waleczności „Mam zwyczaj bić się szybko, jak
mnie kto zaczepi.” Samson mówi, że jest w stanie nawet mordować kobiety Montekich, mówi:
„wtłoczę miecz w każdą po kolei.” Grzegorz ostudza nieco jego zapał do walki, nie wierzy do
końca w odwagę swego towarzysza. W tem na placu pojawiają się słudzy Montekich: Abraham i
Baltazar. Samson z Grzegorzem szukając zaczepki do bójki krzywią się w stronę nieprzyjaciół.
Dochodzi do wymiany krótkich, ciętych zdań między stronami. Samson próbuje za wszelką cenę
sprowokować Abrahama. Nadchodzi Benwalio, syn Montekich próbuje rozdzielić kłócące się sługi.
Wyciąga swój miecz, na ten widok przybiega Tybalt, krewny pani Kapulet, który widząc uniesiony
miecz Benwalio wyzywa go do walki. W momencie gdy zaczynają walczyć, zbiegają się
mieszkańcy Werony popierający jedni Montekich inni Kapuletich, dochodzi do walk i
przepychanek ulicznych. W konflikt w końcu włączają się głowy rodzin Pan Monteki i Pan
Kapulet. Na wieść o zamieszkach w mieście, przybywa książę Eskalus wraz z orszakiem by
zaprowadzić porządek. Nakazuje rozejść się i wzywa do siebie Kapuleta, a później Monteka. Grozi
karą śmierci osobą które będą wszczynały bójki między zwaśnionymi rodzinami. Wszyscy się
rozchodzą. Na placu pozostają państwo Monteki i Benwalio. Państwo Monteki rozmawiają z
Benwalio na temat Romea. Benwalio mówi, że widział go w gaju figowym o wschodzie słońcach
jednak ten ukrywał się przed nim. Z rozmowy wynika, że Romeo ostatnio dziwnie się zachowuje,
wydaje się być przygnębiony i dużo przebywa w odosobnieniu. Pani Monteki obawia się o jego
stan psychiczny. Gdy nadchodzi Romeo Monteki i Pani Monteki wychodzą ukradkiem, nakazując
Benwaliowi wybadać co gnębi duszę Romeo. Ten jednak odpowiada opacznie na stawiane mu
pytania, wyjawia jedynie, że powodem jego smutków jest piękna, mądra kobieta niedostępna dla
niego. Z rozmowy wynika, że tajemnicza ukochana albo go nie kocha, albo złożyła jakieś śluby
czystości. Ciągłe rozmyślania o niej dłużą czas Romea.
Scena II
Na jednej z ulic Werony spotykają się Kapulet z krewnym księcia Parysem. Kapulet mówi
towarzyszowi o groźbie kary jaka spotkała jego i Monteka. Parys uważa, że czas już skończyć te
waśnie przecież oba rody wywodzą się ze szlachetnych szczepów. Parys ponownie usiłuje zabiegać
o rękę Julii. Jednak Kapulet daje mu do zrozumienia, że jego córka jest jeszcze za młoda na to by
myśleć o małżeństwie, ma dopiero 14 lat. Kapulet wiąże z nią wiele nadziei. Jednak doradza
Parysowi, że jeśli chce ją naprawdę zdobyć musi zaskarbić sobie jej serce, ponieważ to od jej
decyzji w przyszłości będzie zależało za kogo zostanie wydana. Pan Kapulet wspomina również o
wieczornym balu. Zaprasza na niego Parysa, sugeruje że może znajdzie na nim kandydatkę na
swoją przyszłą żonę. Kapulet wysyła służącego z kartką by zaprosił osoby wyszczególnione na
liście. W tym miejscu utworu pojawia się komizm sytuacyjny, wynika on z tego, że służący nie
umiejąc czytać i nie potrafi skorzystać z ofiarowanej mu listy osób, które ma zaprosić.
Na ulicy pojawiają się Romeo z Benwolio. Benwolio doradza nieszczęśliwie zakochanemu by
swoje rany wyleczył w ramionach innej kobiety. Jednak Romeo go nie słucha. Pojawia się Służący
pytający Romea czy umie czytać. Ten mu odpowiada: „Niestety! Umiem w moim przeznaczeniu
czytać niedolę.” Po krótkiej rozmowie Romeo decyduje się na odczytanie listy osób, które Służący
ma zaprosić na bal. Służący informuje Romeo o tym, że bal odbędzie się w pałacu Kapuletów, oraz
że o ile nie jest on z domu Montekich może czuć się na niego zaproszony. Na balu ma być wiele
młodych i pięknych panien. Benwolio doradza mu by poszedł na bal, uważa żę dzięki temu
zapomni o swojej nieszczęśliwej miłości. Romeo postanawia pójść na bal do znienawidzonego od
wieków przez Monteków rodu.
Scena III
Pani Kapulet prosi Martę by zawołała Julię. Chcę z nią porozmawiać na temat małżeństwa, gdyż
już wkrótce skończy czternasty rok życia. Między czasie rozmawia z gadatliwą służącą Martą.
Marta opowiada o młodości Julii, o tym jak karmiła ją piersią, opiekowała się nią. Wspomina tutaj
również o trzęsieniu ziemi jakie miało miejsce w Weronie przed 11 laty. Julia na pytanie matki czy
zastanawiała się nad wyjściem za mąż odpowiada przecząco. Pani Kapulet sugeruje Julii by
przyjrzała się uważnie Parysowi, który ma być jednym z gości na dzisiejszym balu. Uważa, że
byłby to świetny kandydat na męża. Ponadto stwierdza, że wiele panien z Werony będących w jej
wieku, zmieniły już swój stan cywilny. Rozmowę przerywa służący, który informuje o
nadchodzących gościach.
Scena IV
Romeo, Benwolio, Merkucjo idą na ucztę do domu państwa Kapuletów. Zastanawiają się nad tym
co będą robić na balu. Romeo stwierdza, że nie jest skory do tańca i będzie stał cały czas pod
ścianą, gdyż jego serce jest z ołowiu i zbyt mu ciąży. Mają ubrane maski, nie dziwi to nikogo gdyż
idą na bal maskowy. Merkucjo wciąż namawia Romeo by zatańczył z którąś z panien, tan jednak
stwierdza, iż zbyt dotkliwie został ugodzony „śmigłą strzałą” Kupidyna by myśleć dziś o zabawie.
Zbliżają sie do Sali. Romeo obawia się, że przekraczając próg domu Kapuletów ściągną na sobie
jakieś nieszczęście.
Scena V
Pojawiają się krzątający słudzy, są bardzo zabiegani przygotowują salę do mającego się zacząć
balu. Wchodzą goście i pan Kapulet. Gospodarz wita młodzież, która przybyła na bal maskowy.
Zachęca wszystkich do zabawy i tańca. Zastanawia się ile czasu minęło od kiedy to on zakładał
maskę i tańczył na balu. Spiera się o to ze swoim bratem. Romeo zauważa tańczącą na balu piękną
pannę, podpytuje o nią sługę. Zachwyca się pięknem tej dziewczyny, mówi:
„Nie tkneła ziemi wytworniejsza stopa.
Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona
Świeci wśród swoich towarzyszek grona.”
Tybalt rozpoznaje głos Romea. Chce przegonić wrogiego Montekę z balu. Powstrzymuje go jednak
Kapulet, który nie chce mieć nieprzyjemności oraz zamieszania na balu. Uspokaja go mówiąc, że
Romeo nie narusza dobrych obyczajów. Tybalt z trudem tłumi w sobie swoją złość. Romeo
podchodzi do Julii, rozpoczyna z nią rozmowę. Następuje pierwszy, a następnie kolejny pocałunek
Romea i Julii. Dziewczyna zachwyca się pocałunkiem, mówiąc: „Jak z książki całujesz”. Marta
oznajmia Julii, iż matka ją woła. Romeo dowiaduje się od Marty, że poznana przez niego piękność
to córka Kapuletów. W reakcji na tą wiadomość wypowiada słowa:
„Życie me jest więc w ręku mego wroga.”
Benwolio wzywa Romea, a następnie razem wychodzą Bal dobiega końca. Julia pyta Marty czy wie
kim jest mężczyzna z którym rozmawiała. Okazuje się że jest to syn Montekich. Wprawia do w
smutek i przerażenie Julię:
„Jako obcego za wcześnie ujrzałam!
Jako lubego za późno poznałam!
Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści.”
Akt II
Scena I
Jest noc, powrót z balu. Romeo wspina się na mur i spuszcza się po nim do ogrodu Kapuletów.
Zauważają to Benwolio i Merkucjo. Wołają Romea szukają go między krzakami w ogrodzi
Kapuletów, chcą go powstrzymać przed szaleństwem. Dziwią się cóż za uczucie oślepiło tak
młodzieńca.
Scena II
Romeo podchodzi pod balkon Julii od strony ogrodu. Wygłasza w uniesieniu swój monolog
miłosny o ukochanej. Uwielbia jej piękno po tym jak ukazuje się ona w oknie. Julia wzdycha
Romeo ciągnie dalej swój zachwyt, prosi by przemówiła. Ona odpowiada:
„Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo!
Wyrzec się swego rodu, rzuć tę nazwę!
Lub jeśli tego nie możesz uczynić,
Przysięgnij wierny być mojej miłości,
A ja przestanę być z krwi Kapuletów.”
