Wykład 9 polityka regionalna
Brak pierwszych 2 minut wykładu… ale pewnie było o tym, ze wykład będzie o Funduszach Pomocy regionalnej
Dla Unii Europejskiej czy wspólnot europejskich na początku problem ten nie istniał, w tym sensie, że jego waga, dla całej wspólnoty była nieistotna. Albowiem pierwotna szóstka europejska była na dosyć jednorodnym poziomie rozwoju, wyjąwszy południowe Włochy, co było zresztą powodem włoskiej polityki regionalnej jeszcze przed II wojną światową. Problem biednego południa Włoch był jednak w skali sześciu państw pierwotnej wspólnoty na tyle nieistotny, że nie spowodował wykształcenia ogólnej wspólnotowej europejskiej polityki regionalnej, nadal zajmowano się tym na szczeblu regionalnym. Nie jest zatem przypadkiem, że dopiero rok 1975 był momentem uwspólnotowienia tych działań. Wiązało się to bowiem z pierwszym rozszerzeniem wspólnot z roku 1973, kiedy to do szóstki dołączyły 3 kraje, z których przynajmniej 2 miały istotne problemy regionalne, a mianowicie Irlandia, która w całości była biedna (poniżej 60% średnich dochodów na głowę mieszkańca w stosunku do pozostałych państw wspólnoty) oraz regiony północne Szkocji. Tym samy powstała nazwijmy to polityczna masa krytyczna. Problemy południa Włoch, Irlandii i Szkocji ostatecznie stworzyły tej skali problem w ramach całych wspólnot, że zajęto się nim na szczeblu centralnym, a nie już tylko narodowym. Oczywiście musiało upłynąć trochę czasu zanim decyzje zostały wprowadzone w życie, stąd też nie rok 1973, a 1975 był rokiem startowym europejskiej polityki regionalnej, której istota polega na redystrybucji dochodów z budżetu wspólnotowego na rzecz biedniejszych regionów Unii Europejskiej czy wtedy wspólnot europejskich. (do roku 1993 , do traktatu z Maastricht mamy do czynienia ze wspólnotami europejskimi).
Pierwotny system dystrybucji pomocy w ramach polityki regionalnej polegał na przekazywaniu z utworzonego w roku 1974 Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Banku Inwestycyjnego funduszy do budżetów państw, które miały biedne regiony, na ich wsparcie. A zatem faktycznie rzecz, która opierała się na zaufaniu, że ten dodatkowy zastrzyk do budżetów członkowskich będzie spożytkowany w celach, dla których był przeznaczony. Stworzone wówczas pierwsze instrumenty Europejskiej Polityki Regionalnej obejmowały wspomniane przeze mnie Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego , Europejski Bank Inwestycyjny i Europejski Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnej, który w kwestii orientacji jest również funduszem strukturalnym, czyli należącym do tematu polityki regionalnej. Jednocześnie rozgorzała debata na temat zasadności owej polityki, jakie są cele, po co się to robi, z jakim zamiarem politycznym czy gospodarczym. Otóż podobnie jak większość rzeczy podejmowanych w ramach wspólnot europejskich, także i polityka regionalna, pomimo że jest sensu stricte polityką gospodarczą, jest także polityką integracji: mówiąc otwartym tekstem jest to przekupywanie biednych regionów po to, aby zgodziły się na kontynuowanie procesu integracji. Wszyscy bowiem muszą mieć poczucie, ze zyskują. Pierwotne liberalne teorie, zakładające, ze to rynek doprowadzi do wyrównania poziomu rozwojów rozmaitych regionów jeśli zostaną skupione w jednym organizmie gospodarczym, we wspólnym rynku, co według zwolenników tej teorii miało przebiegać w taki oto sposób, że regiony bogatsze dysponujące wolnym kapitałem na przedsięwzięcia inwestycyjne będą w sposób naturalny źródłem przepływu tych kapitałów do regionów biedniejszych, gdzie z kolei koszty siły roboczej są niskie, a zatem koszty produkcji, co będzie atrakcyjne dla inwestorów. Z drugiej strony wysoki poziom życia w regionach wysoko rozwiniętych, będzie powodował przepływ swobodnej siły roboczej z regionów biedniejszych, w poszukiwaniu pracy do regionów bogatszych i tym samym poziom życia na podstawie przepływu kapitału, inwestycji ku regionom biedniejszym, a siły roboczej ku bogatszym , zostanie wyrównany. Wydawałoby się, ze teoria jest spójna, logiczna i nic jej w zasadzie nie można zarzucić, z wyjątkiem tego, że popełnia stary marksistowski a nie liberalny błąd, mianowicie taki, iż uznaje ludzi za będących wyłącznie producentami bądź wyłącznie pracownikami, tymczasem ludzie, oprócz tego, że są owymi producentami, pracownikami czy pracodawcami SA jeszcze członkami swoich Rodin, albo narodowości, społeczności lokalnych, są mężami, zonami, braćmi, siostrami itd. Innymi słowy, decyzję o przeniesieniu się w ten czy inny region podejmują na podstawie nie kalkulacji ekonomicznych tylko zalezą one od splotu rozmaitych elementów życiowych. Z drugiej strony inwestorzy również nie biorą pod uwagę wyłącznie taniej siły roboczej. Choćby taki element ściśle ekonomiczny jak skala rozwinięcia infrastruktury komunikacyjnej jest istotnym elementem. Jeśli coś można produkować w jakimś regionie, bo robotnicy są tam tani, ale nie można tego z tego regionu wywieźć, bo nie ma kolei ani dróg, to fakt, ze siła robocza jest tania nie ma większego znaczenia. A zatem, owa prosta teoria ekonomizująca spojrzenie na świat, co jest zresztą często jest wadą polityków ekonomicznych, także i współcześnie, okazała się nieprawdziwa. Wykazano wyraźnie, iż owa swoboda dla sił rynkowych powoduje zamiast konwergencji dywergencje, czyli mówiąc po ludzku zamiast zbliżanie poziomu rozwoju poszczególnych regionów w ramach wspólnot, powiększanie przepaści między nimi. Regiony biedniejsze relatywnie oczywiście (wskaźnik bogactwa porównywany z bogatszymi krajami, był coraz gorszy), mechanizmy rynkowe działałyby bardzo słabo, ponieważ tam, gdzie notowano by wzrost, byłoby to w granicach zbliżania się poziomów 2 % rocznie, a zatem zajęłoby to stulecia, zanim by się wyrównały te poziomy. Ponieważ w ramach wspólnot europejskich, jak i poszczególnych krajów, nie było zgody politycznej i gospodarczej na kontynuowanie integracji przy pogłębianiu się różnic rozwoju poziomu życia, gospodarki poszczególnych regionów, groziło to zaburzeniami społecznymi i rozerwaniem wspólnot, w związku z niespójnością ich poziomu rozwoju gospodarczego. Zdecydowano się zatem na intensyfikację wysiłków a jednocześnie na uporządkowanie polityki regionalnej, wprowadzonej w 1975 (wyżej opisany). Był to sposób mało wydajny, zaufanie, ze rządy będą rzeczywiście wydawały ze swoich budżetów środki, na to, na co teoretycznie było zamierzone, było dosyć naiwne. W każdej epoce bowiem rządy mają tendencję do latania dziur budżetowych dostępnymi środkami, jeśli zatem nie jest to jakiś wydzielony i strzeżony fundusz to oczywiście składki emerytalne mogą iść na zbrojenia albo jeszcze na coś innego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Stąd też, przeprowadzono pierwszą większą reformę w roku 1988 i 1989, wyznaczając wtedy 5 zasadniczych celów polityki regionalnej (faktycznie 6, ale był cel 5a i 5b):
Cel 1.
