o Augustyn Pelanowski gn2007


GN 2007

Otwarte niebo nad dennym życiem …

Puste stągwie, puste serca …

Bez mapy ani rusz …

Bóg przegnany jak złodziej …

Zostaw, co złowiłeś …

Szczęście w nieszczęściu …

Promocja na dzień sądu …

Diabelski hot dog …

Posłuchaj! …

Obrzuceni nawozem grzechów

Smutek obserwatora …

Lustro dla potworów …

Nie uciekaj w sen …

Bezradność przy grobie …

Wiara z rany …

Rybak, który stał się pasterzem

Wszystko za wszystko …

Bóg jest Żywicielem …

Daj nam święty pokój …

Wszyscy jesteśmy tacy sami …

Pamiętaj! …

Cierpliwość jest wszystkim …

Odcinanie pępowiny …

To nie ja, to inni! …

Serce ojca …

Decyzja wypisana na twarzy …

Dywersja na terenie wroga …

Dwa denary …

Cały ten zgiełk …

Święć się imię Twoje …

Chciwość dzieli …

W kogo jesteś zapatrzony? …

Dojrzewanie przez podział …

Stągwie oczyszczenia …

Niespodziewana zamiana miejsc

Bóg chce być pierwszy …

Płacz poranionej owcy …

Pieniądze jako test sumienia …

Bogacze i Łazarze …

Nie zwlekaj, wyrywaj! …

Wdzięk wdzięczności …

Niebo otwarte, my zamknięci …

Niebezpieczeństwa anielskich uniesień …

Na drzewo …

Życie najwyższej jakości …

Świat jako plac budowy …

Nikczemnicy idą do nieba …

Buduj arkę …

Braterstwo baranka i wilka …

Pustynia to nie Lazurowe Wybrzeże …

Do pełna …

0x01 graphic

Otwarte niebo nad dennym życiem

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Chrzest nie zapewnia człowiekowi losu, w którym nic złego nas nie spotka, ale sprawia, że każde doświadczenie, nawet miażdżące, staje się uobecnieniem Ducha Pocieszyciela.

Był deszczowy dzień. Chodnik wyłożony betonowymi płytami był splamiony licznymi kałużami. Trzymałem w ręku drewniany różaniec. Chwila nieuwagi i leżał w brudnej kałuży jak mały wąż. Gdy wróciłem do celi, musiałem kilka chwil spędzić przy umywalce, by obmyć go z błota i przywrócić mu czystość. Pomyślałem o chrzcie. Jezus wszedł w rwącą kałużę Jordanu i chociaż nie potrzebował obmycia, samo obmycie uczynił na zawsze swoją Obecnością. Oczyścił oczyszczenie.

Żydzi wierzyli, że pewne miejsca, gdzie ich prorocy lub patriarchowie się modlili, na zawsze stały się duchowymi korytarzami, przez które można było otrzymać wyjątkowe łaski i być wysłuchanym w modlitwie. Tak było z górą Moria Abrahama, czy z Betel Jakuba, albo ze studnią Lachaj Roj Izaaka. Każde wydarzenie zachodzi w pewnej przestrzeni i ta przestrzeń już na zawsze jakby zapamiętuje charakter tego przeżycia, tym bardziej gdy jest ono nadprzyrodzone. Są miejsca święte, nacechowane modlitwą, przesycone kadzidłem, do których pielgrzymujemy i w których odnajdujemy nie tylko swoje, ale i czyjeś olśnienia duchowe.

Chrzest nie jest miejscem świętym, ale na każdym miejscu może uświęcić każdą duszę! Przy każdym chrzcie otwiera się niebo. To samo niebo, które otworzyło się wtedy, gdy On otrzymywał chrzest. A ogień? Mieszkałem w dzieciństwie w mieście, w którym była stara huta. Metalurgia w Świętokrzyskiem ma prehistoryczną tradycję. Kamienne bryły rudy żelaza, rdzawe i twarde jak wieloletni grzech, w starych piecach martenowskich rozpływały się w płynny strumień. Później walcowano użyteczne kształty. Woda oczyszcza, ogień przeistacza. Dwa żywioły, ale na pewno uboższe w moc, którą Duch Święty upodabnia nas do Jezusa Chrystusa. Chrzest jest sakramentem otwierającym nad nami niebo w każdym doświadczeniu - oczyszcza i przeistacza. Zawsze otwarte niebo, gdziekolwiek zatrzymamy się w strumieniu wydarzeń.

Chrzest nie zapewnia człowiekowi losu, w którym nic złego nas nie spotka, ale sprawia, że każde doświadczenie, nawet miażdżące, staje się uobecnieniem Ducha Pocieszyciela. Ducha, który stoi tuż obok nas jak wierny przyjaciel i jest darem nieskończonej i niewyczerpalnej miłości Boga. Od tej chwili nawet klęska, fiasko naszych planów, zawalenie się naszych pragnień, pożar niszczący wieloletnie konstrukcje naszych starań, potop zalewający błotnym od łez smutkiem nasze uczucia i myśli, to wszystko, a nawet choroba, starość i śmierć stają się zwycięstwem miłości Boga. A On przebacza, podnosi, nie opuszcza, uzdrawia, wskrzesza i wprowadza do świata, który już nie będzie skromnym przedsionkiem, jakim jest cały kosmos, lecz czymś cudowniejszym niż wszystkie gwiazdy na niebie.

Jezus stał na dnie rzeki, najniżej jak tylko można zejść na dno. Stanął w potoku wydarzeń, które płyną wartkim losem od naszego urodzenia aż po śmierć. Nagle otworzyło się niebo. Chrzest daje ci szansę odkrycia w nurcie twojego smutnego i dennego losu szczęścia nie z tej ziemi. Chrzest jak rzeka ciągle dostarcza czystej wody. Spójrz, jak szybko nurty łaski oczyszczają wszystko, co zanieczyściłeś. * * *

Puste stągwie, puste serca

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Im więcej imprez, tym większy lęk przed samotnością, im więcej zmysłowego zaspokojenia i upojenia, tym bardziej okradziony duch.

Bóg jest Bogiem wesela, a nie smutku, tyle że nasza tęsknota za radością od wczesnego dzieciństwa jest narażona na okaleczenie. Te okaleczenia sprawiają, że zamykamy się w sobie, odcinamy się od prawdziwych pragnień, zabraniamy sobie uczuć, przestajemy wierzyć w szczęście, podejrzewamy każdą radość o podstęp cierpienia.

Wielu ludzi boi się w piątek przeżyć najskromniejsze rozweselenie, gdyż są przekonani, że niedziela będzie pełna łez. Coraz mniej ludzi wierzy w udane małżeństwa, coraz częściej słowo „rodzina” kojarzy się z torturami psychicznymi. Ludzie zamykają się na doznawanie radości, szukają rozweselenia w uzależnieniach chemicznych, w pracoholizmie, w zajęciach pochłaniających uwagę, w obsesyjnej aktywności nawet o pozorach charytatywnych. W masturbacji i obżarstwie, w seksie i Internecie, upijaniu się piwem i wirtualnych grach, w których mszczą się na wygenerowanych potworach. I wszystko dlatego, że stłumiona tęsknota za prawdziwym weselem została zablokowana. Im bardziej nie wierzą w radość życia, tym usilniej oddają się hedonistycznym imitacjom.

Substytuty miłości, czułości, radości, sukcesu, przyjaźni są na wyciągnięcie drżącej ręki. Ale to wszystko tylko depresyjnie pogłębia smutek. Wiele matek daje swym dzieciom jedzenie zamiast czułości, wielu ojców daje dzieciom pieniądze zamiast rozmowy. Wielu ludzi młodych nie ma nic do zaofiarowania partnerom prócz seksu. Wielu ludzi woli oglądać godzinami ekranowe dramaty, niż zaryzykować uświadomienie sobie na minutę własnej tragedii. Odcinamy się od uczuć. Nie chcemy odczuwać głodu serca i zapychamy go czymkolwiek, co nas oszuka na chwilę, a nie zaspokoi na zawsze.

Czego naprawdę pragniesz? Szczęścia, czułości, miłości, rozmowy, rozweselenia, które nie jest pustym śmiechem. Kto ci może to dać? Tylko Jezus zaradził pustce kamiennych stągwi. Było ich sześć. To szóstego dnia stworzono człowieka. Żeby poczuć smak prawdziwego szczęścia, trzeba uczynić to, co mówi Jezus - zgodnie z zachętą Maryi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Wesele w Kanie jest nie tylko wydarzeniem rozpoczynającym szereg cudów Jezusa, ale też symbolem powołania człowieka do przeżywania nieskończonego i niewyczerpalnego wesela. Był trzeci dzień i zabrakło wina, za godzinę lub dwie wesele mogło się skończyć niemiłym zgrzytem.

Starosta weselny udawał, że wszystko jest w porządku. Zachowywał pozory panowania nad sytuacją. Jest mnóstwo ludzi, którzy już w połowie życia skazani są na sztuczny uśmiech, skrywający bankructwo uczuć i ducha. Ich radość z życia albo powiedzmy inaczej: ich wesele, stało się kurtyną zasłaniającą rozpacz i beznadzieję, deficyt i rozczarowanie. Im więcej imprez, tym większy lęk przed samotnością, im więcej zmysłowego zaspokojenia i upojenia, tym bardziej okradziony duch. Szczęście nie leży poza nami, lecz jest w naszym wnętrzu - w odkryciu w samotności pełni obecności Ducha Świętego. Któż jednak w to uwierzy? Kto jest owym wiecznym weselem i niegasnącym rozradowaniem dla człowieka? „Jezus rozradował się w Duchu Świętym…” (Łk 10,21). * * *

Bez mapy ani rusz

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Każdy z nas powinien rozpoczynać pierwszy krok, każdą decyzję, każdy dzień i tydzień - od odnalezienia swego miejsca w Biblii. Odnajdując się w Biblii, odnajdujesz się w życiu.

Łukasz przedstawia Jezusa w drodze do Jerozolimy. Oczy- wiście Jego droga ma również duchowy wy- miar zmierzania ku Jerozolimie zstępującej z nieba. Ludzkie istnienie wielokrotnie porównywano do wędrówki, pielgrzymki, drogi. To bardzo stara metafora. Wędrówki bywają banalne i odkrywcze, pielgrzymkowe i wojenne. Każda wędrówka ma za cel odnalezienie siebie w Bogu. Można jednak zabłądzić.

Zwykle ktoś, kto słabo zna szlaki turystyczne, nosi ze sobą mapę.

Gdy zgubi drogę, rozwija papierową płachtę i szuka nazwy miejsca, w którym się znalazł. Jeśli potrafi odnaleźć swoje miejsce na mapie, przestaje być zagubiony. Palec przesuwa się po nazwach zapisanych małymi literkami, aż natrafia na punkt, który przynosi ulgę. Wtedy wędrowiec wyzwala się od napięcia wynikającego z zagubienia.

Wszyscy zbłądziliśmy, ale Bóg ofiarował nam mapę życia - Świętą Księgę. Im częstsze porównywanie obecnego położenia z punktami na natchnionej mapie, tym mniejsze szanse zabłąkania się i rozminięcia z celem wędrówki. Chyba że mylnie odczytamy owe nazwy zapisane na papierze. Trzeba mieć przyzwyczajenie nieustannego sprawdzania etapów swej wędrówki z wyznaczonym na planie szlakiem. Jezus, odczytując zwój Izajasza, „znalazł miejsce”, gdzie było napisane o Nim. Odnalazł się w Księdze Życia. Odnalazł swoją misję odnajdywania zagubionych. Nie bez powodu Łukasz, na samym początku drogi Jezusa, tuż po doświadczeniu kuszenia na pustyni, umieszcza ten epizod z odczytaniem słów natchnionych. To punkt orientacyjny dla nas wszystkich. Właśnie tak każdy z nas ma rozpoczynać pierwszy krok, każdą decyzję, każdy dzień i tydzień - od odnalezienia swego miejsca w Biblii. Odnajdując się w Biblii, odnajdujesz się w życiu.

Nie wolno nam pominąć i tego szczegółu, że Jezus miał przyzwyczajenie (EIOTHOS) odczytywania Biblii. Wielu ludzi, których spotkałem, szczerze wyznawało, iż nie czyta Biblii, ponieważ jej nie rozumie. Z podobną ignorancją podchodzili do swojego życia, do jego sensu i celu. Przyzwyczajenie do złego nazywamy NAŁOGIEM, a przyzwyczajenie do najszlachetniejszych gestów ducha nazywamy ETOSEM. Etosem chrześcijanina jest odszukiwanie swojego miejsca w planach Wszechmogącego. Są przeróżne przyzwyczajenia, ale to one kształtują nasz charakter.

Niektórzy ludzie ukrywają podłość spektakularnymi przyzwyczajeniami, które mają oszukać ich samych i innych. Napisano o Piłacie, że miał zwyczaj uwalniania zawsze tylko jednego więźnia (Mt 27,15). Sprawiał wrażenie człowieka miłosiernego, by ukryć swoje okrucieństwo. Apostoł Paweł miał przyzwyczajenie używania Pism do przekonywania o tym, że jedynym uwalniającym wszystkich jest Jezus Chrystus (Dz 17,2). Przez jakiś czas był okrutnikiem, ale to właśnie dzięki Pismom zrozumiał doświadczenie, które powaliło go na drodze do Damaszku, i modlitwę Ananiasza, która uwolniła go od ślepoty. Zastanów się, czy umiesz rozczytać swoje doświadczenia na mapie Biblii i czy słowa Biblii dają się odnaleźć w twojej drodze, w miejscach, na które natrafiasz. * * *

Bóg przegnany jak złodziej

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Potrafimy nienawidzić Boga, ponieważ udowadnia nam, że traktujemy Go jak żebraka czy złodzieja.

Jezus w ogromnym spokoju przeszedł pomiędzy ludźmi, którzy Go chcieli strącić z góry. Ludzie, którzy Go tam wypędzili, zamienili za- chwyt w szał wściekłości. Fałszywa miłość łatwo przekształca się w prawdziwą nienawiść. Czasem tragedie zdarzają się nam po to, abyśmy opuścili środowisko, w którym są one możliwe.

Gdyby Jezus nie komentował Biblii, zapewne nie doznałby takiego potraktowania, ale ponieważ to uczynił, prawda nie mogła się już ukryć.

Najlepszym lekarzem jest ten, kto pozwala pacjentowi wyleczyć się z chorego mniemania, że jest zdrowy. Jeśli świat jest zakłamany, to prawda nie może się podobać. Prawda pociąga za sobą konsekwencję odrzucenia. Odtrącenie przez najbliższych wywołuje w nas lęk, pozostawia okaleczenie w uczuciach, wycofanie z życia, zamknięcie w obronnych schematach. Niekiedy czyni z nas ludzi nadskakujących innym. Nagłe odkrycie czy zdemaskowanie wspomnień związanych z odrzuceniem może wywołać wylew agresji, która jest uwolnieniem zagnieżdżonej złości. Najboleśniej odrzucają odrzuceni, którzy nie przebaczyli. Jednak jeszcze boleśniej ci, którzy skrzywdzili i nie chcieli tego w sobie uznać.

Jaki siniak na duszy ludzi z Nazaretu odsłonił Jezus swoimi słowami? Ci ludzie od lat nie mogli sobie przebaczyć, że odtrącili tak naprawdę Boga i uczynili z Niego „bozię!”. To daleka droga, najpierw uznać, że się przez wiele lat kpiło ze Stwórcy, później poprosić Go pokornie o przebaczenie, a wreszcie przyjąć siebie samego w skrusze i w końcu przebaczyć to sobie. Kiedy ktoś nam nagle uświadamia, że całe nasze staranie religijne jest imitacją czy podróbką, nie możemy tego znieść.

Największą nienawiścią człowiek jest w stanie obdarzyć tego, którego najbardziej skrzywdził, gdyż jego krzywda jest dowodem popełnienia niegodziwości. Potrafimy nienawidzić Boga, ponieważ udowadnia nam właśnie to, że traktujemy Go jak żebraka, którego wyrzuca się za drzwi, jak złodzieja, którego trzeba przegnać, jak złośliwca, który jest odpowiedzialny za całe nasze nieszczęście. Gdybyśmy zobaczyli, jak naprawdę traktujemy Boga w naszych modlitwach, zdziwilibyśmy się, dlaczego ciągle na nas się nie obraża. Kiedyś, na pewnych rekolekcjach, spytałem słuchających, jak poczuliby się w czasie rozmowy z kimś, kto bezczelnie okazuje oznaki zniecierpliwienia, obłudnie nas okłamuje i wmawia nam, że nas kocha, gdy tymczasem jego miłość jest zwykłą manipulacją?

Przy czym patrzy na zegarek, coś mamrocze pod nosem niezrozumiałego, albo dłubie w nosie i nagle przyspiesza swoją wypowiedź pretensjonalnie, po czym szybko nas pozostawia bez pożegnania? Powiedzieli mi, że poczuliby się obrażeni. Większość naszych modlitw tak wygląda, a może nawet gorzej. Kiedy On nam to pokazuje, czujemy do Niego złość i dziwimy się, czego od nas chce? Jakby to, co Mu rzucamy jak ochłap, modlitwy czy odstanie swego na Eucharystii, było heroicznym poświęceniem z naszej strony. Oczywiście na pewno znajdą się tacy, których oburzy to, co teraz przeczytali. * * *

Zostaw, co złowiłeś

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Najwięcej nawróceń dokonuje się wtedy, gdy to, co było naszym „łupem”, nagle wymyka się nam jak śliska ryba. Jeśli z Bogiem cokolwiek tracimy, to dlatego, by z Nim odziedziczyć coś o wiele piękniejszego

Za każdym razem, kiedy czytam tę historię o połowie na głębokiej wodzie, wyławiam coraz głębsze treści. W tym samym miejscu, gdzie Szymon doznał porażki, przeżył zwycięstwo, ponieważ był posłuszny słowu Bożemu. Ale na tym nie koniec. Kiedy wyciągnęli już sieci na brzeg, Jezus kazał im wszystko porzucić. Po co trudzić się kilka godzin z połowem, potem ciągnąć ze wszystkich sił sieć do brzegu, ryzykować zatonięcie łodzi, po czym wszystko porzucić? Mogli doprawdy poczuć rozczarowanie lub wybuchnąć pretensją do Jezusa. Ale nic takiego nie odnotowała Ewangelia. Podziwiam ich posłuszeństwo.

Zapewne wielu chrześcijan trudzi się, by czegoś w życiu się dorobić, założyć idealną rodzinę, dostać się na studia, wyjechać za granicę, zrealizować powołanie, spełnić marzenia i odnieść sukces. Po pewnym czasie wszystko tracimy i nic nie pozostaje. Czy mamy wtedy taką zgodę jak Apostołowie? Zgodę na sukces i zgodę na utratę? Żeby zrobić krok do przodu, trzeba oderwać nogę od pozycji, którą już zdobyliśmy. Bywają takie etapy w naszym życiu, które wydają się być kompletną ruiną, ale to tylko krok do przodu. Kiedy tracisz wszystko, możesz zyskać więcej niż wszystko. Zyskać samego Boga!

Kiedy Szymon i jego towarzysze porzucili sieci z rybami, ruszyli za Jezusem. To był ostatni wiersz tego fragmentu, ale pierwszy krok w nieznane z Bogiem. Najwięcej prawdziwych nawróceń dokonuje się wtedy, gdy to, co było naszym dotychczasowym „łupem”, nagle tracimy. Z naszych dłoni wymyka się powodzenie, jak śliska ryba. Ileż razy straciliśmy sens życia, cel życia, wartość życia, cały dorobek? Co wtedy? Odsłania się coś wspanialszego, cel nadprzyrodzony, wartość nie z tej ziemi, sens ponad wszelkie sensy! Tekst grecki użył w tym miejscu słowa, które oznacza nie tylko opuszczenie - afimi, też przebaczenie, czyli puszczenie w niepamięć! Co oczywiście nie oznacza wyparcia czy też zaprzeczenia! Jak bardzo możemy posunąć się do przodu, gdy po prostu komuś „przepuścimy” krzywdy! Kiedy nasze projekty na życie i plany na sukces nie wychodzą, łatwo o nieprzebaczenie właśnie tego, że się nam nie udało.

Takie niedarowanie sobie niepowodzenia może nas trzymać jak sieć. Możesz mieć pretensje do Boga, że nie pozwolił ci zrealizować twoich marzeń, możesz mieć żal do innych, że nie pomogli ci zatrzymać choć jednej rybki z sieci, która była ich pełna, możesz mieć żal do siebie, że nie okazałeś się przebiegły i dałeś się oszukać życiu. Z łowcy stajemy się złowioną rybą, która rzuca się w sieci swych niepogodzeń. Zostaw wszystko! Porzuć żal i pretensje, puść to, czego jeszcze kurczowo się trzymasz i idź za Jezusem. On ma coś piękniejszego dla ciebie. Jeśli z Bogiem cokolwiek tracimy, to tylko dlatego, by z Nim odziedziczyć coś o wiele piękniejszego. Czy trzymanie się kurczowo żalu i złości, nienawiści i nieprzebaczenia cokolwiek pomoże? Jezus pozwala iść dalej. Puść więc to, co jeszcze cię więzi i dogoń Go! Puść to, co ubóstwiałeś, aby chwycić samego Boga.

0x01 graphic

Szczęście w nieszczęściu

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Szczęście zaczyna się wtedy, gdy umiesz dostrzec w tym, co masz, dobro i rękę Boga! Nie dlatego czujesz się nieszczęśliwy, że czegoś nie masz, ale dlatego, że nie umiesz w tym, co masz, dostrzec dobra.

Najszczęśliwszy w życiu Abrahama był dzień, gdy został „załatwiony” przez kuzyna Lota, utracił piękny kawał ziemi wokół Sodomy wyglądający jak raj, a pozostała mu dąbrowa Mamre (hebr. gorycz). Zasmucony brakiem potomka i opuszczony przez kochanego Lota, pełen gorzkich uczuć, Abraham właśnie wtedy spotkał trzech aniołów, którzy zapowiedzieli mu narodziny Izaaka.

Najszczęśliwszy w życiu Izaaka był dzień, gdy cierpiał z powodu utraty ukochanej matki przy studni Lachaj Roj. Wtedy zobaczył po raz pierwszy Rebekę, swoją przyszłą żonę!

Najszczęśliwszy w życiu Jakuba był dzień, kiedy anioł go okulawił! Wtedy Bóg mu pobłogosławił.

Granica między szczęściem i nieszczęściem jest bardzo wąska. Największym nieszczęściem jest zastygnąć w powodzeniu jak w skorupie. Kiedy nam się powodzi, stajemy się przelęknionymi więźniami tego powodzenia. W społeczeństwach o wysokim stopniu rozwoju ekonomicznego jest więcej ludzi chorych psychicznie. Czy bogaci naprawdę są szczęśliwi? Czy doznają pokoju, nie mogąc zasnąć z powodu lęku, by nie utracić tego, co zdobyli? Czy zawsze mają czyste sumienie? Czy nie są zazdrośni i pełni pożądań, uwikłani w niebezpieczne układy i chorobliwe ambicje? Czy ich życie rodzinne jest udane? Czy ich dzieci na pewno dobrze są wychowywane? Czy nie są rozpieszczone i narcystyczne, albo pomijane i zaniedbane?

Szczęście zaczyna się wtedy, gdy umiesz dostrzec w tym, co masz, dobro i rękę Boga! Jego opiekę i miłość. Nie dlatego czujesz się nieszczęśliwy, że czegoś nie masz, ale dlatego, że nie umiesz w tym, co masz, dostrzec dobra, które jest ci potrzebne, by być blisko Boga. Większą biedą jest być pysznym niż ubogim, chciwym niż płaczącym, nieuczciwym niż wyśmianym. Szczęśliwy ten, kto żyje bogactwem Ducha, a nie bogactwem materialnym. Jezus mówi, że nagroda za doczesne utrapienia związane z wiernością Bogu spotka nas dopiero w niebie. Tak późno? Dlaczego nie teraz? Ponieważ jest tak wielka, że ten świat by jej nie pomieścił.

