__________________________________________________________________________________
Krytyka Literacka
Rok VII
ISSN 2084-1124
Nr 1•5•66 2015
REDAKCJA Tomasz Marek Sobieraj (red. nacz.),
Witold Egerth, Janusz Najder, Wioletta Sobieraj
ADRES ul. Szkutnicza 1, 93-469 Łódź
E-POCZTA editionssurner@wp.pl
WYDAWCA Editions Sur Ner
*
Archiwum i biblioteka Krytyki Literackiej
http://chomikuj.pl/KrytykaLiteracka
Czytelnie Krytyki Literackiej online
http://issuu.com/krytykaliteracka
https://pl.scribd.com/KrytykaLiteracka
Strona internetowa
http://www.krytykaliteracka.blogspot.com
Wydania elektroniczne Krytyki Literackiej są
bezpłatne; cena egzemplarza papierowego wynosi
10 zł; w celu nabycia pisma należy dokonać
wpłaty na konto dowolnego hospicjum i wysłać
potwierdzenie na adres e-poczty redakcji.
*
SPIS TREŚCI
01
Józef Baran
SŁOWO OD AUTORA POETIKONU
03
JÓZEF BARAN
08
HANNA BONDARENKO
11
ANDRZEJ BURSA
15
MARIA GIBAŁA
19
DANUTA HASIAK
22
JADWIGA MALINA
25
ŁUKASZ NICPAN
28
ALICJA RYBAŁKO
31
JAN RYBOWICZ
35
TOMASZ MAREK SOBIERAJ
41
ADAM SZYPER
45
ADAM ZIEMIANIN
S Ł O W O N A W I O S N Ę
Konstandinos Kawafis
Pierwszy stopień
Żalił się pewnego dnia Teokrytowi
młody poeta Eumenis:
„Minęły dwa lata, od kiedy piszę,
a stworzyłem tylko jedną idyllę.
To całe moje dzieło.
Stwierdzam ze smutkiem, że schody Poezji
są wysokie, bardzo wysokie;
i z pierwszego stopnia, na którym teraz stoję,
nigdy, nieszczęsny, nie wejdę wyżej”.
Na to Teokryt: „Takie słowa
są niewłaściwe, wręcz bluźniercze.
Już to, że stoisz na pierwszym stopniu,
jest godne chwały, więc noś głowę dumnie.
Wejść tutaj nie jest łatwo;
dokonałeś rzeczy wspaniałej.
Nawet ten pierwszy stopień wznosi się
wysoko ponad pospolity świat.
By na nim stanąć,
trzeba najpierw zostać
obywatelem miasta myśli.
A to jest trudne i niezwykłe –
obywatelstwo tego miasta otrzymać.
Tam na agorze spotkasz Prawodawców,
których żaden pyszałek nie nabierze.
Wejść tutaj nie jest łatwo;
dokonałeś rzeczy wspaniałej”.
Przeł. Tomasz Marek Sobieraj
Nie ma sztuki bliższej filozofii niż poezja. Bo chociaż uwodzi
zmysły, porusza wyobraźnię, sprawia, że marzymy i przeżywamy,
to w swojej najwyższej formie zmierza przede wszystkim do ujęcia
istoty bytu – w sposób zwięzły, a jednocześnie precyzyjny
i sugestywny. Gdy poezję uprawia filozof, często staje się ona
filozofią, czyli rozmyślaniem o życiu, poszukiwaniem prawdy. Wbrew
przemijającym modom, opierając się intelektualnym kataklizmom,
taka wyrafinowana twórczość nadal istnieje, bowiem odwrócenie
kartezjańskiego „cogito ergo sum” nie zaczarowało rzeczywistości,
i pomimo trwającej już blisko wiek propagandy wychwalającej
antysztukę i pusty gest, sztuka elitarna powstaje i znajduje uznanie
pośród tych, dla których liczy się talent, wiedza, smak i duch. Także
w poezji, chociaż głównie zajmują się nią ludzie, jak pisał Artur
Sandauer, „nie tylko żadnym obcym, ale i własnym językiem nie
w pełni władający”, są indywidualności w skupieniu przywracające
poezji wartości jej przynależne: refleksję filozoficzną, wagę słowa,
estetyzm, wyobraźnię, świadomą kompozycję, precyzję, zwięzłość,
a nawet tak wielokrotnie wyszydzane uczucia.
Według Miłosza, niechętnego awangardowym eksperymetom,
należy tworzyć bez przymusu nieustannego nowatorstwa, które
prowadzi do infantylizmu i zidiocenia. Tę myśl sformułował tez
bardziej poetycko w niepublikowanym, znajdującym się w Beincke
Library wierszu z 1937 roku:
I widzę was artyści, którzyście zapomnieli,
Że prawda człowieka jest prosta i trzeba wyrażać ją prosto.
Zamiast dzielić się z bracmi siłą, dzieliliście się słabością,
Dlatego imię wasze wymazane będzie z pamięci pokoleń.
I niech wraz z wierszem Kawafisa słowa te będą nauką i przestrogą.
[T.M.S.]
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
1
Józef Baran
SŁOWO OD AUTORA „POETIKONU”
ostatniej dekadzie przepaść między poezją a odbiorcą urosła do takich rozmiarów, że cofają
się przed nią nawet wrażliwi czy obdarzeni wyobraźnią czytelnicy, jeżeli nie należą do klanu
profesjonalistów: poetów, krytyków, recenzentów, profesorów literatury. Dlatego, mimo że nasza
poezja podejmowała ważkie problemy i jeszcze nie tak dawno uchodziła za jedną z najciekawszych
w Europie – w tym pochwalnym tonie pisali o niej m.in. nobliści: Josif Brodski czy Seamus
Heaney – obecnie obserwuje się jej postępującą marginalizację w życiu kulturalnym. Tak jakby
autorzy wierszy pogodzili się z faktem, że nie są potrzebni i coraz częściej przypominają starego
kawalera, który „zapuścił się”, przestał dbać o wygląd, bo po prostu nie wierzy, by komukolwiek
mógł się spodobać…
„Zapuścili się”, czyli operują hermetycznym językiem, zaciemniają poetyckie sensy, przestają
zabiegać, by wiersze były pisane nie tylko dla siebie i garstki kolegów po piórze z tego samego
pokolenia…
Oczywiście nie jest to reguła, a jednak zdarza się, że zjawisko owo dotyczy także niektórych
autorów pierwszego planu, których uznaje się dziś za wybitnych. Co prawda wmówić ogółowi
wybitność nie jest trudno, bo sądzi się powszechnie, że „na poezji nikt poza nielicznymi się nie
zna” a wiersze mało kogo interesują, więc ci nieliczni, namaszczeni ideologicznie (polityka wciąż
decyduje u nas o „wartości” sztuki) lub klikowo (literacki grajdołek jest teraz szczególnie na to
podatny), mogą narzucić na chwilę, na sezon, tym „nie znającym się” hierarchie a nawet nowe
„trendy” poetyckie – niekiedy czołobitne względem importowanych w pośpiechu i na chybił
trafił mód. Jednak na dłuższą metę owoce tego procederu odstraszają od poezji resztki
bezinteresownych czytelników, czyli zabijają apetyt na czytanie wierszy.
Co do mnie, przyznaję, że po czterdziestu paru latach uczestniczenia w życiu literackim nie
mam ochoty zgadzać się na pranie mózgu, a już na pewno nie zamierzam być czuły na uroki
snobizmów czy nomowowy poetyckiej. Jeśli coś mi się nie podoba, to nie udaję, że mi się
podoba, bo „tak wypada”, żeby być „wśród swoich”. Za tę cenę niektórzy krytycy, nawet ze
starszego pokolenia, „doceniają” to, co bełkotliwe i nierzadko epigońskie. Z takiego nastawienia
(„ćma ćmi ćmę”), jak i z milczącego przyzwolenia rodzą się niczym jemioła na zdrowym
drzewie opaczne zjawiska w poezji współczesnej i ogromny procent nieczytelnych wierszy
w czasopismach.
Mój „Poetikon” w „Krytyce Literackiej” z założenia przeciwstawia się „ćmieniu”, pokazuje
wiersze z sensem, które promieniują czarem poezji, wiersze do myślenia, przeżywania,
zaskakujące świeżością i oryginalnością nie na siłę; niosą zachwyt i mają szansę zaciekawić
wrażliwego na słowo poetyckie odbiorcę bez względu na to, czy jest profesorem literatury, czy
tylko szeregowym czytaczem.
Prezentowani w „Poetikonie” to oczywiście część urozmaiconego krajobrazu poezji polskiej,
szczególnie bliska mojemu sercu. Znaleźli się tu nieżyjący poeci, których cenię i lubię
(obrazoburczy – Andrzej Bursa, Janek Rybowicz), oraz poeci z bogatym albo znaczącym
dorobkiem (Adam Ziemianin, Adam Szyper, Łukasz Nicpan, Alicja Rybałko, Jadwiga Malina,
Tomasz Marek Sobieraj). Jedni uprawiają lirykę konfesyjną, inni to przedstawiciele głębokiej
poezji refleksyjnej, a jeszcze inni działają na pograniczu obu. Uznani poeci sąsiadują
z debiutantami „na dorobku”, którzy dobrze wystartowali.
Bo wystartować dobrze – w dobie dezorientacji internetowej i fałszywych proroków – nie jest
łatwo. A przecież od pierwszego kroku, od pierwszego słowa, zależy w konsekwencji dalsza
poetycka podróż. Coraz mniej młodych piszących wie, że na urodę wierszy mają wpływ
kosmetyczne niuanse, takie a nie inne zestawienie ze sobą nie tylko dwu, trzech zdań, ale wręcz
dwu-, trzech słów, dwu-, trzech brzmień; barwa uczuciowa tych zestawień, ich szyk, ich muzyka
i w efekcie – magia. Początkujący poeci często myślą o całości, galopują w stronę wielkich acz
wytartych już myśli, uogólnień, uczuć, zapominają o imponderabiliach, od których zależy
W
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
2
solidność i trwałość pozornie ulotnej architektury utworu. Szczegóły stanowią o wartości wiersza,
o tym, że wiersz nie jest tandetny, lecz jest w nim to, co określa się nieuchwytnym czarem poezji.
Prawdziwa poezja nie przemawia językiem „gotowców publicystycznych”, wyraża się innym
językiem niż filozofia, ma inny sposób dochodzenia do prawdy. Podobne treści i myśli trapią
człowieka (i poetę) od tysięcy lat, ale o inności, odrębności i talencie danego poety w każdym
czasie świadczy to, że mówi własnym głosem, że posiada własny styl, że stać go na niepowtarzalny
„charakter pisma” (to tytuł ostatniej książki krytycznej Janusza Drzewuckiego), że jest w swojej
narracji wiarygodny. A żeby mieć swój „charakter pisma”, trzeba zdobyć się na płynięcie pod prąd
frazesów, banałów, okrągłych sformułowań a także, co równie trudne, ustawić się sztorcem do
modnych, czyli łatwych neoturpizmów, postmodernistycznego eklektyzmu, cynizmu albo
czarnowidztwa.
Zdaję sobie sprawę, że na temat teorii wiersza zużyto już morze atramentu, więc, stosując się
do filozofii Ockhama, nie będę mnożył istnień ponad konieczność, a na koniec proponuję
miniaturę poetycką…
***
pracuję w wysokich temperaturach
w najbliższym sąsiedztwie
pieca hutniczego serca
nie jestem żaroodporny
wytapiam z surówki metafory
raz po raz zajmuję się płomieniem
który bucha mi w twarz
oświetlając całego
od wewnątrz
Kraków, kwiecień 2015 r.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
3
JÓZEF BARAN
edaktor naczelny „Krytyki Literackiej”, któremu dziękuję za to, że namówił mnie do
zredagowania „Poetikonu”, uznał, że powinny się w nim znaleźć także moje wiersze,
a przyznaję, że nie jest łatwo spośród pół tysiąca własnych utworów – wybrać kilka, które
szczególnie się lubi. Dlatego zdecydowałem się pokazać w „Krytyce Literackiej” parę nowych
utworów, które wejdą w skład tomiku Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy. Nowy
zbiór ma się ukazać z końcem 2015 r. w wydawnictwie Zysk i S-ka. Dodatkowo dołączam do
kolumny starsze teksty: „Wyścig”, „Chodząc po czarnawskim lesie” i „Spóźniona odpowiedź na
listy Emily Dickinson”.
