Wydawnictwo: Wydawnictwo WAM
Publikowany tekst
jest redakcyjnym opracowaniem fragmentu rozdziału "Cztery
korzenie zła", pochodzącego z polskiego wydania książki
"Dobro i zło". Z perspektywy psychologii społecznej pod
redakcją Arthura G. Millera, która ukazała się nakładem
Wydawnictwa WAM. Tłumaczenie - Violetta Reder. Skróty i niektóre
śródtytuły - "Charaktery".
Fryderyk
Nietzsche pisze: „Człowiek jest jak drzewo: im bardziej dąży ku
wysokościom i jasnościom, tym silniej jego korzenie ciągną ku
ziemi, w dół, w ciemność, głębię: w zło”. Czy wszyscy
jesteśmy tak samo zdolni do zadawania innym bólu i do czynienia
zła?
Niektórzy uciekają się do przemocy jako do środka
pomagającego zdobyć to, czego pragną – to pierwsza i chyba
najmniej zaskakująca odpowiedź. W życiu społecznym pewien stopień
skonfliktowania jest prawdopodobnie nieunikniony. Istnieje wiele
sposobów rozwiązywania sporu, a przemoc jest jednym z nich.
Po
co ludzie sięgają po przemoc? Cele są całkiem zwyczajne – chcą
zdobyć pieniądze, władzę, seks. Używają jej, aby wygrać
kłótnię lub sprawić, by ktoś przestał robić to, co im się nie
podoba. Cele te na ogół nie są naganne same w sobie. Zło
tkwi nie w celu, ale w wybranym środku do jego osiągnięcia.
Uciekanie się do przemocy sprawia, że działanie jest złem.
Na
dłuższą metę przemoc nie jest skutecznym sposobem realizacji
pragnień. Wielu uczonych zauważyło, że używanie brutalnych
środków wcale nie przynosi pożądanego rezultatu. Rząd, który do
władzy dochodzi dzięki morderstwom i terroryzmowi, okazuje się nie
taki, jakiego pragnęliby obywatele. Przemoc w domu nie prowadzi do
relacji pełnych miłości, wojny przynoszą szkody obu stronom, zaś
włamywacze i handlarze narkotyków nie odchodzą na emeryturę jako
szczęśliwi bogacze. Gwałt nie przynosi satysfakcji seksualnej, a
większość morderców żałuje popełnienia czynu, który przyniósł
skutek odwrotny do zamierzonego.
Niemniej, nie wszyscy
przestępcy uznają, że przemoc stosowana na dłuższą metę nie
prowadzi do tego, czego oczekują. Gdy koncentrują się jedynie na
„tu i teraz”, to przemoc wydaje się im najbardziej obiecującym
sposobem szybkiego osiągnięcia upragnionego celu. Przemoc jest więc
skuteczna, ale na krótko.
Zagrożony egotyzm
Drugiego źródła
przemocy trzeba szukać w zagrożonym egotyzmie. Ludzie atakują
tych, którzy zranili ich dumę lub zszargali ich honor. Sprawą
kluczową jest wtedy obraz samego siebie, a nie korzyść
materialna.
Teoria zagrożenia dla egotyzmu stoi w jawnej
sprzeczności z pewnym tradycyjnym przekonaniem psychologów, którzy
przez długi czas uważali, że ważną przyczyną przemocy jest
niskie poczucie własnej wartości. Choć ta teoria była szeroko
rozpowszechniona, nigdy nie miała jasnej bazy teoretycznej czy
empirycznej. Co więcej, pogląd mówiący, że niska samoocena
powoduje przemoc, nie znalazł pokrycia w wynikach badań nad ludźmi
o niskiej samoocenie. Tacy ludzie są przeważnie nieśmiali,
niechętnie podejmują ryzyko, wolą nie zwracać na siebie uwagi, są
niepewni swoich działań i raczej ulegają innym. Żadna z tych cech
nie sprzyja brutalnemu działaniu.
Badania nad przestępcami
stopniowo przyniosły odmienny wizerunek. Wydaje się, że wielu z
nich ma bardzo korzystny, a nawet zawyżony obraz samego siebie.
Specyficzne „nadęcie” obserwowano u brutalnych kryminalistów,
takich jak mordercy i gwałciciele, a także u innych agresywnych
przestępców skłonnych do tyranizowania otoczenia. Wysoką
samooceną charakteryzują się członkowie grup wykorzystujących
przemoc, jak naziści (czy sam termin „rasa panów” pasuje do
ludzi o niskiej samoocenie?) i Ku-Klux-Klan, opierający swoją
ideologię na poczuciu wyższości rasowej.
