1
2
3
WSTĘP
„Pyrrusowy
sukces
prezydenta
Clintona”,
„szwedzcy
socjaldemokraci wygrali w stylu Pyrrusa”, „Teatr - posmak
pyrrusowego zwycięstwa”. Takie i podobne określenia co
kilka dni padają na łamach światowej prasy, na stronicach
książek, w przemówieniach polityków
1
. Pyrrus, władca Epiru
(319-272 p.n.e.), jest najczęściej chyba wymienianym obecnie
wodzem czasów starożytnych. Zwrot „pyrrusowe zwycięstwo”
trwale wzbogacił języki wielu narodów. Nie jest on oczywiście
pochlebny dla epirockiego monarchy. Jak wiadomo,
„pyrrusowe zwycięstwo” to takie, które osiągnięte za cenę zbyt
dużych strat, prowadzi do ostatecznej klęski. W świadomości
osób nawet z wykształceniem historycznym Pyrrus funkcjonuje
najwyżej jako lekkomyślny łowca przygód, który, wmieszawszy
się w wojnę z Rzymem, odniósł kilka krwawo okupionych
sukcesów, wytracił wojsko i jak niepyszny wrócił do Epiru,
aby marnie zginąć w niepotrzebnej, chaotycznej bijatyce, od
dachówki rzuconej przez starą babę.
Historycy przez dziesięciolecia z lekceważeniem
odnosili się do epirockiego władcy, określając go mianem
„awanturnika”, „kondotiera”, „wartogłowa” i „człowieka z
ptasim mózgiem”, w najlepszym razie „błędnego rycerza”
lub
efemerycznego
„herosa-meteora”.
który
zagrażał
porządkowi światowemu i którego nagła śmierć przyjęta
została z powszechną ulgą, oznaczała bowiem upragnioną
stabilizację.
Dopiero Pierre Leveque w swej obszernej monografii
udowodnił, że przedsięwzięcia Pyrrusa wcale nie byty tak
absurdalne, jak przez długi czas to przedstawiano (chociaż
wielu historyków nie przekonał). Przypomnieć wypada, że
pojęcie „pyrrusowe zwycięstwo” obce było starożytnym.
Zamiast tego mówili o zwycięstwie „kadmosowym” czy
„kadmejskim” (Kadmos to mityczny syn Agenora, brat
Europy, założyciel Teb, Kadmeją zwał się tebański akropol.
Określenie
„kadmejskie
zwycięstwo”,
odnosi
się
1
Np. „Rzeczpospolita”, nr 2/1999, s. 26; „Time”, 28.09.1998, s. 104.
4
prawdopodobnie
do
wyprawy
siedmiu
herosów
z
Polinejkosem na czele przeciw Tebom, podczas której
wykrwawili się i zwycięzcy, i pokonani).
Pyrrus cieszył się natomiast sławą największego
wodza swoich czasów, według opinii samego Hannibala tylko
Wielkiemu Aleksandrowi, notabene swemu krewnemu,
ustępował w wojennym kunszcie. Już w starożytności
zdawano sobie sprawę, że Aleksander Macedoński odniósł
bajeczny wprost sukces w starciu ze zmurszałym imperium
perskim, Pyrrusowi natomiast się nie powiodło, ponieważ
wydał wojnę dynamicznej, niezwykle agresywnej Republice
Rzymskiej,
dysponującej
ogromnymi
rezerwami.
Dziś
wyprawa Pyrrusa do Italii i na Sycylię coraz częściej widziana
jest w innym świetle - jako ostatnia poważna próba uratowania
zachodniego hellenizmu od zniszczenia przez dwa potężne
mocarstwa, dojrzewające do walki o basen Morza
Ś
ródziemnego - Rzym i Kartaginę. Monarcha Epiru
postrzegany jest ponadto jako wódz, który walczył nie tylko za
sprawę Greków, lecz także ludów południowej Italii,
broniących się rozpaczliwie przed popadnięciem w rzymskie
jarzmo. Coraz częściej akcentowana jest rola „wojny Pyrrusa”
jako pośredniej fazy między podbojem Italii przez Rzym, a
długoletnim pasmem wojen punickich. Konflikt między
Rzymem i Kartaginą o mało nie rozpalił się przecież, gdy w
272 roku p.n.e. punicka flota podeszła pod Tarent, w którym
trzymał się jeszcze garnizon władcy Epiru. Konfrontacja
Pyrrusa z Republiką znad Tybru ma jeszcze jeden interesujący
aspekt. Oto legiony po raz pierwszy zmierzyły się na polach
bitew z nieprzyjacielem spoza Italii, po raz pierwszy wojska
Romy, złożone przede wszystkim z doskonałej ciężkiej
piechoty legionowej, musiały stawić czoła nowoczesnej armii
hellenistycznej, składającej się z różnych rodzajów broni, od
falangi epirockiej i macedońskiej, po łuczników, procarzy,
konnicę tesalską i słonie bojowe, „czołgi” antycznego świata.
Armii dowodzonej przez najwybitniejszego stratega epoki,
stosującej taktykę według najlepszych wzorów Aleksandra.
Zderzenie obu jakże różnych przecież, ale wyborowych wojsk,
warte jest wnikliwego opisu. Celem niniejszej pracy jest m.in.
5
znalezienie odpowiedzi na pytanie: Czy władca Epiru
rzeczywiście zasługuje na to, aby w prawie dwadzieścia trzy
wieki po jego zgonie wciąż mówiono o „pyrrusowych
zwycięstwach”,
prowadzących
prosto
do
przegranej?
2
2
P. Leveque, Pyrrhos, Paris 1957, “awanturnik”. por. J. Carcopino, Pyrrus,
conquerant au aventurier? (w:) Profils des conquerants, Paris 1961, s. 9 n.;
“kondotier” - S. La n c el, Hannibal, Dusseldorf-Zurych 1998, s. 185; H. Heftner, Der
Aufstieg Roms von Pyrrhoskrieg bis zum Fall von Karthago, Regensburg 1997, s. 26;
“wartogłów” i “człowiek z ptasim mózgiem” - S. Łoś, Rzym na rozdrożu. Warszawa
1960, s. 60 i 52; „błędny rycerz” - M. Cary, H. H. Scullard, Dzieje Rzymu, Warszawa
1992, s. 195; „meteor” - J. Heurgon, Rzym i świat śródziemnomorski do wojen
punickich, Warszawa 1973, s. 216.
6
KŁOPOTY ZE ŹRÓDŁAMI
Potomni oglądają historię Pyrrusa przede wszystkim oczyma
Plutarcha (około 46-27 n.e.). Ten moralista z beockiej
Cheronei poświęcił władcy Epiru jeden ze swych śywotów
sławnych mężów. Dzieło to, barwne, niekiedy porywające,
pełne anegdot, chętnie czytano w starożytności i w później-
szych wiekach, a więc przetrwało do dziś. Lecz Plutarch nie
rozwiązał zagadki życia Pyrrusa, nie zdołał wyjaśnić, jakie
były zamiary „Orła z Epiru", do jakich celów Pyrrus zmierzał
i dlaczego ich nie osiągnął. Jak się zdaje, Plutarch nawet nie
próbował rozwikłać tej tajemnicy. Nie był bowiem historykiem
lecz biografem i moralistą. Spisywał żywoty równoległe
wielkich wodzów, królów czy reformatorów bynajmniej nie
po to, by odtwarzać procesy dziejowe. Celem Plutarcha było
pokazywanie pozytywnych przykładów - cnoty, pobożności
lub odwagi, ale także mrocznych stron ludzkiej natury - zła,
chciwości i okrucieństwa. Wszystko to w celu odpowiedniego
kształtowania charakterów. „Staram się... aby życie ludzkie
mogło się w tych opowiadaniach historycznych jak w
zwierciadle przeglądać i niejako uporządkować na podstawie
cnót i przymiotów opisywanych wielkich ludzi”, wyznawał
biograf z Cheronei we wstępie do żywotów Timoleona i
Emiliusza Paulusa. W następstwie stosował więc specyficzną
metodę. Wiele istotnych wydarzeń pomijał, albowiem, jak
stwierdził we wstępie do biografii pary Aleksander Wielki -
Cezar: „Niekoniecznie także w najsławniejszych czynach ludzi
objawiają się najlepiej cnoty i wady ich charakterów.
Przeciwnie, nieraz jakiś prosty czyn, jakieś krótkie
powiedzenie czy nawet żart lepiej naświetlają wrodzone cechy
ludzkiej natury, niż bitwy, w których padły tysiące
poległych”.
Pyrrusa zestawił beocki moralista z Gajuszem
Mariuszem,
siedmiokrotnym
konsulem
rzymskim,
splamionym krwią swych przeciwników, widząc w obydwu
wodzach świetne przykłady zmienności kapryśnego losu. W
konsekwencji to Plutarchowi potomni zawdzięczają wizerunek
Pyrrusa awanturnika. Biograf z Cheronei, pisząc żywot
7
epirockiego monarchy, zebrał wiele dobrego materiału
ź
ródłowego, który wszakże pomieszał z mniej wiarygodnymi
przekazami, a wyszukując fakty i anegdoty zgodnie z
przyjętym założeniem szalenie wszystko pogmatwał.
Badacz zajmujący się dziejami Pyrrusa ma twardy
orzech do zgryzienia. Wszystkie miarodajne źródła,
pochodzące z czasów wojny króla w Italii, przepadły. Nie
zachowały się Pamiętniki (Hypomnemata) Pyrrusa, jak się
wydaje, obszerniejsze niż urzędowy dziennik wyprawy
Aleksandra Macedońskiego. Prawie nic nie zostało z dzieła
Epeirotika, pióra Proksenosa, uważanego za nadwornego
historyka władcy Epiru, wysławiającego Pyrrusa jako nowego
Achillesa. Z Historii następców Aleksandra, dzieła Hieronima
z Kardii (ok. 360-ok. 260 p.n.e.), dziejopisa związanego z
Antygonidami, dotrwało do nas zaledwie 13 fragmentów. Na
szczęście praca ta stała się źródłem dla historyków
późniejszych. Korzystali z niej Plutarch (17,7 —bitwa pod
Herakleją, 21,12 - bitwa pod Ausculum), a chyba w mniejszym
stopniu Diodor Sycylijski, Dionizjos z Halikarnasu i
Pompejusz Trogus. Hieronim z Kardii czerpał ze źródeł
pierwszej klasy, m.in. z Pamiętników Pyrrusa, zbierał też
relacje uczestników wydarzeń i naocznych świadków, toteż
pochodzące od niego szczegóły zasługują na zaufanie. Z
zachowanych
fragmentów
dzieła
Hieronima
badacze
wyciągnęli wniosek, że dziejopisa tego cechowały „miłość
prawdy, kompetencja w sprawach wojskowych i bezstronność”,
historyka z Kardii porównywano do Polybiosa i Tukidydesa.
Tyle
tylko,
ż
e
Hieronim
związany
był
z
Antygonidami, Demetriosem Poliorketesem i Antygonosem
Gonatasem, a więc do ich śmiertelnego wroga Pyrrusa raczej
nie był nastawiony życzliwie. Mamy też świadectwo
Pauzaniasza (Wędrówki po Helladzie I 13,9), przypisującego
Hieronimowi niechęć do wszystkich królów z wyjątkiem
Antygonidów.
„Orła z Epiru” nie cierpiał również inny współczesny
mu historyk, Timajos z Tauromenion (ok. 355-ok. 250
p.n.e.). Timajos przepędzony został ze swej sycylijskiej
ojczyzny przez Agatoklesa, władcę Syrakuz, i tworzył na
8
wygnaniu w Atenach. Pod wrażeniem niepowodzenia
monarchy z Epiru w wojnie z Rzymem, Timajos napisał w
podeszłym już wieku Historię Pyrrusa, z której przetrwało
zaledwie kilka bardzo krótkich fragmentów. Timajos, jak
się zdaje, bawił w Italii w czasie, gdy „Pyrrus" zmagał
się z wojskami Rzymu, był więc naocznym świadkiem
opisywanych wydarzeń. Od Diodora Sycylijskiego (XXI
17) wiemy, że Timajos na ogół przedstawiał rzetelnie bieg
dziejów, zawsze odsądzał jednak od czci i wiary Agatoklesa,
który go skrzywdził. Pyrrus, zięć Agatoklesa, kontynuujący
jego politykę, nie został bynajmniej potraktowany lepiej.
Dziejopis z Tauromenion systematycznie oczerniał Pyrrusa
jako władcę i jako człowieka. Informacje czerpał między
innymi od prorzymsko nastawionych arystokratów z Tarentu,
Rhegion i innych miast Wielkiej Grecji, jak również od
wrogich wobec Pyrrusa przywódców sycylijskich poleis.
Prawdopodobnie to od Timajosa pochodzi przekazany
przez Diodora passus (XXI 21,12), w którym Pyrrus, potomek
Achillesa, został porównany do szpetnego i bezczelnego
Tersytesa, antybohatera Iliady. Z dzieła Timajosa korzystał
nie tylko Diodor, ale także Plutarch i Dionizjos z Halikarnasu.
Na tym kończą się źródła współczesne wojnie Pyrrusa
w Italii. Wiele uwagi poświęcili jej historycy rzymscy.
Macedończycy i Grecy uchodzili w początkach III wieku
p.n.e. za najlepszych żołnierzy na świecie, a Pyrrus miał
opinię błyskotliwego stratega, Rzymianie przechowali więc
w pamięci swe zwycięstwo nad Epirotą ze szczególną dumą.
Tyle tylko, że czynili wszystko, aby sukces ten wyolbrzymić,
czy może nawet go „stworzyć”. Przemilczali niekorzystne dla
Republiki fakty, pomniejszali jej kieski, nie cofali się przed
pospolitym fałszowaniem historii - ad maiorem Romae
gloriam - ku większej chwale swej ojczyzny.
Pierwsi o wyprawie Pyrrusa pisali tzw. annaliści
młodsi, Valerius Antias, Claudius Quadrigarius, Licynius
Macer (wszyscy I wiek p.n.e.). Dziejopisowie ci przedstawili
epirockiego króla jako rycerskiego przeciwnika, podczas gdy
na innych hellenistycznych monarchach, np. na władcy
Macedonii Filipie V, historiografia rzymska nie pozostawiła
9
suchej nitki. Takie ujęcie nie dziwi - gdyby Pyrrus był
miernotą, nie mógłby zadać klęsk legionom. Annaliści pokryli
jednak przebieg wojny z epirockim królem „tak grubą warstwą
patriotycznych zmyśleń", że trudno jest odtworzyć prawdziwy
bieg wydarzeń
3
.
To annaliści zdołali tak skutecznie zniekształcić
przebieg rokowań Pyrrusa z Rzymem, że do dziś historycy
głowią się, o co w nich naprawdę chodziło. To oni
wykoncypowali epizod z perfidnym lekarzem, który
zaproponował Rzymianom otrucie epirockiego monarchy,
został jednak z pogardą zdemaskowany przez surową
starorzymską cnotę, wcieloną w Fabrycjusza Luscinusa. Nie
przypadkiem to właśnie z czasów Pyrrusowej wojny pochodzi
tak wiele budujących przykładów dawnej rzymskiej virtus.
Annaliści konsekwentnie przeinaczali (oczywiście na korzyść
Rzymian) straty, jakie w bitwach poniosły obie armie, na
nadmiar zaś złego z zamiłowaniem, kopiowali epizody z
dzieła Herodota tego ojca historiografii (np. casus szpiega,
wysłanego jakoby przez Pyrrusa do obozu Rzymian przed
bitwą pod Herakleją). Dzieła tych historyków – patriotów
zaginęły,
stały
się
jednak
ź
ródłem
dla
Tytusa
Liwiusza, jak również dla Dionizjosa z Halikarnasu, Diodora
i Plutarcha. Annaliści zdołali więc zamącić historię gruntownie
i skutecznie.
Wspomniany powyżej Diodor Sycylijski stworzył w
czasach Cezara i Augusta (I wiek p.n.e.) niezbyt wysokiego
lotu historię powszechną - Biblioteką Historyczną (Bibliotheca
Historica). Fragmenty ksiąg XXI i XXII, dotyczących wojny
Pyrrusa z Rzymianami, zachowały się. Oprócz annalistów
wykorzystuje Diodor również Timajosa i Hieronima z Kardii.
Tradycja rzymska wydaje się jednak przeważać; to z niej
zaczerpnął Diodor wzmiankę o „kadmejskim zwycięstwie”
Pyrrusa (XXII 6).
Piszący za czasów panowania w Rzymie Augusta
Dionizjos z Halikarnasu (około 60-po 7 roku p.n.e.) jest
autorem Dawnych dziejów Rzymu (Antiquitates Romanae).
3
M. Cary, H. H. Scullard, op. cit., s. 195.
10
Z ksiąg XIX i XX, dotyczących Pyrrusowej wojny, zachowały
się do naszych czasów tylko fragmenty. Dionizjos wykorzystał
dobre źródła, np. Proksenosa, którego cytuje (XX 10,2) i
Timajosa, od którego przejął relację o poprzedzających
przybycie Pyrrusa wydarzeniach w Tarencie. Najobficiej
czerpie jednak z wątpliwej wartości annalistyki rzymskiej.
Z tego źródła pochodzą anegdoty wokół bitwy pod Herakleją
(XIX 11), opowieści o cnotliwym Fabrycjuszu (XIX 13) czy
przebieg batalii pod Ausculum, którą Dionizjos przedstawia
jako właściwie zwycięską dla Rzymian. Nie można zbytnio
ufać informacjom historyka z Halikarnasu, nie tylko z tego
powodu, że pisał on w prorzymskim duchu. Dionizjos był
bowiem retorem i jeśli wygrzebał w archiwach jakieś
autentyczne listy i mowy, przerabiał je i stylizował tak, że
stawały się wzniosłe i napuszone, zarazem jednak
zniekształcone w sposób beznadziejny.
Współczesny
Dionizjosowi
i
Diodorowi
był
Pompejusz Trogus. W swym obszernym dziele Historiae
Philippicae zawarł też dzieje Pyrrusa, Niestety, praca ta
prawie w całości zaginęła, zachowało się natomiast jej
streszczenie, dokonane raczej nieudolnie przez Justinusa,
autora znacznie późniejszego. Ten ostatni wielu rzeczy nie
mógł już zrozumieć, popełnił więc mnóstwo nonsensów.
Trogus wykorzystał wartościowe źródła greckie, Hieronima i
Timajosa, ponieważ bitwę pod Ausculum przedstawił, w
odróżnieniu od Dionizjosa i tradycji annalistycznej, jako
zwycięstwo Pyrrusa (Iustin. XVIII 1,11). Dla wyprawy
sycylijskiej króla źródłem tu jest zapewne Proksenos,
a przedstawienie układów epirockiego władcy z Rzymem
zdradza wpływy annalistów.
Opisujące wojnę z Pyrrusem księgi XI-XIV
monumentalnych Dziejów Rzymu od założenia miasta (Ab
urbe condita libri) „narodowego” historyka rzymskiego Tytusa
Liwiusza, piszącego w czasach Augusta, zaginęły w zawierusze
dziejów. Przetrwały tylko ich periochy (skróty) oraz
streszczenia pióra Florusa, Eutropiusza i Orozjusza. Jak
wiadomo,
Liwiusz
nastawiony
był
moralizatorsko
i „superpatriotycznie”, a korzystał przede wszystkim z
11
annalistów młodszych. Stąd też do jego opisu wojny z
Pyrrusem należy podchodzić ostrożnie.
W II wieku n.e. Historię rzymską (Historia Romana)
napisał Appian z Aleksandrii (po 80-przed 165 n.e.). Wyprawa
Pyrrusa do Italii znalazła tu miejsce w księdze poświęconej
wojnom samnickim, z której zachowało się kilka interesujących
nas opowieści (Appian, Samn. frg. 7-11), m.in. o twardych
rządach Pyrrusa w Tarencie i o obrabowaniu przez Epirotę
ś
wiątyni Persefony w Lokroi. Jako dziejopis Appian nie
cieszy się dobrą opinią z uwagi na pasywny stosunek do
ź
ródeł i kompletną ignorancję w sprawach militarnych.
Opisując italską wyprawę Pyrrusa czerpał z Liwiusza i z
Dionizjosa, być może również z Plutarcha i z annalistów
rzymskich.
We fragmentach tylko zachowały się opisujące m.in.
dzieje Pyrrusa księgi IX i X Historii rzymskiej (Historiae
Romanae) Kasjusza Diona Kokcejanusa (Cassius Dio
Coccejanus), wywodzącego się z Bitynii senatora, żyjącego
na przełomie II i III wieku n.e. Zachowały się natomiast
wyciągi z tego dzieła pióra mnicha bizantyjskiego Zonarasa
(XII wiek). Cassius Dio wykorzystywał annalistów (bitwa pod
Ausculum, klęską Pyrrusa), Dionizjosa z Halikarnasu,
wzbogaconego o szczegóły Liwiusza, jak również śywot pióra
Plutarcha (Cassius Dio frg. 40,5 — rozmowa Pyrrusa z
Kineasem). Za wiarygodne źródło do wyjątkowo zawikłanych
pertraktacji epirockiego władcy z Rzymianami uchodzi tzw.
Ineditom Vaticanum, zbiór opowieści z historii rzymskiej,
zebranych m.in. z dziel annalistów i Diodora.
Wymienić wypada jeszcze krótką prace Podstępy
wojenne (Strategemata) autorstwa Frontinusa (I wiek n.e.),
dzieło pod tym samym tytułem pióra Polyainosa (II wiek n.e.),
dziewięć ksiąg Factorum et dictorum memorabilium (Godne
pamięci czyny i słowa) Waleriusza Maksimusa (I wiek n.e.),
a także kompedium O sławnych mężach miasta Rzymu (De
viris iliustribus Urbis Romae), niesłusznie przypisywane
Aureliusowi Victorowi. W tekstach tych zawarte są również
wzmianki o wojnach Pyrrusa. Źródłem Frontinusa był Liwiusz,
Polyainosa, co do fragmentu o władcy Epiru - annaliści,
12
natomiast pseudo-Aurelius Victor czerpie przede wszystkim z
annalistycznej tradycji. Niestety, tylko kilka szczupłych, ale
bardzo ważnych fragmentów, dotyczących Pyrrusa zawierają
mające opinię dzieła bardzo rzetelnego Dzieje achajskiego
historyka Polybiosa z Megalopolis (ok. 200-ok. 118 p.n.e.).
Jak widać, źródła wyprawy króla Pyrrusa na zachód
są skromne i niepewne - już wielu nowożytnych naukowców
rozdzierało z tego powodu szaty. Dobre teksty zaginęły,
zachowały się niemal wyłącznie przekazy z drugiej i trzeciej
ręki, a to, co przetrwało z prac godnych zaufania historyków,
zostało przemieszane z mało wartościowym materiałem
późniejszym. Dzieje wyprawy „Orła z Epiru” wspólnym
wysiłkiem zniekształcili greccy moraliści i rzymscy patrioci.
Bitwy stoczone przez Pyrrusa ubogo pokazane zostały przez
ź
ródła, zamiast rzeczowych opisów działań wojennych
otrzymaliśmy
barwne
historyjki.
Trudno
jest
więc
zrekonstruować przebieg tych batalii, a o sporządzeniu w
miarę dokładnych map czy schematów, w odróżnieniu od np.
bitew Hannibala, mowy być nie może. Zalecane jest więc
wnikliwe spojrzenie na Pyrrusową wojnę z pominięciem
pryzmatu annalistów i Plutarcha, wysublimowanie z
przekazów najstarszego, najbardziej wiarygodnego materiału. Z
drugiej
strony
istnieje
poważne
niebezpieczeństwo
popadnięcia w hiperkrytycyzm i „pyrrusolatrię”, czyli
nadmierny podziw dla króla. Niestety, z braku źródeł
niektóre ważne kwestie na zawsze pozostaną w sferze hipotez
i przypuszczeń - ignoramm et ignorabimus.
13
„ORZEŁ Z EPIRU”
W dorzeczu rzek Aoos (obecnie Viosa) i Aratchos, których
ź
ródła biją w centralnym masywie Pindus pod górą Lakmon,
rozciąga się Epir. Kraina ta zamieszkana była w starożytności
przez krzepkich chłopów i pasterzy, nawykłych do walki
z wilkami i niedźwiedziami, a także górskimi lwami, w obronie
swych wielkich stad owiec, rumaków i bydła. Kraj to górzysty,
bezpośredni dostęp do morza mają tylko urodzajne równiny
otaczające miasto Buthrotron i dolny bieg Acheronu. Epir ma
dogodne położenie między Grecją Środkową, Ilirią i
Macedonią, jednak komunikację z tymi regionami utrudniają
wysokie pasma wapiennych gór, w sposób naturalny blokujące
kraj zwłaszcza od wschodu.
Między innymi z tego powodu Epir odgrywał w
dziejach klasycznej Hellady mało znaczącą rolę. Wyspy u
wybrzeży Epiru, a zwłaszcza Korkyra (obecnie Korfu),
tworzyły natomiast naturalny pomost ku Italii. Właśnie
mieszkańcy tej wyspy nadali Epirowi nazwę (Epeiros to
znaczy ląd stały). Starożytni żeglarze przeprawiali się na piętę
półwyspu italskiego najchętniej właśnie z korkyrejskiego
portu.
Na wybrzeżach Epiru i na terenach przyległych Grecy
założyli kilka miast już w okresie Wielkiej Kolonizacji. Były
to Korkyra, Apollonia, Epidamnos i Ambrakia. Poleis te
usilnie starały się zachować niezależność od miejscowych
wodzów plemiennych, promieniowała z nich natomiast kultura
helleńska, przyjmowana zwłaszcza przez epirocką starszyznę,
jak dowodzą tego spisywane przez nią po grecku inskrypcje.
We właściwym Epirze miast było mało. Nawet te
najbardziej znaczące, Passaron i Dodona, leżące na płaskowyżu
w centrum kraju, pozostały niewielkimi osadami; Dodona
cieszyła się sławą wyroczni, najstarszej w Helladzie.
Znajdowała się tu wyrocznia Zeusa i Dione, czyli Ziemi.
Bóstwa przemawiały do swych wyznawców w szumie liści
dębów, na drzewach tych zawieszano również brązowe
naczynia, które uderzały o siebie na wietrze. Stąd też dąb był
ś
więtym drzewem Epiru, liśćmi dębu zdobił swój hełm Pyrrus
14
i jego wojownicy.
Ludność Epiru, wywodząca się z helleńskiego pnia,
miała jednak silne związki z Macedończykami, a także z
Ilirami. Niektórzy naukowcy widzieli nawet w Epirotach lud
pochodzenia iliryjskiego. Kraj był odmienny kulturalnie od
reszty Hellady, a mówiąc wprost - zacofany. „Klasyczni”
Grecy uważali Epirotów, podobnie jak mieszkańców
Macedonii, za nieokrzesanych barbarzyńców. Tak też bez
ceregieli określa ich Tukidydes (Wojna peloponeska II 80).
Mieszkańcy Epiru dzielili się na liczne spokrewnione ze sobą
plemiona (znamy ich aż 14), z których najważniejsi byli
Chaonowie, Thesprotowie i Molossowie. Ci ostatni zasłynęli z
hodowli wielkich psów pasterskich, molossów, które niekiedy
podczas bitew szczuto na szeregi nieprzyjaciół.
Tylko wśród Molossów, w Epirze najbogatszych i
najpotężniejszych, zachowała się władza królewska. Pyrrus
występuje w niektórych, zwłaszcza rzymskich, źródłach
jako król Epiru, trzeba jednak pamiętać, że był on królem
jedynie Molossów i hegemonem Związku Epirockiego,
założonego około 330 roku (wszystkie daty, o ile nie
zostanie zaznaczone inaczej, będą oznaczać lata przed
naszą erą). Epir jako państwo miał więc luźną, specyficzną
strukturę; składał się z królestwa Molossów i Symmachii
Panepirockiej (Przymierza Epirockiego), uzależnionej jedynie
od osoby władcy, nic włączonej w system państwa Molossów.
Uprawnienia króla były skromne. W swym traktacie Polityka
Arystoteles pisze, że monarchia przetrwała wśród Molossów
tylko dlatego, że ograniczono władzę królewską, a władca
zaczął żyć w podobny sposób co jego poddani. Zgromadzenie
(koinon) Molossów miało szerokie kompetencje. Przyznawało
obywatelstwo i proksenię (czyli prawo danego obywatela do
reprezentowania interesów innego państwa), być może także
sądziło winnych zbrodni przeciwko państwu i przestępstw
popełnionych na wojnie. Decydowało o biciu monet,
zwalnianiu od podatków, nadawało prawo do azylu i inne
przywileje. Na czele Zgromadzenia stał prostates (strażnik),
którego kompetencje porównywano do uprawnień eforów
kontrolujących królów spartańskich. Monarcha byt przede
15
wszystkim dowódcą armii, jednak, jak się zdaje, wojnę mógł
wypowiadać tylko za zgodą Zgromadzenia. Zawierał za to
traktaty z innymi państwami i na swoje imię zaciągał
najemników.
Jak pisze Plutarch, co roku w Passaronie w kraju
Molosów królowie składali starym zwyczajem ofiary Zeusowi
jako bogu wojny. „Przy tej ofierze władcy ci wypowiadali
wobec Epirotów słowa przysięgi, że będą rządzić według
praw, a potem znów od nich odbierali przysięgę, że będą
zgodnie z prawami władzę królewską szanować” (śywot
Pyrrusa, 5). Obie strony miały więc określone zobowiązania.
Niektórzy historycy w sposób raczej niewłaściwy porównują
Epir do monarchii konstytucyjnej, chociaż pastuchom z gór
Pindus czy chłopom z Thesprotii spisywanie jakiejś
„konstytucji” nie przyszłoby nigdy do głowy. Władcy
energiczni potrafili lekceważyć te tradycyjne uprawnienia
plemion i decydować w wielu sprawach samodzielnie,
niemniej jednak rządzenie Epirotami było niewdzięcznym
zadaniem. Molossowie zwykli wzniecać rebelię, gdy monarcha
czymś im się naraził, i gdy tylko mogli, wyprawiali
pechowego króla na tamten świat - zazwyczaj z całą rodziną.
Władca Molossów nie był bogaty, a jego królestwo miało
wyraźne cechy archaiczne, stanowiło jakby relikt świata
opisanego przez Homera. Pamiętać należy, że dwie pary
wotów z pługiem były dla Pyrrusa godnym podarunkiem, a
„główny zarządca bydła i trzód” zajmował na dworze
uprzywilejowaną pozycję.
16
17
Władza królewska Molossów należała do starodawnej
dynastii
Ajakidów,
wywodzącej
się
od
Achillesa,
najdzielniejszego z herosów Hellady (Ajakes był dziadkiem
Achillesa). Starożytni traktowali takie mityczne koneksje
bardzo poważnie. Achillesowa tradycja była wśród Ajakidów
bardzo żywa, to jej Pyrrus zawdzięcza swe imię. Przezwisko
Pyrrus (dosłownie znaczy to: Rudy) nosił Neoptolemos, syn
Achillesa. Poprzez żonę tego Neoplolemosa, Lanassę,
Ajakidzi wywodzili się także od Heraklesa. Prawdziwie
wymarzone to pochodzenie dla hellenistycznego władcy!
Monarchia Molossów była podwójna - często panowało tu
dwóch królów, podobnie jak w Sparcie, z tym że
królowie spartańscy pochodzili z dwóch rodów - Agiadów
i Eurypontydów, w Epirze rządzili tylko Ajakidzi
4
.
Jako pierwszy na arenę dziejową wkroczył Tharypas, który
w końcu V wieku zawarł sojusz z Atenami i z zapałem szerzył
wśród Molossów helleńskie obyczaje. Filip II Macedoński,
którego synem i następcą był Aleksander Wielki, wziął Epir
pod swoją kontrolę. Z dynastii Ajakidów Filip wziął sobie też
ż
onę, Olimpias, matkę Aleksandra. Ojcem Pyrrusa był król
Ajakides, matką Ftyja z dobrego rodu z Tesalii, córka Menona,
który dowodził tesalskimi hufcami w wojnie lamijskiej (po
ś
mierci Aleksandra Wielkiego Grecy stoczyli ją i przegrali
z wojskami zarządcy Macedonii, Antypatra). Stąd też Pyrrus
miał zawsze z Tesalią dobre stosunki i zaciągał w tej krainie
znakomitych kawalerzystów.
Przyszły zwycięzca Rzymian przyszedł na świat, gdy
rozpalała się walka wodzów Aleksandra, diadochów czyli
„następców”,
o
bajeczne
dziedzictwo
po
wielkim
Macedończyku. Byty to czasy burzliwe, królestwa powstawały
tylko po to, aby w kilka lat później runąć z trzaskiem, w jednej
bitwie można byto zdobyć panowanie nad rozległymi
krainami, albo utracić i państwo, i życie. W zmaganiach tych
uczestniczył także Ajakides. W 317 roku wsparł zbrojnie
Olimpias, swoją krewną, i jej wnuka, Aleksandra IV, syna
4
Na temat Epiru G. N. Cross, Epirus. A study of constitutional development.
Cambridge 1932; N. G. L. Hammond, Epirus, Oxford 1967.
18
Aleksandra Wielkiego. Początkowo Ajakidesowi sprzyjało
szczęście. W walce z Kassandrem, synem wspomnianego już
Antypatra, zdołał przywrócić Olimpias tron Macedonii.
Planowano wzmocnienie sojuszu między dwoma królestwami
poprzez małżeństwo Dejdamei, siostry Pyrrusa, z Aleksandrem
IV. Kassander zdołał jednak zebrać siły, pokonał armię
Olimpias i obległ ją w Pydnie. Ajakides ruszył na odsiecz, lecz
Molossowie, zmęczeni nieustannymi wyprawami poza granice
kraju, a pewnie również podjudzeni przez Kassandra, wzniecili
bunt. Pozbawiony władzy Ajakides zbiegł do Etolii.
Kassander zdobył Pydnę i tron Macedonii. Natychmiast kazał
stracić Olimpias, a potem także jej wnuka, prawowitego
dziedzica imperium Aleksandra. W 313 roku Ajakides zdołał
wrócić
do
Epiru.
lecz
wkrótce
potem
zginął
w bitwie z bratem Kassandra, Filipem.
Wtedy Pyrrus przebywał już w Ilirii, pod opieką króla
Taulantiów, Glaukiasa. W 317 roku opiekunowie 2-letniego
wówczas królewicza z najwyższym trudem ocalili go przed
pościgiem siepaczy Kassandra. Szczegóły tej dramatycznej
ucieczki malowniczo opisuje Plutarch. Glaukias, który
walczył uprzednio z samym Aleksandrem Macedońskim i
dostał odeń srogie cięgi, żonaty był z Beroe, epirocką
księżniczką, ale przybycie zbiegów wprawiło go w
zakłopotanie. Iliryjski władca bał się odwetu Kassandra.
Wtedy podobno mały Pyrrus „przyczołgał się o własnych
siłach do króla, chwycił się rączkami jego szaty, wstał na nogi
u jego kolan, co u Glaukiasa wywołało najpierw uśmiech, a
potem litość, jakby to był jakiś modlący się ze łzami
błagalnik”. Władca Ilirów przyjął więc małego królewicza i
polecił żonie, aby wychowywała go na równi z własnymi
dziećmi. Decydującą rolę odegrało tu raczej nie wzruszenie
Glaukiasa, ile jego przekonanie, że osoba małego Ajakidy
pozwoli mu wmieszać się w sprawy Epiru. Kassander dawał
królowi Ilirów 200 talentów za wydanie Pyrrusa, którego z
całą pewnością zamierzał zgładzić. W 314 roku wyprawił się
nawet na Glaukiasa zbrojnie, ale nic nie wskórał. Kiedy Pyrrus
skończył 12 lat, król Ilirów postanowił przywrócić mu ojcowski
tron. Sytuacja sprzyjała tym zamiarom. Kassander musiał
19
stawić
czoło
innemu
diadochowi,
Demetriosowi
Poliorketesowi, synowi Antygonosa Jednookiego, który zdobył
znaczną część środkowej Grecji. Glaukias, a zapewne także i
Demetrios, skutecznie podburzyli Molossów, którzy wszczęli
rebelię i zamordowali swego króla Aiketasa, wuja Pyrrusa,
rządzącego Epirem z laski Kassandra, a także dwóch jego
synów. Glaukias odesłał wtedy swego podopiecznego z
orszakiem zbrojnych do Epiru i osadził na tronie ojca. Przez
kilka lat rzeczywistą władzę sprawowała „rada regencyjna”,
złożona z zaprzyjaźnionych z domem Ajakidesa molossyjskich
możnych. Opiekunowie Pyrrusa zdawali sobie sprawę, że
chłopak panuje przede wszystkim dzięki poparciu Demetriosa
Poliorketesa, wroga Kassandra. Umocniono więc związki
Ajakidów i Antygonidów. Dejdameja, siostra Pyrrusa, została
ż
oną Demetriosa. Kassander jednak nie zasypiał gruszek
w popiele, W 302 roku wykorzystał moment, gdy 17-letni
wówczas Pyrrus bawił w Ilirii na hucznym weselu jednego
z synów Glaukiasa i doprowadził do kolejnego przewrotu
wśród Molossów, Obalili oni Pyrrusa, „wypędzili jego
przyjaciół, rozgrabili ich majątki i oddali się pod rozkazy
Neoptolemosa” (Plut. 4), innego członka dynastii Ajakidów.
Pyrrus nie próbował walczyć o królewski diadem.
Miał nadzieję, że jego losy rozstrzygną się w gigantycznych
zmaganiach Antygona Jednookiego i Demetriosa Poliorketesa z
wielką koalicją diadochów - Kassandra z Macedonii,
Lizymacha z Tracji, Seleukosa z Syrii i Ptolemajosa z Egiptu.
Ajakidy pociągnął więc z hufcami Demetriosa do Azji.
Mordercza bitwa królów rozegrała się w 301 roku we Frygii
pod Ipsos. Pyrrus sprawił się znakomicie, pokonał zastępy
nieprzyjaciół na swoim odcinku, cóż, kiedy armia
Antygonidów została pobita na głowę. Antygonos zginął,
Demetrios Poliorketes ratował się ucieczką. Wygnaniec z
Epiru nie miał po stronie zwycięskiej koalicji czego szukać,
pozostał więc wiemy Demetriosowi i w jego imieniu
sprawował pieczę nad miastami, które Antygonida zdołał po
klęsce
utrzymać
w
Grecji.
Pyrrus
czynił
to w charakterze „stratega Hellady”. W 298 roku stanął,
krótkotrwały zresztą, pokój między diadochami i Demetrios
20
wysłał swego szwagra jako zakładnika na aleksandryjski dwór
Ptolemajosa I Sotera, założyciela macedońskiej dynastii
Lagidów, która przez prawie trzy wieki będzie rządziła nad
Nilem. Bystry syn Ajakidesa rychło zauważył, że z pomocą
potężnego egipskiego monarchy szybciej odzyska tron, niż
dzięki wsparciu Poliorketesa. Umiejętnie więc zyskał względy
Bereniki, żony Ptolemajosa. Ta dała więc Pyrrusowi za
małżonkę Antygonę, swą córkę z pierwszego małżeństwa ze
znakomitym
Macedończykiem
imieniem
Filip.
Także
Ptolemajos dostrzegł, że energiczny młodzieniec z Epiru może
stać się ważnym jego sojusznikiem w północno-zachodniej
Grecji. W początku 297 roku, zaopatrzywszy więc Pyrrusa w
pieniądze, okręty i żołnierzy, wyprawił go do ojczyzny. W
Epirze
na
tronie
zasiadał
wówczas
Neoptolemos,
sprzymierzeniec Kassandra, który poddanych zraził swą
srogością. Wielu Epirotów przyjęło więc z radością powrót
wygnańca. Kassander niewiele mógł pomóc Neoptolemosowi,
dwa lata wcześniej poniósł bowiem druzgocącą klęskę pod
Korkyrą w starciu z Agatoklesem, panem Syrakuz, i odtąd jego
wpływy w zachodniej części Grecji osłabły. Obaj Ajakidzi
zawarli więc układ, że zgodnie z tradycją wspólnie będą
sprawować rządy. Lecz Pyrrus nie zamierzał z nikim dzielić
się władzą. Zaraz po śmierci Kassandra, którego wciąż się bał,
kazał wyprawić Neoptolemosa na tamten świat. Uczynił to
rzekomo w samoobronie, ponieważ podstępny koregent jako
pierwszy uknuł spisek na życie Pyrrusa. Nie bardzo w to
wierzymy. Monarchowie, którzy utrzymali się przy władzy,
zawsze kazali mordować z usprawiedliwionych przyczyn – już
historycy się o to postarają (w przypadku Pyrrusa postarał się
zapewne Proksenos).
Odtąd syn Ajakides aż do śmierci samodzielnie i
nieprzerwanie panował w Epirze. Energia aż go rozpierała -
natychmiast podjął wysiłki na rzecz rozszerzenia swego kraju.
Dążył zapewne do utworzenia państwa terytorialnego na wzór
innych monarchów hellenistycznych, w którym mógłby rządzić
bez oglądania się na tradycyjne prawa krnąbrnych Molossów
i innych plemion. Pierwszy sukces przyszedł około 295 roku.
Być może za pośrednictwem swego protektora, Ptolemajosa,
21
monarchy Egiptu, Pyrrus poślubił Lanassę, córkę Agatoklesa,
znakomitego wodza i władcy Syrakuz (pierwsza małżonka
Pyrrusa, Antygona, zmarła nieco wcześniej). Lanassa wniosła
mężowi w posagu bogatą wyspę Korkyrę, dzięki której król
Molossów mógł kontrolować cala żeglugę z Grecji do Italii.
Wtedy to zapewne dostała się pod panowanie Ajakidy również
wyspa Leukas. W ten sposób zachodnie wybrzeża Epiru stały
się bezpieczne i Pyrrus nie musiał obawiać się z tej strony
ataku. Rozpoczął więc zmagania o tron Macedonii, uważał, że
ma do niego największe prawo - wszak Ajakidzi spokrewnieni
byli z Argeadami, dynastią Filipa II i Aleksandra Wielkiego.
W Macedonii po śmierci Kassandra jego synowie, Aleksander
i Antypater, szybko się powaśnili. Pierwszy zwrócił się o
pomoc do Pyrrusa, drugi do Lizymacha, władcy Tracji i
rozległych terenów Azji Mniejszej. Ajakida na czele Epirotów
zjawił się wcześniej, przegnał Antypatra, a za przysługę kazał
Aleksandrowi
zapłacić
sobie
rozległymi
terenami
pogranicznymi, Pyrrus uzyskał w ten sposób Tymfaję, Parauaję,
Akarnanię, Amfilochię i Ambrakię, a być może także Atintanię.
Tym samym zyskał niezależność gospodarczą dla Epiru.
Tymfaja i Parauaja, które zdobył dla Macedonii jeszcze Filip II
miały najlepsze pastwiska letnie dla owiec. Do tej pory epiroccy
pasterze korzystali z nich tylko za zgodą macedońskiego
monarchy.
Podobnie jak Korkyrą, Pyrrus władał zdobytymi
krainami osobiście, nie włączył ich do Panepirockiej
Symmachii. Nowych poddanych obłożył podatkami, co
pozwoliło na zaciągnięcie najemników i wzmocnienie armii.
Ale to nie Pyrrus, lecz jego dawny sprzymierzeniec Demetrios
Poliorketes zdobył tron Macedonii, zgładziwszy podstępnie
Aleksandra, syna Kassandra. Dla Ajakidy musiał to być
bolesny cios, nie podjął wszakże interwencji, uwikłany w walki
z Ilirami. Zakończył je zwycięsko opanowaniem południowych
krańców Ilirii. Dla przypieczętowania układów poślubił
Birkennę, córkę iliryjskiego władcy Bardylisa, a następnie
nieznaną z imienia córkę króla Pajonów Autoleonta, którego z
pewnością pozyskać chciał jako sprzymierzeńca przeciw
Demetriosowi Poliorketesowi.
22
W 290 roku wciąż żyjąca małżonka Pyrrusa, Lanassa,
oburzona sprowadzaniem przez męża „barbarzyńskich”
dziewczyn, nieoczekiwanie oddała swą rękę, a wraz z nią
Korkyrę, właśnie Demetriosowi (jego żona, siostra Pyrrusa,
Dejdameja już nie żyła). Ta romantyczna opowieść (Plut. 10.7)
uznana została przez niektórych współczesnych historyków za
piękny wymysł, wydaje się jednak, że rozsierdzona kolejnymi
mariażami swego małżonka Lanassa z chęcią porzuciła
Ajakidę na polecenie swego ojca, Agatoklesa, który obawiał
się, że wzrost Pyrrusowej potęgi może zagrozić jego
zdobyczom w południowej Italii.
Król Molossów, nie dysponując silną flotą, nie byt w
stanie odwojować wyspy, postanowił jednak mieczem pomścić
tę zniewagę. W 289 roku wyruszył na odsiecz zaatakowanej
przez Demetriosa Etolii i zderzył się z hufcami jednego
z najlepszych wodzów Poliorketesa imieniem Pantauchos.
Ten ostatni „...odważny, dumny i ambitny, wyzwał Pyrrusa na
pojedynek. Pyrrus także, nie ustępując żadnemu z królów
w sile i odwadze i chcąc raczej przez męstwo niż przez
urodzenie okazać się godnym stawy Achillesa, przedarł się
przez pierwszą linię bojową na front i stanął naprzeciw
Pantauchosa. Walczyli najpierw na włócznie, potem przeszli
do błyskawicznej i zaciętej walki na miecze. Pyrrus, raniony
raz, zadał przeciwnikowi dwa ciosy, jeden w udo, drugi
w kark. Zmusił go do ucieczki i przewrócił, ale nie zabił, bo
uratowali go przyjaciele. Zagrzani do walki zwycięstwem
swego króla i podziwem dla jego męstwa Epiroci z tym
większą silą przełamali falangę macedońską, po czym w
pościgu za uciekającymi wielu ludzi zabili, a do niewoli
wzięli pięć tysięcy” (Plut. 7). To zwycięstwo przyniosło
Pyrrusowi wielką sławę, a Epiroci nadali mu przydomek
„Orzeł”.
Przyszły zwycięzca Rzymian natychmiast skorzystał z
okazji, aby jeszcze bardziej pozyskać serca swego ludu. Rzekł
na wiecu żołnierskim: „Jeżeli jestem orłem, to jestem nim
dzięki wam. Bo jakże nie mam nim być, skoro na waszej zbroi
wznoszę się w górę jakby na skrzydłach”. Zwycięstwo to
ś
wiadczy nie tylko o kunszcie dowódczym i dzielności Pyrrusa.
23
Bitwa z Pentauchosem mogła zostać wygrana tylko dlatego,
ż
e Epiroci znakomicie opanowali macedoński sposób walki
i stali się mistrzami we władaniu bardzo długą włócznią
falangitów - sarissą.
W końcu tego samego roku Demetrios Poliorketes
ciężko zachorował. Pyrrus natychmiast najechał Macedonię i
dotarł aż do Edessy. Wielu Macedończyków przyłączyło się do
Ajakidy, widząc w nim nowego Aleksandra, lecz ostatecznie
atak władcy Epiru został odparty. Pyrrus zgodził się więc na
zawarcie pokoju. Zabezpieczywszy w ten sposób tyły
Demetrios zaczął przygotowywać wielką wyprawę w celu
odzyskania azjatyckich posiadłości swego ojca, Antygonosa
Jednookiego. Wtedy inni diadochowie, Lizymach z Tracji,
Ptolemajos z Egiptu i Seleukos z Syrii zaczęli zagrzewać
Pyrrusa do boju. Przecież gdy Demetrios zwycięży i pomnoży
swe siły, Ajakida nigdy nie wypędzi go z Macedonii, „lecz
wtedy za późno już będzie zmagać się z nim i walczyć w
obronie świątyń Molossów” (Plut. 10).
Pyrrus dał się przekonać, bez skrupułów zapomniał o
układzie i w 287 roku wtargnął do Dolnej Macedonii, idąc na
Berroję, skąd wywodził się ród Demetriosa - Antygonidzi.
Jednocześnie Lizymach wpadł ze swymi hufcami do Macedonii
Górnej. Ajakida walczył nie tylko mieczem, lecz umiejętnie
posługiwał się
propagandą - głosił, że we śnie ukazał mu się
Aleksander Wielki, obiecywał pomoc i wsparcie, a na koniec
wsiadł na nisajskiego rumaka i sam popędził przed Pyrrusem
naprzód”. Zabiegi te odniosły skutek - w decydującym
momencie macedońscy wojacy opuścili Demetriosa i hurmem
przeszli pod sztandary władcy Epiru. Poliorketes, przebrany w
skromny płaszcz i zwykły kapelusz od słońca (kauzję),
ledwie zdołał umknąć. Marzenie Pyrrusa zostało spełnione -
był królem Macedonii. Lecz wkrótce nadciągnął na czele
swych zastępów Lizymach i zażądał udziału w łupach, „skoro
likwidacja Demetriosa jest wspólnym dziełem ich obu” (Plut.
12). Lizymach był towarzyszem bojów Aleksandra Wielkiego,
Pyrrus bał się więc, że gdy podejmie z nim walkę,
Macedończycy nie dochowają mu wierności. Nolens volens
zgodził się więc na żądania króla Tracji i Macedonię
24
podzielono. Lizymach zagarnął wschodnią i dolną Macedonię,
władca
Molossów
musiał
zadowolić
się
krainami
sąsiadującymi z Epirem, których mieszkańcy mówili zapewne
nie dialektem macedońskim, lecz epirockim - Elimeją, Orestis,
Linkos, zachodnią Eordają i Pelagonią
5
.
Jako władca okrojonego królestwa Macedonii Pyrrus musiał
zmagać się z Demetriosem, zbierającym po klęsce siły w
Grecji, i jego synem Antygonosem Gonatasem, wciąż
trzymającym się w Tesalii. Uwolnił Ateny, duchową stolicę
Hellady, od oblężenia Poliorketesa. Wdzięczni Ateńczycy
wpuścili go na Akropol, gdzie Pyrrus złożył ofiarę dziewiczej
córce Zeusa - patronce miasta. Ajakida przestrzegł jednak
obywateli Aten - „...jeśli chcą postępować rozsądnie, najlepiej
zrobią, nie wpuszczając do swego miasta żadnego z królów
więcej” (Plut. 12, 6-7). Łatwiej poradzić - trudniej wykonać.
Ateny były już tylko cieniem dawnej świetności i ze swym
pospolitym ruszeniem odwykłych od wojaczki mieszczuchów
nie mogły stawić czoła monarchom hellenistycznym z ich
ogromnymi armiami.
Sytuacja radykalnie zmieniła się w 285 roku, gdy
Demetrios Poliorketes, który wyruszył wreszcie na swą
upragnioną azjatycką wyprawę, został pobiły przez Seleukosa i
wzięty do niewoli, z której już nigdy nie wrócił. Pyrrus
natychmiast przerwał walki z Antygonosem Gonatasem,
któremu zdążył odebrać większą część Tesalii, i zawarł z nim
przymierze, skierowane naturalnie przeciw Lizymachowi,
władca Tracji za bardzo bowiem wzrósł w potęgę. Było już
jednak za późno - w 284 roku Lizymach wtargnął w dzierżawy
Pyrrusa, okrążył obóz Ajakidy pod Edessą i odciął mu dostawy
zaopatrzenia.
Jednocześnie
podżegał
najznakomitszych
Macedończyków do rebelii „wyrzucając im, że obcokrajowca,
pochodzącego z odwiecznych niewolników Macedonii,
wybrali na pana i władcę, a wypędzili z Macedonii przyjaciół i
zaufanych samego Aleksandra!”. Wkrótce potem Pyrrus
musiał zmykać do Epiru, prowadząc ze sobą już tylko wojska
Molossów i innych epirockich plemion. Utracił też wszystkie
5
N. G. L. Hammond, Starożytna Macedonia, Warszawa 1999. s. 269.
25
krainy zdobyte po 288 roku. Pokonany król siedział w
ojczyźnie, korzystając z nagromadzonych łupów i bogactw.
„Ale życie, bez zadawania klęsk drugim i bez własnego
niebezpieczeństwa ze strony innych wydawało mu się nudne jak
morska choroba” (Plut. 13). Pyrrus, jak jego mityczny przodek
Achilles, nie znosił zbyt długiego okresu spokoju, ...ale gryzło
się w nim serce w tej bezczynności i tęsknił za wrzawą
wojenną i bitwą (Iliada, I 491 i n.).
Król Molossów zabijał więc czas, prowadząc boje z
Ilirami (Frontin. III 6,3; Cass. Dio frg. 40, 3). Być może
wtedy podporządkował sobie pewne terytoria iliryjskie, a
także ważne greckie miasto Apollonię, kolonię Korkyry,
leżącą na wybrzeżu adriatyckim. Okazja do ponownego
wstąpienia na scenę wielkiej polityki pojawiła się w 281 roku.
Wtedy Lizymach poniósł w bitwie z Seleukosem syryjskim
druzgocącą klęskę pod Kuropedion w Azji Mniejszej i sam
legł na placu boju. Wydawało się, że sędziwy Seleukos, ostatni
pozostały przy życiu wódz Aleksandra Wielkiego, sięgnie po
diadem królów Macedonii. Już przeprawił się przez Hellespont,
kiedy niespodziewanie został zabity przez Ptolemajosa
Keraunosa, swego „przyjaciela i gościa”. Ten Keraunos, czyli
„Piorun”, był pierworodnym synem Ptolemajosa I, władcy
Egiptu, którego ojciec pozbawił sukcesji i który odtąd szukał
dla siebie królestwa. Zabójca ogłosił się mścicielem
Lizymacha. zyskał więc poparcie wojsk macedońskich i
dzięki nim zdobył tron Filipa II i Aleksandra.
Pyrrus nie posiadał się z wściekłości - oto egipski
przybłęda sprzątnął mu Macedonię sprzed nosa. Bez zwłoki
zaczął przygotowywać wyprawę przeciwko Keraunosowi. Lecz
oto w Epirze zjawiło się poselstwo z Tarentu z darami
i prośbą o pomoc przeciwko Rzymianom. Tarentyni, chcąc
pokazać swą dobrą wolę, dostarczyli okrętów, dzięki którym
Pyrrus mógł wreszcie odzyskać Korkyrę, znakomitą bazę do
przeprawy do Italii i na Sycylię. Być może jednak ponowne
zdobycie Korkyry miało miejsce nieco wcześniej. Pauzaniasz
(I 12,1) pisze, że Pyrrus miał dług wdzięczności wobec
26
Tarentynów, którzy pomogli mu zająć wyspę
6
. To właśnie
z Korkyry wyruszyli ongiś Ateńczycy na słynną wyprawę
sycylijską, która zakończyła się dla nich tak nieszczęśliwie.
Podczas walk odznaczył się młodziutki Ptolemajos,
syn Pyrrusa i Antygony, „do tego stopnia mężny i dzielny, że
zdobył Korkyrę, dysponując sześćdziesięcioma ludźmi” (Iustin.
XXV 4,8. Oj, czy nie było tych żołnierzy troszeczkę więcej?).
Kiedy Pyrrus postanowił wyprawić się do Italii, był
już człowiekiem dojrzałym, prawie 40-letnim. władającym
państwem dwa razy większym niż kraina, nad którą
obejmował rządy. Molossis, Chaonia, Thesprotia liczyły razem
7950 km
2
, tereny zdobyte przez Ajakidę - 12 605 km
2
. Ogółem
terytoria tego Wielkiego Epiru zamieszkiwało około 456
tysięcy ludzi. Epir z podrzędnej, słabej, zacofanej konfederacji
plemiennej stał się na Półwyspie Bałkańskim potęgą
ustępującą tylko Macedonii.
Pyrrus
okazał
się
zdolnym
administratorem.
Doświadczenia na tym polu zbierał w Egipcie, gdzie zapoznał
się ze strukturami wielkiej monarchii hellenistycznej, potem
zaś zarządzając dla Demetriosa Poliorketesa greckimi
miastami, a wreszcie jako macedoński monarcha. W ojczyźnie
starał
się
o
wzmocnienie
Symmachii
Panepirockiej.
Znamienne, że za panowania Pyrrusa nie dochodziło do buntów
i zamieszek, które ostatecznie w 232 roku doprowadziły do
obalenia monarchii Molossów
7
.
Przyszły zwycięzca Rzymian zakładał nowe miasta -
np. Berenikidę na półwyspie Kassopaja (obecnie półwysep
Preveza), lecz stolicę ustanowił w starym helleńskim polis,
Ambrakii
(potrzeba
posiadania
greckiej
stolicy
jest
charakterystyczna dla wszystkich „półbarbarzyńskich” państw
powstających na obrzeżach helleńskiego świata)
8
. Mieszkańcy
Ambrakii. przyzwyczajeni do wolności swego miasta,
6
D. Kienast, Pyrrus 13, „Paulys Realencyclopǎdie der Classischen Altertumswissenschaft”, t.
XXIV. Berlin 1963, kol. 130
7
Proces słabnięcia monarchii musiał rozpocząć się znacznie wcześniej, por. K.
Beloch, Griechische Geschichte, Berlin-Leipzig 1927 (przedruk 1967), t. IV, cz. 1. s.
52.
8
E. Wipszycka, Historia starożytnych Greków, t. III. Warszawa 1992, s. 33.
27
zapewne kwaśno przyjęli obecność epirockiego monarchy.
Zachowała się anegdota o pewnym człowieku, który w
Ambrakii na cały głos Pyrrusowi złorzeczył. Przyjaciele
nalegali, by król kazał go usunąć, ten jednak rzekł
wspaniałomyślnie:
„Niech
raczej
pozostanie
tutaj,
w małej grupie, niżby miał odejść i robić to wobec całej
publiczności” (Plut. 8,11). Ajakida nie przejmował się
oczywiście nastrojami wśród Greków. Mimo toczonych
nieustannie wojen ozdobił swą stolicę pięknymi budowlami,
pełnymi drogocennych posągów, przepysznych rzeźb i
malowideł. Pyrrus nie przeczuwał, że wszystkie te wspaniałości
zagarną Rzymianie, gdy w 189 roku zdobędą zaciekle
bronioną przez Etolów Ambrakię.
Najbardziej znanym wizerunkiem Pyrrusa. który
przetrwał do naszych czasów, jest marmurowe popiersie,
znajdujące się obecnie w muzeum w Neapolu. Z oblicza
władcy, przybranego w płytki hełm z napolicznikami zdobiony
liśćmi dębu, bije energia, odwaga i żądza czynu, może nawet
pewne okrucieństwo. Rzeczywiście, jak pisze Plutarch „Pyrrus
miał w wyrazie twarzy coś królewskiego, co jednak u ludzi
budziło raczej strach, niż cześć”. Otaczała go charyzma
władcy-uzdrowiciela, nieco podobna do tej, jaką później mieli
królowie średniowiecznej Francji. „Chorym na śledzionę
przynosił ulgę, jak wierzono, przez to, że w czasie składania
ofiary z białego koguta lekko naciskał prawą stopą wątrobę
leżących na wznak. I nie było człowieka, choćby to był biedak i
niskiego pochodzenia, żeby nie dostąpił tego leczenia, jeżeli o
nie poprosił” (Plut. 3, 7-9). Epiroci wierzyli również, że wielki
palec prawej nogi Pyrrusa ma moc cudotwórczą. Podobno
kiedy ciało poległego „Orła z Epiru” spalono na stosie,
płomienie palca tego nie tknęły, w każdym razie
przechowywano go później w Ambrakii jako swego rodzaju
relikwię.
Lecz władca-uzdrowiciel był przede wszystkim
opromienionym blaskiem licznych zwycięstw królem-
wojownikiem. Pyrrusa tak naprawdę niezbyt interesowało
zarządzanie swym królestwem - żył przede wszystkim
sprawami Aresa i im poświęcał większość swego czasu. Nie
28
czytał innych książek oprócz poświęconych sztuce wojennej.
Łączył doświadczenie wodza z rozległą wiedzą teoretyczną -
sam był autorem cenionego przez starożytnych traktatu o
taktyce, który, niestety, zaginął. Wiadomo, że Pyrrus zalecał w
tym dziele, by zawsze pozostawić nieprzyjacielowi drogę do
ucieczki, tak aby okrążony, nie stawiał rozpaczliwego oporu
(Frontin. II 6,9 i n.). Bardzo poważnie traktował swoiste gry
wojenne. „Zapytany... na jakimś przyjęciu, kogo uważa za
zdolniejszego mistrza w aulosie, Pytona czy Kafisjasa, miał
odpowiedzieć, że w dowództwie - Poliperchonta” (Plut. 8). W
ten sposób dał do zrozumienia, że jedynie wojna jest zajęciem
królewskim. Pyrrus od dzieciństwa przywykł do szczęku
broni. Wyruszał na wyprawy u boku znakomitych wodzów –
Antygonosa Jednookiego i Demetriosa Poliorketesa, potem
walczył z tym ostatnim, zmagał się z Kassandrem, stawił czoło
Lizymachowi, dawnemu towarzyszowi bojów Aleksandra,
potrafił rozgromić ciężkozbrojną falangę macedońską i lotne
watahy Ilirów. Był więc dla każdego bardzo niebezpiecznym
przeciwnikiem.
Swemu
kuzynowi,
Aleksandrowi
Macedońskiemu, starał się dorównać pod każdym względem.
Podobnie jak wielki Macedończyk, Pyrrus osobiście prowadził
swych ludzi w najgorętszy bój, przybrany we wspaniały hełm
z koźlimi rogami i wielką kitą, zdobiony dębowymi liśćmi.
Król Molossów potrafił przy tym wszakże znakomicie
dowodzić i koordynować działania różnych rodzajów swych
wojsk. Jak pisze Plutarch (8), inni diadochowie „upodabniali
się do Aleksandra przez purpury, świty przyboczne, zgięcie
szyi i wyniosły ton głosu. Tylko Pyrrus dorównywał mu w
sprawności ręki i władaniu mieczem”. Oczywiście, taka
brawura narażała monarchę na liczne niebezpieczeństwa i w
końcu Pyrrus przypłacił ją życiem. Widząc odwagę swego
władcy, Epiroci byli jednak gotowi pójść za nim w ogień.
Ajakida był wszakże nie tylko spragnionym boju i
przelewu krwi wojownikiem. W traktacie o taktyce jak
roztropny mąż stanu zalecał, aby przed wszczęciem wojny
wyczerpać wszystkie dyplomatyczne możliwości rozwiązania
sporu (Polyain. VI 6,3).
Niewiarygodne przemiany losu, które znosił od
29
najwcześniejszego
dzieciństwa,
nauczyły
Pyrrusa
nie
dowierzać klęskom, nie przeceniać zwycięstw. Przywykł
elastycznie zmieniać małżeństwa, sojusze i teatry wojny, gdy
tylko widział w tym korzyść dla siebie. Widział wiele
przewrotów, spisków i morderstw, walących się tronów i
ginących królestw, doszedł więc do wniosku, że w
zmaganiach o potęgę liczy się tylko siła. Taki też pogląd starał
się przekazać synom. Miał ich trzech - z Antygoną, córką
władcy Egiptu - Ptolemajosa, z Lanassą - córką Agatoklesa -
Aleksandra, z Birkenną, iliryjską księżniczką - Helenosa.
Wszystkich wychował na tęgich żołnierzy. Zapytany przez
któregoś z synów, kto zostanie jego następcą, Pyrrus odrzekł:
„Ten, który z was będzie miał najostrzejszy miecz”. Moralista
Plutarch skomentował to cierpko: „Tak to dalekie od zgody i
wprost zwierzęce są założenia władzy” (Plut. 10).
Dla
znakomitego
wodza
jak
Pyrrus,
ubogi,
zamieszkany przez hardych górali Epir był od początku za
ciasny. Ajakida próbował więc, wzorem Aleksandra
Wielkiego i innych diadochów, wywalczyć dla siebie nowe,
rozległe królestwo, doriktetos - kraj włócznią zdobyty. Mimo
wielu sukcesów ostatecznie utracił jednak upragnioną
Macedonię. Pyrrus był wybornym strategiem, ale, co należy
podkreślić i co kilkakrotnie jeszcze będziemy musieli
przypomnieć, jego dramat wynikał z braku środków i rezerw.
Epir, nawet znacznie powiększony, nie mógł równać się z
Macedonią pod względem demograficznym i gospodarczym.
Opierając się na lokalnych zasobach nie można było wystawić
armii znaczącej w hellenistycznym świecie. Możliwości
mobilizacyjne Epiru wynosiły nie więcej niż 18, może 20
tysięcy ludzi
9
. W porównaniu z wojskami innych diadochów,
liczącymi po kilkadziesiąt tysięcy wojowników, było to
doprawdy
niewiele.
Taki
np.
Demetrios
Poliorketes
organizował armię złożoną z 12 tysięcy jazdy i 98 tysięcy
piechurów (Plut. Demet 43,2). Nic dziwnego, że Pyrrus został
najpierw przepędzony z Macedonii przez Demetriosa, a potem
nie zdołał dotrzymać pola Lizymachowi, panującemu przecież
9
W. Tarn, Antigonos Gonatas, Oxford 1919 (przedruk 1967), s. 64-65.
30
w Tracji i w znacznej części Azji Mniejszej. Zapewne Ajakida
nie podjął walki o tron Macedonii z Ptolemajosem
Keraunosem, zdając sobie sprawę, że ze swymi mizernymi
siłami znowu nic nie wskóra. Zdecydował się więc wyruszyć
do Italii na pomoc Tarentowi.
