o Augustyn Pelanowski gn2008


GN 2008

Bóg ozłoci szare życie …

Arka z potopu nieprawości …

Wcielenie we Wcielonego …

Życie w sieci …

Błogosławić, czyli dziękować …

Trzy maski diabła …

Podnieś twarz z ziemi …

Nieskończona hojność Boga …

O głupocie …

Związanie i rozwiązanie …

Niespodziewana zmiana …

Jak zobaczyć zmartwychwstanie? …

Etui z chleba …

To nie upiór, to zbawca …

Milczenie Boga …

Kluczowa sprawa …

Cena prawdy …

Łaska upomnienia …

Za denara do nieba …

Komunikacja. Z sumieniem …

Nic mi się nie należy …

Różne rodzaje milczenia …

Kto pyta, czasem błądzi …

Co jest moim przykazaniem? …

Ciało …

Sanktuarium ludzkiego wnętrza

Kłopotliwe talenty …

Najmniejsi …

Gdy ja nie jestem ja …

Dzień Przebłagania …

Czy znasz Jezusa? …

Nie wierz uczuciom …

W bezpiecznych dłoniach Miriam …

0x01 graphic

Bóg ozłoci szare życie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg rodzi się, by nie zatrzymywać się nad tym, co smutne czy szare. Bóg zechciał być dzieckiem stolarza z Nazaretu, bo tylko dziecięctwo buduje życie. Dziecięctwo, czyli zgoda na skromność istnienia.

Zawsze nas będzie poruszać ubóstwo objawienia Syna Bożego, ponieważ mamy zbyt wygórowane roszczenia wobec życia. Obraz Syna Bożego w tak mizernej scenerii jest uzdrawiający dla naszych depresji i rozczarowań. Bóg nie żądał niczego wielkiego od życia, by się objawiać pośród nas. Nade wszystko jesteśmy rozczarowani ubóstwem warunków bytowania, również bezsilnością, dysharmonią, omylnością, bylejakością. Trudno się z tym pogodzić, że nie jesteśmy królami losu, tylko kuchennymi gospodyniami, zapracowanymi kasjerkami, wiejskimi hodowcami, kierowcami taksówek, wikariuszami, sprzątaczkami, policjantami. Życie jest szare, i w takie szare, a nawet dość nędzne warunki wpisał się Syn Boży, by uwolnić nas również, przy okazji odkupienia, od pretensji do kondycji istnienia. Wpisał się, bo był SŁOWEM.

On miał ogromną chęć życia, choć urodził się w stajni. My narzekamy na zimną wodę w kranie albo na trzyletni tapczan, który już zaczyna trzeszczeć. Jezusowi nie przeszkadzało towarzystwo niemile pachnących zwierząt, nam przeszkadza zbyt głośny telewizor u sąsiada. Czasami depresja dosięga ludzi z powodu niespełnionego roszczenia do bycia kimś wyjątkowym albo do posiadania czegoś eleganckiego czy zawłaszczenia kogoś. Dosięga nas zniechęcenie, gdy nie jest tak, jak wyobrażaliśmy sobie to wszystko. Może nawet rozpacz, gdy myślimy, że życie nie ofiarowało nam tego, na co zasłużyliśmy.

Czy Syn Boży zasłużył na żłób z sianem? Czy Matka Boża miała żal do Ojca niebios o tak mizerne warunki egzystowania? Czy Józef przeżywał załamanie z powodu braku środków do życia? My się zniechęcamy, gdy tylko pojawią się łysawe zakola na głowie albo gdy nie stać nas na wakacje na Majorce, tylko w Wejherowie. Nadajemy temu zniechęceniu charakter prawie heroiczny i opowiadamy o nieudanym losie, by ściągnąć uwagę innych i stać się bohaterem podwórkowej kłótni z samym sobą.

Bóg rodzi się, by nie zatrzymywać się nad tym, co smutne czy szare. Bóg zechciał być synem, dzieckiem stolarza z Nazaretu, bo tylko dziecięctwo buduje życie. Dziecięctwo, czyli zgoda na skromność istnienia. Ubóstwo i ta mizerna kolekcja równie mizernych przedsięwzięć to jednak rzecz święta. Miser res sacra - biedny jest rzeczą świętą! Im nędzniejszy jest mój byt, tym usilniej powinienem wołać, jak dziecko do Wszechmocnego, a nie zamykać się w zniechęceniu i złości. Odkrycie własnej pustki i zaniku woli nie powinno nas załamywać, lecz prowadzić do odkrycia potęgi Bożej opieki. Jakież było zadziwienie i wdzięczność Maryi i Jozefa, gdy od trzech nieznanych ludzi otrzymali środki na daleką podróż do Egiptu. Przyjąć siebie z pustymi kieszeniami możliwości, przyjąć swoje ubóstwo i życie mizerne to otworzyć się na nieoczekiwany dar od Ojca, który nie zapomina o swych dzieciach. Bóg wynagradza powierzenie się Mu, a nie zasługi. Wynagradza zaufanie i pogodzenie, a nie wielkopańskie ambicje i roszczenie do radzenia sobie zawsze ze wszystkim.

0x01 graphic

Arka z potopu nieprawości

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Obraz potopu odnosi się do zalewu, który dosłownie pogrąża świat ludzki. Mamy zalew fałszywych informacji, deprawacji, propagandy, wreszcie zalew ciemności, okultyzmu, bluźnierstwa, magii.

Duch, który przybrał postać gołębicy, jest nieprzypadkowym symbolem. Odnosi całą symbolikę chrztu Jezusa do potopu w czasach Noego. Noe po zakończeniu potopu wypuszczał gołębia, chcąc przekonać się, czy wody na tyle opadły, by mógł wyjść z cyprysowej arki. Obecność gołębicy jest więc znakiem obwieszczającym koniec pogrążania się w błocie występków. Jezus wychodzący z wód Jordanu daje się poznać ludzkości jako nowy Noe, a Jego ciało jest jak mistyczna arka gotowa wydobyć z odmętów demoralizacji i deprawacji każdego, kto tylko zechce się w niej schronić. Chrzest jest przypomnieniem nie tylko archaicznego tsunami, ale też wskazaniem nowej szansy, nowej arki i nowego Noego.

Wszystkie sakramenty mają skuteczną moc zbawiania człowieka, ale rzadko słyszmy o ich znaczeniu. Wszelkie teksty Starego Testamentu są skarbcem treści dla pełnego zrozumienia tego wszystkiego, czego dokonał Jezus i co dzieje się w Kościele. Taki sposób czytania Biblii nazywa się typologią. W jej obszarze mieści się zasada powtarzalności na różnych poziomach pewnych wydarzeń opisanych w Starym Testamencie. I tak biblijny potop jest jedną z takich informacji, która ciągle do nas powraca jako wyjaśnienie rzeczywistości aktualnej. Raz po raz następują jakieś potopy, choćby w Nowym Orleanie albo na Nikobarach. Ale obraz potopu odnosi się bardziej do innego zalewu, który dosłownie pogrąża świat ludzki. Mamy zalew fałszywych informacji, które zagłuszają sumienie, mamy zalew deprawacji, mamy zalew propagandy albo demoralizujące trendy w kulturze, wreszcie zalew ciemności, okultyzmu, bluźnierstwa, magii.

Bóg ciągle podejmuje akcje ratunkowe, ale one wszystkie nie istniałyby, gdyby nie moc sakramentu chrztu, tego wydarzenia, którym Jezus rozpoczął tysiące, miliony interwencji zbawczych w życiu ochrzczonych, by nie potopili się w zalewach ciemności, grzechu, śmierci, potępienia, rozpaczy. Woda obmywa, ale też topi, pogrąża, uśmierca. Jezus zaś wchodzi na dno Jordanu i z niego wychodzi przy akompaniamencie odsłaniającego się nieba i objawienia się Ducha Świętego, świadczącego o Jezusie jako jedynym zbawicielu. Pozostaje jeszcze tylko przypomnieć, że Noe uratował tylko te istnienia, które tworzyły heteroseksualne pary. Świat dokoła niego był pomieszany. Granice płci się zacierały, zacierając jednocześnie granice porządku Boskiego prawa.

Podobnie było z Sodomą. Jakimś znakiem dla świata, że czas następnego potopu może powtórnie dotknąć współczesną generację, jest zacieranie granic przykazań Boga i kurczenie się porządku heteroseksualnego, czyli zdolnego do prokreacji, która wszak jest kontynuacją dzieła stworzenia. Warto o tym pamiętać w epoce, gdy karta praw człowieka jest ubłocona propozycjami lekceważącymi prawa Boga. Lekceważenie prawa fizyki, na przykład prawa grawitacji, może skończyć się kalectwem albo śmiercią. Lekceważenie praw duchowych może skończyć się kataklizmem. Zawsze jest jednak nadzieja dla ochrzczonych: mamy niezatapialną arkę - mistyczne Ciało Chrystusa, Kościół. * * *

Wcielenie we Wcielonego

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Sadzawka chrzcielna przywodzi na myśl łono matki i wody płodowe. Kilka sekund trwające zanurzenie w wodę sakramentalną zapowiada lata wydobywania się z kałuż nieczystości.

Na samym początku Biblii jest mowa o Duchu, który unosił się nad wodami. Ta wizja Ducha, który wyłania się nad materią zmieszaną jak jakiś prekosmiczny ocean, przypomina o pierwszych mikrosekundach stworzenia. Kiedy Jan podkreśla obecność Ducha w Mesjaszu, chce pokazać nam palcem, w kim zaczyna się nowy świat, nowe stworzenie.

Zrozumieć chrzest można jedynie z perspe- ktywy Starego Testamentu. Tertulian, Dydym Aleksandryjski, Cyryl Jerozolimski, Ambroży wskazywali na znaczenie chrztu, odwołując się do tematów biblijnych. Między innymi do stworzenia świata, a właściwie wyłonienia się go z chaosu pramaterii. W takim ujęciu chrzest zdaje się jeszcze jednym dziełem stworzenia i wyzwolenia, ale też miniaturowym przypomnieniem historii wszechświata. Prorocy głosili, że Bóg stworzy jeszcze jeden świat na ruinach starego. Wcielenie Chrystusa jest początkiem najnowszego stworzenia. Kto chce uczestniczyć w nowym świecie, przyjmuje chrzest jako rodzaj osobistego „wcielenia” we wcielonego Boga.

Jan mówi, że Jezus chrzci Duchem Świętym. Co to znaczy? Wśród wielu innych znaczeń trzeba przypomnieć i to, bodajże najistotniejsze. Duch Boży unosił się nad pierwotnymi wodami i wzbudził z nich życie. Nie ma większego znaczenia, czy był to proces trwający miliardy lat czy też nagłe pojawienie się gatunków. Autorem tego dzieła był Duch Boga. Kiedy więc Jan mówi o Jezusie jako o Tym, nad którym jest Duch, i twierdzi, że Jezus będzie chrzcił Duchem, to chce nam powiedzieć, że w Jezusie jest nowe stworzenie życia. Zapewne niejednokrotnie dziwiliśmy się, dlaczego Jezus na pierwszych apostołów powołał rybaków. Chyba właśnie dlatego, że do nowego stwarzania zaprasza ludzi, którzy posiedli umiejętność wyciągania ku górze. Jezus powołuje rybaków na apostołów, czyni cuda nad Jeziorem Galilejskim, chodzi po wodzie, sprawia cudowny połów ryb, mówi o znaku Jonasza, itd. Zauważmy, że Ewangelie są jakby przesiąknięte tym wilgotno-słonym klimatem. W końcu samo królestwo Boże porównane jest do sieci. Jean Danielou nazywa Kościół matką dzieci Bożych, wydobywającą je do świata duchowego przez chrzest.

Sadzawka chrzcielna przywodzi na myśl łono matki i wody płodowe. Łatwy jest chrzest, choć zapowiada skomplikowany poród duchowy człowieka. Kilka sekund trwające zanurzenie w wodę sakramentalną zapowiada lata wydobywania się z kałuż nieczystości, błotnych bajor chciwości, trzęsawisk rozpaczy, bagien chciwości, rwących nurtów gniewu, mielizn lenistwa, burz zazdrości, powodzi pychy, a nawet oceanów pomyłek, błędów, uporu. Wszystko pokonamy w imię Ojca, Syna, Ducha. Bóg wydobywa nas z łona tego świata jak z wnętrzności matki, zapraszając do pomocy akuszerów o mięśniach potężnych od łowienia ryb. Sokrates wydobywając ze swoich rozmówców mądrość, zachowywał się jak akuszerka. Jezus ma moc wydobyć nas z łona grzechu, gdyż sam był już w łonie matki naznaczony imieniem Tego, który wybawia z krańców ziemi, wyciąga i dźwiga, powołując do świętości. * * *

Życie w sieci

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Tylko Bóg potrafi nadać człowiekowi nowe znaczenie egzystencji. Tylko Bóg czyni życie porywającym i fascynującym, godnym porzucenia natychmiast tego wszystkiego, co dotychczas się czyniło.

Piotr i Andrzej zarzucali swoje sieci dzień w dzień i w niejedną noc, ale niewiele z tego mieli korzyści. Kiedy Jezus pojawił się na brzegu jeziora, nadał ich życiu nowe perspektywy, nowy sens, i to ich porwało. Tylko Bóg potrafi nadać człowiekowi nowe znaczenie egzystencji. Tylko Bóg czyni życie porywającym i fascynującym, godnym porzucenia natychmiast tego wszystkiego, co dotychczas się czyniło.

To dzięki Jezusowi, Jego obecności przy naszych sieciach, życie może być spełnione nawet w najbardziej przyziemnej postaci, ale Jemu chodzi o coś więcej. Chce uczynić coś wspanialszego dla człowieka. Chodzi o wyłowienie wieczności spod powierzchni doczesności albo o wyłowienie ludzi zatopionych w morzu grzechów i ukazanie im Nowego Świata. W tym krótkim epizodzie rybackim, widzimy jak wspaniały jest Bóg w Jezusie Chrystusie! Odkrył przed tymi braćmi nowy wymiar życia, pomógł im zobaczyć coś nieskończenie piękniejszego niż wodorosty, płetwy ryb, sznury sieci i słony pot. Pomógł Piotrowi i Andrzejowi wznieść swoje aspiracje wyżej. Z dna morskiego do niezgłębionego nieba.

Wokół nas są tysiące ludzi, którzy nie radzą sobie z życiem, nie widzą żadnych perspektyw, a tym bardziej nie mają nadziei w Bogu. Zaplątani w sieci bezsilności i bezsensu pochylają się ku rozpaczy i samopotępieniu. Są jak ryby uwikłane w sieci - zagubieni w sieci podatków, sieci komórkowej telefonii, sieci zakupów, sieci uzależnień nałogowych, toksycznych emocji, zranień z dzieciństwa, długów, wreszcie sieci grzechów. Kto ich pociągnie ku górze?