Czym dla mnie jest poezja? To – jak napisałem kiedyś w wierszu „Ars Poetica” –
„równoczesny błysk spojrzeń na ziemię i Ziemię/z perspektywy księżyca/i przez najczulszy
mikroskop//stara sztuczka wykradziona bogom/hartowania rozżarzonych chwil/w lodowcu
Wieczności:/chwilowe granie na nosie przemijaniu”.
Chodząc po czarnawskim lesie
(albo metamorfozy życia)
już
spod nóg
niczym
spłoszony zając spod paproci
czmychnęło dzieciństwo
uciekła młodość
umyka życie...
choć dopiero przedwczoraj
jako dziecko
bawiłem się tu z czasem
w chowanego
dopiero wczoraj
zbierałem z córeczką
słoneczne chwile na polanie
dziś moja córka
przeistoczyła się w matkę
moja matka stała się
prababką
prababkę czas zmienił
w prawnuczkę
którą ja
zamieniony przez czas
w dziadka
prowadzę leśną dróżką
pokazując jej
jak po całym lesie
niczym echo
R
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
4
rozchodzi się
zawilcami
wieczne życie
Zdziwienie
prawie z niczego
Wielki Wybuch Zielonego
wzdłuż
wszerz
masa masy
tony konarów
gałązek
gałęzi
listków
wyciąganych
i rozwijanych bez końca
z pustego kapelusza
przez niewidzialnego magika
Bóg w buku
(bo jak to inaczej nazwać)
szumiące rozprzestrzeniające się
z ziarenka małego
spiętrzenie materii
pod samo niebo
te czary-mary
z ptasim śpiewem
zwane DRZEWEM
Wiosenne kukanie
w kukaniu kukułki
w jej głosie
jest ciemna słodycz
Wieczności
Echo Nieskończoności
niosące się po lesie
i po rosie
nieśmiertelne nawoływanie
Nadziei
że na początku była Miłość
a z niej powstało wszystko
na niebie i na ziemi
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
5
Kolejny obrót lata wokół słońca
– Zosi
zabarwiam się obłokami
nasiąkam krajobrazami
oddycham przestrzeniami
zapachem lip i konwalii
otwieram się na oścież
a wokół pogoda się święci
i wszystko co było złe
rozpływa się w niepamięci
i wszystko co niepokoiło
za rzekę za las ulatuje
sieją się złote promienie
i lato się zielnie latuje
uczmy się żyć od motyli
choć żywot ich chwilowy
lecz każda chwila dla nich
nad łąką tańcem godowym
tyle już drogi za nami
przed nami dróg jeszcze tyle
serce jak kwoka na jajkach
wciąż wysiaduje nadzieje
Borzęcin, 1 lipca 2010
Kosmiczne zdziwienia
co zrobić
z tak pięknie
rozpoczętym życiem
które miało mieć
w ciele na stałe
pokrycie
a urywa się
jak błyskawica
o świcie
czy rozwinie się dalej
gdzie
i po co?
a jeśli trwać ma
to jako kto? co?
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
6
co począć
z rozkwitającymi
majowo obietnicami
i kto
zapłaci za nie
wieczne odszkodowanie
to przechodzi
ludzkie wyobrażenia
że można
ot tak
wytrącić kogoś
z nałogu
istnienia
a nuż
z rozpędu
poniesie nas dalej
w ciemno
w podróż międzygwiezdną
na niewidzialnej
śnieżyczce-duszyczce
ale dokąd?
ale po co?
ale jako
kogo? co?
Spóźniona odpowiedź na listy Emily Dickinson
witaj droga Emily
w moim ogrodzie w Borzęcinie
gdzie po stu pięćdziesięciu latach
dotarły do mnie twoje listy ze świata
światła dawno wygasłej planety
nad moją głową dzięcioł
wykuwa w gruszy mieszkanie
i błękit nieba tak nieskalany
że jest wyrzutem dla istnienia
cieszę się że myślimy tak samo
naprawdę Wielkie Wydarzenia
to nie rozwrzaskliwe
przechwałki epoki
lecz zachwyt wróbla
nad okruszyną chleba
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
7
nadejście wiosny
tak cudowne i nieoczekiwane
że nie wiadomo co począć z sercem
grzeszyłem narzekając że los
przyniósł zbyt mało odmian
a przecież nawet to co mam
to o wiele za wiele
rozmów twarzy
przeoczyłem tyle skarbów
migały kalejdoskopy podróży
gdy ty obserwowałaś
przebijanie się fiołków przez darń
i z każdej chwili wyławiałaś
odbicie Wieczności
witaj droga Emily
która mnie zawstydzasz
piękna duszko świerszczu w ogrodzie
swoim śpiewem bezinteresownie
wtórujący
codziennej ziemskiej krzątaninie
Borzęcin, lipiec 1994
Wyścig
teraz głupota
utysiąckrotnia się
z prędkością światła
pędzi coraz szybszymi autami
przez kolorowe autostrady ekranów
włada biegle wieloma językami
rozsiewa się na czołówkach doniesień prasowych
zapuściła korzenie nawet
na najwyższej górze mądrości
w odróżnieniu od mądrości
w lot pojmowalna
w odróżnieniu od mądrości
na ustach i oczach świata
z twarzą roześmianą
od ucha do ucha
rajskimi perspektywami
na jej olimpiadach
szaleją wypełnione stadiony
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
8
a ja wciąż się daję
na wirażach wyprzedzać
kolejnym szczęśliwcom
którzy nie wierzą
gdy ich zapewniam
że w wyścigu głupoty
mogę być ostatni
HANNA BONDARENKO
anna Bondarenko – aktorka, poetka, dramatopisarka. Długo nie traktowała swoich
poetyckich natchnień poważnie. Zapisywała je na przypadkowych karteluszkach, serwetkach,
biletach podróżnych, które potem często gdzieś się zapodziewały. Dopiero od 2013 roku
zaczęła publikować.
Najlepsze jej wiersze są jak od lancetu – proste, ostre, precyzyjnie celne i często
zakakująco oryginalne. Na uwagę zasługują specyficzna żartobliwość, przewrotność
i przejrzystość kompozycyjna. W tegorocznym konkursie literackim imienia Morawskiego
w Gorzowie zachwyciła jurorów (byłem jednym z nich) przede wszystkim wierszem „Kobieta
gotuje rosół”, dzięki któremu zdobyła pierwszą nagrodę.
Przygotowała do druku debiutancki tom wierszy pod takim właśnie tytułem. Do
„Poetikonu” wybrałem z niego kilka utworów.
kasztany
żyła bez śladów miłości
na starannie wyprasowanej sukni
po kąpieli zakrywając lustro ręcznikiem
chowała się przed diabłem
i panem bogiem
liczyła minuty jak paciorki koronki
kiedy spadały kasztany za oknem
zaciskała blade usta
żeby nie rozkwitły na wiosnę
a teraz ma ją każdy
robak
i podobno
dobrze jej robi
taka
rozwiązłość
H
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
9
jak to się właściwie robi
właściwie to można powiedzieć że żyję od niedawna
bo wcześniej próbowałam się tylko dowiedzieć
jak to się właściwie robi
kobieta która gotuje rosół
kobieta porzucona dla młodszej połyka oddech
jej piersi nie chcą się podnieść
jej biodra kurczą się jak przebity balon
nie czuje wiatru we włosach
zamyka okna
gasi światło
kładzie się na podłodze
jak dziecko
skarcone za nic
umiera
rankiem wstaje żeby ugotować rosół
spogląda w lustro
lecz nie ma kobiety porzuconej dla młodszej
jest tylko kobieta która gotuje rosół
a nocą
jak dwoje koźląt
bliźniąt gazeli
moje piersi
rankiem skaczą
gdy wbiegam po trzy stopnie
na ostatnie piętro
i gdy mnie coś rozśmieszy
w południe sterczą
od pieszczot
i karmią łapczywe usta niemowląt
wieczorem kołyszą się w fotelu
a nocą
co się z nimi stanie
nocą
gdy zatopię się w nieskończoność
kto je pomieści
w swoich dłoniach
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
10
szukam matki
zgubiłam siebie
wszystko mnie dzieli
czas
przestrzeń
ja
ty
ona
straszy
uwiera
płaczę jak dziecko
szukam matki która mnie pozbiera
ziarenko do ziarenka
rozpozna
odnajdzie
w odległej galaktyce
skale
słowie
grymasie
pyłku kurzu
liściu na wietrze
ukołysze przygarnie
szukam matki
która wie kim jestem
szukam matki
którą
jestem
no źle mówię
ludzie powinni być weselsi
jacyś
i bardziej odpowiedzialni
rodziny powinny trzymać się razem
klimat powinien być cieplejszy
a nie taki
ja powinnam lepiej wyglądać
jak dawniej
mój mąż powinien więcej zarabiać
i mnie nie zdradzać
moja matka powinna mnie rozumieć
moje dzieci się uczyć
a nie tylko komputer
a bóg powinien to wszystko jakoś egzekwować
no
źle mówię
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
11
ANDRZEJ BURSA
ndrzej Bursa, kiedyś, dawno temu, jeden z moich ulubionych poetów. Przebywał krótko
w Krakowie – tyle, na ile pozwoliło mu chore serce i bogowie, którzy ulubieńcom nie
pozwalają się długo kłopotać z istnieniem. Urodził się w 1932, zmarł w 1957 roku. Pracował przez
parę lat w małopolskim „Dzienniku Polskim”, gdzie i ja – wiele lat później – byłem zatrudniony na
etacie i pisałem reportaże o perspektywach „małego miasteczka”. Nie wiadomo, jak potoczyłyby
się dalsze losy znakomicie zapowiadającego się poety, gdyby dane mu było żyć długo, jak
Różewiczowi czy Szymborskiej. Wiadomo, że na starcie nie ustępował im talentem a kto wie,
może przerastał ostrością języka. Poetycki prowokator, buntownik, swawolny Dyzio o bystrym,
przenikliwym oku, ironicznym poczuciu humoru, dużej złośliwości. Należał do poetów, którzy
nie mitologizują rzeczywistości, a demitologizują, nie przyprawiają wierszom skrzydełek,
a obrywają je – uzasadnień można doszukiwać się – jak już wspomniałem – nie tylko w jego
osobowości, ale i w stalinowskim socrealizmie, przedrzeźnianym przez Bursę. W jego oryginalnych
i przewrotnych pomysłach na wiersze dominantą bywa prosta, przejrzysta konstrukcja,
pozostająca na długo w pamięci. Pokazywanie języka, sarkazm, złośliwość były reakcją na
obowiązującą propagandę sukcesu, która w twórczości opiewała czyny pogodnych traktorzystek
i przodowników pracy socjalistycznej. Nie sprowadzajmy jednak buntowniczego i czasami –
powiedzmy sobie bez ogródek – szczeniackiego gestu młodego poety do antykomunizmu, bo
byłoby to wielkim uproszczeniem. Tak samo, jak nie można interpretować politycznie wierszy
amerykańskiego Charlesa Bukowskiego czy polskiego Janka Rybowicza. Tacy się widocznie
niedostosowani urodzili. W poezji potrzebni są zarówno bezczelni Kuby Rozpruwacze, jak
i wzniośli poeci metafizyczni; jej uroda bierze się z jej różnorodności i nieprzewidywalności.
