o Augustyn Pelanowski gn2005


GN 2005

Co na początku? …

Ocaleni topielcy …

Znosić grzechy …

Panowanie nad rekinami …

Szczęście w nieszczęściu …

Dosolić sobie …

Pokusa - oszustka …

Cichy krzyk Boga …

Totalny szok …

Zamiast deszczu pieniędzy …

Posłuszny posłusznym …

Ja, Piłat …

Zobaczyć zmartwychwstanie .

Rana jest bramą …

Bitwa pod Emaus …

Świadek potrzebny od zaraz …

Zapatrzeć się w Boga …

Osierocone przykazania …

Pomieszane z poplątanym …

Machnąć ręką na grzechy …

Góra niezwyciężona …

Przecedzanie komara …

Czułość Boga …

Jak bardzo jesteśmy ważni …

Umebluj Bogu mieszkanie …

Najwyższy na oślątku …

Maryja sprzątała w kuchni? …

Płonący pot aniołów …

Skarb w brudnej ziemi …

Za późno? To w sam raz! …

Lornetka serca …

Niebezpieczne okolice grzechu .

Wiedzieć to za mało …

Najtrudniejsza, bo jedyna …

Święty gniew …

Pozbądź się długu! …

Wszyscy byliśmy bezczynni …

Pracuj nad winną duszą …

Nie, dziękuję! …

Nie zjadaj Komunii! …

Podatek sumienia …

Oddaj dobro, nie zło …

Nie połykaj wielbłądów! …

Stój, nie pali się! …

Uff, ciężkie te talenty …

Czy dostrzegasz żebraka... w sobie? …

Człowiek jak świat …

0x01 graphic

Co na początku?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dość często słyszymy wezwanie, aby czynić to, co mówi nam nasze serce. Serce człowieka jest stawiane na początku naszego kodeksu moralnego - ale to zły początek.

To, co jest na początku, jest najważniejsze, jest fundamentalne. Na początku naszego świata jest Słowo Boga. Na początku dnia powinno być Słowo Boga, na początku myślenia powinno być Słowo z Biblii, na początku porozumienia jest odezwanie się kogoś, na początku każdej decyzji jest myśl oświecona mądrością Boga.

Mamy początek roku i doskonale się składa, że Bóg nam przypomina o swoim przemawianiu - o Biblii w naszym życiu. Natchnienie Biblii jest analogiczne do Wcielenia Chrystusa. Tak więc nikt nie może twierdzić, że spotkał Jezusa, kto nie pozwolił Mu przemówić do serca przez Biblię.

Dość często słyszymy wezwanie, aby czynić to, co mówi nam nasze serce. Serce człowieka jest stawiane na początku naszego kodeksu moralnego - ale to zły początek. Nie powinno się na początku słuchać serca ludzkiego, które „jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi?”(Jer 17,9). Bardziej wiarygodne niż nasze serce są Słowa Boga, w których jest Serce Boga! Zapewne to sformułowanie: „Na początku było Słowo”, jest wyraźną aluzją do stworzenia świata, o którym Księga Rodzaju podobnie opowiada: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”, a słowa te wszak są na początku Biblii (Rdz1,1).

Bądź pewien, że kiedy otwierasz twarde okładki Biblii, w tym samym momencie Bóg otwiera twarde bramy twojej duszy i wkracza w twoje życie. Zanim Bóg uporządkował swoim słowem świat, panował chaos - twoje życie też może było dotychczas chaosem. Próbowałeś je naprawiać i nic z tego nie wyszło, bo zapomniałeś o tym, by na początku było przemawianie Boga. Otwórz Biblię - i daj szansę Bogu, by stworzył cię na nowo!

Nikt nie rozumie Biblii na początku. Biblia staje się jasna w miarę wczytywania się w nią. Nawet Apostołowie nie rozumieli słów Jezusa na początku wspólnej drogi. Wczytywanie się w natchnione teksty nie objawi się na początku wielkimi zmianami w twoim życiu, ponieważ gruntowne przemiany zachodzą bardzo głęboko i wyglądają skromnie. W Kanie Galilejskiej Jezus nie dokonał wielkiego przewrotu na miarę Kopernika czy Einsteina, tylko przemienił wodę w wino - ta przemiana nie wydaje się godna nagrody Nobla - nie miała znaczenia dla biologii, czy kardiochirurgii. Nie była nawet zaradzeniem problemom głodu, panującym zapewne już wówczas na terenach afrykańskich. Jezus nie zdradził mapy ludzkiego genomu ani nie wynalazł leku uniemożliwiającego wniknięcie do komórki wirusa HIV. A jednak ten skromny początek przesądził o dziejach świata, o naszym zbawieniu: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej” (J 2,11). To, co robisz na początku jest najważniejsze. Ważniejsze niż jeden maleńki kamień rzucony ze szczytu, który powoduje lawinę ważącą na dnie doliny miliony ton.

0x01 graphic

Ocaleni topielcy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kto bowiem nie utonął w miłości Jezusa, tonie w grzechu, który tylko wydaje się być miłością. Chrzest to nie tylko sakrament. Ma on również wyjątkowy charakter, wyróżniający nas od reszty świata tonącego w potopie demoralizacji.

Noe, gdy wypuścił z arki gołębia, otrzymał pierwszy sygnał zbawienia, wyłonienia się z ulewy pogrążającej świat w śmierci. Gołąb przyniósł mu gałązkę oliwną zwiastującą koniec potopu. Ten starożytny znak wybawienia stał się symbolem obecności Ducha Świętego, zstępującego jak gołębica na wychodzącego z wody, z dna, Chrystusa. W Nim wychodzimy z każdego dna! Jezusowe ciało jest bowiem arką i każdy z nas ukryty w ciele Chrystusa, w Kościele, pokonuje zalewające świat odmęty grzechu i śmierci.

Musisz wierzyć, że nie masz szans na wydobycie się z własnego dna, alkoholu, depresji, rozpaczy, łez, potu, nienawiści, pornografii, materializmu, zazdrości, przekleństwa grzechów twoich przodków i rodziców, jeśli nie ukryłeś się w Jezusie, w Jego ciele mistycznie obecnym w tym świecie - w nowej arce! Kto bowiem nie utonął w miłości Jezusa, tonie w grzechu, który tylko wydaje się być miłością.

Porównanie Jezusa do Noego jest odkryciem wielkości misji Jezusa. Kto bowiem nie utonął w miłości Jezusa, tonie w grzechu, który tylko wydaje się być miłością. Chrzest to nie tylko sakrament. Ma on również wyjątkowy charakter, wyróżniający nas od reszty świata tonącego w potopie demoralizacji.

Noe uratował tylko osiem osób, sam zamykając się w swojej skrzyni i odcinając od ulewy zła. Noe zadbał o najbliższych - nie interesowało go, że świat jest zalany potopem grzechów. Jezus wszedł swymi stopami na dno Jordanu i zapewne całym ciałem zanurzył się w brudne wody rzeki. Udostępnił swoje ciało wszystkim, którzy tylko zechcą się w Nim schronić. Na nikogo się nie zamknął. Chrzest jest otwarty dla każdego.

Ginzberg podaje legendę żydowską, w której mówi o buncie Noego przeciw karze Boga. „Kiedy Noe wyszedł z arki i zobaczył gnijące trupy ludzkie, rozdęte zwłoki topielców i odór śmierci doszedł do jego nozdrzy, zaczął płakać nad zniszczonym światem i zarzucił Bogu brak miłosierdzia. Na to odrzekł mu Pan: »Głupi pasterzu! Dopiero teraz przychodzisz do mnie ze swoją mową, ale słowem się nie odezwałeś, kiedy ci powiedziałem, że cię wybrałem jako sprawiedliwego przede mną i oznajmiłem ci, że sprowadzę na ziemię potop, ażeby zgładzić wszelkie ciało. Zapowiedziałem ci to na długo przedtem, bo myślałem, że poprosisz o łaskę dla świata. Ale gdy usłyszałeś, że w arce znajdziesz ucieczkę, nie troszczyłeś się już o niedolę świata, lecz zbudowałeś swoją skrzynię i schowałeś się do niej. A teraz, gdy świat opustoszał, otwierasz usta i lamentujesz«”.

Jezus jest dobrym pasterzem, a Jego ciało stało się nową arką, w której wszyscy możemy wydobyć się z niebezpieczeństwa pójścia na dno nieprawości.

0x01 graphic

Znosić grzechy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Skarć mędrca, a będzie cię kochał, skarć głupca, a będzie cię nienawidził. Powiedz, czy kochasz tych, którzy cię skarcili?

W czasie mszy świętej rozbrzmiewa nasz głos: Ecce Agnus Dei, qui tollit peccata mundi. - Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Trzeba wiedzieć, że słowo łacińskie tollo znaczy nie tylko gładzić, ale też znosić - stąd od słowa tollo pochodzi znane nam pojęcie tolerancja jako znoszenie czegoś lub kogoś.

Baranek Boży przez to gładzi grzechy świata, że bierze je na siebie, podnosi je w górę, znosi - toleruje - nie w sensie obojętnego przyzwolenia, tylko cierpliwego znoszenia ciężaru tych nieprawości. I jeśli Jezus znosi moje grzechy, to czy ja nie powinienem mieć odwagę znoszenia czyichś grzechów, albo tym bardziej czyichś defektów, wad, pomyłek, słabości?

Zastanawiasz się czasami, dlaczego wracają do ciebie wstrętne grzechy, poniżające cię, mimo że wyspowiadałeś się szczerze? Powiem ci, dlaczego: bo nie znosisz czyichś grzechów. Jeśli ty nie znosisz - czyli nie gładzisz czyichś grzechów, to jak możesz wymagać, żeby Jezus znosił twoje grzechy? Jeśli Jezus znosi twoje, to ty znoś czyjeś - bo Jezus znosząc cię jako grzesznika, gładzi twoje grzechy. Podobnie i ty, znosząc grzesznika, przyczyniasz się do gładzenia tych grzechów. Kiedy się oburzasz i pretensjonalnym głosem osądzasz swoich bliskich, gdy mówisz, że już tego nie zniesiesz, co dzieje się wokół ciebie, to wiesz, co się stanie?

Skarć mędrca, a będzie cię kochał, skarć głupca, a będzie cię nienawidził. Powiedz, czy kochasz tych, którzy cię skarcili?

Twoje stare grzechy mogą powrócić - twoje nałogi, twoje nieczyste sprawki, twoje uzależnienia. Im bardziej skupiony jesteś na swoich grzechach, tym mniej interesują cię grzechy innych i tym więcej masz mocy do ich zniesienia. Ale my łatwo zapominamy, że jesteśmy pokoleniem wiarołomnym, dlatego osądzamy, przypisujemy winy, których jedynie się domyślamy, nie mamy tolerancji i nie znosimy się nawzajem.

Tymczasem lepiej być karconym i osądzanym, niż osądzającym i karcącym. Bo nawet gdy ktoś niesprawiedliwie cię osądzi i skarci - jeśli to zniesiesz i przebaczysz - czeka cię nagroda nie tylko w postaci zdobytej cnoty cierpliwości i nabycia siły znoszenia czyichś osądów.

Święty Cyprian mówi: „Skarć mędrca, a będzie cię kochał, skarć głupca, a będzie cię nienawidził”. Powiedz, czy kochasz tych, którzy cię skarcili? Jeśli tak, to jesteś mędrcem, jeśli nie, to wiesz, kim jesteś?

Człowiek o sercu gotowym znosić czyjeś grzechy, nawet w niewoli, doczeka się wyniesienia i nawet wrogów zamienia w przyjaciół. O Mojżeszu czytamy: „Uważał bowiem za większe bogactwo znoszenie zniewag dla Chrystusa niż wszystkie skarby Egiptu, gdyż patrzył na zapłatę” (Hbr 11,26). Wspólnota Kościoła nie jest tylko po to, by doświadczać przyjemności, ale też po to, by uczyć się znoszenia grzechów innych i błagać za nimi u Boga.

0x01 graphic

Panowanie nad rekinami

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jezus zobaczył nie tylko braci, którzy naprawiali sieci, i tych, którzy je zarzucali, ale w ich zajęciach dostrzegł zapewne szczególny charakter, z jakim oddawali się swej pracy. W najprostszych bowiem zajęciach ujawniają się nasze najgłębsze zdolności i skłonności.

Zobaczył więc nie tylko naprawiających i zarzucających, ale tych, którzy cierpliwie potrafią naprawiać i poprawiać, oraz tych, którzy potrafią innych skutecznie wyciągać z dna! Nie ma siły do wyciągnięcia z potopu grzechów innych ten, kto nie ma siły do naprawiania sieci swego sumienia. Greckie słowo użyte na określenie czynności naprawiania sieci (katartizontas) ma również znaczenie moralne i użyte zostało w Liście św. Pawła do Galatów (6,1) w znaczeniu sprowadzania kogoś na poprawną drogę życia w Duchu Jezusa: „Bracia, a gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę. Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie”.

Podobnie rzecz się ma z tym samym słowem użytym przez Ewangelistę. Naprawiane nabrało tu sensu doskonalenia podobieństwa do Nauczyciela - Jezusa! „Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel” (Łk 6,40). Chodzi więc o taką pracę nad sieciami sumienia, żeby nie przepuszczać „grubych ryb” - osobistych grzechów, wyślizgujących się z pamięci jak śliskie ryby. Tylko wtedy wyciągniemy innych z dna, gdy sami potrafimy z własnego wydobyć swoje grzechy. I tylko w tej dziedzinie możemy innym pomóc w której sami odnieśliśmy zwycięstwo. Jezus powoływał na Apostołów właśnie rybaków, a nie krawców czy szewców albo legionistów, bo ten wybór ma związek z grzechem człowieka.

Dlaczego? Grzech zafałszował właściwy kształt człowieka jako Bożego obrazu. Ryba w symbolice biblijnej to zwierzę podziemne, ukryte, najniżej postawione w hierarchii stworzeń, będące na dnie. Według Księgi Rodzaju (2,19-20), ryby i inne stwory wodne nie zostały nazwane przez Adama, dopóki on był w raju. Pismo Święte mówi też o otchłani śmierci, o dnie zatracenia, jako o olbrzymim potworze morskim, nazywanym Lewiatanem. Wyobrażano go sobie jako olbrzymią rybę, podobną do węża, która paszczą pochłania przeklęte stworzenia. Panować nad rybami - to panować nad otchłanią, nad śmiercią, grzechem, szatanem, wreszcie nad tym, co ukryte w głębinach ludzkiego ducha, na dnie życia. Grzech to utopiony w podświadomości ludzki bunt, zakryty sprzeciw wobec Boga.

Zakryty, tak jak ryba ukryta jest pod powierzchnią wody. To dumny sprzeciw, nad którym straciliśmy panowanie. W Księdze Rodzaju (1,26), w pierwszym opisie stworzenia człowieka, napisano: „A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi”. Podobieństwo do Boga polega więc na panowaniu nad skrytymi wirami serca, nad wyrywającymi się rekinami grzechów. Umieć to z siebie wyłowić - to być obrazem Boga!

0x01 graphic

Szczęście w nieszczęściu

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Ubóstwo jest tylko wtedy możliwe, gdy się znajdzie skarb.

Bardzo pragniemy tego, by Bóg widział nasz ból. Mamy manię informowania wszystkich dokoła o naszym nieszczęściu. Odpowiedzialność za zło widzimy w innych, kreując się na ofiary losu, wymagające szczególnego uszanowania. Jezus, widząc tłumy, dostrzegał to wszystko, choć tłumy były zapewne zaskoczone tym, czego jeszcze się dopatrzył Jezus - szczęścia w nieszczęściu.

Do Jezusa przybyli ludzie, którzy mieli już serdecznie dość wszystkiego i nigdzie nie czuli się dobrze - smutni, płaczący, biedni, skrzywdzeni. Zapewne stojąc przed Mesjaszem, chcieli mu obwieścić, że oto składają dymisję z istnienia. On jeden jednak spojrzał nie tylko na ich biedę egzystencjalną, ale i na to, co pod nią się ukrywa. To było zaskoczenie: błogosławieństwo opakowane łzawym całunem. Gdyby nie grzech, szczęście nie musiałoby ukrywać się pod tą zasłoną smutku, ale każdy z nas jest bardziej sprawcą niż ofiarą.

Błogosławieństwa są skróconą wersją zadania, które postawił Jezus przed nami: odkryj w swym nieszczęściu najgłębszą radość dzięki Mnie! Smutni mogą odnaleźć autentyczne pocieszenie, jeśli zamiast uciekać przed przykrościami, przyjmą je i pobłogosławią Boga za to, co otrzymali od życia. To nie rzeczy są przyjemne lub przykre, to my je takimi czynimy, błogosławiąc za nie Boga lub przeklinając. Złoczyńca z krzyża, wisząc obok Jezusa, na pewno cierpiał, ale gdy zwrócił się do Jezusa, w tym samym dniu zakosztował radości raju. Drugi nie potrafił zdobyć się na zwrócenie się do Chrystusa, i pozostał w swym przekleństwie.

Rabin Jehuda napisał: „Czerpanie przyjemności z rzeczy stworzonych bez błogosławieństwa jest równoznaczne ze znieważeniem ich, bo są święte”. Wszystko nabiera sensu i staje się źródłem radości, co jest przeżywane przez nas dla błogosławienia Boga. Jezus potrafił dostrzec w zgnębionym tłumie ukryte skarby błogosławieństw. Decydujące jest to, czy my potrafimy dostrzec w Jezusie nasz skarb błogosławieństw. Błogosławieństwa zaczynają się od ubóstwa. Zwykle to powód wielu przekleństw i narzekań. Ubóstwo jest tylko wtedy możliwe, gdy się znajdzie skarb. Człowiek bowiem ma w sobie nieusuwalną potrzebę cenienia sobie czegoś i troszczenia się o coś, czyli potrzebę poświęcenia swego życia dla czegoś lub dla Kogoś - dla wartości, którą sobie ceni bardziej niż swoje życie! Kiedy jego uwaga koncentruje się na kimś, kogo najbardziej ceni, wszystko inne przestaje być potrzebne, przestaje być ważne - pozostaje tylko obiekt miłości. To jest ubóstwo, ponieważ tego kogoś się jedynie ubóstwia! Dopóki Jezus nie jest twoim skarbem, będziesz chciał dowartościować siebie albo przewartościujesz coś lub kogoś innego. Albo robisz wszystko, żeby cię ceniono jak skarb i domagasz się szacunku, albo podporządkowujesz się innym osobom i wartościom, ubóstwiając wszystko, oprócz Jezusa.

0x01 graphic

Dosolić sobie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Prawda wyzwala, wypala jak sól, szczypie,wreszcie rozdziera, nadaje smakunaszemu życiu.

Hebrajskie słowo melah znaczy sól, ale też rozdarcie, w sensie rozdartych szat. Wiemy, co to znaczy rozdzierać szaty - czyniło się to zawsze, gdy ktoś bardzo żałował, dokonywał skruchy albo chciał odsłonić prawdę o sobie. Bywa jednak i tak, że przeżywamy rozdarcie, ponieważ ciągnie nas w dwie strony. Nasze postawy nie są jednoznaczne. Idziemy za Chrystusem, ale oglądamy się za diabłem, jak za panienką w krótkiej spódniczce.

Oburzamy się na ludzką chciwość i marzymy o pieniądzach. Pochwalamy skromność i pokorę, ale niech no tylko Pan Bóg nas wysłucha i da nam kogoś, przy kim będziemy skromnie wyglądać - odczujemy zazdrość. Pragniemy, aby nas szanowano, wysłuchiwano i traktowano z szacunkiem, ale czy tak traktujemy innych? I wreszcie ten znienawidzony świat, którym gardzimy jako chrześcijanie, czując do niego wstręt za niemoralność, czy nie jest tym samym światem, który wszyscy podglądamy przez dziurkę od klucza, przez różne ekraniki, czasopisemka, słuchaweczki? Symbolem zakłamanej postawy stała się żona Lota, która oficjalnie uznała świat Sodomy za niegodny jej osoby, ale tak naprawdę zezowała za nim z tęsknotą. Napisano: Żona Lota, która szła za aniołami, obejrzała się i stała się słupem soli (por. Rdz 19,26).

Sól to jednoznaczność ucznia Pana, to zdecydowanie, jakiś smak radykalności, o którą trzeba walczyć z własnymi kusicielami. Mamy skłonność do oszukiwania siebie. Rola sumienia polega na prawdziwej ocenie sytuacji. Pychy nie nazywać godnością, buntu nie nazywać obroną, chciwości nie nazywać troską o siebie. „Dosolić sobie” - to nie wierzyć w swoje kłamstwa tak bardzo, że wydadzą się prawdami. Nie wmawiać sobie, że grzech jest silniejszy niż Jezus.

