Kozłowski Stanisław DYANA


Stanisław Kozłowski

DYANA

OSOBY:

HENRYKA DE LAGARDE (DYANA)

KSIĄŻĘ JÓZEF

LUIZA DE VAUBAN

TERESA, siostra księcia

ANETA, kuzynka Teresy

EUSTACHY, towarzysz księcia

SZAMBELAN

NARCYZA, jego żoua

ANATOL, MARIYAL, emigranci francuscy

LOLO, powiernik Luizy

JAXA, wierszopis

KRZYSIA, łowczanka

FLORYAN, jej stryj

DYREKTOR TEATRU

MAGDUSIA, wieśniaczka

ZAMOR, murzyn

JAN, kamerdyner

Damy, kawalerowie, strzelcy, służba. Rzecz w Warszawie. Czasy pruskie.— Akt Iszy i IVty w pałacu "pod Blachą" ; akt Ilgi w teatrze "de Socie`té" ; akt Illci w Jabłonnej.

AKT I.

Komnata pałacowa, oświetlona świecami a giorno, pełna strojnych dam i kawalerów. Stroje francuskie w stylu " empire ". Fryzury dam greckie, suknie przejrzyste, powiewne. Panowie przystrzyżeni " a la Titus", fraki i spodnie obcisłe. Kilku starych Francuzów

w perukach,

Po lewej stronie przy stoliku z fantami na biednych siedzi LUIZA w towarzystwie NARCYZY i paru dam. LOLO stojąc szepce z NARCYZA Po prawej stronie " biuro dowcipu " , czyli stół z przyborami do pisania dewiz i wierszy, oświetlony dwoma kandelabrami. W środku stołu dzwonek. Koło biura dowcipu grupują się: hrabianka ANETA, SZAMBELAN i kilka pań i panów. W głębi przez otwarte podwoje widać stół do kart, otoczony przez tłum kobiet i mężczyzn, wśród których przyjmują żywy udział w grze hrabina TERESA, ANATOL, kawaler francuski, MARIVAL, stary emigrant, oraz JAXA, wierszopis. Wśród rozgardyaszu przeciska się, żywo gestykulując, ANATOL, modny elegant, w obcisłym fraku, z głową ufryzowaną, do którego zbliża się LOLO, młodzik w zielonym fraku z czarnym kołnierzem, kamizelką ponsową. szamerowaną. Buty lakierowane. Ufryzowany.

Scena I.

ANATOL

Sapristi! Ten faraon galopuje cwałem!

Oto jest fawor losu!

LOLO

Przegrałeś?

ANATOL

Przegrałem!

Do nitki! Aż z mizeryi piszczy moja kiesa.

LOLO

Kto bank trzyma?

ANATOL

Kto trzyma? Hrabina Teresa.

LOLO

Hrabina !

ANATOL

W tej Warszawie człowiek marnie zginie.

LOLO

Zawsze przy faraonie los sprzyja hrabinie.

ANATOL

Już przed nią piramida dukatów wysoka.

LOLO

I zimnej krwi nie traci ta Venus bez oka.

(Stół gry opuszcza MARIVAL, stary francuz w pe

ruce, i zbliża się do LOLA)

LOLO

(żartobliwie)

Zgrai się stary Marival?

MARIVAL

Zgrał się nie na żarty!

LOLO

A książę?

MARIVAL

Słucha, patrzy, lecz nie tyka karty.

ANATOL

Czeka.

MARIVAL

Czeka, aż chwila nadejdzie szczęśliwa.

LOLO

Kto nakoniec wygrywa?

MARIVAL

Kto? Jaxa wygrywa.

ANATOL

Ten, ten, ten wasz poeta, szczególnego typu.

ANETA

(młoda panna fertyczna, ubrana wykwintnie,powstaje, dzwoni i mówi z powagą)

Obwieszczam, że otwiera się biuro dowcipu!

SZAMBELAN

(stary wykwintniś w peruce na głowie i chaussé, do Anatola)

Chodź do biura dowcipu pod wodzą Anety.

ANATOL

Bureau d'esprit!

SZAMBELAN

Chodź kreślić rymy i portrety.

ANATOL

(czyni ruch pisarski)

Swój portret od jednego skreślę posunięcia:

Jestem baron, emigrant, goły i do wzięcia.

SZAMBELAN

Ja się dłużej rozpiszę dla nabrania wprawy.

(ANETA, SZAMBELAN, ANATOL, oraz kilka pań i panów siadają do biura dowcipu, i wśród śmie

chu zapisują kartki, leżące na stole)

LOLO

(do Narcyzy)

Szambelan portret pisze.

NARCYZA

(młoda, pulchna, zalotna, ubrana nieco przesadnie)

Nie będzie ciekawy.

Wiem z góry, co napisać chce, słowo po słowie,

Bo od pewnego czasu ma zajączki w głowie.

LOLO

(śmiejąc się)

O, la, la!

NARCYZA

Odkąd książę hołd złożył dziewczynie.

Tej, tej kawiarce z Szulca, nasz szambelan ginie

Dla kobiet z gminu!

LOLO

Z gminu?

NARCYZA

Dla folwarcznych dziewek,

Napisał dla nich odę i dwanaście śpiewek.

LOLO

To Jaxa pisał, a brał za śpiewkę dukata.

NARCYZA

(śmiejąc się)

Drogo płaci szambelan.

LOLO

Pragnie użyć świata!

NARCYZA

A niech uwielbia wszystkie Kasie i Marysie.

LOLO

(z uczuciem przesadnem)

I niech mi Ciebie oddal

NARCYZA

(śmiejąc się)

Mój ty Adonisie!

(bierze go pod rękę, i wdzięcząc się. spaceruje)

ANATOL

(powstaje, i do Anety oddając jej kartkę)

Portret gotów!

(kłania się i patrzy na grających w głębi)

Tam cisza!

GŁOS ZA SCENĄ

Va banque!

ANATOL

Gra skończona!

To glos księcia!

(Po okrzyku »Va banque«. całe towarzystwo grające w karty, wysypuje się na przód sceny. Wśród tłoku

zwraca na siebie uwagę wierszopis JAXA, z którego śmieją się EUSTACHY i TERESA. JAXA ubrany jak LOLO, twarz pełna, czub na głowie, głos pewny siebie; przysadzisty mężczyzna w średnim wieku).

JAXA

(poirytowany)

Już więcej nie gram w faraona!

Nie gram z księciem! Z początku nie dotyka karty,

Aż potem spada nagle, jako sęp zażarty.

By rozbić bank na nice.

EUSTACHY

(młody mężczyzna o szlachetnym wyglądzie, ubrany bez przesady — do Teresy)

Rozżalony srodze!

TERESA

(śmiejąc się)

(Młoda dama o ładnej choć nieco surowej twarzy; jedno oko wprawne, puklami blond włosów na twarz

spadających, zakryte. Obejście wytworne, nieco wyniosłe)

Biedny Jaxa!

JAXA

To rozbój jest na równej drodze!

Widzę, że marnie strawię moje lata młode.

EUSTACHY

(wskazując na stół z prawej strony)

Oto biuro dowcipu, siadaj i pisz odę.

TERESA

Do przegranej.

EUSTACHY

A zacznij tak: Jowiszu srogi!

TERESA

Na świadków wezwij wszystkie olimpijskie bogi.

EUSTACHY

Wymień Parnas!

TERESA

Helikon!

EUSTACHY

Hades!

TERESA

Wymień Eden!

JAXA

(z błogim uśmiechem)

Tak, dziś ody w Warszawie ja piszę sam jeden!

Niemcewicz w Ameryce, Trembecki w Tulczynie,

Lecz ja czuwam, a zatem poezya nie zginie!

EUSTACHY

Ty czuwasz?

JAXA

A któż więcej, spojrzyjcie wokoło?

TERESA

Tiens, tiens,tiens...

JAXA

Kto?

EUSTACHY

(do Teresy)

Ten człowiek ma miedziane czoło.

(do Jaxy)

A Osiński?

JAXA

(krzywi się)

Osiński!

EUSTACHY

Dmochowski?

JAXA

(z lekceważeniem)

Dmochowski!

Cóż z tego, że umieją biegle liczyć zgłoski

Lecz pytam, na poezyi czy z nich który zna sit}?

Śmiem wątpić!

TERESA

A więc Jaxa sam tkwi na Parnasie!

EUSTACHY

Jak kos na suchej wierzbie, sam wywodzi tryle.

JAXA

(krzywi się)

Jak kos?

EUSTACHY

Idź pisać ody.

TERESA

(na stronie do Eustachego)

Eh, raczej paszkwile.

(Teresa bierze pod rękę Eustachego i zbliża się do stolika Luizy)

JAXA

(do siebie)

A może dobrze radzi? Uczuwam natchnienie.

Szkoda tylko, że ody strasznie spadły w cenie.

(przysiada się do biura dowcipu i pisze).

TERESA

(do Luizy)

Chciałam wesprzeć twych biednych, comtesso kochana,

Lecz cóż? Pepi bank rozbił, i prysła wygrana!

LUIZA

(dama w średnim wieku, chuda, o cerze żółtej, włosach kruczych zwiniętych w loki; ułożenie

wykwintne — z uśmiechem)

Więc nie możesz nas wesprzeć, boś sama w pogrzebie.

TERESA

Tak!

(na stronie do Eustachego)

Luiza do biednych liczy również siebie,

(rozmawia zalotnie z Eustachym)

LUIZA

(do Teresy)

Fantów mam pod dostatkiem.

(wskazuje na drobiazgi zgromadzone na stole)

Loterya się uda.

Zyskają nieszczęśliwi.

EUSTACHY

(do ucha Teresy)

Będzie pomoc chuda.

TERESA

(śmiejąc się)

Jak Luiza!

(rozmawiają)

LUIZA

(do Lola)

Idzie książę?

LOLO

(u okna)

Wyjechał w tej chwili.

LUIZA

Udał się do łowczanki, serce mię nie myli.

O, ten Pepi, do każdej zdolny eskapady.

(do Lola)

Każ osiodłać wierzchowca i pojedź na zwiady

Chcę wiedzieć. Wracaj prędko.

LOLO

(śmiejąc się)

Książę mię udusi.

LUIZA

Że z każdą szlachcianeczką esklandra być musi

Książę, zamiast tu błyszczeć wśród wielkiego świata

Za nimfami po dworkach na przedmieściu łata

I zwodzi szlachcianeczki. A każdej się zdaje,

Że ją książę prowadzi przez zaklęte gaje,

Prościutko do ołtarza!

(śmieje się)

To zabawne przecie!

LOLO

Nasz książę już wykochał się na wielkim świecie,

Pragnie zmiany.

LUIZA

Łowczanka! fi donc! co za zmiana!

To stokroć lepsza od niej jest garderobiana,

Przynajmniej bez pretensyi! No, jedź!

(podaje rękę Lolowi, który ją skwapliwie całuje)

NARCYZA

(do Lola)

Wróć niebawem!

( Lolo odchodzi)

LUIZA

(do Narcyzy)

Piękna Narcyza patrzy nań okiem łaskawem?

NARCYZA

(z przesadą)

Cóż ma począć ze sobą samotna kobieta!

LUIZA

(z uśmiechem)

Lolo cię adoruje!

(Narcyza uśmiecha się zalotnie. Wchodzi kamerdyner)

KAMERDYNER

(do Luizy)

Sztafeta.

LUIZA

(żywo)

Sztafeta!

KAMERDYNER

(oddaje duży list)

Spóźniona.

LUIZA

(otwiera sztafetę)

A! nareszcie, wiadomość od Dyany!

(do Narcyzy)

Od mojej przyjaciółki dawno niewidzianej.

(rozrywa kopertę)

Przyjeżdża, ha, nareszcie. Zobaczysz, ze księcia

Piękna Dyana powróci znów w nasze objęcia.

Zapomni o szlachciankach.

( woła )

Tereso! Sztafeta!

Dyana przyjeżdża.

( Teresa i Eustachy zbliżają się do Luizy )

TERESA

Dyana?

LUIZA

Tak, DyanaHenrietta.

( Teresa przypomina sobie )

Henrietta Lagarde, wiesz, ta piękna margrabina.

Poznałaś ją na wielkim balu u delfina.

A potem w Wiedniu u mnie.

( Teresa przeczy głową )

Kochał się w niej książę.

TERESA

No, Pepi wszystkie kochał. Czekaj niech nawiążę

Wspomnienia.

( zamyśla się )

Henrietta...

LUIZA

Że ci wyszło z głowy.

Czy to ta, co lubiła tak namiętnie łowy?

Co tak celnie strzelała?

LUIZA

Ta! Dyaną przezwana.

TERESA

Przed którą arcyksiążę raz padł na kolana!

( Luiza potakuje )

NARCYZA

( do Luizy )

Czy Wiedenka?

LUIZA

Francuzka, w wersalskiej ozdobie!

( do Teresy )

Jej brat wzdychał do Ciebie.

TERESA

Przypominam sobie!

( Obecni otaczają Luizę i Teresę. — Anatol i Szambelan przerywają pisanie. Szambelan staje koło Nar

cyzy. Jaxa wciąż pisze ).

LUIZA

Przybywa z Wiednia.

TERESA

Bardzo szarmancka i miła.

Tylko nazbyt małżonka swojego zwodziła.

LUIZA

Umarł.

TERESA

Umarł?

LUIZA

Tęskniła bardzo.

TERESA

Miała za czem,

lej mąż bohater walczył z księciem pod Sabaczem,

Przeciw Turkom. Wiem, Pepi cenił go wysoko.

ANATOL

( na stronie )

Więc wdowa.

Trzeba baczne na nią zwrócić oko.

LUIZA

W Warszawie, wśród nas pragnie wdowie rozwiać smutki,

Postaram się, by pobyt jej tu nie był krótki,

Pełna gracyi i szyku i miłej tendressy,

Już wiem z góry, że przyjaźń pozyska Teresy,

I że niejedno serce czułe tu zabierze,

Przywozi z sobą mody i romanse świeże

I mnóstwo nowin!

TERESA

Młodzież do nóg jej upadnie.

LUIZA

Dyana wiersze jak Racine komponuje składnie,

Tańczy, śpiewa, poluje, gra... wszystko co chcecie.

NARCYZA

Pokaż nam ją, comtesso!

LUIZA

Jutro, na socjecie.

( do Teresy )

Jutro gracie?

TERESA

Tak, jutro sezon się zaczyna.

Pierwszy występ łowczanki!

LUIZA

( ze skrzywieniem )

Jutro gra Krystyna?

TERESA

Tak, w komedyi Dorat'a.

NARCYZA

Doskonała sztuka!

Męża truje kochanek. Dla mężów nauka.

( patrzy na Szambelana )

SZAMBELAN

Mnie nie struje. Niech sobie nie zadaje trudu.

Co mi świat. Ja uwielbiam dziś kobiety z ludu!

( idzie do "biura dowcipu" i pisze )

LUIZA

( rozpatrując list. do Teresy )

O całą dobę prawie sztafeta spóźniona,

Więc tu za chwilę w moje upadnie ramiona!

( do kamerdynera )

Dla margrabiny zaraz szykować pokoje.

Czekaj! Tak lepiej będzie, ja jej oddam swoje,

I sama je urządzę.

( do Teresy )

Rób honory domu,

Takiej sprawy nie mogę zwierzać byle komu.

( wychodzi, za nią kamerdyner )

ANATOL

( do Teresy )

A czy ona bogata?

TERESA

Kto?

ANATOL

Ta margrabina.

TERESA

( śmiejąc się )

Uboga, o uboga!

ANATOL

( z humorem )

Nieszczęsna godzina!

Co dźwignę gmach nadziei, w oczach mi się wali.

TERESA

Emigrantka. Dziedziczne dobra jej zabrali.

ANATOL

Nic się jej nie zostało?

TERESA

( śmiejąc się )

Piękna garderoba!

ANATOL

( kiwa głową )

Tak, jak mnie.

TERESA

( z ironią )

Już się widzę Dyana nic podoba!

Tak baronie?

ANATOL

Nie stawiam na niepewną kartę.

TERESA

Ha, może jej majątek zwróci Bonaparte?

( odchodzi do "biura dowcipu" )

ANATOL

( do Narcyzy, rozglądając się po komnacie )

Tyle kobiet, a żadna nie chce baroneta,

Który jest zdrów i wesół!

NARCYZA

No, a cóż Aneta?

ANATOL

( kręci głową )

Aneta!

NARCYZA

Świetna partya, wszak to księcia krewna!

Piękna, miła, bogata.

ANATOL

Lecz ma serce z drewna!

NARCYZA

Aneta?

ANATOL

Tak, co do niej nikt się już nie mami,

Hrabianka nas Francuzów zowie żebrakami,

Nie cierpi emigrantów — wielbi Napoleona,

A ze mnie stale szydzi. Nie, to rzecz skończona!

NARCYZ

Baronie, radzę wytrwać!

ANATOL

Myśmy dla niej zbiegi.

Mamy się w Napoleońskie zaciągnąć szeregi,

I ginąć w srogich bojach z zwycięstwa okrzykiem!

( krzywi się komicznie )

Nie, wolę zostać gołym, niźli nieboszczykiem.

NARCYZA

Radzę wytrwać, baronie!

ANATOL

Ja jestem wytrwały.

Szukam żony z posagiem, drwię z wojennej chwały.

( rozmawia z Narcyzą )

SZAMBELAN

( podaje Anecie kartkę papieru, którą skrycie otrzymał od Jaxy, za co dał dukata )

Portret, ale nie własny.

ANETA

Czytaj, Szambelanie!

SZAMBELAN

Wiersze o mej Magdusi.

EUSTACHY

( do Narcyzy )

Dla żony wiązanie!

( śmieją się )

SZAMBELAN

( czyta kartkę )

Zgrabna, zwinna jako płotka,

Wesolutka, niby kotka,

Rumianiutka, gdyby zorza,

Dziewka hoża.

Warkocz zloty, buziak pełny,

Kibić w krasne kryje wełny,

Mieszka w chatce u tatusia —

( z uśmiechem )

To — Magdusia!

Izbę stroi, zrywa kwiecie,

Krówki poi, wianki plecie,

Często oczki spuszcza skromnie,

( z uśmiechem )

Myśląc — o mnie!

Pijąc rosę z róż kielicha,

Pośród marzeń — nagle wzdycha,

Bo się kocha potajemnie

( z uśmiechem )

We mnie!

EUSTACHY

Brawo piękna Magdusia!

NARCYZA

( śmiejąc się )

Szambelanie, brawo!

TERESA

Narcyzo, nazbyt jesteś dla niego łaskawą.

Nie zdajesz się zazdrosną.

NARCYZA

Wymagasz za wiele.

SZAMBELAN

Magdusia! mój kwiatuszek!

( do Narcyzy )

Gniewasz się aniele?

( Narcyza śmieje się głośno )

SZAMBELAN

( na str. do Eustachego )

Jutro schadzka w Jabłonnej.

EUSTACHY

Pojedziesz?

SZAMBELAN

Nie chybię!

( z emfazą )

Jak ja ją adoruję!

EUSTACHY

( jakby sam do siebie )

O, ty stary grzybie!

( odchodzi do Teresy, śmiejąc się Szambelan, dotychczas uśmiechnięty, gniewnie patrzy za nim )

SZAMBELAN

( do siebie )

Nazwał mię starym grzybem?

( z furyą )

Nauczę młodzika!

Wyzwę go na pałasze!

( tupie nogą, i syka )

Aj, jak w nodze strzyka!

( chwyta się za kolano )

Za ten afront on krwawy okup złożyć musi.

Wyzwę go!

( macha ręką )

Aj!

( chwyta się za rękę )

(po chwili z uśmiechem)

To wszystko przejdzie przy Magdusi!

( idzie do stołu na prawo, i gniewnie patrzy na Eustachego)

JAXA

(powstając do Anety)

Zamiast portretu, jak to reguła pozwala,

Wiersz do panny Anety, tańcującej szala.

TERESA

(do Eustachego)

Do tańczącej Anetki, słuchajmy ciekawie.

JAXA

(zarozumiale)

Zważcie państwo, jak zwinność tanecznicy sławię.

(czyta)

Cóż to za lube natury dzieło,

Wdzięcznym się zrywa w tany poskokiem?

Cóż to za bóstwo igrać zaczęło

I świat czarownym bawi widokiem?

Nóżki się ledwo widzieć pozwolą

I tylko czasem tykają ziemi,

Wszystkie w niej członki razem swawolą,

A Zefir igra z szaty wiotkiemi.

O, gracye! chluba daremna wasza,

Że Olimp swymi pląsy dziwicie;

Bo tu na ziemi Aneta nasza

Umie swym tańcem rozjaśnić życie!

(podaje z ukłonem kartkę Anecie)

ANETA

(z ukłonem)

A, dziękuję!

JAXA

W tej odzie każdy wiersz się kręci.

NARCYZA

To poezya szarmancka!

(Jaxa kłania się uszczęśliwiony)

EUSTACHY

(do Jaxy)

Winszuję pamięci!

JAXA

Jakto?

EUSTACHY

Pocóż się będziesz zapierał daremnie,

To jest wiersz Trembeckiego!

JAXA

(prędko)

On go wziął odemnie!

(Jaxa jakiś czas przekonywa Eustachego, potem bierze od Szambelana kilka dukatów i wymyka się nie

znacznie)

ANETA

(dzwoni i wskazując na okno mówi z powagą)

Już spóźniona godzina, wiatr świszcze ponuro,

Obwieszczam, że zamyka się "dowcipu biuro"!

(Odchodzi od stołu. Większość gości żegna się z Teresą, która zastępuje Luizę, i wychodzą. Pozostają:

TERESA, EUSTACHY, SZAMBELAN, NARCYZA, ANETA, ANATOL, później LOLO).

Scena II.

ANATOL

(do Anety)

Ale w pani, hrabianko, dowcip wiecznie plonie.

ANETA

A rzec tego nie mogę o tobie, baronie,

Bo twój dowcip na siedm spustów jest zamknięty!

(odwraca się od niego)

EUSTACHY

(do Anatola)

Znów dała ci rekuzę?

ANATOL

(śmiejąc się)

Aż mi poszło w pięty!

NARCYZA

( bierze pod rękę Anetę)

Aneto, kiedyż w tobie serce się obudzi

Dla barona, najbardziej szarmanckiego z ludzi?

Dla wzoru elegancyi? Patrz, to chłopiec zloty.

Jaką nosi fryzurę, jakie ma żaboty!

A po francusku mówi z paryskim akcentem.

Ty idola takiego odpychasz ze wstrętem?

Nie pojmuję Aneto, choć myśl się natęża,

Taki cud szarmanteryi nie chcieć mieć za męża.

ANETA

Narcyzo, jeśli we mnie serce się obudzi.

To tylko dla najbardziej szlachetnego z ludzi!

Skoro mam już koniecznie stanąć u ołtarza,

To nie chcę cudzoziemca, przybłędy, hecarza!

Od takiego nieszczęścia niech mię nieba strzegą!

Jeżeli wyjdę za mąż, to tylko za swego!

Co siądzie na tej ziemi, na swojej chudobie,

Co mi powie po polsku: biorę ciebie sobie !

Nie każe francuskiego uczyć się pacierza.

(napalając się)

O, gdybym mogła kiedy pokochać żołnierza,

Którego oko męską odwagą się żarzy,

Który nosi nie puder, lecz blizny na twarzy.

O, gdyby się tu zjawił, ten oczekiwany,

Jabym temi rękoma goiła mu rany,

A onby przy kominku opowiadał dziwy,

O swych czynach wojennych, kochany, szczęśliwy.

NARCYZA

Aneto! co ty mówisz? To się w główce pali.

Wiesz, Luiza nie znosi wąsatych drągali.

Bo ona salonowym wdziękiem się zachwyca.

ANETA

Ah, wiem, jakie ma gusta wasza francuzica,

Która tu z laski księcia —

NARCYZA

(przerywa)

Ależ się zastanów!

Wszakże ona pochodzi z rodu Barbantanów!

ANETA

Brabanckich!

NARCYZA

Aleź zamilcz, Aneto, przez Boga!

Jeszcze kto nas podsłucha. Aż mię zdjęła trwoga!