31
SEN O ZACHODNIM IMPERIUM
Posłowie z Tarentu, tego najświetniejszego z helleńskich
miast Italii, roztoczyli przed Epirotą fascynujące perspektywy.
Do walki z Rzymianami potrzeba im tylko doświadczonego
wojownika i wodza, na którego czeka fantastyczna armia -
około 20 tysięcy konnych żołnierzy i 350 tysięcy piechoty
z Lukanii, Messapii, Samnium i Tarentu (Plut. 13). Oczywiście
była to gruba przesada. Gdyby antyrzymska koalicja ludów
południowej Italii rzeczywiście była w stanie wystawić taką
masę wojska, obyłaby się bez pomocy zza Adriatyku. Niemniej
jednak Pyrrusa bardzo ucieszyły te wieści, a i Epirotów
natchnęły zapałem do wyprawy. Niewątpliwie zgodę na
podjęcie ekspedycji do Italii musiało wyrazić epirockie
Zgromadzenie. Aby podtrzymać animusz króla, Tarentyni
przysłali jeszcze drugie poselstwo, „do którego przyłączyli się
Samnici i Lukanowie, prosząc również o pomoc przeciw
Rzymianom” (Iustin. XVIII 1). W poselstwie uczestniczyli też
reprezentanci innych poleis Wielkiej Grecji. Niektórzy
historycy kwestionują autentyczność tej drugiej legacji,
uważając, że Iustinus pomylił ją z poselstwem Samnitów z 276
roku, proszących Pyrrusa, by powrócił do Italii z Sycylii i
obronił ich przed Rzymianami
10
. Chociaż wysłanie przez
Tarent drugiego poselstwa, do którego przyłączyli się
wysłannicy
ludów
południowej
Italii,
wydaje
się
prawdopodobne - posłowie Lukanów i Bruttiów dotarli
przecież nawet do Azji, na dwór Aleksandra Wielkiego.
Jakie cele stawiał sobie Pyrrus, decydując się
wyruszyć
Tarentowi
na
odsiecz?
Najobszerniejszym
ś
wiadectwem na ten temat jest przytoczona przez Plutarcha
(14) słynna rozmowa władcy Molossów z Kineasem z Tesalii.
Kineas był historykiem (napisał dzieje swej ojczyzny),
filozofem-epikurejczykiem, a także znakomitym mówca.
Kunsztu wymowy uczył się od samego Demostenesa i ze
wszystkich oratorów swoich czasów to właśnie Kineas
„przypominał go słuchaczom, jakby odbicie jego siły i potęgi
10
E.T. Sa lmon, Samnium and the Samnites,
Cambridge 1967, s. 286.
32
słowa”. W 281 roku filozof z Tesalii musiał być sędziwym
człowiekiem - słynny ateński mówca Demostenes bowiem od
czterdziestu już lat spoczywał w grobie. Kineas słusznie też
cieszył się stawą najlepszego dyplomaty władcy Epiru
11
.
Sam Pyrrus przyznawał, że Kineas zdobył dlań więcej miast
„swoimi mowami niż on siłami zbrojnymi". Pewnego dnia,
kiedy przygotowania do italskiej wyprawy były już na
ukończeniu, filozof-dyplomata zagadnął swego monarchę:
„Podobno Rzymianie to dzielni ludzie, Pyrrusie, i wiele bitnych
plemion podlega ich rozkazom. Jeżeli bóg pozwoli nam ich
pokonać, to jaki będziemy mieli z tego pożytek?” - Na to
Pyrrus: „Pytasz, Kineasie, o rzecz zupełnie jasną. Nie ma
takiego miasta helleńskiego czy poza Helladą, które by nam
sprostało w walce, gdy pokonamy Rzym! Cała Italia znajdzie
się natychmiast w naszych rękach, a jej wielkości, korzyści i
siły nikt przecież nie powinien znać lepiej niż ty”. - Ale Kineas
pytał po chwili dalej: „A co będziemy robić, królu, po
zdobyciu Italii?” - Pyrrus nie orientując się jeszcze, do czego
to prowadzi, odrzekł znowu: „Niedaleko stamtąd wyciąga do
nas ręce Sycylia, wyspa żyzna i ludna, a do zdobycia bardzo
łatwa. Wszystko tam ogarnęła niezgoda... i anarchia wśród
obywateli, i zawziętość przywódców ludowych od chwili
ś
mierci Agatoklesa”. - Na to Kineas: „Ale czy to będzie
kresem naszej wyprawy, to zdobycie Sycylii?”. - A Pyrrus
odparł: „Niech nam tylko bóg da zwycięstwo i szczęście!
Będzie to dla nas tylko próbą do wielkich przedsięwzięć. Bo
któż zdołałby się powstrzymać od Afryki i Kartaginy, skoro
będzie to tak bliskie zajęcia! Nawet taki Agatokles, kiedy
musiał potajemnie uciekać z Syrakuz i z jakąś liczbą okrętów
zdołał przeprawić się za morze, omal tego nie opanował. A co
to mówić o tym, że gdy to wszystko zdobędziemy, żaden
z dumnych dziś naszych wrogów nie ośmieli się stawić nam
czoła!”. - Tu Kineas dodał: „Bo rzecz oczywista, że z takimi
siłami i Macedonię odzyskasz, i nad Helladą będziesz mógł
zdobyć panowanie na zawsze, Ale gdy tego dokonamy, to co
potem będziemy robić?”. - Na to Pyrrus roześmiał się
11
O Kineasie F. Sa n db erger, Prosopographie zur Geschichte des Pyrrhos, Diss.
München 1971, s. 119 i n.
33
mówiąc: „Potem? Będziemy z rozkoszą zażywać wypoczynku!
Dzień po dniu,... będzie trwać zabawa przy winie, będziemy
spędzać czas na rozmowach i wzajemnie się weselić...”. Tu
Kineas wpadł Pyrrusowi w słowa i powiedział: „Jeżeli tak, to
cóż nam przeszkadza już teraz... oddawać się miłemu
wypoczynkowi? Bez trudu przecież mamy wszystkiego pod
dostatkiem, do czego chcemy dochodzić przez krew, przez
gigantyczne wysiłki i niebezpieczeństwa, narażając drugich i
siebie na tyle nieszczęść i klęsk”.
Wywodom filozofa nie można odmówić słuszności,
ale spragniony wojny „Orzeł z Epiru” Kineasa nie posłuchał.
Niektórzy naukowcy uważają tę rozmowę za niehistoryczną
12
.
Być może w celach moralizatorskich zmyślił ją Plutarch, aby
podkreślić kontrast między władcą niesytym sławy i przelewu
krwi a mędrcem pełnym roztropności. Być może Plutarch
rozbudował tylko przekaz Proksenosa. Zbliżone motywy
można odnaleźć w kulturach innych ludów. Dociekliwi
historycy wykryli m.in. w jednym z tekstów buddyjskich, iż
pogawędkę w podobnym duchu ucięli sobie w dalekich
Indiach król Koravyo i Budda Ratthapallo (aczkolwiek między
Indiami a kręgiem cywilizacji helleńskiej w III wieku p.n.e.
wymiana idei i myśli praktycznie nie istniała)
13
. Niemniej
jednak rozmowa króla i filozofa zawiera jakieś jądro prawdy.
Być może Kineas wystąpił w imieniu epirockiej opozycji
plemiennej, która usiłowała powstrzymać króla przed
wplątaniem się w italską awanturę. Starszyzna Molossów
zdawała sobie sprawę, że jeśli Pyrrus powróci zza Adriatyku w
glorii zwycięzcy, ograniczy jej „tradycyjne prawa i wolności”.
O planach wielkich podbojów epirockiego monarchy
informują także inne źródła (Dion. Hal. XIX 18; Cass. Dio
frg. 40,5; Zonar. VIII 2, 7). Według nich, Pyrrus zamierzał
podobno zawojować nie tylko Sycylię i Kartaginę, ale nawet
podporządkowaną częściowo państwu punickiemu Sardynię.
Jest to oczywiście przesada. Po analizie przekazów można
12
Np. H. B en gi s on , Pirr, car Molossow (w:) Prawitiek epocki ellienizma, Moskwa
1982 (tłum. rosyjskie książki Herrschergestalten des Hellenismus, München 1975, s.
126).
13
Leveque. op. cit., s. 126.
34
stwierdzić jedynie, że Pyrrus planował podbić na zachodzie
znaczne terytoria, dzięki którym miał nadzieję uzyskać środki
na wystawienie silnej armii, niezbędnej do podjęcia walki
o hegemonię w centrum hellenistycznego świata
14
. Innymi
słowy, żołnierze i pieniądze zza Adriatyku miały pomóc
Ajakidzie przynajmniej w zdobyciu tronu Macedonii i
hegemonii w Helladzie. Ale co właściwie zamierzał podbić
Pyrrus? Jak się wydaje, pragnął podporządkować sobie miasta
Wielkiej Grecji (położone na południu Italii) i wrogo
nastawione wobec Rzymu plemiona południa Półwyspu
Apenińskiego: Bruttiów, zamieszkałych w „palcu” italskiego
buta. Messapiów, osiadłych w buta tego „obcasie”, Lukanów,
których terytoria rozciągały się na północ od Bruttium, oraz
Samnitów z południowych Apeninów. Wątpliwe natomiast
jest, aby pragnął podbić całą Italię. Zdawał sobie zapewne
sprawę, że tamtejsze ludy są bitne i twarde w boju i że na
rzucenie ich wszystkich na kolana sił mu nie wystarczy.
Epiroci mieli już doświadczenia z wojen w Italii.
Aleksander, stryj Pyrrusa, również wyprawił się w obronie
Tarentu i poległ w bitwie z Lukanami (opowiemy o nim
poniżej). Niektórzy historycy przypuszczają, że głównym
celem wyprawy Pyrrusa na zachód wcale nie była Italia, lecz
Sycylia, a może nawet Kartagina. Zgodnie z tą hipotezą,
Pyrrus zamierzał jedynie przegonić Rzymian spod murów
miast Wielkiej Grecji, a następnie zawojować Sycylię, wyspę
ludną, pełną niesłychanych bogactw i zamieszkaną przede
wszystkim przez Greków, a więc łatwiejszą do rządzenia niż
krnąbrne federacje plemienne w Italii. Po wypędzeniu
Kartagińczyków z zachodniej Sycylii Ajakida mógł uderzyć
później na punicką Afrykę. Król Molossów zwrócić się miał
przeciw Kartaginie jako kontynuator antypunickiej polityki
swego teścia, Agatoklesa, oraz władających w Egipcie
Lagidów”
15
. Niesłychane sukcesy Agatoklesa, który na czele
jedynie niewielkich hufców przemierzył wzdłuż i wszerz
14
Wi p s z yc k a , op. cit., s. 34.
15
Z tezą taką wystąpił G. Nenci, Pirro, aspirazioni egemoniche ed equilibrio
mediterraneo, Torino 1953, antykartagińska polityka pierwszych Lagidów jest jednak
raczej hipotetyczna.
35
punicką Afrykę, zadając Kartagińczykom dotkliwe ciosy,
musiały rozpalać wyobraźnię Pyrrusa. Ajakida miał też przed
oczyma
bajeczną
karierę
swego
kuzyna
Aleksandra
Macedońskiego. Król Molossów „nie chciał..., by się
wydawało, że posiada raniej zapału, niż Aleksander Wielki,
który podbił Wschód podczas wyprawy wojennej tak dalekiej
od ojczyzny” (Iustin. XVIII 1). Dlaczego on, Pyrrus, nie
miałby dokonać tego samego na Zachodzie i zawładnąć
rozległymi posiadłościami Kartaginy?
Teza o antypunickim charakterze wyprawy Pyrrusa
wywołała ostrą krytykę innych badaczy. Przypomniano, że
gdy w 280 roku Pyrrus miał rozmawiać z Kineasem, na
Sycylii wcale nie panował chaos, lecz władzę twardą ręką
sprawował Hiketas, tyran Syrakuz, który zamierzał podbić
także zachodnią, punicką część wyspy. Nikt nie mógł wtedy
spodziewać się, że potęga Hiketasa tak szybko rozsypie się w
proch
16
. Jednakże pewne jest, że wyprawiając się do Italii,
Pyrrus wciąż nie wyrzekł się tronu Macedonii. Nie tracił
również z oczu Sycylii ani Kartaginy, dysponującej na lądzie
znacznie gorszym wojskiem, niż rzymskie legiony, a więc
łatwiejszej do pokonania i, co równie ważne, do złupienia (w
końcu żołnierzom trzeba z czegoś płacić). Król Molossów
wyruszył przeciw Rzymianom, lecz marzył zapewne także o
rozgromieniu Kartagińczyków i utworzeniu państwa z centrum
na Sycylii. Znamienne, że później uporczywie dążył do
zawarcia pokoju z nadtybrzańską Republiką, odrzucił natomiast
ugodowe propozycje przywódców punickich
17
. Jakie jednak
były prawdziwe cele „Orła z Epiru”, co chciał przez swą
wyprawę na Zachód osiągnąć, tego z całą pewnością nie
wiemy z uwagi na brak wiarygodnych źródeł.
16
Kienats, op. cit., kol. 130.
17
Por. A. Zieliński, Czy należało zburzyć Kartaginę, „Mówią Wieki”, nr 2, 1998, s.
23 i n.
36
POTĘGA ZNAD TYBRU
Wydaje się, że Pyrrus nie do końca zdawał sobie sprawę, z jak
potężnym nieprzyjacielem przyjdzie mu wziąć się za bary.
Republika Rzymska była już w tym czasie najludniejszym
i najbardziej agresywnym państwem Półwyspu Apenińskiego.
Rzymianie prowadzili swe wojny niemal nieustannie, z
niewiarygodnym wprost uporem i konsekwencją. Potrafili
zebrać siły po najbardziej druzgoczących klęskach i powalić
pozornie triumfującego przeciwnika na kolana.
Po wypędzeniu królów, do którego według tradycji
doszło w 509 roku (chyba jednak później). Rzymianie przyjęli
ustrój republikański. Najwyższych urzędników kurulnych (tj.
takich, którzy po zakończeniu swej kadencji wchodzili do
senatu) dwóch konsulów, pretorów i cenzorów, wybierały
komicja centurialne (comitia centuriata) czyli zgromadzenia
ludu rzymskiego według podziału na klasy majątkowe. W
zgromadzeniach tych, decydujących także o wojnie i pokoju,
całkowitą przewagę mieli najbogatsi rzymscy cives - tworzyli
98 centurii na 193. Komicja tribusowe (comitia tributa)
opierały się na organizacji terytorialnej. Wybierały niższych
urzędników kurulnych, edylów i kwestorów, w III wieku
p.n.e. stały się też najwyższym organem ustawodawczym w
państwie. Wszelkie zmiany ustroju mogły zostać dokonane
tylko przez te gremia. W komicjach tribusowych przewagę
miało średniozamożne i drobne chłopstwo. Spośród 33 tribus
istniejących czasach wojny z Pyrrusem tylko 4 były
miejskimi, tj. obejmowały obszar miasta Rzymu. Pozostałe
byty okręgami wiejskimi, nic dziwnego, że rzymscy
gospodarze potrafili w polityce przeforsować swoje interesy.
Spośród urzędników najważniejsi byli konsulowie,
których zadanie polegało przede wszystkim na dowodzeniu
armią podczas wojny. Konsulowie wywodzili się z wąskiej
grupy nobilitas - około 30 rodów patrycjuszowskich i
plebejskich, których przedstawicielu zasiadali w senacie.
Dzięki przewadze najbogatszych obywateli w komicjach
ceuturialnych
nobilitas
właściwie
zmonopolizowała
sprawowanie najwyższych urzędów. Tzw. nowi ludzie (homines
37
novi) obejmowali kurulne godności rzadko. Konsulowie
zmieniali się co roku, a więc ciągłość polityki rzymskiej
zapewniał senat, skupiający byłych i czynnych urzędników.
Senat przyjmował obcych posłów, rozdzielał zadania
poszczególnym
dygnitarzom,
decydował
o
kierunku
podbojów, cieszył się w państwie ogromnym autorytetem.
Rzymscy notable chętnie powiększali znaczenie
swego rodu poprzez sławę wojenną i łupy. Niemal co roku
legiony wyruszały więc pod wodzą konsulów na zdobywcze
wyprawy. Każdej wiosny przeprowadzano zresztą pobór. Do
służby wojskowej zobowiązany był każdy mężczyzna w wieku
od 17 do 46 lat, w razie potrzeby powoływano pod broń i
starszych. śołnierze otrzymywali niezbyt wysoki żołd, jednak
sami musieli sprawić sobie uzbrojenie. Najbogatsi służyli w
konnicy, mniej zamożni w ciężkozbrojnej piechocie
legionowej. Ci, których nie stać było na duże tarcze i zbroje,
wyruszali na wyprawy jako lekkozbrojni - z procą i kilkoma
oszczepami. Państwo nie potrzebowało swych rekrutów
uzbrajać, toteż prowadzenie wojen było dla Republiki
stosunkowo tanim przedsięwzięciem, inaczej niż dla Pyrrusa,
który musiał hojnie opłacać swych żołnierzy, zarówno
Epirotów, jak najemników z innych krain. Coroczny pobór w
Rzymie wprost zachęcał do agresji na sąsiadów. Czym
bowiem najlepiej zająć żołnierzy, jeśli nie wojaczką? Silą
sprawczą ekspansji rzymskiej było wolne chłopstwo, zawsze
skore do zabrania ościennym społecznościom najżyźniejszych
pól i najlepszych pastwisk.
Były w Italii ludy równie wojownicze. Galowie nad
Padem czy Sabelowie, krzepcy górale z południowych
Apeninów, mówiący językiem oskijskim. Ci ostatni podbili
początkowo znacznie większe terytoria niż rzymskie legiony -
zajęli Kampanię, usadowili się w Lukanii, później także w
Bruttium, dobijali się do bram poleis Wielkiej Grecji. Sabelowie
byli jednak tylko chciwymi łupu rabusiami (nie mogli bowiem
wyżywić się w jałowych górach) i nigdy nie stworzyli jedności
politycznej. Kampańczycy, Lukanowie, Bruttiowie i Samnici
(jak od pierwszej połowy IV wieku zwali się ci Sabelowie,
którzy pozostali w Apeninach) byli odrębnymi, często
38
zwaśnionymi ze sobą ludami, zorganizowanymi w luźne
federacje plemienne. Na domiar złego podejmując każdej
wiosny grabieżcze wyprawy po złoto i bydło, ludy sabelskie
zraziły sobie sąsiadów.
Rzymianie, chłopi i pasterze z niewielkiej gminy nad
Tybrem, okazali się natomiast nie tylko zdobywcami i
rabusiami, ale także genialnymi organizatorami i stworzyli
państwo całkowicie nowego typu. Części podbitych terytoriów
nadali swe pełne obywatelstwo - rzecz to bardzo rzadka w
starożytności, kiedy to poszczególne miasta i ludy udzielały
obcym swych praw obywatelskich niezwykle skąpo. Inne
podporządkowane plemiona i miasta, np. Kampańczycy czy
lukumonie
(miasta-państwa)
etruskie,
otrzymały
„półobywatelstwo” bez prawa głosowania w rzymskich
zgromadzeniach (civitas sine suffragio), ale z pełnią praw
prywatnych. Niektórym włączonym w rzymska strefę wpływów
społecznościom
przyznawano
uprzywilejowany
status
„Latynów” („Latyn”, niekoniecznie z Latium, który przeniósł
się do Rzymu, mógł po prostu wpisać się na listę
obywateli rzymskich). Inne, zazwyczaj dalej położone od
Rzymu ludy zostawały „sprzymierzeńcami” (socii); nie płaciły
Romie podatków, zachowały autonomię wewnętrzną i swych
urzędników. Oczywiście wolność miała swoje granice. W
razie jakichś zaburzeń czy buntów szybko zjawiał się na czele
zbrojnych rzymski konsul czy pretor i przywracał porządek, nie
przejmując się autonomią. Socii utracili ponadto możliwość
prowadzenia polityki zagranicznej, to jest przede wszystkim
wojowania na własną rękę; musieli za to dostarczać Rzymowi
posiłków na każdą wyprawę. Status każdego sprzymierzeńca
regulował osobny traktat, takich układów Rzymianie zawarli od
120 do 150. Sojusznicy w zasadzie nie zawierali ze sobą
traktatów, mieli tylko jednego alianta - Rzym. Roma natomiast
miała
w
Italii
dziesiątki
sprzymierzeńców.
Rzymska
organizacja Italii była dla tych sojuszników w znacznym
stopniu
korzystna:
zapewniała
bezpieczeństwo
przed
najazdami ludów Sabelskich i Galów, sprzymierzeńcy mieli
swój udział w obfitych zazwyczaj łupach. Nic więc dziwnego,
ż
e większość z nich dochowywała Rzymowi wierności nawet
39
w najcięższych chwilach, Socii zdawali sobie zresztą sprawę,
ż
e Rzymianie zazwyczaj mają szczęście w boju, a
„rebeliantów” karzą z nieludzkim wprost okrucieństwem.
Traktując ludy podbite w tak odmienny sposób Miasto
Wilczycy z powodzeniem urzeczywistniało swą zasadę: dziel i
rządź - divide et impera.
Republika trzymała w szachu sprzymierzeńców,
zakładając na odebranych ujarzmionym ludom ziemiach kolonie
rzymskie (stanowiące z formalnego punktu widzenia część
terytorium rzymskiego) i latyńskie (których mieszkańcy mieli
status prawny „Latynów”). Zazwyczaj na terytorium około 120
km kwadratowych kierowano do 6 tysięcy osadników. Kolonie
zaspokajały głód ziemi rzymskich i katyńskich wieśniaków,
miały jednak przede wszystkim znaczenie wojskowe, jako
fortece położone w węzłowych punktach komunikacyjnych, u
wylotów przełęczy, w pobliżu przepraw przez rzeki.
Sprzymierzeńcy dobrze wiedzieli, że jeśli wzniecą rewoltę, będą
mieli do czynienia ze zbrojnymi chłopami z kolonii, zanim
jeszcze znad Tybru nadciągną legiony
18
.
Zorganizowana w powyższy sposób rzymska Italia
okazała się tworem zarazem elastycznym i mocnym.
Struktura, która na mapie wygląda jak pstrokata mozaika
terytoriów o różnym statusie prawnym, miała wytrzymać ciosy
Pyrrusa, a później straszliwe klęski, które Romie zadał
Hannibal. Był to jedyny w dziejach świata przypadek
rozciągnięcia przez miasto-państwo, którym Rzym nie przestał
być do końca Republiki, trwalej hegemonii nad tak znacznym
obszarem.
Dzięki
kontyngentom
wojskowym
sprzymierzeńców
Rzymianie
dysponowali
potencjałem
rekrutacyjnym, nie mającym równego nie tylko w Italii. Co
więcej, wodzowie znad Tybru chętnie uczyli się sztuki
wojennej nawet od nieprzyjaciół. Od Samnitów przejęli
prawdopodobnie uzbrojenie (tarcze i oszczepy, słynne
pila), a także luźny szyk manipularny, o wiele bardziej
elastyczny i skuteczny, zwłaszcza w nierównym terenie, od
sztywnej falangi. Wprowadzili też solidne, krótkie miecze
18
O ustroju republiki rzymskiej w czasach Pyrrusa H e ft n e r , op. cit., s. 49 i n.
40
typu iberyjskiego, służące zarówno do pchnięcia jak do cięcia,
o wiele lepsze od dłuższych, ale raczej kruchych mieczy
galijskich, którymi nie można było uderzać sztychem.
Rzymianie dysponowali atutem centralnego położenia
geograficznego
i
mogli
rozprawiać
się
z
każdym
przeciwnikiem osobno, działając, żeby użyć znacznie
późniejszej terminologii, po liniach wewnętrznych. Budowali
drogi, aby szybko przerzucać legiony w newralgiczne punkty
bez względu na porę roku. W czasach Pyrrusa gotowe były
już via Latina i via Appia, którymi konsulowie mogli szybko
poprowadzić armie do Kapui, stolicy Kampanii, i na
pogranicze Samnium. Swoistym „atutem” Republiki był też
brak jakichkolwiek skrupułów. Synowie Wilczycy cynicznie
łamali zawarte traktaty, jeśli tylko nadarzała się okazja
zagarnięcia nowych ziem. W 343 roku wyprowadzili tak
w pole swoich aliantów, Samnitów, którym sprzątnęli sprzed
nosa bogatą i urodzajną Kampanię. Samnici bardziej uczciwie
dotrzymywali swych zobowiązań, co w ostateczności
doprowadziło do ich klęski. Te wszystkie czynniki sprawiły,
ż
e Republika zdołała rozprawić się ze wszystkimi
nieprzyjaciółmi na Półwyspie Apenińskim, rozgromiła także
w trzech wojnach samnickich (343-341, 326-304, 298-290)
swych najgroźniejszych rywali w walce o panowanie nad
Italią, podczas trzeciej wojny samnickiej rzymskie hufce
rozniosły w puch wojska zmontowanej przez Samnitów
koalicji różnych ludów Italii: Galów, Etrusków i Umbrów. Do
decydującej bitwy doszło pod Sentinum w 295 roku.
Ta mordercza batalia odbiła się szerokim echem w świecie
greckim, według Diodora Sycylijskiego 100 tysięcy trupów
pozostało na placu boju.
Sentinum otworzyło Rzymianom drogę do podboju
całej Italii. Republika utrzymała Kampanię i mocno usadowiła
się w Apulii. Samnici, którym legiony pod wodzą konsula
Maniusza Kuriusza Dentatusa (spotkamy go później w bitwie
pod Benewentem) spustoszyły ojczyznę ogniem i mieczem,
złożyli broń w 290 roku. Mściwa Republika okroiła im
terytorium, omotała je siecią fortec, barier i przymierzy, aby
bitni górale nigdy już nie zdołali wyrwać się z tej pułapki.
41
Najsilniejsza ze wszystkich założonych do tej pory
kolonii powstała w apulijskiej Wenuzji na granicy z Lukanią
(291 rok), skąd Rzymianie przegnali sabelskich mieszkańców
i na ich miejsce osiedlili aż 20 tysięcy swych obywateli (Dion.
Hal. XVII 18, 4, 5). Latyńska Wenuzja szachowała odtąd
Samnium, Lukanię i Apulię. Hardzi samniccy górale utracili
status
rzymskich
„przyjaciół”,
stali
się
już
tylko
podporządkowanymi „sprzymierzeńcami”
19
. Jeszcze w tym
samym roku Kuriusz Dentatus pociągnął na północ i w krótkiej
kampanii ujarzmił Sabinów, zapewne karząc ich w ten sposób
za pomoc, której udzielili swym krewniakom Sainitom
podczas wojny. Sabinowie otrzymali niepełne obywatelstwo
rzymskie, civitas sine suffragio, ich kraj wcielono do Ager
Romanus, czyli do ziemi rzymskiej. Była to największa
bezpośrednia aneksja dokonana przez Republikę od czasów
wojny z Latynami (340-338). „Dzięki temu zwycięstwu
znalazła się pod naszą władzą tak wielka ilość ludzi i ziemi, że
sam zwycięzca nie mógł oszacować, co z tego jest więcej
warte”, cieszył się Florus (I 10). Terytorium Rzymu rozciągało
się teraz aż po Adriatyk. W ten sposób Republika stworzyła
barierę między północną a południową Italią. Dzieło
zakończyło założenie kolonii Hadria i zapewne Castrum
Novum
Picenum.
Samnici
nigdy
nie
dokonali
już
niszczycielskiego rajdu na północ, aby wśród Etrusków i
Galów szukać sojuszników.
Wydawało się, że teraz Rzym będzie mógł spokojnie
podporządkować sobie krainy oraz poleis greckie, leżące na
południowych krańcach półwyspu. Lecz klęska pod Sentinum
nie złamała jeszcze sił dzielnych plemion galijskich.
Senonowie, zaniepokojeni wzrostem potęgi Republiki, być
może podjudzeni i opłaceni przez tych Etrusków, którym
obrzydło rzymskie jarzmo, pociągnęli na południe. W 284
przeszli Apeniny i obiegli etruskie miasto Arretium,
sprzymierzone z Rzymem. Na odsiecz wyruszył konsul (być
może jednak pretor) Lucjusz Cecyliusz Metellus, lecz
atakujący ze straszliwym impetem celtyccy wojownicy zadali
19
Sa lmon , op. cit., s. 278.
42
miażdżącą klęskę jego armii. 13 tysięcy Rzymian i ich
sprzymierzeńców zostało na pobojowisku, zginęła połowa
trybunów i centurionów, sam wódz położył głowę. Rzeź pod
Arretium
była
jedną
z
największych
katastrof
w
dotychczasowych dziejach Republiki
20
.
Państwo rzymskie zadrżało w posadach. Do walki poderwali
się Samnici, spragnieni odwetu za przegraną wojnę, zawsze
gotowi
do
zerwania
narzuconego
im
przez
Rzym
upokarzającego
układu.
Także
spokrewnieni
z
nimi
Lukanowie ruszyli do boju. Przeciwko Rzymowi wystąpiło
również kilka miast etruskich, z pewnością Volsinii, Tarquini
oraz Volci, być może także inne. Błyskawicznie odrodziła się
koalicja III wojny samnickiej. Samnici zmagali się ze
znienawidzoną Republiką przez 12 lat (284-272), czyli
znacznie dłużej, niż trwała I wojna samnicka. Ruszyli na
wojnę, zanim Pyrrus wyprawił się do Italii i walczyli z
Rzymianami jeszcze długo potem, gdy król Molossów,
znużony konfliktem, wrócił do Epiru. Nie ulega wątpliwości,
ż
e Tarent zdecydował się na stawienie oporu Rzymowi tylko
dlatego, że Samnici, jego naturalni sprzymierzeńcy w tym
boju, już wyszli w pole. Konflikt ten zasługuje więc w pełni
na miano IV wojny samnickiej, jednakże przeszedł do historii
jako „wojna pyrrusowa”, (ang. Pyrrhic war, niem.
Pyrrhoskrieg, pyrrischer Krieg) z uwagi na niezwykłą
osobowość i zdolności dowódcze władcy Epiru. Znamienne, że
Rzymianie właśnie w Ajakidzie dostrzegali „głowę wojny”
(caput belli), (Liwiusz XXVI 7,3. Florus I 13,1). Ponadto Pyrrus
stanął na czele koalicji różnych ludów - Samnitów, Lukanów,
Bruttiów, Messapiów, plemienia pochodzenia iliryjskiego, oraz
poleis Wielkiej Grecji, toteż dla Rzymian i dla potomności
zmagania lat 284-272 były czymś znacznie ważniejszym, niż
IV wojną samnicką.
Najpierw Republika rozprawiła się z Celtami. Galijscy
wojowie zadali ongiś legionistom miażdżącą klęskę nad Allią
(w 386 roku) i odtąd Rzymianie lękali się Galów, zresztą wojny
samnickie, aczkolwiek zwycięskie, bardzo osłabiły Romę. Senat
20
K. J. Beloch, Römische Geschichte bis zum Beginn der punischen Kriege, Berlin
1926, s. 454; Salmon, op. cit., s. 284.
43
wystał więc do zwycięskich Senonów posłów, proponując
negocjacje. Wódz Galów, Bitomaris, rozkazał jednak podobno
poćwiartować nieszczęsnych legatów odzianych w uroczyste
szaty, a fragmenty ich ciał rozrzucić na cztery strony świata.
Mścił się w ten sposób za ojca, który poległ w walce
z Rzymianami. Wtedy Republika wysłała do boju silną armię
pod wodzą doświadczonego Maniusza Kuriusza Dentatusa,
pogromcy Sabinów i Samnitów. Tym razem żelazna dyscyplina
legionistów oparła się furii celtyckich ataków. Dentatus pobił
Senonów w polu, a następnie najechał ich kraj. „Pustoszył
i palił wszystko, kobiety i dzieci uprowadzał do niewoli,
a dorosłych wszystkich zabijał” (App. Samn. 6, Appian błędnie
Przypisuje zresztą te wyczyny konsulowi roku następnego,
Korneliuszowi Dolabelli). Nie spoczął, dopóki nie zamienił tej
ziemi w pustynię. Niedobitki plemienia uszły za Alpy. Odtąd
Ager Gallicus, jak Rzymianie nazwali kraj Senonów leżał
odłogiem przez pól wieku z wyjątkiem wąskiego pasa nad
morzem, gdzie Rzym założył kolonię Sena Gallica. Ta srogość
Dentatusa jednak tylko przedłużyła wojnę. Sąsiadujący z
Senonami galijscy Bojowie, obawiając się, że armie mściwej
Romy zgotują im taki sam los, powstali i śmiało ruszyli na
Rzym, wtaczając po drodze do swych wojsk etruskie hufce.
Doszli nad Jezioro Wadymońskie, zaledwie 80 km od Rzymu.
Tu natknęli się na armię konsula 283 roku Publiusza
Korneliusza Dolabelli. W zaciekłej bitwie wojska gallijsko-
etruskie zostały całkowicie zniesione (Polyb. II 20,2,;
Florus I 8). Bojowie daremnie próbowali wziąć odwet,
powoławszy nawet niedojrzałych młodzieńców pod broń.
Konsul 282 roku Kwintus Emiliusz Papus zadał im kolejną
klęskę. Zniechęceni i wykrwawieni Galowie wystąpili o pokój,
a Republika, zajęta na południu wojną z Lukanami i Samnitami,
chętnie go zawarła i to na łagodnych warunkach. Miało to
kapitalne znaczenie. Kiedy Pyrrus wylądował w Italii, nie mógł
już liczyć na wsparcie bitnych celtyckich wojowników z
północy, groźnych nieprzyjaciół Rzymu, którzy później tak
bardzo przyczynią się do zwycięstw Hannibala. Na północnym
froncie walkę z Miastem Wilczycy podtrzymywało już tylko
kilka słabych miast etruskich. Ponadto, co podkreśla Polybios,
44
„Rzymianie... z opisanych walk odnieśli dwie znaczne
korzyści. Przyzwyczajeni bowiem do ciężkich klęsk ze strony
Galów, nie mogli nic straszniejszego widzieć ani oczekiwać
ponad to, co ich już spotkało, dlatego przeciw Pyrrusowi stanęli
jako wydoskonaleni w sprawach wojennych zapaśnicy. A kiedy
w porę ukrócili zuchwalstwo Galów, mogli bez przeszkody
najpierw z Pyrrusem wojować o Italię, a potem z
Kartagińczykami zmierzyć się o panowanie nad Sycylią”
21
.
21
O tych wydarzeniach J.H. C orb ett , Rome and the Gauls 285-280 B.C., „Historia”
20, 1971, s. 656-664, który wszakże podaje w wątpliwość udział Kuriusza Dentatusa w
ujarzmieniu Senonów.
45
ROMA I TARENT
Pora przedstawić teraz sytuację na południu. Do końca IV
wieku Rzymianie niezbyt interesowali się południowymi
krańcami Półwyspu Apenińskiego. Tamtejsze poleis Wielkiej
Grecji żyły w atmosferze nieustannego zagrożenia przed
atakami „barbarzyńskich ludów” zaplecza - zwłaszcza watah
górskich rabusiów, Lukanów i Bruttiów. „Zdemoralizowani
wiekami pomyślności” italscy Hellenowie nie mieli już sił, by
skutecznie odpierać te najazdy
22
. Miasta otaczały się więc
solidnymi murami, wznoszonymi ogromnym kosztem.
Najsilniejszym spośród poleis w Italii był Tarent (po
grecku: Taras, po łacinie Tarentum), położony w pięknej i
ż
yznej okolicy na półwyspie nad Zatoką Tarencką, potężna
kolonia Sparty, mający w Wielkiej Grecji pozycję niemal
hegemona. „Tarent, dzieło Lacedemończyków, główne niegdyś
miasto Kalabrii, Apulii, całej Lukanii, było zarówno sławne
przez swą wielkość, mury obronne i port, jak też podziwiane ze
względu na piękne usytuowanie. Leżąc bowiem nad samą
cieśniną Morza Adriatyckiego wysyła okręty do wszystkich
krajów: do Istrii. Ilirykum, Epiru, Achai, Afryki i na Sycylię”,
pisze Florus (I 13). Tarent przez dziesięciolecia pławił się w
dobrobycie. Na rozległych, wspaniałych pastwiskach hodowano
owce o najlepszej wełnie w całej Italii. Wyrabiane z tej
wełny tkaniny tarentyjscy rzemieślnicy barwili purpurą, którą
otrzymywali ze skorupiaków występujących w wodach portu.
Towary tego najświetniejszego z poleis Wielkiej Grecji
docierały Adriatykiem do doliny Padu a nawet za Alpy. Miasto
liczyło co najmniej 60 tysięcy mieszkańców, wraz z
podporządkowanymi terenami przyległymi - znacznie więcej,
może nawet 200 tysięcy. Tarent u schyłku IV wieku był w
stanie wystawić armię 15-tysieczną, a może nawet 22-
tysięczną, miał też najsilniejszą flotę w całej Italii. Nie
wystarczało to jednak na przepędzenie „barbarzyńców”. Od
połowy IV wieku Tarentyni szukali więc pomocy obcych
wodzów, dysponujących własnymi armiami awanturników i
22
Leveque, op.cit., s. 538.
46
łowców przygód z Grecji właściwej, których uznać należy za
poprzedników Pyrrusa. Współcześni historycy określają niekiedy
tych dowódców, walczących za sowitą opłatą i łupy w obronie
Tarentu, mianem „kondotierów”, chociaż właściwe byłoby
określenie „chiliarcha”.
Jako pierwszy przybył w 344/343 roku z odsieczą na
czele armii złożonej głównie z najemników król Sparty
Archidamos III. W walkach bywał zwycięski, lecz ostatecznie
w 338 roku dał się pobić Lukanom i Messapiom pod Mandurią
i sam zginął. W cztery lata później, w tym samym roku, w
którym Aleksander Macedoński pociągnął na podbój Azji, stryj
Pyrrusa, Aleksander, władca Epiru, pożeglował po sławę
wojenną do Italii. Przepędził z posiadłości helleńskich poleis
bandy sabelskich grabieżców i przygotowując nowe podboje,
zawarł układ z Rzymem, w którym nadtybrzańska Republika z
właściwą sobie elastycznością zobowiązała się, że nie udzieli
przeciw Grekom pomocy swym ówczesnym aliantom -
Samnitom. Tarentyni podejrzewali jednak Epirotę o tyrańskie
zapędy i wycofali z pola swych hoplitów. Obrażony
Aleksander przeniósł się do Thurioi, greckiego polis znacznie
słabszego niż Tarent, ale też bardziej uległego. Wkrótce potem
poległ pod Pandozją w przegranej bitwie z Lukanami. W 303
roku przybył Tarentowi na odsiecz Kleonymos z królewskiego
domu Sparty, którego władze lacedcmońskie odsunęły od
sukcesji i wysłały do Italii. Kleonymos pokonał Lukanów,
ujarzmił Metapont, ale potem, zamiast walczyć z barbarzyńcami,
zaczął zdobywać helleńską przecież Korkyrę, co uraziło
Tarentynów. Potem przyszły już same niepowodzenia i
Kleonymos musiał wycofać się jak niepyszny. Pojawi się
jeszcze w naszej opowieści i odegra w życiu Pyrrusa fatalną
rolę.
Dzięki pomocy tych „błędnych rycerzy” Tarent nie
zdołał wprawdzie rozprawić się ze swymi sabelskimi wrogami
i Messapiami, ludem pochodzenia iliryjskiego, jednak
rozciągnął swe panowanie na część równiny apulijskiej. W
300 roku na prośbę Tarentu wylądował w Bruttium tyran
Syrakuz i przyszły teść Pyrrusa, Agatokles. Zamierzał zapewne
podporządkować sobie poleis Wielkiej Grecji. Wódz z
47
Syrakuz w bardzo ciężkich walkach pokonał Bruttiów i około
roku 296 zdobył helleńskie miasto Kroton. Nie ulega
wątpliwości, że gdyby Agatokles żył dłużej, to on, zamiast
Pyrrusa, stanąłby do walki z Rzymem w obronie italskiego
hellenizmu
23
. Władca Syrakuz zmarł jednak w 289 roku
pozostawiając próżnię polityczną, w którą rychło zaczęli się
wciskać Rzymianie. Za kontynuatora dzieła Agatoklesa
uważał się „Orzeł z Epiru”.
W Wielkiej Grecji tylko Tarent mógł sobie pozwolić na
wynajmowanie obcych wodzów. Inne miasta, znacznie
mniejsze, nie miały takich możliwości. Sytuacja italskich poleis
była trudna - wstrząsały nimi nie tylko wojny z agresywnymi
ludami zaplecza, ale także konflikty wewnętrzne. Ambitni
politycy rywalizowali ze sobą o władzę, często wykorzystując
napięcia między stosunkowo nieliczną warstwą bogaczy a
masami biedoty. Te wewnętrzne spory miały wpływ na
politykę zewnętrzną. Wielu opływających w dostatki członków
elity nie miało ochoty bronić niepodległości do ostatniej kropli
krwi i ostatniego obola. Postanowili więc poszukać oparcia
przeciw opozycji oraz barbarzyńskim najeźdźcom poza własnym
społeczeństwem - w rosnącej w potęgę nadtybrzańskiej
Republice. Tych polityków będziemy nazywać umownie
prorzymskimi arystokratami, chociaż przedstawiciele zamożnej
arystokratycznej elity przewodzili także drugiemu stronnictwu -
antyrzymskiemu, określanemu jako demokratyczne. Jego
przywódcom nie chodziło bynajmniej o dobro ubogich
rybaków czy poprawę bytu klepiących biedę szewców, nie byli
też ideowymi szermierzami rządów ludu. Politycy ci chcieli po
prostu przy pomocy ludu zdobyć i sprawować władzę.
Większość bogaczy sprzyjała jednak Rzymowi, co jest
zrozumiałe. Dla warstw posiadających awantury wojenne
oznaczały podatki, kontrybucje, konfiskaty majątków i
uciążliwy kwaterunek wojska. Pospolity motłoch, żywiący się
czosnkiem i cebulą, nie miał natomiast w przypadku wojny nic
do stracenia. Rzym w tym czasie cieszył się w świecie
helleńskim dobrą opinią. Utrzymywał znakomite stosunki z
23
R. Schub ert , Geschichte des Pyrrhus, Königsberg 1894, s. 152.
48
Massalią (ob. Marsylia), potężnym greckim polis w
południowej Galii, a być może także z wyspą Rodos. W 328
roku pod opiekę Republiki oddali się arystokraci z Neapolu,
niewielkiego greckiego miasta na wybrzeżu Kampanii. Neapol
uzyskał uprzywilejowany status - nie płacił Rzymowi podatków,
dostarczał jedynie okrętów. Jego lojalność wobec Republiki
podczas wojny z Pyrrusem i później stała się przysłowiowa
24
.
Liczni politycy z innych helleńskich miast skłonni byli pójść za
tym przykładem - Rzym gwarantował bezpieczeństwo przed
atakami sabelskich rabusiów i dbał, aby rządy w polis
sprawowali
jego
arystokratyczni
przyjaciele,
nie
zaś
nieobliczalny demos. Cena, którą trzeba było zapłacić za to
poparcie, faktyczna utrata niepodległości, nie wydawała się
wówczas greckim notablom zbyt wysoka. Także w Tarencie nie
było zgody. Około 302 roku do władzy doszli tu arystokraci,
którzy zawarli traktat z Rzymem, przypuszczalnie także z
Kartaginą, skierowany przeciw Agatoklesowi, uważanemu za
nadzieję demokratów Wielkiej Grecji
25
. Politycy ci starali się
jeszcze o utrzymanie niezależności. Powyższy układ
zakazywał rzymskim okrętom wypływania na północ od
przylądka Lacynum, czyli do Zatoki Tarenckiej (Appian. Samn.
7). Republika chętnie zgodziła się na tę klauzulę. Nie ukończyła
przecież zmagań z Samnitami i jeszcze nie interesowała się
sprawami morza.
Mniejsze poleis nie stawiały wszakże Rzymowi
ż
adnych warunków, wręcz przeciwnie. Atakowane przez
Lukanów Thurioi około 285 roku zwróciło się o pomoc do
Rzymian. Na wniosek trybuna ludowego Gajusza Eliusza
komicja uchwaliły wysłanie legionów w obronie greckiego
miasta. Być może już wtedy zaczęła się wojna Republiki z
Lukanami. Wdzięczni obywatele (czy raczej prorzymscy
arystokraci Thurioi) wystawili Eliuszowi posąg w złotym
wieńcu (Pliniusz Starszy, Naturalis Historia XXXIV 32). Na
24
Heurgon, op. cit., s. 208. Neapolitańczycy nawet w 90 roku, w czasie wojny Rzymu
z italskimi sprzymierzeńcami byli tak zadowoleni ze swego statusu, iż nie kwapili się
do przyjecia rzymskiego obywatelstwa.
25
Tak Heurgon, op. cit., s. 215. Data traktatu jest sporna. Cary i Scullard, op. cit., s. 194
są zdania, że do porozumienia tego doprowadził już Aleksander Epirocki w 334 roku.
49
efektywną pomoc Thuryjczycy musieli jeszcze poczekać. Po
klęsce pod Arretium Rzymianie wysłali większość sił na
północ, przeciwko Galom. Skorzystali z tego żądni łupów
lukańscy wojownicy, którzy dwukrotnie najechali terytorium
Thurioi, przy czym do drugiej wyprawy dołączyli się rabusie z
Samnium i z Bruttium (Dion. Hal. XIX13). Lukanowie i
Bruttiowie oblegli w końcu miasto, otoczyli je palisadą.
Sytuacja była dramatyczna. Thuryjczycy nie ufali Tarentowi,
zresztą od czasu wyprawy Aleksandra Epirockiego stosunki
między tymi poleis były zerwane
26
. Ponownie wezwali więc
Rzymian na odsiecz. Konsul 282 roku Gajusz Fabrycjusz
Luscinus poprowadził armię na południe i pokonał połączone
siły Samnitów i Bruttiów, a także Lukanów, chociaż Sabelowie
zajęli doskonałą pozycję w umocnionym obozie. Ich wódz
Stenius Statilius trafił do rzymskiej niewoli, podobno wraz z 5
tysiącami swoich wojowników
27
.
Uszczęśliwieni
Thuryjczycy
tym
razem
to
Fabrycjuszowi wystawili posąg i przyjęli w swe mury rzymski
garnizon. Podobnie postąpiły inne poleis, Lokroi, Rhegion,
zapewne również Kroton
28
. Rzymianie z powodzeniem
wystąpili jako obrońcy położonych na nizinach ośrodków
cywilizacji przeciwko sabelskim grabieżcom z gór (podobnie
jak wcześniej uczynili to w Kampanii). Nie przejmowali się
przy tym, że Lukanowie byli wcześniej ich sprzymierzeń-
cami przeciwko Samnitom. Bruttiowie, rozdrażnieni poja-
wieniem się legionistów w murach greckich miast, poderwali
się do walki z Rzymem. Wydawało się, że Republika bez
trudu rozgromi wykrwawione sabelskich plemiona i położy
rękę na całej Wielkiej Grecji. Plany te pokrzyżowała
postawa Tarentu.
Bogate miasto z coraz większym niepokojem
przyjmowało kolejne, podboje, dokonywane w Italii przez
Rzym. Kiedy w czasie II wojny samnickiej legiony
26
Be1och, Griechische..., s. 545.
27
Pli niu s S e c u n d u s (Pliniusz Starszy). Naturalis Historia XXXIV 32; Valerius
Manimus, Factorum et dictorum memorabilium I 8,6. Liczba jeńców wydaje się
znacznie przesadzona.
28
K. Lomas, Rome and the Western Greeks 350 BC - AD 200, London 1993, s. 52 i n.
50
przemaszerowały przez Apulię, Tarenlyni zaproponowali
wojującym stronom mediację, ale Rzymianie szorstko
odrzucili tę ofertę. Jeśli wierzyć Liwiuszowi (VIII 27,2; IX
14,1) najpotężniejsze polis Wielkiej Grecji wyraźnie sprzyjało
Sainitom.
Założenie
Wenuzji
musiało
uświadomić
tarentyńskim politykom śmiertelne zagrożenie ze strony
agresywnego państwa znad Tybru. Jak się wydaje, tuż po
zakończeniu III wojny samnickiej demokraci z Tarentu, licząc
na pomoc swego przyjaciela Agatoklesa. wypowiedzieli
nawet Rzymowi wojnę (Zonar. VIII 2), ale kiedy wodza z
Syrakuz nie stało, natychmiast wycofali się z tej inicjatywy.
Prawdopodobnie
po
tej
kompromitacji
stronnictwo
antyrzymskie utraciło na pewien czas wpływ na rządy.
Pojawienie się legionistów w helleńskich miastach musiało
jednak doprowadzić większość mieszkańców Tarentu do białej
gorączki. Garnizony te stały się solą w oku wszystkich
greckich demokratów, a tarentyńskich w szczególności.
Oburzenie w mieście było tak wielkie, że tarentyńscy
oligarchowie nie odważyli się otwarcie wezwać Rzymian
na pomoc. Postanowili jednak rozprawić się z przeciwnikami
politycznymi w inny sposób.
Tarentyni, aczkolwiek potomkowie słynących z
surowego trybu życia mieszkańców Sparty, w starożytności
mieli opinię uwielbiających hulanki i zabawy niefrasobliwych
pięknoduchów. Jesienią 282 roku obchodzili właśnie huczne
ś
więta ku czci Dionizosa. Możemy się domyślać, że wino lało
się strumieniami. Większość obywateli Tarentu zasiadała
właśnie w wielkim teatrze zwróconym ku morzu, gdy nagle w
błękicie zatoki pokazały się żagle. 10 rzymskich okrętów
wojennych, dowodzonych przez Publiusza Korneliusza
(Appian, Samn. 7) lub Lucjusza Waleriusza (Dio Cass. frg.
39), płynęło prosto do portu. Rzymianie najwyraźniej nie
przejmowali się układem sprzed lat, który zamykał te wody
przed ich korabiami. Appian zapewnia, że Korneliusz jedynie
zwiedzał Wielką Grecję. Według Kasjusza Diona i Zonarasa
(VIII 2) Waleriusz płynął gdzie indziej (do rzymskich kolonii
nad Adriatykiem, Sena Galica, Hadria i Castrum Novum?) i
wstąpił do Tarentu niejako „po drodze”, sądząc, że miasto
51
Rzymianom jest przyjazne. Takie tłumaczenia nawet dziś
brzmią niesłychanie naiwnie. Jak się wydaje, arystokraci
tarentyńscy zamierzali podczas hulaszczych Dionizjów przejąć
władzę w mieście, wykorzystując miecze swych rzymskich
druhów oraz fakt, że większość ludu była kompletnie
odurzona winem. Moment przewrotu wybrano więc starannie.
Gdyby spisek się udał. Rzymianie zajęliby bez wojny całą
Wielką Grecję
29
.
Pod
protektoratem
nadtybrzańskiej
Republiki
arystokraci mogliby bezpiecznie sprawować rządy, a
przywódców
demokratycznych
spotkałby
los
raczej
niewesoły.
Nic dziwnego, że ci zareagowali niesłychanie
gwałtownie. Na czele antyrzymskiego stronnictwa ludowego
stał wówczas niejaki Filocharis (Appian, Samn. 7) lub, jak
chce Dionizjos z Halikarnasu (XIX 4), Ainesias. O polityku
tym arystokratyczni wrogowie rozpuszczali pogłoski zgoła
niepochlebne. Filocharis, urodziwy mężczyzna, jakoby bez
opamiętania nurzał się w rozpuście z powabnymi chłopcami,
stąd też przezwano go Thais (tak jak słynną heterę Aleksandra
Wielkiego). Nawet jeśli to prawda, Filocharis cieszył się mirem
wśród ludu. Kiedy zbliżyły się rzymskie okręty, natychmiast
powstał i ostro przemówił. „Przypomniał on Tarentynom o
dawnym układzie, mówiącym, że Rzymianie nie wypłyną poza
przylądek Lacynum, tak że zachęceni i przekonani przez niego
uderzyli na Korneliusza, zatopili cztery jego okręty, a jeden
zdobyli z całą załogą” (Appian. Samn. 7). Sam Korneliusz,
duovir navalis, a więc jeden z dwóch urzędników rzymskich
mających pieczę nad flotą, zginął w boju. Demokraci
najwyraźniej pragnęli rozpalić wojnę z Rzymem, zdając sobie
sprawę, że tylko teraz, gdy walczą z nim Galowie i
Etruskowie, a także sabelskie ludy południa, Tarent ma jeszcze
jakąś szansę. Część jeńców rzymskich, zapewne dowódców i
ż
ołnierzy, bez ceregieli stracono, wioślarze trafili do lochów.
Następnie armia tarentyńska, wspierana od morza przez flotę,
29
Schu b ert , op. cit., s. 154, nawet przyjaźni Rzymianom Cary, Scullard, op. cit., t.
II. przyp. 33, s. 515, nie wykluczają, że flota rzymska miała udzielić zbrojnego poparcia
arystokratom w Tarencie.
52
pociągnęła pod mury Thurioi. Tam demokraci „zwrócili się z
zarzutami do Thuryjczyków, że choć są Grekami, zamiast do
nich uciekli się o pomoc do Rzymian i przez to głównie dali
im powód, by tam wystąpili” (Appian, Samn. 7). Zagrzany
obecnością zbrojnych z Tarentu lud Thurioi przegnał więc
swych „poważnych obywateli”, czyli arystokratów, którzy
odeszli wraz z żołnierzami z garnizonu rzymskiego. Tym
ostatnim pozwolono swobodnie opuścić miasto na podstawie
układu. Mienie prorzymskich oligarchów, jak zwykle w takich
przypadkach, rozgrabiono i skonfiskowano.
Rzymianie, zajęci wojnami na innych frontach,
usiłowali dojść do porozumienia z krnąbrnym greckim polis.
Nie wysłali do Tarentu legionów, lecz tylko „posłów,
domagając się oddania jeńców, których wzięli nie na
wyprawie wojennej, lecz gdy ci zwiedzali tamte strony,
przywrócenia do Turjów wygnańców, (zwrotu) zagrabionego
im mienia lub odszkodowania za straty, a ponadto wydania
winnych naruszenia układu” (Appian, Samn. 5). Zapewne w
tym momencie Republika zadowoliłaby się rekompensatą
pieniężną i wycofaniem się Tarentynów z Thurioi. Przywódcy
demokratyczni wiedzieli jednak, że gdy Etruskowie i
Sabelowie zostaną pobici, wówczas Rzym łatwo położy kres
niepodległości Tarentu, a oni sami głową wtedy zapłacą za
rzucone Republice wyzwanie. Czynili więc wszystko, aby nic
dopuścić legatów do głosu. W końcu poselstwo, prowadzone
przez Lucjusza Postumiusza Magellusa, konsula 305 roku
zostało wpuszczone na zgromadzenie ludowe. Podjudzony
przez demokratów motłoch wrzeszczał, tupał i wył, dworując
sobie bezlitośnie z napuszonych dygnitarzy znad Tybru,
przybranych w obramowane purpurą togi. Kiedy Postumiusz
wreszcie przemówił, rozpętał się kolejny huragan szyderstw:
oto poseł nieudolnie wysławiał się po grecku, popełniając
liczne pomyłki. Świadczy to o poziomie kulturalnym
ówczesnej elity rzymskiej. Republika wysłała z pewnością do
Tarentu swych najlepiej wykształconych mężów. Demokraci
postanowili najwidoczniej spalić za sobą mosty i uniemożliwić
wszelki kompromis. Z pewnością to z ich namowy niejaki
„Filonides,
człowiek
rozmiłowany
w
błazeństwach
i
53
szyderstwach, podszedł do przewodniczącego poselstwa,
Postumiusza, odwrócił się, wypiął, po czym podniósł swą
suknię i zanieczyścił szatę posła” (Appian, Samn. 7). Czegoś
takiego historia jeszcze nie widziała! Oto Grek zbezcześcił
moczem togę Rzymianina! Powyższego przykładu umiłowania
przez Hellenów swej wolności próżno szukać w podręcznikach
szkolnych, do znudzenia opowiadających o męstwie Leonidasa
w Termopilach.
Dotkliwie spostponowany Postumiusz „podniósłszy w
górę skalane okrycie, powiedział: Wypierzecie ją strumieniami
krwi, skoro znajdujecie upodobanie w takich błazeństwach”
(Appian, Samn. 7), po czym zabrał ze sobą zabrudzoną szatę
jako swoisty dowód rzeczowy. Podczas debaty, do której doszło
w rzymskim senacie, nie było jednak jednomyślności. Podczas
gdy niektórzy patres żądali, aby natychmiast ukarać
zuchwałych Greków, inni zwracali uwagę, iż nie czas teraz na
nową wojnę, skoro Etruskowie nie zostali jeszcze ujarzmieni,
pod bronią zaś stoją również Lukanowie, Bruttiowie, a przede
wszystkim, jak pisze Dionizjos z Halikarnasu, „wojowniczy
naród Samnitów”. Roztrząsano tę kwestię przez kilka dni od
wschodu słońca aż do zmierzchu. Współcześni historycy
starają się wytropić członków stronnictwa wojennego w
senacie, odpowiedzialnego za ekspansję na południe, a w
konsekwencji za wojnę z Pyrrusem. Wydaje się wszakże, że
wśród rzymskiej elity stronnictwa pokojowego nie było. Z
pewnością wszyscy senatorowie uważali, że Republika
powinna nieustannie walczyć o powiększanie swych ziem -
wszak Rzym wojował z ludami Italii nieprzerwanie od trzech
pokoleń. Istniały tylko różnice taktyczne. Podczas gdy
„jastrzębie” domagali się, by bić bezzwłocznie każdego wroga,
który pojawi się na horyzoncie, senatorowie bardziej
umiarkowani
wskazywali,
ż
e
państwu,
mocno
wykrwawionemu w wojnach samnickich i w najnowszym
konflikcie z Galami, należy się chwila wytchnienia, a w każdym
razie trzeba postępować roztropnie i rozprawiać się z
nieprzyjaciółmi po kolei. Niewątpliwie istniały też różnice
zdań co do kierunku podbojów. Jedni dowodzili, że trzeba
ujarzmić ludy południowej Italii i poleis Wielkiej Grecji, inni
54
woleli wysłać legiony na północ, ku miastom etruskim, a
przede wszystkim ku urodzajnym krainom Galów. Początkowo
historycy uważali, że za ekspansję na południe odpowiedzialni
są przywódcy plebejscy, których pozycję na arenie politycznej
wzmocniła lex Hortensia z 287 roku. Zakończyła ona walkę
stanów w mieście nad Tybrem, zapewniając plebejuszom
całkowite równouprawnienie z patrycjuszami. Pokrzepieni
tym plebejscy senatorowie pragnęli zdobyć ziemię dla
rzymskich chłopów, a sławę dla siebie, ujarzmiając
południowe krańce Italii. Do tych piebejskich wodzów należeli:
wspomniani już Maniusz Kuriusz Dentatus i Gajusz
Fabrycjusz Luscinus, Tytus Coruncanius, konsul 280 roku,
Publiusz Decius Mus, który jako konsul 279 roku zmierzy się
z Pyrrusem pod Ausculum, Gajusz Juniusz Brutus, konsul 277
roku, Trybun Gajusz Eliusz, na którego wniosek w 285 raku
lud postanowił udzielić pomocy Thurioi”
30
.
Niemniej jednak część tych wodzów plebejskich mogła
po prostu spełniać swój żołnierski obowiązek. Niewykluczone,
ż
e Kuriusz Dentatus, pogromca Sabinów, wolał zdobywać
raczej ziemie na północnym wschodzie. Wiele wskazuje na to,
ż
e za wyprawami na południe opowiadała się, tak jak dawniej,
grupa starej patrycjuszowsko-plebejskiej nobilitas, głównymi
„jastrzębiami” zaś byli patrycjusze: Appius Claudius Caecus,
budowniczy via Appia, który później udaremni zawarcie
pokoju z Pyrrusem, Publiusz Waleriusz Lewinus, pobity przez
epirockiego monarchę pod Herakleją, Lucjusz Papirius Cursor,
którego ojciec dokonywał podbojów w Kampanii, czy przodek
dyktatora Sulli Publiusz Korneliusz Rufinus. Tego ostatniego
wykluczono zresztą w 275 roku z senatu, rzekomo dlatego, że
miał aż 10 funtów srebrnych naczyń (hołdujący mentalności
chłopskiej rzymscy notable owych czasów musieli być
ostentacyjnie ubodzy). Wydaje się jednak, że było to tylko
pretekstem, a Rufinus usunięty został przez tych, którzy
przeciwstawiali się zbyt zuchwałej ekspansji na południe
31
.
Niewykluczone, że czołową rolę w tym parciu na południe
30
Ekspansję na południe Italii przypisuje wodzom plebejskim m.in. F. Cassola, I
gruppi Politici Romani, Triest 1962, s. 159 i n.
31
Salmon, op. cit., s. 282 i n.
55
odgrywał ród Klaudiuszy powiązany z kampańskim radem
Atiliuszy, a więc żywo interesujący się południową Italią.
W każdym razie po długiej debacie zwyciężyli
kurulni „jastrzębie”. Uchwalono wojnę z Tarentem, a
odpowiedni wniosek przyjęły komicja (pohańbiona szata
posła
musiała
być
mocnym
argumentem).
Przeciw
najświetniejszemu miastu Wielkiej Grecji ruszyła armia
konsula 281 roku Lucjusza Emiliusza Barbuli, który
początkowo miał pacyfikować Samnium. Barbula nie
zamierzał brać szturmem krnąbrnego polis. Fortyfikacje
Tarentu były potężne, a jego akropol, wzniesiony na 20-
metrowej wapiennej skale, praktycznie nie do zdobycia.
Podczas II wojny punickiej Hannibal zajął miasto podstępem,
nie zdołał jednak usunąć Rzymian z cytadeli, chociaż rzucił do
ataku swe najlepsze siły. Konsul mógł jednak spustoszyć
posiadłości Tarentu i tym samym odebrać ludowi ochotę do
wojaczki.
Republika
liczyła
zapewne,
ż
e
wystarczy
demonstracja zbrojna, a władzę w mieście uchwycą znów
prorzymscy arystokraci, którzy zawrą pokój (tj. podobnie jak
neapolitańczycy, faktycznie zrezygnują z niezależności swojej
polis).
Ale i tarentyńscy przywódcy ludu wiedzieli, że sami
nie oprą się potędze Rzymu. Jeden z nich oświadczył, że trudno
prowadzić wojnę małymi sitami, trzeba więc wezwać kogoś
na pomoc, na przykład Pyrrusa (Appian, Samn. 7).
Sprowadzenie na odsiecz króla Molossów oznaczało walkę z
Rzymem aż do końca. W Tarencie rozpalił się więc konflikt
stronnictw. Arystokraci, drapując się w szaty patriotów,
ostrzegali, że Pyrrus, podobnie jak Aleksander Epirocki i inni
wezwani wcześniej na pomoc wodzowie, nie uszanuje
wolności miasta. Pierwsze zgromadzenie ludowe, które miało
podjąć decyzję, nie zdołało niczego postanowić. Obywatele
„starsi i rozumniejsi”, z pewnością, arystokraci opowiadający
się za pokojem, musieli ustąpić „przed wrzaskiem i naciskiem
stronnictwa wojennego” (Plut. 13).
Wysianie poselstwa do Epiru zamierzano uchwalić
podczas drugiego zgromadzenia. Lud już zajmował miejsca w
teatrze, gdy pewien Meton „włożył sobie na głowę wieniec z
56
jakichś zwiędłych kwiatów i z małą pochodnią w ręku, niby
pijany prowadzony przez najętą do tego klarnecistkę, przyszedł
na zgromadzenie w wesołym nastroju. I jak to w tłumie bywa,
gdyż w rządach ludowych nie ma ładu, jedni przyjęli ten
widok oklaskami, inni śmiechem, ale nikt go nie kazał usunąć.
Tej kobiecie kazano nawet grać, a jemu śpiewać i wyjść na
ś
rodek przed zgromadzonych, i tak Meton udawał, jakoby to
wszystko chciał uczynić. Ale gdy nastał moment ciszy, zaczął
przemawiać: «Obywatele Tarentu! Dobrze robicie, że nie
bronicie ludziom, mającym po temu ochotę, bawić się i
radować, dopóki nam wolno. Jeżeli więc macie rozum w
głowie, korzystajcie i wy wszyscy jeszcze z wolności! Bo gdy
Pyrrus zjawi się w mieście, inna was czeka dola, inne życie i
inny los»”. (Plut. 13). Pewne jest, że Meton nie był takim sobie
zwykłym miastowym trefnisiem czy helleńską odmianą
głupiego Jasia, lecz wysiali go przebiegli arystokraci, aby
zmienił nastroje ludu. I rzeczywiście, to osobliwe wystąpienie
wielu przekonało. Lecz przywódcy demokratów, bojąc się, że
po zawarciu pokoju zostaną wydani Rzymianom i straceni,
hurmem powstali i wyrzucili ze zgromadzenia rzekomego
pijaczynę. Wniosek o wysłanie poselstwa do Pyrrusa został
przyjęty.