Kiedy Elizeusz wrzucił sól do źródła, wody stały się zdrowe, a okolica płodna. „Mieszkańcy miasta mówili do Elizeusza: »Patrz! Położenie miasta jest miłe, jak sam, panie mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów«. On zaś rzekł: »Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli!«. I przynieśli mu. Wtedy podszedł do źródła wody, wrzucił w nie sól i powiedział: »Tak mówi Pan: Uzdrawiam te wody, już odtąd nie wyjdą stąd ani śmierć, ani niepłodność«” (2 Krl 2,19-21). Co to znaczy wrzucić sól do źródła strumieni? Trzeba szukać źródeł naszych postępków, przyczyn naszych zachowań. Prawda wyzwala, wypala jak sól, szczypie, wreszcie rozdziera, nadaje smaku naszemu życiu. Żeby uzdrowić chore ciała, trzeba sięgnąć do chorych emocji i uczuć, do źródła, do dzieciństwa, do pierwszych chwil życia, które jak źródło życia wypływa z rodziny.

Prawda wyzwala, wypala jak sól, szczypie,wreszcie rozdziera, nadaje smakunaszemu życiu.

Dać sól u źródeł, to rzucić Słowo ewangeliczne w chory klimat dzieciństwa, to posłużyć się nie tylko spowiedzią, ale i rozmową, modlitwą o uzdrowienie uczuć i pamięci.nDosolić sobieHebrajskie słowo melah znaczy sól, ale też rozdarcie, w sensie rozdartych szat. Wiemy, co to znaczy rozdzierać szaty - czyniło się to zawsze, gdy ktoś bardzo żałował, dokonywał skruchy albo chciał odsłonić prawdę o sobie. Bywa jednak i tak, że przeżywamy rozdarcie, ponieważ ciągnie nas w dwie strony. Nasze postawy nie są jednoznaczne. Idziemy za Chrystusem, ale oglądamy się za diabłem, jak za panienką w krótkiej spódniczce. Oburzamy się na ludzką chciwość i marzymy o pieniądzach. Pochwalamy skromność i pokorę, ale niech no tylko Pan Bóg nas wysłucha i da nam kogoś, przy kim będziemy skromnie wyglądać - odczujemy zazdrość. Pragniemy, aby nas szanowano, wysłuchiwano i traktowano z szacunkiem, ale czy tak traktujemy innych? I wreszcie ten znienawidzony świat, którym gardzimy jako chrześcijanie, czując do niego wstręt za niemoralność, czy nie jest tym samym światem, który wszyscy podglądamy przez dziurkę od klucza, przez różne ekraniki, czasopisemka, słuchaweczki? Symbolem zakłamanej postawy stała się żona Lota, która oficjalnie uznała świat Sodomy za niegodny jej osoby, ale tak naprawdę zezowała za nim z tęsknotą. Napisano: Żona Lota, która szła za aniołami, obejrzała się i stała się słupem soli (por. Rdz 19,26).

Sól to jednoznaczność ucznia Pana, to zdecydowanie, jakiś smak radykalności, o którą trzeba walczyć z własnymi kusicielami. Mamy skłonność do oszukiwania siebie. Rola sumienia polega na prawdziwej ocenie sytuacji. Pychy nie nazywać godnością, buntu nie nazywać obroną, chciwości nie nazywać troską o siebie. „Dosolić sobie” - to nie wierzyć w swoje kłamstwa tak bardzo, że wydadzą się prawdami. Nie wmawiać sobie, że grzech jest silniejszy niż Jezus.

Kiedy Elizeusz wrzucił sól do źródła, wody stały się zdrowe, a okolica płodna. „Mieszkańcy miasta mówili do Elizeusza: »Patrz! Położenie miasta jest miłe, jak sam, panie mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów«. On zaś rzekł: »Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli!«. I przynieśli mu. Wtedy podszedł do źródła wody, wrzucił w nie sól i powiedział: »Tak mówi Pan: Uzdrawiam te wody, już odtąd nie wyjdą stąd ani śmierć, ani niepłodność«” (2 Krl 2,19-21). Co to znaczy wrzucić sól do źródła strumieni? Trzeba szukać źródeł naszych postępków, przyczyn naszych zachowań. Prawda wyzwala, wypala jak sól, szczypie, wreszcie rozdziera, nadaje smaku naszemu życiu. Żeby uzdrowić chore ciała, trzeba sięgnąć do chorych emocji i uczuć, do źródła, do dzieciństwa, do pierwszych chwil życia, które jak źródło życia wypływa z rodziny. Dać sól u źródeł, to rzucić Słowo ewangeliczne w chory klimat dzieciństwa, to posłużyć się nie tylko spowiedzią, ale i rozmową, modlitwą o uzdrowienie uczuć i pamięci.

0x01 graphic

Pokusa - oszustka

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Tajemnica postu zaczyna się od tematu kuszenia. Kuszenie jest początkiem grzechu - choć nie jest grzechem, i jest końcem raju - choć dokonało się jeszcze w stanie łaski. Kuszenie jest najbardziej niebezpieczną propozycją dla człowieka, choć jednocześnie sprawia, że możemy być bliżej Boga.

Pokusa jest dopuszczana na nas jedynie po to, by ją odrzucić. Przyjęcie propozycji pokusy jest odrzuceniem Boga.

W czytaniach tej niedzieli trzykrotnie jest mowa o kuszeniu: pierwszych ludzi, w ogóle ludzkości i wreszcie Jezusa. Ewangelia przekonuje nas, że jedynie w Jezusie jest możliwe pokonanie szatana. Nawet bezgrzeszni Adam i Ewa dali się oszukać kusicielowi. Bez Jezusa nikomu nie uda się przejrzeć przebiegłości, która obnaża nas aż do rozpaczliwego wstydu. Łaska Jezusa chroni przed tym, by nie ulec oszustwu chciwości, która jest tak naprawdę żebraniem; oszustwu wyniesienia, które jest upadkiem w przepaść hańby; oszustwu żądzy, która stwarza jeszcze większy głód.

Pokusa jest tak naprawdę nielogiczna, bo zupełnie nieopłacalna. Przynosi absolutnie odwrotny skutek do obiecanego. Żądza nie daje zaspokojenia, tylko niepokoi. Sława nie daje dowartościowania naszej osoby, lecz odrzucenie i rozpacz. Wreszcie chciwość sprawia, że ostatecznie odmawiamy nawet samemu sobie tego, co posiadamy. Pokusa kryje w sobie sprzeczność. Jest zyskiem, który nas okrada; chlebem, który okazuje się kamieniem, wreszcie jest długim łańcuchem pokłonów, które rzucają jedynie władczy cień na innych. W hebrajskim owa przebiegłość węża (ARUM) zapisywana jest tymi samymi literami co nagość Adama i Ewy (AROM). Natchniony autor chciał bowiem zaznaczyć ową sprzeczność obietnicy węża, która wydawała się korzystną roztropnością, a stała się żebraczą, obnażającą głupotą! Nie jesteśmy odpowiedzialni za pokusy, ale za zgodę na nie, za wiarę w to, że są większym dobrem niż przyjaźń z Bogiem.

Dla wielu grzech jest ciekawszy niż sam Bóg, i w skrytości serca uważają, że Bóg może dać o wiele mniej szczęścia niż to, co proponuje pokusa. Co to jest pokusa? Jest tym, co sprawia, że odsuwamy Boga bardziej, ceniąc cokolwiek innego. To propozycja anioła ciemności, który twierdzi dość nachalnie, że w Bogu nie ma tyle szczęścia, ile jest we wszystkim, oprócz Boga. Wszystko może być kuszeniem, jeśli się uwierzy, że Bóg jest o wiele mniej godny uwielbienia i o wiele mniej ma do ofiarowania w samym sobie. Pokusą może być nawet inne dobro niż sam Bóg. Czy może być jednak dobro poza Bogiem? Jezus odpowiedział pewnemu młodemu człowiekowi: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Łk 18,19). To zupełnie nam wystarcza. Jeśli Jezus nazwany został dobrym, to zapewne jest samym Bogiem, wszystko inne tylko wydaje się dobre.

0x01 graphic

Cichy krzyk Boga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Drugi temat postu to POWOŁANIE. Jest ono oznaką zbawienia. Zwykle to słowo kojarzymy jedynie z powołaniem do stanu duchownego. To oczywisty błąd. Jesteśmy wszyscy powołani do zbawienia, ale to powołanie przybiera różne formy: samotności, małżeństwa, kapłaństwa, czy wreszcie stanu życia konsekrowanego.

Powołanie to cichy krzyk Boga do oddalonego człowieka. Bóg wzywa nas nie dzięki naszym czynom, ale z darmowej łaski - łaski, na którą nikt nie zasługuje, ale ją otrzymuje. Ów krzyk jest cichszy niż szept matki nad czołem uśpionego dziecka. Jest jednak głośniejszy niż grom, uderzający tuż obok nas z burzowych obłoków!

Początek powołania jest zawsze taki sam jak u Abrama: wyjdź z Ur, wyjdź z ziemi rodzinnej, z domu swego ojca. Chodzi o wyjście z ziemskich pożądań, o wydobycie się spod warstwy zabrudzenia ziemią, brudem, błotem, które stały się bliższe niż rodzina. Wreszcie z domu ojca - z ojcostwa naturalnego do odkrycia ojcostwa nadprzyrodzonego. Nie bez powodu dodano, że miasto, z którego rozpoczęło się powołanie Abrama, nazywało się Ur, czyli „piec”- symbol piekielnej atmosfery, która przybiera pozory „domowego ciepełka”. Do zła przyzwyczajamy się bowiem jak do komfortu, bez instrukcji i przymusu.

Drugi krok to trudy i przeciwności - walka o wytrwałość w przylgnięciu do Słowa Jezusowego i Jego sakramentalnych dłoni. Jedynie Jezus wyprowadza nas na górę, na Tabor przemiany. Tam możemy odczuć tak wielkie dobro, że sam Piotr zawołał: „dobrze, że tu jesteśmy”. Najlepiej jest nam z Bogiem, z Jezusem, w obłokach świetlanych, w chmurach szczęścia, które otaczają jedynie tych, co to wyrzekli się dołującej rozpusty ziemi.

Trzy kroki powołania - wyjście, wytrwanie, przemiana - to temat do medytacji, która nie powinna być dla Ciebie jedynie czymś w rodzaju reportażu biblijnego, lecz zaniepokojeniem sumienia, podrażnieniem umysłu do wglądu w siebie i w swą historię: Czy masz już za sobą wyjście? Czy trwasz przy Bogu mimo trudów i przeciwności? Czy pragniesz tylko przemienić twe wyobrażenia o szczęściu?

Piotr bez nutki udawania wyrzekł słowa zadowolenia z przebywania z Jezusem: „dobrze, że tu jesteśmy”. To nie był okrzyk turysty, który podziwia piękne widoki.

To zdefiniowanie szczęścia - odwiecznego celu nie tylko filozofów. To odnalezienie szczęścia i odnalezienie przez szczęście! Człowiek może być szczęśliwy tylko z Bogiem, ale i Bóg potwierdził, że bycie z człowiekiem, dzięki człowieczeństwu Syna Bożego, jest dla Boga szczęściem: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Okazuje się, że nie tylko Bóg jest niebem dla człowieka, ale i człowiek może być niebem dla Boga.

0x01 graphic

Totalny szok

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jeśli nie zdarzyła Ci się radość spotkania Jezusa, po której przestałeś się wstydzić życia, jeszcze nie wiesz, co to zbawienie.

Temat czytań dałby się dziś określić dwoma słowami: zdziwienie odkupieniem. Wyobraź sobie, że jesteś w trudnym położeniu. Właśnie wyrzucono Cię z pracy i nie masz za co kupić pożywienia. Ze złości obrzuciłeś sąsiada obraźliwymi słowami. Z sądu przychodzi wezwanie. Wykryto twoje oszustwa, za które teraz grozi ci więzienie. Żona nie żyje już od kilku lat. Twoja córka po pięciu nieudanych związkach żyje samotnie. Ma ciągle podkrążone oczy. Nikt jej nie chce. Nocami nie możesz spać. Wylewasz swój żal na Boga.

Rankiem budzi cię dzwonek u drzwi, otwierasz je i widzisz sąsiada, którego poprzedniego dnia brzydko potraktowałeś. Spokojnym głosem informuje Cię, że ma dla Ciebie dobrze płatną pracę w swojej firmie. Wręcza Ci też jakiś urzędowy świstek z uniewinnieniem w sprawie oszustw z przeszłości. Załatwił to. Pytasz: „Dlaczego Pan to uczynił?”. „Miałem w nocy sen. Przyśnił mi się Bóg i prosił mnie, bym w taki sposób postąpił. Posłuchałem Go!”. Stoisz oniemiały. Wchodzisz do kuchni i widzisz, że twoja córka znowu płacze. „Co się stało?”. Odwraca się, cała we łzach szczęścia: „Tato, ten, którego ukradkiem kochałam, poprosił mnie o rękę. Powiedział mi, że cała moja przeszłość nie ma dla niego znaczenia. Jestem szczęśliwa!”.

Wyobrażasz sobie, jakbyś był zaskoczony i zawstydzony szczęściem, które dał Ci Bóg? To jest właśnie zbawienie! Im głębiej włócznia grzechu przebija Serce Jezusa, tym większe okazuje się Jego przebaczenie. Za grzechy odpłacił nam się czymś więcej niż nagrodą! Jezus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze niezasługujący na to, abyśmy dla Niego żyli! Jezus wypowiedział grzechy Samarytanki, która sama nie potrafiła sięgnąć do pamięci swego sumienia. Samarytanka przyszła do studni w południe. Być może dlatego, że unikała ludzi. Wstydziła się swojego istnienia. Po spotkaniu z Jezusem była najgłośniejszą osobą w mieście, krzyczała z radości o spotkaniu Mesjasza. Jeśli nie zdarzyła Ci się radość spotkania Jezusa, po której przestałeś się wstydzić życia, jeszcze nie wiesz, co to zbawienie.

0x01 graphic

Zamiast deszczu pieniędzy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość Boga wyróżnia wzgardzonych, namaszcza przeklinanych, szczyci się tymi, których wstydzili się nawet najbliżsi.

Pewien król wstępował do katedry po schodach i rzucił żebrakowi wielką bryłkę złota. Zauważył jednak, że żebrak z pogardą wyrzucił złoto do kałuży, jakby to był zwykły kamień. Z ciekawości i oburzenia zapytał go: „Dlaczego wyrzuciłeś mój dar?”. „Ponieważ spodziewałem się czegoś wartościowego, a nie bezwartościowego kamienia. Pragnę pieniędzy!” - odrzekł żebrak! Król zrozumiał, że żebrak nie poznał się na skarbie, jaki otrzymał, i w milczeniu wszedł do świątyni.

Bóg ma nam do zaofiarowania więcej niż deszcz pieniędzy, ale my nierzadko to ignorujemy, pytając: „Czy Bóg da mi pieniądze?”. Cóż może być cenniejszego na świecie od pieniędzy? Cenniejsza jest miłość.

Miłość Boga wybiera tych, którzy już sami siebie nie kochają, gdyż oni potrafią ją docenić. Dawid był ostatni i najmniej kochany w rodzinie. Ślepiec nie otrzymał wsparcia nawet od rodziców, gdy musiał obronić Jezusa, który dał mu więcej niż jałmużnę. Wszyscy byliśmy niegdyś ciemnością, ale tylko Jezus daje nam blask jaśniejszy, niż może z siebie wydobyć złoto - dostrzeżenie Bożej miłości. Wielu z nas nosiło na oczach błoto tego świata - grzech, ale dzięki Jezusowi odkryliśmy coś więcej niż złocisty blask przejrzenia - miłość Boga.

Czwarta niedziela postu daje nam okazję do rozważania MIŁOŚCI BOGA, która wyróżnia wzgardzonych, namaszcza przeklinanych, szczyci się tymi, których wstydzili się nawet najbliżsi. Jezus otworzył ślepcowi oczy na coś cenniejszego niż pieniądze - na miłość Boga. Nam zaś miłość Boga jest potrzebna najwyżej do tego, by otrzymać pieniądze, a jeśli ich nam nie daje, przestajemy w Niego wierzyć. Co to znaczy otworzyć oczy dla ciebie? Czy je już otworzyłeś? Przed otwarciem oczu człowiek widzi jedynie ciemność i ten, który nie zobaczył Jezusa, widzi, że jego życie jest mrokiem przygnębienia i lęku, koszmarem, który począł się z zaciśniętych powiek.

Nie wierzę w optymizm tych, którzy cieszą się bez Boga, jak również w optymizm tych, którzy nie zaznali ślepoty, którą Bóg uzdrowił. Nieszczęściem większym niż ślepota jest zaślepienie. Ślepota pozwala dostrzec Boga, zaślepienie natomiast zmusza człowieka do ubóstwienia wszystkiego oprócz Boga. Dlaczego Jezus uwolnił niewidomego błotem? Dlaczego nie wybrał innego lekarstwa? Od dawna domyślano się, że błoto jest metaforą dostrzeżenia w sobie grzechu. Czym jest owo błoto, wyjaśnia św. Piotr: „Spełniło się na nich to, o czym słusznie mówi przysłowie: Pies powrócił do tego, co sam zwymiotował, a świnia umyta - do kałuży błota” (2P 2,22). To przeraża! Jakże Bóg może obdarowywać łaską dostrzegania Go w jakimś wędrowcu z Nazaretu, i nie być dostrzeganym przez grupę światłych ludzi, którzy przez całe życie wypatrywali Mesjasza? Ponieważ więcej widać przez błoto grzechu niż przez oświecenie wiedzą.

0x01 graphic

Posłuszny posłusznym

o. Augustyn Pelanowski, OSPPE

Bóg wzrusza się, gdy widzi modlitwę. Jest nieporuszony, gdy bez modlitwy zabieramy się do teologii.

To nie Marta doprowadziła swymi namowami do wskrzeszenia brata, ale Maria. Marta wyszła pierwsza na spotkanie z Jezusem. Długo rozmawiała z Nim o zmartwychwstaniu i o swej wierze. Jej dyskusja miała charakter jak najbardziej teologiczny. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że sama wiedza nie ruszy Jezusa z miejsca. Pobiegła do Marii i powiedziała, że Nauczyciel ją woła.

Maria zaczęła swą rozmowę z Jezusem tymi samymi słowami co Marta. Upadła Mu do kolan w geście modlitwy. W tym momencie przypomniała tę chwilę w ich domu, kiedy Pan pochwalił jej zasłuchanie, nazywając je najlepszą cząstką. Wtedy też klęczała u Jego stóp. Jezus wzruszył się i zapłakał dopiero teraz.

Bóg wzrusza się, gdy widzi modlitwę. Jest nieporuszony, gdy bez modlitwy zabieramy się do teologii. Jest posłuszny posłusznym. Twoja modlitwa jest słuchana przez Boga jak Biblia, gdy Jego Biblia jest przez Ciebie wysłuchiwana, jakby to była Jego modlitwa do Ciebie! Nie wystarczy wiedzieć, że jest Bóg, trzeba z Nim rozmawiać, przylgnąć do Niego, „upaść Mu do nóg!”.

Mamy więc piąty temat postu: WSKRZESZENIE. Czytałem kiedyś żydowską legendę o Dniu Ostatnim. Bóg posłał aniołów, aby wskrzesili wszystkich umarłych. Przez siedem dni wzywali umarłych, aby powstali z grobów. Wielu stawiło się przed tronem Boga, ale część spała dalej, jakby nie dotarło do nich Boże wołanie. Bóg spytał świętego Michała: „Dlaczego wielu nie zbudziło się ze śmierci?”. „Ponieważ za życia, nie słuchali Biblii i ta niewrażliwość pozostała im po śmierci!”.

Dlaczego Jezus tak głęboko się wzruszył przy grobie Łazarza? Przecież Łazarz nie był ani apostołem, ani uczniem, nie czynił cudów, nie wyganiał złych duchów, nie prorokował. Jezus bardzo go kochał, a nic nie wskazuje na to, by Łazarz zasłużył sobie na taką miłość, która z grobu go podniosła. No właśnie! Bóg kocha bez zasług, nie „za coś”. Bóg kocha kogoś, kto nie uczynił w życiu nic godnego uwagi, tylko…umarł!

0x01 graphic

Ja, Piłat

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Każdy z nas chciałby być taki jak Piłat! Nikt nie chciałby być taki jak Jezus.

