Nasz manifest w sprawie polskiego nieczytania.
ALICE MUNRO NIE MIAŁABY U NAS SZANS
(Tekst opublikowany w Gazecie Wyborczej 9. stycznia 2014 roku)
Rzemiosło w fachu pisarskim jest w Polsce uparcie deprecjonowane na rzecz poszukiwania wieszcza
”Wam, pieśni, ludzkie oczy, uszy niepotrzebne; -/ Płyńcie w duszy mej wnętrznościach, / Świećcie na jej wysokościach” - mówił Konrad w Wielkiej Improwizacji, nie wiedząc, że jego wypowiedziane w wieku XIX słowa określą stosunek do literatury w Polsce w wieku XXI.
Wciąż jeszcze nie możemy się uporać z przekonaniem wbitym przez Mickiewiczowskiego bohatera w podświadomość, iż prawdziwy wieszcz jest ponad ludem i pozostaje przezeń niezrozumiany (a więc z pewnością także nieczytany, za to wybitny). Mentalnie tkwimy w paradygmacie głoszącym, że wielka literatura może być doceniona tylko przez garstkę intelektualistów znajdujących się na podobnych wyżynach jak sam autor. Bo już raczej nie autorka - szowinizm w polskiej dyskusji o literaturze ma się naprawdę świetnie.
”Nie da się z gówna zrobić coś” - pisze arogancko literat o popularnych, choć rzeczywiście nie najwyższych lotów powieściach polskiej pisarki i liczni koledzy po piórze przyklaskują mu radośnie, bo słusznie dowalił babie. ”Girl power” -podsumowuje recenzent świetną sprzedaż książek noblistki po osiemdziesiątce Alice Munro, dodając rezolutnie, że jej genialna, pełna niuansów proza odpowiada na te same pytania co popularna literatura kobieca: ”Na czym polega spełnienie? Co jest ważniejsze - kariera czy miłość? I czy można mieć wszystko?”. Tak prosto jest u Alice Munro, drodzy państwo, bo czegóż innego można się spodziewać po literaturze pisanej przez kobietę
Wiadomo, wszystkie pisarki, nawet sędziwe noblistki, to po prostu ”girlsy” i piszą o jednym. Co innego wielcy i poważni autorzy poruszający niezwykle ważne tematy i wyrażający swoje myśli poprzez wyszukaną frazę. Podstawowym kryterium oceny każdej książki polskiego autora jest oryginalność i zawiłość językowa, tak jakby wszystkie dzieła literackie powstawały po to, by udowodnić, że pisarz ma bogate i wyszukane słownictwo. Mniejsza o to, czy ma też coś do powiedzenia.
Z powyższych względów, gdyby Alice Munro była autorką rodzimą, polską, nie miałaby szans na przychylność polskich recenzentów. Pisze zbyt prostym językiem. Podobnie rzecz się ma z Zadie Smith, Joyce Carol Oates i Margaret Atwood. W Polsce ratuje je to, że nie tworzą w naszym ojczystym języku i pochodzą z Zachodu, wobec którego nadal mamy kompleksy.
Swoją drogą, jak zaszufladkować w typowo polskim stylu taką Zadie Smith? Wysoka to literatura czy ”kobiecy pop”? Pytanie staje się trudniejsze, jeśli wziąć pod uwagę, że kilka spośród książek Smith to w warstwie konstrukcyjnej dość tradycyjne powieści, które w dodatku bywają bardzo zabawne i które pochłania się jednym tchem. Chciałoby się zatem zepchnąć kobitę w pop, ale jak to zrobić, skoro wykłada na Harvardzie?
***
Przyjrzyjmy się zatem literaturze zagranicznej, którą już jednoznacznie można zaliczyć do gatunku lżejszej. Czy to nie jest aby nieco neurotyczne, że jesteśmy w stanie zachwycać się Larssonem i Mankellem, Nesbo i Marklund, ale już nie ich polskimi odpowiednikami? Miłoszewski uwiera wielu polskich krytyków. Jak tu wypowiedzieć się dobrze o tej dobrze napisanej, a w dodatku nierzadko poruszającej istotne tematy prozie gatunkowej, skoro liczącym się polskim krytykom nie wypada pisać o literaturze popularnej?
