Jak rozpoznać uzależnienie uczuciowe i jak je pokonać?
Nikt nie potrafi powiedzieć, jak wielki procent z nas cierpi dziś na obsesyjne uzależnienie, które nazywa miłością. Trudno się z tych pęt wyzwolić, ale na szczęście łatwo je rozpoznać. Bez trudu możesz rozpoznać, czy nie wpadłeś w sidła obsesyjnego uczucia, które uparcie nazywasz miłością.
Oto symptomy uzależnienia:
Nieustanne myślenie o kimś.
Przekonanie, że ja jestem dla kogoś wybawicielem albo że ktoś jest nim dla mnie. Że ZAWSZE będzie ze mną i NIGDY mnie w NICZYM nie zawiedzie.
Chorobliwa zazdrość (ciągłe kontrole i podejrzliwość).
Poczucie odrzucenia nawet wtedy, kiedy ktoś po prostu nie jest mną całkowicie zaabsorbowany.
„Łaknienie” czyjejś bezustannej obecności. Gdy tej jedynej osoby nie ma, wszystko jest bez sensu.
Relacja z tą osobą układa się tak, że albo ona musi do mnie należeć bez reszty, albo ja muszę być oddany tej osobie jak niewolnik. Na każde skinienie.
Silne tendencje do obwiniania o wszystko siebie lub kogoś.
Przesadna troska o drugą osobę albo domaganie się od niej takiej nadtroskliwości. Skłonność do kontrolowania drugiej osoby lub skłonność do bezkrytycznego poddawania się czyimś manipulacjom.
Przerażający lęk przed opuszczeniem i zabiegi, by uwięzić drugą osobę i uniemożliwić jej odejście.
Nieznośne odczucie, że ktoś jest nieosiągalny, niedostępny, że się wymyka i próba przezwyciężenia tego: kontrole, sprawdzanie, domysły, podejrzliwość, przekonanie o oszustwach i nieuczciwości uczuciowej drugiej osoby.
Pokusy autodestrukcyjne, rozpacz, ból i poczucie bycia zniewolonym i bezsilnym wobec tego zniewolenia. Nieustanne myślenie o kimś.
Jeśli jesteś w sidłach chorej miłości, pozwól sobie na złość. Zaczniesz się uwalniać od kogoś, kto te sidła zastawił. A może to Ty jesteś kimś, kto musi uzależniać? Przyznaj się przed sobą, że tak jest. To pierwszy krok do wolności.
Kolejne kroki do wolności
--------------------------------------------------------------------------------
1. Musisz być głęboko przekonany, że to co cię więzi z drugą osobą jest złe. To początek drogi do wolności. Zrób listę argumentów, które przemawiają za tym, że twoja relacja jest toksyczna, zgubna dla ciebie i dla kogoś. Wypisz też wszystkie zniewalające sytuacje, zachowania, uczucia, które są twoimi kajdanami - musisz zobaczyć całe zło tego chorego związku, aby się utwierdzić w przekonaniu, że uwolnienie jest jedynym dla was ratunkiem. Potrzeba ci kilku dni absolutnej ciszy w kontaktach z tą drugą osoba. Będziesz wtedy atakowany wyobrażaniem sobie, jak bardzo ona cierpi. To fałszywa litość. Pamiętaj, że rozłączenie jest dobre i dla tej osoby, i dla ciebie. Nie tylko ona była pasożytem dla ciebie, ale i ty albo dałeś się wciągnąć w sieć zabójczych emocji, albo sam ją zarzuciłeś na czyjeś serce. Całą złość ukierunkuj na tę zwyrodniałą formę relacji. Jeśli to możliwe, odejdź w pokoju. Jeśli jednak druga osoba zacznie odgrywać rolę ofiary - nie daj się wkomponować w poczucie winy. To pułapka. Tu potrzeba bezwzględnego cięcia - opuszczenia kogoś. W takim przypadku nikogo nie unieszczęśliwiasz, lecz UWALNIASZ. Być może lepiej to sobie uświadomisz, pisząc kilka nawet listów, których jednak nie wysyłaj. Zauważysz, że kolejne wersje przybliżają Cię do prawdy o waszej relacji. Przekonasz się, że teraz czas na wolność. Stopniowo, w kolejnych wersjach, rozładuj i złość i litość - nie możesz zrzucić winy tylko na drugą stronę, ale nie możesz też dawać żadnej szansy na kontynuowanie tej relacji.