„Zapłata wasza jest w niebie!”. Jest tak ogromna, że tylko niebo ją pomieści. Popatrz na niebo, na gwiazdy, na planety, na księżyc, na tę nieprzeniknioną głębię czerni, i pomyśl, że to, co widzisz, to jeszcze nie jest prawdziwe niebo, tylko jego miniaturka. Nie ma na tym świecie takiego szczęścia i takiego wynagrodzenia, które byłoby właściwe za wierność Jezusowi i jego słowom. Nie każde cierpienie będzie tak obficie wynagrodzone, ale to, które zniosłeś z powodu Jezusa Chrystusa. W Biblii użyto słowa ZAPŁATA. To dwuznaczne słowo. Może oznaczać zarówno nagrodę, jak i karę. Każdy cios i upokorzenie, każde odtrącenie i niesprawiedliwość z tego powodu, że byłeś chrześcijaninem i doznawałeś bólu z powodu swej wierności Jezusowi, będą miały swoją zapłatę. Każdy czyn, każde słowo, każda myśl i każdy gest, każde cierpienie, i powodzenie, każda radość i smutek, mają swoje konsekwencje w wiecznym niebie. Nie ma straty na tym świecie, która nie byłaby wynagrodzona na tamtym. Nie ma też takiej nieuczciwości, która zostałaby pominięta przez odpłatę. * * *

Promocja na dzień sądu

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłosierdzie jest miłością tam, gdzie powinna istnieć już tylko zemsta.

Św. Paweł w Liście do Rzymian pisze, że Bóg nas pokochał, gdyśmy byli jeszcze Jego nieprzyjaciółmi. Bóg potrafi tak kochać wroga, aż ten stanie się przyjacielem! Jestem tego głęboko świadomy, że On mnie kochał jeszcze wtedy, gdy Go lekceważyłem, oskarżałem za swoje cierpienia, ignorowałem, a nawet nienawidziłem. Im bardziej Go raniłem, tym bardziej On leczył mnie swoim przebaczeniem.

Przemógł mnie i zgodziłem się w końcu na to, by mnie mógł kochać i bym sam odważył się kochać. Wcale nie jest łatwo podjąć decyzję o tym, by od pewnego dnia zacząć kochać innych. Żeby nienawidzić, nie trzeba podejmować żadnych decyzji, wystarczy przestać myśleć. Bóg wybaczył mi tak wiele grzechów i to nawet te grzechy, za które nie miałem odwagi prosić o przebaczenie! Nie potrafiłem Go niczym zniechęcić do siebie. Byłem nawet zły na to, że On nie chciał być zły na mnie, ale i to nie pomogło!

Jaki więc mam być wobec innych? Jaki mam być wobec tych, którzy dla mnie są tacy, jakim ja byłem przez tyle lat dla Niego? Czynić dobro wobec tych, którzy są złośliwi, dobrze życzyć tym, którzy źle mi życzą, błagać za tych, którzy mnie przeklinają. Pogodzić się z tym, że ktoś będzie mnie oszukiwał, nie domagać się sprawiedliwości wobec tych, którzy będą niesprawiedliwi. Obserwując z takiej perspektywy przyszłość, doznaję utraty tchu, jakbym stał nad bezdenną przepaścią.

Kiedy się już tam rzucę, nie będę mógł się cofnąć. Spadać ciągle w coraz głębszą miłość przebaczającą wydaje się zatratą siebie. Czy wyobrażasz sobie siebie samego nad taką krawędzią decyzji, by od tego dnia już tylko przebaczać? Skoro i tak świat jest pełen niesprawiedliwości, możesz uczynić z tego, co przeżywasz jako skrzywdzenie, najwspanialszą okazję, by stać się takim jak Bóg - miłosiernym! Dorastamy dzięki temu, co nas przerasta. Nie można być miłosiernym wobec tych, którzy cię kochają i szanują. To jest niemożliwe. Miłosierdzie jest miłością tam, gdzie powinna istnieć już tylko zemsta.

Czy Bóg zechciałby mnie lub ciebie ukarać za wszelką podłość, jakiej dopuściliśmy się w przeszłości, jeśli ja lub ty nie tylko nie będziemy domagać się ukarania tych, którzy wobec nas okażą się podli, ale nawet za nich będziemy prosili o zbawienie? Oto Wszechmogący daje nam wielką promocję, dzięki której nie będziemy obawiać się dnia sądu. Ta promocja to przebaczenie. Ale kiedy On przebacza, to tym samym mówi: PRZEBACZAJ TAK JAK JA! Przebaczaj w takim stylu jak Ja! Z takiej perspektywy można mówić Bogu: jak dobrze, że posłałeś na moją ścieżkę złych ludzi! Bóg obdarza nas największymi łaskami właśnie wtedy, gdy życie wydaje się najmniej łaskawe.

0x01 graphic

Diabelski hot dog

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Pokusa jest szansą na poznanie swych najgłębszych tęsknot. Kiedy już wiesz, czego pragniesz, musisz się zastanowić, kto ci to może dać: DIABEŁ CZY JEZUS?

Diabeł przystąpił do Jezusa na pustyni dopiero wtedy, gdy Jezus poczuł głód. Diabeł chce oszukać nasz głód miłości i tęsknotę za bliskością Boga. Kuszenie przypomina propozycję sprzedawcy fast foodu, który proponuje nam przeterminowane hot dogi po niższej cenie, podczas gdy jesteśmy w drodze do najwspanialszej restauracji w mieście zaproszeni przez burmistrza. Głód może sprawić, że skorzystamy z taniej oferty, zapychając swój żołądek ociekającym musztardą kawałkiem zieleniejącego mięsa, wepchniętego w czerstwą bułkę. Coś takiego właśnie czyni szatan. Stoi na naszej drodze i wie, że jesteśmy spragnieni boskiego pokarmu, ale wykorzystując swoją inteligencję i piekielne techniki socjotechniczne, proponuje nam konsumpcję własnych dań. Wpycha nam hot doga, żądając, byśmy zatrzymali się na zawsze przy nim i nigdy nie dotarli do życia w Bogu!

Jesteśmy głodni uczuć, wiedzy, władzy, efektów, namiętności, pieniędzy, miłości, komfortu, kłamstwa i prawdy. Człowiek w ogóle jest głodem. Ty i ja jesteśmy głodni, tylko za czym tak naprawdę tęsknimy? Do czego dążymy? Najbardziej atakowany jest w nas głód chwały, czułości, miłości oraz komfortu, wygody i zabezpieczenia. To widzimy w pokusach diabła. Dzięki temu, że kusił Jezusa, wiemy, co oferuje i co w nas samych jest najbardziej „wygłodniałe”. Pokusa jest szansą na poznanie swych najgłębszych tęsknot. Kiedy już wiesz, czego pragniesz, musisz się zastanowić, kto ci to może dać: DIABEŁ CZY JEZUS? Sprzedawca hot dogów czy BURMISTRZ MIASTA? Wybór należy do ciebie. Problem w tym, że sprzedawca fast foodów jest na wyciągnięcie dłoni i proponuje natychmiastowe zaspokojenie pustki, natomiast RESTAURACJA BURMISTRZA jest oddalona o kilka przecznic i nie widać jej gołym okiem. Przy obskurnym stoisku diabła stoją ludzie poplamieni musztardą i widać już u nich oznaki zatrucia. Niektórzy leżą na ulicy i wiją się z bólu. Ale ty masz w sobie tak potężny głód, że zastanawiasz się, czy iść dalej i szukać RESTAURACJI, czy też zapłacić za hot doga.

Przy stoisku diabła stoją ludzie, którzy ulegają cielesnej żądzy i wzajemnie się konsumują. Niekiedy jesteśmy świadkami namiętnych pocałunków osób, które na ulicy demonstrują swoje głody seksualne. Kiedy obserwuje się ludzi, którzy w uniformach elegancji sięgają po najwyższe stołki, mamy wrażenie, że nasycają się podziwem tysięcy popleczników, rozrzucając kiełbasę wyborczą. Ludzie gromadzą ogromne sumy pieniędzy w bankach, jak pierwotni neandertalczycy gromadzili góry mięsa po zabitym mamucie.

Przede wszystkim jednak jesteśmy głodni miłości. Jesteśmy gotowi nawet udawać miłość, by kogoś rozkochać w sobie! Są ludzie, którzy karmią się słowami „kocham cię” jak komunią. Tylko w Synu Bożym takie słowa okazują się jednak prawdą nieprzemijalną, wieczną, niezmienną. Niekiedy wydaje mi się, że tylko Bóg potrafi kochać, a wszyscy inni potrafią tylko tak mówić. Oczywiście możesz zatrzymać się przy innych słowach, ale możesz też dążyć do tego, by od Niego samego te słowa usłyszeć, a słowa w ustach Jezusa są Nim samym! Dlatego w Kościele pojawiła się taka rzeczywistość jak Eucharystia! * * *

Posłuchaj!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy twoje modlitwy są mówieniem Bogu, co On ma dla ciebie uczynić, czy też słuchaniem Go, by wypełnić to, co On ci mówi? Gdybyśmy wszyscy słuchali Boga, życie byłoby szczęśliwsze.

Głos z obłoku wskazał na Jezusa jako na kogoś, kogo trzeba słuchać. Nie chodzi o to, by po prostu kogoś wysłuchać jak wokalistę, ale o posłuszeństwo wierze. Paweł mówi na samym początku Listu do Rzymian, że od Chrystusa otrzymał nie tylko łaskę, ale i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze! Dość niejasne określenie dla współczesnego człowieka, ale ono tłumaczy sens powołania chrześcijańskiego.

Człowiek religijny może być bowiem nieposłuszny Bogu, nawet sobie nie uświadamiając, że Bóg nade wszystko oczekuje posłuszeństwa. To właśnie posłuszeństwo wierze przeistacza się w autentyczny kult. Mamy więc do czynienia z wersją „piracką” chrześcijaństwa oraz z oryginalną! Słowa z Taboru wyjaśniają się w posłuszeństwie woli Boga wyrażonej w objawieniu Chrystusa. Zakłada to jak najbardziej zażyłą relację z Jezusem, po prostu przyjaźń, w której masz czas dla wysłuchania Przyjaciela, aby rozeznawać, co jest wolą Boga i to wypełniać. Czyją wolę chcesz pełnić w swoim życiu? Czy twoje modlitwy są mówieniem Bogu, co On ma dla ciebie uczynić, czy też słuchaniem Go, by wypełnić to, co On ci mówi? Wiara i posłuszeństwo są ściśle ze sobą powiązane, i to do tego stopnia, że nie ma prawa nikt o sobie mówić, że jest wierzącym, kto nie poświęca codziennie czasu na pytanie Jezusa przez Jego objawione słowa: „Co chcesz, abym uczynił?”.

Wiara to nie pewność, że Bóg istnieje: złe duchy też wiedzą, że Bóg jest, ale nie są Mu posłuszne! Przypomnijmy sobie opętanego w Kafarnaum: on wiedział, kim jest Jezus, ale opierał się Mu! Nieposłuszeństwo i niewiara są ze sobą ściśle złączone. Media nieustannie prowokują człowieka do postawy tolerancji wobec perwersji i odrzucenia praw Boga, do buntu przeciw Kościołowi, do nieufności do pasterzy. Ale czy wyobrażamy sobie jakiekolwiek państwo bez posłuszeństwa? Czy jest możliwe funkcjonowanie jakiejkolwiek firmy bez posłuszeństwa? Czy choćby przedszkole może istnieć bez posłuszeństwa? Gdybyśmy wszyscy słuchali Boga, życie byłoby szczęśliwsze. Nieposłuszeństwo nie musi się wyrażać przez ewidentne dążenie do zła, o wiele częściej przez dążenie do dobra, którego Bóg nie zamierzał na tym etapie, albo do dobra poza Bogiem, do dobra, o którym Bóg nie mówi, że jest dobrem. Takie straszne zjawiska jak klonowanie czy eutanazja są przedstawiane jako dobro.

Pierwsza przestroga przeciw szatanowi św. Jana od Krzyża dotyczy posłuszeństwa, czyli zaufania Bogu. Gdy Mojżesz uczynił wszystko według tego, co mu Bóg nakazywał, na świecie pojawiła się pierwsza prawdziwa świątynia (Wj 23,40). Owocem nieszczęścia grzechu pierworodnego nie jest to, że człowiek chciał źle, ale to, że człowiek postanowił działać niezależnie od Boga, bez posłuszeństwa, a nawet w buncie. Człowiek wzgardził wolą Boga. Świat jest zbuntowany przeciw Bogu, przeciw rodzicom, systemom, nauczycielom, kapłanom, przełożonym… Katastrofa grzechu pierworodnego przypomina trafienie w punkt krytyczny struktury kryształu - jedno dotknięcie, które rozsypało całą hierarchię szczęścia. * * *

Obrzuceni nawozem grzechów

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dopóki nie zauważymy, w jakie gnojowisko zabrnęliśmy, nie mamy wcale ochoty na nawrócenie.

Drzewo inwestuje wszystkie siły w urodzenie owocu: wysysa z ziemi soki, dostarcza je przez pień do gałęzi, wypuszcza liście i poświęca piękno kwiatów, byleby tylko zaowocować. Drzewo bez owocu to po prostu drzewo bez możliwości odrodzenia się w nowym drzewie. Ten obraz drzewa figowego streszcza w sobie sens ludzkiego wysiłku, bowiem wszystko, co w życiu czynimy, jest po to, by się odrodzić w innym świecie, oddając siebie samych - jak owoc - Bogu.

Większość ludzi żyje jednak dla siebie samych i są oni jak drzewa, które nie rodzą owocu, żyją tylko tym światem, a nie światem, który ma przyjść. Ktoś taki nie widzi problemu. Wydaje mu się, że wszystko działa dobrze. Jest zdrowie, piękno, pieniądze, inteligencja, dostatek dóbr, miłość i powodzenie, używanie i nadużywanie ciała, ale nie ma troski o wieczność, o życie upodobnione do tego, który był „błogosławionym owocem żywota” Maryi.

Dla podkreślenia niebezpieczeństwa takiej sytuacji musi wystąpić coś, co jest sygnałem ostrzegawczym: NAWÓZ I SKOPANIE! Intensyfikacja cierpienia jest sygnałem, że najwyższy czas pomyśleć nie o tym świecie. Dopóki nie zauważymy, w jakie gnojowisko zabrnęliśmy z naszymi ideałami i planami, nie mamy wcale ochoty na nawrócenie, czyli na oddanie siebie Bogu. Gdy pojawia się dramat, gdy zawaleniu ulegają nasze projekty, gdy zostajemy obrzuceni nawozem naszych grzechów albo gdy czujemy się skopani przez kolejne doświadczenia losu, najwyższy czas pomyśleć w inny sposób o sensie życia. Wtedy zwykle trochę poważniej zaczynamy myśleć o Bogu. Przestaje On być „kulą u nogi”, a staje się jedynym, który bierze pod ramię i nas podtrzymuje. Kwitnie refleksja, nasze modlitwy pachną miłością i owocujemy gruntowną spowiedzią.

Bóg oczekuje od nas wiary w przyszłe życie po zmartwychwstaniu, bardziej niż my lękamy się rozpaczy z powodu porażki na tym świecie. Jeśli tej wiary w nas nie odnajdzie, w końcu zostaniemy wycięci. Bo po co żyć, skoro nie chce się żyć wiecznie?

Wspomnijmy Pompeje. To miasto było przesycone erotyzmem i oznaki nadużywania ciała są widoczne do dziś. Wyżycie było łatwe i tanie, najtańsze prostytutki brały po dwa asy, tyle, ile kosztował ewangeliczny wróbel. Przyjemnie i rozkosznie żyło się w Pompejach. Ale nie uratowało to miasta przed nagłą zagładą, a może ją nawet wywołało, tak jak w przypadku Sodomy? W jednym z zachowanych domów publicznych mozaika przedstawia ciała kochanków w lubieżnym uścisku, nieopodal, w szklanej gablocie, spalone w popiele wulkanicznym ciała ofiar, splecione w łudząco identyczny sposób. W jednej chwili całe miasto, jak bezowocne drzewo, żyjące dla własnej przyjemności, zostało wycięte. Rolę biblijnej siekiery odegrał ognisty Wezuwiusz, 24 sierpnia 79 roku. Jest jeszcze tyle miast, które mają ambicje stać się nowymi Pompejami! Dlaczego tak łatwo nam uwierzyć, że Bóg jest miłosierny, a tak trudno, że jest sprawiedliwy?

0x01 graphic

Smutek obserwatora

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy nie chcemy cieszyć się z czyjegoś szczęścia, nic już nie jest w stanie nas ucieszyć. Smutek zazdrości jest paraliżującą przeszkodą, by odczuwać radość z czegokolwiek

Przypowieść urywa się w połowie rozmowy ojca ze zbuntowanym na miłosierdzie synem. Dlaczego? Dlatego, że ona na tym świecie nie ma zakończenia, lecz ciągle się powtarza. Możemy przejrzeć się w obydwu synach i odnaleźć się w jednym albo w obydwu.

Obydwaj byli na polu. Jeden z nich tak odszedł, że wrócił. Drugi tak oddalił się od domu, że nie wyglądało to na odejście. Jeden z nich żałował, że zgrzeszył. Drugi natomiast, choć nie wyraził tego wprost, żałował, że nie zgrzeszył. Był tak blisko Ojca i jednocześnie nie wszedł do wnętrza Jego domu! Przypowieść nie pochwala uczynków pierwszego syna, ale ostrzega też przed postawą drugiego: pozornej poprawności moralnej. Syn służył od lat ojcu, ale tylko służył, czyli wykonywał obowiązki, zakazy i nakazy, nie szukał miłości i czułości w jego ramionach. Ani zmysłowość, ani mistyka nie pociągnęły go i nie ciekawiły.

Nie miał odwagi pogrążyć się w grzechu, choć naprawdę za nim tęsknił, co widać w jego pretensjonalnych wyrzutach: „Nigdy mi nie dałeś koziołka, abym ucieszył się ze swymi przyjaciółmi”. Tęskni za uciechami życia, ale ich sobie sam zakazał, choć niezrozumiale do ojca ma żal. Ojciec przecież mu mówi: „Dziecko, wszystko moje jest twoje!”. Co jest Ojca? Ojca jest uczta, czyli Eucharystia. Najdelikatniej jak mógł, dał synowi do zrozumienia, że w każdej chwili może sobie sprawić ucztę, ale tajemnicą pozostanie, dlaczego starszy syn ani w grzechu nie szukał radości, ani w domu ojca.

Tajemnicą są ludzie, którzy nie odważyli się szukać szczęścia w grzechu, ani w Bogu, ani na ulicy, ani na Eucharystii. Ludzie, którzy nie żyją, tylko obserwują życie innych, jak te panie z okien w blokowiskach, które całymi godzinami przyglądają się sąsiadom. Całe życie tkwią w jakimś żalu do życia, że im się nie udało odnaleźć szczęścia. Przyglądają się innym, ale nigdy sobie!

Stał więc smutny starszy syn, obserwując domostwo rozbrzmiewające muzyką i śpiewami. Polskie tłumaczenie tekstu nie oddało pewnego niuansu. Radość, którą chciał przeżyć syn, konsumując owego koziołka z przyjaciółmi, została nazwana tym samym słowem, które było radością z powrotu marnotrawcy, o której nieśmiało powiedział ojciec. Ta sama radość? Kiedy nie chcemy się cieszyć z czyjegoś szczęścia, nic już nie jest w stanie nas ucieszyć. Jeśli chodzi o mnie, to radzę wszystkim raczej ucztę w domu Ojca, bez potrzeby odwiedzania chlewnych agencji towarzyskich, ale odradzam też postawę obserwatora, który ze wszystkiego jest niezadowolony.

0x01 graphic

Lustro dla potworów

o. Augustyn Pelanowksi OSPPE

Kiedy człowiek nie dopuszcza do siebie wyrzutów sumienia, ma już tylko jedną drogę, by dać upust wewnętrznemu napięciu: obwiniać innych

Jezus nie pochwalał ani uczynków syna marnotrawnego, ani czynów kobiety, która cudzołożyła. Po raz drugi podkreśla, że o wiele niebezpieczniejsze jest osądzanie grzesznika niż jego grzech. O wiele niebezpieczniejsze było zgorszenie brata syna marnotrawnego, bo pozostawiało go poza domem ojca. Równie niebezpieczne było oskarżanie cudzołożnej kobiety dla tych ludzi, którzy ją w tym potępieńczym orszaku przywiedli do Jezusa, zamierzając ukamienować.

Rzucanie kamieniami świetnie przekłada się na obraz przerzucania na kogoś własnych, ukrytych oskarżeń sumienia. Nazwalibyśmy to po łacinie proiectio. Większość mężczyzn dość łatwo posądza kobiety o to, co w nich jest ukrytym i wstydliwym problemem. Kiedy na ulicy wulgarnie określają kobietę albo w ich spojrzeniu można wyczytać słowo „dziwka”, to nie jest to niczym innym, jak tylko źle tłumionym pożądaniem. Jeśli człowiek nie chce przyznać się sam przed sobą do pewnych schorzeń sumienia, staje się to wszystko albo obsesją, albo zacznie wyciekać na powierzchnię świadomości w postaci rzutowania na inne osoby swoich stłumionych wynaturzeń, w postaci projekcji. Przypisuje się wtedy innym dokładnie to, czego w sobie samym nie chce się uznać. Inni stają się lustrami lub ekranami naszych wewnętrznych potworów.

Tak więc, najczęściej ci, którzy skrywają wstydliwie nawet przed samym sobą nieuporządkowanie seksualne, są najbardziej skłonni w każdej kobiecie dopatrywać się zwyczajów wprost spod latarni, czemu zwykle w zawoalowany sposób dają wyraz, maskując to ironicznym lub złośliwym uśmiechem. Pewien psychiatra powiedział mi, że mężczyźni, którzy w stosunku do kobiet nadużywają wulgarnych określeń odnoszących się do seksualności, są upokorzeni przez własną pożądliwość i zwykle poważne grzechy ukrywają w swym sumieniu.

Ich sumienie jest krzywdzone, bo nie dopuszczają do siebie wyrzutów sumienia, co prowadzi do obwiniania zewnętrznych obiektów. Kiedy człowiek nie dopuszcza do siebie wyrzutów sumienia, ma już tylko jedną drogę, by dać upust wewnętrznemu napięciu: obwiniać innych. Nasza cywilizacja jest wyjątkowo wulgarna i chociaż ciągle różne grupy społeczne domagają się poszanowania kobiet, najczęściej skutek jest odwrotny, i właśnie one są ekranem zbiorowych projekcji. Coraz częściej słyszy się nawet z ust najmłodszych najstarsze przekleństwa.

Historia z kobietą, którą pochwycono na cudzołóstwie, każe nam się zastanowić, w jaki sposób owi mężczyźni przyłapali tę grzeszną kobietę? Dlaczego tak wiele trudu włożyli w przyłapanie jej in flagranti? Szczególnie nam, mężczyznom, powiedziałaby ta Ewangelia wprost w oczy: „To, o co głośno oskarżasz kobietę, zdradza to, czego skrycie od niej pragniesz!”.

0x01 graphic

Nie uciekaj w sen

o. Augustyn Pelanowksi OSPPE

Jeśli uciekamy przed smutkiem, magazynujemy go i w końcu on wybuchnie rozpaczą. Jeśli uciekamy przed tym, co jest nie do zniesienia, staje się to jeszcze bardziej nieznośne.

Ogród Oliwny, a właściwie tłocznia oliwek, nasuwa wiele skojarzeń z wizją miażdżenia owoców, aby mogły dać namaszczającą oliwę.

