Hezjod - chłopski filozof
Jerzy ŁANOWSKI
Kiedy zapoznajemy się z twórczością jednego z najdawniejszych poetów starożytnej Grecji - epika Hezjoda (którego najwybitniejszy dziś znawca, Martin L. West, skłonny jest uważać za wcześniejszego od Homera), pierwszej indywidualności twórczej, jaka się nam bodaj we fragmentach biografii w historii kultury Hellady objawia, nasuwa się to potoczne u nas określenie "chłopski filozof", tyle że z pewnymi zastrzeżeniami. Jeśli bowiem dla nas brzmi ono pejoratywnie, albo w każdym razie niezbyt poważnie, to próbując tak określić starożytnego poetę, chcielibyśmy serio zaakcentować istotne cechy jego twórczości. Hezjod był autentycznym chłopem żyjącym z pracy na roli i pracę tę z pełnym realizmem opisującym. Filozofem w ścisłym znaczeniu nazwać go chyba nie można, ale był "mędrcem", pobożnym, zastanawiającym się nad tym, jak urządzony jest "boski" świat, przekazującym mity o powstaniu świata i o jego boskiej historii w sposób uporządkowany. Ułożył system; jego teogonia jest może najbliższa świętym tekstom religijnym, jakich Grecja starożytna w kształcie dla nas zwyczajnym nie stworzyła. Archaiczny poeta jest przy tym właśnie poetą - oryginalnym, niepoślednim twórcą.
Poeta
Hezjod (gr. Hesíodos, imię interpretowane czasem jako "Ten, co wysyła pieśń") to postać w dziejach kultury i literatury greckiej ważna, wybitna i szczególnie charakterystyczna. Mówimy "postać" nie bez intencji, bo Hezjod jest pierwszym w dziejach literatury poetą, o którego życiu coś - niewiele co prawda - pewniejszego wiemy i to wiemy dlatego, że sam to o sobie we własnej twórczości nam przekazał. Znany spór o Homera, o autorstwo Iliady i Odysei, świadczy, jak bardzo Homer, ten największy poeta epiki greckiej, ukrył się za swoim dziełem; do tego stopnia, że życiorys czy też życiorysy musiały dlań dorabiać spekulacje starożytnych filologów i legenda - nieznana nam jest jego ojczyzna i ród, losy życiowe, a rysy osobowości musi zastąpić wymowa poematów, ich przesłanie światopoglądowe, moralne, religijne. Dla starożytnych Homer był Poetą, Twórcą par excellence, co zresztą dla wielkiej literatury aż nadto wystarcza; na pewno był aojdem, śpiewakiem zawodowym, poetą dworów ówczesnych i dworskich owego czasu ideałów, ale aż nadto realistą, wielkim obserwatorem i postrzegaczem życia starożytnej społeczności. Hezjod to także aojdos, choć może nie zawodowy, ale nie tylko, bo i człowiek dla nas osadzony w historycznych realiach i przekazujący nam te realia w swej epickiej twórczości, co więcej wyzyskujący je i ukazujący czasem jako tej twórczości przesłanki. Niewiele tego, ale starczy na nakreślenie bodaj szkicowo żywego człowieka, a nie anonimowego naczynia z poezją.
Był synem emigranta, Greka z eolskiej Kyme w Azji Mniejszej, niezbyt fortunnego kupca-armatora, który przesiedlił się przez morze do Grecji "właściwej", osiadł w Askrze, małej miejscowości u podnóży Helikonu w Beocji, krainie od północnego zachodu graniczącej z Attyką, i tam gospodarował jako właściciel niewielkiego chyba gospodarstwa, na nieurodzajnej ziemi. Młody Hezjod pasał trzody na stokach Helikonu i tam - jak wyznaje - miał swoje pierwsze poetyckie objawienie, którego owocem miały być Narodziny bogów (gr. Theogonía). Jako aojdos, nie wiadomo czy za młodu, czy w nieco dojrzalszym już wieku, wystąpił w konkursie śpiewaczym (agonie) urządzonym przez władcę Chalkidy na wyspie Eubei, Ganyktora, z okazji igrzysk pogrzebowych ku czci ojca królewskiego, Amfidamasa, i uzyskał nagrodę - spiżowy trójnóg. (Przypuszcza się czasem, choć dowieść tego niepodobna, że może poematem wtedy wyśpiewanym była Theogonia). Hezjod miał brata, Persesa. Po śmierci ojca wyniknął między braćmi spór o podział schedy, rozstrzygnięty przez miejscowych urzędników, basileusów - zdaniem Hezjoda przekupionych przez Persesa, na niekorzyść poety, a przegrana w procesie miała się stać impulsem do stworzenia poematu Prace i dni (gr. Érga káj heméraj), pierwszego w literaturze europejskiej eposu dydaktycznego, swego rodzaju poetyckiego kalendarza trudu rolnika. Ten właśnie utwór zaważył najsilniej na ocenie twórczości Hezjoda i o nim myślimy przede wszystkim, gdy oceniamy Hezjodową poezję.
Obok Narodzin bogów oraz Prac i dni zachował się pod imieniem Hezjoda niewielki poemat epicki Tarcza (gr. Aspís) o walce syna Dzeusa i Alkmeny, Heraklesa, z Kyknosem. Hezjodejskie autorstwo tego utworu jest dziś jednak powszechnie podważane (wyjąwszy może sam początek, który wygląda na fragment niezachowanych Ehoi, o których zaraz), nosi on wyraźne znamiona późniejszego czasu i odmiennej już poetyki. Starożytni znali więcej utworów Hezjoda, przede wszystkim - jakby kontynuujący Narodziny bogów - Katalog kobiet, zwany często Ehoje (gr. Ehójaj) od charakterystycznego incipitu poszczególnych partii mówiących o kobietach, które w związkach z bogami wydały na świat bohaterów, przodków arystokratycznych rodów greckich. Zaczynały się te ustępy od wyrazów: E hóje - "Albo jak ta" (gdybyśmy chcieli naśladować umowny tytuł, przetłumaczylibyśmy - "Albojakty"). Do ułamków poematu znanych już z tradycji: cytatów, gloss, doszły w ostatnim stuleciu liczne fragmenty papirusowe, zaświadczające również popularność Hezjoda w epoce aleksandryjskiej, kiedy to - można powiedzieć - "patronował" on poezji uczonej w stopniu większym niż Homer. Miał też napisać Rady Chejronowe (gr. Chéjronos hypothékaj) przypisujące mądremu mitycznemu centaurowi i wychowawcy bohaterów zalecenia moralne, ujęte w tak ulubioną w poezji archaicznej formę gnomiczną. Jak nieraz w literaturze greckiej, krążyły też pod jego imieniem inne utwory charakterem do Hezjodejskiej twórczości zbliżone, a nam znane już tylko z tytułów i skąpych fragmentów: jakieś Wesele Keyksa, Melampodia - opowieść o mitycznym wieszczku Melampusie, Astronomia, Ornitomancja - czyli rzecz o wróżbach z lotu ptaków, poemat o zejściu Pejrithoosa do Podziemia, inny o Daktylach Idajskich, wynalazcach rytmów muzycznych. Wszystkie one, uważane za nieautentyczne już przez uczonych starożytnych, świadczą tylko o zapotrzebowaniu na poezję hezjodejską, ale - co charakterystyczne - wywodzącą się raczej z nurtu mitologicznego Narodzin bogów i Ehoi niż z dydaktyki Prac i dni.
Grecy uważali Hezjoda za najwybitniejszego po Homerze epika, a niektórzy z nich skłonni byli twórczość jego uznawać za cenniejszą od Homerowej ze względu na jej przesłania moralne - pochwałę nie wojny, lecz pracy. Charakterystycznym tego świadectwem jest później powstały utwór Spór Homera z Hezjodem (gr. Agón Homéru káj Hesiódu), każący występować obu poetom jako rywalom we wspomnianym przez Hezjoda agonie ku czci Amfidamasa; spór, w którym król pierwszeństwo oddawał Hezjodowi jako piewcy pracy, a nie przelewu krwi (inna rzecz, że później ten "sąd Panedesa" - czy też Daneoesa, imię to nosił stryj Ganyktora - stał się przysłowiowym określeniem głupiego rozstrzygnięcia). Historia tego agonu to oczywiście legenda.