Kiedy Piłat spoglądał na Jezusa, widział w Nim wszy-stko to, czego nienawidził w sobie i w innych. Widział Człowieka przegranego, opuszczonego, bezbronnego i przeklinanego. Jezus był kimś, kim Piłat za nic nie chciałby być. A jednak Piłat, patrząc na Jezusa, widział w nim swój lęk przed przyszłością, przed przeszłością, przed wspomnieniami, przed upokorzeniem, bólem, niechęcią do siebie samego. Zobaczył to wszystko, czego żaden człowiek nie chce w sobie widzieć, nie chce przeżyć, nie chce wspominać. Zobaczył Jezusa w nędzy i pogardzie, człowieka bez szans. A jednak taki człowiek miał w sobie nie tylko podobieństwo do Boga, ale sam był Bogiem.

Co Jezus widział w Piłacie? Piłat stał przed Jezusem w najmodniejszym ubraniu, pachnący, schludny, czysty, mocny, wykształcony, dobrze zarabiający, otaczany szacunkiem, a nawet wzbudzający lęk. Miał dumne spojrzenie, udane życie. Zrobił karierę. Miał dużo pieniędzy, ludzie go słuchali i kłaniali mu się nisko. Każdy z nas chciałby być taki jak Piłat! Nikt nie chciałby być taki jak Jezus. Prawda jest taka, że każdy z nas jest taki jak Jezus, a najwyżej udajemy, że jesteśmy tacy jak Piłat. Kiedy umarł Piłat i stanął przed Bogiem, spuścił głowę, i może ją do dziś trzyma spuszczoną w czyśćcu albo „piętro niżej”. Tego nie wiemy.

Bóg chciał objawić się w człowieku przeklętym i przegranym. Takie świadectwo dał Jezus o prawdzie. Taką prawdę o człowieku objawił Syn Boży. Kiedy mówimy, że coś jest „boskie”, to mamy na myśli, że coś jest najlepsze, wspaniałe, wyjątkowe, ponadludzkie! Każdy chce być najmądrzejszy, najlepszy, przystojny, lubiany, chwalony itd. Każdy chce wspinać się w górę, mieć dobre dzieci, najlepszego męża albo idealną żonę. Wszyscy dążą do tego, co piękne, idealne, wybitne. Ina-czej mówiąc, chcą stać po stronie Piłata, a nie po stronie Jezusa.

Boskość promieniowała z odartego z godności, poranionego, przeklętego Człowieka. Dlaczego Jezus to uczynił? Żebyś Ty nie musiał się potępiać za to, co było ciemną stroną twojego losu.

0x01 graphic

Zobaczyć zmartwychwstanie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Zmartwychwstania możemy doświadczać już dziś, gdyż wiemy, że ceną grzechu jest śmierć. Pozbawiając się grzechów podczas spowiedzi, już pokonujemy krępujące nas konsekwencje śmierci.

Uczniowie, wchodząc do ciemnego grobu, zobaczyli coś, co ich przekonało o zmartwychwstaniu. Sam widok pustego grobu to za mało, by przekonać się o pokonaniu śmierci. Musieli zobaczyć coś wyjątkowego. Ujrzeli leżące płótna oraz oddzielnie zwiniętą chustę, która była na Jego głowie. Nie chodziło o to, że idea życia zmartwychwstała w ich świadomości i zdali sobie sprawę z tego, że w ich pamięci Jezus nigdy już nie umrze. Ani o to, że Jezus przetrwał letarg, ani o jakiś sprzeczny z zasadami logiki etap reinkarnacji. Musieli zobaczyć coś dokumentującego autentyczne zmartwychwstanie!

Przypomnijmy, że Łazarz, po wskrzeszeniu, nie mógł się uwolnić od tkanin, którymi był szczelnie obwiązany i które go krępowały - potrzebował pomocy świadków wskrzeszenia. Jezus nie przebudził się z powodu zimna albo z powodu silnej struktury organizmu. Po śmierci Jezusa Nikodem przyniósł 100 funtów wonności - mieszaniny aloesu i mirry (ówczesny 1 funt to około 325 gramów miary współczesnej). Każdy zwój był posypany sproszkowanymi wonnościami.

Gdyby płótna zostały odwinięte i zrzucone, wonności rozsypałyby się. Płótna byłyby rozwinięte, chusta z głowy byłaby rozwiązana. Tekst grecki delikatnie sugeruje, że płótna pozostały nierozwiązane - ciało z nich po prostu… wypromieniowało. Właśnie to od razu zauważyli uczniowie! Ciało znikło, nie naruszając szczelnie i dokładnie zawiniętych płócien. Uczniowie zobaczyli też syndarion - chustę zwiniętą, co można zrozumieć, że zachowała kształt głowy, pozostając jakby pustym „opakowaniem”! To musiało zrobić na nich ogromne wrażenie. Było to tak jednoznaczne, że nie analizowali znaleziska, tylko po prostu uwierzyli. Wszystko, co zastali, wskazywało na cud.

Mamy więc autentyczną relację z tamtego wydarzenia, która przemawia do nas i do naszej wiary w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jest też zapowiedzią naszego powstania z grobów. Zmartwychwstania możemy doświadczać już dziś, gdyż wiemy, że ceną grzechu jest śmierć. Pozbawiając się grzechów w demaskującej spowiedzi, już pokonujemy krępujące nas, jak owe płótna, konsekwencje śmierci, z któ-rych możemy się wyzwolić. Dzieje się tak tylko dzięki temu, że On, Światłość tego świata, wyszedł z grobu bez przeszkód.

Zaraz po narodzeniu Jezus był owinięty w pieluszki, w białe płótna, zapewne tak ściśle przylegające do ciała, że dziecko było nieruchome. Porównanie wydaje się niestosowne, ale w rzeczywistości jest pomostem do nowych refleksji: śmierć, dzięki Chrystusowi, stała się nowymi narodzinami, życie będzie przebiegać dalej, ważne jest tylko, gdzie się znajdziemy po otworzeniu się trumiennych drzwi. Kluczem do nieba jest wyznanie grzechów, kluczem do piekła - zachowanie ich dla siebie!

0x01 graphic

Rana jest bramą

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Grzech jest zranieniem Bożego Serca. Jednocześnie ta rana Bożego Serca jest jedynym lekarstwem na nasz grzech. Nie ma jednak możliwości doznania przebaczenia, jeśli się nie zobaczyło w całej pełni swojego grzechu. Szczelina zranienia serca Jezusa staje się wąską bramą prowadzącą do nieba. Kluczem do tej bramy jest wyznanie grzechu, symbolicznie wyrażone gestem włożenia palców do boku Mesjasza.

Jezus prorokował: „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,14). On wpuścił nas do swego Serca przez bolesne, ciasne przejście, przez bramę miłosierdzia, która była raną naszych złości. Czy my będziemy zwlekać, by Go wpuścić do naszego serca? On potrzebuje tylko bólu naszego sumienia, bólu naszej skruchy. Chce delikatnie pokazać nam nasze grzechy, które nie tylko Jego ranią, ale nas także!

O kimś, kogo najbardziej kochamy, mówimy: „Noszę cię w moim sercu; mam cię w sercu; jesteś w moim sercu”. Wiemy, co jest w Jego sercu: głębokie miłosierdzie. Nie chcemy wiedzieć, co jest w naszym: płytkie poznanie grzechów. Tymczasem Jezus wskazywał swoim palcem na całą zepsutą zawartość naszych serc. „Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: I wy tak niepojętni jesteście? Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,17-23).

Z serca Chrystusa wypłynęła krew miłości do nas i woda przebaczenia, a z naszego serca wypłynęły strumienie cuchnących nieprawości. On palcem kreślił na piasku nasze winy, gdy ratował cudzołożnicę prowadzoną na kamienowanie, my zaś palcem dotknęliśmy Go do żywego miłosierdzia.

Miłosierdzie jest nawet tam, gdzie są już sąd i kara. Bóg bowiem łatwo daje łaskę i niechętnie karze. Nawet gdy już wyda wyrok, daje szansę na jego odwrócenie. Nawet gdy karze, Jego uderzenia są jak pocałunki. Nawet gdy ukarze, czeka na to, by w sercu naszym pojawiła się choć mała szczelina skruchy. Mieszkańcy Niniwy zostali już potępieni i skazani na zagładę, a przecież Bóg wysłał do nich Jonasza, zmuszając go do głoszenia ostatniej szansy. Sodoma i Gomora zasłużyły na ogień z nieba. Abraham nie doszukał się w Sodomie nawet jednego sprawiedliwego, a mimo to Bóg posłał tam dwóch aniołów, pokazując wolę uratowania kogokolwiek.

Jest jakiś paradoks w miłosierdziu. To miłość Boga, która otwiera się nawet tam na przebaczenie, gdzie już nikt go nie chce.

0x01 graphic

Bitwa pod Emaus

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Najtrudniejsza chwila to utrata kogoś, kto nadawał sens naszej drodze Droga do Emaus jest naszą drogą. Wszyscy błądzimy ku smutkowi. Zawodzimy się na życiu i naszych nadziejach. Jezus po zmartwychwstaniu jest na każdej ludzkiej drodze. Zawraca nas ku odkryciu swojej obecności na Eucharystii.

Uczniowie odkryli obecność Jezusa w drodze dzięki temu, że rozważali Pisma. Wymiana Słów Bożych pozwoliła im się otworzyć na Jego prowadzenie, które skończyło się na łamaniu Chleba. Przez Biblię do Eucharystii - schemat dojścia do celu życia jest prosty. Jezus dosłownie spytał: „Jakie są słowa, które WYMIENIACIE, idąc?”. Łukasz użył słowa antiballete, które można też tłumaczyć: rzucać sobie nawzajem, wymieniać słowa, dyskutować, porównywać albo nawet ciskać jakby pociskami, gdyż pierwotnie to słowo miało znaczenie militarne. Rozmowa więc była pełna ognia, była rodzajem walki duchowej, w której Słowa Biblii, jak strzały, uderzały w zwątpienie, krusząc je niczym mury. Słowa uderzały i raniły, uzdrawiając, były zmaganiem duchowym, bitwą o cel życia.

Możemy lepiej zrozumieć tę dyskusję, gdy porównamy ją z wędrówką aniołów przez środek Jerozolimy z wizji Ezechiela (Ez 9,4-6). Aniołowie wyniszczyli tych, którzy w życiu nie przyjęli skruchy, unikali krzyża (litera TAW miała formę krzyżyka). Ci, którzy przyjęli znak TAW na czole, czyli przyjęli krzyż życia, byli ocaleni. Ich smutek zamienił się w zbawienie. Życie dzieli nas na tych, którzy przyjmują krzyż, oraz tych, którzy odrzucają krzyż. Jesteśmy rozdarci między tymi postawami i wybór właściwej zależy od tego, czy umiemy walczyć Słowem Boga o własny los.

Najtrudniejsza chwila to utrata najdroższej osoby - utrata kogoś, kto nadawał sens naszej drodze. Jezus, zanim umarł, przygotowywał na taką stratę swoich uczniów: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. (...) Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość” (J 16,16.20). Gorzej jest z tymi, którzy oparli swoje życie na drugim człowieku, na idei, na pieniądzach, na żądzy, na karierze, na czymkolwiek i kimkolwiek, tylko nie na Bogu. Ich smutek utraty nie zamieni się nigdy w radość.

0x01 graphic

Świadek potrzebny od zaraz

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Przyjmujemy prawdę, gdy ktoś jest prawdziwy, i zawsze ją odrzucamy, gdy głoszący zakłada maskę hipokryzji.

Jest ogromna różnica między aniołami z Biblii i aniołami z tarota; między muzyką symfoniczną, wykonywaną przez profesjonalistów i muzyką z podwórka wykonywaną przez chór trzech pijaków wracających z knajpy; między autentycznym dziełem Holmana Hunta, przedstawiającym Jezusa pukającego do bramy naszej duszy, a jego imitacją, namalowaną przez jakiegoś niedzielnego malarza i sprzedawaną na odpustowym stoisku, między prawdziwym złotem a imitacją złota, wreszcie między duchowością chrześcijańską a duchowością reiki. Jest różnica między talk- -show, gdzie neurotyczna pani z mikrofonem w dłoniach z niebieskimi tipsami decyduje o tym, co jest dobre a co złe, a Dekalogiem z dziesięcioma przykazaniami wyrytymi palcami Boga. Jest wreszcie różnica między homilią wygłoszoną przez kapłana, który żyje tym, co głosi, a kazaniem księdza, któremu tylko się wydaje, że skoro głosi prawdę, to nią żyje.

Świat nie bardzo potrzebuje ludzi tylko głoszących miłość. Świat potrzebuje ludzi, którzy żyją miłością. Czasem słowa są te same, ale inny człowiek, i wszyscy czują różnicę między głosicielem, który mówi poprawnie, a tym, który żyje poprawnie.

Odwołując się do Ewangelii: owce rozpoznają głos prawdziwego pasterza. Głos to jeszcze nie filozofia, nie wiedza, nie treść, tylko akcent, barwa, duch przekonania, zaangażowanie emocjonalne, poprawność wypowiedzi lub jej zaburzenia, sztuczna płynność albo swobodna, robienie długich pauz, które męczą, albo takich, które zmuszają do medytacji, nerwowy sposób wypowiedzi lub jej dynamika, wzdychanie, które zdradza wewnętrzną sprzeczność, albo wzdychanie, które komunikuje czyjeś przejęcie, nabieranie powietrza w płuca, które zdradza oznaki niejasnego toku myślenia i jest zamiarem nabierania słuchaczy, albo głęboki oddech, który jest nabieraniem mocy dla słów, stres lub pewność. Zwykle te oznaki umykają naszemu umysłowi, ale nie umykają naszej intuicji duchowej, która jest filtrem dla kłamstwa i dla prawdy. Tylko wtedy przyjmujemy prawdę, gdy ktoś jest prawdziwy, i zawsze ją odrzucamy, gdy głoszący zakłada maskę hipokryzji.

W greckim tekście jest mowa o głosie, który odróżnia prawdziwego pasterza od jego imitacji. Głos to fone, a nie logos. Wystarczy dźwięk, by wyczuć, czy nuta jest fałszywa, czy prawdziwa, jak w instrumencie, który jest źle nastrojony. Z przykrością słucha się śpiewu, gdy akompaniament jest odtwarzany na fałszywie nastrojonym instrumencie. Z jeszcze większą, gdy ktoś głosi prawdę, ale sam pogrążony jest w dysonansach kłamstwa życiowego. To musi być zestrojone: życie i nasze przekonania, słowa i głos, teoria i praktyka.

0x01 graphic

Zapatrzeć się w Boga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg potrafi dostrzec ciebie nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że nie jesteś godny zauważenia przez kogokolwiek.

Zobaczyć Ojca to zaspokoić wszystkie nasze deficyty egzystencjalne, każdy głód, każde pragnienie, każde oczekiwanie, wszelką nadzieję. Filip powiedział słowa, które wydobył z najgłębszego dna w sercu. Wszyscy ogromnie pragniemy doznać czegoś takiego w życiu, co by nas absolutnie i na zawsze zaspokoiło. Większość szuka zaspokojenia w alkoholu, seksie, narkotykach, biznesie, zaszczytach, obżeraniu się, internecie, pornografii, medytacjach transcendentalnych, kryształach, astrologii, buddyzmie; nakłuwają ciało igłami akupunktury, uspokajają się wahadełkiem, jogą lub wróżbami, wieszają sobie na ścianie portrety Che Guevary lub Madonny.

Spełnieniem dla ludzkiego ducha i ciała jest widzenie Boga. O wiele częściej ubóstwiamy jednak stworzenia niż samego Stwórcę. Nie ma nic takiego na świecie, co by bardziej uszczęśliwiało człowieka - jedynie widzenie Boga! Teologia duchowości nazywa ten stan zjednoczeniem mistycznym! Bogu nie chodzi o najem robotników kwalifikowanych do swego królestwa, lecz o zjednoczenie nieskończenie bliższe niż najbardziej udane małżeństwo. On na nas patrzy z miłością. Jest w nas zapatrzony, doszukując się podobieństwa do swego Syna. To jest właśnie naszym absolutnym zaspokojeniem: przylgnięcie do Boga, które bierze swój początek w widzeniu Jego oblicza.

Niezmiernie ważne jest to dla naszego stanu miłości do Boga, czy jesteśmy w Niego zapatrzeni, czy też tylko uznajemy obojętnie Jego istnienie, zezując na idoli tego świata. Nikt z nas nie musi się zastanawiać, gdzie zobaczyć twarz Boga - to oblicze Chrystusa. Bóg jest ludzki i da się kochać, bo można Go dostrzec. Oblicze Jezusa to nie tylko ikona, to przede wszystkim słowa, które Jezus mówi od Ojca, i dzieła Ojca, których On dokonuje przez Jezusa. To widać! Czy dostrzegasz w słowach Biblii oczy Ojca, które patrzą na ciebie? Czy dostrzegasz w swoim życiu, że jesteś strzeżony jak źrenica w oczach Boga? Bóg bowiem potrafi dostrzec ciebie nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że nie jesteś godny zauważenia przez kogokolwiek. Bóg widzi w tobie to, czego w sobie nienawidzisz. Widzi i dalej kocha! „Na pustej ziemi go znalazł, na pustkowiu, wśród dzikiego wycia, opiekował się nim i pouczał, strzegł jak źrenicy oka” (Pwt 32,10).

Jedność z Jezusem sprawia, że uczymy się od Niego przenikliwości spojrzenia na nas samych, na innych, na świat. Im bardziej wpatrujemy się w oczy Boga, tym lepiej widzimy nie tylko Jego miłość, ale też braki naszej miłości. To poznanie siebie samych korzy nas przed obliczem Najwyższego. Bóg nie wycofał miłości do nas, mimo że dostrzega w nas nędzę, bałwochwalstwo, żądzę, kłamstwo, obłudę, chciwość, pazerność, mściwość. My zdobyliśmy siłę, by samych siebie pokochać. Bóg kocha nas nawet wtedy, gdy my Go nienawidzimy. Zapatrzenie w Jego oczy pozwala nam dostrzec to wszystko i uratować siebie od samopotępienia.

0x01 graphic

Osierocone przykazania

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy zniesione zostaną granice moralne, nic nie zatrzyma granic natury.

Miłość naszego Pana do uczniów zdumiewa rozmiarem troski. Jego słowa niosą pociechę i zapewnienie o wypełnieniu ich opuszczonych serc Pocieszycielem, Duchem Świętym. Niedługi będzie czas ich opuszczenia. Ci, którzy zaufali Panu, nigdy nie czują się sierotami. Nigdy nie doznają osamotnienia. Nie cierpią na depresję. Nie są przerażeni brakiem kogoś, kto by ich kochał. Nie zostawił ich sierotami, ponieważ oni nie „osierocili” Jego przykazań. Nie wolno pominąć tej wyjątkowej troski uczniów o przykazania, które przecież nie są miłymi pochlebstwami dla naszej pychy.

Zwykle z miłością traktujemy tylko tych, którzy są wobec nas mili i schlebiają naszym upodobaniom. Ostre słowa Jezusa, które były dla apostolskiej chciwości, pychy i żądzy jak ciasne przejścia w murze, przez które można się przecisnąć, jedynie zostawiwszy wszystko za sobą. Uczniowie ukochali przykazania Jezusa i strzegli ich jak największego skarbu serca! Dla tego, kto nie „osierocił” najtrudniejszych i najsurowszych przykazań Boga, Zbawca ma najsłodsze pocieszenie i najczulszą miłość.

Jak zrozumieć słowa: „Nie zostawię was sierotami”? Sierota (horfanos) to także ktoś opuszczony, zaniedbany, pozbawiony czegoś lub kogoś, ubogi, doznający braków. Osierocenie - to najtrafniejsze określenie egzystencjalnej pustki człowieka współczesnego. Większość ludzi w cywilizacji zachodniej żyje w strachu, nieufności, w samotności, a im wyraźniejsze staje się ich oblicze ateizmu - porzucenia Boga - tym częstsze stają się rozwody i porzucenia własnych dzieci. Im bardziej opustoszałe są świątynie chrześcijańskie, tym bardziej pusto się robi w domach Europejczyków. Brakuje czułości i wierności między ludźmi, ponieważ zaczęliśmy dyskutować o tym, czy Bóg umarł, czy nigdy Go nie było. W Europie pojawia się coraz więcej domów dziecka wypełnionych po brzegi sierotami, ponieważ Bóg został przez nas odsunięty jak niepotrzebne dziecko. Europa choruje na chrystoalergię i jest czymś poprawnym w oczach wielu europejskich parlamentarzystów być homoseksualistą albo aborcjonistą, ale koniecznie trzeba być obrońcą wyrzuconych psów i użalać się nad zwierzętami futerkowymi. Zamiast słuchać dogmatów Kościoła, trzeba słuchać dyktatorów mody. Jeszcze pół wieku temu tematem tabu był seks, teraz tabu stało się chrześcijaństwo, a rolę inkwizytora przejął Parlament Europejski.