Gdy przed nami jawi się nieuchronność przyjęcia czegoś nie do zniesienia, czegoś przytłaczającego, uciekamy. Uczniowie ze smutku uciekli w sen. Smutkiem, przed którym uciekali Apostołowie, była nieznośna świadomość przegranej, odtrącenie przez ludzi, utrata Jezusa, wizja krzyża.

Podobnie czynimy, gdy dopada nas smutek, cierpienie, zmartwienie, lęk, udręka, nieznośna sytuacja, strata, niezadowolenie z siebie i życia, samotność, nuda istnienia, bezsens, wreszcie nieuchronność choroby czy nawet śmierci. Jezus nie chce, żebyśmy przed tym wszystkim uciekali, tylko z mocą modlitwy przeczekali, przecierpieli, albo przetrwali. Jeśli uciekamy przed smutkiem, magazynujemy go i w końcu on wybuchnie rozpaczą.

Chcemy otrzymywać jedynie pocieszenie i triumfalnie iść przez życie, ale to jest nierealna wizja losu ludzkiego. Po palmowych wiwatach, przychodzi smutek oliwny i nie jest dobrze przestać go doznawać. I tu jest podstawa konfliktu każdego chrześcijanina, jaki dramatycznie każdego dnia rozgrywa się w naszym sercu. Chcemy być z Jezusem, ale nie chcemy przyjąć tego, co jest ceną tej drogi. Chcemy mieć szczęście łaski uświęcającej i przyjemność grzechu, modlić się i używać życia, składać hołdy Bogu i nie doznawać żadnej przykrości.

Nawet w naszych modlitwach nie prosimy o wytrwałość w przykrościach, tylko o to, by Bóg je zabrał jak najszybciej. W imię Jezusa chcemy zawsze i koniecznie odnosić jedynie sukcesy, w imię Jezusa żądamy, aby inni zawsze nas rozumieli i byli dla nas dobrzy, w imię Jezusa żądamy, aby życie było komfortowe i pełne wygód, w imię Jezusa czynimy wszystko, aby inni z nas byli we wszystkim zadowoleni. To nie jest jednak chrześcijaństwo, tylko co najwyżej utajona forma nerwicy. Krzyż Chrystusa szepcze do nas cicho, że nie zawsze musimy odnosić zwycięstwa, nie możemy oczekiwać, by każda droga była palmowa, bo są i oliwne.

0x01 graphic

Bezradność przy grobie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

W pierwszej chwili zmartwychwstanie mogło być postrzegane jako coś gorszego niż śmierć. Nie zniechęcajmy się, jeśli coś nie dzieje się w taki sposób, jakbyśmy się spodziewali.

Trzy kobiety stojące przy pustym grobie z olejkami wonnymi w zaciśniętych dłoniach spoglądały po sobie ze zdziwieniem i bezradnością. Nie znalazły ciała Jezusa, i to właśnie wywołało ową bezradność. Kilka lat temu, będąc na pewnych rekolekcjach, zdarzyło mi się przeżyć coś podobnego. Chcąc udzielić Komunii świętej uczestnikom Mszy, podszedłem do tabernakulum, ale gdy je otworzyłem i zajrzałem do wnętrza, byłem zdziwiony, ponieważ okazało się puste. Ktoś po prostu na poprzedniej Mszy rozdał wszystkie komunikanty i chyba w pośpiechu zapomniał zatroszczyć się o uzupełnienie Świętego Pokarmu. Stałem więc bezradny, nie wiedząc, co uczynić.

Zapewne zarówno dla tych kobiet, jak i apostołów stojących przy grobie, brak ciała Jezusa musiał być faktem wstrząsającym. To, że ktoś umarł, można przeżywać, cierpiąc, ale to, gdy ktoś przestaje istnieć, gdy dematerializuje się jego ciało, albo znika w niewyjaśniony sposób, może doprowadzić do dezorientacji graniczącej z szaleństwem. W pierwszych chwilach tego odkrycia dramatem nie była już śmierć Jezusa, ale to, że On zupełnie zniknął, jakby Go nigdy nie było!

Nieobecność Boga jest przerażającym doświadczeniem. Każdy z nas byłby bezradny, gdyby pewnego dnia okazało się, że „Bóg nie umarł”, tylko Go naprawdę nigdy nie było. Kto wtedy wytłumaczyłby nam sens naszych bezsensownych nocy? Kto wynagrodziłby cierpienie zadane ręką niesprawiedliwą i nieukaraną? Kto wynagrodziłby szczęśliwszą nagrodą niż szczęście? Kto wydobyłby na jaw wszelkie ukryte zbrodnie i dał nadzieję na przyszłość sięgającą poza śmierć? Jaki cel i znaczenie miałoby wtedy w ogóle życie? Wydaje się, że owa niepokojąca bezradność mogła być wielką próbą, kuszeniem odbywającym się bez kusiciela. Bo obecność diabła, tak czy owak, jest jakimś dowodem obecności Boga, ale gdy kuszeniem staje się pustka, pozbawiona nawet demonicznego szeptu, wszystko, co dotychczas miało miejsce, wydaje się iluzją.

Niepewność kobiet przy pustym grobie podobna jest do sytuacji, gdy ktoś zatrzymuje się na skraju przepaści i spoglądając w jej głębię, na próżno szuka dna; albo gdy ktoś patrzy w lustro i nie widzi odbicia swej twarzy; albo też budzi się w nocy i w ogóle nie czuje ciała.

Podejrzewam, że potężniejszym ciosem niż śmierć kogoś, kto nadawał nam sens życia, jest zupełne zniknięcie tej osoby. Niewiasty były przerażone nie umarłym Jezusem, tylko brakiem jego ciała. W pierwszej chwili zmartwychwstanie mogło być postrzegane jako coś gorszego niż śmierć. Zdarzają się takie chwile, w których wszystko traci znaczenie. Jesteśmy bezradni i pozbawieni wytłumaczenia tego, co się z nami dzieje. Bóg nie tylko jakby znika z naszego życia, ale wydaje się być Wielkim Nieistniejącym. Nie zniechęcajmy się, jeśli coś nie dzieje się w taki sposób, jakbyśmy się spodziewali. Przetrwajmy zwątpienie i bezradność, oburzenie i strach. Nawet nie wiemy, jak takie chwile są nam potrzebne do uzupełnienia kształtów naszej wiary, by stała się na miarę wiary Abrahama, a może nawet jeszcze większej? * * *

Wiara z rany

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Błogosławieni, którzy nie widzą Boga, a jednak wierzą, że On ich nawet na chwilę nie spuszcza z oka. Błogosławieni, którzy tkwią w ciemnościach wiary i nie domagają się żadnych olśnień, cudów, objawień i znaków .

Szczęśliwym cierpieniem matki jest chwila, gdy jej ciało otwiera się i położna delikatnie wydobywa z jej wnętrza płaczące dziecko. Łono matki jest wtedy raną, która uwolniła życie. Dziecko zamknięte dotąd w ciemnościach łona matki zaczyna odczytywać nowy świat. Dotychczas słyszało tylko niezrozumiałe głosy, teraz może to wszystko zobaczyć i dotknąć, posmakować i poczuć, pojąć i poznawać. Dziecko poznaje teraz barwy i kształty, a głosy są już coraz bardziej zrozumiałymi dźwiękami noszącymi treści i mądrość.

Takim porodem jest wiara wydobyta ze zranionego wnętrza ciała Jezusa. Syn Boży, Nowy Adam zraniony w ciele, przeistoczył swe rany w miejsce narodzin wiary dla milionów Tomaszów. Księga Rodzaju mówi, że Bóg sprawił, iż Stary Adam pogrążył się w tajemniczym śnie, który tekst hebrajski nazwał TARDEMA. Jest to sen jak śmierć, zapadanie się w ciemność prawie dotykalną, pełną wątpiącego lęku i osieroconej tęsknoty. W czasie tego snu bok Adama otworzył się jak łono matki i z jego wnętrza Bóg wydobył kobietę. Samotność Adama była troską Boga i dlatego zranił go porodem kogoś, z kim mógł od tej chwili odkrywać miłość Stwórcy w jeszcze bogatszy sposób. Eliasz, w chwili zwątpienia, pogrążył się również we śnie, z którego nie chciał się już obudzić do dalszej drogi wiary. Wątpił. Obudził go anioł, raniąc go wzmocnieniem wiary. Piotr, aresztowany i osadzony w lochu przez Heroda, zapewne też miał w sercu zwątpienie, czy uda mu się wyjść z ciemnego lochu, w którym był skuty dwoma łańcuchami. Zasnął i nagle anioł uderzył go w bok, budząc go z tego koszmaru. Wszystko wydawało mu się ciągle snem, gdy zobaczył, że brama więzienia sama się otwiera, a on znajduje się przed drzwiami, zza których słyszał znajomy głos Rhode.

Można umrzeć, wierząc w sens swego życia i śmierci. Koszmarem jest żyć, wątpiąc we wszystko. Jezus uratował Tomasza od czegoś gorszego niż śmierć, uratował go od zwątpienia. Wiara Tomasza narodziła się z rany, z wnętrza ciała Jezusa! Jednak błogosławionymi Jezus nazwał tych, którzy nie potrzebują widzieć, dotykać, przekonywać się, argumentować, dowodzić, sprawdzać czy eksperymentować. Błogosławieni, którzy nic nie widzą, a jednak wierzą. Błogosławieni, którzy nie widzą Boga, a jednak wierzą, że On ich nawet na chwilę nie spuszcza z oka. Błogosławieni, którzy tkwią w ciemnościach wiary i nie domagają się żadnych olśnień, cudów, objawień i znaków. Tomasz zbliżył się najbardziej do Jezusa po zmartwychwstaniu, jeden jedyny, właśnie ten, który był tak daleko, zagubiony już w swym zwątpieniu. Żaden z apostołów nie włożył tak głęboko ręki ani palca do wnętrza ciała Jezusa. Żaden tak głęboko nie został dopuszczony do wnętrza Bożego Życia.

Jakie zwątpienie ostatnio nosiłeś w sobie? Jaka ciemność zachwiała tobą? Bezradność modlitw i daremne szarpanie zamkniętych drzwi zrozumienia? Jaki koszmar bezsensu cię dręczył? Czy wytrwałeś w próbie i zyskałeś błogosławieństwo niezłomności? Czy nie zwątpiłeś w Boga, mimo tego że wszystko wskazywało na to, że pozostawił cię samego? * * *

Rybak, który stał się pasterzem

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Noc Kościoła zaczyna się wtedy, gdy kapłani bardziej marzą o najnowszym laptopie niż o znajomości Słowa Bożego.

Połowy nigdy nie były najmocnieszą stroną Szymona Piotra. Gdyby nie Rabbi Jeszua, chyba nigdy by nie osiągnął wielkich sukcesów w łowieniu, nawet ryb. Piotr był rybakiem, a nie pasterzem, więc dlaczego został pasterzem dusz? Po połowie 153 ryb Pan powiedział do niego, aby pasł owce.

Co naprawdę kryje w sobie owo ewangeliczne przekwalifikowanie? Nie można cały czas tylko łowić dusz. W końcu trzeba też je nakarmić, odżywić, dawać im stały pokarm pokoju duchowego, prowadzić na coraz wznioślejsze łąki duchowych wyżyn, wyszukiwać drogi do nieba. Przebaczyć komuś grzechy, nawrócić rekolekcyjną mową czy upomnieniem w konfesjonale jest łatwiejszą sztuką niż cierpliwe, wytrwałe obdarowywanie miłością, znoszenie czyjegoś dojrzewania i prowadzenie latami. Połów nocą nie przynosi efektu, bo nie wystarczą nawet ogromne wysiłki rybaków dusz, gdy zabraknie im czasu na Słowo Boże. Noc Kościoła zaczyna się wtedy, gdy kapłani bardziej marzą o najnowszym laptopie niż o znajomości Słowa Bożego. Technologię elektroniczną obdarzamy dziś większym zaufaniem niż Boga.

I jeszcze ta prawa strona łodzi. Dlaczego akurat z prawej strony połów był tak obfity? Jeśli owa łódź jest obrazem Kościoła, to Jezus zdaje się wyraźnie mówić, że w Kościele nie ma szans na sukces w działaniu „na lewo!”, a już na pewno nie uda się zachęcić ludzi do tłumnego uczestnictwa w liturgii, gdy zabraknie w niej tych, którzy wyjaśniają Słowo Boże, i gdy zabraknie elementarnej prawości! Ale prawa strona łodzi to coś więcej niż tylko działanie zgodne z prawem Boga i ludzką prawością. Prawa strona to strona Mesjasza, który zasiadł po prawicy Boga Wszechmogącego, po zdeptaniu grzechu i szatana. To również strona owiec, a nie kozłów ze sceny sądu miłosierdzia. To być może szansa dla tych, którzy woleli prawe oko i prawą rękę sobie odciąć, niż stracić królestwo Boże.

Czy łowienie ryb jest aluzją do potopu Noego? Jeśli tak, to Bóg daje szansę nawet tym, których zatopiły odmęty grzechu. Dopóki jest sieć Kościoła, jest szansa. Co będzie, gdy jej zabraknie?

0x01 graphic

Wszystko za wszystko

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Oczekuj wszystkiego od Boga i wszystko Mu wyznawaj. Wszystko za wszystko. On może to, czego ty nie możesz i co uznajesz za niemożliwe.

Owce słuchają pasterza, znają jego głos, jego śpiew, intonację. Dzieje się tak, gdyż dzień w dzień słuchają jego głosu, jego słów. Chodząc za nim po pastwiskach, lgną do niego i przywiązują się niezwykle mocno, choć niedostrzegalnie. Ale ich przywiązanie to zbyt mało dla nierozerwalności. Pasterz ma zasadę, którą objawia jak przysięgę: nikt nie wyrwie ich z jego ręki. Dla upewnienia dodaje, że nikt też nie wyrwie ich z ręki Ojca. Wyobraźnia podpowiada tu obraz dwóch rąk, właściwie dłoni, ogarniających stado. Owe dłonie jak skrzydła opiekuńcze kojarzą się z symbolem Ducha Świętego, gołębicą.

Konieczne są trzy kroki, aby poddać się prowadzeniu przez Boskiego Pasterza. Słuchanie głosu, szczerość, która nie ukrywa niczego przed pasterzem, i wreszcie towarzyszenie Mu wszędzie, czyli naśladowanie. Najczęstszym wezwaniem Biblii, skierowanym do człowieka, jest wołanie o posłuszeństwo, czyli o słuchanie słów Boga! To jest zawsze w życiu duchowym pierwszy krok. Wiara pochodzi ze słuchania i jest jakimś najszlachetniejszym gatunkiem posłuszeństwa, odbywającego się dość często bez zrozumienia dróg, którymi każe chodzić Bóg. Bez tego kroku nie ma następnych.

Kiedy Jezus mówi, że zna swoje owce, znaczy to, że są one dla Niego przejrzyste, niczego nie ukrywają przed Nim. On je zna po imieniu, ale znaczy to również, że zna historię każdej z nich i jej sumienie. Żadna z tych owiec nie jest pominięta albo obojętna pasterzowi. Znać to rozumieć we wszystkim i mieć siłę być wyrozumiałym. Tylko Jemu każdy z nas może powiedzieć nawet to, czego w sobie samych nie rozumiemy, mając pewność, że On na pewno to zrozumie. Nikt więc, kto stara się ukryć cokolwiek przed Jezusem, nie może uczestniczyć w marszu tego Bożego stada ku nowemu światu, który jest stworzony w Chrystusie. Jestem przekonany, że poznawanie owiec dokonuje się w konfesjonale, kiedy właśnie pasterzowi wyznajemy wszystko i w tym wyznaniu dajemy się poznać takimi, jakimi jesteśmy naprawdę. Słuchanie pasterza i dawanie się Mu poznać, słuchanie słów pełnych chwały i miłości oraz wyznawanie prawdy o naszej nieprawości - oto droga życia. Oczekuj wszystkiego od Boga i wszystko Mu wyznawaj. Wszystko za wszystko. On może to, czego ty nie możesz i co uznajesz za niemożliwe. W Nim jedynie złóż swoje zaufanie jak wszystkie swoje oszczędności. Módl się tak, jakbyś liczył pieniądze, odkładając je do skarbca Jego serca. Gdy On dostrzega w kimś całkowite zaufanie, podobne do tego, jakim kieruje się owca, idąc za swoim pasterzem, ulega mu i zwraca się w jego stronę. Przyciągniesz w ten sposób Jego miłość do siebie. Owca idzie za pasterzem, nie myśląc nawet o tym, gdzie idzie i nie lękając się tego, co ją spotka. To przyciąga Jezusa, gdy pokładamy w Nim taką ufność, która pozwala iść bez obawy nawet z zamkniętymi oczami.

0x01 graphic

Bóg jest Żywicielem

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy miłość, która nie przekracza granic tego, co opłacalne, korzystne, rozsądne i wykalkulowane, jest jeszcze miłością? Miłości nauczyli mnie tylko ci, którzy mnie wykorzystali.

Jezus im bliżej był krzyża, tym usilniej objawiał swoją miłość do uczniów. Przez najczystsze gesty, ale też przez długie mowy i wyjaśnienia, w których ze wzruszeniem i nieustępliwą wolą zachęcał słuchających do miłości. Czas się kurczył. Odejście było coraz bliżej, dlatego starał się mówić o tym, co najważniejsze.

Ludzie w naszej epoce już nie szukają dowodów na istnienie lub nieistnienie Boga. Szukają prawdziwej i wytrwałej miłości. Ewangelia jest skutecznie i prawdziwie głoszona jedynie wtedy, gdy uczniowie Jezusa, którzy ją obwieszczają, mają siłę nie tylko kochać, ale i być kochanymi. Mają siłę do wzajemnej miłości. Trzeba większej odwagi do tego, by być kochanym, niż do tego, by kochać. Gdy ja kocham, to jeszcze mam wolność do wycofania się, zamknięcia się, zwątpienia, ucieczki albo po prostu udawania. Ale gdy pozwalam innym mnie kochać, to decyduję się na to, by inni mnie emocjonalnie i duchowo „skonsumowali”.

Tych, którzy nie spożywają Komunii świętej, na pewno zdziwi to, co napisałem. Gorszą się ci, którzy zazdroszczą, ale nie mają odwagi przyznać się do tego. Mnie nigdy nie zgorszyły Jezusa słowa o spożywaniu Jego Ciała i piciu Jego Krwi. Tak, daje nam życie wieczne, gdy nam się daje „zjeść”! Niektórzy jednak z uczniów zgorszyli się takimi słowami i już nie chodzili z Jezusem. Jest o tym mowa w 66. wierszu 6. rozdziału Jana. Znamienna liczba! Matka karmi dziecko swoim mlekiem i nikt się tym nie gorszy, a Bóg karmi Ciałem i Krwią, więc dlaczego miałoby to być zgorszeniem?

C.S. Lewis napisał: „Bóg jest ŻYWICIELEM, który rozmyślnie stwarza własne pasożyty, powołując nas do życia, byśmy mogli Go wyzyskać. To jest miłość”. Tak, to jest wzór samej miłości i wszystkich miłości. Co myśleć więc o Jego wezwaniu, gdy mówi, żebyśmy się nawzajem tak kochali, jak On nas pokochał? A jak On nas pokochał? Pokochał tak, że dał z siebie ostatnią kroplę krwi, choć wystarczyła jedna do zbawienia, jak powiedziała św. Teresa z Lisieux. Drżę, kiedy zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, z jakim Bogiem związałem się na całe życie. Drżę, bo kochać jak ON, oznacza tak samo jak On dać się wykorzystać, oszukać, zdradzić, dać się zmiażdżyć jak kęs chleba w ustach.

Dać się pogryźć, a ja nie lubię, gdy inni mnie kąsają! Dać życie tym, którzy mnie go pozbawią, i jeszcze uczynić to z miłości, a nie tłumiąc nienawiść i mściwość. To mnie przerasta. Rozumiem słowa Jezusa, jakie skierował do swych uczniów, posyłając ich na misję, gdy kazał im iść jak owce między wilki… na pożarcie! Ktoś powie, że to nie miłość, tylko jakieś szaleństwo. Ale czy miłość, która nie przekracza granic tego, co opłacalne, korzystne, rozsądne i wykalkulowane, jest jeszcze miłością? Miłość nie jest wyrachowaną strategią liczącą na jakiś posag, tylko zatraceniem siebie dla zbawienia innych, po prostu poświęceniem. Miłości nauczyli mnie tylko ci, którzy mnie wykorzystali. Żałuję, że nie miałem wytrwałej miłości do tych, od których uciekłem, próbując uratować siebie. * * *

Daj nam święty pokój

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Duch Święty jest jak wiatr, który nie rozrzuca, ale układa, nie przewraca, ale podnosi, nie gasi, ale rozpala, nie trwoży, ale dodaje pewności.

Jezus odchodzi, aby mógł przyjść Duch Święty. Bóg odchodzi tylko po to, by przyjść jeszcze bliżej nas. Dlatego Jego odejście jest pokojem. Mówi zwykłe słowa o pokoju, posługuje się codziennym żydowskim pozdrowieniem, ale w tym kontekście i w Jego ustach wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru. Kiedy więc mówi, że zostawia Apostołom pokój, to nie jest to jedynie życzenie dobrego dnia. Pokój Jezusa nie oznaczał jedynie czegoś w rodzaju uciszenia ich rozmów albo uspokojenia ich podnieconych emocji. Pokój, który daje Chrystus, jest darem doprowadzającym człowieka do szczęścia. Pokój ten ma moc całkowitego posklejania na nowo popękanego, a nieraz rozbitego na kawałki człowieka. Wyobraźmy sobie naczynie porcelanowe, które rozbiło się na drobne kawałeczki. I nagle ktoś nakazuje tym setkom rozbitych cząsteczek stać się na nowo całością, i to nieskalaną nawet jedną rysą! To właśnie jest pokój Chrystusa.

Jego słowa nie są życzeniami. Mają moc rozkazu, któremu nic nie może się sprzeciwić. Kiedy Jezus mówi, że daje uczniom pokój, oni doświadczają tego nie jako efektu ich osobistego wzięcia się w garść, ale jako interwencji odpowiadającej mocy stworzenia. EIRENE to dar wewnętrznej zgody na siebie, która staje się pogodzeniem ze wszystkim, co może spotkać na zewnątrz. On ich nie poprosił, by sami się uspokoili, lecz dał im ten pokój. „W tym jednym słowie, wypowiedzianym właśnie przez Jezusa, stojącego tu, pośród nich, jest więcej, niż człowiek może oczekiwać” (J. M. Lustiger). Pokój Jezusa pozbawia lęku i trwogi, integruje wewnętrznie i zewnętrznie ludzkie istnienie. Jest też słowem, które w starożytności oznaczało szczęście. Hebrajskie SZALOM znaczyło również wybawienie przez Mesjasza.

Niezwykła moc ukrywa się w zwykłych słowach Biblii. Być może jakaś iskra tego pokoju przepływa do kogoś, komu po prostu z miłością mówisz słowa codziennego pozdrowienia? Niezwykłą świętość Bóg umieścił w sercach zwykłych ludzi. Jezus tak usilnie prosił o pokój nie dla siebie, tylko dla innych. To mnie bardzo dotyka, gdyż najczęściej modlę się tylko o własne uspokojenie nerwów. Odkrywam w sobie tak mało troski o pokój dla innych, i to nie jakiś święty spokój, uspokojenie emocji czy uciszenie płaczu, ale o pokój, który jest zharmonizowaniem, odtworzeniem w Duchu Świętym, wybawianiem z chaosu. Czuję teraz zachętę do tego, by więcej modlić się za innych, z większą usilnością, z błaganiem, aby nikt z tych, których spotkałem, nie był pozbawiony pokoju Chrystusa.

