Władysław Broniewski, wybór poezji
Władysław Broniewski (ur. 1897 w Płocku, zm. 1962 w Warszawie- przedstawiciel polskiej liryki rewolucyjnej, żołnierz, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, Orderem Budowniczych Polski Ludowej i Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Urodził się 17 grudnia 1897 r. w Płocku. Wywodził się z rodziny inteligenckiej o szlacheckich korzeniach i żywej tradycji patriotycznej. Uczył się w Gimnazjum Polskim w Płocku (tam współzałożyciel półtajnej drużyny skautów). W 1915 r. wstąpił do Legionów Polskich. Miał 17 lat. W 1918 r. wziął udział w manifestacyjnym pochodzie do kwatery Piłsudskiego. Uważał się za socjalistę, cenił sobie osobistą niezależność. Walczył w 4 pułku piechoty Legionów. Brał udział w bitwie pod Jastkowem koło Lublina. Otrzymał za zasługi wojenne Srebrny Krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyż Walecznych. Za udział w kryzysie przysięgowym był internowany w Szczypiornie. Zwolniony z obozu zdał maturę jako ekstern, po czym wstąpił na Uniw.ersytet Warszawski. Jednocześnie działał w konspiracji, w Polskiej Organizacji Wojskowej. Nie był zadowolony z reform w powojennej Polsce, co spowodowało zradykalizowanie jego poglądów. Po śmierci Narutowicza zbliżył się do KPP. W roku 1930 na krótko aresztowany, osadzony wraz Janem Hemplem i Aleksandrem Watem w areszcie miejskim w Warszawie. Aresztowanym pomocy udzielił Bolesław Wieniawa-Długoszowski,adiutant marszałka Piłsudskiego ,ówcześnie dowódca 1 Dywizji kawalerii i szef garnizonu warszawskiego. Wowczas powstał wiersz Rozmowa z Janem. W roku 1939 opublikował słynny Bagnet na broń. We wrześniu 1939 zgłosił się do wojska na ochotnika. Został przydzielony do Ośrodka Zapasowego 28 Dywizji Piechoty w Zbarażu. Zanim stanął do walki, nastąpił sowiecki najazd na Polskę. B. był świadkiem wkroczenia Armii Czerwonej do Lwowa w 1939 r. Nie mógł pogodzić się z tym, że Związek Radziecki napadł na Polskę, czemu dawał wyraz w swojej późniejszej więziennej twórczości. W grudniu ściągnął do Lwowa Marię Zarębińską, z którą od 1938 roku byli w nieformalnym związku, i jej córkę Majkę. Na terenach okupowanych przez ZSRR znalazły się także pierwsza żona Broniewskiego, Janina i ich córka, Joanna (Anka). Okupanci sowieccy rozpoczęli tymczasem politykę pozyskiwania polskich intelektualistów. Wielu literatów, zwłaszcza o poglądach lewicowych (Jerzy Borejsza, Wiktor Grosz, Mieczysław Jastrun, Jan Kott, Stanisław Jerzy Lec, Leon Pasternak, Tadeusz Peiper, Julian Przyboś, Jerzy Putrament, Julian Stryjkowski, Lucjan Szenwald, Aleksander Wat, Adam Ważyk, ale też Tadeusz Boy-Żeleński), oczekując wojny niemiecko-radzieckiej i obawiając się policyjnych represji, zaczęło pod wpływem Wandy Wasilewskiej ściśle współpracować z władzą sowiecką. Władze sowieckie rozpoczęły wydawanie polskojęzycznego Czerwonego Sztandaru - publikował on również (do stycznia 1940 - aresztowania poety) przedwojenne wiersze Broniewskiego. B. nie identyfikował się z linią programową tego czasopisma, próbował jednak wykorzystać je do przypomnienia "sprawy polskiej", nieobecnej w polityce sowieckiej. Dał do druku między innymi słynny wiersz Żołnierz polski, oczywiście nie opublikowany. Cenzura sowiecka nie dopuściła do wydawania jego utworów o treści patriotycznej. 