Jezus powołał dwóch braci, a nie samego Piotra, bo jesteśmy sobie potrzebni i zdarza się, że, pomagając innym, pomagamy sobie. Ale żeby innych nie wikłać, trzeba samemu być uwolnionym przez Jezusa. Dlatego Jezus najpierw uwolnił od sieci Piotra i Andrzeja, a później kazał im iść i łowić innych do nowego życia w Duchu. To prawda, że poczucie wartości życia bierze się również z faktu bycia pomocnym dla innych. Warto żyć ze świadomością, że się komuś pomogło wydobyć z dna. Oto stolarz z Nazaretu, który w kilku słowach pomógł nieszczególnym rybakom wydobyć się ze swego poplątanego losu i uczynił ich przywódcami ludu, ale nade wszystko dał im rękojmię na życie wieczne. Nie powiedział: chodźcie za Mną, byście pomogli mi zostać wielkim przywódcą religijnym, lecz powiedział: chodźcie za mną, a Ja was uczynię przywódcami, którzy są schronieniem dla przerażonych.

Kościół to cierpliwa wytrwałość, w której jedni wyciągają drugich wyżej od siebie. Jezus nauczył Piotra i Andrzeja przywództwa, które nie jest manipulowaniem innymi, tylko służeniem innym ku ich wyniesieniu ku górze. Wyżej od siebie. Oto sens przywództwa w chrześcijaństwie. Wielu ludzi po osiągnięciu szczytów kariery wciąga za sobą drabinę. Chrystus pokazuje nam zupełnie coś innego. Nie tylko innych wyciągaj z dna, ale stawiaj ich na najwyższym piętrze nieba.

0x01 graphic

Błogosławić, czyli dziękować

O. Augustyn Pelanowski OSPPE

Żydzi błogosławili Boga przede wszystkim za przyjemności. Jezus poszerzył granice błogosławieństw. Bóg objawia swoją dobrotliwość również w tym, co zdaje nam się nieszczęściem.

Już dawno zauważono, że słowu „błogosławieni” bardziej odpowiada greckie eulogetoi, natomiast tekst Mateusza używa w tym miejscu rozweselającego słowa makarioi, co raczej tłumaczy się jako „szczęśliwi”. To słowo oznacza nie tylko ludzi, którym życie się udało. Grecka starożytna literatura używała słowa makarios jako epitetu bogów! Czasami też mówiono w ten sposób o umarłych! Jezus zwraca się więc do płaczących, ubogich, prześla- dowanych jak do bogów, a przede wszystkim widzi w nich ludzi, którym życie się udało! Powierzchownym słuchaczom Kazania na Górze mogłoby się wydawać, że Jezus kpi w żywe oczy z przygniecionych ciężarem losu biedaków. Jak można do tak nieszczęśliwych ludzi mówić, że są szczęśliwcami losu, a nawet porównywać ich los z losem boskim? A jednak ukrywa się w tym zestawie błogosławieństw wyjątkowa mądrość. Komu nie udaje się to życie, ma większe szanse na udaną wieczność. Przysłowie afrykańskie mówi: Gdy twoja strzała chybia antylopę, trafia z podwójną siłą w bawołu.

Dla Żydów błogosławieństwa są specyficzną formą dziękczynnej modlitwy. Odmawiano je przed różnymi rodzajami przyjemności, przed wypełnieniem micwot, czyli przykazań, albo nawet gdy kogoś ominęło jakieś nieszczęście. Błogosławieństwa były jednym ze sposobów rozumienia świata i wszystkiego, co on niesie ze sobą, jako nieustannego obdarowywania ludzkości przez rozrzutnego w dobroć Boga. Wszystko jest darem, za wszystko trzeba więc Bogu dziękować, czyli Go błogosławić. Błogosławić to mówić Bogu: DZIĘKUJĘ. Czy można jednak dziękować za płacz albo za ubóstwo, albo za czyste, czyli puste serce, które nie jest wypełnione żadną miłością do kogokolwiek? Owszem, za soczystą pomarańczę albo za udaną transakcję finansową czy narodziny dziecka, zapach jodłowego lasu, widok słońca zachodzącego nad falami morza, albo za żonę, która kolorem swoich oczu przypomina nieskończone niebo, można błogosławić Boga. Ale za prześladowanie i wyzwiska?

Żydzi błogosławili Boga przede wszystkim za przyjemności, radości, pokarmy i za to, co moglibyśmy dziś nazwać szczęśliwym trafem. Tymczasem Jezus poszerzył granice błogosławieństw nawet na to, co nie jest przyjemne i radosne. Okazuje się bowiem, że Bóg objawia swoją dobrotliwość również w tym, co w pierwszym zderzeniu zdaje nam się nieszczęściem. Ubóstwo Jezusa nas ubogaciło bogactwem łaski, Jego smutek nas pocieszył, Jego cichość i pokora serca uzdrawiają do dziś z napięcia i lęku. Jego pragnienie sprawiedliwości uczy nas postępowania wobec bliźnich. Jest miłosierny i głęboko się wzrusza, dlatego wielu może naprawdę dosięgnąć ulgi w sumieniu. Jest najczystszego serca i stąd nikt nie czuje się przy Nim zniewolony czy zmanipulowany. Wprowadza pokój, jakiego ten świat nie potrafi dać. Cierpiał prześladowanie, abyśmy uniknęli potępienia piekielnego, słyszał niejednokrotnie urągania i kłamstwa pod swoim adresem, ale błogosławił nawet swoich wrogów. Czy można Go nazwać kimś nieszczęśliwym?

0x01 graphic

Trzy maski diabła

Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie ta chwała na ziemi się liczy, ale ta w niebie. Pomiędzy chwałą nieba i chwałą na ziemi, jest pomost krzyża - pomost zmarnowania okazji na wyniesienie w tym świecie!

Trzy kuszenia diabła jeszcze raz wróciły do Jezusa, kiedy stanął przed sądem. Stanął przed Kajfaszem, Piłatem i Herodem jak przed szatanem ukrywającym się w trzech maskach. Kajfasz zapytał go wprost tylko o to, czy jest Mesjaszem, a nie Synem Bożym. Jezus mógł wykorzystać tę szansę i nie mówić, że jest Synem Boga. Wielu wówczas uważało się za mesjaszów i specjalnie się tym nie przejmowano. Jezus mógł odegrać rolę prowincjonalnego mesjasza i wymknąć się oskarżycielom. Ale On się pogrążył, bo wyraźnie podkreślił, że jest Synem Człowieczym, który zasiada na tronie Jedynego. Zrównał się z Bogiem. Nie skusił się niedomówieniem albo wykrętem. Zamiast uczynić cały proces czymś strawnym jak chleb, uczynił go przez swoje wyznania twardym jak kamień!

Kiedy stanął przed Herodem, mógł olśnić go czymkolwiek, gdyż ten tego oczekiwał. Mógł rzucić się z narożnika świątyni jak na bungee i otrzymać oklaski oczarowanego dworu. Ale On milczał. Zrezygnował z szansy uniknięcia strasznego losu. Kiedy wreszcie stanął przed Piłatem, ten zapytał nie o synostwo Boże, ale o to, czy jest królem, proponując Mu uwolnienie. Piłat chciał Jezusa uwolnić. Gdyby Jezus tylko o to go poprosił i upadł na kolana, byłby uratowany. Jezus zmarnował tę szansę, która w istocie była pokusą! W tych najtrudniejszych chwilach szatan próbował wśliznąć się przed Jezusa ze swoimi możliwościami, ale On był tak nieugięty jak na pustyni. Jezus nie uciekał nigdy przed samotnością. Przyjął opuszczenie przez najbliższe osoby. Noce spędzał na rozmowach z Ojcem. Popatrzmy na nasze noce. Co staje się naszym ołtarzem, gdy zamykamy drzwi, przekręcamy klucz i zostajemy sami w swoim mieszkaniu?

Nawet w ostatnich chwilach Jezus w Ogrodzie Oliwnym modlił się na odległość rzutu kamieniem, w pewnym dystansie od apostołów, w samotności, z Ojcem. Na odległość rzutu kamieniem, a nie chlebem! Diabeł kusił posiadaniem i władaniem wszystkich królestw i wszystkich ludzi za cenę jednego prostratio: upadnij! W Ogrodzie Oliwnym zdarzyła się sytuacja, która jest jakimś refleksem kuszenia na pustyni. Ludzie, którzy przyszli aresztować Jezusa, gdy usłyszeli słowa: „Ja jestem”, upadli na twarz. Jezus nie wykorzystał sposobności, by zapanować nad nimi w taki sposób, jaki mu proponował diabeł. Miał tylko tych, których dał Mu Ojciec. Nie szukał stadionów, by Go oklaskiwano. To jest światło rzucone na naszą uczuciową zaborczość, materialną pazerność, skupianie uwagi na sobie, próżność. Jezus był wyniesiony, ale nie na narożnik świątyni, tylko na krzyż. Stał się widowiskiem hańby! Diabeł kusił Go, aby rzucił się z narożnika i nawet cytował Psalm 91 o aniołach troszczących się o każdy krok Mesjasza, ale Jezus zrezygnował z demonstracji chwały. Ponieważ nie ta chwała na ziemi się liczy, ale ta w niebie. Pomiędzy chwałą nieba i chwałą na ziemi, czyli tą demoniczną, jest pomost krzyża - pomost rezygnacji, zmarnowania okazji na wyniesienie w tym świecie!

0x01 graphic

Podnieś twarz z ziemi

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Chrystus odsłania swoją twarz, byśmy patrząc na nią, mogli zobaczyć swoją już bez lęku. Potrzeba nam objawienia Boskiego oblicza, by odzyskać własną twarz.

Twarz Jezusa lśniła jasnością jak słońce. Słońce daje światło, daje życie, daje energię. Oblicze Boga jest nam potrzebne, by nie nosić masek. Jest to jedyne Oblicze, przed którym nie udaje się udawać kogoś innego, niż się jest naprawdę. Gdy Jego oblicze zajaśniało jak słońce, upadli na twarze. Gdy Jego oblicze się wzniosło, zakryli własne oblicza, a potem, gdy wznieśli swe oczy, pozbawieni lęku, nie widzieli już nikogo, samego Jezusa jedynie. Nie widzieć nikogo poza Bogiem!

Oblicze człowieka jest ekranem duszy. Maluje się na nim wszystko, co jest wewnątrz. To jedyna część ciała, która nigdy nie jest okrywana, a jednak najwięcej ukrywa. Nawet na ręce zakładamy rękawiczki, ale na twarz nie zakładamy żadnego pokrowca. Ona musi być odsłonięta i z tym jest problem, bo na niej wszystko widać, co ukryliśmy w sobie nie tylko przed innymi, ale też i przed sobą. Uczucia, myśli, przeczucia, nastawienia i przede wszystkim duch, jaki nami rządzi, ujawnia się to wszystko w spojrzeniu, układzie ust, mięśniach, brwiach, kolorze policzków. Zniewolony ucieka ze wzrokiem albo patrzy bezczelnie. Jego oblicze jest ściągnięte, napięte, wywołuje w innych stres, lęk, pożałowanie lub odrazę.

Większość z nas ma jakieś zniewolenia. Począwszy od pracoholizmu, przez palenie tytoniu, alkohol, narkotyzowanie się, oglądanie filmów, uciekanie w świat wirtualny, obżeranie się, shopping, pornografię, masturbację, erotomanię, uzależnienia emocjonalne, uzależnienie od komórkowego telefonu czy nawet mp3, aż do kłamstw i narcystycznej potrzeby zdobywania podziwu, aż do tworzenia image, budowania maski. Trudno wszystkie wyliczyć, bo z roku na rok przymierzamy nowe maski. Oblicze ludzkie jest nieobliczalnie próżne i łaknące. W latach 70. mówiło się o alkoholizmie, w 80. plagą okazała się narkomania, w 90. wybuchła eksplozja bulimii i anoreksji, teraz mówi się o erotomanii i seksie wirtualnym, ale za jakiś czas, zapewne niedługi, dowiemy się o nowych obiektach obsesyjnego zapatrzenia, które sprawiają, że ludzka twarz ciągle jest zaciemniona lękiem.

Chrystus odsłania swoją twarz, byśmy patrząc na nią, mogli zobaczyć swoją już bez lęku. Potrzeba nam objawienia Boskiego oblicza, by odzyskać własną twarz. W odkryciu wszechmocy Boga najbardziej pomaga człowiekowi odkrycie własnej bezsilności. Nie trzeba nam też niczego innego szukać oprócz Tego, który nas odnalazł. Po olśniewającym objawieniu się oblicza Jezusa, uczniowie podnieśli swoje zabrudzone oblicza z ziemi. Podnieść twarz z ziemi, z upadku, bez lęku, oto skryte marzenie każdego z nas. Przestać się wstydzić siebie samego. Niewolnik nie ma oblicza, ma maskę, pod którą musi ukrywać swoje wstydliwe prawdy. Jezus wybawia ludzką twarz z lękliwego wycofywania się. Pozwala podnieść nam głowę, może nie z dumą, ale na pewno z godnością. Gdy więc mówi do Apostołów, by się podnieśli i przestali bać, to brzmi to jak manifestacja uwolnienia dedykowana całemu rodzajowi ludzkiemu.

0x01 graphic

Nieskończona hojność Boga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Gdy wykonujemy choćby najmniejsze dobro, Bóg odpłaca się w sposób przekraczający nawet najśmielsze spodziewanie. Za kubek wody - źródła wieczystych wzruszeń w samym Sercu Boga.

Jezus powiedział, że nawet za kubek wody podany jednemu z jego najmniejszych uczniów zostanie wyznaczona nagroda w niebie. Samarytanka była gotowa poczęstować Jezusa czerpakiem pełnym źródlanej wody. Kiedy Jezus ją poprosił, sięgnęła ręką po naczynie, ciągle z Nim rozmawiając. Słowa wylewały się z niej jak woda. Nie zdążyła nawet wykonać swej posługi, gdy Jezus wynagrodził tę gościnną gotowość, napełniając jej serce miłością Ducha Świętego.

Bogu wystarczy gotowość, pragnienie zaspokojenia Jego pragnienia, chęć uczynienia dla Niego czegokolwiek, nawet znikomego. Bóg chce pochwycić nas na tym dobrym odruchu. Jest to człowiekowi potrzebne, szczególnie wtedy, gdy sam nie dostrzega w sobie niczego dobrego. Tak niewiele człowiek może uczynić dla Boga, dlatego w Bożych oczach liczy się cokolwiek, choćby kubek wody. Za tak skromną przysługę, jaką było tych kilka łyków wody, Jezus obdarował Samarytankę nagrodą strumieni wytryskujących z Jego Serca. Za kubek wody - źródła wieczystych wzruszeń w samym Sercu Boga.