2. Uświadom sobie, że koniecznie potrzebujesz odzyskać samego siebie - wydobyć siebie z tego zatopienia się w kimś. Na tym polega drugi krok. Biblijna Ewa, musiała „wyrwać” się z boku Adama, aby stanąć na własnych nogach. W hebrajskiej, oryginalnej wersji opisu, użyto słowa: „sagar” na określenie zamknięcia boku Adama, aby Ewa nie mogła się w nim ponownie zatracić. „Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił [dosł.: 'zamknął', wajjsegor] ciałem” (Rdz 2,21). Bóg zamknął przed Ewą bok Adama, jak drzwi, które czasem trzeba zatrzasnąć komuś przed nosem. To warunek, aby Ewa odzyskała wolność, własne życie. Bardzo to trudne, ale konieczne. W przeciwnym razie Ewa zapewne znowu „zawiesiłaby się” na Adamie. Ty też musisz zacząć żyć własnym życiem. pamiętaj, że potrzebujesz uwolnienia od drugiej osoby, nie odzyskania jej. Ludzie Biblii, kiedy przeżywali wielkie uwolnienia, pisali księgi, zapisując w nich świadectwa wybawienia, jakie im ofiarował Bóg. W księdze Liczb Izrael wyliczył 42 etapy uwolnienia z niewoli egipskiej i wędrówki przez pustynię! Potrzebujesz napisać swoją księgę uwolnienia.
3. Załóż dziennik, w którym, krok po kroku, będziesz zapisywać etapy uwolnienia. Zapisuj swoje modlitwy - prośby do Boga o uwolnienie od drugiej osoby. Bądź konsekwentny i już nigdy nie proś Boga o jej odzyskanie. Wyłapuj te chwile w ciągu dnia, w których natarczywie wraca tęsknota, czujesz przymus rozmowy telefonicznej, spotkania, wspomnień, nostalgicznych skojarzeń. Wszystko to trzeba przezwyciężać: nie tylko na papierze, ale też w sercu. Wykorzystuj wszystko, co ci pomaga uwolnić się od spętania - nawet złość i wściekłość, ale kieruj je na samo zniewolenie, nie na osobę. Złość i gniew, które prowadzą do uwolnienia nie są grzechem. Demontuj schemat myślenia uzależniającego - nie pozwalaj sobie zbyt długo pozostawać w amoku wspomnień. Konieczny jest ci dystans. Nie ma już nic do wyjaśnienia. Pod żadnym pozorem nie szukaj kontaktu, nie oszukuj sam siebie, że chcesz tylko popatrzeć z daleka: znowu wpadniesz w zniewolenie. Żadnego „ostatni raz”, żadnych listów. Fotografie, pamiątki, rzeczy, kasety, filmy, które wywołują wspomnienia lub ofiarowane przez tę osobę - wyrzuć je lub dokonaj symbolicznego pogrzebu i odżałowania - pozwól sobie na płacz i złość, na wyżalenie się i modlitwę.
4. Zniszczenie dowodów zniewolenia to czwarty krok! Ważne jest, aby znaleźć osobę, która będzie dla ciebie przewodnikiem w wyprawie po uwolnienie. Musisz być szczery wobec tej osoby i zyskiwać pomoc pełną zaufania - to nie może być ktoś, w kogo uciekasz. Może to być terapeuta, spowiednik, osoba moralnie stojąca blisko Boga i doświadczona w łasce i cierpieniu.
5. Uwolnienienie polega na znalezieniu powiernika duchowego - to piąty krok. Powinieneś odkryć bardziej zaawansowaną, intymną, bliską relację z Bogiem - nie możesz pozostać w pustce. Idź do spowiedzi, wyrzuć wszystkie grzechy, żeby twoja modlitwa miała pewność, że żyjesz z Bogiem w przyjaźni. Podstawą twojego uzależnienia jest złe rozstanie z rodzicami, dlatego potrzebujesz, aby odkryć w Bogu kogoś więcej niż najbliższego rodzica.