Julia smutnieje, że musi kochać odwiecznego wroga Montekę. Żali się nie wiedząc, że słyszy ją
ukochany. Nawołuje by Romeo wyrzekł się swego pochodzenia. Ten dla niej gotów jest stać się kim
kolwiek innym. Julia zastanawia się nad tym jak jej kochankowi udało się przekroczyć wysoki mur
ogrodu. (Mur ten symbolizuje pewną granicę jaka uniemożliwia zaistnienie miłości pomiędzy
członkami zwaśnionych rodów) Romeo mówi, że pokonał go na skrzydłach miłości, które
bezpiecznie go nad nim uniosły. Julia wyraża zaniepokojenie, ostrzega Romeo by uważał na straże.
Ten jednak się ich nie obawia. Choć wie, że gdyby go ktoś znalazł w ogrodzie grozi mu śmierć. Boi
się jedyni, że mógłby stracić ukochaną nie przezwyciężając trudności, które napotyka ich miłość.
Julia prosi Romea by złożył jej śluby miłości. Romeo przysięga na księżyc na niebie. Julia jednak
mówi, że księżyc nie jest stały bo co tydzień zmienia kształt swej tarczy. Zapowiada, że wyśle
następnego dnia posłańca, któremu Romeo będzie miał złożyć list miłosny. Julia cieszy się z wizyty
ukochanego jednak musi już odejść, żegna ukochanego i liczy na rozkwitnięcie łączącej ich miłości.
Romeo prosi jeszcze o odwzajemnienie przysięgi przez Julię. Julia mówi, że już ofiarowała
zapewnienia o swej miłości, jednak może je cofnąć by powtórzyć znowu. Przekonuje Romea, że jej
miłość jest głęboka jak morze. Zbliża się służąca Marta. Kochankowie wypowiadają jeszcze
pośpiesznie kilka zdań. Julia przerywa wypowiedzi słowami „Zaraz!”, odpowiadając w ten sposób
na wołania służącej. Informuje Romea, że posłaniec przyjdzie do niego o 9. Romeo postanawia
zasięgnąć porad u ojca Laurentego, idzie w stronę jego celi by zwierzyć się ze swoich problemów.
Scena III
Akcja tej sceny rozgrywa się w celi ojca Laurentego. Wschodzi słońce, nastaje poranek. Zakonnik
wita nowy dzień. Bierz koszyk, ma zamiar iść nazbierać ziół: „Roślin tak zbawczych, jak zgubnych
dla zdrowia.” Przychodzi Romeo. Laurenty pozdrawia, przybysza. Uważa, że musi mieć poważne
problemy skoro o tak wczesnej porze przychodzi. Przypuszcza, że nie spał cała noc. Ojciec obawia
się, że Romeo spędził noc u Rozaliny. Jednak Romeo dementuje te przypuszczenia:
„To imię
W pamięci mojej wiecznym snem już drzemie”
Romeo opowiada o balu, o tym, że poznał tam Julię. Żali się, że na drodze jego miłości staje spór z
Kapuletami. Prosi o udzielenie sakramentu ich związkowi. Ojciec Laurenty dziwi się, że Romeo tak
szybko zapomniał o Rozalinie, wyrzuca mu niestałość w miłości. Romeo jednak sugeruje że poraz
pierwszy znalazł odwzajemnioną miłość. Zakonnik decyduje się udzielić ślubu kochanką. Sądzi, że
węzeł miłości pogodzi zwaśnione rodziny.
Scena IV
Benwolio i Merkucjo idą ulica Werony. Rozmawiają. Obaj zastanawiają się gdzie w nocy podziewał
się Romeo. Oskarżają Rozalinę o dziwne zachowanie Romea. Boją się, że przez nią Romeo
zwariuje. Benwolio informuje, że Tybalt dostarczył list do Romea. Merkucjo przypuszcza, że
bratanek Kapuleta wyzwał nieszczęsnego Romea na pojedynek. Wychwala przy tym zdolności
szermiercze Tybalta i tym samym obawę o życie Romea.
Pojawia się Romeo, wita się ze swoimi przyjaciółmi. Markucjo zauważa, że Romeo jest bardzo
zmęczony. Wdają się w zaciętą rozmowę, przyjaciele próbują rozweselić Romea, by ten zapomniał
o swoich utrapieniach.
Zbliża się opiekunka Marta ze służącym Piotrem. Merkucjo wyszydza ją, ona jednak ignoruje
zaczepki. Chce porozmawiać z Romeem w cztery oczy. Marta krytykuje gburstwo i brak
wychowania Merkucjego. Na osobności Romeo powierza służącej wiadomość, którą ta ma
przekazać Julii:
„Powiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przyszła za parę godzin do celi ojca
Laurentego – tam ślub weźmiemy.”
Niania zobowiązuje się przekazać to wszystko Julii. Romeo prosi ją aby za kilka godzin odebrała
jeszcze plecioną drabinę z domu Montekich. Dzięki niej będzie mógł się wspinać na balkon
ukochanej. Marta na pożegnanie napomina o tym, że również Parys zabiega o względy Julii jednak
ona go nie kocha.
Scena V
Julia niecierpliwie wyczekuje w ogrodzie na przybycie Marty. Posłała ją do Romea o dziewiątej,a
mija już południe, czas jej się bardzo dłuży w oczekiwaniu na wiadomość od ukochanego.
Przychodzi zmęczona niania. Początkowo Marta przezbywa się z swoją podopieczną, odbiegając od
konkretów. W końcu przekazuje wiadomość, informując o planowanym ślubie w celi ojca
Laurentego. Julia uradowana wybiega. Marta idzie do Montekich po drabinkę, informując
uprzednio Julię, że dzięki niej Romeo wślizgnie się do jej pokoju w nocy.
Scena VI
Julia i Romeo spotykają się w celi ojca Laurentego. Po raz kolejny wyznają sobie miłość, ściskają
się czule. Wychodzą z celi ku kaplicy, ojciec Laurenty ma im za niedługo udzielić ślubu.
Akt III
Scena I
Benwolio i Merkucjo znajdują się na placu publicznym w Weronie, rozmawiają ze sobą. Benwolio
proponuje by poszli gdzieś indziej bo kręci się dziś tutaj dużo krewnych Kapuletów, a on nie szuka
z nimi kolejnej zwady. Merkucjo dziwi się na słowa Benwolio i jego unikanie sporów, przypomina
mu jakim jest zawadiaką i sugeruje, że gdyby pojawili się Kapuleci pierwszy zaczął by burdę.
Na placu pojawia się Tybalt, chce zamienić słowo z Montekami. Merkucjo wydaje się drwić z
Tybalta, który pyta o Romeo. Zaostrza się rozmowa, skupia to uwagę ludzi na placu. Benowlio
próbuje załagodzić rozmowę. Nadchodzi Romeo, Tybalt ucina rozmowę z Merkucjo i nazywa
Romea podłym człowiekiem. Romeo jednak nie ulega obelgą i łagodnie odnosi się do Tybalta,
mimo że ten wyzywa go na pojedynek.
Ta bierność Romea na wrogość bratanka Kapuletów, wprowadza w złość Merkucjo. Dobywa on
szpady i rozpoczyna pojedynek z wrogiem. Romeo krytykuje zachowanie walczących, próbuje ich
rozdzielić. Merkucjo zostaje raniony, Tybalt ucieka. Słudzy i Benwolio pomagają rannemu. Duma
Romea zostaje zraniona, jego złość do Tybalta potęguje informacja o śmierci Merkucjo. Romeo
zabija, powracającego na palc Tybalta. Benwolio każe uciekać młodemu Montece, gdyż zbiera sie
tłum, a za jego występek grozi mu kara śmierci.
Na placu znajdują się ciała Merkucjego i Tybalta, wchodzą państwo Kapulet i Monteki oraz król z
orszakiem. Król nakazuję zdać relację ze sporu. Benwolio opowiada cały przebieg wydarzeń
wskazując na Tybalta jako przyczynę zwady. Autentyczność zeznań podważa Pani Kapulet, mówiąc
:
„On jest Montekich krewnym, przywiązanie
Czyni go kłamcą, nie wierz mu, o panie!”
Książę wydaje na Romeo wyrok wygnania z miasta.
Scena II
Julia jest sama w swoim pokoju. Czeka najbliższej nocy z niecierpliwością. Wie, że pod jej osłoną
ma przyjść Romeo. Dowiadujemy się, że przed trzema godzinami ojciec Laurenty udzielił ślubu
parze kochanków. Przychodzi służąca Marta, przynosi drabinkę z domu Montekich. Marta jest
bardzo zdenerwowana, informuje o śmierci umiłowanego. Julia początkowo myśli, że chodzi o
Romea, zapowiada swoje samobójstwo. Ostatecznie Marta informuje, że zginął Tybalt, a Romeo
został wygnany. Mimo, że Romeo zabił krewniaka Julii, ona wciąż pała do niego miłością.
Powierza Marcie pierścionek i nakazuje by poszła do celi ojca Laurentego i sprowadziła Romea.
Pierścionek ma być dowodem dla ukochanego, że pod misją niani nie kryje się żaden podstęp.
Scena III
Romeo znajduje się w celi ojca Laurentego. Wchodzi zakonnik, który z lekkim ubolewaniem nad
losem nieszczęsnego Romea informuje go o wyroku księcia. Romeo dowiaduje się, że co prawda
uniknął kary śmierci, lecz został skazany na wygnanie z Werony. Ojciec próbuje go pocieszyć:
„Bądź mężny, świat jest długi i szeroki”. Dla młodego Monteki, kara ta zdaje się być jednak dużo
bardziej surowsza niż śmierć.
„Zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata,
Tylko tortury, czyściec, piekło samo!
Stąd być wygnanym, jest to być wygnanym
Ze świata; (...) Tu jest niebo
Gdzie Julia żyje”
Życie dla Romea zdaje się kończyć tam gdzie traci kontakt i możliwość spotkania ze swoją
ukochaną Julią.
Ojciec Laurenty wciąż próbuje pocieszyć Romea tłumacząc, że mógł skączyć gorzej. Uważa, że
lekarstwem na najstraszniejsze dla Romea słowo „wygnanie” jest filozofia. Romeo jednak dalej
rozpacza, rzuca się na podłogę, płacze przeraźliwie.
Przybywa Marta z wiadomością od Julii. Informuje, że Julia również tak samo rozpacza leżąc i
szlochając.
Romeo dowiadując się o cierpieniu ukochanej, próbuje popełnić samobójstwo, sięga po miecz, w
ostatniej chwili powstrzymuje go niania. Ojciec Laurenty przedstawia im swój plan:
Uważa, że Romeo powinien pójść do Julii i pożegnać się z nią. Następnie powinien wyjechać z
Werony i udać się do Mantui. Zakonnik sam zaś w stosownym czasie poinformuje zwaśnione
rodziny o ślubie kochanków, doprowadzając do zgody między nimi. Plan ten dodaje Romeo otuchy
i nadziei. Marta pozostawia pierścionek i śpiesznie wraca do domu, chce jak najszybciej przekazać
te pocieszające informacje Julii.
Scena IV
Późnym wieczorem hrabia Parys odwiedza państwa Kapuletów. Pan Kapulet mówi mu o smutku
jaki ich dziś spotkał, czyli o śmierci Tybalta. Tłumaczy mu, że z tego powodu nie będzie się z mógł
spotkać dziś z Julią. Pani Kapulet obiecuje porozmawiać nazajutrz z Julią i wybadać jej uczucia do
hrabiego. Niechętny wcześniej do wydania córki Pan Kapulet godzi się na ślub Parysa z Julią, jest
przekonany o tym, że odwzajemni ona jego uczucie. Ustala nawet datę na nadchodzący czwartek
(rozmowa ma miejsce w poniedziałek) wyjaśnia, że należy odczekać kilka dni od śmierci bratanka.
Poleca również żonie by jeszcze dziś poszła do Julii i przygotowała ją do podjętych planów.
Scena V
Wtorkowy poranek. Romeo opuszcza pokój Julii po tym jak spędził z nią noc poślubną. Młodemu
małżeństwu trudno jest się ze sobą rozstać. Ponownie przysięgają sobie miłość i mówią nawzajem o
swoich uczuciach. Rozstanie jest przepełnione łzami i płaczem obojga kochanków. Nadchodzi
Marta ponagla Romea by już szedł tłumacząc, że zbliża się świt. Informuje również o nadchodzącej
Pani Kapulet.
Pani Kapulet spotyka Julię pogrążoną w smutku i płaczu. Myśli, że powodem łez jest Tybalt.
Pociesza ją. Przedstawia córce plan zemsty na Romeo, ma on zostać zamordowany w Mantui,
poprzez podanie śmiertelnej trucizny. Matka informuje również Julię, iż ojciec ustalił dzień jej
ślubu z Parysem. Matka wierzy, że dzięki niemu córka zapomni o smutkach i stanie się weselsza.
Julia wyraża stanowczy, dojrzały sprzeciw decyzji rodziców. Do pokoju przychodzi Pan Kapulet,
dowiaduje się od swojej żony, że Julia nie chce ślubu z hrabią. Ojciec nie może tego zrozumieć.
Pani Kapulet wypowiada prorocze słowa: „Bodajby z grobem była zaślubiona!”. Rzuca pod
adresem córki groźby i wyzwiska, nazywa ją: „tłumokiem”, „lalką łojową”, „wszetecznicą”,
„dziewką nieposłuszną”, „pluchą”, „cyganką”. Mówi, że jeśli nie po dobroci, to siłą zostanie
zaciągnięta pod ołtarz. W obronie Julii staje służąca Marta. Agresję ojca próbuje również ostudzić
Pani Kapulet.
Julia szuka porady w rozwiązaniu swojego problemu u Marty. Ta jednak doradza zapomnieć o
Romeo przebywającym na wygnaniu i wyjść za Parysa. Uważa, że hrabia jest równie przystojny jak
Romeo, a przy tym bardziej zamożny. Stwierdza, że nikt się nie dowie o jej ślubie z Romeo, gdyż
on nigdy już nie wróci do Werony w obawie o swe życie. To jednak wprowadza dziewczynę jedynie
w złość i większą rozpacz. Julia traci swoją sprzymierzycielkę. Sama nie chce popełnić grzechu
krzywoprzysięstwa wychodząc ponownie za mąż. Postanawia pójść do celi Ojca Laurentego.
Nakazuje Marcie poinformować rodziców, że poszła odbyć spowiedź u zakonnika.
Akt IV
Scena I
Do celi Ojca Laurentego przychodzi Parys. Rozmawiają o planie zaślubin. Zakonnik próbuje
przekonać hrabiego, że ta decyzja jest zbyt pochopna. Poza tym uważa, że należałoby wcześniej
dowiedzieć się czy Julia odwzajemnia jego uczucia. Parys jest ciągle przekonany, że ślub
uszczęśliwi wybrankę i rozwieje jej smutki wynikające ze śmierci Tybalta.
Do celi przychodzi Julia, pod pozorem spowiedzi. Parys bardzo się cieszy na jej widok, nalega by
Julia wyznała mu miłość przed niechętnym do ślubu zakonnikiem. Ta jednak zbywa prośby
hrabiego. Julia i Ojciec Laurenty zostają sami. Zakonnik dzieli z nią smutki. Julia prosi go o jakąś
radę, a jeśli żadna się nie znajdzie stwierdza, że woli umrzeć. Wskazuje przy tym na sztylet
znajdujący się w celi zakonnika. Ojciec Laurenty przedstawia plan uśpienia dziewczyny, za pomocą
specjalnego eliksiru, dzięki niemu będzie ona wyglądała na zmarłą przez czternaście kolejnych
godzin od wypicia. Następnie wedle zwyczaju jej ciało zostanie złożone w grobowcu Kapuletów, a
stamtąd gdy się tylko obudzi będzie mogła uciec z ukochanym Romeem do Mantui. Julia jak
najbardziej przystaje na propozycję zakonnika.
Scena II
W domu państwa Kapuletów trwają przygotowania do uczty weselnej: sporządzana jest lista gości i
jadłospis. Gospodarz karze swojemu słudze sprowadzić 20 najlepszych kucharzy. Wraca Julia, która
zdaje się być weselsza. Prosi ojca o przebaczenie. Mówi, mu że wyznała Parysowi miłość na tyle
na ile była w stanie. Kapulet nakazuje sługą wezwać hrabiego by poinformować go o zgodzie córki.
Julia prosi Martę by poszła z nią przymierzyć stroje, mówi:
Marto pójdź ze mną do mego pokoju.
Wszak mi pomożesz przymierzyć przybory,
Jakie na jutro uznasz za stosowne?”
Ta dziwi się, gdyż jest dopiero wtorek. Wychodzą.
Scena III
Julia wybrała strój. Prosi nianię by zostawiła ją tej nocy samą. Jako pretekst podaje, iż będzie
musiała się długo modlić o przebaczenie u Boga dla swej decyzji. Julia zostaje w pokoju sama,
pojawiają się u niej obawy przed wypiciem napoju. Kładzie na stole sztylet. Zastanawia się co
będzie gdy obudzi się w grobie sama, czy nie wpadnie w obłęd. W końcu wypija ziła mówiąc:
„Do ciebie, mój luby,
Spełniam ten toast zbawienia lub zguby.”
Scena IV
W salonie domu Kapuletów trwają nieustane przygotowania do weselnej uczty po mimo, że jest już
godzina trzecia w nocy. Pani Kapulet wydaje rozkazy służbie. Gdy zbliża się poranek, przybywa
pan młody z orszakiem. Marta biegnie zbudzić i przygotować Julię do ślubu.
Scena V
Marta wchodzi do pokoju Julii. Dziewczyna leży ubrana w sukience na łóżku. Gdy próbuje ją
zbudzić zauważa, że młoda dama nie żyje. Pani Kapulet zaniepokojona lamentami piastunki wbiega
do pokoju. Pan Kapulet przychodzi do sypialni by pośpieszyć przygotowania córki i dowiaduje się
o jej śmierci. Ubolewa nad nad tą tragedią. W pokoju pojawiają się także Ojciec Laurenty z
Parysem i muzykami. Wszyscy zebrani nad łożem Julii opłakują jej śmierć, skarżą się na
okrucieństwo losu. Ojciec Laurenty jako jedyny znający prawdę o stanie dziewczyny, sugeruje by
wyjść z pokoju oraz rozpocząć przygotowania do pogrzebu. Uważa, że należy od razu przenieść te
„piękne zwłoki” do kościoła.