Casanova
Giuseppe Casanova
któremu tak zazdrościsz
nie był wcale bardzo bogaty
ani bardzo silny
a jego epoka
znała wielu mężczyzn równie pięknych
jak on
lub piękniejszych od niego
ale był grzeczny
tkliwy
rycerski
i zawsze zdobywał
chociaż czasem mógłby bez tego
dopiąć celu
więc o ile chcesz
tak jak on
zdobywaj serca kobiet
i nie zrażaj się trudnościami
zacznij od własnej żony
A
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
12
Święty Józef
Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba się czuł
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
że nie jest jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszy
Miłość
Tylko rób tak żeby nie było dziecka
Tylko rób tak żeby nie było dziecka
To nieistniejące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówkami z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to ...aaa płacze nam ciągle i histeryzuje wtedy trzeba mu
opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
nie na długo niestety.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
13
Nadzieja
Jeżeli nam się uda to coś my zamierzyli
i wszystkie słońca które wyhodowaliśmy w
doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów
rozświetlą szeroki widnokrąg
i nie będziemy musieli mówić że jesteśmy
geniuszami
bo inni powiedzą to za nas
i aureole
tęczowe aureole
...ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda
To zalejemy się jak jasna cholera
Kasjer
Co on myśli ten facet
ten blady krętek
segregujący pieniądze
pomiędzy jednym a drugim kęsem bułki z kiełbasą
która jest wyrzeczeniem
na niekorzyść krawata
poprawiając krawat
kiedysiejsze wyrzeczenie bułki
krawat wyrzeczenie krzesło
palto niedzielne popołudnie
też wyrzeczenie
co on myśli
zwilżając palce jak higienistka
by sprawniej układać
stosy najwyższego piękna
najwyższego bo będącego tylko wyobraźnią
co on myśli
ten brzydal
urodzony dzięki wyrzeczeniu
i przez wyrzeczenie
rozmnażający się
segregując sztampowe staloryty
piękniejsze od Giocondy
co on myśli
jaka religia powstrzymuje go przed szaleństwem
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
14
Pantofelek
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie
Pedagogika
Z dziećmi trzeba surowo
Zamiast płaszcza łach
Ubierz łach
Zapnij łach
Szanuj łach
Ten łach to moja praca
Moje wyprute żyły
Ten łach
Moje stracone złudzenia
Moje niedoszłe posłannictwo
Moje złamane życie
Moja martwa perspektywa
Wszystko ten łach
Ubierz łach
Zapnij łach
Szanuj łach
Poeta
Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
O 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat'
cierpi za miliony
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
15
Sobota
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
MARIA GIBAŁA
zczerość, uczuciowość, liryzm – nawet, gdy ubrane w formę bez zarzutu nie są obecnie
w wysokiej poetyckiej cenie. Powiedzmy sobie bez ogródek – w poetyckiej cenie bywają
prężenie muskułów (jaki to ja silny jestem), pokazywanie w wierszach języka albo wypinanie
w stronę czytelnika tylnej części ciała, czyli prowokacja dla prowokacji, a także nakładanie różnych
masek, żeby tylko nie pokazać prawdziwej twarzy.
Wiersze autorki z Przemyśla Marii Gibały wyróżniają się na tle przeciętnej produkcji
poetyckiej w naszym kraju naturalnością i trochę bezbronną szczerością. Jest to liryka konfesyjna
– tak określa się ją w języku polonistycznym – czyli rodzaj spowiedzi na ucho, czasami bardzo
przejmującej i dramatycznej jak choćby w cyklu wierszy poetki „Trzy światy” poświęconym
choremu bratu.
Mnie te teksty podobają się, bo są inne. Wydają się w naszym cynicznym świecie – gdzie
rządzi marketing i bezczelna autoreklama – czymś tak czystym, że aż odważnym, bo kto to widział,
żeby się tak odsłaniać!
Jest to liryka skromna, pozbawiona ambicji awangardowych, próbująca najprostszymi
środkami poetyckimi przemówić do wyobraźni i wrażliwości odbiorcy.
Że dziś się już tak nie pisze?
Dlaczego już tak się nie pisze?
język jak chleb
nie znam innego języka
ponad ten którego mnie nauczono
białe jest białe
czarne jest czarne
S
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
16
nie rozumiem wielu słów
którymi karmią mnie zewsząd
a może to ja mówię w języku
znanym sobie i nielicznym
mój język jest prosty
przekazała mi go mama
nie ma w nim nienawiści
co najwyżej złość i bunt
to prawda że zbyt często
nadużywam słów wołających do Boga
ale to przecież On jest
najpierwszym nauczycielem
języka którym mówię
Frücz
stary
w zniszczonym czarnym fraku
bez nóg
lata jego świetności już dawno minęły
nigdy nie znalazłby się u mnie
gdyby nie ciocia Stefania
która uciekając w czasie wojny z miasta
dała go na przechowanie
do domu moich dziadków
zginęła biedna podczas nalotu na pociąg
w Gajach Wyżnych
na nim uczyła się grać
w dzieciństwie moja mama
potem grały myszy zalęgły się korniki
dopadła wilgoć pożółkły białe klawisze
rdza zżarła wnętrze…
i cóż że stary i niepotrzebny
odpoczywa teraz jak w domu spokojnej starości
wygrywając dla mnie najcenniejsze
melodie z przed lat
fortepian marki Frücz
TRZY ŚWIATY (cykl wierszy)
I
kiedy był chłopcem
wspinał się na drzewa
rzucał scyzorykiem do celu
strzelał z procy z karbidu na Wielkanoc
bawił się z kolegami jeździł na rowerze
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
17
zrywał czereśnie na zarobek
wyprowadzał krowę na pastwisko
robił zakupy
pomagał ojcu w warsztacie stolarskim
i w polu
wrażliwy spokojny z sercem na dłoni
skromny i zamknięty
kiedy dojrzewał nie zdążył na pociąg
wszystko wokół biegło za szybko
został na peronie
zawalił się świat
II
wyjechałam na zimowisko…
chciał zrobić krzywdę
naszej mamie
zabrali go w kaftanie
zamknęli
odtąd stał się lekomanem z przymusu
III
nie chce jeść ani pić
długie dni stają się coraz dłuższe
osłabiają
schizofreniczne myśli
wyniszczają umysł
świat nie do ogarnięcia
po długich namowach
policja zabiera go do szpitala
na szczęście bez związania
IV
mimo że młodsza
stałam się
odpowiedzialna za niego
przecież byłam odpowiedzialna
ale nie aż tak
czułam się podle
jakbym zabrała mu jakąś cząstkę
wydarła własne – ja
ubezwłasnowolniłam brata
V
po wielu latach
jakieś stałe lokum
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
18
dom z wieloma lokatorami
współlokatorami pokoju
szafa łóżko nakastlik
cały dobytek dorosłego mężczyzny
skazanego na samotność wśród ludzi
o odejściu taty powiedziałam mu po roku
od odejścia mamy mija półtora
a ja nie umiem mu tego powiedzieć
omijam temat
na pytania o nią znów wymyślam kłamstwa
wychodzą mi coraz trudniej
VI
kiedyś ważył pewnie ze sto kilo
poruszał się z trudem i niechęcią
wyszczuplał
przypomina coraz bardziej naszego ojca
przerzedziły mu się włosy
nałogowo pali papierosy
nie mogę go odwiedzić
i nie mieć ich przy sobie
bo czeka na mnie
papierosy i mamę
wciąż o nią pyta
to dziwne że w swoim świecie
w pamięci ma miejsce na
dom krewnych znajomych
sąsiadów okolicę
a ja czasem nie mogę pomieścić
wczorajszego dnia
VII
list
Stasiu
braciszku tylko ty mi pozostałeś
nie mam innych krewnych
jesteśmy sami
wybacz mi to że nie piszę nie dzwonię
wolę odwiedziny u ciebie
wybacz że tak trudno jest rozmawiać
opowiadać o moim świecie
może niepotrzebnie lękam się
prawdy o mamie
może ty zniesiesz to lepiej niż ja
nie musiałeś przeprowadzać jej
na drugą stronę
spotyka się teraz z dziadkami
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
19
i naszą maleńką siostrą
w twoim świecie ona nadal żyje
jedynie nie możesz serdecznie
jej przywitać przytulić
odwiedza cię kiedy tylko zechcesz
nasza mama jest z nami
DANUTA HASIAK
polska autorka dwu tomików Danuta Hasiak potrafi ładnie operować obrazem poetyckim,
skrótem myślowym, świeżą metaforą. Ma pomysły na wiersze, które bywają zgrabnie
skomponowane, a równocześnie niepozbawione ładunku znaczeniowego i autentyzmu… To,
co podniebne, łączy się w jej lirykach z tym, co przyziemne, to, co ulotne, z tym, co potoczne,
uczucie z odkrywczą myślą (np. wiersz o iskrze, o sercu czy o butach). W epoce „szumów, zgrzytów
i trzasków” takie właśnie liryki wynikające z wrażliwości i empatii, odznaczające się czystym
tonem są jak odwzajemniony gest, „wiadomość prosto z serca”.
***
jak być iskrą
jak dalej przetrwać
gdy ludzie wokół
tak szybko
zapalają się
i gasną
jestem więźniem
własnego ogniska
lecę do niego na oślep
ten lot ćmy
staje się moim jedynym
wybawieniem
Serce żyje swoim życiem
serce żyje swoim życiem
często głuche
na mądre porady
wysokiej instancji rozumu
biegnie zadyszane ścieżką
w przeciwną stronę do wskazań
O
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
20
zdrowego rozsądku
ma swoje ukochane ślepe uliczki
czasami błądzi po omacku
w labiryncie bez wyjścia
pisząc konspiracyjną
historię
ile razy
zranione zamiera
traci barwy
choć ciału
wciąż się wydaje
że żyje
bo bije
a ono – w hibernacji
jak ziarnko w ziemi
potrafi latami
cierpliwie czekać
na swój czas
by znów zakwitnąć
tylko sobie daną
przez wiosnę
zieloną nadzieją
Ojczyzna – polszczyzna
jak język giętki
ma powiedzieć
wszystko
co pomyśli głowa
gdy dziś w cenie
papuzia mowa
a myślenie
nie należy
do mózgu
lecz do komputera
***
dopóki
nie ubierzesz
jego schodzonych butów
i nie zrobisz w nich
choćby
jednego kroku
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
21
nigdy
nie zrozumiesz
dlaczego szedł przez życie
właśnie tą
a nie inną drogą
Takich jak ja milion
nie ma mnie jednej
stale rozmieniam się
na drobne
pogubiłam się całkiem w bilonie
marzę by ktoś
wymienił mnie znów
na jeden banknot
o wielkim nominale
pomagając odzyskać
utraconą wartość
***
lekką ręką
wyrzucamy
do koszy
okruchy szczęścia
suche kawałki
nie zjedzonego chleba
a może
to była jedyna w życiu
manna
która spadła nam z nieba
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
22
JADWIGA MALINA
ubię wiersze Jadwigi Maliny, poetki mieszkającej na stałe w podgórskiej małopolskiej wiosce
Trzebunia, członkini krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, a więc mojej
koleżanki. Jej liryka odznacza się szlachetną delikatnością i kruchością, darem dostrzegania
piękna w rzeczach drobnych, a także rzadko spotykaną dziś wrażliwością na przyrodę, z którą
obcuje na co dzień i która łączy się w jej wierszach z dyskretnym opisem nastrojów i stanów
psychicznych. Lubię też tajemniczość jej wierszy.
