Priorytet czasu, przysłony i tryb manualny
Większość producentów cyfrowych kompaktów tzw. zaawansowane tryby pracy rezerwuje dla najbardziej zaawansowanych i najdroższych modeli. Tworzy to wrażenie, że korzystanie z priorytetu czasu, przysłony lub trybu manualnego wymaga wiedzy tajemnej i niezwykłych umiejętności. Nie jest to prawda.
Piotr Dębek
Pomiar światła
Wbrew obawom początkujących w zaawansowanych trybach pracy aparat nie każe nam samemu zgadywać, jak ustawić czas naświetlania i przysłonę. Dwa tryby półautomatyczne, czyli priorytety czasu i przysłony nie różnią się pod tym względem specjalnie od programów tematycznych. My ustalamy wielkość otworu przysłony, a aparat dobiera do tego odpowiedni czas naświetlania, albo odwrotnie - wskazujemy czas ekspozycji, a automat ustawia wartość przysłony tak, aby nie było ani prześwietleń, ani niedoświetleń. Oczywiście możemy tu wybrać sposób, w jaki aparat mierzy światło. Jeśli nie wiemy, jak oraz kiedy korzystać z pomiaru punktowego i centralnie ważonego, zostawiamy pomiar matrycowy, który jest najbardziej wyrafinowaną, najczęściej stosowaną i w typowych sytuacjach najskuteczniejszą metodą oceny jasności rejestrowanej sceny. Pamiętajmy, że niezależnie od tego, czy wybierzemy program "zielony", priorytet czasu, przysłony czy też tryb manualny, aparat zawsze mierzy światło w ten sam sposób. W trybach podstawowych musimy się z decyzja aparatu pogodzić, natomiast w zaawansowanych ? zmienimy ją, jeśli zechcemy. Efekt zawierzenia automatowi w kwestii pomiaru światła nie będzie gorszy niż gdybyśmy stosowali programy tematyczne, a może być lepszy. Zawsze bowiem mamy do dyspozycji mechanizm korekcji ekspozycji, za pomocą którego wymusimy, aby zdjęcie było ciemniejsze lub jaśniejsze niż chce automat.
Jeśli chcemy uzyskać portretowe rozmycie drugiego planu, powinniśmy
zastosować jak najdłuższą ogniskową i jak największy otwór przysłony.
Ten ostatni parametr najlepiej kontrolować w trybie priorytetu
przysłony. Na tym zdjęciu wystarczyła wartość przysłony f/5, bo
zastosowana ogniskowa to odpowiednik aż 800 milimetrów.
Priorytet przysłony
Nawet zaawansowani fotografowie nie korzystają wyłącznie z trybu manualnego. Po prostu nie ma potrzeby zawsze i wszędzie samemu decydować zarówno o czasie naświetlania, jak i o wartości przysłony. W większości typowych sytuacji wystarczy wybrać tylko jeden z tych parametrów, na aparat zrzucając konieczność poprawnego dobrania drugiego. Najwygodniej jest ręcznie kontrolować wartość przysłony korzystając z trybu priorytetu przysłony, oznaczonego jako A lub Av (od angielskiego Aperture czyli przysłona). Kierujemy się wówczas prostą zasadą: jeśli zależy nam na płytkiej głębi ostrości, ustalamy jak najmniejszą wartość przysłony (czyli np. f/2.8), a jeśli chcemy, by jak najwięcej elementów na zdjęciu było wyraźnych, postępujemy przeciwnie (czyli wybieramy f/11). Oczywiście powodów do ingerowania w wartość przysłony będzie więcej. Gdy światła jest mało, otworzymy całkowicie przysłonę, by skrócić jak najbardziej czas naświetlania i uniknąć poruszenia. Z kolei gdy głębia ostrości nie ma znaczenia, za to chcemy mieć jak najostrzejsze zdjęcie, ustawimy przysłonę na taką wartość, przy której obiektyw osiąga optimum swoich możliwości, czyli przeważnie f/8. Bardzo istotny jest moment między wyborem przysłony a wykonaniem zdjęcia. Dokładnie rzecz ujmując, chodzi o moment wciśnięcia spustu do połowy. Wówczas to aparat mierzy światło i pokazuje, jaki czas naświetlania będzie potrzebny do wybranego przez nas otworu przysłony. Zwracamy wówczas uwagę, czy ów czas nie jest zbyt długi, by udało nam się z ręki utrzymać nieporuszone ujęcie. Jeśli uznamy, że jednak jest zbyt długi, otwieramy przysłonę lub podnosimy czułość matrycy do momentu, aż czas naświetlania będzie dostatecznie krótki. Zwróćmy uwagę, że to samo powinien zrobić aparat w trybie programów tematycznych, jednak nie mamy gwarancji, czy rzeczywiście optymalnie dopasuje on te parametry do naszych umiejętności. Niektórzy mają pewniejsze ręce, innym bardziej się one trzęsą ? trzeba indywidualnie dopasować czas naświetlania do własnej sprawności. Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden aspekt. Żaden aparat cyfrowy nie ma trybu "statyw". Oznacza to, że gdy wymagane czasy naświetlania są na tyle długie, że występuje zagrożenie poruszeniem zdjęcia, automat stara się podnieść czułość matrycy oraz otworzyć jak najbardziej przysłonę. Oba te działania prowadzą do obniżenia jakości obrazu. Tymczasem jeśli używamy statywu i możemy bez ryzyka wydłużyć ekspozycję, wysokie czułości ISO i w pełni otwarta przysłona będą zbędne. I taką właśnie procedurę, ukierunkowaną na uzyskanie jak najwyższej jakości obrazu, możemy przeprowadzić korzystając z priorytetu przysłony. Najważniejsze, że podejmujemy tutaj tylko jedną decyzję, a pozostałe w dalszym ciągu podejmuje aparat. Z tego też powodu nie mamy tutaj pełnej kontroli nad powstającym zdjęciem: jeśli automat oceniający pomiar światła totalnie się pomyli, może być nam trudno przeforsować własne zdanie. W większości jednak sytuacji wystarczy prosta filozofia - ja ustalam wartość przysłony, a o czas naświetlania niech się martwi aparat.
Unikatowy, dostępny tylko w lustrzankach Canona priorytet głębi
ostrości A-DEP to obiecujący pomysł, ale bardzo źle zrealizowany.
Użytkownicy aparatów innych marek nie mają co zazdrościć
„canonierom” tej funkcji - w praktyce bezużytecznej.
Priorytet głębi ostrości
Półprofesjonalne i profesjonalne lustrzanki firmy Canon jeszcze od czasów analogowych miały interesujący i niespotykany w sprzęcie konkurencji tryb - priorytet głębi ostrości, oznaczany symbolem DEP. Działał on w sposób następujący: celowaliśmy centralnym polem autofokusa w najdalszy obiekt, który chcieliśmy mieć ostry i wciskaliśmy spust do połowy. Następnie celowaliśmy w najbliższy obiekt, który powinien być wyraźny i znowu wciskaliśmy spust do połowy. Teraz aparat obliczał optymalne ustawienie ostrości obiektywu i dobierał przysłonę tak, aby oba wskazane obiekty mieściły się w głębi ostrości. Po drugim wciśnięciu spustu do połowy wystarczyło już ustawić właściwy kadr i wykonać zdjęcie, a wybrany przez nas obszar był na fotografii wyraźny.
Metoda ta działała dobrze, choć sposób postępowania przy korzystaniu z trybu DEP był nieco skomplikowany i być może to zadecydowało, że najnowsze profesjonalne lustrzanki Canona (EOS 1Ds Mark II, EOS 5D czy EOS 1D Mark III) są już go pozbawione. Natomiast w amatorskich i półprofesjonalnych lustrzankach Canona (EOS 400D, EOS 30D) znajdziemy znacznie uproszczony tryb priorytetu głębi ostrości, noszący tu nazwę A-DEP. Sposób korzystania z niego jest prostszy, ale też to uproszczenie sprawiło, że użyteczność tego trybu znacznie spadła. A-DEP działa bowiem w jednym przebiegu: przy wciśnięciu spustu do połowy aparat próbuje użyć wszystkich pól autofokusa do zmierzenia ostrości. Te, na których ostrość da się ?złapać?, są uwzględnione w obliczeniach mających ustalić optymalną głębię ostrości. Jeśli jednak aparat nie zdoła w danym punkcie złapać ostrości, bo np. czujnik będzie wycelowany w gładką białą bluzkę, wówczas ten obszar jest ignorowany. Głębia ostrości uzyskiwana w trybie A-DEP to praktycznie loteria ? raz aparat złapie ostrość na pięciu punktach autofokusa, a raz na siedmiu ? przy tej samej scenie. By więc skutecznie ustawić odpowiednią głębię ostrości w trybie A-DEP musielibyśmy tak skomponować scenę, by pod wszystkimi polami autofokusa umieścić kontrastowe obiekty, które chcemy mieć w kadrze, a jednocześnie pilnować, by żadne z pól autofokusa nie wypadło na bardzo bliski lub bardzo daleki obiekt, który ma być poza głębią ostrości. Brzmi skomplikowanie? W praktycznym zastosowaniu jest jeszcze trudniejsze. Dlatego prościej jest opanować zasady rządzące odległością hiperfokalną i ustawiać ją ręcznie w trybie priorytetu przysłony.