Chrystus nie zostawi sierotami tych, którzy nie osierocą Jego przykazań, nawet jeśli będą one nie tylko niemodne, ale i zakazane. Granice moralności stworzył Bóg. Jeśli je znosimy, skazujemy się na moralne tsunami. Granicą są przykazania. Kiedy zniesione zostaną granice moralne, nic nie zatrzyma granic natury. Jezus mówi więc i do Ciebie: Strzeż przykazań, strzeż granic moralności, i brzmi to tak, jakby Ci powiedział: „Strzeż granic ziemi i oceanu!”.

0x01 graphic

Pomieszane z poplątanym

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dla szatana nie ma prawdy i kłamstwa, lecz wszystko jest jednocześnie prawdą i kłamstwem. Dlatego, według niego, można siedzieć w grzechach śmiertelnych i jednocześnie siedzieć w kościele.

Jezus daje rozkaz, aby uczniowie nauczali wszystkich przykazań, a nie niektórych. Cechą charakterystyczną dla kuszenia złego ducha jest „zmieszanie”: znosi on granice między tym, co czyste duchowo, a tym, co duchowo skalane. Zły duch może pozwolić na zachowywanie niektórych przykazań - szczególnie tych wygodnych, ale jednocześnie pozwala na brak wierności tym trudniejszym.

Bóg, stwarzając świat, oddzielał jedną rzeczywistość od drugiej. Szatan miesza granice. Dla niego nie ma płci, nie ma granic moralności, nie ma ciemności i światła. Dobro jest złem, a grzech cnotą. Mężczyzna może być kobietą, możliwe jest małżeństwo między dwoma mężczyznami, dzieci nie muszą być niewinne, a Chrystus jest też Sai Babą albo Kriszną. Dla szatana nie ma prawdy i kłamstwa, lecz wszystko jest jednocześnie prawdą i kłamstwem. Dlatego, według niego, można siedzieć w grzechach śmiertelnych i jednocześnie siedzieć w kościele; można przyjaźnić się z sąsiadką, która wywołuje duchy i wróży z dłoni, a jednocześnie przyjaźnić się z zakonnicą z Karmelu.

Człowiek, który nie przestrzega prawa rozróżniania, rzuca Bogu wyzwanie. Tworzy połączenia nowych kształtów i rodzajów. Zajmuje miejsce Stwórcy i staje się demiurgiem.

Mamy skłonności do wracania do świata pogańskiego w naszej cywilizacji. Taka sama siła deformowała świat Kananejczyków czczących Asztarte, Baala czy Molocha. Religie te były nasycone zboczonymi rytuałami. I dziś dopuszczalna jest religijność, ale nie wierność przykazaniom. Tymczasem napisano: „Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie” (Jk 2,10). Kanaan był po prostu światem zboczonym nie mniej niż nasz świat, w którym coraz częściej na ulicach można spotkać procesje gejów i lesbijek, a coraz rzadziej procesje Bożego Ciała. W tym świecie za normalne uważa się małżeństwa między gejami i lesbijkami i takie związki się promuje. Robi się też wszystko, by ułatwić rozwód w związkach heteroseksualnych.

Izraelici w zetknięciu ze światem pogańskim mieli nakaz ścisłego przestrzegania Prawa, które nazywało po imieniu rzeczywistości, stawiało granice, obwarowywało tożsamość i wolność człowieka granicami, poza którymi człowiek stawał się biologiczną masą komórek żyjącą bez celu i sensu. Jest to życie na poziomie pierwotniaków, ale wydaje się, że obecnie większość ludzi właśnie do tego zmierza. „(Kapłani) mają pouczać lud mój o różnicy między tym, co święte, a tym, co nieświęte, a także o różnicy między tym, co nieczyste, a tym, co czyste” (Ez 44,23).

0x01 graphic

Machnąć ręką na grzechy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłosierni są jedynie ci, którzy dogłębnie doznali miłosierdzia.

Jezus daje Ducha Świętego przede wszystkim w tchnieniu przebaczenia. Jeśli uczniowie udzielą rozgrzeszenia skruszonym grzesznikom, sam Bóg ich usprawiedliwi.

Potężna władza, którą dotychczas dysponował sam Jezus, dostaje się teraz w ręce apostołów. Dlaczego? Przecież kilkadziesiąt godzin wcześniej zaparli się Go, pozostawili, zgrzeszyli ucieczką? Właśnie dlatego! Któż bowiem bardziej nadaje się na sędziego czynów ludzkich jak nie ten, kto był winowajcą, któremu darowano coś gorszego niż karę śmierci? Miłosierni są jedynie ci, którzy dogłębnie doznali miłosierdzia.

Piotr wyparł się Jezusa, chcąc uratować siebie (Mt 26,69-75). A jednak po zdradzie „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Owo „na zewnątrz” (exo) w kilku miejscach w Biblii ma znaczenie wyrzeczenia się wszystkiego, utraty wszystkich dóbr, związków i szans życiowych, nawet potępienia w wiecznych ciemnościach. Oznacza miejsce kary i rozpaczy (Mt 5,13; Mt 8,12; Ap 22,15; Mt 25,30; Mt 22,13). BÓG JEDNAK WSZYSTKO PRZEKREŚLA za jednym zamachem ręki kapłana. Ruch ręki kapłana w konfesjonale można zinterpretować jako krzyż. Albo jakby Bóg chciał „machnąć ręką” na nasze grzechy. Nikt na świecie nie może machnąć ręką na nasze grzechy, tylko Bóg. Mieli rację faryzeusze, kiedy, powiedzieli, że gdyby człowiek odpuszczał grzechy, toby bluźnił. Jak więc zrozumieć udzielnie tej władzy apostołom? Czyżby Jezus dopuścił do bluźnierstwa? W żadnym wypadku! To po prostu On sam, w Duchu Świętym, będzie udzielał rozgrzeszenia. Duch Święty, to obecność Boga w kapłanie.

W wydarzeniu uzdrowienia paralityka, Jezus mówi do niego: „Synu!”. Zanim przebaczył, nazwał go synem. Uczynił go dzieckiem Bożym, czyli kimś kochanym. Zanim go uleczył, najpierw go usynowił. Dlaczego? Ponieważ uczucia albo leczą, albo powodują choroby. Uczucia decydują o trzech czwartych naszych decyzji życiowych. Jeśli tak dużo zależy od uczuć, jeśli tak wiele zależy od miłości, to o ileż więcej od Tego, który jest samą Miłością; od Tego, który jest Kimś nieskończenie większym niż uczucia!

0x01 graphic

Góra niezwyciężona

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Duchowa budowa wymaga od nas przede wszystkim cierpliwej dyscypliny.

Budowa domu to budowanie własnego istnienia, własnej osobowości, duchowego gmachu, który ma dawać bezpieczeństwo, ale nas nie zamykać. Okna i drzwi są symbolem naszego otwarcia, dach - ostrożności i przezorności, schody - starania się, fundamenty - naszych przekonań.

Fundament musi być twardy jak skała. W pierwszym znaczeniu - symbolicznym - możemy odnieść ten obraz do samego Boga, który jest skałą (Ps 18,47), Chrystusa (1 Kor 10,4) albo Kościoła, który jest opoką (Mt 16,18). Być może też nasze serce - uparte i przekorne, zarozumiałe i narcystyczne, trzeba położyć najniżej, w upokorzeniu, jako skalny fundament. Hiob przecież mówi: „Serce ma twarde jak skała, jak dolny kamień młyński” (Hi 41,16). Ale symbolika skały wskazuje również na dyscyplinę wewnętrzną. Dyscyplina jest surowym wychowaniem, choć nie tyrańskim; jest wymagająca, ale nie zarozumiała; żąda wyrzeczeń, ale nie wyniszczenia. Odtrącenie zaś może stać się ogromną siłą motywującą przemianę własnego wnętrza. Czasem „im dalej od innych” oznacza „tym bliżej siebie samego”.

Pamiętam indiańską legendę o chłopcu, który był bardzo słaby fizycznie i stał się pośmiewiskiem swoich rówieśników w wiosce. Czuł się odtrącony. Często koledzy rzucali w niego kamieniami, by go odgonić od miejsca swych zabaw. Zmartwiony poszedł do szamana. Mędrzec przyrzekł mu, że Duch Niebios obdarzy go siłą w ciągu kilku miesięcy, ale musi w ofierze dla niego ułożyć ołtarz z odłamków skalnych, poczynając od tych, którymi rzucali w niego koledzy. Chłopiec wznosił kopiec skalny. W ciągu tych miesięcy bywał bardzo wyczerpany, załamany, przechodził kryzysy i zwątpienia, jego ręce krwawiły i zrogowaciały. Obolały zasypiał szybciej, niż zdążył zamknąć powieki. Śnił koszmarne zwidy, budził się w nocy z krzykiem, ale rankiem zrywał się i brał do kamiennej roboty. Niejeden raz budowla się zawalała. Zmienił zatem porządek jej wznoszenia. Na samym dnie, na fundamencie, kładł odtąd najcięższe odłamki skalne. Wiele razy przychodził do mędrca zniechęcony. Ale zamiast wsparcia, otrzymywał ostre upomnienia. Wreszcie ustalony czas minął. Szaman rzekł: „Spójrz na swoje mięśnie, Duch Nieba obdarzył cię siłą!”. Dopiero teraz chłopiec zauważył, jak bardzo jego ciało się zmieniło. Stał się silnym, postawnym mężczyzną.

Nasza duchowa budowa wymaga od nas przede wszystkim cierpliwej dyscypliny, upartego podnoszenia ciężarów, przyjmowania trudnych rad i upomnień. „Zbij szydercę - a prosty zmądrzeje, upomnij mądrego - a nabędzie karności” (Prz 19,25). Być może coś się zawala, ale ty masz każdego dnia brać swoje kamienie i układać z tego prawdziwą skałę. W Księdze Daniela jest mowa o ogromnej, niezwyciężonej skalnej górze, która wyrosła z małego odrzuconego kamyczka (Dn 2,34). Jezus nazwał siebie kamieniem węgielnym, fundamentalnym, ale dodał, że był kamieniem odtrąconym. Skoro fundamentalny kamień Góry Boga został odrzucony, to jak będzie z tymi, którzy na Nim się budują?

0x01 graphic

Przecedzanie komara

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Człowiek nie jest aniołem, a Bóg nawet w aniołach dostrzega braki.

Wyobrażam sobie Mateusza jako dojrzałego mężczyznę, któremu ciągle towarzyszy myśl, że źle podliczył rachunki. Zaczyna jeszcze raz, a gdy skończy, nie ma pewności, czy czegoś nie pominął i zaczyna liczyć od początku. Nigdy nie jest pewny, nigdy nie jest zdecydowany. To człowiek, którego męczą skrupuły.

Podobne sytuacje zdarzają się podczas spowiedzi. Wyznajesz grzechy i kiedy kończysz, natychmiast masz wątpliwość, czy wszystko powiedziałeś. Skąd się biorą skrupuły? Z doświadczenia wiem, że ludzie ogarnięci potrzebą idealnego oczyszczenia, w przeszłości pomijali grzechy ciężkie.

Dawniej połykali wielbłądy, a teraz przecedzają komary. Osobę, która przez kilka lat zaniedbywała sumienie i świętokradczo przyjmowała Komunię świętą, po jakimś czasie sumienie w swej wynaturzonej formie zacznie niepokoić tam, gdzie nie ma mowy o grzechu. Skrupulanctwo ma korzenie w przemieszczeniu się poczucia winy z tego, co istotne, na to, co nieistotne. Ktoś może kraść miliony, ale rozliczać siebie lub innych z groszy!

Kiedy Jezus wszedł do Mateusza, nie zrobił mu kontroli, remanentu, nie wykrył manka w rachunkach, nie szukał jego pomyłek albo niedoskonałości. Spojrzał na niego i go powołał. Dał mu miłość, która go wyprowadziła z neurotycznej potrzeby rozliczania siebie i innych.

Skrupulant chce być absolutnie autentyczny i rozliczony z Bogiem i sobą aż do najmniejszego szczegółu. Człowiek jednak nie jest aniołem, a Bóg nawet w aniołach dostrzega braki. Powtarzanie spowiedzi, lęk przed przeoczeniem jakiegoś „grzeszku”, nieustanne niezadowolenie z siebie w końcu dają efekt odwrotny do zamierzonego: zamiast pokoju płynącego z doskonałości, przynoszą niepokój podejrzeń o niedoskonałość i przerzucanie swojego niezadowolenia na innych - w złośliwym krytykowaniu, narzekaniu, obwinianiu innych o własne niezrównoważone nastroje. Skrupulant ma wrażenie, że w każdej chwili grzeszy. Dlatego ciągle się spowiada. Jest przekonany, że musi płacić Bogu najlepszymi uczynkami za tolerancję, bo na miłość, jak uważa, nie zasługuje.

Słowo „skrupuł” pochodzi od łacińskiego scripulum. Jest to rzymska miara ciężaru wynosząca 1,137 grama. Skrupuł jest więc drobiazgiem, najmniejszą z możliwych miar, najlżejszym ciężarem. Takie nastawienie do sumienia nie ma nic wspólnego z życiem duchowym, gdyż jest problemem psychologicznym. Dopóki nie uzdrowimy w Jezusie swoich zahamowań i zwyrodnień osobowościowych, nie ma sensu mówić o życiu wewnętrznym czy duchowym, bo nie jest to żadna asceza, tylko nerwica lękowa. Duchowość chrześcijańska nie ma na celu osiągnięcia wewnętrznej doskonałości, ale spotkanie z Jezusem, życie Jego miłością, Jego spojrzeniem. Tu nie chodzi o rachunki, lecz o miłość, która się liczy z człowiekiem, a nie rozlicza z nim!

0x01 graphic

Czułość Boga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Robimy wszystko, by nie czuć samotności. A jednak to, co robimy, pogłębia naszą samotność.

Jezus widział, że Jego słuchacze są bardzo samotni. Poszukują oparcia i nie znajdują go w nikim. Poszukiwanie miłości doprowadza człowieka na skraj pustyni nienawiści, dopóki nie zrozumie, że żaden człowiek nie wypełni jego pustki. Pełnią jest tylko Bóg! On jest opieką, troską, ramionami.

Izrael spotkał się z Bogiem na pustyni. Nie tylko dlatego, że trzeba wszystko porzucić, by dojrzeć miłość Boga, ale również dlatego, że Bóg chciał uświadomić człowiekowi jego sytuację: opuszczenie, znękanie, rozdarcie wewnętrzne.

Tak jest z nami dopóki nie otworzymy oczu, by zobaczyć, że Boże oczy nigdy nie są zamknięte na nas. My jesteśmy tymi znękanymi przez uczucia i rozszarpanymi w sercu. Złupieni przez siły mroku, niemający sił do stania o własnych nogach, jak mówi List do Rzymian: bezsilni i żyjący jak wrogowie Boga! Bóg to widzi, ale czy my potrafimy dostrzec to w sobie?

Ewangelia nie tylko objawia miłość Boga, ale także prawdę o człowieku. Szukamy miłości wszędzie, tylko nie w Bogu. Jak powiedział św. Jan od Krzyża, szukamy niczego w niczym! Mimo tego, że porzuciliśmy Boga, On nas kocha. Wyprowadza z pustyni do ziemi obiecanej, zachowuje od karzącego gniewu.

Najbardziej zdumiewa to, że Jezus, pragnąc zaradzić ludzkiej nędzy, powołał Apostołów - robotników żniwa, udzielając im władzy nad duchami nieczystymi, nad wszelkimi chorobami i słabościami. W Biblii obraz żniw to często symbol końca świata! Apostołowie mieli obowiązek wyganiać złe duchy. Niewielu jest takich, którzy są wierni temu powołaniu. Wielu nawet zwątpiło w istnienie demonów, uważając ich obecność w Biblii za „gatunek literacki”. W jaki sposób Apostołowie mieli wyganiać złe duchy? Przez głoszenie czułości Boga! Człowiek potrzebuje miłości i czułości, ale nie sięga po nią tam, gdzie ona naprawdę na niego czeka, nie sięga po ramiona Boga.

Każde inne ramiona, tylko nie Boga! Tak, niestety, myślimy i dlatego oplatają nas swymi ramionami demony. Ludzie nie potrzebują psychologów, którzy wytłumaczą im ich pustkę i samotność. Potrzebują czułości i miłości. I tylko Bóg może ich nasycić. Kto jednak uwierzy, że Bóg ma więcej ciepła niż najczulsza matka? Kto uwierzy, że u źródeł ludzkiego zagubienia jest zawsze brak miłości i czułości? Kto uwierzy, że właśnie po to Jezus wysłał Apostołów, aby głosili tę czułość, udostępniali ją w sakramentach, wskazywali w rozmowach, by namaszczali olejem w taki sposób, by namaszczeni czuli łagodne dotknięcie Ducha, kojące i leczące?

Robimy wszystko, by nie czuć samotności. A jednak to, co robimy, pogłębia naszą samotność. Samotność budzi potrzebę zbliżenia się do kogoś. Tracimy dystans i wolność, tracimy siebie dla kogoś, wreszcie tracimy kogoś! To nie jest wyjście z samotności, tylko zatracenie. Bóg potrafi kochać w tak doskonały sposób, że nawet ktoś, kto zwątpił w to, że może być kochany, nie zostanie przez Niego porzucony.

* * *

Jak bardzo jesteśmy ważni

o. Augustyn Pelanowski, OSPPE

Bóg głaszcze Cię tak czule, że wie nawet, ile masz włosów na głowie. On nie myli Cię z nikim innym.

Mamy ogromne deficyty w poczuciu własnej wartości. Od zarania dziejów ludzie przebierali się w skóry zwierzęce, pióra ptaka, przyprawiali sobie bycze rogi, obwieszali się trofeami lub skalpami. Wszystko po to, by poczuć się ważniejszymi, bardziej wartościowymi. Dziś, zamiast pióropuszy, ludzie chwalą się doktoratami. Zamiast się tatuować, tytułują się. Jeszcze inni, zamiast polować na mamuty, polują na wysokie stanowiska. Im bardziej ktoś czuje się bezwartościowy, tym usilniej udowadnia sobie i in-nym swoją siłę.

Wulgarni i agresywni kibice okazują się w indywidualnym spotkaniu przestraszonymi chłopcami, którym zabrakło oparcia w ojcu. Hałaśliwe zachowania pseudokibiców są rodzajem projekcji źródła lęku na świat zewnętrzny i sposobem pozbywania się tego lęku. Im mocniej ktoś podkreśla swą osobę, tym bardziej ma rozmyty obraz samego siebie. Kiedy Erich Fromm zastanawiał się nad osobowością Hitlera, doszukał się w nim wielu deformacji wewnętrznych. Hitler czuł się bardzo niepewnym i przerażonym człowiekiem. Cechował go skrajny narcyzm, brak kontaktu z innymi ludźmi, zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości, nekrofilia.

Mało tego, Fromm uważał, że Hitler rozpętał wojnę, nie mając wiary w jej zwycięstwo. Jego zachowanie wskazywało na przeczucie klęski i pragnienie pociągnięcia w jej wir milionów innych ludzi. Podobnie było ze Stalinem, który przerażał innych swoim lękiem. Jego zwycięstwa zrodziły się z przerażenia klęską. Faszyzm i komunizm zrodziły się z egzystencjalnego lęku.

Jezusowe słowa tchną najzdrowszą filozofią życia - jesteśmy o wiele bardziej cenniejsi niż wróble i nawet nasze włosy są policzone. Bóg z nami się liczy i wszystko w nas jest Mu znane: istniejemy w Jego oczach. Kto ma świadomość tej prawdy, nie doznaje lęku przed utratą istnienia w sposób tak drastyczny, by wywoływać wojny lub budować obozy koncentracyjne, po to, by widząc przerażenie innych, zapomnieć o swoim lęku. Bojaźń i drżenie dotyczą nas wszystkich, ale rozwiązanie jest w Bogu, a nie w człowieku. Nazirejczycy składali ślubowanie Bogu.