W tym czasie legiony konsula Emiliusza Barbuli stały
już na ziemiach Tarentu. Gdy Rzymianie dowiedzieli się o
uchwale ludu, zaczęli bezlitośnie pustoszyć kraj (Zonar. VIII
2). Wiosną 281 roku żołnierze rzymscy w niszczycielskim
pochodzie palili zboże na polach, ścinali drzewa ciężkie od
owoców (Dion. Hal. XIX 7). Jak się wydaje, Tarentyni wyszli
za bramy miasta, by bronić swego dobytku. Ich słaba armia,
być może wspomagana przez italskich sojuszników, została
wszakże rozbita w puch. W roku następnym Emiliusz Barbula
odbył triumf „nad Tarentynami, Samnitami i Sallentynami”
(Fasti trumphales 281 roku). Pokonani Grecy schronili się
w murach miasta, bezsilnie przypatrując się, jak Rzymianie
wznoszą twierdze na ich terytorium. Po tych klęskach lud
ogarnęło
zwątpienie,
strategiem
o
nieograniczonych
pełnomocnictwach (strategos autokrator) wybrany został
pewien Agis, niewątpliwie prorzymski arystokrata. W krótkim
57
czasie zdołał doprowadzić do wymiany jeńców, wszystko
wskazywało na to, że oligarchowie rychło zawrą pokój z
Republiką. Dni niepodległości Tarentu wydawały się być
policzone.
58
PYRRUSOWA ARMIA
Zapobiegł temu Pyrrus, który podczas negocjacji z posłami
tarentyńskimi dowiedział się o knowaniach arystokratów w
mieście i o trudnym położeniu antyrzymskiego stronnictwa.
Dopiero co rozpoczął przygotowania wojenne, nie mógł więc
jeszcze popłynąć do Italii. Natychmiast wystał jednak do
Tarentu 3 tysiące żołnierzy epirockich na czele z Kineasem
(Plut. 15,1) lub, jak chce Zonaras (VIII 2), z Milonem.
Zapewne to Milon, dobry żołnierz i zaufany przyjaciel Ajakidy,
stał na czele tych wojsk, które zjawiły się w Italii jesienią 281
roku. Kineas bowiem był tylko filozofem i mówcą, nie
znającym się na rzemiośle wojennym. Nie można też
wykluczyć, że król Molossów aż dwukrotnie wysłał
Tarentynom posiłki, przy czym na czele pierwszego oddziału
stał Milon, a kiedy sytuacja nieco się uspokoiła, przybył Kineas
z eskortą zbrojnych, by dyplomatycznie przygotować wyprawę
swego monarchy.
Gdy w mieście zjawili się krzepcy wojacy z Epiru,
obsadzili akropol i zaczęli pełnić straż na murach, demokraci
nabrali nowego ducha. Prorzymski strateg Agis został
natychmiast pozbawiony urzędu, na jego miejsce wybrano
jednego z posłów do Pyrrusa, który powrócił wraz z Milonem
(Zonar. VIII 2), z pewnością członka wojennego stronnictwa.
W tej sytuacji o jakichkolwiek układach z Republiką nie
mogło być mowy. Konsul Emiliusz Barbula stał w tym czasie
już pod Metapontem. Nie podjął jednak próby zniszczenia 3-
tysięcznej czołówki wojsk władcy Epiru. Zapewne nie chciał
narażać swego pewnego już triumfu, a zresztą nadchodziła
zima. Zarządził więc odwrót z terytorium Tarentu. Armia
konsularna pociągnęła do Apulii.
Tarentyni pragnęli wszakże pomście spustoszone pola.
Silna flota grecka popłynęła wzdłuż brzegu, którym
maszerowały legiony. Ustawione na pokładach okrętów
machiny wojenne zaczęły razić kamieniami i pociskami
rzymskich żołnierzy. Barbula nie mógł już poprowadzić swych
hufców w głąb lądu, ponieważ pasma wzgórz, rozciągające się
wzdłuż wybrzeża, obsadzili tarentyńscy hoplici, a pewnie i
59
Epiroci z oddziału Milona. Wydawało się, że Rzymianie
poniosą dotkliwe straty, konsul wpadł jednak na pomysł,
prymitywny może, ale skuteczny - po prostu kazał we
wszystkich narażonych na ostrzał miejscach rozmieścić jeńców,
których wziął na ziemiach Tarentu, w charakterze żywych
tarcz, i tak wyprowadził swe hufce bezpiecznie (Frontin. I
4,1).
To Pyrrus uzgodnił podczas rokowań z postami z
Tarentu, że jego żołnierze obsadzą akropol, bramy i miejskie
mury. Ajakida nie zamierzał stać się najemnikiem
zarozumiałego polis. Nie mógł pozwolić, by Tarentyni pozbyli
się go według własnego widzimisię, tak jak pogardliwie
odprawili jego stryja Aleksandra. A panem miasta był ten, kto
miał cytadelę. Z tarenckiego akropolu można było nawet
zablokować wejście do portu. Negocjacje Tarentynów z
Pyrrusem były trudne. W skład legacji wchodzili z pewnością
także
arystokraci
z
prorzymskiego
stronnictwa.
Przypuszczalnie czynili wszystko, aby zniechęcić władcę
Molossów do wyprawy. Oni także domagali się, aby Pyrrus nie
pozostawał w Tarencie dłużej, niż jest to konieczne
32
.
Pyrrus zresztą nie bardziej ufał Grekom italskim, niż
oni jemu. Tylko część posłów odesłał do Tarentu. Resztę,
zapewne niepewnych arystokratów, zatrzymał przy sobie,
rzekomo, by pomogli w formowaniu armii. Tarentyni
rzeczywiście mogli skusić najemników, roztaczając miraż
hojnej zapłaty z miejskiego skarbca, ale Ajakida wziął posłów
raczej w charakterze zakładników, aby zmienni obywatele
Tarentu się nie rozmyślili.
Przygotowania wojenne trwały długo. Jeszcze wiosną
280 roku Pyrrus prowadził rokowania z królem Macedonii
Ptolemajosem Keraunosem, by w zamian za pokój uzyskać
odeń posiłki na wyprawę. Zniecierpliwieni Tarentyni przysłali
wtedy wspomniane już drugie poselstwo, w skład którego
32
Zonaras VIII 2.7 podaje, że ten warunek postawił Pyrrus. Kienast, op. cit.,. kol. 130
uważa więc, że Ajakida zamierzał wyprawić się do Italii tylko na krótki czas. Wydaje
się jednak, że Zonaras, korzystając ze źródeł przychylnych Pyrrusowi, przekręcił fakty.
Z pewnością to Tarentynom zależało, by król Molossów nie usadowił się w ich polis
na stałe.
60
weszli również przedstawiciele sabelskich ludów południowej
Italii. Ajakida chciał jednak najpierw wystawić jak
najsilniejszą armię. Zwrócił się więc o pomoc do innych
hellenistycznych monarchów. Zażądał od Antiocha syryjskiego
pieniędzy, od Antygonosa Gonatasa, sprawującego kontrolę
nad kluczowymi regionami Grecji - okrętów, od Ptolemajosa
Keraunosa zaś - posiłków złożonych z Macedończyków, i
zapewne otrzymał to wszystko (Iustin. XVII 2). „Ptolemeusz
jednak ze względu na szczupłość własnych sił nie mógł
wypożyczyć ich na długo. Jedynie na dwa lata przekazał mu
pięć tysięcy piechoty, cztery tysiące konnicy i pięćdziesiąt
słoni
bojowych”
(Iustin.
XVII
2,14).
Powszechnie
przyjmowano, że tych wojsk dostarczył Ptolemajos Keraunos,
pragnąc, aby Pyrrus wyprawił się daleko za morze i nie
próbował zrzucić go z macedońskiego tronu. Do oddania
„wypożyczonych” hufców nigdy nie doszło, gdyż Keraunos już
w 279 roku poległ w walce z Celtami.
Niewykluczone jednak, że Pyrrus zwrócił się o pomoc
do swego szwagra, Ptolemajosa II Filadelfosa, władcy Egiptu,
którego ojciec przywrócił mu ongiś królestwo Molossów.
Filadelfos, wrogo nastawiony wobec swego przyrodniego
brata Keraunosa, i być może chcąc skierować wojenny zapał
Pyrrusa przeciw Kartagińczykom, obiecał Ajakidzie 50 słoni
bojowych i 9 tysięcy żołnierzy do obrony Epiru. Stał się też
pod nieobecność Pyrrusa „protektorem” jego królestwa.
Pokrzepiony tym wsparciem Pyrrus skłonił rywalizujących
hellenistycznych monarchów do pośredniego udziału w
wyprawie, mającej na celu obronę italskich Hellenów przed
„barbarzyńcami”. Keraunos, Antygonos Gonatas i Antioch
dostarczyli więc odpowiednio żołnierzy macedońskich, okrętów
i pieniędzy. Być może złoto przysłał Pyrrusowi również
Ptolemajos Filadelfos. Z pewnością nie przypadkiem na
złotych monetach, bitych później przez mennicę Ajakidy w
Syrakuzach na Sycylii, widnieje podobizna żony Ptolemajosa,
Bereniki, jako bogini łowów Artemidy. „Nigdy w historii
ś
wiata hellenistycznego pięciu królów nie współdziałało ze
sobą tak dalece”, pisze znany brytyjski historyk N. G. L.
61
Hammond
33
. Nie jest wszakże pewne, czy to rzeczywiście
Ptolemajos
Filadelfos
udzielił
Pyrrusowi
wojskowego
poparcia, być może uczynił to jednak Keraunos. W każdym
razie monarcha Molossów starał się dobrze zabezpieczyć kraj,
zanim wyprawił się na Zachód. „Przed wyprowadzeniem
młodzieży do Italii wpierw zaprowadził pokój ze wszystkimi
sąsiadami, aby jego królestwo nie było wystawione na pastwę
wrogów” (Iustin. XVII 2), być może poślubił też córkę
Keraunosa, swego świeżo upieczonego sojusznika. Nie ulega
wątpliwości, że hellenistycznych monarchów tak naprawdę
niewiele obchodziła wolność Wielkiej Grecji. Wsparli wyprawę
Ajakidy, aby po prostu się go pozbyć. Pyrrus cieszył się już
sławą wybitnego wodza, inni władcy woleli więc, aby staczał
swe boje za Adriatykiem, zamiast burzyć układ sił w centrum
hellenistycznego świata.
Król Molossów umiejętnie zdobywał sympatię wśród
Greków, przedstawiając swe italskie przedsięwzięcie jako
panhelleńską wyprawę, stanowiącą niejako dokończenie
wojny trojańskiej. Oto on, potomek Achillesa i Heraklesa,
wyprawia się w obronie Hellenów przeciw barbarzyńskim
Rzymianom, wywodzącym się przecież od Eneasza, jednego
z najdzielniejszych trojańskich herosów. Na srebrnych
didrachmach Pyrrusa, wybitych później w Italii, wyraźnie
widoczne są elementy tej ideologii - Tetyda, matka Achillesa,
niosąca walczącemu pod Troją synowi słynny puklerz
i nową zbroję, oraz głowa młodzieńczego Achillesa, w której
rozpoznać można wyidealizowane oblicze samego Pyrrusa.
Na tetradrachmach, pochodzących z jednej mennicy,
prawdopodobnie z Lokroi, znajdujemy podobiznę Zeusa z
Dodony i Dione, jego towarzyszki, dwóch głównych bóstw
Epiru. Na innych monetach umieszczono, z pewnością na
polecenie króla, wizerunki Ateny Promachos i Heraklesa
33
Hammond, Starożytna Macedonia, s. 272, to on uwypukla rolę Ptolemajosa
Filadelfosa w wyprawie Pyrrusa. Hammond przedstawia swój pogląd w artykule: Which
Ptolemy gave troops and stood as protector of Pyrrus' Kingdom, „Historia” 37, 1988, s.
405 i n., gdzie zbyt idealistycznie przyjmuje, że macedońscy królowie hellenistyczni
niemalże bezinteresownie wsparli Pyrrusa, ponieważ, podobnie jak Aleksander Wielki,
wyprawił się w obronie Greków przeciw barbarzyńcom.
62
przybranego w lwią skórę. Mądra bogini wojny, córka Zeusa i
największy z greckich herosów, mieli poprowadzić hufce
Pyrrusowe do walki z „barbarzyńcami”
34
. Taka „mitologiczna”
wojna miała charakter częściowo bratobójczy: Chaonowie,
jedno z epirockich plemion, również od Trojan wywodzili
swój ród, ale Ajakida nie przejmował się taką drobnostką.
Pyrrus występował także jako kontynuator dzieła
Aleksandra Macedońskiego. Jak wielki Macedończyk zdobył
dla Greków wschodnią połowę świata, tak on, Pyrrus, zawojuje
połowę zachodnią, a przy tym pomści śmierć w Italii swego
stryja, Aleksandra Epirockiego. Król Molossów nakazał bić
monety z Nike, boginią zwycięstwa, naśladujące złote statery
Aleksandra Wielkiego, będące w obiegu w całym greckim
ś
wiecie.
Nie wiadomo, czy ta propaganda w panhelleńskim
duchu pomagała Pyrrusowi w werbowaniu najemników.
Zaciągał ich w Akarnanii, Atamanii, Etolii, Tesalii i
wszystkich innych greckich krainach (Dion. Hal. XX 1 a).
Zapewne zaprawieni w bojach rębajłowie nie przejmowali się
wojną trojańską, lecz spieszyli pod wojenne znaki króla
Molossów, ponieważ ten opromieniony był sławą świetnego
stratega - co oznaczało zwycięstwa i łupy.
„Niczym były hufce Pyrrusowe przy onych wojskach,
całych od złota, klejnotów i strusich piór”, mówił w Ogniem
i mieczem Sienkiewiczowski Wierszułł o chorągwiach
Rzeczypospolitej,
pobitych
przez
Chmielnickiego
pod
Piławcami. Prawdziwe „hufce Pyrrusowe” raczej nie miały
strusich piór, sformowane zostały jednak według najlepszego
modelu hellenistycznego na wzór armii Aleksandra. Sztab
króla tworzyli jego „przyjaciele” (philoi), dowodzący
poszczególnymi jednostkami, bardzo przypominający hetajrów,
słynnych „towarzyszy” wielkiego Macedończyka. Trzon armii
stanowiło 20 tysięcy piechurów, częściowo ciężkozbrojnych
falangitów, podobnie jak w wojsku macedońskim podzielonych
na
oddziały
plemienne:
Chaonów,
Tesprotów,
Macedończyków, niewątpliwie także Molossów. Do tego
34
K i e n a s t , op. cit., kol. 131 i n.; Cambridge Ancient History, t. VII, s. 463 i n.;
He ft n er, op. cit., s. 26 i n.
63
dochodziło 500 lekkozbrojnych procarzy i 2 tysiące łuczników,
jak również 3 tysiące wybornej tesalskiej kawalerii. Powyższe
dane podaje Plutarch, który zaczerpnął je zapewne z
Pamiętników Pyrrusa. Tę siłę zbrojną uzupełniało 20 słoni
bojowych, stanowiących od czasu bitwy Aleksandra z
indyjskim księciem Porosem ważny element każdej armii
hellenistycznej
35
.
Zorganizowanie przeprawy tych ogromnych zwierząt
przez Adriatyk było niezwykle kosztowne i trudne. Być może
Pyrrus snuł początkowo fantastyczne plany zbudowania mostu
okrętowego przez Adriatyk od Apolonii na wybrzeżu iliryjskim
do Przylądka Japygijskiego w [talii (obecnie Capo di Santa
Maria di Leuca), których oczywiście nie udało się zrealizować
(Pliniusz Starszy, Naturalis Historia III 100 i n.). Ostatecznie
słonie przewieziono na wielkich okrętach, być może specjalnie
w tym celu zbudowanych. Przedsięwzięcie to jednak okazało
się opłacalne - ogromne zwierzęta stanowiły znakomitą siłę
uderzeniową i były skuteczne zwłaszcza w walce z
przeciwnikiem, który nigdy wcześniej nie zetknął się z tymi
bestiami. Hufiec słoni mógł szturmować zwarte szeregi
nieprzyjacielskiej piechoty i łatwo rozbijał w puch wrogą
kawalerię. Konie nie potrafiły bowiem znieść ostrego smrodu
tych kolosów i przerażone umykały z placu boju, unosząc ze
sobą
jeźdźców.
Ostatni
król
Macedonii,
Perseusz,
przygotowując się do walki z Rzymianami, którzy mieli 22
słonie bojowe dostarczone przez sprzymierzonych Numidów,
nakazał przyzwyczajać rumaki swej kawalerii do widoku tych
zwierząt. Sporządzono więc naturalnej wielkości manekiny
słoni, które ustawiono przed końmi, naśladowano ich ryk, ale
nikt nie potrafił „odtworzyć” zapachu tych olbrzymów (Zonar.
IX 22; Polyan. IV 21). W rezultacie w bitwie pod Pydną (168
rok) rzymskie słonie rozdeptały dziesiątki macedońskich
ż
ołnierzy. Do boju malowano słonie jaskrawymi barwami,
35
Dane o liczebności wojska podane przez Plutarcha, nie zgadzają się z informacjami
Justinusa. Być może Pyrrus pozostawił „brakujące” 30 słoni i tysiąc jeźdźców do
obrony Epiru. Niewykluczone też, że 50 słoni, 4 tysiące kawalerzystów i 5 tysięcy
piechurów Pyrrus rzeczywiście pożyczył od Ptolemajosa Filadelfosa z Egiptu pod
warunkiem, że ta mała armia pozostanie w granicach Epiru.
64
które miały przerazić przeciwnika, nakładano im pancerze,
chroniące boki i głowę, przedłużano kły za pomocą
metalowych ostrzy, płyty z ostrzami umieszczano też niekiedy
na piersi zwierzęcia. Przed bitwą te „czołgi antycznego świata”
pojone były winem ryżowym, by wpadły w szał i bezlitośnie
miażdżyły nieprzyjaciół.
Słoniem kierował kornak, zazwyczaj długoletni
opiekun zwierzęcia, często pochodzący z Indii, gdzie szkoła
tresury słoni miała wielowiekową tradycję. Na grzbiecie
zwierzęcia umieszczano wieżyczkę, w której zajmowało
miejsce dwóch lub trzech lekkozbrojnych żołnierzy, łuczników,
procarzy, oszczepników rażących z góry nieprzyjaciela
pociskami, niekiedy płonącymi falarykami, które wywierały
znaczny efekt psychologiczny.
Słonie nigdy nie atakowały same – każdemu
towarzyszył poczet około 40-50 żołnierzy, chroniących tył i
boki zwierzęcia, a przede wszystkim czuwających, by ciosy
wroga nie zraniły wrażliwej trąby. Słoń bowiem cieszył się
smutną sławą broni obosiecznej, niełatwo było go ubić, jednak
nawet drobna, lecz bolesna rana sprawiała niekiedy, że
zwierzę wpadało we wściekłość i tratowało zarówno wrogów
jak i swoich, siejąc popłoch w szeregach własnej armii. W
takich ostatecznych sytuacjach kornacy mieli rozkaz uśmiercić
bestię. Przykładali wtedy dłuto do głowy nieszczęsnego słonia
i waliii w nie wielkim drewnianym młotem.
Słonie Pyrrusa pochodziły z Indii, były więc większe
od afrykańskich zwierząt tego gatunku używanych np. przez
egipskich Ptolemeuszy czy Kartagińczyków
36
. Zwierzęta te
zostały chyba złapane w Indiach, gdyż słonie rzadko rozmnażają
się w niewoli. Prawdopodobnie także komacy Pyrrusa byli
Hindusami. Dorosły słoń indyjski osiąga 3 metry wysokości
i masę 5 ton. Jak podaje Pauzaniasz (I 12,3), zwierzęta te
należały najpierw do Demetriosa Poliorketesa. Można podjąć
próbę prześledzenia ich skomplikowanych losów. Pyrrus
36
Puniccy łowcy, a także myśliwcy Lagidów, chwytali słonie leśne loxodonta africana
oxyotis i nie docierali do afrykańskich sawann, gdzie żyją największe ze wszystkich
słoni. O słoniach w armiach hellenistycznych Wipszycka, op. cit., s. 57 i n., H.
Scullard, The Elephant in the Greek and Roman World, London 1974. s. 64 i n.
65
zdobył te bojowe zwierzęta na Demetriosie, lecz utracił na
rzecz Lizymacha. Po nim odziedziczył je Ptolemąjos Keraunos,
który w ramach traktatu pokojowego oddal część swoich
zwierząt Ajakidzie. Słonie Pyrrusa były więc zapewne dobrze
wytresowane,
wielokrotnie
szarżowały
już
na
hufce
nieprzyjaciela. Z drugiej strony mogły doznać w bojach
okaleczeń i ran, a czasy młodości miały już za sobą.
Kiedy wszystko było gotowe, Pyrrus zasięgnął rady
wyroczni w Dodonie (Cass. Dio frg. 40,6; Oros. IV 1,7). Przez
szum liści świętych dębów Zeus przepowiedział pomyślny
przebieg wyprawy. W starożytności wyrocznie zazwyczaj
udzielały wróżb, dających się wyjaśniać dwojako. Także
kapłani z Dodony przebiegle oświadczyli Pyrrusowi, że może
pokonać Rzymian. Niejasny tekst przepowiedni można było
wszakże zrozumieć w sposób dokładnie odwrotny. Wedlug
ś
więtego Augustyna (który błędnie uważa, że król Molossów
zasięgał rady Apollona w Delfach), podstępne bóstwo rzekło:
„Powiadam ci Pyrrusie, że wojsko twoje może zwyciężyć
wojsko rzymskie” (Dico, te Pyrrhe, vincere posse Romanos),
De civitate Dei (Państwo Boże) III 18. Podobnie w VI wieku
król Lidii Krezus, pragnący wszcząć wojnę z Persami, zapytał
delfickiego
Apollona,
co
przyniesie
przyszłość.
Bóg
odpowiedział, że Krezus, przekroczywszy graniczną rzekę
Halys, zniszczy wielkie państwo. I rzeczywiście zniszczył,
tyle, że swoje...
Ale Ajakida nie przejmował się taką „podejrzaną”
przepowiednią. Na straży Epiru pozostawił swego 15-letniego
syna Ptolemajosa. Dwóch młodszych, Aleksandra i Helenosa,
zabrał ze sobą do Italii. Wiosną 280 roku „z Tarentu nadeszła
znaczna ilość okrętów do przewozu koni. a także okrętów
wojennych i wszelkiego rodzaju innych” (Plut. 15). Pyrrus
miał także swoje okręty, chyba z Ambrakii i z Korkyry,
prawdopodobnie również dostarczone przez Antygonosa
Gonatasa. Zaokrętowano wojska i wielka flota wyszła w
morze.
66
PRZEPRAWA DO ITALII
Starożytni żeglarze bali się przeprawiać z Korkyry na piętę
półwyspu italskiego. Północno-wschodnie wiatry etezyjskie
pędzą bowiem często wielkie fale w wąski lej Adriatyku.
Także armada Pyrrusa popadła w tarapaty. Nagle zerwał się
silny wicher z północy, nietypowy dla tej pory roku, i rozpędził
płynące okręty. „…rozrzucone okręty straciły kierunek jazdy, i
zamiast płynąć do Italii, zostały zepchnięte na wody
afrykańskie i sycylijskie, a pozostałą część złapała noc przy
Przylądku Japygijskim i już nie zdołano go opłynąć. Wysoka
i burzliwa fala rzuciła tutaj okręty na niedostępne brzegi lub
mielizny i wszystkie potłukła, z wyjątkiem właśnie okrętu
królewskiego. Ten, mimo nieustannie wzburzonej fali bijącej
o jego boki, wytrzymał niebezpieczeństwo: dzięki swym
rozmiarom i silnej konstrukcji oparł się atakom morskim”
(Plut, 15).
Pyrrus płynął zapewne na ogromnej, solidnej
septiremie,
„siódemce”,
tj.
okręcie,
którego
wiosła
obsługiwało około 350 wioślarzy rozmieszczonych w kilku
rzędach. Nagłe wichura zmieniła kierunek i uderzyła od
strony lądu. Wydawało się, że rozhukane bałwany
roztrzaskają dziób królewskiej nawy, „A zdać się znowu na
igraszkę szalejącego odmętu i wichrów, wiejących z różnych
kierunków, wydawało się w tym nieszczęściu rzeczą
najstraszniejszą. W tej sytuacji Pyrrus, nie namyślając się
długo, rzucił się do morza. Natychmiast także jego przyjaciele
i straż przyboczna... pośpieszyli mu na ratunek. Ale noc i
głośny huk fali, i jej gwałtowne uderzenia utrudniały im tę
pomoc dla niego, tak że dopiero z nastaniem dnia, kiedy i
wiatr trochę się uspokoił, król dotarł do lądu, zupełnie
wyczerpany z sił; tylko niezłomną odwagą i mocą ducha
opierał się katastrofie”. Ta opowieść Plutarcha (15) wydaje się
mocno podejrzana. Gdyby wichura zmieniła kierunek i natarła
od lądu, nawy zostałyby zepchnięte ku brzegom Peloponezu, a
nie na wody Sycylii
37
. Gdyby Ajakida rzeczywiście rzucił się
37
Tak już Sc h u b ert , op. cit., s. 169; Bengison, op. cit., s. 127.
67
nocą w spienione przez huragan morskie odmęty, popełniłby
samobójstwo. Jak się wydaje, burza rzeczywiście rozproszyła
flotę, ale nie doszło do katastrofy. Nie słychać, aby utonął
chociażby jeden majtek, chociaż jeden koń. Wszystkie okręty
powoli dotarły do celu. Pyrrus mógł po prostu dotrzeć do
brzegu łodzią. Reszty dokonała wyobraźnia przychylnego
Ajakidzie dziejopisa Proksenosa. Walka króla z rozhukanym
morzem bardzo przypomina zmagania Achillesa z wodami
wspomagającej Trojan gniewnej rzeki Skamander (Iliada,
XXI 233 i n.).
Na brzeg zbiegli się sprzymierzeni z Tarentem
Messapiowie, aby udzielić rozbitkom wszelkiej możliwej
pomocy. Kilka okrętów z wojskiem przybiło do brzegu. Pyrrus
zebrał niespełna 2 tysiące piechurów, garść konnicy i 2 słonie.
Z tym niewielkim zastępem pomaszerował do Tarentu. Na
spotkanie swego władcy wyszedł Kineas z orszakiem zbrojnych
(czujny Milon niewątpliwie strzegł akropolu).
W Tarencie Pyrrus początkowo niczego nie
przedsiębrał wbrew woli mieszkańców, lecz kiedy do miasta
wkroczyły wszystkie jego hufce, zaczął rządzić twardą ręką.
Na ten temat szeroko rozpisują się źródła (Plut. 16, 3; Zonar.
VIII 2; Appian. Samn. 8). Niewątpliwie opowieści o
okrucieństwach
Ajakidy
rozpowszechniali
zarówno
prorzymscy arystokraci z Tarentu jak sami Rzymianie, pełni
złośliwej satysfakcji, że krnąbrni Grecy z własnej winy
popadli pod ciężkie jarzmo. Liwiusz (XXIII 7,5) opowiada,
jak to jeszcze podczas II wojny punickiej Kampańczyk
Decjusz Magiusz zaklinał swych rodaków, aby nie wpuszczali
do Kapui hufców Hannibala, przypominając im „przykłady
upokarzającej tyranii ze strony Pyrrusa i żałosnej pod nim
niewoli mieszkańców Tarentu”.
Cóż takiego uczynił Ajakida w najpotężniejszym polis
Wielkiej Grecji? Zachowywał się jak tyran, zamknął teatr,
który przecież wszyscy obywatele tak uwielbiali. (Zonar. VIII
2,11-13). „...widząc, że bez silniejszego nacisku ludność
miejscowa nie da się nakłonić ani do własnej obrony, ani do
pomocy drugim w tej obronie, i myśląc sobie, że kiedy on
będzie się bił, mieszczanie będą sobie siedzieli w domu i
68
spędzali czas w łazienkach i na rozmowach towarzyskich,
zamknął gimnazjony i miejsca spacerowe, gdzie ludzie,
wałkując z nudów wydarzenia polityczne, słowami chcieli
uprawiać strategię wojenną. Zakazał pijatyki, zabronił
publicznych tańców i zabaw w niewłaściwych porach, a ogłosił
mobilizację ludzi pod broń” (Plut. 16). Pobór przeprowadził
Pyrrus z niezwykłą surowością. Brał do wojska nawet
najpoważniejszych obywateli, zapewne arystokratów, którzy
przydali mu się nie tyle jako żołnierze, ile jako zakładnicy
(Frontin. IV 1,3). Przyzwyczajeni do wygodnego życia i
hulanek młodzieńcy z Tarentu zostali skoszarowani razem
z twardymi epirockinii góralami. Niektórzy obywatele
usiłowali uciec z miasta, lecz Pyrrus postawił przy wszystkich
bramach silną straż. Dla tych, którzy sprzeciwiali się jego
zarządzeniom, wyznaczył karę śmierci. Na domiar złego cała
wielka armia została zakwaterowana w murach polis.
„Mieszkańcy... wówczas dopiero odczuli dotkliwie ciężar
załogi królewskiej, ponieważ żołnierze siłą wdzierali się do
ich domów i otwarcie dopuszczali sic nadużyć w stosunku do
ich żon i dzieci” (Appian, Samn. 8). Mimo to nie należy
uważać Ajakidy za bezwzględnego despotę. Kiedy jest wojna,
ż
ołdacy zawsze gwałcą dziewice i „dopuszczają się nadużyć”,
lecz musiały to być przypadki incydentalne. Król Molossów
znany był z tego, że potrafił trzymać swoje wojsko w karbach.
Pyrrus podjął po prostu środki niezbędne do prowadzenia
działań wojennych. Wprowadził w mieście swego rodzaju stan
oblężenia. Jak się zdaje, uczynił to zgodnie z prawem. Na
zgromadzeniu ludowym Tarentyni (fakt, że zapewne
zastraszeni obecnością epirockich włóczników) wybrali go
„strategiem o nieograniczonych pełnomocnictwach" (strategos
autokrator). Mieszkańcy miasta zapewne wyobrażali sobie, że
wódz z Epiru będzie za nich prowadził wojnę, dlatego z
radością zrzucili pancerze, gdy przybył kontyngent Milona, i
chętnie dali pieniądze na jego utrzymanie. Pyrrus nie mógł
jednak pozwolić, by ostentacyjne próżniactwo Tarentynów
działało demoralizująco na jego żołnierzy. Ponadto w
gimnazjonach i podczas wspólnych biesiad przy winie,
sympozjonów i syssytiów, prorzymscy arystokraci mogli
69
starym greckim obyczajem knuć spiski i zakładać heterie
(tajne stowarzyszenia), dlatego król Molossów przezornie
zakazał wszelkich rozrywek. Posunięcia te okazały się
skuteczne, co dowodzi, że większość obywateli Tarentu uznała
je za słuszne
38
. Beztroskie, kolorowe miasto zmieniło się w
obóz wojskowy, pełen szczęku broni. Pyrrus przejął także
kontrolę nad mennicami spartańskiej kolonii, które uczciły
Ajakidę wybijając statery z wizerunkiem pioruna i orła Zeusa z
Dodony, grotu włóczni (było to nawiązanie do „Ajakidów,
przesławnych włóczników”, jak sławił ród Pyrrusa znany autor
epigramów, Leonidas z Terentu), hełmu króla z koźlimi
rogami i, jakżeby inaczej, słonia.
Prorzymscy
arystokraci
usiłowali
podsycać
niezadowolenie ludu z twardych rządów Pyrrusa. Król
zareagował stanowczo. Prawdopodobnie nakazał dyskretnie
wyprawić największych wichrzycieli na tamten świat. Innych
mąciwodów ujęto i bez ceregieli deportowano do Epiru.
Wśród nich był znany mówca i wpływowy obywatel
Aristarchos, który jednakże zdołał zbiec, a jakże, do Rzymu.
Być może to Aristarchos jest źródłem opowieści o gnębiącym
bezlitośnie Tarentynów Pyrrusie-tyranie. Monarcha Molossów
potrafił wszakże niekiedy zdobyć się na wspaniałomyślność.
Kiedy dowiedział się, że jacyś młodzieńcy wygadywali o nim
przy kielichu rzeczy zgoła niepochlebne, wezwał zuchwalców
przed swoje oblicze. Jeden z chłopaków natychmiast przyznał
rezolutnie: „Owszem, królu, powiedzieliśmy to i to i jeszcze
więcej byśmy powiedzieli, gdybyśmy mieli więcej wina”.
Pyrrus roześmiał się i przebaczył winowajcom, czym pozyskał
sobie serca Tarentynów (Plut. 8, 12; Cass. Dio frg. 40; Zonar.
VIII 6, 7, Valerius Maximus V 1). Król Molossów,
uspokoiwszy bardziej twardą ręką niż dobrocią sytuację w
Tarencie, mógł wyruszyć na wojnę z Rzymianami bez obawy,
ż
e w jego głównej bazie w Italii dojdzie do zamieszek.
38
Heftner, op. cit., s. 27; Schubert, op. cit., s. 172.
70
BITWA POD HERAKLEJĄ
Posłowie wezwali Pyrrusa w imieniu sprzymierzonych ludów
południowej Italii. Tarent stał na czele koalicji greckich miast,
Thurioi, Metapontu i Heraklei. Były to poleis militarnie słabe -
nie potrafiły oprzeć się samym Lukanom - miały jednak
pieniądze dla najemników króla, a ponadto stanowiły fortece
nie do pogardzenia. W pozostałych greckich miastach, w
Lokroi, Krotonie i Rhegion, wciąż stały rzymskie garnizony.
Pyrrus mógł liczyć na wsparcie ludów sabelskich:
Sainitów, Lukanów, Bruttiów. Florus (T 13,1) wymienia także
Kampańczyków, ale z pewnością się myli
39
. Po stronie króla
Molossów stanęła też większa część iliryjskicli Japygów.
Lud ten dzielił się (od północy) na plemiona Dauniów,
Peuketiów i Messapiów czy też Sallentynów. Dwa pierwsze
Florus (I 13,1) umieszcza pod nazwą Apulów w obozie
Pyrrusa, Plutarch dorzuca Messapiów. Appian (Samn. 10,3)
wymienia Dauniów jako sprzymierzeńców Ajakidy. Z drugiej
strony Dionizjos z Halikarnasu opowiada, że Dauniowie
z miasta Arpi walczyli pod Ausculum po stronie Rzymian.
Być może poszczególne miasta Japygów opowiedziały się po
przeciwnych stronach, może Messapiowie wspierali Pyrrusa,
Dauniowie - Rzymian. Najprawdopodobniej jednak relacja
Dionizjosa z Halikarnasu jest po prostu zmyślona.
Spośród aliantów króla Molossów najpotężniejsi byli
Samnici. W latach swej świetności wystawiali armię tak samo
dobrą jak rzymska, ale nieco mniejszą
40
. Lecz ci twardzi
pasterze z Apeninów wykrwawili się straszliwie podczas
zmagań z Rzymem i utracili znaczną część terytorium.
W latach wojny z Pyrrusem nie byli już w stanie samodzielnie
obronić swej ziemi i tylko uprawiali partyzantkę w ojczystych
górach. Lata okrutnych konfliktów sprawiły, że Samnici
odnosili się już wtedy do Rzymu z gorącą nienawiścią.
Później opowiedzą się po stronie Hannibala, przewodzić będą
sprzymierzeńcom italskim w wojnie z Republiką (bellum
39
Florus błędnie umieszcza bitwę pod Herakleją nie nad rzeką Siris, lecz nad Liris w
Kampanii, por. Leveque, op. cit., s. 299.
40
Salmon, op. cit., s. 101
71
socjale - lata 90-88), a w końcu, walcząc po stronie
stronnictwa Mariusza, śmiało uderzą na Wieczne Miasto, by
„zniszczyć las, z którego wyszły wilki, które zagarnęły wolność
Italii” (Velleius Paterculus, Historiae Romanae II 27,2).
Zostaną za to prawie doszczętnie wytępieni przez mściwego
Sullę (82 rok).
Samnici byli uporczywymi wojownikami. Nawet po
druzgocącej klęsce pod Sentinum nie złożyli broni, lecz
usiłowali skonsolidować armię za pomocą ponurych
magicznych obrzędów. W 293 roku wodzowie samniccy
zwołali wszystkich zdolnych do noszenia broni mężów do
Akwilonii, grożąc, że jeśli kto się nie stawi, jego głowa
zostanie poświęcona Jowiszowi. „Wtedy to mniej więcej w
ś
rodku obozu ogrodzono płotem z plecionki i deskami miejsce
długie i szerokie na około dwieście stóp i przykryto je
płótnami. Tu złożono ofiarę według przepisów starej księgi
okrytej płótnem. Kapłanem był... Owiusz Pakcjusz, człowiek
bardzo stary, który twierdził, że wziął ten obrzęd z
zamierzchłych zwyczajów religijnych Samnitów... Po złożeniu
ofiary wódz kazał przez woźnego wywoływać wojowników
najznakomitszych co do urodzenia i czynów. Wprowadzano
ich do środka pojedynczo. Prócz innych urządzeń ofiarnych,
które mogły przejąć człowieka grozą religijną, stały tam w
miejscu całkiem osłoniętym dokoła ołtarze ofiarne, a wokół
nich zwierzęta zabite na ofiarę i ustawieni wkoło
centurionowie z dobytymi mieczami. Wezwanego prowadzono
do ołtarza raczej jakby bydlę ofiarne niż jako uczestnika ofiary
i tam musiał złożyć przysięgę, że nie wyjawi tego, co widział i
słyszał na owym miejscu. Potem zmuszano go do wymawiania
jakiejś
straszliwej
formuły
przysięgi,
zawierającej
przekleństwo na jego głowę, na rodzinę i potomstwo, jeżeli nie
pójdzie do bitwy, gdzie go wódz poprowadzi, albo jeżeli czy
to sam z pola walki ucieknie, czy też nie zabije zaraz każdego,
którego zobaczy w ucieczce. Początkowo niektórzy odmawiali
tej przysięgi. Tych zabito u stóp ołtarza, gdzie leżąc wśród
zabitych zwierząt ofiarnych byli przestrogą dla następnych, by
nie odmawiali przysięgi”. (Liv. X 38).
Mimo tych mrocznych ceremonii Samnici ulegli
72
rzymskiej przewadze. Przedtem jednak, walcząc z niesłychaną
zaciekłością, stoczyli wiele krwawych bitew, zadając Synom
Wilczycy poważne straty.
Pyrrus wiedział więc, że samniccy górale, skoro raz
wzniecili powstanie, nawet bez widoków na sukces, długo
stawiać będą twardy opór legionom. Król Molossów nie
omieszkał bezwzględnie tego wykorzystać.
Bruttiowie, lud wytrwałych pasterzy i węglarzy,
„zawsze gotowych wyrządzać krzywdy swym sąsiadom”
(Iustin. XXIII 1), brutalni niszczyciele miast greckich, oraz
Lukanowie cieszyli się sławą wybornych wojowników. Ci
ostatni wychowywali dzieci według spartańskich wzorów. „Od
wczesnej młodości… umieszczali je w lasach między
pasterzami, bez niewolników do posługi, bez płaszczy, którymi
mogliby się przyodziać lub na nich przespać... Pokarm dla nich
stanowiła zdobycz łowiecka, napój - mleko lub woda źródlana.
W ten sposób zdobywały hart na trudy wojenne” (Iustin.
XXIII 1). Lecz te łupieskie ludy poniosły już znaczne straty w
walce z Rzymem, gdy ich armia pod wodzą Statiusa Statiliusa
została rozbita. Podobno zginęło wtedy aż 20 tysięcy
Szabelskich wojowników. Italscy sprzymierzeńcy Pyrrusa
mogliby wspólnie i na krótki czas wystawić kilkadziesiąt
tysięcy dobrego żołnierza. Według Polybiosa (II 24), w 225
roku Samnici, przeprowadziwszy totalną mobilizację, by
pomóc Rzymianom odeprzeć najazd Galów, zgromadzili 70
tysięcy piechurów i 7 tysięcy jeźdźców, a Lukanowie — 3
tysiące jeźdźców i 30 tysięcy żołnierzy pieszych. Za czasów
Pyrrusa ludy te miały wszakże znacznie mniejsze armie,
ponadto skoncentrowanie tych sił nie było możliwe.
Przeważająca część wojsk musiała bronić własnego terytorium,
chłopi - uprawiać pola, ponadto na zgromadzenie wielkiej
armii niezbędne były pieniądze, których te ubogie górskie
plemiona nie miały za wiele. Ajakida nie mógł zresztą
rozkazywać Lukanom czy Samnitom, którzy przychodzili i
odchodzili, kiedy chcieli, kierując się, co zresztą zrozumiałe,
własnym interesem. Tak naprawdę Pyrrus mógł liczyć tylko na
swą armię z Epiru - 28 500 wytrawnych wojowników - i na
kilka tysięcy żołnierzy z greckich poleis. Możliwości
73
mobilizacyjne Epiru zostały jednak wyczerpane i król nie
mógł spodziewać się większych posiłków z ojczyzny. Dla
Pyrrusa poważna klęska w wielkiej bitwie oznaczała
przegranie całej wojny.
Rzym
dysponował
nieporównanie
większymi
rezerwami. Samych mężczyzn-obywateli miał w 279 roku 287
222 (Liv. Per. 13). Terytorium Republiki liczyło wtedy około
miliona mieszkańców, a ziemie jej sprzymierzeńców - 500
tysięcy
41
. Według Polybiosa (II 24), w 225 roku Rzym mógł,
wspólnie z sojusznikami, powołać pod broń 700 tysięcy
piechurów i 70 tysięcy kawalerzystów. Polybios przesadził,
ale
zapewne
niewiele.
Wydaje
się,
ż
e
możliwości
mobilizacyjne Republiki wynosiły wtedy około 532 tysięcy
pieszych i ponad 60 tysięcy konnych żołnierzy
42
. Dla okresu
wcześniejszego brak pewnych danych. Obliczono wszakże, że
w 304 roku Rzym miał około 115 tysięcy dorosłych
mężczyzn-obywateli, a w 290 roku - 160 tysięcy. Od II wojny
samnickiej co roku powoływano pod broń cztery legiony -
około 18-20 tysięcy ludzi. Oznacza to, że w czasach podboju
Italii w wojsku służyło stale od 9 do 16 procent dorosłej
męskiej populacji nadtybrzańskiej Republiki, a więc znacznie
więcej, niż w jakimkolwiek innym państwie ery przed prze
myślowej
43
.
W momentach kryzysu przeprowadzano mobilizację totalna..
W 295 roku w generalnej rozprawie z utworzoną przez
Samnitów anty rzymską koalicją uczestniczyło aż 6 legionów,
czyli do wojska trafił co czwarty dorosły mężczyzna. Do tego
dodać trzeba zastępy italskich sprzymierzeńców, zdyscyp-
linowanych i wiernych (gdyż skutecznie zastraszonych).
Zazwyczaj na jeden legion rzymski przypadał oddział
(auxilium) sprzymierzeńców o takiej samej liczebności, w
ciężkich chwilach Rzym żądał jednak od sojuszników
nadzwyczajnego wysiłku i wtedy na jednego żołnierza
rzymskiego
przypadało
dwóch
sprzymierzeńców.
41
Leveque, op. cit., s. 313 i n.
42
Por. Cary, Scullard, op. cit., t. II. przyp. 9. s. 516.
43
A. Af z e l i u s , Die römische Eroberung Italiens (340-264 p.n.e.), Kopenhagen 1942,
s. 153, 171, 181; Cambridge Ancient History, s. 183.
74
Niewątpliwie także Rzymianie doznali poważnych strat przez
ostatnie lata ciężkich wojen, ale Republika była już na tyle
potężna, aby wytrzymać nawet dotkliwe ciosy.
Przybycie Pyrrusa wywołało popłoch nad Tybrem.
Wszak na północy nie poskromiono jeszcze Etrusków, na
południu ludów sabelskich i zuchwałych Greków z Tarentu, a
oto zjawia się ze świeżymi zastępami nowy przeciwnik, kuzyn
Aleksandra Wielkiego, opromieniony sławą wybornego wodza.
Rzymianie mężnie przyjęli jednak nowe wyzwanie. Osadzili
garnizony w kluczowych miastach sprzymierzeńców, a kilku
przywódców z tych miast, których podejrzewali o zdradzieckie
knowania,
ukarali
ś
miercią.
Republika
podjęła
też
bezprecedensowy wysiłek mobilizacyjny. Przeprowadzono
nowy pobór (Zonar. VIII 3). Do wojska powołano nawet
proletariuszy, którzy, jako nie posiadający żadnego majątku,
dotychczas nie musieli ani płacić podatków, ani służyć w
armii. (Oros. IV 1,3; Ennius, annales VI 183 n.; Augustin. De
civitate dei III 17,3). Republika wystawiła wiosną 280 roku aż
8 legionów, czyli (wraz z sprzymierzeńcami) około 80 tysięcy
ż
ołnierzy. Był to największy pokaz siły w dotychczasowych
dziejach Rzymu. Tę masę wojsk podzielono na 4 armie, z
których jedna, dowodzona przez konsula poprzedniego roku,
Emiliusza Barbulę, miała szachować Lukanów i Samnitów.
Barbula, wbrew normalnej praktyce, nie odprowadził swych
ż
ołnierzy do domu, lecz zatrzymał się wraz z wojskiem w
okolicach Wenuzji. Druga armia osłaniała sam Rzym. Trzecią
konsul 281 roku Titus Coruncanius powiódł na północ
przeciwko Etruskom. Wreszcie czwarta armia pod wodzą
drugiego konsula Publiusza Waleriusza Lewinusa pociągnęła
na południe, by zmierzyć się z Pyrrusem. Orozjusz (IV 1) daje
do zrozumienia, że Rzymianie popełnili wówczas błąd,
rozdzielając swe siły, zamiast wysłać wielką armię przeciwko
najgroźniejszemu z wrogów - władcy Epiru. Jest w tym coś
z prawdy. Lukumonie etruskie były już wówczas beznadziejnie
słabe, a zagrożenie militarne z ich strony - niewielkie,
jednakże szczegółów walk z Etruskami nie znamy, być może
Rzymianie mieli swoje racje. Zrewoltowane Volci i Volsinii
znajdowały się niebezpiecznie blisko miasta.
75
Do wojowania potrzebni są wszakże nie tylko
ż
ołnierze, lecz także, a może przede wszystkim, pieniądze.
Nadtybrzańska Republika wybiła więc w 280 roku swe
pierwsze srebrne monety - didrachmy. Były to trzy serie
monet: z napisem Roma oraz z głowami Apollina i Marsa.
Pozostawała sprawa formalnego wypowiedzenia
wojny. Rzymianie wielokrotnie cynicznie łamali zawarte
układy, gdy tylko nadarzyła się okazja zagrabienia nowych
ziem. Skrupulatnie przestrzegali jednak swoich rytuałów
wypowiedzenia wojny, tak aby przynajmniej formalnie
wydawała się wojną sprawiedliwą (bellum iustum). Podczas
uroczystej ceremonii, sprawowanej przez członków kolegium
kapłańskiego fecjałów, rzucano włócznie na terytorium
nieprzyjaciela. Takiego rytuału można było przestrzegać
wobec sąsiadów w Italii, Pyrrus jednak przybył zza morza. Jak
zapewnia Sergiusz, scholiasta do Eneidy, pomysłowi
fecjałowie nakazali jeńcowi z Epiru zakup kawałka ziemi poza
pomoerium, sakralną granicą miasta, w pobliżu świątyni
Bellony.
Działka
ta
stała
się
odtąd
„terenem
nieprzyjacielskim” (ager hosticus) i na nią fecjałowie cisnęli
włócznię w symbolicznym geście wypowiedzenia wojny
królowi z Epiru. Później na ziemię tę rzucano włócznię,
rozpoczynając wojnę z innymi państwami
44
.
Kiedy rytuałom stało się zadość, w początku lata 280
roku legiony Waleriusza Lewinusa pomaszerowały na
południe. Konsul gnał swoją armię jak mógł najszybciej ku
ziemiom Lukanii. Miał istotne powody do pośpiechu.
Zamierzał dopaść Pyrrusa, zanim hufce Ajakidy zostaną
wzmocnione
przez
posiłki
sprzymierzeńców,
zanim
pokrzepieni obecnością króla Molossów na italskiej ziemi
sojusznicy rzymscy nie wzniecą rebelii, zanim miasta
zachodniej Wielkiej Grecji, Lokroi, Kroton i Rhegion, nie
porzucą Republiki. Lewinus wpadł na terytoria Lukanów i
zaczął pustoszyć je bezlitośnie. Lukanowie bali się stawić
czoła tej wielkiej armii i nie stawiali oporu, kiedy jednak
Lewinus pociągnął ku Tarentowi, ci Sabelscy górale
44
M. Ja c zyn o wsk a , Religie świata rzymskiego, Warszawa 1987, s. 48, zwyczaj
rzucania włóczni na teren nieprzyjacielski przetrwał aż do czasów cesarstwa.
76
poderwali się do walki z Rzymem
45
. Wtedy Lewinus
zawrócił część swych sił, ufortyfikował twierdzę na terytorium
lukańskim, w której osadził silny garnizon (Zonar. VIII 3).
Nie znamy nazwy tego miasta, być może było to Grumentum
nad rzeką Aciris. Przedsięwzięcie to okazało się skuteczne,
twierdza szachowała Lukanów, którzy nie mogli wyruszyć
Pyrrusowi na pomoc. Bez Lukanów także ich południowi
sąsiedzi, Bruttiowie, nie odważyli się wystąpić. Samnici mieli
prawdopodobnie pełne ręce roboty, musieli zmagać się z
wojskami stojącego na ich ziemi prokonsula Emiliusza
Barbuli. Zresztą od czasu straszliwej klęski pod Sentinum nie
podejmowali już dalekich wypraw poza ojczyste Apeniny.
Opowieści o 350-tysięcznej armii italskich sprzymierzeńców
okazały się więc kompletną iluzją. Pyrrus musiał stawić czoła
legionom tylko z armią, którą przyprowadził zza morza.
Ajakida nie spieszył się do walki. Wciąż miał nadzieję,
ż
e sojusznicy zdążą na czas. Kiedy jednak usłyszał, że konsul
się zbliża, uznał, „że błędem by było ociągać się i czekać, aż
nieprzyjaciel podejdzie zbyt blisko, i także ruszył ze swymi
wojskami na jego spotkanie” (Plut. 16). Król Molossów
zdawał sobie sprawę, że jeśli ukryje się za murami Tarentu,
pozwalając Rzymianom bezkarnie pustoszyć ziemie swoich
sojuszników, ci ostatni ostatecznie stracą serce do walki.
Wtedy sprawa będzie stracona.
Ajakida postanowił jednak wykorzystać pośpiech
Lewinusa i zwabić go na swe terytorium, na niewielką
nadmorską równinę w Lukanii nad rzeką Siris (obecnie Sinni),
między Pandozją a Herakleją (Florus i Orozjusz mylą tę
grecką Herakleję z kampańskim miastem o tej samej nazwie
nad rzeką Liris). Pole bitwy rozciągało się więc między
wzgórzami, zwanymi dziś d'Anglona, i Herakleją (obecnie
miejscowość Policora). Król znakomicie wybrał dla siebie plac
boju. Na równinie mógł swobodnie manewrować ciężkozbrojną
45
B el oc h , Griechische.... IV, 1, s. 548, uważa, że skoro Lewinus przekroczył rzekę
Siris, kierował się nie na Tarent, lecz na Thurioi. Być może pragnął, w porozumieniu
z prorzymskimi arystokratami z Thurioi, opanować to miasto, a przez to zyskać
dogodną, bazę w Wielkiej Grecji. Wydaje się jednak, że konsul, chcąc jak najszybciej
rozstrzygnąć wojnę, szukał po prostu armii Pyrrusa.
77
falangą, konnicą i słoniami. W terenie górzystym wszystkie te
formacje byłyby niemal bezużyteczne. Gdyby Lewinus miał
odrobinę rozumu, lub też znał taktykę armii hellenistycznych,
nigdy nie wydałby bitwy tam, gdzie teren jest prawie tak
płaski jak patelnia.
Pyrrus zajął dogodną, pozycję na lewym brzegu Siris i
tam czekał. Jak informują Plutarch (16, 4-5) i Dionizjos z
Halikarnasu (XIX 9,10), przed generalną rozprawą król
postanowił spróbować dyplomacji. Wysłał więc do Lewinusa
herolda, proponując, że wystąpi jako sędzia rozjemczy w
sporze Republiki z Tarentem i ludami południowej Italii.
Obiecał, że jego sprzymierzeńcy uznają werdykt, który wyda, i
wezwał Rzymian, aby uczynili to samo. „Jeżeli tak postąpicie,
zapewniam, że zawrę z wami pokój i zostanę waszym
przyjacielem, i będę gorliwie wspomagać was we wszystkich
wojnach, do których mnie zawezwiecie. Atoli, jeśli tego nie
uczynicie, nie pozwolę, abyście pustoszyli kraje ludów, które
są ze mną w przymierzu, abyście grabili miasta Hellenów i
sprzedawali wolnych ludzi w niewolę, lecz będę bronić się
przed wami siłą oręża, żebyście wreszcie przestali pustoszyć
całą Italię i butnie gnębić wszystkich ludzi jako niewolników”.
Lewinus odpowiedział cierpko, że nie potrzebuje
mediacji, wojny się nie boi, rozsądni ludzie powinni zaś rzucać
pogróżki wyłącznie pokonanym.
Te sążniste epistoły, przekazane przez Dionizjosa z
Halikarnasu, prawie na pewno są nieprawdziwe (zapewne
zostały zmyślone przez annalistę Aciliusa). Niektórzy historycy
uznali więc, że mediacyjna oferta Pyrrusa jest czystym
wymysłem lub też Ajakida rozpoczął negocjacje, aby zyskać
na czasie - przecież każdy dzień zwłoki zwiększał szanse
przybycia sprzymierzeńców
46
. Wydaje się jednak, że epirocki
monarcha
wiązał
ze
swą
ofertą
większe
nadzieje.
Proponowanie sądu rozjemczego przed rozpoczęciem wojny
było starym helleńskim obyczajem. Ponadto Pyrrus z
pewnością wydałby werdykt korzystny dla swych aliantów.
Gdyby Rzym zaakceptował jego warunki, Tarent i inne miasta
46
Schubert, op. cit., s. 175, uważa, że gdyby Pyrrus chciał tylko pośredniczyć, mógłby to
równie dobrze uczynić z Epiru; Kienast, op. cit., kol. 136.
78
Wielkiej Grecji, a także plemiona południowej Italii
zachowałyby niepodległość. W ten sposób Ajakida zostałby
bez wyniszczającej rozprawy zbrojnej hegemonem rozległego
„protektoratu”
na
południu
Półwyspu
Apenińskiego.
Korzystając z jego zasobów, mógłby wylądować na Sycylii i
zaatakować tamtejsze posiadłości Kartaginy, mającej znacznie
słabszą armię, niż wojownicza Republika znad Tybru.
Lewinus od razu pojął, że mediacja Pyrrusa nie
oznacza dla Rzymu nic dobrego i szorstko ją odrzucił. Armia
rzymska wkroczyła na równinę i rozbiła obóz na prawym
brzegu Siris. Bitwa była nieunikniona. Według niektórych
ź
ródeł (Dion. Hal. XIX II; Cass. Dio frg. 40, 17; Zonar. VIII
3,6; Eutrop. II 11,2), przed batalią król Molossów wysłał
swojego szpiega, lub nawet kilku szpiegów, do rzymskiego
obozu.
Pechowy
wywiadowca
został
przyłapany.
Wspaniałomyślny Lewinus nic ukarał go jednak, lecz kazał
wystąpić wojsku w szyku bojowym. „A kiedy pokazał
wszystko szpiegowi, rzekł doń: «Opowiedz temu, który cię
przysłał, całą prawdę, a oprócz tego, coś widział, także takie
słowa: Rzymski konsul wzywa cię, abyś nie wysyłał innych
potajemnie na zwiady, lecz sam otwarcie przyszedł i na własne
oczy zobaczył i poznał rzymską potęgę wojenną»” (Dionizjos
z Halikarnasu). Powyższa opowieść jest wszakże ewidentnym
zmyśleniem annalistów, którzy po prostu skopiowali podobny
incydent z czasów wojny Greków z Persami z dzieła „ojca
historiografii” Herodota (VII 146).
Ź
ródła nie podają liczebności obu wojsk, które w lipcu
280 roku zderzyły się na równinie pod Herakleją. Iustinus
(XVIII 1) informuje jedynie, że „król nie odwlekał bitwy,
chociaż miał mniejszą liczbę żołnierzy”, czyli siły Pyrrusa
ustępowały liczebnością Rzymianom, zapewne jednak
niewiele. Ajakida łącznie z korpusem Milona dysponował
28500 ludźmi, jednak znaczny kontyngent musiał zostawić w
Tarencie, by zabezpieczyć miasto przed ewentualnym atakiem
ze strony operującego w Samnium prokonsula Emiliusza
Barbuli. Ubytek ten być może zrównoważył ilościowo, ale z
pewnością nie jakościowo, surowy pobór przeprowadzony w
Tarencie. Jeśli przyjąć informacje Dionizjosa z Halikarnasu o
79
bitwie pod Ausculum, zastępy Pryrrusa pod Herakleją
tworzyły: falanga macedońska, Ambrakioci, Tesprotowie,
Chaonowie, a z pewnością także, co Dionizjusz przemilcza,
Molossowie, wojska z Etolii, Akarnanii i Atamanii,
leukaspidzi czyli „białe tarcze”, to jest doborowa formacja
piechoty z Tarentu, 3 tysiące tesalskiej konnicy, lekka
kawaleria tarentyńska i być może jakieś oddziały z Thurioi,
Metapontu i Heraklei, z pewnością bardzo mizerne. „Siłę
ogniową” zapewniało 2 tysiące łuczników i 500 procarzy. Do
tego dochodziło 20 słoni bojowych z załogami i niewątpliwie
jednostką towarzyszącą, liczącą do tysiąca lekkozbrojnych.
Ogółem w szeregach Pyrrusa walczyło od 25 do 30 tysięcy
ludzi, raczej bliżej tej ostatniej liczby.
Konsularna armia rzymska składała się zasadniczo z 2
legionów. Nie wiadomo, czy Lewinus miał legiony opisane
przez
Liwiusza
dla
340
roku
liczące
(wraz
ze
sprzymierzeńcami) po 10 600 żołnierzy, czy też nieco mniej
liczne, wspomniane przez Polybiosa dla 263 roku, mające po
9200 wojowników. Wydaje się jednak, że Republika wysłała
przeciw intruzowi z Epiru armię wzmocnioną, znacznie
silniejszą, niż siły, które miały poskramiać słabiutkich
Etrusków czy wykrwawionych Samnitów. Jeżeli Lewinus
dostał 3 legiony, po pozostawieniu garnizonu w Lukanii
miał armię równie silną jak Pyrrusowa, jeśli jednak dowodził
aż 4 legionami, wówczas dysponował już niebagatelną
przewagą. Być może Republika ściągnęła znacznie więcej
niż zwykle kawalerii od swych italskich sprzymierzeńców,
gdyż Pyrrus nie próbował oskrzydlać piechurów Lewinusa
swą tesalską konnicą. Flanki legionów były dobrze chronione
aż do momentu pojawienia się słoni. Wydaje się, że
Rzymianie wystawili pod Herakleją okuło 30 tysięcy
ż
ołnierzy i mieli niewielką przewagę nad przeciwnikiem
47
.
47
Tak Cambridge Ancient History, s. 467. Historycy nie są zgodni co liczebności sił
obu stron. W. Jud eich , König Pyrrhos' römische Politik, Klio, 1926, s. 4, uważa, że
Lewinus miał 2 legiony liczące razem od 20 do 30 tysięcy żołnierzy, bliżej tej pierwszej
liczby. Kienast, op. cit., kol. 136, przyjmuje, że Rzymianie wysłali w pole wzmocnioną
armię konsularną – 20 do 30 tysięcy żołnierzy. Pyrrus natomiast dysponował niespełna 30
tysiącami wojowników. Cary, Sc u lla rd, op. cit., s. 195, sądzą, że armia rzymska
liczyła tylko 20 tysięcy żołnierzy, ale ci brytyjscy historycy są zawsze bardzo
80
Podstawowym źródłem do bitwy pod Herakleją jest przekaz
Plutarcha (16 i 17), który połączył inteligentną opowieść
Hieronima z Kardii z bałamutnymi anegdotami annalistów,
zaczerpniętymi od Dionizjosa z Halikarnasu. Zachowały się
również fragmenty opowieści samego Dionizjosa (XIX 2)
oraz Zonarasa (VIII 3). Źródła sprawiają poważne trudności
interpretacyjne. I tak na krótko przed bitwą Pyrrus wyjechał
podobno konno na czele gwardii przybocznej nad Siris, aby
przyjrzeć się rozbitemu na drugim brzegu rzeki obozowi
Rzymian. „Tam pełen podziwu na widok porządku u nich,
straży, ładu i rozplanowania obozu powiedział do najbliższego
z towarzyszy: «Porządek, Megaklesie, u tych barbarzyńców
jest wcale nie barbarzyński. A czego potrafią dokonać,
zobaczymy»”. Wątpliwe wszakże, aby te przekazane przez
Plutarcha słowa były prawdziwe. Doświadczony wódz, jakim
był Pyrrus, musiał wcześniej dokładnie wypytać Tarentynów,
Lukanów i Samnitów na temat ordynku, uzbrojenia i sposobów
walki rzymskich legionów.
Plutarch powiada, że Ajakida rozmieścił na brzegu
rzeki posterunki, aby przeszkodzić Rzymianom w sforsowaniu
rzeki. Nie wydaje się wszakże, aby było to prawdziwym
celem Epiroty. Gdyby chciał bronić przeprawy, ustawiłby swe
główne siły bezpośrednio nad rzeką. Tam jednak słonie i
kawaleria nie mogłyby szarżować. Obrona przeprawy nie
rokowała ponadto większych szans; podczas letnich upałów
Siris z pewnością nie stanowiła poważniejszej przeszkody.
Celem Epidoty była zresztą nie żmudna obrona przeprawy, lecz
rozgromienie rzymskich sił, tak aby piorunujące zwycięstwo
przekonało wreszcie wahających się ciągle aliantów z Italii.
Posterunki nad Siris miały zapewne jedynie zameldować o
rozpoczęciu forsowania rzeki i ostentacyjnie demonstrować
swą obecność. Gdyby na brzegu nie było żadnych wojsk
Pyrrusa, Rzymianie mogliby nabrać podejrzeń, że szykuje się
zasadzka, i wycofać się z równiny, stanowiącej przecież
idealny teren dla wojskAjakidy.
Król Molossów rozbił obóz nad Siris z innych
Rzymianom przychylni. Heft n e r, op. cit., s. 28, słusznie ocenia siły Lewinusa na
około 30 tysięcy żołnierzy. Na ten temat Leveque, op. cit., s. 321 i n.
81
względów. Miał nadzieję, że przeszkoda wodna „rozdrobni”
hufce Lewinusa, w których podczas przeprawy zapanuje chaos
i nieład. Wtedy uderzy znienacka, zanim legioniści, którzy
znajdą się już na drugim brzegu, zdążą utworzyć szyk.
Ajakida ustawił więc swe główne siły tak daleko od brzegu,
aby Rzymianie nie obawiali się ataku, jednocześnie jednak tak
blisko, aby w odpowiednim momencie mogły wejść do akcji.
Zamierzał osobiście poprowadzić pierwsze uderzenie konnicy,
a jednocześnie jak najszybciej podciągnąć najeżony grotami
tysięcy włóczni walec falangi. Słonie byłyby dobre do
rozerwania centrum linii rzymskiej, lecz tych zwierząt było w
armii Ajakidy zdecydowanie za mało - zaledwie 20. W 256
roku podczas I wojny punickiej spartański wódz w służbie
kartagińskiej Ksantippos posłał na legiony konsula Regulusa
aż 100 tych kolosów, Hannibal pod Zamą miał 80 słoni, a
Antioch Wielki pod Magnezją - 54. Słonie, zranione na
początku bitwy, mogłyby zresztą wpaść w popłoch i stratować
własne szeregi. Pyrrus roztropnie postanowił więc użyć tych
cennych zwierząt w końcowej fazie bitwy, gdy żołnierze
przeciwnika będą już wyczerpani. Podobnie postąpił w rok
później pod Ausculum. Zdecydował się też ustawić słonie na
skrzydłach, by rozproszyły rzymską konnicę.
Lewinus nie zwlekał z rozpoczęciem bitwy. Obawiał
się, że Pyrrus dostanie posiłki, być może miał też trudności
z zaopatrzeniem (zapuścił się przecież bardzo daleko od
Rzymu, na południowy kraniec Italii). Wódz rzymski nie
bawił się w podstępy wojenne, nie dokonał rozpoznania
(inaczej wiedziałby, że Pyrrus dysponuje słoniami, które siłą
rzeczy trudno ukryć). Zaatakował bez zastanowienia licząc, że
zdyscyplinowane manipuły rozniosą w puch wojsko Greków.
Na rozkaz konsula legioniści z impetem rzucili się w wody
Siris. Piechurzy przeprawiali się brodem, konni przepłynęli
rzekę w wielu miejscach. Nieliczne oddziały Pyrrusa stojące na
brzegu nie stawiały oporu, lecz wycofały się w obawie, że
okrążą je rzymscy jeźdźcy. Według Plutarcha, gdy
zameldowano o tym Pyrrusowi, „wydał rozkaz dowództwu
piechoty, by wojsko ustawić natychmiast do walki i czekać w
zbrojnym
pogotowiu,
a
sam
popędził
naprzód
z
82
trzytysięcznym oddziałem konnicy, w nadziei, że jeszcze w
czasie przeprawy zaskoczy Rzymian w rozsypce i nieładzie”.