Jezus i mnie, i tobie proponuje czerpać łaskę z Jego wyczerpania się w męce krzyża. Spotkanie przy studni Józefa nie jest pozbawione skojarzeń. To przecież Józef był przez braci wrzucony w ciemną czeluść, a potem sprzedany za srebrniki. Dał się sprzedać, sponiewierać i poniżyć, by po latach sprowadzić swych niegodziwych braci do kraju Goszem, którego nazwa pochodzi od hebrajskiego goszem, czyli ulewa. Ulewa łask za ulewę łez, ulewa obdarowania za ulewę gorzkiego odrzucenia. Nawet za krzywdę można się odwdzięczyć, jeśli ma się serce choćby trochę podobne do serca Jezusa.

Jezus niczego nie oczekuje od Samarytanki, nie każe jej zostać ani nie zmusza do moralnego prowadzenia się. Po prostu daje miłość. Jego przebaczenie i obdarowanie miłością nie wymusza na niej niczego. Biegnie więc szczęśliwa do miasta, ale obdarowana nie potrzebuje już nawet wody, po którą przyszła, więc zapomina o dzbanie, który leży przy studni. Pusty jak grzech.

0x01 graphic

O głupocie

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Łatwiej jest uzdrowić ślepca z kalectwa niż człowieka z głupoty hipokryzji

W 23. rozdziale Ewangelii Mateusza Jezus kilkakrotnie nazywa faryzeuszów ślepymi. Moralna ślepota czy też duchowe zaślepienie to zawężenie postrzegania do ograniczonego pola, skupienie na pewnych fragmentach rzeczywistości przy kompletnym pomijaniu innych, istotnych. Rozwijamy w sobie najczęściej te cechy, w których jesteśmy najlepsi. Co jednak będzie z nami, gdy naszą najlepszą cechą okaże się jedynie wyszukiwanie czyichś najgorszych cech? Naprawdę ślepy jest ten, kto nie widzi swojej głupoty, a wszystkich innych postrzega jako głupszych od siebie.

W greckim języku słowo „błoto” ma jeszcze inne znaczenie niż określenie lepkiej i wilgotnej substancji materialnej, oznacza też metaforycznie głupotę! Ale głupota z kolei to nie umysłowy niedorozwój, tylko przewrotna perwersja. Czy nie zirytowalibyśmy się na kogoś, kto daje nam na stół filiżankę do kawy obmytą jedynie z zewnętrz, podczas gdy we wnętrzu zalegają wielomiesięczne tłuste plamy, które już kwitną od pleśni, a jednocześnie ten ktoś wmawiałby nam niesłusznie, iż stało się to z powodu naszych niemytych palców? Albo jak zareagowalibyśmy na okrzyki kogoś, kto zarzucałby nam w okresie lipcowej suszy zabrudzenie dywanu zabłoconymi butami, podczas gdy po prostu nie sprzątał od dłuższego czasu?

Jezus mówi w słynnej mowie przeciw faryzeuszom: Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta. Gdzie indziej, z równą irytacją, dowodzi, że nie to, co wchodzi do ust człowieka, czyni go nieczystym, ale to, co z niego wychodzi, z jego serca. A gdy uczniowie przystąpili do Niego, sygnalizując o zgorszeniu tą wypowiedzią faryzeuszy, dobitnie stwierdził: Zostawcie ich! To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną. Czy ten, który uzdrowił ślepca niewidzącego od urodzenia, nie mógł otworzyć oczu również faryzeuszom? Łatwiej jest uzdrowić ślepca z kalectwa niż człowieka z głupoty hipokryzji. Najczęstszymi oznakami tego rodzaju obłudnej głupoty są: oburzenie przepełnione potępiającym zgorszeniem innymi, zajmowanie się czyimiś błędami, a nie swoimi, i naiwne powoływanie się na religijne zakazy i nakazy.

Uzdrowienie tego ślepca miało być pomocą dla faryzeuszy, aby sami otworzyli oczy na swe moralne zaślepienie. Ale nawet widomy cud niewiele pomaga komuś, kto jest niewidomy wobec siebie samego. Pierwszym odruchem zdrowiejącego sumienia jest zacząć myśleć o własnej sytuacji moralnej, a nie o poprawianiu innych. I dlatego w tej chwili myślę o sobie, a nie o innych. Myślę o własnych zaślepionych osądach, obmowach, oskarżeniach, oburzeniach, zgorszeniach, podejrzeniach jako o poważnych niebezpieczeństwach. Przecież kiedy stanę przed potężnym trybunałem eschatologicznym, Bóg nie zapyta mnie o grzechy innych, tylko o moje! A przede wszystkim nic tak nie będzie Go oburzało, jak moje oburzanie się innymi, a nie sobą samym.

0x01 graphic

Związanie i rozwiązanie

o. Augustyn Pelanowski

Grzech jest śmiercią. Nie wiemy, jakie życie prowadził Łazarz, ale obraz pogrzebania go w pieczarze skalnej jest oddaniem tego, co przeżywa ktoś, dla kogo nałóg stał się pogrzebaniem za życia.

Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu są nieodpuszczalne, nie dlatego, że Bóg nie chce ich odpuścić, ale z powodu niemożliwości przyjęcia miłosierdzia Bożego, jaka przez lata rozbudowała się w sumieniu człowieka niczym nieprzepuszczalna, betonowa skorupa. Jezus ostrzegał faryzeuszy przed grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Tym, co doprowadziło tych ludzi do zatwardziałej postawy, była hipokryzja, czyli ślepota na własny grzech. Nie chcieć widzieć w sobie winy, to uniemożliwić Bogu przebaczenie.

Jest jeszcze druga postać grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. To rozpacz, zwątpienie w przebaczenie. Genezą jest tu najczęściej nałogowe i zuchwałe oddawanie się grzechom, które prowadzi do samopotępiania i niewiary, a wreszcie do odrzucenia przebaczenia Boga. O tych czeluściach smutku wiedzą coś osoby, które przez długi czas trwały w nałogowych grzechach albo dokonały strasznych czynów, tłumiąc wyrzuty sumienia. Obrazem takiej sytuacji moralnej człowieka jest śmierć Łazarza i jego pogrzebanie w pieczarze grobowej. Łazarz umarł. Grzech jest śmiercią. Nie wiemy, jakie życie prowadził Łazarz, ale obraz pogrzebania go w pieczarze skalnej jest dokładnym oddaniem tego, co przeżywa ktoś, dla kogo nałóg stał się pogrzebaniem za życia. Kiedy Jezus wywołuje Łazarza z grobu, ten wychodzi, mając powiązane ręce i nogi opaskami oraz twarz zakrytą chustą. Nie może nic dla siebie uczynić, nie może sam siebie uwolnić, nie może nawet marzyć o tym. Głos Jezusa wywołał go wprawdzie z ciemności mogiły, ale potrzebuje pomocy innych, by uwolnić się od związania. Dlatego Jezus mówi: „Rozwiążcie go!”.

W przypowieści o uczcie i oniemiałym gościu, który nie miał szaty weselnej, król, wyrzucając świętokradczego gościa z sali biesiadnej, wypowiada straszny wyrok: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Kiedy Łazarz pojawił się w otworze grobowej pieczary, był związany! Jezus kazał go więc innym rozwiązać. Zapewne wiele było płaczu, a może nawet zgrzytania zębów spowodowanego grozą sytuacji. To związanie i rozwiązywanie przypomina nam słowa Jezusa, które wypowiedział do Piotra w scenie, w której ofiarował mu klucze królestwa.

Użył dokładnie tych samych słów, dając apostołowi władzę odpuszczania grzechów: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. Po zmartwychwstaniu tę władzę rozciągnął na wszystkich swych uczniów, gdy tchnął w nich Ducha Świętego, aby mogli odpuszczać grzechy. Najczęściej w pismach nowotestamentalnych słowo ZWIĄZANIE występuje jako określenie spętania kogoś łańcuchami, skucia dybami, również jako określenie opętania przez szatana. W końcowych fragmentach Apokalipsy jest już na szczęście mowa o związaniu szatana i zamknięciu go w otchłani, która zostaje zamknięta i opieczętowana na tysiąc symbolicznych lat, po których na krótką chwilę ma być wypuszczony (Ap 20, 2-3).

0x01 graphic

Niespodziewana zmiana

o. Augustyn Pelanowski

Jezus w swojej męce przypomina o tym, o czym nie chcemy pamiętać. Nie unikniemy porażki, nie unikniemy cierpienia, nie unikniemy śmierci.

Przyglądając się opisowi rozprawy nad Synem Bożym, dostrzegamy zadziwiające zamiany. Zamiast Barabasza, ukrzyżowany jest Jezus. Sędzia świata, Bóg, staje przed winnymi wielu grzechów ludźmi i daje się osądzić. Nie Jezus stwierdza własne królowanie, tylko Piłat. Jezus zostaje obciążony drewnianym klocem, ale zamiast Niego, przymuszony Szymon niesie Jego ciężar. Wszystkie te zamiany przywodzą na myśl zamianę winnego w niewinnego i niewinnego Chrystusa w winnego skazańca. Ktoś tu zostaje uniewinniony, choć jest winny. Ktoś inny zostaje obciążony winą, choć na to nie zasłużył.

Człowiek unika tego, co przykre, trudne, i ucieka w mniemanie, iż wszystkich może spotkać cierpienie, tylko nie jego. Tymczasem nawet Syna Bożego nie ominęły fałszywe oskarżenie, wredny proces, męka, odtrącenie, odrzucenie, pobicie, hańba, obelgi i śmierć. Męka Chrystusa gromadzi w sobie wszelkie rzeczywistości, przed którymi uciekamy w świat nieprawdziwych przekonań o życiu.

Kardynał Vanhoye zwrócił uwagę na pokaźne rozmiary opisu męki w stosunku do innych wydarzeń związanych z życiem Jezusa. Kościół pierwotny widział w męce Chrystusa wyjątkowo cenny skarb prawdy, nie tylko o zbawieniu, ale i o człowieczym losie. Mamy tendencję do unikania niewygodnych prawd, a wśród nich prawdy o naszej śmierci. Zacieramy ślady porażki, spychamy w zapomnienie możliwości poniesienia konsekwencji własnych obłędnych wyborów. Tymczasem Jezus w swojej męce przypomina nam o tym, o czym nie chcemy pamiętać. Nie unikniemy porażki, nie unikniemy cierpienia, nie unikniemy śmierci. Unikniemy jednak czegoś gorszego niż to wszystko - unikniemy potępienia, bo On dokonał zbawczej zamiany. Bez odwoływania się do męki Chrystusa nasze zmaganie z losem jest skazane na zderzenie, które może nas zmiażdżyć.

Św. Mateusz pisze, że w chwili agonii Jezusa umarli powstali z grobów. Tylko w Chrystusie możemy pokonać dotąd niepokonalną rzeczywistość: śmierć! Tylko dzięki Niemu najskrytsze zakamarki nieśmiertelnej świętości Boga stają się dostępne na zawsze.

0x01 graphic

Jak zobaczyć zmartwychwstanie?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Leżące w pustym grobie płótna. Ten obraz wstrząsnął Piotrem i Janem tak bardzo, że spowodował przebudzenie się w nich wiary jeszcze większej niż ta, którą mieli dotychczas. Cóż szczególnego było w tych płótnach, że obaj już nie mieli wątpliwości, że ich Nauczyciel zmartwychwstał?

Owe prześcieradła (keimena) leżały niczym jakiś kokon płócienny. Nie zostały rozwinięte ani przez Zmartwychwstałego, ani przez kogokolwiek innego. Podobnie było z chustą na głowę (soudarion), która była ciągle w formie owiniętej (enthylisso). Zachowała kształt głowy, nie ukrywając już jednak niczego poza pustką wewnątrz. To właśnie wstrząsnęło apostołami.

Jezus, wydobywając się z owych chust, musiał w jakiś sposób „wyparować” albo prześwietlić tkaniny niczym światło. Ewangeliści zapisali, jak przechodził przez zamknięte drzwi albo nagle znikał, np. na oczach uczniów z Emaus. Zmartwychwstanie nie było więc reanimacją trupa, jak w przypadku Łazarza. Zmartwychwstanie nie jest kontynuacją życia, lecz przemianą. Chrystus jest dotykalny, o czym przekonał się Tomasz, nawet zajada rybę z uczniami, ale jest to Chrystus inny. Marek pisze o „innej postaci” (Mk 16,2). Maria Magdalena też nie mogła Go od razu poznać. Ten Nowy Jezus wymyka się czasowi i przestrzeni, choć w tych wymiarach się pojawia. Jest obecny i nieobecny zarazem. Jest tu i jednocześnie gdzie indziej.

Dlaczego Zmartwychwstały objawia się tylko wierzącym w Niego, choć ciągle niedowierzającym w zmartwychwstanie? Dlaczego nie pokazał się Kajfaszowi albo Piłatowi? Dlaczego pomija tysiące ateistów i wyśmiewających się z Niego? Dlaczego nie zobaczył go Richard Dawkins? Odpowiedź jest prosta: z szacunku dla ludzkiej wolności. Zmartwychwstały nie narzuca się, nie zmusza do uznania Go za zwycięzcę śmierci. Nie prowadzi kampanii reklamowej królestwa niebieskiego. Nie organizował wieców, nie pisał manifestów. Kto chce, ten wierzy, kto nie chce, nie wierzy. Nie ukazał się cezarom z Rzymu, ani filozofom z Aten, tylko tym, którym już dał zalążek wiary. Ukazywał się tym, którzy już wierzyli, co prawda niedoskonale, ale Bóg nie wymaga od nas doskonałości, tylko gotowości, oddania, zawierzenia. Zmartwychwstanie nie przymusza do wiary, to raczej wiarą dostrzega się Zmartwychwstałego. Wiara jest jedyną możliwością dostrzeżenia Chrystusa zmartwychwstałego. Jeśli wierzysz choć trochę, to zobaczysz.

Sakramenty są również skromne jak zmartwychwstanie. Kto chce, ten wierzy. Kto wierzy, ten dostrzega w nich Chrystusa. Są cichym głosem Boga, wołającego nas po imieniu. Sakrament Eucharystii daje nam łatwy dostęp do Jego życia i zmartwychwstania, silniejszego niż śmierć. Nie trzeba wspinać się na Himalaje ani lecieć na Marsa, by przezwyciężyć śmierć i dostąpić udziału w życiu Boga. Wystarczy spożyć kawałek chleba, wyznawszy uprzednio swoje grzechy.

0x01 graphic

Etui z chleba

o. Augustyn Pelnaowski OSPPE

Bóg ukrywa najcudowniejsze przysmaki nieba w najskromniejszym opakowaniu szarego ziemskiego chleba.