24 stycznia 1940 r. Władysław Broniewski został wraz z Aleksandrem Watem i innymi literatami aresztowany we lwowskiej restauracji Ognisko Inteligencji w zorganizowanej przez NKWD prowokacji . Trzy dni po aresztowaniu, w Czerwonym Sztandarze ukazał się tekst spreparowany przez NKWD, podpisany pod groźbą aresztowania przez Witolda Kolskiego ( człowieka o nieposzlakowanej w środowisku opinii) pod tytułem Zgnieść gadzinę nacjonalistyczną, w którym autor szkalował w stylu stalinowskim aresztowanych literatów i uzasadniał ich aresztowanie motywami kryminalnymi. Aresztowani zostali przewiezieni do aresztu śledczego na Zamarstynowie. W zgodnych relacjach współwięźniów B. trzymał się dzielnie i kategorycznie odmówił współpracy z NKWD. Po 4 miesiącach został przetransportowany do więzienia śledczego NKWD na Łubiance, gdzie spędził trzynaście miesięcy. Po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej wywieziono go do Saratowa, a następnie do Ałma Aty, gdzie został wypuszczony z więzienia po amnestii wynikającej z układu Sikorski-Majski, 7 sierpnia 1941 r. Wstąpił do armii polskiej formowanej w ZSRR pod dowództwem gen. Andersa. Pracował w ambasadzie polskiej w Kujbyszewie. W 1942 roku ewakuował się wraz z oddziałami polskimi do Iranu, później wraz z II Korpusem Polskim poprzez Irak trafił do Palestyny. Do kraju wrócił po długich wahaniach (związanych z więzieniem sowieckim i opublikowanymi w Palestynie antysowieckimi wierszami) w 1945. W okresie powojennym początkowo tworzył poezję polityczno-propagandową, później utwory refleksyjne o motywach osobistych. 1 września 1954 córka Władysława Broniewskiego, Anka, zmarła w swoim mieszkaniu przy ul. Koszykowej w Warszawie. Bezpośrednią przyczyną śmierci był ulatniający się gaz. Śmierć córki wywarła ogromny wpływ na poetę. Stworzył on wtedy cykl wierszy „Anka”. Poeta zmarł na raka krtani, w Warszawie, 10 lutego 1962 roku.
Wraz z S. R. Standem i W. Wandurskim opublikował Trzy salwy - pierwszy polski manifest poetów proletariackich. Jego poezja była silnie związana z jego własną biografią i przeżyciami, a także doświadczeniami narodu polskiego i działaczy ruchu robotniczego, o wyraźnych akcentach rewolucyjnych i patriotycznych.
Wiersze warszawskie
Nowe wiersze
Życiorys wprost z internetu, więc podejdźcie do niego, proszę, jak do... życiorysu z internetu. Dla orientacji powinien wystarczyć.
Moje wydanie poezji Broniewskiego to : Wiersze i poematy PIW - ostatni zbiór przygotowany przez autora, wg komentarza na okładce. Wiersze podzielone wg tomików.
„Wiatraki” 1925
Młodość
Podmiot lir. opisuje błotnistą drogę żołnierzy, płonące chałupy, miasta, czasy gdy „coraz czarniej było w lasach na Wołyniu”. Zwraca się do zastrzelonego „pana pułkownika”: mówi, że zetrze mu krew z ust, że źle leżeć na ziemi wśród „końskiego ścierwa” i że podzielą się papierosem i skradzioną konserwą...”nie chcesz stary?” Nadal zwracając się do pułkownika, mówi, że nie wie, gdzie jest zakopany, że już jego kompanii całej nie ma. Wymienia z nazwiska towarzyszy rozszarpanych granatem, szrapnerem, kulami; wspomina umierania kolegi, jego „skamlania”, prośby o wodę. Dalej wykrzyknienie: „niech mnie to niebo zdławi i zniszczy, ja się nie ugnę przed nim”, wzywa „czarną artylerię”, by wystrzeliła w niego okropnym słońcem, by rozcięła go trajektoria tęczy , by pochłonęły go groby oceanów - jego i jego pęknięte serce - siedemnastoletnie.
Soldat inconnu [z fr. Żołnierz nieznany]
W formie wyznania (1osob.): „Byłem zwyczajnym żołnierzem...”, nazwisko nie jest ważne. Leżę teraz trupem przygnieciony paryską ulicą, przykryty sztandarami, by nie było widać śladu po kuli, rozdeptany przez maszerujące bataliony, krzyczące „zwycięstwo”. Podmiot woła ich, krzyczy, że nikt nie zwyciężył, woła by stanęli, zdjęli mu z piersi ciężar: Łuk Triumfalny i Francję, bo „ona krwi, ona męki pragnie. Przeciw niej stanę z karabinem, w serce jej wepchnę bagnet!”. Woła, by podeptali to zimne serce, rozrzucili kości; a on zaprowadzi ich do innej Francji - do ojczyzny zwycięskiej miłości!
Robotnicy
„Dzień nam roboczy nastał.
Młot niesiemy, kilof i łom.