(ogląda się)

Całe szczęście, że poszła na swoje pokoje.

ANETA

Wy się przed nią korzycie, ja jej się nie boję!

(zjadliwie)

Tej — przyjaciółki księcia!

NARCYZA

Zamilcz! o mój Boże!

Z takich słów nazbyt śmiałych esklandra być może!

(bierze ją pod ramię)

Lekceważysz comtessę, tę wyrocznię mody!

Której hołdują wszystkie znakomite rody?

Która, gdy wizytuje, w dowód wielkiej łaski

Pozwala naszym paniom zejść do swej kolaski.

Drwisz z tej wersalskiej damy w stroju, w gestach, w mowie,

Przed którą książe —

ANETA

(przerywa żywo)

Księciu co innego w głowie.

Nie dba o was, więc rządy zdał tu byle komu.

Dlatego stek przybłędów gości w jego domu.

NARCYZA

(zgorszona)

Przybłędów!

ANETA

(ze złością)

Roi od nich się Warszawa cała,

Już nieledwie przedmieściem paryskiem została!

ANATOL

(który rozmawiał z Teresą i Eustachym, przybliża się do Anety z galanteryą)

Damy mile parlują w ożywionym tonie.

ANETA

(szorstko)

Idź pan precz !

(szybko odchodzi na prawo do apartamentów Teresy)

NARCYZA

(z przerażeniem)

Ach, Aneto!

ANATOL

(z humorem)

Salwuj się baronie!

(kłania się Narcyzie i odchodzi, pożegnawszy się z Eustachym i Teresą, przez drzwi środkowe, któ

remi jednocześnie wbiega Lolo).

Scena III.

NARCYZA, LOLO, TERESA, EUSTACHY, SZAMBELAN, drzemiący w fotelu, w głębi KAMERDYNER

LOLO

Gdzie comtessa?

NARCYZA

U siebie.

LOLO

Mam dla niej relacyę:

Widziałem ich.

NARCYZA

Uczuwam serca palpitacyę,

Jakiś frisson mną trzęsie, kiedy o nich mowa.

LOLO

Widziałem ich w ogrodzie, jak przy głowie głowa,

Siedzieli, niby para gołąbków, gdy grucha,

A książę ją całował i szeptał do ucha,

Ale więcej całował niż szeptał.

NARCYZA

O, złoty,

Złoty książę! Znam jego miłosne zaloty!

Wiem, wiem, jak on całować i jak szeptać umie.

LOLO

Słów nie słyszałem, głuchły w drzew jesiennym szumie.

NARCYZA

Książę to wymarzony we snach jest kochanek.

LOLO

Potem oboje weszli na oszklony ganek

I zniknęli w pokojach.

NARCYZA

Ach, takiej miłości

Niejedna wielka dama łowczance zazdrości.

I ja, i ja com była przez księcia kochana,

Póki mię sam w objęcia nie pchnął szambelana.

(wzdycha)

Z lekkiem poświęcił sercem swą Narcyzę biedną.

LOLO

Dziś Lolo cię ubóstwia!

NARCYZA

To nie wszystko jedno!

LOLO

Czy tak?

NARCYZA

(podaje mu rękę)

No, Lolo, Lolo!

LOLO

(całuje ją)

O Narcyzo miła!

NARCYZA

Wiesz, strasznie mię przed chwilą Aneta zgorszyła.

Śmiała nazwać Luizę — co też jej się stało!

(zniża głos)

Metresą księcia.

LOLO

Tiens, ticns, to już nazbyt śmiało.

NARCYZA

To kompromitujące I Ach, jestem zmęczona.

Już pora w Morfeusza rzucić się ramiona.

Każ zawołać kolaskę.

LOLO

Wyglądasz dziś cudnie!

Pozwolisz, bym ci złożył hołd jutro w południe?

Wszakże domu twojego otwarta jest brama?

NARCYZA

Dla miłych gości zawsze. Przychodź, będę sama,

Bo szambelan pojedzie do swojej Magdusi.

LOLO

(całując ją po rękach)

Narcyzo!

NARCYZA

Opuszczoną ktoś rozerwać musi.

('podaje Lolowi ramię i staje przed śpiącym szambelanem)

LOLO

Szambelanie, wstań proszę, dosyć tej uciechy.

Żona czeka na pana. Uf, sapie jak miechy.

Wstawaj pan!

(do Narcyzy)

Nie chce żony!

NARCYZA

(śmiejąc się)

O ja nieszczęśliwa.

LOLO

(do Eustachego)

Pomóż mi.

(stawia, przy pomocy Eustachego, szambelana na nogi)

SZAMBELAN

(rozespali')

Co to, kto mię tu grzybem nazywa?

A, to on, to Eustachy! Dam ja panu grzyba!

EUSTACHY

Jakto, ja Szambelanie? Śniło ci się chyba!

SZAMBELAN

Śniło mi się? A prawda! Tak, to była zmora.

Przepraszam.

(ściska dłoń Eustachego)

NARCYZA

(bierze pod ramię szambelana)

Chodź, gołąbku, bo spóźniona pora.

(Szambelan i Narcyza wychodzą przez drzwi w środku)

LOLO

(patrzy za nimi, do siebie)

Szambelan, takie próchno, a łazi po świecie,

I tylko zawiązuje los pięknej kobiecie,

I mnie także, mnie także,

(wzdycha)

Wspieraj, Kupidynie,

Niech mię ręka Narcyzy w przyszłości nie minie,

Wspieraj! wszak jestem stałym gościem w twej strzelnicy,

I uwolń mię od służby zwiędłej francuzicy!

(po chwili)

Trudno, trzeba iść do niej z relacyą, z plotkami.

Ciężka służba u baby. Uf!

(wychodzi na lewo, do pokojów Luizy).

Scena IV.

TERESA, EUSTACHY, w głębi KAMERDYNER

EUSTACHY

(z odcieniem współczucia)

Jesteśmy sami!

TERESA

(żartobliwie)

A tak, sami jesteśmy, prócz kamerdynera.

EUSTACHY

No, służba się nie liczy.

(przystępuje do Teresy)

Serce czuciem wzbiera,

(patrzy przez okno)

O gdyby teraz marzyć, wzdychać przy księżycu...

Hrabino!...

TERESA

(z uśmiechem)

Ale późno jest, kasztelanicu.

Bureau d'esprit zamknięte, wraz z cała tendressą!

EUSTACHY

Ty nie wiesz, jak cię kocham, Tereso!

TERESA

Tereso!

EUSTACHY

Ach, przebacz mi, hrabino!

TERESA

Nie gniewam się wcale,

Wina jest żadną, gdy jest spełniona w zapale!

EUSTACHY

Wiec pozwalasz się kochać?

(przybliża się do niej)

TERESA

(z naciskiem)

Nie jesteśmy sami.

EUSTACHY

Mam jak trubadur błądzić pod twemi oknami

Napróżno, pośród chłodu?

TERESA

(z ironią)

Tak zimno na dworze!

EUSTACHY

Nie odemkniesz balkonu?

TERESA

(z przekorą)

Nie, lufcik otworzę!

EUSTACHY

Lufcik! Strącasz mię w piekła, gdy czułem się w niebie!

(chwyta Teresę za rękę)

Słuchaj!

TERESA

(woła)

Jean!

(wchodzi kamerdyner, Eustachy puszcza rękę Teresy)

Gdzie Anetka?

KAMERDYNER

Hrabianka u siebie,

(wskazuje na prawe drzwi)

TERESA

(z uśmiechem)

Adieu, kasztelanicu!

(idzie ku drzwiom na prawo, nagle w progu odwraca się i przesyła Eustachemu ręką pocałunek, Eustachy z okrzykiem »Ach !« chwyta się za serce i składa Teresie głęboki ukłon)

EUSTACHY

(do siebie z humorem)

Serce mara wytrwale.

Będę czekał, aż okno otworzysz mi całe!

(idzie ku drzwiom środkowym i spotyka się z księciem na progu. Książę w ciemnym płaszczu i w ka

peluszu)

Scena V.

KSIĄŻĘ i EUSTACHY

EUSTACHY

(cofa się)

A, książę!

(na str. )

Od łowczanki!

KSIĄŻE

(rozgląda się)

Recepcya skończona!

EUSTACHY

Poszli spać!

KSIĄŻĘ

(z uśmiechem)

I obyło się bez amfitryona.

Pewnie nie zauważył nikt wycieczki mojej?

(rzuca płaszcz i kapelusz)

EUSTACHY

Tak, nikt, oprócz comtessy!

KSIĄŻĘ

Ba, Luiza stroi

Od niedawna kaprysy. Kroki moje śledzi,

W końcu konfesyonalnej zażąda spowiedzi.

(szybko przechadza się)

EUSTACHY

O ile wiem, comtessę, dręczą podejrzenia!

KSIĄŻĘ

Jakie? Zmieniłem tylko przedmiot uwielbienia,

Nic więcej. Zresztą wszystko tak jest, jak bywało.

Luiza dotąd była z uprzejmością cala,

Nie wymagała nigdy wyłącznej miłości,

Rządziła w moim domu bez cienia zazdrości,

Co poczynam za domem. Nie była zgorszona,

Gdy piękne panie same szły w moje ramiona,

A nawet, jak wiesz dobrze, patrzała przez szpary,

Gdym sobie z prostych dziewcząt wybierał ofiary.

Aż nagle się strwożyła, dla jakiej przyczyny?

Dla słodkiej blondyneczki, dla małej Krystyny?

Dla łowczanki już dąsa się przez tydzień cały!

EUSTACHY

A comtessa ma słuszność !

KSIĄŻĘ

Et, prawisz morały.

Nudny jesteś!

(chodzi szybko)

EUSTACHY

Powtarzam: ma słuszność comtessa.

KSIĄŻĘ

Przecie Krzysia jej miejsca nie zajmie u biesa!

(chodzi, Eustachy nuci)

Nudny jesteś!

(po chwili, gdy Eustachy wciąż nuci)

Co nucisz tak na ton ponury?

Przyznaj się, pewnoś dostał rekuzę od której?

EUSTACHY

(zły)

Nie dostałem!

KSIĄŻĘ

No, no, no, znam ciebie z tej strony.

Jak tylko weźmiesz kosza, gadasz, jak z ambony,

Stajesz się moralistą, zgniłkiem, trącisz mnichem!

EUSTACHY

(do siebie)

Jak się natrząsa nad mem umartwieniem cichem.

(mruczy)

A comtessa ma słuszność!

KSIĄŻĘ

Co mówisz, kolego?

EUSTACHY

Mówię, co powiedziałem.

KSIĄŻĘ

Wytłomacz, dlaczego?

EUSTACHY

Ha, wytłomaczę, skoro książę sobie życzy.

Comtessa księciu szukać nie broni zdobyczy

W wielkich magnackich domach lub w chłopskiej zagrodzie,

Ale comtessę miłość do szlachcianek bodzie.

KSIĄŻĘ

Dlaczego?

EUSTACHY

Bo nie walczą nigdy kokieteryą

i jeżeli kochają, kochają na seryo!

A to jest niebezpieczne!

(z przekonaniem)

Gdzie miłość tli w sercu,

Jedno jest wyjście: stanąć na ślubnym kobiercu.

(Książę przechadza się nucąc. Eustachy po krótkiej przerwie mówi dalej)

Do łowczanki comtessa nie ma zgoła żalu,

Ale w razie zerwania lęka się skandalu.

KSIĄŻĘ

Skandalu?

EUSTACHY

Tak, comtessa zna światowe prawa:

Dla dam i chłopek bywa opinia łaskawa;

Bo kiedy się im zdarzy na honorze plama,

To wieśniaczka z zagrody wypierze ją sama,

A damę świat rozgrzeszy. Lecz w szlacheckim stanie

Zmaza na czci niewieściej do grobu zostanie!

KSIĄŻĘ

Tiens, tiens, tiens, skąd ty dzisiaj tak mówisz do rzeczy?

EUSTACHY

I mówię szczerą prawdę, książę nie zaprzeczy.

KSIĄŻĘ

(silnie)

Zaprzeczę! Nie wyrzekłeś prawdy ani słowa!

Skąd tu o dyshonorze, o zerwaniu mowa,

Kiedy miłość nas sprzęgła tysiącem pierścieni!

Kocham Krzysię!

EUSTACHY

Lecz książę z nią się nic ożeni!

KSIĄŻĘ

Nie wiem i nie chcę wiedzieć ! Nie myślałem o tem,

Lecz wiem, że za mą miłość ona płaci złotem,

Szczerem złotem uczucia!

(rozmarza się)

Dotąd czuję jeszcze,

Jak w mych objęciach lube wstrząsają nią dreszcze!

Czuję żar pocałunków, zapach jej warkoczy,

Widzę w siebie utkwione, pałające oczy,

Ust drgających purpurę, śnieżną łona bladość...

I taką żywą w sercu swem uczuwam radość,

Tak mi ducha rozmarza ta moja kochana,

Że oto w uniesieniu padłbym na kolana,

Aby jej podziękować za te błogie chwile,

Za tyle upojenia i za szczęścia tyle!

EUSTACHY

Hm, hm, książę szczęśliwy.

KSIĄŻĘ

Tak, jestem szczęśliwy.

Szczęśliwy przez kobietę!

EUSTACHY

Same słyszę dziwy!

Książę szczerze miłuje!?

(śmieje się)

KSIĄŻĘ

Natura ma płocha,

Wiem o tem. Ale człowiek raz serdecznie kocha.

Raz tylko chór anielski w sercu się odzywa.

Dotąd miałem miłostki — to miłość prawdziwa.

EUSTACHY

(z zazdrością)

Kto ma szczęście do kobiet, ten kocha dowoli:

Gdy jednym brzytew nie chce, drugim szydło

[goli.

KSIĄŻĘ

Co mówisz?

EUSTACHY

(na wpół do siebie)

Jaki dziwny ten cały świat boży!

Księciu, to każda zaraz balkonik otworzy.

KSIĄŻĘ

Co tam mruczysz?

EUSTACHY

Nic.

KSIĄŻĘ

Wiem, wiem, pewno myślisz sobie,

Oto książę się zamknął w marnych uciech grobie,

W bezczynności wśród zbytku i zabaw — gnuśnieje.

Nie tykaj tego proszę — to bolesne dzieje.

(z melancholią)

Jeszcze się wiosny mojej nie rozwiały puchy,

Kiedy już mię jesienne zwarzyły podmuchy.

Często, by smutek zgłuszyć, śmieję się wesoło,

Gdyż czuję, żem wtrącony przez los w błędne koło.

Miłość, jedyna miłość daje ukojenie!

EUSTACHY

A świat naokół woła: rozpusta, zgorszenie!

KSIĄŻĘ

A niech woła Któż zresztą podnosi te krzyki?

Fałszywi moraliści, stare obłudniki,

(niecierpliwie)

A choćby uderzyli w wielki dzwon na trwogę,

Żyć bez kobiet nie mogę, nie mogę, nie mogę!

(ożywia się)

Żyć i nie kochać! Lata trawić bez uniesień!

Wymienić wiosnę złotą, na posępną jesień,

Nie znać co pocałunek, uścisk, co pieszczota,

Wzgardzić najlepszem daniem na uczcie żywota!

Nigdy! Niechaj świętoszki rozdzierają szaty,

Dopóki gwiazdy świecą, póki pachną kwiaty,

Póty serca żywego nie zakopię w grobie!

Będę kochał, uwielbiał, będę wierny sobie,

Bo sam Bóg na wdzięk kobiet dał mi duszę czułą!

EUSTACHY

Książę, nikt nie chce, abyś zosta! kamedułą,

Bo skoro w twojem sercu pułk amorów siedzi,

Szalej, lecz nie gorsz księży, starców i gawiedzi!

KSIĄŻĘ

Ha, takim już zostanę w wojnie i w pokoju,

Bo ja do kobiet tęsknię nawet podczas boju!

Nieraz, kiedy dokoła gęste świszczą kule,

Zda mi się, jasne oczy patrzą na mnie czule,

I wśród krwawych oparów, wśród dymów zamieci,

Powiewny kształt kobiecy prosto ku mnie leci,

By nagrodzić za męstwo i uczcić przystojnie.

(z melancholią)

A gdy umrę — da Bóg, ze umrę na wojnie —

To krew, co się z ran moich poleje obficie,

Okupi wszystkie winy, całe grzeszne życie,

Ze stanę oczyszczony tam, u Boga tronu.

EUSTACHY

(ze współczuciem)

Książe, skądże ten smutek, skąd przeczucie zgonu?

Jeżeli mają gościć troski na twem czole,

Kochaj, zamiast się trapić, kochaj — to już wolę !

KSIĄŻĘ

Ba, kiedy mi kochanie świat liczy za zbrodnię.

Ach, ten świat, świat I

(patrzy przez okno skąd bije światło)

Eustachy, co to za pochodnie?

Skąd ten ruch? Cała służba na dole zebrana?

Jakaś sunie karoca?

EUSTACHY

To przyjeżdża Dyana.

KSIĄŻĘ

Kto taki?

EUSTACHY

Margrabina de Lagarde przybywa.

KSIĄŻĘ

(żywo)

Henrietta! Co ty mówisz? Ta sławna myśliwa?

Ta łowczyni przez cały Wiedeń ubóstwiana,

Przed którą wielbicieli tłum zginał kolana,

A ona hołdy od nich przyjmowała dumnie?

Przyjeżdża do Warszawy i zamieszka u mnie?

Nic nie wiedziałem o tem.

EUSTACHY

Ba, to zmowa cala!

Bo comtessa siurpryzę księciu zrobić chciała.

KSIĄŻĘ

Patrz, jak znać, że brabanccy rodzą ją magnaci,

Ja ją zdradzam, a ona dobrem za złe płaci!

Zamiast dąsów — siurpryza, uśmiech zamiast gromu.

(z humorem)

Nie ma to, jak trancuską hrabinę mieć w domu!

(z udanym gniewem)

Ale ty, czegoś milczał? — Pusta z ciebie głowa!

EUSTACHY

Milczałem, bo mi książę nie dał przyjść do słowa.

KSIĄŻĘ

(u okna)

Eustachy! co ja widzę? tak jest, nie inaczej!

Luiza gościa swego sama witać raczy.

Tak, zeszła z Lolem na dół i służy, aż miło.

No, no, to się Luizie pierwszy raz zdarzyło!

Wysiada. Powitanie, uścisk! Weszli w sienie,

Idą tu!

(odstępuje od okna)

Dziwne zawsze odczuwam wrażenie,

Kiedy piękna kobieta tak się do mnie zbliża,

Jakieś mi mrówki wówczas biegają wzdłuż krzyża,

jakby przed bojem, jakby przed natarciem krwawem.

(z uśmiechem)

To nie strach, to wzruszenie, to przejdzie niebawem.

EUSTACHY

(z ironią)

Nie przejdzie! Pozwól książę, że ja coś wiem o tera!

KSIĄŻĘ

(nasłuchuje)

Idą już! — A to dziwne! serce wali miotem.

(Wchodzi HENRYKA w ubraniu podróżnem, LUIZA. LOLO, który niesie pudełka od kapeluszy, kamerdy

ner . okryciem Henryki. Dwóch służących przyświeca jarzącymi kandelabrami, Eustachy w głąb

się usuwa).

Scena VI.

HENRYKA, LUIZA, LOLO, KSIĄŻĘ, w głębi EUSTACHY

LUIZA

(do Henryki)

Proszę, zamieszkasz u mnie. Służba w garderobie.

(spostrzega księcia)

A! książę tu! Henrietto, przypominasz sobie?

KSIĄŻE

(kłaniając się z wyszukaną galanteryą)

Piękna markizo!

HENRYKA

Książe! wszak się nie zaciera,

W żywej kobiet pamięci postać bohatera!

Książę walczył z mym mężem w tureckiej wyprawie,

Obaj byliście ranni, dług spłacając sławie.

KSIĄŻĘ

(z ukłonem)

Piękna markizo, niech się taka rana święci,

Kiedy drogę do twojej toruje pamięci.

HENRYKA

Zapomnieć księcia inny wzgląd mi nie pozwala.

Czy pamiętasz bal w Burgu?

KSIĄŻĘ

Gdzieś tańczyła szala...

HENRYKA

A potem menueta z księciem.

KSIĄŻĘ

O, tak, pomnę!

HENRYKA

I te wyścigi?

KSIĄŻĘ

I te łowy karkołomne,

Które dawały tyle wzruszeń.

HENRYKA

Wrażeń tyle.

LUIZA

Rozkoszne, widzę, z sobą spędzaliście chwile,

To podobać się sobie musieliście wzajem.

(z uśmiechem)

Kochać można nietylko nad modrym Dunajem!

(do Henryki)

Bo nie myśl, że Warszawa, gród smutny i niemy,

i my tu po wersalski! bawić się umiemy.

Zobaczysz, jak nastąpią po sobie na zmianę,

Koncerty, maskarady, bale, gry pisane,

Teatry i reduty, pikniki, obiady,

Jesienią polowania, a zimą szlichtady.

Gdy sezon ożywiony socjety się zbliża,

Napewno nie zatęsknisz nawet do Paryża,

Bo niejedna do ciebie zapali się głowa !

LOLO

(na stronie)

Książę pierwszy.

HENRYKA

Tak! często słyszałam te słowa:

Kto nie może w Paryżu, niech mieszka w Warszawie!

Polacy przeszli samych Francuzów w zabawie,

I nie dziw, kiedy kwiatem doborowej młodzi,

Taki wódz doświadczony, jak książe, przewodzi.

KSIĄŻĘ

Od dziś miłego gościa tutaj rządzi słowo,

Markizo, naszych zabaw i serc bądź królową!

HENRYKA

To zaszczyt tak świetnemu przewodniczyć gronu.

LUIZA

(do Henrietty)

Które do wykwintnego dostraja się tonu.

Ale przerywam dyskurs, boś zmęczona przecie.

Pepi, jutro z markizą będę na socjecie.

KSIĄŻĘ

Na dobranoc, markizo, przyjmij hołd głęboki!

(Henryka podaje mu rękę, którą on z galanteryą całuje)

LUIZA

(na str. )

Już tknięty!

(Książę całuje również w rękę Luizę, która wychodzi na lewo z Henryką. Od drzwi rzuca Henryka na

księcia jeszcze zalotne wejrzenie. Lolo zbiera drobiazgi i kwiaty Henryki ze stołu)

EUSTACHY

(do Lola)

Co ty robisz?

LOLO

(zły)

Babskie zbieram fioki!

(wychodzi).

Scena VII.

KSIĄŻĘ i EUSTACHY

KSIĄŻĘ

No cóż?

EUSTACHY

Nic!

KSIĄŻĘ

Nic? To dama z wersalskiego świata!

EUSTACHY

Bedzie jutro w teatrze?

KSIĄŻĘ

Na sztuce Dorat'a!

EUSTACHY

(złośliwie)

Krzysia też będzie.

KSIĄŻĘ

Będzie. Wystąpi na scenie

W roli amantki.

(po chwili, )

Dyana! zawsze to spojrzenie!

Zawsze wzrok, co jak promień wślizga się głęboko.

Z wszystkich wdzięków niewieścich najważniejsze oko!

Przez nie kobieta z nami zawiera przymierze,

Wiesz, zaczepnoodporne.

EUSTACHY

Wiem, co wszystko bierze

A nic w zamian nie daje.

KSIĄŻĘ

Samemu brać trzeba,

Tylko śmiałym otwarty wstęp do tego nieba,

Do którego lękliwy nadaremnie puka.

Miłość, to jest strategia, to wojskowa sztuka!

Tu atakować trzeba z fantazya, lecz z planem.

To kult!

EUSTACHY

Którego książę jest arcykapłanem

Dożywotnim!

KSIĄŻĘ

Tu trzeba znać się na swej sile!

Dyana! Spojrzała na mnie ogniście a mile,

Prawie wyzywająco a skromnie zarazem

I przeszyła mi serce gorącem żelazem!

(po chwili)

Wiesz, czuję, że ją kocham. Dziwisz się?

EUSTACHY

Nie dziwię!

KSIĄŻĘ

(po chwili)

Wiesz, kocham ją gorąco!

