Babbie Earl Istota socjologii 01

background image

Earl Babbie

Istota socjologii

Krytyczne eseje
O krytycznej nauce


Przekład
Mirosław Aleksander Miernik



WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN
WARSZAWA 2007


background image


Dane oryginału
Earl Babbie, The Sociological Spirit, Critical Essays in a Critical Science, 2nd
edition
Copyright © 1994 by Wadsworth Inc.
Ali rights reserved. No part of this book may be reproduced. stored in a retrieval
system,
or transcribed, in any from or by any means, without the prior written permission of
the publisher.
Wadsworth Publishing Company, Belmont. California 94002.

Projekt okładki i stron tytułowych Anna Gogolewska
Fotografia na okładce Piotr Wągrodzki
Redaktor inicjujący Sylwia Breczko

382980

Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Copyright ©for the Polish edition by Wydawnictwo Naukowe PWN SA Warszawa
2007
ISBN 978·83-01-15244-4
Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel. 022 69
54 321;faks 022 69 54 031
e-mail: pwn@pwn.com.pl www.pwn.pl
Wydawnictwo Naukowe PWN SA
Wydanie pierwsze Arkuszy wydawniczych 15.0 Arkuszy drukarskich 12,5 Nakład
2000 egzemplarzy
Druk ukończono w sierpniu 2007r, Skład i łamanie: Robert Szymanek, Warszawa
Druk i oprawa: Trend
Długa Szlachecka, ul. Leśna 23

background image


Spis treści

Przedmowa
Rozdział .1. Idea, której czas nadszedł

Domena socjologii. Nauka o społeczeństwie
W poszukiwaniu faktów: badania
Rola rozumowania: teoria
Socjologiczne pytania i odpowiedzi

Rozdział 2. Tożsamość

Kim jesteś?
Kim naprawdę jesteś?
Jak definiują nas inni?

Rozdział 3. Grupy

Czym jest grupa?
Grupy i ich trwałość
Grupy pierwotne i wtórne
Grupy odniesienia i tożsamość
Grupy wewnętrzne i zewnętrzne
Grupy i definiowanie rzeczywistości

Rozdział 4,Orgauizacje

Czym jest organizacja?
Biurokracja
Organizacje i jednostki.

Rozdział 5, Instytucje.

Instytucjonalne wymagania
Elementy instytucji.
Konserwatyzm instytucji
Utrwalanie instytucji jaku kwestia osobista
Instytucjonalne powiązania
Zmiany instytucjonalne

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo.

Kultura
Społeczeństwo.

Rozdział 7. Nierówności

Nierówność zinstytucjonalizowana
Perspektywa socjologiczna
Funkcje ubóstwa.

Rozdział 8. Wolność a porządek

Dewiacje
Kontrola społeczna.
Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

background image

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Rodzaje zmian społecznych
Konflikty i zmiany

Rozdział 10. Perspektywa globalna.

Globalne produkty
Globalne systemy
Globalne gwiazdy
Globalne problemy
Socjologiczny paradoks

Aneks: Niektóre spojrzenia na socjologię

Podstawowa wiedza socjologiczna
Komentarz do artykułu Podstawowa wiedza socjologiczna
Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pojęcia
W odpowiedzi Babbiemu
Pokazując społeczeństwo (i w coraz większym stopniu świat)
Odpowiedz na komentarze

Bibliografia
Literatura zalecana
Indeks nazwisk

background image


Przedmowa

Albert Einstein skomentował swego czasu nastanie epoki broni nuklearnej,
mówiąc, że zmieniło się wszystko poza naszym sposobem myślenia. Obawiał się,
że obstając przy dotychczasowych metodach rozumowania, ludzkość napotka wiele
poważnych problemów.
Ta krótka książka wyrosła z przekonania, że potrzeba nowych metod myślenia
wykracza poza ową arenę nuklearną. Są one nam niezbędne, jeżeli mamy radzić
sobie z problemami dręczącymi współczesny świat, takimi jak głód, ubóstw,
przestępczość, uprzedzenia czy zanieczyszczenie środowiska. Według starożytnego
chińskiego przysłowia-przestrogi, jeżeli będziemy podążali w tym samym
kierunku, to skończymy tam, dokąd zmierzaliśmy. Stąd uważam, że jeśli będziemy
myśleć o społeczeństwie i jego problemach w dotychczasowy sposób, to owe
problemy wrócą do nas w spotęgowanej formie.
Napisałem ten zbiór esejów, aby zbadać potencjał socjologii, jako sposobu
postrzegania, rozumienia i wpływania na świat, w którym żyjemy. W rozdziale 1
pokazuję, jak często błądzimy, zmierzając się z problemami społecznymi. Jako iż
jestem przekonany o tym, że socjologia może wywołać niezbędne zmiany w
naszym sposobie myślenia, naukę tę nazywam „ideą, której czas nadszedł”.
Perspektywa socjologiczna oferuje nam spostrzeżenia, które nierzadko są trudne do
uchwycenia w inny sposób, dlatego też moim celem jest przybliżenie czytelnikowi
sensu tego, czym ona jest.
Książka ta w pewnym stopniu skupia się na paradoksalnej relacji między
jednostkami a instytucjami. Kluczowym elementem wiedzy socjologicznej jest
definiowanie społeczeństwa, jako czegoś więcej niż zbioru jednostek. Władza
instytucji społecznych wykracza - także czasowo - poza osoby z nią związane.
Nieuznanie tego faktu może, z jednej strony, utrudniać radzenie sobie z ważnymi
problemami i pojawiającymi się okazjami zarówno w świecie, jak i we własnym
życiu. Z drugiej strony jednak uznanie tej instytucjonalnej władzy może być
barierą, o czym świadczy wypowiedź:,, Jestem tylko zwykłym człowiekiem. Co ja
mogę poradzić?” Moim głównym zamiarem jest, więc ukazanie możliwości
postępowania z paradoksem jednostek i instytucji.
Praca ta nie została pomyślana, jako ogólny wstęp do socjologii.
Istnieje wiele innych doskonałych podręczników, które omawiają pojęcia i teorie
socjologiczne, a także prezentują najnowsze wyniki badań. Niemniej może być ona
pomocna w kursie wprowadzającym do socjologii - zwłaszcza w połączeniu z
innymi lekturami ukaże ona wszechstronny obraz tej dyscypliny nauki, może być
również przydatna, jako materiał powtórzeniowy na zakończenie kursu, który
podsumowuje zdobytą wcześniej wiedzę. Jednocześnie mam nadzieję, że książka ta
okaże się wartościowa dla tych osób, które chcą dowiedzieć się czegoś o
perspektywie socjologicznej, ale nie uczestniczą w kursach zajmujących się

background image

problematyką. Jeżeli jesteś właśnie taką osobą, to wydaje mi się, że uznasz tę
książkę za bardziej przystępne wprowadzenie do tej dziedziny nauki aniżeli
oferowane przez podręczniki akademickie.
Na początku wspomniałem, że socjologia w pewien sposób ułatwia radzenie sobie z
problemami współczesnego świata. Wydaje mi się również, że znajduje także
bezpośrednie przełożenie na codzienne do świadczenia każdego z nas. Rozdział 2
na przykład wprost koncentruje się na pytaniu: „Kim jestem?” Myślę, że kwestia ta
stanie się dla czytelników bardziej interesująca niż kiedykolwiek. Jak się okaże,
odpowiedź na to pytanie, o ile lakowa istnieje, nie jest w żaden spos6b oczywista,
jednak samo jej poszukiwanie może być bardzo cenne. Pozostała część książki
analizuje, w jaki sposób "to, kim jestem" jest funkcją społeczeństwa oraz jak
uświadomienie sobie lego faktu może pokonywać ograniczenia społeczne.
Wiele osób odegrało istotną rolę w powstawaniu tej książki. Chciałbym
wykorzystać okazję, aby przynajmniej niektórym podziękować. W pierwszej
kolejności dziękuję moim kolegom po fachu: Connie Elsberg z Northern Virginia
Community College, Jamesowi Gallagherowi z Uniwersytetu w Maine, Jamesowi
Longowi z Golden West College i Stephenowi Sleele'owi z Anne Arundel
Community College. Byli oni na tyje uprzejmi, aby przeznaczyć swój cenny czas
na czytanie pierwotnych wersji tego tekstu i dzielenie się ze mną swoimi uwagami.
Chociaż nie można ich winić za jakiekolwiek braki tego tomu, to niewątpliwie
przyczynili się do jego ulepszenia.
Podobnie wielu pracowników wydawnictwa Wadsworth odegrało istotną rolę
podczas pisania tej książki. Chociaż banałem byłoby nazwanie tego procesu pracą
grupową, jednak dokładnie tym on był. Szczególnie dziękuję redaktor Serinie
Beauparlanl za pracę wlożoną w poprawki uwzględnione w tym wydaniu. Mam
nadzieję, że widzi w nim swój ogromny wkład.
Dział graficzno-produkcyjny był odpowiedzialny za przemianę sterty maszynopisu
w prawdziwą książkę. Podziękowania należą się redaktorce technicznej Julie Davis,
grafikowi Andrew Ogusowi, koordyoalorce produkcji Karen Hunt, Alanowi
Noyesowi i jego zespołowi z działu produkcji oraz korektorce Chery) Ferguson.
Książkę tę dedykuję pamięci Thlcotta Parsonsa. Chociaż m6glbym długo mówić o
jego wpływie na teorię socjologiczną, dedykacja ta ma wymiar bardziej osobisty.
Nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek usłyszał słowo "socjologia", zanim, jako
student nie zjawiłem się na uczelni. Wiedzę o tej dyscyplinie zdobywałem na
kolejnych zajęciach prowadzonych, przez Parsonsa, które nauczyły mnie nowego
sposobu patrzenia i rozumienia wiata. Jego wykłady fascynowały mnie tak głęboko,
że wracałem na nie raz po razie. Mimo iż nigdy nie mieliśmy okazji nawiązać
bliższego kontaktu, pozostaję mu wdzięczny tak samo jak przed laty. Mam
nadzieję, że dzięki lej książce teraz mi uda się podzielić z czytelnikami ową pasją
socjologii, jaką Parsons podzielił się ze mną.

background image


ROZDZIAŁ 1
Idea, której czas nadszedł

Potrzeba socjologicznej refleksji wydaje się dziś być bardziej nagląca niż
kiedykolwiek dotąd. W 1822 roku francuski filozof Auguste Camte jako pierwszy
stwierdził, że istnieje możliwość naukowego badania społeczeństwa. Minęło
półtora wieku i socjologia jest ideą, której czas nadszedł - możno dodać, w samą
porę!
Powszechnie wiadomo, że obecne pokolenie stoi w obliczu wielu
bezprecedensowych zagrożeń. Tuż po zakończeniu zimnej wojny uświadomiliśmy
sobie, jakim niebezpieczeństwem jest możliwość przerodzenia się lokalnych starć
etnicznych w konflikt na globalną skalę. Zagrożenie to staje się tym poważniejsze,
jeśli weźmiemy pod uwagę, że nawet relatywnie niewielkie, ubogie państwa mają
łatwy dostęp do broni jądrowej, umożliwiając terrorystom dokonywanie zniszczeń
o niespotykanym dotychczas zasięgu. Im więcej dowiadujemy się o "nuklearnej
zimie" - prawdopodobnym następstwie pierwszego iście nuklearnego konfliktu -
tym bardziej oczywiste staje się to, że nikt nie przetrwa wojny atomowej na taką
skalę.
Jednocześnie, nawet, jeśli uda nam się oddalić widmo zagłady Jądrowej, to będzie
istniało poważne ryzyko, że dojdzie do przeludnienia i zanieczyszczenia planety
ponad granice jej wytrzymałości. Wskazuje na to fakt, że w skali światowej od 13
do 18 mln ludzi umiera rocznie z głodu, a jedną trzecią tej liczby stanowią dzieci.
Około jedna piąta populacji naszego świata kładzie się spać głodna.
Jeżeli dodamy do tego takie uporczywe problemy, jak przestępczość, inflacja,
bezrobocie, uprzedzenia, totalitaryzm czy zadłużenie narodów, to zaczynamy
rozumieć sens chińskiego przekleństwa: "Obyś żył w ciekawych czasach".
Niewątpliwie żyjemy w ciekawych czasach, ale obraz teraźniejszości nie maluje się
wyłącznie w czarnych kolorach. Dokonaliśmy wielkich osiągnięć w dziedzinie
podboju kosmosu - pierwszy człowiek stanął na Księżycu, zdalnie sterowany
pojazd wylądował na Marsie, a inne fotografują coraz to odleglejsze planety.
Dzięki współpracy ludzi z całego świata udało się doprowadzić do eradykacji ospy
czarnej, która była plagą przez wieki. Rozpad byłego ZSRR i koniec jego dominacji
w Europie wschodniej również jest powszechnie uznawany za krok w dobrym
kierunku.
Gdybyśmy sporządzili listy pozytywnych i negatywnych aspektów życia we
współczesnych czasach, to mam wrażenie, że obie byłyby podobnej długości. W
każdym razie, obie listy byłyby długie, co oznaczałoby, że ludzkość stoi przed
trudnymi zadaniami, ale też, że istnieje wiele obiecujących możliwości.
Jeżeli założymy ogólną zgodę, co do tego, ze wolimy pokój od wojny, dobrobyt od
głodu i ubóstwa, itd., to powinniśmy zadać sobie pytanie, co determinuje taki

background image

rozwój sytuacji w praktyce, a dokładniej, co by pozwoliło pokojowi zwyciężyć
widmo wszelkich wojen? Wszyscy chcielibyśmy znać na nie odpowiedź.
Sądzę, że istnieje zagadnienie, które powinniśmy rozpatrzyć w pierwszej
kolejności, a mianowicie: gdzie należy szukać odpowiedzi na to, jak pokój może
zatryumfować nad wojną? Zanim zaczniemy jej jednak szukać, powinniśmy spytać
się o to, gdzie jej szukać. Odnoszę wrażenie, że dotychczas szukaliśmy rozwiązania
kwestii wojen i pokoju w sferze technologii wojskowych - tworzyliśmy bronie,
które w naszym zamierzeniu miały utrzymać pokój.
Kiedy w 1884 roku Hiram Maxim wynalazł Pierwszy w pełni automatyczny
karabin maszynowy, wydawało mu się, że położył kres wszelkim wojnom. Uważał,
że "jedynie generał będący barbarzyńcą wysłałby swoich ludzi przeciw sile rażenia
karabinu na pewną śmierć" (cyt. za: Hellman, 1985, s. 4). Zamiast Jednak położyć
kres wojnom, jego karabin tylko zabijał wydajniej.
Niektórzy uważali, że to samolot będzie końcem wszelkich wojen. Sam Orville
Wnght powiedział: Kiedy z bratem Zbudowaliśmy i pilotowaliśmy pierwszą
maszynę latającą zdolną unieść człowieka, myśleliśmy, że nasz wynalazek
praktycznie uniemożliwi jakiekolwiek wojny" (tamże, s. 4). Jak się jednak
przekonali mieszkańcy Drezna, Londynu, Pean Harbor, Hiroszimy, Nagasaki i
Bagdadu, samolot uczynił wojnę tylko jeszcze bardziej krwawą.
Do niedawna wielu sądziło, że przerażająca moc broni nuklearnej uczyni wojny
niemożliwymi. Jednakże, mimo że wspólny arsenał nuklearny USA i ZSRR byl6
tys. razy silniejszy od wszystkich materiałów wybuchowych użytych podczas II
wojny Światowej, oba supermocarstwa nadal czyniły wszystko, aby go jeszcze
powiększyć. Co więcej, na całym świecie od czasu wynalezienia broni jądrowej
doszło do niezliczonych wojen. To omówienie kwestii wojny i pokoju miało
pokazać, że wiedza niezbędna do ustanowienia pokoju na całym świecie nie
nadejdzie raczej ze strony technologii wojskowych. Jeżeli w ogóle mamy taką
wiedzę znaleźć, to musimy szukać jej w innym miejscu - w badaniu, dlaczego
ludzie są do siebie nastawieni tak, jak są: czasami pokojowo, czasami wrogo. Jak
się okaże, leży to w domenie socjologii.


Domena socjologii

Socjologia zajmuje się badaniem ludzi. Konkretniej, jest to nauka analizująca
interakcje i relacje między ludźmi. O ile psychologia stawia w centrum
zainteresowań jednostkę i jej przeżycia, o tyle socjologia pyta, co dzieje się między
nimi. Nauka ta zajmuje się z jednej strony prostymi, bezpośrednimi relacjami
międzyludzkimi, takimi jak rozmowa, zachowanie na randce czy sytuacja, w której
studenci proszą wykładowcę o przeniesienie terminu złożenia prac zaliczeniowych.
Z drugiej strony socjologia analizuje organizacje formalne, funkcjonowanie całych
społeczeństw, a nawet związki między społeczeństwami.

background image

Socjologowie skupiają się na tym, jak ludzie żyją razem - zarówno w lepszych, jak
i gorszych chwilach. Nieważne, czy współpracujemy i dogadujemy się, czy
rywalizujemy i walczymy między sobą. Obie te możliwości są podstawowymi
ujęciami naszego wspólnego życia, a więc również socjologii.
Być może pomocne będzie, jeśli zdefiniujemy socjologię, jako naukę badającą
reguły wspólnego życia. Chciałbym przeznaczyć chwilę, aby się temu przyjrzeć.
Na początek rozważmy niektóre elementy życia, które są przez ludzi pożądane albo
niezbędne do przetrwania, jak pożywienie, schronienie, znalezienie partnera,
bezpieczeństwo, satysfakcja - lista ta może się ciągnąć w nieskończoność.
Przytaczając ją, chciałem pokazać, że przedmioty, które są nam niezbędne, bądź
których pragniemy, tworzą niezliczone pola do zmagań czy konfliktów. Kiedy, na
przykład, brakuje pożywienia, mogę zaspokoić swój głód tylko kosztem innych.
Nawet w przypadku poszukiwania towarzystwa mogę z kimś innym rywalizować o
względy tej samej osoby.
Wynika z tego, że ludzie nie wydają się być stworzeni do współpracy (w
odróżnieniu od pszczół czy mrówek, które są do współpracy wręcz skonstruowane).
Dlatego też ludzie tworzą reguły, które mają zaprowadzić porządek w świecie
chaosu. Czasami jednostki dobrowolnie podporządkowują się regułom, a czasami
mniejsze grupy narzucają swoje zasady innym. Powstawanie takich reguł jest
jednym z przedmiotów badań socjologicznych.
Socjologia bada również, w jaki sposób reguły są organizowane i utrwalane. Warto
się przez chwilę zastanowić nad tym, jak rozległe i skomplikowane są zasady
rządzące naszym życiem. Regułą jest na przykład to, że Amerykanie muszą płacić
podatki. Ale to nie koniec. Zasady płacenia podatków są dokładniej określone przez
bardziej szczegółowy zbiór reguł, który określa ile, kiedy i komu należy je płacić.
W ostatnich latach indeks do amerykańskiego prawa podatkowego liczył ponad
tysiąc stron, co powinno oddawać jego stopień skomplikowania. Długo oczekiwane
uproszczenie prawa podatkowego z 1986 roku maiło 1855 stron.
Naszym życiem nie żądzą jednak tylko reguły prawne. Istnieją jeszcze reguły
dotyczące podawania komuś ręki przy spotkaniu, ułożenia sztućców do obiadu,
odpowiedniej długości włosów, a także tego, jak należy się ubierać na zajęcia na
uczelni, jak do filharmonii, a jak na pokaz zapasów w błocie. Mamy też reguły
gramatyczne, dobrego wychowania oraz wydajnego programowania komputerów.
Wiele wymienionych reguł istniało na długo przed naszym narodzeniem i
większość z nich pozostanie po naszej śmierci. Co więcej wątpię, aby ktokolwiek z
nas brał udział w tworzeniu nowych zasad. Przykładowo, nikt nikogo nie
poprosiłby o zagłosowanie w sprawie reguł rządzących gramatyką. Ale w pewien
krytyczny sposób, ludzie autentycznie głosują za tymi regułami – przez ich
stosowanie.
Przyjrzyjmy się regule mówiącej nam, że w miejscach publicznych nie należy
przebywać nago. Mimo iż nikt nikogo nie pytał o opinię na ten temat,
postanowiono rozpisać referendum w tej sprawie i dzisiejszego poranka

background image

opowiedziałeś się za noszeniem ubrań. Ja również. Jeśli przykład ten wydaje się
komuś co najmniej śmieszny, to warto sobie uświadomić, że w innych
społeczeństwach ludzie głosowaliby za zupełnie inną opcją.
Ktoś może was również poprosić o zagłosowanie w sprawie pewnych zwyczajów
związanych ze spożywaniem posiłków. Niektóre z oferowanych możliwości to
jedzenie spaghetti nożem, polewanie deserów zupą i rzucanie jedzeniem o ścianę.
Ciekawy jestem, co wybierzesz.
Trwałość tych reguł wiąże się z tym, że są one przekazywane z pokolenia na
pokolenie. Proces uczenia się tych reguł nazywamy socjalizacją. Oczywiste staje
się to, że sami socjalizujemy siebie nawzajem za pomocą pozytywnych i
negatywnych sankcji – systemu nagród i kar.
Wszystkie omówione dotychczas reguły są z zasady arbitalne, czyli inne
rozwiązania funkcjonowałyby na ich miejscu równie dobrze. Mimo iż Amerykanie
uznają, że samochodem jeździ się po prawej stronie jezdni, inne społeczeństwa (jak
Angliua czy Japonia) radzą sobie równie dobrze, jeżdżąc po lewej stronie.
Kiedy jednak ustanowimy już regułę, to zazwyczaj przywiązujemy do niej coraz
większą wagę. Zachowujemy się tak, jakby była ona lepsza od innych i
reprezentowała jakąś odwieczną i uniwersalną prawdę. Socjologowie takie uznanie
elementu abstrakcyjnego za rzeczywistość określają terminem reifikacja. Często
reifikujemy reguły społeczne.
Dla nas jeżdżenie po prawej stronie jezdni jest czymś naturalnym i uważamy, że
Brytyjczycy i Japończycy są dziwni, gdyż sądzą inaczej.
Ludzie najbardziej przywiązują się do reguł społecznych, kiedy zostają one
zainteralizowane, czyli zaczynają być taktowane jako własne. Wyobraźcie sobie
sytuację, która mogłaby was nawet kiedyś spotkać. Jest trzecia nad ranem i
wyjeżdżacie ulicą wylotową z małego miasteczka. Nie ma żadnego ruchu na ulicy
w jakimkolwiek kierunku, gdy zatrzymujecie się na czerwonym świetle na
skrzyżowaniu. Widzicie, że nie ma innych samochodów w promieniu paru
kilometrów. Co robicie? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że poczekacie, aż
światło się zmieni. Gdyby ktoś się was spytał, dlaczego nie zignorowaliście
czerwonego światła, skoro w pobliżu nie było nikogo, to pewnie byście po prostu
odpowiedzieli, ze „nie czuliście się z tym dobrze”
Jeżeli jednak stwierdzicie, że znajdujecie się poza reifikacją i internalizacją, i
przejechali na czerwonym świetle, to może powinniście przemyśleć tę kwestię
ponownie. Mimo iż zignorowaliście tą jedną zasadę, to i tak dokonaliście w swoim
życiu reifi i internalizacji wielu innych. Jak byście się na przykład czuli, jedząc
żywe mrówki i karaluchy na obiad? Czy bylibyście gotowi spróbować takiej
potrawy? A co z morderstwami, gwałtami i molestowaniem dzieci? Czy uważacie,
że to coś zwyczajnego, czy raczej poważne przestępstwa? Jeżeli poświęcicie
chwilę, aby o tym pomyśleć, okaże się, że macie całkiem silnie wyrobione opinie
na temat większości naszych reguł.

background image

Mimo to socjologia zajmuje się również badaniem, w jaki sposób łamiemy zasady.
Niektórzy nie trzymają się reguł gramatyki, rozlewają zupę, nie wspominając o
przekraczaniu dopuszczalnej prędkości, czy dopuszczeniu się kradzieży, –
spekulacji, morderstw itd. Jakkolwiek wygląda to na zajmowanie się „złymi
ludźmi”, warto zwrócić uwagę na parę rzeczy.
Przede wszystkim, reguły zarządzające społeczeństwem są tak rozległe i
skomplikowane, że prawdopodobnie nikt nie jest w wstanie przestrzegać ich
wszystkich. Na przykład, załóżmy, że w okolicy jest jakaś ulica, gdzie
dopuszczalna prędkość jest 40 kilometrów na godzinę. Z pewnością jest to jakaś
reguła. Jeżeli jednak podczas godzin szczytu któż ważyłby się nie przekraczać tej
granicy, to dźwięk klaksonów i uniesione pięści innych kierowców dałyby do
zrozumienia, że łamie inną regułę.
Obok niemożliwości przestrzegania wszystkich reguł naraz, wiele osób zgodzi się,
że niektóre reguły powinno się wręcz łamać. Przykładem może być obowiązujący w
Ameryce jeszcze kilka lat temu nakaz zajmowania przez osoby czarne miejsc tylko
z tyłu autobusu. Osoby, które mu się przeciwstawiły, są dzisiaj uznawane za
bohaterów. Podobnie można nie zgodzić się z regułami, które twierdzą, że kobiety
nie mogą naprawiać gaźników samochodowych, mężczyźni nie ~winni płakać czy
że wiedza profesorów zawsze przerasta wiedzę studentów.
Badanie, w jaki sposób ludzie łamią zasady zwykle powiązane jest z tym, jak
reguły zmieniają się z biegiem czasu. Mimo iż może się wydawać, że wiele z nich
jest tworami wiecznymi, prawda jest laka, że zasady społeczne stale się zmieniają.
Reguły dotyczące długości spódnic, włosów czy poglądów politycznych ciągle się
wahają na zasadzie jo-jo. Inne zaś zdają się iść tylko w jednym kierunku.
Socjologia jest, więc nauką, która bada reguły rządzące naszym wspólnym życiem.
Analizuje, czym one są, w jaki sposób powstają i jak się zmieniają. Niemniej jest to
tylko jedno z podejść do zasad życia społecznego. Jak się okaże, istnieją również
inne.