Akt V
Scena I
Romeo przebywający na wygnaniu idzie ulicą Mantui, opowiada o swoim śnie w którym Julia
znalazła go nieżywym, lecz zaczęła go całować i nagle tchnęła powtórnie w niego ducha, a on
odżył. Młody Monteka uważa to za dobrą wróżbę. Nadbiega Baltazar, służący Romea informując
swego pana o śmierci i pogrzebie Juli:
„Ciało jej leży w lochach Kapuletów,
A duch jej gości między aniołami.”
Romeo postanawia czym prędzej wrócić do Werony. Podejmuje decyzję o samobójstwie u boku
ukochanej. W tym celu kupuje u aptekarza w Mantui truciznę. Aptekarz nie chcę mu jej początkowo
sprzedać, gdyż w Mantui grozi za to kara śmierci. Jednak jako, że jest ubogim człowiekiem ulega
prośbą Romea, który ofiaruje mu aż 40 dukatów.
Scena II
Do celi Ojca Laurentego przychodzi Brat Jan. Przynosi on złą wiadomość. Opowiada, że poszedł do
jednego z zakonników, który miał mu towarzyszyć w podróży do Mantui. Jednak na nieszczęście
gdy go spotkał został wraz z nim zatrzymany przez miejskich pachołków. Zastosowano wobec
zakonników kwarantanne w obawie, że są nosicielami zarazy. To uniemożliwiło dostarczenie listu z
wiadomością do Romea, przez co ten nie wie nic o planie zakonnika. Młody Monteka jest
przekonany o śmierci Juli i zamierza popełnić samobójstwo (wzrasta tragizm i napięcie w utworze).
Ojciec Laurenty nakazuje czym prędzej odszukać Romea i dostarczyć mu list sam zaś udaje się do
grobowca, gdyż za trzy godziny ma się obudzić Julia. Planuje ja potem zabrać do celi i oczekiwać
na Romea.
Scena III
Noc, cmentarz w Weronie. Parys ze swoim paziem zbliża się w stronę grobowca Kapuletów, ma
zamiar zanieść kwiaty na grób Julii. Nakazuje swojemu słudze by położył się pod cisami i
nasłuchiwał czy ktoś nie zbliża, jeśli usłyszy jakieś kroki ma mu dać znać pogwizdując. Parys
wygłasza przemówienie nad grobem Julii, przerywa je gwizd sługi. Parys oddala się, do grobowca
podchodzi Romeo i Baltazar. Romeo daje swemu słudze list do swojego ojca, bierze od niego
pochodnię i prosi by odszedł. Baltazar jednak pozostaje na cmentarzu w ukryciu, gdyż ma złe
przeczucia i obawia się o swego pana. Gdy Romeo próbuje wejść do grobowca pojawia się
ponownie Parys, który oskarżając go o śmierć Julii i Tybalta ma zamiar go aresztować. Poprzez
swoje zachowanie wprowadza w złość młodego Montekę, zaczynają walczyć. Paź widząc co się
dzieje biegnie po pomoc. Międzyczasie Parys pada raniony przez Romeo i umiera. Romeo otwiera
grobowiec wkłada do niego ciało hrabiego. W grobie dostrzega również Julię pogrążoną w letargu,
wygłasza nad jej ciałem długi monolog, a następnie zrozpaczony i przekonany o śmierci ukochanej
popełnia samobójstwo wypijając truciznę.
Na cmentarz przychodzi Ojciec Laurenty, zauważa Baltazara. Sługa informuje zakonnika, iż Romeo
jest w grobowcu już od pół godziny. Ojciec Laurenty idzie sprawdzić co się dzieje w grobowcu
dostrzega zwłoki Parysa i Romea. W tym momencie budzi się również Julia, zauważa zmarłego
kochanka. Zakonnik postanawia zaprowadzić Julię do klasztoru sióstr zakonnych, ta jednak
pogrążona w ogromnej rozpaczy chwyta za sztylet leżący u boku Romea i przebija się nim
popełniając samobójstwo.
Do grobowca przychodzi warta wezwana przez Pazia zastaje ona tragiczną scenę: Romeo, Julia,
Parys leżą zabici, zbroczeni krwią, wszystkie ciała są jeszcze ciepłe. (zdziwienie bo julia zmarła 2
dni temu) Dowódca warty nakazuje wezwać rodziny Kapuletów i Montekich.
Na cmentarzu pojawiają się przedstawiciele zwaśnionych rodów oraz książę Eskalus. Ojciec
Laurenty opowiada im całą historię miłości Romea i Juli. Jego słowa znajduję potwierdzenie w
liście powierzonym przez Romea Baltazarowi. W tym momencie książę oskarża przedstawicieli
rodów, że poprzez swoje kłótnie doprowadzili to tak strasznej tragedii.
„Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka Chłosta spotyka wasze nienawiści,
Niebo obrało miłość za narzędzie Zabicia pociech waszego żywota”
Stary Kapulet wyciąga dłoń pojednania do starego Montekiego, padają słowa pojednania. W nocy
ubiegłej nocy umarła również Pani Monteki, nie mogąc się pogodzić na wygnanie syna.
Streszczenie krótkie
Na placu miejskim w Weronie dochodzi do walki sług z dwóch wrogich sobie domów:
Kapuletów i Montekich. Benwolio, siostrzeniec pana Monteki i przyjaciel Romea, powstrzymuje
walczących. Na szczęście interweniuje książę Eskalus, który pod groźbą kary śmierci rozkazuje
zaprzestania ciągłego zakłócania spokoju w mieście. Kapulet planuje wydać swą córkę Julię za
Parysa, krewnego księcia Eskalusa. Tego wieczoru wydaje bal, na którym Julia i Parys mają się
poznać. O balu dowiadują się przypadkiem Romeo i Benwolio. Ma tam być obecna Rozalina,
dlatego Romeo decyduje się pójść do domu Kapuleta. Na balu Romeo poznaje Julię, w której się
zakochuje.
Nocą Romeo zakrada się do ogrodu Kapuletów. Julia rozpacza, że waśń pomiędzy ich rodzicami
jest przeszkodą dla ich miłości. Oboje są gotowi wyrzec się nazwiska, własnego rodu, byle tylko
być ze sobą. Wyznają sobie miłość i postanawiają wziąć potajemnie ślub. W tym celu Romeo udaje
się do ojca Laurentego, który wyraża zgodę, licząc, że związek tych dwojga pogodzi zwaśnione
rody.
Niestety w kolejnej awanturze mszcząc śmierć Benwolia, Romeo zabija Tybalta i zostaje wygnany
z Werony. Aby być blisko ukochanej, udaje się do ojca Laurentego. Zakonnik postanawia mu
pomóc, radzi wyjechać do Mantui i przeczekać złe chwile. Romeo tak czyni, w nocy jeszcze
spotyka się z Julią. Zakonnik pomaga dziewczynie, daje jej płyn, który po wypiciu wywołuje letarg
podobny do śmierci, a następnie układa plan: Julia zostanie pochowana, wtedy też przybędzie
powiadomiony o wszystkim Romeo i zabierze ją z Werony. W przeddzień ślubu Julia wypija napój.
Rankiem rodzina Kapuletów odkrywa, że dziewczyna umarła. Julia zostaje pochowana
w rodzinnym grobowcu. Nic nie wiedzący o tym Romeo, do którego nie dotarł posłaniec, zabija się
widząc ją martwą. Po obudzeniu się z letargu Julia przebija się sztyletem.
Rody godzą się nad grobem swoich dzieci.
Charakterystyka bohaterów
Romeo Monteki
Przedstawienie postaci i wygląd zewnętrzny: Potomek rodziny Montekich, jedyny syn, młodzieniec
o miłej powierzchowności, kształtnej budowie ciała, modnie ubrany we francuski strój, dba
o swój wygląd.
Cechy charakteru i zachowania: Młodzian szlachetny, ale popędliwy, nieopanowany, gotowy bronić
honoru rodziny, skłonny do miłosnych uniesień, ulega egzaltowanej rozpaczy, zamiast Rozaliny
kocha jej wyobrażenie, wydaje mu się, że zakochany młodzieniec powinien być blady, płaczliwy,
smutny, w chwilach krytycznych traci głowę.
Pod wpływem prawdziwego uczucia do Julii dojrzewa wewnętrznie, staje się zrównoważony,
spokojny, opanowany, rozsądny, odpowiedzialny. Jako człowiek pewny swych racji, podejmuje
dwie życiowe decyzje: o związku z Julią i o samobójczej śmierci w imię miłości. Posłuszny
ukochanej, podporządkowuje się jej postanowieniom.
Julia
Przedstawienie postaci i wygląd zewnętrzny: Córka Kapuletich, niespełna czternastoletnia
dziewczyna, na początku zachowuje się jak dziecko, piękna, zgrabna, wyróżnia się urodą w gronie
dziewcząt, ma błyszczące oczy, białe ręce, jasne oblicze.
Cechy charakteru i zachowania: Wrażliwa, delikatna, posłuszna woli rodziców, dobra córka,
z pokorą przyjmuje wolę rodziców, dobrze wychowana, nie próbuje się buntować.
Uczucie do Romea błyskawicznie zmienia dziecko w świadomą swych dążeń kobietę,
także dojrzewa emocjonalnie. Staje się stanowcza, pewna swych zamiarów, przejmuje inicjatywę -
proponuje małżeństwo, trzeźwo ocenia sytuację, jest zaradna, praktyczna, aktywna, ma wiele hartu
ducha i odwagi, by bronić uczucia, silniejsza niż Romeo, nie traci głowy w chwili nieszczęścia,
próbuje znaleźć wyjście z matni, cierpliwie znosi awantury rodziców, jej śmierć jest autentycznym
dowodem miłości.
ojciec Laurenty (Wawrzyniec)
Przedstawienie postaci: Zakonnik, franciszkanin, starszy człowiek, cieszy się wielkim szacunkiem.