Idziemy budować miasta
Stupiętrowy za domem dom”
Wiersz w tonie jak powyżej: rozpalamy węgiel Zagłębia, budujemy żelazne grody, zaprzęgamy geniusz narodów, rozwijamy skrzydła w pochodzie, przerzynamy chmury nad Łodzią „czerwonymi nożami łun”. Dalsze dwie strofy pełne wykrzyknień: „Mosty na zachód i wschód! I dalej! I dalej! I dalej! W horyzonty. Młotami. Brak tchu! Kujemy. My - milion kowali!”
Pochód
Przedstawienie pochodu: nadchodzenie tłumu, jego „w niebo urastanie”, rozkwitanie nieba, ucieczki tramwajów, okrzyki, dygocące serca, chorągwie, dymy fabryk - „wiatry ulic”. Potem opis robi się „groźniejszy”: w czaszkach rosną kopuły bazylik, piersi jak ryczące baterie, „pieśni w krew owinięte jak w sztandar”. I dalej, wszystko się potęguje, że bledną oczy błękitu, oślepłe czerwienią, przerażone.
Cienie
Nocni przechodnie, cisi, zamyśleni, czarni
chwieją wysmukłe cienie w refleksach latarni
Cienie pełzną, nie mogą odczepić się od nich,
przełażą przez sztachety, padają na chodnik.
Małe, śmieszne, po twarzach deptane obcasem,
wielkie, straszne, na szczudłach sążniaste dryblasy.
Podnoszą kapelusze na zjeżonych włosach,
lękają się zapałki, blasku papierosa.
Nad brzegiem czarna rampa zgina sie i łamie.
Szalone!- skaczą w wodę do góry nogami.
Znikły!... Przemija rzeka... Powiewy... milczenie...
Nocni przechodnie bledną...- jak cienie, jak cienie.
Koncert
Porównanie miasta, cywilizacji do koncertu, gdy dyrygent z filharmonii krzyknął miastu: „Grać orkiestra”, ulice stają się jak flety, komin to klarnet, wieże i dachy -trąby, domy -bębny, w które walą gwiazdy, jak smyczek -tramwaj. Gdy dyrygent chciał przerwać już za długi koncert „zabrzęczał złoty cymbał - słońce” i wtedy w zachwycie „na telegrafu pięciolinii układał [dyrygent] nowe kompozycje”.
„Dymy nad miastem” 1927
Na śmierć rewolucjonisty
Trzeba będzie niedługo odejść z celi. Za chwile przyjdą żandarmi, trzeba umieć spokojnie pójść pod mur cytadeli. Nie będzie jednak ciężko umierać mimo 20 lat, serce nie jest złamane klęską, bo „żyć warto i umierać warto”. Trzeba śmiało nieść głowę, umieć pięknie umierać, patrzeć w lufy.
Pionierom
Jeśli serce w piersi za ciężkie,
pierś rozetnij i serce rwij!
Wyściel drogę wiośnie zwycięskiej
mostem ramion, purpurą krwi.
Jeśli z piersi krew nie wytryśnie,
starczy okrzyk rozgrzanych luf.
Wytęż oczy! Zęby zaciśnij!
Stawaj w szereg! Nie trzeba słów.
Cóż, że depczą? Cóż, że są siłą?
Cóż, że miażdżą kolbami twarz?
W mur głowami! Serca przez wyłom!
W dni Bastylię zwycięski marsz.
W pierś niech biją młotem - nie pęknie.
Zatnij usta, choć w ustach krew...
Jeszcze będzie jaśniej i piękniej,
będzie radość i będzie śpiew.
Do towarzyszy broni
Zwrot do tychże `towarzyszy', którzy umieją wygrywać na frontach i zdobywać Belweder, krwią spłacają wolność. Dziś znów na ulicach krew, a do was wołają deptani i bici. Kończy wykrzyknieniami: „Bagnetami w te mury śmiało! Bramy więzienne na oścież!”
Nike
Wiersz podzielony na 3 części: I. Zwrot do Nike, która „szumiała greckim żeglarzom” i która potem niosła ich martwych, ale ginących nie na darmo. II. Zwrot do Nike, która przelatuje nad Europą, ale wiatr jej skrzydeł nas nie porywa, ale gdzieś za 1000 klęską będzie zwycięstwo i inna Grecja. III.Słychać jęki rannych, samoloty, karabiny znów wzniesione, krew przez Chiny płynie. Podmiot wzywa Europę: Jak Makbet drżysz i krew obmywasz. Kominy Zagłebia, Baku, Manchesteru porównuje do grożących rąk. . Wiersz kończy się stwierdzeniem, że nad Paryżem i Warszawą leci znów Nike - żądna nowych zwycięstw.