- Wyrównanie poziomu rozwoju regionów najbiedniejszych;
Cel2.
- Pomoc dla regionów o problemach strukturalnych;
Cel 3.
- Zwalczanie długotrwałego bezrobocia;
Cel 4.
- Zwalczanie bezrobocia wśród młodzieży;
Cel 5a.
- Pomoc w rozwoju regionów rolnych i restrukturyzacji rolnictwa
Cel 5b.
- Zawiadywanie zasobami ludzkimi w zakresie rolnictwa, pomoc dla rolników(podnoszenie ich kwalifikacji, kształcenie)
Po roku 1995, po przystąpieniu Austrii, Szwecji i Finlandii Unii, dodano oficjalny cel 6 (pokazuje wybitnie polityczny charakter polityki regionalnej). Jak już wspomniałem, pomysł powstania europejskiej polityki regionalnej, umotywowany był pierwszym rozszerzeniem wspólnot, natomiast utworzenie celu 6 wynikało w sposób prosty z kolejnego rozszerzenia: rozszerzenia północnego. Ja łatwo odgadnąć, 3 państwa, które w 1995r. weszły do unii europejskiej, bez wyjątku nalezą do kategorii krajów bogatych. Będąc jeszcze u progu referendum unijnego, politycy tych krajów prześcigali się, mówiąc jakie to korzyści przyniesie przystąpienie do unii. Skoro zatem, owe państwa, wchodząc do unii musiały przyznać swoim obywatelom otwarcie, że jako kraje bogate, będą netto płatnikami, będą zatem więcej dokładały do wspólnej kasy unijnej, niż z niej wyciągały, a istotą decyzji przystąpienia państwa do unii jest nie wola otrzymania wsparcia z Brukseli, tylko wola znalezienia się w gronie decydentów, tam, gdzie zapadają decyzje w UE przy stole negocjacyjnym, gdzie brak przedstawicieli tych państw, powodował iż musiałyby one działać w warunkach wytworzonych decyzjami olbrzymiego organizmu gospodarczego, jakim jest UE, na które to decyzje nie miały żadnego wpływu. I to był istotny, o ile nie najważniejszy argument dla państw skandynawskich. Nie dało się jednak tak zrobić, żeby ludziom nie obiecać żadnych korzyści materialnych. Stąd też, specjalnie dla tych państw, wymyślono cel 6 - Pomoc dla regionów o niskim stopniu zaludnienia, stopniu zagęszczenia ludności.
Ten pomysł miał szczególny walor: poza terenami wysoko alpejskimi w Austrii oraz obszarami położonymi poza kręgiem polarnym w Finlandii i Szwecji, więcej regionów, o opisanym niskim stopniu zaludnienia w Europie nie ma. Zatem nie można było na tej podstawie stworzyć precedensu, na który powoływaliby się kolejni, bo nie ma więcej regionów arktycznych, ani nie ma wysoko alpejskich. Wyczerpano całą pulę ulg na ten temat.
W roku 1999 kolejna komisja europejska Suntera przyjęła w jeszcze 1997 i później wdrożyła w 2000 agendę, w ramach której zmieniono tych 6 celów na 3 nowe cele:
1. Pomoc dla regionów o niskim stopniu rozwoju .
2. Pomoc dla regionów o problemach strukturalnych.
3. Pomoc w rozwoju zasobów ludzkich (kształcenie…)
Jak można łatwo zauważyć, jest o bardziej pogrupowanie owych pierwotnych 6 celów, z których pierwsze 2, czyli pomoc dla regionów ubogich i tych o problemach strukturalnych miały charakter celów terytorialnych, obejmujących dany region. Kolejne 2, zwalczanie długotrwałego bezrobocia i zwalczanie bezrobocia w stosunku do młodzieży miało charakter grupy docelowej, i następne 22 dot. Rolnictwa. W tym przypadku podział zachowano, tylko ujęto na precyzji sformułowań, dostępnych w skrypcie mojego autorstwa.
W ramach polityki regionalnej Unii funkcjonują następujące instrumenty tej polityki (Uwaga! To jedno z pytań egzaminacyjnych):
- Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju
- Europejski Bank Inwestycyjny
- Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego
- Europejski Fundusz Spójności
- Europejski Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnej
- Europejski Instrument Wspierania Rybołówstwa
Przy czym Fundusz spójności zwany także Kohezyjnym, a wszystkie te fundusze są funduszami strukturalnymi, ma ten wyróżnik, że uprawnione są do korzystania z dotacji tego funduszu te regiony, z których dochód na głowę jednego mieszkańca jest niższy niż 90% średniej dochodu unijnego .
Dla pierwszego celu, z tych owych dawnych 6, ustalono poziom 75%, tzn. za regiony biedne, wymagające pomocy ze wspólnej kasy unijnej, uznano te regiony, gdzie dochód na głowę mieszkańca nie przekracza 75% średniej per capita na głowę mieszkańca unii europejskiej .