Oprócz posług kapłańskich zajmuje się uprawą ziół, spowiednik i powiernik Romea, mieszka z dala
od ludzi, “święty człek”, autor planu połączenia małżonków, pragnie pogodzić zwaśnione rody.
Cechy charakteru i postępowania: Cichy, spokojny, cierpliwy, miłujący pokój i pojednanie,
przeciwnik nienawiści, filozof rozważający problemy dobra i zła, rozważny, dobry mówca, nie
rozumie miłości młodych, wykorzystuje jedynie szansę zażegnania sporu między rodami (zgodnie
z franciszkańską regułą), w tragicznej chwili traci głowę, tchórzy - ucieka, zostawiając przebudzoną
Julię samą, działając z pozytywnych, chrześcijańskich pobudek doprowadził do dwóch
nieszczęśliwych śmierci, wyrzuty sumienia zmuszają go do przyznania się do winy.
Kapuleti
Przedstawienie postaci i wygląd zewnętrzny: Ojciec Julii, wysoko urodzony, zamożny, starzec
z inwalidzką kulą, zgodnie z rodzinną tradycją nienawidzi Montekich, jednak przyjmuje Romea na
balu i wyraża się o nim pozytywnie.
Cechy charakteru i zachowania: Wydaje się rozsądnym ojcem, uważa, że Julia ma czas na
małżeństwo, obłudnie mówi o swej biedzie, bezwzględny, brutalny egoista, despota, nie szanuje
uczuć i poglądów córki, narzuca jej swą wolę, dyryguje jej przyszłością i życiem, wymaga
posłuszeństwa i uległości, nie znosi sprzeciwu, po śmierci Julii przeżywa przełom, pierwszy
wyciąga rękę do zgody.
Pani Kapuleti
Przedstawienie postaci: Matka Julii, kobieta, która sama mówi o swej starości.
Cechy charakteru i zachowania: Obojętna, chłodna w uczuciach, z uporem dąży do małżeństwa
Julii z Parysem, bezkrytycznie popiera decyzje męża, z nienawiścią i zawziętością chce ukarania
Romea, gotowa doprowadzić do morderstwa.
Monteki
Przedstawienie postaci: ojciec Romea, arystokrata, antagonista Kapuletiego.
Cechy charakteru i zachowania: wyrozumiały ojciec, zatroskany o stan emocjonalny syna, chce mu
pomóc, szanuje uczucia chłopca, pod wpływem nieszczęścia wyzbywa się małostkowości.
Pani Monteki
Przedstawienie postaci: Matka Romea, jeszcze jedna ofiara tragedii, pozostaje w cieniu męża.
Cechy charakteru i zachowania: cicha, uległa, pokorna, bierna, wyrozumiała, bardzo kocha
jedynego syna, umiera z żalu i tęsknoty za nim, ma zawsze na względzie jego dobro.
Merkucjo
Przedstawienie postaci: krewny księcia, przyjaciel Romea, jedna z najciekawszych postaci, dobry
szermierz, starszy i bardziej doświadczony od Romea.
Cechy charakteru i zachowania: Szczery, lojalny, krytyczny i ironiczny wobec wszystkich włącznie
z sobą, jego zachowanie przypomina grę, swą twarz nazywa maską, rzeczowo i praktycznie
podchodzi do miłości, nie stroni od ciętych, dosadnych określeń, nie znosi konwencji, drwi
z patetyczności i egzaltacji Romea, patrzy na kobiety jak na istoty z krwi i kości, nie znosi
idealizacji, dobry, wierny przyjaciel, gotów do poświęceń w imię przyjaźni, wesoły z natury,
wprowadza sporo komizmu, dobry kompan, gaduła, tryska humorem, nieco złośliwy, prezentuje
realistyczne podejście do życia i miłości.
Tybalt - krewny Kapuletich; zawzięty, kłótliwy, mściwy, ma wybuchowy temperament.
Benwolio - przyjaciel Romea; ostrożny, przewidujący, rozważny, wierny w przyjaźni.
Parys - narzeczony Julii, hrabia, młodzieniec zamożny, przystojny, posiadający wiele przymiotów,
wykształcony.
Marta - niania Julii, postać komiczna, starsza kobieta; prosta, rubaszna, prostolinijna, szczerze
przywiązana do Julii, powiernica dziewczyny, mówi nieskładnie, chaotycznie.
1. Czas i miejsce akcji
Akcja dramatu rozgrywa się w ciągu pięciu dni: od niedzielnego poranka do piątkowego świtu.
Trwa lato. Romeo i Julia to mieszkańcy Werony i tam też mają miejsce wydarzenia. Tylko w IV
akcie akcja na krótko przenosi się do Mantui, gdzie Romeo dowiaduje się o rzekomej śmierci
ukochanej.
1. Geneza utworu i gatunek
GENEZA: geneza Romea i Julii wygląda następująco:
utwór powstał na pewno między rokiem 1591 a 1598;
około roku 1591 powstała najprawdopodobniej pierwsza redakcja tekstu;
w latach 1594-95 Szekspir wprowadził do tekstu znaczące poprawki, dokonując ostatecznej
redakcji tragedii.
Na scenie po raz pierwszy wystawiono Romea i Julię chyba w roku 1595, tuż po ostatecznym
zredagowaniu przez autora tekstu sztuki. Miejscem prapremiery był teatr „The Theatre”, w którym
Szekspir stawiał swoje pierwsze kroki jako aktor i dramaturg.
Pierwsze wydanie tragedii drukiem miało miejsce w roku 1597. Pełny tytuł utworu brzmiał:
Wybornie pomyślana tragedia Romea i Julii, tak jak była często, z wielkim aplauzem grana
publicznie przez Sługi wielce szanownego Lorda Hunsdona (czyli Lorda Szambelana). Tekst
zawierał wiele skrótów, błędów i uproszczeń, co skłania do, zgodnych z przydługim nieco tytułem,
przypuszczeń, że druk odbył się bez wiedzy i zgody Szekspira, na podstawie spisanych z pamięci
przez jednego lub kilku aktorów notatek.
GATUNEK: Romeo i Julia to tzw. tragedia elżbietańska, powstała w czasie panowania Elżbiety I,
charakteryzowało ją wiele miejsc akcji, znaczna rozległość czasowa akcji, pomieszanie
elementów tragicznych i komicznych, dynamiczni, zmieniający się w czasie akcji bohaterowie.
Liczy 5 aktów podzielonych na sceny.
1. Problematyka
Dramat unaocznia prawdę: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Pokazuje, ile zła może wyrządzić
zaślepiająca nienawiść. Dopiero nad zwłokami swych dzieci dumni arystokraci zrozumieli
destrukcyjny wpływ ich rodowej waśni na innych ludzi, szczególnie tych najbliższych. Każda
nienawiść jest złem.
Istotnym czynnikiem kształtującym los bohaterów jest także przeznaczenie, ujawniające się
w snach i przeczuciach bohaterów. Od początku wszystko zmierza do tragicznego finału.
Utwór jest też ostrzeżeniem, by nie budować swego życia na kłamstwie i łamaniu powszechnie
przyjętych norm. Można się znaleźć w sytuacji bez wyjścia.
Konflikt wartości w dramacie Szekspira
Autor tragedii skonfrontował na scenie dwie potężne wartości: miłość i nienawiść. Przedstawił
dwoje młodych kochających się ludzi, którym na drodze do szczęścia staje nienawiść rodów,
z których oboje pochodzą. Miłość pojawia się tu jak ożywcza siła - nikt już nie pamięta, co
poróżniło rody Kapuletich i Montekich, ich przedstawiciele nie wiedzą, o co walczą. Miłość Romea
i Julii daje możliwość zgody i całkowitej zmiany stosunków. Umożliwia postęp, zmiany na lepsze.
Szekspir pokazał niszczącą siłę nienawiści. W imię tej wartości ginie przyjaciel Romea, Merkucjo,
a on sam zabija Tybalta. Choć już planuje ślub z ukochaną, nie może się powstrzymać przed zemstą
na mordercy Merkucja. Nienawiść go zaślepia. Jego przyjaciel nie będzie ostatnim, który zginął
z powodu rodowego sporu (to jest siła napędowa każdej rywalizacji - ostatni musi zginąć
przedstawiciel wrogiego rodu, musi być oficjalny wygrany i przegrany).
W tej sytuacji jest oczywiste, że tylko jednoczesna śmierć przedstawicieli dwóch pokłóconych
rodów może przynieść zgodę. I tak się właśnie dzieje - giną Romeo i Julia. Dobrowolnie popełniają
samobójstwo, bo nie mogą bez siebie żyć, a wspólna przyszłość okazuje się niemożliwa. Po ich
śmierci Kapuleti i Monteki mogą odczuć braterstwo w nieszczęściu, tragedia zbliża ich do siebie.
Już nie oceniają się w kategoriach wygranych i przegranych. Godzą się przed majestatem śmierci.
DEKAMERON (SOKÓŁ) – GIOVANNI BOCCACIO
STRESZCZENIE
„Sokół” to dziewiąta opowieść Dnia V. Jej narratorką jest Fiammetta, będąca tego dnia „królową”.