Nie wolno im było obcinać włosów. Jeden z nich, Samson, oparł się na człowieku, na Dalili, i tej nocy stracił nie tylko włosy, ale i siłę istnienia. Można bowiem drugiego człowieka kochać, można z nim iść przez życie, ale prawdziwe oparcie mamy tylko w Bogu. „Nawet jeśli Twoi ziemscy rodzice Cię nie chcieli, nawet jeśli inni nie poświęcają Ci uwagi, wiedz, że jesteś nieustannie chciany przez Twego prawdziwego ojca, Boga. Wiedz, że On co dzień głaszcze Cię tak czule i z taką pełną troskliwości uwagą, że wie nawet, ile masz włosów na głowie. On nie myli Cię z nikim innym” (V. Albisetti).

0x01 graphic

Umebluj Bogu mieszkanie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

To, co czynimy dla Boga, pozostaje na zawsze, nigdy nie mija.

Gościnna Szunemitka otworzyła drzwi swego domu Elizeuszowi. Jej gościnność została wynagrodzona: bezdzietne małżeństwo ucieszyło się narodzinami dziecka.

Gościnność zaowocowała nowym życiem. Kto przyjmuje Jezusa, otrzymuje nowe życie w Bogu. Kiedy On do Ciebie przychodzi, uczyń przynajmniej tyle, ile uczyniła Szunemitka prorokowi: przygotuj izbę na górze. Niech Pan zamieszka na stałe w Twoim wnętrzu na najwyższym miejscu. Niech to będzie mieszkanie obmurowane, ponieważ miejsce dla Boga trzeba obmurować swoją modlitwą i opanowaniem. Napisano przecież: „Miastem odkrytym, bez murów, jest człowiek nieopanowany” (Prz 25,28). A Bóg nie zamieszka w sercu nieopanowanym.

Szunemitka wstawiła Elizeuszowi łóżko. Dla ciebie to znak, że nie wolno ci zasnąć, jeśli nie spotkałeś się w ciągu dnia z Bogiem. „Nie wejdę do mieszkania w moim domu, nie wstąpię na posłanie mego łoża, nie użyczę snu moim oczom, powiekom moim spoczynku, póki nie znajdę miejsca dla Pana, mieszkania” (Ps 132,3-5). Był tam również stół, który oznacza możliwość spożywania z Panem nie tylko uczty miłości w Eucharystii, ale też najdrobniejszych okruszyn Jego cudownych uzdrowień. Niech w twoim życiu duchowym znajdzie się dla Jezusa i krzesło, czyli tron, abyś nie uległ pokusie pychy i faryzejskiej hipokryzji. O nich Biblia mówi: „Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach” (Mt 23,6). Wreszcie wstaw do swego serca lampę słowa Bożego, aby świeciła ci w ciemną noc zwątpień i zawahań. Przygotuj swoją duszę na odwiedziny w ten sposób, a na pewno nagroda nowego życia nie ominie ciebie jeszcze w tym życiu. Kiedy człowiek wstępuje do Boga - drzwi nieba otworzy kluczem skruchy. Gdy Bóg wstępuje do domu człowieka, wystarczy pełna miłości gościnność serca. Gościnność jest wewnętrznym uporządkowaniem ducha, które umożliwia Duchowi Boga zamieszkanie w nas.

Pewnego dnia rano siedziałem w celi i czytałem Pierwszą Księgę Królewską, fragment o sprowadzeniu Arki przez Salomona do Jerozolimy. Natrafiłem na dziwne zdanie: „…Pozostają one tam do dnia dzisiejszego” (1Krl 8,8). Chodziło o osprzęt Arki Przymierza, o drążki, cheruby i wszystko, co służyło kapłanom do umieszczenia Arki w świątyni. Tego ranka słowa te zabrzmiały dla mnie wyjątkowo: to, co czynimy dla Boga, pozostaje na zawsze, nigdy nie mija. Byłem nimi olśniony. Dosłownie rozświetliły one poświatą zrozumienia mroki mojego umysłu. Byłem szczęśliwy, że zrozumiałem niezmienność i wieczystość każdego, nawet najmniejszego gestu, jaki czynimy dla Boga. Pomyśl tylko: jakieś drążki drewniane, uczynione z drewna akacjowego, zostały wniesione do świątyni i ten gest pozostał na zawsze w pamięci Boga! Czy to nie piękne?!

0x01 graphic

Najwyższy na oślątku

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Prostaczkowie, najmniejsi, hobbici cywilizacji są wyróżnieni nadzwyczajnymi łaskami poznania Ojca w Synu i losów księgi świata.

Co nas najbardziej męczy? Brak cichości i pokory, czyli zewnętrzny chaos spraw i wewnętrzna pycha serca. Nadmiar zajęć wynika przecież często z naszej ambicji, z potrzeby udowodnienia sobie i innym, że jesteśmy menedżerami, znawcami, fachowcami, ludźmi wyjątkowymi. A Bóg? Kocha uniżonych. Objawia najskrytsze tajemnice swych wyroków tym, na których świat wydał wyrok zapomnienia.

Niewielu ludzi z tej ogromnej większości odtrąconych, zapomnianych, niezauważonych i niechcianych cieszy się, widząc, że ich uniżenie stawia ich w miejscu uprzywilejowanym: są przecież odbiorcami rewelacji nie z tego świata! Po tych słowach Jezusa nie możesz się już zamykać z powodu swych kompleksów niższości, syndromów niechcianego dziecka, samopotępienia i niezadowolenia spowodowanego skromną pozycją we wszechświecie. „Możliwe, że pesymizm jest zjawiskiem wynikającym z widzenia rzeczy w małej skali, zjawiskiem związanym z krótkowzrocznością” (Jean Guitton).

Jezus naprawdę z radością nagradza pominiętych przez ziemski sukces! Prostaczkowie, najmniejsi, hobbici cywilizacji są wyróżnieni nadzwyczajnymi łaskami poznania Ojca w Synu i losów księgi świata. Są, bowiem nieustraszeni, bo nie mają nic do stracenia. Są radośni, bo smutek jest cieniem nieodłącznym wyróżnienia. Im bardziej są uniżani, tym wyższe nieba odsłaniają się przed nimi. Sam Mesjasz jest pokornym Królem pokornych. Jego triumfalny wjazd na niepozornym osiołku, prorok Izajasz jeszcze bardziej umniejszył: pisząc o „oślątku”, a nawet „źrebięciu”. Tak, jakby słowo „osiołek” było zbyt dumne. To daje do myślenia! Prorok czuł, że nawet najskromniejsze określenie jest jeszcze zbyt dumne, by opisać uniżenie Mesjasza!

Mesjasz tajemniczą siłą swej skromności roztrzaska potęgi tego świata: rydwany, rącze wierzchowce, wojowników, połamie włócznie i łuki, czołgi, działa, pancerne samochody i myśliwce. Jego pochód przetacza się i w naszych czasach, gdy upadają zarówno totalitaryzmy, jak i wieże Babel dotykające chmur naszych metropolii. Pokorni zwyciężają upokarzających. Konflikt między nimi zaczyna się jednak w ukrytym polu bitwy: między ciałem i duchem. Dlatego św. Paweł w Liście do Rzymian stawia nas przed wyborem: albo będziemy uśmiercać grzechy, albo grzechy uśmiercą nas samych. Albo będziemy uśmiercać popędy ciała, powściągając ich porywy jak uzdę osiołka, albo one, jak armia rydwanów żądzy, stratują w nas wszystko, co duchowe! Wydaje się, że nie bez znaczenia pojawia się tu porównanie do osiołka, którego się dosiada. Każdy wie, że kierunek jego drogi zależy od uprzęży, od uzdy, która krępuje jego głowę. „Zanim, człowiek zacznie pokornie postępować, najpierw musi nauczyć się pokornie o osobie myśleć, nie przywiązując znaczenia do samego siebie z jakiegokolwiek powodu” (Chajm Luzzatto).

0x01 graphic

Maryja sprzątała w kuchni?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie jest ważne to, że czynisz coś wielkiego. Dla Boga ma wartość najmniejsze ziarenko rzucone w ziemię.

Ziemia żyzna to ta, w której ziarno gnije, rozpada się, cierpi, zamiera, by wypuścić głęboki korzeń nowego życia. Dopiero później plon wznosi się nad ziemię, prosto do nieba! Jest to więc pozycja na początku stracona, pozornie nieudany los. Często mówimy z goryczą: „Ja tu gniję!”, mając na myśli beznadziejną pozycję: pracę, nieudaną rodzinę, ubóstwo, niemożliwość poprawy losu.

Bóg podlewa takie ziarna prawdziwą ulewą. Krople spadają na ziemię i wspomagają rozwój ziarna, nawadniają je łzami, użyźniają i zapewniają urodzaj. Ziarnem jest też Chrystus, który został rzucony w ziemię, w błoto naszej cywilizacji. Nie wszyscy Go przyjęli, wielu Go odrzuciło. Są jak szeroka droga, po której idzie się do Szeolu (Mt 7,13). Są uparci jak skała, uwikłani w troskę o życie, i jak ciernie ranią swą chciwością siebie i innych. Ziemia żyzna to ziemia ostatnia. A my właśnie takiej pozycji nie akceptujemy. Przypomina mi się pewna siostra zakonna, która, jak powiedziała, była tylko ostatnią kucharką w klasztorze. Jej współsiostry były katechetkami, dyrektorkami, studentkami, wykładowcami, muzykami, lekarzami, a ona tylko ostatnią z kucharek. Kiedy wypowiadała te słowa, wychodził z niej cały żal i złość na los. Spytałem ją, czy wie, co robiła Maryja w Kanie Galilejskiej. Spojrzała zdumiona, jakbym naruszył jakieś tabu. Maryja według pewnej tradycji po prostu pomagała w kuchni. Dlatego wiedziała o wszystkich brakach. Nie była zaproszona, ale była na weselu.

Dla Jezusa ostatni są pierwszymi. Ubodzy dostają królestwo. Celnicy stojący na końcu świątyni są bardziej wysłuchani niż ci przy katedrze. Łazarze wyrzuceni za bramę siedzą na łonie Abrahama. Samarytanki są upojone miłością Boga, a wdowa rzucająca grosz do skarbony świątynnej sfotografowana przez aniołów, jak po otrzymaniu Oscara! Najmniejsza trzódka jest dla Wszechmogącego trzodą elitarną. On nie upodobał sobie w egipskich piramidach, babilońskich zikkuratach, rzymskim Kapitolu czy ateńskich kolumnach. Wybrał trzodę przestraszonych niewolników, którzy na swych ramionach dźwigali skrzynkę akacjową, nazywając ją Arką Przymierza. Do tego ludu wyrzekł słowa: „Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym” (Pwt 7,7). Św. Paweł nazywany największym z apostołów, sam o sobie opowiadał: „Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa” (Ef 3,8). Żaden z królów nie został tak wyniesiony jak ten, o którym rodzony ojciec powiedział: „Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce” (1 Sm 16,11).

0x01 graphic

Płonący pot aniołów

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jochanan ben Zakaj na łożu śmierci dał zaskakującą naukę swym uczniom: "Obyście się tak bali Boga jak ludzi".

Przypowieść o chwastach trudno byłoby uznać za poradę dla rolników. Chwastów się nie toleruje. Z punktu widzenia życia duchowego, istnienie przeszkód może jednak okazać się pomocą. Chrześcijański punkt widzenia jest zupełnie odległy od Jungowskiego ujęcia, że zło uzupełnia dobro, a Lucyfer jest ciemną stroną Boga.

Nieprzyjaciel przyszedł nocą i zasiał złe nasienie między dobre. Ciemność próbuje się wcisnąć między nasiona miłości Boga. Dlaczego jednak Pan pozwolił kąkolowi rosnąć aż do żniwa? Pieśń nad pieśniami podpowiada: „Jak lilia pośród cierni, tak przyjaciółka ma pośród dziewcząt”(2,2). Szlachetność serca jest otoczona przez przewrotne dusze.

Żyjemy wśród niepokoju, nerwowego napięcia, niesprawiedliwości i dezorientacji moralnej. Wzrastamy więc w rywalizacji z potomstwem nieprawości, by tym wyraźniejsza stała się moc dobra. Chwasty zwykle przerastają szlachetne rośliny. Gdzie jednak nauczyć się bojaźni Bożej, jak nie w cieniu panoszącego się zła? Podstawowym odczuciem duszy jest bojaźń, ale może się ona stać albo bojaźnią przed grzechem, albo bojaźnią uległą złu. Albo uklękniemy się popełnienia grzechu, albo z obawy przed dez-aprobatą otoczenia zaczniemy czynić to, co inni.

Dawid w psalmach mówi o tym wyraźnie: „Możni prześladują mnie bez powodu, moje zaś serce odczuwa lęk przed Twoimi słowami” (119, 161). Był otoczony przez ludzi złych i przerastających go siłą i możliwościami. Był zachęcany do naśladowania nieprawości, a mimo to bardziej obawiał się słów Boga ostrzegających go przed naśladowaniem niegodziwych uczynków. Dlatego w końcu stał się królem!

Królem jest ten, kto panuje nad sobą. Dopiero taki człowiek ma prawo panować nad innymi!

W Talmudzie zapisano, że źródłem strumienia ognia w niebie jest pot świętych stworzeń, czyli bojaźń aniołów przed Bogiem (Chagiga 13b). Nasz świat zagubił lęk przed grzechem, a nauczył się bezczelności wobec Boga. To jest najfatalniejsze zachwaszczenie naszych umysłów. Raban Jochanan ben Zakaj na łożu śmierci dał zaskakującą naukę swym uczniom: „Obyście się tak bali Boga jak ludzi!”. Zdumieni pozorną bezbożnością nauki, uczniowie zapytali go o wyjaśnienie tej uwagi. Umierający mędrzec wyjaśnił: „Ludzie wstydzą się popełnić grzech w obecności innych ludzi, ale wcale się nie wstydzą popełniać go w obliczu Boga, bo gdy są sami, Bóg jest ich świadkiem. Obyście tak się bali popełnić zło, jak wstydzicie się upaść w skalanie w obecności ludzi”.

To, że w jakimś miasteczku, gdzie żyje stu mieszkańców, jest 99 złodziei, wcale nie znaczy, że setna osoba też musi kraść. Ona tym bardziej będzie cenna, jeśli się do tego nie skusi! Będzie jak lilia między cierniami, jak pszenica w chwastach.

0x01 graphic

Skarb w brudnej ziemi

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg odkupił mnie, sprzedając wszystko, nawet samego siebie, w cenie bardzo niskiej, bo wynoszącej 30 srebrnych monet.

Mądrość to wydobywanie sensu z bezsensu, miłości z nienawiści. Wartości z nędzy, bogactwa ducha z ubóstwa materialnego. Pocieszenia duszy ze smutku ciała. Pereł jasnych jak gwiazdy z mrocznego dna oceanu, najczystszego złota spod zwałów brudnej ziemi. Mnóstwa ryb z pozornie pozbawionej życia powierzchni jeziora.

Człowiek to istota, która po pierwotnym grzechu zaczęła sobie wmawiać, że ma władzę jedynie do odnoszenia zwycięstw, gdy tymczasem ma niezaprzeczalny, lecz rzadko rozwijany talent do wykorzystywania porażek! Salomon doznał objawienia w nocy, podczas snu. Światło przyszło w ciemności, czyli wtedy, gdy nic nie jest jasne! Lux in tenebris! Prawdziwe życie staje się możliwe dopiero wtedy, gdy ogarnie go mgła niemożliwości.

Większość ludzi cofa się instynktownie przed ciemnym pomieszczeniem. Boimy się mroku, ponieważ w nim odkrywamy w sobie światło, dżunglę uczuć, słuchamy, jak bije serce, słyszymy, swój oddech i wreszcie wyczuwamy Bożą obecność. Sen Salomona mógł być rzeczywiście zwykłym snem, ale być może Biblia ukryła pod tą metaforą taki stan ludzkiego ducha, kiedy już nic nie pojmujemy z naszego życia i otacza nas zewsząd ciemność. Salomon mógł zlekceważyć obietnice Boże, ale uwierzył. I stało się! Z głębokiego mrocznego snu, który wydawał się tylko fantazją, wydobył skromną prośbę o rozsądne serce. Niepozorna modlitwa wydobywa z serca Boga trzy razy więcej, niż prosimy! Bóg nie tylko dał mu to, o co prosił, ale dodał jeszcze mądrość, bogactwo i sławę.

Wszechmogący wydobył nas z hańby grzechu i podniósł do wysokości więcej niż królewskiej - do chluby nieba. Podczas medytacji dzisiejszych tekstów przypomina się mit o Pigmalionie, wydobywającym z amorficznego kamienia rzeźbę, która ożyła. Posługując się twardym dłutem i raniąc go ciosami młota, wydobył kształty tak piękne i ciepłe, że stały się życiem. Sztuką jest nie tyle odtworzyć naturę, ile ożywić ją. A na taki gest stać przede wszystkim jednego artystę: Boga. On potrafi nie tylko dopatrzyć się w brudnej kałuży odbicia gwiazd i nietkniętego błękitu nieba, ale i zobaczyć w kimś tak brudnym jak ziemia ukryty skarb, który zresztą sam tam umieścił.

Jestem ziemią, ciałem, prochem, rolą gruntownie przeoraną cierpieniem, ziemią zranioną, okaleczoną pługiem nieszczęść, ale spojrzenie Boga dostrzega we mnie, najcenniejsze kształty podobieństwa do Niego samego! Bóg odkupił mnie sprzedając wszystko, nawet samego siebie, w cenie bardzo niskiej, bo wynoszącej 30 srebrnych monet. Transakcja kosztowała Go sen w śmierci, w ciemnym grobie zamkniętym ogromnym kamieniem. Kiedy więc zasnął w śmierci, zapewne czuł się bardziej szczęśliwy niż Salomon, bo zdobył jeszcze większe bogactwo niż on - zdobył człowieka!

0x01 graphic

Za późno? To w sam raz!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie opuszczaj Boga nawet wtedy, gdy trwanie przy Nim wydaje się oczywistą stratą i absurdem.

Nakłonić ucho, by się nakarmić? Brzmi zpozoru jak poemat dadaistyczny. Tymczasem duch człowieka syci się słuchaniem, tak jak ciało pokarmem. Słuchać, tak jakby się smakowało przysmaki! Bóg daje za darmo nieskończenie więcej, niż my możemy kupić, płacąc skończenie mniej. Kto zaznał, jak słodki jest Pan, tego nie oderwą od Chrystusa ani problemy, ani deficyty, ani ubóstwo, ani nawet piekło.

Uczniowie mieli jedynie 5 chlebów i 2 ryby. Od dawna dopatrywano się w tych pokarmach aluzji do Tory albo do pięciu ran Chrystusa, jak również do Starego i Nowego Testamentu albo do dwóch przykazań miłości Boga i człowieka.

Połamać chleby, to jakby złamać tajemniczość treści, zrozumieć sens zapisu w jego duchowej warstwie, w jego wewnętrznym smaku. A może to odniesienie do męki Chrystusa, w której złamał zapieczętowany sens proroctw mesjańskich? Najważniejsze dla nas jest jednak to, że Jezus ma pokarm na głód miłości!

Miejsce było puste, ale z każdą pustką Bóg potrafi sobie poradzić, wypełniając ją cudownie obfitością. Pora była spóźniona, ale dla Jezusa nigdy nie jest za późno! Nie sądź, że wszystko stracone. Nastał wieczór, ale gdzie jest Światłość świata, widać to, co najważniejsze, a znika to, co odciąga naszą uwagę od Boga.

Mówimy, że jest już za późno, ogarnia nas rezygnacja, czujemy się zawiedzeni. Tymczasem właśnie taki czas dla Jezusa to jedyna okazja, by w całej obfitości okazać swą łaskawość. Chodzi tylko o to, by w takim momencie nie opuścić Boga! Tłumy mogły przecież odejść, widząc, że nie ma co jeść i nie ma nikogo, kto by mógł temu zaradzić. Nie opuszczaj Boga nawet wtedy, gdy trwanie przy Nim wydaje się oczywistą stratą i absurdem. Nie wierz faktom, tylko Bogu! Nie pożałujesz! Pustka z Bogiem jest zawsze pozorna jak szary papier opakowania, który ukrywa prezenty pod choinkę. Nigdy nie powinniśmy wątpić w wynagrodzenie tych pustych godzin spędzonych na modlitwie lub przy czytaniu Biblii.