Bardziej prawdopodobne jest jednak, że piechurzy
Ajakidy stali już w bitewnym ordynku, a król kazał im
natychmiast ruszać do walki. Nie mógł przecież spodziewać się.
ż
e z 3 tysiącami jeźdźców rozgromi całą armię rzymską, nawet
zaskoczoną podczas przeprawy. Legioniści sprawnie forsowali
rzekę i Pyrrus ujrzał całą masę nieprzyjacielskich tarcz,
błyskających już na jego brzegu (aczkolwiek przeprawa nie
została jeszcze zakończona). W kierunku brodu galopowali z
prawej i z lewej rzymscy jeźdźcy, pragnący osłonić
przeprawiających się piechurów. Pyrrus poprowadził więc
swą, zapewne uformowaną w klin, kawalerię do ostrej szarży
w samo centrum formującego bojowy szyk nieprzyjaciela.
Rozpalił się gwałtowny bój. „Orzeł z Epiru”, wzorem
Aleksandra, bił się wręcz w pierwszym szeregu, „narażając się
na wszelkie niebezpieczeństwa walki”. Zarazem jednak nie
zapominał, że jest nie prostym rębajłą, lecz wodzem. „... tak,
jakby tylko z boku spokojnie wszystko obserwował, kierował
ruchami walki, przebiegał osobiście wszystkie jej odcinki i
niósł pomoc wszędzie tam, gdzie widział, że może dojść do
załamania linii” (Plutarch). Jeśli wierzyć źródłom, w pewnej
chwili życie Pyrrusa, wyróżniającego się wspaniałą zbroją i
suto wyszywanym złotem purpurowym płaszczem, zawisło na
włosku. Oto na Ajakidę dybał italski jeździec Oblakus (według
Florusa I 13,7, śmiałek ten zwał się Obsydius), dowódca
oddziału wystawionego przez sprzymierzony z Rzymem lud
Frentanów. Dosiadał karego wierzchowca o białych nogach i
nieustannie trzymał się naprzeciw króla. Tego junaka dojrzał
Macedończyk Leonnatos syn Leofantosa, członek gwardii
przybocznej (agemy) Pyrrusa i ostrzegł swego władcę przed
niebezpieczeństwem. W chwilę później Oblakus runął na
Ajakidę i przeszył włócznią jego konia, lecz jednocześnie jego
wierzchowca przebił włócznią Leonnatos. Oba konie padły,
lecz Pyrrusa podniosła straż przyboczna i posadziła na
nowego rumaka, a wódz Frentanów padł w wirze bitwy.
Autentyczność tej opowieści była podawana w
wątpliwość. Być może historię Oblakusa zmyślili lub
83
wyidealizowali annaliści rzymscy, aby wykazać, że bitwa nie z
braku odwagi czy nawet bohaterstwa została przegrana
48
.
Trudno to rozstrzygnąć, w każdym razie o Pyrrusie wiemy, że
w bitwach swych nieustannie narażał się na śmierć lub rany. Z
pewnością zmyślona jest natomiast inna anegdota. Oto
Ajakida, z lekka przestraszony starciem z dzielnym Italikiem.
oddał swą lśniącą królewską zbroję, broń i płaszcz purpurowy
wspomnianemu już Megaklesowi, a sam założył zwykły
pancerz, szarą szatę i czapkę zasłaniającą twarz. Odtąd
wrogowie właśnie Megaklesa brali za króla i na niego
kierowali swe ataki, „aż go wreszcie niejaki Deksjusz zranił i
powalił na ziemię, po czym zdarł z niego hełm i płaszcz,
popędził na koniu do Lewinusa i pokazując mu to trofeum
krzyczał, że Pyrrus zabity. Zaraz zaczęto obnosić... tę zdobycz
wśród walczących szeregów, po stronie Rzymian rozległy się
okrzyki radości, a Greków ogarnął strach i przygnębienie”
(Plutarch). Pyrrus musiał pospiesznie odsłonić twarz i
pokazać się swoim żołnierzom, by wojsko odzyskało ducha
do wałki.
Opowieści o zmianie stroju często przewijają się
wszakże w historiografii greckiej i w annalistyce rzymskiej.
Pyrrus nigdy nie stosował takich sztuczek, zresztą w gorączce
bitwy nie było czasu na maskarady. Być może Megakles poległ
w walce, która rozpaliła się wokół Oblakusa, a Rzymianie
wzięli go za króla. Niewykluczone też, że całe wydarzenie jest
od początku do końca wytworem fantazji rzymskich
dziejopisów.
Natarcie królewskiej jazdy było jednak tylko
gwałtowną, lecz krótką potyczką. Pyrrus nie mógł narażać
swych kawalerzystów na straty w długim boju ze znacznie
silniejszym wrogiem. Konnica spełniła swe zadanie, szyk
rzymski został rozdrobniony i zmieszany, legioniści dyszeli ze
zmęczenia. Pyrrus wycofał wtedy swą kawalerię, która nie
poniosła większych strat, bo odegrała jeszcze doniosłą rolę w
48
Sc h u b ert , op. cit., s. 181 i n., uważał, iż takie szczegóły, jak koń o białych
nogach, muszą pochodzić od naocznego świadka bitwy; Be1och, Griechische..., t. IV,
cz. 2, s. 475, złośliwie zareplikował, że annaliści rzymscy obdarzeni byli bujniejszą
wyobraźnią niż Schubert, por. Leveque, op. cit., s. 326.
84
końcowej fazie bitwy. Lecz oto już nadciągała długa, lśniąca
ż
elazem linia królewskiej piechoty, najeżona gęstym płotem
włóczni. Źródła nie wspominają o lekkozbrojnych Pyrrusa, ale
nie ulega wątpliwości, że 2 tysiące tuczników i 500 procarzy
solidnie „pokropiło” rzymskie manipuły. Tę „wymianę ognia”
Lewinus niewątpliwie przegrał, w ogóle nie miał łuczników,
tylko procarzy i oszczepników, skutecznych jedynie na krótkim
dystansie. Lecz najważniejsze były zmagania ciężkozbrojnych
piechurów. Pod Herakleją zderzyli się wytrwali, chłopscy,
wyćwiczeni w żelaznej dyscyplinie legioniści rzymscy i
doświadczeni
w
wojennym
rzemiośle
ż
ołnierze
hellenistycznego króla. Była to również konfrontacja dwóch
sposobów walki - rzymskiego i macedońskiego. Falanga
Macedończyków i Epirotów ustawionych w 16 szeregach
maszerowała powoli, lecz niepowstrzymanie, jak walec, od
którego wzięła swoją nazwę. Hufce Pyrrusa nie spieszyły się,
by nie złamać zwartego szyku, co mogłoby skończyć się
fatalnie. Gdyby piechurzy lub kawalerzyści Lewinusa
wtargnęli w lukę w linii, los bitwy byłby zapewne
przesądzony. Falangici mieli do obrony własnej tylko
sztylety i małe okrągłe tarcze zawieszone na taśmie biegnącej
przez barki. Obiema rekami musieli dzierżyć bowiem swe
straszliwe włócznie, sarissy, stanowiące właściwie jedyną
ich broń, stąd też żołnierzy tej formacji zwano sarissoforoi,
„nosicielami sariss”. Sarissa miała długość od pięciu do
siedmiu metrów i masę od sześciu do ośmiu kilogramów.
Falangici stali co trzy stopy (około 85 cm), w luki między
ż
ołnierzami pierwszej linii wsuwali swe włócznie ich
towarzysze z czterech dalszych szeregów. Wróg napotykał więc
groźną, pięćiowarstwową zaporę z grotów. Zapewniała ona
falandze, wynalezionej jeszcze przez Filipa II i Aleksandra,
straszliwą siłę uderzenia, którą zwiększał napór dalszych
szeregów, nie biorących bezpośredniego udziału w walce
(żołnierze dosłownie napierali na plecy poprzednika, starając
się „przepchnąć” wroga). Ta formacja odnosiła piorunujące
zwycięstwa zwłaszcza w walce z przeciwnikiem dysponującym
innym (krótszym) uzbrojeniem. W bitwach z takim
nieprzyjacielem falanga ponosiła zazwyczaj niewielkie straty.
85
86
Jednakże
nosiciele
sariss
byli
skuteczni
przede
wszystkim na równinie, pagórki czy inne przeszkody terenowe
mogły doprowadzić do rozerwania szyku
49
.
Niewątpliwie piechotę Pyrrusa tworzyli nie tylko
nosiciele sariss, walczący na sposób macedoński. Z pewnością
miał on w swoim wojsku znacznie bardziej elastyczną piechotę
liniową czy półciężką, zdolną do walki w szyku luźniejszym,
niż falanga, tzw. nosicieli tarcz, czy też żołnierzy uzbrojonych
na sposób tradycyjnych hoplitów, tj. w pancerz, miecz, dużą
okrągłą tarczę zawieszaną na lewym ramieniu i włócznię, na
tyle krótką, że można nią władać jedną, prawą ręką. Inną
formacją byli „nosiciele białych tarcz” z Tarentu. Jednostki
„nosicieli tarcz” pojawiły się po kampanii Aleksandra
Wielkiego w Indiach. Były to ruchliwe, doborowe
oddziały, z których monarchowie hellenistyczni tworzyli swą
gwardię. Być może Tarentyni utworzyli ten oddział na wzór
macedoński za radą Aleksandra Epirockiego, stryja Pyrrusa
50
.
Nosiciele tarcz mieli większe puklerze niż falangici i krótsze
włócznie. Zapewne ta „piechota półciężka”, wszechstronna i
zdolna do szybkich manewrów, zabezpieczała wrażliwe flanki
sunącej na Rzymian falangi. Przypuszczalnie na skrzydłach
zajęły również pozycje oddziały lekkozbrojnych peltaslów oraz
jazda. Nosiciele sariss maszerowali, wydając przeraźliwy
okrzyk wojenny armii macedońskiej: alalalalai!
Legioniści nigdy jeszcze nie zmierzyli się z takim
przeciwnikiem. śołnierze rzymscy byli, w przeciwieństwie do
falangitów, uniwersalni, mogli toczyć zarówno indywidualne
pojedynki, jak walczyć w zwartej linii. Do boju szli w
elastyczniejszym,
luźnym
szyku
manipularnym,
przypominającym szachownicę, (manipuł liczył 120 ludzi w
10 szeregach), zgrupowani w trzy linie. śołnierze drugiej linii
(principes),kryli odstępy między manipułami pierwszej linii
tworzonymi przez najmłodszych żołnierzy zwanych hastami, i
w razie potrzeby mogli wejść do akcji, wypełniając te odstępy i
49
O falandze i jej uzbrojeniu: Wipszycka, op. cit., s. 55, Hammond, Starożytna
Macedonia, s. 105 n., 128 n., M.M. Markle, The Macedonia Sarisa, Spear and related
Armour, „American Journal of Archeology”, 81, 1977, s. 323 i n.
50
P. Wuilleumier, Tarente des Origines à la conquete romaine, Paris 1939, s. 186.
87
tworząc jednolitą linię bojową. śołnierze pierwszych dwóch
linii nie mieli włóczni, tylko oszczepy (pila), które ciskali w
tarcze przeciwnika, a ponadto krótkie miecze typu
hiszpańskiego o mocnej klindze i duże, prostokątne, lekko
wypukłe tarcze (scuta). Włóczniami walczyli jedynie
najbardziej doświadczeni wojownicy trzeciego rzutu (triarii),
którzy stali zazwyczaj w jednej linii i wkraczali do boju tylko
w sytuacji ostatecznej.
Kiedy walec falangi był już blisko, legioniści cisnęli
swe oszczepy, najpierw lżejsze, a potem cięższe, śołnierze
Pyrrusa, kroczący w pierwszym szeregu, i najbardziej
narażeni na pociski, byli dobrze chronieni - mieli na sobie
pancerze i być może nagolenniki, nosiciele sariss ponieśli
jednak jakieś straty. Falangici kroczyli dalej, stąpając po
ciałach poległych towarzyszy. Teraz Rzymianie mieli już tylko
krótkie miecze przeciwko zaporze z włóczni. Atak
sarissoforoi z pewnością był straszliwy. Kiedy w 112 lat
później falanga króla macedońskiego Perseusza starła się z
Rzymianami pod Pydną, o mało nie zmiotła legionistów z
placu boju i zmasakrowała sojusznicze kohorty Pelignów.
Ojciec Perseusza, Filip V, rzucił ze wzgórz Kynoskefalaj
falangę na rzymskie hufce i w mgnieniu oka jedno skrzydło
nieprzyjaciela zostało doszczętnie zniesione. Ale pod
Herakleją żołnierze Lewinusa walczyli długo i zaciekle,
usiłowali brać groty na swe duże tarcze, obcinać ostrza
włóczni czy podbijać je, tak aby zbliżyć się do przeciwnika i
znaleźć lukę w jego zwartej linii. Gdyby legionistom udało się
dotrzeć do Pyrrusowych żołnierzy na długość miecza, zapewne
wygraliby bitwę. Rzymianie w kolczugach i solidnych
zbrojach
ze
swymi
mocnymi
mieczami
posiekaliby
błyskawicznie nieprzystosowanych do walki na krótki dystans
falangitów.
Kiedy w bitwie pod Pydną macedońska falanga
rozsypała się, „w indywidualnych pojedynkach i w starciu
małych grup Macedończycy, których sztylety natrafiały na
potężne tarcze chroniące Rzymian aż do stóp, nie byli w stanie
zasłonić się lekkimi tarczami przed ciosami potężnych mieczy,
przebijających całe uzbrojenie obronne aż do ciała. Rzucili się
88
więc do ucieczki” (Plutarch. śywot Emiliusza Paulusa, XXI
6).
Falangici Pyrrusa utrzymali jednak szyk i skutecznie
odpierali zaciekłe ataki legionistów, bezpieczni za płotem
sariss. Wielu Rzymian z pewnością poległo w tym starciu.
Długie ostrza macedońskich włóczni, wykonanych z lekkiego,
lecz mocnego drewna dereniowego, przebijały ich tarcze i
zbroje.
Powyższy
przebieg
zderzenia
„szachownicy”
manipułów
rzymskich
z
macedońskim
„walcem”
odtworzyliśmy na podstawie innych dostępnych przekazów
starożytnych i opinii współczesnych badaczy. Nasze źródła
mówią jedynie, że „losy walki w tym zwarciu długi czas
pozostawały nie rozstrzygnięte. Podobno siedem razy to jedni,
to drudzy cofali się i znów ścigali przeciwnika” (Plutarch). W
tych siedmiu zderzeniach wyróżniono cztery uderzenia falangi
królewskiej i trzy kontrataki Lewinusa. Liczba kontrataków
zgadza się z trzema rzutami rzymskiego szyku. Jak się wydaje,
konsul kolejno wprowadził do boju drugą, a następnie trzecią
linię swej piechoty. Ale nawet zaprawieni w bojach triarii,
władający włóczniami (krótszymi wszakże, niż sarissy) nie
zdołali rozbić falangi. Wtedy najeżony ostrzami pancerny
walec Pyrrusa ruszył do natarcia po raz czwarty i pod tym
straszliwym naciskiem linia rzymska zaczęta się łamać.
Czujny wódz z Epiru natychmiast pojął, że pora
wysłać słonie do boju. Dwadzieścia kolosów w jaskrawym
wojennym przybraniu ruszyło ciężkim kłusem na żołnierzy
konsula. Słonie trąbiły dziko, wojownicy miotali z ich
grzbietów pocisk za pociskiem. Rzymianie zamarli z
przerażenia - nigdy przedtem nie widzieli takich potworów.
Odtąd nazywali słonie luca bos, czyli wół lukański, jako że
bitwa odbyła się w Lukanii. Słonie szarżowały na rzymską
konnicę, chroniąca flanki legionów. Nawet gdyby kawalerzyści
chcieli stawiać opór, z pola bitwy unosiły ich spłoszone
rumaki, które przeraził smród bijący od wywijających trąbami
bestii i dziki ich wygląd. Niektóre konie zrzucały swych
jeźdźców i uciekały w popłochu. Wtedy Pyrrus posłał swą
doborową
tesalską
konnicę
na
odsłonięte
skrzydła
chwiejących się już legionów. Tego było dla śmiertelnie
89
zmęczonych wojaków Lewinusa za wiele. W mgnieniu oka
linia bojowa Rzymian poszła w rozsypkę. Legioniści rzucili się
do panicznej ucieczki za Siris
51
.
Jezdni i słonie Ajakidy gnali w pościgu, czyniąc wielką
rzeź wśród pierzchających Rzymian. „Podczas ucieczki wielu
położyli trupem dowódcy słoni siedzący w wieżyczkach,
innych uśmierciły same słonie trąbami czy też kłami, albo też
nogami zatratowały. I z pewnością nikt nie pozostałby przy
ż
yciu, gdyby pewien zraniony słoń nie zaczął się miotać i nie
przeraził innych zwierząt swym trąbieniem”, pisał Zonaras
52
.
Podobno kolosa zranił dzielny Minucius, centurion pierwszej
linii czwartego legionu (quartae legionis primus hastatus,
Oros. IV 1). Czy jednak ta opowieść nie jest wytworem
fantazji annalistów? Historia o zranionym słoniu w nieco innej
wersji wraca w opisie bitwy pod Benewentem. Tak naprawdę
dopiero noc położyła kres pościgowi. Historycy rzymscy na
wszelkie sposoby starali się później upiększyć klęskę swego
wojska. „Jacyż to byli owi mężowie, których... stratowały
słonie podczas pierwszej bitwy! U wszystkich rany na
piersiach, śmierć niejednych równoczesna ze śmiercią ich
wrogów, w rękach wszystkich miecz, na twarzach zastygłe
groźby, a w samej śmierci jeszcze gniew”, zachwycał się
Florus (I 13,5), który zresztą nie tyle relacjonował bitwę pod
Herakleją, ile bez żenady spisywał ze Sprzysiężenia Katyliny
Sallustiusza. Nawet annalistom nie udało się wszakże ukryć, że
wielka armia Republiki została rozbita w puch. śołnierze
Pyrrusa zdobyli obóz rzymski, co zdarzało się bardzo rzadko.
Pobity Lewinus, pozbierawszy rozproszone niedobitki,
czmychnął do Wenuzji. Ajakida oddał hołd męstwu
51
Według przekazu Hieronima z Kardii, bitwa składała się z 4 etapów - uderzenie
jazdy Pyrrusa, natarcie piechoty, szarża słoni i atak kawalerii. Bardziej logiczna wydaje
się interpretacja przedstawiona w: H. Delbrück, Geschichte des Kriegskunst im Rahmen
der politischen Geschichte, Berlin 1920, t. I, s. 307. n., zgodnie z którą król nie narażał
swej jazdy na niepotrzebne straty, lecz bardzo szybko wprowadził do boju również
piechotę. O bitwie m.in. Leveque, op. cit., s. 324 i n., Heftner, op. cit., s. 28 i n., A.B.
Nederlof, Pyrrhus van Epirus, Amsterdam 1978, s. 122 i n.
52
Historyk ten opowiada, że Lewinus ukrył swą konnicę w zasadzce i Pyrrus uratował
się od klęski jedynie dzięki słoniom. Jest to oczywista nieprawda. Cała jazda rzymska
wraz z piechotą, przeprawiwszy się przez Siris, od razu weszła do boju. Zresztą jak tu
na równinie pod Herakleją urządzić zasadzkę? Por. Schubert, op. cit., s. 182 i n.
90
przeciwnika, rozkazawszy także ciała poległych Rzymian spalić
z honorami na stosie, a jeńców traktował po ludzku.
Straty obu stron podaje Plutarch, przytaczając
informacje Hieronima z Kardii i Dionizjosa z Halikarnasu, przy
czym tylko pierwsze dane należy uznać za prawdziwe. Na
pobojowisku zostało więc 7 tysięcy rzymskich trupów i prawie
4 tysiące żołnierzy królewskich. Według Dionizjosa, Rzymian
padło prawie 15 tysięcy, natomiast Pyrrus utracił 13 tysięcy
ludzi. Przypuszczalnie z tego samego źródła co Dionizjos
korzystał Orozjusz, autor żyjący w V wieku n.e., który
utrzymuje, że Lewinus stracił 14 880 zabitych piechurów i 242
jeźdźców, do niewoli zaś trafiło 1310 pieszych i 802
kawalerzystów, te „dokładne” informacje są wszakże wyssane
z palca.
Czy jednak pod Herakleją Ajakida odniósł pyrrusowe
zwycięstwo? Dziejopisowie rzymscy czynili wszystko, aby tak
zinterpretować bitwę. W boju wyginęli podobno najdzielniejsi
ż
ołnierze Pyrrusa, jego najbardziej oddani wodzowie i
przyjaciele (Plut. 17, 7-8). Tyle, że podobne stwierdzenie pada
również po bitwie pod Ausculum. Czyżby król Molossów w
każdej batalii wytracał swych najlepszych wojowników? Nie
wierzmy również Iustinusowi (XVIII, 1), zapewniającemu
„Sam Pyrrus odniósł ciężką ranę i poległa wielka część jego
ż
ołnierzy”. Informacje o ranach Ajakidy powtarzają się niemal
po każdej bitwie. Podobno, gdy przyjaciele gratulowali
Pyrrusowi wygranej, ten, wstrząśnięty rzezią w swych
szeregach, miał odpowiedzieć: „Jeszcze raz tak zwyciężymy
Rzymian, to zginiemy bez śladu”. Nie wiadomo wszakże, czy
Ajakida wyrzekł te słowa po Heraklei (Diod. XXII 6, 1-2;
Appian, Hann. 112; Cass Dio frg. 40,19; Oros. IV 1,10; Vir. ill.
35,5) czy po Ausculum (Plut. 21,9). Prawdopodobnie nie
wypowiedział
ich
wcale.
Te
opowieści
annaliści
skomponowali znacznie później, kiedy wiadomo było, że
wyprawa króla na Zachód zakończyła się niepowodzeniem.
Możemy też być pewni, że Pyrrus nie wychwalał pod niebiosy
legionistów: „Och, jakże łatwo zdobyłbym władzę nad światem,
gdybym ja miał rzymskich żołnierzy” (Flor. I 13,17; Cass. Dio.
frg. 40,19; Eutrop. II 11,3; Vir. ill. 35,4). Krzepcy górale z
91
Epiru w niczym nie ustępowali bitnym italskim wieśniakom.
Ajakida mógłby najwyżej powiedzieć: „Gdybym miał taką
nieprzeliczoną masę wojska, co Rzym...”. Po zwycięstwie
Pyrrus poświęcił część łupów Zeusowi w Dodonie, z
następującą dedykacją dziękczynną: Król Pyrrus, Epiroci i
Tarentyni
(za
zwycięstwo)
nad
Rzymianami
i
ich
sprzymierzeńcami Zeusowi Najosowi. Inskrypcja ta na
skromnej brązowej tablicy przetrwała do dziś
53
. Swą broń i
bukefala
(głowy
bydląt
ofiarnych)
Pyrrus
przystał do świątyni Ateny w Lindos na wyspie Rodos. Jak się
zdaje, złożył z tej okazji dary także w świątyni Zeusa
w Tarencie. Orozjusz (IV 1) twierdzi, że Ajakida kazał
sporządzić w tarentyńskiej świątyni następującą inskrypcję:
„Tych mężów dotąd niezwyciężonych, o ojcze najlepszy
Zeusie, jam ich w bitwie rozgromił i przez nich zostałem
zwyciężon”, co jest czystym wymysłem.
Tarentyni
natomiast
przesłali
do
Aten
dary
dziękczynne za zwycięstwo nad „barbarzyńcami”. Wybili też
monety z wizerunkiem skrzydlatej Nike i małego słonia.
Należy przyznać, że Pyrrus doznał pod Herakleją
znacznie dotkliwszych strat, niż poniósłby w bitwie z armią
hellenistycznego monarchy. śołnierze rzymscy, zastraszeni
nieludzką dyscypliną, podobnie jak grenadierzy Fryderyka II
bardziej bali się swoich dowódców niż nieprzyjaciela, i
walczyli zaciekle nawet w sytuacji beznadziejnej. Za utratę
broni, tarczy czy bojowego godła groziły im przecież
drakońskie kary. Wystarczy przypomnieć kohortę Pelignów,
którzy pod Pydną rzucili się wprost na groty sariss, by
odzyskać swój sztandar, i prawie wszyscy polegli. Armie
hellenistyczne
składały
się
natomiast
częściowo
z
najemników, żołnierzy znakomitych w swym rzemiośle, którzy
jednak umykali z placu boju, gdy uznali, że nie ma szans na
wygraną. Służący za pieniądze wojacy nigdy nie pozwolili
narzucić sobie takiej dyscypliny, jaką znosili bez szemrania
rzymscy chłopi. Pamiętać również należy, że Pyrrus prawie nie
miał możliwości uzupełnienia strat w swym korpusie
53
W. Dittenberger, Sylloge Inscriptionum Graecarum, wyd. 3, Leipzig 1915-1924,
392.
92
ekspedycyjnym, toteż dla niego 4 tysiące poległych oznaczało
większą stratę, niż 7 tysięcy trupów dla Rzymian. Z
pewnością jednak pod Herakleją król odniósł pełne
zwycięstwo, bynajmniej nie „pyrrusowe”. Rozniósł w puch
armię konsularną, zdobył obóz, pełen bogatych łupów.
Lewinus, jeśli doliczyć jeńców (1800 według Eutropiusza II 11)
i rannych, utracił jedną trzecią swego wojska. Również
oddźwięk bitwy był piorunujący. Sprzymierzeńcy italscy,
Samnici, Lukanowie, i Bruttiowie, ośmieleni wiktorią „Orła z
Epiru” wreszcie przybyli do niego. Nie przyszli wcześniej, bo
przeszkodził im Lewinus, niektórzy czekali zapewne
przezornie na wynik rozprawy. Teraz jednak dołączyli swe
manipuły do królewskiego wojska. Pyrrus cieszył się, bo jego
armia szybko rosła. Czynił wprawdzie aliantom gorzkie
wyrzuty, że zjawili się za późno, ale podzielił się z nimi
wziętym na Rzymianach łupem (Plut, 17,10; Cass. Dio frg.
40,21-22; Zonar. VIII 3,12). Te gminy Samnitów i Lukanów,
które jeszcze dochowywały Rzymowi wierności, pospiesznie
przechodziły na stronę króla. Pozostałe miasta Wielkiej Grecji
zagrzane zwycięstwem Ajakidy postanowiły również zerwać z
Republiką. Lokroj przeszło na stronę Pyrrusa, wydając mu
rzymską załogę. Po stronie króla opowiedział się również
Kroton. Jak się zdaje, Tarent wysłał okręty, by pomóc
antyrzymskim demokratom z obu poleis dokonać przewrotu.
Również mieszkańcy Rhegion. miasta położonego na
samym palcu italskiego buta. chcieli przegnać garnizon Romy.
W mieście stacjonowało 4 tysiące żołnierzy kampańskich,
czyli z formalnego punktu widzenia obywateli rzymskich, pod
dowództwem Deciusa Vibeliusa. Ci Kampańczycy rychło
weszli z konszachty z Mamertynami, swymi rodakami
władającymi Messaną na Sycylii po drugiej stronie Cieśniny
Messyńskiej. Mamertynowie byli najemnikami w służbie
Agatoklesa. Po śmierci swego władcy zdradziecko opanowali
Messanę, zamożne helleńskie miasto, mordując lub wypędzając
obywateli. „Po tym czynie przywłaszczyli sobie kobiety i dzieci
nieszczęśliwych, jak je każdemu przydzielił sam przypadek w
chwili popełniania tego bezprawia, a majątek i kraj podzielili
między siebie” (Polyb. I 7). Także żołdacy Vibeliusa
93
postanowili się „usamodzielnić”. Uprzedzili chcących ich się
pozbyć się Regińczyków i przy pomocy Mamertynów część
mieszkańców wyrżnęli, a resztę wygnali i tak stali się panami
polis. Zarówno Mamertynowie (synowie Mamersa, czyli
Marsa, jak się z dumą nazywali) jak i Kampańczycy z Rhegion
stanowili dobraną zgraję okrutnych rzezimieszków, bandytów,
zbójów i gwałcicieli, nieubłaganych wrogów greckiego świata
(atmosferę wśród takich najemnych żołnierzy najlepiej oddaje
powieść Salambo Gustawa Flauberta). W przyszłości jedni
i drudzy, panując nad Cieśniną Messyńską, sprawią Pyrrusowi
wiele kłopotów.
Na razie Ajakida niezbyt przejął się przewrotem w
Rhegion. Był dumny ze zwycięstwa, zyskał sprzymierzeńców,
jego armia rosła jak tocząca się kula śniegowa. Nie znał
jeszcze w pełni ogromnych rezerw Republiki, był pewien, że
Rzymianie
wkrótce
poproszą
o
pokój,
jak
każdy
hellenistyczny monarcha uczyniłby po takiej klęsce. (Po
przegranej bitwie nie ma łupów, nie ma więc środków na
opłacenie najemników). Aby jeszcze w tym roku zakończyć
wojnę, Pyrrus śmiało poprowadził swoje zastępy ku północy -
na Rzym.
Bitwa pod Herakleją była właściwie jedynym
zwycięstwem klasycznej armii typu hellenistycznego nad
legionami Rzymu (pod Ausculum znaczną część sił Pyrrusa
tworzyli italscy sojusznicy z uzbrojeniem podobnym do
rzymskiego). W 147 roku pretendent do tronu Macedonii
Andriskos zdołał wprawdzie zadać klęskę wojskom znad
Tybru, ale jego armia składała się w znacznej części Z
lekkozbrojnych Traków. Nie wiadomo, czy Macedończycy
potrafili wtedy jeszcze walczyć w falandze
54
. Dlaczego
Ajakida
zwyciężył,
podczas
gdy
inni
hellenistyczni
monarchowie, mający przecież opinię żołnierzy nie lada, Filip
V i Perseusz z Macedonii oraz Seleukida Antioch III Wielki,
władca rozległego państwa w Azji, ponieśli w konfrontacji z
wojskiem rzymskim sromotne klęski? Wystawili przecież
armie nie mniejsze, niż pyrrusowa, a w przynajmniej jednym
54
O rebelii Andriskosa Heftner, op. cit., 415 i n.
94
wypadku (Antioch III pod Magnezją w 190 roku) znacznie
większe. Grecki historyk Polybios tłumaczy ten fakt
wyższością, rzymskiego sposobu walki nad macedońską
falangą, Zdaniem dzicjopisa z Megalopolis, legioniści rzymscy
byli uniwersalni, elastyczni, zwrotni i samodzielni, mogli
walczyć w każdych warunkach, pokonywać wzgórza i rzeki,
odpierać ataki ze wszystkich stron itp. ,,Każdy żołnierz
rzymski, jak raz wystąpi w uzbrojeniu do walki, jednako jest
przygotowany na każdą ewentualność, na każdy teren i na
każde spotkanie z nieprzyjacielem. Gotów jest zawsze i w tym
samym stopniu bić się, gdy trzeba, czy to występując wspólnie
z całą swą armią, czy z jej częścią, oddziałami czy
indywidualnie”. Natomiast zwarta, wyspecjalizowana falanga
jest ociężała i może walczyć tylko na terenie doskonale
płaskim, albowiem „wszystko to, rowy, urwiska, wąwozy,
pagórki, czy koryta rzeczne, wystarczy, by stanowić dla takiego
szyku przeszkodę i kompletnie go zdezorganizować”, tłumaczy
Polybios w typowym dla siebie „łopatologicznym” stylu
osłupiałej potomności.
Według historyka z Megalopolis nawet na równinie
falanga skazana jest na nieuchronną klęskę, gdyż „czy posuwa
się naprzód, czy ustępuje, odrywa się od reszty swych wojsk,
gdy to nastąpi, rezerwa nieprzyjacielska uzyskuje wolną
przestrzeń i sposobność, by uderzyć na nią z boku i z tyłu”
(Polyb. XVIII 31 i n.). Tak więc, zdaniem Polybiosa, falanga
nie jest w stanie dokonać zwrotu w tyl ani odeprzeć ataku z
flanki.
Opinia ta wszakże jest mocno podejrzana. Ze źródeł
jednoznacznie wynika, że dobrze wyszkoleni nosiciele sariss
mogli szybko zmienić szyk, dokonać zwrotu i poradzić sobie
ze szturmującym np. od tyłu nieprzyjacielem. Pod Magnezją
jako ostatni na polu bitwy wytrwali właśnie falangici Antiocha
III, którzy sprawnie sformowali czworobok, najeżony we
wszystkie strony grotami włóczni. Czworobok ten rozbiły
dopiero znajdujące się w jego środku słonie, które wpadły w
popłoch.
Wiadomo też, że doborowe oddziały falangi radziły
sobie nieźle także w terenie nierównym, formacja ta nie
95
zawsze atakowała jednolitym frontem, lecz niekiedy była
podzielona na oddziały, jak pod Magnezja, gdzie między 10
hufcami falangi ustawiono słonie wraz z lekkozbrojnymi
ż
ołnierzami eskorty. Dobrze wyszkoleni falangici potrafili
sformować kwadrat, prostokąt lub kolumnę ustawioną frontem
lub ukośnie do linii wroga, tworzyli szyk w kształcie klina czy
grotu strzały, półokrągły lub ukośny.
Ponadto, czego Polybios w ogóle nie dostrzega, armie
hellenistyczne składały się z różnych rodzajów broni. Falangici
tworzyli 50, najwyżej 70 procent linii piechurów, reszta to
bardziej ruchliwa piechota liniowa: nosiciele tarcz, hoplici
typu tradycyjnego, lekkozbrojni peltaści, a także najemni
Celtowie, Trakowie i Ilirowie, również z lekkim uzbrojeniem.
(Niewykluczone, że Pyrrus miał w swojej armii lekkozbrojnych
Traków i Ilirów, chociaż milczą o tym źródła). Do tego
dochodzą łucznicy, procarze, którzy w wojsku rzymskim nie
odgrywali większej roli, kawaleria lekka i ciężkozbrojna,
słonie. Armia hellenistyczna była wszechstronna, ale jako
całość, podczas gdy legioniści byli uniwersalni każdy z osobna.
Wojska hellenistycznych monarchów zawdzięczały swą potęż-
ną siłę uderzeniową (falanga) i ruchliwość (oddziały lżej
uzbrojone, konnica) właśnie kombinacji licznych, różnych
rodzajów wojska, stosowały więc „taktykę połączonych broni”.
Armia rzymska miała znacznie prostszą strukturę.
Składała się przede wszystkim z ciężkozbrojnych piechurów,
mających oszczepy lub włócznie, miecze, zbroje i długie
prostokątne tarcze (scuta). Tacy właśnie żołnierze rozstrzygali
bitwy. Inne oddziały, jak lekkozbrojni, odgrywały w armii
Republiki znikomą rolę, kawaleria była nieliczna i raczej
pośledniej jakości. Legioniści nie potrafili uderzać z takim
impetem, jak sarissoforoi, nie byli również tak ruchliwi, jak
oddziały hellenistycznej piechoty „półciężkiej”. Za to ich
sposób walki był bardzo skuteczny i prosty, mogli więc staczać
bitwy w zasadzie bez dowódcy. Pod Herakleją konsul Lewinus
jest prawie niewidoczny. Za to armia hellenistyczna,
stworzona przez genialnych strategów macedońskich, Filipa II
i Aleksandra Wielkiego, potrzebowała znakomitego wodza. Jak
napisał wybitny polski historyk starożytności Tadeusz Wałek-
96
Czernecki: „W walce między falangą a legionami zwycięstwo
zależało przede wszystkim od dowództwa. Dowiodły tego
zwycięstwa Pyrrhosa w przeciwieństwie do klęsk Filipa V i
Perseusza”
55
. Tymczasem wśród następców Aleksandra
zdarzali się dobrzy żołnierze, częściej trafiały się militarne
miernoty, ale geniusz wojskowy był tylko jeden - Pyrrus. Filip
V pod Kynoskefalaj i Perseusz pod Pydną wydali walną bitwę
niejako przez przypadek, pierwszy rzucił falangę do boju w
rozproszeniu, drugi bezmyślnie zajął odległą pozycję na
prawym skrzydle i nie panował nad rozwojem sytuacji. Jazda
Perseusza nie udzieliła też należytej pomocy piechocie.
Antioch Wielki pod Magnezją osobiście poprowadził szarżę
kawalerii i zapuścił się za daleko, pozostawiając bez wodza
resztę swej ponad 70-tysięcznej armii, złożonej z wielu
różnych oddziałów i ludów.
Pyrrus tymczasem starannie wybrał plac boju, czuwał
nad przebiegiem bitwy, baczył, aby poszczególne rodzaje
wojsk harmonijnie ze sobą współpracowały, znakomicie
wykorzystał
najlepsze
momenty
do
ataku,
nie
dał
przeciwnikowi odetchnąć, uczynił z równiny nad Siris
prawdziwą orchestrę Aresa. Dzięki błyskotliwemu talentowi
strategicznemu
rozgromił
uporczywych
i
nieugiętych
rzymskich żołnierzy. śaden z królów hellenistycznych nie
odniósł później takiego sukcesu
56
.
55
T. Wa ł ek -C z e rn ec k i , Dzieje upadku monarchii macedońskiej, Kraków 1924, s.
95.
56
O falandze i wojsku rzymskim Wi p s z yc k a , op. cit., s. 58 i n.; Z. ś y g u l s k i
junior, Broń starożytna, Warszawa 1998, s. 59 i n., a przede wszystkim błyskotliwe
wywody A. Zielińskiego, Falanga, legion i Polybios, „Mówią Wieki”, I. 1998. Na
temat elastyczności falangi także I. Warry, Armie świata antycznego, Warszawa
1995, s. 273.
97
MARSZ NA RZYM
Pokrzepiony zwycięstwem Ajakida ruszył w kierunku Rzymu,
prowadząc hufce Epirotów, Macedończyków, Hellenów z
Wielkiej Grecji, greckich najemników, Samnitów, Lukanów i
Bruttiów. Być może spodziewał się, że osłabiona Republika
zlęknie się jego pochodu i poprosi o pokój. Niewykluczone
też, że chciał wyrwać z federacji italskiej kolejnych
sprzymierzeńców,
a
zwłaszcza
miasta
Kampanii.
Najprawdopodobniej pragnął przedrzeć się daleko na północ
przez ziemie Latium i wesprzeć wciąż wojujące z Rzymem
etruskie lukumonie, Volsinii i Volci. Wojska etruskie były
raczej mizerne, ale Pyrrus mógł liczyć, że jeśli Etruskowie
staną po jego stronie, to być może uzyska także wsparcie
wojowniczych Galów z północy, wcześniej aliantów etruskich
przeciwko Rzymowi. Volsinii, silnie umocnione, twierdza
bardzo trudna do zdobycia, byłyby zresztą znakomitą bazą dla
królewskiej armii.
Nad Tybrem klęska pod Herakleją wywołała
konsternację. W senacie debatowano, czy nie pozbawić
niefortunnego
konsula
dowództwa.
Gajusz
Fabrycjusz
Luscinus głosił, że „to nie Epiroci pobili Rzymian, lecz tylko
Pyrrus Lewinusa, chcąc tym dać do poznania, że to nie wojsko
zawiniło tę klęskę, lecz jego naczelne dowództwo” (Plut. 18,1).
Ostatecznie jednak Lewinus zatrzymał komendę - podobnie po
straszliwej klęsce pod Kannami Republika nie pozbyła się
Terencjusza Warrona, który był jednym z winowajców tej
katastrofy.
Przedsięwzięto
natomiast
energiczne
ś
rodki,
zarządzono nowy pobór do wojska. Lewinus, wezwany
pospiesznie z Wenuzji do obrony Kampanii, otrzymał podobno
aż dwa nowe legiony, senatorowie zaś „wydali obwieszczenie,
ż
e kto zgłosić się chce na miejsce poległych (pod
Herakleją - K.K.) powinien wstąpić do wojska” (App. Samn,
10). Podobno ochotnicy stawili się tłumnie. Wzmocniono też
obronę samego Rzymu, być może do miasta ściągnięto z
Samnium armię prokonsula Emiliusza Barbuli.
Kiedy więc późnym latem 280 roku Ajakida na czele
armii
wkroczył
do
Kampanii,
spotkała
go
przykra
98
niespodzianka. Pod Kapuą stał już pobity przecież niedawno
konsul Lewinius z armią uzupełnioną nowymi zaciągami. Nie
kwapił się wprawdzie do bitwy, ale Pyrrus musiał odstąpić od
miasta. Król rzucił się następnie na Neapol, licząc, że greccy
pobratymcy z tego polis otworzą mu bramy. Neapolitańczycy
wszakże pozostali wierni Republice (Cass. Dio frg. 40,25-26;
Zon. VIII 4,2). Także inni sprzymierzeńcy nie przyłączyli się
dobrowolnie do wodza zza Adriatyku, chociaż Pyrrus z
pewnością
zdobył
wiele
mniejszych
miast.
Ajakida.
ostentacyjnie lekceważąc Lewiniusa, pomaszerował więc dalej na
północ, pozostawiając rzymskie hufce na swych tyłach.
Prowadził dla postrachu słonie. Wojska króla Molosów
gruntownie pustoszyły Kampanię, najpiękniejszą i chyba już
wówczas najbogatszą krainę Italii, pełną winnic, sadów i
urodzajnych pól. Sabelsey grabieżcy, Samnici, w przeszłości
wielokrotnie najeżdżający kampańskie ziemie, a także
Lukanowie i Bruttiowie mieli tutaj pole do popisu. Pyrrus szedł
przypuszczalnie późniejszą via Latina, nie zaś via Appia.
Spustoszył pola Fregellae, zapewne ku wielkiej radości
Samnitów, którym ta rzymska kolonia uniemożliwiała rajdy na
Kampanię, chociaż samego miasta chyba nie zdobył.
Zniszczył osady i pola w dolinie rzeki Iris i wdarł się aż do
serca starego kraju Latynów, stanowiącego fundament potęgi
rzymskiej.
Oczywiście, o zdobywaniu samego Rzymu Pyrrus nie
mógł marzyć. Roma była potężnie ufortyfikowana i obsadzona
bardzo liczną załogą. Ajakida nie zdołałby nawet okrążyć
solidnych
11-kilometrowych
„serwiańskich”
murów
otaczających miasto. Z tych samych względów także Hannibal
nie próbował po bitwie pod Kannami szturmować Rzymu. Z
przekazu Zonarasa wynika, że król zamierzał przedrzeć się do
miast etruskich. Jak daleko zaszedł? Florus (I 13.24) twierdzi,
ż
e aż do Praeneste, które opanował i skąd mógł już widzieć
rzymską stolicę, „...spoglądał z zamku w Praeneste na prawie
zdobyte miasto i z odległości dwudziestu mil napełnil dymem i
popiołem oczy przerażonych mieszkańców”. Nie ma jednak
wątpliwości, że Ajakida zatrzymał się w Anagnium (ob.
Anagni, Appian. Samu. 10,20) dwa dni marszu (62 km) od
99
Rzymu. Zgadza się to z przekazem Plutarcha, który napisał, że
król Molossów zbliżył się na 300 stadiów (52 km) do Rzymu.
Być może lotne łupieskie podjazdy posunęły się jeszcze dalej.
Pyrrus jednak zawrócił, zrezygnował z marszu do
Etrurii. Oto spotkało go koleinę nieprzyjemne zaskoczenie. Z
północy nadciągało silne wojsko drugiego konsula Titusa
Coruncaniusa. Po klęsce pod Herakleją senat polecił zapewne
temu wodzowi zawrzeć jak najszybciej pokój czy rozejm z
Etruskami, tak aby armia konsularna mogła wyruszyć na
Pyrrusa. Coruncanius szybko sprawił nielicznym oddziałom
Volci i Volsinii niezłe cięgi. W każdym razie 1 lutego 279
roku odbył triumf nad ludami obu miast (Fasti Capitolini,
triumph de Vulsiniensibus et Vulcientibus). Obie lukumonie
skwapliwie zgodziły się więc na pokój, korzystając z tego, że
Rzym, zagrożony przez najazd króla z Epiru, zaofiarował im
stosunkowo łagodne warunki. Stosunkowo, bo przynajmniej
nie zrównał obu miast z ziemią. Volci straciły jednak znaczną
część swego terytorium, w 273 roku powstała tam rzymska
kolonia Cosa. Gdyby Etruskowie wytrwali dłużej, mogliby
bronić swej niepodległości u boku Pyrrusa. Nie wystarczyło
im sił
57
.
Ajakida znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Nie
tylko utracił potencjalnych aliantów, ale znalazł się w
kleszczach między dwiema armiami konsularnymi. Lewinus,
ośmielony
pojawieniem
się
legionów
Coruncaniusa.
zaktywizował się na tyłach królewskiej armii. Pyrrus miał już
zapewne szczuplejsze hufce. Wielu żołnierzy zostawił w
zdobytych miastach. Ponadto wojsko „było już obciążone
zdobyczą i mnóstwem jeńców” (Appian. Samn. 10,10), nie
przejawiało więc zbytniego entuzjazmu do bitwy, która
przecież mogła zakończyć się utratą łupów. Pyrrus
zdecydował się więc na odwrót. Oddziały Ajakidy
przemaszerowały do Kampanii. Znamienne, że żaden z
konsulów nie próbował poważnie przeszkadzać królowi w
57
Schubert, op. cit., s. 191, uważa, że miasta etruskie zawarły pokój z obawy przed
wzrostem potęgi Sainitów, co jest nonsensem. W tym czasie o odrodzeniu świetności
damnickiej nie mogło być mowy. O podboju Etrurii przez Rzym R. Bloch.
Etruskowie, Warszawa 1995, s. 37 i n.
100
odwrocie, nie ośmielił się wydać bitwy. Zbyt żywa była
pamięć o „przesławnym laniu” pod Herakleją. Prawdopodobne
jest, że Pyrrus, zobaczywszy podczas marszu wypełnione
ś
wieżym
ż
ołnierzem
zastępy
Waleriusza
Lewinusa,
wypowiedział rozgoryczony swoje słynne słowa: „Czuję się
naprawdę potomkiem Herkulesa, któremu jak z hydry
Lemejskiej na nowo niby z własnej krwi odrasta tyle głów
nieprzyjacielskich, ile ich ścięto” (Flor. I 13,19; Zonar VIII
4,3).
Z relacji Appiana zdaje się wynikać, że Pyrrus
zostawił część żołnierzy, by przezimowali w miastach
Kampanii. Jeśli to prawda, Ajakida poczynił w tej krainie
znaczne zdobycze i nie lękał się ataku Rzymian. Wydaje się
jednak, że większa część armii przezimowała wraz z królem w
Tarencie. Reszta żołnierzy mogła otrzymać kwatery w
miastach sąsiednich. Senat natomiast ukarał wojaków
Lewinusa za klęskę pod Herakleją, rozkazawszy im
przezimować pod namiotami i to prawdopodobnie w Saepinum
w Samnium, a więc na terytorium nieprzyjacielskim. Jeźdźcy
zostali zdegradowani do pozycji legionistów, a legioniści - do
procarzy (Frontin. IV 1,24). W zimie starożytni wodzowie w
zasadzie wojny nie prowadzili, czas ten można więc było
poświęcić na dyplomację.
101
WOJNA CZY POKÓJ
Rzymscy dziejopisowie przeinaczyli i sfałszowali kwestię
rokowań pokojowych Pyrrusa z Republiką w sposób, chciałoby
się rzec, wprost bezwstydny. Konsekwentnie raczyli potomność
opowieściami, jak to król Molossów czynił wszystko, aby
zawrzeć pokój i przyjaźń z Rzymem: wysyłał poselstwa,
obiecywał złote góry, usiłował przekupić legatów i senatorów.
Niezłomni Synowie Wilczycy stanowczo odrzucali jednak te
umizgi, stawiając zawsze jeden tylko warunek: Pyrrus może
negocjować o pokój i przymierze tylko wtedy, kiedy opuści
italską ziemię, w przeciwnym razie niech będzie gotowy do
wojny. W następstwie problem tych rokowań jest niezmiernie
zagmatwany. Nie jest do końca pewne, kiedy do rozmów
pokojowych doszło, czy po bitwie pod Herakleją, czy też
dopiero po następnej batalii pod Ausculum w 279 roku, jak
sugerują przekazy Diodora (XXII 6,3) i Justinusa (XVIII 2),
a może też paktowano dwukrotnie. Źródła opowiadające się
za tą pierwszą wersją również nie są zgodne. Appian (Samn.
10) twierdzi, że pertraktacje rozpoczęły się od razu pod bitwie
pod Herakleją, jednakże według większości przekazów (Plut.
17; Zonar. VIII 4, 4-12; Eutrop. II 12-13; Liv. periocha 13;
Flor. I 13,14-21; Cass. Dio frg. 40) - dopiero po marszu na
Rzym. Nie wiadomo również do końca, kto był inicjatorem
rozmów, jakie warunki stawiał Ajakida, ile razy jego poseł
Kineas udawał się do Rzymu i dlaczego ostatecznie negocjacje
spełzły na niczym. Zawiłość tego problemu wybitny biograf
Pyrrusa Pierre Leveque starał się przedstawić za pomocą
tabelek, poświęcona mu literatura naukowa jest ogromna
58
.
Można wszakże odtworzyć bardzo prawdopodobny
przebieg wydarzeń. Późną jesienią 280 roku w Rzymie
zapanowały posępne nastroje. Wódz zza Adriatyku rozbił w
puch armię konsularną, spustoszył Kampanię i dotarł aż do
Latium, świecąc pożogą w oczy senatorom. Republika zdołała
58
Leveque, op. cit., s. 348 i n., który przytacza również opinie innych badaczy, na ten
temat, m.in. M.R. Lefkowitz, Pyrrhus Negotiations with the Romans, 280-278 B.C.,
„Harvard Studies in Classical Philology” 54, 1959, s. 147 i n., Kienast, op. cit., kol.
139 i n.
102
wprawdzie obronić swe najważniejsze terytoria, jednak szanse
na pokonanie Pyrrusa były niewielkie. Skoro bowiem król
wygrał bitwę tylko ze swą armią, to jak zwyciężyć go, kiedy
zyskał w południowej Italii licznych sprzymierzeńców? Także
Ajakida był skłonny do ustępstw. Podczas marszu na Rzym nie
zdołał oderwać od Republiki miast środkowej Italii, po raz
pierwszy chyba uświadomił sobie też, że możliwości
mobilizacyjne przeciwnika są ogromne. Zapowiadała się
długotrwała wojna na wyczerpanie, na którą, pozbawiony
rezerw, nie mógł sobie pozwolić. Ponadto wciąż kusił Pyrrusa
miraż łatwego łupu - Sycylii.
W tej sytuacji późną jesienią 280 roku przybyło do
Tarentu poselstwo znad Tybru, złożone ze znakomitych
mężów. W skład legacji weszli byli trzej konsulowie, znany
nam już Gajusz Fabrycjusz Luscinus, Kwintus Emiliusz Papus,
konsul 282 roku i Publiusz Korneliusz Dolabella, konsul 283
roku, zwycięzca znad Jeziora Wadymońskiego. Oficjalnie
posłowie prosili tylko o zwolnienie jeńców rzymskich za
okupem lub też o zgodę na wymianę jeńców (Dion. Hal. XIX
13). Król odbył więc naradę ze swoimi „przyjaciółmi”, czyli
najbliższymi współpracownikami i doradcami. Milon, jako
ż
ołnierz, opowiadał się podobno za odrzuceniem tej prośby i
wzmożeniem wojennych wysiłków, wszelako dyplomata
Kineas twierdził, że jeńców należy zwolnić bez okupu i
wysłać poselstwo do Rzymu w sprawie zawarcia pokoju, i
Ajakida dał posłuch tej ostatniej radzie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wymiana jeńców była
dla Rzymian jedynie pretekstem. Republika wysiała do Pyrrusa
członków swej ścisłej elity, aby podjąć pokojowe sondaże.
Rzymska historiografia starała się usilnie ukryć ten fakt,
przytaczając niezliczone anegdoty o stojącym na czele legacji
cnotliwym Fabrycjuszu, niezłomnie odrzucającym pokusy
perfidnego monarchy. Oto np. Pyrrus, dowiedziawszy się, że
Fabrycjusz ,jest w mieście bardzo wpływowy, ale bardzo
biedny, starał się zjednać go sobie, mówiąc, że jeśli doprowadzi
do zawarcia układu, to go zabierze ze sobą do Epiru jako
swego zastępcę na stanowisku wodza i podzieli się z nim
posiadanymi dobrami. Prosił go też, aby zaraz przyjął od
103
niego pieniądze, pod pozorem, że rozda je tym, którzy
doprowadzą do zawarcia pokoju” (Appian, Samn. 10).
Fabrycjusz wszakże roześmiał się tylko i rzekł: „Ależ mojej
otwartości nie zniesie ani nikt z twoich przyjaciół, ani ty sam,
królu, a ubóstwo moje wyżej sobie cenię niż bogactwo tyrana
ze złączonym z tym strachem”. Skoro nie udało się przekupić
Rzymianina, Ajakida postanowił napędzić mu stracha. Nakazał
ukryć za kotarą namiotu największego ze słoni. W
odpowiednim momencie podniesiono zasłonę, a zwierzę
uniosło trąbę i ryknęło dziko tuż nad głową senatora.
Fabrycjusz jednak spokojnie odrzekł: „Ani wczoraj nie zrobiło
na mnie wrażenia złoto, ani dzisiaj ten potwór” (Plut. 20).
Innym razem Pyrrus wydał dla legatów ucztę, podczas której
dyskutowano o filozofii. Kineas wychwalał przy tym nauki
Epikura, zgodnie z którymi należy unikać udziału w życiu
politycznym, to bowiem nie przynosi szczęścia. Na to
Fabrycjusz przerwał mu okrzykiem: „O Heraklesie! Oby tylko
Pyrrus i Samnici, jak długo z nami będą walczyć, chcieli
hołdować tym zasadom!” (Plut. 20). Podobno Pyrrus nie
gniewał się, lecz podziwiał szlachetną dumę Rzymianina.
Nie wiadomo, czy w tych historiach tkwi jakieś
prawdziwe jądro. Pewne jest natomiast, że posłowie prowadzili
z królem wstępne rozmowy na temat zakończenia konfliktu.
Wypadły one pomyślnie. Pyrrus przekonał się, że senat skłania
się do zawarcia pokoju. Zwolnił więc jeńców bez okupu i
wysłał Kineasa w poselstwie nad Tybr. Uwalnianie jeńców
bez okupu przed rozpoczęciem negocjacji było starym greckim
obyczajem. Zresztą Ajakida nie wypuścił z pewnością
wszystkich jeńców, lecz tylko 200 (Iustin, XVIII 1,10),
spośród tych, których wzięto w Lokroi. Niewykluczone
zresztą, że Rzymianie ci odzyskali wolność tylko warunkowo,
aby mogli wziąć udział w świecie Saturnaliów. Gdyby wszakże
rokowania zakończyły się fiaskiem, mieli powrócić do Pyrrusa.
Dzięki tej informacji Plutarcha i Appiana wiemy, że Kineas
bawił w Rzymie w grudniu 280 roku (wesołe święto
Saturnaliów przypadało 17 grudnia). Królewski poseł, zgodnie
z najlepszymi regułami hellenistycznej dyplomacji, przywiózł
ze sobą szkatułkę pełną klejnotów i kosztowności, które
104
rozdawał wpływowym rzymskim dygnitarzom, ich żonom i
dzieciom. Grecy uznaliby takie postępowanie za całkowicie
normalne, ba, nawet za godne pochwały! Kineas nie wiedział
jednak, że rzymscy senatorowie wciąż wyznają chłopskie
wartości, pielęgnują kult ubóstwa i prostoty. Dla tych
przybranych w togi przebiegłych wieśniaków, wyznających
nawet w stosunku do bogów zasadę do ut des (daję, abyś dał),
te kurtuazyjne prezenty były tylko ordynarnym przekupstwem,
zobowiązującym do rewanżu. Nikt więc nie przyjął darów
Kineasa. Po tym zgrzycie Tesalczyk wystąpił na forum senatu,
przedstawiając propozycje pokojowe swego monarchy. Sławił
Pyrrusa jako umiarkowanego władcę, ofiarował uwolnienie
wszystkich jeńców bez okupu, pokój, przyjaźń i przymierze,
pod warunkiem, że Rzymianie „obejmą układem również
Tarentynów, uznając wolność i niepodległość innych Greków
mieszkających w Italii. Lukanom zaś, Samnitom, Dauniom i
Brucjom oddadzą ich ziemie, jakie im w wojnie wydarli”. Z
tego przekazu Appiana (Samn. 10), a także innych źródeł
niezbicie wynika, że Pyrrus żądał od Republiki pozostawienia
w spokoju poleis Wielkiej Grecji i rezygnacji z całej
południowej Italii, czyli wycofania się z Lukanii, Brittium,
Apulii i Samnium. „Przyjaźń i przymierze z Rzymem to w
istocie elegancka nazwa swego rodzaju paktu o nieagresji”
59
.
Według przekazu uznawanego za miarodajny,
zwanego Ineditum Vaticanum, Ajakida domagał się także od
Republiki, aby ograniczyła swe panowanie wyłącznie do
Latium, co oznaczałoby przede wszystkim oddanie przez Rzym
Kampanii. Nie wiadomo, czy król posunął się aż tak daleko,
ale czyż Rzymianie nie wydarli niegdyś Kampanii Samnitom?
Pewne jest wszakże, że zwycięski Pyrrus postawił twarde
warunki. Ich przyjęcie oznaczałoby dla Rzymian utratę
wszystkiego, co wywalczyli w południowej Italii w przeciągu
ostatnich dziesięcioleci. Musieliby zrezygnować ze zdobyczy II
i III wojny samnickiej, oddać potężne kolonie z rozległymi
ziemiami, Wenuzję i Lucerię, może też Fregellae. Mimo to
59
Pyrrus żądał wolności dla wszystkich ludów południowej Italii, annaliści przekręcili
jednak te słowa, czyniąc z nichofertę króla udzielenia pomocy Rzymianom w podboju
Italii, co przekazał Plutarch (18). Por. Schubert, op. cit., s. 186 i n.
105
znaczna część, a może nawet większość senatorów
opowiedziała się za zawarciem pokoju. Republika doznała w
wyniku długich lat nieustannych wojen wielkiego upustu krwi,
większość południowej Italii i tak była zresztą stracona.
Koalicja Pyrrusa z poleis Wielkiej Grecji oraz z sabelskimi i
iliryjskimi ludami południa półwyspu wydawała się nie do
pokonania.
Wtedy nastąpił jeden z przełomowych momentów
historii rzymskiej. W senacie zjawił się Appiusz Klaudiusz
Caecus, starzec już sędziwy, dwukrotny konsul (307 i 296)
słynny ze swej cenzury w 312 roku, były dyktator. Na
przełomie IV i III wieku Klaudiusz był czołowym rzymskim
politykiem i odegrał kluczową rolę w przekształceniu Rzymu z
zaściankowej chłopskiej Republiki w prężne państwo,
sięgające po hegemonię w basenie Morza Śródziemnego.
Klaudiusz nakazał w 312 roku zbudowanie słynnej via Appia,
łączącej Rzym z Kapuą, przez co skierował ekspansję
Republiki na południe. W dwa lata później to zapewne on
doprowadził do powołania duoviri navales, czyli instytucji
dwóch urzędników, zajmujących się sprawami floty.
Klaudiusze związali się ponadto z kampańskim rodem
Atiliuszy,
również,
prawdopodobnie
zainteresowanym
podbojami na południu. Lecz teraz wszystkie owoce tej
polityki miały zostać zmarnowane. Klaudiusz, wyraźniej niż
jego koledzy z senatu, zdawał sobie sprawę, że Rzym po 60
latach nieustannej ekspansji nie może pozwolić sobie na
ustąpienie ze zdobytych ziem. Przyjęcie warunków Pyrrusa
oznaczałoby z pewnością rezygnację z mocarstwowych ambicji
na pewien czas, być może na zawsze. Klaudiusz był już stary
i ociemniały (stąd przydomek Caecus - ślepy), nie uczestniczył
więc w życiu politycznym. Teraz jednak nakazał zanieść się w
lektyce do senackiej kurii, aby nie dopuścić do zawarcia
pokoju z obcym królem.
Na widok dostojnego starca, prowadzonego przez
synów i zięciów, zgromadzeni patres powstali z szacunkiem,
a on bez zwłoki przemówił.
Wystąpienie Klaudiusza przeszło do legendy, jego
mowę upiększono wieloma retorycznymi ozdobami. Oracja
106
jednak została wygłoszona z całą pewnością, była to pierwsza
słynna mowa rzymska, znano ją i czytano jeszcze w czasach
Cycerona. Sędziwy konsul powiedział mniej więcej tak:
„śałowałem dotąd, że nie widzę, ale teraz muszę żałować, że
słyszę. Bo takich obrad waszych wolałbym nie tylko nie
widzieć, ale i nie słyszeć. To wy skutkiem jednego
niepowodzenia tak dalece się zapomnieliście, że naradzacie
się nad tym, by i tego, który wam klęskę zadał, i tych, co go
sprowadzili, uznać za przyjaciół zamiast za wrogów, a
Lukanom i Bruchom oddać własność naszych przodków. Toż
to nie jest nic innego, jak podporządkowanie się Rzymian
Macedończykom. I jeszcze niektórzy ośmielają się nazwać to
pokojem, zamiast niewolą”. Caecus podkreślił, że przyjęcie
takiego układu oznacza nieszczęście dla państwa, a następnie
postawił wniosek: „Jeśli Pyrrus pragnie przyjaźni i przymierza
Z Rzymianami, winien usunąć się z Italii, a potem przysyłać
posłów. Jak długo stoi w Italii, nie może być uznany ani za
przyjaciela, ani za sprzymierzeńca, ani za sędziego czy też
rozjemcę Rzymian” (Appian. Samn. 10).
Było to jasne postawienie sprawy - Rzym świadom
swojej potęgi, traktuje całą Italię jako wyłącznie swoją strefę
wpływów. Było to coś w rodzaju starożytnej doktryny
Monroe'go. Słowa wiekowego konsula zrobiły ogromne
wrażenie. Senatorowie z pewnością przypomnieli sobie, że
Republika ponosiła jeszcze straszniejsze klęski niż Herakleja.
czy to w Wąwozie Kaudyńskim (321 rok), czy to pod Lautulae
(315 rok) z rąk Samnitów. albo też niedawno pod Arretium,
zawsze jednak wychodziła z wojny zwycięsko. Rezerwy
państwa wciąż dalekie były od wyczerpania. Czegóż Pyrrus
mógł zresztą żądać więcej po kolejnej wygranej bitwie?
Możliwe
zresztą,
ż
e
patres
zdecydowali
się
kontynuować wojnę, nie tyle zagrzani retorycznym kunsztem
Caecusa, ile w nadziei na pomoc Kartaginy. W każdym razie
wniosek Klaudiusza przyjęto, Kineasowi zaś nakazano, aby
jeszcze tego samego dnia opuścił miasto. Rzymscy dygnitarze
zagrozili również Pyrrusowi: „Jak długo... będzie stał pod
bronią (w Italii), tak długo i Rzymianie wszystkimi siłami będą
prowadzić z nim wojnę, choćby mu się w poszczególnych
107
bitwach udało pokonać tysiące Lewinusów” (Plut. 19).
Ostatecznymi konsekwencjami tej doniosłej decyzji
senatu było zajęcie przez Republikę całej Italii, a nieco
później wojny punickie o panowanie w basenie Morza
Ś
ródziemnego. Podobno honorowi Rzymianie nakazali swym
jeńcom, aby natychmiast po zakończeniu Saturnaliów
powrócili do Pyrrusa. Tych, którzy pozostaną w mieście, miała
spotkać kara śmierci. Ale to prawie na pewno nieprawda. Z
pobytem Kineasa nad Tybrem wiąże się inna anegdota.
Tesalczyk, wypytywany po powrocie przez Ajakidę, jaki jest
ten Rzym. miał odpowiedzieć, że senat przypomina mu
zgromadzenie królów (Plut. 19; Flor. 13).Wierzymy, że 300
napuszonych senatorów, dzierżących laski z kości słoniowej,
przybranych w śnieżnobiałe togi obramowane purpurą, mogło
wywrzeć na pośle Epiroty wielkie wrażenie. Prawdopodobnie,
mimo cierpkiej odprawy, Pyrrus w odruchu szlachetności
uwolnił bez okupu przynajmniej część jeńców (alternatywą
było sprzedanie ich w niewolę). Być może chciał zachować
dobre stosunki z senatorami, licząc, że po kolejnej klęsce
Republika pójdzie w końcu na ustępstwa. Informuje o tym w
swych Rocznikach (Annales), rzymski poeta Ennius, żyjący w
latach 239-169, dosyć wiarygodny, bo stosunkowo bliski
opisywanym wydarzeniom. Według Enniusa, król Molossów
z godnością oświadczył rzymskim legatom:
Zioła nie żądam; okupu wy nie dawajcie, mężowie.
Toć nie handlem jest wojna - lecz ją bohatersko prowadząc.
ś
ycie nawzajem oceniać będziemy żelazem, nie złotem.
Nam czyli wam Fortuna zwycięstwo przysądzi: co jutro
Da - niechaj miecz to rozstrzygnie. I oto jest moja odpowiedź:
Czyją odwagą los wielołzawej wojny oszczędził.
Tych ja chcą wolność oszczędzić. Prowadźcie więc bez okupu
Jeńców - ja wam ich oddaję - a bogów to niechaj ucieszy!