EUSTACHY

(z naciskiem)

Prawdziwie ?

KSIĄŻĘ

Prawdziwie!

EUSTACHY

Z panną Krystyną książę zawarł też przymierze?

KSIĄŻĘ

Krystynę przecież kochani!

EUSTACHY

I to szczerze?

KSIĄŻ

Szczerze!

EUSTACHY

Ha, a cóż robić będą te anielskie chóry,

Które raz grają w sercu?

KSIĄŻ

(z humorem)

Zagrają raz wtóry!

EUSTACHY

Jedna jest tylko miłość, to księcia wyrazy.

Raz kocha się serdecznie.

KSIĄŻĘ

Czasami dwa razy!

EUSTACHY

Czemu nie trzy?

KSIĄŻĘ

Dwa razy.

EUSTACHY

Dlaczego nie cztery?

KSIĄŻĘ

(niecierpliwie)

Eustachy, nie rób z siebie nudnego przechery!

Idź spać, bo już jest późno. Gadasz, jak nudziarze

Idź spać!

EUSTACHY

Ha, pójdę sobie, kiedy książę każe.

KSIĄŻĘ

Żartujesz, kiedy kocham, gderasz, gdy szaleję!

EUSTACHY

(do siebie)

Krucho, krucho z łowczanką!

(macha ręką)

Ba, to zwykłe dzieje!

KSIĄŻĘ

Co mówisz?

EUSTACHY

(z ironią)

Robię dzienny rachunek sumienia.

KSIĄŻĘ

(rozmarzony)

Dyana! Jak z nią młodzieńcze odżyły wspomnienia!

Kiedym w życie wstępował w uczucia bogaty,

Sam niby kwiat rozkwitły, pierwsze zrywać kwiaty.

Jak z nią słońce mej wiosny nagłe zajaśniało!

(z uniesieniem)

Dyana! Czuję, że będę śnił o niej noc całą!

AKT II.

Sala bufetowa w teatrze de Societé.

Środek pusty. Przy prawej i lewej ścianie dwa małe stoliczki, oraz parę krzesełek. W głębi drzwi prowa

dzące do teatralnej sali, drzwi z prawej strony do garderoby. Po lewej stronie dwoje drzwi, jedne pro

wadzą do właściwego bufetu, przy których stoi kamerdyner, drugie stanowią wejście do całego teatru.

Przez kilka minut za podniesieniem kurtyny widownia jest pusta. Potem rozlegają się oklaski i z drzwi

środkowych wychodzą: ANATOL i LOLO.

Scena I.

LOLO

Ach, co tum pięknych kobiet!

ANATOL

Aż upal na sali.

LOLO

Baronie, możeby nam burgunda podali?

ANATOL

A, szambelan!

(wita wchodzącego szambelana)

LOLO

(na stronie)

I znów się spóźnił starowina,

(do służącego)

Kochanku: trzy kieliszki burgundzkiego wina.

(ciszej)

Szambelan płaci.

SZAMBELAN

(do Anatola)

Senność zmogła mię tak twarda,

Żem zaspał.

ANATOL

A tu koniec już sztuki Pikarda.

SZAMBELAN

Co potem?

LOLO

Potem antrakt, polonez Elsnera,

No i sztuka Dorata, dla łowczanki era,

Pierwszy występ!

SZAMBELAN

Skąd się to tej dziewczynie wzięto

Grać w teatrze francuskim?

LOLO

To Anety dzieło.

ANATOL

Hrabianka chce przed całym pochwalić się światem

Talentem przyjaciółki.

LOLO

Ba, nie dosyć na tem.

Myśli, że to łowczankę w wielki świat wprowadzi.

ANATOL

(znacząco)

Zdaje się, że nie wszyscy będą temu radzi.

(Służący wnosi na tacy trzy kieliszki wina)

LOLO

Jest burgund !

(bierze kieliszek)

No, na twoje zdrowie, Szambelanie!

ANATOL

(bierze kieliszek)

Żyj i użyj!

SZAMBELAN

Wychylam na podziękowanie!

(pije)

Niema to, jak kieliszek burgundzkiego wina.

LOLO

(do Anatola)

Przyznaj, ze dzisiaj grała wspaniale hrabina.

ANATOL

Ha, hrabina Teresa, kiedy jest w humorze,

To naszą primadonnę Rancourt zaćmić może.

SZAMBELAN

(do Lola)

Pełna sala?

LOLO

Tak. Obie partye się zjechały,

Bo jest Blacha w komplecie i Marywil cały.

SZAMBELAN

(zbliża się do drzwi środkowych)

A to trzeba zobaczyć.

(patrzy)

Wspaniałe zebranie.

A nasz książę bałamut już siedzi przy Dyanie.

Jaki dyskurs prowadzą! Co widzę! w ich stronę

Wszystkich kobiet błyszczące oczy są zwrócone.

(patrzy przez szkła i delektuje się)

ANATOL

(do Lola)

Szepcą sobie na ucho, że ta piękna Dyana

Z Wiednia tu przez comtessę jest importowana,

Aby gminne miłostki księciu wybić z głowy.

LOLO

(niedbale)

Może.

ANATOL

I że comtessa ma już plan gotowy.

LOLO

Może.

ANATOL

Co mówisz "może", kiedy wiesz napewno.

LOLO

Znasz mię, że kiedy trzeba, to milczę, jak drewno.

ANATOL

Milczenie wymowniejsze często jest, niż słowa.

SZAMBELAN

(wciąż patrzy w drzwi)

Jak dziś ślicznie wygląda Potocka Stasiowa!

Baronie !

(Lolo i Anatol patrzą)

Jak kamea w marmurze wykuta.

ANATOL

(patrzy)

Tak, hrabina jest warta snycerskiego dłuta!

SZAMBELAN

A tam pani Wielhorska z czarnemi oczyma.

Piękniejszych włosów kruczych nikt na świecie nie ma.

ANATOL

Rysy rafaelowskie, model dla malarzy.

SZAMBELAN

(patrząc)

Cichocka! Jakie ona dołki ma na twarzy!

Uśmiecha się! Filutka! wie o swej ozdobie.

(po chwili)

A, Narcyza, jest także.

ANATOL

(z ironią)

Piękna?

SZAMBELAN

Pi! tak sobie.

(patrząc uśmiecha się)

A tam panny ! tam człekby użyć mógł do woli!

(odwraca się, płaczliwie)

Nie będę więcej patrzał, bo mię serce boli.

(coraz rzewniej)

Tyle wkoło śliczności, a żywot za krótki,

Aby zerwać te kwiatki, spożyć te jagódki!

Korzystajmy, nim człowiek fiut! tam się przejedzie.

(Wskazuje w górę. Szambelan wzdycha. Wchodzi Jaxa uśmiechnięty i rumiany).

Scena II.

LOLO

Jaxa, coś taki wesół?

JAXA

Byłem na obiedzie

U pani Wielopolskiej.

LOLO

Ona z kuchni słynie.

JAXA

Raz na tydzień przyjemność robię starościnie,

Że przyjmuję w jej domu talerzyk rosołu,

Choć codzień pół Warszawy gości u jej stołu,

Bo stół zawsze otwarty, ona wszystkim rada,

Tak, że często sto osób do obiadu siada.

LOLO

Już to w naszej Warszawie nie brak pieczeniarzy!

JAXA

Trzeba przyznać, że baba przednich ma kucharzy,

Bo każdy zagranicę jeździł dla nauki,

Aby zbadać dokładnie grunt kucharskiej sztuki.

(z błogim uśmiechem)

Jest kilku mistrzów. Jeden przyrządza pasztety,.

Drugi kręci przedziwne lody, cukry, wety,

Trzeci robi potrawki i zaprawia sosy,

Czwarty dusi wyłącznie myśliwskie bigosy,

A piąty, palce lizać, piecze leguminy.

A jakie wina zacne są u starościny!

Jakie miody wystałe, a jakie likwory!

Że po największem piciu człek nigdy nie chory.

(mlaska językiem)

Niema to, jak obfita, szlachecka biesiada!

(krzywi się)

U księcia to się obiad z wodorostów składa,

Kuchnia modna, lecz chuda.

(macha ręką)

Tani szyk paryski!

(Szambelan znowu patrzy u drzwi środkowych na salę i delektuje się widokiem)

ANATOL

Źle ci u księcia? małe z niego ciągniesz zyski?

JAXA

(żacha)

Po dukacie za odę? Drwię z takiej zapłaty.

Orłowski za najmniejszy szkic brał dwa dukaty.

ANATOL

Orłowski!

JAXA

At! pacykarz!

ANATOL

No, nie bądź tak srogi.

LOLO

Wiesz co? pisz epigramy!

ANATOL

Albo katalogi.

JAXA

Już pomyślałem o tem, tak, tak.

(wola)

Szambelanie!

Proszę.

(bierze Szambelana na stronę)

Wiersze o Lolu!

(wyciąga zwój papieru)

Ale co dasz za nie?

SZAMBELAN

Przeczytaj !

JAXA

Zważ, że on ci bałamuci żonę.

SZAMBELAN

(przeciągle)

Piii!

JAXA

Rymy cięte! co dasz?

SZAMBELAN

(po namyśle)

Dwa złote czerwone.

JAXA

Dobrze! Masz, czytaj.

(daje mu rękopis)

SZAMBELAN

(czyta i śmieje się)

Ha, ha! pysznie się zaczyna!

Lolo piesek, ha, ha, ha, Lolo grzeczna psina,

Comtessie służy wiernie! Gdy ją nerwy bolą,

To wola: baw mię Lolo, służ na łapkach Lolo!

Lolo służy. Ha, ha, ha, toś przybrał niecnotę!

Dobry wiersz, dobry! Na, masz trzy czerwone złote.

(Daje mu pieniądze i bierze na stronę Anatola, któremu czyta wiersz. Obaj śmieją się za plecami Lola,

który obserwuje salę. Następnie Szambelan chowa wiersz do tylnej kieszeni fraka, ale tak, że widać

koniec rękopisu).

JAXA

(do siebie)

Ha, może epigramy wyżyć mi pozwolą?

(wyjmuje drugi zwój papieru)

Lolo, mam coś dla ciebie, Lolo, chodźno, Lolo.

(bierze go na stronę)

Portrecik szambelana!

LOLO

(z zaciekawieniem)

Co, co? już gotowy?

JAXA

Z deseniem.

LOLO

A to gratka dla szambelanowej!

JAXA

(rozwija rękopis i czyta)

Szambelanik filucik i Magdusi dzieje!

LOLO

Dawaj, dawaj, a to się Narcyza uśmieje!

JAXA

(wyciąga rękę)

Ale?

LOLO

(hardo)

Jutro zapłacę.

JAXA

No, no, nie tak dumnie.

Wiem, żeś goły. Do jutra, to masz kredyt u mnie.

(Lolo bierze skrypt, i czyta Anatolowi. Obaj śmieją się z szambelana, który znowu u drzwi i czyni obserwacye. Po chwili Lolo chowa rękopis do połowy w tylną kieszeń traka).

JAXA

(wyciąga trzeci zwój)

Baronie!

(Anatol puszcza Lola, który zbliża się do szambelana)

Wiersz, co wdzięki twej damy wychwala.

(czyta)

Do hrabianki Anety!

ANATOL

(podchwytuje)

Tańcującej szala.

JAXA

(krzywi się)

Angleza!

(podaje mu skrypt)

No, baronie?

ANATOL

Nie, baron nie głupi!

JAXA

Kochasz ?

ANATOL

Ale bez kosztówi

JAXA

To kto inny kupi.

(chowa rękopis)

ANATOL

Tak, schowaj. Ja ci w zamian przeczytam w sekrecie.

Rzecz o jednym poecie.

JAXA

Co?

ANATOL

No, o poecie.

(wyjmuje kartkę, i czyta patrząc z pod oka na Jaxę)

Czub zadarty, twarz wytarta!

Za dukata — ma natchnienie,

Pisze ody — w jednej cenie

Do anioła — i do czarta!

JAXA

(tknięty)

Kto to pisał?

ANATOL

Ktoś pisał.

JAXA

(zły)

Niech go biorą kaci!

Dawaj ten nędzny paszkwil!

ANATOL

Niech Jaxa zapłaci!

JAXA

(marszczy się)

Co?

ANATOL

(drwiąco)

Nie?

JAXA

(stanowczo)

Nie!

ANATOL

Zaraz puszczę po sali ten kwiatek.

(wskazuje na drzwi środkowe wytrząsając kartką w ręku)

JAXA

(w irytacyi)

A niech cię dyabli wezmą!

(wyjmuje monetę)

Masz!

ANATOL

(bierze pieniądze)

Dla biednych datek I

JAXA

(szyderczo)

Dla biednych!

(Anatol idzie w głąb i spostrzega, że z tylnych frakowych kieszeni Lola i Szambelana, którzy nachy

leni coś sobie na sali pokazują, widać koniec zwojów papieru, otrzymanych od Jaxy. Zbliża się do nich na

palcach i zamienia im rękopisy).

JAXA

(chodzi poruszony)

Filut! niby uśmiechnięty mile,

A na godnych poetów śmie szerzyć paszkwile.

Mydłek! widzisz go! będzie wyrządzał mi wstręty!

(z uśmiechem)

Wziął dukata, lecz nie wie, ze był oberżnięty!

(z wybuchem)

Umizgant!

(spostrzega fortel Anatola,)

Co on robi? wiersze im zamienia?

(śmieje się w kułak)

Umykam! Nie chcę z nimi dziś mieć do czynienia

(po namyśle)

Pójdę za scenę!

(Wymyka się przez drzwi na prawo, z których wychodzi Aneta. Lolo i Szambelan, coś sobie pokazawszy, wchodzą na salę. Anatol śmiejąc się idzie ku drzwiom na prawo i wita Anetę).

Scena III.

ANETA

Krzysi niema tu, baronie?

ANATOL

(z ukłonem)

Nie, hrabianko.

ANETA

To dziwne!

(do Anatola)

Weź pan moje konie

I jedź po nią.

(Anatol z ukłonem idzie ku drzwiom na lewo, gdzie spotyka się z Krystyną, za którą służąca niesie duże pudło).

ANETA

Nareszcie! Późno, moja droga!

(całuje ją)

KRZYSIA

(blondynka, skromnie ubrana)

Wybacz mi, lecz mnie nagle taka zdjęła trwoga,

Że zamyślałam cofnąć się w ostatniej chwili.

Po co wyście mnie na ten występ namówili?

Tak się czułam szczęśliwą w mej cichej ustroni.

ANETA

Możesz tam zawsze wrócić, nikt ci nie zabroni,

Lecz pleśnieć nie przystoi młodziutkiej kobiecie,

A zresztą, kochasz księcia, bywaj w jego świecie.

KRZYSIA

No, tak...

ANETA

Wszyscy już wiedzą o skłonności twojej.

A schadzki z księciem? Krzysiu, to ci nie przystoi!

KRZYSIA

Prawda.

ANETA

Pośród przyjaciół nic ci się nie stanie.

Wreszcie zobaczysz z blizka nasze piękne panie,

Ujrzysz jak świat wygląda w błyszczącej skorupie,

Poznasz, że między nami są mądre i głupie,

Dobre i złe, że mamy wady i zalety.

I że z nas miłe sobie i grzeczne kobiety,

Choć nazbyt hołdujemy nikłym wdziękom ciała.

Książę też pragnie, abyś wielki świat poznała,

Gdy jutro na bażanty w parku polowanie,

Ułożyłam, że razem pojedziemy na nie.

KRZYSIA

Tobie wszystko ze sobą uczynić pozwolę.

ANETA

A występ? Masz talenta, umiesz świetnie rolę,

(całuje ją)

Jesteś piękną! Zobaczysz, wszystko dobrze będzie.

KRZYSIA

Czy książę jest?

ANETA

Od dawna! w pierwszym siedzi rzędzie.

My będziemy z Teresą przy księciu siedzieli,

Patrz często w naszą stronę, to ciebie ośmieli.

(pieści ją)

Odważnie, moja Krzysiu: Aneta przy tobie!

Idź, idź. Służba na ciebie czeka w garderobie.

No, idź się przebrać.

KRZYSIA

(ściska Anetę)

Mój ty aniele obrończy.

ANETA

Zobaczysz, że się występ z furorą zakończy.

(Krzysia i służąca wychodzą na prawo)

ANETA

(do Anatola)

Potrzeba teraz czujność rozwinąć na sali.

Baronie, bacz, by wszyscy panowie klaskali,

Skoro tylko się Krzysia ukaże na scenie

Powtarzam, że się musi udać przedstawienie!

Taki talent, jak Krzysi, nie często się zdarza.

(bierze Anatola pod rękę)

Chodźmy, baronie!

ANATOL

(na stronie)

Gdyby tak z nią do ołtarza!

(słychać oklaski)

ANETA

Zostańmy! Antrakt!

(puszcza barona, i patrzy u drzwi środkowych)

Patrz pan, jakie zamieszanie,

Jak się cała socjeta prezentuje Dyanie,

Każda dama przedstawia swego kawalera,

A ona jak królowa te hołdy odbiera.

(śmieje się)

Patrz pan, jak do niej prośby zanoszą szczebiotki

O wiedeńskie nowiny, o paryskie plotki,

Jak błagają, by usta otworzyła wieszcze!

(śmieje się — po chwili do Anatola)

A pan znasz tę markizę?

ANATOL

Tak, z Wersalu jeszcze.

ANETA

Idą. Luiza kroczy z tryumfalną miną.

(Wchodzą w zamieszaniu: Henryka, Luiza, Narcyza.Teresa, Eustachy, Książę, Szambelan. Lolo, strojni

kawalerowie i damy. Wszyscy otaczają Henrykę).

Scena IV.

LUIZA

(do Henryki, wskazując na stoliczek z lewej strony)

Tutaj, moja najdroższa!

NARCYZA

Ach, mów, margrabino!

TERESA

I ja też o nowiny prosić się ośmielę.

SZAMBELAN

I ja!

LOLO

I ja!

LUIZA

Już dłużej nie zwlekaj, aniele!

NARCYZA

Ach, mów, bo z ciekawości wszystkie umieramy!

HENRYKA

(z uśmiechem)

Lecz od czegóż mam zacząć, moje piękne damy!

TERESA

Od tego, co się dzieje na szerokim świecie!

NARCYZA

Od tego, co się przyda światowej kobiecie!

LUIZA

Od tego przedewszystkiem, co jest w dobrym tonie.

NARCYZA

O modach!

TERESA

O romansach!

ANETA

I o Napoleonie!

HENRYKA

Hm, to wiele! Ha, pójdę po rozum do głowy!

(po chwili)

Więc o modach!

(siada)

LUIZA

(uroczyście)

Attention !

(obecne damy powtarzają »attention« i siadają)

NARCYZA

(do Lola)

Lolo, bądź gotowy!

(Lolo wyjmuje karnecik i ołówek i staje z powagą w pozycyi wyczekującej. Po lewej stronie Dyany gru

pują się: Luiza, Teresa i Aneta, po prawej: Narcyza, Lolo i Szambelan. Nieco w głębi: Książę, Eustachy

i Anatol rozmawiają z cicha. Służący wnosi na tacy napoje chłodzące. — Chwila wyczekiwania).

HENRYKA

Chociaż z Wiednia przybywam do was, nie z Paryża,

To wartości mych nowin wcale nie obniża,

Bo gdy Francyę zalewa wciąż motłochu fala,

A konsul wracać tylko pokornym pozwala —

Musiał Paryż odstąpić pierwszeństwa Wiedniowi,

Gdzie nasza emigracya o modach stanowi!

LUIZA

(z powagą)

Jeszcze nie wyginęły nasze wielkie rody,

Kiedy trzymają berło wykwintu i mody.

HENRYKA

Sławna Berlin, przezwana modystek królową,

Otworzyła w Paryżu pracownię na nowo.

Ale radzi się Wiednia, z nim listy zamienia

I od nas najcenniejsze odbiera natchnienia!

LUIZA

(z tryumfem)

Mamy więc wieści prosto od strojów królowy!

NARCYZA

(niecierpliwie)

Jaki dziś najmodniejszy kolor?

HENRYKA

Turkusowy!

NARCYZA

(do Lola z naciskiem)

Pisz, Lolo!

(Lolo pisze)

HENRYKA

Lśniący czysto niebieskimi tony.

SZAMBELAN

To dla dam, u dla panów co?

HENRYKA

Kolor zielony.

Bo tę barwę nadziei pierwszy konsul nosi.

Mówią też, że się wkrótce cesarzem ogłosi.

KSIĄŻĘ

(żywo)

Cesarzem I

LUIZA

Cesarzową będzie — Józefina !

Świat się kończy!

ANETA

Przepraszam, świat się rozpoczyna!

(Luiza kręci głową na Anetę; Książę żywo rozmawia z Eustachym i Anatolem)

HENRYKA

Pour les grandes fe^tes dozwala się koloru zmiana

I wówczas czarna krepa dobrze jest widziana.

NARCYZA

(do Lola)

"Dobrze widziana", — zapisz!

(Lolo pisze)

SZAMBELAN

Nie pisz o żałobie!

Czarna krepa!

NARCYZA

(uspokajająco)

Aniołku! nie myślę o tobie.

TERESA

Czy się w strojach horyzont nowy nie odsłania,

Żadna świeża ideja?

HENRYKA

Nie, trwa grekomania.

Ciągle greckie, klasyczne uczesanie głowy

I tunika przejrzysta na trykot różowy.

(z uśmiechem)

Choć nierzadko strojnisia odważna się zdarza,

Która zgoła obywa się bez trykotaża !

(Szambelan zachwycony)

Lecz że zimą nie daje ciepła jedwab rzadki,

Bywały stąd przeziębień śmiertelne wypadki.

ANETA

Dla strojów samobójstwa popełniano zbrodnię!

NARCYZA

(z przesadą)

A choćby umrzeć nawet, byle umrzeć modnie!

I zakosztować wszystkich światowych słodyczy!

SZAMBELAN

Zapisz, Lolo, że sobie nagłej śmierci życzy!

LUIZA

A trzewiki?

(damy przysuwają się bliżej Dyany)

HENRYKA

(poważnie)

Tu wielką wprowadzono zmianę!

Trzewiki są wycięte, w krzyż bandażowane

Wstążkami aż do kolan, aby spowijały

Nogę taką materyą z jakiej kostyum cały.

NARCYZA

Taki cud wkrótce u mnie podziwiać będziecie.

TERESA

Jeździ się w kabryoletach?

HENRYKA

A zimą w karecie.

Na koźle strojny murzyn, lub garderobiana,

Tylko ładna, i zawsze po męsku przebrana,

Aby się na ten widok dziwiła ulica.

Bo dzisiaj wielka dama cały świat zachwyca,

Wszystkich, z wyjątkiem męża, czaruje i nęci.

NARCYZA

(do Lola)

Zapisz to!

SZAMBELAN

Nie potrzeba, ty to wiesz z pamięci.

LUIZA

Perliczki?

HENRYKA

Z własnych włosów noszą się fryzury,

Chyba, ze tej ozdoby los poskąpił której.

Ha, wówczas taka dama z nieobfitą kosą,

Posiada dwie peruczki: blond i ciemnowłosą,

W brunetkę i w blondynkę na przemian się wciela,

Stosownie do życzenia swego wielbiciela.

NARCYZA

Ja się radą peruczką przed wami pochwalę.

SZAMBELAN

A szatynki?

HENRYKA

Szatynek dzisiaj niema wcale.

SZAMBELAN

Szkoda.

HENRYKA

Ciągle ozdobą konieczną są szale,

Lecz tylko pieciokątne i w najwyższej cenie.

NARCYZA

(do Lola)

Zapisz!

SZAMBELAN

Nie pisz! Mężowskie uszanuj kieszenie!

HENRYKA

A teraz o uwagę poproszę i ciszę,

Bo strój paradny arcyksiężniczki opiszę,

W którym w Burgu na dworskim wystąpiła balu.

Strój żywcem z paryskiego wycięty żurnalu.

LUIZA

(z powagą)

Attention !

(powstaje, za nią wszyscy obecni)

NARCYZA

Lolo, notuj, ale słowo w słowo!