Szpicel
W 7u strofach odmiot opsuje szpicla, którego dojrzeć można przez okno: czatuje jak zmora, a potem przyjdzie z policją, wszystko widzi, choć patrzy spode łba, wskazuje swych towarzyszy, a potem. Dostaje pieniądze i order, wieczorem będzie pił wódkę, śpiewał, bawił się przednio. Ciągle podsłuchuje, nawet „poecie w nocy skradnie wiersz nie napisany”. Po tym następuje zwrotka ostatnia: „Spójrzcie w okno: idzie pochmurny październik, jak szpicel w szarym palcie..”.
„Troska i pieśń” 1932
Elegia o smerci Ldwika Waryńskgo [socjalista, założyciel partii proltariat, Ludwik Waryński został aresztowny przez policję carską 1883 roku. Więziono go w X pawilonie warszawskiej Cytadeli. W oczekiwaniu na rozprawę spędził tam 2 lata. W 1885 Waryński został skazany na 16 lat katorgi. Wysłano go do twierdzy szlisselburskiej, gdzie wkrótce zachorował na gruźlicę. Zmarł pokonany przez tę chorobe w 1889 roku, w wieku 33 lat.]
Wiersz skierowany do Waryńskiego: opis choroby LW; samotności w wiezieniu, szkorbutu, chorych płuc. Ciężko oddychać, ciężko umierać. Już w 3 osobie - o LW, który słyszy zza krat śpiew towarzyszy, powtarza, że musi do kraju..., do mas, robotników, partii. Majaczy i kona, umiera 7 lat. Ostatnia strofa:
„Raz jeszcze się dźwignął na boku:
-ja muszę ..tam na mnie czekają... -
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.”
Lekka atletyka
Skierowany do zwycięzców, młodych i zdrowych którzy wysłani zostaną do walki i zabijania, „zbogacania przemysłu wojennego”. Trzeba będzie wielu lat, krzywd, by wreszcie obrócili bagnety w drugą stronę - przeciw rządom. Zwraca się do nich: posłuchajcie głosu poety, byście ujrzeli prawdę, jeszcze przed startem do skoku.
Do towarzysza-więźnia
Jak tytuł głosi - podmiot zwraca się do towarzysza - więźnia w pokrzepiających słowach +/- tej treści: za zamkniętymi drzwiami miną najlepsze lata, trzeba to wytrzymać. Ale za oknem słychać już rewolucję. Musisz trwać, bo z tobą kraj, masy, partia, a kapitalizm musi dojść do przepaści dziejów. Przyjdzie krwawa wiosna i sami otworzymy drzwi więzień.
Bezrobotny piosenka więzienna
Nie mam za co jeść i pić,
trzeba robić , aby żyć,
jak robota się nadarzy,
to przystanę do murarzy,
aby jeść i pić.
Bracie, bierz do ręki kielnię,
napracujesz się rzetelnie,
dadzą ci tu jeść i pić.
Staną ściany i sklepienie,
stanie wielki gmach-więzienie,
w tym więzieniu będziesz gnić.
Nie chcę ryglów, nie chcę krat,
pójdę sobie od was w świat,
wezmę z sobą młot ze stali
i przystanę do kowali,
nie chcę ryglów, krat.
„Krzyk ostateczny” 1938
Krzyk ostateczny
Wiersz apokaliptyczny, zaczynający się od słów: „Dzień głodu, ognia, powietrza i wojny z dziejowej rodzi się nocy”. W tonie przepowiedni poety, który jest jak dawny prorok: widzi głód i pożogę, piekła, płonące miasta; słyszy nowe potopy, patrzy na spełniająca się Apkalipsę. A gdy wszystko to i jego dopadnie wtedy ostatecznym jego krzykiem bedzie: Wolność.
Do przyjaciół-poetów
Mało nas, a odnajdujemy się w tłumie, złączeni - „podpalacze serc, dynamitardzi sumień, recydywiści marzenia, gniewu, entuzjazmu”. Przyjdzie dzień, gdy będziemy podpalać, nasze słowa staną jak wojsko. Dzis już je trzeba uzbroić.
Miasto rodzinne
Nie minęło pół życia a podmiot pogrążony jest zewsząd w rozpaczy. Zwraca się do „was” (nas) - nie znamy jego wspomnień, widoków, jego miasta, do którego nie wróci wyruszywszy raz na wojnę, a gdzie nauczył się słów, którymi umie kochać, cierpieć i bić się. Ostatnia strofa to podziękowanie dla dobrych „ludzi z dziecięcych wspomnień”.