Moi bracia i siostry potrzebują tego pokoju od Ciebie, Jezu. Pokoju, który jest bardziej nieustraszony niż odwaga bohatera. Gdy się ma Twój pokój, już się nie przeżywa lęku czy zmieszania. Ten pokój przynosi PARAKLET, Duch Święty, wszak pokój Jego trzecim owocem, jak zapisał Paweł w Liście do Galatów. Duch Święty jest jak wiatr, który nie rozrzuca, ale układa, nie przewraca, ale podnosi, nie gasi, ale rozpala, nie trwoży, ale dodaje pewności.

0x01 graphic

Wszyscy jesteśmy tacy sami

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Żaglowiec bez mocy wiatru nie może wypłynąć na pełne morze, a chrześcijanin nie ma mocy do żeglowania po tym świecie bez tchnienia Ducha Świętego, który jest jego mocą, nade wszystko w słabości.

W pismach Nowego Testamentu greckie dynamis oznacza moc cudotwórczą, uzdrawiającą albo uwalniającą, która emanowała z osoby Jezusa. Po kuszeniu na pustyni Jezus wrócił do Galilei w mocy Ducha, a była to taka potęga duchowa, że mógł uzdrawiać. Tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc z Niego wychodziła i uzdrawiał wszystkich. Ta sama moc Ducha Świętego osłoniła Miriam w dniu zwiastowania. Mocy tej doświadczyła kobieta, która uchwyciwszy się szat Jezusa, doznała uzdrowienia z krwawienia. Moc Ducha zstąpiła na Apostołów, gdy szli w pierwszą misję. Mieli moc uwalniania i uzdrawiania, stąpania po wężach i skorpionach. W pełni ta moc objawi się w ponownym przyjściu Jezusa.

Dla nas najważniejsze jest to, by nie zapominać, że ta moc doskonali się w słabościach. Najpiękniejszą stroną słabości człowieka jest pokora, uniżenie się! Jest ono dogłębnym poznaniem prawdy o sobie i jej przyjęciem. Kiedy człowiek ma taką postawę, wtedy najchętniej nawiedza go Duch Święty. Jeśli Bóg ma w nas być wszystkim, my musimy stać się niczym. Zgoda na własną nędzę i bezsilność nie jest łatwa. Poznanie swojej nędzy może wywołać w nas bunt i niepogodzenie się z samym sobą, złość czy załamanie. Prawda może nas zmiażdżyć. Potrzeba w tym doświadczeniu miłości do siebie samego, a nie zgorszenia sobą. Św. Augustyn pisał: „Byleś dał łaskę do wypełnienia tego, co nakazujesz - nakazuj, co chcesz”. Już synod w Orange w 529 roku, potępiając herezję pelagiańską, stwierdził, iż człowiek sam z siebie nic nie może. Oczywiście nic w sprawie zbawienia, bo potrzebuje łaski Jezusa Chrystusa, a więc mocy Ducha Świętego. Ujawnienie się takiej Bożej mocy potrzebuje tylko jednego warunku: prawdy o sobie samym, czyli świadomości nędzy i bezsilności. Tylko totalne ubóstwo duchowe, czyli rezygnacja z mniemania o sobie, że jest się zdolnym do podniesienia się ze zła i jego skutków na mocy własnych dobrych chęci i wysiłków, sprowadza wszechmoc Ducha Świętego. W pewnym sensie rozpacz Sartre'a była zrozumiała, gdy mówił: „Człowiek może był kiedyś dobry, ale z pewnością było to bardzo dawno”. Tak, był, ale przesiąkł złem i bez wybawienia w Chrystusie może tylko marzyć lub łudzić się, że jest dobry.

Dlatego nie załamuj się swoją bezsilnością, nie zamartwiaj nieudolnością, nie osądzaj się, że nic ci nie wychodzi. Jezus to przewidział. Nie bądź zgorszony sobą, gdy widzisz, że stać cię tylko na podłość grzechu. Niech cię nie dziwi twoja kondycja duchowa, tylko moc Ducha, który z kogoś takiego jak ty jest w stanie uczynić świętego. Zniechęcanie się jest oznaką zaufania do siebie, a nie do Ducha Świętego. Święty Jakub mówi, że wszyscy (a nie niektórzy!) często upadamy (Jk 3,2). Dlatego nie myśl, że ktoś jest lepszy od ciebie. Wszyscy jesteśmy tacy sami.

0x01 graphic

Pamiętaj!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Ozdobą duszy jest pamięć o tym, co Bóg dla niej uczynił, aby ją wybawić z niewoli. Czy pamiętasz wszystko, czego dokonał Bóg w twoim życiu?

Jezus powiedział o Duchu Świętym, że przypomni Apostołom wszystkie Jego słowa, gdy przyjdzie. Trzeba sobie więc przypomnieć, że Biblia pierwotnie nie była pismem, lecz powtarzaniem słów, które przetrwały tylko dzięki pamięci ludzi. W Księdze Wyjścia, przy opisie ucieczki z Egiptu, zapisane są wezwania do Izraelitów, aby słowa Boga umieścili sobie między oczami jako ozdobę i przypomnienie. Któż z nas nie widział, choćby na fotografii, tajemniczej skrzyneczki na czołach ortodoksyjnych żydów, w której są ukryte słowa objawionego wezwania do miłowania Boga. Ozdobą duszy jest pamięć o tym, co Bóg dla niej uczynił, aby ją wybawić z niewoli grzechu, śmierci i sił ciemności. Czy pamiętasz wszystko, czego dokonał Bóg w twoim życiu?

Czy potrafiłbyś wymienić ciąg wydarzeń w twojej historii, które układają się w drogę wyjścia z Egiptu grzechów, głupoty, niewiary, zdeformowanych uczuć, skostniałych schematów myślowych, które kazały ci postrzegać świat w najciemniejszych barwach? Czy pamiętasz, w jaki sposób Jezus podawał ci rękę, aby podnieść cię z kolejnego upadku? Jak uwolnił cię z nałogów, do których powracałeś? Jak rozwiązał więzy uzależnień? Czy znasz i pamiętasz historię swojej rodziny? Każdy Izraelita znał na pamięć swoją genealogię i historię swojego narodu w zbawczej interpretacji.Czy potrafiłbyś zapisać historię swojego życia w formie siedemdziesiątej czwartej księgi biblijnej? Czy pamiętasz wydarzenia, słowa, uczucia, przeżycia, ludzi, sny i najdrobniejsze znaki, i to wszystko, co było interwencją aniołów albo wprost Ducha Świętego, aby zmienić bieg twojego życia w pomyślny i pełen nadziei?

W naszej religijności za mało jest rozpamiętywania tego, co się czyta w świętych księgach. Wielu ludzi zadowala się modlitwą, odmówieniem Różańca, przeczytaniem brewiarza, odczytaniem tekstów liturgicznych. Ale po co się to robi, jeśli nie towarzyszy temu odwołalnie do pamięci, do własnego życia? W Psalmie 49 czytamy: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną”. Bezmyślne wyrecytowanie tekstów, choćby najświętszych, niczego w nas nie zmienia, bo nie są to teksty magiczne, lecz ożywiające, i potrzeba żywego odczytania, rozpamiętywania, by ujawnił się w nich Duch Święty. Czytanie słów Jezusa nie jest deklamacją, ale rozpamiętywaniem czy też wewnętrznym porównywaniem z własnym życiem.

Jeśli mamy dziś prosić o przyjście Ducha Świętego do nas, to prośmy Go o to, byśmy uruchomili w sobie pamięć zbawienia. Mnie osobiście bardzo zdumiało, gdy czytałem po raz pierwszy Księgę Liczb, że zostały w niej zapisane wszystkie etapy drogi przez pustynię, nieraz z podaniem najdrobniejszych szczegółów. Nic nie jest bez znaczenia, gdy się podejmuje wysiłek drogi ku zbawieniu. Do takiego postrzegania świata i życia, które widzi Boże znaki na naszej drodze, potrzebna jest pamięć oświetlona światłością Ducha Świętego. Dzięki Niemu nie ulegamy sklerozie duchowej. Dzięki Niemu mamy wizję przyszłości, gdyż pamięć przeszłości jest korzeniem owocnej przyszłości.

0x01 graphic

Cierpliwość jest wszystkim

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy osiągamy jakiś poziom istnienia zbyt szybko, na skróty, wtedy ujawnia się w nas żądza lub zachłanność bestii. Na wszystkich drogach życia na tym świecie potrzebna jest cierpliwość.

Pamiętam z dzieciństwa zaćmienie słońca. Moja babcia wzięła kawałek szkła i ku mojemu zdziwieniu okopciła go nad świeczką, potem kazała wyjść z domu i obserwować słońce przez ten prymitywny filtr. Nie dość że słońce było zasłonięte księżycem, to jeszcze ciemny filtr zabezpieczał moje oko przez porażeniem światłem. Ale na czyste światło można spojrzeć tylko przez zasłony, jeśli nie chce się oślepnąć.

Nie możemy znieść czystego światła prawdy. Musimy czekać albo spoglądać na nie przez zasłony stworzonego świata. Potrzeba cierpliwości. Bóg ujawnił się na poziomie świata materialnego poprzez mądrość słowa w czasie, bo czas jest istotną cechą tego świata. Czas to przede wszystkim rozwój, a nie tylko przemijanie.

Księga Przysłów językiem poezji opowiada o przechodzeniu Mądrości stwórczego słowa od bezładu pierwotnej materii do form bardziej złożonych i doskonalszych, aż do istot żywych i inteligentnych. Światło i ciemność, ziemia i niebo, woda i ogień, ryby i ptaki, drzewa utworzyły komnatę, w której mógł pojawić się człowiek, czyli podobieństwo samego Boga. Każde z tych stworzeń stanowi jakąś zasłonę samego Stwórcy, jakiś filtr!

Mądrość Bo- ga, dokonawszy stworzenia świata zewnętrznego, przeszła do tworzenia głębi ludzkiego ducha. List do Rzymian daje nam obraz tego działania, począwszy od usprawiedliwienia inicjującego nowe stworzenie, przez etap wiary, która daje dostęp do łaski, przez ucisk, który tworzy wytrwałość, przez szlachetność cnoty przechodzi do nadziei, a ta dopiero staje się komnatą miłości rozlanej przez Ducha. Na takim tle łatwiej nam pojąć, dlaczego Jezus mówi swoim uczniom, że mógłby jeszcze wiele im powiedzieć, ale nie są gotowi znieść blasku prawdy i Duch doprowadzi ich stopniowo do pełni poznania.

Nawet pełnia prawdy o Bogu, który jest Trójcą, potrzebuje czasu, rozwoju, przygotowania, bo ta prawda wymaga filtrów naszych pojęć, by ją w ogóle sobie przedstawić. Bóg dokonuje swoich dzieł, stopniowo oswajając człowieka z łaskami, które zawsze są zbyt wielkie, by je po prostu przyjąć. Nadmiar dobra może być nie do zniesienia. Lud wybrany, wszedłszy do Kanaanu, miał zdobywać Ziemię Świętą stopniowo, gdyż, jak mówi Księga Wyjścia, rozpanoszyłyby się dzikie zwierzęta, które spustoszyłyby obiecaną przestrzeń uświęcenia narodu. Kiedy osiągamy jakiś poziom istnienia zbyt szybko, na skróty, wtedy ujawnia się w nas żądza lub zachłanność bestii. Na wszystkich drogach życia na tym świecie potrzebna jest cierpliwość, a przede wszystkim na tej drodze, która wiedzie poza ten świat. „Cierpliwość jest wszystkim. Rosnąć jak drzewo, które nie przyspiesza krążenia swych soków, które ufnie wytrzymuje wiosenne wichry, nie lękając się tego, że lato mogłoby nie nadejść. Lato przychodzi. Ale przychodzi ono tylko dla tych, którzy umieją czekać, tak spokojni i otwarci, jakby mieli nad sobą tylko wieczność. Każdego dnia, za cenę cierpień, które błogosławię, uczę się tej prawdy: cierpliwość jest wszystkim” (R.M.Rilke). * * *

Odcinanie pępowiny

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy osiągamy jakiś poziom istnienia zbyt szybko, na skróty, wtedy ujawnia się w nas żądza lub zachłanność bestii. Na wszystkich drogach życia na tym świecie potrzebna jest cierpliwość.

Bóg każdemu z nas dał matkę, by była pierwszą osobą na tym świecie, okazującą nam serce. Może dlatego, że ona właśnie nosiła nas pod sercem? Matka wychowuje, chroni, karmi, pieści, uczy słów, nosi na rękach, troszczy się i leczy, otacza ochronnym murem ramion. Jest pierwszym etapem miłości Boga do nas.

Nie zawsze jednak jest tak, jak chciał Bóg. Dla niektórych dzieci, macierzyństwo jest doświadczeniem nie tyle bezpieczeństwa, lecz nadtroskliwości lub zawłaszczenia.

Zdarza się, że matka potrzebuje dziecka bardziej niż dziecko matki i wykorzystuje je, by zabezpieczyć się emocjonalnie. Niekiedy matka nie ma nikogo innego, kto by ją kochał. Wtedy potrzebuje dziecka, by wymuszać miłość, zamiast nią obdarowywać. Matka może stać się boginią kontrolującą życie dziecka i zmuszającą je do realizowania jej ambicji i oczekiwań. Dziecko zaczyna odczuwać, że absolutnie nie może się z nią porozumieć. Matka im bliżej jest niego, tym odleglejsza dla niego się staje. Mimo dorosłego wieku syna lub córki ciągle traktuje ich jak dziecko, które bez niej by zginęło.

Wmawia mu, że rozumie je lepiej niż ono samo siebie. Obwinia, gdy nie spełnia jej życzeń, oczekiwań, ambicji, potrzeb. Rywalizuje ze współmałżonkiem i stara się wypchnąć go ze sfery wychowania, by roztoczyć swą władzę nad wnukami. Nie liczy się z wyborami czy przekonaniami córki lub syna. Kiedy wreszcie ktoś chce się usamodzielnić, odgrywa rolę opuszczonej i skrzywdzonej, aby dziecko zrezygnowało dla niej ze swego życiowego powołania. Przez całe życie, trzeba przed nią ukrywać prawdę i udawać kogoś, kogo ona chce kreować. W ten sposób nie pozwala dorosnąć swojemu dziecku. Na takim etapie uwiązania syn lub córka ma już ogromne problemy z osobowością, idzie do psychiatry albo łapie się na marzeniach o samobójstwie.

Eliasz, by tchnąć nowe życie w syna wdowy z Sarepty, odebrał go z łona matki i zakrył swoim ciałem, ocienił własną, ojcowską osobowością, przez którą Duch Ojca niebieskiego wskrzesił dziecko. Musiało być jednak przerwanie tej zwyrodniałej więzi, jaka istniała dotychczas między tą kobietą a jej synem. W takim układzie można mówić o emocjonalnym kazirodztwie. Słowa straszne, ale coraz częściej się potwierdzające w społeczeństwie. Jezus zatrzymał pochód ludzi wiodący jedynaka na cmentarz i, słowem Boga, wskrzesił go. W jego życiu, które finiszowało się drogą na cmentarz, musiał pojawić się ktoś, kto zatrzymał ten kierunek toczenia się losu.

Nie wiemy nic o relacjach między nim a jego matką, ale ten kondukt może mieć znaczenie symboliczne. Bywają takie odniesienia między matką a dzieckiem, które wiodą tylko na cmentarz, choć wydają się być karawaną nadtroskliwości. Celem życia nie jest ani bycie częścią życia matki, ani jej idolem, tylko, jak mówi Paweł w lekcji drugiej, objawienie się życia Syna Bożego w naszym życiu. Jezus musi objawić się w moim życiu i to jest jedyny cel.

0x01 graphic

To nie ja, to inni!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Minimalizujemy zwykle złość czynu, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy... Wszystko po to, by uniknąć prawdy o samym sobie.

Wystarczyło, że Dawid uznał i wyznał swój grzech, by usłyszał od Natana, że Bóg odpuszcza mu jego winę. Tylko ten grzech jest nieodpuszczalny, którego nie chcemy wyznać Bogu. Ale żeby cokolwiek wyznać, trzeba najpierw uznać w sobie, że popełniliśmy nieprawość.

Minimalizujemy zwykle złość czynu, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy, a nawet niektórzy dopuszczają się świętokradczych spowiedzi, nie wyznając tych najpodlejszych czynów. Wszystko po to, by uniknąć prawdy o samym sobie.

Od czasu do czasu pojawia się u mnie ktoś, kto nie potrafi niczego sobie przypomnieć. To nie tylko emocje, wstyd, zażenowanie, czasem jest to mechanizm wypierania prawdy, którym człowiek posługiwał się całe życie. Są i tacy, którzy notoryczne cudzołóstwo nazywają potknięciem, kradzież pożyczeniem, zarozumiałość uważają za poczucie wartości, nienawiść i brak przebaczenia ukrywają pod maską użalania się i uskarżania na innych, chciwość nazywają oszczędnością, złośliwość obroną własnej godności, brak modlitwy tłumaczą pomyśleniem o Bogu, pogardę dla innych uważają za wymierzanie sprawiedliwości, obmowę tłumaczą odwagą mówienia o kimś prawdy, a kiedy mówią z uśmiechem, że „lubią sobie wypić”, to często oznacza, że są awanturnikami i alkoholikami.

Na pewno Szymon faryzeusz nie popełnił takich grzechów jak ta kobieta. Nie potrafił jednak być tak prawdziwy jak ona. Jego pogarda i niepohamowane osądzanie wszystkich były obrzydliwsze niż cała jej rozwiązłość. Nie dziwię się, że Jezus posługuje się porównaniem ze świata finansów, gdyż wielokrotnie spotykałem się z pewną przedziwną prawidłowością. Otóż zdarzyło mi się wiele razy, że ktoś przychodził do mnie i uskarżał się nie tyle na swoje grzechy, co raczej na duże zadłużenie finansowe albo na to, że został okradziony lub oszukany. Nie wiem, czy zawsze tak jest, ale w tych przypadkach, z którymi miałem do czynienia, często takie kłopoty finansowe były informacją dla sumienia. Pewna grupa tych osób była po prostu zadłużona wobec Boga moralnie, ale nie uznawała swoich grzechów.

Niewielu ludzi jest zdolnych do właściwej wyceny swego sumienia. Jeśli potrafią ocenić uczciwie swoje czyny, nie są wtedy skorzy do oceniania innych, bo dogłębnie widzą, że nikt nie może zapłacić za ich długi moralne, oprócz Odkupiciela. Większość jednak w innych widzi źródło swych problemów. W innych widzi wady, złośliwość, perfidię, podstęp. To inni są winni, inni są zazdrośni, inni są pożądliwi, inni są niewierni, inni nas dręczą, inni są wyniośli, inni kradną, inni oszukują. Takie myślenie prowadzi w końcu do konkluzji: „Skoro inni są tacy źli, to dokąd będę taki dobry? Już czas zawalczyć o siebie!”. I dochodzi do tego, że z całą premedytacją zaczynają być takimi, jakimi w istocie zawsze byli, ale wzbogaceni o motywację ratowania siebie spośród przewrotnego pokolenia. Jak bardzo jesteśmy przeniknięci złem, kiedy już tylko źle innych widzimy i tylko zło w nich dostrzegamy? * * *

Serce ojca

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Ojciec nazywa świat dziecka i nadaje sens, uczy definiowania i wyznacza granice.

Zachariasz usłyszał w świątyni proroctwo o swoim synu, czyli Janie Chrzcicielu: „Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały”. Serca ojców nakłoni ku dzieciom. Te słowa mówią o misji uzdrawiania ludzkich rodzin, zanim dojdzie do uzdrowienia odniesienia człowieka do Boga. Zadajmy bowiem pytanie: czy odtrącenie dziecka przez ojca naturalnego może wpływać na tę więź, jaka powinna łączyć to dziecko z Ojcem niebios? Autoagresja, skłonności samobójcze, samookaleczenia, nienawiść do życia, brak sensu życia, brak tożsamości, zaburzenia w tożsamości płci, bunt wobec Boga, wreszcie satanizm, zboczenia seksualne, mają swoje korzenie aż nazbyt często w braku ojcostwa lub jego deformacji.

Aby człowiek wrócił do posłuszeństwa wiary i odkrycia w Bogu Ojca, konieczne jest odbudowanie autentycznego ojcostwa. Nie jest tajemnicą, że ludzie często w ogóle nie chcą mieć dzieci, dlatego że sami są na poziomie dziecka, które ciągle szuka uzupełnienia swych dziecięcych potrzeb, choćby we współmałżonku. Ojciec powinien się troszczyć o swoje dzieci, pomagać w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące na przykład sensu życia czy norm postępowania. Pisał o tym Jan Pawel II w adhortacji Redemptoris Custos. Ojciec nazywa świat dziecka i nadaje sens, uczy definiowania i wyznacza granice. Ojciec jest osobą, która mówi nawet milczeniem, czego mamy przykład w Józefie. Wystarczy jego obecność i zdolność do podejmowania życiowych decyzji.

Owszem może istnieć milczenie, które nie jest żadną odpowiedzią, bo jest obojętnością wobec dziecka. Wtedy rodzi się w dziecku rozczarowanie, agresja, dezorientacja, depresja, szukanie quasi-ojcostwa w grupie kibiców czy w gangach ulicznych. Dziecko jest pełne pytań, a ojciec powinien być pełen odpowiedzi. Przeciętny amerykański ojciec rozmawia dziennie ze swymi dziećmi 10 minut, a dziecko spędza jedną trzecią dnia przed ekranem.

Dzieci czują się niepotrzebne i dlatego szukają sposobu wyładowania złości. Pojawia się przemoc, nadpobudliwość, dekoncentracja. Jeśli dziecko otrzymuje komunikat, że jest ono ojcu zupełnie niepotrzebne, to czy w ogóle jest potrzebne Bogu? Giovanni Bollea stwierdził, że „rozwód działa na dzieci destruktywnie: u wielu pojawiają się zaburzenia psychosomatyczne, lęki, tiki czy jąkanie się, nawet na kilka lat przed samym rozwodem. One po prostu zaczynają czuć, że atmo- sfera pomiędzy rodzicami jest fatalna i stają się ofiarami lęku przed rozpadem rodzinnej struktury, która dawała im bezpieczeństwo i sens życia”.

0x01 graphic

Decyzja wypisana na twarzy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Tylko ludzie prymitywni uważają, że życie idzie swoją drogą, a wiara swoją. Ludzie wysoko cenią tylko to, co osiągnęli dzięki wysiłkom, a nie to, co im łatwo przyszło. Jezus nie obiecał swoim uczniom łatwego chleba.

Trud rodzi determinację, która wzmacnia pragnienie! Bez silnego pragnienia dojścia do celu nigdy się go nie osiągnie, a nic tak nie wzmaga pragnienia jak właśnie przeszkody. W „Przewodniku błądzących” Majmonides napisał o człowieku, że powinien całym swoim życiem i wszystkimi swoimi uczynkami być nakierowany na jeden cel: na Boga. Twierdził, iż taki poziom zaangażowania woli charakteryzuje tylko nielicznych ludzi, a jeśli już w nich zaistnieje, zrównuje ich z prorokami. Najważniejsze przykazanie mówi, że Boga trzeba kochać totalnie - całym sercem, wszystkimi siłami, całą duszą, w każdym miejscu i w każdym czasie. Tylko ludzie prymitywni uważają, że życie idzie swoją drogą, a wiara swoją.

Księga Kapłańska do zwierząt nieczystych zalicza również wieprza. Jako argumentację, która uzasadnia jego nieczystość, podano, iż ma rozdzielone racice i nie przeżuwa. Być może mieli rację Ojcowie Kościoła, widząc w tym zwierzęciu kogoś, kto rozdziela życie i własną religijność na dwie rzeczywistości i nie przeżuwa słów Biblii. Taki człowiek jest rozdwojony wewnętrznie, toteż ślady jego postępowania są podwójne, jakby miał racice wieprza.