6. Związanie przymierza z Jezusem to kolejny krok. Być może, musisz zrewidować swoje odniesienie do rodziców i w końcu oderwać się od nieuświadomionej potrzeby zatrzymania dzieciństwa, być może potrzeba przebaczenia, albo zdecydowanego usamodzielnienia? Dotychczas ktoś, od kogo byłeś uzależniony, był dla Ciebie „bóstwem”. Teraz potrzeba, abyś w Bogu odkrył kogoś bliższego niż ta osoba, od której dopiero co się uwolniłeś.
Więcej w artykule ks. Augustyna Pelanowskiego OSPPE pt. "Kochaj szczęśliwie" (dział "Specjalnie dla nas").
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Specjalnie dla nas
Kochaj szczęśliwie
Ciągle szukamy idealnego męża, żony, dziecka, rodzica. Kogoś kto będzie zaspokajał wszystkie nasze pragnienia. Taki ktoś nie istnieje. Żaden człowiek nie jest bogiem, za to Bóg potrafi być naprawdę ludzki.
Augustyn Pelanowski OSPPE
Miłość jest jedna, ale ma tysiąc naśladowczyń. Tak samo mają na imię, ale zupełnie co innego sobą prezentują. Bardzo wielu ludzi uważa, że to, co obsesyjnie przeżywa, jest miłością. Tak naprawdę tkwią w depresjogennym układzie prowadzącym do rozpaczy. W szaleństwie zabójczej dla nich deformacji uczuciowej.
Marcin to 30-letni przystojny mężczyzna. Ciągle popada w kłopoty i nie radzi sobie z życiem. Smutek, lęk i niepewność siebie bardzo udanie maskuje poczuciem humoru. Niby dorosły, ale za nic na świecie nie chce stracić dziecięcej beztroski ani matczynej opieki.
Jesteś sensem mojego życia
Kiedy Teresa poznaje go u przyjaciół, od razu czuje, że coś ją do niego ciągnie. Rozmawiają bardzo długo - ze szczerością dziecka zwierza się jej z najskrytszych myśli, życiowych powikłań. Jest spod znaku Wodnika, jak i ona, i tak jak ona kocha śpiew operowy. Słucha go jak zaczarowana, jej oczy chłoną jego szczupłą postać: mężczyzny, któremu nie wyszło po prostu dlatego, że nie miał wsparcia. Nagle załamuje mu się głos. I co najgorsze - wyznaje w zaufaniu - ma problemy z pracą. Raz go wyrzucono i ten mechanizm powtarza się od kilku lat. To już szósta firma, z której odchodzi niesłusznie i niesprawiedliwie oskarżony przez szefa. Milknie na chwile. Tak samo było w jego domu - ojczym wyrzucił go na ulicę, za kradzież, której tak naprawdę nie było. Był jeszcze chłopcem, ale nikt nie zareagował, kiedy wziął kilkadziesiąt tabletek z szafki swojej matki. Teresa słucha i czuje, jak serce rozgrzewa jej krew do wrzenia. Kocha go. Wie już, że zrobi wszystko, żeby mu pomóc. Nigdy go nie opuści. On patrzy na nią pełnymi źrenicami i mówi: „Zaufałem ci. Nikt nie wie o mnie tyle co ty. Zawsze tęskniłem za kimś, komu mógłbym cały się powierzyć, przy kim mógłbym zasnąć bez lęku. Teraz wiem, że Ty jesteś taką osobą. Jesteś sensem mojego życia”.