Operacja
– Mamie
To właśnie ta połowa dnia
ta połowa życia
z okna widać suchą winorośl
i trochę słońca
słychać stukot drewnianych chodaków
którym tak łatwo spłoszyć życie
Mamy jeszcze jakiś czas
na powiedzenie byle czego
na powiedzenie
czegoś najważniejszego
Możemy także milczeć
głaskać gołębie
na drugim końcu spojrzenia
ale kto wybierze ciszę
w tej biało – ciepłej przestrzeni
kto odważy się na taki krok
wyprzedzenia
Sto zagadek
Mija lato
dzień niknie
jaskółka przepada
nasze twarze przygasły
straciły promienie
z rąk nam lecą przedmioty
a nogi nas niosą
w miejsca okrutnie chłodne
wypełnione cieniem
stamtąd widać jak głupie
były nasze sprawy
zrobione z byle czego
w byle co wplecione
i jak śmieszny jest człowiek
L
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
23
który w nic nie wierzy
chociaż widzi i gwiazdę
i gdzie gwiazda spada
mając w pamięci każde
spełnione życzenie
przemijanie to pestka
wobec nieznanego
hen tam za siódmą rzeką
stumilowym lasem
czeka na nas odpowiedź
albo sto zagadek
Uniosą mnie chmury
Wiem że mnie chmury uniosą
że mnie porwą na strzępy błękitem
a potem śmiać się będą
że mnie było tyle
co w palce dwa uszczypnąć
usypać
wszystkim wam się wydaje
że zdołacie spłoszyć
albo przechytrzyć stwórcę
magicznym zaklęciem
pudełeczkiem z fizyką
wszystkim wam się wydaje
że zdołacie więcej
niż ci na których grobach
bratek łeb uronił
a potem ta poświata
i to niebo wielkie
po którym jakaś iskra
albo gwiazda z iskry
i pryskają przedwiośnia
tak jak zimy prysły
a my wszyscy dokoła
a my wszyscy bęc
Hospicjum
Są ściany
ale nie ma oparcia
jest okno
ale nie ma widoku
trochę za cicho
trochę za głośno
zależy czy pierwsza chwila
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
24
czy chwila ostatnia
po drugiej stronie
kopią dziurę w ziemi
wielka koparka
przerzuca kamienie
kroplówka dźwiga
pęcherzyk powietrza
z tak wielkim trudem
jakby był kosmosem
trzęsienia ziemi
wojny
katastrofy
schodzą ze sceny
ustępując miejsca
obłoczkom pary
w samym kacie okna
które rozmywa
chłodny głos salowej
tak mało trzeba
nic prawie
na drutach czarne
plamki jaskółek
głoszą deszcz
w poszewkę poduszki
zaplątało się piórko
dłoń przypomina sobie
nos psa
czoło dziecka
kulistość piersi
i zgadza się nie natrafić
I że cię nie opuszczę
Przeżyli ze sobą pół wieku
pół wieku za krótko
bo on nadal dotyka jej włosów
jak rannej przepiórki
teraz gdy leży martwa
w ich łóżku o świcie
z włączoną komórką
zaraz zadzwonią dzieci
co im powie
jak przejdzie mu przez gardło
jedno proste zdanie
jak zmieści się ono w jego uchu
trzeba znaleźć ubranie
umyć zęby
uchylić okno
nastawić czajnik na herbatę
usiąść i wstać
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
25
co dalej
co jeszcze można zrobić
to tylko ciało
tylko chłód
nie lubiła zimna
zawsze nosiła grube skarpety
zawsze…
tyle tego zawsze
że już nigdy
ŁUKASZ NICPAN
wydawnictwie VEDA ukazał się – rzadko używam tego określenia – wybitny tom Łukasza
Nicpana pt. Do czytającej list. Kiedy czyta się tak „pełne” wiersze, powraca wiara w sens
pisania poezji, nadwątlona zalewem miernych książeczek. Zbiór to bardzo współczesny, bo autor
widzi człowieka w perspektywie ostateczno-galaktycznej (Nicpan jest tłumaczem z angielskiego
wielu powieści, także z zakresu fantastyki naukowej), a równocześnie, podobnie jak to było
u Szymborskiej, Miłosza czy nawet Herberta – nie rezygnuje z rytmu i specyficznego rymu. Jest
poetą równocześnie tradycyjnym i nowoczesnyym, zmysłowym i intelektualnym, poetą natury
i kultury, pozostając przy tym bardzo lirykiem ze wszech miar oryginalnym.
Jeśli „poezja to równoczesny błysk spojrzeń z perspektywy księżyca i przez najczulszy
mikroskop”, to ta optyka łączy prawie wszystkie utwory Nicpana zawarte w zbiorze i decyduje
o wyjątkowości jego liryki. Czy ich tematem (punktem wyjścia) jest martwy ptaszek, czy rój
mrówek, kolorowe zdjęcie mózgu czy bal, stara Gawrońska czy siedmiolatek, siła odrzutowa czy
siła ciążenia, zawsze w końcu autor – w sposób ekwilibrystyczny – dochodzi do ważnych
i uniwersalnych pytań egzystencjalnych i metafizycznych, związanych z naturą człowieka, świata,
Kosmosu.
Pod piórem Nicpana nie ma tematów błahych. Piękną metaforą, zaskakującym
skojarzeniem, mądrą refleksją nobilituje je do rangi ważkich.
Dawno nie czytałem tak wyważonych wierszy, gdzie treść i forma uzyskują idealną
równowagę – stąd ich przystępność i czytelność, choć sondują niełatwą problematykę.
…I pomyśleć, że Nicpan po wydaniu dwu pierwszych zbiorków (debiut wysoko oceniony
przez Artura Sandauera) przez prawie 30 lat milczał!
Do ciała mojego mądrego
Bądź pozdrowione moje mądre ciało
twoja wiedza potulna i rzadko krzykliwa
nieskończenie przewyższa moje widzimisię
jakąż maksymą, pointą dorównam
natchnionym kryptom w szpiku twoich kości?
cóż powiem aby sprostać pracowitym
i przemyślanym w każdym calu żyłom?
W
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
26
jakżebym musiał wymądrzać się szczytnie
by sięgnąć szarej codzienności płuca
że już nie wspomnę o twoim ołtarzu
za witrażami oczu umajonym
w którym się chemia ściera z gwiezdną wizją
jak brzytwa z pasem rozpiętym u lustra
w najlepszych swoich wierszach jestem głupszy
niż twój najmniejszy u nogi paznokieć
nigdy do ciebie ciało nie dorosnę
choćbym zapuścił się aż na kres włosa
i odkrył ciemną zagadkę istnienia
ciebie tak chwaląc nie chwalę sam siebie
przybłędą w tobie
i turystą jestem
Oda do grawitacji
Jakże cię lubię ty siło ciążenia
za to że zbroje spajasz po muzeach
że w ołowianych drzemiesz żołnierzykach
i sputnik na swą aureolę nizasz
za to żeś Mekką jest dla mojej pięty
że się na każdej krupie gradu skupiasz
i o łzie każdej troskliwie pamiętasz
za to że skoczków narciarskich poskramiasz
że tłuczesz szklanki i Trzech Królów wiodłaś
bo duszą żeś każdego zgromadzenia
i tylko w snach się tracisz i wspomnieniach
o przyziemna i przeciwulotna
matko nasza do gruntu kamienna
Martwy ptaszek
Zmarł po zderzeniu
ze światem odbitym
z obłokiem za szybą
ze szklanym błękitem
teraz leży cicho
jakby spał na boku
z pazurkami w górze
z bielmem pustki w oku
nic się nie zmieniło
ma wszystko co trzeba
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
27
skrzydełka ogonek
by wzlecieć do nieba
lecz czegoś mu brakuje
skoro nie wzlatuje
choć się nad nim lituję
i mówię mu: wstań
więc go ujmę w dwa palce
za fraczek ogona
i wyrzucę za siatkę
niech się tam dokona
Rozmowa z siedmiolatkiem
Zaczęło się od zdjęcia, z czasów drugiej wojny:
grób Sienkiewicza roztrzaskany, czaszka
bezwstydnie jawna, więc to wszystkich czeka?
no tak, syneczku, nie oszukasz śmierci
ja nie chcę, nie chcę! i płacze w ramionach
zaskoczonego ojca, który już zapomniał
jaki strach budzi ta straszna nowina
gdy po raz pierwszy dociera po bajkach
to zwiastowanie czarne i przeklęte
wszyscy umrzemy, ja nie chcę, ja nie chcę!
dlaczego człowiek nie jest nieśmiertelny?
to by ci było dopiero okropne – kłamie mu ojciec
tuląc jasną główkę, kto się urodził już nie zdoła uciec
i musi bać się, chociaż coraz mniej
bo się przywyka, synku, z biegiem lat
Kolorowe zdjęcie mózgu
Oglądałem dziś w kolorze zdjęcie mózgu
przypomina skołtuniony łeb szamana
lub ukwiały z grzebykami bystrych rybek
albo Wersal galaktyczny pełen intryg
jakiż musiał go powołać stary praktyk
jakaż wielka wyobraźnia z chęcią przygód
czy po łokcie urobiona ewolucja
czy ów sprawca znany dzieciom jako Bóg?
zginam palec, pukam ostrym knykciem w kość
gdzie ta barwna biblioteka wszystkich ksiąg
i ja mały w niej robaczek, mól i gość
z tych ukwiałów tryskający jak polucja
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
28
zapukałem i z nadzieją pytam – kto?
kto tam? – kosmos do kosmosu z rewizytą
sto miliardów neuronów do miliardów słońc
swój, swój! – wołam
lecz do kogo
i kto pyta
Mikrokosmos
Widziałem dziś rój mrówek w Puszczy Kampinoskiej
szły szeroką rzeką jak napoleońskie
wojska na plastycznej mapie Europy
przypominały również tycie samochody
płynące autostradą w dwie przeciwne strony
w cztery pasy, cztery zatrute zagony
byłem z nimi, z pozoru jedynie osobny
i z pozoru olbrzymi jak kolos rodyjski
mieć je za nic bo drobne? – zbyt łatwa pokusa
to jakby gwiazdy mieć za nic na niebie
stare zdjęcia i lalkę co rzęsami rusza
ALICJA RYBAŁKO
olka z Litwy, która emigrowała do Niemiec i tam mieszka, ale pozostała poetką polską, gdyż
pisze tylko w tym, dla siebie macierzystym, języku. Urodzona i wychowana w Wilnie, gdzie
stała się w latach 90., nie tylko w środowisku Polonii, objawieniem poetyckim. Poznaliśmy się
jakieś 20 lat temu (jak ten czas leci, Alicjo…) w okolicznościach dość nietypowych. Jako uczestnicy
Warszawskiej Jesieni Poezji wyjechaliśmy do Kórnika, gdzie mieliśmy wziąć udział na zamku
w biesiadzie kulinarno-literckiej. Niestety, ja mogłem gościć tylko połowicznie – duchem. Ciało
zmożone trudami alkoholowymi z poprzedniego dnia – musiało dużo i długo chodzić po
tamtejszym parku, żeby po dwu godzinach d o j ś ć do siebie na tyle, by mieć pewność, że na
zamku nie zdarzy się jakaś gastryczna katastrofa.
W pewnym momencie, w trakcie mojego d o c h o d z e n i a do siebie (po parku), dołączyła
do mnie Alicja o wzroście koszykarki i tak razem spacerowaliśmy w kółko opowiadając sobie
o sobie, świecie i oczywiście o poezji. Alicja była sporo wyższa ode mnie, więc w trakcie
dialogowania musiałem zadzierać głowę, bo jeszcze nigdy nie spotkałem tak wielkiej poetki. Kiedy
otrzymałem od niej dwujęzyczny, polsko–litewski tom Wierszy wybranych, okazało się, że jest
równie wielka w poezji, czyli prawdziwa, mająca swój własny styl, swoją problematykę i dykcję,
swój rytm wiersza i tematy do poetyckiego obrobienia.
Po wielu latach, niedawno, zgłosiła się do mnie „drogą mejlową”, przysyłając najnowsze
niepublikowane utwory, tym ciekawsze, że w międzyczasie stała się też autorką dwójki pociech,
bo w Niemczech wyszła za mąż. W tych wierszach Alicja opowiada między innymi
P
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
29
o doświadczeniu macierzyństwa, o życiu wśród obcych, przemijaniu, wierze.
W liście Alicja trochę narzeka też na swój los – poetki pogranicza.
Jej wiersze są autentyczne, przecierpiane, własne, nie pożyczane od nikogo, tak że mam
nadzieję, iż uda się Alicji wydać tomik w którymś z polskich wydawnictw.
Bóg wchodzi do swego domu
– Parafii St. Gottfrieda
Bóg wchodzi do swego domu
i dziwi się pustkom na ścianach:
ani aktów strzelistych, ani rozmodlenia.
Godzinki zapomniane, wisi tylko zegar.
Pod nogami szeleszczą przywiędłe pacierze.
Tylko się ławki rozsiadły wygodnie
na poduszkach koniecznych – bez nich nie ma domu.
Zieleń modlitewników udaje nadzieję.
Bóg wychodzi ze swego.
Bóg wychodzi z domu powoli,
zamykając za sobą bezszelestne drzwi.
Bawcie się tu sami.
Bawcie się beze mnie.
2002
Piosenka na balkonie
Pławimy się w szczęściu jak konie.
Popijamy wino i koniak.
Ty siedzisz na moim balkonie.
Ja siedzę na twojej dłoni.
W górze niebo, a w dół cztery piętra.
W środku życie – tak bywa zawsze.
Tyś stuknięty i ja stuknięta.
Niech nam niebo będzie łaskawsze.
1998
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
30
Westchnienie do Matki Boskiej, kobiety
Matko Boska, czy miewałaś kłopoty
z hormonami?
Z nagłą zmianą nastrojów,
depresją,
wybuchami zmarszczek?
Czy upadałaś pod krzyżem
własnej kobiecości?
W Ewangelii o tym ani słowa.
Kto by się przejmował
starzejącymi kobietami,
gdy chodzi o zbawienie ludzkości.