Jednak po analizie
wyników badań, Baumeister i jego współpracownicy doszli do
wniosku, że wyjaśnień źródeł przemocy nie można szukać tylko
na dwóch biegunach: niskiej i wysokiej samooceny. To prawda, że
niektórzy ludzie mający korzystny obraz samego siebie są brutalni,
ale inni z wysoką samooceną tacy nie są. Oba aspekty wysokiej
samooceny pokazały wyniki badań przeprowadzonych przez Kernisa,
Grannemanna i Barclaya. Ludzie z wysoką samooceną osiągali na
skali wrogości w kwestionariuszu skrajne wyniki. Kernis i jego
współpracownicy podzielili też badanych w oparciu o stabilność
samooceny. Samoocena u niektórych zmienia się z dnia na dzień, w
zależności od ich sukcesów i porażek oraz tego, jak traktuje ich
otoczenie. Inni natomiast mają względnie stabilną samoocenę
niezależnie od okoliczności. Kernis odkrył, że ludzie z wysoką i
stabilną samooceną są nastawieni najmniej wrogo spośród całej
grupy, natomiast osoby z wysoką, ale niestabilną samooceną mają
najwyższe wyniki na skali wrogości.
Odkrycie, że wysoka
samoocena może popchnąć osobę do mniejszej lub większej agresji,
natchnęło badaczy do wyjścia poza stereotypowe rozumienie
przemocy. Bushman i Baumeister w swych badaniach laboratoryjnych
mierzyli więc także narcyzm. Tę cechę definiuje się jako
posiadanie zawyżonego, wysoce pozytywnego obrazu samego siebie,
głębokiego poczucia, że jest się lepszym niż inni i że
zasługuje się na specjalne, uprzywilejowane traktowanie. Osoby o
cechach narcystycznych szczególnie dbają o to, by inni ich
podziwiali. Bushman i Baumeister najpierw więc dokonali pomiaru tych
cech, a potem zmierzyli poziom agresji zachowań. Jak zmierzyli
agresywność uczestników badań? Dali im zadanie wymagające
rywalizacji z drugą osobą na czas. Tuż przed rozpoczęciem gry
przyszli rywale obrazili część uczestników, a pozostałych
pochwalili. Zwycięzca każdej konkurencji mógł „potraktować”
swojego rywala awersyjnym, stresującym dźwiękiem.
Jakie były
efekty tego eksperymentu? Potwierdziły teorię zagrożonego
egotyzmu. Najwyższy poziom agresji wystąpił u osób, które miały
najwięcej cech narcystycznych i zostały obrażone przez konkurenta.
A zatem ludzie bardzo skoncentrowani na korzystnym obrazie samego
siebie, gdy spotkali kogoś, kto zakwestionował ten pochlebny
wizerunek, byli najbardziej skłonni do gwałtownego ataku na
krytyka. Jednocześnie okazało się, że tradycyjne, standardowe
miary samooceny zawiodły w prognozie agresji. Co więcej, agresja
osób cierpiących na narcyzm ograniczała się do ataku na osobę,
która je obraziła. Natomiast wobec kogoś, kto je pochwalił nie
byli ani bardziej, ani mniej agresywni.
Idealizm: zło konieczne dla dobra sprawy
Trzecie
źródło zła jest najbardziej tragiczne. Dotyczy ono ludzi, których
motywują wzniosłe ideały. Uważają oni przemoc za środek
wstrętny i godny ubolewania, ale konieczny do osiągnięcia czegoś
pozytywnego. Zapominamy o tym aspekcie psychicznym, cechującym także
wielu przestępców, bo przesłania go nasze współczucie dla ich
ofiar. Jesteśmy przerażeni, gdy uświadomimy sobie, że wielu
sprawców najokropniejszych aktów przemocy w XX wieku popełniało
zbrodnie w imię wzniosłych ideałów. Niestety, spośród
wszystkich korzeni zła idealizm pochłonął najwięcej ofiar.