Nauka o społeczeństwie

Socjologia nie powinna być mylona z filozofią społeczną. Nie prezentuje ona
poglądów, jak rzeczy powinny wyglądać, lecz Zajmuje się stanem zastanym. Co
więcej, jest czymś wykraczającym poza opinię na temat tego stanu.
Socjologia jest nauką o życiu społecznym i podobnie jak inne dziedziny wiedzy ma
swoje logiczno-empiryczne podstawy. Znaczy to, że przyjmowane przez nią
twierdzenia muszą być (1) zrozumiale i (2) zgodne ze stanem faktycznym. W tym
znaczeniu socjologię może charakteryzować popularne ostatnio hasło: myślenie
krytyczne.
Prawda jest taka, że większość z nas najczęściej nie myśli krytycznie.
Zazwyczaj wierzymy we wszystko, co usłyszymy czy przeczytamy. A jeżeli się z
czymś nie zgadzamy, to opieramy swoje twierdzenia albo na ideologicznych
punktach widzenia, albo nieprzemyślanych uprzedzeniach.

background image

Załóżmy, że rozmawiamy ze znajomą osobą na temat wartości wyższego
wykształcenia. Rozmówca się z nami nie zgadza, uważając, że „studia są stratą
czasu. Lepiej wcześniej zacząć pracę - większość dzisiejszych milionerów nigdy
nie uczęszczało na studia, a sporo osób po studiach pracuje na etatach bez szans
rozwoju albo jest na bezrobotnym”. Czasami ludziom zdarza się mówić takie
rzeczy, co więcej, potrafią one być często całkiem przekonujące. Ale czy temu
twierdzeniu uda się przejść przez próbę logiczną i empiryczną?
Logicznie rzecz biorąc, wydaje się, że twierdzenie to nie jest rozsądne, gdyż
ukończenie studiów wyższych otwiera możliwości pracy w wielu dobrze płatnych
zawodach, które są niedostępne dla osób słabiej wykształconych.
A jak w przypadku próby empirycznej? Tabela 1.1 przedstawia średnie dochody
przypadające na rodziny reprezentowane przez osoby o różnym stopniu
wykształcenia.

Tabela 1.1. Średni dochód a poziom wykształcenia
Poziom wykształcenia

Średni dochód (w $)

Ukończona szkoła podstawowa

11 811

1-3 lata liceum

13 705

Ukończone liceum

20 800

1-3lilta studiów

24 606

Ukończone studia (licencjat)

34 709

źródło: U.S. Bureau of the Census, 1985, s. 443.

Brakuje, więc jakichkolwiek naukowych dowodów na to, że zdobycie wyższego
wykształcenia jest pod względem finansowym przedsięwzięciem
bezwartościowym, mimo pewnych pojedynczych odstępstw od lej reguły.
Trzeba zauważyć, że ludzie zazwyczaj mają własne opinie na wiele tematów.
Chociaż przyjrzymy się temu bliżej w rozdziale 2, tutaj jednak chciałbym was
ostrzec, że osoby, z którymi mamy na co dzień do czynienia, często wygłaszają
swoje sądy bez skrępowania - nawet, jeżeli to, co mówią niekoniecznie pokrywa się
z prawdą. Dlatego też trzeba się bronić przed nieprawdziwymi informacjami. O to
właśnie chodzi w krytycznym myśleniu, a socjologia dostarcza do tego wielu
pożytecznych narzędzi.
Mam nadzieję, że te kilka przykładów wskaże, że socjologia nie jest dziedziną,
którą można się zajmować na studiach, a później zapomnieć. Nauka la jest
bezpośrednio powiązana z kwestiami, od których zależy, jakość naszego życia.
Zrozumienie socjologii umożliwia skuteczniejsze uczestniczenie w społeczeństwie
bez względu na to, czy robimy to świadomie, czy nie. Małżeństwo, zatrudnienie,
uprzedzenia, przestępczość czy polityka są tylko niektórym i z obszarów, na które
można mieć wpływ przez wykorzystanie socjologicznego myślenia.

background image

Spójrzmy, więc dokładniej na bliźniacze podstawy myślenia krytycznego i nauki, a
zwłaszcza na to, w jaki sposób odnoszą się one do socjologii. Zacznijmy od
ustalenia faktów.

W poszukiwaniu faktów: badania

Na konferencji prasowej 5 kwietnia 1985 roku ówczesny prezydent Stanów
Zjednoczonych Ronald Reagan wspomniał o czterdziestej rocznicy zrzucenia
bomby atomowej na Hiroszimę w kontekście niesłabnącego wyścigu zbrojeń i
coraz to częstszych zadań zaprzestania jej produkcji i rozmieszczenia. Broniąc
polityki militarnej swojej administracji, Prezydent zasugerował, że zasoby broni
atomowej w połączeniu z demonstracją ich siły w Hiroszimie „są środkiem
zapobiegającym wojnie, który umożliwił nam utrzymanie pokoju przez czterdzieści
lat - najdłuższy okres pokoju, jaki kiedykolwiek był nam znany”.
Niezależnie od tego, jakie kto ma poglądy na temat wyścigu zbrojeń-czy Ameryka
powinna brać w nim udział i kto w nim prowadzi - to argument, że dzięki naszemu
arsenałowi nuklearnemu udało się zachować pokój, zdawał się być przekonujący.
Badając sprawozdania prasowe i reportaże z tej konferencji, okazało się jednak, że
wiele osób nie zgadzało się z tą opinią. Niemniej, ku mojemu zaskoczeniu, nikt nie
podważył empirycznej ścisłości tego twierdzenia. Pobieżne spojrzenie na lata 1945-
1985 wystarczyłoby, aby przypomnieć sobie o wojnie koreańskiej trwającej od
1950 do 1953 roku oraz o długotrwałej i kosztownej wojnie w Wietnamie, w której
w latach 1959-1973 zginęło 47 318 Amerykanów. To czterdziestolecie było
najbardziej krwawe w historii tego narodu.
Większość trafiających do nas informacji nie ma dużo wspólnego z faktami
empirycznymi, jednak na wiele z tych nieścisłości nie zwracamy uwagi,
przeoczając je w ferworze debaty. Na przykład, kiedy „USA Today” skupiło się na
deficycie budżetowym, reporterzy tej gazety spytali się siedmiu mężczyzn i kobiet
"z ulicy" o ich opinie. Jedną z osób wygłaszających swoje zdanie był Glen Cemer,
emerytowany fotograf z Battle Creek w stanie Michigan, który stwierdził, że:
„Jednym ze sposobów obniżenia deficytu byłoby zmniejszenie sumy pieniędzy,
jaką przeznaczamy na pomoc innym krajom. I tak nic z tego nie mamy.
Moglibyśmy użyć tych pieniędzy, aby obniżyć deficyt” („USA Today”, 25
wrzesień 1985).
Jest to dosyć często spotykany komentarz w trakcie dyskusji na temat sposobu
zmniejszenia dziury budżetowej. Z jednej strony niektórzy, jak pan Cemer,
wskazują na to, że fundusze przeznaczone na pomoc innym krajom często są
marnotrawione, a także na przypadki, kiedy kraje otrzymujące pomoc stają się
naszymi wrogami. Z drugiej strony, zwolennicy pomagania innym krajom będą
przypominali o jej pozytywnych osiągnięciach na tle moralnej potrzeby pomagania
słabszym.
Niezależnie od opinii na temat pomocy zagranicznej, można w sposób empiryczny
ocenić, w jakim stopniu jej redukcja pomogłaby zmniejszyć deficyt w budżecie

background image

federalnym. W 1990 roku Stany Zjednoczone wydały 10,8 mld dolarów na
pozami1itafllą pomoc ekonomiczną dla innych krajów. Deficyt budżetowy wynosił
w tamtym roku 238 mld dolarów. Tak, więc zlikwidowanie w 1990 roku programu
pomocy zagranicznej w całości zredukowałoby dziurę budżetową jedynie o 4,5%.
W skali na jednego obywatela oznacza to, że zmniejszylibyśmy deficyt z 956,98
dolarów do poziomu 913,55 dolarów - co nie jest żadną znaczącą różnicą (U.S.
Bureau of the Census, 1992, s. 8, 279, 794).
Mam nadzieję, że jedną z korzyści, jakie uzyskasz po przeczytaniu lego wstępu do
myśli krytycznej, będzie zdolność zestawiania informacji, jakie codziennie do nas
docierają, z dowodami empirycznymi. Jest to jedna z podstaw socjologii.
Przez ostatnie 150 lat socjologowie rozwinęli wiele metod badawczych, które mają
im pomagać przy ustalaniu faktów życia społecznego. Badania sondażowe na
przykład wykorzystują kwestionariusze do zbierania informacji. Czasami badani
wypełniają je samodzielnie, w innych przypadkach osoba przeprowadzająca
wywiad odczytuje pytania i sama zapisuje odpowiedzi respondenta. W ostatnich
latach szczególnie popularne i skuteczne stało się prowadzanie sondaży
telefonicznych. Także komputery wydatnie wspomagają proces prowadzenia badań
sondażowych: losują numery telefoniczne, pokazują osobom prowadzącym
badania, jakie pytania należy zadawać, a także nagrywają odpowiedzi do
natychmiastowej analizy.
Badania sondażowe przeprowadza się zazwyczaj na próbie wybieranej w taki
sposób, aby grupa paruset albo paru tysięcy respondentów mogła dostarczyć trafnej
oceny opinii ogółu populacji. Przykładem może być sondaż dotyczący poglądów
politycznych. Na podstawie odpowiednio dobranej próby 1600 osób możemy z
dokładnością do 2,5 punktu procentowego ocenić, jak zagłosowałoby 100 mln
amerykańskich wyborców. Może ciężko w to uwierzyć, ale socjologowie
skutecznie wykorzystują logikę i metody sondażowe każdego dnia.
Czasami skuteczniejszą metodą badawczą okazują się eksperymenty laboratoryjne,
zwykle używane do badania dynamiki małych grup społecznych. Niektórzy
socjologowie wykorzystują tę technikę w praktyce do badania dynamiki obrad ław
przysięgłych. Zatrudniając osoby, które mają symulować negocjacje ławy
przysięgłych, socjologowie mają okazję zaobserwować, w jaki sposób dyskusje te
prowadzą w rezultacie do konkretnego werdyktu.
Niezliczone ilości zastanych danych zbieranych regularnie przez agencje rządowe
oraz różnego rodzaju grupy z sektora prywatnego są również do dyspozycji
socjologów. Jak mieliśmy okazję zaobserwować wcześniej, gdy porównywaliśmy
średnie dochody z poziomem wykształcenia, często można dojść do trafnych
wniosków bez potrzeby przeprowadzania własnych badań sondażowych,
eksperymentów czy innego rodzaju projektów badawczych. Jednakże nawet w
takiej sytuacji należy wykorzystać krytyczne myślenie, ponieważ fakty tak
naprawdę nigdy nie „mówią same za siebie”. Oto przykład.

background image

Opublikowana w roku 1965 książka Ralpha Nadera Unsafe at Any Speed
zapoczątkowała ruch obrony praw konsumenta, który wywarł wpływ na większość
aspektów amerykańskiego stylu życia. W ciągu dwudziestu lat wprowadzono wiele
zmian, mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego, takich jak
bezpieczniejsze wykonanie samochodów, nakaz jazdy w pasach czy obniżenie
maksymalnej dopuszczalnej prędkości na autostradach itd.
Mimo jednak ogólnej zgody co do zasad bezpieczeństwa na autostradach, zmiany,
jakie przed chwilą wymieniłem, budziły wiele kontrowersji. Jedni uważają, że
wprowadzenie tych regulacji uczyniło jazdę samochodem bezpieczniejszą, inni zaś
zupełnie się z tym nic zgadzają. Jest to, więc dobra okazja do zastosowania analizy
empirycznej.
Zobaczmy, jak kształtowała się ilość osób zabitych na autostradach podczas tego
okresu. Zanim jednak zbadamy, jaka liczba osób ginęła rocznie w wypadkach
samochodowych, powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że populacja naszego
kraju, włączając w to liczbę kierowców, rokrocznie wzrasta. Innymi słowy, coraz
więcej kierowców przejeżdża coraz większe odległości coraz większą liczbą
samochodów. Tak, więc musimy wziąć te dane również pod uwagę, jeżeli nasza
analiza ma być wiarygodna.

Rysunek 1.1. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil
IV latach 1965-1984
Źródło: U.S. Bureau of the Census. 1981, s. 622; 1982/1983, s. 615; 1984, s. 615;
1985, s. 599; 1975, s. 719-720.

Rysunek 1.1 przedstawia liczbę ofiar śmiertelnych w wypadkach samochodowych
na 100 mln przejechanych mil w latach 1965-1984 IV skali rocznej. W tym
zestawieniu wzięliśmy pod uwagę wzrost liczby kierowców, samochodów, jak i ich
większy przebieg, co daje nam podstawy do zaobserwowania ogólnej tendencji
wypadków śmiertelnych na autostradach w danym okresie.
Zasadniczą regułą jest to, że nic powinno się dokonywać oceny jakichkolwiek
danych bez wzięcia pod uwagę kontekstu czasowego. Mimo iż może się wydawać,
że ilość ofiar śmiertelnych wypadków na autostradach maleje od 1965 roku, należy
zadać pytanie, jak len trend wyglądał wcześniej? Rysunek 1.2 odpowiada nam na to
pytanie.
Czego dowiadujemy się z nowego wykresu? Najważniejsza informacja jest taka, że
ilość ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych na autostradach stale spadała
od 1925 roku, czyli od kiedy po raz pierwszy przeprowadzono tego typu badania.

background image

Można wręcz powiedzieć, że spadek liczby ofiar w latach 1965-1985 wydaje się
być niewielki w porównaniu z latami wcześniejszymi.

Rysunek 1.2. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil w
latach 1925-1984
Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1981, s. 622; 198211983, s. 615; 1984, $. 615;
1985, s. 599; 1975, S. 719-720.

Brak, więc przesłanek, aby zaobserwowany spadek ofiar wypadków drogowych
między 1965 a 1984 rokiem uważać za skutek ruchu konsumenckiego. Jednakże nie
wynika z tego również, żeby ruch konsumencki nie miał żadnego wpływu na
poprawę bezpieczeństwa. Nie możemy przecież założyć, że tendencja spadkowa by
się utrzymała, gdy~ by nic wprowadzono ograniczeń prędkości, nakazu jeżdżenia w
zapiętych pasach itd.
Istnieją wręcz całkiem poważne powody wskazujące na to, że trend spadkowy by
się nie utrzymał. Po pierwsze, w miarę jak ilość ofiar śmiertelnych zbliża się do
zera, wykres zaczyna wykazywać pewne oznaki efektu progowego: taki czynnik
nigdy nie może osiągnąć wartości ujemnej, co więcej, prawdopodobnie nawet nie
zdoła spaść do zera. Innymi słowy, pewna liczba osób będzie ginęła na
autostradach dopóty, dopóki ludzie będą z nich korzystali. Tak, więc istnieje spora
szansa, że w latach sześćdziesiątych XX wieku liczba wypadków śmiertelnych na
autostradach miała się ustalić właśnie na poziomie około pięciu, sześciu ofiar na
100 mln przejechanych mil.
Po drugie, dokładniejsza analiza rysunku 1.2, przedstawiającego szeroki kontekst
czasowy, ukazuje nam niewielki, acz zauważalny wzrost śmierci poniesionej w
wyniku wypadków w latach 1961-1964. Chociaż to za krótki okres, aby wyciągnąć
jakiekolwiek daleko idące wnioski, to fragment ten jednak sugeruje, że istniało
prawdopodobieństwo, że tendencja ta mogła ulec zmianie.
Jeżeli którakolwiek z wymienionych możliwości jest prawdziwa, to istnieje
prawdopodobieństwo, że ruch konsumencki, który pojawił się około 1965 roku,
miał autentyczny wpływ na rozwój sytuacji. Niemniej nie możemy tego stwierdzić
z pewnością: dane są niepełne. Postanowiłem użyć tego przykładu z dwóch
powodów. Po pierwsze, chciałem pokazać, że analizowanie faktów wymaga pewnej
rozwagi. Innymi słowy, często trzeba głębszego wglądu w daną kwestię, aby
ogarnąć jej całość.
Po drugie, chciałem zaznaczyć, że same fakty zazwyczaj są niewystarczające.
Socjologię określa się jako naukę logiczno-empiryczną, gdyż fakty i rozumowanie
są ze sobą bardzo blisko związane - a socjolog potrzebuje ich obu. Zwróćmy, więc
teraz uwagę na rolę rozumowania.

background image

Rola rozumowania: teoria

W momencie, gdy coraz więcej Amerykanów zaczęło uświadamiać sobie wagę
problemu głodu w swoim kraju, ówczesny prezydent Ronald Reagan powołał
trzynastoosobową Grupę Roboczą do spraw Żywieniowych (Task Force on Food
.A.ssislance). Jej rola miała polegać na ocenie natury i rozmiaru tego problemu oraz
zaproponowaniu rządowego programu działania. Jeden z członków panelu, dr
George Graham, spowodował spore zamieszanie, wygłaszając opinię, że problem
niedożywienia dzieci, zwłaszcza czarnych, jest wyolbrzymiony. Według gazet miał
powiedzieć:

Dane z całego kraju pokazują, że afroamerykańskie dzieci są wyższe od białych –
najwyraźniej muszą więcej jeść, Jeśli ktoś uważa, że czarni jako grupa społeczna są
niedożywieni, to spójrzcie na czarnych sportowców w telewizji -większość z nich
zdaje się być całkiem tęga (cyt. za: Big Changes Made In Hunger Report, „San
Francisco Chronicie”, 30 grudzień 1983, s. 10).

Jak widać, dr Graham przedstawił dwa rodzaje argumentów - jeden statystyczny i
jeden będący subiektywnym wrażeniem - aby wesprzeć swoje założenie, że czarni
Amerykanie nie są bardziej narażeni na problem niedożywienia od amerykańskich
obywateli innych kolorów skóry. Ale spróbujmy logicznie przemyśleć tę opinię.
Po pierwsze, Graham stwierdził, że czarne dzieci są zazwyczaj wyższe od dzieci
białych. Nawet jeśli to prawda, la czy od razu oznaczało, że dzieci te „najwyraźniej
muszą więcej jeść”? Jakie inne czynniki mają wpływ na wzrost? Jeżeli ktokolwiek
myśli, że na przykład czynniki genetyczne, to ma rację. Ludzkie fasy i grupy
etniczne różnią się od siebie między innymi średnią wzrostu. Weźmy pod uwagę
przykład afrykańskiego plemienia Tutsi. Ci ubodzy hodowcy bydła z Rwandy i
Burundi wyróżniają się swoim wysokim wzrostem, często przekraczającym dwa
metry. Absurdem byłoby jednak wysuwanie twierdzenia, że jedzą oni więcej od
obywateli Ameryki tylko dlatego, że są wyżsi.
Po drugie, co z czarnymi sportowcami, których widzimy w telewizji? Czy ich
tężyzna fizyczna oznacza, że wszyscy Afroamerykanie są dobrze odżywieni?
Należałoby w takim przypadku spytać o to, czy ci atleci są reprezentatywnymi
przedstawicielami typowych czarnych obywateli USA. Odpowiedź jest oczywista -
nie. Nie są oni lepszymi reprezentantami swojej rasy niż biali sportowcy byliby dla
ogółu białych. Gdyby było inaczej, to poprzez obserwację japońskich zawodników
sumo musielibyśmy dojść do wniosku, że Japończycy z zasady muszą być więksi i
lepiej odżywieni od mieszkańców Ameryki.
Innym przykładem na to, jaką funkcję pełni logiczne rozumowanie w dyskursie
codziennym, może być powszechna panika wywołana przez zespól nabytego
niedoboru odporności (AIDS). Ta niezwykle śmiertelna choroba dotknęła w sposób
niewsp6lmierny środowisko amerykańskich homoseksualistów, zwłaszcza w latach
bezpośrednio po jej odkryciu. Spowodowało to, że reakcja obywateli i polityków na

background image

tę epidemię często była w jakiś sposób stronnicza. Amerykańscy homoseksualiści i
ludzie sympatyzujący ze społecznością gejowską często wyrażali zdanie, że
badania nad tą chorobą postępują powoli ze względu na uprzedzenia wobec
homoseksualizmu.
Niezależnie od lego, czy oskarżenie o uprzedzenia jest zgodne z prawdą, czy nie,
nie ma wątpliwości, że są ludzie, którzy uznają AIDS za odpowiednią karę dla
gejów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że AIDS jest karą boską, wyrażającą
niezadowolenie Boga spowodowane homoseksualizmem. Odkrycie, że AIDS może
się również rozprzestrzeniać przez zakażone igły narkomanów oraz że prostytutki
są grupą podniesionego ryzyka, zdawało się potwierdzać koncepcję kary bożej.
Oto, co ewangelista Don Boys miał do powiedzenia w gościnnym artykule w „USA
Today”:

Epidemia AIDS wskazuje na to, że moralność naszego narodu przestała krążyć nad
naszym społeczeństwem i postanowiła się zakotwiczyć na stałe, szerząc choroby,
rozmaite zwyrodnienia i śmierć. [...] Plan boży jest taki, że każdy mężczyzna
winien mieć jedną kobietę, swoją żonę, przez całe swoje życie i być jej wierny.
Plan boży wciąż obowiązuje (Boys.1985, s.6A).

Mimo iż socjologia nie działa w bezpośrednim połączeniu z wolą bożą, to jednak
myślenie krytyczne zdaje się rzucać inne światło na tę opinię. Otóż AIDS
rozprzestrzeniło się w sposób nieproporcjonalny, również wśród Haitańczyków
mieszkających w Ameryce. A zatem opinia uznająca tę chorobę za formę kary
bożej musiałaby uwzględnić także to, że również Haitańczycy rozgniewali Boga.
Podatność osób chorujących na hemofilię oraz ludzi potrzebujących transfuzji krwi
jeszcze bardziej komplikuje tę sprawę, nie wspominając o tym, że w Afryce AIDS
rozprzestrzenia się głównie przez heteroseksualne kontakty.
Ale sprawdźmy, jak założenie, że AJDS jest karą bożą, radzi sobie w dalszych
próbach. Skoro AIDS jest znakiem, przez który Bóg oznajmia nam swoje
preferencje wobec stylów życia, to oznacza, że faworyzuje lesbijki, ponieważ
choroba ta występuje wśród nich najrzadziej. Innymi słowy, założenie to poddane
dokładnej logicznej obserwacji okazuje się być nieprawdziwe.
Logiczne rozumowanie jest zatem kolejnym kluczowym elementem krytycznego
myślenia. Socjologia jako nauka świadomie i celowo korzysta z logicznego
rozumowania i jak pokazują przytoczone przykłady, związek ten ma realne,
praktyczne implikacje. Po części wiąże się on z formułowaniem teorii. Aby
zrozumieć, jaką funkcję pełni teoria, trzeba najpierw wziąć pod uwagę jej części
składowe.
Pojęcia to umysłowe reprezentacje używane, aby uporządkować ugrom zbieranych
przez nas doświadczeń. Najprościej rzecz ujmując, tworzymy pojęcia, aby oznaczać
nimi grupy rzeczy mających pewne cechy wspólne. Na przykład pojęcie „istoty
ludzkiej” zawiera prawie 6 mld istot w pojedynczej kategorii, równocześnie

background image

odróżniając je od miliardów innych stworzeń. „Mężczyźni” i „kobiety” dzielą owe
6 mld istot ludzkich na dwie kolejne kategorie.
Innymi pojęciami, które rozróżniają istoty ludzkie według ich cech, byłyby na
przykład „noworodki”, „Etiopczycy”, „listonosze”, „studenci”, Wszyscy
wykorzystujemy pojęcia w życiu codziennym. Często też używamy pojęć, które
niekoniecznie odnoszą się do ludzi. Możemy na przykład mówić o "lęku" czy
"alienacji". "Przestępczość" czy "bezrobocie" również są pojęciami.
Socjologowie często używają tych samych pojęć, co ludzie w życiu codziennym,
jednak jako naukowcy czynią to z większym rozmysłem, przykładając dużą wagę
do ich precyzyjnego definiowania. W jaki sposób mamy na przykład podjąć
decyzję, czy uznać daną osobę za bezrobotną? Raczej nie powiedzielibyśmy tak w
odniesieniu do noworodka, ale co z bogatym playboyem, który w życiu nigdy nie
przepracował ani jednego dnia i nie przewiduje podjęcia pracy? Jedną z
podstawowych cech socjologii jest dokładne określanie tego, co socjolog będzie
rozumiał przez jakieś pojęcie.
Równie ważne jest uporządkowanie pojęć. Pojęcia „kobiety” i „mężczyźni” są
często nazywane atrybutami jednostek Zmienna „płeć” jest pojęciem łączącym te
dwa atrybuty. Zmienna „religia” kategoryzuje takie atrybuty, jak „protestant”,
„katolik”, „żyd” czy „hindus”.
Można powiedzieć, że socjologia jest nauką zajmującą się odkrywaniem związków
między zmiennymi, jakie wyróżniają różne typy ludzi. Pokazał to wcześniej
przytoczony przykład wykształcenia i dochodów. Zasób relacji, jakie socjologia
może badać, jest praktycznie nieskończony. Czy osoby w związkach małżeńskich
są szczęśliwsze od osób samotnych? Czy konserwatyści mają więcej uprzedzeń od
liberałów? Czy rozbite rodziny są powodem przestępczości wśród nieletnich?
Teorie socjologiczne wykraczają jednak poza relacje par zmiennych. Naszym
ostatecznym celem jest stworzenie mniej lub bardziej wszechstronnego obrazu
współzależności między niezliczoną ilością zmiennych, aby zrozumieć całokształt
funkcjonowania życia społecznego.
Taką podstawą szerszego zrozumienia życia społecznego są tworzone przez
socjologów paradygmaty. „Fizyczny” przykład posłuży nam jako wprowadzenie
do idei paradygmatów.
Widząc napięty biceps przedstawiony na rysunku 1.3, stwierdzamy, że jest to coś,
co widzieliśmy nieraz w życiu.
Fizjolog, patrząc na ten sam obraz, zobaczyłby coś całkiem innego, a mianowicie
sieć ścięgien (rys. 1.4). Biolog komórkowy, jak widać na rysunku 1.5, zamiast
ścięgien widziałby tkankę mięśniową z systemem komórek mięśniowych. Biolog
molekularny, przyglądając się jeszcze dokładniej, dostrzegłby system powiązanych
ze sobą molekuł (rys. 1.6). Fizyk atomowy zaś przyjrzałby się bliżej każdej
molekule i zaczął badać strukturę każdego atomu, zbudowanego z elektronów,
protonów i innych cząstek elementarnych, jak widać na rysunku 1.7.