W przypadku celu drugiego, który dotyczy regionów o problemach strukturalnych, rzecz faktycznie dotyczyła pogranicza francusko-niemieckiego, czyli regionów o schyłkowym przemyśle. Był to przemysł hutniczy i wydobywczy. W latach 90' nie węgiel i hutnictwo stało się motorem gospodarki, wyparły je usługi i przemysł precyzyjny - elektroniczny. Zatem, w owych dawnych tradycyjnych starych ośrodkach przemysłowych zaistniały poważne problemy strukturalne, z bezrobociem strukturalnym. Likwidowano w większości nierentowne już zakłady, obecnie energetyka unijna opiera się raczej na gazie niż na węglu, poważne były zatem problemy i we Francji i w Niemczech i najsłynniejsze chyba w Wielkiej Brytanii, gdzie M. Thatcher musiała łamać opór związków zawodowych, żeby zreformować sektor górniczy. W tych wszystkich przypadkach pomoc unijna dla tych regionów była istotnym wsparciem.
Kwestia owego progu 75% skutkuje niestabilnością uprawnień do otrzymywania pomocy. Im który region skuteczniej wykorzystuje otrzymywane fundusze, tym oczywiście szybciej wychodzi z kategorii uprawnionych do ich otrzymywania. I pod tym względem najbardziej dramatyczna walka rozgrywała się w 2 poł. lat 90., kiedy w perspektywie wejścia do unii nowych państw członkowskich doszło do kolejnej reformy polityki rolnej zakończonej właśnie owym przyjęciem nowych 3 celów, a jednocześnie, w związku z faktem, ze komisja Suntera, czyli ta, która przygotowała agendę 2000 w związku a aferą korupcyjną została podana do dymisji i nie dokończyła zatem programu. Ty samym otworzyła pole do chaotycznej walki poszczególnych państw, szczególnie tych, których regiony były uprawnione do pomocy, a zatem krajów spójności, krajów kohezyjnych (zapamiętać 2 nazwy!!) Owymi krajami spójności były Hiszpania (poza krajem Basków i częściami Katalonii), Portugalia, Irlandia, Grecja, Południowe Włochy i Szkocja. To były obszary posiadające dochód poniżej owych 75%, poza tym wszystkie były uprawnione do otrzymywania pomocy w ramach celu 1. Najskuteczniej z pomocy tej skorzystali Irlandczycy i są często podawani jako przykład efektywności polityki regionalnej Unii E i wielkiego sukcesu, na drugim biegunie tej historii znajdują się Grecy, którzy są z kolei podawani jako przykład zmarnowania szansy, oferowanej przez fundusze regionalne. Różnica była taka, że Irlandczycy inwestowali w ludzi natomiast ( w ich wykształcenie) Grecy w infrastrukturę. Obecnie Irlandia, startując z nieco ponad 60% dochodów ma w tej chwili ponad 103% , jest zatem w czołówce dobrze rozwiniętych państw UE, jest nawet pewien paradoks: o ile w momencie podziału wyspy Ulster, czyli Irlandia PN. była najlepiej rozwinięta częścią, o tyle teraz rep. Irlandii jest lepiej rozwinięta niż Ulster. To jednak byłoby zbyt daleko idace uproszczenie, gdybyśmy uznali, że to fundusze regionalne o tym rozstrzygnęły. One oczywiście miały w tym swój istotny wkład, należy jednak dostrzec jeszcze inne czynniki (często będziemy o tym mówić w kontekście przystąpienia Polski do UE i wykorzystywania przez nasz kraj funduszów regionalnych. Stawia się nam wówczas za przykład Irlandię, tylko, że nie można kroczyć dokładnie tę samą ścieżką wykorzystywania funduszy, jako, ze te dwa kraje różnią się zasadniczo pod bardzo wieloma względami. Irlandia przykładowo ma 3,5 mln ludności, a Polska 38 mln. ludności. Następnie: w USA żyje 40 mln obywateli irlandzkiego pochodzenia, którzy kierując się względami sentymentalnymi, gotowi są inwestować swój kapitał na Wyspie. Trzeci powód to taki, że powszechnym językiem urzędowym w Irlandii jest język `międzynarodowy” czyli angielski, co oczywiście przyciąga inwestycje. Polska dysponuje ok. 10 mln. rodaków w Stanach, co znów, biorąc pod uwagę proporcje w stosunku do ogółu zamieszkujących „Stary Kraj”, czyli nas (38mln) , nie daje tych samych wyników. Poza tym polski należy do języków trudniejszych do nauczenia, znajomość angielskiego nie jest także tak powszechna, co zrozumiałe, jak w Irlandii. Wziąwszy pod uwagę wszystkie te czynniki zatem, moim zdaniem, tezę, że naśladując Irlandię tak szybko jak ona się rozwiniemy, należy włożyć między chwyty propagandowe, które działają na rzecz świetności polityki regionalnej, która ma swoje zalety, nie jest do pogardzenia, spodziewamy się, ze 4 % Polskiego PKB będzie w kolejnych latach pochodziło z funduszy regionalnych. Wzrost średni roczny w Polsce jest między 5-7%, wiec te dodatkowe środki to jest naprawdę poważny zastrzyk inwestycyjny i nie należy tego w żaden sposób lekceważyć. (Obecnie osoba odpowiedzialna za dystrybucję tych funduszy w Polsce jest minister Gęsicka!)
Pod koniec lat 90. , jak już wspomnieliśmy rozegrała się bitwa na temat co dalej z funduszami regionalnymi dla krajów, tudzież krain, które dzięki sprawnej polityce władz lokalnych przeskoczyły już poziom 75%. Mało tego, perspektywa rozszerzenia UE, nawet gdyby te obszary się w ogóle nie rozwijały, gdyby pomoc nic nie dawała, zmieniała ona wskaźnik. Średnia 75% dochodów per capita dla unii 15 jest, inna niż dla unii 25. A zatem wejście państw nowych do UE obniżało ten poziom, średnią generalną, co powodowało, ze znaczna część regionów, dotąd uprawnionych do otrzymywania funduszy, przeskakiwała by bezpośrednio, bez skoku gospodarczego, tylko na skutek obniżenia się średniej. To oczywiście nie mogło się podobać przede wszystkim Hiszpanom i oni stawiali sprawę jasno w zakresie rozszerzenia UE: zgodzimy się na rozszerzenie, pod warunkiem, że zapłacą za to Niemcy, a nie Hiszpanie. W końcu to rynek Polski utrzymywał miejsca pracy w Niemczech a nie w Hiszpanii.
