Papież Sylwester II i Unia Europejska
W sobotę 1. maja 2004, tuż po północy, na Placu Piłsudskiego w Warszawie wciągnięto na maszt błękitną flagę Unii Europejskiej z dwunastoma złotymi gwiazdami, Polska (ale nie tylko ) symbolicznie wróciła tam, gdzie się narodziła, do Europy narodów. Jest to dzień wyjątkowy będący konsekwencją ponad tysiąca lat dziejów, myśli, pracy, czynu, potu i krwi milionów. Chciałbym przypomnieć sylwetkę jednego z "ojców chrzestnych" polskiego miejsca w Europie, w związku ze zbliżającą się w dniu 12 maja tysiącpierwszą rocznicą śmierci.
Swoje dokumenty podpisywał jako "Sylwester zwany także papieżem Gerbertem", "biskup rzymski i papież powszechny", "papież najwyższy i powszechny, wikariusz świętego Piotra, sługa sług Bożych". Współcześni pisali o nim : "dominus Gerbertus, pontifex et filosophus, dictus etiam Silverster Secundus". Był jednym z tych, których można by określić mianem geniusza totalnego i postawić w jednym rzędzie z takimi tytanami myśli jak Tomasz z Akwinu, Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Kopernik, Galileusz, Newton, Leibniz, Kartezjusz, Pascal, Einstein. Jego wiedza porażała współczesnych i potomnych do tego stopnia, że powstała wokół niego legenda ucznia diabła. Jeden z jego następców, papież Innocenty X polecił w roku 1648 otworzyć jego grób w Bazylice Laterańskiej by ostatecznie zdementować powszechne plotki o diabelskim przymierzu Gerberta. Bez niego nie mielibyśmy komputera, a premier Miller musiałby wymyśleć jakiś inny epitet chcąc poniżyć przesłuchującego go posła Ziobrę. Był matematykiem, astronomem, prawnikiem, poetą, pisarzem, teoretykiem nauki, wynalazcą, konstruktorem maszyn i urządzeń, muzykiem, architektem, filozofem, teologiem, politykiem, reformatorem Kościoła, dyplomatą, nauczycielem, wizjonerem. Człowiekiem zdumiewających po dziś dzień horyzontów i wizji siągających przynajmniej tysiąca lat naprzód.
Urodził się we francuskiej Prowansji gdzieś w okolicach roku 945 i został ochrzczony imieniem Gerbert (Herbert, Gilbert). Za młodu oddany do szkoły klasztornej w Aurillac, gdzie szybko odkryto jego niezwykłe zdolności intelektualne. Pobiera naukę z obszaru triuvium. Zgodnie ze średniowiecznymi zasadami, miał uczyć się dalej, już na poziomie quadrivium, w szkole klasztornej w Katalonii, na styku chrześcijaństwa i islamu.
Wiedza jaką tam zdobył była tak ogromna i przekraczała zakres quadrivium do tego stopnia, że zachodzi uzasadnione podejrzenie, graniczące z pewnością, że musiał ją uzyskać od mistrzów arabskich w samej Kordobie, ówczesnej intelektualnej stolicy świata. Nie było to tyle trudne, gdyż ówczesna muzułmańska Hiszpania żyła w zgodzie ze światem chrześcijańskim, mozarabscy chrześcijanie cieszyli się dużą autonomią, panowała tolerancja, otwartość na innych. A było czego się uczyć. Arabowie przejęli ze skarbca starożytności wszystko co najlepsze, ubogacając ten dorobek swoim oryginalnymi osiągnięciami w dziedzinie medycyny, astronomii, matematyki, architektury, nauk przyrodniczych, filozofii i literatury. W samej Kordobie było 7 ogromnych bibliotek, z których największa Al-Hakama liczyła 400.000 woluminów, w czasach gdy zachodnie księgozbiory klasztorne (innych nie było) liczyły po kilkaset, w wyjątkowych przypadkach kilka tysięcy pozycji. A jedna ówczesna księga powstawała latami i kosztowała zawrotne sumy.