Wszyscy spragnieni szli do Jezusa rzeczywiście, jak mówi Izajasz, bez pieniędzy. Zawsze jesteśmy kochani „za coś”, ale Bóg kocha za darmo. Jesteśmy kochani, bo jesteśmy piękni, inteligentni, bogaci, ekscytujący zmysłowo. Ale On kocha nas głodnych, brzydkich, naiwnych, ubogich. Żeby być kochanym przez Boga, nie musisz być kimś, wystarczy, że jesteś pustką i nędzą. I nie jest to miłość, której ktoś może cię pozbawić. Nikt, oprócz ciebie samego.

Zbawienie jest czymś, co można utracić, ale nie można być go pozbawionym. Z miłości Boga tylko ty sam możesz zrezygnować, ale ani śmierć, ani człowiek, ani moce kosmiczne, ani nawet aniołowie nie mogą cię okraść z miłości Boga. Nikt z tych pięciu tysięcy nawet nie poprosił o kawałek chleba, ani nawet nie marzył o tym cudzie, a apostołowie namawiali Jezusa, żeby rozpuścił ich do domów. Tym bardziej cudowna jest miłość Boga, która karmi nasze puste wnętrza w chwili, gdy wszystko i wszyscy wskazują na niespełnienie pragnienia. Arnhild Lauveng, uzdrowiona schizofreniczka, opisuje etapy swojej choroby: „W mojej nudzie i desperacji próbowałam zminimalizować tę pustą przestrzeń, odczuwaną w środku, w bardzo konkretny sposób - wypełniając ją. Jadłam papier toaletowy, serwetki, mój piankowy materac, skarpetki, później rzuciłam się na tapety”. Wyznanie człowieka w tak skrajnej kondycji schizofrenicznej jest zdemaskowaniem pustki każdego człowieka, tyle że chorzy z tym się nie kryją, a my, uważający się za zdrowych, zapełniamy pustkę chipsami, prestiżem, pieniędzmi, seksem, elektronicznymi zabawkami.

To nie jest przypadkowy wybór, że Jezus wybiera chleb jako presakramentalny wyraz swej miłości, która jedynie wypełnia. Sakrament Eucharystii jest spełnieniem ludzkich pragnień. Dlatego jest tak skromny, by nikt nie czuł się niegodny go spożyć. Bo iluż z nas miałoby śmiałość przystąpić do stołu Pańskiego, gdyby konsekrowano najdroższe danie z luksusowej restauracji, a zamiast zwykłego wina tylko gatunkowe bordeaux? Na słońce nie można spojrzeć gołym okiem, tylko przez filtr ciemnego szkła. Bóg jest potężnym światłem, dlatego zasłania swój blask filtrami skromności.

Jego Ciało, pełne światła miłowania, przysłonięte zostało filtrami chleba eucharystycznego. Dzięki temu nie czujemy się oszałamiająco porażeni na Mszy świętej. Bóg ukrywa najcudowniejsze przysmaki nieba w najskromniejszym opakowaniu szarego ziemskiego chleba. Któż się domyślał, że łamany chleb stanie się sekretnym etui Jego umiłowania? To jakby podarować dzieciom z przedszkola na zajęciach plastycznych pędzle Rembrandta, płótna przygotowane przez Leonarda da Vinci i szkice naniesione ręką samego Dürera i wreszcie kazać im na tym wszystkim namalować swoje marzenia.

0x01 graphic

To nie upiór, to zbawca

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość bez szacunku staje się zuchwałą bezczelnością. Duch naszej epoki wymusza na nas wyobrażenie Boga, który jedynie się uśmiecha i czule przemawia.

Zaraz po rozmnożeniu chleba, Jezus przynaglił uczniów, aby wsiedli do łodzi. Nie czekał na okrzyki podziwu i wdzięczność. Przebywał sam na modlitwie, gdy uczniowie wiosłowali ku drugiemu brzegowi. Był odłączony, jak Paweł, który dla zbawienia braci pragnął być nawet pod klątwą. Eliasz wchodzi na górę Horeb, aby się modlić za Izrael dryfujący ku bałwochwalstwu.

Burza. Jezus, mając przed sobą ścianę ulewy i pęknięcia nieba zarysowane piorunami, nie cofnął się do uwielbiających Go tłumów, ale podążył za zagubionymi w nawałnicy uczniami. Przyjaźń, pełna pragnienia uratowania przyjaciół, daje moc kroczenia po niemożliwym gruncie, po falach! Bóg nie zostawia swych przyjaciół w najstraszniejszych sztormach. Idzie jak orzeźwiający powiew uspokojenia. Bóg wszystko uspokaja, o nikim nie zapomina, za każdym, kto zagubił się, podąży.

Nie poznali Go. Trudno poznać Boga w chwili, w której wydaje się, że to właśnie On nas opuścił. Wydawał się upiorem, ale był zbawcą. Czy można się dziwić, że najpierw była bojaźń, zanim przyszło uspokojenie i miłość? W książce „Zaćmie-nie Boga” Martin Buber, komentując zwątpienie Whiteheada, który nie mógł pogodzić Boga bojaźni, znanego ze Starego Testamentu, z Bogiem miłości, jaki się objawił w Jezusie, napisał, iż ten filozof zupełnie nie uchwycił sensu słowa „początek”. Początkiem mądrości jest bojaźń Boga. Początkiem, ale nie końcem! Kto zaczyna od miłości, nie odczuwając przedtem bo-jaźni, ten miłuje bożka, a nie rzeczywistego Boga, który na początku jest niezrozumiały i przerażający. Miłość bez szacunku staje się zuchwałą bezczelnością. Duch naszej epoki wymusza na nas wyobrażenie Boga, który jedynie się uśmiecha i czule przemawia. Ale jest to obraz uformowany naszymi potrzebami i spowodowany tłumieniem lęków. Bóg nas nie straszy dla zabawy albo wymuszenia czołobitności, lecz niekiedy, aby nas uratować, musi użyć swej potęgi, a ta, choć zbawienna, przeraża. Przecież zbliżał się po to, by ich uratować! Bali się, dopóki tylko był dla nich obrazem, przestali się bać, gdy stał się dla nich słowem, gdy przemówił!

I jeszcze jedno. Wszyscy chcemy kierować swoim losem samodzielnie. Wydaje nam się, że możemy panować nad sobą i kierować łodzią losu ku wieczności bez specjalnych interwencji Boga. Pewnego dnia przychodzi burza, żywioły niewidzialnych sił przejmują nad nami kontrolę, wszystko wymyka się z rąk, a grunt spod nóg. Jesteśmy bezradni. Chcąc przed tym doznaniem zdezerterować, szukamy kogoś, kto przejmie odpowiedzialność za nasz los, pojawia się wtedy uzależnienie i pod-porządkowanie, dominacja i tyrania. Nikt nas nie zbawi oprócz Boga. Człowiek został obdarowany taką potęgą istnienia, że sam nie jest w stanie jej unieść. Do tego potrzeba aż Boga.

0x01 graphic

Milczenie Boga

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Czyż nie odczuwaliśmy, choć raz, milczenia Boga, mimo naszego krzyku? Czy nie czuliśmy, jakby odwrócił się, obojętny?

„Modlitwa błagalna jest oskarżona i właściwym oskarżonym jest naturalnie sam Bóg. Lecz Bóg milczy. Pozwala spokojnie skarżyć się i oskarżać. Milczy z uporem, milczy tysiące lat. Przemówi dopiero wtedy, gdy dojdzie do rozprawy, i wobec tego mowy oskarżycielskie przeciw modlitwie błagalnej mogą trwać nadal, mogą płynąć skargi złamanych serc, mędrkujących umysłów. Cynicy, nazbyt gadatliwi poeci mogą demonstrować swą zręczność lub uknutą bezbożność” (Karl Rahner). Czyż nie odczuwaliśmy choć raz tego milczenia Boga, mimo naszego krzyku? Czy nie czuliśmy, jakby odwrócił się, obojętny? Wołamy, modlimy się, skarżymy, lecz On się nie odzywa. A kiedy padamy do Jego stóp złamani bezsilnością, On wydaje się mieć łaskę jedynie dla naszych sąsiadów, a nawet wrogów.

Tak naprawdę jest inaczej. Dostajemy więcej niż ci, o których myśleliśmy, że są faworytami. Paweł pisze, że nadmiar łaskawości Boga doprowadził Izraela do nieposłuszeństwa, a wtedy jego opór zaprowadził Bożą hojność na bezdroża pogan. Bóg wyciągnął rękę do swego narodu, ale ponieważ została zraniona odtrąceniem, wzbogacona o źródło rany, skierowała się ku poganom. Jezus zaraz po tym, jak zgorszył faryzeuszy, udał się na pogranicze Tyru i Sydonu, może po to, by wypełnić zapowiedź Izajasza, iż cudzoziemcy zostaną przygarnięci i rozweseleni? Ale dlaczego łaska zaczyna się niełaskawie? Nie odezwał się do niej ani słowem! A ona krzyczała. Prowokacja, niekonsekwencja czy strategia Boga? Nawet gdy upadła Mu do nóg, wydawał się nieugięty. Jej wołanie zostało oddane przez greckie kradzo, co oznacza nieartykułowane okrzyki, czyli wołanie, którego sam autor nie potrafi do końca zrozumieć.

Może czekał, aż jej wołanie stanie się prośbą zrozumiałą dla niej samej? Może był czas, kiedy inni ją o coś prosili, a ona milczała? Może była nieubłagana dla swej córki? Nie zawsze wiemy, o co nam naprawdę chodzi. Dopóki nasze błaganie nie pozbędzie się presji wywieranej na Boga oraz pretensji i skargi, która bardziej jest oskarżaniem Boga niż skarżeniem się Bogu, Bóg milczy. Jeden z więźniów obozu koncentracyjnego był przed wojną piekarzem. Obok jego piekarni mieszkała żydowska uboga rodzina. Zdarzało się, że owi biedacy przychodzili po chleb. Piekarz odmawiał. Po kilku latach, w Oświęcimiu, jeden z wartowników często pałaszował kanapkę z kiełbasą i czasami rzucał mu, jak psu, niedojedzony chleb pachnący kiełbasą. Trzeba było aż obozu koncentracyjnego, by pogłębiła się nie tylko wiara, ale i hojność wysłuchiwania pozbawionego grosza człowieka. Nie dziwmy się Bogu, że nie wysłuchuje dzisiaj naszych krzyków i skarg, tylko raczej przypomnijmy sobie, czy w przeszłości nie zostawiliśmy kogoś bez wsparcia, choćby w postaci kromki chleba?

0x01 graphic

Kluczowa sprawa

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kontemplacja jest najzdrowszą postawą dla ludzkiego ducha - uwalnia od przejmowania się sobą.

Klucz otwiera nie tylko drzwi do poznania tajemnicy jakiegoś wnętrza, ale też sprawia, że my sami stajemy się otwarci na nowe doświadczenie. W dzieciństwie uczestniczyłem w olimpiadzie historycznej dotyczącej życia Tadeusza Kościuszki. Nasza grupa zdobyła pierwsze miejsce. Były nagroda, oklaski, podziw i dziecięca radość. Okazałem się czempionem w oczach wielu dzieci i nauczycieli. Moje poznanie historii sprawiło, że sam stałem się zauważony jako zwycięzca. Im bardziej angażujemy się w poznanie głębokości bogactw, mądrości i wiedzy o Bogu, tym bardziej sami stajemy się zauważeni w Jego oczach i stajemy się uczestnikami Jego chwały. Kto miał klucz poznania Jezusa Chrystusa? Piotr, który odezwał się jako ostatni z odpowiadających. Tylko Piotr otrzymał władzę kluczy, bo tylko On otworzył usta kluczem prawdy trafnego poznania.

Skupmy się na samej wartości poznania tajemnicy Chrystusa. Im bardziej interesujemy się Nim, tym większą On zwraca uwagę na nas. Kiedy staramy się być choćby blisko Niego, On niepostrzeżenie okazuje się najbliższy! Wielu cytowało opinie ludzkie, ale tylko Piotr powiedział prawdę. Prawda jest za ostatnią kurtyną błędu.

Bóg buduje Kościół na osobach, które są w Niego zapatrzone jak złodziej przez dziurkę od klucza. To kluczowe osoby. „Nie pojmujemy zgoła dzieł Boga, jeśli nie przyjmiemy zasady, że chciał jednych zaślepić, a oświecić drugich. Dzięki zaślepionym herezjom Kościół otworzył oczy na dogmaty” (Blaise Pascal). Inni ludzie widzieli w Jezusie jedynie proroka albo wybitnego człowieka, ale Piotr zobaczył więcej. Objawił mu to Ojciec. Ale nie byłby w stanie dostrzec rewelacyjnej łaski, gdyby nie jego osobiste zapatrzenie w Jezusa. Gdyby nie fascynacja i pewien rodzaj zauroczenia, które nie było toksycznym uzależnieniem, tylko kontemplacją, z czego zapewne nie do końca zdawał sobie sprawę. Kontemplatyk nie wie, że jest kontemplatykiem. Nie podziwia swojej kontemplacji, lecz cały jest skoncentrowany na Bogu. Pochłonięty przyglądaniem się Bogu, zostaje uwolniony od egocentrycznego analizowania siebie samego. Kontemplacja jest najzdrowszą postawą dla ludzkiego ducha - uwalnia od przejmowania się sobą. I to właśnie kontemplacja staje się najtrafniejszym wglądem w serce Boga, obfitującym później w owoce dogmatyczne.

Św. Tomasz z Akwinu napisał Sumę teologiczną, dedykując ją początkującym, gdyż był najszczerzej przekonany o skromności swego dzieła. Myślał, że napisał elementarz, a był to jeden z kamieni węgielnych teologii Kościoła. Czy pisząc swoje zeszyty, Teresa z Lisieux miała zamiar zdobyć nagrodę literacką? Zdobywamy śmiałość wiary dzięki książkom, które zostały napisane przez skromnych ludzi pełnych mrocznych wątpliwości.

0x01 graphic

Cena prawdy

o. Augustyn Pelanowski, OSPPE

Być prawdziwym to o wiele ważniejsze niż być zadowolonym.

Gdy Piotr usłyszał zapowiedź męki, odrzucenia, a zarazem zmartwychwstania, usiłował życzliwie wpłynąć na zmianę decyzji Jezusa. Możemy wierzyć w Jezusa triumfującego, ale gdy zaczyna mówić o klęsce, drżymy i naciskamy, aby do tego nie doszło. Jak rodzic, który nie może pogodzić się z chorobą, nałogiem albo przegraną życiową własnego dziecka. To pierwszy odruch naturalnej miłości.