Wytrzymam, choćby nie wiem co
Po kilku tygodniach okazuje się, że Marcin jest też uzależniony od alkoholu. Do Teresy to nie dociera: z tym też sobie poradzi. Zamieszkują razem. Kilka pierwszych dni to pokaz matczynej wręcz troski o biednego Marcina. Kupuje mu nawet szczoteczkę do zębów. Teresa zapomina o sobie, dziecku (sama wychowuje córkę), w pracy bez przerwy myśli o Marcinie, ciągle spogląda na wyświetlacz komórki. Dostaje SMS-y pełne słodkich słów. Marcin może sobie na to pozwolić - Teresa kupuje mu karty na „doładowanie” komórki. Jest na każde jego skinienie. Bywa, że z jego ust padają straszne wyzwiska, ale ona to rozumie, miał ciężkie życie. Po miesiącu Marcin po raz pierwszy nie wraca na noc. Potem znów. Po raz pierwszy ją uderza, krzyczy na córkę, upija się, trafia do aresztu. Wychodzi na wolność, ale nie wraca do Teresy. Ona nie może o nim zapomnieć. „Namierza go” u jakiejś starszej od niego kobiety. Puka do odrapanych drzwi. Rozmawiają w progu. Ze środka dobiegają śmiechy, ktoś woła go po imieniu. Nikomu nie pozwoliłaby tak się potraktować, ale jemu wybacza. Chociaż czuje się jak szmata. Osuwa się pod drzwiami i niemal godzinę siedzi jak suka, na wycieraczce. Mija kilka tygodni, Teresa ciągle czeka. Nie może bez niego żyć, nie może spać, myśleć o niczym. Schudła, dużo pali, godzinami gapi się w telewizor. Kiedy dziecko jest w szkole, rozpacz powala ją na podłogę, wije się z tęsknoty i bólu. Myśli, żeby ze sobą skończyć. Ktoś puka. Marcin. Rzuca mu się w ramiona. On przeprasza. Znowu razem siedzą w kuchni, on opowiada. Jest taki biedny. Płaczą oboje, teraz już będzie dobrze. Dwa tygodnie spokoju. Ale Marcina znowu nie ma od dwóch nocy. Teresa wie, że musi go odzyskać. Może tym razem to jej wina, bo ciągle się narzuca, jest zazdrosna, sprawdza go.
Nie mogę cię stracić
Ostatnio chodził taki wycofany, musiała czymś go zranić. Robi solidny rachunek sumienia, znowu śle SMS-y, przeprasza, prosi, błaga. Sama nie chce być odrzucona i nie chce, by on poczuł się odrzucony. Chce tylko się nim opiekować. Dlaczego znowu kogoś traci? Jest noc, jest sama, dziecko śpi przytulone do zimnej ściany. Płacze. Nie ma już siły. Może powinna porzucić tego człowieka. Wzbiera w niej wściekłość i bezsilność - chciałaby się od niego uwolnić i mieć odwagę powiedzieć: „Odejdź z mojego życia”, gdyby jutro zapukał do drzwi. Tak jest przez wiele nocy. Pewnego ranka on znowu puka do drzwi. Znowu są w kuchni, on znowu opowiada. Piją kawę i palą papierosy - jeden za drugim. Ma długi, i to potężne. Na karcie Teresy jest debet, ale jutro pożyczy od rodziców. Albo od brata, albo... ukradnie. Słucha go z uwagą, ale czuje, że już tylko udaje, że kocha. Czuje się jak kompozytor, przed którym jakiś amator udaje artystę operowego. Tak naprawdę go nienawidzi. Nie ma jednak siły powiedzieć mu, co naprawdę o nim myśli. Przecież mówiła, że nigdy go nie opuści, że kocha go bardziej niż siebie, że zawsze może na nią liczyć. Czuje, że wpadła w sidła własnych pragnień. Już wie, że on musi odejść, bo to ją zabija, niszczy, jest gorsze niż cholera, dżuma, niż AIDS... A on patrzy jej prosto w oczy i mówi, że to miłość. Hm, ma rację, przecież go kocha, nie może tak po prostu go „skasować”, jak numer w komórce. Całuje go w czoło i przytula do piersi.