Po okresie studiów kariera Gerberta przebiegała utartą "ścieżką" kościelną: 972 - nauczyciel w szkole archikatedralnej w Reims, która dzięki niemu stała się pierwszą szkołą Francji (jeśli można użyć tego określenia w stosunku do Galii w tym czasie), później sekretarz Adalberona arcybiskupa Reims, opat benedytyński w Bobio, a po śmierci Adalbernona w 989 sekretarz jego następcy, Hugona (mimo iż był kontrkandydatem Hugona na tron arcybiskupi), by w roku 991 zostać wybranym przez biskupów metropolii Reims na arcypasterza, a jednocześnie kanclerza królestwa Francji. Nie papież, nie król, nie cesarz, nie lud Boży ale sami "koledzy" wybrali go, uznając, że choć nie był z arystokratycznego rodu, ani nie nosił sakry biskupiej najlepiej będzie nadawał się na to miejsce.
Prowadził działalność kościelną, polityczną, naukową i literacką. Nawiązuje kontakt, początkowo korespondencyjny a potem osobisty z cesarzem rzymskim Ottonem II z dynastii saskiej. Często jeździ do Rzymu, gdzie w klasztorze benedyktyńskim poznaje i zaprzyjaźnia się z młodym Czechem o imieniu Wojciech. Po śmierci Ottona II zostaje nauczycielem, powiernikiem i najbliższym współpracownikiem jego nastoletniego syna, Ottona III, jednej z najciekawszych osobowości w historii ludzkości. Tak powstanie niesamowity tandem mistrza i ucznia, który na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia wypracuje i będzie starał się wdrożyć w życie oryginalną koncepcję nowego uniwersalizmu europejskiego.
Do grupy współpracowników i uczniów Gerberta zaliczać się będą same tuzy ówczesnej Europy: Hugo Kapet - twórca królestwa Francji, ów Czech Wojciech biskup Pragi - późniejszy święty i patron Polski, Bolesław Chrobry - twórca królestwa Polski , Stefan - król Węgier (obejmujących dzisiejsze tereny Węgier, Słowacji, części Chorwacji, Austrii, Czech, Rumunii i Serbii), również późniejszy święty; Astryk Anastazy - późniejszy arcybiskup Ostrzygomia, Radzim - przyrodni brat Wojciecha, pierwszy arcybiskup Gniezna, Robert - późniejszy król z przydomkiem Pobożny, Fulbert - biskup Chartres, który stał się "ojcem chrzestnym" francuskich uniwersytetów, Jan hrabia Tusculum - papież Benedykt VIII w latach 1012-1024. To ciekawe, że wśród uczniów-współpracowników Gerberta pojawiają się ludzie z przydomkami: święty, pobożny, wielki, dzielny a nie uświadczysz takich o określeniach: krwawy, okrutny, groźny; to chyba o czymś świadczy.
W 996 roku Otton opanował Rzym i wymusił na jego mieszkańcach wybór na tron papieski swojego kuzyna Brunona, który przyjął imię Grzegorza V. W owych czasach papież wybierany był przez szlachtę i kler rzymski a następnie wybór ten był akceptowany przez aklamację ludu rzymskiego. Nowy papież doprowadził, pod wpływem Ottona III, do wyboru w roku 998 na arcybiskupa Rawenny Geberta. Rawenna to nie było takie zwykłe miasto. Była to niegdysiejsza stolica egzarchatu raweńskiego, siedziba egzarchy, czyli namiestnika cesarza bizantyjskiego w Italii. Bizantyjskiego, czyli Rzymskiego Wschodniego, którego władca do końca używał tytułu Impertator Romanus, a mieszkańcy nazywali się Romai - Rzymianie. Otton tworzył swoją "siatkę" w Italii.
W 999 roku niespodziewanie, nie dożywszy trzydziestki umarł Grzegorz. Jego następcą Otton III mianował (wbrew opinii ludu rzymskiego, który tradycyjnie wybierał sobie biskupa) Gerberta, który przybrał symboliczne imię Sylwestra II. Dlaczego symboliczne? Bo pierwszy Sylwester był papieżem w dobie cesarza Konstantyna Wielkiego. Wielki cesarz - wielki papież, ten wariant miał znów się powtórzyć. Ale historia nigdy się nie powtarza. Otton i jego były mistrz musieli, na skutek powstania, uciekać z miasta, Otton umiera w styczniu 1002. Wieczne miasto nie przyjmie zwłok swojego imperatora, pochowany został (jakby ironicznie) w katedrze akwizgrańskiej. Do miasta wrócił, i pozostał przy życiu, co nie było wtedy takie oczywiste Sylwester. Jego autorytet (a może i strach przed jego mocą tajemną) był tak wielki, że wrócił on "jakby nic" na Lateran i do końca swoich dni jest papieżem. Zaiste było to zjawisko niezwykłe w czasach, gdy autorytet papieski był wyjątkowo słaby a sam urząd papieski obsadzany był wedle uznania aktualnego władcy, z tym, że usuwany papież raczej nie odchodził na emeryturę. Umarł 12 maja 1003 i został pochowany w Bazylice Laterańskiej, "matce kościołów" zachodniego chrześcijaństwa.