Zastanawiam się, czy czasem za troską niejednego rodzica o dobrobyt dziecka nie ukrywa się egocentryzm, który chce własnego zadowolenia z powodzenia latorośli? Czy Piotr naprawdę życzliwie troszczył się o los Jezusa, czy też bał się, że będzie musiał sam cierpieć, skoro Jezus będzie znosił męki? Jezus mówi do Piotra, że jest zawadą i grecki język nie zawahał się tu zabrzmieć niepokojąco: SKANDALON! Potrzeba przekształcenia myślenia z dążenia ku zadowoleniu ku temu, co czyni nas prawdziwymi. Być prawdziwym to o wiele ważniejsze, niż być zadowolonym. Jezus mógł oczywiście, ulegając namowom Piotra, zadbać o własny domek na plażach Hajfy, ale gdzie byśmy wtedy wszyscy skończyli? W bursztynowych komnatach nieba czy w zatęchłych piwnicach piekła?

Kiedy Paweł prosi swych adresatów o przemianę umysłu, używa słowa, które daje się przetłumaczyć jako przekształcenie, czyli absolutna zmiana formy. Jeremiasz próbował zagasić ten proces przemiany i drżał z lęku przed kształtowaniem jego wnętrza w ogniu prawdy słów Bożych, aż do bycia prawdziwym wobec mieszkańców Jerozolimy. Bycie prawdziwym kosztuje nieraz męczeństwo. Jeśli będę prawdziwy, pewnego dnia zostanę znienawidzony, jeśli nie chcę być znienawidzony, muszę być koniunkturalnie zakłamany. Dlatego Paweł wzywał nie do naśladowania świata, wymogów epoki, mody, trendów, lecz do przekształcenia umysłu ku spodobaniu się Bogu. A cóż Mu się najbardziej podoba, jeśli nie prawda? I wreszcie Piotr, który z autentyczną życzliwością chce bezproblemowego losu Jezusa. Gdyby Jezus posłuchał Piotra, stałby się hipokrytą i ugodowcem, miłym rabinem zapraszanym na uczty do Kajfasza z powodu zdumiewającej erudycji.

Efekt przekształcenia umysłu nie kończy się na Golgocie, a zarysowany został zaledwie na Taborze. Przemieniony Jezus odsłonił na chwilę prawdę Oblicza, które tryskało taką jasnością jak słońce. Temu samemu Piotrowi wyrywają się wtedy słowa więcej niż życzliwe: „dobrze, że tu jesteśmy”. Usiłował powstrzymać chwile przemienienia. Tak, człowiekowi będzie dobrze dopiero w obliczu Boga. Paweł mówi, iż z odsłoniętą twarzą - nie ukrywając za maską naiwnej życzliwości - już teraz wpatrujemy się w jasność Pana, jakby w zwierciadło, coraz bardziej jaśniejąc. Ten, kto widzi, może otwierać oczy innym. Mamy nie tylko wpatrywać się w Jezusa, ale też o Nim głosić, by jak najwięcej umysłów odwieść od poszukiwania samozadowolenia, a skierować ku prawdzie.

0x01 graphic

Łaska upomnienia

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłosierdzie nie jest pobłażaniem czy przymykaniem oczu na fatalne położenie bliźniego.

Abba Theskelos powiedział: „usprawiedliwiać pobłażliwością, to nienawidzić czyjegoś zbawienia”. Miłość nie wyrządza zła, a wystarczy nie upomnieć kogoś, by pozwolić na duchową korupcję czyjegoś istnienia. Większym złem może być to, że nie mówi się komuś prawdy i udaje, że wszystko jest w porządku, niż to zło, w którym ktoś się pogrążył. Czy zdarzyło ci się podczas spaceru z żoną po galerii nie reagować na jej dziurawe pończochy, brudne włosy czy szpetnie rozdartą koszulę? Czy pozwoliłabyś wyjść swojemu mężowi do kina, widząc, że włożył dwie różne skarpety, do tego dziurawe, w marynarce z niewybaczalną plamą po oleju? Jeśli na takie rzeczy nie jesteśmy obojętni, to tym bardziej nie powinniśmy bagatelizować „plam” sumienia i „dziur” na duszy!

Wiele lat temu opowiadał mi ojciec pewną historię o koledze, z którym pracował w starej hucie. Jegomość był potężnej postury i z trudnością znajdował jakieś tekstylne opakowania dla tłustych kończyn i monumentalnego tułowia. Zdarzało się, że najmocniejsze materiały wyprodukowane w sowieckich szwalniach puszczały z jękiem przy gwałtowniejszym ruchu nieporadnego mężczyzny. Było to przyczyną wielu żartów i upokarzających kpin. Pewnego dnia, przy bramie hutniczej, gdy zgromadziło się kilkuset ludzi z zamiarem powrotu do domu po zakończonej zmianie, rozległ się znajomy trzask nadwerężonego materiału.

Na domiar złego dziura powstała w najbardziej niedostępnym dla człowieka miejscu, poniżej pleców. Ktoś ze znajomych, pod pozorem pomocy, użył miedzianego drutu, by szczelina nie ujawniła bielizny, ale z ukrytą złośliwością pozostawił sterczący jak ogon drut, na który naciągnął szary prochowiec, formując z człapiącego człowieka coś na podobieństwo dinozaura. Salwy śmiechu nie ustawały, a nieszczęśnik kręcił się wokół, nie wiedząc, o co chodzi. Wstyd bywa przyczyną śmiechu, ale doprawdy jest to godny pożałowania śmiech. Upomnienie czy też korekta nie powinny kogoś zawstydzać, ale zwracać mu szacunek. Miłość jest troską o czyjąś godność, a to wymaga niekiedy dyskretnej uwagi, tak by upominający nie szukał w tym wywyższenia. Miłość nie karci dla własnego triumfu, lecz dla podniesienia kogoś z klęski.

Sem i Jafet weszli do namiotu pijanego Noego odwróceni tyłem, i nie spoglądając, przykryli jego nagość płaszczem. Za ten przepiękny gest zostali wynagrodzeni błogosławieństwem. Cham nie tylko przyglądał się, ale też rozgłosił poniżającą wieść o ojcu. Jeśli już kogoś poprawiać, to najlepiej tak, by nie zawstydzić. Upominać to wchodzić w atrybut Boga, którym jest sąd, to bardzo niebezpieczne położenie dla człowieka. O wiele bezpieczniej jest uczestniczyć w atrybucie miłosierdzia, ale ono nigdy nie jest pobłażaniem, czy przymykaniem oczu na fatalne położenie bliźniego.

0x01 graphic

Za denara do nieba

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Komunikanty mają formę małego pieniążka, denara! Nikt nie otrzymuje dwóch Komunii, tylko jedną. Niebo jest za jednego eucharystycznego denara!

Jest to przypowieść o firmie, w której szef każdemu daje zarobić. Założycielka firmy Mary Kay Cosmetics rozpoczynała swoją działalność, mając 5 tys. dolarów. Po dwudziestu latach jej firma posiadała kapitał 323 milionów dolarów, a pracownicy rocznie mogli dorobić się do 50 tysięcy dolarów. Sekret polegał na tym, że pani Mary Kay Ash miała wiarę w swych pracowników. Pewnego dnia powiedziała: „Chciałam stworzyć firmę, która pozwoli kobietom osiągnąć wszystko, na co je tylko stać. Chcemy, żeby wchodzący do nas ludzie zrozumieli, że jesteśmy firmą dla ludzi”.

To swoista ilustracja tego, co czyni w nieporównanie wspanialszym stopniu Jezus z nami, gdy wchodzimy do Jego winnicy. On nie tylko pozwala ludziom czuć się potrzebnymi, wartościowymi, dostrzeżonymi, ale nade wszystko kochanymi. I szanse mają nie tylko ci, którzy są wyjątkowo gorliwi, ale nawet ci, którzy nawrócili się w ostatniej chwili. Jest to FIRMA z najlepszymi zarobkami. Jeden denar każdy z nas otrzymuje na Eucharystii. Cieszę się, że komunikanty mają formę małego pieniążka, denara! Nikt nie otrzymuje dwóch Komunii, każdy bierze jedną. Niebo jest za jednego eucharystycznego denara! Można je zdobywać przez całe życie, ale można też w jedną godzinę! W żydowskim traktacie mistycznym Awoda Zara mowa jest o ludziach, którzy zdobywają niebo w jedną godzinę.

Rabin Dessler, komentując ten tekst, mówi o dwóch rodzajach ludzi: takich, którzy całe życie wspinają się, pokonując kolejne wady, i takich, którzy zdobywają się na doskonałą skruchę w jedną godzinę, dostając się do nieba. Dessler porównuje drogę duchową do drabiny. Sprawiedliwi wspinają się po niej z mozołem, pokonując kolejne przeszkody. Są nastawieni na walkę ze złem i mocno trzymają się miłości Boga. Są jednak i tacy, którzy nawykli do zła, nie mają siły pokonać swych nałogów. To duchowe kaleki, ledwo mające siłę tęsknić za tym, by stać się dobrymi ludźmi, zawsze im nie wychodzi. Ich serca są nieczyste, duchowe siły zablokowane, i nie mają siły uczynić choćby kroku w stronę nieba. Cóż mają uczynić? Mogą wołać do Boga w skrusze, a On zabierze ich sam do siebie.

Ta tradycja duchowa ma swoje odbicie w nauczaniu Teresy z Lisieux. Znamy jej małą drogę. Kiedy pisze o swym pragnieniu świętości, wyznaje, że zdobycie jej wydawało się niemożliwe, gdyż widziała w sobie tylko same grzechy i wady. Mówi o windzie: „Chciałabym znaleźć taką windę, którą mogłabym się dostać do samego Jezusa, gdyż jestem za mała, by piąć się do góry po stromych schodach doskonałości”. Wybrała drogę bycia jeszcze mniejszą, drogę rzucenia się w ramiona Jezusa w ofierze miłości i pozwoleniu Mu na wszystko. Kiedy zastanawiam się nad tym, kto z otoczenia Jezusa stał się zdobywcą nieba w jedną godzinę, to przychodzi mi na myśl ów złoczyńca z krzyża, który poprosił w skrusze o raj wiszącego obok.

0x01 graphic

Komunikacja. Z sumieniem

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nawrócenia potrzebują wszyscy, zarówno prostytutki, poborcy, jak i kapłani, bo Jezus do nich skierował tę przypowieść, to znaczy również do mnie.

Słuchając radia, zwróciłem uwagę na sposób, w jaki przedstawiał się redaktor, podając swoje nazwisko z dodatkiem „małpa”, dając od razu namiar na adres mailowy. Zabrzmiało to jednak tak, jakby nie był już od jakiegoś czasu człowiekiem, tylko małpą. Coraz częściej się słyszy, jak ktoś przedstawia się na przykład nie jako Jan Kowalski, tylko „Jan Kowalski małpa pl.”.

Moim zdaniem, nie elektroniczna komunikacja czyni ze stworzeń wyższych od małp człowieka, tylko zdolność do odczuwania skruchy. Niekiedy zaczyna się od strachu przed konsekwencjami grzechu, a kończy na pragnieniu wynagrodzenia Bogu zła, którego się dopuściliśmy. Właśnie w tym duchu opowiedział nam Jezus przypowieść o ewolucji sumienia pewnego krnąbrnego syna, co nie chciał słuchać ojca, choć się z nim komunikował. Znowu winnica jest przedmiotem przypowieści Jezusa. Zaproszeni do winnicy są tym razem synami, a nie tylko najemnikami. Bóg objawia się jako Ojciec, a nie jako tajemniczy gospodarz. Zaprasza z miłością, podchodzi do każdego z synów z cichym zaproszeniem do pracy nad własnym zbawieniem. Decydującym progiem okazuje się jednak nie słowna komunikacja, ale zdolność do odczuwania żalu.

Różnie bywa ona tłumaczona, jako nawrócenie albo opamiętanie, czy też zastanowienie się. Chodzi o rodzaj zmartwienia albo troski, czy też przejmowania się własnym losem. Ostatecznie nazywamy to skruchą. Paweł w Liście do Koryntian nazywa tę postawę ducha zasmuceniem ku nawróceniu. Okazuje się, że nawrócenia potrzebują wszyscy, zarówno prostytutki, poborcy, jak i kapłani, bo do nich Jezus skierował tę przypowieść, to znaczy również do mnie. Nawrócenie jest zwróceniem całej swojej uwagi ku Bogu, a nie tylko wyzbyciem się złych uczynków. Katechizm twierdzi, że żal za grzechy jest pierwszym krokiem człowieka ku Bogu. Jest to „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości”. Gdy wypływa z miłości do Boga miłowanego nade wszystko, jest nazywany „żalem doskonałym” lub „żalem z miłości” (contritio).

Taki żal odpuszcza grzechy powszednie. Przynosi także przebaczenie grzechów śmiertelnych, jeśli zawiera mocne postanowienie przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, gdy tylko będzie to możliwe. Żal nazywany „niedoskonałym” (attritio) jest darem Bożym i powstaje z przemyślenia ohydy grzechu lub obawy przed wiecznym potępieniem i konsekwencjami wynikającymi z grzechów. Przypowieść o dwóch synach mogłaby być komentarzem dla dwóch skazańców na krzyżach, z których jeden w ostatniej chwili poprosił o raj Jezusa. Ale na pewno to zdolność do owego żalu decydować będzie o naszym losie, bardziej niż to, czy posiadaliśmy internetowy adres mailowy.

0x01 graphic

Nic mi się nie należy

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Ewangelia nie zachwyca tych, którzy uwielbiają zachwycać sobą innych.

Oddać owoc - to zapewne aluzja do skradzionego owocu z drzewa rajskiego. Być bez owocu - to nic nie mieć z tego życia i być nikim. Czy nie jest to prawda o każdym z nas? Na obrazie Hansa Memlinga, przedstawiającym Sąd Ostateczny, do raju wchodzą golusieńkie postacie, nieposiadające nawet skromnego listka figowego. Kompletnie ogołoceni. Czy wierzymy w to, że ci, którzy na tym świecie nosili koronkowe mankiety, dystyngowane berety na głowach czy złote sygnety, na tamtym świecie będą mieli zapewnione prestiżowe miejsca na rajskim Broadwayu? Nie oddać owocu oznacza nie tylko trzymanie się owoców tego świata, ale też chęć zatrzymania dorobku duchowego, który sprawia, że czujemy się wartościowi.