Polskie ”literackie ksenofobie”, które tak celnie nazwała i opisała na stronach ”Dziennika Opinii Krytyki Politycznej” Kaja Malanowska, paraliżują polski rynek literacki:
”W naszym myśleniu o tym, czym współczesne pisarstwo być powinno i czego od niego oczekujemy, wznieśliśmy barykadę: po jednej stronie stoi Karpowicz, Bator,Bargielska/a>, Myśliwski, po drugiej Kalicińska, Ćwiek, Grochola i Miłoszewski. Jednych pisarzy traktujemy z szacunkiem i podziwem, tymi drugimi pogardzamy, a w najlepszym razie ich lekceważymy. Na uczucia pośrednie i mniej radykalne opinie miejsca brak”
Pogardliwe podejście do popliteratury i kompletne lekceważenie literatury środka (której w Polsce bardzo brakuje, jak zauważyła w ”Wyborczej” Dorota Wodecka) tworzą wielką dziurę na rynku: pisarze, wiedząc, co ich czeka, gdyby nie daj Boże zabrali się do tego rodzaju literatury, wolą asekurancko wskoczyć piętro wyżej i czynią to z najróżniejszym skutkiem, czasem gorszym, niż gdyby zostali tam, gdzie są. A szkoda, bo być może właśnie rozkwit literatury środka, czyli takiej, która jest przystępna, ale zarazem ma ambicję poruszania istotnych tematów i poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania, wpłynąłby pozytywnie na beznadziejny dziś stan polskiego czytelnictwa.
Na razie tkwimy w przedziwnym szpagacie intelektualnym. Określenie ”pisarz popularny” to niemal policzek dla autora polskiego, ale szalejemy z zachwytu i podziwu, gdy na polskim rynku ukazuje się ”Trafny wybór” J.K. Rowling - typowy przykład dobrej literatury środka, którą Wojciech Orliński określił mianem ”najlepszej polskiej powieści 2012 roku”, wyjaśniając przy tym, że ”więcej tam znajdziemy prawdy o dzisiejszej Polsce niż u rodzimych autorów”
***
Sytuacja to dość patowa, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że charakterystyczną cechą współczesnej kultury, w tym także literatury, jest mieszanie się i przenikanie gatunków oraz zacieranie wyraźnych granic oddzielających to, co niskie, od tego, co wysokie. To z tego powodu Umberto Eco napisał ”Imię róży”, a Olga Tokarczuk”Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Inni pisarze z ”wyższej półki” także coraz chętniej sięgają po konwencje rodem z kultury masowej (nagrodzona Nike powieść Joanny Bator czerpie z poetyki horroru), więc skoro kultura masowa, bardziej i mniej ambitna, ale koniecznie sprawna warsztatowo i odkrywcza, może być inspirująca dla ”kulturowej góry”, może warto poświęcić jej więcej uwagi i nabrać choć odrobinę szacunku dla dobrego literackiego rzemiosła?
Na razie rzemiosło w Polsce doceniane jest na poziomie dobrze wykonanych mebli czy garnituru szytego na miarę, ale rzemiosło w fachu pisarskim jest uparcie deprecjonowane na rzecz poszukiwania wieszcza. Tymczasem świetnie napisana powieść gatunkowa, trafiająca do rzeszy czytelników, w niczym nie ustępuje swobodnemu strumieniowi świadomości autora tzw. literatury wysokiej. Ponadto istotnym, a kompletnie w Polsce zapomnianym walorem dobrych powieści czytanych przez wielu czytelników jest demokratyczny aspekt ich recepcji, ów obśmiewany przez wyższą półkę fakt, iż trafiają do ludu. Książki, które są czytane przez wielu ludzi, mogą zmieniać świadomość społeczną i wywoływać debatę. W Szwecji to kryminały Stiega Larssona przyczyniły się do dyskusji na temat często wypieranych ze zbiorowej świadomości dzisiejszych problemów tego kraju.
***
”Zamiast uszczelniać granice pomiędzy tym, co masowe, a tym, co elitarne, pomiędzy rzemiosłem a talentem, konwencją i sztuką - powinniśmy je otworzyć, docenić literaturę popularną, zacząć ją obserwować i rozpocząć z nią dialog. Wciąż wiele możemy się od niej nauczyć” - pisze Kaja Malanowska.
Dołączamy się do jej apelu, domagając się przy tym więcej miejsca w mediach na recenzje książek (najwyższa już pora, aby ”czwarta władza” wzięła na siebie część odpowiedzialności za promocję czytelnictwa w kraju), prowadzenie poważnej dyskusji o literaturze, w której unika się prostego szufladkowania autorów i autorek oraz zwykłego obrzucania inwektywami, za to pogłębia wiedzę czytelników na temat różnorodności literatury (także tej gatunkowej).
Uważamy także, że w kraju, w którym nieustannie podważana jest zasadność debaty genderowej, a sytuacja kobiet pozostawia wiele do życzenia, szczególnie ważne jest, by traktować literaturę pisaną przez kobiety, a także tę, która o kobietach traktuje, nie jako ”literaturę kobiecą” (to znaczy przeznaczoną tylko dla kobiet), ale taką, która mówi o doświadczeniu egzystencjalnym połowy ludzkości i ma dokładnie taką samą wartość jak książki opisujące świat z perspektywy męskiej.
*Anna Dziewit-Meller - pisarka, dziennikarka; *Remigiusz Grzela - dziennikarz, pisarz;*Joanna Laprus-Mikulska - dziennikarka, wydawca, fundacja Age of Reading;*Grażyna Plebanek - pisarka, felietonistka, dziennikarka; *Katarzyna Tubylewicz - publicystka, tłumaczka