background image

Rysunek 1.3. Biceps

Rysunek 1.4. Paradygmat fizjologa

Rysunek 1.5. Paradygmat biologa komórkowego

Rysunek 1.6. Paradygmat biologa molekularnego

Rysunek 1.7. Paradygmat fizyka atomowego

Rysunek 1.8. Paradygmat macha

Każdy z przedstawionych diagramów ilustruje inny paradygmat, jaki może zostać
zastosowany przy patrzeniu na napięty biceps. Żaden z paradygmatów nie jest
lepszy od pozostałych - każdy po prostu oferuje inną perspektywę, która może być
mniej lub bardziej użyteczna w zależności od celu. Taka jest natura paradygmatów.
Mimo iż ilustracje te szły w pewnym konkretnym kierunku - od najmniej do
najbardziej szczegółowego - to jednak tylko jeden z możliwych sposobów
rozróżniania paradygmatów w takiej sytuacji. W innym paradygmacie można by
uznać napięty biceps za oznakę męskości, groźbę przemocy albo część zawodów

background image

kulturystycznych. Można jeszcze wymyślić wiele innych paradygmatów, które
przedstawiłyby napięty biceps na rozmaite sposoby (rys. 1.8).
We współczesnej socjologii możemy wyróżnić trzy główne paradygmaty.
Niektórzy socjologowie uważają, że życie społeczne najlepiej rozpatrywać jako
mnogość interakcji między ludźmi. Weźmy pod uwagę chociażby rozmowę.
Załóżmy, że znajdujemy się w poczekalni gabinetu dentystycznego, ale nigdy
wcześniej się nie widzieliśmy. Nie ma w owej poczekalni żadnych czasopism do
przeglądania, nawet archiwalnych. Mamy tylko siebie.
Po wpatrywaniu się przez chwilę w sufit postanawiam przełamać pierwsze lody,
pytając: „Czy czeka Pan do dentysty?” Potwierdzasz mój wielce głęboki wniosek,
po czym pytasz, czy byłem tu kiedykolwiek wcześniej. Odpowiadam, więc, że
przychodzę tutaj na badanie co pół roku, codziennie nitkuję zęby i mam trzy korony
wykonane ze zlata. Rozmowa trwa, a my zaczynamy się lepiej poznawać. Wkrótce
okazuje się, że oboje wychowaliśmy się w Vermont, że głosujemy na różne partie
polityczne i że obaj jesteśmy właścicielami malamutów. Kiedy mówię, że
wykładam socjologię na uczelni, wspominasz, że kiedyś uczęszczałeś na kurs
związany z tą dziedziną. W takiej sytuacji mogę postarać się sprowadzić tor
dyskusji do relacji między profesorem a studentem, a ty możesz usiłować wrócić
się do tematu malamut6w.
W socjologii paradygmat interakcjonistyczny skupia się na życiu społecznym
jako na procesie wymiany, w trakcie której jednostki tworzą wspólną definicję
sytuacji, w jakiej się znalazły. Paradygmat ten jest przydatny zwłaszcza w badaniu
tego, jak tworzymy reguły życia społecznego.
Innym paradygmatem jest paradygmat systemów społecznych, zwany także
paradygmatem funkcjonalnym, który koncentruje się na strukturze żyda
społecznego. Grupa jednostek tworząca społeczeństwo może skutecznie być uznana
za zintegrowany system, w którym każda jednostka ma swoją rolę do odegrania.
Wyobraźmy sobie na przykład orkiestrę symfoniczną. Skrzypce pełnią w niej
pewną funkcję, instrumenty dęte inną, a funkcja dyrygenta różni się od wszystkich
innych. Razem wszyscy muzycy orkiestry stanowią system, który jest czymś więcej
niż sumą jego części składowych.
Drużyna futbolu amerykańskiego może nam w jeszcze inny sposób pokazać, jak
można wykorzystać paradygmat systemów społecznych. Rozgrywający ma jeden
zbiór funkcji, a biegacze, linia ataku i skrzydłowi inne.
Przechodząc do społeczeństwa, możemy się przyjrzeć funkcjom pełnionym przez
takie grupy i organizacje, jak robotnicy, policja, nauczyciele, dzieci, duchowni itd.
Paradygmat ten pomaga zrozumieć organizację reguł życia, które stworzyliśmy.
Paradygmat konfliktu skupia się na rywalizacji między jednostkami i grupami w
ramach społeczeństwa. W sianie konfliktu mogą się znajdować przestępcy i policja,
właściciele i pracownicy. Uczniowie i nauczyciele, protestanci i katolicy, czarni i
biali itd. Zmagania te zazwyczaj są wynikiem nierównej dystrybucji takich dóbr,
jak pieniądze. własność. Prestiż i władza. Paradygmat ten jest szczególnie

background image

użyteczny, kiedy usiłujemy zrozumieć, jak i dlaczego ludzie łamią reguły oraz w
jaki sposób reguły te same ulegają zmianie.
Oczywiście żaden z tych paradygmatów nie wystarcza do całościowego nie
wyjaśnienia zasad funkcjonowania życia społecznego. Każdy z nich jest raczej
innym spojrzeniem, które obnaża jedne aspekty życia, zakrywając jednocześnie
inne. Oznacza to, że jeżeli mamy dojść do zintegrowanego, dobrze wyważonego
obrazu sytuacji, to powinniśmy używać więcej niż tylko jednego paradygmatu. W
dalszej części książki będziemy mieli okazję, aby docenić paradygmaty jako
przydatne okna Ha świat, dlatego zachęcam, aby dowiedzieć się o nich więcej.

Socjologiczne pytania i odpowiedzi

Naukowcy usiłujący znaleźć odpowiedzi na rozmaite pytania to obraz, który
nieodłącznie kojarzy się z nauką. Zakończę ten rozdział nieco innym spojrzeniem
na naukę, a zwłaszcza na socjologię. W nauce często lepiej jest stawiać pytania niż
udzielać na nie odpowiedzi. Warto więc uznać naukę za sztukę zadawania pytań,
gdyż stwarzają one możliwość, dla powstawania kolejnych, odpowiedzi zaś
możliwości te zamykają.
Szczególnie ważną zasługą nauki jest kwestionowanie rzeczy, które „są oczywiste”.
Do niedawna jeszcze „oczywistym” było to, że czarni są gorsi od białych, a kobiety
są gorsze od mężczyzn. Jak zobaczymy, socjologia często podaje w wątpliwość
rzeczy, które wszyscy uznali już za wyjaśnione. Nawet jeśli dojdziemy do jakichś
nowych odkryć, które zdają się być lepsze od dotychczasowych, to nie należy ich
uznawać za ostateczne.
Szczególną rekurencyjną cechą, życia ludzkiego jest to, że wszystko co wiemy
może ulec zmianie. Kiedy uczymy się czegoś o sobie, to ta nowo zdobyta wiedza
może nie tylko wpłynąć na nasze życie, ale również zdezaktualizować dawne
przekonania.
Załóżmy, że przeprowadziliśmy ogólnokrajowe badanie szans zatrudnienia i
opublikowaliśmy listę dziesięciu miast, w których najłatwiej znaleźć pracę. Wielu
bezrobotnych przeprowadzi się do tych miast, jak tylko upowszechnimy wyniki tej
analizy, w wyniku czego liczba wolnych etatów w tych miastach spadnie. Podobną
sytuację napotkamy, gdy w jednej z gazet lokalna restauracja zostanie określona
jako smaczna, niedroga i gdzie nie trzeba długo czekać na posiłki. Fragment
dotyczący czasu oczekiwania prawdopodobnie przestanie być aktualny leszcze tego
samego dnia, a pozostałe dwie cechy tego lokalu również mogą się szybko
zdezaktualizować. W socjologii wszystko, o czym się uczymy, ulega zmianie, stąd
nie można oczekiwać, że istnieje taka wiedza, która pozostanie niezmiennie
prawdziwa. A zatem trzeba ciągle zadawać pytania.
Socjologia zajmuje się też pewną liczbą pytań, na które nigdy nie zdołamy
odnaleźć w pełni zadowalających odpowiedzi. Kim jestem? Czym jest istota
ludzka? Czy określają nas bardziej geny, czy kształtuje środowisko? Czy możliwy
jest porządek bez ograniczania wolności? To tylko część pytań, którym postaramy

background image

się przyjrzeć w tej książce, a na które prawdopodobnie nigdy nie znajdziemy
odpowiedzi. Jak się jednak okaże, samo ich zadawanie może być bardzo przydatne.
Mam nadzieję, że wskazówki te będą pomocne w kontekście indywidualnych
badań socjologicznych. Mimo iż istnieją pewne fakty dotyczące socjologii, które
warto poznać, dużo ważniejsze jest to, aby nauczyć się wykorzystywać tę naukę do
własnego krytycznego myślenia. Jeżeli studiowałbyś/studiowałabyś neurochirurgię
czy historię średniowiecza, to prawdopodobnie nie miałbyś/miałabyś okazji do
wykorzystania swojej wiedzy w życiu codziennym. Z socjologią jest zupełnie
inaczej. Socjolog budzi się codziennie rano w swoim laboratorium w trakcie
trwającego eksperymentu. Wszyscy jesteśmy w nim badanymi, a teraz macie
okazję, aby dołączyć do grona badaczy.
W pozostałej części książki przedstawię wieloaspektowy świat socjologii. Rozdział
2 rozpoczniemy od chyba jednego z najbardziej osobistych aspektów socjologii,
czyli kwestii tożsamości.
Będziemy przyglądali się odwiecznemu pytaniu, na które wciąż nic ma
odpowiedzi: kim jestem? Jak się okaże, najbardziej podstawowe rozumienie tego,
kim jesteśmy w sensie jednostkowym jest nierozerwalnie związane ze
społeczeństwem, w którym żyjemy. Problem ten, a także związane z nim interakcje
w małych grupach, często nazywa się mikrosocjologią.
Zaczynając od tożsamości osobistej w rozdziale 2, nasze pole zainteresowania
będzie się poszerzać z każdym kolejnym rozdziałem. W rozdziale 3 zajmiemy się
grupami, w 4 - organizacjami, w 5 - instytucjami, w 6 - społeczeństwem i
kulturą. Tym samym znajdziemy się w domenie makrosocjologii.
Wreszcie, po przyjrzeniu się szerszym kwestiom społecznym w rozdziałach 7-9,
zakończę tę książkę spojrzeniem na pewne problemy globalne. Chcę przez to
pokazać, w jakim stopniu osobiste życie jednostki jest nierozłączl1e od życia na
planecie. To tylko część tego, co istota socjologii ma w zanadrzu. Mam wrażenie,
że - podobnie jak ja - uznacie to za coś fascynującego.

background image


ROZDZIAŁ 2
Tożsamość

Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku grupa psychologów z Uniwersytetu w
Stanford przeprowadziła eksperyment, który dostarczył więcej informacji o naturze
ludzkiej niż wiele osób jest skłonnych przyznać (zob. Zimbardo, 1972, s. 4-8).
Eksperyment więzienny pod kierunkiem dr Philipa Zimbardo miał na celu zbadanie
psychologicznych aspektów uwięzienia. Aby to osiągnąć. Zimbardo zatrudnił
studentów do odgrywania roli więźniów i strażników w fizycznej symulacji
więzienia w piwnicy jednego z budynków kampusu.
Zimbardo ostrożnie wybrał studentów spośród grupy ochotników, upewniając się,
że żaden z nich nie cierpiał na zaburzenia psychiczne, które zagroziłyby
eksperymentowi i jego uczestnikom. Zimbardo określił ich wszystkich jako
„normalnych”, a później jako „najlepszych przedstawicieli tego pokolenia”.
Dwudziestu czterech studentów zostało przypisanych do roli więźniów bądź
strażników za pomocą rzutu monetą. Każdy z nich otrzymywał piętnaście dolarów
dziennie za udział w eksperymencie, który początkowo miał trwać dwa tygodnie.
Badanie zaczęło się spokojnie. „Więźniowie” zostali zakuci w kajdanki i
„aresztowani” niespodziewanie w swoich domach, a później przewiezieni i
przypisani do swoich „cel”. „Strażnicy" mieli obowiązek ustalenia swoich
własnych reguł, by utrzymać ład i porządek. Więźniowie byli eskortowani do
toalety, a posiłki przynoszono im do cel. Mogłoby się wydawać, że to będzie dosyć
nudny eksperyment, ale tak nie było.
We wczesnym stadium eksperymentu Zimbardo zauważył, że strażnicy wczuli się
w swoje role bardziej niż oczekiwał. Stawali się oni w stosunku do więźniów
despotyczni. posuwając się wręcz do sadyzmu. Zimbardo zauważył, że chociaż nie
wszyscy strażnicy obchodzili się z więźniami brutalnie, to żaden z „dobrych”
strażników nie interweniował, gdy „źli” znęcali się nad uwięzionymi.
Sami więźniowie również zaczęli zachowywać się realistycznie. Dwóch zaczęło
stwarzać problemy, Obrzucając obelgami strażników oraz grożąc, że zniszczą
umeblowanie swoich i tak spartańsko urządzonych cel. Inni reagowali zupełnie
inaczej, potulnie wykonując rozkazy strażników.
Mimo że początkowo więźniowie odznaczali się pewną solidarnością grupową,
strażnikom udało się ją złamać, wywołując poczucie bezwartościowości wśród
poszczególnych więźniów. W pewnym momencie strażnicy podjęli decyzję o
zamknięciu jednego z więźniów w odosobnieniu, gdyż odmawiał on przyjmowania
posiłków. Następnie złożyli propozycję innym więźniom: jeżeli zrzekną się na noc
swoich koców, to pozwolą więźniowi sprawiającemu kłopoty wrócić do swojej celi.
Więźniowie woleli jednak zatrzymali koce. Ich towarzysz musiał spędzić noc w
niewielkim schowku nazwanym „izolatką”. Trzech więźniów trzeba było zwolnić
w ciągu pierwszych czterech dni, ponieważ eksperyment stawaj się dla nich zbyt

background image

traumatyczny. Inni błagali wręcz o to, aby wykluczyć ich z badania. Większość
była gotowa nawet zrzec się pieniędzy, które dotychczas zarobili. Zmiany, jakie
przechodzili ochotnicy, zadziwiły Zimbarda, ale jeszcze bardziej zaskoczyła go
jego własna reakcja na ten eksperyment. Przyjął on rolę kierownika więzienia i
wpadli w panikę, kiedy dotarty do niego plotki, że członkowie uniwersyteckiego
bractwa planują w nocy dokonać nalotu na więzienie i uwolnić uwięzionych.
Najpierw zadzwonił na policję, prosząc o to, aby zabezpieczyli jego „więźniów”,
zamykając ich w areszcie. Kiedy policja nie wyraziła zgody, postanowił on
przenieść swoich więźniów w tajemnicy do innego pomieszczenia na kampusie,
gdzie spędzili noc przykuci jeden do drugiego.
Widząc, jak bardzo on i jego studenci wczuli się w swoje role, Zimbardo zdał sobie
sprawę. Jak bardzo jego eksperyment wymyka się spod kontroli. Podjął więc
decyzję o jego zakończeniu po sześciu dniach. Ponadto uznał za stosowne
przeprowadzenie wśród uczestników badania terapii, która miała zapobiec
psychologicznym konsekwencjom tych doświadczeń.
Eksperyment więzienny ukazuje nam przede wszystkim to, jaki wpływ na nasze
zachowanie mają sytuacje, w których się znajdujemy oraz role, jakie odgrywamy.
Studenci ze Stanford, którzy brali udział w tym doświadczeniu, nie otrzymali
żadnych wskazówek dotyczących tego, w jaki sposób mają odgrywać więźniów
bądź strażników. Chociaż można założyć, że każdy z nich miał jakąś wiedzę
wyniesioną z filmów czy telewizji, wkrótce okazało się, że ich zachowanie stało się
o wiele bardziej realistyczne niż pierwotnie zakładano. Uwięzienie, nawet w
symulowanym więzieniu, spowodowało takie same zmiany w zachowaniu, jakie da
się zaobserwować w prawdziwym więzieniu. Podstawowym przedmiotem badań w
stanfordzkim eksperymencie więziennym by1a tożsamość. Jest to również kwestia,
którą będziemy się zajmować w dalszej części tego rozdziału. Kim jesteś? Kim ja
jestem? Czym jest istota ludzka?


Kim jesteś?

Zajmijmy się teraz pytaniem: „Kim jestem?” Każdy na pewno wie, że jest w takim
znaczeniu, że istnieje, ale jako kto bądź co? Wydaje mi się, że odpowiedzi na to
pytanie okażą się interesujące nie tylko w kontekście akademickim.
W 1954 roku Manford Kuhn i Thomas McPartland (1954, s. 68-76) otworzyli
kwestionariusz badający tę kwestię. W prostej ankiecie proszono respondentów
(głównie studentów), aby podali dwadzieścia odpowiedzi na pytanie: „Kim
jestem?” Od tamtego czasu rzesze studentów udzieliły odpowiedzi na Test
Dwudziestu Stwierdzeń (Twenty-Statement Test, TST). Badając wyniki owego
testu, wykryto pewne zależności.
Pomyślcie teraz przez chwilę o tym, jak rozwiązalibyście ten test. Może nawet
chcielibyście zapisać swoje odpowiedzi.

background image

Jeżeli jesteście w jakikolwiek sposób zwyczajni, to pierwsze odpowiedzi na TST
opisywałyby wasz status. Ktoś mógł na przykład napisać, że jest studentem. Albo
mężczyzną lub kobietą. Niektórzy podają swoją przynależność rasową albo
religijną, a jeszcze inni swój wiek. Warto zwrócić uwagę na to, że są to głównie
cechy osobiste, które dowolna osoba prawdopodobnie przypisałaby danemu
respondentowi.
Wśród innych odpowiedzi na to pytanie znajdowałyby się również informacje,
które byłyby raczej opiniami, na przykład „jestem osobą szczęśliwą”, „mam
nadwagę”, „jestem konserwatystą”. Mimo iż być może inne osoby nie zgodziłyby
się z takimi określeniami, to jednak te odpowiedzi również mogą być traktowane
jako przykłady statusu.

Statusy i role

Status jest podstawowym pojęciem w socjologii, które odnosi się do pozycji i lub
miejsca zajmowanego w społeczeństwie bądź mniejszej grupie społecznej.
Przykładami statusu mogą być: matka, hydraulik, student drugiego roku, kasiarz
itd. Jak pamiętasz z rozdziału 1, w odniesieniu do paradygmatu systemów
społecznych mówiłem, że każdy członek społeczeństwa ma w nim do spełnienia
daną funkcję. Właściwie powinniśmy powiedzieć, że to statusy pełnią określone
funkcje, które z kolei nazywa się rojami - zespołem oczekiwań przypisanym
poszczególnym statusom, Tak więc od matki oczekuje się pewnych zachowań,
które różnią się od zbioru zachowań, jakiego oczekujemy od, dajmy na to,
hydraulika.
Reasumując, status jest pozycją, jaką jednostka zajmuje w społeczeństwie, a rola
oczekiwanym zachowaniem, jakie wiąże się z danym statusem. Status posiadamy, a
role pełnimy.

[x]
Rysunek 2.1. Statusy jako maski

Statusy zazwyczaj występują w parach, a odgrywane przez nas role najczęściej są
bezpośrednio związane z konkretnymi statusami. Każdy status jest w pewnym
sensie maską, jaką zakładamy w trakcie interakcji z innymi (zob. rys. 2.1). Tak
więc w przypadku, gdybyśmy się spotkali, ja mógłbym założyć maskę-status
profesora, a ty - studenta.
Nie ma ściśle ustalonych reguł dotyczących tego, jakie powinno być zachowanie
podczas relacji bezpośrednich między studentami a profesorami. Mimo to każdy,
kto kiedykolwiek był w takiej sytuacji wie, czego można by się spodziewać. W
najgorszym przypadku wiadomo chociażby tyle, że różniłaby się ona od relacji
między matką a synem, więźniem a strażnikiem, sprzedawcą a klientem. Kiedy
spotykamy kogoś po raz pierwszy w życiu, to usiłujemy się dowiedzieć, jaki status

background image

posiada ta osoba. Jest on nam potrzebny do tego, aby wiedzieć, jak się do siebie
wzajemnie odnosić.
W życiu codziennym każdy z nas ma pewną liczbę statusów i odgrywa różne role -
w zależności od sytuacji. Tak więc czasami dana osoba będzie pełniła rolę syna
bądź córki. W pewnych okolicznościach lepszym wyborem byłoby odegranie roli
studenta bądź studentki. W zależności od kontekstu można być kierowcą, klientem
sklepu, obywatelem albo przyjacielem. Rysunek 2.2 przedstawia zbiór różnych
statusów, jakie jednostka może mieć.
Zwróćcie uwagę na znak zapytania w środku diagramu. Reprezentuje on
jakąkolwiek osobę, która przybiera w odpowiedniej sytuacji dane maski. W
pewnym sensie reprezentuje również ciebie, jako czytelnika tej książki.

Rysunek 2.2. Wszyscy mamy kilka statusów

Każdy z wcześniejszych diagramów jest bardzo uproszczony, ponieważ każdy
posiadany status jest powiązany za pomocą ról z innymi statusami. Tak, więc
student prawdopodobnie ma różne wyobrażenia na temat swoich relacji z
profesorami, innymi studentami, z dziekanem, trenerem, egzaminatorami itd.
Rysunek 2.3 ukazuje ten aspekt ról i statusów.
Zatem każda jednostka posiada wiele statusów, z których każdy pełni jakąś rolę w
odniesieniu do innych. Jeżeli zastanowisz się przez chwilę nad statusami, jakie
zajmujesz w relacji do innych w swoim własnym życiu, to możesz się zadziwić
swoim poziomem wiedzy o roli pełnionej przez jednostki w zorganizowanym
społeczeństwie. Rysunek 2.4 oddaje wielce uproszczony obraz pola odgrywanych
przez ludzi ról.
Podczas dorastania i socjalizacji uczymy się, jakie posiadamy statusy, jakie role są
z nimi powiązane oraz jakie są ich relacje z innymi statusami. Proces ten jest
nieustający - jak tylko opanujemy reguły bycia dzieckiem, to okazuje się, że
jesteśmy już nastolatkami. Ledwo zdążymy uporać się z zasadami bycia
nastolatkiem, a wszyscy już od nas oczekują, że będziemy odpowiedzialnymi
dorosłymi osobami. Ostatecznie może się zdarzyć, że ktoś do nas powie:
„Zachowuj się jak przystało na twój wiek, stary dziadzie!” Niezależnie od tego, jak
staro czy młodo się czujemy, nasze statusy - w tym wiek - określają, jakiego
zachowania oczekują od nas inni.

background image

Rysunek 2.3. Każdy status odnosi się do wielu innych statusów

Rysunek 2.4. Pole odgrywanych przez ludzi ról

Niekończący się proces socjalizacji nie ogranicza się wyłącznie do zmian
związanych z wiekiem. Na przykład, niezależnie od zapewnień jednego z
partnerów, role w związku mogą się zmienić radykalnie po ślubie. Po narodzinach
pierwszego dziecka owe role zmienią się ponownie - może nawet jeszcze bardziej
radykalnie. Możemy sobie również wyobrazić sytuację, w której wielokrotnie
awansujemy: ze studenta medycyny na stażystę, ze stażysty na chirurga, z chirurga
na ordynatora oddziału chirurgicznego, z ordynatora na naczelnego lekarza kraju.
Każda z tych zmian będzie się wiązała ze zmianą oczekiwań innych względem
naszego zachowania. Niezależnie od obranej przez nas drogi kariery, posiadane
przez nas statusy i role będą się zmieniały z upływem czasu, nawet w sytuacji,
gdyby ktoś postanowił zostać pomywaczem. W takim wypadku o naszym statusie
decydowałby poziom zdobytego doświadczenia.