Piotr, gdy wyłowił ryby na głębokiej wodzie, zostawił wszystkie na brzegu. Zastanawiam się, czy potrafiłbym się wyrzec mojego poczucia wartości wynikającego z pozycji kapłana? Św. Albert Wielki wiedział, że straci pamięć i zgodził się na to. Św. Jan Vianney oddał swoje poczucie wartości zapewne już wtedy, gdy nie zdał pierwszego egzaminu z łaciny. Drugiego też nie zdał i uchodził wśród kolegów za matołka. Paweł wyzuł się ze wszystkiego. Najpierw opinii oryginalnego faryzeusza, a potem całego dorobku ewangelizacyjnego, gdyż pozostawił założone przez siebie Kościoły i zdecydował się wrócić do Jerozolimy, choć wiedział, że czeka go tam wyrok śmierci. Począwszy od przedszkolnego konkursu na wierszyk, a skończywszy na operowych ariach, większość ludzi w tym świecie walczy o tak zwane poczucie wartości. Ma to być cel owocnego przeżywania egzystencji. Ale czy to naprawdę jest chrześcijańskie?

Trudno przyjąć postawę życiową, w której zgadzamy się z tym, że nic nam się nie należy. Żadnych profitów, żadnych gratyfikacji, żadnych rewaloryzacji, żadnych owoców. Wszystko jest Boga. Barbara Streisand w czasie pewnego koncertu zapomniała kilku słów piosenki i potem przez dwadzieścia lat nie wyszła na scenę. Nie potrafiła zrezygnować z wizerunku najlepszej wokalistki. Wolała w ogóle zniknąć, niż być omylną. Prestiż jest kuszącym owocem i trudno się go wyrzec. Trudniej niż grzechu! Kiedyś przed Jezusem stanął młody biznesmen i pytał o drogę do osiągnięcia życia wiecznego. Jezus mu wyjawił, żeby wszystko sprzedał i rozdał ubogim, jakby cały jego dorobek był śmieciami. Sądzę, że temu biznesmenowi nie tyle zależało na pieniądzach, co raczej na poczuciu wartości, jakie dzięki nim posiadał. Bez pieniędzy był nikim. Gdyby sprzedał majątek, w oczach sąsiadów i znajomych wyszedłby na głupka! Stał więc przed Jezusem z otwartymi z przerażenia ustami. Przeraziła go wizja utraty szacunku w oczach ludzi, dlatego ze smutkiem się wycofał. Ewangelia nie zachwyca tych, którzy uwielbiają zachwycać sobą innych.

0x01 graphic

Różne rodzaje milczenia

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jest takie milczenie, kiedy po prostu komuś zamyka się usta, na podobieństwo nałożenia psu kagańca.

Zawsze kiedy medytowałem tę przypowieść, moja uwaga zatrzymywała się na tym oniemiałym uczestni-ku uczty. Milczał, ale stał się najgłośniejszą postacią na uczcie. Wszyscy rozmawiali, a on nie tylko nie miał właściwej szaty, ale jeszcze zamknął się na króla zupełnie.

Język grecki rozróżniał przynajmniej trzy rodzaje milczenia. Jest takie milczenie, które jest oznaką wewnętrznego spokoju, cichości ducha, skromności. Albo przynajmniej wyciszenia dla usłyszenia kogoś. Greka nazywa takie milczenie hesychia. Cichość jest też błogosławieństwem. Bycie cichym w duchu wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia, a nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, mimo niesprawiedliwości, mimo możliwości obrony!

Wynika ona z zaufania do Boga, który nie opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na opuszczenie. Celem całej pracy ludzkiej jest ostatecznie zaprzestanie, czyli szabat cichego odpoczywania w obecności Boga! Mojżesz, który kontemplował Boga, był mitissimus, najcichszy! Cichość krzyża udziela się kontemplującemu! Wpatrując się w niego w milczeniu, zaczynamy rozumieć, że jedynie niepowodzenie przeobraża nasze wnętrze ku miłości i życiu, które nie miną, bo będą niepokonane.

Bywa też milczenie, które staje się wyrazem zachowywania tajemnicy. Piotr, Jan i Jakub, gdy zobaczyli Jezusa przemienionego i usłyszeli, iż jest Synem Ojca niebios, zachowywali milczenie. To było zachowywanie tajemnicy. Takie milczenie greka chętnie nazywała sigao. Ale jest również takie milczenie, kiedy komuś zamyka się usta na podobieństwo nałożenia psu kagańca - fimoo! Drastycznie nazwalibyśmy to stuleniem pyska. Tak właśnie Biblia mówi o zamilknięciu tego gościa z uczty i demona, który targał opętanym w synagodze w Kafarnaum. Jezus powiedział do niego z mocą: „Milcz!”. W ten sam sposób ucisza wzburzone jezioro i wiatr.

0x01 graphic

Kto pyta, czasem błądzi

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Podstępne pytania stawiane innym najczęściej chwytają w pułapkę ich autorów.

Lekcja z Izajasza mówi o Cyrusie, którego Bóg wybrał na przywódcę Persów, aby uwolnić Izrael z niewoli. Bóg jest Panem panów, cezarów i Cyrusów, wodzów i królów. Jeśli więc do Boga należą wszyscy władcy, to wszystko, co jest ich własnością, jest ostatecznie Jego. Pytanie faryzeuszów było więc niebezpieczne dla nich samych, gdyż oni byli propagatorami nauki o Bogu, który jest właścicielem całego świata. Inaczej mówiąc, zadając takie pytanie, objawiali się jako przeciwnicy własnych poglądów. Gorliwemu Żydowi nie wypadało pytać o podatek dla cezara.

Zawsze w tym fragmencie frapował mnie obraz i napis na denarze. Czy Jezusowi chodziło tylko o zwykłe unaocznienie? W zwyczaju rabinów było nauczać uczniów poprzez alegorie, metafory, zagadki i wyciąganie głębokich prawd z pozornie prostych wydarzeń czy znaków. Jeden z najbardziej cenionych filozofów żydowskich Mosze Majmonides, żyjący na przełomie XII i XIII wieku, napisał na samym początku swego „Przewodnika błądzących”, by uczniów wprowadzać w tajemnice Tory przez skromne porównania. „Jeśli jakiś człowiek zgubi w domu selę albo perłę, może ją znaleźć, zapalając świecę wartą jedynie jednego issara” (sela jest monetą o dużej wartości, issar najmniejszej). Ukryte znaczenie - drogocenna tajemnica prawdy jest w tym porównaniu kosztowną perłą lub cenną selą, natomiast issar to skromne słowa lub rzeczy, którymi posługuje się mędrzec.

Czy w wypadku rozmowy Jezusa nie zaszła analogiczna sytuacja? Jaką ukrytą aluzję ukrywał w sobie ów napis i obraz? Obraz w języku greckim to eikon, od tego słowa pochodzi słowo „ikona”. Swego czasu w cesarstwie bizantyjskim wybuchł ikonoklazm - bunt teologiczny skierowany przeciw pisaniu ikon. Biblia bowiem bardzo wyraźnie mówi, aby nie czynić podobizn i obrazów stworzeń, a już nade wszystko Boga. Zdrowa reakcja teologiczna wskazywała jednak na fakt wcielenia Jezusa Chrystusa. Jeśli Bóg stał się widzialny poprzez wcielenie, to dlaczego nie można Go przedstawiać? Przecież niewidzialny stał się widzialny w ludzkim ciele. Jest to argument aktualny do dziś w dyskusji ze wszystkimi gorliwymi jehowitami i jeszcze innymi zwolennikami kultu antyikonicznego. Jezus zawstydził faryzeuszy, ponieważ żaden z nich nie powinien pytać o jakikolwiek obraz, tym bardziej o obraz cezara, który domagał się czci boskiej. Faryzeusz co najwyżej powinien pytać o Boga, jeśli ma być konsekwentny wobec swych przekonań.

Pozostaje jeszcze ukryta aluzja. Faryzeusze i herodianie pytali o podatek, natomiast Jezus za pomocą denara przypomniał pierwsze przykazanie: nie będziesz czynił obrazu Boga! Faryzeusze pytając o podatek dla cezara, wchodzili w konflikt z własnym sumieniem, które zobowiązywało ich do troski tylko o to, co należy się Bogu. Podstępne pytania stawiane innym, najczęściej chwytają w niedogodną pułapkę ich autorów.

0x01 graphic

Co jest moim przykazaniem?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Najważniejszym przykazaniem jest to, czemu poświęcasz się całkowicie, czyli z pasją. Czy Bóg jest twoją pasją?

Poprzednia rozmowa z faryzeuszami była dla nich porażką. Pragnęli więc wypróbować Jezusa w najwrażliwszym punkcie religii. Jezus wskazuje na nierozdzielność przykazań miłości Boga i miłości bliźniego. Charakterystyczna jest reorientacja akcentów tych przykazań z zakazującej i biernej formy na nakazującą i aktywizującą. Tekst zapisany w Księdze Wyjścia brzmi negatywnie: „Nie będziesz miał cudzych bogów”, a także, w ostatnim przykazaniu: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego”. Jezus mówi: „Będziesz miłował całym sercem swego Boga”, a także: „Będziesz miłował bliźniego”. Już dawno zwrócono uwagę na niebezpieczeństwo zaistnienia wielkiego zła, gdy nie czynimy nawet małego dobra. Święty Jakub zapisał: „Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy”. Bezcenna Biblia Gutenberga, zamknięta w gablocie w muzeum, jest jednak mniej wartościowa niż ta wyświechtana, z której codziennie odczytuję Słowo Boga, mając możliwość jej otwierania.

Dobrą rzeczą jest posiadać zdolności, którym oddajemy się całym sercem, ale oddawanie się całym sercem miłowaniu Boga jest nieskończenie wartościowsze niż samorealizacja. Ludzie poświęcają mnóstwo energii na to, by rozwinąć swoje uzdolnienia, marzenia i plany. Wszystko to staje się dla nich osobistym „przykazaniem”. Sportowiec poświęca ogromnie dużo czasu i sił, by osiągnąć najlepsze efekty. Trening jest dla niego najważniejszym „przykazaniem”, a zwycięstwo może być dla niego bogiem! Lekarz pogłębia swoją wiedzę, umiejętności i niezmordowanie pracuje nad tym, by stać się specjalistą. Czy jednak bardziej będzie mu zależało, by swymi umiejętnościami służyć bliźnim, czy na tym, by mieć opinię specjalisty, a także skorzystać z wyższych wynagrodzeń?

Osoba duchowna zaangażuje się w rozwój duchowy, bo pragnie dojść do święceń albo ślubów. Ale czy dlatego chce to osiągnąć, bo zależy jej całkowicie na przyjaźni Boga, czy też dlatego, by poczuć się wartościowszym albo żyć samolubnie, nie ponosząc trudów życia rodzinnego? Co naprawdę jest jej „przykazaniem”? Naukowiec próbuje rozwiązać zawiłe kwestie, ale czy jego „przykazaniem” jest dobro bliźniego, czy osobista ambicja? Można każdą pasję uczynić swoistą interpretacją przykazania. Z pasją rozwijam swoje zdolności pisarskie, ponieważ chcę przez moje słowa głosić całkowicie chwałę Boga i dobro bliźniego. Ale mogę pisać o Bogu i bliźnim właśnie ten komentarz, ponieważ chcę zyskać opinię oryginalnego komentatora i uzyskać wysokie honorarium. Co naprawdę jest moim „przykazaniem”, które mnie motywuje? Ludzie ze swoich zainteresowań, uzdolnień, ambicji, talentów czynią najważniejsze „przykazanie”. A tymczasem właśnie najważniejsze przykazanie powinno być pasją, ambicją i zainteresowaniem człowieka. A najważniejsze jest miłować Boga i bliźniego!

0x01 graphic

Ciało

O. Augustyn Pelanowski OSPPE

Brak moralnego szacunku do ciała jest początkiem śmierci ducha.

Widok zwłok budzi przerażenie. Zapadłe oczy, nabrzmiałe i sczerniałe ciało, nieprzyjemny zapach… Śmierć jest przykra, ale to grzech jest drastyczną śmiercią. Przyjrzyjmy się Józefowi z Arymatei i jego szlachetnej trosce o ciało Chrystusa. Józef był człowiekiem bogatym, ale jego największym skarbem było ciało Chrystusa. Był jak ów kupiec, który znalazł skarb i ukrył go na polu, sprzedając wszystko. Odzyskał ciało Chrystusa od Piłata i owinął je czystym płótnem. Czyste płótno to twoja czystość, twój szacunek do ciała, nie tyle higieniczny, co raczej duchowy. Józef zakrył swoją skromnością nagie, zranione ciało Chrystusa. Jest w tym geście odwrócenie gestu Chama, o którym napisano, że obnażył ciało ojca Noego i zaciągnął przekleństwo dla siebie i swojego pokolenia.

Ciałem Chrystusa jest Kościół, ale przez fakt Wcielenia i eucharystycznej jedności ciało każdego z nas staje się w jakimś sensie Ciałem Chrystusa. Gest Józefa jest lekcją szacunku wobec całego Kościoła. Zbyt wiele złych słów pada z naszych ust o naszych braciach i siostrach z tej samej wspólnoty. Zbyt wiele gestów obnażających i raniących ciało człowieka, które uśmiercają ludzką godność. Skromność, wstydliwość, czystość, dziewictwo stały się wartościami wyśmiewanymi i atakowanymi w imię seksualnego wyżycia. Człowiek z Arymatei jawi się więc jak wyzwanie dla mnie i dla ciebie, aby podjąć próbę odzyskania szacunku do ciała ludzkiego i tego, co jest jemu przypisane: seksualności, płodności, godności i świętości. Ciało nie może być linczowane nieczystością i wykorzystywaniem, obnażane i poniewierane na golgotach pornografii. W Księdze Liczb mowa jest o Kehatytach, kapłańskim klanie, który miał się opiekować najświętszymi przedmiotami Przybytku. Napisano o nich, że przenosili Arkę, okrywając ją zasłoną i skórami delfinów. Ich obowiązek przypomina zachowanie Józefa wobec ciała Chrystusa, ponieważ ciało jest świątynią Ducha i trzeba traktować je z wrażliwością i szacunkiem.

Czy wypada w Dzień Zaduszny mówić o szacunku do ludzkiego ciała w taki sposób? Czyż właśnie śmierć nie wieńczy pogrzebanie z szacunkiem dla ciała ludzkiego? Czy w ciągu życia nie uśmiercamy i nie bezcześcimy ciała grzechami popełnianymi przeciwko niemu? Brak moralnego szacunku do ciała jest początkiem śmierci ducha. To zdumiewające, że brak uszanowania ciała powoduje tak poważne skutki w sferze duchowej. Ale ciało jest materialną manifestacją duchowego istnienia. Nie jest ono czymś dodanym lub oddzielonym od duszy. Pierwszym skutkiem grzechu Ewy i Adama było odkrycie nagości ciała, porażenie wstydem i lękiem, co zdestabilizowało ich istnienie aż do ucieczki przed Bogiem. Dlatego nad grobami pomyślmy o żywym ludzkim ciele. Bo na cóż się zda piękny grób, obfite bukiety i płonące znicze, jeżeli nie mamy szacunku do żywego ludzkiego ciała?