Kiedy już o tym mowa, wypada pokusić się o bodaj przybliżone datowanie żywota Hezjoda, datowanie bardzo niepewne, tylko na uczonych spekulacjach oparte. Przypuszczenia wahają się w obrębie półtora stulecia: od roku 850 do 700 p.n.e., raczej bliżej tej drugiej daty, a więc w każdym razie o wiele później od też niepewnie datowanego Homera. Są jednak i zdania odmienne, jak wspomnianego na początku M. L. Westa. Badacze skłonni są przypuszczać, że ostateczna spisana "redakcja" poematów Homerowych może być późniejsza od spisanego tekstu Hezjoda. Rzeczywiście, dwa niewielkie eposy Hezjodowe: Narodziny bogów w 1022 heksametrach i Prace i dni w 828 - każdy więc objętością odpowiadający mniej więcej najobszerniejszym pojedynczym pieśniom, na które później podzielono oba poematy Homerowe, liczące tych pieśni po 24 - robią wrażenie archaicznych i są na pewno mniej wycyzelowane kompozycyjnie i artystycznie od poematów Homerowych. Nie dziwmy się więc, że już starożytni umieszczali nieraz Hezjoda przed Homerem. Dla nas wytłumaczeniem tego faktu będzie charakterystyczna "inność" obu tych poezji, różnica między jej twórcami i odbiorcami: epopeja dworska zawsze jest odmienna od twórczości w pewnym sensie ludowej, operującej tematyką nieheroiczną, chłopską, bądź od katalogizującego wykładu genealogicznego.
Religia
Religia starożytnej Grecji nie miała swojej świętej księgi, nie znała ogólnie obowiązujących dogmatów, we wszystkim niemal, poza podstawową wiarą w siły większe od człowieka (ale nie "nadprzyrodzone"), różniła się od znanych nam dzisiaj wielkich światowych religii monoteistycznych: chrześcijaństwa, judaizmu, islamu. Religia lub raczej należałoby mówić religie, bo było ich wiele, skoro każdy grecki kraj, każde miasto-państwo wyznawało, czy może lepiej - praktykowało swoją religię, miało własnych bogów z wewnętrzną tego boskiego świata hierarchią, własne kulty i legendy, własne święte opowieści. Wszystko to wchodziło w wielki politeistyczny obraz świata, gdyż posiadanie własnych bóstw i kultów nie skłaniało ich wyznawców i czcicieli do przekonania, że tylko ich bogowie i ich wierzenia są jedyne albo jedynie prawdziwe. Ważniejsze, owszem, lecz ważniejsze tu i teraz: w tym plemieniu, w tym kraju, w tej społeczności, ale inny kraj, inne miasto, inna społeczność mają przecież swoich bogów, dla nich bardziej znaczących, przede wszystkim opiekuńczych czy też raczej nadrzędnych i władczych; i jeśli Grek wędrował po świecie, jego "wiara" nie zakazywała mu, ba! nawet zachęcała do modlitwy i ofiar dla bogów innych miast i krajów. Pierwsze przykazanie dekalogu: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" - jest z gruntu obce psychice Greka, który obok swoich bogów uznaje istnienie i potrzebę innych, nawet "barbarzyńskich", czyli po prostu obcych. Toteż w dziejach religii greckiej obserwujemy ciągły ruch, ewolucję, przyjmowanie nowych przedmiotów kultu, bóstw, obrzędów, ich łączenie się i przenikanie, rozmaite interpretowanie i wartościowanie: od najprymitywniejszych stadiów wczesnych wierzeń chtonicznych - kultu Ziemi i jej sił, po wysublimowane spekulacje teologiczne filozofów; od zastanych na zajmowanych ziemiach bóstw starej azjatycko-śródziemnomorskiej kultury matriarchalnej po uporządkowany indoeuropejski panteon bóstw olimpijskich oraz ze Wschodu napływające religie orgiastyczne; od wszystkich obowiązującego kultu państwowego po mistyczne wtajemniczenia niedostępne ogółowi. Jeżeli w tym wszystkim możemy jednak obserwować jakiś system i porządek, jakąś "jedną" religię, jest to zasługą właściwego Hellenom zmysłu porządkowania i choć nie mieli, jak już się powiedziało, jednej świętej księgi, to ich religię, zrąb wierzeń "porządkowała" wielka poezja, zwłaszcza epopeja okresu archaicznego, wieków od IX do VI p.n.e., a że tak było, stwierdza już "ojciec historii", Herodot z Halikarnasu, przypisując tę zasługę właśnie Hezjodowi i Homerowi (ks. II, r. 53).
Ta rola poezji i literatury nie skończyła się bynajmniej na epoce najwcześniejszej, bo i później w tragedii i filozofii, w utworach lirycznych i epickich trwał proces scalania, porządkowania, interpretowania, systematyzowania wierzeń. Nie znaczy to, że cała literatura była "religijna", była tylko cała elementami religijności nasycona. Literatura religijna sensu stricto także powstawała, ale dzieła jej niemal doszczętnie zniszczyło zwycięskie chrześcijaństwo i jeśli możemy coś dzisiaj o niej powiedzieć, to - dosyć paradoksalnie - tylko na podstawie zachowanych pism jej chrześcijańskich przeciwników wybierających dla swych krytycznych ataków najczęściej elementy, które dawały się zaatakować i wyszydzić. Jednakże szacunek, jaki nawet schrystianizowani Grecy żywili dla swojej wielkiej kulturalnej tradycji, sam fakt zachowania utworów dawnej poezji sprawił, że nie utraciliśmy, przynajmniej całkowicie, obrazu wierzeń i duchowych przeżyć religijnych człowieka starożytnego. Ale obraz ten otrzymujemy w charakterystycznej deformacji. Przeciętny współczesny inteligent wyobraża sobie, że lepiej lub gorzej znana mu mitologia - uporządkowany na różny sposób zbiór legend o bogach i bohaterach, to jest właśnie religia grecka, a to tylko jej część, którą należałoby dopełnić opisem obrzędów, tekstami kultowymi, fragmentarycznie tylko znanymi nam szczegółami obrządków jawnych i tajnych, wykładnią samych mitów i wierzeń, modlitw i ofiar.
Mit (mythos) po grecku znaczy "opowieść" i jest wyrazem niesłychanie pojemnym, bo może określać i baśń, i legendę świątynną, i poetycki wykład świata, jaki się jawi człowiekowi. Mit jako opowieść częstokroć nie ma raz na zawsze ustalonego kształtu i szczegółów, jego postaci i wydarzenia przekazywane są i przedstawiane niejednolicie; poeci, np. wielcy tragicy, z pełną swobodą przesuwają, odmieniają, przeinterpretowują wydarzenia w opowiadanych historiach, a poeci-uczeni epoki hellenistycznej z prawdziwym zamiłowaniem szperaczy-antykwariuszy polują na mity odmienne, zapomniane, rzadkie. Tym niemniej jako całość ta mityczna historia przybiera, poczynając właśnie od epoki archaicznej i dawnej epiki, jakiś kształt względnie spójny (przechodzi zresztą z legendy w historię właściwą niemal niepostrzeżenie). Mity mają swoją względną chronologię, swoją geografię ściśle powiązaną z miejscem kultu, mają też swój sens, który z czasem nabiera nieraz charakteru moralnego. Historia mityczna ma wytłumaczyć człowiekowi jego miejsce w świecie, jego stosunek do sił światem władających, wreszcie sam świat - jego powstanie i istnienie, przemiany i kres. Wykładnia mityczna staje się przesłanką wykładni filozoficznej, opowieść mitu przejdzie czasem w rozumowany wykład, dziedziczone po starych wierzeniach historie podlegną interpretacji moralnej, podobnie irracjonalne już nakazy i zakazy ustąpią miejsca porządkowi etycznemu. Pytaniem podstawowym, jak we wszystkich kulturach, będzie oczywiście powstanie świata, narodziny bóstw i człowieka, porządek natury; poematy o tym mówiące to kosmogonie i teogonie, z których jedyną zachowaną, ale też najszacowniejszą, jest Theogonia Hezjoda.
Narodziny bogów (Theogonia)
Powiedzieliśmy już, że to najstarszy z zachowanych epos grecki o tej tematyce, ale wykazuje on podobieństwa ze starą poezją teogoniczną innych ludów, przede wszystkim starożytnego Wschodu. Najwybitniejszy współczesny badacz i znawca poezji Hezjoda, Anglik Martin L. West, w swoim obszernym opracowaniu przytacza cały szereg paralel w mitach babilońskich, hetyckich, staroperskich, indyjskich, przywołuje teogonie nordyckie, nawet japońskie i polinezyjskie, przypomina też niezachowane kosmogonie i teogonie greckie przypisywane mitycznym, dla nas utraconym twórcom, od Orfeusza poczynając. Taka tematyka musiała się nasuwać w wielu kulturach, co ciekawe - często w mocno zbliżonych formach mitu o powstaniu świata.