Priorytet czasu dla pokazania dynamicznego ruchu: na tym zdjęciu czas naświetlania
został ustawiony na 1/30 sekundy - tyle, zgodnie z regułami, da się utrzymać z ręki
przy ogniskowej odpowiadającej 28 mm dla aparatu małoobrazkowego. Aparat dobrał
do tego przysłonę - w tym wypadku f/8. Długi czas naświetlania wystarczył, by rozmyć
karuzelę, ale jednocześnie udało się utrzymać nieporuszoną konstrukcję.
Priorytet czasu
Ten tryb, oznaczany przeważnie symbolem S lub Tv, działa tak samo, jak priorytet przysłony, tylko tutaj my ustawiamy czas naświetlania, a aparat dobiera do tego wartość przysłony. Jest to operacja odwrotna do korzystania z priorytetu przysłony, ale prowadząca do uzyskania tej samej ekspozycji. Wyobraźmy sobie, że wycelowaliśmy obiektyw na pewną scenę i w trybie priorytetu czasu wybraliśmy naświetlanie przez 1/125 sekundy, a aparat ustawił przysłonę na wartość f/8. Jeśli teraz włączymy tryb priorytetu przysłony i wybierzemy otwór względny f/8, automat dobierze czas naświetlania, wynoszący 1/125 sekundy. Łączna ilość światła wpadająca na matrycę pozostaje ta sama, jeśli jednak zdecydujemy, że otwór przysłony ma być mały, aparat będzie naświetlał dłużej i odwrotnie.
W korzystaniu z priorytetu czasu kryje się pewne ryzyko. W większości sytuacji aparat będzie w stanie ocenić, jaka wartość przysłony będzie potrzebna, by uzyskać poprawną ekspozycję, ale... nie zawsze będzie mógł ją ustawić. Jeśli fotografowana scena będzie ciemna, a my sobie zażyczymy naświetlanie z czasem 1/500 sekundy, po prostu nie będzie tak dużego otworu przysłony, by ekspozycja była poprawna. Podobna sytuacja pojawi się, gdy w ostrym słońcu zechcemy naświetlać np. przez sekundę - tutaj z kolei nie da się aż tak bardzo przymknąć przysłony. Wbudowany światłomierz zasygnalizuje, że nie jest w stanie dobrać odpowiedniego otworu obiektywu, migając wskaźnikiem prezentującym wartość przysłony. Jednak w niektórych aparatach nawet gdy niemożliwa jest poprawna ekspozycja, a my wciśniemy spust migawki, zdjęcie zostanie wykonane. Trzeba więc zwracać uwagę na wskazania aparatu, żeby później nie okazało się, że tylko straciliśmy czas i - być może niepowtarzalną ? okazję do wykonania interesujących ujęć.
Niebezpieczeństwo, że do wybranej przez nas wartości parametru nie da się dobrać poprawnie drugiej zmiennej, występuje także w priorytecie przysłony, gdy w słoneczny dzień na plaży lub ośnieżonym stoku wybierzemy przysłonę np. f/2.8, a pasujący do tego czas naświetlania powinien wynosić 1/10 000 sekundy - wartość, jakiej nie oferuje żaden aparat amatorski. Jeśli widzimy, że aparat nie jest w stanie dobrać poprawnie drugiego parametru, warto sprawdzić, jaka czułość matrycy została ustawiona. Być może próbujemy w słoneczny dzień fotografować przy ISO 1600? A może właśnie podniesienie czułości pozwoli nam uzyskać czas naświetlania, na jakim nam zależy?