I znów można by pisać całe tomy na temat dorobku Gerberta-Sylwestra jako wynalazcy-technika (usprawnił chronometr), filozofa nauki (to on wprowadził "na zawsze" podział wiedzy na praktyczną i teoretyczną), reformatora Kościoła, teologa i tak dalej. Ja skoncentruję się na jego nieprzemijającej spuściźnie, mianowicie dorobkowi w dziedzinie matematyki (uczczę w ten sposób 25 lat, które upłynęły od dnia kiedy zdałem maturę z matematyki w jednym z najlepszych matematycznych liceów Europy) i koncepcji politycznej (bo nie byłoby 1. maja 2004 bez myśli i czynu Gerberta-Sylwestra).
W dziedzinie matematyki dorobek Gerbert koncentrował się na geometrii, algebrze (czyli z arabskiego al-gabhr), arytmetyce, teorii liczb oraz czymś, co śmiało możemy nazwać przetwarzaniem danych, informatyką. Współczesnym Gerbertowi nawiększy problem sprawiało liczenie, rachowanie w zakresie dużych liczb, szczególnie ich dzielenie. Liczono po prostu na palcach, dzięki specjalnemu systemowi "palcowemu" umiano operować liczbami do miliona. Problemy pojawiały się przy większych liczbach, nie dało ich się zapisać przy pomocy powszechnie używanycryh cyfr rzymskich. Do obliczeń używano urządzenia zwanego abakusem lub abakiem, ponoć wynalezionego przez samego Pitagorasa. Była to zwykła deska z wyżłobionymi rowkami, odpowiadającymi jednościom, dziesiątkom, setkom itd.; w każdym z nich kładło się odpowiednią ilość kamyków uzyskując w ten sposób dziesiętny zapis liczby. Względnie łatwo było na abaku dodawać i odejmować; mnożenie było wielokrotnym dodawaniem; dzielenie stanowiło problem.
Uważa się, że Gerbert poznał i wprowadził na grunt łaciński cyfry zachodnioarabskie, tzw. gubar. Ówczeni Arabowie posługiwali się już pozycyjnym zapisem liczb, znali pojęcie "zera" tak jako cyfry oraz jako pojęcia logiczno-wartościującego. Umieli, co było naprawdę rewelacją na tamte czasy, pisemnie wykonywać działania arytmetyczne. Zarówno zero, jak - udoskonalone później w kalifacie bagdadzkim - algorytmy działań, pochodziły od Hindusów i od nich zostały przyjęte najpierw na wschodzie, a potem zachodzie świata muzułmańskiego, z tamtąd dzięki Gerbertowi do Europy zachodniej. Otóż Gerbert poznał te nowe techniki rachunkowe i wkrótce zasłynął z tego, że potrafi biegle wykonywać dzielenie, nawet bardzo dużych liczb. Jego oryginalnym wynalazkiem i twórczym rozwinięciem dorobku hindusko-arabskiego był tzw. abak Gerbera: z żetonami o określonej wartości. Żetony, zwane apeksami te miały wyryte cyfry od 1 do 9; zamiast kłaść w danej kolumnie abaka siedem kamyków, kładło się żeton z cyfrą 7.
Abak Gerberta przyczynił się do upowszechnienia cyfr tzw. arabskich, ale przejście od niego do rachunków pisemnych okazało się bardzo trudne. Psychologiczną trudność stanowiło zrozumienie znaczenia zerao i przyjęcie jego znaczenia w postaci "0". Na abaku taki żeton nie
był potrzebny; zostawiało się kolumnę po prostu pustą. Przyjęcie zapisu pozycyjnego bez zera nie było możliwe. Gerbert był konsekwentnym propagatorem "zera". Utrwalenie pojęcia "zero" w mentalności europejskiej stanowiło prawdziwy, niedoceniany przełom intelektualny. Trudno było sobie wyobrazić zwykłym ludziom, że jest coś, czego nie ma, a dzięki temu czemuś liczby nabierają wartości. Abak Gerberta był więc pierwszym komputerem, maszyną liczącą opartą na praktycznym wykorzystaniu pojęcia "zero". Nie zachowały się oryginalne prace Gerberta ale znamy je z opracowania jego ucznia, Bernelinusa "Liber abaci". Sam Gebert bardzo mało publikował, przynajmniej w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. To co wiemy o jego dorobku matematycznego pochodzi głównie jego korespondencji (korespondował "z całym światem") oraz z przekazów jego uczniów słuchających wykładów mistrza.