Największe żniwo śmierci – poza wojnami – zebrały czystki
stalinowskie w Związku Radzieckim i rewolucja kulturalna w
maoistowskich Chinach. Zabito wtedy 20 milionów ludzi. W obu
przypadkach motorem zbrodni była utopijna nadzieja na stworzenie
komunistycznego lub socjalistycznego państwa, w którym wszyscy
ludzie będą równi, będą troszczyć się o siebie nawzajem i
dzielić ze sobą wszelką własność... I gdzie nikt nie będzie
wykorzystywał niewinnych ofiar! Nawet jeśli wątpimy, czy Stalin i
Mao szczerze wyznawali te ideały, to dyskusji nie podlega fakt, że
większość kadr partyjnych, które przeprowadzały aresztowania i
egzekucje, naprawdę szczerze wierzyło w to, że robi rzecz słuszną
dla ich ukochanego kraju i dla stworzenia socjalistycznego
raju.
Sadyzm: radość zadawania bólu
Czwarte
źródło zła jest chyba najbardziej powszechne w relacjach ofiar i
w... literaturze, filmie, teatrze, ale najrzadsze w codziennym życiu.
To sadyzm. Patrzymy na złoczyńców i postrzegamy ich jako łajdaków,
złych ludzi, a wtedy wydaje nam się, że oni po prostu znajdują
przyjemność w czynieniu innym krzywdy.
O sadyzmie mówi wiele
ofiar, ale już rzadziej wspominają o nim sprawcy. Baumeister
wskazuje, że popularność mitu „czystego zła” sprawia, iż nie
wierzymy, by przestępcy mogli mieć jakiekolwiek wiarygodne motywy
swej nieprawości. Dlatego przedstawiamy ich jako ludzi, którzy
krzywdzą innych dla zabawy. Tymczasem względnie niewielu
przestępców przyznaje, że zadawanie bólu ich bawi. Wielu
przestępców opowiada natomiast, że inni przestępcy czerpią
przyjemność z zadawania bólu. Jednak te relacje przestępców były
wystarczająco częste, by doprowadzić Baumeistera do wniosku, że
sadyzm jest autentycznym – choć stosunkowo rzadkim – źródłem
przemocy. Możliwe, że to nawet najrzadszy spośród czterech
głównych korzeni zła, chociaż prowadzi do skrajnego
okrucieństwa!
Przekonać się do
strasznego
Dlaczego jesteśmy zdolni do sadyzmu,
skoro mamy naturalną awersję do czynienia krzywdy? Hipotezę na ten
temat zaproponował Baumeister, opierając się na teorii
przeciwstawnego procesu, stworzonej przez Solomona i Corbita. Teoria
przeciwstawnego procesu bazuje na homeostatycznych mechanizmach
organizmu: każdy nowy wymóg wywołuje jakąś zmianę w procesach
organizmu (proces A), a następnie proces przeciwstawny (proces B)
stopniowo przywraca organizm do stanu normalnego, stanu spoczynku.
Solomon i Corbit zaobserwowali, że na początku dominuje proces A, a
proces B jest powolny i nieefektywny, z czasem jednak proces B może
osiągnąć przewagę, będąc szybszym i wydajniejszym.
Dlatego
z czasem procesy przeciwstawne mogą sprawić, że ludzie będą
poszukiwać aktywności, które na początku budziły w nich awersję.
I to, co kiedyś wydawało im się obrzydliwe, teraz może być
przyjemnością. Tak może stać się na przykład z doświadczaniem
spadania.
Strach związany ze spadaniem należy do najgłębiej
zakorzenionych lęków ludzkiego organizmu, a spadanie w przestrzeni
na ogół wywołuje natychmiastowe uczucie paniki. Paradoksalnie,
wiele osób czerpie radość ze spadania, jest to dla nich rozrywka
(skoki na bandżi, skoki ze spadochronem, skoki do wody z dużej
wysokości itp.). Jak to możliwe? Według teorii przeciwstawnego
procesu, początkowa naturalna reakcja paniczna na spadanie
mobilizuje w nas reakcję przeciwstawną – przypominającą euforię
– aby przywrócić w organizmie homeostazę. Z czasem, przy
kolejnych skokach, panika maleje, a rośnie euforia. W ten sposób
to, co początkowo powodowało przerażenie, teraz staje się źródłem
przyjemności.
Podobnie może być z sadyzmem. Kiedy ktoś zada
ból lub zabije drugą osobę, za pierwszym razem reaguje negatywnie
na to, co zrobił. Ale jeśli w dalszym ciągu dopuszcza się takich
czynów, to proces przeciwstawny stopniowo przynosi coraz więcej
przyjemności. O przyjemności z aktów sadyzmu mówią głównie ci
przestępcy, którzy od dłuższego czasu stosują sadystyczne
praktyki.