Trzy paradygmaty

Skoro doszliśmy do wniosku, że pojęcia statusu i roli są ważnymi elementami
socjologii, chciałbym zwrócić również uwagę na to, jakie pozycje zajmują one w
trzech paradygmatach omówionych już w rozdziale 1: interakcjonjstycznym,
systemów społecznych j konfliktu.
Mieliśmy już okazję zaobserwować, jak zajmowane przez nas statusy pośredniczą
w naszych interakcjach. Wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby próba interakcji z
kimś, gdybyśmy postanowili odizolować posiadane przez nas statusy. Nie
moglibyśmy na ową osobę spojrzeć, gdyż zdradzałoby to wiek, płeć i rasę.
Rozmowa telefoniczna również nie wchodziłaby w rachubę, gdyż głos naszego
rozmówcy mógłby wskazywać inne statusy. Może możliwa byłaby rozmowa za
pomocą dwóch komputerów, jednak wtedy i tak prawdopodobnie staralibyśmy się

background image

dowiedzieć czegoś o naszym rozmówcy. Nie jest zaskoczeniem, że tak często
wykorzystujemy pytania typu „Co robisz?” Czy prosimy kogoś, aby „powiedział
nam coś o sobie”, kiedy spotykamy nowe osoby. Najbardziej banalnym przykładem
znanym z uczelni jest chyba pytanie: „Na jakim kierunku studiujesz?” Innymi
słowy, żadne relacje społeczne nie są możliwe bez statusów.
Statusy pełnią równic fundamentalną rolę w paradygmacie systemów społecznych.
Wszelkie organizacje i społeczeństwa są skonstruowane i działają, bazując na
strukturze statusów społecznych. Orkiestra symfoniczna na przykład jest
zorganizowana według statusów, a nie osób. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że jeden
z jej członków może być powszechnie uznawany za wirtuoza, orkiestra nie
rozwiąże się po tym, jak odejdzie on na emeryturę czy umrze - raczej znajdzie
innego muzyka, który go zastąpi. Muzyka komponowana jest po to, aby mogła być
wykonywana przez statusy: skrzypków, oboistów czy wiolonczelistów. Nawet
jeżeli jakiś utwór powstał z myślą o konkretnym wirtuozie, to i tak inni muzycy
grający na tym samym instrumencie będą w stanie go wykonać.
Struktury organizacyjne korporacji czy fabryk również ukazują miejsce, jakie
zajmują statusy w paradygmacie systemów społecznych. Linia produkcyjna
funkcjonuje na przykład dzięki rolom pełnionym przez spawaczy, monterów,
nadzorców, kierowników itd. Także organizacja korporacji jest uzależniona od
statusów, a nie od ludzi. Tak więc można powiedzieć, że systemy społeczne nic
mogą istnieć bez statusów.
Teoria konfliktu również znajduje swoje podstawy w statusach społecznych.
„Konflikt” w tym paradygmacie istnieje między posiadaczami poszczególnych
Statusów i kategoriami statusów: pracownicy przeciwko fabrykantom, chłopi
przeciwko właścicielom ziemskim, studenci przeciwko nauczycielom, gang
przeciwko gangowi, kraj przeciwko krajowi. W teorii Marksa status był podstawą
konfliktu klasowego, świadomości klasowej itd. Konflikty między jednostkami nie
leżą w polu zainteresowania badacza teorii konfliktu, chyba że reprezentują one
zmagania między różnymi statusami.
Rysunek 2.5 ilustruje nam pozycje statusu w trzech socjologicznych
paradygmatach.

Opinie jako tożsamość

Nasze opinie są również podstawą pewnego rodzaju statusu, a więc i naszej
tożsamości. Wiele osób może nie uświadamiać sobie lego, jak ważne jest
posiadanie opinii. Wiele lal temu Beatlesi śpiewali o nowhere man - człowieku,
który nie miał opinii. W ich obserwacji kryje się dużo prawdy.
Przez chwilkę zastanówcie się nad następującymi tematami: aborcja, kara śmierci,
wojna przeciwko narkotykom, Południowa Afryka, Somalia, Jerry Falwell, Bill
Clinton, przeludnienie, prawo do posiadania broni, pomoc społeczna. Założę się, że
każdy z was ma wyrobione zdanie na każdy z tych tematów. W tym wypadku
zależy mi na posiadaniu opinii, a nie na ich treści.

background image

Paradygmat teorii konfliktu
Rysunek 2.5. Pozycja „statusu” w poszczególnych paradygmatach

Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście wśród osób, które szanujecie i na których
opinii wam zależy. Załóżmy, że poruszono dowolny z wymienionych właśnie
tematów, na przykład kary śmierci. Reszta grupy ,wraca się do was z prośbą o
wyrażenie własnej opinii. Jak byście się poczuli, nie posiadając jej? A co
pomyśleliby o was inni? Nie pasowalibyście do reszty towarzystwa, a nie zajmując
stanowiska w tej sprawie, staralibyście się zupełnie nieistotni.
Parę lat temu miałem nieopisaną potrzebę posiadania opinii dotyczącej każdej
kontrowersyjnej kwestii. Międzynarodowy rozgłos zyskała sobie wówczas sprawa
dwojga australijskich dzieci z próbówki. Pewna bogata para nie mogła mieć dzieci,
tak więc zdecydowali się na zastosowanie metody in vitro. Od kobiety pobrano
komórki jajowe i dokonano pozaustrojowego zapłodnienia, używając nasienia jej
męża. Zarodki były gotowe do umieszczenia w macicy kobiety.
Wtedy wydarzyła się tragedia - para zginęła w wypadku, a zapłodnione komórki
jajowe zostały osierocone przed własnymi narodzinami. Kontrowersja dotyczyła
tego, czy owe komórki należy zniszczyć, czy może wszczepić je innej kobiecie?
Sprawa była problematyczna, gdyż w grę wchodził pokaźny spadek.
Jak sądzicie, co należało zrobić? Zniszczyć zarodki czy też pozwolić im się
urodzić? Im dłużej myślałem nad tą kwestią, tym bardziej się irytowałem. Nie
byłem w stanie stwierdzić, co władze australijskie powinny były zrobić. Jeżeli w
jakimkolwiek stopniu jesteście do mnie podobni, to zapewne również odczuwacie
potrzebę posiadania opinii na ten temat.
Ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że w gruncie rzeczy mój dylemat jest
bezsensowny. Nie miałem żadnego doświadczenia w takich sprawach, tak więc
moja opinia byłaby bezwartościowa. Poza tym, kogo właściwie obchodziłoby moje
zdanie? Nie ma wątpliwości co do tego, że niezależnie do jakiego wniosku bym
doszedł, nie miałby on żadnego wpływu na rozwój sytuacji. Jednakże nawet po
uświadomieniu sobie tego, nadal czułem się niespełniony przez to, że nie
posiadałem na ten temat opinii.
Doświadczenie to zwróciło moją uwagę na to, w jakim stopniu nasze opinie kreują
naszą tożsamość. Zastanówcie się, czy w waszym przypadku nie jest podobnie.
Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio spotkaliście jakąś nową osobę i wzięliście

background image

udział w procesie „poznawania siebie”. Jeżeli jesteście w stanie przypomnieć sobie
takie zdarzenie, to zapewne odkryjecie, że była to właściwie wymiana opinii i
stwierdzenia, kt6re z nich są wspólne. Poszukiwanie nici porozumienia mogło się
rozciągać na politykę, sport i wiele innych lematów.
Przez utożsamianie się z rozmaitymi opiniami, wchodzimy w posiadanie jeszcze
większej ilości statusów. Mówiąc, że chcecie zniesienia jakichkolwiek ograniczeń
w dostępie do aborcji, określacie się jako osoba zajmująca stanowisko pro-choice.
Opowiadając się za zniesieniem jakichkolwiek form pomocy społecznej i
obniżeniem podatków dla korporacji, zyskacie sobie status konserwatystów.
Ostatecznie, każda wygłoszona opinia przynosi nam status „osoby, która uważa, że
...”
Statusy, jakie zajmujemy przez posiadanie i wyrażanie opinii, silnie wpływają na
nasze doświadczenia życiowe. Decydują one o tym, jak inni będą się z nami
obchodzić: kto będzie z nami rozmawiał, kto się z nami zaprzyjaźni i kto nas spyta
o radę. Nasze opinie wywierają silny wpływ na to, kogo wybieramy na swojego
partnera, a kto wybiera nas na swojego.

Kim naprawdę jesteś?

Wcześniej pokazałem, w jaki sposób nasze tożsamości są funkcjami posiadanych
statusów. Ale kim wy jesteście w odniesieniu do owych statusów? Na pewno macie
jakieś poczucie Ja, które się z nimi nie wiąże. Załóżmy na przykład, że jednym z
posiadanych przez was statusów jest status osoby studiującej. To zapewne oznacza,
że ludzie często się do was odnoszą jak do studentów, ale że wy również
zachowujecie się zgodnie z tym statusem. Jeżeli nieznajomy spytałby kogoś z was:
„Czym się zajmujesz?”, To odpowiedź zapewne brzmiałaby: „Studiuję”.
Jeżeli jednak przestaniecie być studentami - niezależnie od tego, czy ukończycie
studia, zostaniecie wykreśleni z listy studentów, czy też po prostu sami z nich
zrezygnujecie - to ciągle pozostaniecie sobą. Tak więc możemy stwierdzić, że to,
kim jesteście, nie pokrywa się z waszym statusem studenta.
Załóżmy, że z republikanów stajecie się demokratami albo że postanowiliście
zostać buddystami, mimo iż wychowani byliście jako katolicy. Albo że
wyjechaliście ze Stanów Zjednoczonych i zostaliście obywatelami Etiopii.
Wszystkie te zmiany statusu, niezależnie od tego, jak radykalne, nie zmieniłyby
was samych. Nawet zmiana imienia by was nie mieniła. To, kim jesteście, jest
kwestią o wiele bardziej podstawową niż wasze poglądy polityczne, wyznanie,
obywatelstwo czy imię.
Każdy z nas ma poczucie trwania i ciągłości, które przekracza zmiany wszelkich
czynników, jakie miałyby wpływ na odpowiedź na pytanie: „Kim jesteś?” Wiecie
na pewno, że jesteście tymi samymi osobami urodzonymi przed laty, choć nie
wyglądacie jak noworodki. Wszystkie komórki waszego ciała są wymieniane co
siedem lat. Wasze cechy charakteru również nie przypominają cech charakteru
nowo narodzonego dziecka, zresztą, podlegają one stałym przemianom. Wasze

background image

opinie, poziom wiedzy czy wspomnienia również się zmieniają, a wy cały czas
macie jednak poczucie, że jesteście sobą.
Socjologia nie zajmuje się tym, kim naprawdę jesteśmy za maskami statusów i ról.
Jak mieliśmy okazję zobaczyć, trzy paradygmaty są ściśle związane z pojęciem
statusów.
Równocześnie jednak, socjologia może ujawnić sposób działania statusów w
naszym życiu i ogólnie w społeczeństwie. Wiedza ta może się wam osobiście
przydać - nie tylko w kontekście akademickim. Posiadane statusy są podstawą
doświadczania życia do tego stopnia, że mogą mieć wpływ na poczucie tego, kim
jesteśmy.
Czasami do tego stopnia identyfikujemy się z naszymi statusami, że jakiekolwiek
ich zagrożenie czy zakłócenie bierzemy do siebie. Zapominamy, że dany status jest
tylko statusem i zaczynamy go traktować tak, jakby reprezentował całokształt nas
samych. Pomyślcie o studentach, którzy popełniają samobójstwo z powodu
wykreślenia ich z listy studentów albo niezaliczenia ważnego egzaminu. Inni
targają się na swoje życie po poniesieniu porażki zawodowej. Nie dochodziłoby do
takich sytuacji, gdyby ludzie pamiętali o tym, że nasze statusy są jedynie maskami,
które zakładamy, aby móc uczestniczyć w społeczeństwie. Gdyby coś się nam nie
udało z jedną maską, to po prostu odłożylibyśmy ją i założyli drugą. Jednakże
najczęściej utożsamiamy je z sobą.
Czy rozgniewało was to, jak ostatnio ktoś się źle wyraził o waszej grupie etnicznej,
religijnej lub podobnej kategorii statusu? Czy powiedzieliście wówczas coś
niemiłego pod adresem osoby, która wyraziła taką opinię? Czy uskarżaliście się
później komuś na to? Innymi słowy, czy daliście się wciągnąć w tę dyskusję? Jeżeli
ostatnio coś takiego was nie spotkało, to postarajcie się przypomnieć sobie
sytuację, w której daliście się wciągnąć w tego typu dywagacje.
Z racjonalnego punktu widzenia, wszelkie negatywne uwagi na temat „wszystkich
czarnych”, „wszystkich kobiet”, „wszystkich protestantów”, „wszystkich
wegetarian”, „wszystkich republikanów” itd. są raczej niemądre. Trudno, bowiem
powiedzieć cokolwiek znaczącego o wszystkich członkach tak dużej kategorii
społecznej, a poza tym, nikt nie jest w stanie ustalić prawdziwości takich
stwierdzeń. W skrócie, jedynie ignoranci wyrażają pejoratywne sądy na temat
całych kategorii społecznych i mogą być z powodzeniem ignorowani, jako osoby
niegodne naszego zainteresowania.
Jednakże często traktujemy je poważnie i nierozsądne docinki dotyczące naszych
statusów odbieramy, jako ataki osobiste. Zobaczycie, co mam na myśli, gdy
pójdziecie do profesora psychologii i powiecie mu, że uważacie psychologię za
zupełnie bezużyteczną dziedzinę nauki. Albo gdy powiecie absolwentowi
Harvardu, że absolwenci Yale są mądrzejsi. Lub, po prostu, zamiast myśleć o
innych, zwrócicie uwagę na to, o ile swoich własnych statusów skłonni byście byli
walczyć.

background image

Większość uprzedzeń, nienawiści i wojen na tym świecie bierze się stąd, że
niektórzy uznają statusy, z którymi się identyfikują, za lepsze od statusów
posiadanych przez innych. Rozpoznanie tej pułapki w odniesieniu do własnego
życia da wam pewien stopień świadomości i ochrony przed zbędnym cierpieniem.
Może dzięki tej wiedzy zdołacie nawet podjąć walkę z tą kwestią w takiej postaci,
w jakiej objawia się ona w waszym środowisku.
Miejscem statusu w społeczeństwie i waszym życiu będziemy się zajmować także
w innych częściach tej książki. Na zakończenie tego rozdziału chciałbym jednak
spojrzeć na jeszcze jeden aspekt tego problemu.

Jak definiują nas inni?

Dotychczas nie zajęliśmy się tym, w jaki sposób wchodzimy w posiadanie
statusów, chociaż w niektórych wypadkach jest to oczywiste. Socjologowie
nazywają statusy, które posiadamy od chwili naszych narodzin, jak rasa czy płeć,
statusami przypisanymi - w odróżnieniu od statusów osiągniętych, czyli takich,
które nabyliśmy później.
Przez moment zastanówcie się, czy posiadacie status „osoby pięknej”, „osoby
przeciętnie wyglądającej” czy „osoby nieatrakcyjnej”? Który status jest wam
bliższy: „optymisty” czy „pesymisty”? Jesteście osobami „odnoszącymi sukcesy”
czy „ponoszącymi porażki”?
Jeżeli udzieliliście odpowiedzi na te pytania, to zapomnijcie o nich. Moim
właściwym pytaniem jest „Skąd się owe statusy biorą”? Przykładowo, skąd wiecie,
czy odnosicie sukcesy czy ponosicie porażki?
George Herbert Mead (1975), wybitny amerykański socjolog pracujący na
Uniwersytecie w Chicago w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, był
szczególnie zainteresowany tym pytaniem. Jako jeden z twórców paradygmatu
interakcjonistycznego Mead skupił się na znaczeniu interakcji społecznych w
naszym życiu. Uważał, że nasza koncepcja Ja wynika z naszych relacji z innymi.
Zwracał uwagę na właściwą ludziom zdolność „wchodzenia w rolę innych”.
Socjologowie dokonują rozróżnienia między odgrywaniem a przyjmowaniem roli.
Odgrywanie roli odnosi się do zachowań oczekiwanych od nas ze względu na
posiadany przez nas status, na przykład uczymy się, bo jesteśmy studentami. Z
przyjmowaniem roli mamy do czynienia wtedy, kiedy odgrywamy role niezwiązane
z naszymi statusami, na przykład dzieci bawiące się w policjantów i złodziei. Warto
dodać, że obok rozrywki przyjmowanie ról może nam również oferować nowe
perspektywy.
Mead twierdził, że obserwowanie świata z punktu widzenia innych jest nieocenioną
możliwością, jaką posiada społeczeństwo. Przez odkrywanie, jakie spojrzenia na
różne kwestie mają inni, zyskujemy możliwość osiągania kompromisów, które
umożliwiają nam wspólne życie i wspólną definicję sytuacji. Jednakże najbardziej
sugestywne jest spojrzenie na siebie oczami innej osoby. Posuwając się dalej, Mead

background image

mówił o roli uogólnionego innego, zyskując pełny obraz tego, jak „wszyscy” zdają
się widzieć świat, w tym i nas.
Wyobraźcie sobie, że wszyscy dookoła uznawaliby was za osoby mało inteligentne,
potwierdzając to sposobem zachowania i słowami. Załóżmy, że dzieci z waszej
klasy w szkole podstawowej śmiały się z was za każdym razem, kiedy chcieliście
wziąć czynny udział w zajęciach. Załóżmy również, że nauczyciele nigdy nie
wywoływali was do tablicy, jedyne oceny, jakie mieliście na świadectwie, były
ocenami niedostatecznymi, i miernymi, a wasi rodzice mówili wam, że powinniście
brać przykład z waszego rodzeństwa. W takiej sytuacji prawie pewne jest to, że w
rezultacie sami przyjęlibyście status „osoby mało inteligentnej” i zaczęlibyście
wcześniej czy później odgrywać odpowiadającą temu statusowi rolę.
Współpracownik Meada, Charles Horton Cooley (1909), nazwał określanie tego,
„kim jesteśmy” poprzez to, jak widzą nas inni, jaźnią odzwierciedloną.
Interesujące jest to, że robimy tak niezależnie od tego, czy to, co „widzą” inni, jest
zgodne z prawdą. Niejedno dziecko niedowidzące czy niedosłyszące przyjęło status
„osoby upośledzonej” przez to, że ktoś się tak o nim wyraził. Dawniej epileptycy
często byli uznawani za „czarowników”, czego następstwem było to, że niektórzy
przyjmowali związane z tym statusem zachowania.
Obecnie teorię socjologiczną, według której ludzie przyjmują statusy narzucone im
przez opinie innych, nazywa się teorią etykietowania. Tak więc młody człowiek
może zacząć kraść, gdyż wcześniej został przez wiele osób niesprawiedliwie
uznany za złodzieja. Podobnie młoda kobieta, obarczona nieprawdziwą opinią
rozwiązłej, może w rezultacie przyjąć takie zachowania.
William J. Thomas, który razem z Meadem i Cooleyem był członkiem
socjologicznej „szkoły chicagowskiej” stwierdził, że „jeżeli ktoś określi jakąś
sytuację jako prawdziwą, jej konsekwencje również będą prawdziwe” (Thomas,
Thomas, 1928, s. 572). Wskazuje to na silny wpływ, jaki inni wywierają na statusy
kształtujące to, jak odbieramy samych siebie. Ostatecznie jednak wydaje się, że
posiadane statusy raczej ukrywają to, kim jesteśmy, niż to ukazują.
Dalsze rozmyślania nad tym, „kim jestem?”, mogą się okazać bardzo przydatne, nie
przejmujcie się jednak, jeśli nie uda wam się znaleźć na nie odpowiedzi. Nikt nie
był w stanie wymyślić zadowalającej definicji istoty ludzkiej. Niemniej jest bardzo
prawdopodobne, że samo zadawanie tego pytania jest korzystniejsze od znalezienia
nań odpowiedzi.
Zarówno w tej książce, jak i we własnym życiu, będziecie się spotykali z
nieustającym konfliktem między tym, kim naprawdę jesteście a tym, w jaki sposób
dopasowujecie się do społeczeństwa. Konflikt ten dostrzegł Mead, który dokonał
rozróżnienia między Ja przedmiotowym, czyli tym aspektem naszej osobowości,
który odpowiada opiniom innych o nas, a Ja podmiotowym, czyli naszym
indywidualnym obrazem siebie.
Ostatecznie, każdy musi dojść do porozumienia zarówno z jednym, jak i drugim
aspektem Ja. Nigdy nie należy zapominać o tym, że jesteśmy członkami

background image

społeczeństwa, kimkolwiek byśmy nie byli. Uczestniczymy z innymi w
społeczeństwie za pomocą zajmowanych statusów oraz przypisanych im zachowań
i ról. Właściwie może to być nawet przyjemne, o ile pamiętamy, że posiadamy owe
statusy, a nie jesteśmy nimi. Pamiętajmy o tym, prowadząc dalsze badania
dotyczące tożsamości społecznej.

background image


ROZDZIAŁ 3
Grupy

Kiedy drużyna futbolu amerykańskiego, jak Los Angeles Raiders, wybiega na murawę,
ludzie często mówią o indywidualnych gwiazdach, na przykład o biegaczu Marcusie
Allenie lub liniowym Howiem Longu. Albo o kombinacjach graczy, takich jak na przykład
o rozgrywającym Jayu Schroederze podającym piłkę skrzydłowemu Timowi Brownowi.
Fani tej gry często zachwalają swoich ulubionych graczy typu George Blanda albo swoje
ulubione tandemy jak Kenny Stabler i Fred Biletnikoff.
Jednakże mimo to wszystkie drużyny są czymś więcej niż tylko zbiorami lub tandemami
jednostek. Drużyna istnieje jako pewna jedność. Kiedy zaczyna się gra, każdy jej członek
ma rolę do odegrania względem wszystkich innych, czego zamierzonym skutkiem jest
zwycięstwo. Mimo że jej poszczególni gracze mogą odchodzić z drużyny i być
zastępowani przez innych, sama drużyna trwa nadal
Grupy społeczne tworzą pewną całość, która jest czymś więcej niż sumą jednostek, które
się na nią składają.
Tak samo twoja rodzina jest czymś więcej niż ty1ko zbiorem, do
którego należysz ty, twoi rodzice i rodzeństwo - to jednostka społeczna. Nawet jeżeli jeden
z członków twojej rodziny umrze, to rodzina jako całość przetrwa. Może twoja klasa z
czasów licealnych, parafia czy grupa przyjaciół odznacza się podobną właściwością.


Czym jest grupa?
Z pewnymi wyjątkami większość naszego życia spędzamy w towarzystwie innych
ludzi. Mieszkamy z innymi osobami, spożywamy z nimi posiłki, pracujemy.
Bawimy się w towarzystwie innych, uczymy się razem, kochamy i wspólnie się
śmiejemy. Mało kto z nas też umrze w samotności
Jednakże socjologowie nie uznają wszystkich tych przypadków za uczestnictwo w
grupie. Na przykład, socjologowie odróżnili grupy od agregatów, czyli prostych
skupisk ludzi, takich jak ludność czy tłum. Tak więc kiedy mieszkańcy Nowego
Jorku zbieraliby aby obserwować jak pewien śmiałek wdrapuje się na wieżowiec,
tworzą oni w socjologicznym znaczeniu grupy.
W podobny sposób socjologowie odróżniają od grup kategorie publiczne
Przykładowo, nie nazwiemy osób leworęcznych czy matek, Striptizerki również nie
są grupą, lecz kategorią. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie posiadający podobne statusy
niekoniecznie tworzą grupy w sensie socjologicznym.
Mimo iż nie ma ustalonych reguł co do tego, jaka formacja jest grupą, a jaka nie
jest, to większość socjologów zgodziłaby się, że różne cechy mogą być przydatne w
rozróżnieniu tego:

background image

Wspólne zainteresowania: członkowie danej grupy mają wspólne cele i
zainteresowania. Na przykład członkowie programu "Bezpieczne Sąsiedztwo" mają
wspólny cel, jakim jest zapobieganie przestępczości w swojej okolicy.
Interakcja: członkowie grupy współpracują i porozumiewają się z sobą. Zazwyczaj
interakcje przebiegają twarzą-w-twarz, aczkolwiek możliwe są również kontakty na
odległość.
,\/mklura: grupy zazwyczaj posiadają jakąś strukturę, nawet bardzo normalną,
czyli zbiór ustalonych statusów i relacji między nimi. W najbardziej
minimalistycznej opcji grupa będzie miała przynajmniej jakąś luźną strukturę
przywództwa.
Przynależność: jest ona istotnym aspektem grupy - jej członkowie muszą czuć
poczucie przynależności do czegoś większego od nich samych związków między
nimi. Grupa jest w pewnym sensie związkiem jednostek a na przykład zjazd
absolwentów jest jej ponownym potwierdzeniem