Odkąd jestem matką
kobieta z telewizora
szuka w ruinach
dziecka
siedzę w wygodnym fotelu
i rozumiem ją
trzy razy lepiej niż przedtem
facet w garniturze
na luzie bez krawata
rozprawia o korzyściach
wojny
boli mnie każde jego słowo
2003
Jak być Polakiem
Być Polakiem,
tak jak się oddycha.
Tak jak las jest lasem
i sam nie wie o tym.
Robić wszystko jak Polak,
tylko nieświadomie.
Śnić po polsku bez zdziwienia,
że się po polsku śniło.
Przyklękać i zdejmować czapkę
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
31
w odpowiednim miejscu,
tak automatycznie.
Dobrze jest być Polakiem.
Dobrze jest oddychać.
2010
JAN RYBOWICZ
marł w 1990 roku we wsi Lisia Góra (zapił się „ruskim spirytusem”) w wieku 41 lat.
Napisał wiele ostrych jak żyleta opowiadań opublikowanych w książkach ukazujących się
w renomowanych wówczas oficynach wydawniczych: WL, PIW, LSW. Na przełomie lat 70.
i 80. był rewelacją sezonu (pisali o nim krytycy, tłumaczono go na inne języki, publikował
w czasopismach), potem polityka zepchnęła literaturę na dalszy plan wraz z Jankiem zaszytym na
głębokiej prowincji i utrzymującym kontakt ze światem tylko za pośrednictwem twórczości lub
korespondencji (sam mam w domowym archiwum około 50 jego listów do mnie, chociaż
z Krakowa do Lisiej Góry dzielił rzut beretem, jakieś 60 – 70 kilometrów).
Miał gwałtowny charakter.
Gębę niewyparzoną!
Talent niezwykły – jak twierdził np. krytyk Jan Marx, który w książce Legendarni
i tragiczni (wyd. Alfa) poświęcił mu ponad 250 stron, uważając go za zdolniejszego od Wojaczka
i Stachury!
Niepohamowany – niestety do końca życia – pociąg do alkoholu, z którym walczył przy
pomocy pióra (tzn. kiedy pisał, nie pił, a kiedy pił, nie pisał) – skrócił jego pobyt w tej ziemskiej
czasoprzestrzeni.
Uważał mnie za przyjaciela, prosił parokrotnie, żebym przyjeżdżał do Lisiej Góry i ratował
go z alkoholowych opresji, co nie było łatwe i często kończyło się wspólnym biesiadowaniem.
Parę razy odwiedził mnie w Krakowie ciesząc się, że go tu znają.
Drukowałem wiele jego opowiadań i wierszy w tygodniku „Wieści”, gdzie pracowałem
przez kilkanaście lat kierując działem kultury. Zawsze ceniłem jednak bardziej jego prozę niż
poezję, co we właściwy sobie sposób wypomniał mi w następującym dwuwierszu:
Poeta Józef Baran nadal uważa, że nie umiem pisać wierszy
Ale pierdolę to, on też nie umie.
W gruncie rzeczy jednak nie spowodowało to animozji między nami. Śmiałem się z tego,
co napisał, a on przeprosił, że po pijaku i z frustracji, bo przecież – jak pisał w jednym z listów –
zalicza mnie do najlepszej piątki poetów w Polsce, co też wydało mi się grubą przesadą
i próbą obłaskawienia mnie, żebym drukował więcej jego tekstów.
Dziś myślę, że zafascynowany jego prozą byłem jednak niesprawiedliwy wobec poezji
(wydał kilka tomików). Niektóre z wierszy Rybowicza są znakomite dzięki swojej prostocie
i bezczelności, poczuciu humoru i niezależności prawie absolutnie wolnego ducha („prawie”,
bo jednak nie był wolny od wódczanych demonów). W niektórych profetycznych wierszach
dawał ostre, przenikliwe diagnozy, dotyczące także naszych dzisiejszych czasów, które w swoim
ostrowidztwie przewidział.
Największa przygoda spotkała jednak wiersze Janka w kilkanaście lat po jego śmierci, gdy
pewnie zapomniano by o pisarzu z kretesem, gdyby nie… pieśniarz i kompozytor zespołu Starego
Z
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
32
Dobrego Małżeństwa Krzysztof Myszkowski. Krzysiek zainteresował się już wcześniej prozą
i poezją Rybowicza, przeczytawszy mój wywiad z Jankiem w książce Autor, Autor, wydanej w 1984
roku.
Jednak zauroczenie i „ekshumacja” wierszy poety, niemal całe życie mieszkającego
w Lisiej Górze, oraz dostosowanie ich do pieśniarskich potrzeb, przyprawienie skrzydełek
refrenów etc. – dokonało się dużo później – dopiero pod koniec lat 90.
Jan Rybowicz dzięki piosenkom Krzysztofa Myszkowskiego ożył!
Co roku w wakacje do Lisiej Góry wyruszają pielgrzymki fanów Rybowicza i SDM, by
wziąć udział w kolejnym benefisie na cześć nieżyjącego. Wyszło pięć płyt z jego wierszami –
piosenkami, które sprzedane zostały w wielotysięcznych nakładach. Od kilkunastu lat sale
koncertowe są zapełnione słuchaczami zaczadzonymi Rybowiczem i SDM–em, choć nie są to
wcale pioseneczki miłe, sielskie i wpadające w ucho. Mimo to – jak przekonałem się parokrotnie
zaproszony przez Krzyśka na jego koncerty – publiczność łyka w milczeniu lub z aplauzem gorzkie
pigułki prawdy o życiu, świecie, ludziach i o samym autorze, który często bezlitośnie i bez złudzeń
rozprawia się z własnym, człowieczym losem.
Myślę, że gdyby Janek wstał z grobu, byłby ogromnie zdziwiony i zaskoczony zobaczywszy
te wypełnione sale koncertowe. Przecież pod koniec życia wydawało mu się, że pies z kulawą nogą
nie interesuje się ani nim, ani jego tekstami.
Znak
Jest pan notowanym przestępcą politycznym
Powiedział do mnie jeden tajniak.
Jest pan pijakiem i chuliganem,
Powiedział do mnie jeden gliniarz.
Jesteś wyrodnym synem,
Powiedziała do mnie moja matka.
Jesteś sukinsynem,
Ryknął na mnie ktoś nieważny.
Cham, rzekła o mnie jedna kobieta.
Nieznośny, nieznośny,
To słowa dosyć miłej dziewczyny.
Poecina, pisarzyna,
Napisał jakiś krytyk.
W końcu się zezłościłem,
A niech was wszystkich cholera weźmie,
Powiedziałem.
Kiedyś, potem, wiele lat później
Pan Bóg przemówił do mnie
Albo mi się tylko zdawało.
– Moje dziecko…
A Jezus Chrystus
Mu zawtórował.
– Bracie…
I odtąd już wiedziałem,
Czego się trzymać…
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
33
Jak daleko do Jeruzalem?
Jak daleko do Jeruzalem?
Kiedy skonasz będziesz u celu.
Kiedy bok ci przebiją włócznią,
Kiedy włożą koronę z cierni,
Gdy golenie strzaskają palką.
Wtedy staniesz u wrót Jeruzalem.
Rozdrażnienie
Kicha na mnie prezydent Francji
Gwiżdżę na to
Nic o mnie nie wie w premier Chin
Mam to gdzieś.
Nie znają mnie w Islandii.
Ja tam również nie znam nikogo.
Nie wie, że istnieję,
Słynna aktorka, jak jej tam…
Ja jej również nie zauważam.
Nie słyszeli o mnie w Kenii,
W Australii i Tadżykistanie.
Obejdzie się.
Komuś w ONZ nic nie mówi moje nazwisko
Nie umrę od tego.
Ale kiedy ty, najmilsza,
Zachowujesz się czasem tak,
Jakbym w ogóle nie istniał,
To – wybacz – wtedy
Po prostu
Mam ochotę cię udusić!
Trzeba żyć
Nie, nie zrobisz nic,
Trzeba żyć.
Po prostu trzeba żyć.
Trzeba żyć w więzieniu
i trzeba żyć
w zakładzie dla obłąkanych.
Na obczyźnie
i w nieznośnej
domowej atmosferze.
Trzeba żyć
z listem gończym za tobą
i wyrokiem śmierci
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
34
bez apelacji.
I z rakiem płuc,
który skończy się
pewną śmiercią,
i kiedy statek tonie,
i kiedy samolot spada.
I kiedy już nie można żyć,
Już nie.
25 sierpnia 1982
Nie wiem
Przyjdą z młodymi twarzami
Niecierpliwi, trochę przerażeni,
Będą pytali, pytali.
Dlaczego niebo jest niebieskie?
Odpowiem – Nie wiem.
Dlaczego trawa jest zielona?
Czy jest Bóg?
Po co żyjemy?
Dlaczego przyciągają się magnesy
Albo odwrotnie, odpychają?
Dlaczego świeci słońce?
Co to jest miłość?
Czy muszą być wojny?
Dlaczego nic nie wiesz?
Czy naprawdę nie wiesz?
Co takim razie robiłeś przez tyle lat?
Co za sens jest w tym wszystkim?
Odpowiem – nie wiem.
Wiem tylko,
Że kiedyś przyjdą do was
Z młodymi twarzami,
Niecierpliwi, trochę przerażeni
I będą pytali, pytali.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
35
TOMASZ MAREK SOBIERAJ
akich wierszy można spodziewać się po pisarzu w równym stopniu zafascynowanym Naturą
i filozofią?
W nowym, jeszcze nieopublikowanym zbiorze wierszy Tomasza Sobieraja Dwoje na
wzgórzu człowiek nie jest alfą i omegą – wszystkowiedzącym podmiotem lirycznym. Jest
natomiast kontemplującym obserwatorem, przyglądającym się światu z namysłem; bywa w tym
jednym z elementów krajobrazu wtopionych w naturę lub przeciwnie – odstających od niej na
zasadzie ciała obcego. Wtopiony w krajobraz bywa wówczas, gdy osiąga stan szczęścia, odczuwając
jedność ze wszystkim, lub gdy spoczywa na wzgórzu pod postacią ludzkiego prochu opatrzonego
„wizytówką” na nagrobku: „Hier ruhen unse… Eltern”, a ciałem obcym – gdy wiedziony „okrutną”
ciekawością entomologa wyrusza jako chłopiec na podbój owadzich krain. Liryka autora Dwojga
na wzgórzu nie jest więc antropocentryczna, z człowiekiem-bogiem, wokół którego krążą inne
planety-stworzenia, raczej przyznaje, że jest się słabszym od „kropli wody”, że „ja, czas i ten
kamień” powstaliśmy z jednego gestu stworzenia, że „krew poległych podnosi żyzność gleby”, bo
nie jest się większym od „trawy, owada i ptaka”.
Postawa buddyjskiego mnicha-filozofa? Świętofranciszkańska? Myślę, że jedno i drugie.
A może należałoby powiedzieć po prostu – DOJRZAŁOŚĆ przyśpieszona chorobą, której nazwa
pojawia się w wierszu „Chwila pełnej jasności”. Dojrzałość pozwalająca zobaczyć życie ludzkie we
właściwych miarach i proporcjach.
Jeśli chodzi o formę tej liryki, są to z jednej strony wiersze zmysłowe, gęste, z bujną frazą,
w których autor delektuje się krajobrazami, zmiennymi porami roku, zanurza poetycki świat
w żywiołach przyrody. Na drugim biegunie pojawiają się zaś wiersze spokrewnione z poezją zen,
czyli dążące do syntezy, ascetyczne, celnie trafiające w samo sedno.
W najlepszych, znakomitych wierszach (m.in. „Chłopiec we mgle”, „Stare kobiety…”,
„Dwoje na wzgórzu” czy w niektórych miniaturach) formę cechuje przejrzystość i jasność,
osiągnięte dzięki doskonalej organizacji materii słownej, organizacji charakterystycznej dla
autora, który – dodajmy – jest nie tylko poetą, krytykiem i prozaikiem, ale też artystą
fotografikiem, mającym na swoim koncie międzynarodowe sukcesy. Zmysł kompozycji stanowi
dla niego niezwykle ważny walor wykorzystywany również poetycko. Bardzo podoba mi się klimat
niektórych wierszy Sobieraja osiągany dzięki mistrzowskiemu operowaniu obrazem poetyckim.