W Jezusie widzimy niezwykle spójną wolę. Całym sobą zmierza do jednego celu, do Jerozolimy, i idzie drogą miłości Boga i człowieka. Geografia Jego wędrówki nakłada się zupełnie na duchową peregrynację do celu swego powołania. To, co przeżył w geograficznej Jerozolimie, miało związek z tym, co otworzyło bramy niebieskiej Jerozolimy. We wszystkim bowiem co tu, na ziemi, przeżywamy, dokonuje się wędrówka do nieba. Kardynał Martini zauważył, że wiersz mówiący o podjęciu przez Jezusa decyzji pójścia do Jerozolimy, ma w sobie zadziwiającą treść. Oryginalny tekst brzmi „to prosopon esterisen”, co dosłownie znaczy: „zatwardził oblicze!”.

Twarz Jezusa wyrażała odtąd nieugiętość postanowienia, utwierdzenie w powziętej decyzji. Dotychczas Jego Oblicze było pełne współczucia i miłosierdzia, ale w momencie skierowania się do Jerozolimy nabrało kamiennej powagi. Wola Jego staje się niezłomna, kiedy perswaduje uczniom, że jeśli naprawdę chcą pójść za Nim, muszą uznać bezwzględny charakter tego wyboru oraz wszystkie jego konsekwencje.

Rozpoznając nieustępliwą wolę Jezusa, wzmocnij się, abyś nie uciekał przed sobą i przed Bogiem, przed wspólnotą, pracą, rodziną, przed dojrzewaniem, lękiem o jutro. Ptak, który chce wzbić się w górę, używa dwóch skrzydeł, ugina nóżki i odbija się od ziemi. Angażuje całe ciało, wszystkie siły, całą moc, i nie ma w nim wahania, czy ma się wzbić w niebo, czy też pozostać na ziemi. W jego skrzydłach wszystkie pióra są rozłożone, by zwiększyć powierzchnię nośną. Nie miałby szans na uniesienie się w powietrze, gdyby tylko jednym skrzydłem próbował się odbić od powierzchni ziemi, tym bardziej gdyby używając tylko jednego pióra, pragnął szybować po niebie.

0x01 graphic

Dywersja na terenie wroga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Są trzy motywy strącenia szatana: wywyższenie Jezusa na krzyżu; ewangelizacja; życie w pokorze i w skromności. Te trzy motywy upadku szatana to twoja dywersja na terytorium okupowanym przez demony.

Uczniowie po- wrócili z misji i opowiadali z entuzjazmem o uwalnianiu ludzi od demonów. I wtedy właśnie Jezus powiedział im, że widział szatana, spadającego z nieba jakby błyskawica. Głoszenie królestwa w ubóstwie i prostocie było walką duchową strącającą szatana z nieba.

Motyw upadku szatana z nieba występuje jeszcze w dwóch innych miejscach Nowego Testamentu. Pewnego dnia do Jezusa jeden z Apostołów przyprowadził Greków (por. J 12,20 i n.). Jezus odczytał ten znak przybycia pogan do Niego jako sygnał zbliżającej się męki i uwielbienia Boga w zbawczej śmierci. Jest zatrwożony, ale wbrew temu uczuciu woła do Boga: „Ojcze, uwielbij swoje imię!”. Ludzie stojący obok myśleli, że zagrzmiało lub że przemówił anioł. Ojciec bowiem odpowiedział z nieba: „I uwielbiłem, i jeszcze uwielbię!”. Po usłyszeniu tych słów Jezus powiedział, że jest sąd nad tym światem i władca tego świata zostanie wyrzucony. A On sam będzie wywyższony ponad ziemię, aby pociągnąć wszystkich do siebie. Widzimy więc, że nie tylko głoszenie królestwa jest walką z szatanem i strąceniem go z nieba, ale też męka Chrystusa, wywyższenie i uwielbienie imienia Ojca w posłuszeństwie aż po krzyż.

Wreszcie najbardziej chyba znanym tekstem, mówiącym o strąceniu szatana z nieba jest wizja z 12 rozdziału Apokalipsy. Jan mówi o ucieczce Niewiasty na pustynię po narodzinach syna, który został porwany do nieba. Niewiasta spędza 1260 dni na pustyni, ukrywając się przed smokiem. To nie jest tchórzostwo, to skromność, pokora, życie ukryte. Ukrywać się przed smokiem to unikać własnej chwały, unikać własnej samorealizacji w dumie, to nie ulec pokusie bycia wielkim i sławnym, potężnym i podziwianym, bogatym i nieomylnym, doskonałym i wyniosłym. Wtedy właśnie Michał Archanioł wchodzi w starcie z szatanem i jego demonami i strąca ich z nieba wprost na ziemię. Niewiasta o dwóch skrzydłach orła ucieka na pustynię, z dala od węża. Niewiasta to nie tylko Kościół, nie tylko Maryja, ale też każdy z nas, któremu zakomunikowano: „Bądź z dala od węża, żyj z dala od okazji do grzechu! Żyj w niemożności popełnienia grzechu, jakbyś żył na pustyni”.

Są więc trzy motywy strącenia szatana: 1) wywyższenie Jezusa na krzyżu, czyli posłuszeństwo Bogu aż po śmierć, które odwraca zakodowane w naturze ludzkiej nieposłuszeństwo; 2) ewangelizowanie, czyli życie dla nawrócenia innych; 3) życie w pokorze, w skromności, w wyrzeczeniu, na pustyni, z Miriam z Nazaretu. Te trzy motywy upadku szatana to twoja dywersja na terenie okupowanym przez demony. Niech to nie umknie twojej uwagi. Michał strącił szatana z nieba, ale wąż i jego demony zostały strącone na ziemię, czyli na poziom ludzkiego świata! Nasza ziemia jest teraz polem potężnej bitwy. Wojna o niebo jest zakończona - zostało oczyszczone w czasach Jezusa, teraz jest wojna na ziemi! Dlatego pamiętaj, że to, co strąca szatana z nieba, to samo strąca go poniżej ziemi. To są trzy wyrwy w szykach demonów. Nasze imiona są wtedy zapisywane na tablicach nieba, na zawsze w chwale Boga.

0x01 graphic

Dwa denary

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina! (Ap 6,5-6)

Następnego dnia wyjął dwa denary (Łk 10,35). Tobie i mnie dał Jezus w tych dwóch denarach zarówno Stary, jak i Nowy Testament, ale i dwa nierozdzielne ze sobą przykazania, dzięki którym masz kredyt do miłowania. Bo gdy trudno ci kochać drugiego człowieka, czyli gdy brakuje ci już pierwszego denara, sięgasz jak ręką do sakiewki i wyjmujesz drugi denar miłości Boga - przypominasz sobie, jak bardzo Bóg cię pokochał mimo twoich grzechów. Ta pamięć daje moc do kochania tych, których już nie mamy sił kochać. Jezus też znosił jarzmo grzechów moich i twoich, a przecież nie porzucił w połowie drogi krzyżowej krzyża i nie powiedział: „Dość, już nie mam siły! Mam już dość waszych grzechów, nie znoszę was i nie będę was dalej znosił!”. My też nie powinniśmy „nie znosić kogoś” tylko „nieść dalej”, bo i Jezus nas niesie. Kiedy więc brakuje ci cierpliwości i za grosz nie masz już miłości dla kogoś, sięgaj po drugi denar, przypominaj sobie, że Bóg ciebie kocha mimo twoich grzechów.

Nie potrafi siebie nienawidzić ktoś, kto choć raz w życiu przebaczył. Jest taki tekst w Apokalipsie, który pogłębia zrozumienie dwóch tajemniczych denarów, dwóch pieniążków, które wrzuciła do skarbony w świątyni uboga wdowa. „A gdy otworzył pieczęć trzecią, usłyszałem trzecie Zwierzę mówiące: Przyjdź! I ujrzałem: a oto czarny koń, a siedzący na nim miał w ręce wagę. I usłyszałem jakby głos w pośrodku czterech Zwierząt, mówiący: Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina!” (Ap 6,5-6). Dwa denary tym razem oznaczają inną prawdę: nie czyń różnicy, nie porównuj twojego urażonego serca z sercem, które cię uraziło, bo nie wiesz naprawdę, co jest cięższe. Jeśli ktoś cię zranił, to wiedz, że wcześniej sam był zraniony. I ty otrzymałeś tylko kwartę pszenicy. Ten zaś, który cię zranił, trzy kwarty jęczmienia z ciemnego klepiska, na którym spotkały go uderzenia cięższe, niż możesz sobie wyobrazić.

Nie porównuj się z osobą, która cię dotknęła, bo nie wiesz, jak jej jest ciężko. Może być tak, że twój ból to tylko „kwarta”, a jej większy od twojego o „trzy kwarty”. Zobacz, że ten anioł wołał, że za jedno jak i drugie jest jedna cena: denar! Wobec Boga każde cierpienie jest warte jednego cierpienia odkupieńczego, które wypłacił za nas Jezus! Nie wolno nam krzywdzić oliwy i wina i nie wypłacać miłości miłosiernej, i być chciwym na cierpliwą łagodność. Gospodarzem twojego serca jest Ojciec niebieski, stąd w Koronce do Miłosierdzia Bożego mówimy: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci ciało i krew (awers i rewers pierwszego denara), duszę i bóstwo (drugi denar) Najmilszego Syna Twojego”. Potrzeba ofiarować Bogu Ojcu Jezusa odnalezionego w tych wszystkich, którzy są zagubieni. Znasz tę osobę, znasz ją bardzo dobrze, tę, której możesz ofiarować oliwę i wino i zapłacić za nią dwa denary!.

0x01 graphic

Cały ten zgiełk

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Modlitwa głębi domaga się wyrzeczenia samych siebie bardziej niż życie aktywnei moralne.

Gdy przyklękamy do modlitwy, zamknąwszy drzwi izdebki, z naszego wnętrza wyłaniają się hałaśliwe echa wszystkich doznań z ostatnich kilkudziesięciu godzin, a czasem i lat. Na zewnątrz już jesteśmy Marią z Betanii, ale z wnętrza wydobywają się okrzyki Marty. Maria słucha słowa Bożego, przysiadłszy przed kolanami samego Boga.

Marta wydobywa z naszej pamięci orszak wspomnień i zmartwień wzbudzający tumany kurzu uczuciowego: gniew, złość, wspomnienia, lęki, przywiązania, ciekawość odgłosów dochodzących z ulicy, rozpraszające bzyczenie muchy, rozmowy przeprowadzone w ciągu dnia, zdrowe wyrzuty sumienia i te neurotyczne, pretensje, niepokój o najbliższych, impulsy żądające natychmiastowej rozmowy telefonicznej. To wszystko jest jakimś niepotrzebnym wtrącaniem się Marty, żądającej dalszej aktywności, dalszego usługiwania i krzątania się w porządkowaniu naszego światka. Możemy jednak temu całemu zgiełkowi powiedzieć stanowczo: nie teraz! Zajmiemy się tym wszystkim za godzinę. Kiedy jesteśmy z Kimś najważniejszym, wszystko ważne staje się nieważne.

Kiedy już uciszymy cały ten zgiełk i zamkniemy go za bramami milczenia, pojawią się przed nami subtelniejsze podwoje, bardziej ukryte, a przez to trudniejsze do pokonania. Jeśli ich nie przekroczymy, prawdziwa modlitwa stanie się znowu nieosiągalna. Drugie wrota modlitwy nie dotyczą już świata zewnętrznego, ale naszego wewnętrznego świata niepokojów.W tym miejscu modlitwy mogą nam się nasunąć wątpliwości, czy w ogóle Bóg nas słyszy i czy nie jesteśmy czasem zupełnie obojętną Mu osobą. Może to być lęk przed Jego niezadowoleniem, karą, albo wrażenie, że Bóg nas odrzuca lub pomija, nie słyszy lub nie chce z nami rozmawiać. Skoro nic nie czujemy i ogarnia nas pustka, to być może nic dla Niego nie znaczymy? Lęk może sprowokować w nas sztuczną stymulację duchowych przyjemności. Poczujemy szczególne uhonorowanie, objawienie albo misję do nawrócenia świata.

Być może zwiedzie nas jakieś wyjątkowe poznanie teologiczno-intelektualne albo wrażenie wybrania. To nie jest jednak Bóg, tylko nasze lękowe pragnienia, które nas odwodzą od ostatnich drzwi uciszenia w modlitwie. Nasza modlitwa głębi jeszcze bardziej domaga się wyrzeczenia samych siebie i swoich pragnień i lęków niż nasze życie aktywne i moralne. Każda prawdziwa modlitwa musi się przynajmniej kończyć ciszą zapatrzenia się w oczy Jezusa i usłyszenia Boga w Jego prawdziwych słowach, jakie do nas kieruje wprost z Biblii. Maria zapomniała o wszystkim, nawet o krzątającej się siostrze. Była szczęśliwa, ale nie podekscytowana. Zapatrzona i zasłuchana. Jej miłość uwolniła ją na godzinę z wszelkich trosk i zmartwień, lęków i obaw. Marta zaś oddała się swoim zmartwieniom i lękom, dlatego była pozbawiona miłości i wypełniona pretensjonalnością. Zapewne roznosiła poczęstunek pośród zasłuchanych gości, którzy wypełnili atrium jej domu w Betanii. Dbając jednak o ich głód żołądka, naraziła się na głód własnego serca.

0x01 graphic

Święć się imię Twoje

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Człowiek szukający Boga nie szuka warunków do modlitwy, ale każde warunki otwierają przed nim schody do nieba.

Pierwszą prośbą modlitwy, której nauczył nas Jezus, jest domaganie się od Ojca, aby pozwolił nam uświęcać Jego imię. Spodziewalibyśmy się raczej prośby o zdrowie, o powodzenie w miłości czy dobrobyt materialny. Nic z tych rzeczy. Pierwszą prośbą chrześcijanina jest uświęcenie imienia Bożego.

Trudno spełnić pierwszy wymóg tej modlitwy, kiedy się go nie rozumie. Kiedy uświęcamy Boże imię? Czy wtedy, kiedy manifestujemy naszą wiarę albo kiedy dostrzegamy piękno przyrody i skłania nas ono do zachwytu wobec Stwórcy? A może wtedy, gdy modlimy się publicznie? Biblia ekumeniczna tłumaczy to wezwanie: „Daj się poznać jako Bóg!”. Prosimy Go, aby się objawiał, odsłaniał w naszym życiu tak, aby inni Go rozpoznawali w nas i Jego chwalili jako świętego! Słowo „święty” w języku hebrajskim ukrywa w sobie treść oddzielania, wyłączania, czy też odcinania jakiejś rzeczywistości od innej. Okazać się świętym, to być wyjątkowym, jedynym, poza wszelkimi kategoriami. To nawet nie być najważniejszym, albo na pierwszym miejscu, tylko nieporównywalnym.

Wśród 613 przykazań judaizmu istnieje również przykazanie „Kidusz HaSzem”, czyli właśnie przykazanie uświęcenia Jego imienia. To przykazanie odnosi się do męczeńskiej śmierci poniesionej dla wierności Bożemu słowu. Judaizm tłumaczył to przykazanie konkretniej, odnosząc je do sytuacji, w której człowiek jest kuszony do trzech grzechów: bałwochwalstwa, cudzołóstwa lub morderstwa. Jeśli będąc kuszonym do popełnienia któregoś z tych grzechów, ktoś woli raczej umrzeć męczeńsko, niż skalać się złem, uświęca imię Boga! Pokrewnym przykazaniem było „Hilul HaSzem” chroniące przed zbezczeszczeniem imienia Boga. Taki grzech można popełnić właściwie w każdym innym złym czynie. Jest to grzech ukryty wewnątrz każdego grzechu. Chodzi o to, że popełniając jakąś nieprawość, wprowadzamy innych ludzi w zgorszenie lub odejście od wiary. Zasłaniamy wtedy Boga, zamiast Go odsłaniać. Tego grzechu nie można było odkupić żadnym czynem pokutnym, nawet przez „teszuwę”, czyli dogłębną skruchę. Tylko śmierć zmazywała ten grzech.

Czytałem jakiś czas temu o tym, jak Jakub, uciekając z domu, natrafił na straszne miejsce, które go przerażało, i zasnął tam, mając jedynie kamienie pod głową. Czy takie miejsce może nastrajać do uświęcenia imienia Boga? Zbyt wiele komfortu żądamy niekiedy od siebie i środowiska, a nawet od Boga, by wreszcie zrobić Mu tę łaskę i trochę się zadumać i pomodlić, siedząc wygodnie w ławeczkach i mając zabezpieczenie finansowe, emocjonalne i intelektualne. Zastanawiam się, jak czuł się Jakub, kiedy uciekł z domu i trafił zgłodniały i wymęczony na to straszne miejsce? Biblia nazywa je „mah nora”, czyli przerażenie! On nie miał nic: nie miał domu, nie miał nikogo, był ścigany przez brata Ezawa, nie wiedział, gdzie się udać i pod głową miał jedynie kamienie. A jednak w tym strasznym miejscu otworzyło się nad nim niebo. Człowiek modlitwy w każdej sytuacji znajduje bramę do nieba. Każda sytuacja daje możliwość uświęcenia Bożego imienia!

0x01 graphic

Chciwość dzieli

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy pieniądz lepiej o nas zadba niż Bóg? Mimo tego, że znamy odpowiedź, postępowanie większości z nas nie wskazuje na to, żebyśmy ufali bardziej Bogu niż papierkom z napisem: „In God we trust”.

Jezus wydobywa na zewnątrz istotę chciwości. To lęk o siebie. Chciwość jest oznaką braku zaufania do Boga, jakimś rodzajem bałwochwalstwa. Czy pieniądz lepiej o nas zadba niż Bóg? Mimo tego, że znamy odpowiedź, postępowanie większości z nas nie wskazuje na to, żebyśmy ufali bardziej Bogu niż papierkom z napisem: „In God we trust”. Św. Paweł napisał do Kolosan, by zadawać śmierć temu wszystkiemu, co jest przyziemne, czyli lubieżności, rozpuście i chciwości, ponieważ widział w niej bałwochwalstwo (Kol 3,5). Jeśli masz nieprzezwyciężoną obawę o siebie w dziedzinie materialnej, to jest to znak, że nie ufasz Jezusowi! W świecie duchowym działa następująca zasada: szukaj królestwa Bożego, a Bóg poszuka Ciebie w Twojej biedzie na ziemi, i odszuka, i obdarzy wszystkim, czego potrzebujesz.

Mowa Chrystusa zaczęła się od rozmowy z jakimś człowiekiem, który przyszedł poskarżyć się na nieuczciwego brata. Owszem, jest to niesprawiedliwe! Zdumiewające jest to, że w tę dziedzinę Jezus w ogóle nie ingerował. Chciwość dzieli ludzi, oddziela nas od innych, dzieli nas wewnętrznie. Oddziela nas wreszcie od Boga! Jezus nie daje się wciągnąć w pułapkę przejęcia nadodpowiedzialności za czyjeś życie. Po czym następuje przypowieść o chciwcu. Jest to przypowieść o nienasyceniu. Gdy masz trochę, chcesz więcej! Gdy masz więcej, brakuje ci jeszcze trochę! I tak w koło! Nienasycenie zostaje przekierowane z dziedziny duchowej na materialną. Za maską wielkich inwestycji ukrywa się niekiedy umiłowanie komfortu, obżarstwa i pijaństwa. Zdumiewający jest egoizm tego chciwca. Cały swój dorobek i urodzaj wykorzystał tylko dla siebie, dla poprawienia swego losu.

Biblia od początku nakazywała w stosunku do bliźniego miłość, która była troską, promocją bliźniego, myśleniem o czyichś potrzebach, działaniem na jego rzecz. Stąd częste zachęty do troski o sieroty, wdowy, cudzoziemców, ludzi starszych. Salanter mówił: „Materialna potrzeba mojego bliźniego jest duchową potrzebą dla mnie”. Podobnie w relacji z Bogiem - miłowanie Go to spotykanie się z Nim twarzą w twarz, w najbardziej ukrytych i pustynnych warunkach. W pustce, w ciemności, w samotności, a nie w pałacach i dworach. Bóg umiłował sobie ubóstwo jako miejsce spotkania z kimś, i ubogich, jako najbliższych przyjaciół! Mojżesz i Eliasz spotykali się z Nim twarzą w twarz z daleka od hałasu świata, w oddaleniu od wszystkich, na pustyni. Salomon zaś oddalił się od Boga w swym pałacu pełnym złota i drogocennych kamieni. Dawid dopiero wtedy zgrzeszył, gdy zamieszkał w wygodnej siedzibie w Jerozolimie. Ów dwór był tak wygodny, że pewnej wiosny nie chciało mu się już iść na wojnę i wyszedł na taras, z którego zobaczył nagą Batszebę. Potem już były same nieszczęścia. Biblia namawia nas do jałmużny. To drugi sposób pozyskiwania sobie oszczędności eschatologicznych! Dostajemy pieniądze po to, by się nimi dzielić, a nie po to, by tworzyć podziały między braćmi. Jałmużna gładzi grzechy, chciwość je produkuje.

0x01 graphic

W kogo jesteś zapatrzony?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Światłem ciała jest oko. To, w co się wpatrujemy, oświetla nasze wnętrze. W kogo lub w co jesteś tak naprawdę zapatrzony? Gdzie twoje oczy najwięcej czasu tracą na patrzenie?

Adorowanie Słowa Bożego to czas nie tylko wglądu w Jezusa, ale też i w siebie. Mistyka jest wejściem w siebie z największą delikatnością. Psychologia niekiedy czyni to niepokornie i nie zawsze z miłości. Medytacja jest dla mnie o wiele bardziej żywa niż autoanaliza. Jest uzdrawiającą i obdarowującą człowieka szczerością. Mistyk, wpatrując się w prawdę Jezusowych źrenic, nie ma szans ukryć czegokolwiek przed Nim i przed sobą.

Jednym z najniebezpieczniejszych współczesnych zagrożeń jest pojawienie się okultyzmu, a także zainteresowanie magią, alternatywnymi duchowościami, religiami Wschodu, medytacjami balansującymi na granicy otchłani. Harald Baer stwierdza, że eksplozja okultyzmu jest zjawiskiem protestu przeciw skostniałemu chrześcijaństwu. Fascynacje okultyzmem to symptom niewystarczalności elementu mistycznego w Kościołach. Poza tym ucieczka w odległe klimaty duchowe jest wyrazem ucieczki od siebie takim, jakim się dotychczas było, próbą zaprzeczenia temu wszystkiemu, co się nosi w sumieniu, a co jest nie do pogodzenia najczęściej z idealną wizją siebie samego. Choć Biblia usilnie namawia wierzących do medytowania słów Bożych i kontemplowania Syna Bożego, niewielu znajduje chętnych.

Symbolem medytacji modlitewnej jest właśnie owa lampa czy pochodnia, która powinna być w rękach oczekujących na powrót Chrystusa. Lampa to oświetlanie sobie drogi do umiłowania Boga sam na sam, kontemplowanie, medytowanie, słuchanie, adorowanie, nade wszystko możliwość zobaczenia rzeczywistości! Taką, jaka jest naprawdę, zarówno w sobie, jak i poza sobą! Naszą siłą jest adorowanie i medytowanie, stąd mowa nie tylko o lampie, ale i o przepasanych, jak u atlety, biodrach. Jezus mówi, że biodra nasze będą przepasane, gdy będziemy trzymali lampę w rękach. Człowiek nie jest rozpasany, gdy ma światło zapatrzenia się w miłości w oczy Jezusa! Światłem ciała jest przecież oko. To, w co się wpatrujemy, oświetla nasze wnętrze. W kogo lub w co jesteś tak naprawdę zapatrzony? Gdzie twoje oczy najwięcej czasu tracą na patrzenie? Leon XIII w encyklice o Najświętszym Sakramencie napisał, że czystość jest darem dla tych, którzy adorują Najświętszy Sakrament, adorują Jezusa! Szczęśliwi są czuwający jak straże - mówi Jezus.

Chwila spędzona z Bogiem nigdy nie przestanie istnieć, staje się naszą szczęśliwością i wiecznością. Chwila, w której unikamy naszego Pana, staje się otchłanią, czarną dziurą, której już nigdy nie wypełnimy łaską.