Właśnie powstanie świata, kolejne generacje bóstw, związek bogów z przyrodą i człowiekiem, przejawiający się także w boskim pochodzeniu rodów władców - umiłowanej przez tyle minionych wieków genealogii, to wszystko było tematem dla poety, bo mogło przyciągać zaciekawionych i zainteresowanych słuchaczy. Ale skomplikowane stosunki między bóstwami, sam zróżnicowany charakter bogów, nieraz zupełnie odmienny, nie ułatwiał znalezienia jakiejś jednej, wszystko rozwiązującej i porządkującej zasady, zwłaszcza hierarchicznej. W Theogonii występują przecież i bóstwa, chciałoby się powiedzieć, "wiary żywej", czczone w Beocji i całej Grecji kultami lokalnymi - od Dzeusa poczynając, i bogowie ze starego mitu i tradycji, kultu już nie mający, i postaci niemal nieznane i mitowi, i kultowi, a także postaci, jak Nimfy i Cyklopowie, wyodrębnione i zindywidualizowane z szerszych kręgów "bożków", i ubóstwione elementy świata przyrody - od Ziemi i Nieba aż po Rzeki i Źródła, i siły boskie (dájmones) - takie jak Śmierć i Sen, które chcielibyśmy nazwać abstrakcjami, ale które dla Greków abstrakcjami nie były. W 1022 wersach Narodzin bogów naliczyć można okrągło 400 imion, przydomków w funkcji imion, nazw tych przeróżnych bóstw. Ponad połowa z nich (236) występuje w tekście raz tylko, najczęściej w katalogach pomniejszych istot boskich, ale inne nieraz wielokrotnie, łącznie ponad 800 razy, a imię władcy bogów, Dzeusa, wokół którego jakoby ogniskowała się treść poematu, aż 65 razy, do czego przydać trzeba jeszcze około 10 określających pana Olimpu patronimików. Daje to pojęcie o nasyceniu tekstu tej katalogowej poezji imionami. Doprawdy niełatwym zadaniem było uporządkowanie tej rzeszy bogów w jakiś system i nie można się spodziewać, żeby ten system był do końca "logiczny", ale też wierzenia to nie dziedzina logiki, zwłaszcza gdy jej wówczas jeszcze jako metody nie wymyślono. I tak podziwiać trzeba umiejętności poety przedstawiającego rzecz swoją w jednym niewielkiej objętości poemacie.
Najpierw jednak zastanówmy się nad okolicznościami powstania Theogonii. Powszechnie przyjmuje się, że z obu najwybitniejszych i zachowanych dzieł Hezjoda wcześniejsze są Narodziny bogów, nie tylko dlatego, że sądząc z wypowiedzi samego autora, inicjację poetycką przeprowadziły i treść poematu podyktowały poecie Muzy, kiedy jeszcze - oczywiście jako młodzieniec - pasł trzody na stokach Helikonu, ale i dlatego, że Prace i dni wyraźnie nawiązują do traktowania tych samych lub podobnych treści w Narodzinach, jak np. w opowieści o stworzeniu kobiety, która dopiero w Pracach otrzyma imię Pandory, albo w rozróżnieniu dwu Eryd, gdy Narodziny znały tylko jedną. Wyraźne jest również pogłębienie etyczne istoty najwyższego bóstwa, Dzeusa - w Pracach szafarza sprawiedliwości, a w Narodzinach jeszcze przede wszystkim władcy świata, choć już "lepszego" od innych bogów. Idąc dalej - spekulacje, np. z jakiej okazji poemat powstał, gdzie mógł być po raz pierwszy wykonany, choć nieraz wnikliwe i pomysłowe, nie znajdują jednak poparcia w żadnym wyraźnym i dobitnym świadectwie, więc może lepiej je pominąć, a przyjrzeć się kompozycji, dalekiej od wyrafinowania poematów Homerowych, ale jednak uchwytnej i na swój sposób kunsztownej.
Theogonię otwiera "przedśpiew" (gr. proójmion) zawierający hymn do Muz i inwokację; obejmuje on w. 1-115, mniej więcej jedną dziesiątą tekstu. Na samym początku hymnu widzimy Muzy u ołtarza Kroniona, tzn. Dzeusa, ich boskiego rodzica. Ten podkreślany i dalej związek tworzy charakterystyczną konstrukcję, zapowiadającą istotne momenty całego utworu, bo Dzeus, "co rządzi na niebie", "Kronosa zwyciężył, wszystko też dobrze / nieśmiertelnym rozdzielił i mądrze przyznał zaszczyty". Jako ojciec Muz wraz z nimi roztacza opiekę nad królami, Muzy niosą natchnienie poetom i dyktują temat pieśni naznaczonemu pieśniarzowi, Hezjodowi, zaś poprzez związek Dzeus-Muzy poeta podkreśla i boskie pochodzenie władzy, i boskie natchnienie pieśniarzy-aojdów.
Następująca teogonia "właściwa" dzieli się na opisy powstania-zrodzenia kolejnych generacji bogów przeplatane eksponowanymi elementami mitu o ich następstwie we władzy, sukcesji, oraz ekskursami dotyczącymi poszczególnych wybranych postaci. Ten ostatni element przynosi też szerzej rozwinięte poetyckie obrazy ożywiające akcję. Mielibyśmy więc niejako jedną oś akcji, ale dwa przeplatające się wątki. Jeśli wywody genealogiczne to chronologicznie układane i oszczędnie, chciałoby się rzec: sucho podawane listy rodów boskich i ich pokrewieństw, od pierwszych istot stworzonych: Chaosu, Gai-Ziemi, Erosa-Miłości, przez cztery kolejne pokolenia, które określimy skrótowo jako: 1) dzieci Chaosu i dzieci Gai, 2) dzieci Nocy i dzieci Morza, 3) wnuki Morza i wnuki Uranosa, 4) krąg Dzeusa i bogów olimpijskich, to bardziej rozbudowane, wplecione w ten schemat partie narracyjne znaczą etapy wielkiego mitu o następstwie bóstw we władzy nad światem poprzez: 1) okaleczenie Uranosa przez Kronosa, 2) oszukanie Kronosa przez Dzeusa, 3) tytanomachię, pokonanie przez Dzeusa Tyfona, objęcie władzy przez Dzeusa i ustanowienie nowego olimpijskiego porządku świata. Ten właśnie podstawowy wielki mit ma wspomniane już liczne paralele, paralele zwłaszcza wschodnie, którymi tu się zajmować nie będziemy, bardziej zainteresowanych tą tematyką Czytelników polskich odsyłając do świetnej książki naszego uczonego, Henryka Podbielskiego (Mit kosmogoniczny w "Teogonii" Hezjoda). Równolegle ze scenami mitu o następstwie, połączone z nim ściślej niż z genealogiami, choć z natury rzeczy do genealogii nawiązujące, występują bardziej rozwinięte historie, takie jak opowieść o narodzinach Afrodyty, o pokonaniu potworów, wywód o Styks, wielka pochwała Hekate, historia o podstępach Prometeusza i "ulepieniu" kobiety, opis Podziemia. Po "boskich" związkach bogów czwartej generacji następuje krótka lista związków bogów z Nimfami i śmiertelniczkami, po niej drugie proojmion (w. 965-968) wprowadza szereg związków bogiń ze śmiertelnikami, a zamiast spodziewanego zakończenia mamy dwuwierszowe trzecie proojmion (w. 1021n.), wyraźne przejście do wspomnianego przez nas Katalogu kobiet, skierowane oczywiście do Muz olimpijskich, cór Dzeusa.
Kompozycja niewątpliwie wcale zawiła i nie od razu przejrzysta, mocno najeżona dygresjami i nie wolna od powtórzeń (co sprowokowało niejednego badacza do śmiałych cięć w tekście, przestawiania i usuwania poszczególnych wersów; my darowaliśmy sobie i Czytelnikom zaznaczanie tej roboty z wyjątkiem kilku przestawień wersów, zasygnalizowanych w numeracji). Szukając literackiej oceny utworu i jego głównej treści - mitu o następstwie, a dokładniej o walce o władzę nad światem zakończonej królowaniem Dzeusa, chcielibyśmy skupić uwagę raczej na tym, co można by nazwać obiektywną wymową Hezjodowego poematu. Nie zamierzamy tu dawać streszczeń czy całości, czy poszczególnych partii; opowiadanie "własnymi słowami" ma zwykle fatalną opinię u Czytelników, i słusznie - niezbyt obszerny tekst mają przecież przed oczyma. Przede wszystkim chcielibyśmy zwrócić uwagę na charakterystyczne rysy Hezjodowej Theogonii różniące ten utwór i od epopei Homerowej, i od drugiego dzieła naszego poety, Prac i dni, rysy wyraziste nawet przy niezbyt pedantycznej lekturze.