(Ennius, Annales VI, 194-201)
60
60
Cyt. za: T. Z i e l i ń s k i , Rzeczpospolita rzymska, Katowice 1989, s. 113 i n., nie
wiadomo jednak z całą pewnością, kiedy Pyrrus jeńców tych uwolnił.
108
BITWA POD AUSCULUM
Zimę Pyrrus spędził na intensywnych przygotowaniach
wojennych. Przypuszczalnie, aby zyskać środki na opłacenie
ż
ołnierzy,
nakazał
zmniejszyć
zawartość
srebra
w
tarentyńskich staterach z 7,9 do 6,5 gramów. Dzięki temu
mógł wybić więcej monet. Król bezwzględnie ściągał też
pieniądze z miast Wielkiej Grecji. O tym, jak Ajakida
finansował swą wojnę, wiemy dzięki tzw. Archiwum
Ś
wiątynnemu w Lokroi. W roku 1958/1959 archeologowie
znaleźli w ruinach tego miasta kamienne skrzynie, a w nich 38
spiżowych tablic z inskrypcjami ze świątyni Zeusa Olimpiosa.
Siedem z tych inskrypcji pochodzi z czasów Pyrrusa. Powstały
one od września 281 do września 275. Na tablicach widnieje
napis: „Wypłacić królowi”. Tym monarchą może być tylko
Pyrrus. Niektórzy naukowcy sądzili, ze „król” to Agatokles
lub też urzędnik miejski o tytule „król” (basileus), ale jest to
całkowicie nieprawdopodobne. Jak wynika z inskrypcji, w tym
czasie wypłacono Pyrrusowi z funduszy świątynnych w
formie pożyczek czy też raczej „składek na wspólną sprawę"
fantastyczną wprost fortunę - 11 240 talentów srebra, przy
czym najwięcej po bitwie pod Herakleją - 2685 talentów.
Całość tej kontrybucji to 295 ton srebra. Z tak ogromnej ilości
kruszcu można było wybić 45,3 miliona ówczesnych srebrnych
monet tarentyńskich o masie 6,5 grama lub 53,6 miliona
drachm Pyrrusa o masie 5,5 grama. Fakt, że Ajakida mógł
wycisnąć z niedużego przecież polis, jakim było Lokroi, aż
tyle szlachetnego metalu, świadczy jak nieprzebrane bogactwa
posiadały miasta Wielkiej Grecji. Świątynia Zeusa Olimpiosa
zgromadziła prawdziwą górę srebra z podatków, prezentów
i darów wotywnych dla boga, ze sprzedaży pszenicy,
jęczmienia, wina i oliwy ze świątynnych ziem, ze sprzedaży
dachówek i cegieł własnej produkcji oraz z prostytucji
ś
wiątynnej, którą, jak wiemy, uprawiano w Lokroi, zwłaszcza
w momentach zagrożenia polis
61
.
Ze świątyni Pyrrus zabrał fortunę, jednak do
61
Na temat Archiwum Świątynnego w Lokroi A. De Francis, Stato e societa in
Locri Epizefiri, Napoli 1972, s. 78 i n.
109
prowadzenia długotrwałej wojny potrzebne były gigantyczne
wprost zasoby. 295 ton srebra wystarczyłoby na opłacenie
przez 6 lat armii 20-24 tysięcy pieszych najemników,
pobierających zwyczajowy żołd w wysokości 1 drachmy
dziennie (kawalerzyści otrzymywali po 2-3 drachmy). Ajakida
dostał z pewnością srebro i złoto nie tylko od Lokroi, ale także
od innych greckich miast, przede wszystkim od słynącego ze
swych bogactw Tarentu, a jednak stale brakowało mu
pieniędzy, a do Epiru wrócił z, prawie pustą kasą. Wydatki
były bowiem ogromne. Król musiał przecież nie tylko płacić
ż
ołnierzom, ale utrzymywać swą niewielką flotę, remontować
fortyfikacje, przynajmniej częściowo ponosić koszty zakupu
ż
ywności, paszy dla zwierząt i broni oraz utrzymania kwater
zimowych, musieli też dzielić się pieniędzmi z italskimi
sprzymierzeńcami.
Pewną część srebra z Lokroi Pyrrus niewątpliwie
rozdał swoim „przyjaciołom” i starszyźnie w Epirze, część
przeznaczył na wzniesienie wspaniałych budowli w Ambrakii.
Hojność należała do obowiązków hellenistycznego monarchy.
Skąpy lub ubogi władca uchodził za niegodnego panowania.
Dzięki ogromnym środkom z Lokroi i innych poleis
Ajakida zdołał w 279 roku wystawić silną armię. Kiedy
wszystko
było
gotowe,
hufce
królewskie,
znacznie
wzmocnione przez kontyngenty sprzymierzeńców italskich,
wiosną wyruszyły w pole. Poprzedniego roku ani klęska pod
Herakleją ani marsz Pyrrusa do Latium nie rzuciły Rzymian na
kolana, monarcha z Epiru postanowił więc rozpocząć
systematyczny podbój Italii. Uderzył na Apulię i zajmował
mniejsze miasta, wciąż jeszcze podlegające Republice. Jedne
zmusił do uległości oblężeniem, inne dobrowolnie otworzyły
mu bramy. Wszelako Rzym trzymał w ręku Apulię przede
wszystkim dzięki wielkim koloniom - Lucerii i Wenuzji.
Przypuszczalnie Pyrrus zagroził Wenuzji lub też obiegł to
miasto. Gdyby zdołał oczyścić Apulię ze zbrojnych kolonistów
znad Tybru, zapewniłby większe bezpieczeństwo Tarentowi, a
Samnitów uwolnił z dławiących kleszczy twierdz i terytoriów
rzymskich.
Roma nie mogła pozwolić sobie na utratę
110
strategicznej twierdzy jaką była Wenuzja, przysłała więc na
odsiecz aż 2 połączone armie konsularne. Rzymianie rzucili
do boju wszystkie dostępne siły. Mogli sobie na to pozwolić, na
północy nie było już bowiem etruskiego frontu. Na czele
wojska stali konsulowie 279 roku, Publiusz Decjusz Mus i
Publiusz Sulpicjusz Saverrio. Obaj nie mieli poważniejszego
doświadczenia militarnego, więc senat przydzielił im jako
legata znanego nam już Fabrycjusza Luscinusa, który cieszył
się sławą wytrawnego wojownika (Oros. IV 1, 20, por. Flor. I
13).
Siły obu adwersarzy były znacznie potężniejsze niż
przed rokiem. Według Dionizjosa z Halikarnasu (XX 1),
konsulowie mieli ponad 70 tysięcy piechurów, w tym 20
tysięcy Rzymian zgrupowanych w 4 legionach, resztę stanowili
sprzymierzeńcy. Do tego dochodziło 8 tysięcy kawalerii.
Pyrrus wiódł zaś do boju nieco ponad 8 tysięcy konnicy i 70
tysięcy pieszych wojowników, w tym 16 tysięcy Greków
„którzy przepłynęli Zatokę Jońską”, a więc żołnierzy z korpusu
ekspedycyjnego króla. Epirota miał też 19 słoni (Dziejopis z
Halikarnasu jest więc najwyraźniej przekonany, że słoń,
rzekomo ranny pod Herakleją, wkrótce potem wyzionął
ducha). Łatwo obliczyć, skąd Dionizjos wziął te 16 tysięcy.
Po prostu od wojsk, które przybyły z Ajakidą do Italii, odjął 13
tysięcy poległych jakoby pod Herakleją. Obliczenia Dionizjosa
są jednak błędne, przydał on 4 legionom, tworzącym 2 armie
konsularne zbyt wielu sprzymierzeńców. Poprawniejszej
kalkulacji dokonuje Frontinus (II 3,21) stwierdzając, że
przeciwnicy mieli po 40 tysięcy żołnierzy. Wydaje się, że obie
armie były nieco silniejsze - znacznie ponad 40 tysięcy. Dwie
„zwykłe” armie konsularne to już prawie 40 tysięcy ludzi,
a Rzymianie starali się przecież wzmocnić swe siły,
przeprowadzając nowy pobór. Niewątpliwie ściągnęli od
sprzymierzeńców posiłki większe niż zazwyczaj, zwłaszcza w
konnicy, która zneutralizować miała kawalerię Pyrrusa.
Także król oprócz swoich wojsk miał hufce z miast
Wielkiej Grecji, a także kontyngenty Samnitów, Lukanów,
Bruttiów i Sallentynów. Była to największa armia, jaką
Ajakida dowodził na italskiej ziemi i w całej swojej karierze.
111
Lokalizacja bitwy jest sporna. Wiemy jedynie, że
odbyła się pod Ausculum (ob. Ascoli) w zachodniej Apulii,
nad porośniętym krzakami brzegiem rwącej rzeki, na terenie
dla słoni i konnicy niedogodnym, a więc zapewne nierównym
(Plut. 21). W pobliżu Ausculum są jednak dwie rzeki,
Carapella płynąca na północ i Aufidus (obecnie Ofanto) - na
południe. Wśród naukowców toczyła się skomplikowana
dyskusja, nad którą z tych rzek Pyrrus zmagał się z
Rzymianami. Hipoteza, że nad Aufidusem ma więcej
zwolenników. Rzeka ta jest większa, miejscami rzeczywiście
rwąca, również w czasach starożytnych, o czym zaświadcza
poeta Horacy (Satires, I 1,58). Stanowi znacznie poważniejszą
przeszkodę terenową niż Carapella, ma też strome brzegi,
które prawdopodobnie w starożytności porośnięte były
krzakami i lasem. Wybitny niemiecki historyk Karl Beloch,
który na początku XX wieku zwiedzał Apulię, stwierdził, że we
wrześniu, a więc już po pierwszych jesiennych ulewach,
głębokość
nurtu
Carapelli
wynosiła
zaledwie
kilka
centymetrów, Aufidus zresztą znacznie częściej wymieniany
jest w starożytnych źródłach. W Ascoli wciąż żywa jest
tradycja, że bitwa odbyła się niemal w samym mieście, przy
Ponte d'Ascoli, czyli przy moście przez Caparellę, w pobliżu
miejsca, gdzie na początku XX wieku stał dworzec kolejowy.
Na tym domniemanym polu walki znaleziono jakoby
egzemplarz starodawnej broni. Wszystko wskazuje jednak na
to, że mieszkańcy Ascoli rozpowszechniali tę opowieść
powodowani lokalnym patriotyzmem.
W grę mógłby wchodzić też inny plac boju - na
lewym brzegu Aufidusu, na wysokości Lavello, tam, gdzie w
wieki później, w 1052 roku, Bizantyńczycy stoczyli wielką
bitwę z Normanami. Tyle, że miejsce to odlegle jest aż 27 km
od Ausculum i tylko 10 km od Wenuzji. Gdyby wrogie wojska
zwarły się w okolicach Lavello, bitwę nazwano by „pod
Wenuzją”, a nie „pod Auskulum”.
Najprawdopodobniej po zjawieniu się rzymskiej armii
Pyrrus wyruszył spod murów Wenuzji. Armia królewska
maszerowała ważnym szlakiem wojskowym, późniejszą
przedłużoną via Appia, prowadzącym z Wenuzji do
112
Benewentu. Rzymianie rozbili obóz na lewym brzegu górnego
biegu Aufidusu, prawdopodobnie tam, gdzie w miejscowości
Pons Aufidi (obecnie Ponte. S. Venere) znajdowała się
przeprawa. Dzięki temu nie tylko osłaniali całą północną
Apulię, ale blokowali także strategiczną drogę z Wenuzji do
Benewentu
62
.
Jeśli wierzyć tradycji rzymskiej, przed batalią pod
Auskulum doszło do osobliwego epizodu. W krytycznych
momentach bitwy Rzymianie niekiedy usiłowali odwrócić
klęskę, zgodnie ze starodawnym obyczajem poświęcając
jednego z legionistów bogom podziemnym. Częściej jednak
poświęcał się sam wódz. Ofiarował przy tym bóstwom
umarłych nie tylko swoją osobę, ale cale wojsko nieprzyjaciół.
Ceremonia ta odbywała się według ściśle określonego rytuału.
Uroczystą formułę wypowiadał przewodniczący kapłańskiego
kolegium pontyfików, pontifex maximus. Jej treść podaje
Liwiusz (VIII 9,6-8): „Janusie, Jowiszu, ojcze Marsie,
Kwirynie, Bellono, Lary, bogowie nowo przyjęci, bogowie
opiekunowie ziemi naszej, bogowie, w których mocy jesteśmy
my i nieprzyjaciele, boskie cienie zmarłych, do was się modlę,
z czcią was błagam, o łaskawość proszę i wołam, byście
narodowi rzymskiemu Kwirytów dali moc i zwycięstwo, a
nieprzyjaciół narodu rzymskiego Kwirytów dotknęli strachem,
przerażeniem i śmiercią. Jak to wypowiedziałem słowami, tak
za rzeczpospolitą Kwirytów, za wojsko, legiony i posiłki
narodu rzymskiego Kwirytów poświęcam legiony i wojsko
nieprzyjacielskie razem ze mną bogom podziemnym i ziemi”.
Poświęcany wódz słuchał, stojąc oparty na włóczni,
odziany w togę obramowaną purpurą (toga praetextata),z
zakrytą głową, z ręką schowaną pod togą, trzymający się za
brodę. Po zakończeniu obrzędu rzucał się na wrogów, by
znaleźć śmierć w walce. Italikowie gorąco wierzyli w
skuteczność tego rytuału, toteż wojsko „poświęconego” z
nowym zapałem ruszało do boju, natomiast nieprzyjaciele
tracili ducha i najczęściej podawali tyły. Devotio poddawali
się prawie wyłącznie przedstawiciele rodu Decjuszów Musów,
62
Na ten temat Beloch, Griechische…, t. IV, cz. 1, s. 549 i n., t. IV, cz. 2, s. 466 i n.;
Le v eq u e, op. cit., s. 380 i n.; Ki en a st , op. cit., kol. 144 i n.
113
przynajmniej o nich tylko wiemy. Jeśli wierzyć Liwiuszowi,
jako pierwszy poświęcił się dla ojczyzny Pubiiusz Deciusz
Mus, konsul 340 roku. Uczynił to w bitwie z Latynami
stoczonej pod Veseris w Kampanii. Jego syn oddał życie dla
Republiki w słynnej bitwie pod Sentinum w 295 roku (tylko
jego devotio uważane jest za prawdziwe), wnuk zaś był
jednym z konsulów, którzy w 16 lat później stawili czoła
Pyrrusowi pod Ausculum.
Jak twierdzi Zonaras, przed walną rozprawą wśród
ż
ołnierzy królewskich rozeszła się wieść, że konsul Decjusz
Mus również zamierza poświęcić się bóstwom podziemnym, a
przez to skazać ich na pewną klęskę. Zatroskany ponurymi
nastrojami w wojsku Pyrrus zwołał swoje hufce i opisał im, jak
będzie ubrany rzymski wódz szukający śmierci. Surowo też
nakazał, żeby jeśli napotkają w boju kogoś odzianego w
podobny strój, nie zabijali go, lecz wzięli żywcem. Jednocześnie
przez posłów oznajmił konsulowi, że daremne są jego zamysły,
bowiem nie polegnie, lecz trafi do niewoli i poniesie zasłużoną
karę jako parający się magią czarownik. Decjusz zrezygnował
więc ze swych zamiarów i odpowiedział Pyrrusowi, że
Rzymianie potrafią zwyciężyć także bez jego ofiary (Zonar. VIII
5,2-3). Tradycja rzymska przekazana przez Cycerona (De
minibus II 61, Tusculanes. I 89)) i poetę Enniusza (Annales VI
208 i n.) utrzymuje, że konsul rzeczywiście poddał się devotio i
położył głowę na polu bitwy. Ale o tym niezwykle przecież
efektownym wydarzeniu milczy Liwiusz (a raczej Liwiuszowa
tradycja), a także Fasti Capitolini, starodawny rzymski
kalendarz urzędowy, którego resztki wyryte na marmurze
przetrwały do naszych czasów. Z innego źródła, co prawda
późnego i nie do końca wiarygodnego, wynika, iż Decjusz Mus
przeżył bitwę pod Ausculum i jako „konsul zastępczy” (consul
suffectus) prowadził w 265 roku oblężenie etruskiego miasta
Volsinii (Vir. ill. 36,2). Zonaras usiłował zapewne dokonać
syntezy dwóch wersji losów Decjusza, które znał. Według
niego, konsul wprawdzie zamierzał dokonać devotio, ale nie
zdołał urzeczywistnić swych zamysłów. Tradycja rzymska na
temat devotio pod Auskulum była niekonsekwentna, gdyż
bitwa zakończyła się przecież klęską legionów. Ofiara konsula
114
byłaby więc daremna. Nie można wykluczyć, że Decjusz
rzeczywiście nosił się z zamiarem poświęcenia życia dla
ojczyzny. Świadczyłoby to, jak bardzo Rzymianie lękali się
rozprawy z królem Molossów, także żołnierze Pyrrusa musieli
słyszeć o tym obyczaju. Bitwa pod Sentinum, w której devotio
poddał się ojciec konsula 279 roku, odbiła się szerokim echem
w świecie greckim. Ajakida, usłyszawszy, ze jego wojownicy
boją się potężnej mocy rzymskiego rytuału, musiał
interweniować i ostatecznie wygrał tę nasyconą motywami
religijnymi wojnę psychologiczną. Rozstrzygnięcie przynieść
miał miecz, a nie magiczne ceremonie.
Odtworzenie bitwy pod Ausculum jest niezwykle
trudne, Na jej temat mamy dwie sprzeczne tradycje: grecką,
czyli przede wszystkim krótki przekaz Hieronima z Kardii,
wykorzystany przez Plutarcha, oraz rzymską, zawartą w
obszernej opowieści Dionizjosa z Halikarnasu, a także u
Kasjusza Diona i Zonarasa. Tradycja rzymska różni się od
greckiej w istotnych punktach.
1. Bitwa trwała jeden dzień. Według tradycji greckiej - dwa
dni.
2. Batalię rozpoczęli Rzymianie, którzy przekroczyli rzekę,
by uderzyć na króla. Bitwa odbyła się więc na prawym
brzegu. Hieronim twierdzi jednak, że to Ajakida zaatakował
(a więc musiał sforsować rzekę), tak że walczono na
brzegu lewym.
3. Rzymianie przygotowali 300 czterokołowych wozów
bojowych, zaopatrzonych w kosy, do walki ze słoniami.
Hieronim nic o tym nie wiedział.
4. Obóz Pyrrusa zdobyli i złupili posiłkujący Rzymian
Dauniowie z Arpi. Tradycja grecka milczy na ten temat.
5. Bitwa była nierozstrzygnięta lub nawet zakończyła się
wygraną Rzymian. Pyrrus został ranny. Według tradycji
greckiej zwycięzcą był Ajakida.
Próby znalezienia jakiejś syntezy tych dwóch
opowieści mają charakter hipotetyczny. W myśl opinii
współczesnych historyków, tylko przekaz Hieronima z Kardii
jest godny zaufania. Opierając się przede wszystkim na jego
relacji, można odtworzyć następujący przebieg bitwy.
115
Rzymianie wyciągnęli lekcje ze srogich cięgów, jakie
dostali pod Herakleją. Przyjęli taktykę wybitnie defensywną,
zajmując umocnione stanowisko na lewym brzegu rzeki. Nie
zamierzali atakować, być może czekali jeszcze na posiłki od
swych sojuszników. Przede wszystkim bali się jednak
straszliwego natarcia połączonych broni armii Pyrrusa -
konnicy,
falangi,
lekkozbrojnych,
strzelców
i
słoni.
Konsulowie wybrali więc teren nierówny, zalesiony,
chroniony przez strome brzegi Aufidusu. Zamierzali
wyniszczyć żołnierzy Epiroty tuż nad rzeką, gdy tylko ci
wdrapią się na stromy, porośnięty gęstymi krzakami brzeg. Na
takim terenie falanga i słonie są bezużyteczne. Wodzowie
Republiki liczyli, że legioniści, potrafiący walczyć w trudnych
warunkach, zaatakują z furią i w walce z bliski wysieką
krótkimi mieczami rozproszonych i pozbawionych wsparcia
swych „ciężkich” jednostek przeciwników. Sulpicjusz i
Decjusz Mus niezbyt jednak wierzyli w wygraną, rozbili
bowiem potężnie umocniony obóz bardzo blisko rzeki tak, aby
pobici Rzymianie nie musieli daleko uciekać.
Gdy stojący pod Wenuzją Pyrrus dowiedział się, że na
jego tyłach stoi potężna armia rzymska, musiał porzucić
oblężenie miasta, aby stawić czoło konsulom. Wojska
królewskie, zbliżywszy się do rwącego nurtu Aufidusu,
spostrzegły legionistów na drugim brzegu. Według Dionizjosa
z Halikarnasu, obie armie stały naprzeciwko siebie kilka dni.
zanim chwyciły za broń. Wydaje się to mało prawdopodobne,
gdyż Pyrrus musiał walczyć w terenie dla siebie
niedogodnym. Nie czekałby tak długo, aby w końcu wydać
bitwę
tam,
gdzie
nie
mógł
posłużyć
się
swymi
najskuteczniejszymi oddziałami. Ajakida uderzył więc
niezwłocznie, lecz na drugim brzegu Aufidusu jego oddziały,
przede wszystkim piesze, zostały natychmiast uwikłane w
ciężkie walki. Nie do końca wiadomo zresztą, jak Pyrrusowi
ż
ołnierze przekroczyli rzekę, Z pewnością przeszli po dnie -
Aufidus bynajmniej nie jest głęboki. Plutarch pisze jedynie, że
król został wyparty „na teren dla konnicy niedogodny, na
porośnięty krzakami brzeg rzeki, gdzie znów słonie nie mogły
znaleźć drogi, by połączyć się z piechotą”.
116
117
Karl Beloch uważa, że król zastosował manewr,
dzięki któremu pół wieku wcześniej Aleksander Wielki zdołał
wywalczyć przejście przez rzekę Hydaspes, bronioną przez
wielką armię indyjskiego księcia Porosa. Pozorowane ataki
wojsk epirockich w centrum zaabsorbowały armię konsulów,
podczas gdy wybrane oddziały Pyrrusa przekroczyły rzekę
powyżej i poniżej armii rzymskiej, a następnie zaatakowały
nieprzyjaciela od obu skrzydeł. W każdym razie Plutarch pisze,
ż
e pierwszego dnui bitwy Rzymianie zdołali przenieść główny
ciężar walki na skrzydło i dopiero w drugim dniu wrogie armie
zderzyły się czoło w czoło. Beloch zwraca również uwagę, że
gdyby wodzowie rzymscy znali swe rzemiosło, to dysponując
tak licznym i dobrym żołnierzem, z łatwością udaremniliby
próbę przeprawy. Być może zresztą konsulowie świadomie
przepuścili część Pyrrusowych wojaków przez rzekę, aby
zniszczyć ich na stromym, krzaczastym brzegu, tam, gdzie król
nie mógł rzucić do boju swych najlepszych oddziałów.
Legioniści
rzeczywiście
natarli
z
impetem.
Prawdopodobnie po stronie króla Molossów walczyli
pierwszego
dnia
jedynie
piesi
ż
ołnierze
italskich
sprzymierzeńców, mający podobne uzbrojenie co Rzymianie,
oraz lekkozbrojni i być może piechota liniowa, w każdym
razie nie falangici ze swoimi długimi włóczniami i nie
konnica. Rzymianie mieli więc znaczną przewagę liczebną,
ale mimo to nie udało im się zgnieść przeciwnika. W tym
długim chaotycznym boju, składującym się zapewne z
indywidualnych pojedynków, popłynęło mnóstwo krwi,
Pyrrus zaś „poniósł wiele strat w rannych i zabitych i na razie
wycofał się z walki, trwającej aż do północy” (Plutarch).
Ofiary te nie były jednak daremne. W zaciekłym boju
ż
ołnierze królewscy zdołali wyprzeć legionistów z części
niedostępnego terenu, z najbardziej niebezpiecznych punktów.
Być może Ajakida nakazał swoim ludziom, aby pod osłoną
nocy zajęli też strategiczne miejsca, z których mogli
skutecznie zaatakować nieprzyjaciela. W każdym razie, gdy
wstał świt, konsulowie musieli wycofać swe wojska na
równinę. Tu mogli przeciwstawić kunsztowi dowódczemu
Pyrrusa i jego taktyce połączonych broni już tylko rozpaczliwe
118
męstwo, upór i dyscyplinę legionistów.
Król ustawił swą armię w zwartym szyku i wydał
rozkaz do natarcia. Epiroci i ich sprzymierzeńcy runęli
gwałtownie na wroga. Silne oddziały łuczników i procarzy.
ustawione między słoniami, zasypały rzymskich żołnierzy
gradem pocisków. Rzymianie zdawali sobie sprawę, że ich
jedyną szansą jest zepchnięcie królewskiej falangi na brzeg,
zanim do akcji wejdzie konnica, a z nią budzące grozę słonie.
Wyrzucili więc swe oszczepy i zderzyli się z nieprzyjacielem,
chcąc za wszelką cenę rozbić linię Pyrrusowych włóczników.
Podobnie jak pod Herakleją, krótkimi mieczami musieli
walczyć przeciwko sarissom. „...przystąpili z mieczami do
strasznej bitwy przeciw długim lancom i gardząc życiem
jeden mieli cel: ranić i walić przeciwnika bez względu na
niebezpieczeństwo” (Plutarch).
Legioniści długo stawiali twardy opór, ale nie udało
im się znaleźć luki w linii wroga, czy zaatakować z flanki.
Potworny, najeżony włóczniami walec falangi powoli, lecz
nieubłaganie zmiatał ich z pola. Zapewne do boju wkroczyły
manipuly drugiej linii rzymskiej - principes, a w końcu
ustawieni w jednej linii doświadczeni wojownicy z trzeciego
rzutu - triarii. Nie udało im się jednak powstrzymać
Pyrrusowej armii. Legiony spływały krwią. Jak wiemy,
podczas bitwy pod Pydną „ani tarcza, ani pancerz nie
mogły się oprzeć sile pchnięcia sarissy” (Plut., Aemilius
Paulus XX 4). W końcu tam, gdzie walczył sam Pyrrus,
zapewne na czele najlepszych jednostek, linia rzymska
pękła. Wtedy Ajakida, podobnie jak pod Herakleją, rzucił
do walki swój „najcięższy argument” - słonie.
Na widok tych kolosów rozpacz ogarnęła rzymskich
ż
ołnierzy. Chyba nie próbowali nawet stawiać oporu,
zwłaszcza że Pyrrusowi strzelcy skutecznie osłaniali
zwierzęta, rażąc z proc i z łuków Rzymianie, zmęczeni już
walką, zaczęli uciekać przed słoniami Jak przed powodzią lub
trzęsieniem ziemi, uważając, że nie trzeba czekać, aż zginą
bezczynnie
przez
narażanie
się
na
najstraszniejsze
niebezpieczeństwo w sytuacji bez wyjścia” (Plutarch). Dzięki
przezorności konsulów legioniści nie musieli daleko
119
rejterować, narażając się na wycięcie przez jazdę królewską,
lecz znaleźli schronienie w pobliskim silnie umocnionym
obozie, którego już Pyrrus nie próbował zdobywać. Jak podaje
Plutarch w swych Pamiętnikach, król przyznał się do utraty
3505 żołnierzy, według Hieronima z Kardii 6 tysięcy
rzymskich trupów zostało na placu boju.
Taki przebieg bitwy pod Ausculum trzeba uznać za
wiarygodny. Szczupły przekaz Plutarcha oczywiście nie
wyjaśnia
wszystkich
wątpliwości.
Biograf
całkowicie
przemilcza na przykład sforsowanie rzeki przez oddziały
Epiroty. Zonaras (VIII 5,4) podaje, że Ajakida uprzejmie
przepuścił Rzymian na swój, prawy brzeg rzeki, ale to z cala.
pewnością nieprawda. Nie wiadomo również do końca, w jaki
sposób wojska Pyrrusa wydostały się w końcu na równinę ani
dlaczego król zdecydował się walczyć na tak niekorzystnym dla
siebie placu boju. Tylko tę ostatnią kwestię wyjaśnić można bez
większych wątpliwości. To Pyrrus pragnął bitwy, chcąc jak
najszybciej rozstrzygnąć wojnę na swą korzyść. Rzymianie
najwyraźniej grali na zwłokę. Król musiał więc walczyć na
terenie wybranym przez przeciwnika.
Co jednak zrobić z tradycją rzymską? Szczegółowy
opis zderzenia Pyrrusowych hufców z Rzymianami nad
Aufidusem daje Dionizjos z Halikarnasu. Dzięki jego relacji
możemy sobie wyobrazić „królewskie wojsko”, uszykowane w
bojowej linii na równinie tuż przed atakiem na wroga. Na
skraju prawego skrzydła piechoty stała falanga macedońska,
najeżona setkami sariss. Pięć szeregów trzymało włócznie
poziomo, jedenaście pozostałych pionowo, poruszając nimi
nieco, tak, by długie drzewca zatrzymywały nieprzyjacielskie
pociski. Obok falangitów zajęli miejsce italscy najemnicy
Tarentu. Ich sąsiadami w linii były zastępy z Ambrakii, jak się
wydaje, w uzbrojeniu tradycyjnych hoplitów, potrząsający
wojowniczo grzebieniami na hełmach. Naprzeciw tych
oddziałów stał pierwszy legion rzymski.
W centrum wojsk pyrrusowych zajęli stanowisko
leukaspidzi, elitarna formacja tarentyńskich piechurów
noszących okrągłe białe tarcze. Ci nie mieli sariss lecz krótsze
włócznie, którymi walczyli jedną ręką, w lewych dzierżyli
120
bowiem swe białe puklerze. Obok uszykowały się
kontyngenty Lukanów i Bruttiów z uzbrojeniem podobnym
do rzymskiego, trzymający duże prostokątne tarcze i kilka
oszczepów, którymi ciskać będą w nieprzyjaciół. Wielu tych
sabelskich
wojowników
przybranych
było
w
skóry
niedźwiedzie i wilcze. Lukanowie i Bruttiowie stanęli nie w
jednej zwanej linii, lecz, w luźniejszym szyku manipularnym,
w szachownicy, podobnie jak rzymscy żołnierze. Te wojska
miały stawić czoła trzeciemu legionowi Rzymian.
Z Lukanami i Bruttiami sąsiadowała falanga
Tesprotów, Chaonów i Molossów uzbrojonych w sarissy,
walczących na sposób macedoński. Hufce centrum miały się
zmierzyć z legionem drugim. Królewskie lewe skrzydło
tworzyli najemnicy z Etolii, Akarnanii i Atamanii, a sam jego
kraniec bitne kohorty Samnitów. Ci górale z Apeninów
wyróżniali się szerokimi, bogato zdobionymi brązem pasami,
które uchodziły u nich za symbol męskiej krzepy. Mieli
okrągłe napierśniki z trzech połączonych żelaznych kręgów.
Być może walczył pod Ausculum także „legion lniany” (legio
lineata), doborowy hufiec samnicki. Jego wojownicy szli do
boju w śnieżnobiałych lnianych tunikach, suto wyszywanych
złotem, i w groźnych hełmach z piórami lub z grzebieniami.
Według Liwiusza (IX 40) Samnici mieli zwyczaj stroić się do
bitwy. Podczas wojen samnickich, „...ich linia bojowa
błyszczała nową ozdobą uzbrojenia. Mieli dwa wojska.
Tarcze jednego były okute złotem, drugiego srebrem. Kształt
tarczy był taki – brzeg górny, który osłania pierś i barki, był
szerszy, bez wycięcia, ku dołowi tarcza zwężała się klinowo
ku większej poręczności. Na piersiach mieli miękki pancerz,
lewą nogę pokrywała nagolennica, na hełmach sterczała kita,
aby nadać ciału wygląd wyższego wzrostu. Posiadacze tarcz
pozłocanych mieli kolorowe tuniki, a ci z tarczami obitymi
srebrem białe tuniki lniane”. Z pewnością Liwiusz wiele tu
zmyślił. Samnickie tarcze w rzeczywistości były prostokątne,
podobne do rzymskich. Ci górale z Apeninów byli oczywiście
zbyt ubodzy, aby upiększać swe puklerze zlotem. Najwyżej
starszyzna samnicka i oddziały elitarne - legion lniany -
mogły mieć trochę ozdób z metali szlachetnych i kunsztownie
121
wykonaną broń. Lewe skrzydło Pyrrusa miało za przeciwnika
drugi legion.
Kawalerię prawego skrzydła wojsk królewskich
tworzyli jeźdźcy samniccy, bruttyjscy i najemnicy tarenlyńscy,
lewego zaś - najemnicy z Grecji, Lukanowie i Tarentyni. Ci
ostatni wystawili zapewne dobrą, lekką jazdę, każdy żołnierz
miał dwa konie, tak aby w razie potrzeby błyskawicznie
zmienić wierzchowca podczas bitwy. Jednostki na wzór jazdy
tarentyńskiej tworzyły również inne greckie poleis i władcy
hellenistyczni. Za swymi skrzydłami Pyrrus ustawił słonie
otoczone rojem lekkozbrojnych. Sam zajął pozycję z tyłu,
poza właściwą linią bojową, aby w razie konieczności wesprzeć
każdy chwiejący się odcinek swego szyku. Ajakidę otaczała
królewska gwardia konna - agema, licząca 2 tysiące
doborowych jeźdźców.
Rzymianie ustawili między legionami wojska swoich
sprzymierzeńców:
Latynów,
Kampańczyków,
Sabinów,
Umbrów, Wolsków, Marrucynów, Pelignów, Frentanów i
innych, podzielonych na 4 oddziały, konnicę zaś rozmieścili na
skrzydłach. Za linią ciężkiej piechoty stanęło 300 wozów
bojowych przeznaczonych do zwalczania słoni. Wozy te miały
po cztery koła i belki, do których przymocowane były ruchome
ż
erdzie, które można było zwrócić szybko w każdym
kierunku. Na końcu każdej żerdzi wbito trójzęby lub ostrza
podobne do klingi miecza albo żelazne kosy. Niektóre wozy
zaopatrzono w wysokie żurawie, z których zwisały żelazne
haki spowite pakułami nasyconymi płynną smołą. Gdyby
słonie podeszły blisko, żołnierze na wozach mieli zapalić
smołę, tak aby na głowy i cielska słoni spadał z wysoko
zawieszonych haków ognisty deszcz. Na wozach stali też
łucznicy
i
procarze
miotający
ż
elazne
pociski;
te
„antysłoniowe
rydwany”
otaczały
liczne
zastępy
lekkozbrojnych. Ustawienie wojsk obu stron przedstawiliśmy
na podstawie Dionizjosa z Halikarnasu, szczegóły uzbrojenia
uzupełniliśmy na podstawie innych przekazów. Niektórzy
współcześni historycy wzięli ten opis za dobrą monetę,
dochodząc do „genialnego” wniosku, że dziejopis z
Halikarnasu opisał po prostu drugi dzień batalii pod
122
Ausculum, bój na równinie
63
.
Tyle tylko, że ustawienie wrogich wojsk, podane
przez historyka z Halikamasu, nie zgadza się z szykiem obu
armii, opisanym krótko przez Frontinusa, korzystającego
zapewne z zaginionego przekazu Liwiusza (II 3,21). Frontinus
twierdzi, że Pyrrus ustawił w środku swej linii bojowej
Tarentynów jako najbardziej poślednich wojowników. Z
lewej strony żołnierzy z Tarentu zajęli pozycję Bruttiowie.
Lukanowie
i
Sallentynowie
(o
tych
ostatnich,
zamieszkujących sam „obcas” italskiego buta, milczy
Dionizjos), z prawej zaś - Samnici i Epiroci. Kawalerzyści
królewscy wraz ze słoniami stanęli za piechotą. Pyrrus
uczynił tak, idąc rzekomo za radą Homera. Kiedy bowiem
pod murami Troi sędziwy Nestor gotował szyk bojowy
Achajów:
„...słabszych pośrodku wojsk swoich umieścił.
Aby tchórzliwych konieczność sama sama zmusiła do wałki”.
(Iliada IV w. 299 i n,, tłum. Kazimiera Jeżowska).
Annaliści rzymscy z lubością wyśmiewali Greków z
Tarentu jako niewieściuchów niesposobnych do oręża, lecz
była to czysta złośliwość. Tego rodzaju bezmyślnie
powtarzanych stwierdzeń nie należy traktować poważnie.
Ponadto wiarygodność autorów opierających się
na tradycji
rzymskiej podważa fakt, że podają dwie różne wersje
ustawienia wojsk. Próba pogodzenia tych wersji, np. że
Frontinus myli piechotę samnicką z kawalerią tego ludu, i
dlatego Samnici znaleźli się u niego na prawym skrzydle, jest
nie przekonująca
64
. Na temat ustawienia linii bojowej Pyrrusa
zabrał glos również Polybios. W swych rozważaniach na temat
wyższości legionu nad falangą dziejopis z Megalopolis
stwierdza: „Co do Pyrrusa - to ten stosował nie tylko
uzbrojenie rzymskie, ale korzystał także z wojsk italskich,
ustawiając w bitwach na przemian jeden oddział na wzór
63
Tak np. Wuilleumier, op. cit., s. 119 i n., Kienast, op. cit., kol. 144. Podczas
pierwszego dnia bitwy, stoczonej w zaroślach nad rzeką, w walce oczywiście nie
mogła wziąć udziału kawaleria i falanga, także sformowanie regularnej linii było
zapewne niemożliwe, o tych kwestiach Levequ e, op.,cit., s. 387 i n.
64
Salmon, op. cit., s. 286.
123
rzymski i jeden systemem falangi. Mimo to nie potrafił i tak
zwyciężać, lecz obie strony stale jakoś wychodziły z bitew z
wynikiem nie rozstrzygniętym” (XVIII 29). Polybiosowi może
chodzić przede wszystkim o bitwę pod Ausculum, gdyż pod
Herakleją
Pyrrus
nie
miał
jednostek
italskich
sprzymierzeńców, pod Benewentem zaś - tylko bardzo
szczupłe ich zastępy. Polybios zapomina jednak, iż obok
macedońskiej falangi i oddziałów italskich w wojsku Pyrrusa
były także jednostki greckie, z pewnością nie walczące
sarissami, jak leukaspidzi z Tarentu czy najemnicy z Hellady,
które również mogły wystąpić w nieco luźniejszym szyku.
Zresztą wersja Polybiosowa nie zgadza się ani z opowieścią
Frontinusa, ani Dionizjosa.
Nie wiadomo, skąd Dionizjos czerpał swoje
informacje. Czy od Timajosa z Tauromenion, czy też
Proksenosa? Bo tylko greccy dziejopisowie mogli znać takie
szczegóły na temat Pyrrusowej armii. Historiografia rzymska
pojawiła się znacznie później, prawie 100 lat po Ausculum.
Podejrzenie budzi fakt, że historyk z Halikarnasu zna dokładne
ustawienie nie tylko jednej, ale drugiej strony, z numerami
legionów włącznie. Musiał więc mieć dostęp do źródeł
zarówno greckich jak i rzymskich. Bardziej prawdopodobne
jest wszakże, że spisywał tylko z annalistów rzymskich, a jego
opowieść uznać należy za efektowną lecz bezwartościową
historyjkę
65
. Na wiarę zasługuje być może jedynie podany
przez Dionizjosa skład Pyrrusowej armii, informacje na ten
temat historyk mógł zaczerpnąć z dobrego źródła greckiego,
może z Timajosa.
Niewątpliwie wytworem fantazji jakiegoś annalisty są
natomiast wozy bojowe do zwalczania słoni. Te pojazdy
z urządzeniami do polewania groźnych zwierząt gorącą smołą
mogłyby być ozdobą jakiegoś piekła na obrazach Hieronima
Boscha
66
. Wymieniają je również Zonaras i Orozjusz. W
opowieści Dionizjosa wchodzą jednak do akcji tylko raz, na
samym początku bitwy, według Zonarasa zaś w ogóle nie
zostały użyte, ponieważ Pyrrus (co za złośliwość) ustawił swe
65
Beloch, Griechische..., t. IV, cz. 2. s. 472 i n.; Delbrück, op. cit., s. 308 i n.
66
Leveque, op. cit., s. 389.
124
potwory na innym odcinku bojowego szyku. Prawdopodobne
jest natomiast, że Rzymianie posłużyli się płonącymi strzałami
i innymi pociskami, by powstrzymać szarżę słoni. O tym, jak
legioniści zwalczali te kolosy, opowiada krótko Florus:
„Zniknął już bowiem strach przed zwierzętami, a Gajusz
Numicjusz, centurion z pierwszej linii czwartego legionu,
odcinając jednemu słoniowi trąbę dowiódł, że potwory można
uśmiercić. Przeto rzucano w nie dzidami, a na wieże rzucano
ż
agwie, tak że wszystkie szyki wrogów pokryły się płonącymi
zwaliskami”. Pamiętamy wszakże, że według wiarygodnego
przekazu Hieronima z Kardii, to właśnie przed słoniami
Rzymianie pierzchali z pola walki. Dzielny centurion-
słoniobójca pojawił się już zresztą w bitwie pod Herakleją.
Dionizjos opowiada, że obie armie miały silniejsze
prawe skrzydła i tam zaczęły zwyciężać swych wrogów.
Stojący na prawym skrzydle falangici macedońscy odepchnęli
pierwszy rzymski legion i hufce sprzymierzonych Latynów,
lecz także lewe skrzydło królewskie zaczęło się cofać. Wtedy
Pyrrus wysłał do ataku słonie. Przeciwko nim ruszyły wozy
zaprzężone w woły, których załogi miotały na ogromne
zwierzęta płonącą smołę. Dowódcy słoni nie gnali już więc
swych kolosów naprzód, lecz ciskali oszczepy z wieżyczek.
Przeciwko wozom wystąpili lekkozbrojni króla, którzy cięli
uprząż i kaleczyli woły. W chwilę później żołnierze rzymscy
uciekli z wozów i szukali schronienia w najbliższych
szeregach swojej piechoty, powodując w nich chaos i
zamieszanie.
Wkrótce potem w centrum wojownicy czwartego
legionu zmusili do odwroiu Lukanów i Bruttiów, za nimi
podali tyły także Tarentyni (tu historyk z Halikarnasu przeczy
zresztą sam sobie, poprzednio napisał, że z Lukanami i
Bruttiami walczył legion trzeci, chyba że szyk rzymski uległ
przesunięciu). Pyrrus zamierzał wesprzeć łamiące się centrum
kawalerzystami swej agemy oraz jeźdźcami wezwanymi ze
skrzydeł. Wtedy jednak po stronie Rzymian interweniowała,
jak to mówi dziejopis Dionizjos, „boska potęga”. Do walki
wkroczył hufiec Dauniów, sprzymierzonych z Rzymem.
„Dauniowie, jak się wydaje, z miasta Argyrippa, które teraz
125
nazywa się Arpi, cztery tysiące piechurów i około czterystu
jeźdźców przysłanych na pomoc konsulom, znalazło się
w pobliżu obozu królewskiego. Dauniowie przez przypadek
podążali drogą prowadzącą w pobliżu nieprzyjaciela i wtem
zobaczyli tłum kłębiący się na równinie. Zatrzymali się więc
na
krótką
chwilę,
oddając
się
wszelkiego
rodzaju
rozważaniom, a w końcu postanowili, że nie zejdą ze wzgórz i
nie wezmą udziału w bitwie, ponieważ nie potrafili odróżnić
swoich od nieprzyjaciół, a także nie wiedzieli, gdzie powinni
zająć miejsce w szyku, aby być pomocą dla swych
sprzymierzeńców. Uznali natomiast, że najlepiej zrobią
okrążając i niszcząc obóz nieprzyjaciela, ponieważ wtedy nie
tylko zdobędą bogate łupy, jeśli zawładną taborami, ale także
wprowadzą przeciwników w wielkie zamieszanie, gdy ci
zobaczą, że ich obóz nagle ogarnął pożar (pole bitwy było
położone od obozu nie dalej niż 20 stadiów)
67
. Podjąwszy tę
decyzję, a także dowiedziawszy się od jeńców, których
wzięli, gdy ci wyszli zbierać drewno, że obozu strzeże bardzo
nieliczna straż, zaatakowali go ze wszystkich stron. Pyrrus,
dowiedziawszy się o tym od konnego żołnierza, który przedarł
się przez linie nieprzyjacielskie, gdy tylko zaczęło się oblężenie
obozu i, ostro gnając rumaka szybko osiągnął cel, postanowił
pozostawić resztę swych sił na równinie i nie odwoływać czy
też nie rozbijać falangi. Wysłał natomiast jako posiłki dla
obozu słonie i najśmielszych spośród jeźdźców, starannie
wybranych. Lecz kiedy ci byli jeszcze w drodze, obóz został
nagle wzięty i podpalony.
Wojownicy, którzy dokonali tego bohaterskiego
czynu, dowiedziawszy się, że wojska wysłane przez króla
schodzą już ze wzgórz przeciwko nim, uciekli na szczyt
wzgórza, gdzie ani słonie, ani konie nie mogły łatwo ich
dosięgnąć. Wojska królewskie, które przybyły za późno, aby
przynieść pomoc, zwróciły się przeciw legionowi trzeciemu i
czwartemu, które wysunęły się znacznie przed inne wojska,
pobiwszy swoich przeciwników w linii. Atoli Rzymianie,
67
Niespełna cztery kilometry. B eloch , Griechische..., t. IV, 2 s. 474 słusznie uważa
jednak, że obóz Pyrrusa musiał znajdować się znacznie dalej od placu boju drugiego
dnia bitwy.
126
dowiedziawszy się, że te zastępy królewskie nadchodzą,
wbiegli na miejsce wysokie i gęsto porośnięte drzewami, tam
też uformowali szyk bojowy. Słonie, niezdolne wdrapać się na
górę, nie uczyniły im szkody, podobnie jak zastępy jezdnych,
ale łucznicy i procarze, miotając pociski ze wszystkich stron,
zranili i położyli trupem wielu Rzymian. Gdy zaś dowiedzieli
się o tym wodzowie, Pyrrus ze swej linii piechoty wysłał
Atamanów i Akarnanów i niektórych Samnitów, podczas gdy
rzymski konsul pchnął kilka oddziałów konnicy, albowiem
potrzebowała takiego wsparcia piechota. W tym więc czasie
nowa bitwa rozpaliła się między piechurami a jezdnymi, zaś
wraz z nią coraz większa rzeź.
Naśladując rozkaz króla, rzymscy konsulowie także
odwołali swe wojska, bo zbliżał się zachód słońca, i
przeprowadzili je przez rzekę z powrotem do obozu, gdy już
zapadały ciemności. Oddziały Pyrrusa, utraciwszy swe
namioty, zwierzęta juczne i niewolników, i wszystkie swoje
tabory, spędziły nadchodzącą noc pod gołym niebem, bez
służby i nawet bez zaopatrzenia w niezbędną żywność tak,
ż
e wielu zranionych żołnierzy zmarło, aczkolwiek gdyby
otrzymali wsparcie i opiekę, mogliby zostać ocaleni”.
Jak widać, relacja Dionizjosa z Halikarnasu znacznie
różni się od przekazanej przez Piutarcha wersji Hieronima.
Według tego ostatniego, dzielność i cały wysiłek bojowy
legionistów usiłujących powstrzymać marsz Pyrrusowej
falangi, okazały się daremne. Historyk z Halikarnasu
opowiada natomiast, że piechurzy rzymscy przez długi czas
mieli przewagę, pobili centrum armii królewskiej i odepchnęli
lewe skrzydło. Dionizjos przejawia zresztą prawdziwy
kompleks słoni - w jego relacji te wielkie zwierzęta pędzone
są po całym polu bitwy tam i z powrotem. Tymczasem
manewrowanie słoniami, niewątpliwie rozwścieczonymi po
pierwszym starciu, byłoby z pewnością trudne. Nie wydaje się
prawdopodobne, aby obóz Pyrrusa został wzięty i spalony.
Dionizjos podaje starą grecką nazwę miasta Arpi (Argyrippa),
skąd przybyli sprzymierzeni z Rzymem Dauniowie, niektórzy
historycy uważają więc, że jego źródłem był jakiś wiarygodny
dziejopis helleński - Timajos czy Proksenos. Bardziej
127
prawdopodobne wydaje się wszakże wyjaśnienie, że Dionizjos
podał grecką nazwę miasta, bo sam był Grekiem. W
konfabulacje dziejopisa z Halikarnasu uwierzył nawet tak
wytrawny badacz jak P. R. Franke, autor poświęconego
Pyrrusowej wojnie rozdziału w Cambridge Ancient History
68
.
Franke uważa, że losy bitwy z najwyższym trudem
rozstrzygnął sam Pyrrus, atakując na czele konnicy i słoni
legiony trzeci i czwarty, które w centrum wysunęły się do
przodu. Niemniej jednak wszystko wskazuje na to, że prawie
cała barwna opowieść historyka z Halikarnasu jest wytworem
bujnej fantazji któregoś z annalistów. Nie można identyfikować
bitwy Dionizjosa z drugim dniem bitwy Hieronima z Kardii.
Plutarch, który czytał w całości zarówno historię Hieronima
jak i przekaz Dionizjosa z Halikamasu, nie znajduje przecież
ż
adnych punktów wspólnych i głowi się, której z wersji dać
wiarę.
To właśnie Ausculum uważane jest za najbardziej
typowe „pyrrusowe zwycięstwo” i opinię tę reprezentują także
niektórzy współcześni badacze
69
. Jak widać, wpływy
annalistów rzymskich nie dały się wykorzenić aż do dnia
dzisiejszego. Historycy Republiki czynili wszystko, aby
ukazać batalię pod Ausculum jako bitwę nie rozstrzygniętą
lub nawet sukces rzymskiej strony. Według Dionizjosa z
Halikamasu, obie armie straciły po 15 tysięcy ludzi.
Próbowano pogodzić powyższe dane z informacjami
Hieronima, przypuszczając, że ten ostatni nie uwzględnił
rannych, o których zazwyczaj milczą źródła starożytne, lub
też przemilczał straty wśród italskich sprzymierzeńców
Pyrrusa. Nie są to wszakże wyjaśnienia przekonujące, tym
bardziej że późniejsza tradycja rzymska usiłuje przekazać
potomności, iż pod Ausculum poległo aż 20 tysięcy żołnierzy
Pyrrusa i tylko 5 tysięcy Rzymian (Frontin. II 3; Eutrop. II 13;
Oros. IV 1,22)
70
.
Także Pyrrus został jakoby zraniony. „Taki byłby
68
Cambridge Ancient History, Cambridge 1988, t. VII. cz. 2, s. 473.
69
Tak np. Heftner, op. cit., s. 35; B e n g t s on , op. cit., s. 129.
70
O stratach: Kienast, op. cit., kol. 145; Leveque, op. cit., s. 394 i n.; Sc h u b e r t , op.
cit., s. 197.
128
koniec klęski, gdyby nie przeszkodziła noc, a sam król, ostatni
spośród uciekających, ranny w ramię, nie został wyniesiony
przez straż przyboczną na swoim orężu”, opowiada Florus (I
13,10, podobnie Zonar. VIII 5,6; Eutrop. II 13, Oros. IV, 1,20,
a także Dionizjos z Halikarnasu za pośrednictwem Plutarcha
21,13). Trudno powiedzieć, czy to prawda. Najlepszy biograf
Pyrrusa, Pierre Leveque, powątpiewa w ranę króla,
przytaczając mocny argument - wiarygodny przekaz
Hieronima z Kardii nic na ten temat nie wspomina.
Siedząc poszczególne relacje wyraźnie można
dostrzec, jak prawda o bitwie pod Ausculum z czasem ulega
zafałszowaniu. Dla Hieronima z Kardii, Iustinusa (XVIII
1,11) i annalisty Valeriusa Antiasa (jego relacja przekazana
przez Gelliusa Noctes atticae („Noce attyckie”) III 8,1) to
jeszcze Pyrrus jest zwycięzcą, podczas gdy Dionizjusz z
Halikarnasu mówi o bitwie nie rozstrzygniętej, natomiast
Liwiusz, Florus, Orozjusz radują się z rzymskiej wiktorii.
„Pyrrus uciekł do Tarentu”, twierdzi Eutropiusz (II 13).
Tymczasem rzecz miała się całkowicie inaczej. Z rzeczowego
przekazu Hieronima wynika, że Ajakida zaatakował mającego
co najmniej równe siły nieprzyjaciela na niekorzystnym dla
siebie terenie, mimo to wypart wrogów z zajmowanych pozycji
na równinę, tam pobił ich jeszcze raz i zmusił do pospiesznej
ucieczki do obozu. Dla Rzymian „bitwa skończyfa się już nie
odwrotem, lecz klęską ich wojska”
71
. Republika znalazła się w
trudnej sytuacji. Wysłała przeciw Pyrrusowi wojska dwóch
konsulów, czyli całą swą armię polową, a mimo to została
pokonana, tracąc 6 tysięcy ludzi.
Jednak również Ajakida nie mógł spokojnie patrzeć w
przyszłość. Twardzi żołnierze rzymscy zabili wielu jego
wojowników. Z 3505 poległych pod Ausculum po stronie
królewskiej zapewne około połowa przypadała na italskich
sprzymierzeńców, lecz król po prostu nie miał skąd uzupełnić
poniesionych strat. Jego korpus ekspedycyjny topniał w
zastraszającym tempie. Po dwóch bitwach zostało zeń około
23-24 tysięcy ludzi, z których po Ausculum z pewnością wielu
71
Heurogon, op. cit., s. 217
129
było rannych i niezdolnych do walki. Pyrrus „…stracił wielką
część tego wojska, które z sobą przywiózł, stracił prawie
wszystkich przyjaciół najbliższych i dowódców, z małymi
wyjątkami. Nowych nie było skąd wziąć, ...gdy tymczasem u
Rzymian obficie i szybko, jakby z jakiegoś płynącego z
ojczyzny źródła, napełniał się obóz nowymi ludźmi”, napisał
Plutarch (21), być może nieco przesadzając, bo o śmierci
najlepszych dowódców Pyrrusa informował już po Heraklei.
Niemniej jednak król Molossów najpóźniej po Ausculum
uświadomił sobie, że czeka go długa i wyniszczająca wojna, w
której powoli wytraci swe siły, że ze swym szczupłym
wojskiem nie jest w stanie rzucić Republiki na kolana.
130
131
132
133
134
135
136
137
138
SOJUSZ DWÓCH MOCARSTW
Po Ausculum nie doszło już do działań wojennych. Król nie
próbował wykorzystać sukcesu, nie ścigał konsulów, zaniechał
oblegania Wenuzji. Dla dziejopisów rzymskich przyczyny tej
bezczynności były jasne. Pyrrus, zwyciężony i ranny, schronił
się za murami Tarentu. Rzeczywistość wydaje się inna. Do
bitwy pod Ausculum doszło zapewne latem 279 roku. Pyrrus
uznał, że w tym sezonie nie ma już sensu podejmować
operacji na większą skalę, które i tak nie przyniosą
rozstrzygnięcia, zwłaszcza że stosunki króla Molossów z
italskimi sojusznikami pogarszały się. Według Plutarcha (21),
„sprzymierzeńcy italscy już ochłonęli z zapału”. Być może
Samnici, Lukanowie i Bruttiowie przekonani, że pobici w
dwóch bitwach Rzymianie nie są już tak groźni, nie chcieli
dłużej znosić twardych rządów Ajakidy. Jak pisze Kasjusz
Dio, Halikowie zjednoczyli się przeciwko Pyrrusowi,
ponieważ ten nie dotrzymywał swych obietnic, a ponadto
pustoszył ziemie swych sprzymierzeńców tak samo jak
nieprzyjaciela. Doszło przy tym do znamiennego incydentu.
Na skargi italskich sojuszników król odpowiedział, że kiedy
jest na terytorium rzymskim, widzi kwitnące osady i pola.
Ziemie jego aliantów są natomiast tak pełne dzikich zarośli i
spustoszone, iż myślał, że znajduje się na /Jurni niczyjej.
Ś
wiadczy to, jak ogromnych zniszczeń dokonali Rzymianie na
ziemiach południowej Italii, jakie klęski w walkach z
Republiką ponosili Lukanowie czy Samnici. Epiroci również
nie ukrywali niezadowolenia. Zerwali przyjaźń ze swymi
italskimi aliantami, ponieważ wyruszyli na wojnę pełni
wielkich nadziei, tymczasem ich udziałem stały się tylko
trudy i znoje (Cass. Dio frg. 40, 26). Niewątpliwie
i jedni, i drudzy rozczarowani byli ciężką wojną, w której
łupów było niewiele. Pyrrus wiedział, że może liczyć tylko na
własne siły. Powrócił do Tarentu, by przegrupować armię.
Być może wzmocnił ją posiłkami przybyłymi z Epiru (Zonar.
VIII 5,7). Nie mogło to być znaczące wsparcie. Ojczyzna
Pyrrusa sama znalazła się w niebezpieczeństwie. Oto na
początku 279 roku do Macedonii wdarły się hordy bitnych
139
i okrutnych celtyckich wojowników. Król Ptolemajos Keraunos
ze zbyt szczupłymi siłami pociągnął na nieprzyjaciela. Nie
miał zresztą wiele wojska, gdyż część oddziałów oddał
Pyrrusowi na italską wyprawę. Celtowie roznieśli w puch
niewielką armię macedońską. Ranny Keraunos został wzięty
do niewoli i stracony. Najeźdźcy rozlali się po całym kraju,
łupiąc i mordując. W Macedonii zapanował chaos. Być może
jakiś zagon Celtów dotarł do Epiru, Appian (Samn. 11,1)
w każdym razie mówi o zaburzeniach wśród Molossów.
Posłowie z ojczyzny wzywali Pyrrusa do powrotu,
kreśląc wspaniałe perspektywy - teraz przecież z łatwością
sięgnie po tron Macedonii, korzystając z panującego tam
bezkrólewia. Jednocześnie do Tarentu przybyli posłowie
Greków
sycylijskich,
obiecując
Pyrrusowi
wydanie
najważniejszych miast wyspy, Agrygentu, Syrakuz i Leontinoj,
a pewnie także innych poleis w zamian za uwolnienie Sycylii
od Kartaginczyków i tyranów (Plut. 22,2; Diod. XXII 7,3; Dion.
Hal. XX 8,1; Appian. Samn. 11,1, Iustin. XVIII 2,11). Po
otrzymaniu tych elektryzujących nowin król doszedł do
wniosku, że nie ma dłużej sensu uganiać się za wojskiem
rzymskim, skoro gdzie indziej czekają łatwiejsze zwycięstwa.
Tylko w którym kierunku uderzyć?
Ajakida długo „nie mógł się pogodzić z tym
zrządzeniem losu, że tak doniosłe zadania wpadły mu na raz
na tę samą chwilę, i zdając sobie sprawę z tego, że jeśli ma
do wyboru dwie możliwości, z jednej musi zrezygnować,
dużo czasu stracił na kalkulacji” (Plutarch). Pyrrus
rzeczywiście stanął przed poważnym dylematem: gdyby
powrócił, mógłby łatwo zawładnąć królestwem Macedonii,
o którym zawsze marzył. Wystąpiłby również jako bohater,
ratujący Helladę przed barbarzyńskimi Celtami. Powrót
za Adriatyk oznaczać wszakże mógł zaprzepaszczenie
wszystkiego, co Ajakida osiągnął w Italii - król musiałby
zapewne zrezygnować z planów zjednoczenia pod swym
berłem Greków Zachodu. Być może zdążyłby jeszcze wrócić
do Italii, aby ponownie uratować przed Rzymianami Tarent,
jednak na podporządkowanie Sycylii byłoby zapewne za
późno, gdyż walczący na tej wyspie z Hellenami
140
Kartagińczycy osiągali coraz większe sukcesy.
Król postanowił więc zagrać najpierw sycylijską
kartą, zwłaszcza, ze Sycylia leży w pobliżu kartagińskiej
Afryki, którą zawsze można, wzorem Agatoklesa, najechać i
gruntownie złupić (a łupy oznaczają środki na opłatę
najemników). Fakt, że Pyrrus nie powrócił po diadem
władców Macedonii świadczy, że swą wyprawę na Zachód
traktował bardzo poważnie i nie zasługuje na miano
wartogłowa czy awanturnika. Ajakida zresztą nie popłynął od
razu na Sycylię, lecz starał się zabezpieczyć swych
sojuszników w Italii, zawierając pokój z Rzymem. Republika
również zdawała się skłaniać ku negocjacjom, aby zyskać
przynajmniej chwilę wytchnienia po dwóch upokarzających
klęskach. Rzym, mimo swoich ogromnych rezerw, także
wyczerpany był wojną.
Nie wiadomo, kto wszczął pertraktacje. Iustinus
pisze lakonicznie: „…senat rzymski wysłał posła Fabrycjusza
Luscinusa, który zawarł z Pyrrusem pokój”, toteż być może
z inicjatywą rozmów wystąpili Rzymianie. Sprawa ta jest
niesłychanie pogmatwana. Być może pretekstem do
rozpoczęcia pertraktacji stała się słynna sprawa perfidnego
lekarza króla. Oto do Rzymian przybył jakoby posłaniec z
listem od lekarza Pyrrusa, w którym medyk proponował, że
zgładzi swego króla za pomocą trucizny i w ten sposób
bezkrwawo zakończy wojnę (Plut. 21,1-4; Zonar. VIII 5,8,
Florus I 13). Niezłomny Fabrycjusz powiadomił jednak
Pyrrusa o wszystkim, stwierdzając jakoby pompatycznie:
„Donosimy ci o tym nie przez wzgląd na ciebie samego, lecz
ż
eby los twój nie ściągnął na nas niezasłużonej hańby, gdyby
miała powstać opinia, jakobyśmy zdradą dokonali wojny,
której nie bylibyśmy zdolni rozstrzygnąć własnym męstwem”
(Plutarch). Pyrrus surowo ukarał zdrajcę, podobno z jego skóry
kazał sporządzić lejce do swego rydwanu. Z wdzięczności
zwolnił rzymskich jeńców wojennych i wysłał nad Tybr
Kineasa, aby ten doprowadził do zawarcia pokoju.
Dzielni senatorowie oświadczyli jednak, iż Pyrrus
może liczyć na pokój dopiero wtedy, gdy wraz z wojskiem
wyniesie się z Italii, żeby zaś nie mieć długu wdzięczności
141
wobec króla, odesłali mu taką samą liczbę jeńców, Samnitów i
Tarentynów. Trudno powiedzieć, czy powyższa opowieść jest
prawdziwa. W jednej z wersji tej historii zdrajcą jest
podczaszy Pyrrusa, co podejrzanie przypomina historię o
otruciu Aleksandra Wielkiego przez podczaszego Jolaosa,
syna Antypatra. Być może wydarzenie to rozegrało się jedynie
w bujnej wyobraźni annalistów, pragnących zatrzeć pamięć o
negocjacjach i zawartym przez Rzym układzie pokojowym.
Nie wiadomo nawet, jak nazywał się perfidny lekarz-zdrajca -
Nikias czy Timochares z Ambrakii. Z całą pewnością doszło
natomiast do wymiany jeńców, która zazwyczaj poprzedza
zawarcie pokoju. Prawdopodobnie do Pyrrusa przybył znów w
poselstwie cnotliwy Fabrycjusz i w rozmowach z królem
ustalił wstępne warunki kompromisu. Negocjacje i debaty w
senacie trwały z pewnością długo. W końcu jednak obie
strony dobiły targu i stanął rozejm, zapewne w końcu 279
roku lub na początku roku następnego. W celu ratyfikacji
traktatu pokojowego Pyrrus znów wysłał Kineasa nad Tyber
72
.
Niejasne są warunki ugody między Republiką a
wodzem z Epiru. Być może Pyrrus, niezwyciężony na polu
bitwy, powtórzył swe żądania z roku poprzedniego. Domagał
się więc od Rzymian uznania wolności miast Wielkiej Grecji,
zwrotu ziem zabranych swym sojusznikom i rezygnacji z całej
południowej Italii. Zapewne jednak Ajakida, spieszący się na
Sycylię, poszedł na pewne ustępstwa i nie żądał już od
Republiki oddania zagarniętych ziem, lecz jedynie uznania
niepodległości jego italskich sojuszników na tych terenach,
które jeszcze posiadali. Niektórzy badacze, jak H. Heftner,
uważają na podstawie krótkich i nie dających się dokładnie
datować przekazów Plutarcha (XVIII 6) i Zonarasa (VIII
4,10), że Pyrrus był aż tak skłonny do ustępstw, że domagał
się już tylko wolności dla Tarentu i innych miast Wielkiej
Grecji. Nie brzmi to prawdopodobnie. Ajakida musiał zdawać
sobie sprawę, że bez buforu, tworzonego przez terytoria
72
Kwestia rokowań pokojowych jest, jak już wspomnieliśmy, niezwykle
skomplikowana, Leveque, op. cit., s. 370. zestawia poglądy poszczególnych badaczy na
ten temat w specjalnej tabelce, sam uważa, że po Ausculum nie było misji Fabrycjusza,
tylko Kineas po raz drugi wyprawił się nad Tyber.
142
Bruttiów, Lukanów i Samnitów, poleis Wielkiej Grecji zdane
będą na łaskę Rzymu
73
. Wydawało się, że Pyrrus przynajmniej
częściowo spełni swe zamiary - stanie się hegemonem
Wielkiej Grecji i krain ludów sabelskich w południowej Italii.
Zabezpieczywszy w ten sposób tyły, wyprawi się na Sycylię,
gdzie czeka go znacznie łatwiejsza wojna.
Plany te pokrzyżował jednak nowy aktor, który
niespodziewanie pojawił się na scenie. Oto do ujścia Tybru
wpłynął kartagiński admirał Magon ze 120 okrętami (Iustin.