0x01 graphic

Dojrzewanie przez podział

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Gdy spotykam ludzi, którzy chcą stworzyć mi zastępczą rodzinę i uczynić mnie prywatnym księdzem na każde życzenie, dochodzi do rozdziału. Życie według Jezusa to nie tylko miłość, ale też rozdzielanie.

Jednym z najboleśniejszych cierpień, jakim płaci się za przylgnięcie do Jezusa, bywa wrogość najdroższych nam osób: rodziców, rodzeństwa, dzieci, męża, żony, krewnych. W chwili, gdy postanowimy wybrać Jezusa na swojego osobistego Pana, lub oddamy Mu nasze życie, najczęściej zaczyna się fala ironii, złości, osądów, dokuczliwości, a nawet zagrożenia życia.

Bez podziału nie ma dojrzewania. Przypomnijmy sobie, jak powstaje człowiek. Po zapłodnieniu zarodek zagnieżdża się w macicy. Zygota dzieli się nieprzerwanie w procesie bruzdkowania, tak, że po 30 godzinach istnieją już dwie pierwsze komórki, po 50 godzinach są już 4, a po 70 godzinach jest już 8 komórek. Życie tworzy się przez dzielenie, a nie przez pochłanianie komórek! Nie da się pogodzić dwóch światów. Ciągle kontynuuje się ten rozdział, który wtedy - u zarania - nastąpił. Gdy tylko spotykam ludzi, którzy chcą mnie na nowo wchłonąć w świat naturalnych relacji, stworzyć mi zastępczą rodzinę i uczynić mnie prywatnym księdzem na każde życzenie, dochodzi do rozdziału. Nawet osoby, którym starałem się przybliżyć Jezusa, starały się niekiedy odwieść mnie od Niego. Zdaję sobie sprawę, że jestem jak koryto rzeki, przez które ma tylko przepływać fala ludzi. Jeśli ktoś będzie chciał się na mnie zatrzymać, tak jak to się dzieje w małżeństwie lub zwykłej ludzkiej miłości, nastąpi zatamowanie i robi się błoto.

Jeremiasz wolał siedzieć w błocie cysterny niż w błocie moralnym, schlebiając Sede-cjaszowi. Człowiek Du-cha Świętego nie jest od spełniania ludzkich oczekiwań, ale od głoszenia prawdy o królestwie Boga i Jego przebaczeniu. Jeśli ktoś naprawdę poddaje swoją duszę Duchowi Świętemu, jest jak wiatr - wieje, kędy chce, przychodzi i odchodzi. Pochyla drzewa, oczyszcza je z zeschłych liści pozorów i zakłamań, zrzuca zgniłe owoce grzechów, ożywia i wieje dalej. Wiatr jest tylko przez chwilę przy każdym drzewie. Gdyby zamieszkał w drzewie, przestałby być wiatrem. Ogień, który się nie roznosi, gaśnie.

Niektórzy się dziwią, że tak rzadko odwiedzam mój rodzinny dom i moją matkę. Ktoś, kto ciągle wraca do dzieciństwa, nigdy nie dojrzeje! Ktoś, kto ciągle jest synem, nigdy nie stanie się ojcem. Zdarza się coraz częściej, że słyszę płacz żon, które doznają rozłamu w domu tylko z tego powodu, że ich mąż każdego dnia telefonuje do swojej mamy albo nazbyt często ją odwiedza. Nie może dojrzeć do roli ojca i męża, bo ciągle sobie przedłuża dzieciństwo i gdy ma się zmierzyć z małżeńskimi trudnościami, ucieka pod fartuch opieki mamusi. Jezus nie zamieszkał w Betanii, choć miło Mu zapewne było odwiedzić Marię, Martę i Łazarza. W Nazarecie nie przyjęto Go jako Mesjasza, bo znano Go jako kuzyna! Nie uzależnił od siebie ani Piotra, ani Jana, ani nawet tej kobiety, której przebaczył grzechy na uczcie u faryzeusza Szymona. Pokazał się Magdalenie po zmartwychwstaniu, ale jej też powiedział: „Noli me tangere!” (nie zatrzymuj mnie).

0x01 graphic

Stągwie oczyszczenia

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kościół prosi przy każdym chrzcie o to, by dziecko trzymane nad stągwią chrzcielną zostało obmyte z dziedzictwa grzechu i uwolnione od sił szatana, zupełnie tak jak Maryja, kiedy prosiła Jezusa o cud

Od dawna podkreślano wyjątkową rolę Matki, która wymogła na Jezusie cudowne działanie. Zwykłe wesele stało się niezwykłym projektem eucharystycznej tajemnicy, a nawet wiecznego ucztowania w niebie. Duża część naszego życia przebiega w przekonaniu o bezwartościowości naszych przeżyć. To błąd. Wszystko jest istotne. Wybór małżonka, charakter naszych zranień, decyzje o podjęciu pracy, grzech i nawrócenie, zaległe i zepchnięte w nieświadomość uczucia żalu czy złości oraz zdobycie się na przebaczenie i pogodzenie. To ma znaczenie nie tylko dla naszego życia tu, na ziemi, lub dla naszej wieczności, wpływa też na los innych. Emanujemy tym wszystkim, co się w nas ukrywa. Tym bardziej mają znaczenie takie fakty jak chrzest czy Eucharystia. Są to fakty, których do końca nie jesteśmy w stanie poznać, dlatego Kościół nazywa je sakramentami, bo w polu naszego poznania dostrzegamy tylko powierzchnie tych misteriów.

Zwróćmy uwagę na jeden szczegół - na owe stągwie służące do oczyszczenia rytualnego. Oczyszczenie dokonane przez Jezusa to rzeczywiste obmycie nas i uczynienie czystymi w Jego oczach. Osoba, która zainicjowała ten cud, była czystą, niepokalaną kobietą. Uprzednio oczyszczona przez Boga, aby mogła nieustannie prowadzić proces oczyszczania w naszych sumieniach. Biblia mówi, że tylko ludzie czystego serca będą oglądać Boga. Jezus nazywa Apostołów na Ostatniej Wieczerzy czystymi, ponieważ wytrzymali tę falę słów Jezusa, która ciągle obmywała ich serca i umysły. Bardzo często w listach Pawła słowo, które oznacza czystość lub oczyszczenie, jest kojarzone z krystalicznym sumieniem, czystym sercem, nieskalanością, odpornością na brudy tego świata. List do Hebrajczyków nazywa w pierwszym rozdziale dzieło Jezusa oczyszczeniem z grzechów.

Toteż obecność Niepokalanej przy tym akurat cudzie nie jest przypadkowa, ponieważ cud Kany jest początkiem dzieła oczyszczenia z grzechów, uczynienia nas nieskalanym pokoleniem, podobnym do Matki Jezusa, i łączy się zarówno z chrztem Jezusa w Jordanie, jak i chrztem krzyża na Golgocie. Ona jest oczyszczona ante Crucem (przed krzyżem), my post Crucem (po krzyżu), dzięki tej godzinie, w której z Jezusowego boku wypłynęła krew i woda. Może właśnie dlatego stała tam, przy tych stągwiach, służących do oczyszczenia, niepokalana i czysta, abyśmy nabrali pewnego wyobrażenia wiary, do jakiej czystości doprowadzi nas Jej Syn?

Ivo z Chartres powiedział: „Cokolwiek widzimy w Maryi, możemy też dostrzec to w Kościele”. Stojąc przy tych stągwiach, które kierują uwagę w stronę dzieła oczyszczenia z grzechów, Maryja wskazuje miejsce Kościoła. Kościół prosi Jezusa o nieustanne oczyszczanie. Kościół prosi przy każdym chrzcie o to, by dziecko trzymane nad stągwią chrzcielną zostało obmyte z dziedzictwa grzechu i uwolnione od sił szatana, zupełnie tak jak Maryja, kiedy prosiła Jezusa o cud! Maryja dała zbawienie ludom, Kościół daje ludy Zbawicielowi, jak to wyraził pięknie Cezary z Arles.

0x01 graphic

Niespodziewana zamiana miejsc

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Życie ideałami rzadko pokrywa się z życiem w prawdzie. W żadnej przestrzeni pycha nie dochodzi tak do głosu jak w sferze religijnej.

Carlo Caretto w książce „Ponad rzeczami” na- pisał: „Kiedy dotrzemy do bram raju, po kilku tysiącach lat regularnego czyśćca, i będziemy się tłoczyć u wejścia pośród krewnych, znajomych, przyjaciół, a anioł Boży, przeciskając się pośród nas będzie wołał: Wszyscy na swoje miejsca! - to wówczas wszyscy rzucimy się w kierunku ostatniego miejsca i tłok się uczyni nie przy wejściu, lecz w najdalszym kącie, zwłaszcza jeżeli będzie pogrążony w cieniu. Zdarzy się coś dokładnie odwrotnego niż to, co dzieje się tu, na ziemi, kiedy w mieście wsiadamy do autobusu, i wszyscy chrześcijanie, nie wyłączając sióstr zakonnych, rozpychają się łokciami, żeby wejść przed innymi”.

Czy w niebie ci, którzy tu wpychali się na pierwsze trony, będą honorowani przez Jezusa, jak tego się domagali na ziemi od innych? Czy ci, którzy tu noszą czcigodne nakrycia głowy, mankiety, epolety, sygnety, tytuły, odznaczenia i jeżdżą swoimi limuzynami, będą zażywać wyjątkowego szacunku od Jezusa? Niby wszyscy o tym wiedzą, że tak nie będzie, ale nikt się specjalnie nie kwapi w cień pokory. Ci, którzy w tym świecie są ostatni, w tamtym będą pierwszymi.

Jezus widział, jak każdy wybiera sobie najdostojniejszą pozycję na uczcie. Szkoda, że my nie widzimy, jak bardzo walczymy o to, by nasze zdanie się liczyło, by nasza osoba doznała szacunku! Nawet kiedy wypowiadamy opinie o innych, to najczęściej w krytyczny sposób. Dlaczego? Bo w ten sposób, nie mówiąc nic o sobie samych, okazujemy się lepsi. Gromadzimy się wokół tych najpopularniejszych, pomijamy mało znaczących, mizernych, nieudaczników. Chcemy partycypować w czyimś autorytecie. Chwalimy się, że znamy osoby sławne i wstydzimy się niekiedy naszych rodziców, cytujemy mądre książki i nie mamy odwagi powiedzieć ani słowa o swoich wadach i pomyłkach. Próżność, jak sama nazwa wskazuje, jest próżnią, pustką, nicością, i dlatego potrzebuje uniformów, pióropuszy i orderów. Rosyjski malarz Nikos Safronow zarobił mnóstwo pieniędzy, malując postacie rosyjskiej elity w bogatych uniformach sprzed wieków. Rzecz ciekawa, że inni potrzebują rozbierania się do naga, by zwrócić na siebie uwagę! Cokolwiek by człowiek nie uczynił, bez ubrania, czy w też w szatach królewskich, nie jest w stanie ani ukryć swej dumy, ani jej się pozbyć.

Trzeba wspomnieć jeszcze o pysze pokornych. Izaak z Niniwy odróżniał pokorę, jaką ludzie starają się zachowywać na zewnątrz, od pokory, która jest darem Ducha Świętego. Gdybyśmy chcieli gruntownie przyjrzeć się tej pierwszej, to u korzenia zobaczylibyśmy zakamuflowaną ambicję bycia lepszym od innych przez demonstrowanie świetnej imitacji pokory. Życie ideałami rzadko pokrywa się z życiem w prawdzie. W żadnej przestrzeni pycha nie dochodzi tak do głosu jak w sferze religijnej. Nawet modlitwa bywa często podświadomym narcyzmem, nawet z liturgii można uczynić teatr, nawet w szybce monstrancji można przeglądać się jak w lustrze, sprawdzając, czy włosy są w należytym porządku, nawet pisząc o pokorze, można myśleć, że już się ją posiada.

0x01 graphic

Bóg chce być pierwszy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Ludzie miłością nazywają wiele toksycznych więzi, ale to wcale nie znaczy, że wszystko jest naprawdę godne tego słowa.

Miłość jest cudownym uczuciem, ale to wcale nie znaczy, że pozbawionym wynaturzeń. Ona również jest narażona na deformacje, zwyrodnienia albo przecenienie jej wartości. Jezus mówi, że nie tylko trzeba odżegnać się od ojca, matki, sióstr i braci, ale nawet od samego siebie, własnego życia. Kochać siebie może oznaczać akceptowanie siebie, ale także egocentryczne zapatrzenie się w siebie. Narcyz postrzega siebie w sposób idealny i z zaślepionym podziwem. Komuś takiemu trudno byłoby zrobić nawet krok za Jezusem.

Można kochać matkę, ale też być od niej uzależnionym i podporządkowanym jej. Kochać ojca to często zadowalać go lub panicznie się go obawiać. Kochać braci to nie zawsze dobrze im życzyć, ale często zazdrościć lub rywalizować z nimi. Podobnie kochać siostrę może oznaczać wykorzystywać ją lub dać się przez nią manipulować. Ludzie miłością nazywają wiele toksycznych więzi, ale to wcale nie znaczy, że wszystko jest naprawdę godne tego słowa. Jezus, mówiąc o nienawiści do najbliższych, miał na myśli nie tylko zdeformowane układy, które koniecznie trzeba zerwać, by pojawiły się zdrowe odniesienia. On naprawdę mówi o oderwaniu od rodziny z taką siłą, jakby się ją nienawidziło. Czasem dla Jego miłości my sami stajemy się obiektami nienawiści rodziny. Znam wiele osób, które po nawróceniu były w domu po prostu prześladowane przez rodziców albo rodzeństwo.

Istotnym dopowiedzeniem jest wiersz, w którym Jezus wyjaśnia, iż każdy, kto nie żegna się ze wszystkimi, to znaczy nie wyrzeka się wszystkich, nie stanie się Jego uczniem. Nienawiść, o której mówi Jezus, jest raczej rodzajem rozstania się niż nienawiścią w pełnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego więc to oderwanie się od więzi rodzinnych nazywa nienawiścią? Nienawiść jest, jak wiemy, niezwykle silnym uczuciem, które angażuje całego człowieka do odrzucenia czegoś lub kogoś. Chodzi raczej o odżegnanie się od kogoś z mocą porównywalną do nienawiści niż o samą nienawiść, bo wtedy tekst byłby w dużej sprzeczności z przykazaniem miłości. Niekiedy Jezus używał przesady dla podkreślenia ważności i konieczności przyjęcia pewnych postaw. Na przykład mówił, że jeśli oko jest nam powodem do grzechu, trzeba je sobie wyłupać, albo jeśli ręka jest powodem do grzechu, to trzeba ją sobie odciąć. Nie jest to zachęta do samookaleczeń, lecz do zdecydowanego zerwania z przyczyną grzechu, jego źródłem albo z samym grzechem, bez którego, jak nam się wydaje, nie potrafilibyśmy już funkcjonować normalnie.

Jezus sam nigdy nie przestał kochać swojej Matki, ale przecież Ją opuścił i nawet na krótki urlop nie przyjeżdżał do Nazaretu. Dla wielu ludzi, którzy żyją w nienormalnych więzach rodzinnych, takie wymagania Jezusa wydają się nienormalne. Ale to nie Bóg ma chore serce, tylko my!

0x01 graphic

Płacz poranionej owcy

Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy po latach trwania w grzechu chcesz się z niego wyrwać, okazuje się, że jego poplątane konsekwencje są nie do zerwania. Obraz zagubionej owcy przedstawia właśnie taki stan rzeczy. Ale jej płacz pozwolił pasterzowi ją zlokalizować.

Nawrócenie daje radość wszystkim, aniołom, Bogu i tej osobie, która na nie się decyduje. Greckie określenie nawrócenia METANOJA tłumaczy się zwykle jako zmianę myślenia, tak silny żal, że przebudowuje gruntownie życie człowieka.Wydaje się, że już jest za późno. Rzeczywiście, grzech sprawia, że już jesteśmy umarli, zagubieni i zgubieni. Po ludzku nie możemy już niczego naprawić. To jednak, co niemożliwe u człowieka, jest możliwe u Boga. Owca nie potrafiła sama wrócić do pasterza, dla niej już było za późno. Zaplątała się w konsekwencje grzechu jak w kolczaste krzewy i każdy ruch wywoływał ból. Ale jej autentyczny płacz i jęk żalu pozwolił pasterzowi ją zlokalizować. Najtrudniej Bogu jest nas odnaleźć, kiedy nic do Niego nie mówimy o naszym upadku, kiedy udajemy, że te cierniste krzewy to przyjemny grajdołek albo kiedy nasza wściekłość na samych siebie za to, co uczyniliśmy, przybierze formę oskarżenia Go za to, że takich nas stworzył.

Prawdą jest, że dla Boga to głębokie przemyślenie i odżałowanie, które wyrażamy w skrusze, jest tak istotne, że daje nową szansę, odnajduje nową drogę, stwarza nowe sytuacje, dzięki którym możemy jeszcze raz zacząć wszystko od nowa. Wyobraźmy sobie, że spóźniliśmy się na ekspres i widzimy, jak ginie z naszych oczu za zakrętem peronu. I nagle dyspozytor ruchu podstawia specjalnie dla nas luksusowy wagon z najszybszą lokomotywą tylko dlatego, że zobaczył, jak rozpłakaliśmy się na peronie z przerażenia.

W hebrajskim języku słowo TESZUWA oddaje inny aspekt nawrócenia. Tłumaczy się ono jako powrót, obrócenie się i skierowanie w przeciwną stronę, zrobienie czegoś powtórnie. Prawdą jest bowiem, że prawdziwa skrucha nawrócenia musi przejść jeszcze raz tę samą pokusę. Jeśli ją odrzuci, żal nawrócenia był szczery, jeśli upadnie po raz wtóry w ten sam grzech, cała skrucha i nawrócenie były imitacją, udawaniem przed sobą i przed Bogiem. Zdarza się bowiem, że chcemy jednocześnie mieć i łaskę uświęcającą, i nasycenie grzechem, ale nie można służyć Chrystusowi i Belialowi.

0x01 graphic

Pieniądze jako test sumienia

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie pieniądz jest brudny, tylko ręce, które go trzymają, ale gdyby nie pieniądz, może nigdy ich brud nie wyszedłby na jaw.

Pieniądze są poważnym sprawdzianem naszych sumień. Potrafią wydobyć z serca ludzkiego takie prawdy, jakich byśmy się nawet nie domyślali. To dzięki nim człowiek może stać się hojny, pomagający, troszczący się o czyjeś kłopoty, ale też dzięki nim ktoś inny staje się rozrzutny, skąpy, chciwy albo złodziejem.

Nie pieniądz jest brudny, tylko ręce, które go trzymają, ale gdyby nie pieniądz, może nigdy ich brud nie wyszedłby na jaw. Jeśli wobec pieniędzy nie potrafimy zachować wolności, to prawdziwe dobra któż nam powierzy? W jaki sposób szafujemy pieniędzmi, w taki również duchowymi wartościami. Ciekawe, że Jezus zanim obdarował apostołów charyzmatami uwalniania od demonów, uzdrawiania z chorób i prorokowania oraz głoszenia Dobrej Nowiny, kazał im zostawić osobiste torby, podwójne szaty, sandały, a nawet kije. Wolny od chciwości ma bogactwo darów duchowych.

Wspomnę przy okazji o doświadczeniu mojego przyjaciela. Pewnej zimy, na samym początku jego studiów seminaryjnych, przyjechał na ferie do rodzinnej parafii. Po Mszy świętej ksiądz proboszcz wezwał go i wręczając torbę ze składką pieniężną, kazał mu iść na pocztę, by wysłał ją na KUL. Jeszcze trzymając skórzaną torbę w dłoniach, wymienił dokładnie kwotę pieniężną, która znajdowała się wewnątrz. Mój przyjaciel zaniósł ją do pocztowego okienka i razem z miłą panią przeliczyli każdy grosz. Okazało się, że jest to o wiele większa suma niż wymieniona przez księdza. Wysłał więc tylko tyle, ile mu kazał, a resztę przyniósł na plebanię. Gdy mu wręczał torbę, mówiąc, że pieniędzy było za dużo i reszta jest wewnątrz, proboszcz uśmiechnął się. Okazało się, że chciał być pewien uczciwości kandydata, zanim namaszczą mu ręce sakramentalnym olejem. To była jedna próba, ale starczyła mu na całe życie. Zdolność do niezawłaszczania czyichś pieniędzy jest tą samą wolnością, która nie zagarnia dla siebie żadnego człowieka.

Kapłan w sakwie swojej modlitwy musi nosić wiele dusz do okienka zbawienia. Oddać każdego człowieka Bogu. Każdego, którego się otrzymało, aby go nieść, znosić, zanieść i donieść do nieba. Nie tylko nikogo nie zawłaszczyć, ale też nikomu nie dać się posiąść. Piotr dlatego zasłużył na to, by stać się rybakiem ludzkich serc, łowiąc je w sieci swych modlitw, bo był taki czas, kiedy dla Jezusa zostawił sieć pełną ryb i żadnej nie schował za pazuchą.

W opisie szat arcykapłana z Księgi Wyjścia, z 28 rozdziału, natrafiamy na taki szczegół jego ubioru nazywany pektorałem. Były na nim umieszczone szlachetne kamienie z wypisanymi imionami synów Izraela. Arcykapłan nosił te kamienie na piersi, na sercu. To jest właśnie przepiękny obraz troski kapłana, który na własnym sercu nosi tych, którzy są jego skarbem, jego „niebieską walutą”. Czasem może dość ciężką, jak kamień na sercu, ale tych, którym chcemy zapewnić zbawienie, musimy nosić w miłości, która nie zawłaszcza.

0x01 graphic

Bogacze i Łazarze

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Niektórzy ludzie nie znoszą widoku nieszczęśników. Nie dopuszczamy do siebie tych ludzi, którzy ujawniają w nas powinności, które zaniedbujemy i ich się wypieramy.

Zastanawiające. Bóg nie poprawił za życia doli Łazarza ani nie ukarał bogacza, dopóki ten żył. Odpłata jest po śmierci, dlatego wielu zwodzi pozorna bezkarność losu. Zastanawiamy się też, z jakiego powodu Łazarz zasłużył na przebywanie w komfortowych eschatologicznych warunkach? Przecież nic dobrego nie uczynił, a jedynie znosił odrzucenie, owrzodzenie, pożądanie odpadków ze stołu bogacza, wylizywanie się z ran i pozostawanie przy bramie. Jezus wymienia owych pięć nieszczęść nieprzypadkowo, gdyż również bogacz miał pięciu braci. Pięć to liczba wymowna dla żydów, ponieważ symbolizuje pełnię Tory, czyli pełnię wierności przykazaniom Boga.

Taka zbieżność nie może być pominięta. Łazarz żył pogodzony ze swymi pięcioma nieszczęściami. Torą, czyli wypełnieniem Prawa, przykazań, było dla niego znoszenie udręczenia bez słowa skargi. Natomiast przykazaniami bogacza była rodzina i jej dobrobyt. Nawet z piekła zamartwiał się o ich pośmiertny komfort. Poza tym zawsze wiedział najlepiej, co inni powinni uczynić. Nawet z piekła dyktuje Abrahamowi, co powinien robić. Wyuczone w życiu postawy pozostają po śmierci na wieki. Kto potrafił tylko rządzić i dyktować innym, co mają zrobić, nie za bardzo zmieści się w niebie, gdzie szczęściem jest posłuszeństwo Bogu. Kto zaś za życia nauczył się znosić posłusznie niedolę, posłusznie zniesie też wieczną rozkosz! Zgodzić się na twardy los i nie oskarżyć o to Boga to potężna zasługa w oczach Wszechmogącego.