0x01 graphic

Sanktuarium ludzkiego wnętrza

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość jest ranliwa, to znaczy bezbronna.

Tradycja utożsamiała jerozolimski plac świątynny z górą Moria, na której Abraham miał złożyć Bogu w ofierze swego syna Izaaka. Świątynię zbudował Salomon około 950 roku przed Chrystusem. Została zniszczona i zbezczeszczona przez Nabuchodonozora w 587 roku. W 538 roku uprowadzeni Żydzi wrócili do Jerozolimy i postanowili odbudować świątynię. Jednak miejsce najświętsze DEBIR pozostawało ponuro puste. Nie było Arki Przymierza. Król Antioch IV Epifanes w 167 roku znowu ją zbezcześcił, ustawiając w niej posąg Zeusa. Wybuchło powstanie machabejskie i świątynię oczyszczono. W 70 roku po Chrystusie świątynia została zburzona przez Tytusa. Cesarz Hadrian wzniósł na tym miejscu świątynię poświęconą Jupiterowi, a następnie miejsce to stało się wysypiskiem śmieci. Islamski władca Omar zbudował tam w roku 692 meczet.

Ale żadne z tych zbezczeszczeń nie było tak straszne jak zbezczeszczenie świątyni ciała Chrystusa, gdy Go ukrzyżowano. Sam Jezus wypowiada słowa o zburzeniu świątyni w odniesieniu do własnego ciała: „Zburzcie tę świątynię, a ja odbuduję ją w trzy dni!”. Żadna budowla świata, żaden cud architektury nie jest tak cenny w oczach Boga jak ludzkie ciało, ponieważ nosi Jego ukrytą obecność. Konieczność oczyszczenia, o którym dziś czytamy, przede wszystkim należy skierować w stronę sanktuarium wnętrza ludzkiego.

Z czego oczyścić ludzkie istnienie? Najogólniej mówiąc, z kupczenia. Nie ma nic brudniejszego niż wykorzystywanie miłości, a gdy mamy do czynienia z miłością najpiękniejszą, wykorzystywanie jej staje się podłością. Czy byłeś kiedyś wykorzystany w swoich uczuciach? Czy ktoś wykorzystał twoją miłość i przyjaźń dla własnego interesu, udając miłość? To niezwykle przykre doświadczenie. Bóg mnie kocha, ale czy ja Go kocham, czy tylko wykorzystuję Jego miłość, by mieć korzyść zarówno z grzechu, jak i z Jego przebaczenia?

Pewna kobieta opowiadała mi, jak to w młodości poznała mężczyznę, który okazywał jej ogromne zainteresowanie i wiarygodnie deklarował swoją miłość. Jego ujmujący sposób bycia, delikatność, czułość, zdolność do wysłuchiwania jej zwierzeń, kupiły jej przychylność i w końcu mu się oddała. Następnego dnia zadzwonił do niej mówiąc, że ją okłamał, bo chodziło tylko o zakład z przyjaciółmi. Zdrętwiała, trzymając słuchawkę w dłoni przy uchu. Założył się o dość pokaźną sumę z kolegami, że uda mu się ją zdobyć. Kiedy już to się stało, odebrał nagrodę i odszedł. Zapewne nie ona jedna miała do czynienia z taką podłością. Ale czy nie zdarzają się ludziom takie historie z Bogiem? Korzyść grzechu jawi się niejednemu jako coś cenniejszego niż miłość Boga. Ileż modlitw zanoszonych do Niego brzmi ujmująco i czarująco, skrywając jakby za zasłoną autentyczne umiłowanie korzyści grzechu? Miłość jest ranliwa - to znaczy bezbronna, jak mawiał Jean Vanier.

0x01 graphic

Kłopotliwe talenty

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dla jednych talentem jest zdrowie, dla innych choroba.

Wszystko jest talentem, tylko my nie umiemy w takich kategoriach spojrzeć na to, co nas spotyka. Regułą jest oddawanie „bankierom” tego, co otrzymujemy od losu. Bóg jest panem losów wszystkich ludzi i każdemu człowiekowi daje zupełnie inne przeżycia: ciężkie i lżejsze, miłe i przykre, budzące zachwyt i budzące wstyd. Zdarzają się nam zarówno piękne czyny, jak i grzeszne upadki. Ale wszystko może być talentem zdobywającym pochwałę w oczach Boga i prowadzącym do nagrody, jeśli nic nie zataimy.

„Bankierami” są wszystkie te czynności, w których powierzamy Bogu to, co otrzymujemy od losu, począwszy od modlitwy pogodzenia, a skończywszy na spowiedzi. Dla jednych talentem jest choroba, dla innych zdrowie, jedni otrzymali bezsilność, lęk, opuszczenie, niepowodzenie, nieatrakcyjne ciało, ale wszystko to oddali Bogu, przez „bankierów” swych modlitw. Inni może otrzymali pieniądze i powodzenie w interesach, ale potrafili pamiętać o ubogich i wspomagać nieszczęśliwych. Ich postawa, pełna miłosierdzia i wsparcia dla bliźnich, stała się „bankierem” gwarantującym pochwałę Pana.

Ale bywa tak, że ktoś ma tylko jeden mały problem i być może wstydliwy. Trudno zgodzić się na los człowieka, który ma wadę zazdrości albo przechowuje urazę do kogoś, kto go w przeszłości zranił, albo ciąży mu upokarzający nałóg. Niełatwo przyjąć talent upokorzeń, które przeżyliśmy w przeszłości. Czy to, co było poniżeniem lub ograniczeniem naszej wolności, może być talentem? Oczywiście. Ten trzeci sługa, w konfrontacji z panem, wykazuje duży stopień złości, pretensji, buntowniczej niezależności, a nawet żalu. Nie wiemy, dlaczego wszedł w taką postawę, ale wiemy, że łatwo o taką opcję, gdy zdarza się w naszym życiu jakieś poważne ograniczenie losowe, na przykład gdy nie spełniły się nasze marzenia i otrzymaliśmy talent nieudanego, w naszym mniemaniu, losu. Wielu z nas go doświadcza i stoi przed wyborem: pogodzić się i uczynić z tego talent albo przez całe życie podtrzymywać w sobie złość i żal, bunt i obwinianie zarówno Boga, jak i bliźnich, a jednocześnie wypierać się tego doświadczenia.

Robert Bly, amerykański myśliciel, nazywa takie zachowanie „workiem na śmieci”. Za każdym razem, gdy tłumimy w sobie wspomnienie jakiegoś przykrego doświadczenia albo niewygodne uczucie, czy też trudne cechy charakteru, upychamy nasz „worek”. Mówiąc językiem tej przypowieści, zakopujemy talent niezadowolenia w niepamięci, niczym ten trzeci sługa w ziemi. Dopatrujemy się w tym wszystkim śmieci, a przecież to też talent. Robert Bly twierdzi, że właśnie dlatego niektórym jest tak ciężko w życiu, choć nie wiedzą, dlaczego. Można odzyskać wszystko, co zakopaliśmy, wydobyć to, od czego się odcięliśmy, ale wymaga to pokory, przebaczenia i oczywiście cierpliwości.

0x01 graphic

Najmniejsi

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy pokocham swoją nędzną stronę, pokocham w sobie samym Jezusa. A od tego tylko krok do zauważenia w innych potrzebujących pomocy.

Kto jest najmniejszym bratem dla mnie? Zapewne ten, na którego patrzę z góry, odczuwając wyższość lub przewagę. Najmniejsi i ubodzy, nadzy i spragnieni, uwięzieni i zgłodniali istnieją na świecie nie dlatego, że Bóg nie chce im pomóc, ale dlatego, że Bóg chce bogatym i wielkim, najedzonym i wolnym dać szansę na zbawienie. Tyle że zwykle ci, którym jest dobrze na tym świecie, nie widzą swej szansy na zbawienie w pomaganiu najmniejszym.

Czy w naszych czasach są takie osoby, jak na przykład św. Elżbieta Węgierska? Zrezygnowała z przepychu feudalnych dworów, by mieszkać w zatęchłym szpitaliku . Okazywała pomoc ludziom, którzy mogli budzić wstręt i pogardę. Żeby tak służyć, trzeba mieć władzę służby. To właśnie w Kościele powinniśmy się spodziewać takich postaw. Biskup z Arras, Huyghe, w 1963 roku wyznał: „Jako księża powinniśmy zadać sobie pytanie na przykład o wystrój naszych kościołów. Św. Jan Chryzostom parokrotnie sprzedał święte naczynia, aby wesprzeć ubogich. Nie chodzi o dosłowne naśladownictwo, lecz nie powinniśmy pochopnie twierdzić, że dla chwały Bożej nie ma nic nazbyt kosztownego czy pięknego, podczas gdy dwie trzecie ludzi umiera z głodu”. Poznałem kapłana, który miał tylko jedną parę butów i pewnego dnia zdjął ją przed kościołem i oddał komuś, kto przyszedł w skarpetach.

Na szczęście są tacy kapłani i oczywiście nie zapraszają reporterów, aby dokumentować medialnie swoje miłosierdzie. Możemy udzielać tylko z tego, co posiadamy. Jeśli czas to pieniądz, to właśnie czas jest pierwszą walutą miłosierdzia. Nawet jeśli nie mamy pieniędzy, by wspomagać ubogich, zawsze mamy trochę czasu, z którego możemy udzielić bezcenną jałmużnę wysłuchania, pocieszenia, wsparcia, modlitwy albo przyjęcia wyznania. Niewątpliwie okazywać miłosierdzie, to nie ulegać czyimś roszczeniom do adorowania ich egoizmu, nawet jeśli jest on biednym egoizmem. Święta Mechtylda była kiedyś kuszona przez demona, który przybrał postać zranionego nędzarza, domagając się kategorycznie zajęcia się nim. Powiedziała mu, że Bóg nie kazał jej go uzdrowić. Miłosierdzie potrzebuje rozsądku. Max Scheler w eseju o miłości i poznaniu trafnie stwierdził, że miłość powinna otwierać oczy, a nie zaślepiać człowieka.

Myśląc o tych najmniejszych, w których Pan ukrywa swoją obecność, chyba powinniśmy też pomyśleć o samym sobie. Potrafimy nieraz patrzeć na siebie z pogardą. Któż ma odwagę dostrzec w sobie kogoś, kto jest uwięziony, zniewolony, spragniony miłości, zgłodniały afirmacji, wyobcowany w lęku, obnażony prawdą o grzechu, chory w uczuciach? Kiedy pokocham nędzną stronę mojej własnej osoby, pokocham w sobie samym Jezusa. A od tego tylko krok do zauważenia w innych potrzebujących pomocy, a jeszcze mniejszy do jej udzielenia.

0x01 graphic

Gdy ja nie jestem ja

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy nie jesteś sobą i w sobie, nie możesz nawiązać prawdziwej relacji z Bogiem i z innymi ludźmi.

Czuwanie, do którego wzywa Jezus ludzi, wyraża się nie tylko w tym, by czuwać nad własnymi pokusami i uprzedzać je, wyznając Bogu. Czuwanie to nie tylko unikanie miejsc i osób, czy sytuacji, w których na pewno nie potrafilibyśmy oprzeć się grzechom. Nie dotyczy też jedynie troski o to, by inni nie pogrążyli się w bagnie demoralizacji, i miłosiernego ratowaniu ich z dna. Jest jeszcze trzeci rodzaj czuwania, dzięki któremu człowiek przygląda się tym wszystkim wewnętrznym procesom duchowym, uczuciowym, mentalnym, psychicznym, które w nas się dokonują, aby nas nie popchnęły na manowce życia duchowego.

Czego bowiem doświadcza człowiek w dzisiejszych warunkach cywilizacyjnych?

Doświadcza ogromnego wyalienowania. Jest mnóstwo czynników, rodzinnych, środowiskowych, społecznych, kulturowych, wreszcie technicznych, które uniemożliwiają człowiekowi spotkanie nie tyle z Bogiem, czy z drugim człowiekiem, co nade wszystko z sobą samym. Gdy JA nie jestem JA, gdy jestem emigrantem poza swoją osobą, albo gdy tak bardzo już udaję kogoś innego, że nie mam kontaktu ze sobą, nie mogę się dziwić, że nie odczuwam Boga, albo trudno mi o relacje z innymi ludźmi. Nie mogę się też dziwić, że mam skłonności do uzależnień, czynności odcinających od własnych uczuć i myśli, nałogowych grzechów, dumy i narcyzmu, uciekania w świat wirtualny albo w marzenia, uciekania w alkohol lub niekończące się obmowy i krytykę, albo popadam w depresję lub nerwicę.

Nie mogę się dziwić, że to wszystko ma miejsce, gdy lękam się konfrontacji z samym sobą i czynię wszystko, by zająć się czymkolwiek, aby nie być samym. Samotność naraża na napięte doznawanie nade wszystko siebie samego. Kiedy nie jesteś sobą i w sobie, nie możesz nawiązać prawdziwej relacji z Bogiem i z innymi ludźmi. Wtedy czujesz jeszcze większą pustkę i samotność, dlatego tym usilniej poszukujesz czegoś lub kogoś, kto by zapewnił ci jednocześnie przyjemność i wybawienie z samotności i pustki. Tak rodzą się niszczące uzależnienia.

Jezus mówi: „Czuwajcie, trwajcie bez snu!”. Ale dziś ten sen egzystencji stał się dla większości koszmarem. Jestem pewien, że tysiące ludzi określa swoje bytowanie na tej planecie jako koszmar. Dlaczego? Ponieważ nie chcą doznawać siebie i ciągle emigrują od realności siebie samych w jakieś marzenia, złudzenia, iluzje, roszczenia, uzależnienia. Byleby tylko nie być sobą i w sobie. Kiedy człowiek śpi, nie czuje swego istnienia, stąd wezwanie do czuwania objawia się nam jako odwaga do przyjęcia swojego JA z przebogatą różnorodnością nędzy.

0x01 graphic

Dzień Przebłagania

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice!

Czasem skruchy dla Izraela był Jom Kipur, czyli dzień przebłagania, albo inaczej mówiąc dzień przykrycia grzechów. W dniach poprzedzających dni skruchy, mężczyźni oczyszczali się w mykwie - basenie służącym do obmyć rytualnych z bieżącą woda. Być może ten ryt był też pierwowzorem samego chrztu? Człowiek miał sobie uświadomić zabrudzenie sumienia i odzyskanie czystości duchowej, przygotowując się do dni postu i skruchy oraz samego Dnia Pojednania. Dni skruchy były wzbogacone o określone modlitwy i rytuały, posty i odczytywanie fragmentów Tory. Wszystko po to, by odzyskać przylgnięcie do Boga i przebłaganie za własne grzechy. Każdy miał obowiązek prosić o przebaczenie skrzywdzonych i również nie odmawiać przebaczenia. Dokonywano zadośćuczynień za wszelkie krzywdy. Odmawiano wyznanie win, wyliczając je głośno i bijąc się przy tym w piersi.