(chwila ciszy)

HENRYKA

(z przejęciem — powstaje)

Suknię miała przejrzystą, jedwabną, różową,

Z boku rozciętą według klasycznego wzoru,

Na biodrze pospinana nieco, dla pozoru.

Dekolt bardzo głęboki, ukośnie skrojony

Tak, że łono odsłaniał tylko z jednej strony,

A z drugiej aż na ramię zachodził wysoko:

I swoją niezwykłością dziwnie nęcił oko.

Pod tą suknią tunika grecka, biała, krótka,

Którą zdobiła srebrna wzorzysta obwódka.

Na fryzurze kapotka ze strusiemi pióry,

Na szyi obnażonej wielkich pereł sznury,

Trzewiczki z bandażami, przepaska na czole.

Kiedy się tak zjawiła w świetnem dworzan kole,

Wszystkie obecne damy z zachwytu płakały.

NARCYZA

Pisz, pisz, Lolo!

(zachwyt wśród dam)

SZAMBELAN

Toć pisze, aż się spocił cały!

(Lolo obciera twarz chustką)

HENRYKA

I długo potem jeszcze ten kostyum galowy

Budził miłe wspomnienia i słodkie rozmowy!

ANETA

No, a książki?

TERESA

W romansach są jakie nowości?

HENRYKA

Pani Genlis wciąż pisze o mężów zazdrości,

I dowodzi, że zawsze niewinną jest żona;

Wielki ciągle ma rozgłos Cottin zapalona,

Lecz najbardziej nas wszystkich Flahaut rozaniela

Swoim nowym romansem pod nazwą "Adela".

LUIZA

A treść jaka?

HENRYKA

Mąż stary nie ma za złe żonie,

Ze do młodego lorda namiętnością płonie,

Szczęściem dwojga kochanków, jak dziecko się bawi,

Umiera w samą porę, a im błogosławi.

NARCYZA

(z filuteryą)

Szambelanie!

SZAMBELAN

Ja w takiej nie będę potrzebie,

Bo mam duszko przeczucie, że przeżyję ciebie!

TERESA

Markizo! jeszcze jedno przypomnieć ci muszę.

Zapomniałaś o jednem!

HENRYKA

Wiem, wiem, kapelusze!

LUIZA

Przepraszam! to na później, to temat bogaty,

O kapeluszach można śpiewać poematy!

HENRYKA

Dobrze, lecz wspomnę jeszcze o jednej ozdobie:

O wężachsztucznych! Właśnie węża mam przy sobie.

NARCYZA

Ach pokaz go nam!

LUIZA

Pokaż!

TERESA

Pokaż!

HENRYKA

Bardzo proszę!

NARCYZA

Markizo! nic wiesz jakie dajesz nam rozkosze!

(Luiza, Teresa i Narcyza otaczają Dyanę, która im prezentuje szczegóły tualetowe)

SZAMBELAN

(do Lola)

Ciężka służba nieprawdaż?

LOLO

(obciera twarz z potu)

Męczyć mię zaczyna.

SZAMBELAN

Chodź, babi sekretarzu: napijem się wina!

(Kiwa na służącego, który przynosi wino. Szambelan trąca się z Lolem. Piją. Polonez za sceną).

KSIĄŻĘ

(na str. )

On cesarzem! a ja, ja? Gnuśnieję nikczemnie!

Napoleon! a wszakże on młodszy ode mnie!

(rzuca się na krzesło i zamyśla się)

ANATOL

(na stronie do Eustachego)

Co to stało się księciu? mgłą mu zaszły oczy!

Co mu jest?

EUSTACHY

Jego często robak smutku toczy.

ANATOL

Dlaczego?

EUSTACHY

Bal dlaczego!

ANATOL

Źle mu przy Luizie?

EUSTACHY

Każdy ma swego móla przecież, co go gryzie.

ANATOL

Piękny, miły, bogaty!

(po chwili)

Czyżby margrabina?

EUSTACHY

Na szczęście o tych smutkach prędko zapomina!

Troska, jak prędko przyszła, tak ulata nagle,

I wówczas wesołości znów rozwija żagle.

(Polonez za sceną)

ANETA

(zbliża się do księcia)

Książę! za chwilę będzie Krystyna na scenie.

Proszę, zajmij swój fotel.

KSIĄŻĘ

(roztargniony)

To już przedstawienie?

Dobrze, dobrze.

ANETA

(do Anatola, wskazując na damy otaczające Henrykę)

Baronie, przerwij te zachwyty!

To się nigdy nie skończy!

(z ubolewaniem)

Kobiety! kobiety!

ANATOL

Mesdames et messieurs, proszę, już zasłona zdjęta.

Chodźmy panny łowczanki podziwiać talenta.

TERESA

(do Eustachego)

Lecz czy będą podziwiać panie i panowie?

EUSTACHY

(do Teresy)

Jestem bardzo ciekawy, co hrabina powie.

(Książę podaje ramię Dyanie, Szambelan Luizie, Lolo Narcyzie, Eustachy Teresie a Anatol Anecie i przy

dźwiękach poloneza wychodzą wszyscy do teatru przez drzwi środkowe. Po chwili wraca Henryka, za

nią Książę).

Scena V.

(Dyana spieszy do stolika na prawo i bierze węża sztucznego).

HENRYKA

Jest! a bałam się, że go na podłogę strąca.

(kładzie węża na siebie i siada)

Książę, zostańmy chwilę. Tam bardzo gorąco.

(chłodzi się)

Pewno Księcia znudziły opowieści moje.

KSIĄŻE

Nie nudziły bynajmniej, gdyż ja lubię stroje!

A takie opowieści to dla dam biesiada.

HENRYKA

Mówiłam bardzo długo, i mówiłam rada,

Gdyż czułam jaki zachwyt to w słuchaczach

budzi,

(z uśmiechem)

A ja tak bardzo lubię uszczęśliwiać ludzi.

KSIĄŻĘ

Czy wszystkich?

HENRYKA

Nie, nie wszystkich.

KSIĄŻĘ

Czy tylko kobiety?

HENRYKA

Nietylko.

KSIĄŻĘ

Jakież trzeba posiadać zalety,

Żeby wejść do królestwa dobroczynnej pani?

HENRYKA

Do tego państwa mają wstęp tylko wybrani!

Tylko ci, których dusza jasna i wesoła,

Którzy ciosom fortuny dumne stawią czoła.

KSIĄŻE

Markizo, wszak smutnymi byli nawet święci,

A wesołość ma często niepobożne chęci!

HENRYKA

Lecz ja jestem pobożna, odmawiam pacierze!

Tylko, że jeszcze w mnóstwo takich rzeczy wierzę,

Z których żadna w modlitwach codziennych nie stoi.

KSIĄŻĘ

Markizo, daj mi poznać tajnie wiary twojej.

HENRYKA

Wierzę, że kochać trzeba, dopókiśmy młodzi,

Że człowiek na tej ziemi do szczęścia się rodzi,

Ze w błękit naszych uczuć gady się nie wślizną.

Że smutek jest rdzą duszy, a złość — jej trucizną!

Że dobrzy ludzie mają serca wiecznie młode,

Że wesołość na twarzy ściele nam pogodę,

Wierzę w dobrej nowiny i nadziei gońca,

I wierzę, żeśmy dzieci miłości i słońca !

KSIĄŻĘ

Słoneczna wiara !

HENRYKA

Moją ojczyzną — południe!

Marsylia! A tam słońce tak przyświeca cudnie!

I tak nęci i wabi, tak się wdzięcznie śmieje,

Ze nawet beznadziejnym powraca nadzieję!

KSIĄŻĘ

A u nas słońce często w mglistej wstaje szacie.

HENRYKA

Wy ciepłem serca swego te mgły rozpraszacie!

KSIĄŻE

Czy można nie czuć życia, gdy to życie boli?

HENRYKA

Lecz ja nie znoszę smutku, nie chcę melancholii,

Bo dla mnie nie istnieje trosk męczeńskie koło.

Wolę choćby szaleństwo, byle na wesoło!

KSIĄŻĘ

Lecz za szaleństwa karcą nas poważni ludzie.

HENRYKA

Niech trwają przy powadze swojej i obłudzie!

Niech kupczą rupieciami, których nikt nie kupi.

Zachwytów nie zaznają nigdy ludzie głupi;

Książę, cóż z tego, ze nas potępi oszczerca?

My, jeżeli błądzimy, to z dobrego serca!

A z takich grzechów biały anioł nas oczyści.

Przeciwnie, potępieni będą moraliści!

Że ludziom skąpić chcieli słonecznych promieni.

Straci ich geniusz smutku w państwo niecnych cieni!

KSIĄŻĘ

Markizo, pragnę zostać wyznawcą twej wiary,

Pozwól mi, piękny wodzu, nosić twe sztandary!

Na czele lotnych pułków stanę, twój chorąży,

Bom jest ten, co do słońca całą duszą dąży.

HENRYKA

A nareszcie! mój książę! Jesteś nawrócony!

Nastrój teraz twą lutnię na wysokie tony,

Bo z geniuszem wesela zawarłeś przymierze!

KSIĄŻE

Pani! we wszystkie twoje artykuły wierzę!

Oto przy twoim boku wierny rycerz stoję,

Miecz przypinam promienny, jasną kładę zbroje;

Oto jestem na ręki twej skinienie gotów

Do nadziemskich zachwytów, do podniebnych wzlotów!

Lecz abym mógł nadążyć, piękna, w twoje ślady,

Gór przesadzać łańcuchy i rzek wodospady,

Ulżyj moim rumakom dawnych trosk brzemienia

I daj mi, o słoneczna, chwilę zapomnienia!

(klęka i całuje rękę Henryki)

Tym pocałunkiem, niby przysięgą się wiążę,

Pocałunkiem wierności!

(za scena, oklaski)

HENRYKA

Wstań... proszę... mój książe!...

(wchodzą ze środkowych drzwi Narcyza i Luiza)

Wstań!

Scena VI.

LUIZA

(do Narcyzy)

A! więc nie zawiodły mnie moje rachuby!

NARCYZA

(na stronie)

On klęczał u nóg Dyany!

LUIZA

(do Henryki)

Mój aniele luby!

Nareszcie już skończony spektakl z tą Krystyną!

A że dzisiaj pan Ledoux otwiera kasyno,

Pragnę, byś zobaczyła, jak się miasto bawi,

Jak mieszczki roztaczają strojny ogon pawi,

Bo w kasynie tem bywa także średnia sfera.

NARCYZA

Choć i tam wytwornego nie brak kawalera.

LUIZA

Incognito pojedziemy we trzy w mej karecie!

(do księcia)

Panowie później po nas przyjechać zechcecie!

(Książę składa ukłon)

HENRYKA

Ja się na wszystko zgadzam.

KSIĄŻĘ

(do Henryki)

Przypominam Dyanie

Że jutro na bażanty w parku polowanie

Na cześć naszego gościa!

HENRYKA

(z ukłonem)

Wiem, wiem! Do widzenia!

(Ukłony. Henryka, Luiza i Narcyza wychodzą, na lewo).

KSIĄŻĘ

(sam)

Jakieś mnie rześkie, słodkie owiały marzenia!

Jakieś mnie ogarnęły wiosenne przestworza,

Jakby oddechy lasów, jakby powiew morza!

(wchodzi z prawej strony Krystyna w przebraniu)

Krystyna!

(za sceną oklaski).

Scena VII.

KRZYSIA

(z uśmiechem)

Książę tutaj? Ciągle biją brawo!

Doprawdy, że publika nazbyt jest łaskawą!

Książę byłeś, widziałeś? Jam nic nie widziała!

Tak rolą się przejęłam, żyłam rolą cała!

Lecz pamiętałam ciągle o jednym sposobie:

Kiedy mówiłam "kocham", myślałam o tobie.

A gdy mnie amant słodkiem otoczył objęciem,

Szeptałam sobie: " książe" i grałam z przejęciem!

KSIĄŻĘ

(łagodnie)

To dobrze!

KRZYSIA

Dobrze grałam?

(lekkie oklaski za sceną)

KSIĄŻĘ

(wskazuje na drzwi środkowe)

Nie zbierasz uznania!

KRZYSIA

(tuli sie do księcia)

Bo ja dla ciebie grałam, dla mego kochania!

(uradowana)

A więc się podobałam! Książę mówi szczerze?

KSIĄŻĘ

Dlaczego wątpisz, Krzysiu?

KRZYSIA

O, ja tobie wierzę!

Boś ty mój zloty rycerz, bez fałszu i zmazy,

Dlatego tak do serca idą twe wyrazy,

Tak idą, jakby prosto upadały z nieba!

O, ty mój królewiczu!

(chwyta księcia za rękę i całuje)

KSIĄŻĘ

(poruszony)

Krzysiu, tak nie trzeba.

(gładzi ją po głowie).

( Wbiega Aneta, za nią Teresa. Dyrektor, Eustachy. Anatol, Lolo i Szambelan).

Scena VIII.

ANETA

(do Krzysi)

A co! czy nie mówiłam? Zrobiłaś furorę!

Nawet damy klaskały do tego nieskore!

Spieszą ci hołdy złożyć, przygotuj się na nie!

TERESA

(uprzejmie do Krzysi)

Przychodzim podziękować za to piękne granie!

(obecni otaczają Krzysię i winszują)

Przyznaję, że powzięłam zrazu wątpliwości,

Myślałam co najwyżej ujrzeć wdzięk młodości,

A jestem zachwycona!

EUSTACHY

To konkieta wielka!

KRZYSIA

(z ukłonem)

Zwłaszcza, gdy ją uznaje sceny wielbicielka.

EUSTACHY

Tak, z ust takich pochwała, to jest bardzo wiele!

(Do zapłonionej Krzysi zbliża się Dyrektor teatru, poważny, szpakowaty mężczyzna, ubrany prosto, lecz

nie bez wytworności).

DYREKTOR

(mówi dobitnie i z zacięciem)

Pozwól mi, Waszmość panna, że się też ośmielę

Odezwać stary praktyk, z eksperiencyą starą.

(Krzysia dyga)

Waćpanna dziś zagrałaś z prostotą i z miarą!

Miłość, gniew, uniesienie, tęsknota i żałość

Wszystko na harmonijną złożyło się całość!

A miara — najtrudniejsza rzecz w aktorskiej sztuce !

My często dochodzimy po długiej nauce,

Jak miarkować uczucia, nie szarżować silą,

Jak baczyć, żeby czasem za dobrze nie było.

Bo od przesady w sztuce niech nas Pan Bóg chroni!

(z uśmiechem)

Waćpanna masz wrodzone poczucie harmonii,

To może Waszmość pannę nawiedzi natchnienie,

Że wystąpisz gościnnie też na naszej scenie.

Bardzo prosimy!

(Krzysia kłania się zawstydzona)

Nazbyt skromną być nie trzeba!

Nie godzi się marnować takich darów nieba.

Bo waćpanna masz talent, talent z bożej łaski!

ANATOL

(na stronie do Lola)

Kto to jest?

LOLO

Ty go nie znasz? Stary Bogusławski!

(Krzysia podaje rękę Dyrektorowi, on ją ściska i całuje w czoło. Po chwili Eustachy odprowadza Teresę

i Dyrektora do drzwi na lewo. Obecni mają się ku wyjściu).

SZAMBELAN

(do Anatola)

A co teraz robimy?

ANATOL

Czeka nas kasyno.

SZAMBELAN

Tam jest dosyć wesoło, ale cienkie wino.

ANATOL

(do Lola)

Będą tańce?

LOLO

Jeżeli zbierzem się w komplecie!

SZAMBELAN

No, to chodźmy się ponczem odświeżyć w bufecie

(Szambelan, Lolo i Anatol wychodzą do przednich drzwi na lewo)

ANETA

(do Krzysi)

Teraz cię odwieziemy do twojej ustroni.

Lękasz się?

KRZYSIA

(całując Anetę)

O, nie, gdy mię taki anioł chronił

ANETA

A widzisz, moja Krzysiu, jak tu w życiu bywa.

Wzdragałaś się tak bardzo, a jesteś...

KRZYSIA

Szczęśliwa!

(żegnają się z księciem)

Dzięki, że książę patrzaj na tryumfy moje.

(Książę z galanteryą całuje rękę Krzysi. która wychodzi z Anetą. Pozostaje Książę i Eustachy, który

kamerdynerowi daje polecenia)

KSIĄŻĘ

(do siebie)

I oto na rozstajnych znowu drogach stoję!

Tamta nęci jak wonne słoneczne południe,

Ta jak północna zorza przyświeca mi cudnie!

Któraż kocham?

(zamyśla się)

Czy w końcu jestem przeniewierca?

(chodzi. Po chwili)

Eustachy ! Chodźno, powiedz!

(Eustachy zbliża się do niego)

Można mieć dwa serca?

Można chcieć dwie kobiety zawieść do ołtarza?

EUSTACHY

(z powagą)

Można, lecz to się tylko u wyrodków zdarza !

KSIĄŻE

(seryo)

Jesteś niemądry! Żegnaj !

(szybko wychodzi na lewo)

EUSTACHY

(stropiony)

Śpieszyć za nim musze!

Obraził się! Ta Dyana zapadła mu w duszę!

(Wychodzi za księciem. Z bufetu wracają Szambelan,

Lolo. Anatol, z kieliszkami w ręku, w dobrych humorach. Za nimi kamerdyner niesie tacę z wazą ponczu).

Scena IX.

LOLO

Za zdrowie Szambelana!

SZAMBELAN

Nie, za zdrowie Lola!

(trącają się i piją)

Wiesz Lolo, żal mi ciebie, bo to jest psia dola

Wysługiwać się babom.

LOLO

Coś robić należy!

ANATOL

Jabym już wolał zająć się skubaniem pierzy.

SZAMBELAN

Szkoda mi ciebie, Lolo, jesteś chłopiec gładki!

LOLO

(z nagłem rozrzewnieniem)

Co ma począć sierota bez ojca i matki!

ANATOL

Toś ty sierota?

LOLO

Ojciec zmarł przeszłej jesieni!

ANATOL

A matka ?

LOLO

Żyje, ale ma płótno w kieszeni!

SZAMBELAN

Znalem twojego ojca, byt moim kolegą !

LOLO

(rzewnie)

Stary mnie wydziedziczył!

ANATOL

Pewnie nie miał z czego.

SZAMBELAN

(nalewa wino)

Lolo, na pocieszenie! Napij się biedaku.

(Lolo całuje Szambelana w ramię)

ANATOL

Proszę cię, Szambelanie, co to masz we fraku?

SZAMBELAN

Wiersze!

SZAMBELAN

A Lolo?

ANATOL

a Lolo?

LOLO

Wiersze!

ANATOL

Przeczytajmy sobie

Dla nabrania humoru

(JAXA ukazuje się we drzwiach i prędko się cofa)

LOLO

Ja tego nie zrobię,

Szambelan się obrazi.

SZAMBELAN

Ani mi to w głowie.

LOLO

Można?

SZAMBELAN

(figlarnie)

Ja też przeczytam!

ANATOL

Czytajcie panowie!

LOLO

(wyjmuje rękopis)

Chi!

(parska cichym śmiechem)

SZAMBELAN

(j. w. )

Chi!

LOLO

(na stronie)

Gdy mu przeczytam nie będzie dziękował!

SZAMBELAN

(n. str. rozwija skrypt)

A to go ładnie ubrał!

LOLO

To go upudrował!

(patrzą na siebie z pod oka i parskają jakiś czas śmiechem)

SZAMBELAN

(patrzy w rękopis z uśmiechem, który w miarę czytania niknie)

Co to?

LOLO

(marszczy się)

Co, Lolo piesek?

SZAMBELAN

Szambelan filucik?

Gdzie Jaxa?

LOLO

Gdzie ten zbrodniarz?

ANATOL

Wziął złoto i uciekł!

SZAMBELAN

(zły)

Filucik! ja na grzbiecie jemu wytnę odę!

LOLO

Naznaczę go za pieska!

ANATOL

Zawrzyjcie ugodę !

SZAMBELAN

(zirytowany)

Bizun zrobi ugodę, on nie godzien szabli!

JAXA

(wyścibia głowę z prawych drzwi)

Są jeszcze?

(Anatol go spostrzega, on mu daje znaki)

Ts, ts!

ANATOL

Jaxa!

JAXA

A niech ciebie dyabli!

(usiłuje wymknąć się, ale chwytają go Lolo i Szambelan)

SZAMBELAN

Chodź bratku ! Będziesz ty mi gwizdał po kościele!

JAXA

Jak Boga kocham, nie ja!

SZAMBELAN

Co tu gadać wiele:

Pisałeś to?

(wskazuje rękopis)

JAXA

(po wahaniu)

Tak!

SZAMBELAN

Żeby się choć zarumienił!

Tfy

(spluwa)

JAKA

Pisałem, lecz skrypty to baron zamienił!

ANATOL

(obojętnie)

Chciał Jaxę zdemaskować !

SZAMBELAN

Mam na ciebie karę,

Nie wyjdziesz stąd, aż złożysz na biednych ofiarę.

JAXA

Jakto? znowu na biednych?

SZAMBELAN

Tak.

JAXA

Za moją pracę!

Baron świadkiem, na dziadów już drugi raz płacę.

SZAMBELAN

No prędzej!

JAXA

(prosi)

Szambelanie!

SZAMBELAN

(tupie nogą)

Prędzej! bom furioso!

JAXA

(błagalnie)

Panowie, może jabym to odsiedział kozą?

SZAMBELAN

Nie!

LOLO

Nie!

JAXA

Dajcie mi odejść. Tak mnie w głowie strzyka!

LOLO

Nie, zapłać wprzód za pieska!

SZAMBELAN

(zjadliwie)

I za filucika!

JAXA

(rzewnie)

Kiedy nie mam!

ANATOL

Nie wierzcie! On zawsze przy trzosie!

JAXA

(n. str., patrząc na Anatola)

Bodajeś się utopii w szafranowym sosie!

SZAMBELAN

(do Lola)

Obmacaj go! Raz trzeba skończyć korowody!

JAXA

Panowie, ja napiszę dla was piękne ody,

Opiewające wasze zasługi i wdzięki.

SZAMBELAN

Słuchaj Jaxa, bo palce świerzbią mi u ręki!

Zapłać zaraz!

JAXA

Skąd wezmę?

SZAMBELAN

Nie? dasz poniewoli.

(do Lola)

Obmacaj go!

(do Anatola)

Baronie !

(Lolo obmacuje Jaxę)

JAXA

(do Lola)

Nie łaskocz, to boli!

(Anatol i Szambelan rewidują mu kieszenie)

Jak Boga kochani, nie mam! Skąd tu mieć poecie!

(Lolo odpina mu kamizelkę i sięga do zanadrza)

Aj, Lolo, nie łaskotaj !

(Szambelan go ciśnie)

Żebra mi złamiecie!

LOLO

(z tryumfem wyciąga z zanadrza pękatą sakiewkę)

Jest sakwa! Jest! a gruba, jakby u bankiera.

JAXA

(zmięty, kamizelka rozpięta, czub w nieładzie)

Cały fundusz mych ślepych rodziców zawiera!

LOLO

(do Szambelana)

Ile strącić?

SZAMBELAN

Sto złotych!

JAXA

(targa się za czub)

Sto zło... !

(zatyka go, pada zgnębiony na krzesło)

Koniec świata!

(Lolo i Szambelan liczą pieniądze, Anatol wybucha śmiechem, wytrząsając nad Jaxą pustą sakiewką)

JAXA

(porywa się z furyą do Anatola — czub mu spada na czoło)

Przysięgam, że pomszczoną będzie moja strata!

( Anatol, Szambelan i Lolo śmieją się do rozpuku).

AKT III.

Park. Ustronie lesiste. Po lewej stronie pawilon drewniany w stylu fantastycznym z napisem: "Świą

tynia Dyany". Obok pawilonu marmurowy posąg "Dyany", przy którym stoliczek i ławeczki. Służący

stoi przy pawilonie. Piękny, słoneczny dzień jesienny.

Liście na drzewach czerwonożółtawe.

Scena I.

Wchodzą w strojach myśliwskich ze strzelbami:

SZAMBELAN, EUSTACHY, ANATOL i JAXA.