Z drugiej strony nie wspomóc nieszczęśnika, mimo nadmiaru bogactw, przekreśla szanse na zbawienie, choćby się nie popełniło przerażających zbrodni. Bogacz za życia nie popełnił żadnego wyraźnego grzechu. Nie był ani cudzołożnikiem, ani mordercą, ani kłamcą, ani bluźniercą. Po prostu świetnie się bawił i nie dopuszczał do siebie widoku cierpienia. Łazarz ciągle przebywał za bramą. Niektórzy ludzie nie znoszą widoku biedaków, nieszczęśników, okaleczonych, żebraków, a nawet starców. Nie dopuszczamy do siebie tych ludzi, którzy ujawniają w nas uczucia, potrzeby oraz powinności, które zaniedbujemy i ich się wypieramy. Są ludzie, którzy boją się być kochani i dlatego „za bramą” trzymają tych, którzy mogliby w nich ujawnić łaknienie miłości.

Są tacy, którzy lękają się widoku kogoś chorego lub okaleczonego, bo chcą się zawsze cieszyć zdrowiem i ono jest ich idolem. Są tacy, którzy wstydzą się swojej matki czy ojca, ponieważ rodzice są zniedołężniali i prości. Przyznać się do nich oznacza dla nich stracić prestiż albo uznać w sobie kogoś, kto też potrzebuje pomocy. Bogacz dopiero w piekle po raz pierwszy prosi o pomoc, ale jest już za późno. Być może Łazarze istnieją dlatego na świecie, by być szansą dla bogaczy, by nie stoczyli się do piekła? Być może Bóg dlatego pozwala na tyle nieszczęść na świecie, abyśmy mogli okazywać serce pełne współczucia i realnego wsparcia.

0x01 graphic

Nie zwlekaj, wyrywaj!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Piekło reklamuje się oryginalnie i ekscytująco. Jeśli pozwolimy sobie na to, by mieć upodobanie w tych marzeniach, zmiażdżenie grzechem jest kwestią czasu.

Lamentacja Habakuka jest pełna obawy, czy Bóg zainterweniuje i obroni Izrael przed napaścią Chaldejczyków. Paweł zachęca Tymoteusza, aby rozpalił w sobie na nowo moc wiary i nie poddawał się pokusie zniechęcenia i wycofania ze zmagań duchowych. Trzeźwe myślenie przeniknięte wiarą nie pozwala poddać się pokusie rezygnacji, nawet po porażce czy klęsce.

Obydwa czytania są świetnym tłem do wyjaśnienia wskazań Jezusa dotyczących wiary. Jezus wzmacnia swych uczniów, by nie wątpili w moc wiary, która potrafi nawet zakorzenione zło wyrwać i wrzucić w otchłań, symbolizowaną przez morze. Czym bowiem jest tak naprawdę owa tajemnicza morwa? Występuje ona w Biblii tylko dwukrotnie, raz w dzisiejszej Ewangelii, i drugi raz w 1 Księdze Machabejskiej. Znajduje się tam batalistyczny opis bitwy pod Bet Zacharia, w której Judejczycy przegrali, gdyż wojska przeciwników użyły do zmiażdżenia szeregów żydowskich słoni bojowych, rozjuszonych zapachem owoców morwy (1 Mch 6,34). Owoce tego drzewa podniecały słonie, które w tej księdze nazwano bestiami. Apokalipsa tak samo nazywa mrocznych wysłanników szatana, których los skończył się w morzu ognia i siarki, podobnie jak owej morwy! Owoce zakorzenionej morwy to mamienie wyobraźni, w której grzech podnieca nas słodyczą przyjemności. Nie widzimy, że konsekwencją tego może być stratowanie przez bestie. Morwa ma długie i mocne korzenie, toteż wyrwanie ich i rzucenie w otchłań wyraża prawdę o możliwości ich pokonania jedynie mocą wiary w Jezusa, choćby tak małej jak ziarenko gorczycy.

W rzeczywistości nie taki grzech straszny, jak go maluje wyobraźnia, tylko my jesteśmy uzależnieni od przyjemności i nie mamy wiary w to, że można go pokonać. Zmysły są łącznikiem pomiędzy światem ducha i ciała. Zanim ulegniemy grzechowi, w naszej wyobraźni pojawiają się pewne wizje, plany, marzenia i obrazy. Piekło reklamuje się oryginalnie i ekscytująco. Te wizje można porównać do owych owoców morwy, budzących do ataku bestie demonów. Jeśli pozwolimy sobie na to, by mieć upodobanie w tych marzeniach, zmiażdżenie grzechem jest kwestią czasu. Ewagriusz z Pontu twierdził, iż człowiek nie pozbędzie się namiętnych obrazów, dopóki nie zacznie pracować jak karczownik nad korzeniami pożądania i gniewliwości. Inny starochrześcijański asceta, Doroteusz z Gazy, opowiada o tym, jak pewien Abba wyprowadził swych uczniów do lasu z cyprysami i kazał jednemu z nich wyrwać jednoroczne drzewko. Wyrwał je bez poważnego wysiłku. Następnie nakazał drugiemu uczniowi wyrwać drzewko dwuroczne wraz z korzeniami, i udało się, choć nie bez wielkiego trudu. W końcu nakazał wyrwać kilkuletnie i mimo wysiłków dwóch, a potem reszty uczniów, nie udało się. Nauka była prosta: nasze przywiązanie do grzesznych przyjemności jest łatwe do usunięcia, gdy nie jest wieloletnie. Gdy w grę wchodzi długotrwały nałóg, potrzeba już tylko wiary i skruchy, wołania o pomoc Boga. Ludzkie siły są już bezradne. Nie zwlekaj więc, wyrywaj!

0x01 graphic

Wdzięk wdzięczności

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Największa ongiś katedra w Beauvais podobno dlatego się ciągle zawalała, że zleceniodawca budowli nie wypłacał sprawiedliwej zapłaty robotnikom.

Prawdziwa wdzięczność uzyskuje więcej niż błaganie. Tylko jeden z dziesięciu trędowatych oddał nieudawaną chwałę Bogu i dlatego został uzdrowiony, a nie tylko oczyszczony. Pozostali umieli błagać, ale nie umieli być wdzięczni. Pomiędzy oczyszczeniem a uzdrowieniem jest poważna różnica, jak pomiędzy uzyskaniem tylko rozgrzeszenia a uwolnieniem z nałogu.

Naaman został oczyszczony z trądu, ale Biblia nie mówi nic o jego całkowitym uzdrowieniu. W odróżnieniu od owego Samarytanina, wdzięczność chciał wyrazić materialnie. Tymczasem Samarytanin skupił się tylko na oddaniu chwały Bogu. Elizeusz nie przyjął od Naamana daru, bo nie był on ofiarowany z czystych pobudek. Wdzięczność Naamana była rodzajem zapłaty za usługę charyzmatyczną, a łaski się ani nie sprzedaje, ani jej się nie kupuje, bo nie ma ceny! Istnieje więc wdzięczność, która naprawdę jest wyrazem uwolnienia nie tylko ciała z udręki, ale i ducha z nieczystych tendencji. Wdzięczność taka, która nie zniewala nawet tego, który szafował łaską. Syrach mówi, że podarunki zaślepiają mędrców.

Może nie przypadkiem w języku polskim wdzięczność kojarzy się z wdziękiem, Autentyczna wdzięczność jest wdziękiem serca, jego pięknem! Wdzięczność, aby mogła być czysta i szczera, musi być jedynie chwałą oddaną Bogu i ma rozszerzać w nas wiarę. Bóg nie dlatego jest dla nas uzdrawiająco łaskawy, ponieważ więcej Mu płacimy niż inni, począwszy od ofiar pieniężnych, a skończywszy na perfekcyjnych efektach wyrzeczenia. Nie jest również miła wdzięczność Bogu człowieka, któremu nikt inny nic nie zawdzięcza. Yves Congar napisał: „Kościół starożytny publicznie obkładał sankcjami publiczne niesprawiedliwości oraz grzechy o poważnym charakterze. Nie przyjmowano darów od bogaczów bezwzględnych wobec ubogich, tak samo od rozpustników, nieuczciwych kupców, fałszywych świadków, wiarołomnych sędziów itd. Uciskanie ubogich mogło pociągnąć za sobą ekskomunikę”. Naaman nie wypuścił niewolnicy, która poinformowała go o istnieniu Elizeusza. Wrócił do swojego kraju, do swojego bogactwa, symbolicznie zabierając ze sobą worek świętej ziemi, souvenir z pielgrzymki. Zakupienie woreczka z piaskiem z Ziemi Świętej nie rozgrzesza nas z nieuczciwości popełnianych w rodzinnym kraju.

Istnieje sarmackie przysłowie: male parta (łac. zła część) idzie do czarta! Dobra nabyte niegodziwym staraniem, nie są miłe Bogu, lecz diabłu. Największa ongiś w chrześcijaństwie katedra w Beauvais, której fragment do dziś stoi w tym mieście, podobno dlatego się ciągle zawalała, gdyż zleceniodawca tej budowli nie wypłacał sprawiedliwej zapłaty robotnikom. Wszyscy wiemy, że opuszczenie Eucharystii w niedzielę jest grzechem ciężkim, ale nie zapominajmy, że niewypłacanie robotnikom należnej zapłaty, czyli okradanie ich, jest grzechem wołającym o pomstę do nieba, i ona przychodzi!

0x01 graphic

Niebo otwarte, my zamknięci

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dobrze jest, jeśli od razu nie otrzymujemy pewnych łask, bo nieustanne proszenie o nie daje czasem o wiele więcej niż to, o co prosimy: wytrwałość i wiarę!

Modlitwa jest jak wytrwałe pukanie do drzwi. Wydaje się, że niebo jest zamknięte i głuche. Ale prawda jest inna. Niebo już jest dawno otwarte, tylko my - zamknięci. Jezus otworzył niebo już w swoim chrzcie, w przemienieniu, w śmierci, w zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego. Bóg o każdej porze jest gotowy nas wysłuchać. Rzecz w tym, że nam nie chce się pukać, i stąd ta dzisiejsza przypowieść. Powiedzmy nawet mocniej, to Jezus puka do naszych drzwi. W słynnej wizji apokaliptycznej (Ap 3,20) Jezus stoi u drzwi i kołacze. Malarz Holman Hunt w romantyczny sposób wyraził ową wizję, malując drzwi bez zewnętrznej klamki, gdyż tylko my możemy je otworzyć.

Jesteśmy nie tylko zamknięci w sobie, ale i łatwo się zniechęcamy w modlitwie. Czy twoja modlitwa jest nasycona wzruszeniem, czy też wydaje ci się głuchym i pozbawionym odpowiedzi wypowiadaniem słów albo, co gorsza, jedynie znudzonym odczytywaniem ich z jakiegoś modlitewnika? Niekiedy Bóg odsuwa się na dłuższy czas, pozostawiając nas w pustce i bez dowodów swej przychylności, abyśmy mogli okazać tę wierność, której On od nas ocze- kuje, bardziej niż my oczekujemy od Niego uniesień.

Mojżesz i Aaron ciągle kręcili się przed oczyma faraona, aż w końcu pewnej nocy wstał i wypuścił Izraela z Egiptu. To było przykre, ciągle doświadczać odmowy ze strony władcy, który Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył. Bóg nieustannie motywował Mojżesza do pukania do bram pałacu faraona. Można przypuszczać, że Bóg wiedział dobrze, iż on nie od razu wypuści lud wybrany, ale zależało mu na tym, by Mojżesza nauczyć wierności natchnieniom, ciągłego domagania się wolności, niepoddawania się. Potrzeba jest matką wynalazków. Dobrze jest, jeśli od razu nie otrzymujemy pewnych łask, bo nieustanne proszenie o nie daje czasem o wiele więcej niż to, o co prosimy: wytrwałość i wiarę!

Głęboko dotyka mnie to, że użyte w Jezusowej przypowieści słowa są tak twarde, wręcz szokujące. Sędzia decyduje się wysłuchać wdowę, tłumacząc sobie samemu tę uległość lękiem przed jej reakcją. Użyte w Biblii Tysiąclecia sformułowanie: „aby mnie nie zadręczała”, Biblia Brytyjska przetłumaczyła: „aby nie uderzyła mnie w twarz!”. Czy można tak przetłumaczyć te słowa? Można, gdyż użyto tam określenia greckiego, które tłumaczy się też jako „podbijanie komuś oka”, albo, za tekstem łacińskim, „wy- szydzenie kogoś”! To bardzo twarde określenie, ale ono nam być może obrazuje, jak usilne staranie musimy włożyć w modlitwę, by osiągnąć skutek. Czyżby Bóg był aż tak trudny do uproszenia jakiejkolwiek łaski? Przypowieść jest pewną zasadzką dla tych, w których sercach drzemie obraz Boga nieubłaganego. Można przecież mylnie ją zrozumieć, jakoby Bóg był twardym Stwórcą, który jedynie wtedy nas wysłucha, gdy się naprawdę poniżymy, i skomląc, będziemy Go prosić o najmniejszą łaskę.

0x01 graphic

Niebezpieczeństwa anielskich uniesień

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg nie daje nam charyzmatów ani umiejętności duchowych po to, byśmy sobie z nich czynili obcasy pozwalające spoglądać na innych z wysokości. Piętro modlitwy stwarza ryzyko niekiedy większe niż piwnice grzechu.

Faryzeusz zapewne rzeczywiście pościł i wiernie się modlił, ale jego przekonanie, iż jest wartościowszym wyznawcą niż celnik, przekreśliło szanse na wysłuchanie. Pan jest sędzią, który nie ma względu na osoby. Bardziej jest mu miły skruszony krzywdziciel niż ten, który choć nie ma sobie nic do zarzucenia, wiele zarzuca innym. Faryzeusz robił rasowy rachunek sumienia i nie znajdował w sobie żadnej winy. Religijne analizowanie siebie, choć użyteczne dla rozwoju duchowego, gdy staje się dumnym nawykiem stylowej duchowości, może stać się przyczyną wzgardy innymi osobami. Bóg nie daje nam charyzmatów ani umiejętności duchowych po to, byśmy sobie z nich czynili obcasy pozwalające spoglądać na innych z wysokości anielskich uniesień. Piętro modlitwy stwarza niekiedy ryzyko większe niż piwnice grzechu.

Przesadne analizowanie siebie może przerodzić się w narcystyczne skupienie na sobie. Faryzeusz nie tylko gardzi celnikiem, on nie jest skupiony na Bogu, lecz na sobie. Gdybyśmy dziś byli słuchaczami tej przypowieści, moglibyśmy usłyszeć z ust Jezusa zmodyfikowaną wersję modlitwy faryzeusza: „Boże, dziękuję ci, że nie jestem taki jak inni, bo jestem oryginalny, mistyczny, uduchowiony. Jestem przede wszystkim uczciwy, prawdomówny i czysty. Mam wysokie wykształcenie teologiczne, poszczę w środy i piątki o chlebie i wodzie, jestem po rekolekcjach ignacjańskich, zaliczyłem wszystkie modlitwy charyzmatyczne, począwszy od uzdrowienia wspomnień, aż po uwolnienie od wpływu demonów. Jestem odpowiedzialny za wielu ludzi i ludzie mnie chwalą oraz podziwiają. Awansuję, bo nikt inny oprócz mnie nie potrafi być odpowiedzialny ani zaradny. Tak naprawdę nikt inny tak Cię nie kocha jak ja!”.

Czy zauważyliśmy, że faryzeusz używa formuły „nie jestem”? Co prawda on nie jest taki jak inni ludzie, ale czy w ogóle jest sobą? To „nie jestem” stoi w wyraźnej opozycji do tego, który mówił o sobie: „Jestem, który jestem”. Tożsamość duchowa nie znajduje się na drodze wyszukiwania czyichś błędów, tylko na wyszukiwaniu własnych.

Kilka lat temu odwiedziłem starszą, schorowaną kobietę, w której domu było mnóstwo kwiatów. Były naprawdę piękne. Jej dom przypominał ogród. Nie mogłem się powstrzymać od wyrażenia podziwu. Gdy ciągle stałem i wynajdywałem coraz to piękniejsze kwiaty, które zachwalałem, ta kobieta powiedziała mi delikatnie: „Ojcze, kwiatów się nie chwali, bo więdną”. Nie wiem, czy to prawda, ale na pewno prawdą jest, że zachwalanie naszego wewnętrznego raju modlitw powoduje jego więdnięcie. Gdyby Ewa w raju nie dała się namówić wężowi do podziwiania widoku owoców, może nie musielibyśmy dzisiaj tak cierpieć, jak cierpimy.

I jeszcze coś. Tak traktujemy innych, jak odnosimy się do Boga. Karol de Foucauld pięć godzin dziennie modlił się przed prymitywnym ołtarzykiem w swej lepiance, wpatrując się w Boga, a przy jego drzwiach stało krzesło, gdzie siadywał, gdy ktoś przychodził do niego. Przyjmował wszystkich, nie definiując ich statusu moralnego.

0x01 graphic

Na drzewo

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Żeby coś dobrego zaczęło się w nas dziać, potrzeba od czegoś zacząć - nie od czegoś heroicznego i rewolucyjnego, ale czegoś zwykłego, jednego kroku, choćby wejścia na drzewo.

Jerycho było wielkim centrum handlowym, gdzie można było spotkać rzymskich celników i żołnierzy, kupców i złodziei. Wiadomość o Rabbim z Nazaretu, który manifestował współczucie i miłosierdzie wobec potępianych, rozniosła się powszechnie i rozbudziła w Zacheuszu nadzieję. Ulice były zatłoczone, niski Zacheusz nie mógł niczego dojrzeć, nawet przepychając się wśród innych. Nikt nie zważał na jego bogate szaty i pozycję społeczną. Wspiął się więc na starą sykomorę i utknął gdzieś w koronie gałęzi. W pewnej chwili pod pniem drzewa, na którym siedział w tak dziecinnej pozycji, zatrzymał się tłum i sam Jezus.

„Zacheuszu, zejdź prędko, bo dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zacheusz wspiął się na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa, ale zapewne i dlatego, że wszyscy go przerastali, a może dlatego, bo chciał być zauważony? Ludzie poniżeni przez życie często mają marzenia, żeby wspiąć się wysoko w karierze, stać się sławnymi aktorami, wokalistami, chcą być piękni lub wykształceni. Jezus zobaczył nie tylko Zacheusza w koronie sykomory, ale i człowieka wspinającego się ku górze, który chce zdobyć trochę uznania, chociaż tak naprawdę gardzi sobą samym. Zobaczył też, że ta sama tendencja może uaktywnić w nim pragnienie wspinania się ku niebu, od uniżenia aż do korony chwały.

Człowiek wszędzie może zacząć swoje nawrócenie. Żeby jednak w ogóle coś dobrego zaczęło się w nas dziać, potrzeba od czegoś zacząć - nie od czegoś heroicznego i rewolucyjnego, ale czegoś zwykłego, jednego kroku, choćby wejścia na drzewo. Wszystko zaczyna się od kroku w stronę Jezusa. Zacheusz nie przypuszczał nawet, że tak niewinny krok w Jego stronę, może być nie tylko zauważony przez Niego, ale i stać się początkiem przemiany życia. Gdy ty i ja zaczniemy się wspinać na sykomorę modlitwy, zobaczymy nie tylko Jezusa i Jego dobroć względem nas, ale też naszą złość wobec innych.

Sykomora to rodzaj dzikiej figi, która ma owoce o gorszym smaku niż zwykły figowiec. Aby owoce nadawały się do spożycia, na kilka dni przed zerwaniem należało je naciąć na szczycie specjalnym nożem. Jeśli nie były nacięte, pojawiało się robactwo i już tylko ptaki mogły się nimi zająć. Nacięty owoc wydzielał etylen, który przyśpieszał dojrzewanie nawet sąsiednich owoców. Takim nacięciem jest słowo Boga, które rani prawdą i powoduje dojrzewanie do jej wyznania. Jeśli nie, pojawiają się robaki, złe duchy, a nasze serce psuje się jak gnijąca figa. Kiedy Zacheusz widział Jezusa w swoim domu, przyszło mu na myśl to wszystko, co złego uczynił. Przed jego oczami pojawiły się setki ludzi, których oszukał, brutalnie potraktował, wykorzystał, zranił, skrzywdził. Miłosierdzie Chrystusa nie jest dywanem, pod który zamiatamy niewyznane i wciąż popełniane grzechy. Żadna skrucha nie jest autentyczna, jeśli nie pociąga za sobą konkretnych decyzji. Kiedy w szczerości serca patrzymy Bogu w oczy, nie możemy nie zobaczyć zła, które ukrywa się za naszymi powiekami.

0x01 graphic

Życie najwyższej jakości

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg nie jest Bogiem cmentarzy albo albumów z fotografiami wszystkich tych, których stworzył. Bóg jest Bogiem żywych.

Dzisiejsza data przypomina o wskrzeszeniu naszej niepodległości. To dobrze, bo Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Śmierć nie jest absolutnym unicestwieniem, ale zniszczeniem tego, co w człowieku jest skażone grzechem. Saduceusze w odróżnieniu od faryzeuszy odrzucali możliwość zmartwychwstania. Jezus broni prawdy o zmartwychwstaniu, podkreśla jednak, że nie jest to powrót do życia w takich jakościach, w jakich się je zakończyło, lecz w nieskończenie uwznioślonym kształcie, a to za sprawą Jego zmartwychwstania. Ludzie będą jak aniołowie w niebie, ale nie oznacza to noszenia skrzydeł, chodzi raczej o skupienie na kontemplacji Boga i udoskonalenie natury ludzkiej, wysubtelnienie jej. Małżeństwo nie tyle będzie niedozwolone, co po prostu nikt go nie będzie potrzebował. Sposób istnienia nabierze nowych cech, trudnych do zrozumienia na tym poziomie istnienia, który w tej chwili jest czymś w rodzaju kokonu i daleko mu jeszcze do doskonałości obrazu Bożego!

Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych, a to znaczy, że zmartwychwstaniemy. Abraham, Izaak, Jakub i wszyscy z przeszłości szukający Boga całym sercem są żywi. Bóg nie jest Bogiem cmentarzy albo albumów z fotografiami wszystkich tych, których stworzył. W chwili Przemienienia obok żywego Jezusa ujawnili się Mojżesz i Eliasz, nie jako hologramy, lecz jako żywi ludzie, choć, co prawda, inaczej żywi!

Jezus Chrystus przyszedł na ten świat przekazać naukę o wiecznym życiu, przyszedł zaświadczyć o tym życiu, które jest dostępne przez Niego i dzięki Niemu. Jest to Najlepsza Nowina, dlatego nazywamy ją Ewangelią. Jezus mówi o sobie, że jest drogą do życia wiecznego, prawdą o tym życiu i właśnie tym życiem wiecznym w Bogu Ojcu. „Jeszua nie przyszedł po to, aby przynieść nam to, co dziś nazywamy moralnością, ale przyszedł, by przynieść wiedzę życia dla ludzkości jeszcze niedokończonej” (Claude Tresmontant). Naucza więc, abyśmy byli pouczeni nie tylko o życiu wiecznym po zmartwychwstaniu, ale też o tym, w jaki sposób wejść w to życie wieczne, które jest w Nim. Potrzebuje naszej wiary, zgody i współudziału, a nawet dość dużych wyrzeczeń.

Myśląc o zmartwychwstaniu, zwykle odsyłamy to gdzieś w jakąś datę w odległej przyszłości. Marta i Maria, stojąc przed grobem Łazarza, wyznają wiarę w zmartwychwstanie, i w końcu Marta mówi, że wie, iż stanie się tak na końcu czasów. Jezus zaś mówi: Ja jestem zmartwychwstaniem i za chwilę wywołuje cuchnące zwłoki Łazarza z grobu, które w jednej chwili nabierają życia. Podobnie umierający łotr, wisząc na krzyżu, zwraca się do Jezusa, prosząc o pamięć o nim. Jezus odpowiada mu: DZIŚ ZE MNĄ będziesz w raju! Nie mówi mu, że będzie to na końcu czasów, ale że dziś! Tam, gdzie jest Jezus, jest życie wieczne. Życie wieczne nie jest przypisane jakiejś konkretnej dacie albo uzależnione od jakiegoś wydarzenia kosmicznego, ale od tego, jak blisko jesteśmy samego Jezusa Chrystusa.