Wiele żydowskich przepisów może nas dziwić, ale kiedy czytamy opis Janowego nawoływania, jakie rozlegało się nad Jordanem, zaczynamy kojarzyć je z tymi właśnie wydarzeniami. Jednym z ograniczeń związanych z Jom Kipur był zakaz noszenia sandałów ze skóry w sam Dzień Przebłagania. Może lepiej nam dzięki temu zrozumieć, dlaczego Jan twierdził, iż nie jest godzien rozwiązać rzemyków u sandałów Mesjasza? Jan mógł zarzucać tysiącom grzeszność i nieprawość, ale samemu Mesjaszowi nie był godzien niczego zarzucić! Jego stopy były święte, nie potrzebujące żadnej pokuty ani wyrzeczenia. A jednak Mesjasz właśnie przychodził wziąć na siebie wszelką pokutę za ludzkie winy. Wszystkie grzechy były możliwe do odpokutowania w Dzień Przebłagania oprócz tych, których ktoś komuś nie chciał przebaczyć, albo tych, których nie chciał w sobie uznać.

A czy jest jakikolwiek grzech, którego by Jezus nam nie chciał przebaczyć? Chyba jedynie ten, którego nie chcemy w sobie uznać? Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice! To już nie był jeden dzień w roku, ale każdy dzień Chrystusa.

W owe święto odczytywało się fragment z księgi Kapłańskiej opowiadający o śmierci dwóch kapłanów: Nadaba i Abihu. Zohar nauczał, iż ktokolwiek odczuł głęboki żal i smutek oraz zapłakał nad śmiercią owych synów arcykapłana Aarona, otrzymywał przebaczenie grzechów. Powodem tego przebaczenia było wewnętrzne rozmyślanie pełne skruchy. Jeśli bowiem tak prawi kapłani umarli przed Obliczem Boga za jedno jedyne przewinienie, to co powinno się stać z człowiekiem, który popełnił o wiele większe podłości? Umarli dlatego, byśmy wiedzieli, iż nasze życie jest darowane na mocy przebaczenia Boga. Śmierć owych dwóch kapłanów jest zapowiedzią śmierci Chrystusa - Arcykapłana umierającego bez żadnej winy za wszelkie nieprawości ludzkości. Czy ponowne przyjście Chrystusa w ten Adwent jest powodem dla mnie do podobnej refleksji?

Myśl: Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice! * * *

Czy znasz Jezusa?

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie kocha się idei ani dogmatu, tylko osobę, a żeby kochać, trzeba poznać.

Jan mawiał, że przyszedł zaświadczyć o światłości. Czy można nie zauważyć światła? Rozmowa z kapłanami i lewitami z Jerozolimy jest trudna do odczytania na przykład dla kogoś takiego jak ja, dla kapłana, nawet dziś, po tylu wiekach. Pośród was stoi Ten, którego nie znacie! Zastanawiam się, czy na pewno znam Jezusa Chrystusa i tę światłość, którą On w sobie ukrywa? Czy jestem tym, którego On zna? Czy moja wiara w Niego jest tylko teologiczną znajomością, czy osobistą przyjaźnią? Soren Kierkegaard napisał: „Kapłan powinien być człowiekiem wierzącym. I to jak! Wierzący jest jak zakochany ze wszystkich zakochanych najbardziej zakochany!”. Greckie słowo oida znaczy znać coś lub kogoś, ale też wiedzieć albo żyć w przyjaźni. Przyjaźń istnieje pomiędzy dwoma osobami, które się znają, gdy nie mają przed sobą tajemnic. Mają czas na to, by zwierzać się sobie ze wszystkiego i ich wspólne tajemnice zbliżają.

Czy znał Jezusa Piotr, skoro w decydującym momencie oznajmił: „Nie znam tego człowieka”? Głupie panny czekały aż do północy z lampami, a gdy zdobyły już światło poznania, okazało się, że jest za późno i usłyszały: „Nie znam was!”. Można się spóźnić z poznaniem Tego, który pośpieszył do nas, aby nas zbawić. Każda sekunda decyduje o całej wieczności. Po incydencie z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie Jezus mówi do Żydów: „Nie znacie Mnie ani mego Ojca”. Znać Jezusa to ocalać, wybawiać, a nie potępiać albo niszczyć. Judasz znał miejsce za Cedronem, w którym Jezus modlił się z uczniami w ogrodzie, ale nie napisano o nim, że znał Jezusa. Nie wystarczy się po prostu modlić, trzeba modlitwę uczynić spotkaniem w miłości. Judasz przyszedł na miejsce modlitwy, by zdradzić pocałunkiem.

Myślę o tym czasami, gdy całuję ołtarz przed i po Mszy świętej. Do Samarytanki Jezus rzekł: „o gdybyś znała Dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, który ci mówi: daj mi się napić!”. Znać to pragnąć Ducha Świętego bardziej niż orzeźwiającej wody ze źródła, gdy słońce osłabia wszelkie chęci i siły. Czy poznałem drogę światłości wiodącą do Ojca przez serce Syna tak dogłębnie, że nie kieruję już mych stóp na mroczne bezdroża grzechu? Znać, czyli wpatrywać się nieustannie i najgłębiej. Nie wszyscy widzieli Jezusa, gdy wstawszy z martwych, rozmawiał z Magdaleną, najpierw zobaczyła Go miłość Magdaleny. Niektórzy zaś nie widzieli, ponieważ mieli oczy na uwięzi. Jedynie oczy miłujących były otwarte w takiej mierze, w jakiej miłowali. Nie kocha się idei ani dogmatu, tylko osobę, a żeby kochać, trzeba poznać. Jeśli mówię, że znam, ale nużące jest dla mnie spożywanie wieczerzy eucharystycznej z Jezusem i nawet przez chwilę nie uświadamiam sobie, ile Go to wszystko kosztowało; albo modląc się, przestaję być świadomy i tego, co mówię, i do Kogo wypowiadam moje słowa, to czy ja w ogóle Go znam?

0x01 graphic

Nie wierz uczuciom

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Nie ufaj głosom wewnętrznym, które ci schlebiają, bardziej tym, które mieszają uczucia, ale zmuszają do zastanowienia.

Zwiastowanie jest wspaniałą lekcją rozeznawania woli Boga. Wielu z nas zastanawia się, co jest wolą Boga w twoim życiu? Życie mamy jedno, jeśli źle rozeznamy, możemy je przegrać, pomylić drogi i wiele lat odczuwać smutek i bezsens.

Zdarza się, że ktoś modli się w kościele o dobrą żonę lub męża, i pewnego dnia słyszy w sercu słowa: To ta osoba! Przy wyjściu ze świątyni pojawia się ktoś, kto budzi nagły zachwyt. Po prostu czujemy, że to właściwy wybór. Ale okazuje się, że wymodlony mąż albo żona to egoista, alkoholik lub że zdradza. Ktoś skarży się wtedy: dlaczego Bóg dał mi takiego potwora? Skąd wiesz, że to Bóg? Czy potwierdziła ci to Biblia, przewodnik duchowy, roztropność i wreszcie wydarzenia? Św. Paweł pisze: „Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości” (2 Kor 11,14)! Ktoś powie: ale przecież modliłem się? A kiedy szatan kusił Jezusa? Czy nie na modlitwie na pustyni, albo na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym? Najmniej czujni jesteśmy wtedy, gdy wydaje nam się, że jesteśmy najbezpieczniejsi. Wobec osób, które kierują się sercem, a nie słowem Bożym, szatan nie musi się wysilać. Wystarczy kilka przyjemnych uczuć czy wrażeń i ktoś biegnie w pułapkę jak świnie z Gerazy do jeziora, wyobrażając sobie, że to powrót do raju. Najczęściej wmawiamy sobie, iż Bóg coś powiedział, a to były tylko nasze wrażenia, emocje, pragnienia lub lęki. Dokonujemy wyborów na podstawie uczuć, a nie rozsądku czy posłuszeństwa Bogu i Jego słowu.

Czy twoje pragnienia, potrzeby, tęsknoty, urazy, marzenia, uczucia, emocje nie zaciemniają twojej modlitwy tak bardzo, iż bierzesz je za wolę Boga? Nie ufaj głosom wewnętrznym, które ci schlebiają, bardziej tym, które mieszają uczucia, ale zmuszają do zastanowienia. Jak Miriam rozeznała tak niewiarygodne posłanie, iż będzie Matką Syna Bożego? Skąd wiedziała, że to nie złudzenie szatańskie? Miriam zmieszała się uczuciowo na głos Gabriela, ale zastanawiała się, co oznaczają jego słowa. Badała każde słowo, które od niego usłyszała.

Grupa metodystów po płomiennym kazaniu pastora o chodzeniu Jezusa po wodzie wypłynęła w euforycznych nastrojach na jezioro i rzuciła się w nurty wody. Utonęli, bo swoje uczucia wzięli za wolę Boga. Miriam, zanim przyjęła wolę Boga, zbadała jej zgodność z Biblią. Gabriel wypowiedział do Niej słowa, które były kompilacją prorockich zapowiedzi. Nie uwierzyła zmieszanym uczuciom ani lękowi, lecz poddała anielską wieść rozsądkowi. Można się domyślać, że Jej przewodnik duchowy, którym był Józef, mając swoje zwiastowanie, potwierdził Jej wszystko. Wreszcie Gabriel dał Jej konkretny znak: Elżbieta była w szóstym miesiącu ciąży, choć jej wiek uniemożliwiał poczęcie dziecka. Jeśli cokolwiek pochodzi od Boga, potwierdza się w wydarzeniach.

0x01 graphic

W bezpiecznych dłoniach Miriam

o. Augustyn Pelanowski, OSPPE

W Jej czystych dłoniach wszystko staje się czyste.

Bóg nie zwraca uwagi na wyjątkowych ludzi, ale na tych, którzy bez wyjątku wszystko Jemu ofiarowują. Miriam była taka zawsze. Nie zwracała czyjejkolwiek uwagi, ale zwracała wszystko, co otrzymywała, Bogu. Widzimy Ją w świątyni z jedynym maleńkim Synkiem, którego całkowicie oddała Ojcu niebios. Wkroczyła do ogromnego gmachu świątyni, przynosząc swój najmniejszy Skarb. W Jej dłoniach to, co najmniejsze, jest miłe Bogu. Dziecko na Jej rękach nie umiało mówić, ani nie było na tyle dojrzałe, by o własnych siłach wejść do świątyni. Nie potrafimy Bogu nic powiedzieć, a nasza nieumiejętność zbliżania się do Niego, mimo dorosłego wieku, przypomina niezaradność niemowlęcia.

Miriam przynosi i oczyszcza każdego z nas, jeśli tylko powierzamy się Jej. Dlatego nawet najskromniejszy czyn, najcichsze słowo, nieudolną myśl, nieudany los, beznadziejną sytuację, pomyłkę życiową, a nawet skalane sumienie zanosimy Jej, a Ona to wszystko naprawia i oczyszcza, a co najważniejsze - oddaje Bogu. Niczego Bogu nigdy nie odmówiła, dlatego Bóg też wszystko od Niej przyjmuje. Ostatecznie oddajemy się Jej całkowicie, aby dostać się do nieba.

Tekst Apokalipsy z 12 rozdziału mówi, że jej Dziecię zostaje PORWANE do nieba. Tak właśnie, PORWANE! Wizja ta odnosi się do Jezusa, ale też do każdego, kto zechce być Jej dzieckiem. Inni muszą się sami porywać na niebo, ale jeśli ktoś odda się Jej ramionom, niebo porywa się na tego człowieka. Kto Jej się oddał, niebo stara się jeszcze usilniej o niego. Jeśli ktoś chce Jej się powierzyć, niech żyje tak jak Ona: skromnie, jakby w cieniu całego świata, bez nadmiernych ambicji, bez wielkich tytułów czy prestiżu, bez kariery i intryg, bez oskarżeń i rywalizacji, bez kłamstwa i górowania nad innymi. Jakże blisko jest Ona tych, którzy żyją w samotności serca, opuszczeni i nieudani, pomijani i lękliwi. Kochajmy Miriam i szanujmy Ją!

Podobna jest do siostry Mojżesza, która potrafiła zatroszczyć się o jego los. Mały chłopczyk ukryty w papirusowej skrzyni dryfował pośród trzcin nad brzegiem Nilu, wśród krokodyli, ale pilne oko jego siostry ustrzegło go od wszelkich niebezpieczeństw. Piastunka Joszeba uratowała małego Joasza, gdy groziła mu śmierć z ręki królowej Atalii. Ukryła małego chłopca w tajemnych komnatach świątyni jerozolimskiej. Czyż nie został on później królem? Podobnie Miriam potrafi uratować nas od najbardziej niebezpiecznych zasadzek, jakie czyhają na nas każdego dnia. W rękach Miriam odnajdziemy ciszę, uspokojenie, troskę, zrozumienie, bezpieczeństwo i miłość Boga. A co najważniejsze, Ona uczyni nasz los ciekawszym niż los Mojżesza czy Joasza. Ona potrafi tak wpłynąć na nasze roztrzęsione strachem serce, iż ustąpią z niego lęk, agresja, złośliwość, wyszukiwanie drzazg w źrenicach braci i sióstr, użalanie się na nieszczęśliwe życie i niezgoda na swój los.

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
o Augustyn Pelanowski gn2006
Znak Katynia, znak Smoleńska [o Augustyn Pelanowski]
O Augustyn Pelanowski OSPPE “Oto Ja posyłam anioła przed tobą”
Ojciec Augustyn Pelanowski
Proroctwa o Polsce proroctwo o Augustyna Pelanowskiego
o Augustyn Pelanowski gn2011
o Augustyn Pelanowski gn2007
O Augustyn Pelanowski OSPPE Felietony zebrane
o Augustyn Pelanowski inne
PRODUKT MIŁOŚCIOPODOBNY, Augustyn Pelanowski OSPPE
o Augustyn Pelanowski gn2005
o Augustyn Pelanowski homilie zbiór
o Augustyn Pelanowski gn2010
o Augustyn Pelanowski gn2009
Zdejmowanie sandałów, ks.Pelanowski Augustyn
Bardzo dobry wywiad, ks.Pelanowski Augustyn
Możesz posłuchać, ks.Pelanowski Augustyn
Ochrona przed rozpadem, ks.Pelanowski Augustyn
Niespodziewana zmiana, ks.Pelanowski Augustyn

więcej podobnych podstron