XVIII 2, według Waleriusza Maksimusa Magon miał okrętów
aż 130). Kartagiński wódz udał się osobiście do senatu lub też
patres wysłali delegację do Ostii. W każdym razie Magon
zaproponował Rzymianom wsparcie przeciw Pyrrusowi, jeśli
będą kontynuować wojnę w Italii. Motywy lakonicznie, lecz
trafnie przedstawia Iustinus: „Kartagińczycy... mieli ten jeden
powód wysłania pomocy dla Rzymian, aby Pyrrus uwikłany
w wojnę z Rzymianami pozostawał w Italii i nie mógł
przeprawić się na Sycylię”. Kartagińczycy wiedzieli już
z pewnością o poselstwach sycylijskich Hellenów, proszących
Ajakidę o interwencję. Senatorowie podobno podziękowali za
ofertę, lecz uprzejmie odmówili (Iustin. XVIII 2; Valerius
Maximus III 7,10). Czyżby nie chcieli wpuścić Punijczyków
do Italii, którą uważali za swą wyłączną strefę wpływów,
nawet w charakterze przyjaciół i sprzymierzeńców? Bardziej
logiczna wydaje się interpretacja, że Magon wcale nie
proponował Republice pomocy wojsk lądowych. Rzym nie
potrzebował drogich, niepewnych i uciążliwych najemników
kartagińskich w środkowej Italii. Punicki admirał urządził
jedynie demonstrację siły, by dodać ducha nieprzejednanym
„jastrzębiom” w senacie i nie dopuścić do zawarcia przez
Republikę pokoju z Pyrrusem.
Misja Magona skończyła się pełnym sukcesem.
Senatorowie, zagrzani słowami punickiego admirała, być
może także wiedzący już o sycylijskich planach króla
Molossów, zdecydowali się kontynuować wojnę. Zerwali
zawarty już traktat pokojowy z Ajakidą i odprawili Kineasa z
73
Na temat rokowań m.in. Beloch, Griechische..., IV, cz. 1, s. 551, Lefk owi tz, op.
cit., s. 158 i n.; Cary, Sc u l la rd , op. cit., s. 196; H e ft n e r , op. cit., s. 35.
143
niczym. Wtedy to zawarto kolejny, trzeci już, według
Polybiosa, traktat Rzymu z Kartaginą. Skierowany był
przeciw Pyrrusowi. Interpretacja i datacja tego układu sprawia
badaczom ogromne trudności. Zazwyczaj uważano, że
zawarty został w 279/278 roku, jednak wybitny znawca
dziejów hellenizmu E. Will doszedł do wniosku, że traktat ten
obie strony spisały już w roku 280. Na taką datację wskazuje
ś
wiadectwo Polybiosa, według którego traktat został zawarty
„w czasie przeprawy Pyrrusa, zanim Kartagińczycy zaczęli
wojnę o Sycylię” (III 25). Według tej interpretacji, oba
zachodnie mocarstwa natychmiast zjednoczyły się przeciw
Ajakidzie, gdy ten w obronie społeczności greckich wyprawił
się do Italii. Kartagińczycy bezzwłocznie rozpoczęli wówczas
ofensywę przeciwko helleńskim poleis na Sycylii, być może
wspomogli też Rzymian finansowo, co umożliwiło Republice
wybicie pierwszych srebrnych monet. Tłumaczyłoby to,
dlaczego
senatorowie
ostatecznie
odrzucali
pokojowe
propozycje Pyrrusa - patres byli świadomi nie tylko potęgi
swego państwa, ale także mieli nadzieję na pomoc punicką.
Datacja 279/278 ma wszakże również wielu zwolenników i
wydaje się bardziej prawdopodobna (traktat jako bezpośrednie
następstwo misji Magona). Być może też zawarto dwa traktaty
- jeden w 280, drugi w 278 roku, z których drugi był
uzupełnieniem pierwszego, zawierał bowiem konkretne
ustalenia co do pomocy, jakiej sygnatariusze zobowiązani są
sobie udzielić.
Nie bardzo też wiadomo, co konkretnie w dokumencie
tym postanowiono. Oto, według Polybiosa, obie strony,
potwierdziwszy klauzule wszystkich innych porozumień,
uczyniły następujący dodatek: „Jeżeli Rzymianie albo
Kartagińczycy zawrą przymierze z Pyrrusem, muszą jedni i
drudzy je podpisać, ażeby mogli sobie nawzajem pomagać w
kraju tych, którzy będą zwalczani. Którakolwiek zaś strona
potrzebowałaby pomocy, mają Kartagińczycy dostarczyć
statków, zarówno przewozowych jak i wojennych; o żołd zaś
dla swych załóg ma się postarać każda strona. Kartaginczycy
także na morzu powinni Rzymianom nieść pomoc, gdy zajdzie
potrzeba. Ale załóg okrętowych niechaj nikt nie zmusza, aby
144
mimo woli wysiadały na ląd”. Możliwe są dwie interpretacje
tego
dokumentu.
Według
pierwszej,
Rzymianie
i
Kartaginczycy zawarli tylko swoisty układ reasekuracyjny, w
którym zobowiązali się, że zawrą osobny pokój z Pyrrusem
tylko wtedy, jeżeli zezwoli im on nadal nieść zbrojną pomoc
drugiej stronie na jej terytorium. Według drugiej interpretacji,
jest to pełny traktat sojuszniczy zobowiązujący sygnatariuszy
do wspólnej walki przeciw Pyrrusowi lub też wstęp do takiego
układu. W każdym razie Rzymianie i Kartagińczycy
bynajmniej sobie nie ufali. Francuski historyk G. Charles-
Picard nazwał ten układ porozumieniem dwóch rozbójników,
którzy na razie muszą się jeszcze oszczędzać
74
.
Kartagińczycy
z
coraz
większym
niepokojem
obserwowali rzymską ekspansję na południu Italii, obawiając
się o swe posiadłości na Sycylii. Być może w 306 roku,
osłabieni krwawą wojną z Agatoklesem, zawarli traktat z
Rzymem, w którym podzielono strefy wpływów, przy czym
Kartaginie przypadła Sycylia, Rzymowi Italia. O układzie tym
mówi prokartagiński historyk grecki, Filinos z Akragas, jego
istnieniu
gwałtownie
zaprzecza
prorzymski
Polybios
(Rzymianie bowiem w 264 roku złamali ten traktat,
wyprawiając się na Sycylię). Według jednej z hipotez, w
układzie Rzymu i Kartaginy zwróconym przeciw Pyrrusowi
chodziło przede wszystkim o potwierdzenie tego tzw. traktatu
Filinosa
75
.
Tak czy inaczej, dwa „barbarzyńskie” mocarstwa
Zachodu zwarły szeregi przeciw hellenistycznemu królowi. W
tym
momencie
los
wyprawy
dysponującego
jedynie
ograniczonymi środkami Pyrrusa był właściwie przesądzony.
Klęska Ajakidy w konflikcie z dysponującymi nieprzebranymi
zasobami Kartaginą i Rzymem była tylko kwestią czasu.
74
O traktacie Kartaginy i Rzymu przeciw Pyrrusowi E. Will, Historie Politique du
monde hellenistique, t. I, Paris 1966, s. 106 i n.; G. Charles-Picard, Hannibal,
Warszawa 1973, s. 34; Heftn er, op. cit., s. 26; D. Flach, Das römisch-karthagische
Bündnisabkommen im Krieg Genge Pyrrhos, „Historia” 27, 1978, s. 615 i n., który
uważa, że układ ten miał charakter wyłącznie reasekuracyjny; W. Huss, Die
Karthager, München 1994, s. 148.
75
R. E. M i t c h e l l , Roman-Carthaginian treaties 306 and 279/8 BC, “Historia”, 20,
1971, s. 646 i n.; o traktacie Filinosa Heuss, op. cit., s. 143 i n.; J. F. La z en b y, The
First Punic War, London 1996, s. 32 i n.
145
Gdyby król kierował się realistyczną polityką, powinien
natychmiast załadować żołnierzy na okręty, odpłynąć do
domu i sięgnąć po tron Macedonii. Pyrrus jednak nie
zrezygnował z wyprawy na Sycylię, aczkolwiek Rzymianie
zerwali zawarty już pokój. Ajakida zdawał sobie sprawę, że
opanowanie wyspy jest jego jedyną szansą, jeśli chce
zbudować swe zachodnie imperium. Prowadzenie długiej
wojny na wyniszczenie w Italii w końcu zakończyłoby się
katastrofą.
Armia
kartagińska,
złożona
częściowo
z
najemników, była znacznie łatwiejszym przeciwnikiem, niż
legiony, Sycylia zaś słynęła ze swego bogactwa, z ogromnych
zasobów ludzkich i materiałowych. Pyrrus mógł zdobyć tam
znaczne środki na opłacenie swych żołnierzy i zaciągnięcie
nowych
w
miastach
greckich
oraz
wśród
ludów
„barbarzyńskich”. Mógłby dokonać wyprawy do punickiej
Afryki i w zamian za pokój wymusić od Kartaginy wielką
kontrybucję. Mógłby przejąć rzesze punickich najemników
i powrócić do Italii na czele floty syrakuzańskiej i wielkiej
armii złożonej z Greków, Celtów, Iberów, Ligurów i Balearów.
Z nowymi siłami król po raz drugi stawiłby czoła Rzymianom,
może nawet nie bez szans na zwycięstwo. Tak więc decyzja
o przeniesieniu wojny na Sycylię wynikała z realizmu
politycznego, nie zaś z jakiejś pogoni za stawą czy
awanturnictwa.
Jeśli wierzyć lustinusowi (XVIII 2), przed wyprawą
Pyrrus krótko negocjował także z Kartagińczykami. Oto
Magon, powracając z Ostii, „z prawdziwie punicką
przebiegłością” zawinął do Tarentu, aby wysondować zamiary
króla. Jeśli kartagiński admirał to uczynił, to z pewnością w
porozumieniu
z
Rzymianami.
Nie
znamy
przebiegu
pertraktacji. Być może Magon proponował Pyrrusowi uznanie
wolności poleis Wielkiej Grecji, jeśli tylko król wycofa się z
Italii, nic jednak nie wskórał
76
. Zapewne jednak spotkanie
Magona z Pyrrusem nigdy nie miało miejsca i opowieść tę
zmyślili rzymscy historycy, aby wykazać perfidię, słynną
punica fides, Kartagińczyków, paktujących potajemnie ze
76
Kienast, op. cit., kol. 148.
146
wspólnym wrogiem.
Wkrótce potem Rzymianie i Kartagińczycy podjęli
zgodnie z układem współpracę wojskową. Być może jeszcze
Magon zabrał na pokłady swych okrętów 500 rzymskich
ż
ołnierzy, których wysadził w Rhegion (Diod. XXII 7,5).
Według Diodora, oddział ten miał oblegać miasto. Potem
jednak 500 Rzymian zrezygnowało z ataków na mury, lecz
oddział ten zaczął pełnić straż na brzegu, aby przeszkodzić
królowi Molossów w przeprawie na Sycylię. Oczywiście ten
szczupły hufiec rzymski obległ nie wrogich Pyrrusowi
Kampańczyków z Rhegion, jak zdaje się wynikać z
zachowanego fragmentu dzieła Diodora, lecz wspólnie z nimi
zaatakował któreś z wiernych królowi greckich miast,
przypuszczalnie Lokroi, lecz został odparty
77
.
Dopiero po zakończeniu wojny z Pyrrusem Rzymianie
obiegli Rhegion, wzięli je szturmem, a Kampańczyków
Deciusa Vibeliusa bezlitośnie ukarali zarówno za dezercję, jak
wymordowanie greckich obywateli tego polis. Około 300
jeńców kampańskich, bo tylko tylu pozostało po walkach w
mieście, sprowadzono do Rzymu, wychłostano do krwi na
forum, ścięto, a ciała porzucono bez pogrzebu, tak że stały się
łupem psów i ptaków drapieżnych. Rhegion wraz z terytorium
miejskim Republika oddala natomiast prawowitym greckim
mieszkańcom,
którzy
ocaleli
z
urządzonej
przez
Kampańczyków rzezi. Wspaniałomyślność ta miała wykazać,
ż
e Rzymianie zawsze wypełniają swe zobowiązania wobec
sprzymierzeńców. W rzeczywistości jednak podczas wojny
rebelianci z Rhegion byli cennym aliantem Rzymu przeciw
Pyrrusowi. Później dziejopisowie Republiki, wstydząc się tego
przymierza z bandą kampańskich zbirów, przemilczali je
konsekwentnie. Dziwi nieco, że Republika wysłała do Rhegion
tak niewielki zastęp. Przypuszczano, że Diodor się pomylił i w
rzeczywistości Rzymianie skierowali nad cieśninę aż 5 tysięcy
ludzi
78
. Wydaje się jednak, że Rzymianie nie pragnęli
bynajmniej przeszkodzić pymisowi w przeprawie, wręcz
przeciwnie, chcieli się pozbyć go z Italii. Tych 500 ludzi miało
77
Huss, op. cit., s. 149; La z en b y, op. cit., s. 33 i n.
78
Beloc h, Griechische..., IV, cz. 2, s. 480.
147
tylko pilnować, aby Ajakida ,,po drodze” nie zawładnął
Rhegion.
148
WYPRAWA SYCYLIJSKA
Pyrrus przygotowywał swą nową ekspedycję bardzo starannie.
Wiosną 278 roku wysłał z misją dyplomatyczną na Sycylię
Kineasa (Plut. 22,4), Później nie słyszymy więcej o tym
znakomitym tesalskim dyplomacie. Prawdopodobnie sędziwy
mówca wkrótce potem zmarł. Przed wypłynięciem Pyrrus
zamierzał jeszcze raz dać surową nauczkę Rzymianom, tak
aby nie odważyli się atakować jego sprzymierzeńców,
przynajmniej nie od razu. Wyruszył wraz z armią przeciwko
konsulom 278 roku Fabrycjuszowi Luscinusowi i Kwintusowi
Emiliuszowi Papusowi, prawdopodobnie znów do Apulii.
Rzymscy wodzowie stosowali jednak taktykę, którą przyjął
później Fabiusz Kunktator w wojnie z Hannibalem - unikali
walnej bitwy. Do Pyrrusa przybywali zaś wciąż nowi posłowie
z Syrakuz, przynosząc hiobowe wieści - miasto obiegli
Kartagińczycy od lądu i morza, tylko natychmiastowa odsiecz
może je ocalić (Diod. XXII 8,2). Ajakida nie miał wyboru.
Wiedział, że jeśli Syrakuzy, największe greckie miasto na
Sycylii, wpadną w ręce Punijczyków, wszystkie jego
osiągnięcia w Italii zostaną zaprzepaszczone. Co więcej, po
wzięciu Syrakuz Kartaginczycy mogą wystać flotę, która
zablokuje wojska królewskie w Italii, uniemożliwiając im
powrót do ojczyzny i sprowadzanie posiłków z Epiru.
Pyrrus nolens volens przerwał więc kampanię w
Apulii i powrócił do Tarentu. Nie zamierza! zabierać ze sobą
na wyspę całej armii. Ponad połowę swych sił pozostawił do
obrony Tarentu oraz innych sprzymierzonych poleis Wielkiej
Grecji, które obsadził silnymi załogami (Iustin. XVIII 2).
Wielu tarentyńskim politykom nie podobało się, że Pyrrus
wyprawia się na Sycylię, lecz żołnierze królewscy pod wodzą
wiernego Milona pozostają w mieście. Tarentyni żądali więc
od Ajakidy „by się wywiązał z zadań, dla których przybył,
i prowadził dalej wojnę z Rzymianami; albo - jeżeli chce
opuścić ich kraj - by miasto pozostawił w takim stanie,
w jakim je zastał” (Plut. 22). Być może z pretensjami
występowali przede wszystkim arystokraci, wciąż w skrytości
ducha pielęgnujący myśl o sojuszu z Rzymem. Przywódcy
149
Tarentu nie spodziewali się chyba, że bez pomocy wojsk
z Epiru będą w stanie długo opierać się legionom.
Pyrrus twardo odpowiedział miejskim notablom, aby
zachowywali się spokojnie i czekali na odpowiedni czas.
Oczywiście Ajakida, wypływając na Sycylię, nie wyrzekł się
południowej Italii. Dobrze zabezpieczył miasta Wielkiej Grecji,
a dopóki te się broniły, pozycje króla na półwyspie nie były
zagrożone. Oddziały, które Pyrrus pozostawił w Italii, były
jednak za słabe, by obronić przed Rzymianami jego italskich
sprzymierzeńców, Lukanów, Bruttiów, a zwłaszcza Samnitów,
których najbardziej na północ wysunięte terytoria szczególnie
narażone były na ataki Rzymian. Król musiał zdawać sobie
z tego sprawę, wiedział jednak zarazem, że te bitne ludy,
a zwłaszcza Samnici, są już tak zwaśnione z Republiką, że nie
poproszą o pokój, lecz będą stawiać opór aż do całkowitego
wyczerpania. Sabelski bufor skutecznie więc osłoni Tarent
i inne helleńskie poleis. Te rachuby Pyrrusa okazały się trafne,
później jednak pozostawienie italskich sprzymierzeńców na
pastwę żądnych odwetu Rzymian zemściło się srodze.
Kiedy wszystko było gotowe, Ajakida załadował na
okręty Tarentu 8 tysięcy piechurów, zapewne najlepsze
hufce epirockie, oddział jazdy i słonie bojowe (Appian, Samn.
11,6; Plut. 22,5) Flota wypłynęła latem 278 roku. Od czasu
przybycia króla do Italii minęły dwa lala i cztery miesiące
(Diod. XXII 8,1). Po 10 dniach żeglugi okręty Pyrrusa
zawinęły do Lokroi, gdzie pozostał syn króla, Helenos (Diod.
XXII 7,4). Jego to zapewne Pyrrus wyznaczył zarządcą
terytoriów południowej Italii, nad którymi sprawował
kontrolę. Helenos rezydować miał w Lokroi, z dala od
krnąbrnego Tarentu. Podobnie Aleksander Epirocki, stryj
Pyrrusa, właśnie w Lokroi obrał swą siedzibę. Drugi syn
Pyrrusa, Aleksander, popłynął wraz z ojcem, aby, jako wnuk
Agatoklesa, objąć swe sycylijskie dziedzictwo.
Pyrrus nie mógł przeprawić się przez Cieśninę
Messyńską, ta bowiem była w rękach wrogów, Mamertynów z
Messany po jednej, a Kampańczyków z Rhegion po drugiej
stronie. Na szczęście Ajakidę zgodził się przyjąć Tyndarion,
tyran czy też władca Tauromenion. Królewska flota
150
pożeglowała więc bezpośrednio z Lokroi do Tauromenion,
miasta na wschodnim wybrzeżu Sycylii.
Przez wieki krajobraz polityczny tej wielkiej i bogatej
wyspy kształtowały dwa najsilniejsze ośrodki: Syrakuzy
i Kartagina. Syrakuzy, najpotężniejsze z sycylijskich poleis,
usiłowały z różnym skutkiem rozciągnąć swą hegemonię
na inne miasta greckie. Kartagina miała w zachodniej części
wyspy niewielką prowincję (epikratię), w skład której
wchodziły miasta Panormos, Drepanon, Soloeis i imponująca
forteca Lilybaion. Punijczycy w zasadzie nie dążyli do
rozszerzania swych sycylijskich posiadłości. Nie byli ludem
licznym, toteż musieli prowadzić wojny przy pomocy
najemników, a to kosztowało. Przywódcy puniccy dopiero po
długim namyśle decydowali się, i to rzadko, rozstrzygać spory
orężem. Oczywiście Kartagina wykorzystywała nadarzające
się okazję, by podporządkować sobie greckie miasta na
Sycylii, ale do podboju całej wyspy poważnie nie dążyła.
Rywalizacja między Syrakuzami i Kartaginą, a także ostre
podziały w społecznościach obywatelskich polis, sprzyjały
obejmowaniu władzy w greckich miastach przez ambitne
jednostki, korzystające z poparcia najemników i części ludu. Z
tych jedynowładców czy też tyranów najpotężniejszy był
Agatokles, teść Pyrrusa, który w 317/316 roku został panem
Syrakuz. Przeciwników traktował bezlitośnie, kazał ich
mordować i konfiskował ich dobra. Ujarzmił wiele miast
greckich, tak że Kartagina mogła wystąpić w roli wyzwolicielki
spod syrakuzańskiego jarzma. Wojska punickie obległy
Syrakuzy. W odpowiedzi Agatokles zuchwale wylądował w
310 roku w kartagińskiej Afryce, którą spustoszył, lecz
ostatecznie musiał wrócić na Sycylię, gdzie zawarł pokój
zwracając Punijczykom wszystkie ich terytoria (306/305 rok).
W 304 roku na wzór monarchów hellenistycznych przyjął tytuł
króla. Zmarł w piętnaście lat później podczas przygotowań do
nowej wojny z Kartaginą.
Jako, że nie miał następcy zdolnego do objęcia tronu,
na łożu śmierci przywrócił Syrakuzom „wolność”. Oznaczało
to jednak ostre konflikty wśród samych obywateli (podobnie
jak w Wielkiej Grecji w sycylijskich poleis najbardziej ogólnie
151
wyróżnić można stronnictwa arystokratów i demokratów), jak
również groźbę pojawienia się kolejnych tyranów. I
rzeczywiście w Syrakuzach wkrótce ujął władzę dowódca
wojskowy Hiketas, jak się zdaje, wrogi oligarchom, który
rządził lat dziewięć, lecz w końcu pokonany został przez
Kartagińczyków w bitwie nad rzeką Teria.
Wkrótce potem, zapewne wiosną 279 roku, Hiketas,
który w wyniku klęski utracił swój autorytet, został obalony
przez innego wodza i kandydata na tyrana - Thoinona. Jak się
zdaje, pod koniec swego panowania Hiketas prosił Pyrrusa
o pomoc przeciwko Kartaginie. Thoinon nie zdołał jednak
opanować całych Syrakuz, z silnym wojskiem zjawił się
bowiem konkurent do władzy, Sosistratos, tyran Akragas,
drugiego po Syrakuzach miasta greckiej Sycylii. Zajął on
część Syrakuz położoną na lądzie stałym, natomiast Thoinon
trzymał uforytyfikowaną, strategiczną wyspę - Ortygię. Obaj
wodzowie już mieli rozpocząć rozstrzygający bój, gdy do
wielkiego portu Syrakuz weszła licząca 100 okrętów flota
kartagińska. Zarazem od lądu nadciągnęło wojsko punickie,
liczące, jak niewątpliwie z przesadą mówią źródła (Diod.
XXII 8,1) 50 tysięcy ludzi.
Oto Kartagina po raz pierwszy w swych dziejach
podjęła
poważną
próbę
podboju
całej
Sycylii.
Co
spowodowało
taki
nagły
przypływ
wojowniczości
Punijczyków? Być może Kartagina chciała podporządkować
sobie helleńskie poleis, aby nie dopuście do pojawienia się
nowego Agatoklesa, który znów spustoszyłby Afrykę. Waśnie
Greków syrakuzańskich stwarzały znakomitą okazję ku temu.
Niewykluczone też, że Punijczycy, pewni siebie po zawarciu
sojuszu z Rzymianami, chcieli zawładnąć całą Sycylią, zanim
zjawi się Pyrrus. Możliwe również, że dalekowzroczni
politycy kartagińscy pragnęli opanować wyspę, przewidując,
ż
e może wylądować tu nie tylko epirocki „Orzeł”, ale, w
dalszej perspektywie, również legiony agresywnej Republiki
znad Tybru. W każdym razie sytuacja sprzyjała Ajakidzie.
Gdyby przybył wcześniej, zapewne czujnie strzegący swej
wolności sycylijscy Grecy walczyliby przeciwko niemu ramię
w ramię z Punijczykami. Teraz jednak Pyrrus był dla Hellenów
152
z wyspy upragnionym wyzwolicielem. W obliczu wspólnego
wroga Thoinon i Sosistratos roztropnie połączyli swe siły i, być
może pod naciskiem obywateli, zwrócili się do Pyrrusa z
prośbą o pomoc. Podobnie uczynił Heraklejdes, tyran
Leontinoi. Wyprawa króla Molossów zaczynała się więc pod
dobrą gwiazdą.
Przeciwnikami Ajakidy na Sycylii byli Kartagińczycy
i wspomniani już Mamertyni z Messany. Ci ostatni, brutalni
ż
ołdacy, grabieżcy i zbóje siali postrach wśród Hellenów na
całej wyspie, Spustoszyli już rozległe połacie Sycylii, zakładali
twierdze, nakładali na Greków danin, a nawet zniszczyli dwa
stare helleńskie miasta - Gelę i Kamarinę (Diod. XXIII 1,2),
Mamertyni stali się swego rodzaju regionalnym mocarstwem
na Sycylii, z którym każdy musiał się liczyć. Przed przybyciem
Pyrrusa zawarli przeciw niemu sojusz z Kartaginą, do której
uprzednio nastawieni byli raczej nieprzyjaźnie.
Początkowo wyprawa Ajakidy była jednym wielkim
pochodem triumfalnym. Sycylijscy Hellenowie witali króla-
wyzwoliciela z nieopisanym entuzjazmem. Tyndarion, władca
Tauromenion, przyjął Pyrrusa życzliwie, zawarł z nim sojusz
i dał mu swe oddziały wojskowe. Z Tauromenion król
Molossów pożeglował do Katany. Tamtejsi obywatele urządzili
mu owację i uczcili złotymi wieńcami. W Katanie wojska
królewskie zeszły z okrętów i lądem podążyły ku Syrakuzom.
Flota, około 60 okrętów, popłynęła wzdłuż brzegu w szyku
bojowym, osłaniając flankę pochodu. Kartagińczycy oblegający
Syrakuzy nie podjęli walki. Mieli 100 okrętów, z których 30
odpłynęło wcześniej, by pełnić inne zadania. Lecz oto zbliżała
się flota Pyrrusa, a w porcie Syrakuz stało aż 140 galer tego
miasta. Grecy mieli więc znaczną przewagę, dlatego punicki
admirał przezornie zwinął oblężenie. Także lądowe oddziały
kartagińskie wycofały się na zachód.
Okręty króla bez przeszkód zawinęły do wielkiego
portu Syrakuz. Tam Thoinon przekazał królowi Ortygię, a
Sosistratos - część miasta na lądzie stałym. Pyrrus szybko
doprowadził do zgody między zwaśnionymi wodzami. W
Syrakuzach król przejął ogromne zasoby, przede wszystkim
flotę Thoinona, składającą się ze 120 okrętów pokładowych i
153
20 bez pokładu. Wraz ze swymi nawami zebrał więc Ajakida
potężną flotę z około 200 okrętów. Do Syrakuz zewsząd
nadciągały poselstwa sycylijskich Greków, witając króla jak
zbawcę i przyrzekając pomoc w wyzwoleniu Sycylii. Przybyli
m.in. wysłannicy Heraklejdesa, tyrana Leontinoi, którzy w
imieniu swego władcy przekazali Pyrrusowi nie tylko miasto z
jego fortyfikacjami, ale także 4 tysiące żołnierzy pieszych i
400 kawalerzystów.
Ajakida przyjmował te legacje nadzwyczaj życzliwie,
tak że posłowie bardzo zadowoleni wracali do domów (Diod.
XXII 8). Uporządkowawszy sprawy Syrakuz i Leontinoi, na
początku 277 roku Pyrrus pociągnął z armią w stronę Akragas.
Po drodze napotkał posłów z Henny, którzy, pochwaliwszy się
wypędzeniem kartagińskiego garnizonu, przekazali swe miasto
Pyrrusowi. Kiedy Ajakida zjawił się pod Akragas, Sosistratos
oddał mu nie tylko to świetne polis, ale także 30 innych
mniejszych miejscowości, nad którymi sprawował kontrolę.
Od Sosistratosa otrzymał Pyrrus również 800 żołnierzy
konnych i 8 tysięcy piechurów, a byli to, jak zapewnia Diodor,
wyborowi wojownicy, w niczym nie ustępujący twardym
góralom z Epiru (Diod. XXII 10).
Wtedy epirocki monarcha zdecydował się najechać
kartagińską prowincję na Sycylii. Dzięki wsparciu miast
greckich, dysponował już znacznymi siłami - poprowadził na
Punijczyków 30 tysięcy piechurów, 2500 jeźdźców i stonie,
jak również liczne machiny oblężnicze z syrakuzańskich
arsenałów (Diod. XXII 10,2; Plut. 22,6). Działanie wojenne
ubezpieczało 200 okrętów króla.
Punijczycy mieli armię złożoną głównie z żołnierzy
libijskich i numidyjskich, a także celtyckich, iberyjskich i
balearskich najemników, znacznie ustępujących wiarusom
Pyrrusa. Przyjęli więc taktykę, którą później zastosowali z
powodzeniem podczas I wojny punickiej, unikali bitew w
otwartym polu, za to skoncentrowali swe wojska w licznych
miastach i twierdzach, aby zmusić Pyrrusa do prowadzenia
długiej i wyniszczającej wojny oblężniczej. Ajakida radził
sobie jednak znacznie lepiej, niż w kilkanaście lat później
rzymskie legiony. Szybko zdobył miasto Herakleja Minoa oraz
154
nieznane skądinąd Azonai, położone zapewne na południowym
wybrzeżu Sycylii. Halikyai, Segesta i inne ośrodki położone w
głębi wyspy przyłączyły się doń dobrowolnie, aczkolwiek nie
były to helleńskie miasta (Diod. XXII 10,2). Następnie obiegł
jedną z najważniejszych fortec punickich na Sycylii - Eryks,
położoną na trudno dostępnej górze o tej samej nazwie,
bronioną przez silną załogę. Gdy katapulty porządnie
wyszczerbiły mury twierdzy, Pyrrus nakazał szturm. Przedtem
ś
lubował urządzenie igrzysk na cześć Heraklesa, jeśli tylko
bóg da mu zwycięstwo. Herakles był nie tylko mitycznym
przodkiem Pyrrusa, ale kiedyś pokonał herosa góry Eryks,
a więc jego pomoc wydawała się szczególnie cenna.
Jeśli wierzyć Plutarchowi, korzystającemu w tym
miejscu na pewno z dzieła Proksenosa (22,7-12). król podczas
szturmu dokazywał cudów męstwa: „Na dany znak odezwała
się trąbka bojowa i przeciwnika zasypano gradem pocisków,
po czym przystawiono do murów drabiny. Pyrrus pierwszy
wdarł się na mury, choć napotykał silny opór. W walce
obronnej odpierał na prawo i lewo i strącał z murów wielu
przeciwników, przeważnie jednak zabijał ich mieczem,
wznosząc dookoła siebie cały stos trupów. Sam przy tym nie
otrzymał
ż
adnej
rany.
Wzrokiem
swoim
przerażał
nieprzyjaciela, potwierdzając tym słuszność słów Homera, że
spośród cnót jedynie męstwo potrafi nas unieść jakby jakimś
porywem natchnienia i szaleństwa”. Twierdzę zdobyto, a
wdzięczny Pyrrus złożył Heraklesowi wspaniale ofiary i
urządził wszelkiego rodzaju igrzyska i popisy. Po tym
sukcesie Ajakida zwrócił się przeciw Mamertynom z
Messany. Zwyciężył ich w bitwie, zburzył wiele ich warowni,
a mamertyńskich poborców, którzy zbierali od społeczności
helleńskich daniny, rozkazał bez ceregieli wyprawić na tamten
ś
wiat (Plut. 22,1), nie zdobył jednak samej Messany
79
.
Następnie przyszła kolej na twierdze na północnym
wybrzeżu Sycylii. Potężnie umocniona i położona w obronnym
79
Być może Mamertynów pokonał jednak któryś z dowódców Pyrrusa, bowiem sam
król z głównymi siłami operował w zachodniej części Sycylii, niewykluczone też, że
król zwyciężył Mamertynów później. Kienast, op. cit., kol. 150; o wyprawie
sycylijskiej
Pyrrusa Leveque, op. cit., s. 451 i n.; Hass, op. cit., s. 146 i n.
155
miejscu Iaitia dobrowolnie otworzyła Pyrrusowi bramy, a
kartagińską fortecę na górze Heirakte, jak również Panormos
(obecnie Palermo) Ajakida wziął szturmem. W ten sposób stał
się panem całej punickiej Sycylii z wyjątkiem Lilybaion. Był
to szczytowy punkt kariery Pyrrusa. Jego marzenia o własnym
imperium na Zachodzie, w którym zjednoczyłby tamtejszych
Hellenów, wydawały się spełniać. Rozentuzjazmowani Grecy
proklamowali go królem Sycylii i Epiru. Według Iustinusa
(XXIII 3,2) stało się to już w Syrakuzach, tym samym Pyrrus
od razu wystąpił jako prawowity dziedzic monarchii
Agatoklesa. Być może jednak Ajakidę obwołali królem jego
ż
ołnierze po którymś ze zwycięstw, np. po wzięciu twierdzy
Eryks
80
.
Uradowany Pyrrus „przeznaczył dla swego syna
Helenosa królestwo Sycylii, jako że należało ono do jego
dziadka (Helenos bowiem urodził się z córki króla
Agatoklesa), a dla syna Aleksandra - królestwo Italii” (Iustin.
XXIII 3). To „królestwo Italii”, z centrum w Lokroi, to
oczywiście tylko swoisty protektorat Pyrrusa na południu
Półwyspu Apenińskiego. Epir przypadłby więc najstarszemu
synowi Ajakidy - Ptolemajosowi, a Pyrrus zamierzał
sprawować kontrole nad całym swoim państwem, zapewne
wzmacniając je i podejmując wciąż nowe wojenne wyprawy.
Pozostała jednak do zdobyciu twierdza Lilybaion
(obecnie Marsala). Kartagińczycy chcieli utrzymać ją za
wszelką cenę. Zapewne w zimie 278/277 roku przystali do
Pyrrusa poselstwo, prosząc o zawarcie pokoju. Obiecywali
Zapłacić trybut, a nawet dostarczyć okrętów, jeżeli Ajakida
zrezygnuje ze zdobycia miasta. Innymi słowy, Punijczycy byli
gotowi nawet złamać układ z Rzymem i wspomóc Pyrrusa flotą
przy przeprawie do Italii. Król początkowo skłaniał się do
przyjęcia tych warunków, co więcej, zamierzał nawet
zrezygnować z trybutu. Być może do tej ustępliwości skłoniły
go złe wieści napływające z Italii. Zanim Pyrrus dał
ostateczną odpowiedź,
zwołał jednak
naradę
swych
„przyjaciół”, tj. najbliższych doradców i towarzyszy, a także
80
Ki enast, op. cit., kol. 151; Schubert, op. cit., s. 211, królewski tytuł Pyrrusa
zaświadcza także Polybios (VII 4,5).
156
przedstawicieli miast sycylijskich. Ci zgodnie podkreślali, że
nieroztropne jest pozostawianie tak potężnej twierdzy w
rękach Punijczyka (Diod. XXII 10,4-6). Pyrrus butnie
odprawił więc wysłanników Kartaginy mówiąc, że droga do
pokoju jest tylko jedna: „Muszą opuścić całą Sycylię, a morze
przy brzegach Afryki uznać za granicę z terenami greckimi”
(Plut. XXII 2). Jak się wydaje, Ajakida później gorzko żałował
tej decyzji. Stąd też „źli doradcy”, którzy go do niej skłonili,
pochodzą zapewne z relacji przychylnego królowi historyka
Proksenosa. Ten dworski dziejopis niewątpliwie chciał
uwolnić swego władcę od wszelkiej odpowiedzialności i winy
w tej sprawie. Z tymi „złymi doradcami” jeszcze się spotkamy.
Mało zresztą prawdopodobne, aby to delegaci greckich miast
zagrzewali króla do wojny. Nieco później sycylijskie poleis
konsekwentnie opowiedzą się za zawarciem pokoju.
Wydaje się, że Pyrrus sam podjął decyzję o
kontynuowaniu wojny, która ostatecznie okazała się jego
największym błędem. To prawda, że Kartagińczycy mogliby
podjąć z Lilybaion próbę odzyskania utraconych zdobyczy,
niemniej jednak wątpliwe jest, aby ruszyli do boju, dopóki tak
znakomity wódz jak Ajakida przebywał na wyspie. Politycy
puniccy, wielcy posiadcze ziemscy i obrotni kupcy, znani byli
ze swej ostrożności. Pyrrus powinien raczej zawrzeć pokój,
umocnić swe panowanie na Sycylii, powiększyć armię i
powrócić do Italii, by powstrzymać pochód Rzymian, zanim
nie będzie za późno. Dysponował jedynie ograniczonymi
siłami i uspokojenie chociażby jednego frontu, ułożenie
dobrych stosunków z Kartaginą byłoby dla króla zbawienne.
Nie wiadomo zresztą, jak Ajakida chciał dobywać Lilybaion,
mając mniejszą flotę, niż Kartagina. Twierdza miała bowiem
doskonałe położenie strategiczne. Leżała na półwyspie,
dostępna była więc od strony lądu jedynie na bardzo wąskim
odcinku. O tym punickim mieście tak pisze Polybios (I 42):
„Było ono wybornie ubezpieczone murami, ponadto szerokim
rowem, a od strony morza lagunami, przez które możliwy jest
dostęp do portów, wymagający jednak w przeforsowaniu go
wielkiej biegłości i wprawy”. Podczas I wojny punickiej
Rzymianie daremnie szturmowali i oblegali Lilybaion przez
157
długie miesiące, a twierdzę dostali w swoje ręce dopiero w
wyniku traktatu pokojowego.
Kartagińczycy jeszcze przed wysłaniem postów do
Pyrrusa starannie przygotowywali się do obrony swej ostatniej
fortecy. Z Afryki sprowadzili do Lilybaion silną armię,
nieprzebrane ilości zboża i materiału wojennego. W poprzek
cypla wykopali głęboki rów, za którym wznieśli solidny
mur, umocniony wieżami. Ajakidy nie przestraszyły
przygotowania. W końcu 277 lub na początku 276 roku
wierząc swemu szczęściu rozbił obóz w pobliżu murów i
„rozpoczął ostre ataki na umocnienia, zawsze ze świeżymi
wojskami. Kartagińczycy odpierali jednak te szturmy, mieli
bowiem mnóstwo wojowników i ogromne zasoby sprzętu
wojennego. Kartagińczycy zgromadzili bowiem takie mnóstwo
katapult, zarówno miotających strzały jak i kamienie, że
miasto nie mogło ich pomieścić. Miotano więc na
oblegających wszelkiego rodzaju pociski, tak że Pyrrus
poniósł znaczne straty, tak w zabitych jak i w rannych” (Diod.
XXII 10).
Ajakida rozkazał więc sprowadzić z Syrakuz nowe
machiny wojenne na miejsce zużytych, próbował także
podkopem obalić mury. Wszystkie wysiłki królewskich
saperów spełzły na niczym, twierdzę wzniesiono bowiem na
twardej skale. Po dwóch miesiącach zaciekłych walk Pyrrus
zrozumiał, że nic pod Lilybaion nie wskóra i zwinął oblężenie.
Nie rezygnował jednak z wojny, wręcz przeciwnie.
Postanowił, wzorem Agatoklesa, najechać afrykańskie
terytorium Kartaginy. Czyżby chciał całkowicie unicestwić
przeciwnika? „Nie było to a priori niemożliwe, przykład
Aleksandra, niszczącego potężne, zda się, państwo perskie,
był zaraźliwy, a Kartagina nie była militarnym gigantem”,
pisze Ewa Wipszycka, rozważając motywy afrykańskiej
wyprawy Agatoklesa
81
. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że
Pyrrus pragnął tylko spustoszyć terytorium Punijczyków,
zaświecić im w oczy pożogą i wymusić pokój, w zamian za
wydanie Lilybaion i oczywiście znaczną kontrybucję.
81
Wipszycka, op. cit., s. 136.
158
Kartagińczycy jednak panowali na morzu, Pyrrus więc
musiał wystawić ogromną flotę. Nakazał budować okręty
i zaciągać marynarzy. Przygotowania te pochłaniały ogromne
ś
rodki, toteż Ajakida obłożył sycylijskie miasta podatkiem.
Sycylijscy Grecy zaczęli się burzyć i protestować. Po
zażegnaniu kartagińskiego niebezpieczeństwa Hellenowie
pragnęli przede wszystkim pokoju. Niepowodzenie pod
Lilybaion poważnie osłabiło zresztą autorytet króla Sycylii.
Ajakida popełnił wtedy kolejny błąd. Zamiast spróbować
dyplomacji, usiłował rządzić twardą ręką. Pyrrus, jak się zdaje,
nigdy nie miał zrozumienia dla wolnościowych aspiracji poleis
i uważał, że miasta-państwa powinny po prostu wypełniać jego
rozkazy.
Malowniczy opis tyrańskich poczynań wodza z Epiru
daje Dionizjos z Halikarnasu: „Skonfiskował majątek byłych
zwolenników i przyjaciół Agatoklesa i przekazał je swoim
przyjaciołom.
Podobnie
na
najwyższe
urzędy
w
poszczególnych miastach mianował swoich dowódców i to
bynajmniej nie w zgodzie z istniejącym ustrojem czy po
upływie przepisanego czasu, lecz tylko według własnego
widzimisię. Procesy i inne spory, jak również sprawy
dotyczące sprawowania władzy, rozstrzygał albo sam, albo
przekazywał do rozstrzygnięcia niegodnym dworakom, którzy
wydając wyrok nie kierowali się niczym innym, jak swoją
korzyścią i zyskiem... Kiedy zobaczył, że wszystko burzy się
przeciwko niemu, osadził w miastach załogi, przy czym
musiał podać jako pretekst kartagińskie niebezpieczeństwo.
Nakazał uwięzić i stracić najpoważniejszych obywateli w
mieście pod zarzutem, że knują spiski i zdrady”.
Zarzuty te są z pewnością nieco przesadzone. Nie
ulega wszakże wątpliwości, że Pyrrus, uważający się za
spadkobiercę Agatoklesa, przejął jego majątki i usiłował
bezwzględnymi metodami umocnić swe panowanie. To, co
udało się w Tarencie, nie powiodło się jednak na rozległej
Sycylii. Szczególne oburzenie wywołał jego rozkaz, aby
stracić Thoinona. Sosistratos zdołał uciec i tylko dlatego
uniknął podobnego losu. Być może obaj syrakuzańscy
wodzowie
rzeczywiście
zamierzali
zdradzić
Ajakidę,
159
nawiązując konszachty z Kartaginą, ale ten czyn króla miał
znamiona czarnej niewdzięczności. To przecież Thoinon i
Sosistratos zaprosili go na Sycylię, przekazali mu Syrakuzy
wraz z armią i flotą.
Wśród sycylijskich Hellenów zrodziła się więc wielka
nienawiść do króla, miasta greckie zrywały z nim stosunki,
zawierając sojusze z Mamertynami lub z Kartaginą.
Oczywiście potężne Akragas rządzone przez Sosistratosa
natychmiast odstąpiło od króla. Przeciw Pyrrusowi zaczęły się
szerzyć „bunty i groźne sprzysiężenia” (Plut. 23). W tej
sytuacji Punijczycy wysłali na wyspę nową armię, która
przystąpiła do odzyskiwania utraconych terenów. Ajakida
znalazł się w dramatycznej sytuacji. Własnych żołnierzy, na
których bezwarunkowo mógł liczyć, miał na Sycylii tylko 8
tysięcy. Na domiar złego jego sprzymierzeńcy italscy,
Tarentyni i Samnici, zaczęli słać rozpaczliwe wezwania o
pomoc: oto podczas nieobecności króla Rzymianie odnieśli
wiele zwycięstw i „miasta już ledwie się bronią przed
nieprzyjacielem” (Plutarch 23).
Pyrrus nie wiedział, co począć. „Z jednej bowiem
strony napierali Kartagińczycy, z drugiej Rzymianie. Rzeczą
niebezpieczną wydawało się nic przerzucić wojska do Italii,
jeszcze bardziej niebezpieczną - wyprowadzić je z Sycylii... W
wirze niebezpieczeństw najpewniejszym portem wydawała mu
się myśl, żeby po całkowitym pobiciu Kartagińczyków
przerzucić zwycięskie wojsko do Italii. Stoczył więc bitwę i
wygrał, mimo to uznano go za pokonanego, ponieważ opuścił
Sycylię”.
O tej bitwie pisze tylko Justinus (XXIII 3), wydaje się
wszakże, że rzeczywiście Pyrrus zadał, niejako „na
odchodnym”, klęskę armii punickiej. Podobnie przed
wyprawą na Sycylię usiłował rozbić jeszcze hufce rzymskie,
ale konsulowie nie zdecydowali się przyjąć wyzwania. Pyrrus
nie mógł jednak pozostać na wyspie. Bez współdziałania
sycylijskich poleis niewiele mógł zdziałać, ponadto gdyby
Rzymianie trwale opanowali Bruttium, odcięliby mu drogę do
Tarentu i do epirockiej ojczyzny.
Jesienią 276 roku załadował więc swe wojska na
160
okręty i pożeglował do Italii. Miał 110 okrętów wojennych i
liczne transportowce (Appian. Samn. 12,1-2). Podobno stojąc
na pokładzie i spoglądając z daleka na wyspę, rzekł do swoich
towarzyszy: „Przyjaciele moi! Cóż to za wspaniały plac boju
opuszczamy dzisiaj i zostawiamy go Kartagińczykom i
Rzymowi” (Plut. 24,8). Słowa te powszechnie uznawane są za
niehistoryczne. Gdyby Pyrrus przewidział I wojnę punicką,
przewidziałby także swe niepowodzenie w bitwie pod
Benewentem i powrót do Epiru
82
. Być może Ajakida jednak
zrozumiał już wtedy, że z posiadanymi siłami niczego na
Zachodzie nie zdziała i rozważał zagranie macedońską kartą.
Musiał przy tym wiedzieć, że między Rzymem a Kartaginą,
aczkolwiek sojusznikami, panowała już wtedy głęboka nie-
ufność. Konflikt między tymi najpotężniejszymi państwami
Zachodu nietrudno było przewidzieć.
Przeprawa do Italii okazała się niebezpiecznym
przedsięwzięciem. Na morzu panowali Kartagińczycy. Na
wysokości Rhegion eskadry punickie zaatakowały flotę
Pyrrusa. Do boju ruszyły okręty wojenne Greków.
Prawdopodobnie dowodzili wytrawni dowódcy syrakuzańscy,
gdyż Ajakida nie miał żadnych doświadczeń w morskich
bataliach. Bitwa zakończyła się wszakże druzgoczącą klęską
floty króla. Jeśli wierzyć Appianowi (Samn. 12,2),
Kartagińczycy „zatopili 70 jego okrętów, a resztę uszkodzili, z
wyjątkiem tylko 12”. Być może wtedy w ręce Punijczyków
wpadł wspaniały siedmiorzędowiec Pyrrusa, który podczas I
wojny punickiej był okrętem flagowym kartagińskiego
admirała Hannibala (Polyb. I 23,4). Wraz z zatopionymi
korabiami poszły podobno na dno wszystkie skarby, które
władca Epiru zdobył na Sycylii (Plut. 24,1; Paus. 1 12,5; Iustin.
XXV 3,1). Klęska z pewnością nie była wszakże całkowita.
Ocalała cała armia lądowa króla, czyli okręty transportowe
dotarły bezpiecznie do brzegu. Armia Pyrrusa pod Lokroi
zeszła z pokładów na ziemię Italii
83
.
82
S c h u b e rt , op. cit., s. 215 i n.; Ki en a st , op. cit., kol.
83
Nie można też wykluczać, że kiedy doszło do bitwy, wojska królewskie były już na
lądzie i walczyły z Mamertynami z Rhegion. Wtedy okręty punickie zaatakowały
osłaniającą je flotę, tak że doszło do lądowo-morskiej bitwy pod Rhegion, por.
161
Wyprawa na Sycylię, wbrew pozorom, nie zakończyła
się całkowitą katastrofą. Pyrrus udaremnił jedyną poważną
próbę Kartagińczyków zawładnięcia wyspą, ocalił sycylijskie
poleis przed obcym panowaniem. Niestety, nie na długo, bo
już w 12 lat później na Sycylii zjawili się rzymscy zdobywcy.
Kiedy Ajakida odpływał, miał jeszcze sojuszników wśród
miast sycylijskich. Z pewnością nie wyrzekł się panowania
nad wyspą. Być może pozostawił w Syrakuzach swego syna
Helenosa, którego później odwołał do Tarentu, aczkolwiek
ź
ródła milczą na ten temat
84
. Syrakuzy w każdym razie
pozostały królowi przyjazne, i oddały mu do dyspozycji flotę
z załogami. Dzięki wyprawie sycylijskiej Pyrrus poważnie
wzmocnił swoją armię. Wypłynął, mając niespełna 9 tysięcy
ż
ołnierzy, wrócił natomiast do Tarentu, prowadząc 20 tysięcy
piechurów i 3 tysiące konnych wojowników (Plut. 24,7), czyli
zwiększył swe wojsko o ponad połowę. Gdyby nie fatalny
błąd, jakim było odrzucenie propozycji pokojowych Kartaginy,
„Orzeł z Epiru” osiągnąłby o wiele więcej. Jeśli jednak Pyrrus
rzeczywiście myślał o powrocie na Sycylię, po utracie więk-
szości okrętów wojennych musiał zrezygnować z tych zamia-
rów. W wyniku ciężkiej kieski w bitwie morskiej Sycylia była
stracona.
B e l o c h , Griechische..., IV t., cz. 1, s. 556; Kienast, op. cit., kol. 153.
84
G. N. Cross, op. cit., s. 82.
162
163
GNIEW PERSEFONY
Kiedy Pyrrus wojował na Sycylii, jego italscy sprzymierzeńcy
rozpaczliwie starali się powstrzymać pochód Rzymian.
Informacje o przebiegu tych walk są skąpe i nie do końca
jasne. Zapewne Samnici, Lukanowie i Bruttiowie byli już zbyt
słabi, by dotrzymać pola legionom i tylko atakowali z
zasadzek pustoszące ich ziemie rzymskie kolumny. Wojska
rzymskie przemierzały Samnium wzdłuż i wszerz, nie
odważając się zapuszczać jedynie w najdziksze okolice
Apeninów. Przypuszczalnie już w 280/279 roku pobici pod
Herakleją żołnierze Lewinusa mogli bez większego ryzyka
przezimować pod Saepinum, w samym sercu kraju
Samnitów
85
.
W roku 278 roku fasti notują triumf Fabrycjusza
Luscinusa „de Lucaneis, Bruttieis, Tarantin(eis), Samnitibus”
(nad Lukanami, Bmttiami, Tarentynami i Samnitami). Triumf
odbył się w początkach grudnia 278 roku, czyli cnotliwy
Fabrycjusz musiał wycofać się ze środkowej Italii najpóźniej w
połowie listopada. Pyrrus wszakże operował z wojskiem w
Italii aż do pełni lata, Fabrycjusz nie miał więc zbyt wiele
czasu na odniesienie poważniejszych sukcesów, zwłaszcza w
walkach z Bruttiami, których ziemie położone są najdalej na
południe, i Tarentynami, bronionymi przez silny garnizon
epirocki pod wodzą Milona. Wydaje się, że triumf ten jest tylko
duplikatem triumfu Fabrycjusza z 282 roku. Polityk ten cieszył
się zresztą wówczas w Rzymie takim autorytetem, że nie mógł
sprawować konsulatu nie uwieńczonego triumfem. Triumf ten
przyznano mu niejako „z urzędu”, mimo mizernych osiągnięć
na placu boju
86
. Znamienne, że drugi konsul i serdeczny
przyjaciel Fabrycjusza. Kwintus Fmiliusz Papus, triumfem
uhonorowany nie został. Zgodnie ze wzmianką w jednej z
mów Cycerona (Pro Balbo 22) konsul Fabrycjusz zawarł
sojusz z Herakleją, czyli miasto to podporządkowało się
Rzymowi. Jest wszakże całkowicie nieprawdopodobne, aby
85
Fr omi a s, IV 1,18, 24; por.: Salmon, op. cit., s. 285, być może jednak Frontinus
przekręcił nazwę, i Rzymianie przezimowali gdzie indziej.
86
Beloch, Romische..., s. 465.
164
Herakleją, położona tak blisko Tarentu i ściśle z nim
sprzymierzona, już w 278 roku przeszła na stronę Republiki.
Przypuszczalnie Cyceron opowiada o wydarzeniach, które
nastąpiły w sześć lat później.
Poważne działania wojenne Rzymianie rozpoczęli w
277 roku. Konsulowie Publiusz Korneliusz Rufinus i Gajusz
Juliusz Brutus zamierzali za wszelką cenę zmusić Samnitów
do uległości. Połączone armie konsularne wdarły się do
Samnium, paląc i gruntownie pustosząc kraj. Mieszkańcy wraz
ze stadami bydła uszli w najwyższe partie gór. Upojeni
sukcesem rzymscy wodzowie lekkomyślnie ścigali ich i tam.
Samnici od dawna uchodzili za mistrzów walk partyzanckich w
trudnych warunkach terenowych swej ojczyzny. Florus (I 11)
z pogardą określa ich mianem ludu przebiegłego, „które
zwykle włóczy się po zarośniętych i zdradliwych wąwozach
górskich”. W 321 roku wciągnęli legiony w pułapkę bez
wyjścia, jaką był Wąwóz Kaudyński, zadając Rzymianom
jedną z najbardziej upokarzających klęsk w dziejach
Republiki. W 277 roku samniccy wojownicy zaatakowali
armię obu konsulów z zasadzki na zboczach Gór Kranickich, o
których wiemy jedynie tyle, że były trudno dostępne i gęsto
porośnięte zaroślami. Zaskoczone rzymskie hufce poniosły
dotkliwe straty (Zonar. VIII 6). Porażka była tak znacząca, że
fasti nie notują w 277 roku triumfu nad Samnitami. Po tym
niepowodzeniu obaj konsulowie rozdzielili się, Brutus pozostał
w Samnium, niszcząc bardziej dostępne okolice. Podejmował
też wypady przeciwko Lukanom i Bruttiom, co przyniosło mu
triumf nad tymi ludami. Być może zajął również miasto
Nerulum na granicy Bruttium z Lukanią. Jego kolega
Korneliusz Rufinus pociągnął natomiast z wojskiem na
południe. Po drodze zadał wiele klęsk Lukanom i Bruttiom i
spustoszy! ich terytorium, jednakże nie odniósł aż takich
sukcesów, aby zasłużyć na triumf.
Jeśli wierzyć Zonarasowi (VIII 6,2-4) głównym celem
jego pochodu był Kroton, miasto Wielkiej Grecji. Tam politycy
ze stronnictwa pro rzymskiego, a więc arystokraci, zwrócili się
do konsula o pomoc. Przerażeni antyrzymscy demokraci
pchnęli gońców do Milona, dowódcy Pyrrusa w Tarencie.
165
Milon natychmiast wysłał na odsiecz silny oddział pod wodzą
jednego ze swych podkomendnych, Nikomachosa. Ten
prowadził, jak się zdaje, nie tylko Epirotów, ale i kontyngent
italskich sprzymierzeńców - Lukanów (Frontin. III 6,4).
Nikomachos zdążył na czas obsadzić mury, tak że Kroton zdołał
odeprzeć pierwszy atak Rzymian. Wtedy konsul uciekł się do
podstępu. Wycofał się spod miasta, udając, że zamierza
zaatakować inne polis - Lokroi. Nikomachos nie zwietrzył
fortelu. Wyprowadził swe oddziały z Krotonu, by pospieszyć
na pomoc Lokroi. Na to tylko czekał Rufinus. Rzucił swe
legiony na ogołocony z obrońców Kroton i wziął miasto
szturmem, zbliżywszy się niepostrzeżenie pod osłoną gęstej
mgły. Doszło przy tym zapewne do znacznych zniszczeń.
Liwiusz (XXIV 3) opowiada, że przed przybyciem Pyrrusa do
Italii mury Krotonu miały „długość 12 tysięcy kroków w
obwodzie”, jednakże po spustoszeniach, jakich miasto doznało
w wojnie z Ajakidą, zamieszkane było zaledwie w połowie.
Kiedy Nikomachos dowiedział się o upadku Krotonu, nie
próbował odbijać miasta, lecz spod Lokroi pomaszerował od
razu do Tarentu. W drodze legiony Rufinusa zaatakowały jego
zastęp, zadając Epiroiom ciężkie straty.
Jakoby wkrótce potem także Lokroi szeroko otworzyło
Rzymianom swe bramy. Pyrrus pozostawił wprawdzie w
mieście silny garnizon, Lokryjczycy jednak „wymordowali
jego załogę wraz z dowódcą z powodu nadużyć, jakich się
wobec nich dopuszczała” (Appian, Samn. 12; Zonar. VIII 6).
Być może w tym czasie kampaitscv żołnierze w służbie
rzymskiej opanowali także i gruntownie złupili małe greckie
miasto - Kaulonię (Pausanias VI 3,12).
Wszelako te sukcesy rzymskie wcale nie są pewne.
Przejście Krotonu i Lokroi na stronę Republiki wydaje się być
tylko „literackim rewanżem” autorów rzymskich za faktyczne
przejście tych poleis na stronę Pyrrusa w 280 roku. W Lokroi
stała silna załoga epirocka pod dowództwem królewskiego
syna, Helenosa. Wątpliwe, aby mieszczuchom z Lokroi udało
się tak łatwo przepędzić tych twardych żołnierzy. Znamienne,
ż
e o domniemanych sukcesach konsula Rufinusa milczą
skrupulatnie rejestrujące wszelkie triumfy rzymskich wodzów
166
inskrypcje Fasti Capitolini. A w tym czasie nawet rozpędzenie
większej watahy samnickich pastuchów mogło przynieść
konsulowi triumfalny pochód Drogą Świętą na Kapitol, cóż
mówiąc o wzięciu kwitnącego greckiego miasta! Chociaż nie
można do końca wykluczyć, że Kroton rzeczywiście dostał się
w ręce rzymskie
87
. Z pewnością natomiast nie wpuściło
Rzymian w swoje mury Lokroi, które, jak wynika ze źródeł
inskrypcyjnych, aż do września 275 roku stało po stronie
Pyrrusa.
Zapisy
na
spiżowych
tablicach
Archiwum
Ś
wiątynnego zachowują swą ciągłość
88
. Wydaje się, że
również upadek Kaulonii nastąpił później. Akcję wojenną
konsula Korneliusza Rufinusa należy ocenić jako „wielką
wyprawę łupieską do południowego Bruttium, demonstrację
wojskową bez trwałych wyników”
89
.
W 276 roku do boju wyruszyli konsulowie Kwintus
Fabiusz Maximus Gurges i Gajusz Genucjusz Clepsina. Ten
pierwszy, jeden z najbardziej znaczących polityków swego
czasu, cenzor 289 roku, triumfował wprawdzie później „nad
Samnitami, Tukanami i Bruttami”. jednakże jego kolega nie
osiągnął chyba znaczących sukcesów, bowiem pochodem
triumfalnym go nie wyróżniono. Zresztą także triumf Gurgesa
wydaje się tylko powtórzeniem jego triumfu z 291 roku. Taki
ś
wietny mąż jak Gurges musiał przecież triumfować po
każdym konsulacie, podobnie jak cnotliwy Fabrycjusz.
Zonaras mówi wprawdzie o walkach z Italikami, ale milczy o
rzymskich zwycięstwach. Dominującym wydarzeniem tego
roku był powrót Pyrrusa na italską ziemię. Rzymianie tak
bardzo bali się „Orła z Epiru”, że nie próbowali zaatakować
wojsk królewskich zaraz po wylądowaniu, wyręczając się
Mamertynami. Orozjusz (IV 2,2) twierdzi, że w tym czasie nad
Tybrem szalała dżuma. Być może, obok lęku przed królem
Molossów, także zaraza powstrzymała pochód rzymskich
wojsk. Nie można zresztą wykluczyć, że Orozjusz (lub jego
87
Powątpiewa w to Levequ e, op. cit., s. 511 i n., a także Cross, op. cit., s. 119;
upadek Krotonu uważają natomiast za możliwy Ki en a st , op. cit., kol. 152, Fr a n k e,
Cambridge Ancient Hisiory, t. VII, cz. 2, s. 480 i n., Sandberger, op. cit., s. 171 i n.
88
De Francis, op. cit., s. 82.
89
Heftner, op. cit., s. 37.
167
ź
ródło) opowieści o epidemii po prostu zmyślił, aby
usprawiedliwić bezczynność konsulów.
Rachuby
Pyrrusa
ostatecznie
sprawdziły
się.
Lukanowie, Bruttiowie i Samnici zdołali przez prawie trzy
lata powstrzymywać ataki Republiki na Wielką Grecję.
Rzymianom nie udało się zlikwidować „protektoratu” Ajakidy
w Italii. Niemniej jednak sabelscy sojusznicy króla byli już
skrajnie wyczerpani i zniechęceni. Wiedzieli, że bez pomocy
króla nie zdołają dłużej stawiać oporu wciąż nowym armiom
znad Tybru. Stąd też słali na Sycylię rozpaczliwe prośby o
pomoc, podobnie jak Tarentyni, aczkolwiek ci ostatni nie byli
poważnie zagrożeni przez ostatnie dwa lata (wodzowie
rzymscy nie odbywali nad nimi triumfów). Sprzymierzeńcy
spełnili swe zadanie, lecz po wyczerpujących i długich bojach
nie mogli już udzielić Pyrrusowi znaczącej pomocy.
Po wylądowaniu Ajakida wkroczył zapewne do
Lokroi. Podobno mieszkańcy popadli w przerażenie na wieść
o nad ciąganiu armii królewskiej, wybili załogę rzymską i
otworzyli Pyrrusowi bramy, by uzyskać łaskę. Opowieść ta jest
mało prawdopodobna. Wydaje się. że władca Molossów po
prostu wszedł do miasta, które kontrolował jego garnizon. Zaraz
potem podjął próbę zaskakującego wypadu na Rhegion. Być
może chciał zdobyć znienacka to polis opanowane przez
zbuntowanych kampańskich żołnierzy i uzyskać w ten sposób
przyczółek, który umożliwi mu w przyszłości powrót na
Sycylię. Kampańczycy z Rhegion w porę wezwali jednak na
pomoc swych serdecznych druhów, Mamertynów z Messany.
Ci przeprawili się na palec italskiego „buta”, niewątpliwie na
pokładach kartagińskich okrętów, w liczbie nie mniejszej niż
10 tysięcy. W tej sytuacji atak Pyrrusa zakończył się
niepowodzeniem, żołnierze królewscy zostali odparci ze
znacznymi stratami (Zonar VIII 6,5). Ośmieleni zwycięstwem
Mamertyni ruszyli w pościg za odchodzącą do Lokroi armią
Ajakidy i śmiało natarli na oddziały tworzące tylną straż.
„Synowie Marsa” byli okrutnymi bandziorami, ale znali się na
wojennym rzemiośle. Atakowali z zasadzek, korzystając z
dogodnego terenu i położyli trupem wielu żołnierzy Pyrrusa.
Udało im się nawet uśmiercić dwa słonie i całą armię wprawić
168
w zamieszanie.
Kiedy dowiedział się o tym znajdujący się na czele
król, pospieszył z pomocą zagrożonym hufcom zamykającym
kolumnę. Z pogardą śmierci rzucił się w wir walki, lecz zaraz
na początku dostał mieczem cios w głowę i, ranny, musiał
ustąpić z pola. Rozzuchwaliło to żołdaków z Messany. „Jeden
z Mamertynów, człowiek olbrzymiego wzrostu i we wspaniałej
zbroi, wybiegł nawet wtedy naprzód przed innych i głosem
nad miarę hardym wyzywał Pyrrusa na pojedynek: «Jeżeli
jeszcze żyje». Na to Pyrrus doprowadzony do wściekłości
odwrócił się, odtrącił przemocą powstrzymujących go
przyjaciół, przedarł się przez nich w zapale gniewu, zalany
krwią, z twarzą budzącą grozę, i uprzedzając przeciwnika ciął
go mieczem w głowę. Ciosem tym, zadanym mu siłą ręki
i hartownej stali, przeszył go z góry na dół, tak że jednocześnie
na dwie strony zwaliły się dwie połowy rozplatanego ciała”
(Plut. 24,2-6). Opowieść ta, z pewnością upiększona przez
Proksenosa, może w ogólnych zarysach być prawdziwa.
Oczywiście Pyrrus odparł Mamertynów nie sam, lecz przy
pomocy doborowego oddziału gwardii, z którym ruszył na
odsiecz tylnej straży. Mógł jednak zabić przeciwnika w
pojedynku. Zawsze walczył przecież w pierwszym szeregu,
wzorem
Wielkiego
Aleksandra.
Zdumieni
Mamertyni
zaprzestali pościgu. „Patrzyli na Pyrrusa w osłupieniu i
podziwiali go jakby jakąś istotę nadludzką” (Plutarch).