Brzoza
Nad woda stała brzoza, spojrzawszy w wodę chciała uciekać, ale nie mogła i tylko zapłakała, nie wiedząc po czym. Tu podmiot w pierwszej osobie opisuje jak podszedł do niej, wbił w jej „brzozową skórę” ostrze i pił jej „krew”. I zmorzył go sen - o tym co stracił, za czym tęsknił, i wtedy brzoza zaszumiała najpiękniej, a on obudził się z nożem, świadomy co zrobił. Kończy słowami: „w niebie mogło być jeszcze błękitniej, ale nie mogło być piękniej.”
Ulica Miła
Ulica Miła wcale nie jest miła.
Ulicą Miłą nie chodź, moja mila.
Cuchną podwórka, w domu hałas, wilgoć, błoto, gruźlica. I na Miłej jest zakład pogrzebowy, ulica pędzi pogotowie, pod 13ym powiesił się fryzjer. Strasznie się tamtędy włóczyć. Nocą - rozpacz, największa pod nr 13; w suterenie pogrzeb, na parterze płacze wdowa po fryzjerze, na 1 piętrze komornik, na 2. tajniacy, na 4 - bezrobotni, na poddaszu dziewczyna zabiła 2dniowe dziecko. Na Miłej nie ma młodych drzewek, ludzie nie wiedzą o wiośnie. Zwrot do miłej: podmiot mówi, ze tamtędy nie chodzi, choćby się spieszył do niej, choćby było po drodze, bo „ kto wie, czy się tam $nie powieszę”.
Coś o alkoholu...
Bar „Pod zdechłym Psem”
„Zanim się serce rozełka” z niewiadomych powodów, podmiot stwierdza, że warto się napić. Kompanem mu wiatr listopadowy, którego sobie uroczo uosabia i do którego się zwraca per np. „siewco zgryzot wieczornych” . Trzeci kompan, który się pojawił to bies. Wszyscy pijani - i listopad i bies i podmiot ze ściśniętym od łez gardłem, a cała sala na fazie. Zwraca się do diabła, by wziął jego duszę, tylko dał mu raz jeszcze przeżyć jego 40 lat z taką samą miłością, życiem, walką. Diabeł gardzi życiem poety, nie potrzebuje jego duszy, życie porównuje do jednego haustu [wódki]. Zniknęli czort i listopad , a podmiot padł na podłogę. Słyszał wokół głosy, że się upił. On sam wzywał taksówki na Drogę Mleczną, bo : „Ja mam już dość”. Tak kończy wiersz.
Poeta i trzeźwi
„Bije czarna godzina / czarny wiersz się poczyna”. Kieruje swe słowa do „trzeźwych” - prosi o szklankę poezji - szklankę wina. Trzeźwi godzą się, ciekawi, czy będzie musiał zażądać kredytu rano za alkohol. 1 szklanka - podmiot śpiewa wesoło, ale nikt się nie dołącza, tylko łypią ponuro. 2 szklanka - z okrzykiem : za zdrowie potomnych, o których chce zapomnieć. Obstąpiono go, a on trzecią wypija i „stół rusza z kopyta”; gwiazdy milczą.
„I ocknąłem się rano
twarz miałem krwią zalaną,
trzeźwi nad mną stali,
bili mnie i pytali:
co za wino dostaną?”
Odrzekł im, że w jednej piersi mieści się świat i „gdy się miłość poczyna tej mi trzeba, nie wina, i bez niej nie ma wierszy”.
„Bagnet na broń” 1943
Bagnet na broń
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską-
kula w łeb!
Ogniomistrzu i serc, i słów,
poeto, nie w pieśni troska.
Dzisiaj wiersz-to strzelecki rów,
okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!
Bagnet na broń!
A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.
List z więzienia
Skierowany do córeczki. Podmiot stara się w sposób jak najmniej przerażający, a przy tym szczery opisać więzienie dziecku. Pisze zatem, ze jest ponuro, a od dworca słychać świst, że w kratowanym oknie wróbelki wydziobują ziarenka. Że to nic, że ciężko, bo on - podmiot - jest dzielny, a czas tu płynie szybko. Życzy jej zdrowia, szczęścia, pisze, żeby była miła. Jemu musi starczyć sił.
Persja
Cyprysy, gaje oliwne, potok wśród gór, kraj spokojny. Obce armie przejdą tędy, zaleją krwią, ale dziś za wcześnie na łzy - „Piękna jesteś , o Persjo, jak ziemia polska przed Wrześniem”.
A kiedy będę umierać....