Ideę polityczną Sylwestra II najdobitniej prezentuje słynna miniantura ilustracyjna z Ewangeliarza Ottona III. Przedstawia one cztery kobiety składające hołd mężczyźnie. Te kobiety to: Roma, Galiia, Germania i Sclavinia (kolejność nieprzypadkowa), a mężczyną jest cesarz rzymski Otton III, uczeń Gerberta. Wizja, którą Gerbert zaszczepił w Ottonie była bardzo śmiała, oryginalna i dalekosiężna. Sylwester w całej swojej działalności dążył do uniezależnienia władzy kościelnej od dominacji świeckiej, czyli tego, co dziś nazwalibyśmy do rozdziału państwa i Kościoła.
Władza państwowa miała być oparta na idei Cesarstwa Rzymskiego (ale rozumianego jako Imperium Romanorum - Rzymian bardziej niż Imperium Romanum - Rzymu). Ale nie miała być to prosta kontynuacja upadłego Cesarstwa Zachodniego, czy nawet Cesarstwa Karolingów. Nie miała być to despotia na wzór bizantyjski ale twórcze rozwinięcie, w nowych okolicznościach historycznych, idei władztwa uniwersalnego. Już sama nazwa osoby stojącej na jego czele była znamienna: "Otton Tertius, Romanus, Saxonicus et Italicus, apostolorum servus, dono Dei Romani orbis Imperator Augustus" - "Otton III, Rzymianin, Sas i Italczyk, sługa apostołów, z daru Boga imperator August świata rzymskiego". Nowe imperium miało być tym, co dziś nazwalibyśmy "ojczyzną ojczyzn", równych między równymi, skupionych w formie feudalnej federacji pod berłem cesarza niosącego za sobą majestat imperium, z jego prawem, (Gerbert wykładał Ottonowi "Institutiones" cesarza Justyniana), nauką, religią, kulturą. Cesarza, który w przeciwieństwie do bizantyjskich basileusów nie był "apostołom równy" ale jako ich sługa podlegał Bogu jak każdy inny śmiertelnik. Wyrazem takiej postawy była słynna choćby pielgrzymka Ottona do Gniezna. To imperium nie miało powstać na drodze podbojów czy aneksji. Miało obejmować tereny "młodszej Europy". Osobne królestwa oparte na autorytecie władzy.
Schemat operacyjny był następujący: sojusz polityczny cesarstwa z władcą, intensywna rozwój lokalnego Kościoła i ustanowienie arcybiskupa, który bezpośrednio kierowałbym lokalnym Kościołem a następnie koronowałby miejscowego władcę na króla, pomazańca Bożego, którego władzy podlegałby kraj na wsze czasy. I tak oto powstały i trwają do dziś, choć w innej formie, królestwa Węgier i Polski, Hugo Kapet pod wpływem Sylwestra zaczął realizować ideę Francji - Królestwa Galii.
Sylwester i inspirowany przez niego Otton dbali o to, by w danym kraju wyraźnie rozwijany był wątek lokalny, narodowy - używając dzisiejszego języka. Więc zdecydowane "unarodowienie" hierarchii, stworzenie lokalnej administracji kościelno-państwej, niezależnej bezpośrednio od Rzymu ale z nim współpracującej, realizującej wspólne cele. Imperium nie miało realizować celów jakieś określonej dynastii czy grupy politycznej. W tym sensie miało być bliższe idei Christianitas św.Augustyna. Szczególnie ważny jest kult Sylwestra i Ottona dla prawa rzymskiego. Przystąpili oni do spisywania tego prawa i dużej, jak na owe czasy jego popularyzacji. Nie chcieli odrodzić Imperium Romanum ale raczej Imperium Romanorum, które nie mogło istnieć bez Lex Romana. W tym sensie Rzymianinem (Romanus) był każdy, z kim było po drodze. O "rzymskości" nie miało decydować jakieś pochodzenie (w sensie geograficznym czy etnicznym) ale zasługi dla cesarskiego universum. Cesarstwo, nie Rzymu jako miejsca geograficznego czy historycznego, nie Ottona (z wielkiej pieczęci cesarskiej zniknęła podobizna Karola Wielkiego - nie zastąpiła jej głowa aktualnego cesarza, pojawiła się za to postać kobiety symbolizującej Roma Aurea) ale Cesarstwo Rzymian.