0x01 graphic

Świat jako plac budowy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

W zamieszaniu historii, które przypomina plac budowy, musimy znaleźć swoje miejsce. Każdy z nas jest innym kamieniem. Musimy się dopasować, scementować, znaleźć swoją ścianę - swoją wspólnotę, swój charyzmat.

Świątynia jerozolimska była domem Boga, miejscem spotkania Wszechmogącego ze swoim ludem. Ale była też mikrokosmosem, miniaturą wszechświata, który przecież jest wypełniony obecnością Boga, tajemniczą SZEKINA (ozn. chwała), czyli zamieszkiwaniem Ducha Bożego. Wszechświat jest świątynią, do której zamieszkiwania Bóg zaprosił też człowieka. Żeby sobie to uświadomić, człowiek potrzebował projektu, miniatury, jaką była właśnie ta budowla.

Pierwsi chrześcijanie byli postawieni wobec nowej koncepcji, wobec nowego stworzenia zapoczątkowanego przez dzieło zbawcze Jezusa Chrystusa. Jezus nie stworzył nowego kosmosu, lecz sam stał się światem dla swych uczniów, sam stał się świątynią, sam położył siebie jako fundament nowej więzi z człowiekiem. Taką koncepcję widzimy w Jego słowach, gdy mówi o kamieniu odrzuconym przez budujących, albo o świątyni swego ciała, zaraz po oczyszczeniu świątyni z handlarzy. Święty Piotr w Pierwszym Liście wraca do tej wizji Jezusa i rozszerza ją, określając Kościół jako Dom Duchowy, gmach zbudowany z dusz wiernych Jezusowi. My wszyscy jesteśmy kamieniami duchowymi, układającymi się warstwami pokoleń na fundamencie apostołów, gdzie kamieniem węgielnym, czyli tym, który rozpoczął budowę, jest Chrystus.

Niekiedy mówimy tak zupełnie potocznie,że jesteśmy zbudowaniczyimś przykładem. Pierwszym, który nas buduje duchowo, jest odrzucony przez budujących Jezus Chrystus. Odrzucony przez budujących, ale drogocen-ny w oczach Wszechmo-gącego Ojca. Potom-kowie Abrahama odrzucili wprawdzie Jezusa ze swych projektów kontynuowania tego, co zaczął budować Mojżesz, ale to odrzucenie stało się początkiem nowego zamieszkiwania Boga pośród nas. Moment odrzucenia Jezusa stał się momentem przełomowym, początkiem ruiny starej świątyni i początkiem wznoszenia się nowej, czyli Kościoła. Historia potwierdziła to rozproszeniem się narodu wybranego. Izrael żył przez prawie dwa tysiące lat w diasporach i gettach, ale przez te dwa tysiące lat następowała budowa Kościoła. Pierwsze wieki to męczeństwo, ukrzyżowania, pożeranie przez dzikie zwierzęta, pogromy, lochy i uwięzienia. To był nasz, chrześcijański holocaust.

W całym tym zamieszaniu historii, które przypomina plac budowy, musimy znaleźć swoje miejsce, bo każdy z nas jest innym kamieniem. Musimy się dopasować, scementować, znaleźć swoją ścianę, swoją wspólnotę, swój charyzmat. Tych, na których się wesprzemy, i tych, którym damy wsparcie, jak cegły, które kładą się warstwami i są zarówno oparciem, jak i same szukają oparcia. Jest to czas pracy duchowej i pewnej czujności, jak podpowiada czytanie z Listu do Tesaloniczan. Czujność jest konieczna, by nie pomylić budowli i nie stać się elementem jakiejś atrapy sekciarskiej czy okultystycznej. Kościół jest jeden. Jeśli kamień węgielny był odrzucony i pierwsi uczniowie również, to nie dziwmy się, jeśli będąc przeznaczonymi do tworzenia nowej budowli, jesteśmy w jakikolwiek sposób odtrącani.

0x01 graphic

Nikczemnicy idą do nieba

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Żadna przepaść nie jest w stanie porównać się z tą, jaką przekroczył ów łotr, przedostając się do raju z piekła ukrzyżowania. Każdy z nas jest nikczemnikiem i każdy z nas umiera na krzyżu, mniej lub bardziej odczuwalnym.

Król jest władcą nie tylko na tronie, ale i na krzyżu. Kiedy prowadzono na szafot Ludwika XVI, nie mógł już nikogo ułaskawić, choć wypowiedział słowa przebaczenia: „Umieram niewinny wszystkich zbrodni, które mi zarzucano. Wybaczam sprawcom mej śmierci i proszę Boga, by krew, którą rozlejecie, nie spadła nigdy na Francję”. Bębny zagłuszyły jego słowa.

Jezus Chrystus, wisząc na krzyżu, dokonuje uniwersalnej amnestii ludzkości. Owszem, nie każdy o tym wie i nie każdy zechce z niej skorzystać. Pierwszym jej odbiorcą był zwykły kryminalista, który błagał o raj, mimo że nie tylko jego życie było piekłem, ale zapewne i innym raju nie stworzył. Być może był to jedynie KAKOURGOS - złoczyńca, człowiek, który potrafił tylko czynić zło. Być może owi umierający łotrzykowie to, jak chce Józef Flawiusz, LESTES, czyli buntownicy. Ważne jest, że Jezus Chrystus daje niebo, a nie tylko małą szansę na niebo, nawet najgorszemu człowiekowi na ziemi i tylko dlatego, że o to poprosił ze skruchą. Prawdziwy król może wszystko i wszędzie. Jeśli to byli buntownicy, którzy nie zgadzali się na niesprawiedliwy porządek świata, to personifikowali każdego, kto czuje bunt wobec ucisku, jaki ludzie gotują sobie w imię postępu, wiedzy, polityki i bogactwa.

Zrównanie Syna Bo-żego z nikczemnikami stało się łaską wyniesienia wszystkich nikczemników wszystkich czasów do wyżyn synostwa Bożego. Nie jest to bynajmniej akceptacja ludzkiej podłości, lecz droga na wydobycie się wreszcie z niej ku niewyobrażalnemu poziomowi istnienia. Żadna przepaść nie jest w stanie porównać się z tą, jaką przekroczył w tamtej godzinie krzyża ów łotr, przedostając się w jednej chwili do raju z piekła swego ukrzyżowania. I nie jest to jedynie wzruszająca historia z przeszłości, gdyż każdy z nas jest nikczemnikiem i każdy z nas umiera na krzyżu, mniej lub bardziej odczuwalnym. Nikt z nas przecież nie jest wyjątkiem, którego ominął grzech pierworodny.

Jednocześnie ten fragment Ewangelii jest doskonałą ikoną sakramentu pojednania, bo jest to również sakrament pogodzenia się nie tylko z Bogiem, ale i z konsekwencjami swych win, sakrament rezygnacji z buntu przeciw Bogu. Łotr zwraca się do Jezusa o pamięć o nim, jakby prosił o rozgrzeszenie. Zgadza się na krzyż, gdyż jego winy są już jawne. Odwaga istnienia jest odwagą do przyjęcia śmierci. Możemy pozbyć się lęku przed śmiercią, ale nie możemy pozbyć się udręki. Toteż jeśli ktoś czyta teraz ten tekst i jest w skrajnej rozpaczy oraz pewien tylko swej śmierci i potępienia, bo nie widzi w sobie nic godnego miłości, i jeśli już od siedemnastu lat kona na swym krzyżu i jeszcze nie poprosił Jezusa o raj, to niech to uczyni. Niech uklęknie przy konfesjonale, jakby zawisł na krzyżu łotra, i tam wszystko z siebie wydobędzie, co ukrywa od wielu lat, a raj będzie dla niego dostępny w tej samej chwili.

0x01 graphic

Buduj arkę

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Michael Mangal na wyspie Pilow Panja ocalał jako jedyny z 517 jej mieszkańców. Gdy fala się cofnęła, na piasku znalazł przemoczoną Biblię i modlił się z niej rozpaczliwie.

Godzina powstania ze snu to czas przebudzenia z iluzji, w jakich tkwimy. Świat wydaje się wieczny, nic nam nie grozi. Kto myśli o śmierci? Każdy myśli, że nie jego to spotka w najbliższym czasie, a jeśli kiedyś nadejdzie śmierć, to ów czas wydaje się na tyle odległy, że w ogóle się o nim nie myśli. Tymczasem dwóch może być na polu i jeden wzięty, a drugi zostawiony. W tym samym momencie, w tym samym miejscu.

26 grudnia 2004 roku, o godzinie 10.11 w Khan Lak, czeska modelka Petra Nemcowa została zalana falami tsunami. Uchwyciła się drzewa palmowego i nie puściła.

Jej przyjaciel, fotograf Simon Atlee, puścił się gałęzi i już go nigdy nie zobaczyła. Godzinę później Michael Mangal, na wyspie Pilow Panja, ocalał jako jedyny z jej 517 mieszkańców. Gdy fala się cofnęła, na piasku znalazł przemoczoną Biblię i modlił się z niej rozpaczliwie. Za dni Noego zapewne było podobnie, ale nie było wtedy dokumentujących mediów, więc tylko wiemy, że ocalał ten, kto uwierzył Bożemu słowu i wybudował arkę. Nie trzeba szukać archeologicznych reliktów jego arki na Araracie, trzeba budować nową.

Trzy lata temu zginęło 300 tysięcy ludzi. Był akurat dzień Bożego Narodzenia, gdy podziemne trzęsienie ziemi wzbudziło kilkumetrową falę, która zmiotła tak wiele istnień ludzkich. Cokolwiek się stanie, bądź gotowy na przejście z tego świata ciemności do światła. Odrzuć uczynki mroku, odrzuć hulanki, pijatyki, rozpustę, wyuzdanie, kłótnie i zazdrość. Przyoblecz się w Tego, który pokonał twoją śmierć swoją śmiercią. Arka Noego jest symbolem ludzkiej postawy niezgody na fale nieprawości i demoralizacji. Bóg kazał Noemu uczynić ów okręt według ścisłych wymiarów, co symbolizuje życie według przykazań. Nie da się swojego życia duchowego budować „na oko”. Biblia wspomina, że Noe wykonał swoją arkę z drzewa gofer. Tłumacze uważają, że to gatunek cyprysu, ale jest to drzewo wyjątkowe, tylko raz wspomniane w Biblii. Takim drzewem jest krzyż Chrystusa. Trzeba się go trzymać z całych sił, bo spienione fale wyuzdania są silne.

Wezwanie do czuwania, które wypowiada Jezus, bywa zestawiane w Nowym Testamencie z wytrwaniem w modlitwie. Jezus w Ogrodzie Oliwnym, budząc uczniów, namawia ich do czuwania w modlitwie. Chwilę potem pojawia się Judasz, w którego wstąpił szatan, i uczniowie tracą z oczu swojego Rabbiego. Paweł w Liście do Kolosan nazywa modlitwę wprost czuwaniem. Ale już w Liście do Tesaloniczan czuwanie oznacza trzeźwy styl życia, bez pijaństwa, które kojarzono również z życiem rozpustnym. Wreszcie święty Piotr wzywa do czuwania przed diabłem, który jak lew krąży, szukając żeru. To nie Bóg czyha na naszą śmierć, ale szatan. Pragnie on bowiem zaskoczyć nas zagładą w takim momencie, w którym jesteśmy najbardziej oddaleni od Jezusa. Śmierć w takiej chwili byłaby czymś gorszym niż najgorsze nieszczęście na ziemi.

0x01 graphic

Braterstwo baranka i wilka

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kościół nie jest wspólnotą pochlebców i komplemenciarzy, nie jest romantyczną wspólnotą, która w kameralnych warunkach wzajemnie siebie adoruje.

Jan chadzał w skórze wielbłąda, gdy do niego ściągnęli ci, których nazwał żmijami. Łatwiej nam zrozumieć ten kontrast po wczytaniu się w lekcję z Izajasza, gdzie mowa jest o znakach mesjańskich. Jednym z nich jest pogodzenie natur tak różnych jak wilk i baranek, czy krowa i pantera, i jeszcze do tego spokojnie baraszkujący pośród tych naturalnych wrogów dzieciak. We fragmencie Listu do Rzymian Paweł namawia swych adresatów do wzajemnego przygarniania. Przyjście Mesjasza jest ogromną szansą na pojednanie się nie tylko z Bogiem, ale i z innymi, nawet takimi, na których się patrzy wilkiem albo których się postrzega jako uparte barany. Jest to jeden z istotniejszych efektów objawienia się Syna Bożego pośród nas, skonfliktowanych, sfrustrowanych, zamkniętych. Stworzyliśmy raczej ludzkie zoo niż cywilizację.

Dietrich Bonhoeffer twierdził, iż pełne doświadczenie Kościoła nie tam istnieje, gdzie ludzie łączą się dzięki sympatii, lecz tam właśnie, gdzie mimo różnic potrafią się modlić do tego samego Boga. Kościół nie jest wspólnotą pochlebców i komplemenciarzy, nie jest romantyczną wspólnotą, która w kameralnych warunkach wzajemnie siebie adoruje. To miejsce dla Żyda i Greka. Uobecnienie się Chrystusa stwarza płaszczyznę porozumienia ponad podziałami socjologicznymi, ziemskimi, historycznymi i wprowadza więź pojednania eschatologicznego, jak dopowie Yves Congar. Być może ten mały chłopiec z kijem, który w wizji Izajasza ugania się za panterą i krową, wilkiem i owcą to Ten z Betlejem, który wśród zwierząt się urodził…

W duchu Kościoła leży więc przygarnianie siebie nawzajem, ale nie z powodu ładnych oczu czy zgrabnych nóg, tylko z powodu wspólnego uwielbiania Boga. Paweł mówi więc PRZYGARNIAJCIE SIĘ (oryg. grecki: proslambano). To słowo występuje w Ewangelii w miejscu, w którym Jezus nazywa Piotra skałą i zwiastuje, że na nim cały Kościół będzie zbudowany. Trudno o wspanialszy awans. Za chwilę jednak Jezus mówi o konieczności odrzucenia i śmierci krzyżowej. Zaniepokojony Piotr PRZYGARNIA Go do siebie i szeptem namawia, żeby Jezus miał litość nad sobą i nie mówił takich rzeczy publicznie. Pamiętamy jak zareagował Jezus? Nazwał go publicznie szatanem, który nie myśli po Bożemu, tylko po ludzku.

Przygarnąć ewangelicznie to powiedzieć najpiękniejsze słowa o miłości, ale i wypowiedzieć najtrudniejsze skarcenie, równe egzorcyzmowi. Wspólnota Kościoła nie może się opierać tylko na triumfalnych powitaniach, gloryfikujących chórkach i wzajemnych pochwałach oraz długich powitaniach. Dobieramy się w Kościele nie dlatego, że ktoś nam nieustannie „kadzi”, ale dlatego, że ma odwagę nam czasem powiedzieć prawdę prosto w oczy. Lubimy tych, którzy są dla nas mili i tylko nas chwalą. Ale czy to jest zawsze autentyczne? Biblia radzi zaprzyjaźnić się krowie i panterze! Te metafory są godne La Fontaine'a, ale życie to nie bajka. Fundamentem chrześcijańskiej wspólnoty nie są uczucia lub afekty, upodobania i dobieranie się, lecz mówienie sobie prawdy.

0x01 graphic

Pustynia to nie Lazurowe Wybrzeże

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Oczyszczenia naszych dusz Bóg dokonuje w milczeniu i w pustce. Na pustyni wydaje się, że Boga nie ma.

Jan Chrzciciel wysyłając swych ucz-niów do Jezusa, był zapewne powodowany tym samym oczekiwaniem, które i w nas się ukrywa. Każdy z nas pragnie spotkania z kimś, kto nas pokocha w sposób absolutny. Ten głód serca doprowadza od dawna ludzi nie tylko do grzesznych poszukiwań, ale i do stanów chorobowych. Zaślepieni tym pragnieniem, grzeszymy pożądliwością oczu, szukając oparcia w kimkolwiek, popełniamy mnóstwo grzechów ciała i w końcu czujemy się jak trędowaci. Pragnąc usłyszeć: „kocham cię ponad wszystko”, stajemy się głusi na inne słowa. Umieramy z tęsknoty i tracimy samych siebie w poszukiwaniu miłości. Ale błogosławiony ten, kto wierzy, że Bóg może zaspokoić takie pragnienie miłości, jakie się w nas ukrywa.

Człowiek łaknie tego, co ponadludzkie. Kiedy nie potrafimy spotkać Chrystusa i Jego uspokajającego miłowania, ogarnia nas lęk. Filozofia zdefiniowała ów stan jako lęk egzystencjalny. Soren Kierkegaard uznał, że jest to fundamentalny przymiot ludzkiego istnienia. Biblia mówi, że tam, gdzie nie ma miłości, jest już tylko lęk. Kierkegaard wierzył, że tylko skok w wiarę może przezwyciężyć ten lęk. Błogosławiony, kto nie zwątpi w Jezusa!

Claude Geffre powiedział o wierze, że jest zdecydowaniem się na to, co niemożliwe. Co jest najbardziej niemożliwe na tym świecie? To, co najbardziej oczekiwane, czyli miłość bez cienia obawy. Każda miłość, oprócz tej, którą rozdaje serce Jezusa, jest mniej lub bardziej nacechowana lękiem. Być może zwątpiłeś już we wszystko i we wszystkich, i nie potrafisz tego zmienić. Boisz się, żeby tak nie pozostało na zawsze! I jeszcze bardziej boisz się, że znowu będziesz musiał zdobyć się na uwierzenie w miłość, która zaślepionym otwiera oczy, okulawionym przez odtrącenie nie tylko podstawia ramię, ale i uzdrawia złamania boleśniejsze niż złamania kości.

Nie myśl ze strachem, że Bóg znudził się twoimi słabościami i upadkami. Nie myśl, że nie nadajesz się i jesteś Mu obojętny, albo twoja dusza jest zbyt przeciętna, by mogła fascynować Jezusa. Tak bardzo pragniemy być kochani, że aż się tego wypieramy i kamieniejemy w zwątpieniu. Może już czekasz 23 lata i nikt się tobą nie interesuje, nikt cię nie dotknął z dobrocią, nikt cię nie zapytał o coś więcej niż o samopoczucie. Nikogo nie smuci twój smutek. Masz wrażenie na modlitwie, że nikt cię tak naprawdę nie słucha i tylko się oszukujesz. Bóg wydaje się pustką, a ty oczekiwałeś pełni wrażeń i czułości. Ale oczyszczenia naszych dusz Bóg dokonuje w milczeniu i w pustce. Jan czekał na Mesjasza na pustyni, a nie na Lazurowym Wybrzeżu, wylegując się na leżaku pod pastelowym parasolem i z kieliszkiem w ręku, dowcipkując w wesołym towarzystwie. Na pustyni jest wycie wiatru, są syczące żmije i skorpiony, i szyderczy piasek. Na pustyni wydaje się, że Boga nie ma.

0x01 graphic

Do pełna

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nasze pomysły na życie i nasze plany rzadko zgadzają się z planami Boga. Nie wypełniamy Słowa Bożego, dlatego wcześniej czy później czujemy się spustoszeni.

Wielu ludzi uważa, że ich życie jest puste. I może to być prawda. Pełnię życia nie jest łatwo odnaleźć. Są tacy, którzy pustkę wypełniają chipsami i piwem, oglądaniem seriali, pracą i ciułaniem pieniędzy, podglądaniem przez okienko Internetu lub kolekcjonowaniem dyplomów. Co wypełnia ciebie? A może, kto ciebie wypełnia?

W krótkim opisie opowiadającym o przyjęciu przez Józefa brzemiennej Maryi pojawia się wzmianka, mówiąca o tym wydarzeniu jako o wypełnieniu się Pism świętych. Stało się tak w życiu Józefa, że w końcu wypełnił słowa Biblii. Zanim to się dokonało, przeżywał koszmary, w których anioł przyciskał go do wypełnienia woli Boga. Nie było łatwo, bo fakty przeczyły snom. Łatwiej uwierzyć logice faktów niż marzeniom sennym. Józef w końcu przyjął swoją Małżonkę i Dziecko, którym była wypełniona. Uczynił to, by wypełnić Pisma. Nasze pomysły na życie i nasze plany rzadko zgadzają się z planami Boga. Nie wypełniamy Słowa Bożego, dlatego wcześniej czy później czujemy się spustoszeni.

Życie jest projektem Boga, w którym On przewidział wydarzenia, spotkania, osoby, a nawet sny. Potrzeba tylko cierpliwości. „Cierpliwość jest postawą, która polega na spokojnym oczekiwaniu na dojrzewanie, czy wypełnienie się czasu. Wierzy ona głęboko, że wszystko przychodzi we właściwej porze i że wszelka niewczesna interwencja jest próżna”, czyli pusta (Roger Mehl). Nic z tego, co nam się przydarza, nie ma charakteru przypadkowego. Bóg zaplanował pewne dzieła na szlaku, po którym idziemy, a odczytanie ich ułatwia nam słuchanie Biblii. To podpowiedzi, których nie wolno lekceważyć. Przeznaczenie nie jest jakimś fatum, nie jest też chaotyczną przypadkowością. Wszystko jest po to, aby się wypełniły Pisma. Wypełnić to również uczynić całkowitym, zintegrowanym, doskonałym. Chodzi ostatecznie o przyjęcie Jezusa, ale trzeba zacząć od przyjęcie Maryi. Dlaczego? Podobnie jak Syn Boży nie mógł stać się człowiekiem, nie stając się najpierw synem tej KOBIETY, tak każdy chrześcijanin nie może zaczynać życia w Chrystusie, pomijając MIRIAM. Wiara też ma swoje etapy i początkiem jest jej zgoda na taki plan Boga.

Józef przyjął Syna Bożego ukrytego w drugim człowieku, w swej małżonce. W dobie rozwodów ta informacja nabiera ogromnej mocy. Przyjąć człowieka, to przyjąć ukrytego w nim Chrystusa. Skoro to rozumiemy, to dlaczego z tego porządku miałaby być wyłączona Miriam? Skoro mówimy, że kochać Boga to kochać bliźniego, to dlaczego Ona miałaby być kimś pominiętym? Czyżby nie była naszym bliźnim? Ona jest pierwsza z naszych bliźnich! Tym pełniej JĄ trzeba przyjąć, im pełniej chcemy przyjąć Jezusa. Pełnię szczęścia daje ci tylko Bóg. Ale On ukrył się najpierw w Niej, bo chciał, abyś najpierw JĄ przyjął. Paweł w Liście do Filipian pisze w pewnym miejscu, iż Bóg według swego bogactwa wypełni wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą nasza potrzebę. Każdą potrzebę!

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
o Augustyn Pelanowski gn2006
o Augustyn Pelanowski gn2008
Znak Katynia, znak Smoleńska [o Augustyn Pelanowski]
O Augustyn Pelanowski OSPPE “Oto Ja posyłam anioła przed tobą”
Ojciec Augustyn Pelanowski
Proroctwa o Polsce proroctwo o Augustyna Pelanowskiego
o Augustyn Pelanowski gn2011
O Augustyn Pelanowski OSPPE Felietony zebrane
o Augustyn Pelanowski inne
PRODUKT MIŁOŚCIOPODOBNY, Augustyn Pelanowski OSPPE
o Augustyn Pelanowski gn2005
o Augustyn Pelanowski homilie zbiór
o Augustyn Pelanowski gn2010
o Augustyn Pelanowski gn2009
Zdejmowanie sandałów, ks.Pelanowski Augustyn
Bardzo dobry wywiad, ks.Pelanowski Augustyn
Możesz posłuchać, ks.Pelanowski Augustyn
Ochrona przed rozpadem, ks.Pelanowski Augustyn
Niespodziewana zmiana, ks.Pelanowski Augustyn

więcej podobnych podstron