Plastyczność wierszy oraz ich przestrzenność i surowa konkretność nasuwają mi analogie z poezją
amerykańską, m.in. z Whitmanem, Sandburgiem, Frostem…
Zbiór zawiera 25 wierszy z lat 2010 – 2013. Dużo czy mało? Jak twierdzi znakomity
węgierski poeta János Pilinszky: „Nie jest ważne, ile razy ptak uderzył o powietrze skrzydłami,
ważne jest, jak wysoko się wzniósł”.
Chłopiec we mgle
Wrześniowy poranek. Ptaki śnią jeszcze
o łanach zboża i ogrodach pełnych owadów.
Obietnica jesiennych dymów wisi w powietrzu,
prawie teraz nieruchomym, drżącym tylko niekiedy
jak zwierzę odpoczywające po długim biegu.
Żaden dźwięk nie przerywa misterium poranka.
Mgła sunie znad rzeki, wypełnia dolinę,
płynie dalej, otula łąki milczącym obłokiem
o brązowym smaku wodorostów i dębowych liści.
Ścieli się nisko, zakrywa trawy i zioła,
J
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
36
ale kępa młodej brzeziny
wystaje ponad lotny ocean wody.
Słońce już wschodzi, wspina się szybko,
traci niewinną barwę malin
na rzecz bujnego erotyzmu dojrzałej pomarańczy.
Chłopiec idzie, rozcina nogami namiętne
jęzory mgły, na palce dłoni nawija
strzępy chłodnej waty, z niewidocznych kwiatów
późnego lata strąca krople rosy. Spadają
czyniąc hałas, który budzi mieszkańców
małego świata – jeszcze nie wiedzą,
nawet nie mają przeczucia,
że słoik w plecaku chłopca
stanie się przeznaczeniem kilku z nich,
pociągiem do zagłady małych żyjątek
zagazowanych eterem i przebitych szpilką
w małym Auschwitz dziecięcego pokoju.
Okrucieństwo go wiedzie,
ciekawość,
wola odkrywcy uniwersalnego prawa…
Dwoje na wzgórzu
Jest to miejsce dosyć osobliwe.
Łagodne wzgórze i grupa drzew na nim
zwarta niczym rycerze w szyku bojowym.
Wokół równina porośnięta trawami.
Niebo szaroniebieskie, monumentalne chmury,
a wszystko nieruchome, jakby wstrzymane silną ręką.
Jest to moment niemal doskonały,
rzekłbyś – pejzaż idealny,
podobny obrazom Constable'a. Może tylko
brakuje pierwszego planu. Ale
ta drobna niedoskonałość jest tylko pozorna,
to genialny artystyczny zabieg, kompozycja bowiem,
widziana z drugiej strony,
zawiera rzekę, krętą jak Meander,
która szeroką doliną przecina mokre łąki i torfowiska.
Zatem, gdy do wzgórza podejść od południa,
idziesz przez krajobraz z gęstymi chmurami
a stopy nikną ci pośród traw,
od północy zaś idąc mijasz olchy i łopiany,
przechodzisz przez rzekę, trafiasz na brzeg
– dosyć stromy – na nim lisie jamy i gęste zarośla.
Żadna droga, najskromniejsza ścieżka cię nie poprowadzi;
trzeba jednak przyznać, że szlak jest ciekawy, szczególnie
wersja północna. Bo gdy na brzegu rzeki staniesz,
u stóp wyniosłości, pośród gałęzi splątanych
dojrzysz ukryte schody. Prowadzą na szczyt wzgórza,
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
37
jak na szczyt piramidy
zagubionej gdzieś w lasach Jukatanu. Gdy jesteś sam,
odczujesz ten lekki niepokój, który zawsze tak przyjemnie
w miejscach tajemniczych i nieznanych
ściska wnętrzności; jednak ciekawość poprowadzi cię dalej,
w górę kamiennych stopni. Zadyszany, staniesz
pośród rycerstwa drzew wspomnianego na początku – głównie
dęby, buki, jakieś lipy; trochę krzewów; skromne kwiaty
wychylają się ku słońcu. Gałęzie trą o siebie,
brzmi to jak szczęk broni. Krzyk ptaków
rozlegnie się po chwili i trzepot skrzydeł przeraźliwy
sprawi, że odczujesz dziwny chłód, nawet jeśli panuje upał.
Pójdziesz dalej, szerokim grzbietem, i po kilku krokach
ujrzysz grób. Dosyć stary, pokryty mchem
i porostami. Na nim słowa i daty wykute w kamieniu,
które mówią więcej niż opowieść ślepego starca.
„Hier ruhen unse… Eltern.
Emilie Patzer geb. Zich * 29.6.1847 † 31.5.1926
Gottlieb Patzer * 8.1.1844 † 16.1.1926
Nach überslandenen Leiden
Ruft uns Gott zu ewigen Freuden“.
Dwoje na wzgórzu (2)
Drzewa ich pamiętają.
Istnieli tak po prostu,
odruchowo i banalnie,
jak trawa, owad, ptak.
Nie stworzyli koncertów,
powieści ani fresków.
Wierzyli, że śmierć jest dobra,
gdy wyzwala z cierpienia,
a ich drżące dusze
nie ulękły się potęgi rozumu.
Drzewa szumią.
„Warte nur, balde
Ruhest du auch“.
Zaczekaj.
Rychło i ty spoczniesz.
Wędrowcze.
Zaczekaj.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
38
Stare kobiety nie powinny opłakiwać swoich synów
Stare kobiety nie powinny opłakiwać swoich synów.
Żałoba po dzieciach nie przystoi starym kobietom. One
powinny karmić gołębie w parku i czytać dawnych poetów.
Wsparte na laskach, w wełnianych płaszczach,
powinny wspominać to lato, gdy miały dwadzieścia lat
i krótkie sukienki, które barwiły się sokiem z trawy
podczas czułych zalotów. Mężczyźni starych kobiet
umarli, zostały po nich fotografie i koszule w szafie,
pachnące jeszcze tytoniem i wodą Yardleya. Ale synowie,
synowie wijący się w bólu i smrodzie gnijącego ciała,
podłączeni do kroplówek dawkujących sen,
to zbyt wysoka kara, nawet za ciężkie grzechy.
Stara kobieta przychodzi codziennie
do pokoju, gdzie leży jej syn. Rozpoznanie:
Carcinoma pulmonis, z przerzutami, wersja nieoperacyjna.
Oboje udają, że to tylko mały zakręt życia, a za nim długa
piękna droga. Uśmiechają się, ale nie patrzą sobie w oczy.
Podobni do zwierząt w sidłach,
nie do końca pewni wyroku losu.
Jednak śmierć nie jest potencjalna, za tym zakrętem
jest prawdziwa przepaść.
Śmierć nadchodzi powoli, delektuje się
każdym swoim gestem.
Jej kroków nie przytłumi modlitwa
ani dźwięk kroplówki
(tak, kroplówka w nocnej ciszy brzmi
jak okrutny zegar).
Stara kobieta przynosi domowe przetwory na zimę,
szalik zrobiony na drutach (patrz synku, będzie ci pasował
do tej zielonej kurtki), jej ręce drżą, gdy podaje mu
sok z malin na łyżeczce od herbaty.
Mam sucho w gardle.
Odwracam głowę.
Udaję, że czytam.
Potem stara kobieta milczy, szuka lekarza.
Nadziei. Daje czekoladę pielęgniarce.
Wychodzi. W drzwiach mija się ze śmiercią.
Jestem szczęściarzem. Od jakiegoś czasu
śmierć mnie unika –
jednak znam już jej zapach i dotyk.
Przy kolejnej wizycie w szpitalu rozpoznaję,
w którym kącie pokoju się skrywa. Kładę się,
podłączają mi kroplówkę. Znowu pękła żyła.
Druga spalona. Wbijają igłę w dłoń.
Czterdzieści osiem godzin zmysłowego związku
z Oxaliplatyną. Piękna nazwa, ale to nie jest dziewczyna.
Kolejna stara kobieta przychodzi.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
39
Wyjmuje słoik z rosołem (masz synku, musisz coś zjeść,
bo będziesz słaby) i opowiada o tym,
że spalił jej się czajnik.
A śmierć przesuwa się pod ścianą.
I znowu mam sucho w gardle. Odwracam głowę
i udaję, że czytam.
Chwila pełnej jasności
(adenocarcinoma sigmae)
A więc dobrze.
Pojąłem Twoje argumenty.
To była ta chwila pełnej jasności,
która musiała się zdarzyć,
na którą czekałem.
Wiem,
żywię się tylko okruchami myśli,
moja wiedza jest prowizoryczna
a poezja
to tylko sen
śniony w obecności rozumu – tak zresztą,
jak chciał tego Twój inny sługa
Tommaso Ceva.
Wierzę, że ja, czas i ten kamień
jesteśmy z jednego gestu,
małego drgnienia dłoni.
Jednak – nadal gnębi mnie niespokojne zamyślenie,
czy to była ta cena, jaką przyszło mi zapłacić
za prawo dotknięcia rąbka Tajemnicy,
czy jeszcze czekają gdzieś niezapłacone rachunki?
Pozwalasz mi widzieć głębiej,
dałeś wewnętrzną swobodę,
bym mógł podjąć próbę oddania
najskromniejszego istnienia.
Więc próbuję dotknąć niewidzialnego,
ale boję się, bardzo się boję.
Będą za nami tęsknić psy
Pusty fotel w rogu pokoju,
pod lampą, obok stolik,
na nim okulary, książki, telefon,
parę gazet i pudełko z warcabami.
Przed fotelem siedzi pies. Nie chce wejść
i usadowić się wygodnie, jak to psy
mają w zwyczaju. Patrzy. Czeka.
Myśli pewnie,
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
40
że to jakaś nowa zabawa w znikanie,
zachowanie w gruncie rzeczy
niegodne poważnego człowieka,
kolejny żart, jak wtedy w parku,
gdy wszedł na drzewo i rzucał kasztanami.
Pies marszczy czoło, przekrzywia głowę,
wilgotnym nosem wciąga zapach,
lekko porusza ogonem. Kładzie się
na dywanie, opiera łeb na przednich łapach,
walczy z ciężarem powiek, po chwili
zapada w sen; szczeka,
biegnie za panem, jest małym szczeniakiem,
szarpie się ze ścierką, a potem wpada
do tej okropnej kałuży koło starego dębu.
No i oczywiście goni kota.
Po kilku psich snach
ze stolika znikają okulary,
książki, warcaby. Ołtarz powoli
ginie w mroku. Później przychodzi zima.
A pies nadal zasiada przed fotelem
i czeka.
Fotografia
Jest wiele rzeczy niewidocznych
na fotografii,
zrobionej niedawno tym starym aparatem
znalezionym na strychu.
Chociażby zapach ciała i smak ust,
szelest włosów na poduszce,
słońca żar za oknem, parskanie koni,
trzask migawki
czy kolor ścian tak niezdecydowany,
jaki tylko mogą mieć domy na wsi
pod Orvieto.
Aromat herbaty, dźwięk odstawianej filiżanki.
„Sen Antiope” Corregia nad łóżkiem,
obok „Zmartwychwstanie” Belliniego
(oczywiście kopie, niezbyt udane,
miejscowego mistrza).
Kropla wina na prześcieradle. Napięcie i ekstaza.
Nasze oddechy, myśli, wilgoć skóry.
Nawet senny śpiew ptaków,
i dzwony kościoła w pobliskim Prato.
Tylko my wiemy, co naprawdę
jest na tej fotografii,
i poza jej krawędzią.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
41
ADAM SZYPER
dam Szyper – jak sam o sobie mówi w wierszach z gorzką ironią „diabeł-żyd”, „żyd-wieczny
tułacz” – pozostał w liryce wierny polszczyźnie, choć od 1957 roku mieszka na stałe poza
krajem urodzenia – najpierw w Izraelu, a od wielu lat w USA. Nie ukończył studiów, lecz ukończył
wiele uniwersytetów życiowych i jest prawdziwym mędrcem; rozmowa z nim daje zawsze wiele
satysfakcji obcowania z umysłem niezależnym, nieprzeciętnym, z człowiekiem z krwi i kości, który
z niejednego pieca jadł i niejednego upokorzenia oraz cierpienia doświadczył, a mimo wszystko
pozostał humanistą o sercu szerokim od Łodzi (via Tel-Aviv) do Nowego Jorku, i przestrzennych
perspektywach. Nigdy nie obawia się myśleć „pod prąd” (taki tytuł nosi jeden z jego zbiorów
wydany w Polsce).