Jak wspomniałem wcześniej, nie jest to lista żelaznych reguł. Nie można ich
również traktować jako kryteriów, które powiedzą nam, czy ta struktura jest grupą
czy też nie. Należy również dodać, że sam termin grupa jest używany o wiele
bardziej swobodnie, niż by wynikało
\\Wl.:J listy, nawet przez socjologów.
49

background image



50
Rozdział 3. Grupy
Przykładowo rzecz ujmując, na podstawie wyróżnionych właśnie kryteriów
Afroamerykanie nie stanowiliby grupy, gdyż nie ma sposobu umożliwiającego im
wszystkim wspólne porozumiewanie się. Nie mają też struktury. Mimo to często
mówi się o nich jako o grupie etnicznej albo grupie mniejszościowej.
Jakkolwiek lepiej byłoby w takim wypadku mówić o kategorii etnicznej czy
mniejszościowej, określenie Afroamerykanów mianem grupy nie jest
nieuzasadnione, biorąc pod uwagę fakt, że etykieta "czarnego Amerykanina"
reprezentuje ich wspólną tożsamość i cele oraz że dla ich osiągnięcia stworzyli
odpowiednie struktury.
Sytuacja homoseksualistów jest podobna. Kilkadziesiąt lat temu nikt nie określiłby
ich mianem grupy społecznej. Homoseksualizm był wówczas raczej cechą
przypisywaną określonym jednostkom, podstawą statusu i kategoryzacji społecznej.
Mimo iż klienci lokali gejowskich mogliby być określeni mianem grupy, to jednak
nie dałoby się użyć tego terminu w stosunku do wszystkich osób homoseksualnych-
co obecnie, wraz z rozwojem ruchu gejowsko-lesbijskiego i coraz częstszą samo
identyfikacją z gejowskim stylem życia, określenie osób homoseksualnych jako
grupy wydaje się o wiele przydatniejsze.
Grupy i ich trwałość
Wcześniej wspomniałem, że grupy tworzą pewną całość, która wykracza poza
sumę składających się na nie jednostek. Jednakże to samo można powiedzieć o
publiczności czy tłumie. Jestem pewien, że· nieraz byliście wśród grupy widzów,
która zdawała się łączyć w pojedynczy twór. Czasami mówimy, że przez wspólne
skandowanie czy wybuchy śmiechu publiczność się ożywiła. Wykonawcy czy
mówcy zdają sobie doskonale sprawę z tej właściwości. Być może mieliście okazję
znaleźć się wśród rozgniewanego tłumu. Może nawet daliście się wciągnąć w jego
działania. Na pewno przynajmniej widzieliście przykłady takiego zachowania w
telewizji. Tłum czy publiczność tworzą swoją własną rzeczywistość, tak samo jak
nasze związki z innymi. Na przykład twój związek z ojcem czy najlepszym
przyjacielem jest czymś więcej niż tylko spotkaniem dwóch jednostek
Jedną ze szczególnych cech grupy jest jej trwałość, nawet jeśli jednostki z nią
związane przychodzą i odchodzą. W rozdziale 2 wspomniałem, że wszyscy mamy
poczucie trwałości względem tego, kim jesteśmy,
Grupy i ich trwałość
Wszystkie komórki w naszym ciele, nasza wiedza, doświadczenie wspomnienia i
wszystko to, co nas opisuje, ulega zmianom. Coś bardzo podobnego dotyczy też
grup społecznych. Weźmy przykład ekskluzywnego klubu fitness z Trzeciej Alei w
Nowym Jorku, pokazane· na rysunku 3.1.

background image

[x]
Rysunek 3.1. Trwałość klubu fitness z Trzeciej Alei

Zauważ, że klub, którego obserwacje rozpoczęto w lutym, wciąż istniał w czerwcu,
mimo że wszyscy jego oryginalni członkowie z niego wyszli (a do tego został on w
międzyczasie przejęty przez nudystów). Rząd Stanów Zjednoczonych również jest
przykładem tego zjawiska (ludności, nie nudyzmu). Izba Wyższa Kongresu istnieje
od około dwustu lat, chociaż senatorzy w niej zasiadający są zupełnie innymi
osobami od tych, które były jego członkami kiedy powstawał (z paroma
51

background image



52
Rozdział 3. Grupy
prawdopodobnymi wyjątkami). To samo możemy powiedzieć o Sądzie
Najwyższym.
Nie znaczy to, że wszystkie grupy istnieją wiecznie, bo tak nie jest.
Posiadają one jednak pewną możliwość trwałości, cechę, którą - jak się wkrótce
okaże - odznaczają się również organizacje, instytucje i społeczeństwa.
Grupy pierwotne i wtórne
Charles Horton Cooley, który wraz z Georgem Herbertem Meadem jest uznawany
za twórcę paradygmatu interakcjonistyczncgo w socjologii, znany jest głównie ze
swojego rozróżnienia na dwa podstawowe rodzaje grup w zależności od dwóch
typów relacji. Interesowały go zwłaszcza tzw. relacje pierwotne, które określił jako
"te odznaczające się ścisłym zespoleniem jednostek poprzez stosunki osobiste i
współpracę· Są one pierwotne w wielu znaczeniach, ale przede wszystkim w tym,
że mają zasadniczy wpływ na kształtowanie się społecznej natury oraz ideałów
jednostki" (Coole)', 1909, s. 23).
tak więc relacje pierwotne to te, które łączą nas z naszymi rodzicami, rodzeństwem,
partnerem czy najbliższymi przyjaciółmi. Cooley dodał, że grupy pierwotne, czyli
złożone z osób połączonych relacjami pierwotnymi, cechuje specyficzne "poczucie
wspólnoty". Znajomość członków grupy pierwotnej nie ogranicza się jedynie do
znajomości statusów, jakie posiadają - jest nam znacznie bliższa.
W odróżnieniu od relacji pierwotnych, relacje wtórne ograniczają się do
posiadanych przez dane osoby statusów i oczekiwań związanych z odgrywanymi
przez nich rolami. Relacja taka łączy na przykład policjanta z osobą, której
wypisuje mandat w odpowiedzi na jej kreatywne prowadzenie samochodu.
Wszystko, co się liczy w takiej sytuacji, to statusy: policjanta i kierowcy. Osoba,
która dokonała wykroczenia, nic nie wie o rodzinie policjanta, jego dokonaniach
czy ambicjach. Podobnie policjant pozostanie niewzruszony, jeżeli owa osoba
będzie się tłumaczyć, mówiąc, że jechała na randkę i nie mogła się po raz kolejny
spóźnić.
Cooley nigdy nie omawiał grup wtórnych, mimo iż w sposób oczywisty stoją one w
opozycji do grup pierwotnych. Większość naszego życia spędzamy właśnie w
grupach wtórnych. Jeżeli jesteś studentem, to inne osoby uczęszczające z tobą na
zajęcia można zakwalifikować jako taką właśnie grupę. Jeżeli pracujesz w biurze
czy innej grupie pracowników,
Grupy pierwotne i wtórne
Młodzież można ją uznać za grupę wtórną. Kluczową cechą takich grup jest że ich
członków łączą relacje oparte na statusach oraz wspólne cele. Jeśli pracujesz na
przykład jako recepcjonista w biurze, to statusy powiązane z tym miejscem pracy
będą ważniejsze od tych, które mogą się wydawać ważniejsze dla ciebie jako

background image

osoby. Liczy się to, jak dany status pasuje do struktury i działania danej grupy jako
całości.
Granica między grupami pierwotnymi a wtórnymi nie jest stała.
Tylko w przypadku innych pojęć, które będziemy jeszcze analizować, I
ważniejsze od tworzenia sztywnych podziałów będzie używanie konceptualizacji
jako sposobu dostrzegania właściwości życia w społeczeństwie. Możecie
uczestniczyć w zajęciach albo pracować w biurze, którego mini sfera odznacza się
zażyłością, bliskością i poczuciem wspólnoty. Jakkolwiek możecie odbierać tę grupę
jako grupę pierwotną, zdanie tych członków może być zupełnie inne.
Socjologów szczególnie uderzyła wyraźna potrzeba, jaką ludzie przejawiają
względem uczestnictwa w grupach pierwotnych. Zwrócili uwagę na tendencję
tworzenia się grup pierwotnych w ramach grup wtórnych. Załóżmy, że jesteś jedną
ze stu osób zatrudnionych w dziale księgowym wielkiej korporacji: dział ten jest
niewątpliwie grupą wtórna. Jednak możesz się blisko zaprzyjaźnić z paroma innymi
jego pracownikami. Codziennie możecie jeść razem lunch, pomagać sobie w
swoich kłopotach i spotykać się towarzysko po pracy. Wasza bliska znajomość
tworzyłaby grupę pierwotną w ramach grupy wtórnej.
Przedmiotem interesującego pola badań jest to, w jaki sposób takie grupy pierwotne
wpływają na bardziej formalne funkcjonowanie większej całości. Czasami potrzeby
jednostek mogą być z sobą sprzeczne, jak na przykład w sytuacji, w której ktoś nie
traci swojego stanowiska dzięki znajomościom, chociaż z punktu widzenia
korporacji jest on niewydajnym pracownikiem. Często również zdarza się, że ktoś
dostaje awans dzięki kontaktom osobistym, a nie zdolnościom. Jednocześnie grupy
wtórne stwarzają alternatywne metody komunikacji i nowatorskie sposoby
wykonywania zadań w miejscu pracy. Jeżeli dział księgowości potrzebuje nowego
komputera, aby wykonać ważne zlecenie, to taka znajomość jednej z zatrudnionych
w nim osób z kimś z działu zakupu może się okazać bardzo pomocna.
Zauważ, w jaki sposób paradygmat interakcjonistyczny dostosował się do badania
grup pierwotnych: interakcji twarzą-w-twarz związanych ze sobą blisko jednostek
wymuszających wspólną tożsamość - owe poczucie wspólnoty. Zwracając się ku
bardziej formalnym strukturom
53

background image



54
Rozdział 3. Grupy
grup wtórnych, widzimy coraz to większą potrzebę stosowania paradygmatu
systemów społecznych, który skupia się na strukturze i funkcji relacji między
anonimowymi statusami. Nie oznacza to, że nie można użyć paradygmatu
interakcjonistycznego w odniesieniu do środowiska grup wtórnych ani że teoria
systemów społecznych nie ma zastosowania w kontekście małych grup
pierwotnych. Jednakże istnieje pewne powiązanie między teorią
interakcjonistyczną a analizą mikrosocjologiczną z jednej strony oraz między
podejściem systemów społecznych a analizą makrosocjologiczną z drugiej.
Zależności między grupami pierwotnymi i wtórnymi oraz relacjami
międzyludzkimi stanowią ciągły temat zainteresowań socjologów. Spójrzmy teraz
na inne aspekty życia w grupach, którymi zajmują się socjologowie.
Grupy odniesienia i tożsamość
Jak wspomniałem wcześniej, przynależność grupowa jest ważnym źródłem
tożsamości społecznej. Zaobserwowaliśmy już że to, kim jesteśmy w opiniach
innych osób (a być może w naszych własnych również), jest po części funkcją
posiadanych przez nas statusów czy zajmowanych kategorii społecznych. Jest to
także jedna z funkcji grup, do których należymy. A zatem jeżeli byliście w liceum
członkami drużyny piłkarskiej albo cheerleaderkami, to członkostwo w tych
grupach było ważnym elementem waszej licealnej tożsamości.
Zwróćcie uwagę na określoną cyrklację toczącą wszelkie rodzaje tożsamości
społecznej. Po pierwsze, mamy dość sprecyzowane wyobrażenia lub oczekiwania
względem różnych grup społecznych. Gdy wspomniałem o cheerłeaderce, na
pewno wywołałem w was pewne odczucia - niezależnie, czy były one pozytywne,
negatywne, czy mieszane. Po drugie, takie przedpojęcia o danych statusach czy
grupach bywają samospełniające się na dwa sposoby: (1) mamy tendencję do
postrzegania ludzi jako potwierdzających nasze opinie bez względu na to, jak
rzeczywiście się zachowują, (2) osoby, które przybierają dany status czy dołączają
do pewnej grupy często robią to, sugerując się właśnie takimi przedpojęciami. Co
więcej, często zmieniają one swoje zachowanie tak, by pasowało do ich wyobrażeń
o tym, jak powinno ono wyglądać w danej grupie.
Cheerleaderki na przykład są generalnie uznawane za osoby wesołe. Można się do
tego odnieść pozytywnie (widzą świat przez różowe okulary) albo negatywnie
(mają pustkę w głowie). Niezależnie od tego, osoby niebędące cheerleaderkami
najprawdopodobniej będą uznawały dane cheerleaderki za osoby skore do zabawy.
Istnieją również duże szanse, że osoby, które zostaną cheerleaderkami, będą wesołe
od samego początku i że nadal będą one dopasowywały swoje zachowanie do
nowego wizerunku: zarówno po to, aby nie odstawać od innych członków obecnej

background image

grupy, jak i po to, aby "bronić honoru wszystkich cheerleaderek". to, jedna z
najbardziej stałych cech życia społecznego.
Socjologowie nazywają grupy, które służą nam jako punkty odniesienia przy ocenie
różnych sytuacji, mianem grup odniesienia. Tak więc jeśli byłbym cheerleaderką,
to określałbym to, czy jestem "dostatecznie wesoły", przez porównywanie się z
innymi cheerleaderkami, a nie ogółem ludzkości. Skoro jestem pisarzem, to z
pewnością napisałem więcej książek od przeciętnego hydraulika, jednak ważniejsze
dla mnie będzie to, czy napisałem więcej książek od przeciętnego pisarza lub
M\L:jologa (moje dwie grupy odniesienia).
Zwróćcie uwagę na to, że termin grupa odniesienia łamie pewną zasadę, jaką
wcześniej powiązaliśmy z grupami w ogóle. Chodzi o to, że \Vide grup
odniesienia prawidłowo powinno być nazwanych kategoriami iloczynami opartymi
na statusach. Tak więc mimo że jestem pisarzem, nie spędzam większości swojego
czasu z innymi pisarzami, nie należę też do żadnych klubów literackich, a
większość moich znajomych nie wsi pisarzami scnsu stricto (chociaż wielu z nich
potrafi pisać). Niewięcej "pisarze" zdecydowanie pełnią dla mnie rolę grupy
odniesienia. Jeżeli ktoś zacznie rzucać oszczerstwa w kierunku literatów, to mogę
stanąć w "naszej" obronie. A kiedy usłyszę kogoś chwalącego zdolności pisarzy do
malowania obrazów i poruszania myśli słowem, to poczuję siłę , chociaż mówca
może mieć na myśli Ernesta Hemingwaya.
W ten sposób grupy odniesienia stają się wyznacznikami i celami zachowań. Gdy
tylko utożsamimy się z konkretną grupą, mamy tendencje do zachowywania się
zgodnie z dotyczącymi jej oczekiwaniami.
To, czy jesteśmy zadowoleni z naszego życia, czy nie, również jest uwarunkowane
przez grupy odniesienia. Załóżmy, że jesteś młodą wykształconą kobietą
zarabiającą 42 tys. dolarów rocznie. Jak byś się z tym czuła? Zanim odpowiesz,
pomyśl, z kim byś się porównała. Powiedzmy ze porównujesz się z innymi
młodymi kobietami pracującymi w podobnych zawodach i okazuje się, że zarabiasz
znacznie więcej niż one. Prawdopodobnie byłabyś z tego zadowolona, poczułabyś
się osobą odnoszącą sukcesy i wspinającą się po szczeblach kariery

background image

A teraz powiedzmy, że porównujesz się z młodym mężczyznami pracującymi na
podobnych stanowiskach i okazałoby się, że większość z nich zarabia więcej niż ty.
Jak byś się wtedy czuła? Socjologowie jakiś czas temu odkryli, że względny sukces
czy też odczuwana względna deprywacja często są bardziej znaczące od okoliczności
obiektywnych.
W klasycznym już badaniu przeprowadzonym w amerykańskiej armii podczas II
wojny światowej, Samuel Stouffer i jego współpracownicy (1949-1950) odkryli
dosyć osobliwą właściwość morale żołnierzy. Biorąc pod uwagę pospolite
stereotypy dotyczące elitaryzmu związanego z wyższym wykształceniem,
spodziewali się oni, że im bardziej dany poborowy był wykształcony, tym bardziej
oburzałby go fakt wcielenia do armii. Czy absolwent uniwersytetu nie mógłby
uważać, że służba wojskowa jest nie dla niego? Odwrotnie, czy niewykształceni
poborowi nie mogliby dojść do wniosku, że taka jest ich rola w życiu? Wyniki tego
badania były jednak zaskakujące.
Odpowiadając na sondażowe pytanie, czy ich zdaniem wcielenie ich do armii było
sprawiedliwe czy nie, większość osób z wyższym wykształceniem zaznaczała
"tak". Osoby słabiej wyedukowane za to często uważały, że ich pobór powinien być
odroczony - zupełnie inaczej niż spodziewali się autorzy badania. Jak uważacie, co
było tego powodem? Stouffer był zdania, że odpowiedź kryje się za pojęciami grup
odniesienia i względnej deprywacji. Oto sposób rozumowania Stouffera:
Podczas II wojny światowej pobór młodych mężczyzn pracujących na roli i przy
liniach produkcyjnych często był odraczany, ponieważ stanowiska te były
uznawane jako nadzwyczaj "istotne dla działań wojennych".
Ludzie zatrudnieni na roli i przy liniach produkcyjnych nie byli zazwyczaj dobrze
wykształceni. Przykładowo, było wśród nich mało absolwentów wyższych uczelni.
Biorąc pod uwagę wymienione punkty, możemy stwierdzić, że osobom słabiej
wykształconym częściej odraczano służbę wojskową.
Istnieje generalna zasada, która mówi, że wybieramy znajomych wśród osób o
podobnym poziomie wykształcenia. Tak więc znajomi absolwentów, którzy byli
respondentami owej ankiety, również byli absolwentami wyższych uczelni.
Znajomi tych respondentów, którzy ukończyli tylko szkołę podstawową,
prawdopodobnie również nie kontynuowali edukacji.

Przeczytawszy na punkty 3 i 4, żołnierze niewykształceni znali więcej osób, którym
odroczono służbę wojskową niż żołnierze dobrze wyedukowani.
Nawiązując do teorii grup odniesienia i względnej deprywacji, StoufreJ" doszedł do
następującego wniosku: decydując o tym, czy pobór był sprawiedliwy czy nie,
ankietowani żołnierze porównywali się do swoich znajomych z czasów pokoju.
Stąd widząc, jak wielu ich znajomych uzyskało odroczenia, niewykształceni
poborowi czuli się pokrzywdzeni. Odwrotnie -wykształceni poborowi, widząc jak
wielu ich znajomych również zostało wcielonych do wojska, nie czuli się
potraktowani gorzej od innych.

background image

Grupy odniesienia dostarczają nam modeli do tego, kim chcielibyśmy zostać (zob.
rys. 3.2). Jeżeli postanowiłeś zostać muzykiem rockowym, to zapewne zaczniesz
wzorować swoje zachowanie na rokmenach, których znasz, obserwujesz albo o
których czytasz. Możesz w tym kierunku zmienić swój styl ubierania się czy
fryzurę. Pomyśl przez chwilę, jakbyś się zmienił, gdyby twoją grupą odniesienia
byli muzycy rockowi. Następnie porównaj to z tym, jakbyś wyglądał, gdyby twoim
wzorem był żołnierz wojsk powietrznodesantowych, pielęgniarka lub profesor
socjologii.

Rysunek 3.2. Grupy odniesienia jako modele do naśladowania
57

background image



Grupy pomagają nam określić nie tylko to, kim jesteśmy, ale również to, kim nie
jesteśmy.
Jeżeli się nad tym zastanowimy, to odkryjemy, że żadna z cech, których
używamy do opisania siebie, nie istnieje bez swojego przeciwieństwa. Nie można
być wysokim, jak nie ma ludzi niskich. Nie ma kobiet bez mężczyzn itd.
To samo dotyczy wszelkich innych przeciwieństw: nie ma "góry" bez "dołu", nie
można być "tutaj", jeżeli nie ma "tam", Podobnie jest z grupami.
Rudyard Kipling opisał ten fenomen w wierszu My i oni:

Z Rodzicami zawsze mówimy,
Siostra i ciotka to potwierdzą,
Że wszyscy tacy jak my to My
A wszyscy inni to są Oni.

Spytajcie się dobrych ludzi
Zgodzą się oni i powiedzą,
Że ludzie mili tak jak My to My
A wszyscy inni to są Oni.

Socjologowie mianem grupy wewnętrznej (własnej) określają osoby, które należą
do danej grupy czy kategorii i się z nią identyfikują, grupą zewnętrzną nazywają
zaś te osoby, które do niej nie należą. Jeżeli jesteście absolwentami Harvardu, to
inni absolwenci tej uczelni mogą tworzyć z wami grupę wewnętrzną, a każdy, kto
jej nie ukończył - grupę zewnętrzną. Dla niektórych rasa jest podstawą do
tworzenia grup wewnętrznych i zewnętrznych, dla innych przynależność klasowa.
W miasteczkach uniwersyteckich, osoby związane z uczelnią i okoliczni
mieszkańcy są dla siebie bardzo często grupami wewnętrznymi i zewnętrznymi.
Ten sam fenomen można spotkać w miejscowościach położonych w okolicach baz
wojskowych.
Grupy wewnętrzne i zewnętrzne oferują nam coś więcej niż identyfikację· Ustalają
one również, kto z kim utrzymuje stosunki. Są także podstawą wrogości -
uprzedzeń i nienawiści między grupami. Tak jak "góra" potrzebuje "dołu" aby
istnieć, tak samo niektórzy potrzebują grup względem których będą się czuli lepsi.
Jak to ujął w swoim wierszu Kipling, "dobrzy ludzie" i "ludzie mili" to my,
wszyscy inni są od nas gorsi. Właśnie tutaj znajdują się źródła wszelkich zamieszek
na tle rasowym i bójek między młodocianymi gangami, wojen między
narodowościami, krwawych krucjat itd.
Podczas II wojny światowej Naziści usiłowali wykluczyć Żydów z listy ludzkiej, a
Japończycy przyjęli podobną postawę wobec Chińczyków. I chociaż biali
Amerykanie nie byli aż tak brutalni względem Amerykanów pochodzenia
japońskiego zamieszkałych na zachodnim wybrzeżu USA, to jednak tworzenie dla

background image

nich obozów przesiedleńczych było wystarczającym przykładem tego, jak
tożsamość grupy wewnętrznej może doprowadzić do wrogości wobec grupy
zewnętrznej. Mimo iż można było usprawiedliwić rządy Niemiec, Japonii i Stanów
Zjednoczonych za więzienie (a nawet zabijanie) zdrajców wojennych, to jednak
woleli oni szukać kozłów ofiarnych na podstawie ich innej przynależności
rasowej/etnicznej.
Rozpad bloku wschodniego w latach dziewięćdziesiątych XX wieku tym bardziej
wydłużył listę międzygrupowych okrucieństw. Serbowie bośniaccy ze swoimi
sąsiadami w byłej Jugosławii dodali kolejny termin do leksykonu nienawiści:
"czystki etniczne".

widzieliśmy grupy, do których należymy, są głównymi czynnikami za których
określają nas inni. Odgrywają one również centralną ideę w naszym własnym
poczuciu tożsamości. Jestem przekonany, że właśnie zdaliście sobie sprawę z tego
już wcześniej, chociaż może nie byliście świadkami skali tego zjawiska. Teraz
przyjrzymy się kolejnemu podstawowemu wpływowi, jaki grupy wywierają na
nasze życie - potrafią kontrolować nasz odbiór tego, co prawdziwe, a co nie.
Ponad pięćdziesiąt lat temu Muzafer Sherif (1936) opublikował wyniki serii
eksperymentów, które mogą spowodować, że zwątpicie we wszystko, czego
doświadczacie i w co wierzycie. Jego badania dotyczyły rozwoju grupowych norm
w odniesieniu do "zjawisk autokinetycznych".
Sherif umieścił grupę ludzi w zupełnie ciemnym pomieszczeniu.
Na jednej ścianie znajdował się mały, stacjonarny punkt świetlny. Zakładam, że
punkt ten był stacjonarny, gdyż gdyby kazano wam siedzieć w pomieszczeniu,
gdzie panuje zupełna ciemność i nie widać żadnych czynników odniesienia, takich
jak ściany, podłoga czy sufit, to po pewnym momencie zaczęłoby się wam zdawać,
że ów punkt się porusza. Dokładnie tego doświadczyli uczestnicy eksperymentu
Sherifa.