Armia królewska mogła więc w spokoju wkroczyć do
Lokroi. Tradycja rzymska zachowała obszerną opowieść o
tyrańskich rządach Pyrrusa w tym mieście. Ajakida mścił się
jakoby srodze za zdradę obywateli miasta, którzy przed
rokiem otworzyli bramy żołnierzom rzymskiego konsula. To
odstępstwo jest, jak już mówiliśmy, ewidentnym zmyśleniem,
niemniej król Molossów z pewnością bezwzględnie postępował
z Lokryjczykami. Pyrrusowi po prostu brakowało środków na
prowadzenie wojny, zwłaszcza, że większość sycylijskich
skarbów poszła na dno razem z flotą. Król musiał już wtedy
zdawać sobie sprawę, że z posiadanymi silami na dłuższą
metę niczego w Italii nie wskóra. Zaraz po przegranej bitwie
morskiej pchnął więc posłów do Antygonosa Gonatasa, który
169
właśnie zawładnął Macedonią, domagając się pomocy
wojskowej, Pyrrus otwarcie zagroził wojną, jeśli jego żądania
nie zostaną spełnione. „Oznajmił..., że jeśli pomocy nie
otrzyma, będzie musiał powrócić do swego kraju i wzmocnić
swą potęgę kosztem Antygonosa, chociaż chciał uczynić to
kosztem Rzymian” (Iustin. XXV 3,1-2). Antygonos jednak
ż
ołnierzy Pyrrusowi nie przysłał. Czy spodziewał się, że potrafi
stawić czoła Ajakidzie?
W Lokroi Pyrrus nie znał jeszcze odpowiedzi
Antygonosa, ale podjął gorączkowe wysiłki, by zapełnić swą
ś
wiecącą pustkami wojenną kasę. Jak wynika z Archiwum
ś
wiątynnego, po powrocie z Sycylii król zabrał z lokryjskiej
ś
wiątyni Zeusa Olimpiosa aż 2452 talenty srebra, czyli
niewiele mniej, niż w 280 roku. Prawdopodobnie Pyrrus
splądrował tym razem świątyny skarbiec aż do ostatniego
obola.
Przyszedł też czas, aby spacyfikować sytuację w
mieście. Wśród obywateli Lokroi było wielu arystokratów,
którzy być może rzeczywiście uknuli spisek, by wydać polis
Rzymianom. Król, podobnie jak na Sycylii, kazał z miejsca
stracić podejrzanych i skonfiskował ich dobra. Pozostali
obywatele musieli dostarczyć zboża i pieniędzy. Tak twierdzi
Zonaras (VIII 6), a wtóruje mu Appian (Samn. 12): „W sposób
surowy i okrutny mordował i grabił tu Pyrrus, nie oszczędził
nawet darów wotywnych w świątyni Persefony żartując, że
pobożność nie w porę jest zabobonem, a zbieranie bogactwa
bez trudu – pomysłowością”. Złupienie świątyni, jako jeden z
najbardziej bezecnych uczynków Pyrrusa, wspomina wiele
innych źródeł (Dion. Hal. XX 9-10; Diod. XXVII 4,3; Cass.
Dio frg. 40,48; Liv. XXIX 8,9.18,3-6, Vir. ill. 35,9). W Lokroi
znajdowała się starodawna świątynia Persefony, ponurej bogini
krain podziemi, małżonki Hadesa, panującego nad światem
umarłych. Mieszkańcy i pielgrzymi od wieków składali tam
skarby i wota, toteż w chramie zgromadzone były nieprzebrane
bogactwa. Ajakida rozpaczliwie potrzebował zaś pieniędzy na
nową kampanię w Italii. Jak chce Dionizjos z Halikarnasu, do
ograbienia świątyni znów namówili Pyrrusa źli doradcy.
Euagoras, syn Teodorosa, Balakros, syn Nikandra, i
170
Deinarchos, syn Nikiasa, wszyscy członkowie najbliższego
otoczenia
króla.
Monarcha
dał
się
przekonać
do
ś
więtokradztwa, uznając swe potrzeby za pilniejsze od
wszelkich skrupułów. Trzej doradcy otrzymali zadanie
złupienia skarbca Persefony, które skrupulatnie wykonali.
Złoto, srebro i kosztowności załadowano na okręty,
które wzięły kurs na Tarent. Początkowo wiała pomyślna,
lekka bryza, lecz gdy korabie wyszły już na pełne morze,
rozpętała się potworna burza. Część okrętów poszła na dno.
inne zostały zapędzone ku brzegom Sycylii, a załogi tych galer,
na które załadowano skarby, marnie potonęły w morzu. Same
okręty cudownie wyrzucone zostały na brzeg pod Lokroi.
Skarby oczywiście były całe i nie uszkodzone. „Toteż i
Pyrrus, chociaż późno, uprzytomnił sobie swą bezbożność,
kazał złożyć świętości w świątyni Persefony i starał się
przebłagać boginię wielkimi ofiarami. Ponieważ ofiary nie
wypadły pomyślnie, jeszcze bardziej się rozsrożył i kazał
stracić wszystkich, którzy mu doradzili to świętokradztwo...”
(Appian). Przypuszczano, że opowieść ta zmyślona została
przez nieprzychylnego władcy Epiru historyka Timajosa, który
skopiował po prostu swą inną opowieść o Agatoklesie,
ukaranym straszliwą burzą za zabranie świątynnych skarbów
boga Eola
90
. Niemniej jednak Ajakida rzeczywiście sięgnął po
złoto bogini podziemi. Według Dionizjosa z Halikarnasu,
pisze o tym przychylny królowi dziejopis Proksenos, który,
wprowadzając motyw „złych doradców”, oczywiście stara się
uwolnić Pyrrusa od wszelkiej winy. Również sam król
w swoich Pamiętnikach, przyznaje, że właśnie gniew Persefony
spowodował niepowodzenie jego wyprawy do Italii (Dion.
Hal. XX 10). Władca Molossów bez wątpienia zdawał sobie
sprawę, że złupienie świątyni wywoła wrogą reakcje Hellenów,
jednak nie miał innego wyjścia. Jego kasa wojenna była pusta.
Podobnie postąpił Antioch III Wielki, władca imperium
Seleukidów, który przed wyprawą do Azji gruntownie
splądrował skarbiec bogini Anaitis w Ekbatanie. Być może
Pyrrus traktował świątynne kosztowności tylko jako
90
Schubert, op. cit., s. 218 i n.
171
„pożyczkę”, którą zwróci, rzecz jasna nie on, lecz obywatele
Lokroi w ramach wyznaczonej przez króla kontrybucji. Nagłą
burzę, która zaskoczyła flotę, uznano jednak za zemstę
ponurej Persefony. co znacznie pogorszyło nastroje w wojsku.
Były to czasy, w których wróżby, przepowiednie, wieszcze sny
i znaki bogów traktowano niezwykle poważnie. Jeśli Ajakida
rzeczywiście zwrócił świątynne skarby, nie ma się co dziwić,
ż
e potem niedługo już wojował w Italii. Przerwał kampanię, bo
zabrakło mu pieniędzy na opłacenie żołnierzy.
172
BITWA POD BENEWENTEM
Pyrrus przezimował wraz z armią najpewniej w Lokroi, być
może jednak w Tarencie, dokąd przybył z 20 tysiącami
piechurów i 3 tysiącami konnych żołnierzy. Zimą starał się
wzmocnić swą armię, wcielając do niej „najdzielniejsze
jednostki tarentynskie” (Plut. 24), a skoro tylko nastała wiosna,
wyruszył szybkim marszem na północ - przeciwko wojskom
Rzymu. Od swych italskich sprzymierzeńców uzyskał jednak
tylko niewielkie wsparcie. „Spośród Samnitów niewielu się do
niego przyłączyło. Ci bowiem, widząc swą sprawę przegraną,
upadli na duchu, wyczerpani wielu porażkami w bitwach
z Rzymianami, a na Pyrrusa byli oburzeni z powodu... jego
wyprawy na Sycylię” (Plut. 25,1). Z pewnością szczupłe tylko
oddziały innych ludów, Lukanów i Bruttiów, wzmocniły
armię królewską, Italikowie uważali, że Pyrrus zdradził ich,
odpływając na Sycylię. Samnici długo zachowali o władcy
Epiru złe wspomnienie. Jeśli wierzyć Liwiuszowi (XXIII 42),
jeszcze podczas II wojny punickiej posłowie samniccy żalili
się przed obliczem Hannibala: „Pyrrus... raczej naszym
ż
ołnierzem wzmocnił swoje siły, niż bronił nas siłami swoimi”.
Armia Pyrrusa różniła się od tej, która zderzyła się z legionami
pod Ausculum. Mniej było w niej wojowników italskich,
walczących na sposób rzymski, wojsko królewskie uzupełnili
za to najemnicy z greckich miast Sycylii. Słoni pozostało
najwyżej 18. Trudno powiedzieć, ilu żołnierzy Pyrrus
prowadził do boju. Plutarch milczy na ten temat. Król z
pewnością miał ze sobą wojska, z którymi przybył do Tarentu,
a więc 20 tysięcy piechoty i 3 tysiące konnych żołnierzy. Do
tych sił dołączyły oddziały tarentyńskie, jakaś część
garnizonów epirockich z miast Wielkiej Grecji i nieliczne
kontyngenty sprzymierzeńców italskich. Wojsko Ajakidy nie
mogło więc liczyć więcej, niż 28-30 tysięcy żołnierzy
91
.
Informacji przekazanych przez Orozjusza (IV 2,6), iż
Pyrrus zebrał 80 tysięcy piechoty i 6 tysięcy kawalerzystów,
jak również Dionizjosa z Halikarnasu, według którego wojsko
91
O. Hamburger, Untersuchungen über den pyrrischen Krieg, Würtzburg 1927, s. 41,
ocenia liczebność wojsk Pyrrusa w tej kampanii na 25-28 tysięcy ludzi.
173
królewskie było trzy razy liczniejsze od rzymskich zastępów,
nie należy traktować poważnie.
Także Rzymianie mieli trudności z wystawieniem
armii. Konsulowie 275 roku, Maniusz Kuriusz Dentatus i
Lucjusz Korneliusz Lentulus musieli użyć najsurowszych
ś
rodków, aby przeprowadzić pobór. Dentatus zastraszył
wezwanych pod broń obywateli bezprecedensową w dziejach
Republiki groźbą, że ci, którzy nie zgłoszą się do wojska,
zostaną sprzedani w niewolę, a ich mienie skonfiskowane.
Pierwszego pechowca rzeczywiście sprzedano, mimo że
rozpaczliwie wzywał pomocy trybunów ludowych. Wydarzenia
te świadczą nie tylko o wyczerpaniu rezerw, ale także o upadku
ducha wśród rekrutów. Według wiarygodnych informacji
Liwuisza (periocha XIV), w latach wojny liczba obywateli
spadła, niewątpliwie na skutek przegranych bitew i być może
zarazy. O ile w 280 roku zarejestrowano 287 222 obywateli
rzymskich, to w 275 roku już tylko 271 224. Gdyby Pyrrus
zawarł na Sycylii pokój z Kartaginą i sprowadził do Italii
liczniejszą armię, mógłby nawet odnieść zwycięstwo, tj. zmusić
wreszcie Rzymian do wywiania się z południowej Italii.
Ostatecznie Republika zdołała wysłać w pole 2 armie
konsularne - co najmniej 40 tysięcy żołnierzy, chyba jednak
więcej, bowiem niewątpliwie przed bitwą z tak znakomitym
wodzem jak Pyrrus senat nakazał totalną mobilizację. Tym
razem Rzymianie mieli więc wyraźną przewagę liczebną nad
hufcami Ajakidy.
Nieprzypadkowo komicja właśnie Kuriusza Dentatusa
wybrały konsulem. Pochodził on z mało znanego rodu
plebejskiego, był „człowiekiem nowym” (homo novus), który
przybył do Rzymu z daleka. Zrobił jednak znakomitą karierę,
głównie dzięki błyskotliwym zdolnościom militarnym. Jako
konsul 290 roku łupieskim najazdem na Samnium zmusił
tamtejszych górali do złożenia broni. Rozgromił Sabinów,
rozniósł w puch i wymordował tysiące Galów, odbył triumfy
nad tymi ludami. Jak się zdaje, przed 281 rokiem pokonał
Lukanów, co przyniosło mu skromniejszą formę triumfu -
owację. Dentatus był również sprawnym administratorem. W
kraju Sabinów przeprowadził podział ziemi i nakazał osuszenie
174
i meliorację doliny Raete. Zwłaszcza w późniejszych czasach
Dentatus uchodził za ideał niezłomnego, skromnego,
cnotliwego Rzymianina. Sam surowy Katon Starszy obrał go
sobie za wzór. W czasach Katona prowadzono młodzież, by
oglądała skromne domostwo Dentatusa, w którym jakoby ten
słynny wódz własnoręcznie skrobał sobie na wieczerzę rzepę.
Opowiadano o Kuriuszu wiele anegdot. Podobno, gdy
usiłowali przekupić go Samnici, wódz rzymski odrzekł, że nie
potrzebuje złota, bo równie dobrze może jeść z glinianych
naczyń, woli też panować nad ludźmi, którzy mają złoto, niż
posiadać je samemu. Poeta Enniusz sławił go jako męża,
którego: „ani żelazo nie mogło pokonać, ni złoto” (Annales
220 V). Senatorowie dobrze wiedzieli, że jeśli któryś z wodzów
może zwyciężyć Pyrrusa, to tylko Kuriusz Dentatus. Przed
bitwą zatrwożył Rzymian złowróżbny znak - oto huragan
obalił posąg Jowisza na Kapitolu. Nie znaleziono głowy boga
i rozeszły się wieści, że oznacza to upadek państwa. Na
szczęście kapłani z kolegium haruspików wskazali miejsce,
gdzie spoczywała głowa - na dnie Tybru. Takie złowieszcze
znaki pojawiały się zazwyczaj w groźnych dla państwa
momentach, na przykład, gdy Hannibal wkroczył do Italii.
Ś
wiadczą one o tym, że Rzymianie drżeli o wynik trzeciej
bitwy z królem Molossów. Gdyby było inaczej, kapłani
swoim zwyczajem „nie zauważyliby” ponurego omenu. A i tak
trzeba było autorytetu haruspików by uspokoić lud.
Trudno jest odtworzyć przebieg kampanii 275 roku. O
każdej bitwie Pyrrusa wiadomo mniej niż o poprzedniej. W
przypadku ostatniej batalii, stoczonej przez króla na italskiej
ziemi, nie jest pewne, gdzie się odbyła, jaki był jej przebieg i
kto wyszedł zwycięsko z tego boju. Nie wiadomo też, czy
stoczono tylko jedną bitwę, czy też dwie. Głównym źródłem
do przebiegu kampanii 275 rokujest Plutarch. Tym razem
biograf z Beocji nie podaje jednak, z jakich przekazów
korzystał. Być może czerpał z Proksenosa i Timajosa,
niewątpliwie jednak sięgnął również do źródeł rzymskich. Z
nich to być może przejął opowieść o spłoszonych słoniach,
które wprowadziły zamieszanie w szeregach wojsk królewskich.
Najprawdopodobniej Plutarch wykorzystał dwóch swoich
175
stałych informatorów: bałamutnego Dionizjosa z Halikarnasu i
wiarygodnego Hieronima z Kardii. Zapewne połączył ich
relacje w sposób mający wszelkie cechy sztuczności.
Zachowały się również trzy fragmenty historii Dionizjosa z
Halikarnasu, ogólnie zgodne z przekazem Plutarcha
(oczywiście wersja Dionizjosa jest znacznie bardziej
„upiększona”). Dysponujemy również szczupłymi przekazami
autorów reprezentujących tradycję rzymską, Zonarasa (VIII
6,6), Florusa (I 13,11), Orozjusza (IV 2,3) i Eutropiusza (II
14). Wszyscy podkreślają niszczycielską dla wojsk Pyrrusa rolę
przerażonych słoni, jednak wiarygodność tych relacji jest
niewielka
92
.
Według
Plutarcha
konsulowie
rozdzielili
się.
Korneliusz Lentulus podążył do Lukanii, Kuriusz Dentatus
natomiast rozbił obóz w pobliżu miasta Beneventum,
położonego u zbiegu rzek Calore i Sabatus w kraju Hirpinów,
jednego z czterech ludów federacji samnickiej. Miasto to w
czasach Pyrrusa zwało się Maleventum (Maluentum). Nazwa ta
jest sama w sobie niewinna, wywodzi się być może od słowa
„malum” (jabłko, pigwa), prawdopodobnie jednak wzięta
została z języka iliryjskiego i oznacza po prostu „górskie
miasto”. Rzymianom, zawsze przywiązującym wielką wagę do
wróżebnych znaków, „Maluentum” jednak źle się kojarzyło,
zanadto przypominało malus eventus czyli „zły wynik”. Kiedy
więc w 268 roku Republika założyła tu swą kolonię, mającą
trzymać w szachu Samnitów, nadała miastu nową nazwę
.,Beneventum” (czyli „dobry wynik”) i tak ta malownicza
górska miejscowość zwie się do dziś. Stąd też bitwa, którą w
275 roku Pyrrus stoczył z Rzymianami, przeszła do historii
jako bitwa pod Benewentem. Miasto to położone było
strategicznie przy skrzyżowaniu ważnych szlaków. Później
prowadziły stąd drogi do Kapui, Telesii, Saepinum, Aectanum,
Abellinum. Stąd też Benewent pozostał w Italii ważną
twierdzą aż do czasów wojen, które w VI wieku n.e. armie
cesarza Justyniana Wielkiego toczyły z Gotami.
Konsul Dentatus, obawiając się straszliwego ataku
92
D e l b r ü c k , op. cit., s. 310, uznał wszystkie źródła, dotyczące bitwy pod
Benewentem, za bezwartościowe.
176
„połączonych broni” Pyrrusa, nie rozbił obozu na równinie,
lecz w „bezpiecznym punkcie”, czyli z pewnością na
wysokim, stromym wzgórzu, które konnica i słonie jedynie z
najwyższym trudem mogły atakować. Armia Dentatusa
panowała przede wszystkim nad ważną drogą z Apulii do
Kampanii.
Drugi
konsul, Korneliusz
Lentulus,
zajął
stanowisko w Lukanii, na innym kluczowym szlaku,
prowadzącym bezpośrednio do Tarentu. W ten sposób
wodzowie Republiki blokowali wszystkie drogi, którymi
Pyrrus mógłby pomaszerować do serca państwa rzymskiego,
do Kampanii i Latium. Z drugiej jednak strony, rozdzielając
swe siły, konsulowie narażali się na niebezpieczeństwo, że
król Molossów kolejno pobije ich wojska. Z pewnością więc
dwie armie rzymskie nie oddaliły się zbytnio od siebie, aby
móc się połączyć w razie niebezpieczeństwa.
Pyrrus miał dobre informacje o planach przeciwnika,
przypuszczalnie dostarczyli mu ich italscy sprzymierzeńcy.
Podzielił więc swe wojsko na dwie części. Jeden hufiec
pomaszerował do Lukanii. Jego zadaniem było odwracanie
uwagi i powstrzymywanie Lentulusa, tak aby konsul nie
zdążył przyjść swojemu koledze z odsieczą. Ten oddział
wydzielony musiał być bardzo silny, z pewnością liczył kilka
tysięcy żołnierzy, gdyż nielicznie wojsko nie byłoby w stanie
zahamować pochodu armii konsularnej. Sam zaś Pyrrus
z głównymi siłami rzucił się szybkim marszem na północ do
Samnium, by rozgromić osamotnionego Kuriusza Dentatusa.
zanim drugi konsul przybędzie z pomocą. Spragniony bitwy
Ajakida maszerował z Tarentu przyszłą przedłużoną via Appia,
przebył dolinę rzeki Calore, przekroczył Sabatus, rzekę będącą
lewym dopływem Calore, i natknął się na obóz konsula.
Wódz rzymski roztropnie nie ruszał się ze swego
stanowiska, aby nie walczyć ze straszliwymi słoniami i jazdą
królewską na równinie, lecz czekał, aż drugi konsul nadciągnie
z Lukanii. Oficjalnie pobożny Dentatus kazał rozpowiadać, że
nie może rozpoczynać walki, ponieważ wróżby z lotu ptaków i
ofiar nie wypadają pomyślnie. Wodzowie rzymscy nie mogli
manipulować wynikami auspicjów (tj. rezultatami wróżb) w
całkowicie dowolny sposób. W czasie I wojny punickiej w
177
249 roku konsul Klaudiusz Pulcher aż palił się do
zaatakowania floty kartagińskiej pod Drepanum, jednakże
ś
więte kury jak na złość nie chciały dziobać ziarna, co było
wybitnie złym znakiem. Klaudiusz, mąż butny o gorącym
temperamencie, rozsierdził się i kazał wyrzucić nieszczęsne
ptaki za burtę, wrzeszcząc: „Skoro nie chcą jeść, niech
piją!”. Nic dziwnego, że bitwa pod Drepanum zakończyła się
sromotną klęska Rzymian. Niemniej jednak Pulcher prowadził
do ataku okręty ze zbyt słabymi załogami, ponadto w
fatalnym szyku, tak że z góry można było spodziewać się
klęski. Kapłani opiekujący się świętymi kurami widzieli to
doskonale, stąd wróżby wypadły wbrew woli konsula.
Kuriusza Dentatus pod Benewentem czynił natomiast
rozumnie, tkwiąc w umocnionym obozie na wzgórzu, stąd też
decyzję jego w pełni potwierdziły auspicja.
Kiedy armia Pyrrusa była już blisko, zwiadowcy
donieśli królowi, że rzymski wódz obozuje w miejscu, które
niezwykle trudno jest zaatakować. Ajakida postanowił wiec
niespodziewanym atakiem od tylu wyrzucić Dentatusa z jego
dogodnej pozycji i zmusić go do przyjęcia bitwy na równinie.
W tym celu Pyrrus zebrał hufiec najlepszych żołnierzy,
najpotężniejsze słonie i po zapadnięciu zmroku pomaszerował
trudnymi leśnymi drogami, by okrążyć obóz konsula.
Wcześniej jednak, jeśli wierzyć Dionizjosowi z Halikarnasu,
król przeżywał chwile rozterki. Oto miał sen, że wypadło mu
wiele zębów, a z ust popłynęło mnóstwo krwi. Ajakida
przeżył już kiedyś taką senną wizję, po której spotkały go
srogie nieszczęścia. Zastanawiał się więc, czy aby nie
wstrzymać ataku, „nie był jednak dostatecznie potężny, by
pokonać los”. Przyjaciele zaklinali Pyrrusa, by nie marnował
tak znakomitej okazji i król dał się przekonać na swą zgubę.
Oczywiście tych „złych doradców” ponownie wprowadził na
scenę Proksenos, by uwolnić swego monarchę od wszelkiej
winy za nieudane przedsięwzięcie.
Epiroci, wyruszywszy w drogę, przedzierali się nocą
przez gęsty las. Z pewnością zabrali ze sobą samnickich
przewodników, jednak mieli za mało pochodni, toteż
kilkakrotnie w nieznanym terenie pobłądzili. Trudności
178
nocnego pochodu malowniczo przedstawia Dionizjos z
Halikarnasu: „Zdarzyło się, jak można było oczekiwać, że
hoplici obciążeni hełmami, napierśnikami i tarczami,
podążający zaś pod górę po długich ścieżkach, z których nawet
nie korzystali ludzie, lecz byty to po prostu kozie ścieżki,
przedzierający się przez lasy i strome turnie, nie zdołali
utrzymać
szyku,
lecz
zanim
jeszcze
ujrzeli
obóz
nieprzyjaciela, ciała ich osłabione były przez trud i
pragnienie” (XX 11). Podczas uciążliwej wędrówki stracono
wiele czasu. Już wstawał świt, a Pyrrusowi żołnierze nie
osiągnęli celu. W końcu rzymskie straże dostrzegły ich z
obozu, gdy wspinali się na wierzchołki gór. Niespodziewane
pojawienie się nieprzyjaciela zaskoczyło Rzymian. W obozie
zapanował chaos przechodzący w panikę. Ale wytrawny wódz
Kuriusz Dentatus czuwał. Natychmiast ogłosił, że wróżby
wypadły pomyślnie i pokrzepionych tym żołnierzy poprowadził
za wały do boju. Uderzył z impetem w czoło maszerującego
oddziału Pyrrusa, żołnierze królewscy nie zdążyli więc
uszykować się w bojowej linii. Legioniści mieli znaczną
przewagę liczebną, rychło zmusili więc hufiec Ajakidy do
odwrotu. Wtedy właśnie w tym wydzielonym zastępie Pyrrusa
„wielka ilość ludzi padła na polu walki” (Plutarch).
Rzymianom udało się podobno nawet schwytać żywcem kilka
słoni, po wybiciu lub przepędzeniu ich eskorty.
Lecz oto nadciągały już siły główne królewskiej armii.
Ośmielony pierwszym sukcesem konsul zdecydował się wydać
walną bitwę na równinie. Zresztą, kto wie, może nie zdążył
już wycofać się za wały? Na terenie płaskim wszelako jeszcze
raz wzięła górę stosowana przez Pyrrusa taktyka połączonych
broni. Najeżona włóczniami falanga, wspomagana przez
łuczników, lekkozbrojni, konnica i słonie zepchnęły twardo
broniących się legionistów aż pod same umocnienia obozu.
Wtedy Kuriusz sięgnął po swą ostatnią rezerwę - załogę
obozu, którą przezornie pozostawił wyjątkowo liczną. Wojska
te ze świeżymi siłami ruszyły w wir boju, by wesprzeć
łamiące się szeregi, jednak decydującą rolę odegrały płonące
strzały, którymi legioniści zza obozowych wałów razili
179
szarżujące słonie
93
. Ogromne zwierzęta wpadły w popłoch i
zaczęły
tratować
własne
szeregi.
Podobno
początek
zamieszaniu dało ranne słoniątko. Tak pisze o tym Florus (I
13,11): „Koniec walki, którą miało uwieńczyć zwycięstwo,
zgotował przypadek. Kiedy bowiem słonie wysunęły się znów
do pierwszej linii bojowej, silny cios pocisku, wymierzony w
głowę jednego słoniątka zawrócił je z drogi; ono zaś biegnąc i
wywracając inne, żałośnie trąbiło. Poznała je matka i skoczyła
jakby na pomstę, a wtedy wszystko wokół niby szyki wrogów
przemieszała swym ogromnym cielskiem”. Opowieść o
słoniątku znają również Dionizjos z Halikarnasu i Zonaras.
Tyle tylko, że domniemane słoniątko byto już chyba młodym,
co najmniej 30-letnim słoniem, gdyż zwierzęta te niezwykle
rzadko rozmnażają się w niewoli. Przypuszczano, że do tego
epizodu nawiązuje słynny talerz kampański z wyobrażeniem
bojowej słonicy z wieżyczką i wojownikami, za którą drepcze
małe stoniątko, jest to jednak tylko hipoteza.
Być może zresztą Kuriusz Dentatus zawdzięcza swe
zwycięstwo nad szarżującymi słoniami i ograniczony sukces
w całej bitwie nie męstwu swych ludzi, lecz zwierzętom. Tym
razem nie gęsiom kapitolińskim, które, jak wiadomo, ocaliły
Rzym przed Galami, lecz zwykłej, cuchnącej świni. Według
później tradycji rzymskiej to maciora swym chrząknięciem
i przenikliwym smrodem spłoszyła słonie władcy Epiru.
Wydarzenie takie chyba rzeczywiście miało miejsce. Na
pochodzących z czasów wojny z Pyrrusem brązowych
płytkach, odgrywających rolę monet, tzw. aes signatum,
Rzymianie uznali za stosowne umieścić wizerunek indyjskiego
słonia na awersie, na rewersie zaś - swojskiej świnki.
Historycy rzymscy nie rozpisywali się zbytnio o tym
incydencie, bo też nie było się czym chwalić...
Oprócz świni skuteczny przeciw stoniom okazał się
ogień. Użycie płonących strzał i innych pocisków przeciw
kolosom Ajakidy byto bardzo prawdopodobne. W podobny
sposób Rzymianie walczyli ze słoniami pod Ausculum. Kiedy
93
O płonących strzałach wspominają Eutropiusza i Orozjusz. Delbrück, op. cit., 311,
słusznie zauważa, że żołnierze na polu bitwy mieliby trudności z zapaleniem pocisków,
a załoga za umocnieniami obozowymi tych trudności nie miała.
180
rozszalałe trąbowce zaczęły rozpraszać i tratować własne
szeregi, legioniści odparli przerażonych wojaków Pyrrusa.
„Rzymianie zabili dwa słonie i zapędziwszy osiem innych w
miejsce, z którego nie było wyjścia, wzięli je żywcem, gdy
hinduscy kornacy poddali zwierzęta, uczynili też wielką rzeź
wśród żołnierzy” (Dion. Hal.). Podobno legioniści zdobyli
nawet potężnie umocniony obóz Epiroiy, zwycięstwo było więc
zdecydowane. Powyższe odtworzenie przebiegu bitwy, przede
wszystkim na podstawie przekazu Plutarcha i Dionizjosa z
Halikarnasu, jest spójne i logiczne, budzi jednak pewne
wątpliwości. Jeśli Pyrrus zdecydował się zaskoczyć Rzymian,
wysyłając oddział wydzielony trudnymi górskimi ścieżkami, to
z pewnością nie przydzielił do niego doborowego zastępu
słoni, do tego jeszcze „najpotężniejszych”. Jeśli obóz rzymski
położony był na niedostępnym wzgórzu, słonie nie mogły
podejść zbyt blisko.
Do
rozstrzygnięcia
pozostają
jednak
znacznie
poważniejsze kwestie. Podczas tej kampanii Pyrrus był
wyraźnie niecierpliwy, szukał bitwy, dlatego zaatakował
przeciwnika na niekorzystnym dla siebie terenie. Wydaje się,
ż
e Ajakida postąpiłby rozsądniej, wyczekując na nieprzyjaciela
na równinie, podobnie jak pod Herakleją. Zastanawiające jest,
dlaczego Pyrrus aż tak daleko zapuścił się na północ, dalej niż
w 279 roku? Przypuszczano, że bitwę stoczono wczesną
wiosną, tuż po rozpoczęciu rzymskiego roku konsularnego, i
Kuriusz Dentatus po prostu nie miał czasu, by pomaszerować
na południe
94
. Tyle tylko, że jego kolega, Korneliusz Lentulus,
zdążył dotrzeć do Lukanii. Czy zresztą Ajakida rzeczywiście
poszedł tak daleko w góry Samnium, zostawiając sobie na
tylach całą armię konsularną?
Być może bitwę zwaną „pod Benewentem” rozegrano
zupełnie gdzie indziej. Według Orozjusza (IV 2,3) i Florusa
(I 13) oba wojska zderzyły się na Polach Aruzyńskich (Campi
Arusini) w Lukanii. Frontinus (IV 1,14) dodaje, iż do bitwy
doszło na Polach Aruzyńskich „w pobliżu miasta Statuentum”
lub, jak czytają inni, „Fatuentum”. Być może jest to
94
Kienast, op. cit., s. 158.
181
zniekształcona nazwa Maleventum. bitwa odbyłaby się więc
na Polach Aruzyńskich koło Maleventum. Tylko że miast,
których nazwy kończą się na ,,-entum" jest w Lukanii wiele,
Buxentum, Forentum, Grumentum, Ursentum, Volcentum, jest
także rzeka Casuentum, a więc również istnienie miasta
Statuentum
wydaje
się
prawdopodobne.
Być
może
rzeczywiście w Lukanii pod tym właśnie miastem armia króla
Molossów uderzyła na legiony Dentatusa. Plutarch, jak się
wydaje, zna tę wersję i stara się ją wykorzystać, wysyłając
drugiego konsula, Korneliusza Lentulusa, właśnie do Lukanii.
Bitwę natomiast biograf z Beocji przenosi pod Beneventum,
ponieważ była to miejscowość, w odróżnieniu od Campi
Arusini, szeroko znana.
Podobny przypadek nastąpił podczas II wojny
punickiej. Jak pisze Liwiusz (XXV 16,17), konsul Tyberiusz
Grakchus zginął w walce z żołnierzami Hannibala w Lukanii na
Starych Polach, jednak, według innej wersji, położył głowę na
ziemi Benewentu w pobliżu rzeki Calore. Tyberiusz
rzeczywiście zginął w Lukanii. jednak później bitwę
przeniesiono w pobliże miejsca bardziej znanego.
Karl Beloch uważa, że armia Ajakidy zmierzyła się z
legionami Dentatusa między Paestum a Eboli, bowiem jest to
jedyna większa równina w Lukanii, oprócz tej nad Zatoką
Tarencką, wszelako jest to tylko hipoteza
95
. Podejmowano
próby identyfikacji Pól Aruzyńskich z Polami Taurazyńskimi
(Campi Taurasini) koło miasta Taurasia w Samnium, czy
z Polami Acheruzyńskimi (Campi Acherusini) w pobliżu
miejscowości Acherusia w Lukanii, to wszakże tylko
przypuszczenia. Według jednej z teorii, Pyrrus stoczył w 275
roku dwie bitwy, najpierw walczył w Samnium z legionami
Kuriusza Dentatusa, potem zaś podczas odwrotu zaatakowany
został w Lukanii przez drugiego konsula – Korneliusza
Lentulusa
96
. Wydaje się wszakże, że Pyrrus stoczył tylko jedną
bitwę, trudno orzec, w Samnium czy w Lukanii, za to
95
Beloch, Römische..., s. 467 i n.; Manius Curius Dentatus (w:) Der Kleine Pauly.
Lexicon der Antike, München 1979, t. 1, kol. 1345, uznaje, że domniemana bitwa pod
Benewentem w rzeczywistości odbyła się w Lukanii.
96
Dwie bitwy przyjmuje Wuilleumier, op. cit., s. 134 i n.
182
przypuszczalnie musiał zmierzyć się z połączonymi siłami
obydwu konsulów. Plutarch kazał obu rzymskim wodzom
rozdzielić się tylko dlatego, aby wykorzystać wersję o bitwie
w Lukanii, którą znał.
Prawdopodobne jest natomiast, że senat zlecił walkę z
królem Molossów obu konsulom, podobnie, jak w 279 roku,
gdy pod Ausculum walczyły dwie armie konsularne, lecz i tak
zostały pobite. Po surowej lekcji Ausculum konsulowie raczej
nie odważyliby się operować w pojedynkę. Historyk Eutropiusz
(II 14,3) stwierdza zresztą wyraźnie, że przeciwko Pyrrusowi
zostali wysłani (adversum Pyrrhum missi sunt) tak Kuriusz
Dentatus jak Korneliusz Lentulus. Być może wodzowie
rzymscy rzeczywiście rozdzielili swe wojska, lecz obie armie
pozostawały blisko siebie. Kiedy więc Pyrrus zaatakował
wojsko Dentatusa i hufce królewskie zaczęły już pędzić
legionistów z pola bitwy, na horyzoncie pojawiły się zastępy
drugiego konsula. Przeciw 20 tysiącom żołnierzy, którzy ze
ś
wieżymi siłami niespodziewanie zjawili się na placu boju,
nawet taktyczny geniusz Ajakidy okazał się bezradny, toteż
król kazał trąbić na odwrót. Plutarch, lub jego źródło, ukrył tę
pojawiającą się nagle druga, armię konsularną pod postacią
„wyjątkowo licznej” załogi obozu. To raczej nadejście Len-
tulusa przeważyło szalę bitwy, niż popłoch wśród słoni. Tych
kolosów Pyrrus miał pod Benewentem najwyżej 18,
niepodobna, aby zdołały spowodować chaos w całej jego
armii. Linia bojowa armii królewskiej miała nie mniej, niż dwa
kilometry
długości.
Rzymscy
historycy,
jak
już
wspomnieliśmy, cierpią zresztą na prawdziwy kompleks słoni,
każą tym zwierzętom biegać od jednego krańca placu boju po
drugi, wspinać się po górach i rozstrzygać losy wszystkich
bitew, a do tego jeszcze straszyć cnotliwego Fabrycjusza
97
.
Późniejsi
dziejopisowie
przypisali
wyłączne
zwycięstwo Dentatusowi, który był wodzem o wiele
sławniejszym od swego kolegi. W inskrypcji Fasti Capitolini
jest jednak luka. Według tego urzędowego rzymskiego
97
Fakt przyjścia drugiego konsula na odsiecz Kuriuszowi Dentatusowi uznają m.in.
Cary, Scu lla rd, op. cit., s. 196 i n., obecność dwóch konsulów w tej bitwie przyjmuje
Beloch, Griechische..., IV, cz. 1, s. 467.
183
kalendarza, w 275 roku zatriumfował Maniusz Kuriusz
Dentatus „nad Samnitami i królem Pyrrusem” (de Samnitibus
et rege Pyrrho) jego kolega zaś Korneliusz Lentulus odbył
triumf de Samnitibus et... i tu następuje owa luka, którą
zazwyczaj uzupełnia się Lucaneis czyli „nad Lukanami”, ale
równie dobrze można tu wstawić rege Pyrrho - „nad królem
Pyrrusem”
98
. Obie armie konsularne miały nad wojskiem
Ajakidy znaczną przewagę i król, nie dysponujący żadnymi
rezerwami, nie próbował już stawić im czoła.
Ź
ródła rzymskie przedstawiają bitwę pod Benewentem
jako druzgoczącą klęskę Ajakidy. Według Zonarasa, Pyrrus
zdołał zbiec do Tarentu w otoczeniu zaledwie garstki
jeźdźców, Orozjusz utrzymuje, iż armia królewska straciła 33
tysiące zabitych i 1300 jeńców, Eutropiusz mówi o 23
tysiącach
poległych
ż
ołnierzy
epirockiego
monarchy.
Oczywiście te dane są, mówiąc językiem ówczesnej epoki,
równie wiarygodne, jak przebieg legendarnej bitwy nad Sagrą,
gdzie w 548 roku armia miasta Lokroi licząca 15 tysięcy
ż
ołnierzy pokonała przy pomocy boskich bliźniaków
Dioskurów wielkie wojsko Krotonu, mające rzekomo 120
tysięcy zbrojnych
99
.
Florus (I 13,11) tak pisze o słoniach Pyrrusa: „...te
same zwierzęta, które odebrały nam pierwsze zwycięstwo, a
drugie pozostawiły nie rozstrzygnięte, bez wątpienia (sine
controversia) zapewniły nam trzecie”. Czyżby więc jadający
na glinie chłopski i, jak podejrzewamy, z lekka jeszcze
pachnący obornikiem wódz Kuriusz Dentatus pobił czołowego
stratega hellenizmu na głowę? Nie wydaje się to
prawdopodobne. Źródła opierające się na bardziej wiarygodnej
tradycji greckiej, nic o wielkiej klęsce Epiroty nie wiedzą.
Według Justinusa (XXV 5,5), Pyrrus w wojnach z
Rzymianami, Sycylijczykami i Kartagińczykami „przeważnie
odnosił zwycięstwa”. Także Polybios (XVIII 28,10) w
omówionym już powyżej dyskursie o wyższości legionu
98
Tak Beloch, Griechische..., t. IV, cz. 1, s. 467, Leveque uważa jednak, że luka w
inskrypcji jest za mała, by mogły zmieścić się słowa „rege Pyrrho”.
99
Bitwa nad Sagrą rzeczywiście się odbyła, jednak przedstawiony powyżej stosunek
sił starożytni uznali za symbol niewiarygodności i przesady.
184
rzymskiego nad falangą podkreśla, że bitwy Pyrrusa były nie
rozstrzygnięte, aczkolwiek ustawiał on w linii bojowej na
zmianę manipuły italskich sprzymierzeńców i oddziały
systemem falangi. Polybios w swym wywodzie wielokrotnie
przeinacza fakty, czyni to jednak, by dowieść wyższości
luźnego szyku bojowego legionów nad sztywną falangą. Do
koncepcji pasują mu więc wszystkie klęski armii stosujących
ten ostatni sposób walki. Gdyby historyk z Megalopolis miał
jakiekolwiek ku temu podstawy, z pewnością nie omieszkałby
napisać: „Co do Pyrrusa - to ten stosował nie tylko uzbrojenie
rzymskie, ale korzystał także z wojsk italskich, ustawiając
w bitwach na przemian jeden oddział na wzór rzymski i jeden
systemem falangi, ale mimo to w końcu sromotnie przegrał
pod Benewentem”. Polybios, który znał przebieg kampanii
italskiej Pyrrusa z dzieł obiektywnych historyków greckich,
mimo najszczerszych chęci tak napisać nie mógł.
Można spróbować ocenie rozmiary domniemanego
zwycięstwa Rzymian na podstawie liczby rzekomo zdobytych
przez nich słoni. Według Dionizjusza z Halikarnasu, żołnierze
konsula „wzięli do niewoli” aż 8 tych ogromnych zwierząt,
Eutropiusz (II 14,2) mówi już tylko o 4. Florus (I 13,28)
z zachwytem opisuje natomiast triumf Maniusza Kuriusza
Dentatusa nad Samnitami i królem Pyrrusem, który odbył się
w lutym 274 roku. „Nie ulega wątpliwości, że żaden z
pochodów triumfalnych wkraczających do miasta nie był tak
piękny i okazały. Dotąd można było oglądać jedynie bydło
Wolsków, trzody Sabinów, wozy Galów i skruszony oręż
Samnitów. Tym razem, jak popatrzyłeś na jeńców, widziałeś
kroczących Molossów, Tesalów, Macedończyków, Bruttiów,
Apulów oraz Lukanów; jeśli na rozkosze pochodu - złoto,
purpurę, posągi, obrazy, słowem, rozkosze Tarentu. Lecz
z największą przyjemnością naród rzymski oglądał owe
potwory z wieżami na grzbieiach. jak zwiesiwszy głowy,
kroczyły świadome swej niewoli za zwycięskimi końmi”.
Triumf Kuriusza Dentatusa odbył się z pewnością.
Dla Rzymian sam fakt, że Pyrrus nie zadał im decydującej
porażki, był zwycięstwem. Florus lub raczej będący jego
ź
ródłem Liwiusz trafnie też dostrzega, że tym razem Roma
185
zatriumfowała nad całkowicie innym nieprzyjacielem niż
chłopskie, w gruncie rzeczy zacofane ludy Italii. Lecz te
„rozkosze Tarentu” to czysty wymysł. Najpotężniejsze miasto
Wielkiej Grecji pozostało nie zdobyte jeszcze przez trzy lata.
Wydaje się też, że przygnębione swą niewolą słonie
maszerowały jedynie w bujnej fantazji annalistów. Uczony
Pliniusz Starszy wyraźnie pisze w swej Historii Naturalnej
(VII 39), że Lucjusz Metellus, konsul 251 i 247 roku, jako
pierwszy poprowadził w triumfie słonie podczas I wojny
punickiej. Interpretacja, że chodzi tu o pierwsze słonie
zdobyte podczas pierwszej wojny z Kartagińczykami jest
błędna, gdyż w wojnie tej więcej słoni nie zdobyto
100
. Wynika
stąd, że w bitwie pod Benewentem legioniści nie wzięli
ż
ywcem ani jednego słonia.
Według historiografii rzymskiej, po zwycięstwie
ż
ołnierze konsula zdobyli nawet obóz Pyrrusa. Wydaje się to
mało prawdopodobne - obóz królewski położony był chyba
daleko od pola bitwy
101
. Rzymianie mogli zająć pusty obóz
później, kiedy armia Ajakidy już odeszła na południe. Według
Frontinusa (O akweduktach miasta Rzymu, I 6) Maniusz
Kuriusz Dentatus jako cenzor 272 roku rozpoczął budowę
drugiego akweduktu w Rzymie - Anio Vetu, czerpiąc środki z
łupów wziętych na Pyrrusie, zmarł jednak w 270 roku jeszcze
przed zakończeniem prac. Na wykorzystanie domniemanych
łupów na Pyrrusie zdecydowano się, jak widać, stosunkowo
późno. Być może na budowę akweduktu Dentatus przeznaczył
dobra zagrabione ludom południowej Italii, czy też raczej łupy
wzięte w 272 roku w Tarencie.
Wypada również zwrócić uwagę, że obaj konsulowie
po swym rzekomym zwycięstwie wcale nie kwapią się do
pościgu za „pokonanym” królem, wręcz przeciwnie, czują
przed nim wyraźny respekt. Jeśli bitwa odbyła się w Lukanli,
natychmiast zawracają do Samnium, a jeśli walczyli z
Pyrrusem w Samnium, pozostają w tej krainie, nie odważając
się zapuścić dalej na południe, do Lukanii czy Bruttium, nie
mówiąc już o terytoriach poleis Wielkiej Grecji. Dwie armie
100
Beloch, Römische..., s. 469.
101
Heftner, op. cit., s. 40.
186
konsularne przez pozostały „sezon wojenny” 275 roku
uganiają się po górach za Samnitami, nie odważając się na
drugą próbę sił z „Orłem z Epiru”. O tym, że także drugi
konsul, Korneliusz Lentulus, zmagał się z Samnitami, świadczy
jego przydomek Caudinus (Kaudyński), który otrzymał za
zwycięstwa nad samnickim ludem Kaudynów. Korneliusz
zdobył między innymi Caudium, stolicę Kaudynów, i
nagrodził złotym wieńcem swego legata Korneliusza Merendę,
który odznaczył się podczas szturmu.
Wszystko świadczy więc o tym, że w 275 roku pod
Benewentem, czy też na Polach Aruzyńskich w Lukanii,
rozegrała się nie rozstrzygnięta bitwa. Podstęp Pyrrusa zawiódł,
król nie zdołał zaskoczyć Rzymian. Na polu bitwy hellenistyczna
taktyka kombinowanych broni, po mistrzowsku zastosowana
przez wodza z Epiru, okazała swą wyższość nad legionami, lecz
Ajakida nie zdażyl rozbić nieprzyjaciela, zanim przybyła armia
Korneliusza Lentulusa. Kiedy hufce obu konsulów połączyły się,
Pyrrus nakazał przerwać walkę ze znacznie silniejszym
przeciwnikiem,
a
Rzymianie,
najwidoczniej
porządnie
przestraszeni, nie zdecydowali się na pościg. Straty po obu
stronach były chyba niewielkie, bój nie trwał długo. Król
Molossów powrócił do Tarentu, uznając, że w zmaganiach ze
skoncentrowanymi wojskami Republiki nie osiągnie niczego.
Wojska rzymskie nie zdobyły się na więcej, niż pustoszenie
Samnium.
Oczywiście taki remisowy wynik bitwy oznaczał
strategiczny sukces Rzymu, dysponującego ogromnymi
możliwościami mobilizacyjnymi
102
.
Pyrrus nie miał już żadnych rezerw ani pieniędzy na
opłacenie swych wojaków. Jego sytuację w Italii mogło
uratować tylko decydujące zwycięstwo, a tego odmówił mu los.
Po Benewencie Ajakida utracił możliwość prowadzenia działań
ofensywnych. Stanowiący trzon Pyrrusowej armii Epiroci i
Macedończycy z pewnością byli już znużeni 6 latami
102
N. Bagnall, były szef sztabu generalnego armii brytyjskiej, w swej dedykowanej
ż
ołnierzom NATO książce o wojnach punickich, Rom und Karthago, Der Kampf ums
Mittelmeer, Berlin 1995, s. 37, uważa nawet, że Pyrrus odniósł pod Benewentem
okupione znacznymi stratami zwycięstwo. My nie posuwamy się aż tak daleko.
187
przeważnie ciężkiej wojny. Przez ten czas król pozostawał z
dala od ojczyzny. Należało wrócić i zająć się sprawami Epiru.
zwłaszcza, że w sąsiedniej Macedonii od 276 roku panował
Antygonos Gonatas, syn Demetriosa Poliorketesa, starego
wroga Ajakidy. Z jego strony Pyrrus mógł spodziewać się
nieprzyjaznych wystąpień. Epirocki monarcha nie od razu
jednak zdecydował się na powrót. Świadczy to, jak poważnie
traktował swą italską wyprawę. Jego jedyną szansą było
uzyskanie pomocy od władców hellenistycznych, podobnie jak
w 281/280 roku. Wysłał więc posłów z prośbą o posiłki do
Antygonosa Gonatasa i Antiocha, pana wielkiego państwa
Seleukidów w Azji (Paus. I 13,1; Iustin. XXV 4,1-2). Być może
jednak Pyrrus zwrócił się także o wsparcie do Ptolemajosa II
Filadelfosa, króla Egiptu, Nikomedesa z Bitynii i Filetajrosa,
zdobywającego
coraz
większą
samodzielność
władcy
Pergamonu w Azji Mniejszej
103
.
Wiele miesięcy minęło, zanim posłowie powrócili do
Tarentu, lecz, jak się wydaje, wszyscy przynieśli negatywne
odpowiedzi. Hellenistyczni monarchowie nie mieli już ochoty
tracić ludzi i pieniędzy na przedsięwzięcie, które nic mogło
przynieść im żadnych zysków. Nawet Gonatas nie przeląkł się
gróźb Pyrrusa,
sadząc lekkomyślnie, że jego pozycja w
Macedonii jest dostatecznie silna. W tej sytuacji Ajakida
doszedł do wniosku, że pora wrócić do ojczyzny. W Italii mógł
najwyżej hamować postępy Rzymian, bronić italskich
sprzymierzeńców i miast Wielkiej Grecji. Taka wojna byłaby
długa i wyczerpująca, podobna do rozpaczliwych zmagań,
jakie pod koniec II wojny punickiej prowadził z Rzymianami
Hannibal, trzymający się już tylko w Bruttium. Pyrrusowi
ż
ołnierze osiwieliby w tych walkach, lecz w ostatecznym
rachunku król ze swą topniejącą armią nie miał żadnych szans
na zwycięstwo. Ponadto wciąż istniała groźba, że flota wrogiej
Kartaginy zablokuje go w Tarencie. Ajakida postanowił więc
rozegrać kartę macedońską, podobnie jak wcześniej rozegrał
kartę sycylijską. Zamierzał pokonać Antygonosa i w Macedonii
zdobyć niezbędne środki na kontynuowanie italskiej wyprawy.
103
Hammond, Which Plolemy..., s. 411.
188
Zabrał ze sobą do Epiru tylko 8 tysięcy piechurów i 500
konnych żołnierzy (Plut. XXVI 2), przypuszczalnie tych
samych wytrawnych wojaków, którzy popłynęli z nim z Italii
na Sycylię. Ponad połowa Pyrrusowej armii pozostała więc w
Italii, aby bronić tamtejszych pozycji króla. Na czele wojsk
Ajakida pozostawił wiernego dowódcę Milona oraz syna
Helcnosa. Przed odpłynięciem do Epiru Pyrrus nakazał italskim
sprzymierzeńcom podjęcie nowych przygotowań wojennych
(Iustin. XXV 3). O rezygnacji ze swego italskiego protektoratu
epirocki monarcha nigdy nie myślał.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy Ajakida załadował
część swojej armii na okręty i pożeglował do ojczyzny.
Najprawdopodobniej stało się to na jesieni 275 roku, być może
jednak dopiero wiosną roku następnego
104
.
Niektóre źródta (Paus. I 13,1; Polyan. VI 6,1)
informują, że Pyrrus posłużył się podstępem, aby nikt nie
czynił mu przeszkód w powrocie do Epiru. Nakazał więc
sporządzić fałszywe listy, w których hellenistyczni królowie
obiecywali mu przysłanie posiłków wojskowych. Listy te
wręczono Ajakidzie w obecności najznakomitszych Epirotów
i Tarentynów. Po całej Italii rozeszła się wieść, że wkrótce
na pomoc Pyrrusowi nadciągnie ze Wschodu ogromna
armia. Wtedy król nakazał zaokrętować swe wojska i zanim
Tarentyni zorientowali się, co się dzieje, odpłynął ukradkiem
do Epiru. Opowieści te nie wydają się wiarygodne. Pyrrus
nie musiał lękać się mieszkańców Tarentu, dopóki jego
ż
ołnierze trzymali akropol i straż na murach. W spokoju
załadował wybrane oddziały na okręty i pożeglował do
ojczyzny.
Być
może
wcześniej
rzeczywiście
kazał
rozpuszczać wieści o rychłym nadejściu posiłków, aby
powstrzymać ofensywę rzymską, co ostatecznie także jego
italskim sprzymierzeńcom wyszło na korzyść.
Kiedy Pyrrus powracał, nikt w Helladzie nie uważał
jego wyprawy za niepowodzenie. Król zdołał przecież obronić
104
Jesień przyjmuje Leveque, op. cit., s. 535, natomiast za wiosną 274 opowiada się
Ha mmon d , Starożytna Macedonia, s. 278, który uważa, raczej niesłusznie, że bitwa
pod Benewentem, w której Pyrrus poniósł „niewielką porażkę”, stoczona została
dopiero jesienią 275 roku.
189
Tarent przed grabieżczą Republiką znad Tybru. Ajakidę
opromieniała
chwała
wielu
zwycięstw
nad
twardymi
przeciwnikami. Wdarł się aż do Latium, do serca państwa
rzymskiego, zdobył prawie całą Sycylię, przepędzając
Kartagińczyków. śaden z greckich wodzów nie osiągnął na
Zachodzie aż tyle
105
. Według Plutarcha (26,1), Pyrrus „pod
względem wojennego doświadczenia, sprawności fizycznej i
odwagi zdobył sobie sławę pierwszego i niezrównanego
spośród wszystkich współczesnych mu królów”. Jak pisze
Justinus (XXXV 4,5) „cała... Grecja czekała na jego
przybycie. Wprawiły ją w podziw nie tylko sława imienia
Pyrrusa, lecz także jego sukcesy w wojnie przeciwko
Rzymianom i Punijczykom” (Iustin. XXXV 4,5). Poleis
Hellady miały z pewnością nadzieję, że Pyrrus rozprawi się z
królem
Macedonii,
Antygonosem
Gonatasem,
który
podporządkował sobie wiele greckich miast i traktował je jak
tyran.
105
Hammond, Starożytna Macedonia, s. 278.
190
ŚMIERĆ W ARGOS
Po powrocie do ojczyzny Pyrrus bardzo szybko, zapewne
wiosną 274 roku, najechał królestwo macedońskie. Być może
chodziło mu przede wszystkim o zdobycie łupów, czyli
ś
rodków na opłacenie nielicznej już armii. Świadczy to, że
kasa wojenna zwycięzcy spod Heraklei była pusta. Pyrrus
znalazł jednak jakieś środki na zaciągnięcie oddziału bitnych
celtyckich najemników. Antygonos rychło pożałował, że nie
postał Ajakidzie posiłków do Italii. Jako wódz nie mógł się
równać z Pyrrusem i nie miał wielkiego miru wśród poddanych,
ponadto Macedonia była bardzo osłabiona po straszliwym
ataku Celtów.
Król Molossów łatwo zdobył kilka miast, 2 tysiące
ż
ołnierzy macedońskich przyłączyło się do niego. Nagle
pojawiła się możliwość łatwego opanowania całej ojczyzny
Aleksandra Wielkiego. Pyrrus ruszył na Antygonosa i
zaskoczył jego armię w marszu, rozciągniętą w wąwozach
górskich
106
. Król Molossów spokojnie przepuścił długą
kolumnę i zaatakował tylną straż złożoną z celtyckich
wojowników w służbie Gonatasa, stanowiących eskortę słoni
bojowych. Celtowie bronili się zaciekle, wybito więc ich
niemal do nogi. Osamotnieni dowódcy słoni poddali się ze
swymi zwierzętami. Pozostała ciężkozbrojna falanga - główna
siła uderzeniowa macedońskiego króla. Nosiciele sariss stali
niewzruszenie, lecz Pyrrus śmiało zbliżył się i wyciągając w
geście powitania prawą dłoń, jął pozdrawiać strategów i
taksiarchów, tj. wyższych i niższych dowódców mecedońskiej
piechoty, których wszystkich znał osobiście. Falangici,
widząc swego dawnego władcę, przy tym znakomitego
wojownika, hurmem przeszli na jego stronę. Antygonos uciekł
do Thessaloniki, gdzie stacjonowała silna jego flota. Pyrrus
nie mógł tam dosięgnąć nieprzyjaciela, miał bowiem tylko
nieliczne okręty. Ajakida kontynuował jednak podbój kraju i
zajmował poszczególne punkty oporu. W zdobyciu Ajgaj
(Edessy), starej stolicy królów macedońskich, pomógł mu
106
Mógł być to wąwóz Kirli Dirven koło jeziora Bokeritis, Hammond, Starożytna
Macedonia,. s. 404, przyp. 37.
191
doświadczony spartański wojownik Kleonymos, ten sam,
który wcześniej wyprawił się w obronie Tarentu. Kleonymos,
dowodzący Pyrrusową falangą, nakazał żołnierzom dwóch
pierwszych szeregów odłożyć długie włócznie, chwycić
oburącz sarisy przeciwnika i skierować ich ostrza ku ziemi.
Falangici wypełnili to zadanie, osłaniały ich bowiem włócznie
stojących z tyłu kolegów. Ten podstęp przyniósł zwycięstwo,
Pyrrus zdobył Ajgaj i ukarał krnąbrne miasto, osadziwszy w
nim garnizon srogich Celtów. Ajakida zdołał odebrać
Gonatasowi
również
Tesalię.
Antygonos
nadaremnie
próbował wziąć odwet, zaciągnąwszy hufiec celtyckich
wojów. Syn Pyrrusa, Ptolemajos, zadał mu miażdżącą klęskę.
Gonatas umknął z zaledwie siedmioma towarzyszami „i
więcej już nie szukał możliwości odzyskania królestwa, lecz
raczej kryjówek i pustkowi, na które mógłby uciec i uratować
swoje życie” (Iustin. XXV 3,7). Triumfujący „Orzeł z Epiru”
złożył w świątyni Ateny Itonii, będącej religijnym ośrodkiem
Związku Tesalskiego, tarcze zdobyte na Celtach z taką to
dumną inskrypcją:
Wielkie te tarcze Atenie itońskiej zawiesił tu w darze
Pyrrus z Molosów; zdobyte, gdy dzielnych Galatów był
zgniótł.
Antygosa zniszczywszy huf cały. Nie dziwna zaś ta rzecz:
Był bohaterski przed laty i jest Eakidów dziś ród.
Tłum. M. Brożek
Puklerze, odebrane żołnierzom macedońskim podczas bitwy
W wąwozie, Pyrrus złożył natomiast jako wotum Zeusowi
w Dodonie z równie chełpliwym napisem:
Tarcze te złotem obfitą zdobyły Azji ziemice
i na Hellady swobodą pęt gotowały też moc.
Teraz zaś w Zeusa świąmicy wiszą bezpańskie wśród
kolumn.
Na Macedonach to łup pysznych zdobyczny był.
Tłum. J. Niemirska-Pliszczyńska
Autorem tych wierszy był prawdopodobnie wybitny
autor epigramatów, Leonidas z Tarentu.
Nie jest pewne, czy Pyrrus kazał obwołać się królem
192
Macedonii, jako prawowity następca Filipa II i Aleksandra,
czy też traktował ten kraj po prostu jako podbity i „wziął
Macedonię w swoją władzę” (Iustin. XXV 3,6). Inskrypcja
z Dodony świadczy o tym, że Pyrrus nie dbał zbytnio
o uczucia swych nowych poddanych. Kiedy zaś chciwi złota
celtyccy żołdacy w poszukiwaniu skarbów rozkopali
starodawne groby królów Macedonii w Ajgaj, zabrali
klejnoty, a kości zbezcześcili i porozrzucali, Ajakida nie
ukarał
winowajców
surowo,
czym
oburzył
wielu
Macedończyków
107
. Pyrrus wszakże nie przejmował się ich
gniewem. Władał teraz Epirem i Macedonią, a więc rozległym
terytorium sięgającym od Korkyry aż do rzeki Nestos i od
Lissos aż do Akarnanii. Podobno myślał o nowych podbojach
w Grecji, a nawet w Azji. Nie mógł jednak podjąć dalekich
wypraw ani powrócić do Italii, dopóki nie rozprawi się z
Antygonosem. Gonatas wciąż dzierżył nie tylko Thessalonikę,
ale także ważne ośrodki w Grecji: Korynt, Megarę, Pireus.
Munichię, Histiaję na Eubei oraz Demetrias. Dysponował też
silną flotą i w sprzyjających okolicznościach z pewnością
podjąłby próbę odzyskania utraconego królestwa. Zagrożenie
ze strony tego przeciwnika drażniło Pyrrusa, który drwił
sobie, że Antygonos powinien wreszcie zdjąć płaszcz
purpurowy i założyć strój filozofa, jako że nie jest już królem.
Samymi drwinami nie sposób jednak pokonać wroga i Pyrrus
zaczął przygotowywać nową kampanię. Wciąż brakowało mu
sił, toteż w 273 roku ściągnął z Italii syna Helenosa i znaczą
część
wojska.
W
Tarencie
wciąż
jednak
pozostał
doświadczony strateg Milon z załogą dostatecznie silną, by
odpierać ataki Rzymian na to najpotężniejsze miasto Wielkiej
Grecji - Pyrrus wciąż nie wyrzekł się myśli o powrocie do
Italii. Ajakida nie miał okrętów, mógł więc pokonać
Antygonosa jedynie zajmując jego bazy i porty, podobnie jak
Aleksander Wielki zdobył porty perskie, dzięki czemu
107
Te groby królewskie, pochodzące z IV wieku, a ukryte pod wielkim cumulusem,
odnalazł w 1977 i 1978 roku w miejscowości Vergina grecki profesor Manolis
Andronikos. Celtyccy rabusie zdołali dokopać się tylko do pierwszego grobowca, wiele
skarbów ocalało więc do naszych czasów. W Verginie spoczęli m.in. królowie
macedońscy Amyntas III, Filip II i małoletni Aleksander IV, zamordowany z rozkazu
Kassandra. O tym pisze H a m m o n d , Starozytna Macedonia, s. 42 i n.
193
powstrzymał morską ofensywę wodzów wielkiego króla. Przy
tej okazji Pyrrus mógł wystąpić ze swym starym hasłem
wyzwolenia helleńskich poleis spod obcego jarzma (w tym
przypadku ciemiężcą był Antygonos). Jako szermierz wolności
Greków walczył już przecież w Italii i na Sycylii.
Wyprawa
miała
poważne
szanse
powodzenia,
Hellenowie bowiem nienawidzili macedońskiego tyrana, jakim
stał się Gonatas. Kampania w Helladzie była wynikiem
trzeźwych kalkulacji politycznych króla Molossów, a nie jego
rzekomego awanturnictwa. Niestety, złym duchem Pyrrusa
okazał się wspomniany już Spartanin Kleonymos, syn króla
Kleomenesa i stryj panującego monarchy Areusa. Kleonymos
byt dobrym żołnierzem, jednakże w ojczyźnie uchodził za
nieobliczalnego awanturnika, dlatego też pozbawiono go tronu.
Teraz prosił Pyrrusa o przywrócenie mu ojcowskiego
królestwa (Paus. I 13,4; III 6,2-3; Plut. 26,16-18). Ajakida dał
się przekonać i postanowił wyprawić się na Peloponez. Był to
zdecydowanie zły pomysł. Dni świetności Sparta miała już za
sobą, jednakże lacedemońscy wojownicy wciąż słynęli z
kunsztu wojennego i męstwa, a ich polis nie udało się do tej
pory zdobyć żadnemu najeźdźcy. Pyrrus wszakże, nieodrodny
potomek Achillesa, nie lękał się żadnych niebezpieczeństw.
Zgromadził pokaźną armię - 25 tysięcy piechurów, 2 tysiące
kawalerzystów i 24 słonie. Z tymi siłami wyruszył wiosną 272
roku na swą ostatnia wyprawę.
Początkowo wszystko układało się jak najlepiej.
Etolowie byli nastawieni przyjaźnie i pomogli Epirocie
przeprawić wojska przez Zatokę Koryncką. Na Peloponezie
przybyły do Pyrrusa poselstwa Messeni, Achai i Aten (Iustin.
XXV 4,4), z pewnością, aby poprzeć jego inicjatywę
„wyzwolenia miast greckich spod władania Antygona” (Plut.
XXVI 20). Nie napotykając oporu armia królewska wkroczyia
do Megalopolis w Arkadii. Tam czekało już poselstwo
spartańskie. Dumni Lacedemończycy nie mieli jednak
zamiaru współdziałać z Pyrrusem. Drażniło ich, że w
otoczeniu epirockiego monarchy znajduje się zabijaka
Kleonymos, pretendent do władzy królewskiej. Ponadto
Spartanie zawsze odnosili się nieufnie do obcych królów. Nie
194
ugięli się nawet przed Filipem II, monarchą Macedonii, gdy
ten wtargnął na Peloponez. Rozmowy z Lacedemonczykami
nie przyniosły rezultatów i Pyrrus, z którym prawdopodobnie
zawarło sojusz inne peloponeskie miasto - Elida - wtargnął do
Lakonii, chociaż powinien był raczej zostawić opornych
Spartan w spokoju i uderzyć na któryś z garnizonów
Gonatasa, np. w Koryncie.
Armia królewska bezlitośnie spustoszyła równinę nad
Eurotasem i bez trudu spędziła z placu boju pospiesznie
zebrane hufce Spartan oraz sprzymierzonych z nimi
Argejczyków i Messeńczyków. Wydawało się, że Ajakida
łatwo zdobędzie samą Spartę, jednak, wbrew mądrym radom
Kleonymosa, zwlekał ze szturmem. Myślał pewnie, że po
doznanych klęskach Lacedemończycy nabiorą rozumu i zawrą
pokój, przyjmując Kleonymosa jako swego króla. Spartanie,
zapatrzeni w swą chwalebną przeszłość, przygotowywali się
jednak do rozpaczliwej obrony. Naprawili stare umocnienia,
wykopali wokół miasta głęboki rów, na którego końcach
ustawili wozy, tkwiące do połowy kół w ziemi, aby „w niej
niewzruszenie stały i przeszkadzały słoniom w natarciu” (Plut.
27). Także kobiety z zapałem wykopały swój odcinek rowu i
zagrzewały mężów, braci i synów do nieugiętego oporu.