Po 1990 przylatywał co roku w wakacje do Łodzi, gdzie kupił mieszkanie i zamierzał się
osiedlić na starość wraz z żoną Mirą i synem. Niestety, w związku z kłopotami zdrowotnymi
musiał sprzedać polskie mieszkanie i od 2008 nie pojawia się już w kraju dzieciństwa. Nawiasem
mówiąc nie było ono zbyt szczęśliwe, bo przypadło na pobyt w łódzkim getcie i w obozach
koncentracyjnych. Ślady tamtych dziecięcych traumatycznych przeżyć pojawiają się w jego
wierszach, charakteryzujących się jednak przede wszystkim szerokim, bystrym i pogłębionym
widzeniem współczesnego świata. Szyper bywa niekiedy ostrym krytykiem bezdusznej cywilizacji,
jeżeli powoduje ona zubożenie umysłu i sprowadza się do religii pieniądza. „Robaki żyją w łajnie
a nic o tym nie wiedzą, ba, wydaje im się, że to miód” – ucina wszelką dyskusję na temat
zróżnicowania poglądów starszego i młodszego pokolenia.
Pracował przez wiele lat w hotelach w Nowym Jorku, co pozwalało mu poznać całą galerię
typów ludzkich.
Jako poeta zapoczątkował wiele działań na rzecz upowszechniania poezji polskiej
w USA i poezji amerykańskiej w Polsce. Poznałem się z nim w latach 90., gdy prowadziliśmy
razem warsztaty literackie pod Łodzią, a w 2001 występowaliśmy razem na spotkaniu poetyckim
w ONZ. Kilkakrotnie odwiedzał mnie w Krakowie.
Jego wiersze, operujące czasami publicystyczną frazą, wyraziste w formie, przemyślane,
zapadają nawet po jednym przeczytaniu w pamięć. Należy do najwybitniejszych poetów piszących
w języku polskim za granicą.
Witaj smutku
Gdy po latach dopłynąłem do dobrobytu,
Spojrzałem w lustro
W wyłysiałym uśmiechu:
Pod szparami oczu wisiały
Woreczki czasu za oknem maj
Kapał w tym biednym kraju.
Moja noc stała na progu cudzego dnia
Jej światła nieśmiało drżały
Z mroku wynurzały się kropki
Rozbieganego życia
W szarej koszuli świtu
Dzwoniły już pierwsze tramwaje.
W sąsiednim pokoju na łóżku
Jak posąg z nadczynnością tarczycy
A
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
42
Siedziała moja stara matka.
Wytrzeszczonymi oczami szklisto
Wpatrywała się w złośliwy żart.
Jakim okazała się starość.
A na ścianie pod szkłem jest piękna
W kostiumie smukła sarenka
Nie wie jeszcze, co przyniesie czas
Nie uczy się sztuki przemijania
Nie boi się getta obozów ani wojny.
Jakby podatek za przeżyte życie
Kaszlała długo, męcząco boleśnie
Puls drgał w jej nerwowej arytmii
I skrzydłami obłędnego strachu
Biła mnie coraz mocniej i głęboko
Zapadała się w moją pamięć.
Jacek Bieriezin
Powrócił w prawieczny niebyt
Lecz to czego nie ma jest, chwila
Która jak świetlik powraca
By w cudzym życiu zabłysnąć.
W księgarni jego łódzkich przyjaciół
Dokładnie mu się przyglądam.
Na białej ścianie, wciąż żywy
Wisi między niebem a ziemią.
Na stokach ukochanych gór
Podpiera obłoki i skały
W swej największej wyprawie
Szczęśliwy bo niepokonany.
Jeszcze go nie zadławiło poniżenie i bieda
Jeszcze go nie zadziobały kobiety i zawiść
Jeszcze go nie wykończyła poezja i wódka
Jeszcze na pożegnaniu z Łodzią nie płakał.
Jeszcze jest żywą legendą i nawet w szpitalu
Matka głosi jego wielkość
Jeszcze jego chwila błaga o nieśmiertelność
Jeszcze go paryski samochód nie przejechał.
I jak żywy na Piotrkowskiej 102
W przemijalności losu i tego wiersza
I nawet nie wie, że wciąż jest
I nawet nie wie, że już go nie ma.
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
43
Nie ma odległych miejsc
Nie ma odległych miejsc
Jeśli istnieje ktoś kto o tobie myśli
Jeśli wiesz że ktoś o Tobie myśli
Jeśli niebo, które dzieli
Jest tylko przestrzenią, która łączy...
Leon i Eugenia
Tu, na ławce na której siedzę
Siedzieli kiedyś moi rodzice
I jak Filomen i Baucis
Wrastali jedno w drugiego.
Dzień taki jak ten pachniał szyszkami
Wiał majowym chłodem
Spacerowali koło fontanny, w obramowaniu
Czerwono-żółtych klombów.
Nie wiedzieli, że po latach na chwilę
Odżyją tu we mgle moich wspomnień
W rozrzewnionym smutku w którym
Siedzą teraz, Oni także siedzieli
Jak tkacze na kanwie życia
Przędąc swoją nostalgię.
Wspominali przeszłość, myśleli o przyszłości
I najpierw On, po nim Ona
Pochowani na rożnych i dalekich cmentarzach
Odeszli…
Dzieciństwo
Byłeś mądrym dzieckiem
Wiedziałeś że nie wolno płakać.
Milczałeś bo każdy dźwięk
Oznaczać mógł koniec twego
Żywego nieistnienia.
Wiedziałeś, że trzeba schodzić
Silniejszym z drogi, a nigdzie
Nie widziałeś słabszego od siebie.
Kopałeś matkę po nogach
Gdy chwiała się, gdy z zimna drżała
W widmowo trupich szeregach.
Byłeś mądrym dzieckiem, wiedziałeś
Że godzinami trzeba stać na baczność
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
44
Zimą na porannych apelach
Że aufzejerka da ci może z litości
Jeszcze jeden zgniły kartofel.
Strach wznosił cię ponad wszystkie
Dziecięce reakcje, lecz gdy noc
Zapadała w cuchnącym baraku
Wśród ludzi którzy jak otępiałe raki
Tuż przed ugotowaniem
W gęstym smrodzie leżeli na sobie
Na chwilę odzyskiwałeś głos
I pytałeś w końcu jak dziecko:
Mamo co to znaczy jabłko?
Mamo co to znaczy kura?
Mamo co to znaczy człowiek?
Tel Awiw, 1992
Ostatni król Bułgarii
Poznałem go kiedyś w Nowym Jorku
Właśnie uciekł z Sofii
Był tokarzem ale marzył o wolności
I o życiu jak w kinie
Miał już czterdzieści lat
Garnitur z kantami tylko na weekendy
I jeszcze kanarki
Śpiewały mu w głowie
Mówił że pójdzie w Amerykę
w Niedźwiedzie Góry czy w Góry Skaliste
Lecz poszedł tylko do roboty
W Brooklynie
Minęły lata i nie ożenił się
I nie dorobił
Fabryka mu śmierdziała i huczała:
„Szybko ty sukinsynie”
Oklapł i przestały go nawet
Interesować męsko-damskie sprawy
I w końcu zamienił
Kobiety na konie
Gdy spotkałem go ostatnim razem
Mówił że ktoś za rogiem
Na niego czeka
Z zatrutym szpicem parasolki
Że szuka pracy i
Że jest ostatnim królem Bułgarii.
Nowy Jork, 1986
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
45
ADAM ZIEMIANIN
dam Ziemianin – jeden z najciekawszych liryków polskich, czyli poetów, którzy wierszami
potrafią wzruszyć, zachwycić, stworzyć odpowiedni nastrój i klimat za pośrednictwem
wyrazistego obrazu poetyckiego, a także muzycznego (najczęściej bluesowego) rytmu. Nie
odżegnuje się od tradycyjnego, choć zmodyfikowanego (asonansowego) rymu. Dlatego zespoły
muzyczne i pojedynczy wykonawcy tak chętnie sięgają do jego tekstów.
Mocno autobiograficzne wiersze krakowianina rodem z Muszyny mają też swój aspekt
„komercyjny” i bywają popularne wśród młodych ludzi kochających piosenkę poetycką
z „krainy łagodności”. Pisząc aspekt „komercyjny” – mam na myśli to, iż adresowane są nie tylko
do kolegów po piórze i znawców, lecz także do w miarę szerokiego kręgu odbiorców. Jego wiersze
mienią się wszystkimi odcieniami nastrojów: od liryzmu przez dosadny sarkazm po ciepły humor.
Poeta obecny od ponad 40 lat w poezji polskiej stworzył – jakby na przekór
postmodernistom – swoje gospodarstwo wierszy, czyli mówiąc szumnie językiem polonistów –
swój własny świat poetycki, nie tracąc jednocześnie z oka historii, ale tej codziennej, nie
z pierwszych stron gazet – dziejącej się na naszych oczach. Prawda przeżycia jest u niego zawsze
zrównoważona dbałością o formę. W swoich wierszach portretuje ludzi zwyczajnych (vide wiersz
„Śmieciarz”), mieszkających na prowincji bądź spotykanych gdziekolwiek indziej, gdyż roi się też
w niej od poetyckich pocztówek i minireportaży z miejscowości, które napotykał na trasie wojaży
z zespołami Wolna Grupa Bukowina, U Studni czy Stare Dobre Małżeństwo. Z tą ostatnią zwiedził
m.in. Stany Zjednoczone (parokrotnie), Meksyk, Ukrainę; przejechał wiele razy wzdłuż i wszerz
Polskę, czytając swoje wiersze podczas koncertów.
Trzyma się blisko konkretu, ziemi, nie rezygnuje z podniosłości, żartobliwej mitologizacji.
Gdy trzeba, waży słowa i umiejętnie żongluje porzekadłami z makatek, przysłowiami, odwraca
banalne powiedzonka podszewką na wierzch, odsłaniając ich nieoczekiwane sensy. Dba o piękno
poetyckiej strofy, umie zachwycić się przyrodą, co ma niewątpliwie związek z miejscem urodzenia
– Muszyną, urokliwym sanatoryjnym miasteczkiem na Podkarpaciu. Od wielu lat w jego
wierszach obecne są klimaty krakowskie, pojawiają się też pejzaże niepolskie (m.in. włoskie,
holenderskie, hiszpańskie, amerykańskie, kresowe…).
Z codzienności potrafi wykrzesać błysk metafizyki, a lirykę czystą umiejętnie ściąga
na ziemię, gdy buja za bardzo w obłokach. Zderza język „wysoki” z potocznym, sacrum
z profanum.
Dodam od siebie, że znamy się i przyjaźnimy od bez mała pół kopy lat, i zawsze
podziwiałem jego wierność samemu sobie i konsekwencję, z jaką dążył sobie znanymi dróżkami
i chaszczami – nie oglądając się na mody – na poetycką Górę.