Głód serca
Każdy wie jak ważne jest nasze wzrastanie w poczuciu bezpieczeństwa. Ale nikt też nie ma wątpliwości, co do powszechnego dziś kryzysu rodziny. Więzi rodzinne są nazbyt często naznaczone albo odtrąceniem, albo zaborczością. Te dwie skrajności rodzą w nas głód serca wymuszający poszukiwanie kogoś, kto przedłuży nam nazbyt bliskie więzi z matką lub ojcem, albo kogoś kto uzupełni ich deficyt. Jeśli wchodzimy w dorosłość z takim głodem w sercu, możemy wprawdzie sprawiać wrażenie ludzi wolnych i zrównoważonych emocjonalnie, ale w duchu przeżywamy rozpaczliwą potrzebę przeżywania niezaspokajalnej, ciągłej bliskości. To taki rodzaj więzi, która zatraca granice osobowości, sprawia, że zaczynamy żyć nie swoim życiem. Albo domagamy się, by ktoś przejął odpowiedzialność za nasze istnienie.
Kiedy miłość staje się bożkiem
Innymi słowy podstawą uzależnienia uczuciowego jest paniczny lęk przed odpowiedzialnością za własne życie. Człowiek czuje się bardzo samotny, pragnie „zawiesić” na kimś swoje istnienie. Albo kogoś zawłaszczyć, aż do zatarcia granic osobistej integralności. Prowadzi to do przecenienia miłości, uczynienia z uczucia boga. Nie Bóg jest wtedy miłością, ale miłość staje się bożkiem. Takie więzi charakteryzują się zachłannością, domaganiem się absolutnego poświęcenia, paroksystyczną obawą przed odejściem.
To wszystko wydaje się być wielką miłością. A jest tylko niezdolnością do miłości prawdziwej. Nierealne oczekiwania rodzą ogromny lęk przed odtrąceniem i tworzą przestrzeń dla niepohamowanej agresji i złości w wypadku ich niespełnienia. Źródła takiego uczucia tkwią w niespełnionej, albo źle spełnionej, miłości rodziców.
Jak się uwolnić
Pozwól sobie na złość (gniew jest silniejszy niż lęk, silniejszy niż żal) i wykorzystaj ją do uwolnienia od kogoś, kto stał się dla ciebie sidłem, pasożytem uczuciowym. Przyjrzyj się swoim skrupułom, które nakazują ci opiekować się kimś takim. Może on tylko udaje biednego i godnego litości? Nie wierz swoim wyrzutom sumienia. A może to Ty jesteś kimś, kto nieustannie uzależnia - miej odwagę sobie to wyznać. Każdy kryzys emocjonalny jest szansą na wyzwolenie się z cyklu nieustannych uzależnień, uwolnieniem od wyniszczającej relacji. Kiedy więc jest z tobą już bardzo źle i odkrywasz, że więź z kimś po prostu cię zabija - jest to najlepszy moment, by zyskać siłę do uwolnienia.
Bałwochwalcze ubóstwienie
Ludzie rosną w przekonaniu, że ich życie powinno być pasmem zwycięstw, idealnych relacji, sukcesów, a o tragediach powinni dowiadywać się z wiadomości telewizyjnych. Że inni są po to, żeby zaspokajać nasze potrzeby, no i że wszystko co najlepsze należy się nam. To wizja obłędna i niebezpieczna. Im bardziej wyidealizowane mamy oczekiwania, tym rozpaczliwiej znosimy to, co jest realnością naszego losu.
Wyzwalające słowa Mistrza
Dlatego Jezus mówi tak trudne słowa: Kto nie niesie swojego krzyża, kto nie wyrzeka się wszystkiego, kto kocha matkę i ojca bardziej niż Mnie, kto za wszelką cenę chce być całe życie dzieckiem, które inni pieszczą, nie nadaje się do królestwa Bożego [dosłownie brzmi to tak: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mat 10,37-38) ]. Pozornie słowa te wydają się nas krzywdzić - pozbawiać ukochanych osób, uniemożliwiać miłość, zabraniać bliskich związków. Pozornie, bo Jezus po prostu odziera nas ze złudzeń, mówiąc przede wszystkim o takich właśnie - chorych - więziach z drugim człowiekiem.