Przede wszystkim ten opisujący porządkowanie świata utwór tchnie specyficzną grozą, nie tyle zresztą nadprzyrodzoną, co właśnie grozą przyrody. Potęgi, żywioły, bóstwa reprezentują surowe moce; postaci określone są najczęściej jako ogromne, srogie, gwałtowne, straszliwe, zuchwałe i takie jest też ich działanie. Spośród bogów - Dzeusa zostawmy na razie na boku - jedynie starzec morski, Nereus, jest "bez fałszu i dobry i nigdy nie zapomina, / co to prawość - zna tylko słuszne i zacne zamiary". Trochę więcej ujmujących rysów mają: "śmiech kochająca Afrodyta", i ona też sprzyja miłości "o smaku miodowym", oraz mniejsze boginki, przede wszystkim "cudnie spod brwi spoglądające" Charyty. Wychwalana Hekate jest tylko sprawiedliwa i jakby z urzędu pewnym kategoriom śmiertelnych patronująca. Bóstwa Hezjoda nie mają właściwie swoich ulubieńców, w czym jakaż różnica z Homerem. Jeśli tak można się wyrazić, bogowie Homera są bardziej ludzcy, a ludzie jakby bardziej boscy... Prawda, panteon Hezjoda jest surowszy, pierwotniejszy - o poszczególnych postaciach słyszymy tylko, z jakiego związku pochodzą, przy czym "złączenie w miłości", "wejście w łoże" to formuła czysto fizyczna, pozbawiona jakichkolwiek kontekstów uczuciowych, słyszymy dalej, z kim walczą, kogo pokonują lub komu ulegają, jakie potomstwo płodzą sami, po czym znikają "ze sceny". Jeden tylko kosmiczny związek miłosny, Nieba i Ziemi, doczekał się aż dwukrotnie drastycznego przedstawienia: raz przed chwilą okaleczenia Uranosa, drugi raz w eksponowanym porównaniu w tytanomachii (w. 700-704). Przemoc, Siła to i bóstwa, i motory działań bogów - sposoby zdobywania i utrzymywania władzy. Dodajmy do tego podstępy. Podstępem Kronos kastruje Uranosa, podstępem Reja ratuje Dzeusa, podstępem Dzeus wybawia rodzeństwo i obala Kronosa, podstępami podchodzi Dzeusa Prometeusz. Gdyby to przekładać na stosunki ludzkie, mielibyśmy jakiś obraz wschodniego dworu, okrucieństwa i intryg mających na celu jedno tylko: władzę. Ta wymowa poematu narzucała się już odbiorcom, ganiącym za to zresztą obu twórców archaicznej epiki. Poeta-filozof Ksenofanes z Kolofonu pisał w VI wieku p.n.e. w swych Szyderstwach (gr. Sílloj):
Wszystko to bogom przypisać ważyli się Homer i Hezjod,
co pośród ludzi za wstyd i za hańbę uchodzi ostatnią:
kraść, cudzołożyć i wzajem szalbierstwem godzić na siebie.
(fragm. 11, przełożył Stefan Srebrny)
A jednak właśnie w Theogonii upatrywalibyśmy jakby zalążków takiego właśnie myślenia w przedstawianiu władcy bogów, Dzeusa, jeśli tak można powiedzieć - głównego bohatera poematu. Ma także rysy pierwotne, towarzyszami jego są Siła i Przemoc, rozprawia się z przeciwnikami bezwzględnie i bezlitośnie, uprzedza sięgnięcie po władzę Tyfona, po kanibalsku "wchłania do brzucha" Metis, czyniąc z jej siły siłę własną, ale też on tylko w całym poemacie traktowany jest z szacunkiem i pobożną czcią, nazywany najlepszym, najwyższym potęgą, "znającym wieczne zamysły", więc przewidującym losy świata, on to po pokonaniu przeciwników staje się królem i władcą bogów - z wyboru tychże za radą Gai, rozdaje im zaszczyty; można rzec, iż porządkuje świat. U Homera nad Dzeusem było Przeznaczenie-Mojra, tu sam najwyższy bóg jest władcą przeznaczeń, a Mojrom tylko "najwięcej czci przydał, roztropny". Obraz władcy świata, wyraźnie kontrastujący z poprzednim, uzyskuje pozytywne cechy moralne; jeszcze więcej przyzna mu ich Hezjod w Pracach i dniach, czyniąc boga szafarzem i stróżem sprawiedliwości. To istotne kroki w greckiej ewolucji pojęcia bóstwa jako siły etycznej - w stronę religii filozoficznej.
A forma poetycka? Wyzyskał Hezjod wszystkie estetyczne możliwości, które dać może poezja katalogiczna; np. w litaniach imion, trwając w epickiej tradycji, posłużył się biegle wszystkimi jej środkami, jak choćby "homeryckie" porównania z pszczołami i trutniami albo z wytapianiem cyny i żelaza. Podobnie jak Homer, poeta z Askry potrafi ukazać wygląd strojnej kobiety poprzez opis jej przystrajania. Ale najwięcej wielkiej poezji jest w jego opisach zmagań tytanomachii, prawdziwie kosmicznej walki o świat: rozpętania żywiołów nieba, ziemi, morza, gromów i błyskawic, trzęsienia ziemi, potwornej wrzawy i hałasu, malowanej dziesiątkiem określeń, a niedługo potem pojawia się nastrojowy, ponury, ciemny i wyciszony kontrastowy obraz krainy wiecznego mroku i zimna. To obrazy godnie współzawodniczące z Homerowymi.
Na początku niniejszego wstępu wspominaliśmy o względnej chronologii greckiego mitu. Hezjodowa opowieść o bogach, ale i o związkach z bogami nie obejmuje i nie może objąć całości nawet najbardziej znanych mitów greckiej legendy. Wygląda jakby się kończyła przed wojną trojańską, zawiera dyskretną aluzję do wyprawy Argo, nie wspomnianej explicite przy wymienianiu imion Peliasa, Jazona, Medei, ale zawiera też nawiązania do związków Odyseusza z Kirke i Kalypso oraz jego potomstwa z nimfami, padają imiona Tetydy, Peleusa, Achillesa. Z bliższej Hezjodowi lokalnej tradycji tebańskiej zupełnie wyraźnie przebija historia Heraklesa, jest i Kadmos, występuje Fiks-Sfinks, ale ani słowa o losach Lajosa, Edypa (gr. Ojdípus) i Ojdipidów. Nie pada w poemacie imię pięknej Heleny, żadnej aluzji do dziejów Atrydów. Choć słyszymy o Minosie i Ariadnie, to głucho o Tezeuszu i mitach attyckich. Miejsce dla tych i innych opowieści miało się znaleźć w twórczości Hezjoda w mniej już boskim, ale bardziej heroicznym Katalogu kobiet, czego dowodzą liczne fragmenty, zwłaszcza papirusowe, z ostatnich kilkudziesięciu lat. W Theogonii poeta wyraźnie skupił się na swym literackim zamierzeniu wypowiedzianym w proojmion - sławieniu nieśmiertelnego rodu bogów:
jak się [...] narodzili bogowie, szczęścia rozdawcy,
jak podzielili bogactwo, jakie rozdali zaszczyty
i jak najpierw posiedli Olimp o jarach rozlicznych.
Prace i dni
Drugi, późniejszy z poematów Hezjodowych jest dziełem niezwykłym, pozornie niejednorodnym. Pierwszy o takiej tematyce w piśmiennictwie greckim należy jednak do gatunku występującego w literaturach Bliskiego Wschodu (Sumeru, Akkadu, Babilonii) i Egiptu już od wielu wieków, od połowy trzeciego tysiąclecia p.n.e., do pisarstwa "pouczeń", rad i wskazań, użytecznego i "użytkowego". Autorzy takich dzieł zwracali się w nich zwykle do bliskich sobie, najczęściej młodszych adresatów: ojciec do syna lub krewniaka, nauczyciel do ucznia, z całymi seriami negatywnych (najczęściej) i pozytywnych rad dotyczących prowadzenia życia i uprawiania zawodu (np. w Egipcie tak cenionej profesji pisarza, kiedy indziej rolnika). Rady obejmowały nie samą tylko pracę, tendencja utworów jest dydaktyczna i moralizatorska, wyraźnie idzie tu o formowanie człowieka na podstawie starych doświadczeń i dawnej tradycji, przypieczętowane autorytetem starszeństwa i związanej z nim mądrości i wiedzy. Autorzy to właśnie "mędrcy", w pewnym sensie poprzednicy filozofów, z tą różnicą, że głoszone przez nich nauki nie mają najczęściej innego uzasadnienia niż mądrość tradycyjna - są to proste, często zwięzłymi sentencjami wyrażane rady i nakazy: "Nie czyń tego i tego", "Postępuj tak i tak", "Wykonuj to w ten sposób". Literatura ta miała przed sobą ogromną przyszłość, spotykamy ją jeszcze w wiele wieków po Hezjodzie, dzieła tej treści występują w piśmiennictwie wielu narodów w formie bądź poetyckiej, bądź prozaicznej. Rodzą się czasem niezależnie od siebie, często jednak nawiązują do dawniejszej tradycji, jak np. nauki babilońskie do źródeł sumeryjskich. Do takich utworów, o treści w pewnym sensie zainspirowanej, skłonni bylibyśmy także zaliczyć poemat Hezjoda, w którym zaobserwować można wyraźne zbieżności z literaturą Bliskiego Wschodu. Nie zapominajmy, że ojciec naszego poety przywędrował do Askry w Beocji z greckiego miasta położonego w Azji Mniejszej, gdzie istniały wiekowe kontakty z miejscowym zapleczem i przez wieki dokonywało się wzajemne oddziaływanie kultur.