Jak sama ujawnia, historię tę zaczerpnęła od Coppo di Boghese Domenichi’ego, poważanego
obywatela Florencji, który umiał mówić tak udatnie, językiem ozdobnym, i wspomnień miał tyle,
że pod tym względem nikt z nim w paragon wchodzić nie mógł.
Głównym bohaterem jest Federigo degli Alberighi, młody szlachcic florencki i biegły rycerz,
zakochany w szacownej damie – Giovannie, uznawanej za jedną z najpiękniejszych kobiet w tym
mieście. Dla zyskania jej przychylności Federigo bierze udział w licznych turniejach, czyni jej
drogie podarunki i wydaje uczty, co doprowadza go do ruiny finansowej. Kobieta jednak nie
odwzajemnia jego uczuć, jest żoną innego mężczyzny, któremu pozostaje wierna.
Utraciwszy niemal wszystko z wyjątkiem ukochanego sokoła i skromnej podmiejskiej posiadłości,
Federigo opuszcza miasto i udaje się do swego majątku w Campi, gdzie jego źródłem utrzymania
stanowią polowania z sokołem. W tym czasie umiera mąż donny Giovanny, a wdowa wraz synkiem
udaje się na lato do swych włości położonych niedaleko majątku rycerza. Chłopiec szybko
zaprzyjaźnia się z Alberighim, a jego wielkim marzeniem jest posiadać sokoła, który do niego
należy. Po pewnym czasie dziecko ciężko zachorowuje. Opiekującej się nim matce zwierza się ze
swego skrytego pragnienia. Jest głęboko przekonany, że uzyskanie sokoła pomogłoby mu wrócić do
zdrowia. Giovanna, mając na względzie przeszłość, nie śmie prosić Federiga o tak wielką
przysługę, jednak w końcu miłość do dziecka zwycięża i kobieta decyduje się osobiście udać się do
rycerza, by przedstawić mu całą sprawę. Usłyszawszy, że ukochana kobieta pragnie, by zaprosił ją
na obiad, Federigo uświadamia sobie, że nie ma czym godnie jej ugościć, postanawia więc upiec
sokoła. Po obiedzie Giovanna wyjawia mu swą wielką prośbę. Słuchając jej słów, mężczyzna
zalewa się łzami z rozpaczy, że nie może ofiarować jej ptaka. Synek kobiety umiera kilka dni po
tym zdarzeniu. Kobieta bardzo boleje nad utratą ukochanego dziecka, jednak z uwagi na swoją
majętność i młody wiek, bracia namawiają ją do ponownego zamążpójścia. Giovanna ulega ich
naciskom, stawiając jednak warunek, że jedynym, którego zgodzi się poślubić, jest Federigo.
Mężczyźni akceptują decyzję siostry, a Giovanna i jej drugi mąż w szczęściu dożywają swoich dni.
Sokół - opracowanie
Teoria sokoła
Tzw. „teoria sokoła” sformułowana została w 1871 roku przez niemieckiego poetę i nowelistę P.
Heysego na podstawie utworu G. Boccaccia. Odnosi się do klasycznie skomponowanej noweli
opartej na motywie dominującym, którym jest rzecz nabierająca symbolicznych znaczeń. Taką
rzeczą jest właśnie tytułowy sokół z jednego z opowiadań Boccaccia, podobną rolę pełni także
kamizelka z noweli Prusa.
„Dekameron” jako wyraz renesansowego humanizmu
W nowelach Boccaccia odzwierciedla się renesansowa dążność do prezentacji życia we wszystkich
jego objawach, zgodnie z hasłem „Nic co ludzkie nie jest mi obce”. Boccaccio pokazuje różne
aspekty życia ludzkiego: tragiczne, smutne, zdumiewające i niezwykłe, poważne, humorystyczne,
erotyczne, nawet frywolne. Wszystkie wydarzenia ukazywane są przy tym ze znawstwem ludzkiej
psychiki, charakterów i obyczajów, co świadczy o iście renesansowym zainteresowaniu
człowiekiem i wszystkim, co jest związane z jego działalnością na tym świecie.
BAROK
DO TRUPA - JAN ANDRZEJ MORSZTYN
Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty – strzałą śmierci, ja – strzałą miłości,
Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości,
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.
Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja, wolności
Zbywszy, mam rozum łańcuchem powity.
Ty jednak milczysz, a mój język kwili,
Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,
Tyś jak lód, a jam w piekielnej śrzeżodze.
Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem
Podmiotem lirycznym jest człowiek zakochany, a adrestaem wypowiedzi jest trup. Chociaż
tytułowy Trup nie zabiera głosu, pełni w wierszu funkcję adresata i partnera rozmowy. Swoją
obecnością wpływa na kształt wypowiedzi, sprawia, że otrzymuje ona taką, a nie inną budowę
językową, przypominającą osobliwy, jednostronny dialog. Poeta porównał człowieka nieszczęśliwie
zakochanego do człowieka umarłego.
Cała konstrukcja wiersza opiera się na zestawieniu analogii i kontrastów w położeniach podmiotu
lirycznego oraz adresata. To zestawienie przekonuje czytelnika, iż zmarły znajduje się w
korzystniejszej sytuacji niż zakochany bez wzajemności. Uwydatniony zostaje tu ogrom nieszczęść,
który prowadzi do szokującego wniosku, że lepiej być zmarłym niż zakochanym. Przekonanie to
wnosi do wiersza elementy przesady, wyolbrzymienia, a jednocześnie w pełni uzmysławia
czytelnikowi siłę uczuć uskarżającego się mężczyzny.
Wiersz można podzielić na dwie części - pierwszą, w której autor ukazuje podobieństwa sytuacji i
drugą, w której uzmysławia czytelnikowi różnice.
W pierwszej części sonetu kochanek stawia siebie na równi z nieboszczykiem. Twierdzi, że tak jak
umarły został zabity - „leżysz zabity i jam też zabity”, jest blady - „ty krwie, ja w sobie nie mam
rumianości”, nie widać w nim blasku życia. I trup i osoba wypowiadająca się w wierszu są
związani, różnica polega na tym, iż jeden ma związane ręce a drugi coś znacznie cenniejszego -
wolność i rozum. Całość pierwszej części pozwala nam odczuć w pełni makabryczność i
beznadziejność sytuacji, w jakiej znalazł się wypowiadający monolog oraz poznać potęgę jego
emocji.
Druga część utworu opiera się na porównaniach przez kontrast. „Ty jednak milczysz, a mój język
kwili, ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze” - te różnice ukazują nam, dlaczego okoliczności, w
których znalazł się podmiot liryczny są gorsze od śmierci. Cierpienie, jakiego doznaje zakochany
nie pozwala mu żyć, czuje przeraźliwy ból, spala się „w piekielnej śreżodze”, a mimo to mówi:
„Nie mogę, stawszy się żywiołem wiecznych mych ogniów, rozsypać popiołem”, mimo to nie może
przestać kochać.
Nieszczęśliwie zakochany Trup
PODOBIEŃSTWA
- leży zabity strzałą, -leży zabity strzałą
- jest blady - nie ma w nim krwi
- ma płomień skryty - palą się wokół niego świece
- jego zmysły są w okropnej ciemności - jest zakryty żałobnym suknem
- ma rozum, jest zniewolony przez miłość - ma związane ręce
KONTRASTY
- skarży się, płacze - nic nie mówi, milczy
- cierpi srodze - nic nie czuje
- jest rozpalony, - jest zimny jak lód
- nie może rozpaść się w proch, - rozsypie się w proch
- nie może rozpaść się w popiół
Utwór J. A. Morsztyna pokazuje silne cierpienie zakochanego człowieka. Nawet śmierć nie może
się równać doznaniom kochającego bez wzajemności. Spętana wolność, powolne duchowe spalanie
się w diabelskim żarze, brak szans na wyrwanie się z uczuciowej pułapki czynią odrzuconego
kochanka niewyobrażalnie nieszczęśliwą istotą.
Jan Andrzej Morsztyn w puencie utworu dowodzi, że lepiej być trupem niż nieszczęśliwie
zakochanym. Miłość jest cierpieniem, męką, a śmierć nicością, pustką. W utworze występują:
anafory, antytezy, epitety, rymy okalające.
KRÓTKOŚĆ ŻYWOTA - DANIEL NABOROWSKI
Godzina za godziną niepojęcie chodzi:
Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.
Krótka rozprawa: jutro - coś dziś jest, nie będziesz,
A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz;
Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt - żywot ludzki słynie.
Słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie,
Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi,
Z którego spadł niejeden, co na starość godzi.
Wtenczas, kiedy ty myślisz, jużeś był, nieboże;
Między śmiercią, rodzeniem byt nasz, ledwie może
Nazwan być czwartą częścią mgnienia; wielom była
Kolebka grobem, wielom matka ich mogiła.
Daniel Naborowski, przedstawiciel polskiej poezji barokowej, w swoich utworach oddawał się
głównie refleksjom na temat życia ludzkiego. Określany jest mianem „poety vanitas”, gdyż w wielu
swoich dziełach ukazuje życie ludzkie jako coś przemijającego, ulotnego-jako marność. Za
doskonały tego przykład możemy podać utwór pt. „Krótkość żywota”.