Bóg nie chce chorych więzi
Bóg nie chce, żeby nasze życie okazało się ciernistym rozczarowaniem, na skutek z gruntu fałszywego ubóstwienia człowieka opartego na ułudzie życia bez cierpienia. Nie chodzi więc o odrzucenie ukochanych osób, ale o to, aby się nimi - ani ich - nie zniewalać. Nikt bowiem, żaden człowiek, nie uwolni cię od dźwigania krzyża - twojego istnienia. Na nikogo swojego ciężaru nie przerzucisz! „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści ojca, matki...”. Dlaczego tak radykalne i paradoksalne są żądania Jezusa!? Bo większość z nas od drugiego człowieka - męża, kochanka, przyjaciela, żony, przyjaciółki, dziecka, rodzica, ukochanej osoby - oczekuje zaspokojeń wręcz boskich. I to jest początek rozwodów, odtrąceń, rozczarowań, porzuceń. Istnieje w nas bałwochwalcze i dlatego błędne przekonanie, że jest gdzieś ktoś, ten jeden jedyny, kto wypełni pustkę, da szczęście i spełni wszystkie nasze oczekiwania. Nikt oprócz Boga nie jest w stanie zaspokoić tych pragnień. Trudno w to uwierzyć, dlatego uparcie szukamy idealnego męża, żony, dziecka, rodzica. Im usilniejsze poszukiwanie, tym dramatyczniejsza nasza historia. Im więcej krzyża w naszym życiu, tym silniejsza ucieczka w ideały, w kogoś, kto miałby od krzyża nas wybawić. Ale to krzyż ma wybawić ciebie od złudzeń, a nie złudzenia od krzyża! Nie istnieje idealny, superczuły, troskliwy człowiek, który zawsze i we wszystkim będzie cię zaspokajał. Jak powiedziałem, zwykle takie poszukiwania mają swoje źródło w domu, gdy nasza rodzina była „Golgotą”, a uczucia ciągle krzyżowane. Doświadczenie wielu osób potwierdza tę prawdę, że największe skłonności do idealizacji człowieka w tej dziedzinie mają osoby, które boleśnie przeżywały rozłączenie z rodziną, lub były z nią za bardzo związane.
Miłość chodzi zwykłymi drogami
Taką fałszywą i wyidealizowaną miłość trzeba mieć w nienawiści. O to chodziło Jezusowi - by się nie oszukiwać. Miłość chodzi po zwykłej drodze, a nie po Drodze Mlecznej! Właśnie taką deformację miłości potrzeba naprawdę mieć w nienawiści. Wszyscy jesteśmy naznaczeni grzechem i wszystkie nasze władze duchowe i psychiczne są grzechem napiętnowane. A to znaczy, że nasze wyobrażenie o miłości też jest zdeformowane grzechem i dlatego nigdy nie potrafimy od razu kochać bezgrzesznie i czysto. Możemy nauczyć się kochać właściwie, ale taka nauka uda się tylko wtedy, kiedy za nauczyciela weźmiemy sobie Prawdziwą Miłość, czyli Jezusa Chrystusa i jeśli będziemy cierpliwi i czyści. Żaden człowiek nie jest bogiem, natomiast Bóg potrafi być naprawdę ludzki.
Tylko prawda wyzwala
Miej więc odwagę spojrzenia prawdzie w oczy, napisano przecież najświętszymi słowami o tobie i Bogu: „Na pustej ziemi go znalazł, na pustkowiu, wśród dzikiego wycia, opiekował się nim i pouczał, strzegł jak źrenicy oka. Jak orzeł, co gniazdo swoje ożywia, nad pisklętami swoimi krąży, rozwija swe skrzydła i bierze je, na sobie samym je nosi - tak Pan sam go prowadził, nie było z nim boga obcego” (Pwt 32,10-12).
Literatura:
William Backus, C. Backus: „Potrzebuję Ciebie”;
Susan Forward, Craig Buck: „Toksyczne namiętności”;
Karen Horney: „Psychologia kobiety”;
Elizabeth Schlumpf, Heidi Werder: „Pułapki nadmiernej troskliwości”.
3