Pamiętam chińską bajkę o trzech braciach, którzy przemierzając świat, dotarli do wielkiego pustego pałacu. Najsilniejszy wziął skarby i uciekł, średni porwał królewnę, a najmłodszy spóźnił się, więc w pałacowych komnatach nie znalazł już nic. Siedział smutny na progu. W nocy usłyszał głos, który obwieścił mu, że cały gmach jest jego. Głos prosił, by poczekał jeszcze trzy dni. Chłopak nie miał nic do stracenia i poczekał. Po trzech dniach przy bramie stał wierzchowiec najstarszego brata z workiem skarbów, a obok drugi koń z przerażoną królewną. Opowiedziała, że bracia zginęli, gdyż chciwość odebrała im rozsądek i chwaląc się zdobyczami, wzbudzili morderczą zazdrość ludzi z pobliskiego miasteczka. Królewna uciekła i zabrała wierzchowca ze skarbami. Żyli długo i szczęśliwie. Dobrze jest się spóźnić!

0x01 graphic

Lornetka serca

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dopóki się modlisz - wołasz o pomoc, kiedy przestajesz, inni wołają o pomoc, widząc ciebie!

Samotna modlitwa Eliasza, Pawła i Jezusa. Wydaje się, że modlitwa samotna jest modlitwą mizantropa uciekającego przed społeczeństwem. Można odnieść wrażenie, że to brak troski o innych. Ale jest wręcz odwrotnie. W modlitwie człowiek, oddalając się fizycznie od ludzi, coraz wyraźniej i mocniej uświadamia sobie odpowiedzialność za los innych.

Paweł odsłania swą troskę o naród: wolałbym być pod klątwą dla zbawienia braci moich! Zdumiewająca troska o ludzi, którzy ekskomunikowali Apostoła z synagogi. Samotność w modlitwie, w sensie zupełnej utraty kontaktu z innymi, jest niemożliwa. Modlitwa sprawia, że odległości pomiędzy ludźmi znikają. Modlitwa może sprawić, że odległości zbliżają, zaś zażyłość bez modlitwy często prowadzi do odtrącenia!

Spójrzmy na Jezusa. Wchodząc samotnie na górę, by się modlić, nie porzuca uczniów. To właśnie dzięki tej modlitwie mają oni moc wypłynąć na morską otchłań i ją bezpiecznie przemierzyć. Modląc się, pomagamy innym przewędrować niebezpieczne etapy życia i dopłynąć do zbawczego brzegu. Dzięki modlitwie nie giną nam z serca ci, których nawet zgubiliśmy z oczu!

Od niepamiętnych czasów pierwszą czynnością człowieka myślącego było zwrócenie się do Boga. Ranna modlitwa to wołanie o wsparcie, o uratowanie! Bardzo słusznie, bo życie jest niebezpieczną żeglugą, i dlatego pierwszym świadomym aktem człowieka myślącego jest wołanie o pomoc. Modlitwa ranna to może nawet modlitwa zraniona? Odrobina trzeźwego myślenia często wystarcza, by się przerazić samym istnieniem. Bez tego wołania toniemy nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że jesteśmy „grubymi rybami”. Omijając modlitwę, stajemy się dla innych toksycznym zagrożeniem.

Choć ludzie modlitwy uciekali na pustynię, ciągnęły za nimi tysiące. Inaczej miała się rzecz z tymi, którzy modlitwą wzgardzili, ci stali się tyranami, o których historia napisała fatalne świadectwa. Dopóki się modlisz - wołasz o pomoc, kiedy przestajesz, inni wołają o pomoc, widząc ciebie!

Nie zdarzyło mi się jeszcze w życiu, by modlitwa powiększyła mój niepokój albo obniżyła poczucie bezpieczeństwa. Spośród wszystkich mocy przemieniających człowieka, najskuteczniejsza i najgruntowniejsza jest właśnie ona. Można po niej podnieść się kompletnie odmienionym. Mało tego, ona zmienia też tych, za których się modlimy! Bóg się nam przygląda nieustannie, ale „uaktywnia się” dopiero wtedy, gdy Go o to wyraźnie poprosimy.

0x01 graphic

Niebezpieczne okolice grzechu

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Cudzołóstwo jest rodzajem kłusownictwa. Dzieli ludzi na myśliwego, który zadowala się tylko do czasu konsumpcji zdobytym mięsem, i na ofiarę, która chwyta haczyk namiętności.

Jest zapewne wiele dzielnych kobiet, które wychowują samotnie swoje dzieci. Co jednak dzieje się z dziećmi tych samotnych matek, które całą swoją osamotnioną miłość narzucają im, chroniąc je przed każdym nieszczęściem i nieustannie zamartwiając się o nie? Niektóre uczucia bywają zbyt silne, szczególnie te, które mają tylko jeden obiekt. Mogą stać się kultem, tyranią albo nad troskliwością czy prześladowaniem.

Może zdarzyć się inny wariant. Osamotniona przez męża kobieta zaniedbuje córkę, szukając miłości, która ciągle się urywa, gdyż cudzołóstwo zawsze jest rodzajem kłusownictwa. Dzieli ludzi na myśliwego, który zadowala się tylko do czasu konsumpcji zdobytym mięsem, i na ofiarę, która chwyta haczyk namiętności. Być może tak było w życiu bohaterki dzisiejszej Ewangelii... Jej córka czuła się opuszczona i pozbawiona choćby okruszyny ciepła i uwagi, najdrobniejszego przytulenia, choćby spojrzenia. Może właśnie dlatego Jezus powiedział tej kobiecie: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom? Może to był przenikliwy wyrzut? Może matka zabierała cały chleb miłości dziecku, a sama rzucała swe ciało pożądliwym kochankom?

Cudzołóstwo wpuszcza demony w całą rodzinę. Poznałem kiedyś matkę, która przyjechała z odległego miasta zaniepokojona zachowaniem córki. Jej dziecko było zamknięte w sobie, prawie się nie odżywiało, trwało w odrętwieniu, nie ruszając się z domu i milcząc godzinami. Nocą budziło się z powodu bluźnierczych koszmarów. Namówiłem ją, nie bez oporów do spowiedzi. Okazało się, że grzech cudzołóstwa był w jej życiu tak liczny jak muchy na padlinie. W pierwszych chwilach jej wyznania nie było ani okruszyny skruchy, ale kiedy zobaczyła związek swego grzechu ze stanem duchowym córki, coś w niej się skruszyło!

Kobieta kananejska wyszła z TAMTYCH okolic. Są takie środowiska, takie rodziny, gdzie grzech zdrady jest dziedziczony i kieruje ludzkimi wyborami silniej, niż one to sobie uświadamiają. Są jednak i takie osoby, które dla uratowania swego dziecka opuszczają TAMTE okolice - okolice grzechu, środowisko obciążone schematem zdrady. Wtedy jest szansa. Być może jednak Jezus powiedział jej tak przykre słowa, chcąc nie tylko uświadomić pogański i zupełnie bezbożny styl życia, ale też po to, by sprowokować ją do skruchy, która zawsze staje się okazją do łaski? Łaska łatwo zdobyta, równie łatwo bywa utracona.

Najpierw Jezus nie odzywał się do niej ani słowem. Potem przypomniał jej pieskie życie. Mimo sytuacji, która wielu by zniechęciła i dotknęła, była gotowa stracić swoją iluzoryczną godność, by uratować życie dziecka. Może zresztą w tym momencie odzyskała naprawdę miłość do córki?

0x01 graphic

Wiedzieć to za mało

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg w Jezusie nie jest sensacją, tylko rewelacją, i to dla przyjaciół, czyli dla tych, którzy są z Nim zawsze, na dobre i na złe

Pytanie Jezusa było jednocześnie dla niego odpowiedzią. Ten z nich, który miał poznanie i pewność co do boskości Jezusa, mógł zostać „skałą” w Kościele. Szymon Piotr własnym staraniem umysłu nie doszedł do takiego poznania Jezusa, jakiemu dał odważnie wyraz. Objawił mu to Ojciec, a przez to Ojciec ujawnił, kogo widzi jako fundamentalną skałę w przyszłym Kościele! To było znakiem dla Jezusa! Od tej chwili nie tylko Szymon wiedział, kim jest Jezus, ale i Jezus wiedział, kim jest Szymon. Im głębiej Szymon poznawał Jezusa, tym głębiej sam był obdarowywany nową tożsamością duchową. Zmiana imienia jest tego najlepszym dowodem.

Odkrywamy siebie samych, wchodząc w głębię Serca Jezusowego. Im wnikliwiej Go poznajemy, tym wyraźniej widzimy, kim jesteśmy. Kiedy Piotr wypowiedział głośno, co odkrył w Chrystusie, Jezus wyrzekł, co widzi w Piotrze. Klucz poznania Boga okazał się tym samym kluczem, który miał moc otworzyć wnętrze Szymona. Człowiek bowiem tak długo jest zamknięty w sobie, dla siebie i dla innych, dopóki nie otworzy się na pragnienie poznania Boga w Jezusie Chrystusie. Jest to zdumiewające, że wchodząc w Boga, głębiej docieramy do siebie samych.

Tym bardziej jednak zdumiewa nas zakaz Chrystusa: Surowo im zabronił, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem. Intymność objawienia jest zamknięta kluczem dyskrecji. Jest zbyt cenna, by mogła być dostępna jak zwykły, prasowy czy ekranowy news. Zwykła ciekawość nie jest kluczem do bram nieba. Poszukiwanie sensacji otwiera bramy piekieł, które są pełne skandalicznych życiorysów, udokumentowanych przez demonicznych paparazzi. Bóg w Jezusie nie jest sensacją, tylko rewelacją i to dla przyjaciół. Dla tych, którzy są z nim zawsze, na dobre i na złe. Dlatego Jezus od razu prorokował o swoim męczeństwie i śmierci. Zakaz strzeże tajemnicy Jezusa tylko przez pewien czas, ale ma też inny sens. Chodzi o szacunek dla prawdy o Jezusie. Szanujący się Żyd nie wypowie imienia Boga! Dopiero po zmartwychwstaniu Jezus nakazał głosić uczniom zbawczą prawdę o Nim całemu światu. Piotr na razie zobaczył głębię prawdy o Jezusie, ale jeszcze jej nie przeżył.

Nie wystarczy sama wiedza o Chrystusie. Dopiero doświadczenie uzupełnia objawienie i uprawnia do apostołowania. Przyglądanie się szczytom górskim ze spokojnej doliny to nie to samo, co ich zdobycie. Nie ten jest alpinistą, kto widział Alpy, ale ten, kto wspiął się choćby na jedną skałę! Nie ten jest w pełni apostołem, kto widział Jezusa i wie, kim On jest, ale ten, kto zdobył się na przeżycie z Nim zgorszenia krzyża i chwały powstania z grobu. Apostoł, który wie, kim jest Jezus, ale nie chce z Nim przeżyć zgorszenia krzyża, staje się podobny do robaka w owocu. Nie dziwmy się więc słowom Jezusa, które później nazwały Piotra szatanem. Spożywać Ciało Chrystusa w Komunii Świętej, ale samemu nie być strawnym dla wspólnoty, to coś więcej niż egoizm.

0x01 graphic

Najtrudniejsza, bo jedyna

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy postanawia się kogoś kochać, to nieuniknioną koniecznością będzie jakieś umieranie nas samych.

Nie doczeka się chwały z Chrystusem ten, kto nie przetrwał wstydu z Jego powodu. Dlaczego Jezus musiał tyle wycierpieć? Dlaczego chciał aż tyle wycierpieć? Dlaczego podjął drogę, o której wiedział, że jej ziemskim celem będzie krzyż? Dlaczego wreszcie mówi nam, żebyśmy zaparli się samych siebie, jeśli chcemy z Nim królować? Kiedy jest wybór, wybiera się najkorzystniejszą i najwygodniejszą drogę wyjścia z opresji, ale jeśli wybiera się najtrudniejszą, to widocznie była jedyna! Nie było innego wyboru. Podobnie jak nie ma innego Mesjasza, oprócz Jezusa, tak, nie ma innej drogi, tylko ta jedna: z własnym krzyżem, na którym trzeba umierać wbrew sobie, na przekór swoim pragnieniom. Gdyby była inna droga, Jezus by ją wskazał, ale została tylko jedna: droga przez umieranie! Jest to jaśniejsze niż słońce, że Jezusowa propozycja jest jedyna i nigdy nie znajdziemy już innej, choćby równie optymalnej.

Każda przyjaźń jest łańcuchem wyrzeczeń na koszt przyjaciela, każda miłość jest tak naprawdę ukrytym cierpieniem, kolekcją zranień i ustępstw. Kiedy postanawia się kogoś kochać, to nieuniknioną koniecznością będzie jakieś umieranie nas samych. Można umierać na różne sposoby i są różne śmierci: śmierć z miłości, umieranie z zazdrości, z zawiści, z tęsknoty, z lęku, ze strachu, z troski, z bólu, ze szczęścia. Można umierać, ratując kogoś i umierać z tego powodu, że się nikogo nie kocha i chce się żyć kosztem innych. Umieramy fizycznie, uczuciowo, duchowo, psychicznie, intelektualnie, społecznie, w rodzinie, dla dzieci, dla męża, dla żony, z samotności.

Jest śmierć sensowna i bezsensowna. Wszyscy jakoś umieramy z godziny na godzinę. Wszyscy kiedyś umrzemy fizycznie, ale zanim przyjdzie godzina agonii, każdy dzień jest jakimś umieraniem, w którym albo umieramy dla grzechu, albo umieramy w grzechu. Albo grzech zabija w nas życie wieczne, albo my zabijamy w sobie grzech. Chcąc zabić w nas grzech, musimy sięgnąć po jedyną broń, po krzyż! Krzyżem jest to, co uniemożliwia grzech.

Taka postawa nierzadko sprowadza prześladowanie od ludzi albo wprost ich zabójczą zawiść. Jezus wiedział, że Jego czysta miłość, jego niezmienna wola ukochania nas i wybawienia z zakłamania i ciemnoty moralnej, doprowadzi wcześniej czy później do reakcji ludzi, którzy obawiają się, że przyznanie racji Jezusowi jest uznaniem w sobie hipokryzji i grzechu. Woleli więc zabić Jezusa, niż zabić w sobie grzech. Odtrącili krzyż, ratując kłamstwo o swej bezgrzeszności. Uniewinnili siebie, obwiniając Syna Bożego o bezbożność. Chrystus nie chce, abyśmy cierpieli, chce, abyśmy nie rezygnowali z prawdy wtedy, gdy przyjdzie cierpieć z tego powodu.

0x01 graphic

Święty gniew

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość, która unika złości, jest fałszywa. Prawdziwa miłość złości się i gniewa, a nie przestaje kochać.

Miłością jest wypowiedzenie trudnej prawdy komuś prosto w oczy. Podobnie jak rodzajem nienawiści jest przemilczanie czyjegoś trwania w grzechu. Zwykło się rozumieć miłość jako „miłe” odniesienie, które unika drażliwych tematów, posługuje się pochlebstwami i zgadzaniem się na wszystko. Potrzeba odwagi, by różnić się w poglądach (Dag Hammarskjöld). Miłość to nie tylko czułość, ale i upominanie. Paweł w swoich listach wyrażał nie tylko czułość wobec duchowych dzieci, ale także gniew i skarcenie. Chcemy kochać idealnie - dlatego kochamy na dystans - żeby nie zranić i żeby nie być zranionym. Nie chcemy w miłości stracić kontroli nad sobą, dlatego udajemy, że trochę się lubimy, gdy bardzo kochamy albo bardzo nienawidzimy. Bywa odwrotnie. Udajemy, że bardzo kochamy, gdy ledwie kogoś lubimy, bo mamy lęk, że nie zaspokoimy czyichś oczekiwań.

Odwaga kochania jest również odwagą uznania w sobie złości i gniewu. Miłość, która unika złości, jest fałszywa. Prawdziwa miłość złości się i gniewa, a nie przestaje kochać. Kiedy słyszę w konfesjonale rodzica lub dziecko, które oskarża się o złość wobec innych członków rodziny, pytam: Czy w chwili złości przestałeś kochać te osobę? Jeśli odpowiedź brzmi: kochałem, wiem, że granice grzechu nie zostały naruszone i ktoś niepotrzebnie wyrzuca sobie emocjonalny dyskomfort. Większym grzechem jest udawanie miłości, gdy drzemie w nas nienawiść. Kiedy boimy się przeżyć przykrość w miłości, przekształcamy naszą miłość w manipulację, czyli ukryte kierowanie uczuciami innych ludzi.

Nikt nie jest dojrzały w uczuciach. Kiedy ktoś mówi o kimś, że jest niedojrzały w uczuciach, to mi się chce śmiać, bo znam starców niedojrzałych uczuciowo i ludzi poważnych, którzy niepoważnie się zachowują, i wykształconych intelektualnie, którzy są niewykształceni w uczuciach, i zdarza się, że dzieci są od nich dojrzalsze. Czy chcemy grać role dojrzałych czy być dojrzałymi? Czy chcesz być autentyczny, czy oryginalnie wyglądać? Niedojrzałość nie jest winą, winą jest udawanie dojrzałego.

Rachunek sumienia w uczuciach jest prosty: Kocham, czy usiłuję za wszelką cenę komuś się spodobać? Kocham, czy tylko lubię? Kocham, czy ulegam czyjejś presji wymuszania na mnie miłości? Kocham, czy gram? Gniewam się na czyjeś postępowanie, ale kocham tego człowieka, czy nienawidzę tego człowieka, bo zdenerwowało mnie jego zachowanie? Czuję do kogoś złość i ją zagłuszam, żeby nie popsuć relacji, czy wyraziłem złość, bo mi zależy na tym, żeby między nami był prawdziwy pokój. Jestem zły na kogoś, bo mnie obraził, czy dlatego, że boję się mu powiedzieć prawdę, że mnie obraził?

Zapewne jest jakimś rodzajem grzechu, kiedy wymuszamy miłość, tłumimy gniew, uciekamy w lęk i odsuwamy się od ludzi, a potem atakujemy nienawiścią, która wybucha jak wulkan odruchem uczuć tłumionych za długo pod maską miłego uśmiechu.

0x01 graphic

Pozbądź się długu!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie ubóstwiaj swojego żalu i niechęci. Nie wpadaj w złość, wpadnij w przebaczenie.

Gdy Izaak był w Gerarze, oczyszczał studnie wy-kopane jeszcze przez Abrahama. Filistyni zasypywali je ziemią, ale Izaak natychmiast je oczyszczał. Czynił to dotąd, aż Filistyni przestali brudzić wodę. Tak uprzykrzają nam życie złe duchy. One są takimi Filistynami wrzucającymi do studni naszego serca ziemię złości. Zanieczyszczają uczucia i gdy doświadczymy czegoś nieprzyjemnego, „dosypują” oskarżenia, pretensje, żale, mącą wnętrze niepokojem, powiększają w naszej wyobraźni krzywdy. Nie pozwól, aby niepowodzenie stało się klęską, nie powiększaj w swoim wnętrzu rozmiarów przykrości, które przeżyłeś. Nie myśl i nie działaj, jakbyś był bezwolną ofiarą wypadków z przeszłości. Przeszłości nie zmienisz, ale możesz zmienić swoje podejście do niej i oczywiście przyszłość.

Czy zawsze musi być między tobą a osobą, która cię skrzywdziła, tak jak było dotychczas? Nie skupiaj się na tym, co ta osoba zawiniła, nie ubóstwiaj swego żalu i niechęci. Nie wpadaj w złość, wpadnij w przebaczenie. Nabierz nowych przyzwyczajeń. Twoje przebaczenie trwa - już się zaczęło, ale jeszcze się nie skończyło, skoro uciekasz przed kimś, kto ci wyrządził krzywdę. Nigdy nie pozbędziesz się złości, jeśli nie nauczysz się żyć przebaczeniem, a przebaczenie to wola pokochania kogoś. Za każdym razem, kiedy spotykasz tę osobę, staraj się wskrzeszać łagodność i wolę przyjęcia jej, a odrzucaj, na ile potrafisz, filistyńskie błoto urazów. Zrezygnuj z roszczenia, nie chowaj w sobie urazy.

Pomyśl sobie, że skoro przebaczyłeś tej osobie, to znaczy, że już nic nie jest ci winna! To tak, jak z długiem pieniężnym. Wyobraź sobie, że masz kartkę z podpisem osoby, która jest zadłużona u ciebie na 10 tysięcy talentów złota, ale darowałeś cały ten dług. Wziąłeś zapis dłużny i podarłeś na oczach swojego dłużnika. Czy po czymś takim należy jeszcze żądać długu? Czy po twoim darowaniu należy jeszcze żywić pretensje do dłużnika? Jeśli teraz naprawdę chcesz to wreszcie załatwić, to weź taką kartkę i napisz: Dług mojego krzywdziciela.