Wobec słabości komisji tej zagrożonej, a później ostatecznie zdymisjonowanej, doszło do daleko idących kompromisów i ustalono, że na lata 2000-2006 regiony dotąd uprawnione do otrzymywania funduszy regionalnych, będą dalej je otrzymywały, jako otrzymywanie funduszy przejściowych, na dostosowanie się do sytuacji, w której nie będą ich już otrzymywały. I w ten sposób zachowano dawne przywileje, część z państw dokonała jeszcze zmian w podziale administracyjnym kraju. Irlandczycy przykładowo wydzielili Dublin, jako osobny region i tym samym prowincja weszła ponownie w pule uprawnionych do otrzymywania pomocy.
Struktury regionalne UE.
Istnieją jednostki terytorialne, znane pod nazwą NUTS. To jest skrót od francuskiego terminu, ale angielski brzmi Nomenclature Teritorial Units fot Statistics. (Nomenklatura Jednostek Terytorialnych dla Statystyki). Jest 5 poziomów NUTS, ale dla rozdziałów funduszy w polityce regionalnej używane są tylko NUTS1 NUTS2 i NUTS3 .
NUTS1 odpowiadają niemieckim landom, to jest pierwowzór tej skali regionu europejskiego. NUTS2 odpowiadają hiszpańskim comidades autonomas (wspólnoty autonomiczne), a NUTS3 odpowiadają francuskim departamentom i niemieckim „kreuze” czyli okręgom. To SA zatem największe jednostki. Niektóre kraje, takie jak np. Dania i Irlandia cale znajdowały się w kategorii NUTS1. Oczywiście każdy z landów niemieckich znajdował się osobnym NUTS1. W kategorii NUTS2 znajdowały się Katalonia czy Andaluzja. I to owe regiony badane SA z punktu widzenia ich parametrów, czy SA uprawnione czy nie, do uzyskiwania pomocy z UE.
(Należy tutaj zdecydowanie odróżnić 2 pojęcia: regiony europejskie i euroregiony . Nie należy ich mylić! Regiony europejskie są to jednostki administracyjne w państwach członkowskich, natomiast euroregiony są to struktury współpracy trans-granicznych, na obszarach pomiędzy państwami, nie koniecznie nawet członkowskimi. Euroregiony naszej wschodniej granicy, euroregiony z Norwegią itd.)
Różnice pomiędzy regionami europejskimi nadal są bardzo znaczne. W starej Unii skrajnymi przykładami były z jednej strony Hamburg i Londyn , o dochodzie średnim rocznym dwudziestu kilku tysięcy euro na głowę mieszkańca, i te 2 regiony się wymieniały pierwszeństwem zależnie od roku, to przecież nigdzie nie jest zadekretowane, które jest pierwsze. Czasem był o Hamburg, czasem Londyn. Natomiast po drugiej stronie mamy grecki region Epiru Północnego i czasem hiszpański region Norten. Oczywiście nie mówimy utaj o departamentach zamorskich Francji, które mogły się znajdować gdzieś na Pacyfiku. To są specyficzne jednostki, one wszystkie są objęte pomocą regionalną, jako terytoria zamorskie metropolii.
W nowych państwach członkowskich całość należy do kategorii uprawnionych do otrzymywania pomocy, z dwoma wyjątkami: Warszawy i Budapesztu. Ale ponieważ warszawy, to nie oznacza jednocześnie całego Mazowsza. Przypuszczalnie, najbiedniejsze regiony obecnie znajdują się albo na Łotwie, albo w Polsce albo w Rumunii. Jest to oczywiście rzecz dynamiczna. Spośród nowych państw Unii najlepsze wskaźniki miała Słowenia i Estonia, i te walczyły o prymat w momencie rozpoczęcia procesu akcesyjnego, a Polska miała średni dochód na głowę 1 mieszkańca w granicach 36%, więc duży zapas na gonienie owej granicy, od której nie mogłaby już otrzymać funduszy strukturalnych. Ale nawet Estonia i Słowenia, niby najlepsi, miały tylko 54% jako całość.
Obok wspomnianych instrumentów pomocy regionalnej, istnieją następujące zasady pomocy (pytanie na egzamin!):
zasada dodatkowości (komplementarności),
zasada programowania,
zasada koncentracji,
zasada koordynacji,
zasada współpracy (partnerstwa wg skryptu),
zasada celowości.
Otóż najważniejszą, podstawową, jest zasada dodatkowości. To z tego powodu pieniądze z funduszy regionalnych określane są mianem „trudnych pieniędzy”. Oznacza to, że nie ma mechanizmu prostego przekazywania funduszy z Brukseli do regionów. Każdy region, żeby skorzystać z puli funduszów regionalnych musi wnieść własny wkład do danego projektu. Projekty są bowiem współfinansowane przez Brukselę, a nie finansowane w całości. Stąd właśnie owa zasada dodatkowości.
Ponadto, aby odejść od negatywnej praktyki lat 70., kiedy to przekazywano po prostu pieniądze do budżetu narodowego i dalej rząd je dystrybuował w sposób uznany za stosowny, stworzono kolejne zasady, mianowicie zasadę programowania. Trzeba tutaj przedstawiać projekty inwestycji, jakie mają być zaplanowane na podstawie funduszy. To wiąże się z olbrzymią biurokracją. Na pewno jesteście Państwo świadomi tego, że istnieją całe biura obsługowe szkolące urzędników w zakresie umiejętności pisania wniosków o fundusze europejskie. Trzeba wypełnić bowiem wiele wymogów formalnych, żeby taki wniosek był skuteczny. To wynika z faktu, że owe pieniądze europejskie jako grosz publiczny muszą być obwarowane rozmaitymi obostrzeniami uniemożliwiającymi nadużycia czy utrudniającymi nadużycia.
Ponadto mamy także zasadę koncentracji. Fundusze unijne zatem nie mogą być rozpraszane na rozmaite projekty jednocześnie. Realizowane powinny prowadzić do osiągnięcia w możliwie krótkim terminie zamierzonych celów, a nie podejmowania operacji szerokim frontem, gdzie postęp jest powolny, niewielki, bowiem we wszystkich kierunkach jednocześnie. To jest zasada koncentracji.