Podmiotem lirycznym w wierszu „Krótkość żywota” Daniela Naborowskiego jest poeta, filozof,
mędrzec prezentujący swój światopogląd. Przedmiotem jego rozważań jest przede wszystkim
ludzka egzystencja, przemijalność i znikomość życia ludzkiego. Próbuje on, jako człowiek
doświadczony, uzmysłowić odbiorcy zawartą w tytule „krótkość życia”. Czyni to bardzo
sugestywnie, aczkolwiek bez dramatyzowania. Pomimo tego, iż podmiot liryczny jest świadomy
nietrwałości życia ludzkiego, charakteryzuje się stoickim spokojem i równowagą ducha płynącą z
wiedzy, że krótkość życia jest faktem nieuniknionym, a wszystko, co ziemskie, to marność,
ponieważ rzeczy doczesne ulegają przemijaniu. Całe życie ludzkie jest tylko dążeniem do śmierci.
Pierwszy wers wiersza:
„Godzina za godziną niepojęcie chodzi”
jest personifikacją upływu czasu. Służy ukazaniu czasu jako stałego, nieustannego towarzysza
ludzkiej egzystencji. Podmiot liryczny stara się uświadomić adresatowi ulotność życia ludzkiego,
nieubłagalne przemijanie. Pragnie uzmysłowić każdego człowieka jak krótkie jest jego życie. W
niewielkim stopniu utożsamia się on z odbiorcą:
„Między śmiercią, rodzeniem, byt nasz ledwie może”
Jednakże przede wszystkim zachowuje do niego dystans. Zwraca się do adresata z pewną dozą
współczującej wyższości: „nieboże”. Także używa czasowników w czasie przeszłym:
„Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.”,
Użycie różnych czasów jest specyficzną cechą wiersza, gdyż mówiąc o odbiorcy podmiot liryczny
używa czasu przeszłego-takiego samego jak dla przodka. Natomiast czas teraźniejszy określa
jedynie potomka. Owe życie ukazane w tym utworze poza krótkością właściwie nie posiada innych
cech. Zostało ono zestawione z takimi pojęciami jak: dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt.
Wszystko to są nazwy zjawisk nietrwałych, ulotnych, chwilowych i niemożliwych do zatrzymania
na dłużej. Autor wykazał się tutaj dużą kunsztownością, gdyż użył tylko wyrazy jednosylabowe.
Takie zestawienie zmusza odbiorcę do zastanowienia. Posłużył się także motywami śmierci, grobu
oraz umierania: dym, cień. Apostrofa:
“Wtenczas, kiedy ty myślisz, jużeś był, niebożę.”
podkreśla to, że każda chwila ulatuje bezpowrotnie. Liczne epitety oceniające, np: „krótka
rozprawa”, „kołem niehamowanym”, „lotny czas” zwracają uwagę na szybkie, nieubłagane i
niemożliwe do powstrzymania przemijanie. Poeta zaskakuje odbiorcę także stwierdzeniem:
„Słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie.”,
gdyż uświadamia mu, że również cały wszechświat jest przemijający i zmienny, nie tylko człowiek.
Podmiot liryczny pragnie przekonać adresata o tym iż wszelkie plany marzenia i kalkulacje oparte
na przyszłości tak naprawdę niewiele znaczą:
„Z którego spadł niejeden, co na starość godzi.”,
a także oswoić go poprzez oksymorony: „kolebka grobem”, matka mogiła” z problemem umierania.
Zestawia w tym celu pozytywnie odbierane przez człowieka słowa: kolebka, matka, z wyrazami
odbieranymi negatywnie: grób, mogiła. Życie ludzkie według podmiotu jest tak krótkie, że nazywa
je nawet „czwartą częścią mgnienia”. Podmiot liryczny wyraża egzystencjalne niepokoje ludzi
baroku, gdyż odczuwa przemijalność świata a także dostrzega kruchość ludzkiego życia.
Innym utworem Daniela Naborowskiego mówiącym o przemijaniu jest „Marność”. Podmiot
liryczny w tym wierszu podkreśla, że świat i wszystko, co ziemskie nie ma znaczenia wobec
wieczności:
„Świat hołduje marności
I wszystkie ziemskie włości;
To na wieki nie minie,
Że marna marność słynie.”.
Poeta używa aż trzy razy słowa „marność”, co służy zaakcentowaniu przemijającej marności
przypisanej światu i doczesności. Jedna prawda jest nieprzemijająca, a mianowicie, że „marna
marność słynie”.
Także refleksji na temat przemijalności życia ludzkiego, czyli motywu vanitas, możemy się
doszukać w utworach Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, np. w Sonecie I „O krótkości i niepewności na
świecie żywota człowieczego”. Sam tytuł tego wiersza na to wskazuje. Podmiot liryczny w tym
utworze już w pierwszej strofie zwraca uwagę na fakt, iż to właśnie śmierć jest przyczyną
nieszczęścia człowieka, gdyż odbiera rozkosz życia. To przez nią uświadamiamy sobie własną
nędzę, czyli znikomość wszelkich naszych poczynań:
„A chciwa odciąć rozkosz nędzną
Śmierć- tuż za nami spore czyni kroki!”
Personifikacja śmierci, przedstawienie jej jako chciwej, idącej krok w krok za człowiekiem istoty
ma na celu uświadomienie adresata, iż jest ona realnym zagrożeniem, którego nikt nie jest w stanie
uniknąć.
Podmiot liryczny wiersza Daniela Naborowskiego „Krótkość żywota” wyraża filozofię baroku,
która nawiązywała do poglądów ludzi średniowiecza, gdyż związana była z przemijalnością
egzystencji ludzkiej. Utwór posiada cechy charakterystyczne dla poezji barokowej. Osoba mówiąca
w wierszu posługuje się posługując się bogactwem środków poetyckich udowadnia, że życie
ludzkie jest niezwykle krótkie.
MARNOŚĆ - DANIEL NABOROWSKI
Świat hołduje marności
I wszytkie ziemskie włości;
To na wieki nie minie,
Że marna marność słynie.
Miłujmy i żartujmy,
Żartujmy i miłujmy,
Lecz pobożnie, uczciwie,
A co czyste, właściwie.
Nad wszytko bać się Boga -
Tak fraszką śmierć i trwoga.
Najważniejszymi problemami wiersza „Marność” są przemijanie i nietrwałość doczesnych rzeczy.
Poeta, niczym starożytny filozof Heraklit, dostrzega, że wszystko podlega nieustannej zmianie z
wyjątkiem samego prawa zmiany. Podmiot liryczny nie chce jednak w obliczu przemijania
pozostawać bezradny lub przygnębiony. Stwierdza: „Miłujmy i żartujmy”, a więc nawołuje do
korzystania z uroku chwil, które tak szybko odchodzą do przeszłości.
Zalecenie to nie jest jednak w pełni tożsame z antycznym epikureizmem, wyznawanym np. przez
Anakreonta. W wierszu podkreśla się bowiem, że w swoich uciechach człowiek nie może nigdy
przekraczać granicy przyzwoitości i musi mieć na względzie Boże prawa („Nad wszystko bać się
Boga”).
Naborowski z jednej strony nawiązuje więc do światopoglądu antycznego i renesansowego, z
drugiej natomiast mówi o lęku przed Stwórcą, a więc jest bliski średniowieczu i barokowi.
*
„Marność” to wiersz stychiczny o regularnej i harmonijnej budowie. Tytułowa marność to słowo-
klucz, wokół którego skupia się cały sens tekstu. Wspomniany wyraz wprowadza do wiersza
motyw vanitas. Tekst składa się z prostych, jasnych zdań, które przypominają kolekcję aforyzmów
na temat tytułowej marności.
Naborowski, aby przedstawić naturę tego zjawiska, sięga po paradoks. Pokazuje, że pomimo iż w
wszystko, co istnieje na świecie jest marnością, ludzie nadal jej hołdują. Ważną figurą stylistyczną
zastosowaną w wierszu jest pleonazm, a więc sformułowanie „marna marność”, zwracające uwagę
czytelnika na tę frazę i niejako potęgujące nędzę marności.
Ponadto mamy tu do czynienia z hiazmem, a więc figurą polegającą na powtórzeniu dwóch
elementów w odwrotnej kolejności: „Miłujmy i żartujmy/Żartujmy i miłujmy”. Środek ten służy
podkreśleniu wyróżnionej frazy przywodzącej na myśl antyczną formułę „carpe diem”.
OŚWIECENIE
BAJKI – IGNACY KASICKI
PTASZKI W KLATCE
"Czegóż płaczesz? - staremu mówił czyżyk młody -
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody".
"Tyś w niej zrodzon - rzekł stary - przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę".
Ptaszki w klatce to utwór pochodzący z pierwszej księgi Bajek i przypowieści Ignacego
Krasickiego. Mamy tu do czynienia z typowym przykładem bajki epigramatycznej. Wiersz składa
się z czterech wersów, każdy po trzynaście głosek (7+6). Występują rymy parzyste, dokładne,
żeńskie.
W wierszu panuje żywioł dialogu. Podmiot mówiący przyjmuje tu funkcję osoby relacjonującej
zasłyszaną rozmowę. Cytuje on dwie wypowiedzi, które pozwalają czytelnikowi odtworzyć sobie
sytuację obu bohaterów bajki. W utworze pojawiają się dwaj bohaterowie – czyżyk młody i czyżyk
stary, nie mamy tu jednak do czynienia z typową bajką zwierzęcą, w której konkretny gatunek
zwierzęcy odpowiada jakiemuś typowi ludzkiemu, np. lis obrazuje człowieka przebiegłego.