SZAMBELAN

(oddaje strzelbę służącemu i obciera twarz z potu)

A to upalna jesień! Pot spływa mi z czoła!

JAXA

(składa strzelbę)

Ja pocę się, lecz z głodu: jeść żołądek wota.

EUSTACHY

(j. w. )

Zaraz będzie śniadanie, bo już sygnał dano.

ANATOL

(spostrzega posąg)

Eustachy, tej figury nie było dziś rano.

(wskazuje mu posąg Dyany)

EUSTACHY

Wczoraj tu stała Wenus.

SZAMBELAN

Dziś króluje Dyana.

JAXA

A to na cześć markizy nastąpiła zmiana.

Książe chce, by wiedziała, jak wszystkim jest raiła.

ANATOL

Dlatego miejsca Dyanie Wenus ustąpiła.

SZAMBELAN

I słusznie. Wenus nazbyt do płochości skora.

ANATOL

Bogini! Cnota bogiń nie warta luidora.

SZAMBELAN

Dyana z nich najskromniejsza! Przeto hołd odbiera.

ANATOL

Ma także złą opinię od czasów Homera.

EUSTACHY

Ale na polowaniu książę dobrze czyni,

Że zastawia śniadanie właśnie w jej świątyni.

(wskazuje na napis "Świątynia Dyany")

JAXA

Kochany Szambelanie! Zanim przyjdą damy

Może tak gdańską wódką usta przepłukamy.

SZAMBELAN

Dobrze!

EUSTACHY

Jaxa ma słuszność. Chcą pić gardła nasze.

SZAMBELAN

(do służącego)

Kochanku, przynieś pasztet i gorzałki flaszę.

(Służący wchodzi do pawilonu i po chwili wynosi tacę z wódką i . przekąskami)

EUSTACHY

(do Anatola)

Ale markiza strzela, jak drugi Kupido.

ANATOL

Książe jej dotrzymuje.

JAXA

I ja!

EUSTACHY

No, tak, z biedą!

JAXA

Bo do niej to się samo głupie ptactwo garnie.

ANATOL

Ona tu nam wystrzela całą bażantarnię.

SZAMBELAN

(zaprasza na wódkę)

Panowie!

(Jaxa i Eustachy biorą kieliszki)

JAXA

(podnosi kieliszek i patrzy pod światło)

Lśni, jak złoto, goldwasser kochany!

(trąca się, pije, chucha i gładzi się po brzuchu)

Taki trunek, to balsam na sercowe rany.

(do Anatola, który nie pił)

Dlaczego wy, Francuzi, nie pijecie wódki?

(bierze kawał pasztetu)

ANATOL

Bo od niej bywa czkawka, no i rozum krótki!

JAXA

(jedząc)

Ona chłodzi w upały, grzeje podczas zimy.

(do Szambelana)

Kochany Szambelanie, może powtórzymy?

SZAMBELAN

Zgoda!

(nalewa kieliszki i pije wraz z Eustachym i Jaxą)

ANATOL

(śmieje się)

Już się zaczęło sarmackie śniadanie!

(słychać trąbkę myśliwską)

SZAMBELAN

(do służącego)

Uprzątnij to, kochanku, bo nadchodzą panie.

(służący zabiera tacę)

JAXA

(do służącego, chwytając kawał pasztetu)

Zaraz! Czego się śpieszysz?

(pełne usta)

Pasztet doskonały!

SZAMBELAN

(obciera usta serwetą)

Nie trzeba, by nas damy przy wódce zastały!

(Wchodzą: Książę, Henryka, Teresa, Aneta, w strojach myśliwskich. Lolo, Krzysia, Narcyza w zwy

kłych kostyumach. Narcyza mocno dekoltowana. Za Teresą niesie strzelbę murzyn Zamor, ubrany w czerwoną tunikę).

Scena II.

KSIĄŻĘ

(do Henryki)

Oto, jaką śwtątynię wystawiłem Dyanie!

HENRYKA

Bardzo piękną.

KSIĄŻĘ

(z ukłonem, wskazując na pawilon)

Tu właśnie czeka nas śniadanie!

LOLO

Lecz wprzód prosimy wina, bośmy pomęczeni.

KSIĄŻĘ

(do służącego)

Szampana!

(służący wychodzi)

TERESA

(chłodząc się, do Eustachego)

Taki upał lipcowy w jesieni!

HENRYKA

(do Narcyzy, wskazując na Krzysię, która trzyma się Anety)

Moja Szambelanowo, czy to jest ta rnała,

Co się na zabój w waszym księciu rozkochała?

NARCYZA

Tak! Kocha go na prawdę!

HENRYKA

(przypatrując się Krzysi)

Bardzo miłe dziecię!

A książę? Za jej miłość jest wzajemny przecie.

NARCYZA

Książę bywa wzajemny dla każdej, niestety!

HENRYKA

Jakie szczęśliwe muszą być wasze kobiety!

NARCYZA

Szczęśliwe? Jedna drugiej sukcesu zazdrości.

HENRYKA

Strzeżcie się! Żółta zazdrość jest kuzynką złości.

(Służący przynosi tacę z kieliszkami wina i podaje obecnym)

KSIĄŻĘ

(staje przed Henryką z kieliszkiem w ręku

Królową polowania jesteś, margrabino!

Bo od twych strzałów serca i bażanty giną.

Zdrowie Dyany!

(obecni otaczają Henrykę i trącają się kieliszkami)

SZAMBELAN

(do Lola)

Na klęczkach! Lolo na kolana!

(przyklęka na jednej nodze i pije)

LOLO

(drwiąco, stojąc, do Szambelana)

Ostrożnie!

(pije)

Kto podniesie teraz Szambelana ?

(Krzysia, która na stronie trzymała się Anety, widząc, że Szambelan macha rękami i podnieść się nie

może, przybiega i pomaga mu wstać na nogi)

SZAMBELAN

(zakłopotany, całuje rękę Krzysi)

Bardzo, bardzo dziękuję. Ciężkim już potroszę.

KSIĄŻĘ

(u pawilonu zapraszając obecnych do wejścia, . ukłonem)

Piękne panie! panowie! proszę, bardzo proszę!

(Szambelan posuwa się do Dyauy, Eustachy do Teresy, której asystuje murzyn Zamor, Lolo do Nar

cyzy, i wchodzą parami do pawilonu. Anatol rozmawia z Anetą. Krzysia przysuwa się do Księcia).

KRZYSIA

Lękam się!

KSIĄŻĘ

(łagodnie)

Kogo?

KRZYSIA

(tuli się do Księcia)

Książę! ja się lękam Dyany!

KSIĄŻĘ

Markizy?

KRZYSIA

Bo w niej pewno książę zakochany!

KSIĄŻĘ

(z uśmiechem)

Tak sądzisz?

KRZYSIA

Ona błyszczy wśród nas, jak królowa!

Spojrzenia rzuca dumne, mądre głosi słowa!

Wielka dama! Ja przy niej wyglądam tak skromnie!

(przez łzy)

To książę mną pogardzi i zapomni o mnie!

Zapomni!

KSIĄŻĘ

Ależ Krzysiu! Co ci się wydaje?

Poznaj wprzódy naszego świata obyczaje.

(z uśmiechem)

My tu wszyscy potrosze w sobie zakochani!

KRZYSIA

Drżę na myśl, że mój książę porzuci mię dla niej!

KSIĄŻĘ

(seryo)

Krzysiu, tylko wyrodek ma dwa serca w tonie!

Ja mam jedno — dla ciebie!

(do Anatola)

Proszę cię, baronie!

(zaprasza go do pawilonu)

KRZYSIA

(rozpromieniona, do Anety na stronie)

Kocha! Tem jednem słowem ukoił mię cala.

ANETA

(bierze ją pod rękę)

Chodź! Teraz ci śniadanie będzie smakowało!

(Krzysia i Aneta wchodzą do pawilonu; za niemi Anatol)

KSIĄŻĘ

(sam, uśmiechnięty)

Jest wino! jest fantazya! wszystkiego do woli!

Zawsze czuję się dobrze w amfitryona roli.

(chce wejść do pawilonu, ale spotyka się z wychodzącą Narcyza).

Scena III.

KSIĄŻĘ

Jakto? już od śniadania?

NARCYZA

Nie uczuwam głodu,

(siada na bocznej ławeczce)

Tu lepiej na powietrzu, wśród ciszy i chłodu.

KSIĄŻĘ

Piękna jesień.

NARCYZA

To było także na jesieni,

Pamięta książę, gdyśmy przysięgą złączeni

Słodkie spędzali chwile sam na sam w ukryciu.

Takiej jesieni nigdy już nie miałam w życiu!

Kwitłam wtedy jak róża!

KSIĄŻĘ

I miałaś wdzięk róży.

NARCYZA

Ach, czy się druga młodość nigdy nie powtórzy?

KSIĄŻĘ

Nigdy! Lecz we wspomnieniach wiecznie kwitnąć może.

NARCYZA

Więc wspominajmy sobie życia ranne zorze!

KSIĄŻĘ

Przysięgi !

NARCYZA

Pocałunki.

KSIĄŻĘ

Wycieczki na zmiany

Do Woli, Marymontu!

NARCYZA

Ach, i na Bielany.

KSIĄŻĘ

Pamiętam!

NARCYZA

Jakie czucia w młodem sercu grały!

Gdy książę, śmiały jeździec, woźnica zuchwały

Pędził ze swą Narcyzą gdzieś na mleczne szlaki,

Sam ognisty — ogniste w skok puszczał rumaki!

KSIĄŻĘ

Tak, tak!

NARCYZA

Gdy o tem wspomnę, jestem rozmarzona!

(Książę siada koło Narcyzy, bierze ją za rękę i przypatruje jej się przez chwilę)

KSIĄŻĘ

Piękna Narcyza zawsze śnieżne ma ramiona!

NARCYZA

Doprawdy?

KSIĄŻĘ

Na ten widok bierze mię myśl pusta,

By tym śniegiem odwilzyć me spragnione usta!

NARCYZA

(żartobliwie)

Bardzo spragnione?

KSIĄŻĘ

Bardzo!

NARCYZA

Zagaśmy pragnienie!

KSIĄŻĘ

A jeśli śnieg stopnieje?

NARCYZA

Zróbmy doświadczenie!

(Książę całuje ją w ramię)

KSIĄŻĘ

(wesoło)

Nie stopniał!

NARCYZA

Nie?

KSIĄŻĘ

Nie! Ale próba nie skończona.

NARCYZA

Powtórzmy !

KSIĄŻĘ

Ile razy?

NARCYZA

Choćby do miliona!

Czego książę tak patrzy?

KSIĄŻĘ

Spostrzegam rywala!

Komar kąsa twą szyję!

NARCYZA

I książę pozwala?

KSIĄŻĘ

Spłoszmy go!

NARCYZA

Spłoszmy!

KSIĄŻĘ

Spłoszmy !

(całuje ją w szyję)

Krąży koło twarzy.

On widać kocha róże!

(całuje ją w twarz)

NARCYZA

Książę mię rozmarzy!

KSIĄŻĘ

(z humorem)

To jakiś mądry owad, bo spoczął na łonie !

NARCYZA

To natręt!

(z westchnieniem)

Jakże miłe jest takie ustronie!

Tu można śnić wśród ludzi, a zdala od ludzi!

KSIĄŻĘ

Śnić! śnić!

( słychać sygnał)

Dopóki nas trąbka z marzeń nie obudzi!

(powstaje)

Tak nas kiedyś przerazi trąba archanioła!

NARCYZA

Mój książę, skądże nagle ta myśl niewesoła?

KSIĄŻĘ

(z ukłonem)

Jestem tu gospodarzem, śpieszyć muszę.

NARCYZA

Szkoda!

KSIĄŻĘ

A rączki czy mi piękna Narcyza nie poda?

NARCYZA

(podaje mu rękę)

Bo jestem zagniewana, że książę odchodzi.

KSIĄŻĘ

Muszę bawić swych gości!

(całuje ją z galanteryą w rękę i odchodzi do pawilonu, uśmiechnąwszy się do Narcyzy z przymileniem)

NARCYZA

(patrząc za nim)

Czarodziej! Czarodziej!

(z pawilonu wychodzi Lolo).

Scena IV.

LOLO

(do Narcyzy)

Wszyscy mnie zapytują, gdzie szambelanowa,

Proszą do towarzystwa!

NARCYZA

Ach, boli mię głowa.

Mam znowu palpitacyę!

LOLA

Może przynieść wina?

NARCYZA

Frisson mnie trzęsie.

LOLO

(na str.)

O, już z Frissonem zaczyna!

NARCYZA

(powstaje, kwaśno)

Całe to polowanie bawi mnie niewiele.

Powracam do pałacu, nic już nie ustrzelę.

LOLO

(z kokieteryą)

A Lola, może Lola?

NARCYZA

(szorstko)

E, Lolo dziś głupi.

(odchodzi;)

LOLO

(sam)

Co się na innych zmiele, to się na mnie skrupi!

Zepsuła mi śniadanie! Tak to z moją panią!

(z nagłą złością)

Kapryśna baba!

NARCYZA

(woła za sceną)

Lolo!

LOLO

(zły)

No, muszę iść za nią.

(odchodzi zadąsany).

(Z pawilonu wychodzą: Teresa, Eustachy i murzyn Zamor).

Scena V.

TERESA

(wybucha śmiechem)

Więc czuje przed murzynem kasztelanic trwogę?

EUSTACHY

Pani! z dzikimi ludźmi razem jeść nie mogę.

(z wyrzutem)

Do koncesyi hrabina i tak nie jest skora,

Jeszcze przyjęła sobie takiego potwora,

(wskazuje na murzyna)

TERESA

(ze śmiechem)

Czy nie ładny?

EUSTACHY

(z ironią)

A, piękny! z twarzyczką rumianą.

A jak on się nazywa?

TERESA

Zamor jego miano.

EUSTACHY

Zamor, to tak od moru?

(do murzyna, który piszczy na dźwięk swego imienia)

Sza! murzyński synu!

(do Teresy, gdy się Zamor uspokoił)

Zrozumiał!

(po chwili)

Kiedyż przybył ?

TERESA

Onegdaj z Londynu !

Prezent lorda Pogsona.

EUSTACHY

Także pomysł dziki!

Taką małpę, przepraszani, przysyłać z Afryki,

(patrzy zawistnie na Zamora, który szczerzy zęby)

Hrabino, ja go struię!

TERESA

(ze śmiechem)

Skądże ta myśl zdrożna?

EUSTACHY

No, bo przy nim do pani zbliżyć się nie można.

TERESA

Dlaczego?

EUSTACHY

Niechaj tylko dotknę twojej ręki,

Zaraz murzyn wydaje nieczłowiecze dźwięki.

TERESA

To z radości!

EUSTACHY

Niech spojrzę na twój dekolt biały !

lak okropnie przewraca swoje krwawe gały,

Ze mrowie mnie przechodzi.

TERESA

Zyskałam w nim stróża!

EUSTACHY

(. ukłonem, ironicznie)

To jakby grzechotnika wzięta sobie róża!

(patrzy zjadliwie na murzyna, Teresa śmieje się)

Ja go struję, hrabino. Co to za szkarada!

A mówi on?

TERESA

Z murzyńska po angielsku gada.

EUSTACHY

A to muszą być miłe, ludożercze echa!

O, jak on zęby ostrzy!

(Zamor szczerzy zęby)

TERESA

(z humorem)

On się tak uśmiecha!

(słychać trąbkę)

EUSTACHY

Chodźmy! sygnał z nad stawu!

TERESA

Tam bażantów wiele!

EUSTACHY

Hrabino !

(chce jej podać ramię, gdy nagle Zamor wrzeszczy mu nad uchem)

ZAMOR

Ragwa, raja!

EUSTACHY

(drgnąwszy)

Nie, ja go postrzelę !

(Teresa wychodzi z głośnym śmiechem; Eustachy pięścią wytrząsa Zamorowi, który z dubeltówką Teresy

śpieszy za nią. Eustachy wychodzi za nimi. Z pawilonu wychodzą uśmiechnięci Książę i Henryka).

Scena VI.

HENRYKA

Ja już idę. Nie czekam trzeciego sygnału.

KSIĄŻE

Markizo, jesteś pełna boskiego zapału!

Słusznie zowią cię Dyaną. Kochasz polowanie.

HENRYKA

Właściwie do bażantów dziś strzelają panie,

Bo u panów czem innem zaprzątnięte głowy.

KSIĄŻE

Tak?

HENRYKA

Tu zgoła się inne odbywają łowy!

KSIĄŻE

Inne? Na co?

HENRYKA

Na wszystko, lecz nie na zwierzynę.

KSIĄŻĘ

Może?

HENRYKA

Książe ma także nie myśliwska minę.

KSIĄŻE

Dziś nie dbam o bażanty!

HENRYKA

Skądże wzgarda taka?

KSIĄŻĘ

(znacząco)

Bo dzisiaj chcę pochwycić przelotnego ptaka!

HENRYKA

(z uśmiechem)

Ach, tak!

KSIĄŻĘ

On tu spadł nagle i zaśpiewał cudnie,

Lękam się, że odlecieć może na południe!

HENRYKA

A czy ten ptak jest wolny?

KSIĄŻĘ

Długo nosi! pęta!

Lecz dziś niewoli siatka z jego skrzydeł zdjęta.

Wolny! Może, gdy zechce, zlecieć w me ramiona.

(pochyla się do Henryki)

Nieprawda?

HENRYKA

Strzeż się, książę! Jestem zaręczona!

(odchodzi)

KSIĄŻĘ

(zdziwiony)

Co, ma narzeczonego? Już ma? Roczna wdowa?

To dziwne, że mi o tem nikt nie szepnął słowa.

(po chwili)

Kto on? O, gdybym spotkał tego umizganta,

Tobym w niego wypalił celniej, niż w bażanta!

(Odchodzi. Z pawilonu wychodzą: Aneta, Krzysia i Anatol).

Scena VII.

ANETA

Kto nazbyt długo śniada, ten nic nie ułowi.

KRZYSIA

Ale ja nie poluję!

ANETA

No, to bądźcie zdrowi!

(odchodzi)

ANATOL

(do Krzysi)

Panno Krystyno! wielką prośbę mam do pani.

KRZYSIA

(uprzejmie)

Słucham pana!

(Siadają na ławeczce i rozmawiają. U progu pawilonu ukazują się Jaxa i Szambelan, weseli i zaczerwieniem od trunków)

JAXA

No, tośmy odrestaurowani !

SZAMBELAN

Śniadanie palce lizać!

JAXA

Ponczyk na araku

Był przedni!

SZAMBELAN

(dmucha)

Uf! gorąco!

JAXA

Ciasno mi w tym fraku,

(rozpina się)

Jabym się zdrzemnął!

SZAMBELAN

A mnie jakiś dyabeł kusi,

By się wymknąć cichaczem do mojej Magdusi,

Mieszka stąd niedaleko.

JAXA

(do szambelana, wskazując Anatola i Krzysię)

Brzeg rwie woda cicha!

Niby kocha się w księciu, a z baronem wzdycha.

(patrzy na Anatola)

Farmazon!

SZAMBELAN

Tą ścieżyną park okrążę z boku.

(odchodzi za pawilon)

JAXA

(sam, patrząc na Anatola)

Farmazon! będę ja was bacznie miał na oku!

(odchodzi za pawilon).

Scena VIII.

ANATOL

(do Krzysi)

Hrabianka, taka miła, dowcipna osoba!

Czemu w innych wesołość jej się nie podoba?

KRZYSIA

Anetka lubi humor, ale jest zgorszona,

Że w świecie nic świętego niema dla barona.

ANATOL

Czy ten uznaje świętość, kto chodzi ponury?

KRZYSIA

Lecz baron ze wszystkiego robi kalembury,

Nawet z samego siebie.

ANATOL

Bo ja nie znam troski.

Nie chcę znać, gdy się wkoło raduje świat boski.

KRZYSIA

Lecz baron sarn skrzywdzony, emigrant, wygnaniec!

ANATOL

Więc cóż? Mam śpiewać psalmy i liczyć różaniec?

KRZYSIA

Jednak !

ANATOL

Wy nas nie znacie, moje piękne damy!

My, Francuzi, ze śmiechem nawet umieramy.

Mój stryj rodzony, gdy już sta! przy gilotynie,

Ani mu było w głowie, że za chwilę zginie!

A kiedy się dokoła rozlegały płacze.

Rzekł: "szkoda, że dalszego ciągu niezobaczę".

I to były ostatnie skazanego słowa,

Bo za chwilę odcięta stoczyła się głowa.

KRZYSIA

No, a strata majątku?

ANATOL

Trapi mię niewiele.

Smucą się wprawdzie, ale moi wierzyciele!

KRZYSIA

(zdziwiona)

Wy też robicie długi?

ANATOL

(z humorem)

O, i po parysku!

Ja na tych rewolucyach tyle miałem w zysku,

Że gdy się w moim domu tłum lichwiarzy zbiera,

Zaraz ich odsyłałem wprost do Robespiera!

Bo kiedy w nim na szlachtę złość kipi zawzięta,

Gdy nas gubi, niech za nas opłaca procenta.

KRZYSIA

A wygnanie?

ANATOL

(poważnieje)

Czasami dręczy mię tęskota.

Brak mi powietrza, brak mi słonecznego złota

Francyi!

(posępnie)

Wtedy ból moją wesołość zamąca,

(obciera oczy)

KRZYSIA

(ze współczuciem)

Co to? płaczesz, baronie?

ANATOL

(odwraca twarz)

To nic! To z gorąca!

KRZYSIA

O, bądź pan dobrej myśli, wszak nastąpią zmiany.

Konsul wszystkich was wróci do Francyi kochanej.

ANATOL

Tak, wrócę do ojczyzny, wrócę! i odkwitnę!

(patrzy w górę)

A zresztą i tu niebo też bywa błękitne

I dobre serca wkoło.

(uśmiecha się do Krzysi — wchodzi Jaxa)

JAXA

(do Anatola)

W tym parku, jak w borze.

Taki gąszcz, że się człowiek łatwo zbłąkać może.

Gdzie Lolo?

ANATOL

Lolo? pewnie przy szambelanowej.

JAXA

(n. str. )

A ciągle razem. Pasztet mam dla was gotowy!

(uderza się po ukrytym skrypcie we fraku)

(wychodzi)

KRZYSIA

(do Anatola)

Wszystko to jej powtórzę!

(Anatol całuje rękę Krzysi — słychać wystrzał)

ANETA

(za sceną)

Krystyno, Krystyno!

KRZYSIA

(do Anatola)

Aneta idzie, skryj się pan tam za drzewiną.

(Anatol ukrywa się. Wbiega zadyszana Aneta).

Scena IX.

ANETA

(tryumfująco do Krzysi)

Chodź, zabiłam bażanta!

KRZYSIA

Zaraz, moja miła.

(bierze ją pod rękę)

Ktoś tu mię prosił, bym się do ciebie wstawiła!

ANETA

Anatol I

KRZYSIA

Nie miejże go w ciągłej poniewierce,

Bo ja się przekonałam, że ma złote serce!

ANETA

Ale jest płochy, tak jak wszyscy Paryżanie!

Tnę morały, on śmiechem odpowiada na nie.

Nieraz, tobym pragnęła dokuczyć mu szczerze,

A on —

KRZYSIA

(podchwytuje)

A on Anetę na wesołość bierze.

ANETA

Wyznam ci prawdę, Krzysiu, często czuję trwogę,

Że w końcu w tym baronie zakochać się mogę.

KRZYSIA

Czy tak?

ANETA

Ale nic z tego, Francuzi, hecarze!

Nie, nie! Chodź, to ci mego bażanta pokażę,

(odchodzą — Anatol wraca)

ANATOL

(sam)

Ach, jaka ona miła, ach, jaka milusia.

(Z poza pawilonu Szambelan gwałtem wyciąga Magdę, tęgą wiejską dziewczynę, ubraną odświętnie).

Scena X.

SZAMBELAN

(trzymając Magdę za rękę)

Chodź, nie bój się!

(do Anatola)

Baronie, to moja Magdusia.

(Magda odwraca twarz)

ANATOL

(z ukłonem)

A, bardzo mi przyjemnie!