Tym niemniej z całym naciskiem podkreślić należy, że Prace i dni to dzieło oryginalne, indywidualne i twórcze, a jego autor to wyraźna i charakterystyczna osobowość krocząca własnymi drogami przez gąszcz tradycyjnych treści. Widoczne jest to przede wszystkim w kompozycji dzieła, na nasz dzisiejszy gust jakby niekonsekwentnej i powikłanej, dalekiej na przykład od artystycznego kształtu poematów Homerowych, a jednak - gdy się w utwór wgłębić - uwarunkowanej swoistą logiką i ciągłością.
Tytuł Prace i dni odpowiada ściślej tylko drugiej części poematu, pierwsza zawiera treści inne, a ważkie, ogarniające horyzont dużo szerszy niż praktyczne zainteresowania pracującego na roli chłopa. Pierwsza część przybliża utwór w pewnym sensie do Narodzin bogów i wyznacza główne nurty filozofii Hezjoda. Przyjrzyjmy się temu, co stanowi czynnik łączący poszczególne części poematu, jednoczący. Utwór adresowany jest do brata Hezjoda, Persesa, z powodu nie całkiem dla nas w szczegółach jasnego sporu o schedę po ojcu, w którym to sporze Hezjod został przez brata i rozstrzygających sprawę przekupnych sędziów-basileusów skrzywdzony. Jest to więc z jednej strony dokument własnej krzywdy, z drugiej dobitne wezwanie Persesa, by miast zagarniania nieprawnie mienia zabrał się do "uczciwej pracy", a to uczciwe zajęcie rolnika (a także, choć w mniejszym wymiarze i mniej zalecane zajęcie kupca-żeglarza) przedstawia poeta szczegółowo, roztaczając przed bratem - i oczywiście przed odbiorcami swej poezji - plastyczny obraz chłopskiego bytowania, pracy, ale i odpoczynku, czynności gospodarskich, ale i wiary, i przesądów. Tu jedno wynika z drugiego, choć nie tak precyzyjnie, jak zwykliśmy obserwować w dziełach późniejszych.
Spróbujmy teraz, bodaj w krótkim zarysie, przypatrzeć się tej kompozycji, nie stroniąc przy tym od marginalnych lecz nie mniej istotnych uwag.
Uświęconym obyczajem zaczyna poeta od inwokacji do Muz, tych samych, które wzywał w Narodzinach bogów, i pochwały Dzeusa, tego samego, który był owego poematu właściwym bohaterem, a który tutaj przybiera wymiar jeszcze większy, bo jest nie tylko potężny, ale jest potęgą moralną, przedstawicielem najwyższego Prawa. Dzeus Hezjoda jest na pewno głębiej pojmowany niż Dzeus Homera. Idzie o Prawość i Prawo. Zaraz też podaje Hezjod imię adresata swoich nauk o prawości - Persesa. Wyraźnym nawiązaniem do Narodzin bogów jest wprowadzenie jakby poprawki-uściślenia do tamtego poematu. Tam mówił o jednej Erydzie (Waśni czy też Sporze), tutaj rozróżnia dwie, rządzące odmiennym ludzkim postępowaniem: jedną chwalebną, drugą godną potępienia; pierwsza to przemoc, druga - rywalizacja. Jesteśmy zatem w kręgu spraw najważniejszych, pryncypiów postępowania usankcjonowanych autorytetem religii i ilustrowanych przykładami z życia ludzi i społeczności, no i sprawy Hezjod contra Perses, a wszystko to niejako zmieszane i wzajemnie zależne. Następują rozważania o początkach nieszczęść ludzkości w opowieści o podstępie Prometeusza i karze Dzeusa - stworzeniu kobiety, Pandory, tej Ewy Grecji, "zła ukochanego" przez ludzi. To wyraźny akcent mizoginizmu, częstego w dawnej poezji Hellady, ale obcego Homerowi. Zaraz potem historia inna, o ciągłym pogarszaniu się kondycji ludzkości, w micie o pięciu wiekach, wywodzącym się chyba z Bliskiego Wschodu, ale zmodyfikowanym i uzupełnionym przez poetę dodatkiem pokolenia herosów, i katastroficzna zapowiedź dalszego znieprawienia ludzi, kiedy świat opuszczą Wstyd i Sumienie. Tu nagły zwrot do "sprawy Persesa" adresowany już do sędziów, którym Hezjod opowie pierwszą znaną nam z literatury greckiej bajkę o sokole i słowiku, chciałoby się rzec: o władzy i poecie, z gorzkim realistycznym wydźwiękiem, i zaraz skierowana ponownie do Persesa pochwała Prawa i nagana hybris-Pychy, okraszona obrazami boskich nagród i kar dla społeczności, które służą pierwszemu lub drugiej. Prawo, Prawo i jeszcze raz Prawo - wydaje się głosić Hezjod, przechodząc już do postępowania jednostki, zaleceń pracy i szczegółowych wskazówek, jak winien się człowiek wywiązywać ze swych obowiązków wobec bogów i ludzi i co go za to czeka - znów praca, praca i praca!
Jak ta praca czy też prace mają wyglądać, szczegółowo a nawet drobiazgowo radzi Hezjod dalej, rozwijając w drugiej części poematu, odpowiadającej jego tytułowi, kalendarz prac polowych i domowych rolnika. Pory prac wyznaczają zjawiska na niebie, słońce, wschody i zachody gwiazd oraz obserwacje z życia przyrody, zachowanie zwierząt, deszcze i upały, mrozy i wiatry. Na tak nakreślonym tle doświadczony gospodarz wyznacza prace w polu i w domu, okraszając to radami co do ich wykonywania, rysując przy tym mimochodem dla nas żywot przykładnego rolnika i jego gospodarowanie. W prostym i rzeczowym wykazie wiejskich zatrudnień znalazło się też miejsce na wyśmienite obrazy przyrody: srogiej uciążliwej zimy i skwarnego lata z uroczym odpoczynkiem po pracy w sielskim krajobrazie, swoistego "śniadania na trawie" sprzed dwudziestu kilku wieków.
Jako alternatywę zajęć na roli poświęci też poeta serię rad dla człowieka, który zechce czerpać zyski z handlowej żeglugi, rad "z drugiej ręki", bo sam przyznaje, że jedno tylko i krótkie miał doświadczenie z morzem. Całość ujętą w szeregi zaleceń praktycznych, przetykaną często gnomami-sentencjami, powiązaną łańcuchem wolnych okazyjnych skojarzeń, przenika jednak wyraźnie idea części pierwszej utworu, zalecenie naczelne: rzetelna praca, praca i prawość. Dochodzą do tego rady życiowe nie związane bezpośrednio z trudem rolnika, mówiące o zakładaniu rodziny, stosunkach z sąsiadami, wielokrotne nawoływanie do pobożności, a i tradycyjne zalecenia o charakterze magicznym, dotyczące takich nawet spraw, jak czynności fizjologiczne.
Do sfery absolutnie już magicznej zaliczyć trzeba końcową część poematu - "Dni": wykaz dni szczęśliwych i feralnych oraz czynności, jakie w ciągu ich trwania należy podejmować lub jakich trzeba unikać. Ta część dla Czytelnika dzisiejszego jest chyba najbardziej "egzotyczna", dla Greka czasów Hezjodowych, a i późniejszych była na pewno istotna. Zamyka całość jak klamra znamienne przesłanie końcowe:
Dzień raz bywa macochą, a innym znów razem matką.
Szczęsny i błogosławiony jest ten, co wiedząc to wszystko,
trudzi się w pracy, niewinny jest bogom nieśmiertelnym,
zważa na ptaki wróżebne, unika wszelkiej przesady.
O "wielkim głupcu Persesie", wymienionym po raz ostatni przy radach dotyczących żeglugi, poeta przy końcu poematu jakby zapomniał; mogą go tylko przypominać aż do końca podawane w drugiej osobie rady i zalecenia. Dzeus, tak eksponowany od początku, obecny jest w tekście Prac i dni niemal do końca, ostatni raz jako ten, który "dał nam dni" (w. 767 i 769).