Po co jednak ktoś miałby upierać się przy konkretnym czasie naświetlania, automatowi pozostawiając decyzję, czy głębia ostrości ma być duża czy mała? Ten tryb przydaje się, gdy fotografujemy np. biegacza, narciarza podczas zjazdu lub pędzący samochód. Jeśli chcemy zamrozić ruch, potrzebny będzie jak najkrótszy czas naświetlania. Jeśli jednak zależy nam na podkreśleniu dynamiki poprzez rozmazanie obiekty na pierwszym planie, potrzebne będzie odpowiednio długi czas naświetlania, nie na tyle jednak długi, byśmy poruszyli aparatem. Ustawiamy więc np. czas 1/25 sekundy i niech aparat dobierze do tego odpowiednią przysłonę ? jeśli tylko pozwoli ona na uzyskanie poprawnego naświetlenia, to przy użyciu krótkiej ogniskowej powinno nam się udać uzyskać zdjęcie, na którym tło będzie wyraźne, natomiast na pierwszym planie zobaczymy rozmazaną smugę, bo tak zostanie zarejestrowany pędzący rowerzysta. Oczywiście tego typu sytuacje nie są częste, więc priorytet czasu to sporadycznie stosowany tryb pracy. Jeśli jednak jest potrzebny, nie da się go zastąpić żadnym innym.
W tak trudnych warunkach oświetleniowych, gdy niewielka postać jest
oświetlona silnym reflektorem, a cała reszta kadru ginie w mroku, nie
poradzi sobie żaden automatyczny tryb pomiaru. Trzeba więc ręcznie
dobrać parametry zarówno czasu naświetlania, jak i wartości
przysłony. Tu: 1/160 sekundy przy przysłonie f/4 i czułości 1600 ISO.
Tryb manualny
Uchodzący za najbardziej profesjonalny sposób korzystania z aparatu, czyli ręczne ustawianie zarówno czasu, jak i przysłony, w aparatach cyfrowych nie wymaga wcale wiedzy tajemnej. Oznaczany w aparatach symbolem M, pozwala on dowolnie ustawić czas naświetlania i wartość przysłony, w kwestii doboru ekspozycji nie jesteśmy jednak wcale skazani na ocenianie "na oko". Światłomierz nadal działa, ale nie wymusza parametrów naświetlania, a jedynie informuje, jak się mają wybrane przez nas parametry do sugerowanych przez automat. Realizowane jest to przeważnie w formie poziomej drabinki, pod którą wyświetlana jest kreska symbolizująca wybraną przez ekspozycję. Jeśli ta kreska jest na lewo od zera, to wg. światłomierza wybraliśmy niedoświetlenie, natomiast gdy przesunie się na prawo - grozi nam prześwietlenie. Jeśli chcemy postępować zgodnie ze wskazaniami aparatu, wystarczy, że będziemy pilnowali, by wskaźnik pod drabinką znajdował się dokładnie pod zerem. Wymaga to wprawdzie regulowania dwóch parametrów, ale w ten sposób możemy uzyskać dokładnie tę samą ekspozycję, co w programach tematycznych czy trybie ?zielonym?.
Oczywiście nie po to korzystamy z trybu manualnego, by żmudnie osiągać ten sam efekt, który otrzymalibyśmy w najprostszych trybach pracy cyfrówki. Z trybu manualnego korzystamy wówczas, gdy wiemy lepiej od sztucznej inteligencji aparatu, jak ustawić parametry naświetlania, i gdy chcemy wymusić zastosowanie naszych ustawień otworu przysłony i czasu ekspozycji. Nowoczesne matrycowe sposoby pomiaru światła nie są wcale niezawodne - mylą się częściej, niż można by się spodziewać. Ponadto zdarzają się nietypowe lub trudne sytuacje, np. na koncertach, gdy wokół mocno oświetlonej postaci artysty mamy głęboką czerń - próbujący wówczas znaleźć jakiś złoty środek światłomierz zaproponuje ekspozycję, która z pewnością nas nie usatysfakcjonuje. Także gdy korzystamy z zewnętrznej lampy błyskowej, oświetlenia studyjnego, a zwłaszcza gdy chcemy zrównoważyć oświetlenie zastane z błyskowym, będziemy potrzebowali trybu manualnego.
Podobnych sytuacji jest oczywiście więcej, wszystkie one sprowadzają się do dylematu: "jak mam przekonać aparat, że całkowicie myli się co do proponowanej ekspozycji"?. Jedynym wówczas sposobem jest właśnie ustawienie trybu manualnego. Choć są tacy fotografowie, co korzystają wyłącznie z trybu M, to w typowych sytuacjach amatorskich potrzeba pełnej kontroli zarówno parametrów czasu naświetlania, jak i wartości przysłony nie przekracza kilku procent wszystkich wykonanych zdjęć.