SZAMBELAN

(do Anatola)

Dziewka jak ulana.

(do Magdy)

Pokażże się!

MAGDA

Kiej stydom się młodego pana!

SZAMBELAN

Nie strachaj się Magdusiu! Mój kwiatuszku wonny.

(Magda patrzy śmielej)

ANATOL

Skąd jesteś, leśna nimfo?

(Magda nie rozumie)

SZAMBELAN

Skąd jesteś?

MAGDA

Z Jabłonny!

ANATOL

Z Jabłonny?

MAGDA

(rezolutnie)

Juści. Wedle kościelnych podwoi

Stercy nasze domostwo.

SZAMBELAN

(na str. )

Już go się nie boi!

ANATOL

Mieszkasz blizko kościoła, z tatusiem?

MAGDA

A ino!

ANATOL

A co ty u tatusia porabiasz, dziewczyno?

MAGDA

Ano, wedle zagrody.

ANATOL

Tak, koło podwórka?

MAGDA

(z dumą)

Nie, panicu, jo jezdem gospodarsko córka!

ANATOL

A, przepraszam!

MAGDA

Nie jakaś sobie kumornica.

ANATOL

(do Szambelana)

Ambitna!

SZAMBELAN

No, baronie?

ANATOL

Baron się zachwyca!

SZAMBELAN

Prawda? Buziak — krew z mlekiem! a talia!

ANATOL

Obfita!

SZAMBELAN

W całej wsi ona jedna drukowane czyta!

ANATOL

Sawantka!

MAGDA

Az mi wszystkie zazdroszcom dziewuchy.

SZAMBELAN

(gładzi Magdę po twarzy)

A płeć jaka! Baranie, to łabędzie puchy!

(do Magdy)

Powiedzie mi, Magdusiu, jagódko rumiana,

Którego ty z nas wolisz?

MAGDA

(wskazując na Anatola)

Ano, tego pana!

SZAMBELAN

Jego! nie mnie?

MAGDA

Wielmożny pan sobie dziadzisko!

SZAMBELAN

(zachwycony)

Filutka!

MAGDA

Pan ma roków osiemdziesiąt blizko!

SZAMBELAN

Przysięgam ci Magdusiu, że nie mam połowy.

MAGDA

Co wielmozny pan gada, pan je cłek wiekowy.

ANATOL

Sapristi!

SZAMBELAN

Alem hoży.

MAGDA

Co to hozość taka.

(wskazuje na Anatola)

Panie, to co insego! Zaro cuć junaka!

SZAMBELAN

(pociąga nosem w stronę Anatola)

Czuć?

MAGDA

Juści. Na ten przykład u domowej trzody:

Cuć wieprzka, cuć źrebaka. Co miody, to miody.

(szczerzy zęby do Anatola)

A bo nie? Chi!

ANATOL

(wyjmuje monetę)

Choć Magdziu nie jesteś uboga

Masz dukata.

(daje jej pieniądz)

MAGDA

(ogląda)

Chi, panie daje cworonoga!

ANATOL

(przypatruje się monecie)

Kwadratowy! To Jaxa obciął go niecnota!

(szuka w kieszeniach, i wyjmuje drugą monetę)

Masz, Magdziu, na pamiątkę piękną sztukę złota!

MAGDA

(patrzy)

Ta dobra!

ANATOL

(do Szambelana)

Już ostatnia!

SZAMBELAN

(na stronie)

Oj, płochy Francuzie!

MAGDA

(do Anatola)

Bóg zapiać !

(chce go całować w rękę)

ANATOL

(usuwa rękę)

Nie, Magdusiu!

SZAMBELAN

(nastawia twarz)

Mnie pocałuj — w buzię!

MAGDA

E, co mnie pan wielmożny ciągo na swywolę!

Juz, kajbym całowała, to panica wolę!

(wskazuje Anatola)

ANATOL

Do takich, to mam szczęście!

SZAMBELAN

(pieści Magdę)

Ty, ty, ty przepiórko!

Daj pysia!

(chce całować)

MAGDA

(usuwa się)

Tak nie mozna z gospodarską córką!

SZAMBELAN

Daj pysia, daj koniecznie!

ANATOL

To fizyonomista!

SZAMBELAN

(szczypiąc ją)

Jak rzepa!

MAGDA

(z wrzaskiem)

Aj!

(chce uciekać)

SZAMBELAN

(chwyta ją w pół)

Stój!

MAGDA

Nie chcę!

(Szambelan chce ją pocałować, Magda szamoce się, i tak silnie potrąca Szambelana, iż ten się zatacza i omal nie pada, poczem Magda ze śmiechem ucieka)

ANATOL

(pomaga Szambelanowi przyjść do równowagi)

Sauve qui peut!

SZAMBELAN

(zadyszany, po chwili z ukontentowaniem)

Sprężysta!

ANATOL

Prawda!

SZAMBELAN

To moc, to siła! To z ludu kobieta

Apetyczna? co?

ANATOL

Bardzo I Tylko niedomyta!

SZAMBELAN

(patrzy w stronę)

Odwraca się, stokrotka! Patrz, okrąża szpaler.

Chodźmy za nią, baronie!

ANATOL

(n. str.)

Ognisty kawaler!

(Odchodzą. W tej chwili rozlegają się prawie jednocześnie dwa strzały. W głębi pada bażant zraniony,

do którego podbiegają Książę i Henryka).

Scena XI.

KSIĄŻĘ

Markizo, mierzyliśmy do jednego celu!

HENRYKA

(z uśmiechem)

Ale to jest mój bażant!

KSIĄŻĘ

(z ukłonem)

O, tak! jeden z wielu.

HENRYKA

Pięćdziesiąty! Poluję od samego rana!

KSIĄŻĘ

To też spocznij, markizo, jesteś spracowana!

(odbiera od niej fuzyę)

Daj fuzyę. Lufa zgrzana, ochłonąć jej pora!

HENRYKA

Tak pracować od świtu mogę do wieczora!

KSIĄŻĘ

A gdy spoczniesz, to w sercach budzisz niepokoje!

HENRYKA

Czy tak?

KSIĄŻĘ

Ciągle mnie drażni jedno słówko twoje!

HENRYKA

Jakie?

KSIĄŻĘ

A więc ptak wolny znów nałożył pęta?

Znowu? Jeśli to prawda, niech będzie przeklęta.

HENRYKA

Prawda jest pożądana!

KSIĄŻĘ

Często bywa sroga!

(po chwili)

Więc jesteś narzeczoną?

HENRYKA

(śmiejąc się)

Aha, tędy droga!

KSIĄŻĘ

Jesteś, markizo?

HENRYKA

(z przekorą)

Jestem!

KSIĄŻĘ

Małżeńskie kajdany

Nakładasz, jak tunikę!

(po chwili)

Któż jest ten wybrany?

HENRYKA

(z uśmiechem)

Niech książe zgadnie!

KSIĄŻE

(przypomina sobie, po chwili)

Myśl się napróżno wytęża.

HENRYKA

(po chwili)

Mój szwagier!

KSIĄŻE

Jakto szwagier?

HENRYKA

(siniejąc się)

Brat mojego męża!

KSIĄŻĘ

(z okrzykiem)

Filip Lagarde! Ten starzec!

HENRYKA.

Trzeba mi opieki.

Nie mogę emigrantką pozostać na wieki.

Przytem dwóch braci złączą się majątki oba,

Jeśli się konsulowi zezwolić podoba,

Abyśmy się w ojczyźnie znaleźli z powrotem.

(po chwili)

Zresztą nie mówmy o tem.

KSIĄŻĘ

Tak, nie mówmy o tem!

HENRYKA

Gdy wiemy, ze przyszłości los nam nie umili,

Żyjmy teraźniejszością.

KSIĄŻĘ

(ożywia się)

Korzystajmy z chwili!

HENRYKA

Snujmy dni z blasków zorzy i ze srebrnej piany!

KSIĄŻĘ

I mówmy o miłości tu — w świątyni Dyany!

HENRYKA

To jest grecka bogini!

KSIĄŻĘ

W greckim lśni marmurze!

HENRYKA

Jedni Grecy umieli szczęścia zrywać róże!

KSIĄŻĘ

Dotąd świecą na szczytach promienni i biali!

Bo oni się rozkoszą życia radowali!

HENRYKA

Tak, mój książę!

KSIĄŻE

A na nas ojców spadły winy!

To grzeszne pokolenia smutne rodzą syny,

Których radować będą akrobatów sztuki!

A śmiać się już zapomną pewno nasze wnuki!

HENRYKA

Aż ludzie strącą smutku nieznośną tyranię

I wówczas znów na ziemi Grecya zmartwychwstanie

I powoła do życia wesołość zabitą.

KSIĄŻĘ

A cały świat uklęknie przed piękną kobietą!

HENRYKA

Tak, mój książę. Gdy wszystkie poznamy mądrości,

To wówczas mądrość życia pośród nas zagości.

I nad znękaną ziemią zabrzmi wieść radosna,

Ze dwie są tylko prawdy: jest miłość i wiosna!

KSIĄŻĘ

Markizo! życiodajną ogłosiłaś wiarę!

Więc pierwsi na ołtarzach jej złóżmy ofiarę,

Aby nam uwierzono, żeśmy gońce Feba,

Trzeba czynów mistycznych, przykładów potrzeba,

(składa ręce przed Henryką)

Kiedy ambrozya życia z Olimpu ci dana,

To na bóstw olimpijskich wyświęć mię kapłana.

(klęka przed nią)

Oto na twych kolanach smutną kładę głowę.

Daj mi balsam nadziei i ziarna makowe

Wesołości! O, ześlij na mnie promień łaski.

HENRYKA

(kładzie dłonie na jego włosach)

Oto cię olimpijskie otaczają blaski!

Oto z jasnego czoła schodzi cień ponury,

A w sercu ukojenia rozbrzmiewają chóry!

KSIĄŻE

(podnosi twarz do twarzy Henryki, klęcząc)

Teraz Dyana z mych oczu niech wyznanie czyta,

Które odczuwa sercem wybrana kobieta!

(w upojeniu)

O, tyś mię napoiła aniołów muzyką!

Kocham ciebie, Henryko!

HENRYKA

(pochyla się)

Książę mój!

KSIĄŻĘ

Henryko!

(Henryka kładzie usta na ustach Księcia. Chwila ciszy. Nagle rozlega się wystrzał i śmiech kobiecy za

sceną. Książę i Henryka szybko powstają)

HENRYKA

(zmieszana)

Ktoś idzie!

KSIĄŻĘ

(z uśmiechem)

Czegóż lęka się odważna Dyana?

HENRYKA

(chce wyjść, niespokojnie)

Chodźmy stąd, bo w tej chwili nie chcę być widziana.

KSIĄŻĘ

(wskazuje na pawilon)

Tu się skryjmy przed świata spojrzeniem zuchwałem.

HENRYKA

(z wahaniem)

KSIĄŻE

W twej świątyni!

(słychać szelest kroków)

HENRYKA

(nasłuchuje)

Idą!

(Wbiega do pawilonu po chwili wahania. Książę wchodzi za nią i zamyka drzwi. Jednocześnie wchodzą Jaxa i Lolo).

Scena XII.

JAXA

(do Lola)

Widziałeś?

LOLO

Widziałem!

JAXA

To oni!

LOLO

Co za oni? nie dojrzałem twarzy!

JAXA

Byłem pewny, że mi się taka gratka zdarzy.

To oni!

LOLO

Lecz kto taki?

JAXA

Anatol z Krystyną!

LOLO

Oni!

JAXA

O, ja wiedziałem, że mi się nawiną!

(grozi w stronę pawilonu)

Zapłacę ci za wszystkie czynione mi wstręty!

Baronie!

LOLO

Coś ty taki na niego zawzięty?

JAXA

Com zawzięty? To małe przyczynił mi straty?

LOLO

Eh!

JAXA

Sławę mi zabierał, co sławę — dukaty!

Mam się nie mścić, gdy taka sposobność się zdarza?

A sto złotych, nie ściągnął ze mnie, jak z ołtarza?

LOLO

Na biednych!

JAXA

Ta mu tego nigdy nie zapomnę!

Wiem też, że fraszki o mnie pisywał nieskromne!

LOLO

Plotka!

JAXA

Dziś broń podaje mi fortuna sama!

(wyjmuje skrypt)

Patrzno, już ułożona na nich epigramu!

LOLO

Łowczance możesz bardzo zaszkodzić na sławie.

JAXA

A to trudno. Potrzymaj! nieco ją poprawię!

Wedle okoliczności muszę zmienić słowa!

(wyjmuje ołówek)

LOLO

(trzyma rękopis)

Strzeż się Jaxa!

JAXA

(poprawia skrypt)

Tak dobrze! Oto już gotowa!

(czyta z lubością)

»Anatol do łowczanki namiętnością płonie!

»Gruchają jak gołąbki dwa, w tym pawilonie!

LOLO

Ty lubisz rymy składać?

JAXA

To moja choroba!

LOLO

Lecz za to mogą plagi spotkać wierszoroba!

(pokazuje ręką bicie)

JAXA

Tylko bez konfidencyi! Już ja się wykręcę!

(zbliża się na palcach do drzwi pawilonu i usiłuje zawiesić arkusz nade drzwiami. Gdy mu się to nie

udaje, zwraca się do Lola)

Zawieś! Jesteś zręczniejszy i masz dłuższe ręce.

(daje mu skrypt)

LOLO

(bierze papier)

Ej, Jaxa!

JAXA

Dość mi przypieki! Nie dam chybiać sobie.

LOLO

No, jak chcesz!

JAXA

Chcę ! Bo tylko wet za wet mu robię.

(Lolo na palcach idzie do pawilonu i zaszczepia w drzewie skrypt Jaxy. W tej chwili w głębi przechodzą

Szambelan i Anatol)

SZAMBELAN

Uciekła! Niby sarna przeskakuje ploty!

ANATOL

(do Szambelana)

Co tam urządza Lolo!

SZAMBELAN

Pewnie jakieś psoty!

(przechodzą)

JAXA

(do Lola patrząc na zawieszony skrypt)

Tak, dobrze. Ha, nareszcie jest zdemaskowany.

LOLO

Więc co?

JAXA

Co? a hrabianka?

LOLO

(macha ręką)

To dalekie plany!

(wchodzi strzelec z trąbką i staje w głębi)

LOLO

(spostrzega strzelca)

A! comtessa Luiza przysyła trębacza!

To koniec polowania i obiad oznacza.

(patrzy w stronę)

Niosą ją, niosą!

JAXA

(sam)

Nim się skończy polowanie,

Tu tymczasem się mały galimatias stanie.

(Wymyka się. Czterech służących wnosi lektykę, z której przy pomocy Lola wychodzi Luiza. Służący zo

stają w głębi).

Scena XIII.

LUIZA

Przybywam na punkt zborny. Już spóźniona pora

(do strzelca)

Daj sygnał!

(do Lola)

Bo mitrężyć będą do wieczora.

(Strzelec gra na trąbce)

A jakie polowanie?

LOLO

Świetnie się udało.

Książę na dziś poświęcił bażantarnię całą.

Markiza jest królową, Aneta królewną.

LUIZA

Henrietta najzręczniejsza, byłam tego pewną!

(na dany sygnał z jednej strony wchodzi Aneta, z drugiej Teresa, Eustachy i murzyn Zamor)

TERESA

(do Luizy)

No, tośmy polowania dopłynęli kresu!

ANETA

Piękna była zabawa !

(Zamor obchodzi pawilon, zbliża się do drzwi, jakby coś węszył, co zwraca uwagę Eustachego)

LUIZA

Winszuję sukcesu!

(do Teresy)

A gdzie książę?

TERESA

Poluje z markizą nad stawem.

ANETA

Aż się trawa pokryła opierzeniem krwawem.

EUSTACHY

(do Teresy, wskazując na Zamora, który mrucząc węszy koło pawilonu)

Instryguje mię tego murzyna mruczenie!

TERESA

On coś tropi.

EUSTACHY

Zobaczmy!

(zbliża się z Teresą do pawilonu)

TERESA

(spostrzega skrypt)

Jakieś obwieszczenie!

EUSTACHY

(zdejmuje skrypt i czyta)

Czy być może?

(do Teresy)

Hrabino !

(oddaje skrypt Teresie)

TERESA

(czyta)

Ach!

(do Luizy)

Patrz, co tu stoi!

LUIZA

(bierze, czyta, uradowana)

Ach!

(do Anety)

Hrabianko! masz, czytaj o łowczance swojej!

ANETA

(bierze skrypt i czyta)

»Anatol do łowczanki namiętnością plonie,

Gruchają, jak gołąbki dwa w tym pawilonie«.

(oburzona)

To potwarz! ja w obronie biednej Krzysi stoję!

LUIZA

(zimno)

Pięknie. Ale z baronem zniknęli — we dwoje!

ANETA

Na lekturę zabrała ją szambelanowa !

LUIZA

Jestem w cnotę tej panny uwierzyć gotowa,

Gdy w swej osobie zjawi się tu — na tym placu.

ANETA

(do służącego)

Poproś panny łowczanki. Musi być w pałacu.

(służący odchodzi)

Nie, Krystyna nie lęka się takich potwarzy!

LUIZA

Ze szlachcianką to zawsze esklandra się zdarzy.

Po co jej było pchać się do naszego grona!

ANETA

O, do wielkiego świata nie tęskniła ona,

Jakby czuła, że świat ten spokój jej zabierze.

LUIZA

Najlepiej, kiedy każdy żyje w swojej sferze.

TERESA

(patrzy w stronę)

Aneta miała słuszność, już idą te panie.

ANETA

(do Luizy)

Comtesso, trzeba będzie zrobić odwołanie!

(wchodzi Krzysia z Narcyzą).

Scena XIV.

NARCYZA

(do Luizy)

Służący nas na drodze spotkał zadyszany,

Gdyśmy same śpieszyły do świątyni Dyany.

KRZYSIA

(do Anety)

Co się stało?

ANETA

(daje jej skrypt)

Opisał cię jakiś oszczerca.

Masz, przeczytaj to sobie, lecz nie bierz do serca.

KRZYSIA

(czyta)

Mój Boże, któż mógł powziąć taką myśl nikczemną.

(Narcyza chwyta z rąk Krzysi skrypt i chciwie czyta)

NARCYZA

(n. str. )

O, Mon Dieu ! wszak to mogło przytrafić się ze mną!

KRZYSIA

(rozżalona)

Wielki świat! jakże z blizka wygląda mizernie!

LUIZA

(sucho)

Jak każdy świat, jak każdy. Ma kwiaty i ciernie.

(wchodzi Anatol i Szambelan).

Scena XV.

TERESA

A, jest baron!

ANETA

Nareszcie!

NARCYZA

Przeczytaj, baronie!

(daje mu skrypt)

ANETA

(tuli Krzysię)

Uspokój się, uspokój! Jak ci biją skronie!

ANATOL

(czyta)

Paszkwil!

(do Lola ostro)

Toś ty go tutaj podrzucił ukradkiem.

LOLO

Ja!

ANATOL

Ty!

LOLO

Jak śmiesz!

ANATOL

Widziałem ! A Szambelan świadkiem!

SZAMBELAN

Tak, Lolo, tyś powiesił go tam, nade drzwiami,

(wskazuje na pawilon)

ANATOL

To jest twój koncept!

LOLO

(silnie)

Kłamiesz!

(Anatol w jednej chwili gniecie w ręku skrypt, i rzuca nim w twarz Lolowi. Lolo, z okrzykiem »ha!« chce

rzucić się na Anatola, powstrzymuje go siłą Eustachy).

EUSTACHY

(do Lola, wskazując na damy)

Nie jesteśmy sami!

(Lolo mityguje się)

ANATOL

(do Krzysi, którą tuli Aneta)

Daruj pani, lecz muszę stanąć w jej obronie.

LOLO

(do Anatola)

Zdasz sprawę!

ANATOL

(spokojnie)

Choćby zaraz!

ANETA

(z uznaniem do Anatola)

Dziękuję, baronie!

LOLO

(do Eustachego)

To jest Jaxy robota!

EUSTACHY

Lecz z twojej porady!

LOLO

(podniecony)

Chcę bić się!

EUSTACHY

O tem później.

LOLO

(wściekły)

Do krwi, i na szpady!

(wychodzi)

LUIZA

Lecz gdzie książę?

NARCYZA

(z ironią)

Poluje ciągle z margrabiną.

EUSTACHY

(do Teresy)

Jeśli są w pawilonie, to się nie wywiną.

TERESA

I świadkami esklandry całej będą sługi!

(wskazuje na służbę)

Nieostrożni!

LUIZA

(do strzelca)

Daj sygnał !

(strzelec trąbi)

NARCYZA

To już po raz drugi!

LUIZA

(do Anatola)

Nikt nie idzie?

ANATOL

(z humorem)

Nikt, tylko smutny bażant leci.

NARCYZA

(znacząco)

Bardzo długo polują!

SZAMBELAN

Tak!

LUIZA

(do strzelca)

Daj sygnał trzeci!

(strzelec trąbi).

(Drzwi od pawilonu otwierają się i na progu stają Książę i Henryka uśmiechnięci i bynajmniej nie zmie

szani. Poruszenie śród obecnych).

NARCYZA

Ach!

LUIZA

Nareszcie!

KSIĄŻĘ

Ta trąbka wzywa, jak do broni!

LUIZA

(z uśmiechem do Henryki)

Witaj królowo łowów!

KRZYSIA

(zdumiona do Anety)

Więc to byli oni!

HENRYKA

(do Luizy swobodnie)

Czy dawno towarzystwo już tutaj zebrane?

LUIZA

(uprzejmie)

O, niedawno!

KRZYSIA

(przez łzy)

Aneto, on już kocha Dyanę!

Nie mnie, nie mnie!

ANETA

(tuli ją)

Jak tobie pobladły jagody!

KRZYSIA

(z krzykiem)

Nie kocha mnie! Ach!

(pada zemdlona)

ANETA

Mdleje! Wody! Prędzej.

KSIĄŻĘ

(na cały głos)

Wody!

(Książę pomaga Anecie cucić Krzysię, nad którą litują się wszyscy, prócz Luizy).

EUSTACHY

(do Teresy wskazując na Zamora mówi ze złością)

Wszystkiemu winien murzyn! Tropił, jak pies gończy.

HENRYKA

(do Luizy, patrząc ze współczuciem na Krzysię).

Biedne dziecko!

LUIZA

(zimno, ale z tryumfem)

Wiedziałam, ze to się tak skończy!

AKT IV.

Komnata pałacowa jak w akcie I. Zamiast »biura dowcipu > stylowe biurko. Z lewej strony dwoje drzwi:

jedne prowadzą do pokojów Luizy i Henryki, drugie do pokojów księcia. Z prawej strony drzwi do apar

tamentu Teresy i Anety. W głębi drzwi wchodowe.

Scena I.

(Luiza siedzi wygodnie w fotelu, Książe przechadza się podrażniony).

KSIĄŻĘ

Prawdziwą naszą plagą są ci paszkwiliści,

To wstyd, ze się Warszawa raz z nich nie oczyści.

LUIZA

(obojętnie)

Cóż chcesz?

KSIĄŻĘ

Trzeba im przyznać, że nie tracą czasu.

Pojedynek się wczoraj odbył bez hałasu

W Łazienkach i w umyślnie opuszczonej szopie,

A dziś już całe miasto wre, jakby w ukropie,

I spotwarza Henrykę.

LUIZA

(niedbale)

To prędko przeminie!

KSIĄŻĘ

Suchej nitki już niema dziś na margrabinie,

Intrygantka, fałszywa wdowa, kurtyzana,

Oto są epitety, jakie nosi Dyana.

Łowczance od pismaków także się dostało.

LUIZA

(niechętnie)

Ach, ona wywołała awanturę całą!

KSIĄŻĘ

Łowczanka? Łzy Krystyny najwięcej mię bolą.

W tej sprawie jest dwóch winnych: Jaxa i wasz Lolo!

LUIZA

Lolo, jeśli zawinił, został ukarany,

Nieprędko z otrzymanej wyleczy się rany.

Wyznał mi całą prawdę.

KSIĄŻĘ

(z przekąsem)

Bronisz go łaskawie.