(zwrot do drugiej osoby)... ty nie bądź przy tym i nie radź, sam potrafię. Chcę mieć oczy otwarte, a w ręku broń, wiatry niech przywieją brzęczenie pszczół, Wisłę i Tatry, to co kochałem, czułem. Wystarczy potem krótko, acz serdecznie zapłakać, przyjaciele niech narzuca żołnierski płaszcz na trupa, złożą w ziemi, gdzie padnę, wspomną żołnierza i niepodległą pieśń i pójdą dalej bić się. Taka jest wola.
Dwugłos Antoniemu Słonimskiemu
Gdy ci przyłożą nóż do piersi nagiej
I każą zajzeć do otwartej trumny,
Czgo ci trzeba, szlachetny i dumny?
- Odwagi
A kiedy padniesz, nieugięty, twardy,
I wróg twe serce będzie sciskał w rku,
Czego ci trzeba, by skonać bez jęku?
Pogardy
Oto rozsiano biale twoje kości,
A zczynu będą potomni korzystać.
Czgo chcesz aby w milionach zmatwychwstać?
- Miłości.
Żydom polskim Pamięci Szmula Zygielbojma
Dla polskich Żydów, pisze polski tułaczy poeta, zwracająsię do nich.Pisze o zwierzętach, katach, chcących gazem, wapnem w wagonach zabić i szydzić i o odwadze Żydów, którzy podniesli kamień przeciw armacie, umieją umierać, walczyć bez nadziei. Łączy nas walka, Dachau i Oświęcim, każdy grób bezimienny i każda krata wiezienia. Po wspólnym zwycięstwie każdy otrzyma wolność, chleb i prawo; powstanie jedna rasa: ludzie szlachetni.
„Drzewo rozpaczające” 1945
Drzewo rozpaczające
Opis zimy jerozolimskiej deszczowej i wietrznej. Myśli jak i opis - ponure: podmot myśli że i jego kości spróchnieją, lecz dziś nicości przeczy drzewo - cmentarny eukaliptus. Drzewo jest bite przez deszcz i wiatr, szamoce się wciągaąc ręce - gałęzie; płacze szumiąc - jak rozpaczająca płaczka: tarza włosy po ziemi to znów podnosi ramiona w bluźnierczej modlitwie. Rozpacza w buncie; a podmiot mówi: „ja z tobą drzewo szumię jednym tchem, najsamotniejszy pod słońcem.” - porównje się do drzew, tak samo nim szarpie wiatr. Podmiot nei wie, gdzie wrośnie w grunt (zostanie pochowany) lecz chce by mu śpiewało ból i bunt takie drzewo, podobne do brzozy.
Rysunek
Skierowany do „Ziemi mojej, droższej od innych” - podmiot pisze, że nie śpi, szukając wspomnień, kreśląc na kartce niezręcznie dom, płoty, ganki, bzy itd., słyszy dzwon... Wiersz kończy się : „Czemu czemu tak smutno na duszy?”
Middle east
Wiersz zaczyna się od słów: „Ja nie chcę Palestyny, Syrii, Iraku, Egiptu...” - woli kalinę od cyprysów, „swoje” sosny, nie jest poetą który mógłby się cieszyć obcym krajem. Chciałby choć na chwilkę na Żoliboż, inaczej zdechnie nad Morzem Śródziemnym ze smutku.
„Ballady i romanse”
"Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha...
To dzień biały, to miasteczko..."
Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,
po gruzach biega naga, ruda Ryfka,
trzynastoletnie dziecko.
Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
(Uciekaj, uciekaj Rafka !)
"Mama pod gruzami, tata w Majdanku..."
Roześmiała się, zakręciła i znikła.
I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa:
"Masz, Rafka, bułkę, żebyś była zdrowa..."
Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami:
"Ja zaniosę tacie i mamie".
Przejeżdżał chłop, rzucił grosik,
przejeżdżała baba, też dała cosik,
przejeżdżało dużo, dużo luda,
każdy się dziwił, że goła i ruda.
Ja i wiersze
Podmiot stwierdza, że chętnie by nie pisał, ale musi jakby kazał mu czort. Więc pisze mając w głowie Londyn, jakieś miłości, inne rzeczy, których się boi, troski, pamięć o Warszawie. Co noc też powtarza imie Maria - do niej kieruje ostatnie srtofy , by wybaczyła mu, że płacze. Swoje „tępe” pisanie wierszy uważa za niepotrzebne, skoro jego ojczyzna nie ma granic, a serce nie ma domu.