Mamy jeszcze kolejną zasadę - zasadę koordynacji. Żebyście Państwo o niej nie zapomnieli, to pamiętajcie o pewnej logice. Skoro mamy, aż tyle instrumentów polityki regionalnej: Europejski Bank Polityki i rozwoju, Europejski Bank Inwestycyjny, Fundusz Spójności, Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego, Fundusz Wspierania Rybołówstwa, Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnej, to oczywiście, jeśli z tylu źródeł płyną pieniądze dla regionów, to ktoś to musi koordynować, żeby się to wszystko nie dublowało. Stąd zasada koordynacji jest logiczna.
Mamy również zasadę współpracy. Tzn. Komisja Europejska czy instytucje unijne planują wydatki i pomoc razem z podmiotami, które tę pomoc będą otrzymywały, czyli z regionami europejskimi.
I wreszcie mamy zasadę celowości; czyli przedstawiane projekty działań we wnioskach o dofinansowanie muszą merytorycznie znajdować się w którymś z celów określonych w ramach polityki regionalnej, czyli tych pierwotnych 6 celach czy obecnych 3. Nie mogą być spoza tych obszarów aktywności.
Najważniejsza ze wszystkich zasada jest zasada dodatkowości. Tej Państwu w żadnym wypadku nie wolno zapomnieć. Ona w ogóle decyduje o istocie polityki regionalnej, o tym właśnie „trudnym pieniądzu”, o tym, że nie można wziąć tyle pieniędzy ile potrzeba, tylko tyle ile jest się w stanie współfinansować, dokładając własnym wysiłkiem budżetowym - czy to z funduszy publicznych na szczeblu regionalnym, czy z budżetu regionalnego państwa, ale muszą to być fundusze krajowe, aby Unia się do nich dołożyła, przy czym skala owego współfinansowania jest różna, zależnie od realizowanego celu i obszaru. W niektórych regionach starej Unii w Grecji aż do 85% funduszy mogło pochodzić z kasy unijnej. Także dla pierwszego celu jest to do 80%, ale bywa, że i 50%. To zależy od tego, co ma być realizowane.
Każdy projekt realizowany w ramach polityki regionalnej podlega ocenie w trzech etapach. Jest to:
ocena ex ante, czyli na etapie planowania, przed rozpoczęciem realizacji projektu;
ocena interim - Ten termin już Państwo znacie z procesu akcesyjnego. Tam okres interim był to okres między podpisaniem porozumienia a jego wejściem w życie. Tutaj ocena interim jest to ocena w trakcie realizacji; i
ocena ex post, czyli po zakończeniu inwestycji. Składa się ze sprawozdania z jej przebiegu.
Jakość tych ocen jest najrozmaitsza w różnych krajach. I tu znów Grecy uchodzą za specjalistów od marnotrawstwa pieniędzy europejskich.
Na mocy Traktatu z Maastricht powołano kolejną instytucję unijną, o której już Państwo wiecie z jednego z pierwszych wykładów, mianowicie Komitet Regionów. Trzeba tutaj pamiętać, że jest to element rozwoju polityki regionalnej. O samym komitecie już mówiliśmy wcześniej. Składa się z przedstawicieli regionów europejskich nominowanych do tego przez rządy państw członkowskich i ma charakter doradczy. Przy czym w systemie trójpodzielonym: wspólnoty, państwa członkowskie, regiony w państwach członkowskich, regiony europejskie, występuje pewne napięcie kompetencyjne, które, przynajmniej oficjalnie, rozładowywane jest przy pomocy zasady subsydiarności. Zapamiętajcie Państwo ten termin, ale nie dajcie się zwieść podobieństwu brzmienia z wyrazem subsydia (!). Subsydiarność nie ma nic wspólnego z subsydiami.
Zasada subsydiarności polega na uznaniu, iż kompetencja wspólnot nie powinna schodzić niżej niż wymaga tego skuteczność działań. A zatem zgodnie z hasłem, że Unia powinna być najbliżej obywatela, na poziomie wyższym realizowane są tylko te zadania, których nie da się zrealizować na poziomie niższym. Jest to oczywiście teoria; w praktyce rozmaicie bywa. Ta zasada jest zatem instrumentem, przy pomocy którego państwa bronią się przed nadmiernym uwspólnotowieniem rozmaitych kompetencji. Rządy narodowe chcą po prostu mieć własną autonomię, swobodę działania i bronią się przed ingerencją Brukseli i wówczas wyznają zasadę subsydiarności. Natomiast w relacji z regionami europejskimi, wprost przeciwnie, tam regiony wyznają zasadę subsydiarności, starając się odwołać ponad głowami rządów narodowych do Brukseli, która, z kolei, wspiera regiony. Oczywiście to też zależy od panującego w danym momencie trendu w Unii - czy on jest bardziej federalistyczny, czy bardziej oparty na współpracy międzyrządowej. W każdym razie tego typu napięcia i dwie tendencje walczą ze sobą: tendencja do wzmocnienia kompetencji centralnych Brukseli poprzez osłabienie państw narodowych, do czego instrumentalnie służy wzmacnianie roli regionów i tendencja odwrotna - osłabianie kompetencji centralnych Brukseli poprzez wzmocnienie państw narodowych, czemu, z kolei, służy osłabianie roli regionów. Regiony w dążeniu do wyrwania pewnych kompetencji z obszarów władztwa rządów centralnych odwołują się do Brukseli i usiłują wytargować coś w tym zakresie. Generalnie wygrywają rządy narodowe. Państwa narodowe wbrew straszeniu eurosceptyków mają się nieźle i nic nie zwiastuje w tej chwili fiaska, jakkolwiek możecie Państwo czasem się spotkać z deklaracjami, że era państw narodowych przeminęła i teraz już wszystko będzie w zintegrowanej Europie wspólne. Jest to jeden z elementów retorycznej walki politycznej i trzeba do tego podchodzić i z wyrozumiałością i z ostrożnością, to znaczy w tym sensie, że nie jest to dokładnie tak, jak niektórzy głoszą w tym zakresie ani nie jest to groźne, bo nie zanosi się na likwidację państw narodowych poprzez ich regionalizację. Nie wiem na ile jest to dla Państwa debata żywa. Ona była żywa parę lat temu, w momencie wchodzenia Polski do Unii Europejskiej. Teraz już, myślę, wszyscy widzą, że to nic strasznego z tego nie wyniknęło, bo trudniej jest straszyć członkostwem w Unii, że z powodu jego wzrost kompetencji regionów i rozerwanie państwa polskiego. Wskazywano na takie przykłady, powołując się na separatystyczne tendencje regionów czy to Katalonii, czy Kraju Basków, czy Korsyki, czy wreszcie tendencje