LUIZA

Jaxa winien!

KSIĄŻĘ

No, z Jaxą ja się dziś rozprawię.

Kazałem go poszukać, bo się gdzieś ukrywa,

Już mi dojadła jego muza obelżywa!

(Służący wnosi na tacy stos listów i stawia na stole)

LUIZA

Co za obfitość listów!

(do księcia)

Chodź, przegląd zrobimy.

KSIĄŻĘ

(przerzuca listy)

No, tak, tak, byłem pewny!

(rzuca listy z niechęcią)

LUIZA

(śmiejąc się)

Same anonimy!

(przegląda listy)

Henryka odsądzona od wiary i cześci!

KSIĄŻĘ

Lękam się, aby do niej nie doszły te wieścił

LUIZA

Już doszły!

KSIĄŻĘ

(żywo)

Tak?

LUIZA

Ode mnie nie słyszała słowa.

Lecz wiem, że była u niej dziś szambelanowa.

KSIĄŻĘ

Jej przyjaciółka przecie!

LUIZA

(z humorem)

Naiwni panowie!

Przykrą wieść to nam tylko przyjaciółka powie.

KSIĄŻĘ

A skoro tak, to jestem już zdecydowany,

Wyjeżdżamy dziś na wieś!

LUIZA

Skąd te nagie plany,

Ludzie powiedzą, żeśmy uciekli z bojaźni.

KSIĄŻE

Wyjeżdżamy !

LUIZA

Rób, jak chcesz!

KSIĄŻĘ

Tu mię wszystko drażni!

(wchodzi Henryka)

Scena II.

KSIĄŻĘ

(z gralanteryą)

Witaj, piękna markizo!

LUIZA

Już jesteś gotowa?

HENRYKA

Tak, wszak mieliśmy jechać dziś do Wilanowa.

KSIĄŻĘ

Jedziemy dokąd indziej!

HENRYKA

Dlaczego ta zmiana?

LUIZA

(powstaje)

To ci książę wyjaśni, Henrietto kochana!

Mnie czeka praca.

(wskazuje na listy, które zbiera służący)

Masz tu dowód oczywisty.

HENRYKA

Jakto, chcesz odpisywać na te wszystkie listy?

LUIZA

O, ja piszę, jak skrybent, gdy jestem w zapale,

Lecz tym bagażem dzisiaj w kominku zapalę,

Bo chłodno.

(z uśmiechem)

Pogadajcie.

(wychodzi, za nią służący).

Scena III.

HENRYKA

(patrzy za Luizą)

Ma urok niewieści!

KSIĄŻĘ

O, taki

HENRYKA

(znacząco)

Książę, tych listów domyślam się treści.

KSIĄŻĘ

(żywo)

Markizo! jam ci winien błogie, słodkie chwile.

Przepraszam cię, Henryko!

HENRYKA

(śmiejąc się)

Za co? za paszkwile?

Anonimy, to wieku naszego choroba,

Poza tem, to mi bardzo się tutaj podoba.

KSIĄŻĘ

Podoba się?

HENRYKA

Tak wszystko wygląda ciekawie!

Ale co najważniejsza, że się dobrze bawię!

KSIĄŻE

(uradowany)

Istotnie?

HENRYKA

Już się zżyłam z otoczeniem całem!

KSIĄŻĘ

A ja ci wyjazd na wieś proponować chciałem.

HENRYKA

Właśnie teraz musimy bywać razem, dużo,

To twarze zachmurzone prędko się rozchmurzą,

Za tydzień o te plotki nikt już nie zapyta.

KSIĄŻĘ

Henryko, znać, że jesteś światowa kobieta!

HENRYKA

(z uśmiechem)

A światowej kobiety niechaj nikt nie śledzi.

Prawdy jeden się dowie: to ksiądz na spowiedzi.

Bo zresztą swych tajemnic nie zwierza przed nikiem.

KSIĄŻĘ

(nagle zmienia ton)

Henryko! raz już byłem twoim spowiednikiem,

Pragnę być nim na zawsze!

HENRYKA

(z uśmiechem)

Bogobojne chęci!

KSIĄŻĘ

O, nie wymazuj nigdy mnie z twojej pamięci.

Bo ty szczęście przynosisz, Dyano, serc łowczyni,

Ja wdzięcznym być potrafię!

HENRYKA

To ci zaszczyt czyni!

KSIĄŻE

Jestem jak lutnia, twoją ręką nastrojony!

Graj, graj na niej i górne wydobywaj tony.

Z uczuciem słusznej dumy wsłuchuj się w tę lutnię,

Bo grzmi hymnem, gdy dawniej nieraz łkała smutnie.

HENRYKA

Każdy ruch twego serca czuje moja ręka,

Każda struna w niem dźwięczy, a żadna nie pęka.

KSIĄŻĘ

Żadna, żadna! Henryko, nieraz mi się zdaje,

Że oto już weszliśmy w olimpijskie gaje,

Ty stąpasz przy mem boku, uśmiechnięta, biała,

I że już na tej ziemi Grecya zmartwychwstała!

HENRYKA

O, mój kochany książę, marzysz nadto wcześnie,

Bo jeszcze Psyche Grecyi pogrążona we śnie,

Bo jeszcze dyszą wichry, jeszcze mrożą szrony.

(zamyśla się)

A ja mam sny. Śnił mi się dziś mój narzeczony.

KSIĄŻĘ

(powstaje)

Filip Lagarde!

HENRYKA

Tak!

(po chwili)

Byłam we śnie tak szczęśliwa,

Gdy wieść padła, jak piorun, że on tu przy

bywa.

Po to, aby mnie żywcem zamurować w grobie !

KSIĄŻĘ

O, ty sama te więzy nałożyłaś sobie !

I dlaczego? Tak przykrą była ci swoboda?

HENRYKA

Przykrą? nie. Lecz kto wdowie męskie ramię poda?

KSIĄŻĘ

We mnie masz przewodnika, moja biedna pani!

Zawierz mu, on powiezie ciebie do przystani,

Kędy nad cichą tonią biały ranek wschodzi,

HENRYKA

Czy ten sternik żegluje samotny w swej łodzi?

KSIĄŻĘ

(po wahaniu)

Nie!

HENRYKA

A wiosła czy mają skrępowane ruchy?

KSIĄŻĘ.

O tak! bo obowiązków cisną go łańcuchy!

Bo tłum kobiet obsiada jego łódkę wiankiem,

(z uśmiechem)

Których był niegdyś sługą, czcicielem, kochankiem.

HENRYKA

Lecz chociaż ma tak bardzo skrępowane ręce,

Nic poświęcić nie może?

KSIĄŻĘ

Wszystko ci poświęcę!

Nieodstępny towarzysz pójdę w twoją drogę,

Ale wyłącznie twoim nigdy być nie mogę!

(Henryka odwraca się od księcia, który stoi smutny i pomieszany. Chwila milczenia, poczem Henryka od

zyskuje swobodę i mówi nawpół seryo, nawpół żartobliwie w coraz żywszem tempie)

HENRYKA

Książę! mnie ta odpowiedź nie dziwi, nie wzrusza,

Bo oto męska z ciebie przemówiła dusza.

Kobieta, kiedy składa swe serce w ofierze,

Nie liczy co oddaje, nie pyta bo bierze,

Chce nadewszystko kochać, pragnie być kochana,

Żyje szczęściem wybrańca swojego i pana.

I wówczas już o żadnych względach nie pamięta,

Słabą dłonią żelazne nieraz kruszy pęta,

I nieraz, dla kaprysu, gdy poświęca siebie

Dla jednej chwili szału, swoje szczęście grzebie!

(Książę słucha nieco zdziwiony)

Lecz inaczej mężczyźni!

(Książę przeczy głową)

Inaczej mój książę!

Was zawsze jakiś łańcuch obowiązków wiąże.

Macie czas wśród zachwytów na zimne rachuby,

Bo wy wszyscy jesteście oschłe samoluby!

(Książę przeczy)

Tak książę, niech otwartość ta ciebie nie rani!

Szalej, zdradzaj! lecz nie mów o cichej przystani,

Nie mów, o trwałem szczęściu na daleką metę.

Najtrudniej uszczęśliwić jest jedną kobietę!

Łatwiej sto, łatwiej tysiąc, łatwiej dwa tysiące.

Więc żyj, jak polny konik na zielonej łące,

Jak motyl, co na kwiatach chwilę tylko gości,

Korzystaj z naszych błędów i z naszej płochości,

Lecz nie szydź, nie szydź, książę, bo szyderstwo boli.

(Książę składa ręce)

Ja ci swej nie narzucam doli i niedoli,

Ze zbyt łatwo uległam, wymówek nie czynię!

Mistrz jesteś, kiedyś łowów pochwycił boginię!

Lecz gdy dla ciebie jestem i chcę być łaskawą,

Gorzką prawdę, gdy trzeba, powiedzieć mam prawo!

Ze z was najbardziej dzielni i najbardziej czyści

Są na samem dnie duszy skryci egoiści.

(Książę gestami silnie przeczy)

Egoiści! Niech tylko sposobność się zdarzy,

Każdy z was bez wahania maskę zdejmie z twarzy,

Z przyrzeczeń miłych sobie tylko się wywiąże.

(Książę protestuje)

Daremne te protesty. Tak, tak, tak, mój książę!

Ja was na wskroś przejrzałam. Próżne zaprzeczenie!

Co rzekłam, to ci własne powtórzy sumienie.

Adieu, książę!

(kłania się z przesadą i wybiega)

KSIĄŻĘ

(sam)

O, la, lal A to mi wymowa!

Jak lawina alpejska! Aż mi huczy głowa!

(przechadza się)

Do krwi mię podrapała! poczekajno kotko!

(po chw. )

Mówiła przykre rzeczy, — ale jakoś słodko!

Choć czasami jej oczy miały połysk stali.

(po chw. )

Nieprawda! byśmy siebie wyłącznie kochali!

(Zamyśla się. Wchodzi Eustachy).

Scena IV.

EUSTACHY

Znalazł się wreszcie Jaxa, niesforny przechera.

Drugi dzień spijał wino w piwnicy Fukiera.

On ten wiersz skomponował, to rzecz oczywista!

KSIĄŻĘ

(roztargniony)

Słuchaj, Eustachy, czy ty jesteś egoista?

EUSTACHY

(zdziwiony)

Dlaczego książę pyta?

KSIĄŻĘ

Odpowiedz mi, proszę!

EUSTACHY

Egoistami wszyscy jesteśmy potrosze.

KSIĄŻĘ

A kobiety?

EUSTACHY

Mniej!

KSIĄŻĘ

Widzisz!

EUSTACHY

Wątłe Ewy córy!

Egoizm czują tylko potężne natury!

Dla których szczęście innych szeląga nie warte.

Takim byt niegdyś Cezar, a dziś Bonaparte!

KSIĄŻĘ

Tak sądzisz?

EUSTACHY

Do bezwzględnych, stalowych rycerzy

Przyszłość świata i może świat cały należy.

Bo oni idą zwartą, zwycięską drużyną.

A słabi marzyciele do szczętu wyginą.

Przywaleni tytanów samolubstwem grubem!

(Książę przechadza się zamyślony, po chw. )

KSIĄŻĘ

Wiesz? wolę umrzeć słabym, niż żyć samolubem.

EUSTACHY

To do wyboru! Ale wracajmy do rzeczy.

Już Jaxa przyłapany niczemu nie przeczy.

KSIĄŻĘ

Czy jest tu?

EUSTACHY

Jest! na dole w bibliotece czeka!

KSIĄŻĘ

Przy mym boku nie mogę mieć tego człowieka.

EUSTACHY

Przebrał miarę.

KSIĄŻĘ

A Krzysia?

EUSTACHY

W domu, — zapłakana,

I niemal uwięziona przez stryja Floryana.

KSIĄŻĘ

Biedna! Jak to mię boli!

EUSTACHY

A miasto wciąż gada

Niestworzone historye, bajki!

KSIĄŻĘ

Trudna rada!

(wchodzi Jan, kamerdyner)

JAN

(do księcia)

Jakiś szlachcic chce gwałtem widzieć księcia pana.

KSIĄŻĘ

Co za szlachcic?

JAN

Figura zupełnie nieznana,

Lecz opiekunem panny łowczanki się mieni.

KSIĄŻĘ

(zdziwiony)

Pan Floryan!

EUSTACHY

(j. w. )

Tu przybywa!

KSIĄŻĘ

Gdzież jest?

JAN

Czeka w sieni.

KSIĄŻĘ

(do Eustachego)

Pierwszy raz mnie zaszczyca.

EUSTACHY

Widać pękła struna!

KSIĄŻE

(do Jana)

Poproś tu zaraz do mnie pana opiekuna.

(Jan odchodzi)

EUSTACHY

Odchodzę.

KSIĄŻĘ

Po co masz się wymykać ukradkiem,

Zostań, proszę, i naszej rozmowy bądź świadkiem.

(wchodzi Floryan, szlachcic szpakowaty, ubrany dostatnio. Wita księcia z uszanowaniem, lecz bez uni

żoności).

Scena V.

KSIĄŻĘ

A, kochany pan Floryan, siądź pan, z laski swojej

(wskazuje mu krzesło)

FLORYAN

(zimno)

Dziękuję. Szlachcic gada najlepiej, gdy stoi.

EUSTACHY

(u. str. )

To zły znak.

KSIĄŻĘ

(urażony)

A, pan Floryan na mnie nie łaskawy.

(p. chw. ozięble)

Cóż Waćpana sprowadza?

FLORYAN

Bardzo smutne sprawy.

Inaczej na książęce nie szedłbym pokoje.

KSIĄŻĘ

A, tak waćpan zaczynasz, że się słuchać boję!

FLORYAN

A ja gadać przy świadku.

(spogląda na Eustachego)

KSIĄŻĘ

O, mów Waćpan śmiało,

To mój druh!

EUSTACHY

(n. str. )

By druhowi co się nie dostało!

(usuwa się nieco w głąb)

FLORYAN

Chcę mówić, bez obrazy księcia jegomości,

O Krystynie, i o jej nieszczęsnej skłonności!

KSIĄŻĘ

Nieszczęsnej?

FLORYAN

Zawsze byłem dla dziewczyny słaby,

Ale tego bigosu narobiły baby!

Sto razy jej mówiłem: dobrze się zastanów,

Tyś szlachcianka, on książę! Nie pchaj się do panów!

Cofnij się póki pora, nie łudź się nadzieją!

Tyś dobra, oni ciebie skrzywdzą i wyśmieją!

KSIĄŻĘ

Wyśmieją?

FLORYAN

(wyjmuje kartki papieru)

Oto, proszę, drukowane śpiewki,

Jakieś żarty niewczesne z mojej biednej dziewki.

KSIĄŻĘ

(czyta)

A więc i do Waćpana strzelają z za płota?

FLORYAN

Gdyby była słuchała, ta moja sierota!

Lecz wciąż tu się wyrywa, a ja, choć surowy,

Uległem, głównie z panny Anety namowy!

Przyrzekła jej matkować, zabrała ją siłą!

Pięknie jej matkowała! ot, jak się skończyło!

Że w domu mam zgryzotę i płacze niewieście,

W sercu wyrzut sumienia i plotkę na mieście!

KSIĄŻĘ

Zbyt się nami zajmuje opinia łaskawa.

FLORYAN

Gdyby to była z chłopcem nieposłusznym sprawa,

Tobym mu sto bizunów wyciął na kobiercu.

Lecz z Krzysia? i tak gorycz i smutek ma w sercu.

KSIĄŻĘ

Nad wszystkiem, co się stało, głęboko boleję!

FLORYAN

Książę winien, gdyż czynił jej jakieś nadzieje!

A u nas, gdzie są jeszcze proste obyczaje,

U nas słowo się spełnia, skoro je się daje,

Cóż dopiero przysięgi i górne zaklęcia!

A Krzysia niby w świętość, tak wierzyła w księcia!

KSIĄŻĘ

(z przekonaniem)

Ślubu nie przyrzekałem! Klnę się!

FLORYAN

Ha! być może.

Nie wiem! lecz wiem, że Krzysię zamykam w komorze.

jedziemy wszyscy na wieś, gdzie są ludzie skromni,

To może tam o grzesznych amorach zapomni!

Dosyć mam tej Warszawy, zgorszenia i sromu.

Książę nie może więcej bywać w naszym domu.

KSIĄŻĘ

Jakto, drzwi mi zamykasz?

FLORYAN

Nie mogę inaczej.

Niechaj książe łaskawie darować mi raczy,

Że tak śmiało do niego przemawia brat Łata!

Lecz ja mam żal do księcia i do tego świata,

Który wśród naszych kobiet i naszej młodzieży

Żądzę płochych rozrywek i zgorszenie szerzy.

KSIĄŻĘ

Ale panie Floryanie, skąd przesada taka!

FLORYAN

Niech książę słowa prawdy, przyjmie od prostaka,

Co nie umie przemawiać wysokimi tony,

Co wali prosto z mostu, gdy jest rozżalony.

KSIĄŻĘ

Lecz jesteś nim nad miarę.

FLORYAN

(z żalem)

Na wasze pustoty,

Nieraz padają gorzkie łzy biednej sieroty.

(z żalem)

Krzysia przez księcia w długiej żyć będzie żałobie

Niech książę to pamięta i rozważy sobie,

Padam do nóg!

(Szybko odchodzi. Chwila milczenia).

Scena VI.

(Eustachy mówi do siebie, patrząc na księcia, który szybko się przechadza)

EUSTACHY

Uf! Cisza nastała ponura.

KSIĄŻĘ

(nagle staje)

A to mi »pater noster« wyciął ten szlachciura!

EUSTACHY

Mówił prawdę!

KSIĄŻĘ

(rozdrażniony)

Lecz prawdy dzisiaj mam za dużo.

Dyana i on! Dwie porcye na raz nie posłużą.

Wolałbym prawdę w dawkach zażywać na raty!

EUSTACHY

Łatwiej byłoby przełknąć!

KSIĄŻĘ

To szlachcic rogaty!

(po chwili)

Wiesz, Eustachy, dlaczego taka złość mię bierze?

Że on miał w gruncie słuszność!

EUSTACHY

A tak, mówiąc szczerze.

KSIĄŻĘ

(przedrzeźniając go)

A tak! i ty to mówisz! A, tak! Woda cicha!

Znam ciebie, znam! Bo kto mnie do szaleństw popycha

Kto we mnie ogień nieci, gdy czasami zgaśnie!

Ty!

EUSTACHY

Ja!

KSIĄŻĘ

Ty!

EUSTACHY

Ależ książę!

KSIĄŻĘ

Nikt inny, ty właśnie!

Ty jeden grzeszne myśli ciągle budzisz we mnie!

EUSTACHY

Ale jam nieraz księcia wstrzymywał daremnie!

KSIĄŻĘ

On wstrzymywał!

EUSTACHY

Wnosiłem prośby błagające!

KSIĄŻĘ

On błagał! Rży jak źrebiec na zielonej łące!

I tylko węszy, jakby się dostać do stada!

Znam ja ciebie!

EUSTACHY

Do raju zawsze dusza rada!

KSIĄŻĘ

(zjadliwie)

Motylek I słodycz z każdej różyczki wysysa!

Każda mu pachnie! Każda! Młoda, stara, łysa!

EUSTACHY

(prędko przerywa)

Co do łysych zanoszę uroczyste veto!

KSIĄŻĘ

(sam się podnieca)

I gdyby on przynajmniej szalał za kobietą!

Ale jemu wystarcza byle buziak, liczko!

Co liczko! On zachwyca się lada spódniczką!

Więcej powiem! Poleci za rąbkiem spódnicy!

A tropi wszędzie, zawsze. W domu, na ulicy,

Na reducie, w teatrze, na balu, w kościele!

Nawet tam!

EUSTACHY

Proszę księcia! tego już za wiele!

Jeśli książę tak sądzi, to słowo honoru,

Zdecydowany jestem wstąpić do klasztoru!

KSIĄŻĘ

No, a to byłby z ciebie przykładny braciszek!

Wiem, pójdziesz za gwardyana do klasztoru mniszek!

Mało ci było broić na otwartym świecie,

Pragniesz spokój zakłócić klasztornej kobiecie!

Nic z tego! Bo ja z wami tu porządek zrobię!

Dosyć już tej rozpusty!

EUSTACHY

(n. str. )

On mówi o sobie!

KSIĄŻĘ

O, ja wasze wybryki powściągnąć potrafię!

Dosyć szaleństw!

EUSTACHY

On pisze autobiografię!

KSIĄŻĘ

Dotąd każdy mi tutaj był druhem i bratem.

Od dziś staję się dla was tyranem i katem!

Ujrzysz!

(klaszcze w ręce, wchodzi Jan)

Niech przyjdzie Jaxa!

(Jan odchodzi)

EUSTACHY

(n. str. )

Tu polecą wióry!

KSIĄŻĘ

(w irytacyi)

Ja tego drapichrusta obedrę ze skóry!

O, będzie miał się z pyszna!

(Wchodzi Jaxa. Czub nastroszony, wylękniony, nadrabia zuchwałą miną).

Scena VII.

EUSTACHY

(u. str. patrząc na Jaxę)

Mina uroczysta!

(Jaxa stoi nieporuszony u drzwi)

KSIĄŻĘ

(groźnie do Jaxy)

Bliżej tul

(Jaxa postępuje parę kroków)

Bliżej!

(Jaxa j. w)

Bliżej jeszcze!

(Jaxa j. w. )

(Książę przechadza się, nagle staje przed Jaxą)

Paszkwilista!

(po chwili)

Słuchaj! złe cię natchnienie do parku zaniosło!

(groźnie)

Tyś pisał epigramat!

JAXA

(spokojnie)

To moje rzemiosło!

KSIĄŻĘ

A ja ci za nie sadła zaleję za skórę!

Boś ty jeden wywołał całą awanturę!

Tyś śmiał w łowczance honor zadrasnąć niewieści,

Przez ciebie Lolo cierpi na łożu boleści,

Bo głupi dał się tobie użyć. za narzędzie!

Pokutuje za ciebie!

JAXA

(niedbale)

No, nic mu nie będzie!

(Książe i Eustachy patrzą na siebie)

EUSTACHY

Lolo jest ciężko ranny!

JAXA

Ja mu nie pomogę!

EUSTACHY

Cięty jest w rękę, słyszysz?

JAXA

W rękę, lecz nie w nogę!

Noga gorsza !

(Książę i Eustachy zdumieni)

Fortuna zawsze mu sprzyjała.

Test sławny. Mówi o nim dziś Warszawa cała,

Już go liczą do rzędu jej znakomitości!

KSIĄŻĘ

Więc Lolo ma dla ciebie jeszcze dług wdzięczności?

JAXA

A to jasne, jak słońce, proszę księcia pana!

Gdy się wyliże musi postawić szampana!

KSIĄŻĘ

A Krzysia? o niej mówią też, lecz nazbyt głośno!

Boś ty plotki wywołał swą poezyą sprośną.

Jakiemi świecić będziesz wobec niej oczyma?

JAXA

(z błogim uśmiechem)

Takiej słodkiej panienki plotka się nie ima!

(Eustachy i książę milczą przez chwilę i patrzą na siebie)

KSIĄŻĘ

O, ty potrafisz kota wywrócić ogonem,

Ale ruszaj stąd z całym poetyckim plonem!

Wypędzam cię od siebie, czy słyszysz mosanie?

Odtąd noga tu twoja nigdy nie postanie!

Miesięczna gaża również jest ci odebrana.

JAXA

(spokojnie, z czelnością)

A z czego ja żyć będę, proszę księcia pana?

KSIĄŻĘ

A mnie co to obchodzi?

JAXA

No, a kogóż więcej

Ma obchodzić? Wszak jestem rymopis książęcy!

EUSTACHY

To czelność!

JAXA

Więc mam może żebrać przy kościele?

Ja — Jaxa?

EUSTACHY

(, do księcia)

Nie, on sobie pozwala za wiele!

JAXA

Mam śpiewać po podwórkach? — ja — Jaxa!

Lub może

Twory swoje drukować w jakimś Monitorze!

Ja — Jaxa! Com był gwiazdą w poetyckiej sztuce?