To była prawdziwa rewolucja ideologiczna. Współcześni nie mogli się nadziwić dlaczego Otton, za podpowiedzią Sylwestra, dał synowi nowochrzczeńca, niepiśmiennemu Bolesławowi mieszkającemu w środku puszczy insygnia patrycjusza cesarstwa: włócznię św.Maurycego i srebrne orły (złote miał prawo nosić przed sobą tylko cesarz). Ale w tym nowym sensie Bolesław, tak i jego "kolega" Stefan Węgierski byli jak najbardziej rzymscy, czyli jak dziś byśmy powiedzieli "europejscy". Ciekawe jest to, że Sylwester starał się zaszczepić na grunt owego Imperium Romanorum to co podpatrzył u Arabów w Hiszpanii. Tolerancję, wolność wypowiedzi, autonomię lokalną, swobodę przemieszczania się i handlu. Czyż nie są to te same postulaty, które głosiła u swego zarania Europejska Wspólnota Gospodarcza, przekształcona w 1993 w Unię Europejską?.
Idee polityczne Sylwestra II i ich realizacje przez Ottona III nie doczekały się spełnienia. Ledwo co zaczęto wdrażać je w życie a już zakończyły swój żywot. Nie powstało Imperium Romanorom a powstało Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego starające się per fas et nefas zwasalizować, wręcz inkorporować tereny nowopowstałych królestw: Polski, Czech, Węgier. Zostały wynalazki techniczne, matematyka, królestwa Francji, Polski i Węgier, został św. Wojciech, zostały reformy kościelne, w tym szkoły kościelne, które za niedługo były przekształcone w pierwsze uniwersytety. No i idea Europy narodów, równych w prawach i obowiązkach, solidarnie zgrupowanych i dążacych do celów większych niż przyziemne, acz ważne: dopłaty, budżety, finanse, rozliczenia. Wizja, która, choć wyrażana odmiennym językiem w innych okolicznościach historycznych, nic nie straciła na swoim blasku i swojej świeżości. Wizje były na tyle silne, że ciągle trwają.
Na zakończenie. Postać Sylwestra II została zapomniana tak przez Kościół jak przez Europę. Rok temu minęła prawie niezauważona tysięczna rocznica jego śmierci. Przy okazji szumnie obchodzonego II Zjazdu Gnieźnieńskiego w roku 2000, na który przybyły głowy państw środkowoeuropejskich nikt nawet słowem nie wspomniał o tym, który ten pierwszy, najważniejszy Zjadz Gnieźnieński wymyślił i doprowadził do jego pomyślnego przebiegu. Zapomnieli o nim matematycy i komputerowcy. Przeważyły półprawdy historiografii, takie jak uparcie powtarzane bzdurne historie o "kradzieży", pod auspicjami papieża, przez wysłanników Stefana Węgierskiego korony przeznaczonej dla Bolesława Chrobrego czy literackie opowieści o magiczno-diabelskich koneksjach Sylwestra (czytelnicy "Mistrza i Małgorzaty" niech łaskawie zwrócą uwagę na powód pobytu Wolanda w Moskwie, który podał zdumionym Iwanowi Bezdomnemu i Miszy Berliozowi w czasie pamiętnego spotkania na Patriarszych Prudach).
Na całe szczęście był taki pisarz, Teodor Parnicki, który w powieści "Srebrne orły" z niesamowitą wręcz intuicją i precyzją uwiecznił jego postać. Ale któż dziś czyta Parnickiego? Na szczęście tak się złożyło, że gdy kiedyś szedłem do mojego kolegi z klasy, przeczytałem na drzwiach mieszkania na piętrze poniżej wizytówkę: "Teodor Parnicki - Literat". Zaintrygowało mnie to. Co za literat? Co napisał? Później usłyszałem w niezapomnianej "Trójce" w cyklu "Co wieczór powieść w wydaniu dźwiękowym" głos śp. Zdzisława Mrożewskiego grającego postać Sylwestra w radiowej adaptacji "Srebrnych orłów". I tak to się zaczęło. Czytajcie Parnickiego, żeby dowiedzieć się, że nigdy nie wychodziliśmy z Europy!