Kiedy o świcie król nakazał trąbić do szturmu,
obrońcy czekali już na doskonale przygotowanych pozycjach,
osłonięci szczelnym murem tarcz. Rozpaliła się zaciekła
walka. Pyrrusowi nie udało się przedrzeć do miasta, chociaż
na jego odcinku wielu Spartan padło trupem, wśród nich ich
dowódca, Fyllios. Wydawało się, że Ptolemajos, najstarszy i
najzdolniejszy syn Ajakidy, sięgnie po zwycięstwo. Obszedł
on rów, prowadząc 2 tysiące Galatów i doborowych Chaonów.
Na ich czele próbował przedrzeć się obok wozów. Silni jak
tury celtyccy wojownicy zaczęli wyciągać koła z ziemi i
spychać wozy do Eurotasu. I zdobyłby Ptolemajos Spartę,
gdyby nie Akrotatos, syn lacedemońskiego króla Areusa.
Zauważywszy co się święci, pognał konia ulicami miasta
prowadząc 300 jeźdźców. Osłaniany przez pagórki hufiec
Akrotatosa pędził niepostrzeżenie i z impetem uderzył od tyłu
na oddział Ptolemajosa. Wzięci w dwa ognie ludzie
195
epirockiego królewicza poszli w rozsypkę. Wielu wpadło do
rowu, inni potykali się o wozy, aż wreszcie atakujący podali
tyły. Kiedy zapadł zmierzch, bitwa nie była jeszcze
rozstrzygnięta.
W nocy Pyrrus miał sen - śniło mu się, że ciska w
Spartę piorunami i całe miasto ogarnia pożar. Cieszył się, bo
myślał, że to wróżba pewnego zwycięstwa. Jeden tylko z jego
towarzyszy, Lizymach, zwrócił uwagę, że miejsca trafione
piorunem zazwyczaj są niedostępne, a więc król nie zdobędzie
Sparty. Ajakida nazwał to wytłumaczenie bredniami i tak
zachęcał swych ludzi do boju: „Inną tu trzeba podstawić myśl.
Wziąć do ręki broń i powiedzieć sobie: «Jedna jest wróżba
najlepsza - bić się u boku Pyrrusa!»”.
Był to zmieniony cytat z Iliady (XII 243). Pod Troją
podobne zdanie wypowiada Hektor, który zlekceważył złe
wróżby i dlatego wytracił całe wojsko, a w końcu i sam zginął.
Także Ajakidzie słowa te nie przyniosły niczego dobrego.
Następnego dnia o brzasku Pyrmsowi żołnierze znów ruszyli
do szturmu. „Spartanie bronili się z nieludzkim bohaterstwem i
wysiłkiem. Nawet ich kobiety stanęły na placu boju, donosząc
walczącym posiłki, podając... chleb i napój, odbierając z frontu
rannych” (Plut. 29). Macedońskie oddziały króla zaczęły
zasypywać rów, spychając doń ziemię, połamaną broń a nawet
ciała poległych. Hurmem ruszyli Spartanie, by pokrzyżować te
zamiary, a wtedy Pyrrus na czele swej konnej gwardii uderzył
na skrzydło, by obok rowu i wozów przedrzeć się do miasta.
„Stojące tam oddziały spartańskie podniosły krzyk, kobiety
zaczęły gonić z jękiem i wołaniem, ale Pyrrus przedarł się już
przez to miejsce, zmiatał z drogi każdego, kto jeszcze stawał mu
na drodze” (Plut. 29). W decydującym momencie królewski
rumak trafiony został jednak oszczepem w brzuch i runął na
miejsce strome i śliskie. Nim towarzysze podnieśli monarchę,
nadbiegli Spartanie i odrzucili atakujących gradem pocisków.
Wtedy król kazał przerwać walkę, w nadziei, że
Lacedemończycy, którzy ponieśli bardzo ciężkie straty,
wreszcie złożą broń.
Rzeczywiście, obrońcy byli zrozpaczeni, wiedzieli, że
nie są już w stanie dłużej opierać się królewskiej armii. W
196
ostatniej chwili ocaliło Spartę nadejście posiłków. Z Koryntu
nadciągnął jeden z wodzów Antygonosa Gonatasa, Amejnias z
Fokidy, prowadząc silne oddziały najemników. Morzem
przybył natomiast król Sparty Areus, który wcześniej wojował
na Krecie. Miał on 2 tysiące żołnierzy. Wzmocniona załoga
Sparty skutecznie odpierała wszelkie szturmy, chociaż wojska
Pyrrusa atakowały umocnienia miasta długo i zaciekle.
Nadeszła jesień i król zrozumiał, że nie zdobędzie krnąbrnego
polis. Mimo to nie zrezygnował z kampanii na Peloponezie.
Nakazał żołnierzom spustoszyć Lakonię i zamierzał
przezimować w umocnionym obozie na północ od Sparty.
Niektórzy uczeni uważali, że wojna Pyrrusa ze Spartą była
tylko częścią wielkich zmagań w basenie Morza Śródziemnego.
W 272 roku ukształtowały się jakoby dwie wrogie koalicje,
nie związane formalnymi układami, złączone jednak przez
wspólne interesy. Jedną z nich stanowili: Antygonos Gonatas,
Ptolemajos II Filadelfos, władca Egiptu, Sparta i Rzym. Mieli
oni za przeciwników: Pyrrusa, Antiocha I Seleukidę, króla
Syrii i rozległych obszarów Azji, toczącego właśnie wojnę
z Egiptem, Magasa, skłóconego z Ptolemajosem egipskim
władcę Cyreny, Tarentynów i Kartaginczyków. Do tego
musimy dodać wciąż wojujące z Rzymem ludy południowej
Italii. Teza ta oparta jest na dosyć kruchych podstawach.
W 273 roku Ptolemajos II Filadelfos wysłał poselstwo do
Rzymu, zawierając z nadtybrzańską Republiką układ o
przyjaźni. W rok później między Kartaginczykami a
Rzymianami doszło do spięcia pod broniącym się ciągle
Tarentem. Trudno jest wszakże rozstrzygnąć, czy Filadelfos
był wrogiem Pyrrusa. Ajakida miał od dawna dobre stosunki z
dworem aleksandryjskim, nie brak naukowców uważających,
ż
e to właśnie Ptolemajos II dostarczył Pyrrusowi pieniędzy na
wojnę z Gonatasem
108
. Z pewnością stwierdzić można jedynie,
ż
e przebieg kampanii peloponeskiej uważnie obserwowali
wszyscy monarchowie hellenistycznego świata, Tarent i inne
miasta Wielkiej Grecji, a także potęgi Zachodu - Rzym i
Kartagina, przy czym jedni życzyli Pyrrusowi zwycięstwa,
108
Tarn, op. cit., s. 263 i 445; Ha mm on d , Starożytna Macedonia, s. 278.
197
inni zaś modlili się do bogów, aby zginął marnie. Lecz
burzliwa kariera Ajakidy zbliżała się już ku końcowi.
Oto pojawiła się szansa uzyskania lepszych kwater na
zimę niż obozowe namioty, a mianowicie wygodnych domów
w Argos. W tym peloponeskim mieście toczyła się ostra
walka stronnictw. Przywódca jednego z nich, Arystyppos,
poprosił o pomoc Antygonosa Gonatasa. Oczywiście stojący
na czele drugiego stronnictwa Arysteas natychmiast wezwał
na odsiecz Pyrrusa. Ajakida bez zwłoki poderwał swą armię i
ruszył forsownym marszem w kierunku Argos. Musiał się
spieszyć, z północy bowiem nadciągał już Gonatas, który
przywiózł swe wojsko na okrętach z Koryntu.
Lecz Spartanie dowiedzieli się o odwrocie Pyrrusa i
nie wyrzekli się zemsty. Król Areus zabrał swe najlepsze
oddziały i szarpał z zasadzek tylną straż epirockiej armii,
złożoną z Celtów i Molossów. W potyczce z doborowym
oddziałem Lacedemończyków. dowodzonym przez Eualkosa,
zginął wtedy najstarszy syn Pyrrusa, odważny do szaleństwa
Ptolemajos, zabity przez kreteńskiego żołnierza. Oddział
Ptolemajosa poszedł w rozsypkę, Spartanie w pościgu nieopa-
trznie wyszli z wąwozów na równinę. Na wieść o tym
zrozpaczony Pyrrus powiedział, że syn jego poległ później,
niż on, ojciec, się tego spodziewał, i niż na to wskazywała
jego lekkomyślność. Zaraz potem Ajakida zawrócił, by wziąć
odwet na Spartanach i runął na wrogów na czele
molossyjskiej
konnicy.
„Zawsze
on
w
walce
był
niezwyciężony, ale tutaj odwaga jego i siła była większa, niż
w którejkolwiek z poprzednich bitew. Potem zwrócił konia
przeciw Eualkosowi. Ten umknął w bok i mało brakowało, a
byłby uciął mieczem Pyrrusowi rękę, którą trzymał lejce.
Przeciął jednak w zamachu tylko te lejce, ale równocześnie
Pyrrus przebił go pchnięciem włóczni. Następnie zeskoczył z
konia i w pierwszym natarciu wymordował cały ów doborowy
oddział Spartan walczących przy Eualkosie. Przyczyniło to
Spartanom
wielu
niepotrzebnych
strat.
Bo
przecież
niebezpieczeństwo wojny już im nie groziło, a tylko
dowództwo było jeszcze żądne sławy” (Plut. 30).
Jednakże także Pyrrus stracił wiele cennego czasu, a
198
kiedy przybył pod Argos, był tam już Antygonos ze swą armią.
Argejczycy zamknęli bramy swego grodu. Syn Demetriosa
Poliorketesa nie kwapił się do walki ze słynnym wodzem
z Epiru. Zajął pozycje na trudno dostępnych wzgórzach
i czekał. W tej sytuacji Ajakida, który rozbił obóz koło
Nauplii, portu Argos, usiłował sprowokować przeciwnika do
walki, wysyłając doń obraźliwe poselstwo. Ostrożny Gonatas
nie wystąpił jednak na równinę. Odpowiedział cierpko, że
jego strategia polega nie tylko na walce zbrojnej, ale i na
korzystaniu z odpowiedniej chwili, a Pyrrusowi, jeśli mu
ż
ycie nie jest miłe, dosyć dróg stoi otworem ku śmierci”.
Argejczycy, przerażeni tym co się dzieje, prosili zwaśnionych
monarchów, aby odeszli i zostawili ich w spokoju. Antygonos
rzeczywiście to przyrzekł i nawet dał swego syna jako
zakładnika. Zdawał sobie najwidoczniej sprawę, że w walce
z Pyrrusem o miasto nie ma większych szans. Ajakida również
zgodził się odejść spod Argos, lecz zakładnika nie dał. Był
pewny swego. Stronnictwo Arysteasa obiecało mu otworzyć
jedna z bram miasta.
Szturm poprzedziły złowrogie znaki wróżebne. Kiedy
król Molossów składał ofiarę, „głowy zabitych już na ofiarę
wołów leżały ucięte z boku, kiedy z pysków ich wysunęły się
jeszcze języki i lizały własną krew. A w mieście Argosie
kapłanka Apollona Lykejskiego wybiegła na ulicę z krzykiem,
ż
e widzi miasto pełne trupów, mordu i krwi, i że orzeł leciał do
walki, lecz po chwili zniknął bez śladu” (Plut. 31).
W nocy Pyrrus niepostrzeżenie przesunął swe wojska
pod bramę Diamperes (Przepust) we wschodniej części
murów. Stronnicy Arysteusa otworzyli wrota. Celtyccy
ż
ołnierze z armii króla weszli niepostrzeżenie do miasta i
zajęli agorę. Lecz Pyrrus nierozumnie nakazał wprowadzić do
Argos słonie. Brama okazała się za niska dla ogromnych
zwierząt. Trzeba było zdejmować ze słoni wieże bojowe, a
potem nakładać je z powrotem. Zabrało to wiele czasu.
Obudzeni hałasem Argejczycy obsadzili wzgórze Aspis i inne
strategiczne punkty w mieście, przygotowując się do stawienia
oporu. Wezwali też na pomoc Gonatasa. Na odsiecz
Argejczykom
przybył
również
Areus,
prowadząc
199
najdzielniejszych swoich Spartan i tysiąc Kreteńczyków,
którzy uderzyli na Celtów.
Rozpalił się szalony, chaotyczny bój na wąskich
uliczkach. Trudno tu było dowodzić. Pyrrus wkroczył do
miasta od strony gimnazjonu Kilabaris. Jego ludzie wydali
gromki okrzyk wojenny, lecz walczący z przewagą
nieprzyjaciół Celtowie odpowiedzieli słabo. Król zrozumiał,
ż
e jego galijski zastęp znalazł się w opresji. Pognał na odsiecz
swą jazdę, lecz kawalerzyści posuwali się bardzo wolno.
Przeszkadzał im mrok, ciasnota i liczne rowy odpływowe,
przecinające ulice. Kiedy wreszcie wstat świt, Pyrrus ujrzał
masy wrogich wojowników rojące się na wzgórzach Aspis.
Król utracił jednak ducha dopiero wtedy, gdy na agorze
dostrzegł rzeźbę ze spiżu, przedstawiającą wilka walczącego
z bykiem. Kiedyś bowiem przepowiedziano Ajakidzie, że
umrze w dniu, w którym ujrzy byka i wilka, splecionych
w śmiertelnych zmaganiach. Wtedy Pyrrus postanowił
wycofać się z Argos. Nakazał swemu najmłodszemu synowi,
Helenosowi, który z większą częścią armii wciąż stał pod
miastem, aby zwalił część murów i w ten sposób otworzył
drogę odwrotu. Helenos jednak zrozumiał słowa gońca
opatrznie i poprowadził resztę armii do miasta, na odsiecz
ojcu. Ranny słoń zatarasował bramę, inny, imieniem Nikon,
zgubił swego kornaka i szukał go z wściekłością, trąbiąc
dziko i miażdżąc uciekających.
Zapanował straszny ścisk i zamęt. Pyrrus usiłował już
tylko wycofać się z wiru bitwy. Byt prawie sam, rozproszyli
się jego towarzysze. Tym, którzy jeszcze zostali, oddał
ś
wietny wieniec ze swego hełmu. Zaraz potem popędził
rumaka, ufając w swe szczęście i w silę ręki. Przebijał się
przez tłum, obalał jezdnych i pieszych, odpierał ataki wrogów,
nacierających z tylu. Wtem na drodze stanął mu pewien
zbrojny Argejczyk. Zadał cios i przez pancerz ranił Pyrrusa
włócznią. Było to w pobliżu świątyni Demeter. Ajakida z
wściekłością pognał konia na śmiałka. Matka argejskiego
młodzieńca patrzyła na wszystko, stojąc na dachu. Struchlała,
widząc, że jej syn mierzy się z Pyrrusem. Bez namysłu
wyrwała ciężką dachówkę i z całej siły cisnęła w króla
200
Molossów. „Dachówka trafiła Pyrrusa w głowę poniżej hełmu,
potłukła mu kręgi stosu pacierzowego u nasady szyi, oczy
zaszły mu mgłą, z rąk wysunęły się lejce. Wreszcie stoczył się
z konia koło grobowca Likymniosa i padł, nie rozpoznany
przez większą część nieprzyjaciół” (Plut. 34). Nikt nie
przyszedł królowi z pomocą. Pyrrus odzyskał jeszcze
przytomność, lecz rannego władcę spostrzegli najemnicy
Antygonosa. Chwycili go i wciągnęli do bramy. śołdak
imieniem Zopyros podniósł swój iliryjski miecz do cięcia. Król
spiorunował go strasznym wzrokiem. Najemnik zadrżał, lecz w
końcu, przyzwyczajony przecież do mordowania, uderzył. Tak
trzęsły mu ręce, że musiał zadać kilka ciosów, nim odrąbał
głowę Ajakidy. Zaraz potem spostrzeżono, co się stało.
ś
ołnierze królewscy, pochodzący z różnych ludów:
Macedończycy, Celtowie, Epiroci, Grecy, uwielbiali Pyrrusa,
tylko dla niego walczyli. Kiedy usłyszeli o śmierci swego
władcy, opadły im ręce. Zrezygnowani wojacy rzucali broń
jeden po drugim. Nieliczni, którzy jeszcze stawiali opór, zostali
pokonani. Ogarnięty rozpaczą Helenos nie próbował wznowić
walki, lecz zdał się na łaskę zwycięzcy. Taki opis śmierci
Pyrrusa przedstawia Plutarch, według Iustinusa natomiast
(XXV 5), epirocki monarcha „...starał się pokonać
Antygonosa, który zamknął się w murach miasta (Argos);
jednak walcząc mężnie wśród najgęstszych szeregów, poległ
trafiony kamieniem wyrzuconym z murów”. Być może to
Iustinus, czy raczej Pompejusz Trogus, ma rację. Przekaz
Plutarcha nie do końca jest wiarygodny. Biograf z Cheronei
korzystał tu przede wszystkim z relacji Hieronima z Kardii,
który, jak zaświadcza Pauzaniasz (I 13,9), przedstawił
wydarzenia
w
taki
sposób,
aby
„przypodobać
się
Antygonosowi”.
Już
wybitny
XIX-wieczny
historyk
hellenizmu Johann Gustav Droysen powątpiewał w wersję
Plutarcha. Droysen sądził, że Pyrrus raczej oblegał
zamkniętego w Argos Gonatasa i zginął wprawdzie od
rzuconego pocisku, ale w bitwie pod murami miasta
109
.
Gonatas podobno zapłakał, gdy jego syn Halkioneus,
109
J. G. D r o ys e n , Geschichte des Hellenismus, Darmstad 1998 (wyd. pierwsze
1887/78). t. III, s. 141 i n.
201
przyniósł mu zakrwawioną głowę króla Molossów. Odpędził
Halkioneusa i nazwał go barbarzyńcą. Nie do końca w to
wierzymy. Antygonos raczej uradował się, że celny rzut
dachówką czy kamieniem zapewnił mu królestwo Macedonii i
hegemonię w Helladzie. Gdyby bowiem Ajakida nie zginął i
zajął Argos, zyskałby dogodną bazę do dalszych operacji i
przypuszczalnie wyzwoliłby spod władzy Gonatasa Ateny i całą
Grecję Środkową
110
. Wtedy być może mógłby nawet wrócić
do Italii.
Kiedy jednak Pymisa zabrakło, Antygonos zdobył się
na wspaniałomyślność. Wcielił najemników Ajakidy do
swej armii, a Epirotów wraz z Helenosem odesłał do
ojczyzny. Kazał też uroczyście spalić na stosie zwłoki
zwycięzcy spod Heraklei, a urnę z jego kośćmi przekazał
Helenosowi. Na miejscu, gdzie płonął stos, Argejczycy
wznieśli później pomnik ku czci Pyrrusa z wyobrażeniem
królewskiego oręża i słoni bojowych. Śmiertelne szczątki
króla spoczęły być może w świątyni Demeter w Argos,
prawdopodobnie jednak pochowane zostały w Pyrrheum,
które w Ambrakii wzniósł „Orzeł z Epiru”. Śmierć Pyrrusa
szybko obrosła legendą. Opowiadano później, że to sama
bogini Demeter pod postacią staruszki obaliła zuchwalca,
który ośmielił się wtargnąć do Argos.
110
Hammond, Starożytna Macedonia, s. 280.
202
TRIUMF RZYMU
Kiedy wieść o śmierci Pyrrusa dotarta do Italii, wytrąciła
wrogom Rzymu broń z ręki. Wcześniej walki na południu
Półwyspu Apenińskiego trwały mimo nieobecności króla.
Z punktu widzenia wojskowego opór stawiany wojskom
Republiki przez Samnitów, Lukanów, Bruttiów i Sallentynów,
Tarent i inne poleis Wielkiej Grecji był już bezsensowny.
Ludy te, a także helleńskie miasta, desperacko broniły
jednak swej wolności w nadziei, że Ajakida powróci i jeszcze
raz zmieni losy wojny. Zadziwiające, że w 274 roku
Rzymianie w ogóle nie wysłali wojsk w pole. Nie odważyli
sie poskromić nawet wysuniętych najbardziej na północ
i najbardziej bezbronnych Samnitów. Republika była
niewątpliwie skrajnie wyczerpana wojną i potrzebowała chwili
oddechu. Senatorowie nie odważyli się na nowe działania
wojenne także w obawie, że Pyrrus nadciągnie zza Adriatyku,
prowadząc posiłki od monarchów hellenistycznych, i znów
sprawi legionom porządne lanie.
W 273 roku Ajakida odwołał jednak większość swej
armii z Italii. Milon, który z epirockim garnizonem pozostał w
Tarencie, mógł bronić już tylko samego miasta. Wtedy
Rzymianie odważyli się wystąpić zbrojnie. Dwie armie
konsularne ruszyły na południe. Konsul Gajusz Klaudiusz
Canina pobił Samnitów, Lukanów, a pewnie także i Bruttiów,
co przyniosło mu triumf nad tymi ludami. Drugi konsul,
Gajusz Fabiusz dotarł aż pod mury Tarentu, ale nie potrafił
zdobyć silnie bronionego miasta. Wtedy Rzymianie pobudzili
do czynu swych przyjaciół w mieście. Tarentyńscy
arystokraci, na których czele stał niejaki Nikon, uzbroiwszy
się, zaatakowali znienacka epirocki garnizon Milona, lecz
zostali odparci. Wtedy ufortyfikowali pewną miejscowość na
terytorium podległym Tarentowi, która stała się dogodną bazą
operacji dla wojsk rzymskich (Zonar. VIII 6). Być może ta
miejscowość to Herakleja, gdzie prorzymscy arystokraci
zdołali przejąć władzę. Zapewne wdzięczni Rzymianie zawarli
wtedy z Herakleją w miarę korzystny dla miasta układ
sojuszniczy, o którym wspomina Cycero.
203
Wbrew nadziejom senatorów, kampania 273 nie
przyniosła jednak rozstrzygnięcia. Na rok następny konsulami
wybrano więc wytrawnych wodzów, Spuriusza Karwiliusza
Maksimusa i Lucjusza Papiriusza Kursora, którzy podczas III
wojny samnickiej odnieśli walne zwycięstwa pod Akwilonią i
Cominium, odbierając Samnitom wolę oporu. Obaj sprawowali
już razem konsulat w 293 roku. Karwiliusz pobił nie tylko
Samnitów, ale i Etrusków. W 272 roku ci doświadczeni
wodzowie Republiki systematycznie pustoszyli ziemie
samnickich górali, Lukanów i Bruttiów (Zonar. VIII 6).
Papiriusz, który wyprawił się bardziej na południe, podszedł
pod Tarent. Być może nadciągnął tam z wojskiem również
jego kolega. Do jesieni 272 roku nie udało im się jednak
zdobyć miasta. I nagle zza Adriatyku nadeszła przerażająca
wieść - Pyrrus, na którego powrót liczyli wszyscy italscy
wrogowie Rzymu, zginał w Argos. Dalsza walka była
niemożliwa. Milon z Epirotami chciał już tylko wrócić do
ojczyzny. Nawiązał rokowania z konsulami i oddał pod
władzę Romy Tarent, perłę Wielkiej Grecji. W zamian
konsulowie pozwolili mu załadować żołnierzy na okręty i
odpłynąć do Epiru. Najpóźniej w tym czasie poddały się
pozostałe miasta helleńskie w Italii: Herakleja, Lokroi, Kroton,
Metapont i Thurioi. Także wykrwawieni Samnici, Lukanowie i
Bruttiowie zdali się na łaskę Rzymu, wiedząc, że „Orzeł z
Epiru” już nie powróci, aby ich ocalić. Obaj konsulowie odbyli
triumf nad tymi ludami, a także nad Tarentynami. Radość ze
zwycięstwa była tak wielka, że zwycięskim wodzom
pozwolono po raz pierwszy w historii Rzymu odbywać
triumfalny pochód w togach purpurowych, wyszywanych
złotymi palmami (laga picta).
Wcześniej prawdopodobnie doszło do spięcia, które o
mało nie doprowadziło do wojny z Kartaginą. Oto wkrótce po
ś
mierci Pyrrusa, ale jeszcze przed kapitulacją Tarentu, do
tarentyńskiego portu wpłynęła silna flota kartagińska. Jej
dowódca zaproponował jakoby Tarentynom pomoc przeciwko
Rzymianom. Milon jednak wolał wydać akropol konsulom.
Punijczykom nie pozostało nic innego, jak pożeglować do
ojczyzny. Kiedy Rzym poskarżył się z tego powodu
204
Kartagińczykom, ci wyłączną odpowiedzialnością za konflikt
obarczyli swego admirała.
Wydarzenie to relacjonują jednak późni autorzy, jako
pierwszy Liwiusz (periocha XIV), a następnie Zonaras (VIII
6 i 8) i Orozjusz (IV 3), chrześcijański historyk żyjący 700 lat
po Pyrrusie. W streszczeniu XIV księgi Liwiusza jest tylko
lakoniczna wzmianka: „Flota kartagińska przybyła na pomoc
Tarentynom. I przez to ze strony Kartaginy zostało naruszone
przymierze”. Orozjusz, który czytał całego Liwiusza, twierdzi
nawet, że przy tej okazji flota rzymska stoczyła zwycięską
bitwę z punicką eskadrą, ale to z całą pewnością nieprawda.
O incydencie pod Tarentem milczy jednak Polybios, który
wczesne dzieje stosunków rzymsko-kartagińskich opisywał na
podstawie relacji Fabiusza Piktora, rzymskiego historyka
urodzonego podczas I wojny punickiej, a więc bliskiego tym
wydarzeniom. Nie brak badaczy, twierdzących, że jeśli
Polybios nic o Punijczykach pod Tarentem nie wie, to
wydarzenia tego nie znał Fabiusz Piktor, a więc cały incydent
bezwstydnie zmyślili dziejopisowie rzymscy. Ich celem było
obarczenie Kartaginy winą za rozpętanie I wojny punickiej. Jak
wiadomo, to nadtybrzańska Republika wojnę tę wywołała,
interweniując na Sycylii, należącej do strefy wpływów
punickich. Rzymscy historycy chcieli jednak powiedzieć
potomności: patrzcie, to Kartagińczycy są winni! Oni pierwsi
usiłowali wmieszać się w sprawy naszej Italii, zrywając
zawarte układy. Toż to przykład perfidnej punica fides!
Mieliśmy więc prawo wysłać nasze wojska na Sycylię!
Kwestię tę trudno jest rozstrzygnąć, wydaje się
jednak, że w 272 roku do jakiegoś konfliktu pod Tarentem
doszło. Punijczycy i Rzymianie, aczkolwiek złączeni
przymierzem przeciw Pyrrusowi, traktowali się z wielką
nieufnością. Kartagina nawet w czasie największych sukcesów
Ajakidy na Sycylii nie zwróciła się o pomoc do Rzymu, nie
chcąc mieć na wyspie groźnych legionistów. Politycy puniccy
gotowi byli zresztą złamać układ z Romą i dostarczyć
Pyrrusowi okrętów, jeśli tylko zostawi im Lilybaion. Kartagina
była zainteresowana utrzymaniem niepodległości miast
Wielkiej Grecji, tak, aby tworzyły bufor oddzielający
205
agresywną nadtybrzańską Republikę od Sycylii. Być może o
pomoc
do
Kartagińczyków
zwrócili
się
tarentyńscy
demokraci, obawiający się zemsty Rzymian. Punicki admirał
pożeglował do Tarentu, aby zorientować się w sytuacji. Nie
złamał przez to bynajmniej układu z Rzymem. W myśl
drugiego traktatu rzymsko-kartagińskiego, przekazanego przez
Polybiosa. Punijczycy mieli prawo zająć i złupić miasto w
Italii, nie będące jeszcze pod władzą Romy, o ile później
przekażą je Rzymianom. Dlatego też Polybios o konfrontacji
pod Tarentem nie wspomina. Flota punicka nie podjęła też
ż
adnej wrogiej akcji. Widocznie jej dowódca zrozumiał, że
nie ma żadnych szans na ocalenie Tarentu
111
. Rzym jednak
uznał ten wypad punickich korabiów za akt zdecydowanie
nieprzyjacielski, za próbę wmieszania się Kartaginy w sprawy
Italii.
Zapachniało
wojną.
Jeśli
Pyrrus
rzeczywiście
powiedział, opuszczając Sycylię, że dojdzie do zderzenia
między
obiema
potęgami
Zachodu,
to
okazał
się
dalekowzrocznym politykiem.
Na razie Republika znad Tybru nie zdecydowała się na
konfrontację ze swym punickim sprzymierzeńcem. Najpierw
trzeba było uporządkować sprawy Italii. Tarent otrzymał
„pokój i swobodę” (Liv. periocha XV) tj. w praktyce
ograniczoną autonomię wewnętrzną. W ten sposób Rzymianie
odwdzięczyli się swoim przyjaciołom - arystokratom z Tarentu.
Mury miasta zostały wszakże zburzone, przynajmniej
częściowo, a na akropolu żołnierzy epirockich zastąpiła załoga
rzymska, której nawet Hannibalowi nie udało się stamtąd
wyrzucić. Miasto z pewnością zapłaciło potężną kontrybucję
i musiało oddać swe najcenniejsze skarby, które później
niesiono w triumfie rzymskich wodzów. Najpotężniejsze polis
Wielkiej Grecji utraciło swą niepodległość. Nie wiemy, jaki
los spotkał tarentyńskich demokratów, a zwłaszcza zuchwalca,
który ośmielił się obsikać togę rzymskiego legata. Jeśli nie
zdążyli uciec, z pewnością ponieśli srogie kary za swe
„zbrodnie”. Tarent wydał zwycięzcom zakładników i flotę,
zobowiązał się też dostarczać Rzymowi okrętów z załogami
111
Na temat incydentu pod Tarentem Lazenb y, op. cit., s. 34 i n.; Heftner, op. cit., s.
109 i n.
206
na każde żądanie (nie zaś żołnierzy, jak italscy sprzymierzeńcy
Republiki). Podobnie inne helleńskie miasta w południowej
Italii stały się rzymskimi „sprzymierzeńcami okrętowymi”
(socii navales). W sensie politycznym Wielka Grecja przestała
istnieć. Arystokraci, którzy dzięki Rzymowi przejęli władzę
w Lokroi, kazali wybijać monety, przedstawiające siedzącą
Romę, wieńczoną przez pistis (zaufanie, wiarę). Świadczy to,
jak bardzo zmieniły się czasy.
Spośród ludów południowej Italii Rzymianie najsrożej
zemścili się na swych śmiertelnych wrogach Samnitach,
których uważali za buntowników. Samnici utracili prawie
jedną trzecią swych ziem. Republika skonfiskowała im m.in,
rozległy pas terytorium przez całą szerokość Apeninów, od
Kampanii po Apulię. W ten sposób plemiona górali zostały od
siebie odizolowane, a Związek Damnicki - rozbity. Hirpinom
odebrano miasto Maleventum, położone w samym sercu
Samnium, które Rzymianie przemianowali na lepiej brzmiące
Beneventum, i założyli tu kolonię latyńską. Poszczególne
miasta i plemiona samnickie, musiały zawrzeć ze zwycięzcą
osobne traktaty, stając się „sprzymierzeńcami” Rzymu.
Prawdopodobnie
zburzono
fortyfikacje
najważniejszych
ośrodków samnickich, a mieszkańcy innych musieli się
przenieść w miejsca z natury mniej obronne. Republika
odebrała też Bruttiom poiowę lasu Sila, gdzie znajdowały się
dobre pastwiska. Lukanowie z pewnością również musieli
oddać część swoich ziem, ale oba te ludy mogły przynajmniej
zachować swe związki plemienne. W celu szachowania
Lukanów jeszcze przed zakończeniem wojny Rzymianie
założyli w 273 roku kolonię latyńską w Paestum. Nie można
wykluczyć, że jeszcze przed kapitulacją Tarentu nadtybrzańska
Republika przygotowywała się do wojny z Kartaginą,
zakładając kolonie w Paestum i w Cosa, mające wzmocnić
obronę wybrzeża. Być może przygotowaniom do wielkiego
konfliktu z Punijczykami służyć miało również odebranie
Bruttiom terenów leśnych - Rzymianie chcieli zapewnić sobie
zasoby drzewa potrzebnego do budowy okrętów wojennych
112
.
112
W. V. H a r r i s , War and Imperialism in Republican Rome, Oxford 1979, s. 183 i
n., uważa, że po opuszczeniu przez Pyrrusa Italii wojna Rzymu z Kartaginą była
207
W 270 roku Republika załatwiła wreszcie swe
porachunki ze zbuntowanymi kampańskimi żołdakami, wciąż
trzymającymi się w Rhegion. Dopóki trwała wojna z Pyrrusem,
Rzym chętnie korzystał z usług tych okrutnych wojowników.
Potem jednak Kampańczycy stali się niepotrzebni. W 270
roku konsul Gajusz Korneliusz Blaesio poprowadził legiony na
sam „palec” italskiego buta. Kampańscy zbóje bronili się
zaciekle, wiedząc, że nie mogą liczyć na laskę, w końcu
jednak Rhegion padło. Większość obrońców zginęła w walce,
tylko 300 udało się wziąć żywcem. Jeńców pognano do
Rzymu, tam na mocy wyroku ludu rzymskiego zostali po
pięćdziesięciu wyprowadzeni na forum, wychtostani do krwi i
ś
cięci. Herszt Kampańczyków, Decius Vibelius, oślepiony
uprzednio podstępnie przez greckiego lekarza, zdążył przed tą
bolesną egzekucją popełnić samobójstwo. Rhegion senat oddał
ocalałym z urządzonej przez Kampańczyków rzezi jego
greckim mieszkańcom, aby chociaż częściowo odzyskać
zaufanie sprzymierzeńców. W mieście stanął wszakże rzymski
garnizon. Z murów Rhegion legioniści mogli już widzieć brzegi
Sycylii, wyspy zamożnej i słabo bronionej, której patronką była
bogini obfitości Demeter.
Na razie Republika nie mogła jeszcze wszcząć
konfliktu z Kartaginą, niespodziewanie bowiem wybuchł bunt
Samnitów. Niejaki Lolius z plemienia Karacenów, wzięty
do Rzymu jako zakładnik, zdołał zbiec i namówić swoich
rodaków do rebelii (Dion. Hal. XX, 17; Zonar. VIII 7;
Cass. Dio frg. 43), Powstańcy ufortyfikowali pewną
miejscowość w górach, z której prowadzili antyrzymską
partyzantkę. Senat tak lękał się Sainitów, że wysłał przeciwko
tej garstce desperatów aż 2 armie konsularne pod wodzą
Kwintusa Ogulniusza Gallusa i Gajusza Fabiusza Piktora.
Bunt utopiono we krwi, przywódców stracono, a prostych
ż
ołnierzy sprzedano w niewolę. Z Karacenów pozostały
ż
ałosne resztki. Być może powstańcy otrzymali jakąś pomoc
od Picenów, osiadłych na wybrzeżu Adriatyku. W każdym
razie konsulowie 268 raku szybko ujarzmili Picenów,
bardzo prawdopodobna. Interpretację tę odrzuca Lazenby, op. cit., s. 35, który nie
przypisuje Rzymowi agresywnych zamiarów.
208
sprzymierzonych z Rzymem od lat trzydziestu, a część
ludności przesiedlili na południe - do Samnium. W następnym
roku przyszła kolej na Sallentynów, osiadłych w samym
„obcasie” italskiego buta, dawnych sprzymierzeńców Tarentu.
Nie wydaje się, aby ten nieliczny lud tak długo zachował
niepodległość, raczej poddał się w 272 roku razem z Tarentem
i innymi miastami Wielkiej Grecji. Republika mimo to
wypowiedziała wojnę Sallentynom, przypuszczalnie, by
zagarnąć ich znakomity port. Legionami dowodził konsul
Marek Atiliusz Regulus, bohater przyszłej wojny z Kartaginą,
Jak było do przewidzenia. Sallentynowie zostali pobici i
musieli oddać port, gdzie Rzymianie założyli Brundisium,
które szybko zepchnęło w cień Tarent.
W niespełna 80 lat po wyjściu poza południowe
granice Latium Republika podbiła praktycznie catą Italię (z
wyjątkiem nadpadańskich obszarów zamieszkanych przez
Galów, których podówczas do Italii nie zaliczano). Pyrrus
zdolał powstrzymać zwycięski marsz Romy o osiem lat.
Rzymianie jeszcze nie skończyli rozprawy ze zrewoltowanym
etruskim miastem Volsinii w 264 roku, gdy pod byle
pretekstem przerzucili wojska na Sycylię. Głosili, że muszą
nieść pomoc Mamertynom z Messany, zagrożonym przez
Syrakuzy i Kartaginę, a przecież sami wyrżnęli „swoich”
Mamertynów, czyli Kampalczyków z Rhegion. Tego cynizmu
grabieżczej Republiki nie mógł usprawiedliwić nawet Polybios.
Rozpoczęły się tytaniczne zmagania, nazwane z rzymskiej
perspektywy wojnami punickimi, które miały zdecydować o
panowaniu na Morzu Śródziemnym. Właściwie wynik ich był z
góry
przesądzony.
Po
odparciu
ataków
Pyrrusa
i
podporządkowaniu całej Italii możliwości mobilizacyjne
Rzymu sięgały 700 tysięcy ludzi, a rezerwy finansowe byty
ogromne. śadne państwo ówczesnego świata nie mogło się już
wtedy równać z potęgą Rzymu. Fakt, że o wiele słabsza
Kartagina tak długo stawiała opór, a w czasie II wojny
punickiej nawet zagroziła Rzymowi, zakrawa na cud. Po
italskich także sycylijskie poleis, które przed Kartagińczykami
obronił Ajakida, rychło dostały się pod panowanie Rzymu.
Konsekwencje italskiej wyprawy Pyrrusa były
209
doniosłe. Ajakida nie założył wprawdzie imperium na
Zachodzie - z niewielką armią, jaką dysponował, było to
prawie niemożliwe. Nie powtórzył sukcesu Aleksandra, ale
przecież nie można porównywać chylącego się do upadku
państwa perskiego z prężnymi potęgami Zachodu - Rzymem i
Kartaginą. Zdołał jednak przepędzić Kartagińczyków ze
wschodniej Sycylii i opóźnić ekspansję Republiki Rzymskiej.
Dzięki temu zapewnił greckim miastom Italii i Sycylii jeszcze
kilka lat wolności.
Rzymianie stoczyli natomiast swą pierwszą wojnę z
państwem hellenistycznym i, mimo klęsk, wyszli z tej
rozprawy obronną ręką. Poznali przy tym taktykę nowoczesnej
armii
hellenistycznej
-
taktykę
połączonych
broni,
harmonijnego współdziałania w bitwie różnych oddziałów.
Zwycięstwa Ajakidy uświadomiły też politykom Republiki, jak
wielką rolę odgrywa wytrawny wódz, czuwający nad
przebiegiem
bitwy
(rzymscy
konsulowie
byli
raczej
urzędnikami, zmieniającymi się co roku). Jak stwierdził
pewien współczesny historyk: „to Grek król Pyrrus nauczył
Rzymian taktyki, dzięki której pokonali Grecję”
113
. W bojach
z Pyrrusem Rzymianie nauczyli się walczyć ze słoniami, co
podczas wojen punickich bardzo im się przydało. Pliniusz
Starszy (Historia Naturalis VIII, 19) zaświadcza, iż walki z
Pyrrusem uświadomiły Rzymianom, że łatwo jest zabić słonia,
odcinając mu trąbę (oj, podejrzewamy, że wcale nie tak
łatwo). Wreszcie legioniści nauczyli się budować swoje
znakomite obozy, po prostu kopiując obóz Pyrrusa, który
zdobyli pod Benewentem (czy też na polach Anizyńskich)
(Frontin. Strateg. II, 2,1). Słynny obóz rzymski, opisany przez
Polybiosa, o którym słyszał każdy licealista, to po prostu obóz
Pyrrusa. Co więcej, na wzór regularnego obozu króla
Molossów zaczęto zakładać i przebudowywać miasta italskie -
kampania Pyrrusa doprowadziła to przełomu w italskiej
architekturze.
Także dyplomatycznie Republika wypłynęła na
szerokie wody. W czasie wojny poselstwa Pyrrusa i Kartaginy
113
P. Coussin, cyt. za Le veq ue, op. cit., s. 542.
210
bawiły nad Tybrem. Dzięki dyskusjom z Kineasem rzymscy
nobilowie, przywykli tylko do szorstkiego wykłócania się z
legatami Galów i Samnitów, poznali kunszt hellenistycznej
dyplomacji. Co więcej, w czasie „pyrrusowej wojny” Rzym
wkroczył na scenę wielkiej polityki. W 273 roku, a więc w
czasie gdy Pyrrus przygotowywał swą wyprawę na Peloponez
i wciąż bronił się Tarent, do Rzymu przybyło poselstwo
Ptolemajosa II Filadelfosa, który pragnął zawrzeć układ o
przyjaźni i zapewne także handlowy z Rzymem. Otrzymał
odpowiedź pozytywną i senat wysłał do Aleksandrii własną
legację z Fabiuszem Maksimusem Gurgesem na czele, którą
podejmowano niezwykle gościnnie. Egipski monarcha
skierował swych dyplomatów nad Tyber zapewne pod
wrażeniem niepowodzeń Pyrrusa. Pragnął zabezpieczyć swe
interesy handlowe w Italii i zapewnić sobie poprawne stosunki
z nową potęgą Zachodu
114
.
Skutki tej wymiany poselstw pozostały jednak
bardziej doniosłe. Kiedy w czasie I wojny punickiej
znajdująca się w opresji Kartagina prosiła Fiiadelfosa o
pożyczkę 2000 talentów, król odmówił, powołując się na
przyjaźń z Rzymem. Ptolemejski Egipt był odtąd przez długie
dziesięciolecia sprzymierzeńcem Republiki znad Tybru. Co
więcej, uczeni i pisarze z Aleksandrii, będącej drugim obok
Aten duchowym ośrodkiem helleńskiego świata, doszli do
wniosku, że lud, który przepędził za morze takiego wodza jak
Pyrrus, z pewnością nie jest barbarzyński. Przeciwnie,
Rzymianie muszą być ściśle spokrewnieni z Grekami. Twórcy
aleksandryjscy zaczęli rozpowszechniać więc legendę o
trojańskim pochodzeniu Rzymian, będącą pochodzenia
etruskiego, lecz chętnie przejętą przez historyków i poetów
nadtybrzańskiej Republiki. Trojanie byli przeciwnikami
szturmujących
Ilion
Achajów,
lecz
bynajmniej
nie
barbarzyńcami. Należeli do tego samego kręgu „cywilizacji
114
Ha mmon d , Which Ptolemy..., s. 411, uważa jednak, iż Ptolemajos II chciał
przekonać zwycięskich Rzynian, że nie jest ich wrogiem, aczkolwiek wcześniej ochraniał
Epir podczas nieobecności Pyrrusa i dostarczył mu żołnierzy. Być może jednak
Rzymianie wysłali poselstwo, chcąc zawrzeć sojusz z Egiptem przed planowaną już
wojną z Kartaginą. Tak uważa Harris, op. cit., s. 183 i n.
211
heroicznej”, powiązani byli na różne sposoby ze swymi
mykeńskimi wrogami. Wywodzący się od Trojan Rzymianie
byli więc dla świata hellenistycznego do zaakceptowania.
Próba Pyrrusa, potomka Achillesa, wykorzystania mitu
trojańskiego do propagandy anyrzymskiej, w ostatecznym
rachunku przyniosła raczej korzyści Miastu Wilczycy
115
.
Wojna Pyrrusowa miała także poważne następstwa
ekonomiczne.
Zmusiła
Rzymian
do
wprowadzenia
nowoczesnego systemu monetarnego. Republika wybijała
uprzednio jedynie brązowe ptytki i monety do celów
płatniczych. Jak już wspomnieliśmy, po wylądowaniu Ajakidy
w Italii Roma wypuściła pierwszą serię monet srebrnych,
wybitych w którejś z mennic południowej Italii. Był to środek
doraźny, na sfinansowanie armii. Prawdziwa rewolucja
nastąpiła natomiast w 269 roku. Zapewne dzięki łupom
wziętym w Tarencie i innych miastach Wielkiej Grecji
mennica rzymska mogła wyemitować długą serię monet
srebrnych z napisem ROMA-NO(RUM), głową Herkulesa
oraz wilczycą z bliźniętami - Romulusem i Remusem.
Po wojnie z królem Molossów nadtybrzańska
Republika
dysponowała
więc
zaprawioną
w
bojach,
nowoczesną armią, flotą, którą w razie konieczności mogły
wystawić ujarzmione poleis południowej Italii, sprawną
dyplomacją i uporządkowanym systemem finansowym. Rzym
z zacofanej, chłopskiej republiki, o horyzontach ograniczonych
do Italii, stał się prężnym, nowoczesnym mocarstwem,
gotowym do walki o hegemonię w basenie Morza
Ś
ródziemnego. Po przepędzeniu za Adriatyk takiej osobistości,
jak Pyrrus, który był przecież przedstawicielem najbardziej
rozwiniętej politycznie, militarnie i kulturowo cywilizacji
ówczesnego świata, rzymscy nobilowie nabrali pewności
siebie. Uwierzyli, że nie ma takiego przeciwnika, którego
Roma nie byłaby w stanie pokonać. Znamienne, że Ajakida
był ostatnim nieprzyjacielem Rzymu, z którym senat był przez
jakiś czas skłonny zawrzeć pokój na równych warunkach.
Później Republika żądała czy to od Kartaginy, czy od królów
115
Na ten temat H. Sonnabend, Pyrrhos und die „Furcht” der Römer vor dem Osten,
„Chiron” 19, 1989, s, 319 i n.
212
Macedonii, czy od Antiochia III Seleukidy, czy od
Antiocha IV Epifanesa, już tylko upokarzającej kapitulacji
116
.
Nawet po straszliwej klęsce pod Kannami świadomi potęgi
swego państwa patres nie zareagowali na pokojowe sondaże
Hannibala.
Po śmierci Pyrrusa na tronie Molossów zasiadł jego syn
Aleksander. W 262 roku usiłował pomścić śmierć ojca,
najeżdżając Macedonie i łatwo przepędził Antygonosa
Gonatasa. Wkrótce potem został jednak pokonany przez
wodzów małoletniego Demetriosa, syna Gonatasa i musiał
nawet uciekać z ojczyzny. Wrócił przy pomocy Akarnanów i
potrafił utrzymać potęgę Epirockiej Symmachii. Po zgonie
Aleksandra jego synowie zmarli młodo. Monarchia Ajakidów
słabła, przypuszczalnie plemiona epirockie nie chciały znosić
hegemonii Molossów. W 232 roku Dejdameja, wnuczka
Pyrrusa, została zamordowana w Ambrakii, prochy zwycięzcy
spod Heraklei buntownicy rozrzucili podobno na cztery
wiatry. Epiroci organizują swój związek już bez królów,
jednak Epir jest już tylko cieniem dawnej świetności i dostaje
się pod wpływy Macedonii.
Kiedy Pyrrusowi nie powiodło się w Italii,
Macedończycy i Grecy z Hellady uznali, że nie mają już czego
szukać za Adriatykiem. Królowie macedońscy krótkowzrocznie
marnotrawili swe siły w niewiele znaczących wojnach
lokalnych, nie przeczuwając, że w Italii rośnie w siły wróg,
który zniszczy ich królestwo. Po śmierci Pyrrusa Rzymianie
nie podjęli wyprawy odwetowej na Półwysep Bałkański z
prostej przyczyny - zajęci byli wojną z Kartaginą i łupieniem
greckich miast na Sycylii. W podświadomości senatorów
pozostał jednak lęk przed inwazją ze Wschodu. Po zakończeniu
I wojny punickiej i przejściowym uspokojeniu frontu
galijskiego na północy Italii Rzymianie wysłali całą armię
konsularną przeciw łupieskim Ilirom (229 rok) i ustanowili
116
Pierwszą wojnę macedońskią Republika zakończyła wprawdzie w Foinike
kompromisowym pokojem z Filipem V, ale Rzym był zajęty wtedy konfliktem z
Kartaginą. Po pokonaniu Punijczyków bardzo szybko wysłano legiony przeciwko
Filipowi i prowadzono wojnę aż do klęski macedońskiego monarchy. Pokój w
Foinike Rzymianie traktowali najwyżej jako rozejm. Ha mmon d , Starożytna
Macedonia, s. 311.
213
w Ilirii swoisty protektorat. Być może wynikało to z obawy,
ż
e na tronie macedońskim zasiądzie nowy Pyrrus i przeprawi
się na czele swych falangitów za Adriatyk. W każdym razie
za potencjalnego nowego Pyrrusa senatorowie uważali Filipa
V. króla Macedonii, który usiłował wyrzucić Rzymian z
Bałkanów, zawierając sojusz z Hannibalem, znajdującym się
wówczas w Italii u szczytu powodzenia. Nawet po klęsce
Kartaginy rzymscy notable obawiali się macedońskiego
władcy. W 201 roku legat Marek Aureliusz ostrzegał, że Filip
przygotowuje się do zbrojnej wyprawy i radził; „Rzymianie
będą się musieli zabrać do tej wojny z większym wysiłkiem,
ż
eby Filip przy ich powolności nie ważył się na to, na co już
poprzednio ważył się ze znacznie mniejszego królestwa Pyrrus”
(Liv. XXXI 3). W rok później konsul Publiusz Sulpicjusz
Galba zwrócił się do komicjów centurialnych o wypowiedzenie
Macedonii wojny. Lud jednak odrzucił ten wniosek -
społeczeństwo rzymskie było śmiertelnie znużone długimi
zmaganiami z Kartaginą i chciało wreszcie, jak to mówi
Liwiusz, „korzystać z owoców pokoju”. Wtedy konsul,
zachęcony przez senat, zwołał centurie po raz drugi na Pole
Marsowe i zachęcał do prowadzeniu wojny w Macedonii. W
przeciwnym bowiem razie Filip mógł w przeciągu 5 dni
przeprawić się z wojskiem spod Koryntu do Italii, podobnie
jak Hannibal w ciągu pięciu miesięcy przybył do Italii spod
hiszpańskiego Saguntu. „Nie porównujcie zresztą Filipa z
Hannibalem ani Macedończyków z Kartagińczykami: na
pewno jednak porównacie go z Pyrrusem. Ależ, gdzie tu
porównanie? O ileż wyżej stoi tutaj człowiek od człowieka,
naród od narodu! Epir był zawsze i jest dzisiaj skromnym
dodatkiem do królestwa macedońskiego. Filip ma pod swoim
panowaniem cały Peloponez i nawet Argos, głośne zarówno
dzięki swej dawnej sławie, jak zwłaszcza przez śmierć
Pyrrusa...
O ileż bardziej kwitnącą Italię i o ileż mniej naruszone
nasze mienie zaatakował Pyrrus, przy zdrowych i nie
przemęczonych naszych wodzach, przy tylu pełnych
wojskach, które potem pochłonęła wojna punicka, a jednak
wstrząsnął nami i jako zwycięzca podszedł prawie pod mury
214
Rzymu! Odpadli od nas nie tylko Tarentyni i to wybrzeże
Italii, które się nazywa Wielką Grecją - ci zresztą mogliby
pójść za nim jako królem wspólnego z nimi języka i
pochodzenia - ale również Lukania, Bruttium i Samnium!
Myślicie więc, że to wszystko, z chwilą gdyby Filip przeprawił
się do Italii, siedziałoby spokojnie albo dochowało nam
wierności?”, pytał Sulpicjusz zgromadzonych obywateli (Liv.
XXXI 7,8). Groźba inwazji nowego Pyrrusa - Filipa V –
przeraziła Kwirytów. Tym razem komicja gremialnie
opowiedziały się za wojną. Atak na Italię zza Adriatyku był w
tym czasie raczej nieprawdopodobny, ale samo imię Pyrrusa
wystarczyło, by przestraszyć rzymskich wyborców.
Filip macedoński poniósł w wojnie z Rzymem
sromotną klęskę, ale utrzymał się na tronie. Potem Republika
wydała wojnę i zwyciężyła Antiocha III Seleukidę zwanego
Wielkim, który na czele szczupłych sił wylądował w Grecji.
Zapewne i jego wzięto za kandydata na Pyrrusa, zwłaszcza iż
sprzymierzeni z Antiochem Etolowie przechwalali się, że
rokowania pokojowe będą prowadzić, gdy staną nad Tybrem. W
Helladzie Antioch poniósł klęskę pod Termopilami i chociaż
zebrał w Azji ogromna armię, pod Magnezją został pobity na
głowę.
Perseusz, syn i następca Filipa V, odważył się
wzmocnić Macedonię i oburzona z tego powodu nadtybrzańska
Republika wypowiedziała mu wojnę właściwie bez żadnego
poważnego pretekstu. Starożytne królestwo Macedonii zostało
złupione, zniszczone i podzielone. Niesłychanym, nawet jak na
swoje możliwości, barbarzyństwem Rzymianie popisali się na
terytorium Molossów, którzy nieopatrznie stanęli po stronie
Perseusza. Pod koniec 167 roku rozgrabili doszczętnie 70
miejscowości Molossów i sprzedali w niewolę 150 tysięcy
ludzi. Oznaczało to właściwie koniec historii starożytnego
Epiru
117
. Podobnym okrucieństwem odznaczali się w
starożytności chyba tylko Asyryjczycy. Nie była to samowola
rozwydrzonej soldateski. Sam senat postanowił, że miasta
Molossów staną się „łupem armii rzymskiej” (Polyb. XXX
117
Tak artykuł Epeiros (w:) Der Kleine Pauli, t. 2, kol. 286.
215
15; Liv. XLV 34; Ptutarch, Aemilius Paullus 6,29). Wina tego
epirockiego plemienia nie była większa, niż sprzymierzonych
z Perseuszem Ilirów czy samych Macedończyków, a jednak to
właśnie Molossów Republika ukarała najsurowiej. Czyżby
patres chcieli pomścić na bezbronnych Epirotach hańbę
Heraklei i Ausculum?
Rzymianie wzięli również srogi odwet na samym
Pyrrusie.
Sławili
wprawdzie
jego
szlachelność
i
humanitaryzm, jednak z powodzeniem przekazali potomności
wizerunek „Orła z Epiru” jako awanturnika i wartogłowa,
politycznego hazardzisty, odnoszącego zwycięstwa okupione
tak krwawo, że były właściwie klęskami. Już poeta Enniusz
pisał z ledwie ukrytą złośliwością:
Niewzruszony ród Ajakidów
Bardziej potężny jest w wojnie niźli w rozumie
(Annales, 6, frg. VI, 180 i n.).
Rzymianom wtórowała propaganda Antygonidów,
którzy przecież tylko dzięki raczej przypadkowej śmierci
Pyrrusa zdołali utrzymać się na tranie Macedonii. Plutarch
(26), z pewnością korzystający w tym miejscu z dzieła
Hieronima z Kardii, krytykował króla Molossów, który
jakoby: „co czynem zdobywał, to przez wielkie nadzieje
tracił, bo chęć realizacji odległych planów porywała go dalej,
zanim w należyty sposób ugruntował zdobycze bieżące.
Antygonos (Gonatas) przyrównywał go do człowieka
grającego w kości, który nieraz zrobi piękny rzut, ale wygrać
tych rzutów nie umie”.
Tak naprawdę jednak Pyrrus był równie znakomitym
wodzem na polu bitwy, jak błyskotliwym, dalekowzrocznym
politykiem. Jako jedyny z hellenistycznych monarchów podjął
próbę obrony greckich poleis Zachodu przed obcymi, „bar-
barzyńskimi” mocarstwami i odniósł niewiarygodne wprost
sukcesy. Zaatakował Rzymian w ich strefie wpływów, pobił
3 konsularne armie i wytrzymał atak dwóch innych, wdarł się
aż do starego kraju Latynów, na Sycylii sprawił srogie cięgi
Punijczykom i zdobył prawie całą wyspę. śaden wódz
hellenistycznego świata nie dokonał później czegoś podobnego.
Filip V i Perseusz, będący przecież tęgimi strategami, Antioch
216
III Wielki ze swym buńczucznym wojskiem, Mitrydates, król
Pontu i jego wodzowie, w bitwach z jedną armią konsularną
ponosili kompromitujące klęski.
Owszem,
Pyrrus
popełniał
błędy,
z
których
najpoważniejszymi była odmowa zawarcia pokoju z Kartaginą i
atak na hardą Spartę, od której powinien trzymać się z daleka.
Ajakida nie miał też cierpliwości do paktowania z władzami
poleis, od miast greckich żądał tylko ślepego posłuszeństwa,
czym zraził sobie wielu zwolenników. Ale do ostatecznego
niepowodzenia króla Molossów doprowadziło co innego.
Pyrrus przegrał, bo właściwie skazany był na porażkę. Rzucił
wyzwanie najpotężniejszym mocarstwom Zachodu, prowadząc
wojsko bardzo szczupłe, bez pieniędzy na długie kampanie, bez
ż
adnych
rezerw.
Niespodziewane
„zmiany
frontów”,
przerzucanie wojsk z Italii na Sycylię i z powrotem, z Italii do
Eipiru, uznawane przez wielu za dowód niepoczytalności
politycznej Ajakidy, były w rzeczywistości poszukiwaniem
zasobów, niezbędnych do kontynuowania wojny - pieniędzy i
ż
ołnierzy. Aleksander Wielki nie miał takich problemów -
wojował ze zmurszałym imperium perskim, regularnie
otrzymywał posiłki z Macedonii i po drodze, dzięki
zdobytym gigantycznym łupom, zaciągał do swego wojska
ż
ołnierzy z miejscowych ludów.
Pyrrus nie odniósł sukcesu, aczkolwiek, gdyby nie
zginął w Argos, historia mogłaby potoczyć się inaczej. Za to
zyskał sobie zasłużoną sławę wybitnego stratega, odważnego
do szaleństwa, zarazem jednak znakomicie kierującego
przebiegiem bitwy. W przekazanej przez kilka źródeł (Liv.
XXXV 14, 9; Appian. Syriac. 10,38-39; Plut. Flamininus 21)
rozmowie Scypiona Afrykańskiego z Hannibalem w Efezie
wielki Kartagińczyk wylicza najlepszych wodzów, przyznając
Pyrrusowi drugie miejsce, zaraz po Aleksandrze.
„Pyrrus pierwszy pokazał zakładanie obozu, a do tego nikt
lepiej niż on nie umiał zajmować stanowiska czy
rozmieszczać sił obronnych. Przy tym jeszcze posiadał
umiejętność pozyskiwania sobie ludzi, że ludność italska
wolała panowanie obcego króla niż narodu rzymskiego, mimo
ż
e ten tak długo już w tym kraju przodował”. Zwycięzca spod
217
Kann, który sobie przyznał na tej liście miejsce trzecie,
wiedział, co mówi
118
.
Hannibal poszedł przecież w ślady Ajakidy - wdarł się
do Italii, zadał nadtybrzańskiej Republice szereg miażdżących
klęsk, dysponował wszak znacznie większymi rezerwami niż
Pyrrus. Ostatecznie jednak także Hannibal uległ Rzymianom,
często
dowodzonym
przez
kiepskich
strategów,
ale
niezwyciężonych w swej masie. Hannibal przejął i udoskonalił
myśl taktyczną Pyrrusa - harmonijne współdziałanie różnych
oddziałów ciężkiej i lekkiej piechoty i konnicy oraz słoni,
szukanie rozstrzygnięcia na skrzydłach. Bitwa nad Trebbią w
217 roku, kiedy to Barkida pobił wojska dwóch konsulów,
umieściwszy na skrzydłach silne oddziały kawalerii i słonie,
które przepędziły z pola jazdę rzymską i wyszły na tyły
legionistów, była kopią bitwy pod Herakleją. Nie ma
wątpliwości, że wojna Hannibala w Italii stanowiła niejako
kontynuację wojny Pyrrusa. Być może wódz punicki po
zwycięstwie pod Kannami nie poszedł na Rzym, pamiętając,
jak zakończył się marsz Pyrrusa na Miasto Wilczycy.
Zdolności Ąjakidy sławią również inni autorzy.
Według
Kartagińczyka
Proklesa,
cytowanego
przez
Pauzaniasza (IV 35,1), Aleksander Macedoński przewyższał
Pyrrusa wielkością swych dzieł, ponadto bardziej sprzyjało mu
szczęście. „Orzeł z Epiru” był natomiast lepszym taktykiem
jazdy i piechoty, a także autorem podstępów wojennych.
ś
yjący w II wieku n.e. Lukian zestawił dwie pary wybitnych
wodzów,
mitycznych
i
historycznych.
Tworzyli
je
Agamemnon, wódz Achajów pod Troją, i Achilles, a także
Aleksander Wielki i Pyrrus (Hippias 1). Sława Ajakidy
przetrwała wieki. W latach 1443-1468 albański bohater
narodowy Jerzy Skanderbeg walczący z Turkami zagrzewał do
boju swych rodaków, przywołując pamięć Aleksandra i
Pyrrusa. Skanderbeg, podobnie jak ci starożytni wodzowie,
prowadził swe wojska do boju przybrany w hełm z koźlimi
118
Na temat tej rozmowy Lancel, op. cit., s. 185 i 322. Być może spotkanie obu
wodzów w Efezie jest tylko efektownym wymysłem historyków. Wprowadzenie do tej
rozmówy Pyrrusa jako znakomitego dowódcy świadczy jednak, że w starożytności
król Molossów cieszył się sławą znakomitego stratega.
218
rogami. Współcześni zwali tego nieustraszonego wojownika
„księciem Epidotów” (princeps Epirotarum), Albańczycy zaś
po dziś dzień nazywają się Skipetarami, „synami orła”.
Pamiętamy, że żołnierze Pyrrusa właśnie orłem go okrzyknęli.
Ajakida oczywiście obecny jest w medium XXI wieku,
na stronach Internetu. Przeglądarka Altavista odnajduje 1455
stron ze słowem „Pyrrus” i 150 ze słowem „Pyrrhos”. W
Internecie odnaleźć można m.in. życiorys zwycięzcy spod
Heraklei pióra Plutarcha w tłumaczeniu angielskim czy
rozważania raczej amatorskich historyków, twierdzących np.
ż
e Kartagina i Pyrrus nie powinni się zwalczać, lecz wspólnie
wystąpić przeciw Rzymianom. Jest to pogląd słuszny, ale
tylko z obecnej perspektywy. My wiemy, że Republika znad
Tybru
podbije
ś
ródziemnomorski
ś
wiat.
Ajakida
i
Kartagińczycy nie byli natomiast mądrzy naszą mądrością, nie
przewidzieli, że Rzymianie w końcu obrócą w perzynę i
państwo punickie i Epir. W Internecie odnaleźć można
również gry wojenne (po angielsku) oparte na kampanii
italskiej króla Molossów, m.in. bitwę: „Benewent. Pyrrus z
Epiru kontra Polybiosowi Rzymianie”, gdzie do obejrzenia są
m.in. wizerunki obu armii w szykach bojowych i plan batalii,
wcale udatny. Niektóre strony ze słowem „Pyrrus" odnoszą
się jednak tylko do „pyrrusowych zwycięstw" odniesionych
przez jakąś współczesną partię czy drużynę sportową, a poza
tym z historią starożytną nie mają nic wspólnego.
Odwet Republiki znad Tybru okazał się więc
niezwykle skuteczny. Rzymianie, którym nigdy nie udało się
pokonać Ajakidy w polu, puścili w świat opowieść o
„pyrrusowych zwycięstwach”, bardzo dla króla Molossów
niesprawiedliwą, która żyje do dnia dzisiejszego. Minęły
stulecia, dawno zniknęli starożytni Epiroci i Rzymianie, a
pojęcie „pyrrusowe zwycięstwo” wciąż funkcjonuje w wielu
językach świata. My jednak chcemy zachować w pamięci inny,
bardziej prawdziwy (chociaż nieco zbyt pochlebny) wizerunek
Ajakidy. Zakończymy więc naszą opowieść cytatem z
Justinusa (XXXV 5): „Wśród wszystkich pisarzy panuje
zgodny pogląd, że ani w czasach Pyrrusa, ani w poprzednich
nie było króla, którego by można z nim porównać. Rzadko
219
spotyka się nie tylko wśród królów, ale także znakomitych
mężów człowieka, który wiódłby żywot bardziej nienaganny i
pielęgnowałby
sprawiedliwość
bardziej
rzetelną.
Jego
znajomość sztuki wojennej była tak wielka, że chociaż
prowadził wojny z tak potężnymi królami, jak Lizymach,
Demetrios czy Antygonos, zawsze wychodził z nich
zwycięsko. Także w czasie wojen z Sycylijczykami,
Rzymianami i Kartagińczykami nigdy nie okazał się gorszy,
przeważnie zaś odnosił zwycięstwa. On to swoją ojczyznę, z
pewnością małą i nieznaną, uczynił sławną na cały świat
rozgłosem swych czynów i blaskiem swego imienia”.
220
221
222
223
224
225
SPIS TREŚCI
Wstęp...............................
3
Kłopoty ze źródłami ........
6
„O
RZEŁ Z
E
PIRU
”.............
13
Sen o zachodnim imperium
31
Potęga znad Tybru...........
36
Roma i Tarent.................
45
Pyrrusowa armia..............
58
Przeprawa do Italii.. ......
66
Bitwa pod Herakleją.......
70
Marsz na Rzym . ...…...
97
Wojna czy pokój........
101
Bitwa pod Auskulum.......
108
S
OJUSZ
dwóch mocarstw.
138
Wyprawa sycylijska ........
148
Gniew Persefony ............
163
Bitwa pod Benewentem...
172
Ś
mierć w Argos ..............
190
Triumf Rzymu .................
202
Bibliografia....................
220
Wykaz ilustracji...............
224
226