„Nadzieja” 1951
Do domu
Czas ując w dłoń - pług, pióro, łom, czas budować, wracać na ruiny i zgliszcza: „Równość! Oświata! Trakor!” () Górnicy do pracy, kolejarze, marynarze, żołnierze, lotnicy ... „roboto, roboto, roboto, robocza Polsko nie pańska”. Niech kwitnie Łódź - trzeba odzieży dla miast i wsi. Zwrot do Warszawy: powstań w nowym kształcie nadanym przez architekta, murarza, poetę. Pora stawiać w Warszawie szklane domy.
Pieśń majowa
Rośnie kraj, wyciągi, miasta, pociągi, okręty: Warszawa jest nieśmiertelnie piękna, Łódź jest pracy posągiem, Zagłębie, Śląsk dymi - „rośnie kraj”.
„Przeto dziś o poranku majowym
podzielimy się dobrym słowem,
pójdziemy radośni i prości,
czerwienią sztandarów skrzydlaci”
Pierwszy maja - aż zacytuję:
Temat? - jak rzeka. Miejsce? - świat.
Cel? - szczęście. Wróg? - kapitalizm.
Myśmy widzieli świat spoza krat,
kraty pękły od młota ze stali.
My pójdziemy Pierwszego Maja
ulicami stolic tego świata,
my za ręce się będziemy trzymali,
my każdego przyjmiemy jak brata...
Każdego? - nie!
bo jest gniew,
bo są banki, kajdany i trony...
Nasz sztandar? ... Jego kolor czerwony,
"bo na nim robotników krew".
Myśmy szli, raczej nasi ojcowie
(ileż to lat?...),
w Warszawie, w Łodzi i w Żyrardowie
myśmy szli na Pierwszego Maja
jak na bój!
Trony, banki się jeszcze trzymają.
Trzymaj sztandar,
bo twój.
Wiersze są +/- w takim tonie jak powyższe: tytuły to np. Zabrze (zaczynające się od słów: „Prędzej górniku, głębiej górniku”.), Pokłon rewolucji październikowej
Dla kogo wiersze?
Z notką pod tytułem następującej treści: „ W łódzkiej tkalni kolorowej ZPB im.Harnama druga brygada młodzieżowa przybrała imię Władysława Boniewskiego”.
Wiersze piszą sztubacy i przodownicy pracy, profesorowie chemii i głuchoniemi”. Mowa polska - prosta; wyrażanie uczuć milionów w imię wielkiej sprawy - dlatego warto pracować w rymie. 2 ostatnie wersy: „Dziękuje Wam, łódzcy włókniarze, za moje imię”. [słodko]
„Anka” 1956
Firanka
Otworzyłem okno, a firanka
pofrunęła ku mnie,
jak Anka
w trumnie.
Biała firanka, błękitne zasłony,
zaszeleściło...
O! pokaż mi się od tamtej strony!
Jesteś? Jak miło!...
Jak miło...jak miło...jak strasznie,
moja miła...
ja już chyba nie zasnę...
Firanka?...Czy tyś tu była?
W zachwycie i grozie
„Moja córka, moja córka umarła”. Jak sercu w rozpaczy powiedzieć: nie płacz. Żadnej kochance „nie mówiłem tak siebie do dna” jak Ance, podobnej do świata który się stawał w zachwycie i grozie. „a jam serce gorące podawał na mrozie”.
Obietnica
Zwrot do „córeczki dalekiej”: pusto wkoło, serce krwawi i nie umie zapomnieć. Nie umarłaś zupełnie, razem się trudzą - podmiot i córka. Pisze, że dotrzyma obietnicy - zaniesie ludziom wiersz, choć niełatwo „nieść wiersz i pod nim upadać”.
Moje serce
Moje serce fizyczne jest przedmiotem dociekań lekarskich; natomiast serce bolesne jest przedmiotem niepokoju - brakuje 1 osoby. „Może ta łza pod powieką to moja córka nieżywa?” W ostatniej stofie podmiot stwierdza: nie dla mnie śpiew słowika, poranki i wieczory, „ja bym skonał za zmrużenie powiek Anki”.
* * *
wiersz zaczyna się od wykrzknienia: Anka! Minęło 3, 5 roku a nie ma dnia, żebym nie wspominał o sobie - osieroconym i nie widzę cię w żadnym niebie i nie chce takich nieb.Nie poradzi na to filozofia, po śmierci siostry, matki czas załagodził rany, ale nie po śmierci Anki- wciąż o niej myśli; może jest jej coś winien? Kończy wiersz: „powiedz, czyś ty naprawde była,
bo ja jestem...”
Nowe wiersze np.
Cisza
- Powiedz mi, jak ci na imię?
- Cisza.
- Powtórz, bom nie dosłyszał?
- Cisza.