separatystyczne między walońską i flamandzką częścią Belgii, narastającą autonomizację w Wielkiej Brytanii Szkocji, Walii i Anglii właściwej, czy Irlandia Północna miała wcześniej osobną strukturę. Tu jednakże można by wskazać na to, że nie widać takich tendencji, np. we Francji z wyjątkiem Korsyki oczywiście, co nie jest związane z polityką regionalną tylko ze składem etnicznym mieszkańców wyspy. Natomiast wszędzie tam, gdzie separatyzmy lokalne wypełniły formy stworzone przez politykę regionalną, trzeba też uchwycić istotę procesu, czyli właśnie to, że to formy zostały wypełnione przez istniejące separatyzmy, a nie owe formy powołały separatyzmy do życia. Separatyzm baskijski czy kataloński nie datuje się od roku '75 czy '88, więc trzeba tu brać pod uwagę te właśnie okoliczności. Nie wydaje się, by w państwach tradycyjnie unitarnych, a od czasów II Rzeczpospolitej do takich należy Polska, mająca przecież wybitnie homogeniczną, jednolitą etnicznie ludność na tle innych państw europejskich istniały grupy podsycenia separatyzmów lokalnych przez politykę regionalną Unii. Proszę zauważcie Państwo, że polska reforma administracyjna rządów Buzka zlikwidowała dawną Gierkowską i tworzyła silne, duże województwa. Aż dziwne, że nikt w tej debacie nie podjął treści europejskiej, a to dlatego, że jest oczywiste, że w Komitecie Regionów czy innych ciałach przedstawicielskich, gdzie będą czynnie zasiadali przedstawiciele regionów europejskich, w tym również województw polskich, muszą zasiadać ludzie kompetentni, których znacznie łatwiej jest znaleźć w ramach, powiedzmy Wielkopolski niż w ramach województwa ostrowsko-wielkopolskiego jak było poprzednio. Trudno sobie wyobrazić równorzędną walkę negocjacyjną województwa augustowskiego z Bawarią. A zatem z tego punktu widzenia oczywiście, że stworzenie wielkich regionów w Polsce miało istotne znaczenie, choćby czysto taktyczne, bez braku szacunku dla któregokolwiek z tych dawnych małych województw, ale jest oczywiste, że ilość prawników specjalizujących się w prawie europejskim w Augustowie, zdolnych posługiwać się angielskim i francuskim nie jest dostatecznie duża, żeby stworzyć reprezentację we wszystkich instytucjach unijnych i walczyć tam o interesy regionów. A zatem, choćby z tego punktu widzenia, należało stworzyć takie struktury, które byłyby w stanie walczyć o interesy regionów polskich tam, gdzie państwo polskie, z racji natury tych struktur nie jest reprezentowane jako całość, bo są to struktury przeznaczone dla regionów. Przyznam, że nigdy nie słyszałem tego typu argumentów w debacie na temat czy w Polsce powinno być 10, 12 czy 40 województw. Wszyscy abstrahowali od tej tezy, jakkolwiek wszyscy intensywnie posługiwali się w każdym innym polu orężem unijnym, prezentując się czy to jako zwolennicy, czy jako przeciwnicy. Widać pewne braki jednak w pragmatyzmie. Generalnie zatem, czyli z tego punktu widzenia tworzenie dużych województw było dobrym pomysłem i województwo łódzkie, być może wiecie Państwo, że ma osobną reprezentację w Brukseli. Nota bene na jego czele stoi trzech absolwentów Naszego Wydziału, także mamy tam silne lobby. Może kiedyś ktoś z Państwa oczywiście.
(dłuższa przerwa ...)
Przyznam, że miałem nadzieję, że wystarczy mi tematu, a tutaj... (śmiech ludzi). Miałem roczną przerwę w wykładach, wyraźnie widać. Muszę wymyślić jeszcze jakiś temat na 35 minut (Nieee! zewsząd) Tak, nie można tak.
Drobnym tematem, na który nie będzie okazji przy innych spotkaniach jest kwestia koordynacji europejskiej. (To mi pewnie z 10 min. zajmie, nie 35. Później będę ratował się dalej.)
Otóż warto znać takie pojęcie - pojęcie koordynacji europejskiej. Jest to system wypracowywania decyzji do zaprezentowania w Brukseli jako spójne stanowisko danego państwa członkowskiego, po to, aby w ogóle umożliwić negocjacje między poszczególnymi krajami i uniknąć sytuacji, w której poszczególne resorty prezentowałyby własne stanowiska resortowe a nie ogólnonarodowe. Innymi słowy jest sporo dziedzin, które mają charakter szeroki, czyli wymagający uwzględnienia czynników z rozmaitych obszarów kompetencyjnych poszczególnych ministerstw. Jeśli zatem prowadzącym negocjacje na dany temat byłoby rzeczą niemożliwą ich skuteczne prowadzenie, gdyby, powiedzmy, niemiecki minister finansów mówił co innego niż niemiecki minister rolnictwa, a ten co innego niż niemiecki minister transportu. Zatem w każdym państwie istnieją instytucje koordynujące miedzyministerialną aktywność europejską . W naszym przypadku, jak Państwo wiecie, jest to Urząd Komitetu Integracji Europejskiej, który miał taką funkcję jeszcze w dobie negocjacji, gdzie zresztą rozdzielono funkcję Głównego Negocjatora i funkcję Głównego Koordynatora ds. Wdrażania (Act Contraderi ?) koordynacji europejskiej współpracy w ramach Unii w poszczególnych ministerstwach. W każdym ministerstwie stworzono komórkę do spraw europejskich i ona zajmuję się taką właśnie koordynacją, a do tego dochodzi jeszcze sam urząd, który wypracowuje ostateczne stanowisku na szczeblu narodowym, właściwie opiniuje stanowiska wszystkich ministerstw w każdej sprawie z punktu widzenia ich oddziaływania na pozycje Polski w Brukseli, na udział Polski w UE. Ma zatem pewną funkcję nadzorczą. Tego typu instrument działa w każdym państwie członkowskim, podobno ma różne nazwy, różne struktury. We Francji, gdzie były różne kryteria rządu (?), chodzi również o to, by to nie był minister równorzędny innym ministrom, bo wtedy oczywiście dochodziłoby do sporów kompetencyjnych, buntów, dyskusji, kto jest ważniejszy, kto jest mniej ważny, jakim prawem minister resortu takiego coś nakazuje innemu. W przypadku premiera to jest rozstrzygane i takie kompetencje muszą być spełnione. Pod pojęciem koordynacji europejskiej rozumiemy zatem zdolność do wypracowywania spójnego stanowiska narodowego, rozumianego jako stanowisko międzyministerialne do jego zaprezentowania w instytucjach w Brukseli.