Kiedy się wczytać w ten tak z pozoru niepoetyczny poemat, ulega się coraz bardziej jego jedynemu w swoim rodzaju naiwnemu urokowi. Wyraźnie słyszymy, jak przemawia - bardzo szczerze - człowiek uczciwy, rozważny, głoszący prawdy, w które głęboko wierzy, naznaczony ciężkim losem i trudem, pragnący przekazać własny wizerunek rządzonego przez bogów, a dla ludzi i ludzkiej pracy przeznaczonego świata. Twórca Prac i dni wykształcony jest w tej samej sztuce poetyckiej i używa tego samego języka i wiersza, co Homer, lecz jakże jest różny od tamtego piewcy dworskiego i śpiewaka herosów i ich bohaterskich spraw. Ci dwaj poeci stanowią dwa bieguny najstarszej greckiej epopei.
Tarcza
I wreszcie Tarcza. Znów utwór całkiem od obu poprzednich odmienny, Hezjodowi przypisany, przynajmniej w swej większej części, bo początek (do w. 57) stanowi najpewniej autentycznie Hezjodowa partia z Ehoi o Alkmenie, żonie Amfitriona, i jej boskim i ludzkim partnerze. Ciąg dalszy nosi wyraźne znamiona inspiracji homeryckiej: anonimowy dla nas autor wyraźnie nawiązuje do Homera, do Homerowych aristei (opisów sławnych czynów) herosów, a przede wszystkim do słynnego opisu tarczy Achillesa w XVIII pieśni Iliady, jakby chciał z nim współzawodniczyć. Tylko "osadzenie" tej Tarczy - poetyka utworu jest inna, kunsztem swoim poprzedzająca inną epokę i zaspokajająca inne gusty literackie.
Podobną konstrukcję miały mieć później hellenistyczne epyllia (tyle co "eposiki"), w których zwięźle ujętą narrację mitycznego wydarzenia jakby rozbudowywało z widocznym upodobaniem opisywanie wybranego szczegółu, po czym historię całości znów zamykało zwięzłe zakończenie. Ulubione też bywały opisy zainspirowane dziełami plastyki, może i autentycznymi, ale w wyobraźni twórców, w zapale opowiadania dzieła prawdziwe absolutnie przerastającymi - możemy wskazać fragmenty rzeczywistych, archeologicznie poznanych znalezisk odpowiadające niektórym szczegółom poetyckich opisów, ale takiej tarczy, jak Achillesowa lub Heraklesowa nigdy nie było i być nie mogło. Wyobraźnia poetów jakby się wyzwalała, by tworzyć ogromne obrazy z mnóstwem historii i panoramą motywów, jakieś - rzec by się chciało - fantastyczne komiksy.
Spróbujmy przebiec w punktach "tematykę" tej pseudo-Hezjodowej Tarczy, szerokiego opisu zajmującego niemal dwieście wierszy, ponad jedną trzecią całości (w. 139-320), który niewątpliwie ma skupić najwięcej uwagi odbiorcy. Z lubością akcentuje się tutaj mistrzostwo wykonania i wartość materiałów, z których tarcza i jej zdobienie powstało. A tematyka - toż to cały łańcuch obrazów i opowieści, opowieści powszechnie znanych, stale w poezji greckiej powtarzanych i opracowywanych wątków. Centrum tarczy zajmuje straszny smok, a na jego czole Eryda (Waśń), dobrze pasująca do bojowej treści utworu i tej części wojennego rynsztunku, ale - zauważmy - niewątpliwie zainspirowana rolą Waśni w obu autentycznie Hezjodowych poematach. Jako przejawy jej działania mamy z kolei obrazy walk ludzi, a także zwierząt. Następują historie tradycyjne - walka Lapitów z Centaurami i spory bóstw. Tu nagła zmiana nastroju: widzimy chór bóstw, Apollona i Muz, i rodzajowe obrazy pokojowe - port i morze z pływającymi delfinami, i rybak. I znowu mit, i to cudowny - polatujący nad tarczą Perseusz (w parę wieków później ten cudowny kunszt Hefajstosa miał znaleźć rzeczywisty odpowiednik na jednej z list cudów świata, gdzie bohater na Pegazie unosił się w powietrzu między dwoma ogromnymi magnesami) i ścigające herosa Gorgony. I znowu z kolei świat zwykłych ludzi - dwa miasta: jedno podczas wojny nakreślonej serią motywów batalistycznych; drugie w czasie pokoju i świętowania wesela, możemy dostrzec uroczystości, pracę rolników i zbiory winorośli, igrzyska, polowanie, wyścigi rydwanów. A wszystkie te obrazki objęte zostały płynącym w krąg tarczy Okeanosem z łabędziami i rybami. W opisie dzieła poeta nawet nie stara się zachować pozorów, że to tylko obrazy. Ta tarcza cała krzyczy, poezja jakby się od niej odbijała, bo jest tu i wrzawa bitewna, i śpiewające przy muzyce chóry: boski i ludzki, i zgrzyt smoczych zębów, i płacz kobiet, i modły starców, i nawet pieśń polatujących nad Okeanosem łabędzi. W narracji utworu "efekty dźwiękowe" też grają rolę niepoślednią. Tętent i rżenie koni, jęcząca pod rydwanami ziemia, porównanie o staczającej się z gór lawinie skalnej, ale i delikatny śpiew piewika to dobre tło dla przechwałek i przemówień walczących herosów.
Jeżeli nawet wypada zgodzić się z sądem uczonych, którzy twierdzą, że to dzieło wtórne i mniej kunsztowne, jednak nie sposób nie przyznać, że Tarcza to kawałek dobrej poezji.
Język, wiersz, styl utworów, oryginał i założenia przekładu
Czytelnikowi polskich przekładów greckich utworów epiki archaicznej sprzed, okrągło licząc, dwu i pół tysiąca lat należy się parę podstawowych uwag co do formy oryginału i problemów, jakie nastręczają się przy oddawaniu go dzisiejszemu odbiorcy.
Język grecki, odmiennie niż nasza współczesna polszczyzna, rozróżniał wyraźnie zgłoski długie i krótkie, i to rozróżnienie było też istotne przy budowie greckiego wiersza, czy raczej greckich wierszy, kunsztownych konstrukcji opartych na przemienności sylab długich i krótkich, na "miarach" (gr. métra) wierszowych, w których umownie jedna zgłoska długa odpowiadała dwu krótkim. Greczyzna zachowuje w poezji właściwe wyrazom akcenty, przy czym akcent był, jak jego grecka nazwa prosodía (prós - 'do, ku', odé - 'pieśń, śpiew') i łacińska accentus (ad - 'do, ku', cano - 'śpiewam') świadczą, właśnie "zaśpiewem", akcentem melodyjnym, wymawianiem akcentowanej głoski innym tonem: "ostrym, podnoszonym" - acutus, "opadającym, ciężkim" - gravis lub kombinacją obu, "rozciągniętym" - circumflexus. Dla zaznaczenia rytmu wierszowego stosowano natomiast wymawianie wyznaczających ten rytm zgłosek z "przyciskiem" (gr. tónos, łac. ictus), odpowiadającym mniej więcej naszemu akcentowi tonicznemu. W wierszu greckiej epiki, heksametrze, czyli "sześciomiarze" daktylicznym, poszczególne wersy składały się z sześciu stóp: albo daktyli, czyli jednej zgłoski długiej i dwu krótkich, albo spondejów, czyli dwu długich, z przyciskiem na pierwszej długiej. W myśl podanej wyżej zasady daktyle i spondeje mogły występować wymiennie, dowolnie, co powodowało, że heksametr mógł liczyć od dwunastu do dziewiętnastu sylab i występować w trzydziestu dwu różnych kombinacjach stóp, właśnie daktyli i spondejów. Nie był więc ten wiersz w żadnym razie monotonny, co istotne, bo go przecież używano w dłuższych poematach. "Muzyczna" praktyka czytania antycznego wiersza nie przetrwała starożytności i szkoła europejska, a więc nasza, zarzuciła uwzględnianie akcentów melodyjnych, pozostawiając ikty; dla ucha słuchaczy został jedynie rytm tych przycisków i jeśli określamy nieraz te wiersze jako melodyjne, to jest to prawda nieco przeinaczona, wiersze oryginalne miały dużo większe prawo do tego określenia.