- Czy to ty chodzisz po chrząstkich gałązkach wiosną?
czy o tobie słowik kląska,
gdy trawy rosną?
- Ja jestem cisza, milcz, dumny.
Zabiorę ciebie do trumny.
Ociemniały
- Pokaż mi drzewo.
- Jestem niewidomy.
- Gdzie jest prawo i lewo?
- Jestem niewidomy.
- Gdzie jest światło i ciemność?
- Jestem niewidomy
- Powiedz mi! Jestem jasnowidzem!
Czy trzeba kochać! - Tak. Widzę
**
Budzę się nazbyt rano,
mylę pory,
księżycowi mówię dobranoc,
jestem chory,
jestem chory na ciężką chorobę
(już bez pijaństwa),
nie wiem, co robię,
a myśl bezpańska,
ale kiedy popatrzę
w noc ciemną,
myślę: zawsze
poezja ze mną.
Żeby nie było, że ton już zupełnie nie ten jest wśród nowych (starych) wierszy, np. taki:
**
O mieście i do miasta zwrócony wiersz o treści mniej więcej: rośniesz; twoje rany zalepiane kawałkiem chleba od ust odjętym chętnie, by było piękne. Warczą warsztaty, dymią kominy, płynie Wisła....
1
Bracie , z nami wal obuchem,
jest robota nad łańcuchem,
na ten łańcuch czeka kat.
Wyjdzie z ognia hartowany,
zrobią z niego twe kajdany,
będziesz nieść je wiele lat.
Co mam robić, dokąd iść?
Chyba z głodu kamień gryźć.
Takie moje przeznaczenie:
bezrobocie, głód, więzienie.
Bracia, dokąd iść?
Towarzyszu, jest robota
i dla kielni , i dla młota,
tylko z nami śmiało stój.
Gdy nadejdzie dzień zapłaty,
będziesz młotem walił w kraty,
będziesz szedł w śmiertelny bój.
Żołnierz polski
Ze spuszczoną głową, powoli
Idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.
Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
A nad niemi złota jesień polska.
Usiadł żołnierz pod brzozą, u drogi,
opatruje obolałe nogi.
Jego pułk rozbili pod Rawą,
a on bił się, a on bił się krwawo,
szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.
Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,
Potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.
Jego dom podpalili Niemcy!
A on nie ma broni, on się nie mści...
Hej ty brzozo, hej ty brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,
Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową.
I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,
Ssani go wiedli na męki,
postawili ich oboje pod miedzą,
potem wzięli karabiny do ręki.
"Słuchaj, Jezu, słuchaj, Rafka, sie Juden,
za koronę cierniową, za te włosy rude,
za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,
obojeście umrzeć powinni".
I ozwało się Alleluja w Galilei
i oboje anieleli po kolei,
potem salwa rozległa się głucha...
"Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha..."
Był rok Piąty, był Siedemnasty,
błysnął Petersburg: natchnienie-miasto,
była dokoła wroga banda,
błyszczał Październik: sztandar!
Ten sam sztandar szumiał nad Madrytem,
pieśń szumiała tym samym rytmem,
na placu Grzybowskim, jak dziś pod Grammos,
w sercach i w pieśni było to samo.
Nie będzie tronów, nie będzie banków,
złamiemy fronty Kuomintangu,
nie będzie City i Wall Street,
błyśnie wolności świt !
Pokój, pokój, pokój narodom,
braterstwo dla wszystkich ras,
w przyszłość - pierwszomajowym pochodem,
wyżej sztandarów las!
Młot, kielnia, młotek, kilof i pióro,
pług za traktorem, mosty w dal.
I ty tam pójdziesz, literaturo:
słowo - stal.
58 lat
liczy Pierwszy Maj.
Towarzyszu, masz zdobyć świat.
W trudzie trwaj.
Poród
Poród ? cóż ! poboli, poboli,
pomęczy się żeńskie ciało,
a z niego powoli, powoli,
wyjdzie coś i będzie krzyczało.
Będą owijali w pieluchy,
poślą do szkoły -
a wtedy, duchy -
sokoły!
Poślęczy nad Mickiewiczem,
uwielbi Słowackiego
i powie: "Jestem niczem,
nic z tego..."
Potem podrośnie,
będzie pisał miłośnie,
niekoniecznie o Maryli, Ludwice.
"Nie kocha...jestem niczem".
A wtedy gwiazda zabłyśnie,
czoło uwieńczy
i jak ze skały wytryśnie
wiersz młodzieńczy.
To poród bolesny bardziej
niż dziecko zrodzić.
A ja myślę coraz hardziej:
zawsze się mogę odmłodzić.
(9.11.1961)