Jest rzeczą dosyć zaskakującą, a przez to zabawną mam nadzieję, że dwa państwa unijne starej Unii, nie wiem jak jest w nowym rankingu, gdy mamy 27 krajów, ale przy Unii „piętnastki” mieliśmy dwóch kandydatów do miana państw o najgorszej zdolności koordynacji. Jeden z tych kandydatów nie dziwi - była to Grecja (już po raz trzeci), kandydat którego można było odgadnąć. Drugi natomiast zaskakuje. Drugim państwem o najgorszej koordynacji były Niemcy. I to jest ciekawe, bo wyjaśnienie jest dosyć naturalne, dlaczego Niemcy. Wystarczy sobie uświadomić oficjalną nazwę państwa niemieckiego. Jest to republika federalna. Zatem uzgodnienie stanowisk wszystkich władz poszczególnych landów zajmuje Niemcom niezmiernie dużo czasu, stad regułą jest, że są jednym z ostatnich państw w Brukseli, które wie czego chce. Proces uzgadniania stanowiska narodowego w Niemczech jest bowiem skomplikowany i długotrwały. Mamy zatem te dwa państwa - Grecje i Niemcy jako najgorszych koordynatorów europejskich.
Najlepszą koordynację europejską miała natomiast Wielka Brytania, co znów miało bardzo ciekawy skutek, albowiem okazywało się, że najsprawniej zarządza procesami negocjacyjnymi własnych przedstawicieli w Brukseli państwo, które jest najbardziej europsceptyczne. Ci, którzy nie bardzo chcieli się integrować najlepiej byli przygotowani do prowadzenia negocjacji i dokładnie wiedzieli, na dodatek pierwsi, czego chcą. To zostało osłabione w dobie Blaira z uwagi na autonomizację poszczególnych części Wielkiej Brytanii. Nie spotkałem się z nowymi opracowaniami na ten temat, ale można zasadnie przypuszczać, że Brytyjczycy stracili nieco na sprawności koordynacyjne. Jest to ważny wymiar administracyjnego zarządzania własną obecnością w UE, który, sądzę, że w Polsce powinien być wzięty mocno pod uwagę jako pole dosyć prostych, w tym sensie, że wewnętrznych, a nie zewnętrznych czynników wzmagających skuteczność własnych operacji politycznych w Brukseli. Chodzi o to, żebyśmy tam prezentowali jednolity pogląd, a nie zaskakiwali naszych partnerów tym, że minister danego resortu mówi zupełnie co innego niż jego koledzy z innego resortu, co nie jest rzeczą niespotykaną, jak już państwo zapewne wyczuwacie, innym krajom też się to zdarza.
Siedem minut. (śmiech)
(Jakieś beznadziejne pytanie Johnsona o „feralnym położeniu Polski”)
Odpowiedź - zagłuszona i nieważna ... Mamy w tej chwili, o tym nie wspomniałem - może warto przy tej okazji - mamy rozmaite rodzaje funduszy:
fundusze w zakresie INTERREG - fundusze strukturalne na współpracę transgraniczną,
fundusze EQUAL - na wyrównywanie szans, czyli przeciwdziałanie jakiejkolwiek dyskryminacji,
fundusze URBAN - dotyczące rozwiązywania problemów obszarów miejskich;
oraz niewymienione
fundusze LEADER - dot. rozwoju wsi (wg skryptu)
To, że Polska ma negatywne położenie geograficzne jest chwytem retorycznym. To trochę tak, jak z każdym innym krajem, który ma rozmaite koleje rzeczy, mówiąc, że Polska ma złe położenie geograficzne. Od zawsze była tu gdzie jest, a raz była mocarstwem, a raz jej w ogóle nie było. W związku z tym, nie to jest determinantą. To jest dość istotny czynnik, ale nie jedyny.
Pytanie Jarka (bardziej praktyczne): Ja bym chciał poruszyć taką kwestię, jaki będzie dalszy stosunek organizacji przez Polskę Mistrzostw Europy w 2012 roku do funduszy strukturalnych, bo wiadomo, że dostaniemy pewne fundusze również i raz, że słyszałem, że część tych funduszy i tak byśmy dostali i pójdą po prostu w inne miejsce, a dwa, że no w jakiś sposób to na pewno zaburzy no taki powiedzmy porządek w Polsce, inwestycyjny o.
Odpowiedź: Jak pewnie państwo zgadujecie, decyzja, która zapadła parę dni temu nie wytworzyła jeszcze olbrzymiej ilości opracowań analitycznych, które byłbym w stanie wchłonąć. Natomiast wczoraj słyszałem wypowiedź pani minister Gilowskiej, którą mogę zacytować, która jest, myślę, wyraźną odpowiedzią na pańskie pytanie. Ona oświadczyła, że z racji Euro 2012 Polska z funduszy UE nie otrzyma nawet 1 euro. To jest mit. Nie ma czegoś takiego. Mamy coś dostać od UEFA, o ile się orientuję, ale to jest chyba 2 mld euro do 2012. To też nie jest do pogardzenia, ale to nie są fundusze europejskie, to jest zupełnie co innego. W tym zakresie zatem, nie sądzę, by to miało wpływ. Wpływ może mieć co do decyzji polskich o tempie i kierunkach inwestycji, to oczywiste, przede wszystkim zapewne w infrastrukturę transportową i hotelowo-sportowa, tak bym to odbierał. Ten plan czy fundusze na pewno są jakoś zgłoszone wcześniej. Być może łatwiej będzie pisać pewne projekty transgraniczne w zakresie INTERREG współpracy z Ukrainą, bo oczywiście trzeba będzie wybudować nowe przejścia graniczne, żeby obsłużyć ten cały ruch przez granicę Schengen. Być może zdołamy wynegocjować, przynajmniej jakieś okresowe, zwolnienie z reżimu Schengen na ten czas, bo spodziewamy się ruchu przecież milionów osób przekraczających tę granicę. Natomiast według deklaracji pani wicepremier żadne fundusze europejskie ze składek członkowskich z Unii z funduszy unijnych z tytułu Euro 2012 do Polski nie wpłyną.