W przekładach poezji starożytnej na języki nowożytne przyjmuje się kilka różnych zasad. I tak np. tłumaczymy heksametr umownym wierszem "nowej" poetyki - u nas najczęściej trzynastozgłoskowcem i to rymowanym, jak już Jan Kochanowski przełożył III pieśń Iliady, albo aleksandrynem, tj. dwunastozgłoskowcem jambicznym, albo jeszcze inaczej, np. najnowszy przekład Eneidy Wergiliusza najlepszy z naszych tłumaczy, Zygmunt Kubiak, dał w nierymowanych jedenastozgłoskowcach. Trzynastozgłoskowiec dominuje w dotychczasowych przekładach Hezjoda. Ostatnio głównie za wzorem francuskim przyjęła się moda tłumaczenia epiki upoetyzowaną prozą - tu przykładem będzie świetna Odyseja Jana Parandowskiego. Wreszcie sposób trzeci, uprawiany u nas głównie przez filologów klasycznych, to tłumaczenie tak zwane izometryczne, "w miarach oryginału". Tak zwane, bo przecież już z powyższych uwag o języku greckim wynika, że nie możemy myśleć o oddaniu oryginałów "równą miarą". Możemy tylko naśladować rytm jako element konstrukcyjny wiersza, wyzyskując normalne akcentowanie wyrazów. Tak tłumaczył Iliadę Stanisław Mleczko, mistrzem i teoretykiem przekładu izometrycznego był Stefan Srebrny, izometryczna jest też najnowsza polska Iliada Kazimiery Jeżewskiej. Zaznaczmy od razu, że występujący w naszej wielkiej poezji romantycznej tzw. "polski heksametr" - w Powieści Wajdeloty z Mickiewiczowego Konrada Wallenroda, albo w Bema pamięci żałobnym rapsodzie Norwida - ze średniówką po trzeciej stopie, nie może być uważany za wiersz izometryczny. Przekład izometryczny jest bliski przede wszystkim filologom klasycznym, najsilniej przywodzi im na myśl tok oryginałów, pozwala "utrafić w ton" starej epiki, a przy tym przybliża dzisiejszym odbiorcom poetykę oryginałów, ich inność. Piszący te słowa, filolog klasyczny, obcujący przy tym wyjątkowo długo z przekładem Iliady Jeżewskiej przy opracowywaniu kolejnych wydań, uważa, a może lepiej powiedzieć, czuje, że dla Hezjoda i w ogóle dla starej greckiej epiki jest to sposób najwłaściwszy, choć czasem mogący swoją innością szokować współczesnego słuchacza lub czytelnika. Ale w pewnym sensie o to właśnie chodzi.
Zatrzymajmy się jeszcze chwilę przy sprawach języka. Mówimy "greczyzna", "stara greka", nie bardzo i nie zawsze zdając sobie sprawę, że idzie tu o wielość języków i dialektów w przestrzeni i czasie. Trzy i pół tysiąca lat poświadczonego istnienia greczyzny to okres pięciokrotnie dłuższy niż czas, który nas dzieli od Bogurodzicy, a jeśli chcemy uwzględnić tylko rozwój "greki starej", od Homera po początki Bizancjum, to znów piętnaście wieków. Język?... a może nawet są to języki, a w każdym razie silnie zróżnicowane dialekty, dziesiątki narzeczy, którymi mówiono w całym greckim Śródziemnomorzu. Niektóre z tych dialektów miały odegrać rolę wyjątkową, wydając z siebie języki literackie, umowne, którymi posługiwano się przy tworzeniu np. jońskiej historiografii albo doryckiej bukoliki. Osobne i wysokie miejsce zajmuje tu język epicki Iliady i Odysei, hymnów homeryckich, Hezjoda - uświęcona forma poetyckiej narracji, wytwór artystyczny utworzony na bazie kilku dialektów z elementów achajskich, jońskich, eolskich; język, którym nikt nigdy chyba nie mówił, ale w którym przekazywano ważne, doniosłe treści wszystkim Hellenom, treści dla wszystkich zrozumiałe, język tradycyjnych formuł i prastarych nieraz form. Nie znajdziemy dla niego adekwatnego odpowiednika, nie odda go sztuczna archaizacja, jak w pierwszej wersji Odysei Józefa Wittlina, a próby wprowadzenia gwar naszych, nie nazbyt serio chyba podejmowane, jak góralska Iliada Jana Gwalberta Pawlikowskiego, mogą stać się tylko zabawną parodią. Musimy, możemy się posłużyć tylko tradycyjnym językiem naszej wielkiej poezji: bardziej uroczystym szykiem wyrazów, np. z częstszym stosowaniem inwersji, okazjonalną, ale nie natrętną archaizacją, jak "zasię" zamiast "zaś", czy fleksji, jak "Tytanowie" obok "Tytani". Największą bodaj pomocą będzie przenoszenie do polszczyzny typowych epickich formuł konstytuujących wiersz, powtórzeń, niektórych niezwykłych dla polszczyzny wyrazów złożonych, stałych epitetów.
Otóż właśnie - epitety. Cechą stylu "homeryckiego" są te stałe "przydawki zdobnicze" związane z postaciami, przedmiotami, wydarzeniami, nieraz niezależnie od sytuacji, w której określona osoba albo przedmiot pojawia się w tekście. One to najczęściej występują jako composita, wyrazy złożone, za którymi polszczyzna, poza niewielką ilością przetrawionych już od stuleci wyjątków, nie przepada, ale one też są jedną z istotniejszych cech poetyki epickiej, i chyba nie należy, jak to czynili tłumacze niektórych minionych epok, zastępować ich rozwiązaniami coraz to innymi, opisywać lub po prostu opuszczać. Trzeba je powtarzać niejako z naciskiem wszędzie tam, gdzie występują w oryginale, nie tworząc, broń Boże, wymyślnych a często komicznych neologizmów, takich potworków-nowotworków, jak "śmierć zimno-wyprężna" w jednym z dawniejszych przekładów, ale np. rozwiązując określeniami imiesłowowymi: katathnetój - "podlegli śmierci", albo - często - zwrotami przydawkowymi: więc Olimp polydptychos - "o jarach rozlicznych", dziewczyna éukomos - "o pięknych warkoczach", a kallipárejos - "o cudnych policzkach", ziemia euryódeja - "o drogach szerokich", albo zdaniem względnym: Apollon hekebólos - to "ten, co z dala trafia strzałami". Na polskie composita decydujemy się tam, gdzie mają już pewną tradycję i nie rażą: rhodópechys może pozostać "różanoramienna".
Na dwie jeszcze sprawy, naszym zdaniem wyjątkowo istotne, zwróćmy uwagę. Wspominaliśmy już wyżej o nasyceniu poematu imionami, o długich katalogach tych imion. Otóż imiona "mówiły" do Greka nie tylko tym, co czy też kogo oznaczały. Imiennictwo greckie, w stopniu nieporównanie wyższym niż na przykład nasze, wywołuje skojarzenia brzmieniem i znaczeniem imienia. U nas Mieczysław, Bolesław albo dużo rzadsze Czcibor, Wszerad to tylko wąska grupa w ogromnym zasobie przejętego imiennictwa, które nam już właściwie nic nie "mówi", dźwięki nie wywołują skojarzeń znaczeniowych, chyba tylko przypadkowe, etymologicznie nieuzasadnione. W grece, w poezji katalogowej zwłaszcza, musiało to wyglądać inaczej - imiona można było zrozumieć, albo przynajmniej kojarzyć na zasadzie efektu, który chcielibyśmy nazwać "efektem słopiewni": wychwytywania w imieniu elementów jego znaczenia. W nazwach boginek, Muz, Nereid, przebijał się ich charakter, przeróżne postaci i atrybuty żywiołu, który reprezentowały; dalej samo nagromadzenie takich imion stanowi jakąś poetycką panoramę, ogromnie podnoszącą wartości estetyczne utworu. Ale jak to oddać w przekładzie na obcy język? Czy to w ogóle możliwe? Czy ryzykować poszukiwanie, a dokładniej mówiąc, tworzenie jakichś polskich odpowiedników tam, gdzie ich nie ma, tworzenie w najlepszym razie swoistych słopiewni, a najczęściej niesamowitych dziwolągów słownych? Hippokrene wolno nam chyba nazwać Końskim Źródłem, ale przy katalogach można uczynić chyba tylko jedno: pozostawić w tekście greckie imiona, a w przypisach poinformować Czytelnika, jakie to skojarzenia mogli mieć dawni odbiorcy oryginału. Przypadek nieco odmienny, ale potwierdzający to, cośmy powiedzieli wyżej, to tak miłe poezji greckiej etymologie imion polegające na grze słów. Hezjod nie jest bynajmniej ani pierwszym, ani jedynym greckim twórcą, który się w nich lubuje, poczynając od etymologii-wykładni imienia Odyseusza (odyssadmenos - 'zagniewany', niby "Odąsany"), po Eurypidesową grę słów w Bakchantkach, gdzie: Penthéus ... pénthos ('cierpienie') próbowaliśmy "obejść" zamiennie przez "Penteus ... spęta", ale to nie zawsze i nawet nie często możliwy sposób. Żeby jednak nie zgubić dla polskiego odbiorcy intencji greckiego twórcy, próbujemy do samego tekstu przekładu wprowadzić jako glossę wyraz grecki z jego polskim znaczeniem (Narodziny bogów, w. 195-200):
[...] a ją Afrodytą,
z piany-afros boginią, Kythereją pięknie wieńczoną
zwą bogowie i ludzie, bo z piany-afros powstała,
albo też Kythereją, bo do Kythery przybiła,
albo Kyprogeneją - na Cyprze morskim zrodzoną,
albo Filomedeją, bo wyszła z jąder-medea.