Ważniejszy okazuje się wiek tych postaci (młodość, starość) oraz ich różne doświadczenie życiowe.
To drugie okazuje się ważniejsze, nie chodzi bowiem, że czyżyk jest stary, ale o to, że urodził się na
wolności, zakosztował jej i utracił:
Płacz starego czyżyka to wyraz tęsknoty za najważniejszą dla niego wartością - wolnością. Słowa
młodego towarzysza, sławiące wygody więzienia, brzmią dla niego prawie jak obelga.
Zauważmy jednak, że czytając bajkę bardziej godny żalu wydaje się nam czyżyk młody, choć to nie
on cierpi z powodu uwięzienia. Urodził się w klatce i to ona stanowi dla niego środowisko
naturalne i jedyne znane jednocześnie. Młodzian jest jednak godny litości właśnie, dlatego że w
zespole znanych mu pojęć brak tego najważniejszego – wolności. Stary, choć dziś jest więźniem,
wie, co to swoboda, młody nawet nie wie, że coś takiego istnieje i w tym sensie okazuje się
upośledzony.
Istnieje spór między badaczami o to, czy wiersz nie jest aby komentarzem do ówczesnej sytuacji
Polaków. Pamiętajmy, że zbiór Bajek i przypowieści został opublikowany już po pierwszym
rozbiorze Polski, a historia recepcji tego wiersza pokazuje, że był on w Oświeceniu odczytywany
jako „alegoryczna wykładnia losu Polaków po rozbiorach”(Goliński). Taka interpretacja jest
oczywiście możliwa, ale należy traktować ją drugorzędnie, bowiem na pierwszym miejscu
pozostaje uniwersalna wymowa utworu, prezentująca wolność jako wartość najwyższą.
JAGNIĘ I WILCY
Jagnię i wilcy to utwór pochodzący z czwartej księgi Bajek i przypowieści Ignacego Krasickiego.
Mamy tu do czynienia z wprost mistrzowską realizacją bajki epigramatycznej. Wiersz składa się z
czterech wersów, każdy po trzynaście głosek (7+6). Występują rymy parzyste, dokładne, żeńskie.
Na tak niewielkiej przestrzeni poeta zmieścił wielość różnych form wypowiedzi: sentencję o
charakterze ogólnej prawdy (wers 1.), opis sytuacji (wersy 2. i 3.), dialog (wersy 3. i 4.) oraz puentę
(zakończenie wersu 4.):
Zawżdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie.
Dwóch wilków jedno w lesie nadybali jagnię;
Już go mieli rozerwać; rzekł: „Jakim prawem?”
„Smacznyś, słaby i w lesie!” – Zjedli niezabawem.
Utwór rozpoczyna się od dość okrutnej prawdy życiowej, która jest jednocześnie tezą bajki – jeżeli
ktoś coś pragnie zdobyć, zawsze znajdzie ku temu dobry powód (usprawiedliwienie). Następny
wers, prezentujący już konkretną sytuację oraz bohaterów, przynosi jednak pewien warunek do
wcześniejszego założenia. Przyczyna znajdzie się tylko wtedy, gdy posiada się przewagę nad
potencjalną ofiarą. W bajce zostało to podkreślone bardzo wyraźnie: wilki mają przewagę nie tylko
jakościową (silny i duży wilk oraz małe i słabe jagnię), ale również ilościową (dwa wilki i jedno
jagnię) nad jagnięciem. Nie bez powodu tak mocno zostały tu wyeksponowane liczebniki. Ważne
okazuje się również miejsce spotkania oprawców z ofiarą. To, że zdarzenia rozgrywają się w lesie,
stanie się jednym z wilczych argumentów za zjedzeniem jagnięcia.
W momencie, kiedy ma się dopełnić los ofiary wilczego łaknienia, staje się coś zaskakującego,
jagnię pyta, „jakim prawem?”. Naiwność tego pytania, czyni je niezwykle zabawnym. Równie
zabawna – choć już nie ze względu na jej naiwność, ale raczej bezwzględność czy okrucieństwo -
wydaje się odpowiedź wilków. Jagnię zostaje skonsumowane. Zauważmy, że ostrze krytyki w tej
bajce skierowane jest nie w stronę okrutnych wilków, ale właśnie w stronę niewinnego jagnięcia.
Czytelnik nie odczuwa żadnej litości dla pożartego. Zachowanie wilków nie ma znamion
niezwykłości, zgadza się z ich naturą. Krasicki piętnuje tu słabych i bezbronnych za głupotę,
pokazując, że jagnię jest samo sobie winne. Nikomu nie poczyta się za winę tego, że jest słaby bądź
smaczny. Jednak, jeśli ktoś został obdarzony przez naturę takimi właściwościami, nie powinien sam
zapuszczać się na pole największego wroga („w lesie”).
SATYRY
PIJAŃSTWO – IGNACY KRASICKI
Pijaństwo, utwór Ignacego Krasickiego, to zgodnie z tytułem satyra na jedną z najpopularniejszych
polskich przywar. Ten dość długi wiersz ma formę dialogu między dwoma znajomymi. W
rzeczywistości jednak żywy mini-dialog znajduje się na początku i końcu satyry. Środek
wypełniony jest natomiast dwiema rozbudowanymi wypowiedziami bohaterów, w tym sensie
można mówić o strukturze dwudzielnej utworu.
Sytuację odmalowaną w wierszu można streścić pokrótce w następujący sposób. Spotyka się dwóch
przyjaciół, jeden z nich narzeka na słaby stan zdrowia spowodowany nadużyciem alkoholu, co
prowokuje do rozmowy o szkodliwości tej używki.
Pierwsza część utworu, którą stanowi wypowiedź „pijanicy”, ma charakter narracyjny. Kompan
opowiada wypadki, które wywołały w nim owo osłabienie. Wszytko zaczęło się od imienin żony -
taką okazję należało uczcić dobrym winem. Jako że uczta trwała do świtu, nasz bohater pospał
sobie do południa, kiedy się przebudził, żona zaproponowała herbatę na boleści, ale że to napój
mdlący – nie wskazany pacjentowi cierpiącemu na nudności – zastąpiono go „hanyżówką” (wódką
anyżówką). Potem przybyli kompani z wczorajszej uczty, więc trzeba było ich również
poczęstować. Tak więc panowie pili dzielnie dla zdrowotności. Podano obiad, do obiadu wino,
które sprzyjało rozmowom na wszystkie możliwe tematy. Dyskusja wzmogła pragnienie, po
dziesiątej butelce doszło do bijatyki. Bohater właściwie nie wie, co było potem, bo „wziął w łeb
butelką”. W toku tej krótkiej narracji zostają ujawnione typowe pijackie wymówki, sposobności,
konieczności, które prowadzą do prostego wniosku, że każda okazja jest dobra, by się napić.
Bohater kończy jednak swoją opowieść stwierdzeniem potępiającym „obrzydłe pijaństwo”: Cóż w
nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubiaństwo.
Oto profit: nudności i guzy i plastry.
Ten wątek podejmuje drugi z bohaterów. Jego wypowiedź ma już inny charakter. Jest to swoista
umoralniająca rozprawa, w której człowiek pijany zostaje przyrównany do zwierzęcia. Patrz na
człeka, którego ujęła moc trunku,
Człowiekiem jest z pozoru, lecz w zwierząt gatunku
Godzien się mieścić, kiedy rozsądek zaleje
I w kontur naturze postać bydlęca przywdzieje
Spośród wszystkich przykrych skutków nadużywania alkoholu (zwady, „obmowy nieprzystojne”,
utrata pamięci, nadwyrężenie zdrowia, skracanie życia) najstraszniejsza jest właśnie swoista
profanacja człowieczego rozumu. Pamiętajmy, że jesteśmy w epoce Oświecenia, w której panował
pokantowski racjonalizm. Największym grzechem człowieka było właśnie zaprzedanie (w tym
wypadku trunkom) swego umysłu.
Bohater jednak nie preferuje zupełnej wstrzemięźliwości, wino jako dar boży jest dla ludzi, ale we
wszystkim trzeba znać umiar. „Pijanica” okazuje się gorszy od zwierzęcia, bo nie zna umiaru w
spożyciu: Zawstydza pijanice nierozumne zwierzę,
Potępiają bydlęta niewstrzymałość naszą,
Trunkiem według potrzeby gdy pragnienie gaszą,
Nie biorąc nad potrzebę. Człek, co nimi gardzi,
Gorzej od nich gdy działa, podlejszy tym bardziej.
Na koniec trzeźwy kompan wymienia liczne zalety i zaszczyty nieprzesadzania z alkoholem. Po
czym następuje smutna puenta utworu, pijanica żegna się z przyjacielem, komunikując, że idzie
napić się wódki.
Krasicki w satyrze prezentuje nam dwóch bohaterów – niewyuczalnego „pijanicę” oraz rozsądnego
moralizatora, można przypuszczać, że ten drugi wyraża rzeczywiste poglądy Krasickiego na
kwestię pijaństwa. Poeta w tym dowcipnym utworze mówi o sprawie niezwykle poważnej - o
chorobie która trawi polskie społeczeństwo. Puenta ukazuje nie tylko całkowite zniewolenie
„pijanicy”, ale również bezradność moralizatora. Podmiot wyraża w ten sposób zwątpienie w ludzki
rozsąd