Stary sad
Marysi
Jabłka już tylko podaje
wszedł jedną nogą
w niebieskie zwyczaje
stary sad
Anioły jabłka suszą
węgierki szczypią w locie
sto pociech
A
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
46
Jeszcze pół ludzki
pół Bogu widzialny
w beznadziei straszny
lecz niepodważalny
stary sad
Dziczeje
powoli wraca do natury
lecz w swej starości
sam nie wie do której
Miesza mu się Newton
i Adam i Ewa
już nie ma w nim dawno
zakazanego drzewa
Stary
śmiertelnie stary sad
Śmieciarz
W tym dniu musieli się bawić
puszka po śledziach i herbata chińska
Ciekawe czy to były imieniny
czy tylko jakaś okrągła rocznica
A może ślub ktoś brał w kościele
lub egzamin zdał magisterski
raczej wygląda to na wesele
bo z żółtego sera są etykietki
A może chrzciny były u kogoś
i ojcem ktoś został szczęśliwym
o jest tu jakiś mały słoik
chyba niedawno były w nim grzyby
Możliwe nawet że coś ważniejszego
trafiło się komuś wczoraj
bo jest butelka po wódce
i skórka z prawdziwego pomidora
Erotyk dla Marii
Zdobywałem cię tak pilnie
tak ulotnie – tak niewinnie
rysowałem twoje mapy
przyśpieszonym oddechem
dolinę spokojnego wiatru
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
47
palcem serdecznym
przylądki dobrej nadziei
gorącymi ustami
malinowe wzgórza
Oznaczałem cię tak pilnie
tak dokładnie – tak przychylnie
między piersiami wykreślałem
ścieżkę gęsiej skórki
wybierałem z twych włosów
spłoszone jaskółki
szkicowałem szlaki bursztynowe
zamyślone w połowie
Odkrywałem cię tak pięknie
tak nieśmiało i tak pewnie
lato padło na kolana
ze słabości świat się słaniał
siła nasza była wielka
zawsze będę to pamiętał
w twoich oczach tamtej nocy
Bóg na chwilę nas przeskoczył
Modlitwa o śmiech
Śmiechu mi trzeba
na te dziwne czasy
śmiechu zdrowego
jak źródlana woda
Niech mnie kołysze
w tej wielkiej podróży
i niech prowadzi
gdzie śmieszna gospoda
Niech dźwięczy męczy
aż do zadyszki
śmiechu mi trzeba
przede wszystkim
Niech się zatrzęsą
od śmiechu ściany
niechaj na zawsze
będę nim pijany
Nie okrutnego
nie cynicznego
śmiechu mi trzeba
bardzo ludzkiego
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
48
Kobieta czyta list
Kobieta czyta list
wszystkimi wargami
i słów z listu w sobie
nie może utrzymać
Wymykają się sycząc
i szeleszcząc
kobieta jest nieszczęśliwa
Bo widać z listu
że kończy się jesień
a zaczyna straszna zima
Bo widać z listu
że ktoś pisał prawdę
kobieta jest całkiem siwa
Zielony dom
Coraz dalej mi do domu
Wszystkie klucze pogubione
Dom za rzeką już się rozmył
Dom zielony z Ogrodowej
A przecież wszystko zostało
Zegarek ojca obrączka po matce
Srebrna dziesiątka z Piłsudskim
Po babci Annie złoty naparstek
I te spotkania pod balkonem
Kiedy dzikie wino uderzało do głowy
Gdy przychodziłaś taka piękna
Krokiem z lekka majowym
I odkrywaliśmy mowę piwonii
Kwiecistą mowę i bujną
Jan Sopel grał na harmonii
Znaną melodię upojną
„Ta ostatnia niedziela
Jutro się rozstaniemy…”
Skąd Jan harmonista wiedział
Że nie będzie już takiej niedzieli
KRYTYKA LITERACKA
wiosna 2015
49
Przypowieść o wietrze
Chcieli zamknąć wiatr
Na cztery spusty
Ale im uciekł
Przez dziurkę od klucza
Chcieli udobruchać wiatr
W zamkniętej dłoni
Lecz podziękował im
I umknął między palcami
Chcieli oswoić wiatr
A on im na odlotne
Pokazał z przekąsem
Ogon latawca
Dopiero gdy zbudowali wiatrak
Wdał się w pogawędkę
Ze skrzydłami
Bo myślał że z aniołem gada
List do zielonej ścieżki
Przyjmij mnie ścieżko zielona
W swoje otwarte ramiona
Zmieścimy się tu ze szczypawką
Żukiem i gąsienicą włochatą
Prowadź mnie ścieżko zielona
Do krainy dzikiego zioła
Gdzie młode śmieszne sarenki
Jedzą ci trawę prosto z ręki
Tak wódź mnie ścieżko kręta
Żebym cię zawsze pamiętał
I żeby twoje zielone oczy
Śniły mi się tej nocy
Wyprowadź mnie w pole daleko
I bądź mi zawsze pociechą
Czasem zaś pozwól polna ścieżko
Wrócić tu gdy będzie ciężko
Józef Baran ukończył filologię polską
w WSP w Krakowie; autor wielu zbiorów
i wyborów wierszy, a także trzech tomów
dzienników (Koncert dla nosorożca,
Przystanek marzenie, Spadając patrzeć
w gwiazdy). Opublikował ponad 30
książek. Poeta obecny w podręcznikach
szkolnych i na maturach. Laureat m.in.
Nagrody Fundacji Kościelskich
w Genewie i Nagrody Stołecznego
Królewskiego Miasta Krakowa. Jego
wiersze trafiły do szerokiego kręgu
odbiorców za pośrednictwem piosenek
m.in. zespołu Stare Dobre Małżeństwo,
Grupy Pod Budą, Elżbiety Adamiak czy
Jakuba Pawlaka. Występował ze
spotkaniami autorskimi również poza
krajem, m.in. w Brazylii, Australii, USA,
Szwecji, Niemczech, Szwajcarii, Rosji.
Hanna Bondarenko ukończyła filologię
polską na Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim i Szkołę Aktorską Haliny
i Jana Machulskich w Warszawie.
W latach 2010–2013 współpracowała
z warszawskim Teatrem Rampa, gdzie
zagrała m.in. we Wdowach według
S. Mrożka w reż. G. Mrówczyńskiego.
W 2013 i 2014 r. zdobyła wyróżnienie
na Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim
im. Stanisława Różewicza, a we
wrześniu 2014 r. pierwszą nagrodę na
Ogólnopolskim Konkursie Literackim
im. Zdzisława Morawskiego.
Publikowała wiersze w „Akancie”,
„Krytyce Literackiej”, „Pegazie
Lubuskim” i „Dzienniku Polskim”, pisała
felietony do „Zwierciadła”.
Andrzej Bursa studiował bułgarystykę na
Uniwersytecie Jagiellońskim i pracował
jako reporter „Dziennika Polskiego”;
poeta, dziennikarz, dramaturg, pisarz,
zmarł w wieku 25 lat. Za życia
opublikował w czasopismach
studenckich 37 wierszy i opowiadanie
Mason. Outsider, nie był związany
z żadną grupą literacką, jego debiutancki
tomik Kat bez maski został odrzucony
przez Wydawnictwo Literackie.
Maria Gibała jest wiceprezeską
Robotniczego Stowarzyszenia Twórców
Kultury w Przemyślu, przewodniczy
też klubowej Radzie Artystycznej.
Pracuje fizycznie na wydziale obróbki
powierzchniowej w zakładzie
elektromechaniki, fotografuje i pisze
wiersze. Jest autorką wielu wystaw
fotograficznych. Od kwietnia 2011 r.
redaguje rubrykę „Przystań Poetycka”
w miesięczniku „Nasz Przemyśl”, której
jest pomysłodawczynią. Wydała tomik
poezji Klimaty. W swoim dorobku ma
nagrody i wyróżnienia w konkursach
poetyckich i fotograficznych.
Danuta Hasiak ukończyła studia
ekonomiczne; wiersze publikowała
w pismach: „Krytyka Literacka”,
„Migotania”, „Dziennik Polski”, „Wyspa”
„Lamella”, „Hybryda” i in. Nagradzana
w konkursach poetyckich: XVIII OKP
„Dać Świadectwo” (I nagroda – druk
debiutanckiej książki), VII OKP „Sen
o Karpatach” (I nagroda) i III OKP
„Impulsy i niuanse” (wyróżnienie).
Wydała dotąd dwa tomiki: Moja mała
wolność i Przymierzanie skrzydeł.
Jadwiga Malina wydała dotąd cztery
tomiki wierszy: Szukam ciemna, Zanim,
Strona obecności, Od rozbłysku.
Wiersze publikowała na łamach m.in.
„Dziennika Polskiego”, „Krytyki
Literackiej”, „Sycyny”, „Regionów”,
„Kontekstów”, „Poezji Dzisiaj”, „Odry”,
„Frazy”, „Metafory”, „Krakowa”,
„Kwartalnika Artystycznego”, a także w
periodykach serbskich – „Knjizevnik”,
„Gradina” i „Znak” oraz w licznych
antologiach i wydawnictwach
pokonkursowych. Tłumaczona na język
serbski i ukraiński. Laureatka Nagrody
Krakowskiej Książki Miesiąca za tom Od
rozbłysku.
Łukasz Nicpan ukończył polonistykę na
Uniwersytecie Warszawskim, do stanu
wojennego pracował w redakcji „Nowych
Książek”. Poeta, tłumacz literatury
angielskojęzycznej, m.in. I. Shawa, I.B.
Singera, C.S. Lewisa, U. Le Guin. Wydał
trzy zbiory wierszy: Czyste ratownictwo,
Kwanty i po blisko trzydziestoletniej
przerwie Do czytającej list, za który
otrzymał w 2014 roku prestiżową
Nagrodę im. Bednarczyków.
Alicja Rybałko ukończyła biologię na
Uniwersytecie Wileńskim; poetka oraz
tłumaczka literatury litewskiej
i szwedzkiej. Pracuje w uniwersyteckiej
klinice Charité w Berlinie. Tłumaczyła
wybory wierszy m.in. Marcelijusa
Martinaitisa, Vytautasa Bložė, Edith
Södergran, przekładała powieści
Jurgisa Kunčinasa i Renaty Šerelytė,
opracowała antologię współczesnej
literatury litewskiej Sen Mendoga.
W prasie polskiej na Litwie, w Polsce
i w Niemczech opublikowała dotychczas
ponad 450 wierszy, ok. 120 felietonów,
reportaży i recenzji. Jest autorką
tomików poezji: Wilno, ojczyzno
moja..., Opuszczam ten czas, Listy z
Arki Noego, Będę musiała być
prześliczna, Pod wiatr, Moim wierszem
niech będzie milczenie, Wiersze (wybór,
wydanie dwujęzyczne w tłum. V.
Braziunasa).
Jan Rybowicz prawie całe życie spędził
we wsi Lisia Góra w pd.-wsch.
Małopolsce. Autor tomów opowiadań:
Samokontrola i inne opowiadania,
Inne opowiadania, Wiocha Chodaków,
Czekając na Becketta, oraz trzech
tomów wierszy: Być może to, Wiersze
i O kay. Jego utwory były publikowane
w gazetach i czasopismach literackich:
„Nowy Wyraz”, „Życie Literackie”,
„Kresy”, „Krzywe Koło Literatury”,
„Kultura”, „Okolice”, „Osnowa”, „Pismo”
„Poezja”, „Profile”, „Radar”, „Tak i Nie”,
„Tygodnik Kulturalny” i in.
Tomasz Sobieraj kończył geografię
na Uniwersytecie Łódzkim i statystykę
informatyczną na Uniwersytecie
w Lizbonie. Pisarz, poeta, eseista,
fotograf; publikował w pismach: „Exit”,
„Format”, „Twórczość”, „Odra”, „Krytyka
Literacka”, „Fraza”, „Migotania”,
„Elewator”, „Myśl Polska”, „Szafa” i in.
Książki: Gra (poezja), Wojna Kwiatów
(poezja), Dom Nadzoru (opowiadania),
Ogólna teoria jesieni (mikropowieść),
Obiekty banalne – Banal Objects
(fotografie, monodram), Krawiec
(poemat dygresyjny), Za bramami
Ziemi Obiecanej – Behind the Gates of
the Promised Land (fotografie).
Adam Szyper dzieciństwo spędził
w łódzkim getcie oraz w niemieckich
obozach koncentracyjnych, w 1957 r.
wyemigrował do Izraela, a w 1962 r.
osiadł w Nowym Jorku. Publikował
w licznych pismach literackich,
wydał kilkanaście książek, w tym po
polsku: Z poddasza snów, Nowy Jork –
strach w raju, Diabeł żyd, Wiersze
wybrane, Wygnanie, Życie pod prąd.
W Polsce ukazały się osobne zbiory
z tłumaczeniami A. Szypera m.in.
utworów legendarnego poety perskiego
Rumiego, a także Edwarda Taylora,
Stanleya Kunitza i Geralda Sterna.
Adam Ziemian ukończył Studium
Nauczycielskie w Krakowie i studiował
filologię polską na Uniwersytecie
Jagiellońskim. Tłumaczony m.in. na
język angielski, niemiecki, rosyjski,
włoski, czeski i bułgarski. Opublikował
ponad 20 książek poetyckich oraz dwa
tomy prozą, za które otrzymał m.in.
Nagrodę im. Piętaka, Nagrodę im.
Świrszczyńskiej i dwukrotnie – Nagrodę
Krakowska Książka Miesiąca. Autor
tekstów piosenek wykonywanych przez
Stare Dobre Małżeństwo i Krzysztofa
Myszkowskiego; po jego twórczość
sięgali również: Elżbieta Adamiak, Jacek
Wójcicki, Wolna Grupa Bukowina, Rafał
Nosal, grupa U Studni i wielu innych.