background image

Poza sygnalizowaniem osobie przeprowadzającej eksperyment, kiedy światło się
porusza to, badani mieli również informować o odległości, na jaką się ono
przemieści. Mimo że światło pozostawało nieruchome przez cały czas trwania
eksperymentu, relacje te znacznie się różniły. Bardziej zaskakujące było jednak to,
że kiedykolwiek grupa stwierdziła, że światło się ruszyło, szybko osiągali oni
porozumienie co do przebytej przez nie odległości, chociaż z początku ich opinie
potrafiły być diametralnie odmienne. Po zakończeniu każdej sesji obserwacyjnej
wszyscy członkowie grupy zaznaczali takie same odległości (nota bene, różne
grupy dochodziły do bardzo różnych wspólnych odległości).
W jaki sposób ten eksperyment różni się od normalnego życia społecznego? Myślę,
że główną różnicą jest wiedza o tym, że grupowe porozumienie co do ruchu światła
zostało wymyślone w rzeczywistości światło się nie poruszało. W codziennym
życiu osiągamy tego samego typu porozumienia, trudno jest jednak ocenić, czy są
one prawdziwe, czy nie.
Najłatwiej zaobserwować ten proces wśród dzieci, gdyż nie są one jeszcze zdolne
tak dobrze ukrywać prawdę jak dorośli. Może widzieliście kiedyś taką sytuację albo
nawet przypominacie sobie podobną z własnego dzieciństwa: dziecko wraca do
domu ze szkoły albo spotkania ze znajomymi i ogłasza, że pewna zabawka czy
postać z kreskówki jest najlepsza na świecie. Zazwyczaj bez wydawania pieniędzy
nie da się pogodzić dziecka z tym faktem.
Kiedy słyszymy, jak dziecko ogłasza autorytarnie, że konkretna zabawka jest
"fajna" a inna jest "głupia", możemy uśmiechnąć się z wyższością. My wiemy, że
opinia dziecka jest wyłącznie pochodną tego, co zadecydowała grupa. Niezależnie
od tego, jak prawdziwa wydaje się ona dziecku, jesteśmy w stanie stwierdzić, że
jego zdanie jest rezultatem grupowego porozumienia.
Tracimy jednak ten dystans w chwili, gdy z zabawek przerzucamy się na to, który
komputer, samochód, proszek do prania, uniwersytet, dezodorant, ruch religijny czy
system rządów jest lepszy od innych. Do niektórych opinii można się odnieść jako
do "kwestii gustu", jednak inni mogą podejść do tej sprawy mniej pobłażliwie.
Przypadkowo wybór religii może się niektórym wydawać wynikiem czegoś
bardziej "rzeczywistego" niż opinii grupy - mimo iż zwykle jesteśmy tego samego
wyznania co nasi rodzice. (A jeżeli ktoś wybiera ateizm, to będzie mu się
wydawało, że jest to jego prawdziwy wybór i część "bycia realistą".)
Jak mówiliśmy w rozdziale 1, ludzie mają zwyczaj reifikowania swoich poglądów,
czyli uznają, że reprezentują one jakąś uniwersalny pogląd. W rozdziale 2
zobaczyliśmy, jak ważną rolę spełniają opinie w określaniu tego, kim jesteśmy
zarówno w tym, jak przedstawiamy siebie innym, jak i w tym, jak sami siebie
postrzegamy. Kluczowym punktem tego rozdziału było to, że poglądy, które
reifikujemy i których używamy do określania siebie, często są nam narzucane przez
grupy.
Chociaż często uważamy, że to, jak postrzegamy i doświadczamy chwili jest
kwestią indywidualnej osobowości, to tak naprawdę "społeczne instruktowanie"

background image

nas i naszych relacji z innymi sprawia, że są one mniej osobiste niżby nam się
wydawało. Jakkolwiek teoria interakcjonistyczna w sposób szczególny pasuje do
badań nad interakcją twarzą-w-twarz i dynamiką małych grup, tworzenie
większych i bardziej złożonych form społecznych wymaga dużego kroku naprzód. I
dlatego też, kiedy zaczniemy się zajmować badaniem organizacji i butyIIH li.
Będziemy częściej używali paradygmatu systemów społecznych i konfliktu.
61

background image



ROZDZIAŁ 4
Organizacje

W roku 1972 w San Francisco pracownicy niewielkiej firmy zapoczątkowali akcję
polegającą na spędzaniu pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia razem ze
swoimi rodzinami i przyjaciółmi, wręczając prezenty pacjentom okolicznych
szpitali. Po ukończeniu tego zadania zjedli wspólnie uroczystą kolację. Ich pomysł
sprawił im tak niebywałą satysfakcje, że postanowili powtarzać tę akcję co roku. W
następne święta w akcji uczestniczyło czterystu ochotników, którzy pierwszego
dnia świąt odwiedzili 2 tys. dzieci i osób dorosłych.
W roku 1974 akcja ta przeniosła się do innych miast: Los Angeles, Nowego Jorku i
Honolulu. Uczestniczyło w niej też coraz więcej osób. Następnego roku akcję
rozszerzono tak, aby odwiedzać chorych także w trakcie Chanuka, a sam projekt
przemianowano na Holiday Hospital Project. Tak jak we wcześniejszych latach,
ochotnicy kupowali drobne upominki, takie jak skarpety, perfumy czy zabawki.
Akcja dalej się rozrastała.
W roku 1980 przedsięwzięcie to zostało sformalizowane jako Projekt Świąteczny
(Holiday Project), charytatywna organizacja non-profit z siedzibą w Kalifornii oraz
komitetami lokalnymi w siedemdziesięciu siedmiu wspólnotach w całych Stanach
Zjednoczonych. Poza tym z projektem współpracowały liczne komitety z innych
krajów. Tamtego roku 30 tys. ochotników odwiedziło 242 tys. osób w szpitalach,
więzieniach, domach opieki i podobnych ośrodkach. Darowizny pieniężne
osiągnięty wysokość 130 tys. dolarów, a kolejne 100 tys. dolarów rozdano w
formie dóbr i usług. Akcją w skali narodowej koordynował pełnoetatowy dyrektor,
którego poczynania śledziła rada zarządzająca.
W 1981 roku 4 gubernatorów i 29 burmistrzów proklamowało „Dzień Projektu
Świątecznego" odpowiednio w swoich stanach i miastach. 38 tys. ochotników z 114
wspólnot odwiedziło 207 tys. osób w 1781 ośrodkach, a różnego rodzaju datki
wyniosły ponad pól miliona dolarów.
Dziewięć lat po podjęciu tej inicjatywy, jej idee w skali lokalnej wciąż pozostawały
niezmienne, jednak sama struktura organizacji była już zupełnie inna. W biurze
centralnym dyrektora wspomagali ochotnicy. Dwóch koordynatorów było
zatrudnionych na pół etatu w Nowym Jorku, których zadaniem było między innymi
uczestniczenie w cotygodniowych telekonferencjach z dziewięcioma
koordynatorami lokalnymi, którzy wciąż pozostawali w stałym kontakcie z
członkami komitetów wspólnotowych. W skład każdego takiego komitetu wchodził
zwykle prawnik, księgowy, specjalista do spraw mediów oraz inne osoby
odpowiedzialne za takie czynności, jak nabór nowych członków, zbieranie
funduszy, kontakt z instytucjami czy pakowanie darów. Poziom całej organizacji
tego przedsięwzięcia wynikał z paru powodów.

background image

Po pierwsze, ludzie biorący udział w Projekcie chcieli coraz bardziej rozwijać
swoją działalność. Pragnęli oni odwiedzać większą ilość osób, które nie mogły
spędzić świąt w domu, jak również dzielić się satysfakcją jaką im to przynosiło.
Aby tego dokonać, potrzebowali biura centralnego, które inicjowałoby nowe
kontakty w innych miastach i pomagało im w organizowaniu nowych komitetów
lokalnych. Dodatkowo, biuro centralne miało większe szanse na przyciągnięcie
uwagi mediów i otrzymanie pomocy rządowej niż którykolwiek z 10 tys.
ochotników oddzielnie.
Po drugie, istnienie takiej struktury na szczeblu krajowym zapewniało, że
jakiekolwiek przedsięwzięcie korzystające z nazwy Projekt Świąteczny musiało
działać zgodnie z jego oryginalnym zamierzeniem, czyli dzieleniem się atmosferą
świąt z tymi, którzy nie mogli spędzić ich w domu. Dzięki temu, że organizacja
była prawnym właścicielem nazwy i że lokalne komitety musiały być
licencjonowane, udało jej się uchronić przed "',/Ustami oraz uniknąć
skomercjalizowania jak w przypadku świętego Mikołaja
Po trzecie, konieczne było dostosowanie się do przepisów rządowych, jako prawnie
założona organizacja charytatywna, Projekt Świąteczny zobowiązany był do
składania raportów ze swojej działalności finansowej. Ile pieniędzy wydano, a ile
zebrano? Celem takich raportów jest ochrona społeczeństwa przed nieuczciwymi
organizacjami. Jako że powinno prowadzić dokładną dokumentację finansową, gdy
dla organizacji pieniądze przekraczają dziesiątki tysięcy ochotników, biuro
centralne wypracowało zestandaryzowany system prowadzenia raportów z
działalności finansowej, które wszystkie komitety musiały składać. Dzięki
jednolitej formie łatwiej było połączyć wszystkie sprawozdania.
W przypadku każdej dużej organizacji społecznej, tego typu struktura centralna
zaczynała się przeczyć intencjom, które dały jej początek. Pierwsi ochotnicy nie
potrzebowali niczyjego pozwolenia: po prostu robili to, co uważali za słuszne.
Teraz, aby partycypować w projekcie, trzeba działać według określonej listy
wytycznych i zyskać aprobatę rady zarządzającej. Początkowo ochotnicy składali
się na prezenty, teraz każdy datek musiał być udokumentowany, a każda faktura z
zakupu darów zachowana. Każde duże przedsięwzięcie charytatywne prędzej czy
później staje w obliczu konfliktu między biurem centralnym a jego lokalnymi
strukturami, Zwykle podział ten najwyraźniej widać w kwestiach finansów. W
organizacjach, które utrzymują się z corocznych składek, niebywale delikatną
rzeczą jest to, jaki ich odsetek będzie przeznaczony na wsparcie struktur
centralnych, a jaki zostanie wykorzystany na potrzeby lokalnego.
W układ wydatków lokalnych komitetów wchodzą opłaty telefoniczne i pocztowe,
zamawianie materiałów biurowych, często także opłata za wynajem lokalu. W skali
krajowej wydatki są typowe dla jakiegokolwiek formalnego przedsięwzięcia, a
zatem obejmują też pensje dla stałych pracowników. W przypadku organizacji
charytatywnych, takich jak Projekt Świąteczny, występują rozmaite ukryte opłaty
związane ze sprawami prawnymi, o których wspomniałem. Na przykład składanie

background image

dokumentów prawnych bardzo często wymaga uiszczenia opłaty skarbowej albo
korzystania z odpłatnych

background image

usług prawników. Potrzeba dokładnego prowadzenia ksiąg wymaga corocznych
audytów wykonywanych przez firmy księgowe. Konieczne jest również
ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej na wypadek jakichkolwiek szkód,
jakie mogą powstać podczas wizytacji. Koordynacja tych i podobnych czynności
administracyjnych pociąga za sobą koszty telefonów, wysyłania listów, a nawet
podróży.
Rozmaite wydatki związane z prowadzeniem ogólnokrajowej organizacji mogą się
wydawać oderwane od oryginalnych celów przedsięwzięcia, czyli - jak w
przypadku Projektu Świątecznego - od odwiedzania osób w szpitalach i innych tego
typu ośrodkach podczas świąt. Jednakże zbieranie środków na wymienione wydatki
należy do zadań lokalnych komitetów.
Pozostawiając za nami kwestię tego, kto powinien dostać ile pieniędzy, istnieją
jeszcze inne źródła konfliktów między szczeblami lokalnymi a krajowym. Wymóg
prowadzenia dokładnej dokumentacji z działalności finansowej oznacza, że
komitety lokalne muszą przygotowywać i składać liczne raporty. Podczas gdy w
1972 roku każdy uczestnik akcji dawał tyle pieniędzy, ile uważał za stosowne, po
czym wydawane one były według wspólnego uznania, teraz komitety zostały
zmuszone do rozliczania się z każdego datku i wydatku w comiesięcznych
raportach. Co więcej, biuro centralne musi zwracać uwagę na cele, na które
przeznaczane są pieniądze oraz na to, jakie sposoby zbierania funduszy
wykorzystują komitety.
Projektowi Świątecznemu udało się uniknąć zatrudnienia dużej ilości osób dzięki
korzystaniu z pracy wolontariuszy. W latach 1991-1992 dokładnie 15 442 osoby z
trzydziestu stanów odwiedziło 135 tys. ludzi w 1423 różnych instytucjach (The
Holiday Project, 1992, s. 1).
istnieją jeszcze inne wymiary podziału między szczeblami lokalnymi a krajowym.
W przypadku Projektu Świątecznego „praca" organizacji, czyli odwiedzanie osób
w różnych ośrodkach, ostatecznie musi być wykonana na szczeblu lokalnym. Nie
jest to tak oczywiste w przypadku innych organizacji. Weźmy taką organizację jak
Zerowy Przyrost Naturalny (ZPN, Zero PopuJation Growth), która walczy z
przeludnieniem. Większość działań ZPN na poziomie lokalnym sprowadza się do
współpracy z instytucjami edukacji publicznej. Jednakże większość kwestii
poruszanych przez tę organizację, takich jak imigracja, aborcja czy ulgi podatkowe
dla osób uzależnionych, lepiej poruszać na szczeblu krajowym. W takich
sytuacjach konflikty mogą dotyczyć tego, na co należy skierować największą
uwagę (i środki finansowe). Lokalne filie, utrzymujące się z składek swoich
członków, często czują się oszukane, kiedy część zebranych w ten sposób funduszy
muszą przesłać strukturom centralnym
Odpowiedniki opisanych tutaj cech organizacji charytatywnych można odnaleźć w
wielkich korporacjach. Także tam występują konflikty między siedzibą główną a
lokalnymi filiami, jak również między konkretnymi działami, na przykład

background image

personalnym, marketingu czy produkcji. Innymi słowy, tego typu problemy są
nieuniknione w jakiejkolwiek formie organizacji.
Jedną ze zmian wiążących się z przejściem od paru współpracujących ze sobą osób
do działania w ramach formalnej organizacji jest sposób komunikacji między jej
członkami. Mimo iż na początku pracownicy mogli być "na ty", w strukturze
formalnej zapewne częściej będą się odwoływali do zajmowanych przez siebie
statusów. W przypadku Projektu Świątecznego, członkowie komitetów lokalnych
prawdopodobnie będą mówili o "wysyłaniu pieniędzy do biura centralnego" albo o
terminach narzuconych im przez "biuro zarządu". Za to osoby zasiadające w biurze
zarządu mogą między sobą mówić o "lokalnych" albo o "Bostonie". W miarę jak
organizacja staje się bardziej formalizowana, relacje między jej członkami stają się
coraz bardziej bezosobowe. Jaj się okaże dalej, organizacje będące potężnymi
narzędziami, dzięki którym ludzie mogą dokonywać zmian. Zobaczymy też, jak
tworzą one swoją własną rzeczywistość, często pozostawiając w cieniu ludzi
biorących w nich udział, a nawet wypierając ich pierwotne cele. Mam nadzieję, że
socjologiczne spojrzenie na organizacje pomoże Wam stać się bardziej
krytycznymi obserwatorami oraz zrozumieć, dlaczego organizacje działają czasem
tak osobliwie.


Czym jest organizacja?
Jakkolwiek z łatwością przychodzi nam wypowiadanie się na ich temat i wielu z
nas w nich uczestniczy, to trudno jest nam dokładnie zdefiniować, czym
organizacje tak naprawdę są. Tak więc może łatwiej będzie, jeśli zaczniemy od
określenia tego, czym one nie są.
Przyjrzyjmy się koncernowi IBM (International Business Machiius) - wielkiej
międzynarodowej korporacji, która na różnych stanowiskach zatrudnia setki tysięcy
osób. IBM z pewnością jest organizacją, jak pytanie brzmi, co tworzy
"organizację"? Na pewno organizacja, jaką jest IBM, to coś więcej niż nazwa, która
początkowo brzmiała Thbul:iling Machine Company.
To, że IBM jest organizacją, nie jest też z pewnością powiązane z zajmowanymi
przez nią budynkami ani z tym, co produkuje. Z prawnego punktu widzenia
można by powiedzieć, że IBM określono jako organizację w akcie założycielskim
tej firmy, jednak tak naprawdę jest ona czymś więcej.
Kuszącym zdaje się być stwierdzenie, że IBM to wszyscy zatrudnieni pracownicy,
ale to spostrzeżenie również nie jest trafne. Bliższe prawdy z socjologicznego
punktu widzenia byłoby określenie TBM miałaby schematu organizacyjnego,
struktury złożonej ze statusów i relacji. Innymi słowy IBM jako organizacja jest
zbiorem zasad (reguł), które tworzą kontekst dla współdziałania jednostek
posiadających konkretny cel. To społeczna mapa określająca, jak zbiór ludzi ma ze
sobą współpracować.

background image

Inny powód, dla którego ludzie łączą swoje siły, jest wam zapewne dobrze znany.
Istnieje spora szansa, że zdarzyło się wam ze znajomymi spontanicznie
zorganizować imprezę. Jedno z was prawdopodobnie

background image


poszło zrobić zakupy, inna osoba wzięła się za sprzątanie, a jeszcze inna zapraszała
gości. A może każdy po trochu uczestniczył w każdej części przygotowań.
Niezależnie od przypadku, każdy robił coś dla dobra grupy i nie było potrzeby, aby
ktoś jej przewodził. Może spotkaliście się z takim współdziałaniem w innej sytuacji
- często zdarzają się one w sporcie oraz podczas katastrof. tego rodzaju
spontaniczne, wspólne działanie bez żadnego przywództwa nazywa się sojuszem:
to grupa jednostek, które łączy wspólny cel i gdzie każda odgrywa swoją rolę, aby
go osiągnąć.
Sojusz przestaje jednak być skuteczny, gdy liczba osób w grupie znacznie się
zwiększa albo kiedy czynności, jakie trzeba wykonać, stają się zbyt
skomplikowane. Trudno wyobrazić sobie wszystkich pracowników IBM
"zrzucających się" na produkcję komputerów. Zamiast tego każda poszczególna
funkcja niezbędna do osiągnięcia celu jest dokładnie określona, nazwana i
obsadzona przez przeszkolonego w tym celu pracownika. Do tego dochodzą
stanowiska kierownicze, nadzorcze i organizacyjne, które również muszą być
określone i wykonywane.
Organizacje, podobnie jak związki i grupy, dostarczają kolejnych aspektów
tożsamości społecznej jednostek. Organizacje, w których działamy, są sposobem
ukazywania tego, kim jesteśmy. Jednocześnie kreujemy tożsamość na poziomie
zbiorowym, tworząc całości będące aktorami w ramach społeczeństwa. Te
zbiorowe byty pomagają nam w naszych dążeniach, ale mają też względem nas
swoje wymagania. Inaczej rzecz ujmując, organizacje mają swoją cenę - zarówno
dosłownie, jak i w przenośni.
Biurokracja
Biurokracja to typowe skojarzenie, jakie wiąże się z formalnymi organizacjami.
Większości obywateli Ameryki rozróżnia kilka rodzajów biurokracji: "głupią",
"drobną", "niezaradną", "przeklętą" albo i gorzej. Biurokracja zazwyczaj kojarzy
się z długimi kolejkami, robotą papierkową, bezosobowością, formularzami i
frustracją, chociaż nie wszystkie te cechy znajdziemy w każdej biurokracji.
Max Weber (1846-1920) jako pierwszy dokonał ogólnej analizy tego typu
organizacji, a jego uwagi wciąż pozostają aktualne (zob. Gerth, Mil1s, 1946).
Weber doszedł do wniosku, że każda organizacja demokratyczna będzie się
charakteryzowała następującymi kluczowymi poglądami.
Obszary jurysdykcji są oficjalnie określone i rządzone według zdefiniowanych
reguł. Czynności, jakie powinny być regularnie wykonywane, stają się oficjalnymi
obowiązkami. Struktura organizacji jest dokładnie zarysowana, podobnie jak zakres
obowiązków każdego pracownika.
Organizacja ma strukturę hierarchiczną, a każdy jej poziom charakteryzuje się
określonymi kompetencjami, nieco przypominając piramidę ; im wyżej w
strukturze, tym mniej osób zatrudnionych, z osobą pełniącą funkcje kierownicze na
szczycie.

background image

Organizacją zarządza się głównie za pomocą przygotowywania, zadawania i
stosowania pisemnych dokumentów.
Osoby zatrudnione w biurokracji są specjalistami wyszkolonymi z myślą o danym
stanowisku.
W pełni ukształtowana biurokracja wymaga pełnej wydajności wszystkich
zatrudnionych w niej osób. Praca administracyjna jest zadaniem pełnoetatowym.
Weber zaznacza, że stoi to w opozycji do wcześniejszych przedsięwzięć, w których
funkcje kierownicze były traktowane jako zadania drugorzędne. Wszystkie
oficjalne zadania w organizacji są określane przez formalne procedury, których
znajomość jest dodatkową umiejętnością.
W skrócie, biurokracje zajmują się "administracją" poprzez oficjalnie określone
zasady relacji statusów i ról, które nie mają nic wspólnego z zajmującymi dane
stanowiska osobami. Alfred Krupp, główny dostawca amunicji dla Hitlera podczas
II wojny światowej, ujął to bardziej bezpośrednio:
Chcę doprowadzić do tego, aby nic, co dla nas ważne, nie zostało uzależnione od
życia czy istnienia jakiejkolwiek jednostki; aby nic w jakikolwiek sposób ważnego
nic nastąpiło [ ... ] bez uprzedniej wiedzy i zgody zarządu; aby przeszło w
najbliższa przyszłość dało się wyczytać z dokumentów kierownictwa, bez pytania
się śmiertelników (za: Gouldner,1954,s.179-180).
Mimo iż w takim chłodnym, bezosobowym tonie łatwo znaleźć coś, z czym się nie
zgodzimy, warto jednak spojrzeć na znaczną ilość zajęcia biurokracji. Weber
uważał, że biurokracja odznacza się techniczną przewagą nad innymi formami
organizacji, podobnie jak praca maszyn

background image

ma techniczną przewagę nad pracą ludzkich rąk. Tego typu organizacje są szybsze,
bardziej precyzyjne, bardziej przejrzyste, pewniejsze i skuteczniejsze niż ich
niebiurokratyczne odpowiedniki.
Weber postrzegał ciągłość dokumentów w biurokracji jako jej kolejny plus.
Pracownicy mogą przychodzić i odchodzić, ale struktura statusów i zachowane
archiwa pozwalają samej organizacji nieprzerwanie istnieć. Świadczy o tym ciągła
działalność służby cywilnej USA mimo częstych zmian pracowników z nominacji
politycznych.
Weber wymienił również kompetencję personelu biurokracji jako kolejną jej zaletę.
Jest to jedyny system organizacji, który pozwala na skuteczną koordynację
pracowników wyszkolonych w bardzo wąskich, specjalistycznych dziedzinach.
Biurokracja w amoku
Jakkolwiek ważną rzeczą jest zdanie sobie sprawy z wielu zalet biurokracji, nie
powinniśmy ignorować jej wad. Oto kilka z najczęściej wymienianych.
W roku 1957 C. Northcote Parkinson zwrócił uwagę na coś, co skromnie nazwał
Prawem Parkinsona (1963). Prawo to brzmi: "Praca, którą należy wykonać, nabiera
znaczenia i staje się bardziej skomplikowana w stosunku wprost proporcjonalnym
do czasu, jaki można jej poświęcić". Innymi słowy, niezależnie od tego, jak
niewielka może być ilość pracy do wykonania czy też jak dużo przeznaczono na nią
czasu, praca zostanie rozciągnięta w taki sposób, aby trwała dokładnie tyle, na ile
została zaplanowana.
Biurokrację charakteryzują regularne godziny pracy i regularne czynności, które
należy w tym czasie wykonać. Jeżeli ilość pracy przerasta możliwości
pracowników, to albo jej ilość zostanie zredukowana, albo zatrudnionych zostanie
więcej osób. Jeżeli jednak pracy nie starcza, aby skutecznie zająć czas, jaki
powinien być na nią przeznaczony, to i tak wszyscy będą "zajęci" podczas godzin
roboczych.
Prawo Parkinsona zdaje się również dotyczyć sytuacji, w której nie ma żadnej
pracy do wykonania. Czasami zmiany w strukturze organizacji pozostawiają
pewnych pracowników bez jakiejkolwiek użytecznej funkcji. Zazwyczaj owo "nic"
udaje się wielu osobom rozciągnąć na cały dzień. Co więcej, istnieją przypadki,
gdy cała organizacja nie ma żadnej funkcji do spełnienia. Mimo to biurokracje
rzadko znikają. Każdego roku rząd tworzy nowe agencje, zazwyczaj po to, aby
zaradzić konkretnym problemom. Zwykle nie są one jednak rozwiązywane po
zapoznaniu się z daną kwestią.
W Zasadzie Petera Laurence Peter wygłosił następującą tezy: ., W hierarchii każdy
pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji" (Peter, Rull, 1975).
Jeżeli w biurokracji awanse są udzielne w zależności od zasług, to osoba, która
okazuje się nader kompetentna na swoim stanowisku, będzie awansowana dopóty,
dopóki nie trafi na posadę, w której nie będzie się wybijała ponad innych
pracowników. Często oczywiście taki pracownik nabywa nowe zdolności i po raz
kolejny zaczyna wykonywać swoje czynności lepiej od innych, a zatem czeka go

background image

kolejna promocja. Peter sugerował, że dana osoba będzie promowana dotąd, aż
osiągnie takie stanowisko, z którym nie będzie w stanie sobie poradzić. Naturalnie
dalszych awansów nie będzie, bo nie będzie żadnych szczególnych zasług. Jako że
w tym systemie organizacji niezmiernie rzadko degraduje się pracowników, wielu
biurokratów będzie pracowało na posadach, których wymagania przekraczają ich
kompetencje.
Krytyka biurokracji jest bardzo często wyrażana jako wina "systemu". Radykałowie
amerykańscy zazwyczaj narzekają na "system kapitalistyczny", a do niedawna
Rosjanie stojący w długich kolejkach po buty lub papier toaletowy klęli pod nosem
na "system socjalistyczny (Teraz pewnie wielu z nich obarcza winą za swoje
problemy kapitalizm.)
W swojej książce z 1986 roku zatytułowanej Syslemantics John sugeruje, że
problem leży w samych systemach. Mimo wielu korzyści płynących z
systematycznej organizacji niektórych procesów, takich jak produkcja samochodów
czy komputerów, Gall zaznacza, że systemy mają tendencję do obracania się
przeciwko nam. Oto przykład:
Największa budowla świata, budynek montażu pojazdów kosmicznych w Cape
Canaveral, wytwarza swoją własną pogodę, łącznie z chmurami czy deszczem.
Skonstruowany po to, by chronić rakiety kosmiczne przed żywiołami, tworzy on
swoje własne (GllII, 1986,s. 24).
Systemy tworzone przez ludzi są równie przewrotne jak systemy kosmiczne.
Większość kłopotów organizacji można powiązać z ich wolnością trwania. Oto trzy
twierdzenia, które Gall przywołuje w swojej książce:

background image

Systemy, jak tylko powstaną, tworzą swoje własne cele.
Najważniejsze są cele wewnątrz systemowe.
Systemy zachowują się tak, jakby chciały żyć (tamże, s. 74).
Zapewne pamiętacie z rozdziału 3, że istnienie grupy jest często niezależne od
życia osób, które w nich uczestniczą (przypomnijcie sobie wymieniony tam klub
fitness). Właściwość ta dotyczy organizacji jeszcze bardziej niż grup. Mimo że Gall
mówi o "woli przetrwania" organizacji półżartem, to jednak jego spostrzeżenie jest
w gruncie rzeczy prawdą. Chociaż wola jest cechą psychologiczną, organizacje
mogą mieć taką strukturę, że będą się zachowywały jakby naprawdę pragnęły
przetrwać. I faktycznie organizacje, które nie byty skonstruowane w ten sposób,
zazwyczaj już nie istnieją.
Można więc powiedzieć, że najważniejszym celem każdej organizacji jest
przetrwanie. Jest to zresztą całkiem rozsądne.
Załóżmy, że postanowiliśmy rozdawać jedzenie bezdomnym w okolicy. Jako że nie
mamy ani czasu, ani odpowiednich środków finansowych, aby przedsięwzięcie to
prowadzić na własną rękę, zakładamy organizację "Nakarmić Bezdomnych".
Prosimy więc różne osoby o datki na jedzenie oraz o pomoc w jego dystrybucji.
Wydaje się jasne, że organizacja tego typu ma większe szanse na powodzenie niż
jedynie praca dwóch osób. Nie trzeba chyba wspominać też o tym, że gdyby
organizacja ta przestała istnieć, nie moglibyśmy zrealizować swoich zamiarów.
W pewnym momencie dochodzą do tego kwestie prawne. Zostajemy
poinformowani, że jeżeli zbieramy datki, to powinniśmy się rozliczać z tego, skąd
je mamy oraz na co są one wydawane. Jest to całkiem rozsądne żądanie, gdyż
ochrania nas przed oszustami.
Tak więc, jeżeli chcemy, aby organizacja istniała nadal, musimy przeznaczyć
pewne środki na prawidłowe prowadzenie dokumentacji fiskalnej. Aby mieć
pewność, że jest to robione zgodnie z wymaganiami, zatrudniamy na pół etatu
księgowego. Oznacza to, że pewna ilość pieniędzy będzie musiała być
przeznaczona na jego honorarium.
Teraz załóżmy, że otrzymaliśmy pewną ilość popsutej żywności, która
spowodowała zatrucia u części bezdomnych. Na szczęście nikt nie umiera w
wyniku tego niedopatrzenia, a osoby, które na tym ucierpiały, udaje się namówić,
aby nie pozywały organizacji. Staje się wówczas jasne, że problemy tego typu
mogą zniszczyć całe nasze przedsięwzięcie, a zatem decydujemy się na
ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Znowu podejmujemy kolejne kroki,
aby utrzymać działalność organizacji.
Wszystko to jest zupełnie logiczne i ilustruje, w jaki sposób cele organizacji stają
się ważniejsze od pierwotnych zamiarów jej założycieli. Co więcej, ten sam proces
tworzy napięcia między organizacją a działającymi w jej ramach jednostkami.
Organizacje i jednostki
Często można spotkać argument, że współczesne organizacje szkodzą osobom,
które biorą w nich udział. Prawie czterdzieści lat temu socjolog William H. Whyte

background image

napisał książkę Tlte Organization Mail (1956), II' której badał powody, dla których
współcześni pracownicy korporacji często zmuszeni do wyrzeczenia się swoich
wartości, rodzin czy też własnej indywidualności, aby odnieść sukces w świecie
korporacji. Musieli oni ubierać się podobnie, pić podobnie, mówić podobnie, a
nawet myśleć podobnie jak reszta ich zespołów.
W latach osiemdziesiątych Gareth Morgan stwierdził, że niektóre organizacje
można nazwać "psychicznymi więzieniami" (Morgan, 1997, Illzdz. 7). Działają one
na przykład jak represywne, paternalistyczne rodziny. Mogą zaspokajać potrzeby
psychiczne jednych, a tymczasem stwarzać problemy dla innych.
Wiele uwagi poświęca się pojęciu "wypalenia zawodowego" także zwykle wiąże
się z konfliktem między wymaganiami organizacji a życiem osobistym. Zdarza się
ono zarówno w korporacjach, dla których pracujemy, jak i w organizacjach
ochotniczych, w których uczestniczymy ze względu na nasze altruistyczne
potrzeby. Zbyt często może nam się zdawać, że wymaga się od nas więcej, niż
jesteśmy w stanie na dłuższą metę dawać. Ciągłe żądanie czasu i emocjonalnego
zaangażowania pozostawia nas w stanie, w którym nie potrafimy
cieszyć się życiem.
Po części nie da się tego konfliktu uniknąć. Nasz udział w organizacjach wymaga
czasu, chociaż może wolelibyśmy go spędzić inaczej. Poza tym może się nam nie
podobać rola, jaką mamy w danej organizacji do spełnienia, chociaż jej przetrwanie
może zależeć od tego, czy się z niej wywiążemy. Ktoś przecież musi wyrzucać
śmieci, składać świadectwa podatkowe czy zwalniać problematycznych
pracowników. Jakkolwiek specjalizacja jest wydajną metodą organizacji,

background image


oznacza ona, że niektóre osoby będą musiały wykonywać zadania, których nikt nie
chce.
Problem staje się jeszcze bardziej kłopotliwy, gdy delegowane obowiązki nie mają
zgoła nic wspólnego z głównymi celami organizacji. Margaret Sanger,
odpowiedzialna za początki propagowania antykoncepcji w Stanach
Zjednoczonych, stwierdziła kiedyś, że nie miała nigdy kłopotów ze znalezieniem
ochotników do rozdawania broszur informacyjnych albo do przemawiania
publicznego, za to zawsze miała kłopoty ze znalezieniem kogoś, kto by pozamiatał
biuro.
Jakby tego nie było dosyć, istnieją jeszcze subtelniejsze aspekty konfliktu na linii
organizacje - jednostki. Podczas gdy mamy czasem tendencję do personifikowania
organizacji jako czegoś złego, to można argumentować, że to my nie jesteśmy dla
nich dostatecznie "dobrzy". Podstawą organizacji jest bowiem założenie, że jej
uczestnicy będą gotowi poświęcić się dla jej dobra i że wszyscy zyskają na tym, co
ona osiągnie.
Widać to na przykładzie spółdzielni konsumenckich na całym świecie. Pierwotna
idea była taka, że grupa konsumentów kupowała towary dla siebie hurtowo, aby
płacić niższe ceny. Dla przykładu załóżmy, że czworo z was chciało kupić
kukurydzę. Kupując buszel w hurtowni, płacilibyście mniej za kolbę niż w
supermarkecie. Jako że nikt z was nie chciał całego buszla, to postanowiliście
złożyć się na jednego i nim się podzielić.
Prosta elegancja tego rozwiązania jest nieco skomplikowana przez to, że ktoś musi
zebrać pieniądze, ktoś musi pojechać do hurtowni i dokonać zakupu, a ktoś
rozdzielić kukurydzę między czterech kupujących. Niemniej przy takiej
pojedynczej transakcji moglibyście się nieformalnie podzielić zadaniami - w
małych grupach jest to częsta praktyka.
Jednakże aby dokonać takiej transakcji na większą skalę, z większą ilością
uczestników i z poważniejszymi zakupami, konieczne jest zwiększenie pracy
administracyjnej. Poza tym w sytuacji, gdzie paru znajomych się na coś składa,
możemy mieć względną pewność, że każdy zachowa się uczciwie i wywiąże ze
swoich obowiązków. W dużej grupie przestaje to być tak oczywiste. Wkrótce może
dojść do sytuacji, w której parę osób ciężko pracuje, a inni nie robią nic.
Ostatecznie nastałaby potrzeba uzgodnienia warunków, na podstawie których
każdy wykonywałby swoją część zadania. Aby to się udało, kilka osób musiałoby
pełnić funkcje nadzorcze. Wszystko to dlatego, że nie ufamy innym
i może całkiem słusznie.
W końcu znajdujemy się w sytuacji, w której organizacja uznaje, konflikt nie
będzie uczciwy, jeżeli się go do tego nie zmusi. A jako że większość osób nie lubi
takich opresyjnych organizacji, szuka sposobów "walki z systemem". Ponieważ
niektórzy pracownicy zaczęli korzystać ze zwolnień lekarskich, kiedy tak naprawdę
nic im nie dolegało, postanawiamy zmienić reguły organizacji tak, aby każdemu

background image

przysługiwały niezależnie tylko dwa tygodnie płatnego chorobowego. Wkrótce
wszyscy ci pracownicy chorują dokładnie dwa tygodnie w roku, gdyż wiedzą, że
nadużywanie zwolnień już im nic ujdzie na sucho.
Warto zauważyć, że mrówki czy pszczoły nie mają takich kłopotów. Codziennie są
w pracy, nawet w święta, niezależnie od pogody czy tego co robiły poprzedniego
wieczoru. Każda jednostka wykonuje swoje zadania, działając dla dobra całości.
Jeżeli mają zginąć z tego powodu, robią to bez słowa sprzeciwu.
Pszczele i mrówcze korporacje są skuteczne przez to, że zwierzęta te działają
instynktownie w sojuszu. Jest to cecha, jakiej ludzie wydali się nie posiadać, co
oczywiście nie jest wadą. Chociaż instynktowne sojusze mrówek i pszczół
zapewniają stabilność i regularność, czynią to jednak kosztem kreatywności i
innowacji. Będziemy wracali do tej specyficznej wymiany w późniejszych
rozdziałach, przy okazji omawiania \\'UlllOści, porządku, dewiacji i zmian
społecznych.
Ludzie nie zawierają instynktownie sojuszów, i jakkolwiek potrafią wchodzić w
tymczasowe sojusze z grupami, większe organizacje wymagają od nas wdrożenia
formalnych zasad.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat dużo uwagi poświęcano rozmaitym
możliwym metodom kierowania i zarządzania organizacjami, aby uniknąć
omawianych tutaj problemów. W roku 1960 Douglas NkGregor wprowadził
pojęcie Teorii , która wskazywała na konieczność większego szacunku dla
pracowników jako istot ludzkich. Pojęcie to rozszerzył w 1981 roku William Ouchi,
publikując Teorię Z, gdzie zasugerował, że amerykańskie przedsiębiorstwa mogą
skutecznie naśladować techniki zarządzania stosowane z powodzeniem w Japonii.
W roku 1985 wyszła książka Johna Naisbitta i Patricii Abllfdenc /{I'-illventing the
Corporation,
w której propagowali oni stworzenie przedliderów wspólnej wizji
korporacji dla ich pracowników.

background image



74
Rozdział 4. Organizacje
Stworzenie wizji jest pierwszym zadaniem lidera. Następnie musi on lub ona przyciągnąć
ludzi, którzy zechcą przyjąć je jako swojej własne - pomogą w jej realizacji i
podzielą się odpowiedzialnością za jej osiągnięcie. Proces ten nazywa się
sojuszem W swojej najdoskonalszej formie sojusz tworzy niesamowita
doświadczenie, niezależnie od tego, czy odbywa się na polu gry, w sali koncertowej, czy
też w miejscu pracy. Kiedy identyfikujesz się z celem swojej firmy i doświadczasz
wspólnej wizji, odkrywasz, że spełniasz się, a nie tylko wypełniasz swoje
obowiązki (Naisbitt, Aburdenc, 1985,s. 24,26).
Niedawno wydana książka Petera M. Senge'a Piąta dyscyplina (2006) omawia coś,
co nazywa on "organizacjami uczącymi się". Wychodząc od greckiego pojęcia
mClanoia, Senge poszukuje sposobu, w jaki organizacje mogłyby "zmieniać sposób
myślenia", podobny do doznań transcendencji i transformacji, jakich doświadczają
niektóre osoby. Zalety takiej zmiany dotyczyłyby zarówno samej organizacji, jak i
jednostek w niej uczestniczących.
Prace tych i innych autorów sugerują, że możliwe jest tworzenie organizacji, które
kształciłyby jednostki zamiast im szkodzić. Równocześnie, tak jak widzieliśmy,
takie zmiany nie są automatyczne. Odnalezienie sposobów na stworzenie
kształcących i skutecznych organizacji jest stałym zadaniem socjologii. Zadanie to
jest utrudnione, jak się wkrótce okaże, przez władzę, jaką nad organizacjami
posiadają instytucje.

background image


ROZDZIAŁ 5
Instytucje

W roku 1965 miody prawnik z Waszyngtonu opublikował książkę na temat
bezpieczeństwa samochodowego, która miała znacznie bardziej dalekosiężny wpływ, niż
ktokolwiek by się spodziewaj, Unsafe at Any Speed Ralpha Nadera została napisana po to,
aby zwrócić uwagę na pewne wady produkcyjne chevroleta Corvair i innych samochodów.
Nader uważał, że producenci pojazdów zmotoryzowanych mają obowiązek zwracać
większą uwagę na bezpieczeństwo i zalecać działania rządowe, aby ów obowiązek
przestrzegać. To, co stało się potem, jest powszechnie znane: producenci samochodów
odpowiedzieli na żądania zdecydowanym oporem, posuwając się nawet 110 personalnych
ataków względem ich autora. Następstwami wrzawy wokół tej publikacji były rozmaite
prawa dotyczące bezpieczeństwa samochodowego, wiele samochodów zostało
przeprojektowanych, a za ataki osobiste sąd przyznał Naderowi niebagatelne
zadośćuczynienie.
Mimo iż nie da się przecenić wpływu tej książki na bezpieczeństwo samochodowe, miała
ona jeszcze jedną bardzo ważną konsekwencję - zmieniła klimat, w jakim działały wielkie
przedsiębiorstwa. Nader pokazał, że konsumenci mają coś do powiedzenia w sprawie
produktów, które nabywają, analogicznie do tego, co związki zawodowe wyliczyły w
sprawie pracowników trzydzieści lat wcześniej.
Wpływ publikacji Nadera był różnorodny. Za przykład może posłużyć wydarzenie z 1982
roku w Rochester w stanie Nowy Jork. leslie Hughes wybrała się ze swoimi dziećmi na
obiad do restauracji sieci McDonald's. Nowością były wówczas zestawy dla dzieci „Happy
Meal", w skład których - poza posiłkiem - wchodziły różne zabawki: szeryf ze strzelbą.
Indianin z włócznią itd. Właśnie takie zestawy leslie zamówiła dla swoich dzieci.
Po obiedzie Hughes przyjrzała się zabawkom i z przerażeniem stwierdziła, że części, takie
jak strzelby czy włócznie, były tak małe, że jej dzieci mogłyby je sobie włożyć do nosa,
oka czy ucha, albo potknąć je i się nimi zakrztusić. Zabrała ona swoim dzieciom zabawki z
zestawu i skontaktowała się ze Stowarzyszeniem Konsumentów Stanu Nowy Jork (Empire
State Consumer Association),
gdzie omówiła tę sprawę z jego prezesem Judy Braiman-
Lipson.

background image

Po obejrzeniu zabawek osobiście Braiman-Lipson skontaktowała się z korporacją
McDonald's, która zgodziła się na zorganizowanie konferencji, w trakcie której miała się
ona spotkać z przedstawicielami firmy, która robiła badania bezpieczeństwa dodawanych
do zestawów zabawek. Braiman-Lipson poinformowała o tym problemie także Komisję
Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich Rządu Federalnego (Consumer Product
Safety Comission).
Rząd rozpoczął swoje własne testy zabawek z zestawów dla dzieci.
Dokładnie tydzień po tym, jak Leslie Hughes dokonała zakupu zestawów z zabawkami dla
swoich dzieci, szefowie firmy McDonald's spotkali się, aby omówić tę kwestię. Przez całą
noc i następny dzień przeglądali wyniki analiz wykonanych przez rozmaite rządowe i
pozarządowe agencje zainteresowane tym problemem. Wczesnym wieczorem zapadła
decyzja o skontaktowaniu się ze wszystkimi restauracjami tej sieci w całych Stanach i
wycofaniu zabawek. Zadanie to udało się wykonać jeszcze przed północą.
Wątpię, czy gospodyni domowa byłaby w stanie wywrzeć tak silny wpływ na wielką firmę,
gdyby nie książka Nadera i kilka innych, które pomogły stworzyć pojęcie "praw
konsumenta". Historie takie jak ta w dzisiejszych czasach wcale nie są rzadkością. Poza
światem biznesu, książka Nadera spowodowała też zmianę w postrzeganiu praw
obywatelskich. Jednostki zaczęły sprzeciwiać się działaniom rządu w kwestiach zdrowia,
środowiska i innych aspektach życia. W konsekwencji takich działań wiele nowych praw
zostało wprowadzonych, a amerykański rząd zobowiązał się do nadzorowania, czy te już
wdrożone są przestrzegane.
Chociaż intencją Nadera prawdopodobnie było skłonienie jednej branży przemysłu do
wprowadzenia zmian, wywarł on znacznie szerszy wpływ na społeczeństwo. Dzięki jego
działaniom zupełnie zmieniło się podejście do obowiązków producentów względem
konsumentów i ogólnie działalność wielkich przedsiębiorstw. Zamiast zmienić zachowanie
jednego urzędnika czy nawet jednego poziomu rządu, zmienił on relacje, jakie łączyły
obywateli z rządem.
Jak się okaże w tym rozdziale, największy wpływ Nader wywarł nie tyle na organizacje,
zarówno biznesowe, jak i rządowe, ile na instytucje. Instytucje tworzą kontekst dla
działania organizacji, co oznacza, że jakakolwiek zmiana instytucjonalna powoduje zmiany
w niezliczonych organizacjach. Analogią do tego może być zmiana zasad co do uzyskania
dyplomu uczelni wyższej w odróżnieniu od jednorazowego wyjątku względem danego
studenta. Wskazuje to na silny wpływ, jaki zmiany instytucjonalne mają na zmiany
społeczne.
Instytucjonalne wymagania
Aby zrozumieć, czym są instytucje, należy najpierw przyjrzeć się temu, dlaczego
one właściwie istnieją. Zacznijmy od tego, że jednostki mają wiele potrzeb, które
muszą być zaspokojone w ramach społeczeństwa, na przykład te związane z
przetrwaniem: potrzeba jedzenia, picia, schronienia. Patrząc nieco dalej, można
stwierdzić że większość ludzi chce przeżyć swoje życie w pewnym komforcie,
ciesząc się poczuciem bezpieczeństwa i pewnością, że taki stan rzeczy się trzyma.
Poza tym pragną znaczących relacji z innymi osobami, satysfakcji i wielu innych
trudnych do zdefiniowania, acz motywujących do działania wartości. Jakkolwiek

background image

społeczeństwo byłoby zorganizowane, musi ono brać pod uwagę potrzeby i
pragnienia swoich indywidualnych członków.
Jednakże społeczeństwa, jako systemy, mają również własne wymagania. Chociaż
nie chcę personifikować społeczeństwa, mówiąc, że ma ono swoje potrzeby,
pragnienia, nadzieje i obawy, to jednak trzeba wiedzieć, że społeczeństwo nie ma
szans na przetrwanie, jeśli pewne warunki nie zostaną spełnione. Zwracając się ku
potrzebom społeczeństwa, znaleźliśmy się w dziedzinie makrosocjologii, tak jak
obiecałem wcześniej,
Przykładowo, żadne społeczeństwo nie przetrwa, jeżeli nie poradzi sobie z kwestią
następstwa. Aby zastąpić tych członków społeczeństwa, którzy zmarli, nowi muszą
się narodzić i być wychowani. Zorganizowane społeczeństwo musi też zapewniać
jakąś formę przywództwa i rządu. Lista ta mogłaby się ciągnąć w nieskończoność.
Wiele potrzeb jednostek i społeczeństwa jest ze sobą blisko powiązanych. Jeżeli
spojrzymy na przykład na potrzebę następstwa, to zauważymy, że jest ona
bezpośrednio związana z potrzebą seksualnej ekspresji i znaczących relacji między
jednostkami. Zauważcie, że chociaż jednostka może przetrwać bez uprawiania
seksu (naprawdę jest to możliwe), to społeczeństwo by tego nie zniosło. To
pokazuje, że chociaż może ono być uznane za byt posiadający swoje
zapotrzebowania, to jednak różnią się one od zapotrzebowań ludzi. Tak więc to, co
możecie wiedzieć o istotach ludzkich, nie będzie wam wystarczało do zrozumienia
społeczeństwa.
W najlepszym z możliwych światów struktury wspólnego życia byłyby stworzone
w sposób zaspokajający zarówno potrzeby jednostek, jak i społeczeństwa. Jednym
z najbardziej oczywistych tego przykładów może być to, jak potrzeby seksualnej
ekspresji i znaczących związków mogą być zaspokojone w taki sposób, aby
spełniały również społeczny wymóg wymiany pokoleń.
Jak się okazuje, najlepszy możliwy świat niekoniecznie jest marzeniem ściętej
głowy. Właściwie to istnieją liczne struktury, które łączą potrzeby jednostek z
potrzebami społeczeństwa. W przypadku seksualności,

background image



związków i następstw istnieją rozmaite formy rodziny, które zostały stworzone, aby
sprostać tym celom (zob. tys. 5.1). Formą rodziny nam najbliższą jest
monogamiczna rodzina nuklearna, w skład której wchodzi matka, ojciec i ich
dzieci. W innych społeczeństwach, na przykład w ceniących tradycje Chinach i
Japonii, będziemy mieli do czynienia z rodziną poszerzoną składającą się z
dziadków, rodziców i dzieci działających jako jedna całość.
W społeczeństwach poligamicznych jeden mężczyzna posiada kilka żon, a w
społeczeństwach poliandrycznych jedna kobieta ma kilku mężów. W niektórych
społeczeństwach praktykowało się małżeństwa grupowe: kilku mężczyzn i kilka
kobiet mieszkających razem i będących dla siebie partnerami. Wszystkie te formy
były w stanie sprostać zarówno wymaganiom jednostek, jak i społeczeństwa. To
samo można powiedzieć o różnego rodzaju formach rządu: monarchii, arystokracji,
demokracji czy też dyktaturze.
Mimo że istnieje wiele form radzenia sobie z potrzebami jednostek i społeczeństw,
zazwyczaj konkretna forma funkcjonuje tylko wtedy, kiedy wszyscy w obrębie
danego społeczeństwa przestrzegają jej zasad. Trudno jest sobie na przykład
wyobrazić istnienie stabilnego społeczeństwa, jeżeli część jego obywateli żyłaby
według reguł monarchii absolutnej, a część według zasad demokratycznych. Albo
gdyby podać przykład z dziedziny ekonomii: zdaje się, że zarówno socjalizm, jak i
kapitalizm potrafią sprawnie funkcjonować, ale tylko wtedy, gdy zdecydujemy się
na jeden system - nawet jeżeli ma to być hybryda obu wcześniej wymienionych.
Potrzeba wyboru jednej formy instytucji ma zastosowanie w większości
przypadków. Jakkolwiek może się zdawać, że monogamia, poligamia i poliandria
mogłyby bezproblemowo współistnieć, ludzie zwykle muszą być przekonani o tym,
że wybrana przez nich forma jest lepsza od innych - zwłaszcza że łączą swoje
osobiste tożsamości z wzorami społecznymi. Niezgoda co do tego, jakie formy są
lepsze, często prowadzą do walki o dominację. Poza tym, jak zaraz zobaczymy,
rozmaite instytucje społeczne (jak np. rodzina i religia) zazwyczaj wzajemnie się
wspierają, co wzmaga tylko potrzebę zgody.
W skrócie, mimo że istnieje wiele sposobów zaspokajania potrzeb zarówno
społeczeństwa, jak i jednostek, istnieje silna tendencja do Instytucjonalizowania
jednej spośród wielu możliwych form. Oznacza to, że tylko jeden sposób działania
zostaje przyjęty, uprawomocniony, upowszechniony, oczekiwany, a nawet
wymagany.

Rodzina nuklearna

background image

Rodzina poszerzona

[x]
Monogamia

[x]
Poliandria

Rysunek 5.1. Różne formy małżeństwa i rodzin

Socjologowie tradycyjnie wymieniają pięć instytucji rządzących różnymi
aspektami naszego społecznego życia: rodzinę, religię, rząd, gospodarkę i szkolnictwo.
Niemniej opłaca się czasami używanie terminu

background image

instytucja konkretniej, na przykład w stosunku do demokracji, kapitalizmu, wojska,
pracy, szkolnictwa wyższego czy chrześcijaństwa. Możemy go stosować, kiedy
mówimy o zbiorze zasad organizacyjnych, a nie o konkretnej organizacji.