EUSTACHY

(w irytacyi)

Słuchaj, Jaxa, stul gębę, bo cię stąd wyrzucę!

JAXA

Zamiast lżyć, raczej moje uznajcie zasługi!

(uroczyście)

Bo nie prędko narodzi wam się Jaxa drugi!

KSIĄŻĘ

A niech nigdy nie rodzą się tacy zuchwalce!

EUSTACHY

Czy mi książę pozwoli, bo mię świerzbią palce?

(zbliża się do Jaxy, żeby go wyrzucić; ten się hardo nadstawia)

KSIĄŻĘ

Daj mu pokój, Eustachy, sam się z nim rozprawię.

(wyjmuje z biurka sakiewkę)

Gdy złoto jest niezbędne twej plugawej sławie,

Masz — chwytaj !

(rzuca sakiewkę, którą Jaxa zręcznie chwyta w powietrzu)

Wszystko twoje, co znajdziesz w tej kiesie!

(energicznie)

I wynoś ani się za drzwi precz! Dyogenesie!

JAXA

(cofa się ukłonami, tyłem)

Polecam się pamięci! Potrzebnym być mogę!

KSIĄŻĘ

(nastaje na niego)

Precz !

JAXA

Upadam do nóżek!

EUSTACHY

Ruszaj w swoją drogę!

(Eustachy idzie na niego, Jaxa zręcznie rzuca się w tył i znika za drzwiami)

KSIĄŻĘ

(do Eustachego)

Darów nie poskąpiła mu matka natura

Ale on sam poniża godność swego pióra.

I to przez takich ciurów właśnie w oczach świata

Może być splugawiony sztandar literata!

(Jaxa wraca z miną skruszoną)

KSIĄŻĘ

(oburzony)

Co? Jeszcze tu powracasz? Czego chcesz?

(Jaxa milczy)

Mów prędzej!

(Jaxa milczy)

No, mów!

JAXA

(rzewnie)

Niczego nie chcę, nawet tych pieniędzy !

(kładzie sakiewkę na biurku)

KSIĄŻĘ

(zdziwiony)

Jakto? nie chcesz pieniędzy?

JAXA

Nie chce tego złota !

(płaczliwie)

Niechaj wyjdę stąd nagi, jak z matki żywota!

(Książę i Eustachy zdziwieni)

KSIĄŻĘ

Jaxa, co ci się stało?

JAXA

Ja mam duszę czułą.

Kiedym stąd wyszedł, tak mię coś w boku ukłuło,

Tak mnie coś pod wątrobą zabolało srodze,

Żem rzeki sobie: stój! jesteś na pochyłej drodze!

KSIĄŻĘ

To prawda !

JAXA

(szczerze skruszony)

Grosze ciułać lubię sercem całem,

Ale ja się do księcia pana przywiązałem.

(błagalnie)

Nie wypędzaj mnie, książę, cofnij karę srogą!

Przysięgam nie szkalować już nigdy nikogo!

EUSTACHY

Nie wytrzymasz!

JAXA

(ostro do Eustachego)

Wytrzymam!

EUSTACHY

twoją naturę!

JAXA

Choćby nawet, to księciu wprzód dam pod cenzurę!

(do księcia)

Nie wypędzaj mnie! Oto całuję twe nogi!

(pochyla się do nóg księcia;

KSIĄŻĘ

(mięknie)

A, widzisz, widzisz, Jaxa!

(spostrzega uśmiech na twarzy Eustachego i zaraz zmienia ton)

Wiedz, że będę srogi!

Bo od dziś tu wprowadzam klauzurę surową!

Wszystkich was wezmę w kluby. Dałem sobie stówo!

JAXA

Książę! daruj mi jeszcze na ten raz!

(całuje go w rękę)

KSIĄŻĘ

(mięknie)

No, zgoda!

(surowo)

Lecz pamiętaj !

EUSTACHY

(na str. )

To srogi! On przejdzie Heroda!

JAXA

(pokornie)

Więc mogę na książęce przychodzić pokoje?

KSIĄŻĘ

No, możesz.

(grozi mu)

Ale strzeż się!

(oddaje mu sakiewkę)

Zabieraj, to twoje!

(Jaxa wzdraga się)

No, bierz!

(Jaxa bierze sakiewkę)

Lecz pomnij!

(odwraca się od niego)

JAXA

(rozczulony, do Eustachego)

Kto się przy nim nie wzbogaci?

Zawsze, kiedy się gniewa, to najlepiej płaci.

(Ocierając łzy chowa sakiewkę. Przez drzwi środkowe wchodzą Szambelan i Anatol).

Scena VIII.

SZAMBELAN

(do księcia)

Powracamy od Lola. Ma się znacznie lepiej.

ANATOL

Będzie zdrów, bo poczciwy szambelan go krzepi.

SZAMBELAN

(z uśmiechem)

A tak! Już może ręką poruszać zranioną.

KSIĄŻĘ

(poważnie do szambelana)

Proszę cię, Szambelanie, coś ty zrobił z żoną?

SZAMBELAN

(zdziwiony)

Z żoną? Co mam z nią robić?

KSIĄŻĘ

Gdzie szambelanowa?

SZAMBELAN

Albo ja wiem!

KSIĄŻĘ

Mnie zgoła nie dziwią te słowa,

Kiedy szambelan biega za lada buziakiem.

SZAMBELAN

Za Magdą! Lecz mnie ona zdradza z parobczakiem

Zdradza mnie już od dawna!.

KSIĄŻĘ

(seryo)

Przykład słusznej kary!

Na takie eskapady szambelan za stary.

Musimy więcej czuwać nad godnością swoją!

Miłostki po folwarkach już nam nie przystoją.

(przechadza się z powagą; Eustachy uważa to i dyskretnie go naśladuje)

SZAMBELAN

(do Anatola zdziwiony)

Co mu się stało?

ANATOL

Nie wiem!

(spostrzega Jaxę)

Jaxa!

JAXA

(do Szambelana i Anatola)

Jak się macie?

SZAMBELAN

Dobrze!

ANATOL

Chodź, to ci powiem coś o twym dukacie!

(wyjmuje monetę)

Fałszywy! Żebrak nie chciai przyjąć go ubogi.

Oberzniętyl

JAXA

Daj! ja mu zaokrąglę rogi.

(bierze od Anatola pieniądz i chowa)

ANATOL

(zdziwiony)

To majster do wszystkiego.

EUSTACHY

Oto naszę panie!

(Z prawych drzwi wychodzą Teresa, Aneta i Narcyza).

Scena IX

ANATOL

(do Narcyzy)

Lolo zdrowszy!

NARCYZA

Ach, to mię cieszy niesłychanie!

KSIĄŻĘ

(do Narcyzy)

Zdrowie rnęża być winno troską dobrej żony.

(patrzy na biust Narcyzy)

A dekolt, jak na codzień, nazbyt wykrojony!

NARCYZA

(zgorszona, na str. )

Co mu jest?

TERESA

(do księcia)

Wiesz, co stało się w okrągłej sali?

Zamor z papugą dziś się do krwi podrapali!

Był krzyk, jak w menażeryi!

(śmieje się)

KSIĄŻĘ

(marszczy czoło)

Te rnałpy, papugi,

Ten murzyn, sprowadzony niby do posługi,

Wszystko to nam niezmiernie na opinii szkodzi;

Zwłaszcza, że nie jesteśmy znowu tacy młodzi!

Młodym zostawmy żarty, figle, kalembury!

(patrzy na Anatola znacząco)

Tem gorszy się pospólstwo. Przykład idzie z góry!

TERESA

(do Anety)

Co on mówi?

ANETA

Naucza, niby katecheta!

KSIĄŻĘ

Aneta także!

ANETA

(śmiało)

Słucham, w czem chybia Aneta?

KSIĄŻĘ

(stropiony)

No, w niczem! Lecz wogóle proszę moich gości:

Nieco więcej rozwagi, więcej stateczności!

Bo nie ten dobrze żyje, kto się wciąż weseli.

(Kłania się i odchodzi ż powagą w drugie drzwi na lewo. Obecni patrzą na siebie zdumieni).

Scena X.

SZAMBELAN

Eustachy, co to znaczy?

EUSTACHY

Myśmy spoważnieli!

(przechadza się z komiczną powagą, naśladując ruchy księcia)

TERESA

Skąd się w nim ta powaga właśnie dzisiaj budzi?

EUSTACHY

Bo my się kierujemy na statecznych ludzi!

NARCYZA

Po raz pierwszy był książę niegrzeczny z kobietą!

EUSTACHY

Bo jest zły !

NARCYZA

Zły? dlaczego?

EUSTACHY

Bo nam głowę zmyto!

(Z lewych drzwi wychodzi Luiza).

Scena XL

TERESA

(do Luizy)

Ma chere, tu się przed chwilą ładne rzeczy działy!

Pepi, ni stad, ni zowąd, prawił nam morały!

A mówił z taką pasyą, jak ksiądz u ołtarza.

LUIZA

Spoważniał! To się zwykle na jesieni zdarza.

NARCYZA

Ja przez niegrzeczność księcia czuję palpitacye.

ANATOL

Szambelanowo, wybacz, lecz książę miał racyę.

ANETA

Pan to mówisz? to pierwszy okryj się żałobą.

ANATOL

Przyznaję księciu słuszność, lecz zostaję sobą.

(Teresa, Aneta i Luiza prowadzą rozmowę)

SZAMBELAN

(do Anatola)

Wiesz, baronie, że ja się przyznaję do winy.

Pragnąłbym nawet wrócić na łono rodziny,

Ale wstyd mi Narcyzie wyznać to otwarcie.

ANATOL

Ja cię poproteguję. Licz na me poparcie!

(prowadzi Szambelana przed Narcyzę)

ANATOL

(do Narcyzy)

Pani Szambelanowo, oto mąż skruszony!

Pragnie znów złożyć hołdy u stóp swojej żony.

NARCYZA

No, a panny z obory?

SZAMBELAN

E, same zdrajczynie!

NARCYZA

Wiedziałam, że ten zapał szambelana minie!

(po chwili)

Cóż mam począć. Gołąbku, chodź, to cię popieszczę!

SZAMBELAN

Turkawko!

(do barona)

Jaka ona jest ponętna jeszcze!

(Narcyza i Szambelan wdzięczą się do siebie)

EUSTACHY

(do Teresy)

Górą cnota! Narcyza godzi się z tym dziadem!

TERESA

(z uśmiechem)

A może i ja pójdę za bogów przykładem?

Może ze swym małżonkiem połączę się wkrótce?

EUSTACHY

Winszuję!

(na stronie)

Oto dola, kochać się w rozwódce!

(Wchodzi Książe).

Scena XII.

LUIZA

(z uśmiechem do księcia)

O moralności miałeś tu naukę cała!

KSIĄŻĘ

(nieco zażenowany)

Ale rai się kazanie wcale nie udało!

(kłania się)

Przepraszam! Bardzo gniewasz się, szambelanowo?

NARCYZA

Już nie! Bo mię rozbraja jedno księcia słowo.

(Rozmawiają. Z lewych drzwi wchodzi pośpiesznie Henryka widocznie poruszona, trzymając sztafetę

w ręku, którą podaje Luizie).

Scena XIII.

LUIZA

(do Henryki)

Henrietto, co się stało?

HENRYKA

(daje jej papier)

Masz, wielka nowina!

Czytaj! nowa się era dla nas rozpoczyna!

(Luiza czyta, obecni patrzą ciekawie)

ANATOL

(poruszony)

Jakto, dla nas, Francuzów, wschodzi nowa era?

HENRYKA

(ożywiona)

Emigrantom do Francyi konsul wstęp otwiera!

Zwraca im wszystkie prawa i stracone włości!

(tłómaczy Luizie sztafetę)

ANATOL

Czy być może? Ja chyba zwaryuję z radości!

KSIĄŻĘ

(życzliwie)

Ciesz się, baronie!

LUIZA

A mnie bynajmniej nie wzrusza

Łaskawość Napoleona, tego parweniusza.

ANETA

Który jest panem Francyi.

HENRYKA

I jabym tu dłużej

Została, bo nie pilno mi do tej podróży.

LUIZA

Więc zostań! Wszak tu wszyscy są tobie oddani!

KSIĄŻE

Zostań, piękna markizo!

HENRYKA

(z ironią)

W tej cichej przystani?

KSIĄŻE

Tak! We Francyi nie koniec jeszcze zawieruchy!

HENRYKA

(z przekorą)

Nie mogę! obowiązków ciągną mnie łańcuchy.

KSIĄŻĘ

(zniża glos)

Więc się starcowi temu oddałaś w niewolę!

HENRYKA

(z uśmiechem)

Tak!

KSIĄŻĘ

Temu egoiście!

(Henryka śmieje się głośno; wchodzi Jan)

JAN

(anonsuje)

Śniadanie na stole!

LUIZA

Zanim przelotne ptaki do gniazda odlecą,

Niechaj przed tą podróżą pokrzepią się nieco.

Proszę!

(Książę posuwa się do Henryki, Szambelan podaje ramię Narcyzie, Eustachy Teresie, a Anatol Anecie.

Luiza stoi u lewych drzwi i robiąc honory, przepuszcza pary, za nią Jan. W głębi tkwi Jaxa).

KSIĄŻĘ

(czule do Henryki)

Przez te dni kilka przeżyliśmy tyle,

Że do odjazdu każdą przedłużyłbym chwilę,

(wychodzi na lewo)

SZAMBELAN

(prowadzi ostentacyjnie Narcyzę pod rękę)

Jak miło jest do stołu usiąść z własną żoną,

I zbudować przykładem biesiadników grono.

(wychodzą)

EUSTACHY

(do Teresy)

Z mężem godzić się starym, hrabino, nie radzę.

Rozważmy to przy ponczu!

TERESA

Lepiej przy maladze!

(śmiejąc się wychodzą)

ANATOL

(do Anety)

Odjeżdża natręt I Pani jest uszczęśliwiona?

ANETA

Przeciwnie bo tu smutno będzie bez barona.

(wychodzą)

LUIZA

(u drzwi, do Jana)

Do stołu usługują dziś księcia lokaje,

To niechaj Jan baczenie w przedpokoju daje!

(Jan kłania się i idzie do drzwi środkowych. Luiza spostrzega w głębi pokornego Jaxę; wychodzi, uda

jąc, że go nie widzi)

JAXA

(do Jana)

A czy wina tam dużo?

(wskazuje na lewe drzwi)

JAN

Wina? Całe kosze!

JAXA

Hm! nikt mnie nie zaprosił, to się sam zaproszę!

(idzie ku lewym drzwiom, ale cofa się)

Wstyd mi!

(patrzy w drzwi)

Jedzą! Co to? już niosą malagę!

(poprawia frak, z determinacyą)

Idę. Trzeba mieć własnych przekonań odwagę!

(Szybko wychodzi na lewo. Jan niknie w drzwiach środkowych, lecz za chwilę prędko przebiega salę,

wchodzi w lewe drzwi i wywołuje stamtąd księcia.Jednocześnie w drzwiach środkowych ukazuje się

Krzysia zmieniona, blada, ubrana do podróży.

Scena XIV.

KSIĄŻĘ

(wychodząc , lewej strony, niespokojnie do Jana)

Czeka?

JAN

Tylko co przyszła, proszę księcia pana.

KSIĄŻĘ

(spostrzega Krzysię)

Krzysia!

(Krzysia pada lnu w ramiona, on ją tuli)

Moja biedaczka! ach, jaka spłakana!

(gładzi ją po twarzy)

Bledziuchna! co się stało z tą twarzyczką hożą?

Jak ty drżysz, Krzysiu!

KRZYSIA

(przez łzy)

Ratuj, oni mnie wywożą!

(wybucha głośnym płaczem)

KSIĄŻĘ

(chce ją utulić)

Uspokój się, uspokój, wszystko się odmieni!

KRZYSIA

Nie, nie, wszystko skończone! Tam stryj czeka w sieni!

Pozwolił mi na chwilę wejść pożegnać ciebie

I zaraz mnie zabiera i na wsi zagrzebie,

Żem nazbyt cię kochała, żem żyła nieskromnie.

Ty jeden, o ty jeden źle nie myślij o mnie!

(trzęsie się z płaczu)

KSIĄŻĘ

(poruszony)

Nie płacz, bo ja nie mogę słuchać płaczu tego!

KRZYSIA

Strofują mnie, jak dziecko, i jak więźnia strzegą;

Oni bronią mi ciebie, ciebie mój jedyny!

Na zawsze!

KSIĄŻĘ

Krzysiu! cierpisz za nie swoje winy!

lam winien, ja podstępnie wkradłem się w twe serce,

I jasność z niego ssałem iskrę po iskierce!

KRZYSIA

Nie, nie!

KSIĄŻĘ

Jak wąż kusiciel czaiłem się skrycie.

Krzysiu, ja czuję, czuję, żem ci złamał życie!

KRZYSIA

Ty!

KSIĄŻĘ

Rozraniłem serce za twoję kochanie!

A cierń mego występku tkwi w tej żywej ranie!

Lecz żal mój równy winie, wierz mi Krzysiu miła!

Przebacz!

KRZYSIA

O, jam ci wszystko, wszystko przebaczyła!

(obciera łzy)

Niezważaj na łzy moje, nie zważaj na płacze!

KSIĄŻĘ

Krzysiu, lecz ja samemu sobie nie przebaczę!

KRZYSIA

Co ty mówisz!

KSIĄŻE

Bo jestem sprawcą twej zgryzoty!

Bo mam jeszcze poczucie występku i cnoty!

KRZYSIA

Masz, masz.

KSIĄŻĘ

Mnie nie popsuły płoche obyczaje,

Jam lepszy —

KRZYSIA

O tyś dobry!

(gładzi go po twarzy)

KSIĄŻĘ

Lepszy, niż się zdaję!

KRZYSIA

(pieści go)

O. tak!

KSIĄŻĘ

Robak sumienia już mię dawno toczy!

Wyrzutem są mi twoje wypłakane oczy!

Wyrzutem widok twojej znękanej postaci!

Krzysiu !

KRZYSIA

Pan Jezus tobie za dobroć zapłaci!

Winniśmy! byłam słabą, tyś nie był ze stali!

Ale myśmy się bardzo, serdecznie kochali!

KSIĄŻĘ

Tak, tak!

KRZYSIA

Ja tym wspomnieniom resztę dni poświęcę!

KSIĄŻĘ

O, daj mi ucałować, daj mi twoje ręce!

(całuje ją po rękach, Krzysia uśmiecha się przez łzy)

Jak smutnie się uśmiecha ta twarzyczka blada!

Jak smutnie!

(łka cicho)

KRZYSIA

Cierpisz? Módl się, to jedyna rada!

I znieś wszystko tak mężnie, jak ja mężnie

znoszę.

Bo człowiek się nie rodzi widać na rozkosze,

Lecz na łzy, na cierpienia, na serdeczne rany!

Żegnaj mi, mój najmilszy, i mój ukochany.

(Rzuca mu się z płaczem w objęcia. Książę tuli ją. W tej chwili w progu drzwi staje Henryka i spokoj

nie im się przypatruje),

KSIĄŻĘ

Bądź zdrowa! o bądź zdrowa!

(Krzysia wyrywa się z objęć księcia i wybiega. Książę stoi głęboko wzruszony).

HENRYKA

(ze współczuciem patrzy na niego)

Serce mu rozdarła!

KSIĄŻĘ

Tak mi jest, jakby ona przezemnie umarła!

(Rzuca się na krzesło i płacze. Henryka zbliża się do niego).

Scena XV.

HENRYKA

(na str. )

Cierpi! Balsam pociechy niech przyjmie z mej dłoni,

(do księcia łagodnie)

Książę!

KSIĄŻĘ

To ty, Henryko!

HENRYKA

(ze współczuciem)

Wiem, ze płaczesz po niej !

KSIĄŻĘ

Tak, po niej płaczę!

HENRYKA

Widać, że masz serce czyste,

Gdy jeszcze możesz ronić takie łzy perliste !

(Książę odwraca głowę)

O, mój kochany książę, nie odwracaj twarzy!

To brylant, jasny brylant w twych oczach się żarzy!

(łagodnie)

Osusz łzy, spojrzyj w górę, przyjacielu miody!

Patrz, trzepocze skrzydłami grecki bóg pogody,

On zleci i zcałuje troski z twego czoła,

A tam geniusz wesela głośno ciebie wola!

(wskazuje na lewe drzwi, skąd dochodzi wesoły gwar biesiadników)

KSIĄŻĘ

Słoneczna! twoje życie, to jedna biesiada,

Z morskiej piany, z uśmiechów i z blasków[się składa

Tyś szczęśliwa!

HENRYKA

Rozjaśnij zadumane oczy,

A szczęście jasne pióra nad tobą roztoczy.

(z uczuciem)

Rzuć te zgrzyty i utoń w harmonii muzyce.

A wówczas znajdziesz miejsce wolne przy Hen

ryce!

(Pochyla się nad nim i całuje go w czoło. Książę nieruchomy marzy. Wchodzi Eustachy).

HENRYKA

Nie budźcie go. On teraz w myślach pogrążony!

(Idzie ku lewym drzwiom. Odwraca się na progu i jakiś czas z pogodnym uśmiechem spogląda na księcia

poczem znika. Eustachy cicho staje za księciem).

Scena XVI.

KSIĄŻĘ

(do siebie)

Nie! nie wszystkim weselne tylko biją dzwony.

(spostrzega Eustachego)

Eustachy!

EUSTACHY

Co tu zaszło?

KSIĄŻĘ

Przez tę chwilę matą

Całe morze goryczy w piersi mej wezbrało!

Bom ujrzał, jak spływają krwią serca gołębie

I jak dążą do światła — przez szczyty i głębie.

(po chwili)

Prawdę wyrzekła Dyana! myśmy dzieci słońca!

Ale droga ku niemu długa i nużąca,

I nieraz od pożaru upalnych promieni

Syny człowiecze giną na śmierć porażeni,

Nie zbywszy nędzny ziemskiej i ziemskiej niedoli

EUSTACHY

Książę, strzeż ty się, strzeż się swojej melancholii.

Wyrwij z chorego serca, póki czas, tę żmije!

KSIĄŻĘ

(porywa się)

Nie, moje serce zdrowe, w zdrowem Jonie bije!

Ono pcha mnie do sławy, do trudu, do czynów!

Bo oto syty jestem miłosnych wawrzynów!

(wyciąga ręce)

Żegnajcie czarnobrewe, i wy złotowłose! —

Róże, z których strząsałem brylantową rosę!

Nie chciejcie mi za czyny liczyć wiarołomne,

Że przy pługu oracza o kwiatach zapomnę,

Lecz samo życie ryje między nami przedział !

EUSTACHY

(zaniepokojony)

To kobiet już nie kochasz?

KSIĄŻĘ

Tegom nie powiedział!

(Staje cały w uśmiechu).

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kozłowski Stanisław JENIEC NAPOLEONA
Kozłowski Stanisław ESTERKA
Kozłowski Stanisław TABORYCI
Kozłowski Stanisław TRYLOGIA SIENKIEWICZA Szkic Krytyczny
ODEZWA TOWARZYSTWA OPIEKI NAD UNITAMI, Kozicki Stanisław
Doskonalimy technikę kozłowania prawą i lewą ręką, AWF Wro, koszykówka
Rozwojówka-skrót od Małgosi, Psychologia, II rok, Psychologia rozwoju człowieka - Stanisławiak
kozlowski2
HLN CZ-III R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-I R-08, Kozicki Stanisław
Nauka kozłowania w ruchu ze zmianą kierunku, AWF, Konspekty
HLN CZ-VI-Aneksy 01, Kozicki Stanisław
Kreacje autorskie w przedmowach literackich doby romantyzmu Stanisz streszczenie
Poleszak W odpowiedzi Konradowi Kozłowskiemu
Nauczanie kozłowania
XX-lecie 13, Teoria Czystej Formy a praktyka dramaturgiczna w utworach Stanisława Ignacego Witkiewic
HLP - barok - opracowania lektur, 25. Hieronim Morsztyn, Światowa rozkosz - Dwunasta Panna UCIECHA,

więcej podobnych podstron