Anton Pierwuszyn
Copyright © by Anton Pierwuszyn
"Równe prawa"
przekł. Eugeniusz Dębski
Młody podróżnik nie kryjąc zwątpienia przyglądał się brązowej płytce, na której drżała jasnozielona galareta.
- Wy to nazywacie obiadem?! - wrzasnął oburzony.
- Jasna sprawa - skinął głową przewodnik. - A jak inaczej? Naturalne produkty morza, bez najmniejszych dodatków chemicznych, wysoka wartość energetyczna, bardzo pożywne i smaczne... Proszę skosztować.
- O Wielki Kosmosie! - Podróżnik z obrzydzeniem cisnął swoją porcję w otwór śmieciownika. - Nic nie rozumiem - oświadczył. - Ziemia zawsze słynęła ze swoich kucharzy. I oto jestem tu, a co mi serwują? Gdzież one są, gdzie? Gdzie hamburgery? Gdzie befsztyki? Gdzie szaszłyki? Gdzie kurczęta w winnym sosie? Gdzie - a niechby was pochłonęła czarna dziura! - kołduny, z których słyniecie w całej cywilizowanej galaktyce?!
- Proszę mi wybaczyć ignorancję - powiedział skonfundowany przewodnik - ale co to są te rzeczy, które pan wymienił?
- No właśnie! Na Ziemi już nawet nie wiedzą, co to są kołduny. Jakżeż się myliłem! - Podróżnik na chwilę zamyślił się, a potem wyjaśnił: - Wszystkie te rzeczy, to potrawy, przygotowywane z mięsa.
- Z mięsa?! - W głosie przewodnika rozbrzmiało osłupienie. - Jecie kawałki trupów?
Podróżnik uśmiechnął się z wyższością:
- Co za ograniczone spojrzenie na świat. Peryferie, jednym słowem.
- Jecie mięso - powtórzył przewodnik i zastanawiał się chwilę. - Dobrze, jestem gotów panu pomóc.
- No to świetnie - uśmiechnął się turysta. - Są, znaczy się, jeszcze normalni ludzie na tej planecie.
Nie oglądając się skierował swe kroki ku kopule i wkrótce minął błonę pola siłowego. A chwilę później turysta spotkał tygrysa. Tygrys siedział za krzakiem i, nie kryjąc się specjalnie, wpijał w podróżnika głodne spojrzenie. Turysta skamieniał.
- E-e-e... kotek... - wymamrotał.
Tygrys podkulił łapy i szykował się do skoku. Nerwy turysty nie wytrzymały. Wrzeszcząc coś runął do ucieczki, ale - nie znając okolicy - zabłądził i w panice zaczął miotać się między drzewami. Na szczęście nogi same przyprowadziły go do niskiego domku. Wzywając pomocy wbiegł po schodkach i zaczął walić pięściami w drzwi:
- Ratunku! Pomocy! Pożre mnie!
Drzwi otworzył goły do pasa wspaniale umięśniony młodzieniec. Turysta niemal go wywrócił wpadając do domu.
- Tam! Tygrys!
Młodzian spokojnie wzruszył ramionami.
- No to co - tygrys? Też mi wielkie halo... A-a... Jesteś tu nowy? - domyślił się młodzian.
- Jestem podróżnikiem. Przyleciałem tu z peryferyjnej planety.
- No to wszystko jasne. Mięska się zachciało, co? Ci w megapolisie tylko owocami morza karmią. A czy to jest jedzenie dla prawdziwego mężczyzny?.. Dobra, ja nie mam nic przeciwko, chodźmy na polowanko...
Dopiero teraz podróżnik zauważył, że pierś i twarz młodzieńca przecinają pasemka starych zagojonych blizn.
- Jak to?! - wrzasnął dygocząc. - Po prostu - tak? Bezbronni?!
- Oczywiście! - Chłopak popatrzył na niego nie rozumiejąc najwyraźniej o co turyście chodzi. - Zawsze uważaliśmy, że my i mięso mamy takie same prawa. Czyżby u was było inaczej?..