Rysunek 5.2. Instytucje jako kontekst dla organizacji
Elementem instytucji
Jak widać na rysunku 5.2, można spojrzeć na kościół rzymskokatolicki jako na
instytucję: zbiór przekonań, wartości i praktyk. Wówczas tworzy on kontekst dla
wielu indywidualnych kościołów (organizacji), które się na niego składają.
A zatem na przykład Harvard jest organizacją, a nie instytucją.
Można jednak uznać go za instytucję, jeśli mówimy o "tradycji Harvardlu" czy "o
wykształceniu, którego symbolem jest Harvnrd", a nie mając na myśli osoby w nim
studiującej czy jego schemat organizacyjny, który dodaje mu kształt jako
uniwersytetowi, na który można uczęszczać, na teren którego da się wejść czy
przeciwko któremu można protestować. Zazwyczaj jednak lepiej jest odróżniać
instytucje od organizacji. Różnice między nimi są o wiele bardziej jednoznaczne
niż jakiekolwiek wcześniej przez nas omawiane.
Elementy instytucji
Jednak na razie opisywaliśmy instytucje jako kontekst dla organizacji, zbiór zasad
organizacyjnych i wzorów zachowań. Teraz przyjrzymy się im dokładniej,
wskazując na cztery ważne elementy instytucji.
Zacznijmy od norm, czyli oczekiwanych wzorów zachowań. Przypominacie sobie z
rozdziału 2, że termin rola dotyczył zachowań oczekiwanych po osobie zajmującej
konkretny status. Normy są prawie tym samym co role, lecz znajdują one szersze
zastosowanie. Przykładowo, normą w Stanach Zjednoczonych jest głosowanie.
Czasami, jak w przypadku wyboru pewnych urzędników publicznych, głosowanie
jest oficjalnie nadzorowane, a jego procedury są dokładnie określone, Możemy
nawet powiedzieć, że głosowanie jest rolą powiązaną ze statusem "obywatela".
Jednak w ogólnym ujęciu głosowanie jest szeroko przyjętą metodą podejmowania
decyzji grupowych w Ameryce. Tak więc jeżeli mamy drużynę kręglarską i
musimy się zdecydować, czy naszym logo będzie Bambi czy tuptuś, to
prawdopodobnie dokonamy tego wyboru na drodze głosowania. Nie byłoby to tak
oczywiste w innych społeczeństwach.

background image

Skoro więc normy są naszymi oczekiwanymi co do zachowań innych, skąd mamy
mieć pewność, że zachowają się oni według tych oczekiwań? Zadanie to spełniają
pozytywne i negatywne sankcje: nagrody i kary. Podobnie jak normy, niektóre
sankcje są oficjalne i formalne, inne zaś nie, Niektóre są srogie, inne subtelne.
Jeżeli będziecie usiłowali sfałszować wybory logo drużyny kręglarskiej, to może
będziecie musieli

background image

postawić wszystkim kolejkę piwa. Jeżeli jednak będziecie usiłowali sfałszować
wybory federalne, to piwa nie zobaczycie przez długi czas .
Lista przykładów norm i sankcji jest praktycznie nieskończona - to morze, w
którym pływamy każdego dnia naszego życia społecznego. Na początek warto
wspomnieć, że wszystkie prawa kwalifikują się jako normy: ograniczenia
prędkości, ograniczenia wiekowe przy zakupie alkoholu, podatki, zakazy zabijania,
kradzieży, zawłaszczania, gwałcenia, zdrady, nagości w miejscach publicznych,
handlu narkotykami itd. Istnieją prawa federalne, stanowe, hrabstw czy w końcu
prawa lokalne. Niektóre z tych praw ustala się w drodze wyborów bezpośrednich,
inne są wybierane przez osoby nas reprezentujące we władzach, a jeszcze inne
ustanawiają takie agencje rządowe, jak urząd skarbowy.
Jak wiele by ich było, liczba praw blednie w obliczu nieformalnych norm, które
nami rządzą: jakim językiem mówić, jakiego rodzaju ubrania nosić, jakie produkty
spożywać, jaką mieć fryzurę, jakiej muzyki słuchać, jak głośno rozmawiać przez
telefon, ile zostawiać napiwku w restauracjach, jakie napoje ze sobą mieszać, a
jakie nie, jakie zwierzęta mogą być zwierzętami domowymi, jak długo czekać na
spóźniającą się osobę, z którą umówiliśmy się na randkę itd. Jeżeli uważacie, że
wymienione wybory tak naprawdę nie są normami, to spróbujcie wrócić do domu,
bo osoba, z którą się umówiliście, spóźniła się dziesięć sekund, pochwalić się
wszystkim swoim ukochanym ślimakiem czy poczęstować swoich znajomych
mieszanką kawy i soku pomidorowego. Tylko nie zwalajcie później winy na mnie.
Jak sądzicie, skąd się biorą normy? Niektóre wydają się powstawać zupełnie
przypadkowo. Istnieje historia o tym, że kiedy po raz pierwszy wykonywano przed
królem Anglii Mesjasza Georga Friedricha Handla, ten wstał, kiedy zaczął się
fragment zwany Alleluja. Istniał wtedy w Anglii zwyczaj, że wszyscy, którzy byli w
obecności króla, musieli wstać, kiedy on wstawał. Tak więc cała publiczność stała
na baczność aż ten fragment się skończył. Po dziś dzień publiczność wciąż wstaje
podczas tej części oratorium, niezależnie od tego, czy znają tę historię. Co ciekawe,
do dziś nie wiadomo, czemu król wstał podczas koncertu. Może wydawało mu się,
że to już koniec. A może po prostu chciał się wyślizgnąć do toalety. Niezależnie od
powodów, jakie nim kierowały, powstała norma.
Większość norm zazwyczaj jest jednak bardziej uzasadniona czy uprawomocniona
przez powiązanie z wartościami. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych norma
głosowania uzasadniona jest tym, że za element instytucji
wartość uznawane jest branie udziału w publicznym podejmowaniu decyzji.
Wartości są kwestią preferencji, reprezentują nasze poglądy względem tego, co
uważamy za lepsze, a w Ameryce uważamy, że lepiej dla nas będzie, jeżeli
będziemy brali udział w podejmowaniu decyzji niż żeby jedna osoba, albo mała
grupa osób, miała to robić za nas.

Uzasadniają ↓↑ Określają

background image

Uzasadniają ↓↑ Określają

Rysunek 5.3. Elementy instytucji

Ograniczenia prędkości, jako normy, mają swoje podstawy w tym, że cenimy sobie
bezpieczeństwo publiczne. Normy wymagające paru lat
83

background image



edukacji szkolnej uzasadniamy tym, że cenimy sobie wykształconych obywateli.
(Aczkolwiek dyktator mógłby preferować niewykształconych podwładnych.)
Ostatecznie wszystkie wartości mają swoje źródło w przekonaniach, czyli
poglądach na temat tego, co jest prawdziwe. Doceniamy masowe uczestnictwo w
życiu publicznym ze względu na przekonanie, że wszyscy ,jesteśmy stworzeni
równymi" i że "Stwórca obdarzył nas pewnymi nienaruszalnymi prawami". Jak
sobie zapewne przypominacie, ówczesne przekonanie było takie, że wszyscy
mężczyźni stworzeni są jako równi, a konkretniej: biali mężczyźni.
To ważne, aby uświadomić sobie relacje między przekonaniami, wartościami i
normami. Jak wskazuje rysunek 5.3, związki te można zdefiniować jako
uzasadnienia i określenia. Jak już zaznaczyłem, wartości uzasadniają normy, a
przekonania uzasadniają wartości. Poruszając się w drugą stronę, zauważymy, że
wartości określają to, co powinno być dla nas ważne, jeżeli dane przekonanie jest
prawdziwe, a bazując na tej wartości, norma określa odpowiednie działanie. A
zatem jeżeli jesteśmy przekonani co do tego, że wszyscy zostaliśmy stworzeni jako
równi, to każdy z nas powinien mieć coś do powiedzenia w kwestii rządu. A skoro
wartością jest publiczne wygłaszanie naszych opinii, to głosowanie jest
przeniesieniem teorii w praktykę.
Instytucja jest więc zbiorem przekonań, wartości i norm, które rządzą pewnymi
obszarami naszego życia społecznego. Niektóre z tych elementów łączą się
wzajemnie, tak jak przed chwilą opisałem, inne zaś mogą sprawiać wrażenie
całkiem od siebie odległych.

Konserwatyzm instytucji
Widzieliśmy już, że instytucje powstają po to, aby zaspokoić potrzeby zarówno
jednostek, jak i społeczeństwa jako systemu. Nie jest to jednak główne zadanie
instytucji. Niezależnie od tego, jaką potrzebę dana instytucja ma zaspokajać, jej
pierwotnym i podstawowym celem jest utrwalanie samej siebie. Tak więc pierwszym
zadaniem demokracji dzie utrwalanie demokracji. Monogamiczne rodziny
nuklearne będą miały na celu utrwalanie monogamicznych rodzin nuklearnych.
Chrześcijaństwo istnieje przede wszystkim po to, aby utrwalać chrześcijaństwo.
Hinduizm stworzony jest w sposób umożliwiający mu utrwalenie hinduizmu.
Utrwalanie instytucji jako kwestia osobista
Komentarze te nie są zamierzone jako cyniczne czy negatywne jest to po prostu
sposób w jaki instytucje są skonstruowane, tak samo jak samochody są tak
zaprojektowane, aby jechać prosto, kiedy puścimy kierownicę. Instytucje są
stworzone w sposób zapewniający im przetrwanie. Zwróćcie uwagę na to, jak
połączenie ze sobą przekonań, wartości, norm i sankcji pomaga im w tym zadaniu.
Oczywistą funkcją sankcji jest podtrzymywanie norm, z którymi są

background image

związane. Skazywanie ludzi na karę więzienia za fałszerstwa wyborcze utrwala
normę mówiącą o tym, że każdy ma prawo do jednego głosu w głosowaniu i że
wszystkie głosy są równe. Wartość, jaką jest masowe uczestnictwo w
podejmowaniu decyzji, utrwala odpowiadającą jej norma i na odwrót - norma
utrwala wartość. Podobnie będzie, kiedy dodamy do tego równania przekonania. A
zatem instytucje są układem zamkniętym, a jej elementy wspierają się nawzajem w
sposób umożliwiający utrwalenie całego systemu w trakcie tego procesu.
Jako że instytucje są układem zamkniętym, niemożliwe jest opowiadanie się za
zmianami w obrębie ich systemowych ograniczeń. Tak więc, na przykład, jeżeli
ludzie uważają, że król nimi rządzący jest wybrany przez Boga, to raczej nie będą
usiłowali wprowadzić w ramach tegoż systemu praktyk demokratycznych, zresztą
nie mogliby pogodzić swoich argumentów za demokracją z przekonaniem, że król
jest wybrańcem bożym. Biolog Garrett Hardin powiedział niegdyś, że pierwszą
regułą ekologii jest to, że "nie da się zmienić tylko jednej rzeczy" - to samo dotyczy
instytucji.
Utrwalanie instytucji jako kwestia osobista
Sama logiczna ciągłość nie starcza, aby utrwalić instytucje, co widzieliśmy,
przyglądając się instytucjom w praktyce. Paradygmat funkcjonalny pomoże nam
zrozumieć, jak instytucje działają.
W procesie socjalizacji uczymy się różnych elementów instytucji, w ramach których
działamy, a także tego, że inni również podzielają te same przekonania, wartości i
normy. Powiązane z normami sankcje są jedną z metod zapewnienia posłuszeństwa
wyuczonym zasadom.
Socjalizacja działa na bardzo subtelnym poziomie. Kiedy lata temu urodził się mój
syn, bytem zaskoczony tym, że wiedziałem, jak być ojcem - mimo że nigdy nie
uczestniczyłem w zajęciach przygotowujących do tego zadania. Oprócz innych
obowiązków wiedziałem, że muszę

background image

mu pokazać, co to znaczy być mężczyzną. A dokładniej - drogą przykładu -
uczyłem go, jak sam ma być w przyszłości ojcem, wiedząc, że będzie musiał
nauczyć swojego syna tego samego.
Większość tego, co uważamy za oczywiste w społeczeństwie, jest utrwalane przez
socjalizację w formie wzorców składających się na nasze instytucje społeczne.
Internalizacja tych wzorców, czyli traktowanie ich jako części nas samych, może
być czynnikiem jeszcze silniejszym. A zatem jeżeli zinternalizujemy pogląd, że
życie seksualne małżonków powinno się ograniczyć jedynie do nich dwóch, to jest
raczej mało prawdopodobne, że ową regułę złamiemy. A jeżeli zdarzy się ją komuś
złamać, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że poczucie winy nie pozwoli danej
osobie na powtórzenie tego czynu.
Internalizacja nie ogranicza się do spraw "ważnych", ale obejmuje także rzeczy
codzienne i zwyczajne. Wydaje mi się, że czulibyście się dziwnie, przejeżdżając na
czerwonym świetle, nawet jeśli w okolicy nie byłoby żadnych innych samochodów
(ani policji). Więcej, gdybyście byli w sytuacji rodem z powieści science fiction, w
której wszyscy na ziemi giną i tylko wy przetrwaliście, prawdopodobnie
jeździlibyście po prawej stronie jezdni i zatrzymywali się na czerwonych światłach,
a sumienie nie dawałoby wam spokoju, gdybyście zatankowali bez płacenia.
Mimo że jest to dosyć oczywiste, warto zauważyć, że w miarę jak ustanawiane są
instytucje, jednostki zaczynają dbać w ich ramach o własne interesy. Jeżeli na
przykład w miejscu pracy wprowadzimy zasadę polegającą na tym, że osoby z
dłuższym stażem pracy są ważniejsze od tych, którzy zostali zatrudnieni względnie
niedawno, to "starszyzna" prawdopodobnie będzie robiła wszystko, aby tą zasadę
utrwalić. Co więcej, będą oni prawdopodobnie mieli więcej do powiedzenia w tej
kwestii, bo przecież to oni tutaj dłużej pracują!
Zastanówcie się przez chwilę, kto byłby za utrwaleniem następujących wzorów:
Posady wykładowców akademickich są dożywotnie.
Mężczyźni zarabiają więcej niż kobiety.
Studenci starszych lat dostają lepsze miejsca podczas rozgrywek uniwersyteckich
niż studenci pierwszego roku.
Lekarze leczą innych lekarzy i ich rodziny za darmo.
Kobiety i dzieci opuszczają tonący statek jako pierwsi.
Instytucjonalne powiązania
Prawdopodobnie każdy zinstytucjonalizowany wzór, jaki jesteśmy w stanie
wymyślić, jest źródłem nierówności, którą utrwalają osoby mające w tym swój
osobisty interes.
Nic nie zapewnia instytucjom takiej stabilności, jak jednostki, które po części się z
nimi identyfikują. Widzieliśmy już, że sposób, w jaki inni nas odbierają, jest funkcją
posiadanych przez nas statusów. Mieliśmy również okazję zobaczyć, jak silny
wpływ mają one na nasze doświadczenie tego, kim naprawdę jesteśmy. Zajmowane
przez nas statusy są nieodłącznie powiązane z instytucjami.

background image

Załóżmy, że jesteś matką i że ten fakt jest najważniejszą częścią tego, kim jesteś.
Twoje dzieci są dla ciebie najważniejszym dowodem twoich osiągnięć życiowych.
Wyobraź sobie teraz, że pada propozycja, aby zamienić tradycyjny model rodziny
na wzór izraelskiego kibucu, gdzie dzieci byłyby wychowywane raczej we
wspólnych przedszkolach niż przez rodziców. Zapewne zdajecie sobie sprawę, jak
bardzo poczulibyście się zagrożeni w takiej sytuacji. Stanęlibyście w obliczu
groźby utraty nie tylko pewnego stylu życia, ale także podstawy tego, kim jesteście.
Moglibyście się zresztą poczuć urażeni już samą wiedzą o tym, że w innych
społeczeństwach dzieci są wychowywane przez wspólnoty. Przekonania odmienne
od naszych własnych nieraz już były przyczynami krwawych krucjat.
Tak więc kiedy lekarze opierają się zmianom w systemie opieki zdrowotnej, rządzi
nimi coś więcej niż tylko chęć ochrony korzystnej dla nich sytuacji ekonomicznej.
Takie zmiany zagrażają również ich poczuciu Ja. To samo dotyczy nauczycieli i
szkolnictwa, polityków i rządu, pracowników i gospodarki. W takim stopniu, w
jakim instytucjonalne zmiany mogłyby zburzyć czyjąś tożsamość, są one chronione
przed zmianami. Zwróćcie uwagę, że społeczeństwo jest skonstruowane w sposób
naturalnie łączący instytucje i tożsamość osobistą jednostek.
Instytucjonalne powiązania
Sankcje, internalizacja, własne interesy i tożsamość jednostek utrwalają instytucje,
ale ich wzajemne powiązania również. Prawdopodobnie macie wrażenie, że do
pewnego stopnia jest to prawda, ale być może nie doceniacie zakresu między
instytucjonalnych zależności.
Na początek przyjrzyjmy się szkolnictwu. Amerykańskie szkoły w znacznej mierze
finansowanej z pieniędzy pochodzących z podatników.

background image

Rodzice posyłają do nich swoje dzieci w wierze, że w przyszłości zostaną
przykładnymi obywatelami, wydajnymi pracownikami, a póki co - że będą bardziej
posłuszne. W szkole dzieci składają przysięgę na wierność sztandarowi, a jeszcze
nie tak dawno temu odmawiały modlitwy. Ważniejsze święta o podłożu religijnym
są dniami wolnymi od szkoły. Szkoły parafialne są jeszcze bardziej związane z
religią.
Organizacje religijne nie muszą płacić podatków, a darowizny na rzecz kościołów
można odpisać od podatku. Co więcej, religia silnie opowiada się za tradycyjnym
modelem rodziny, a znaczna część amerykańskich kościołów jest zaciekle
antykomunistyczna i bardzo mocno wspiera kapitalistyczną gospodarkę.
Rząd i gospodarka są prawdopodobnie bliżej z sobą powiązane niż jakiekolwiek
inne instytucje. Naukowcy zresztą często mówią o "ekonomii politycznej".
Rozporządzenia rządowe określają prawa i obowiązki gospodarki, która według
swojej definicji jest "źródłem wszelkiego bogactwa" - w tym również dochodów
rządu. Ujmując to w mniej abstrakcyjny sposób, firmy łożą pieniądze na sztaby
wyborcze partii politycznych, a politycy, podejmując decyzje, kierują się czasami
interesami pewnych firm albo gałęzi przemysłu.
Mam nadzieję, że przykłady te zachęcą was do dalszego badania tego tematu. Jeżeli
tak zrobicie, to będziecie zaskoczeni, do jakiego stopnia główne instytucje w
naszym społeczeństwie są z sobą powiązane. Obserwując tę sytuację, nie
powinniście być cyniczni, gdyż ich bliska współpraca niekoniecznie jest rzeczą złą.
Można by nawet stwierdzić, że wiąże się z nią wiele zalet, jako że tego typu
międzyinstytucjonalne powiązania zapewniają społeczeństwu stabilność. Na
poziomie osobistym znaczy to, że możecie doświadczać swojego życia w
społeczeństwie jako spójnego, znaczącego i bezpiecznego.
Jednakże stabilność nie jest zawsze rzeczą dobrą. Między instytucjonalne
zależności utrwalają nie tylko jego zalety, lecz również wady. Przykładowo, w
historii Stanów Zjednoczonych oparta na niewolnictwie gospodarka stanów
południowych była usankcjonowana i chroniona przez rząd - do tego stopnia, że
nielegalne były jakiekolwiek próby uwalniania niewolników. Religia często
usprawiedliwiała taki stan rzeczy, a szkoły socjalizowały kolejne pokolenia w
sposób, który nakazywał im go akceptować,
Tak więc stabilność sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła, Najważniejsza rzecz,
jakiej mogliśmy się w tym rozdziale dowiedzieć, jest taka, że instytucje są
skonstruowane tak, aby siebie utrwalać,
Zmiany instytucjonalne
Biorąc to pod uwagę, moglibyście się spytać, jak w takim razie możliwe są
jakiekolwiek zmiany? To bardzo dobre pytanie, którym się teraz zajmiemy.
Zmiany instytucjonalne
Mimo to, co wcześniej stwierdziliśmy, instytucje ulegają zmianom. Zmiany w ich
ramach są równie fundamentalne jak inne, które wychodzą im naprzeciw, dlatego
też rozważmy niektóre ich przyczyny.

background image

Skoro omówiliśmy już wzajemne wspieranie się różnych instytucji społecznych,
pora zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę nie jest ono nigdy doskonałe. Instytucje
często znajdują się w stanie konfliktu. Przekonania i wartości jednych mogą
zaprzeczać normom innych instytucji. Przykładów jest wieje. Oto kilka.
Jakkolwiek byłoby w interesie rządu ściąganie jak największych podatków,
spotkałoby się to z oporem przedsiębiorców i pracowników. Działalność instytucji
naukowych często jest sprzeczna z nauczaniem kościoła. Przykładem może być
Galileusz, który został zmuszony do odrzucenia swoich kopernikańskich przekonań
co do tego, że układ słoneczny jest heliocentryczny. Podobnie kariera zawodowa
może ingerować w zobowiązania względem rodziny, a rodzina może
powstrzymywać lub hamować czyjś rozwój zawodowy.
Ponieważ instytucje są tak blisko ze sobą powiązane, konflikty między nimi mogą
powodować ich gruntowne zmiany. Na przykład rządowe działania przeciwko
dyskryminacji ze względu na płeć (podejmowane na podstawie politycznej zasady
równości) spowodowały zmiany w strukturze zatrudnienia kobiet, a w rezultacie
także zmianę ról, jakie kobiety i mężczyźni pełnią w rodzinie, Wiele dzieci dorasta
w rodzinach, gdzie matka robi karierę, w wyniku czego coraz więcej dziewczynek
kładzie większy nacisk na wykształcenie. Tak więc zmiany w jednej instytucji
rozszerzają się na inne.
Niektóre zmiany w instytucjach spowodowane są wewnętrznymi konfliktami.
Chociaż podkreśliłem wcześniej fakt, że przekonania, wartości i normy danej
instytucji są z sobą zintegrowane, to jednak nie jest to integracja doskonała.
Segregacja rasowa w kościołach w Stanach Zjednoczonych zawsze była w jakimś
stopniu sprzeczna z chrześcijańskimi wartościami godności i miłości bliźniego.
Konstytucyjna zasad mówiąca o rozdzielności państwa i kościoła jest sprzeczna z
ulgami podatkowymi

background image



udzielonymi tej instytucji. Tego typu wewnętrzne spory stwarzają potrzebę zmian w
instytucjach, chociaż nie oznacza to bynajmniej, że są one wprowadzane.
Wcześniej mówiłem o osobistych interesach jako o sile utrwalającej instytucje, ale
mogą one również wprowadzać zmiany. Jakkolwiek król może się opowiadać za
monarchią ze zrozumiałych względów, poglądy jego poddanych mogą prowadzić
ku demokratycznej rewolucji, tak samo jak biedni członkowie społeczeństwa
kapitalistycznego mogą preferować inne systemy gospodarcze, chociaż ten
odpowiada przedsiębiorcom.
Zmiany środowiskowe, takie jak przyrost naturalny, głód, trzęsienia ziemi,
powodzie czy zarazy także mogą powodować zmiany instytucjonalne. Podobnie
wojny, kryzysy czy recesje. Kolejnym źródłem zmian mogą być wynalazki i
odkrycia naukowe. Pomyślcie o wpływie telewizji na rodzinę, edukację, religię,
rząd, gospodarkę i wszelkie inne instytucje społeczne.
Wynalazkiem, który najsilniej odcisnął swoje piętno na dzisiejszym świecie, jest
prawdopodobnie komputer. Zwróćcie uwagę na nagłówki gazet z początku lat
dziewięćdziesiątych:
Oprogramowanie komputerowe odmienia mate przedsiębiorstwa.
Komputery zadomowiły się na uczelniach.
Komputery w biurze zmieniają stosunki pracy.
Elektroniczne dane powodują obawy.
Czy komputery rozpuszczają pisarzy?
Arkusz kalkulacyjny zadomowił się w biurze.
Komputer zaakceptowany jako urządzenie literackie.
Eksperci obawiają się, że użycie komputerów może zagrozić historii
rządu.
Wysyp czasopism komputerowych.
Badania pokazują, że komputer może być urządzeniem rodzinnym.
Praca na roli z komputerem.
Policja używa komputerów do walki z prostytucją.
Swoboda wypowiedzi komplikuje korzystanie z forów komputerowych.
Komputery tajną bronią Reagana w kosmosie.
Komputer wspiera rabinów w streszczaniu Talmudu.
Komputer projektuje trasy narciarskie.
Zemsta hakerów.
Zmiany instytucjonalne
Sowieci utrudniają dostęp do komputerów, aby zachować tajemnicę państwową
Głosowanie za pomocą komputerów może ułatwić fałszerstwa wyborcze.
Komputery zwalczają pożary lasów.
Komputery pomagają w badaniu starożytnych artefaktów.
Komputery otwierają nowe możliwości dla osób niepełnosprawnych.

background image

Komputery pomocne w daktyloskopii.
Drukarka laserowa może zamienić dom w drukarnię.
Komputerowo wspomagane projektowanie wypiera przestarzałe metody.
Zobaczyliśmy w ten sposób, na czym polega paradoksalna natura instytucji. Z
jednej strony są one stworzone, aby przetrwać. Sankcje, internalizacja, własne
interesy, tożsamość osobista i między instytucjonalna zależności działają na rzecz
ich pełnego utrwalenia w takim stanie, w jakim są. Jeżeli zostalibyście zesłani na
odległą planetę, aby utrwalić tamtejszy system społeczny, to najlepszym sposobem
wykonania zadania byłoby właśnie wprowadzenie instytucji.
Z drugiej strony zmiany społeczne są nie do uniknięcia - to ciągły, codzienny
proces. Reguły społeczne są wiecznie poprawiane.
Oto coś, co może was jeszcze bardziej zaskoczyć: to wy jesteście głównym
czynnikiem zarówno utrwalania instytucji, jak i ich zmian. Codziennie ciężko
pracujecie, aby podtrzymać normy społeczne: ubieracie się, zatrzymujecie się, aby
przepuścić pieszych na skrzyżowaniu, nie sprzedajecie tajemnic terrorystom ani nie
uprawiacie seksu z jeżami. Jednocześnie jesteście czynnikami zmian za każdym
razem, kiedy przechadzacie się nago po ulicy czy przejeżdżacie przechodnia, nie
mówiąc już o każdym przekroczeniu prędkości, rozmowie w kinie, polewaniu hot
doga majonezem albo o przypadkach, kiedy miło się wyrażacie o profesorze
socjologii. Z punktu widzenia instytucji jesteście zarazem najwierniejszymi
patriotami i zdrajcami.
Nie da się przecenić wpływu instytucji na nasze życie, niezależnie ud tego, czy
żyjecie w zgodzie z ich ustaleniami, czy przeciw nim. Więcej na ten temat
znajdziecie w następnym rozdziale, gdzie zbierzemy części składowe
społeczeństwa w całość.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Babbie E Istota Socjologii
Earl?bbie Istota socjologii rozdział 1
Istota socjologii streszczenie(1)
Istota socjologii - wer01 - cz2, pedagogika
Istota socjologii, Socjologia(1)
Babbie Earl Badania Społeczne w praktyce1
Istota socjologii wer01 cz1
Istota socjologii wer01 cz1 3
Babbie Earl Badania Społeczne w praktyce1
SOCJOLOGIA wykł 8! 01 2011 WARTOŚCI
SOCJOLGOIA wykł 8 cz 2! 01 2011 WIĘZI SPOŁĘCZNE to wspólności i związki między ludźmi
Earl Babbie Badania Społeczne w Praktyce
Czwartek- 19.01 Przebieg zajęć, EDUKACJA POLONISTYCZNA, PSYCHOLOGIA, SOCJOLOGIA, EDUKACJA PLASTYCZNA
PN2 0124 dr zuk socjologia
01 Socjologia jako nauka i wiedzaid 2940 ppt

więcej podobnych podstron