Uważny Czytelnik przekładu może zakwestionować, że raz piszemy Uranos, a raz Niebo, raz Ziemia, a raz Gaja itp., dopuszczając dwie wersje imion jednej postaci i jednego imienia greckiego. To jest zabieg świadomy, mający za cel podkreślenie tak typowej dla greckiego religijnego myślenia jedności bóstwa z jego żywiołem, płynności przejścia jednego w drugie. Przecież uczeni wydawcy greckiego tekstu mają czasem wątpliwości, gdzie Uranos pisać dużą, a gdzie małą literą. Co zaś się tyczy bóstw-uosobień, zdecydowanie preferujemy imiona przełożone na język polski, bo cóż naszemu Czytelnikowi powiedziałyby Machaj lub Nejkea nie przetłumaczone na: "Walki" i "Kłótnie".
Tyle "tłumaczeń się" od tłumacza.
No, może jeszcze jedno. Czytelnik może się zdziwić, napotkawszy te same greckie imiona różnie podawane, i to nie tylko zgodnie z tradycją, która dopuszcza obok Odyseusza także Odyssa i nawet Odyseja (w mianowniku: Odysej), Achillesa i Achilla, Menelaosa i Menelaja, ale i oddane w dziwacznej pisowni; tak np. Iolaos może występować jako Ijolaos, Jolaos, Ijolaj itp. - jedno i to samo imię rozmaicie, a niezgodnie z regułami transkrybowane. Nie jest to wymysł całkowity obecnego tłumacza - zasłużony translator Platona, Władysław Witwicki, imię i tytuł Ion pisał Ijon, aby ułatwić Czytelnikowi prawidłową wymowę (dwie sylaby zamiast jednej). A że i my w tym samym imieniu proponujemy czasami jedną, a czasem dwie formy brzmieniowe, to już swoista licentia translatoria mająca zaradzić kłopotom z rytmem wiersza.
Polskie przekłady Hezjoda
Gdy o tłumaczeniach mowa, wypada przywołać poprzedników. Polskie dzieje Hezjoda zaczyna prozaiczna parafraza z francuskiego Robót i dni dokonana przez Ignacego Krasickiego - poeta nie znał greki. Pełny przekład wszystkich trzech zamieszczonych w naszym tomie poematów mieliśmy tylko jeden, i to już przeszło dwa wieki liczący, pióra Jacka Idziego Przybylskiego, wydany w Krakowie w roku 1790. Przekłady Przybylskiego mają na ogół sławę nie najlepszą, ten jednak dokonany rymowanym trzynastozgłoskowcem, w konwencjach poetyki oświeceniowej, jest chyba jednym z lepszych osiągnięć tłumacza. Przebija w nim jednak typowa dla Przybylskiego śmiałość w tworzeniu nowych słów, czy może raczej nowotworów słownych.
Dopiero początek XX wieku ujrzał poematy Hezjodowe w tłumaczeniu krytyka literackiego i publicysty, przy tym niezłego znawcy literatury greckiej, Kazimierza Kaszewskiego. W roku 1902 ogłosił on w wydanej we Lwowie Księdze Pamiątkowej ku uczczeniu... L. Ćwiklińskiego, zasłużonego filologa klasycznego, Roboty i dnie, a w roku 1904 w Warszawie Theogonię. Oba tłumaczenia są tradycyjne, rymowanym trzynastozgłoskowcem, ale język oczywiście inny, i chociaż Tadeusz Sinko zarzucał tym przekładom "zacieranie toku oryginału", to jednak pokaźne partie, szczerze poetyckie, czyta się i dzisiaj z przyjemnością.
Minęło pół wieku, nim ukazał się nowy przekład Prac i dni, pióra wybornego hellenisty, Profesora Wiktora Steffena, wydany we Wrocławiu w roku 1952 jako tomik tak zasłużonej Ossolińskiej serii Biblioteki Narodowej. Tłumacz zaproponował rozwiązanie jakby kompromisowe - wiersz izometryczny, ale rymowany. Wymagało to z pewnością niemałego wysiłku, ale nie było chyba najlepszym wyjściem. Jednak przekład ten zachował coś z ducha oryginału, opatrzony był ponadto kompetentnym wstępem i bogatymi przypisami.
Także już w XX wieku ukazały się nowe przekłady Tarczy (zatytułowane - zgodnie z zarzuconą już, błędną filologiczną tradycją - Tarcza Heraklesa). Publicysta i krytyk, znany przedstawiciel Młodej Polski, Artur Górski, ogłosił swój przekład w Warszawie w roku 1919. Rzecz doczekała się wznowienia po ostatniej wojnie w roku 1948 w serii "Biblioteka Meandra". Dziełko napisane jest kunsztownie rymowanym trzynastozgłoskowcem, ale to raczej młodopolska parafraza niż przekład, a dołączona do tłumaczenia "Glossa" daleko odbiega od naukowej interpretacji, jest raczej "fantazją na temat". Filolog klasyczny, muzyk i poeta, Tadeusz Bocheński, w wydanej w Cieszynie w roku 1924 Tarczy Heraklesa poprzestał na "pięknym spolszczeniu", jak słusznie potwierdza Tadeusz Sinko.
Z przekładów częściowych Hezjoda wymienimy dłuższe ustępy w tłumaczeniu poety Felicjana Faleńskiego w Przekładach obcych poetów (Warszawa, t. 1: 1878, s. 1-11; t. 2: 1892, s. 5-10), krótkie urywki poematów w popularnej książeczce z serii "Biblioteka Filomaty": Pieśniarz życia Hesiodos, pióra Ireny Krzemickiej, filologa klasycznego, wydanej we Lwowie w roku 1934 (izometryczne, nieco "przegadane", ale wdzięczne). Pięć lat wcześniej, w roku 1929, we Wzorach, stanowiących część II Literatury starożytnej Grecji epoki niepodległości (Kraków 1928-Warszawa 1929) Tadeusza Zielińskiego, zasłużony świetny uczony i tłumacz, Stefan Srebrny, dał urywki poematów w przekładzie izometrycznym.
Ostatnio w roku 1997 nasz najlepszy dziś - jak wspomnieliśmy - tłumacz poezji antycznej, Zygmunt Kubiak, w swej Mitologii Greków i Rzymian, bogato inkrustowanej fragmentami starożytnej poezji, rozrzucił także przeszło półtorej setki wierszy Hezjodowych we własnym przekładzie, najwięcej, jakieś 2/3, z Teogonii; dochodzi do tego jeszcze niecałe 100 wierszy z Prac i dni zamieszczonych w Literaturze Greków i Rzymian (Warszawa 1999).
Z bibliografii
Przy przekładzie zamieszczonych w tym tomie tekstów korzystano z następujących wydań oryginałów:
Hesiodi Carmina. Wydał Aloisius Rzach, Stuttgart 1967 ("Bibliotheca Teubneriana"; 1 wyd. 1902).
Hésiode: Théogonie - Les Travaux et les Jours - Le Bouclier. Wydał i przełożył Paul Mazon. Paryż 1964 (1 wyd. 1928).
Hesiod, Homeric Hymns, Epic Cycle, Homerica. Przekład angielski: Hugh G. Evelyn-White. Cambridge, Massachusetts 1995 ("The Loeb Classical Library"; 1 wyd. 1914).
Hesiod: Theogony. Wydał, wstępem i komentarzem opatrzył Martin L. West. Oxford Clarendon Press, Oxford 1965.
Hesiod: Works and Days. Wydał, wstępem i komentarzem opatrzył Martin L. West. Oxford Clarendon Press, Oxford 1982 (1 wyd. 1978).
(Te dwie edycje Westa to dziś najlepsze wydania tekstów i najkompetentniejsze opracowania).
Hesiodi Scutum. Wstęp, krytyka tekstu, komentarz, przekład i indeksy Carlo F. Russo. La Nuova Italia Editrice, Firenze 1950 ("Biblioteca di Studi Superiori").
Bogatą bibliografię Hezjodejską można znaleźć w wymienionych wydaniach i wielkich podręcznikach literatury (u nas Tadeusza Sinki), bibliografiach specjalistycznych. Tutaj podamy tylko kilka najbardziej interesujących pozycji polskich (poza przekładami wymienionymi we Wstępie), które ukazały się po wojnie:
Bronisław Biliński: O hezjodejski aspekt starożytności. I. Praca w starożytnej Grecji, "Archeologia". Rocznik Polskiego Towarzystwa Archeologicznego nr 2/1948, s. 31-103.
Adam Krokiewicz: Moralność Homera i etyka Hezjoda. Instytut Wydawniczy "Pax", Warszawa 1959.
Henryk Podbielski: Mit kosmogoniczny w "Teogonii" Hezjoda. Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 1978 ("Studia Helleńskie", 5).