Wypisz wszystkie pretensje, żale i krzywdy. Zrób to sumiennie i rzetelnie. Po napisaniu, przeczytaj na głos i zastanów się czy chcesz raz na zawsze skończyć z tymi długami. Zastanów się, czy chcesz wreszcie się od tego uwolnić i już zrzucić z siebie ten ciężar? Potem zniszcz tę kartkę, może nawet na jego oczach albo przynajmniej wpatrując się w krzyż. Zniszcz, mówiąc: Jezu! Ty, przebaczyłeś mi wszystkie grzechy i nie masz do mnie pretensji. Nie wyrzucasz mi grzechów sprzed lat, nie gniewasz się i nie unikasz mnie za grzechy, które Ci oddałem. Ja też przebaczam i nie mam żadnych pretensji do X o to, co się stało.

Tak uczy Paweł, mówiąc o Chrystusowym przebaczeniu: Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. (Kol 2,14)

0x01 graphic

Wszyscy byliśmy bezczynni

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nawrócenie to jedyny rodzaj zajmowania się sobą, który nie jest samolubstwem.

Kolejno najmowani robotnicy pracowali od coraz późniejszych godzin, jednak dostali tę samą nagrodę. Jezus opowiedział tę przypowieść prawdopodobnie pod koniec swej działalności, kiedy stało się jasne, że wybrany naród zostanie wzbogacony o pogan, a nawet ostatnich grzeszników. Widział zgorszenie swych rodaków, gdy otaczał się ludźmi dotychczas żyjącymi z dala od Tory: celnikami, grzesznikami. Ostatni stali się pierwszymi w Jego sercu.

Czy to jest niesprawiedliwe, że nawróceni dostają nagrodę nieba podobnie jak wiernie trzymający się religijnego stylu przez całe życie? Szemranie jest oznaką przeceniania siebie. Nawrócenie to jedyny rodzaj zajmowania się sobą, który nie jest samolubstwem. Praca nad sobą to praca nad swoją wiecznością, nad życiem duchowym, nad duchem skrytym w ciele. Nasz duch to winnica rozrastająca się na gruncie ciała. Winnica jest twoim rajem, a jednocześnie własnością Boga. Robotnicy pracują w winnicy Pana. Kształtowanie osobowości duchowej nie może się dokonywać w izolacji od innych i od świata, ani też w zatraceniu swojego „ja” w anonimowym tłumie.

Winnicą na pe-wno jest ogród Biblii. Słynny komentator Raszi mawiał, że kto nie przedłuża swojego dziennego studiowania Tory o nocne czuwanie, straci swoje życie. Pewna przypowieść jeszcze wyraźniej podkreśla niezmierną wartość czasu, jaki został nam dany na zdobycie mądrości ukrytej w winnicy Biblii. Król powiedział swojemu słudze: przelicz te sztuki złota od teraz do jutra, a ile uda ci się policzyć, będzie twoje. Jakże mógł sługa zasnąć? Każda chwila przeznaczona na sen kosztowałaby go fortunę. Podobnie Mojżesz, kiedy był na Horebie i rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz przez czterdzieści dni, nie zasnął ani przez moment, lecz wykorzystał każdą chwilę spędzoną z Najwyższym.

Tymczasem Jezus mówi, że nawet ci, którzy przez większość życia nie zajmowali się Bogiem ani troską o własne życie i dość późno sięgnęli do słów Bożych, dostaną swoją nagrodę.

Zwróćmy na to uwagę, że właściciel winnicy najął wszystkich robotników. Na początku wszyscy byli bezczynni! Na początku każdy z nas nie zajmuje się troskliwie swoim zbawieniem. To jest tajemnicza wola Boga, że każdy z ludzi, w zupełnie innym momencie, jest przekonywany do nawrócenia, które zostało przedstawione jako praca w winnicy. Ci, którzy najpóźniej przybyli, być może byli najgorliwsi, bo chcieli nadrobić stracony czas. W greckim słowniku możemy ze zdumieniem przeczytać, że słowo argos, jakim zostali określeni ci bezczynni, ma podwójne znaczenie. Może też oznaczać kogoś szybkiego, rączego, gorliwie spełniającego swoje zadanie. Znana jest wszystkim gorliwość prozelitów, ludzi nawróconych, i aroganckie lenistwo duchowe tych, którzy mniemali, że już nie muszą się starać o miejsce w niebie, gdyż im się zawsze należało.

0x01 graphic

Pracuj nad winną duszą

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Tymczasem, kiedy inni dwa razy w tygodniu poszczą o chlebie i wodzie, potrafię zajadać pstrąga, usprawiedliwiając się, że to nie mięso.

Przypowieść o dwóch synach jest dalszym komentarzem do opowieści o robotnikach z winnicy. Tu również jest konflikt dwóch postaw: kogoś, kto deklaruje swoje zaangażowanie, ale w rzeczywistości jest opieszałym i upartym pozerem przybierającym maski religijnej aktywności, i kogoś, kto przez jakiś czas życia odrzucał Bożą miłość, ignorując i lekceważąc dar nieba, ale w końcu się opamiętał i wszedł do winnicy!

Dopóki przypowieść pozostaje na terenie symboli, każdy z nas może ją czytać z bezpiecznym dystansem człowieka, który negocjuje w kamizelce kuloodpornej. Lecz gdy tylko zadamy sobie pytanie, kim dzisiaj są ci, którzy mówią „idę”, ale nie idą, i ci, którzy buntują się przeciwko Bogu, lecz później gorliwie Mu towarzyszą, przypowieść zaczyna drażnić sumienie. W takim zamiarze Jezus ją wypowiedział, choć chcielibyśmy z niej uczynić jedynie bajkę do poduszki. Słowa mądrości mają być jak ościenie, mają boleśnie pobudzać do drogi.

Sprawiedliwy rozpoczyna swą mowę od oskarżenia samego siebie. Przypominam sobie, że w dniu święceń powiedziałem Jezusowi „Oto idę, Panie” i miałem zamiar iść z Nim wszędzie, gdzie On pokaże. Tymczasem, kiedy inni dwa razy w tygodniu poszczą o chlebie i wodzie, potrafię zajadać pstrąga, usprawiedliwiając się, że to nie mięso. Kiedy opłakujący swe opóźnienie w wierze modlą się w świątyni na czuwaniu do rana, ja spoglądam na ekran.

Dwa razy w przypowieści pojawia się słowo opamiętać się! Można je przetłumaczyć jako poczucie żalu, które prowadzi do nawrócenia. O czym trzeba sobie przypominać? O własnym grzechu i o tym, ile to kosztowało Chrystusa. To daje moc, by iść i nie zatrzymywać się. Dlatego w przypowieści pojawia się to istotne słowo, oznaczające postawę aktywną, dynamiczną: Idę! Wychodzić od pamięci o swoim grzechu i dochodzić do krzyża Chrystusa. Nieustanna pamięć o tych dwóch punktach losu chrześcijańskiego tworzy w nas tożsamość dziecka Bożego. Tożsamość jest bowiem efektem pamięci (skąd się wyszło) i nadziei (dokąd się zmierza).

Skorzystam z gry słownej: pracować nad winną latoroślą to pracować nad własną winną nieprawości duszą, tak by zakwitła modlitwą i wydała owoc nawrócenia, gdyż siekiera już przyłożona do korzenia gorzkiego, który rośnie ku zarozumiałości. Święta Katarzyna ze Sieny otrzymała od Jezusa słowa: Lecz spójrz i zobacz, jak oblubienica moja zabrudziła sobie twarz, jak zarażona jest trądem nieczystości i miłości własnej, jak nadęta pychą i chciwością. Ciało powszechne, to jest religia chrześcijańska, i nawet ciało mistyczne świętego Kościoła, to jest moi słudzy, tuczą się jej grzechem. Z jednej strony średniowiecze było mistyczne, radykalne i bogate w ubóstwo świętego Franciszka, a z drugiej pełne nepotyzmu, symonii, żądzy władzy i bogactwa. W Kościele zawsze istniało to podwójne odniesienie do Jezusa. Oczywiście łatwiej zobaczyć to w historii, bo to mniej zobowiązuje.

0x01 graphic

Nie, dziękuję!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Każde dobro staje się zasadzką, kiedy staje się bardziej pożądane niż Bóg.

Zabito syna, bo nie chciano oddać korzyści z winnicy. Zabijamy Jezusa zawsze, gdy boimy się utracić to, co, jak sądzimy, należy się nam od życia. Istnieje pokusa, by zinterpretować tę przypowieść, zganiając wszystko na żydów, którzy odrzucali proroków i samego Jezusa, ale przecież... sami jesteśmy w takiej sytuacji. Nudzi już mnie, gdy słyszę w czasie homilii o faryzeuszach sprzed dwóch tysięcy lat. Tak, jakby nie było ich dzisiaj!

Jesteśmy w winnicy Boga. To do nas posyłani są prorocy, do nas przychodzi Jezus. Życie nie jest dla „wyżycia się”. Sytuacja opisana w przypowieści kojarzy się z podstępem węża, który skusił Ewę do spożycia owocu. Nie potrafiła się wyrzec tej przyjemności. Tym razem jednak obiektem pożądania stał się już nie tylko owoc, ale cała winnica. Winnica to ogród, to raj, który powinniśmy wyhodować w tym życiu. Ale nawet to, do czego doszliśmy w życiu, nie jest ważniejsze od samego Boga. Nie ma raju bez wolności od Niego. Każde dobro staje się zasadzką, kiedy okazuje się bardziej pożądane niż Bóg.

Prawdziwe wyrzeczenie nie zaczyna się od wielkich poświęceń, lecz od małych kęsów. Tak było w przypadku Adama i Ewy. Wielkie upadki zaczynają się od małych zaniedbań i drobnych przywiązań.

Wielka świętość zaczyna się w małych wyrzeczeniach. Tym bardziej że Bóg nie patrzy na ogrom naszych czynów ani nawet na przeciwieństwa, które pokonaliśmy, ale na miłość, która pobudza nas do ich spełnienia. Człowiek ma tylko dwie ręce, ale chciałby nimi zgarnąć cały świat, tracąc przy tym głowę. Pracownicy nie chcieli się wyrzec owocu, dlatego w końcu musieli wyrzec się Syna właściciela. Kiedy nie umiemy się uwolnić od zachłanności, wcześniej czy później stracimy Jezusa. Owoc winnicy w porównaniu z przyjaźnią z Synem właściciela całego świata jest doprawdy czymś znikomym, ale właśnie to jest groteskowo tragiczne, że marne przywiązania do bezwartościowych przyjemności są dla nas potężniejszymi kajdanami niż więzy miłości z Jezusem.

Przyjemności zawsze grozi niebezpieczeństwo zawłaszczenia, dlatego święci woleli znosić przykrości, gdyż serce ich było wówczas wolne od tej pokusy. Oddać Bogu cokolwiek, to oddać siebie, zatrzymać cokolwiek dla siebie, to stracić Bożą przyjaźń. Izrael musiał opuścić Egipt, aby stać się narodem wybranym, Mojżesz musiał wyrzec się kariery na dworze faraona, by stać się prorokiem, Eliasz musiał porzucić sławę pogromcy 450 proroków Baala, by stać się godnym oglądania Boga na Horebie, Apostołowie musieli opuścić domy, pola i najbliższych, by stać się godnymi Chrystusa.

Nawet miłość łatwo bywa mylona z zależnością. Wyrzeczenie daje człowiekowi to, czego zawsze bardzo pragnął - wolność. Wszyscy czujemy się zniewoleni, ale gdy przychodzi zerwać jakiekolwiek kajdany, krzyczymy: Nie! Naród wybrany musiał wyrzec się nie tyle Egiptu, co bogów Egiptu: pracy i tyranii, bogów Asyrii: złości i wojny, bogów Babilonu: rozpusty i magii. A my? Jacy bogowie rządzą naszym sercem?

0x01 graphic

Nie zjadaj Komunii!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Spójrzmy na swoje zaangażowanie na Mszy świętej. Ilu z nas nie ma, nie tyle stroju, co nastroju weselnego i po prostu nie odzywa się ani słowem?

Odrzucenie zaproszenia jest zniewagą. Jeszcze gorszą zniewagą jest być na weselu i mieć pogrzebową minę, być obdarowanym łaską i nie cieszyć nią, lecz smucić. Uczta z przypowieści jest obrazem Eucharystii. Spójrzmy na swoje zaangażowanie na Mszy świętej. Ilu z nas nie ma, nie tyle stroju, co nastroju weselnego i po prostu nie odzywa się ani słowem?

Przypomnijmy sobie komunię z Ostatniej Wieczerzy. Judasz zjadł chleb umaczany w winie i wyszedł, milczący i smutny. A była noc. Wszedł od razu w ciemność, ponieważ zrezygnował z czułości Boga. Jan zaś został w Wieczerniku i przytulił się do piersi Jezusa. On nie wyszedł na zewnątrz, pozostał wewnątrz i nasłuchiwał serca Jezusa.

Msza święta jest chwilą jedyną w swoim rodzaju. Niczego nie da się z nią porównać. Każdy z nas został stworzony dla zbawienia. Każda chwila w życiu przeznaczona jest dla wypełnienia tego właśnie celu. Każda chwila jest niepowtarzalna. Jeśli nie odkrywamy tej eucharystycznej chwili i pozwalamy Jezusowi przejść obok nas, nie da się już wrócić tego czasu. Nie możemy przyjmować Komunii, jeśli jesteśmy w stanie grzechu śmiertelnego. Trzeba o to bardzo dbać, by czystym sercem przyjmować Jezusa. By nie być Judaszem, ale Janem. Zbyt łatwo wracamy do grzechów. Zbyt łatwo wchodzimy w ciemną noc, gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów, jak Judasz. Przyjmować Jezusa z sercem brudnym to coś więcej niż zuchwałość. Moment Komunii jest po to, by się modlić. Byłoby jednak niewłaściwe, gdybyśmy modlili się modlitwą faryzeusza - porównując się z innymi, albo modlitwą, w której bardziej liczą się nasze kłopoty i problemy niż Jezus. Mniej próśb, a więcej miłości do Jezusa! Powiedz Mu, że Go kochasz, że całym sercem dziękujesz Mu za to, co dla ciebie uczynił. Nie chciej tylko „zjeść” Komunii, chciej przyjąć Jezusa. Taka modlitwa nie powinna być litanią smutnych próśb i skarg albo stanem odrętwiałego zaniemówienia, ale bukietem czci i podziwu.

Kiedy trzymam Hostię, myślę o przypowieści o robotnikach, którzy otrzymali denara za różny czas pracy (Mt 20,1-16). Za pracę duchową w winnicy mojej duszy, za pracę dla innych dusz w winnicy Kościoła zawsze jest ta sama nagroda: komunia z Jezusem. To moja zapłata!

Święty Piotr Damiani był małym dzieckiem, kiedy stracił rodziców. Był wychowywany przez starszego brata, który bardzo źle go traktował. Dziecko chodziło bez właściwego ubrania i często niedożywione. Pewnego dnia na drodze chłopiec znalazł srebrny pieniądz, a nie mogąc odszukać właściciela, pomyślał, że kupi sobie coś z ubrania. Nagle w pamięci ujrzał zmarłych rodziców. Zdecydował się ofiarować swój skarb na Mszę za rodziców. Od tego dnia jego życie się zmieniło. W niedługim czasie jego losem zajął się drugi brat, który zadbał o jego edukację i traktował go z miłością. Ta zmiana pozwoliła mu zostać kapłanem, a później świętym.

0x01 graphic

Podatek sumienia

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Napisano już dużo o tej kłótni o podatki. Jedno jest pewne, Jezus w ogóle nie zajął stanowiska w tej sprawie. Nie dał się sprowokować.

Można oczywiście zrozumieć Jego odpowiedź w ten sposób, że skoro denar ma napis cezara, to należy do cezara i nie należy wstrzymywać się przed płaceniem podatków. W gruncie rzeczy Jezus uniknął pułapki rozstrzygnięć problemów politycznych, finansowych czy ekonomicznych.

Chrystus przyszedł po to, by człowiekowi ukazać źródło grzechu: serce. To należy oddać Bogu! Jest tylko jeden podatek - podatek wyznania win. Co by się stało, gdybyśmy w ogóle nie płacili wszelkich podatków, zaniedbali NIP-y i PIT-y, pokpili sobie kwity za światło i za energię, i nie odwiedzali latami okienek w urzędzie skarbowym? Co się stanie z człowiekiem, który zaniedbał podatek sumienia należny Bogu w okienku konfesjonału? Które konsekwencje są poważniejsze? Jeśli rzeczą konieczną jest nieustanne porządkowanie naszych relacji z państwem, to tym bardziej z państwem Boga!

Celem pierwszego nadejścia Mesjasza nie było zaprowadzenie wszechświatowego pokoju czy kodyfikacja polityczno-ekonomiczna. Celem było zajęcie się praprzyczyną nieszczęść, czyli grzechem.

To w czasie swego drugiego przyjścia zaprowadzi On pokój na świecie. Żydzi z czasów Pana Jezusa nie chcieli słyszeć o Mesjaszu Cierpiącym Słudze, który miał przyjść jako Paschalny Baranek ofiarny.

Chcieli Króla zwycięskiego, który założyłby doskonałe królestwo, porządek idealnego społeczeństwa.

Mamy obowiązek składania denara Bogu. Nowy Testament mówi o tym kilkakrotnie. Nie chodzi jednak o denara składanego w urzędzie, ale o uregulowanie zadłużeń sumienia: denar przebaczenia, gdyż umiemy prosić o przebaczenie Boga, ale na prośby bliźnich jesteśmy głusi i dusimy ich zawiścią (Mt 18,28); denar darowany dla ulgi człowiekowi obciążonemu zadłużeniami moralnymi, które rzucają go do stóp Jezusa (Łk 7,41); denar pracy nad rozwojem powołania, jakim zostaliśmy wszyscy obdarowani, bez względu na czas nawrócenia (Mt 20,13); denar dzielenia się mądrością słowa jak chlebem, nawet gdy jest za późno i nie mamy nic do ofiarowania innym oprócz Bożych słów i modlitwy (Mk 6,37); denar nieżałowania niczego w miłowaniu Jezusa, wzorem Marii, która nie żałowała nie tylko naczynia alabastrowego, ale zapewne i swego alabastrowego życia dla chwały Chrystusa (Mk 14,5); denar wyrzeczenia się wszelkiej magii i każdego rodzaju okultyzmu, nawet jeśliby miały pozór medycznego omamienia (Dz 19,19). I wreszcie denar miłosierdzia, ulitowania się nad nieszczęściem innych, którzy zabłądzili w drodze do Jerozolimy Niebieskiej (Łk 10,35; Ap 6,6). Oto zgłoszenie identyfikacyjne dla osoby prowadzącej samodzielnie działalność zbawczą!

0x01 graphic

Oddaj dobro, nie zło

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Od miłości do Boga zależy każda inna miłość. Brak miłości do bliźnich jest oznaką „wybrakowanej” miłości do Boga.

Miłość do Boga jest miłością jedyną w swoim rodzaju, i nie da się jej podzielić z nikim innym. A jednak to od miłości do Boga zależy każda inna miłość. Brak miłości do bliźnich jest oznaką „wybrakowanej” miłości do Boga. Kochać bliźniego można wtedy, gdy się chce więcej dobra bardziej dla kogoś niż dla siebie.

Sprawdzianem miłości bliźniego jest zupełny brak zazdrości, a nawet radość z czyjegoś szczęścia i sukcesu. Miłość objawia się przez zdolność do oddawania tego, co posiadamy. Chodzi o oddawanie dobra, ale też o nieoddawanie krzywdy. W tradycji rabinicznej zapisano takie porównanie: „Tora nakazuje nam, aby nie mścić się ani nie chować urazy do drugiego człowieka. Jeśli ktoś kroił mięso i nóż obsunął mu się, raniąc jego rękę, to czy skaleczona ręka odwzajemniłaby się za to i zraniła drugą?”. Miłość do bliźniego jest więc zdolnością do oddawania dobra i nieoddawania zła.