Czy ktoś z Państwa ma spis tematów jaki zaproponowałem na początku? (śmiech) Nie wierzę. (śmiech) Mam pytanie, czy w tym spisie, ja go miałem, a nie pamiętam w tej chwili, w różnych latach rozmaicie prowadziłem te zajęcia, czy jest przewidziany temat dotyczący lobbingu w UE, czy też nie ma takiego tematu? Nie ma. No to w takim razie pozwólcie Państwo, że jeszcze parę powierzchownych słów, bo oczywiście się nie przygotowywałem na dzisiaj do wykładu o lobbingu, więc mogę powtórzyć to, co pamiętam z lat poprzednich.
LOBBING W UNII EUROPEJSKIEJ
Lobbing w UE jest zinstytucjonalizowanym systemem wbrew skojarzeniom polskim, gdzie nam kojarzy się raczej z półlegalnymi oddziaływaniami na polityków, tam jest to wszystko zinstytucjonalizowane i opisane prawnie. Mamy do czynienia z dwojakiego rodzaju metodami lobbingu - z:
lobbingiem anglosaskim i
lobbingiem niemieckim.
Te nazwy są mylące w tym sensie, że tu nie chodzi o to czy lobbują Niemcy czy Anglosasi. To trochę tak jak lokacja miast na prawie polskim czy prawie niemieckim w średniowieczu. Chodzi o metody.
Metoda anglosaska, czyli lobbing anglosaski jest to lobbing prowadzony przez wyspecjalizowane instytucje, u których wykupuje się tego typu usługę. Innymi słowy podmiot lobbujący nie organizuje sam tego przedsięwzięcia, tylko zgłasza się do firmy lobbingowej, która prowadzi ową akcję na jego zlecenie, za pieniądze oczywiście.
I lobbing typu niemieckiego, czyli lobbing nazwijmy to osobisty. Sam zainteresowany zajmuję się przekonywaniem decydentów UE czy takie i takie racje powinny być wzięte pod uwagę.
Miejscem lobbowania przede wszystkim jest Komisja Europejska, a także Parlament Europejski, w mniejszym stopniu komitety - Komitet Regionów i Komitet Ekonomiczno-Społeczny, a to z tego powodu, że mają one kompetencje doradcze, niekiedy wielostopniowe. Należy pamiętać, że Komitet Regionów wydaje swoją opinię do Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, a ten do Parlamentu, no więc logika wskazuje, że zamiast zużywać środki na lobbowanie w Komitecie Regionów, lepiej od razu lobbować w Parlamencie.
Okazją do lobbowania są czy to debaty parlamentarne, czy też wydawanie specjalnych dokumentów, np. Zielonej Księgi Komisji Europejskiej, która w tym celu jest w ogóle wydawana. To też jest pewien element. Green Paper jest sygnałem dla organizacji lobbystycznych (lub lobbistycznych - sprawdziłem w słowniku) do tego, iż należy rozpocząć całą procedurę zgłaszania uwag, poprawek, sugestii do projektowanego prawa unijnego. Green Paper jest bowiem omówieniem jakiegoś projektu ustawodawstwa europejskiego w pewnym zakresie, mając za zadanie wywołanie reakcji zainteresowanych podmiotów, czyli zebranie informacji ludzi, którzy czy instytucji, które działają w danym zakresie, i dla których to prawo jest w końcu tworzone.
Lobbing odbywa się także przy okazji konferencji i spotkań eksperckich, przy czym w ramach instytucji praw unijnych obowiązują pewne reguły lobbingu. Przede wszystkim nie wolno kamuflować lobbingu. Ktoś, kto prowadzi lobbing, nie może udawać, że robi co innego. Nie wolno dystrybuować materiałów wydawanych przez UE za darmo w organizacjach lobbistycznych, bo nie do tego służą fundusze Unii. Wszyscy urzędnicy unijni mają ściśle określone przepisy dotyczące wielkości upominków, jakie mogą przyjąć i powyżej pewnej sumy, której w tej chwili nie pamiętam, jest to chyba 100 euro, muszą być one oddawane do osobnej puli, nie są własnością obdarowanych.
Istnieje spis oficjalnych lobbystów, organizacji uznanych za organizacje lobbujące. Ci ludzie mają, na podstawie specjalnych badży, specjalnych przywieszek na ubraniach, wystawione pozwolenie na poruszanie się po budynkach instytucji unijnych jako lobbiści. Nie wolno zatem, jeszcze raz to podkreślę, udawać, że są kim innym. Uznawane jest za przestępstwo podszywanie się pod jakieś inne instytucje, używanie ich loga czy symboli, ale szczególnie symboli unijnych, jeśli nie ma się do tego uprawnień. Takie przypadki w przeszłości się zdarzały.
Przedmiotem lobbingu mogą być kwestie czy to ustawodawstwa unijnego, czy zamówień publicznych finansowanych z funduszy unijnych, czy wreszcie projekty przedsięwzięć unijnych.
Lobbują zarówno regiony UE, jak i organizacje przemysłowe czy handlowe, czy społeczne, jak i np., co ciekawe, spora część stanów spośród Stanów Zjednoczonych Ameryki ma swoje przedstawicielstwo w Brukseli właśnie z zadaniami lobbystycznymi, podobnie jak regiony europejskie.
Myślę, że to z istotnych informacji wszystko co jestem w stanie Państwu dziś przekazać.
Termin zerowy - 4 czerwca (poniedziałek). Gdyby znalazło się więcej, powyżej 20 osób, to ustalony zostanie drugi termin.
T.E.
7