Na początek program P
Jeśli mimo powyższych wyjaśnień boimy się używać priorytetów czasu, przysłony oraz trybu manualnego, spróbujmy rozpocząć przejmowanie kontroli nad postępowaniem aparatu poprzez użycie programu P. Choć dostępny nawet w większości najprostszych cyfrówek program P trudno uznać za wyrafinowane narzędzie, to daje on niemal takie same możliwości jak priorytet czasu lub przysłony, zapewniając jednocześnie większy komfort. W momencie wciśnięcia do połowy spustu migawki, jesteśmy... obserwatorem. Aparat bowiem ustawia parametry ekspozycji sam - podobnie jak w trybie zielonym czy programach tematycznych. Jednak informuje nas o wybranych ustawieniach, które możemy - jeśli uznamy to za potrzebne - zmienić. Możemy jednak nic nie zmieniać i wcisnąć spust migawki do końca wykonując zdjęcie z ustawieniami zaproponowanymi przez aparat.
Jeśli nie odpowiada nam zaproponowana wartość czasu lub przysłony, możemy to zmienić. W lustrzance używamy do tego pokrętła, w prostych kompaktach służą do tego przyciski. Nawet jednak ingerując w preferencje aparatu nie będzie nam łatwo zepsuć zdjęcie, bo w ten sposób zmieniamy pary - jeśli otwieramy przysłonę, automatycznie skraca się czas naświetlania, a gdy przymykamy otwór obiektywu, zdjęcie będzie naświetlane dłużej. W ten sposób wpływamy na głębię ostrości, a także na rozmycie poruszających się obiektów lub ich zamrożenie w kadrze, ale nie zmieniamy ogólnej jasności zdjęcia.
Jeśli chcemy ujęcie rozjaśnić lub przyciemnić, korzystamy z korekcji ekspozycji - funkcji także dostępnej w programie P. Mamy tu też dostęp do innych funkcji aparatu, w tym takich, które są niedostępne w programach tematycznych, takie jak regulacja czułości matrycy, rozdzielczości i siły kompresji pliku ze zdjęciem, ustawień balansu bieli, sposobu pomiaru światła itp. Wymusimy użycie lampy błyskowej lub wykonamy zdjęcie bez niej. Możemy korzystać z możliwości zmiany tych parametrów, ale także możemy decyzję co do tych ustawień pozostawić w gestii aparatu. Nawet jednak jeśli zostawimy wszystkie ustawienia zgodnie z sugestią automatu, będziemy widzieć, czy czas ekspozycji nie jest zbyt długi, czy lampa błyskowa nie została niepotrzebnie użyta oraz czy automatyczny balans bieli nie zawiódł. Widząc na wyświetlaczu LCD co poszło nie tak, łatwo wykonamy jeszcze jedno ujęcie, tym razem modyfikując w program P odpowiedni parametr: wyłączymy lampę błyskową, skrócimy czas naświetlania jednocześnie otwierając szerzej przysłonę, wprowadzimy korekcję ekspozycji lub ręcznie ustawimy balans bieli. Po pewnym czasie, gdy poznamy logikę działania aparatu i nauczymy się jak należy dopasować parametry jego pracy do danego typu sceny, będziemy częściej ingerować w automatyczne ustawienia, aż wreszcie bez obaw zaczniemy korzystać z priorytetu przysłony, czasu i trybu manualnego.
Jedyna droga do udanych zdjęć
Tak zwane kreatywne tryby pracy, czyli priorytet czasu, przysłony oraz tryb manualny, pozwalają na pełną kontrolę wszystkich parametrów pracy aparatu. Wielu ujęć po prostu nie da się poprawnie wykonać zawierzając sztucznej inteligencji cyfrówki czy programom tematycznym, a jeszcze więcej fotografii po prostu łatwiej wykonać ustawiając potrzebne parametry ręcznie niż próbować przechytrzyć aparat, który "wie lepiej". Jest takie stare powiedzenie, że to fotograf robi zdjęcia, a nie aparat. Jest ono prawdziwe jednak tylko dla sytuacji, gdy to my decydujemy nie tylko co sfotografować, ale też jak to zrobić.
Ostrość stąd aż po horyzont uzyskujemy włączając priorytet przysłony i odpowiednio przymykając otwór względny obiektywu. Nie zawsze musimy ustawiać największą dostępną wartość - wiele tu zależy od ogniskowej oraz odległości do punktu,
na który ustawiamy ostrość.