Jeśli Jezus mówi, by kochać bliźniego jak siebie samego, to znaczy, że każdy bliźni jest częścią tego samego ciała, a więc raniąc kogoś, ranilibyśmy siebie samych. Oddawać dobro - to pragnienie, aby ktoś był tak ceniony, jak ja sam chciałbym być ceniony, aby ktoś był bardziej kochany niż ja, aby ktoś zyskiwał większe znaczenie niż ja, aby inni byli bardziej chwaleni niż ja, aby kogoś bardziej ceniono we wszystkim niż mnie, aby inni byli nawet bardziej szczęśliwi niż ja, bardziej obdarowani łaską niż ja, aby ktoś był bardziej rozumiany niż ja, aby czyjaś wola się spełniała, a nie moja, aby nie u mnie szukano rady, lecz u bliźniego, aby ktoś miał mniejsze trudności niż ja. „Miłość braterska ma w nas sprawiać, że będziemy tak kochali tych, którzy nie są dla nas sympatyczni, jak tych, którzy są dla nas sympatyczni” (M. D. Philippe).

Szatan skupia naszą uwagę na czyichś wadach i defektach, Duch Święty zaś uwydatnia czyjeś zalety i dary. Możemy żyć, nie będąc kochanymi przez bliźnich, ale nie możemy, gdy ich nie kochamy. Miłość potrafi być równie porażająca jak śmierć, a nawet bardziej! Święta Katarzyna Sieneńska podczas jednej z ekstaz przeżyła śmierć mistyczną. Na kilka godzin ustały wszystkie funkcje jej organizmu tak wyraźnie, że wszyscy myśleli, że umarła. Gdy odzyskała ziemską świadomość, przez trzy dni płakała z tęsknoty za tym, czego doświadczyła od Jezusa i co zobaczyła w Jego miłości do Jej duszy! Miłość bliźniego nie może się ograniczać do jednej osoby, choć miłość Boga zawsze ma wyłączność, bo Bóg jest tylko jeden! Można kochać tylko jednego Boga, zaś miłość tylko do jednego człowieka bywa grzechem bałwochwalstwa. „Każdy, kto kocha tylko jedną osobę i nie kocha bliźniego swego, zdradza tym samym, że jego uczucie do tej osoby jest zwykłym przywiązaniem mającym charakter podporządkowania lub dominacji. Na pewno zaś nie jest miłością” (E. Fromm).

0x01 graphic

Nie połykaj wielbłądów!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Oburzenie jest tym gatunkiem niezadowolenia z siebie, które udaje, że jest niezadowoleniem z innych. Tego oburzają czyjeś komary, kto połyka swoje wielbłądy

Pokuta jest poniżeniem siebie samego, rezygnacją z pozycji, która pozwala ci święcić triumf nad innymi. Miło jest czytać słowa Jezusa, w których tak bardzo obnaża obłudę faryzeuszów, ale całkiem niemiło byłoby takich słów wysłuchać, będąc ich adresatem. A przecież to jest prawda o mnie.

Jestem kapłanem i w świątyni zawsze siadam na zaszczytnym miejscu.

Po udanym kazaniu wychodziłem na zewnątrz, by mnie pochwalono za mądre słowa. Moi przełożeni kupują coraz piękniejsze ornaty, pełne frędzli i haftów, w których wyglądam przy ołtarzu dostojnie i majesta­tycznie. Kiedy przychodzą uroczystości lub jakieś uczty, wszyscy lubimy w kościołach wysłuchiwać długich życzeń, w których wspomina się nasze za­sługi, tytuły i dokonania. Po rekolekcjach dostajemy kwiaty i słuchamy wierszyków dziecięcych, z których dowiadujemy się, że jesteśmy idealni i godni ubóstwienia. Lubimy ten błysk podziwu w oczach tłumu i oklaski.

Któż nie lubi usłyszeć słów: „wielebny ojcze”, „księże doktorze”, „ekscelencjo”, „ojcze dyrektorze”. Wszystko to wynosi nas wysoko, utwierdza w nas pokusę przekonania, że jesteśmy nie solą tego świata, tylko najsłod­szym kremem na torcie społeczeństwa. Ale kiedy przychodzi podjąć jakiś trud, ciężar pokuty za ludzi, przejąć się bó­lem i cierpieniem, to wsiadamy w auta i pędzimy się odprężyć za miasto. Grozimy palcami innym, ale palcem nie chcemy podeprzeć umęczonych do granic wytrzymałości przez cierpienie. Oczywiście tak generalnie nie jest, ale my, ludzie przy katederkach, mamy coraz słabszy autorytet, i to jest na pewno efektem ucieczki w dystyngowaną próżność.

Faryzeizm ma również swoją ateistyczną frakcję. Wśród niewierzących przeważają „zgorszeni” niekonsekwencją katolików, politykierstwem niektórych kapłanów albo zbyt ekonomicznie brzmiącymi ogłoszeniami. Zawsze mają ściśnięte twarze jak pięści - gotowe uderzyć celnym argumentem. Faryzeusze są wszędzie, wśród wierzących i ateistów, wśród zakonników i publicystów. Łączy ich jedno hasło: „Faryzeusze wszystkich krajów łączcie się przez oburzenie”.

Oburzenie jest tym gatunkiem niezadowolenia z siebie, które udaje, że jest niezadowoleniem z innych. Możemy śmiało powiedzieć, że tego oburzają czyjeś komary, kto połyka swoje wielbłądy. Brudne ręce oburzają tych, którzy ukrywają brudne nogi. To zadziwiające, że wrażliwość estetyczna aż nazbyt często ukrywa niechlujstwo etyczne!

0x01 graphic

Stój, nie pali się!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie pozwolić, by z naszych oczu znikł Bóg. Nawet gdyby się straciło na jakiś czas Pana, nie dać się skusić do pracoholizmu za wszelką cenę! Nie musimy się tak spieszyć, jak się spieszymy.

Czuwanie w oczekiwaniu na przyjście Pana jest zdolnością, której nie możemy zaniedbać.

Przypowieść ma w sobie wątek tragiczny - podążanie głupich panien, by zakupić oliwę. W greckiej wersji użyto w tym miejscu słowa: „agorasato”, które pochodzi od „agoradzo”, i oznacza nie tylko samo kupowanie, ale też przebywanie na rynku, wałęsanie się po nim lub, w sensie przenośnym, bycie wulgarnym, pospolitym, a nawet kimś, kto nie tyle ma lampę, co stoi pod latarnią! Wielka miłość do Boga łatwo może przeistoczyć się w wulgarną miłość z rynku, jeśli zabraknie czujności. Nie ma takiego szczytu miłości, z którego człowiek nie stoczyłby się na samo dno, a nie z każdego dna jest powrót. Trzeba czuwać nad swoim sercem. „Wesoło błyszczy światło sprawiedliwych, a lampa niewiernych przygasa” (Prz 13,9).

Niewierność polegająca na braku czuwania to efekt działania złego ducha, który ciągle ponagla człowieka do takiej aktywności, by nie było czasu na zastanowienie się, na rozmyślanie, na adorację Jezusa, na zatrzymanie się w biegu życia. Szatan posługuje się jedną z najskuteczniejszych metod odciągnięcia nas od sensu życia: nie masz czasu! Głupie panny pobiegły mimo tego, że było już ciemno i była noc. Mądre panny potrafiły zatrzymać się, poczekać na obecność Boga. Każdy z nas potrzebuje nie tylko wytchnienia, ale też wytchnienia w Bogu. Nadaktywność sprawia, że tracimy z lamp oczu najważniejsze światło: Boga. Wtedy pozostaje już tylko bieg w ciemności, ku grzechowi. Sidła szatana polegają między innymi na tym, by człowieka nieustannie zajmować czymkolwiek, byleby tylko ten nie miał czasu dla Jezusa. Faraon, widząc przebudzenie duchowe Izraela, nakazał: „Wyznaczycie zaś im tę samą ilość cegieł, jaką wyrabiali dotąd, nic im nie zmniejszając; ponieważ są leniwi, wołają przeto: Pójdźmy złożyć ofiarę naszemu Bogu. Praca tych ludzi musi się stać cięższa” (Wj 5,8).

Z takiej zasadzki jest tylko jedno wyjście: nie pozwolić, by z naszych oczu znikł Bóg. Nawet gdyby się straciło na jakiś czas z oczu Pana, nie dać się skusić do pogoni świata, do pracoholizmu za wszelką cenę! Nie musimy się tak spieszyć, jak się spieszymy. Nie pali się! „Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo nawet nocami upomina mnie serce. Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy” (Ps 16,7-8). To jest ta czujność. Lepiej nie zdać egzaminu, niż zdać i nie znaleźć czasu na Biblię. Każdej nocy lepiej nie być przytulonym, byleby przytulić w swoim sercu Ducha Świętego. Nie przegapić spowiedzi, nie zapomnieć o Eucharystii, nie zaniedbać Boga, choćby się zaniedbało wszystko inne. Czytamy wyraźnie: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt 6,33-34).

0x01 graphic

Uff, ciężkie te talenty

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Co jest twoim krzyżem, jest twoim talentem! Pozbyć się problemów, czy wykorzystać je dla chwały Bożej? Jak konkretnie zamierzasz wykorzystać swoje problemy dla chwały Bożej?

Czy twoje życie jest pomnażaniem talentów czy zakopywaniem ich? Zakopać - to zachować tylko dla siebie, nie oddać Bogu i nie służyć ludziom, mieć dar tylko na swój użytek i dla własnej satysfakcji. Wszystkim obdarowanym jest ciężko. Czasem aż tak bardzo, że ukrywają swoje dary nie tylko dla siebie, ale nawet przed sobą. Jak zamierzasz sobie poradzić z tym, z czym ci ciężko? Talent to przecież ciężar od 21 do 68 kg według miary babilońskiej!

Dwa talenty są jak dwie belki krzyża Chrystusa. Co jest twoim krzyżem, jest twoim talentem! Pozbyć się problemów, czy wykorzystać je dla chwały Bożej? Jak konkretnie zamierzasz wykorzystać swoje problemy dla chwały Bożej? Pięć talentów jest jak pięć ran Jezusowego ciała! Czy twoje zranienia oddałeś dla chwały Boga? Najbardziej utalentowani jesteśmy wtedy, gdy jesteśmy podobni do Chrystusa ukrzyżowanego.

Pewien artysta malował wspaniale obrazy. Jeden mu się wyraźnie nie udał. Ze złości mokrym pędzlem przekreślił płótno i schował go na górę, na strych. Po jakimś czasie przyszedł do niego handlarz dziełami sztuki i kazał sobie przedstawić obrazy. Zakupił kilka, ale chciał jeszcze zobaczyć coś szczególnego. Kazał sobie przynieść wszystkie prace i, ku zdziwieniu artysty, zakupił najbardziej nieudane i przekreślone dzieło. Zrobiło ono furorę, ponieważ wyraźnie rzucało się w oczy. Przedstawiało dziecko w zniekształconych proporcjach ciała. Cała postać była przekreślona dwoma pociągnięciami farby. Obraz wydawał się do niczego nie nadawać. Kupił go jakiś książę do swej galerii. Napisano interesujące recenzje na jego temat. Ten artysta z dnia na dzień stawał się coraz sławniejszy.

Nie patrz, czy twoje życie jest przekreślone, czy bez proporcji, tylko czy swoje życie oddajesz w „obieg” Panu Bogu i czy żyjesz dla Jego chwały? Czy twoje dzieło życia pozwoliłeś Jezusowi zakupić do Jego galerii? Sam jesteś talentem Jezusa, wartościowym skarbem, który On odkupił i zniósł, choć było Mu ciężko! Co zrobiłeś ze swoim życiem? Co zrobiłeś ze swoim powołaniem w ciągu tego roku? A twoja największa łaska tego roku? Co z nią uczyniłeś w ciągu tego czasu? Jakimi darami dysponujesz i jak obdarowałeś swoją wspólnotę lub rodzinę? Czy widzisz rozwój w świecie swojej modlitwy?

Nad czym pracowałeś i jak ci się udały twoje wysiłki? Czy udało ci się „zainwestować” w swoją wspólnotę lub rodzinę coś z Bożej łaski? Czy widzisz, że bardziej kochasz, że łatwiej wychodzisz z konfliktów? Czy nie pozwalasz na obłudne zachowanie, czyli udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy tymczasem nie są uporządkowane twoje relacje z innymi? Może powinieneś napisać teraz listę swych najważniejszych talentów i opisać, jak je wykorzystałeś dla chwały Boga? Tylko nie przekreślaj tej listy na krzyż, bo może to wszystko okazać się dziełem, które zakupi jakiś handlarz sztuki z nieba?

0x01 graphic

Czy dostrzegasz żebraka... w sobie?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Żyjemy wielkimi aspiracjami, a nie zauważamy, że wewnątrz nas jest mały, biedny człowiek, którego tak naprawdę nie lubimy. Jemu powinniśmy okazać najwięcej miłości.

Czytałem u Kazantzakisa opowieść o kimś, kto całe życie zbierał pieniądze na pielgrzymkę do Jerozolimy. Kiedy już zebrał wielką sumę, spakował torby podróżne, pożegnał się z rodziną i wyruszył w stronę Świętego Miasta. Ale kiedy tylko wyjechał za bramę swojego miasta, ujrzał żebraka, który nie miał ani domu, ani nikogo, kto by mu pomógł. Oddał więc mu wszystkie oszczędności i wrócił do domu. Rodzina wybiegła naprzeciw zdziwiona i zaczęła pytać z przekąsem: „Już dojechałeś do Jerozolimy?”. On ze stoickim uśmiechem powiedział: „Tak, dojechałem, zobaczyłem nawet Jezusa”. Okazał miłosierdzie i dlatego uznał, że nie musi wędrować do Jerozolimy.

Takimi żebrakami możemy być też sami dla siebie. Wyruszamy w daleką podróż, żyjemy wielkimi aspiracjami, a nie zauważamy, że wewnątrz nas jest mały, biedny człowiek, którego tak naprawdę nie lubimy. Jemu powinniśmy okazać najwięcej miłości. Z jednej strony, nie sposób pomagać innym, kiedy nie chcemy pomóc sobie samym i nie zgadzamy się na swoją małość i swoją kruchość. Z drugiej strony, czasem trzeba pomóc komuś biednemu, żeby dorosnąć do odkrycia kogoś wcale nie lepiej uposażonego we własnym wnętrzu. Najlepiej bowiem jesteśmy przygotowani, by pomóc innym, gdy nam udzielono pomocy. Nikt nie wie, co to bieda, jeśli osobiście jej nie doświadczył. Okaż jałmużnę najpierw sobie samemu! Jałmużna to słowo kojarzy nam się jedynie z udzieleniem komuś jakiejś łaski, ale jałmużna może być także udzielaniem sobie prawdy.

Dlatego proponuję odczytać słowa Jezusa w inny sposób: Czy uznałeś w sobie kogoś głodnego uczuć, głodnego czyjejś obecności, głodnego miłości? Czy uznałeś w sobie spragnionego dobrego słowa? Czy uznałeś w sobie przybysza, kogoś, kto nie umie się odnaleźć, kto czuje się zagubiony? Czy widzisz swoją nagość, swój wstyd? Czy wiesz już, na co chorujesz? Czy znasz swoje więzienie? W czym czujesz się ograniczony i zamknięty? W tym wszystkim przecież był Jezus. On tego wszystkiego doświadczył i dlatego w tym wszystkim był gotowy nam pomóc. Tak napisano o Nim w Liście do Hebrajczyków: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,14-15). Czy widzisz, że Jego słabości są i Twoimi?

Na pewno nie zachęcam nikogo do użalania się nad sobą, ale do zwolnienia się z ciężaru buntu i tych wszystkich narzekań, które czynią nas niezadowolonymi z naszego naśladowania Jezusa. Jałmużną może być właśnie ta nasza medytacja nad sobą samym. Czy udzieliłeś sobie słów prawdy - porównania siebie z życiem Jezusa? Czy zgodziłeś się na niedomagania, trudności, przykrości życia? Czy Twoje pragnienie bycia takim jak Jezus zostało spełnione, gdy zdałeś sobie sprawę, że tylko jedno pragnienie powinno być w Tobie: domagać się spełnienia pragnienia w takim miejscu jak Jezus - na krzyżu?

0x01 graphic

Człowiek jak świat

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dziś podziwiamy Boga, który stał się podobny człowiekowi. Leżał więc nasz Pan w ciemną noc, choć był Światłością, otoczony bydłem, a beczenie owiec przypominało, że światu brakuje pasterza.

Tekst Prologu Janowego („Na początku było Słowo...”) jest wyraźną aluzją do opisu stworzenia świata. Księga Rodzaju też się tak zaczyna: Na początku! Co było na początku? Oczywiście Słowo Boga, które jest światłością i stało się ciałem. Biblijny opis stworzenia dzieli etapy stwórcze na sześć symbolicznych dni. Każdy z nas też ma swój świat, czasem nawet swój „światek”, który rozwija się stopniowo, poczynając od pierwszej żywej komórki, a skończywszy na dojrzałości duchowej, która przekracza nieskończenie miliony szarych komórek. Każdego dnia Bóg obdarowywał świat swoim Słowem i ono sprawiało, że świat nabierał kształtu, coraz bardziej zbliżając się do swego Stwórcy.

Bóg swoim Słowem stworzył więc najpierw niebo i ziemię. I również w naszym życiu najpierw dał nam życie ciała i ducha. Tego dnia stworzył dzień i noc. I w naszym życiu jest to, co jasne, zrozumiałe, i to, co mroczne i budzące lęk. Potem nastąpił dzień wyznaczania granic. I każdy z nas uczy się granic, norm, reguł, zasad moralnych i społecznych, przykazań religijnych i oswajania się z prawami fizyki. Wreszcie pojawiły się drzewa i rośliny, ukrywające w sobie nasiona. To jest ten moment, w którym pozwalamy się zasiewać ziarnami Biblii, napisano przecież: „Królestwo Boże jest jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu” (Łk 4,31-32). Ktoś, kto oddaje się modlitwie, zasiewa Słowa Biblii oraz ziarna Eucharystii, rośnie jak drzewo. Bez tego etapu żaden ptak niebieski, żaden anioł przynoszący łaskę, nie siądzie na naszych ramionach, które jak gałęzie wznoszą się w modlitwie w górę.

Czwartego dnia Bóg stworzył ciała niebieskie, gwiazdy i słońce oraz księżyc. To jak nasze ideały, najpiękniejsze marzenia, najwyższe tęsknoty i świadomość naszego miejsca w niebie, bo przecież Biblia mówi: „...cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”. (Łk 10,20). Po tych wspaniałych przeżyciach i wzniosłych chwilach olśnienia naszym powołaniem do cywilizacji niebieskiej musimy jednak dojrzeć to wszystko, co ukrywa się w głębinach naszej duszy. Piąty dzień to bogactwo zwierząt, ryb i ptaków, morskich potworów, ukrywających się na dnie. Jest taki etap, kiedy człowiek odkrywa w sobie potwora, kiedy skrucha definiuje w nas chciwość grubej ryby, pychę lwa, bezczelność bydlęcia, żądzę psa czy łakomstwo wieprza. Wystarczy sobie przypomnieć etap syna marnotrawnego. Nikt nie ominie poznania sięgającego swym światłem w głąb sumienia jak w głębinę jeziora, z którego Piotr wyłowiwszy grube ryby wykrzyczał: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”.

Wreszcie po tych etapach Bóg stworzył człowieka. Człowiek to podobieństwo Boga. Dziś jednak podziwiamy Boga, który stał się podobny człowiekowi. Leżał więc nasz Pan w ciemną noc, choć był światłością, otoczony bydłem, wpatrując się w gwiazdę, która zawisła nad betlejemskim żłobem. Zapewne wokół rosły drzewa pełne nasion, a w potoku płynęła woda pełna ryb, a beczenie owiec przypominało, że światu brakuje pasterza. * * *



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
o Augustyn Pelanowski gn2006
o Augustyn Pelanowski gn2008
Znak Katynia, znak Smoleńska [o Augustyn Pelanowski]
O Augustyn Pelanowski OSPPE “Oto Ja posyłam anioła przed tobą”
Ojciec Augustyn Pelanowski
Proroctwa o Polsce proroctwo o Augustyna Pelanowskiego
o Augustyn Pelanowski gn2011
o Augustyn Pelanowski gn2007
O Augustyn Pelanowski OSPPE Felietony zebrane
o Augustyn Pelanowski inne
PRODUKT MIŁOŚCIOPODOBNY, Augustyn Pelanowski OSPPE
o Augustyn Pelanowski homilie zbiór
o Augustyn Pelanowski gn2010
o Augustyn Pelanowski gn2009
Zdejmowanie sandałów, ks.Pelanowski Augustyn
Bardzo dobry wywiad, ks.Pelanowski Augustyn
Możesz posłuchać, ks.Pelanowski Augustyn
Ochrona przed rozpadem, ks.Pelanowski Augustyn
Niespodziewana zmiana, ks.Pelanowski Augustyn

więcej podobnych podstron