Cudowna samokontrola
Instrumentalizm,
zagrożony egotyzm, idealizm i sadyzm, to cztery źródła zła. Od
nich wychodzi łańcuch przyczynowy i – prowadząc przez różne
potencjalne czynniki pośredniczące i modyfikujące – kończy się
aktem przemocy. W pewnym sensie najważniejszą przyczyną nie jest
jednak żadne z tych źródeł, ale to, co znajduje się na drugim
końcu łańcucha przyczynowego, tuż przed aktem przemocy. W wielu
przypadkach, w tym ostatnim ogniwie łańcucha dochodzi do załamania
samokontroli.
Większość ludzi posiada wewnętrzne
ograniczenia, skrupuły i zahamowania, które chronią przed
działaniem pod wpływem każdego odczuwanego impulsu. I oczywiście
jest to dobre: bez tych ograniczeń cywilizowane życie społeczne
byłoby chaotyczne, a może nawet niemożliwe. Homo sapiens mają
najlepiej rozwiniętą samoregulację. Dzięki procesom samoregulacji
możemy opanować początkowe impulsy i reakcje. Potrafimy zachować
się we właściwszy sposób.
Mechanizm samokontroli ma
priorytetowe znaczenie w powstrzymywaniu agresji. W życiu społecznym
wiele konfliktów interpersonalnych daje początek agresywnym lub
brutalnym impulsom, ale niewiele z nich prowadzi do przemocy.
Baumeister w swoich badaniach wyszedł od pytania: dlaczego istnieje
zło? Po głębokiej analizie wszystkich czynników przyczyniających
się do agresji, zaczął się również zastanawiać, dlaczego nie
ma na świecie więcej zła aniżeli to, które jest. Odpowiedź
znalazł właśnie w mechanizmach samokontroli. Mówiąc wprost: na
szczęście ludziom udaje się stłumić w sobie większość
agresywnych pobudek.
Stłumić ograniczenia
W pewnym
sensie samokontrola jest ostatnią obroną przed agresją, dlatego
niewydolność samokontroli może być ważną przyczyną użycia
przemocy. Kiedy przestają funkcjonować ograniczenia, agresywne
impulsy prowadzą do agresywnych działań.
Agresja rośnie więc
w wielu sytuacjach, w których doszło do osłabienia samokontroli,
np. w wyniku działania alkoholu. Upojenie alkoholowe to jedna z
najlepiej udokumentowanych przyczyn przemocy. Bushman i Cooper
potwierdzili w swoich badaniach, że pijani ludzie mają wyższe
wskaźniki agresji. Pamiętajmy jednak, że alkohol sam w sobie nie
prowadzi do przemocy. Podnosi poziom agresji, jaką wykazuje dana
osoba w reakcji na prowokację. Kiedy inni są dla ciebie mili, kilka
kieliszków nie sprawi, że staniesz się brutalny. Ale jeśli ktoś
cię obrazi, kilka drinków może przesądzić o tym, że nie
powstrzymasz się przed zaatakowaniem.
Dane kryminologiczne
potwierdzają wagę samokontroli. Gottfredson i Hirschi doszli do
wniosku, że niska samokontrola to cecha charakterystyczna dla wielu
przestępców. Potwierdziły to ich badania.
Niekiedy jednak
ludzie używają samokontroli, by umożliwić sobie brutalne
działanie. Dzieje się tak, kiedy u podstaw zła leży idealizm.
Idealiści mogą usilnie starać się żyć według wysokich
moralnych standardów, ale tylko niektórzy z nich uważają
zabijanie czy krzywdzenie innych za sprzeczne z tymi ideałami.
Relacje Liftona na temat lekarzy nazistowskich pokazują, że
często musieli się oni zmuszać – to znaczy używać mechanizmów
samokontroli – aby wykonać makabryczne zadania, wbrew swoim
przekonaniom moralnym. Także niektórzy komunistyczni urzędnicy,
stosując okrutne represje w czasie głodu i terroru na Ukrainie
mieli skrupuły, więc musieli wzmacniać samokontrolę, by
skonfiskować resztki jedzenia głodującym chłopskim
rodzinom.
Generalnie jednak samokontrola służy powstrzymaniu
agresji. Kiedy tracimy ograniczenia, skrupuły i nic nas już nie
hamuje, przemoc staje się bardziej prawdopodobna.
Roy F.
Baumeister jest psychologiem, profesorem Florida State University.
Zajmuje się m.in. problematyką „ja” i tożsamości, woli,
samooceną i samokontrolą.
Kathleen D. Vohs jest
adiunktem University of Minnesota. Zajmuje się m.in. problematyką
samoregulacji i samooceny.